Ehdi napisał/a:Zofia ojciec umierał w nienawiści do nas, to było straszne przeżycie. Poza tym on już przez chorobę wegetował. Nie powiem aby nas jego śmierć nie obeszła ale wiedzieliśmy, że w sumie dla niego dobrze się stało. Oczywiście nie mógł odejść z tego świata bez zostawienia smrodu. Taki po prostu był.
Rozumiem.
Kochałam ojca zawsze. Rozwiódł się z mamą kiedy byłam jeszcze dzieckiem (12 l). Nie rozumiałam ich decyzji, ale szanowałam. Z ojcem miałam ograniczony kontakt do czasu zamążpójścia. Okazało się, że ojciec i mój mąż, mają wspólną pasję - ryby. Wędkowali razem, grali w szachy, karty. Było super do czasu pożyczki. Mąż pożyczył duże pieniądze od ojca i ....... i to był koniec spędzania wspólnie czasu. Pożyczka nie była spłacana. Nie mieliśmy wtedy pieniędzy. Kontakt urwał się. Mąż już nie jeździł na ryby ani z nim ani z kimkolwiek (przestał kochać wędkowanie). Ojciec obraził się też na mnie, chociaż ja nie miałam pojęcia, że jakieś pieniądze zostały od niego pożyczone. Po latach przeprosiłam go za całą sytuację. Przeprosiłam za nie wywiązywanie się ze spłat. Było mi przykro kiedy usłyszałam od ojca, że kochaliśmy go do ostatniego grosza. Nie miał racji.
W szpitalu pojawił się ojciec. Nie zdziwiłam się..... byłam jeszcze mało świadoma. Snuł plany na NASZĄ przyszłość. Nie rozumiałam jego słów, nie ogarniałam o czym mówi. Nie rozumiałam jego słów, gestów, łez. Poprawa mojego zdrowia następowała szybko. Przy kolejnej wizycie powtórzył zdanie, "powiedz jedno słowo a zastrzelę drania". Dodał, "za tę zbrodnię nie zdążę odbyć kary". To uświadomiło mi po pierwsze, że jest śmiertelnie chory, po drugie, że mnie kocha ponad wszystko. Mówił, że dopiero teraz zrozumiał co to rodzina, dzieci. Zrozumiał, że dzieci kocha się za nic i bezwarunkowo. Pragnął mojego uścisku. Ufffff jaką poczułam ulgę. Wybaczył, chociaż nie ja zawiniłam. Umarł miesiąc później, ale nie choroba go zmogła a błąd lekarzy. Do ostatniej chwili rozmawialiśmy........
A co by było gdyby nie wybaczył ? Chyba nic by się nie zmieniło. Opłakiwałabym jego odejście z takim samym żalem. Tak samo by mi go brakowało......chociaż jego słowa "kocham cię i zawsze kochałem" brzmią mi w uszach do dzisiaj. Do tych słów uśmiecham się.
Ehdi napisał/a:Po jego śmierci bywało różnie ale oboje z bratem chcieliśmy zrobić wszystko aby zabezpieczyć mamę. Nie powiem zachowywała się czasem jak dziecko i generalnie nas wkurzała. Jednak mimo wszystko ciągle przy niej trwaliśmy. Gdy zachorowała nie mogłam uwierzyć, to było strasznie nagłe. Byłam z nią przed pierwszą operacją i ona wtedy powiedziała mi, że umiera. Kłóciłam się z nią i tłumaczyłam aby głupot nie gadała bo ma masę życia przed sobą.
Kiedyś koleżanka nie pozwoliła mamie, umierającej mamie, mówić o śmierci i sprawach jakie po sobie zostawiłaby. Jej mama wiele razy próbowała jej coś przekazać, ale ona urywała rozmowę słowami, mamo jeszcze długo będziesz żyła. Długo nie żyła. Po jej śmierci koleżanka nie mogła sobie wybaczyć, iż nie pozwoliła jej nic powiedzieć. Nauczona tym przykładem, słuchałam konającego ojca.
Mama. Baaardzo ją kocham ale i jestem na nią zła. Jestem zła za jej starzenie się , nieporadność. Kiedy kaprysi jak dziecko, jestem bezradna. Nie lubię jej starej. Kocham ją ale jej starej a raczej nieporadnej nie lubię. Nie zgadzam się na jej starość, niedołężność. Wiem, rozumiem, że taka jest kolej rzeczy ale mam prawo nie zgadzać się z tym.
Ehdi napisał/a:Jednak dla mnie to było trudne wszystko. Moja matka w sumie zrobiła mi wiele krzywd w dzieciństwie. Nie potrafiła mnie kochać jako dziecko i mocno zniszczyła moją psychikę. Później w wieku bardzo dorosłym również mi się od niej obrywało ale tu królował ojciec. Matka zawsze starała się być blisko mnie i mojego brata. Nie wierzyliśmy jednak w szczerość jej intencji, nawet po śmierci ojca kiedy do nas lgnęła. Ja wiedziałam, że robi to dlatego, że jesteśmy jej potrzebni.
Mam rodziców jakich mam. Nie miałam też wielkich oczekiwań wobec nich. Cieszyłam się kiedy oni byli szczęśliwi, chociaż bywało i tak, że to ich szczęście odbijało mi się czkawką. Nie byli tacy jakich sobie wymarzyłam, ale zdecydowanie kochałam i kocham ich miłością bezwzględną. Ja też jest mamą. Jestem taką jaką jestem i zapewne dzieci wiele by we mnie zmieniły. Kocham synów nad życie i wychowuję ich, staram się ich wychować jak najlepiej, co nie znaczy, że oni nie mają żalu, zastrzeżeń i innych oczekiwań. Może i oni myślą, że ich skrzywdziłam...... .
Co znaczy kochać swoje dzieci ? Jak wiele ludzi, tak wiele opinii...... tak są ludzie, którzy nie potrafią kochać nikogo, nawet własnych dzieci. Są ludzie, którzy są pozbawieni uczuć.
Ehdi napisał/a:Była chimeryczna i równie łatwo wpadała w gniew, jak i jej przechodziło. Ona nigdy nie powiedziała mi, że żałuje. Nic takiego. Jednak w tych ostatnich tygodniach ona wiedziała, że umiera. Ona chciała po prostu umrzeć, bo wiedziała, że już nigdy nie wróci do pełni zdrowia. Początkowo myślałam, że to strasznie egoistyczne z jej strony ale teraz jak na to patrzę to widzę, że to dla niej nie byłoby życie. Nie mieliśmy prawa wymagać od niej takiego poświęcenia i wieloletniej wegetacji bez możliwości życia w sposób jaki kochała. W ostatni weekend kiedy byłam przy niej wiedziałam bez słów tą miłość. Ja ją świetnie znałam.
Moja mama wiedziała też, że będę sobie po jej śmierci czynić pewne zarzuty. Dlatego poprosiła swoją siostrę aby przekazała mi pewne rzeczy. Wiecie ona zadbała o to abym ja czuła się dobrze, po prostu z miłości. Wybaczenie przyszło po prostu.
Jakbyście widzieli to niebo po pogrzebie. Nawet ksiądz nie mógł się nadziwić. Wcześniej była koszmarna pogoda, chmury i deszcz. Dlatego mam spokój ducha, że zrobiłam wszystko tak jak chciała.
Teraz wiesz jak byłaś dla niej ważna.