Otóż niedawno na jednym z wątków odbyła się dyskusja odnośnie tego, czy zdradzane mają czy nie mają kontaktować się z kochankami swoich mężów. Ja osobiście nie miałam jakiejś przemożnej potrzeby rozdrapywania pewnych kwestii, dołowania "tej trzeciej", dociekania pewnych faktów z jej pomocą. Z zakresu faktografii wystarczy mi tego bagna, co wiem. Wymiana kolejnymi dowodami na to, że byłyśmy jednocześnie manipulowane i karmione tymi samymi kłamstwami jest bezcelowa. ALE napisałam też coś takiego:
Uważam, że zdradzana ma prawo do rozmowy z kochanką, ale nie po to by wyciągać kolejne upadlające ją samą przecież szczegóły, ale po to by ? przekazać kochance informację ? ?jeśli będziesz potrzebowała pomocy, jestem tu ? starsza, mądrzejsza i też zbolała. Pal licho psychofaga, wiem, że obie nadal w jakiś chory sposób coś do niego czujemy, ale wygrzebiemy się z tego i znajdziemy zdrowych facetów a jak nie to przynajmniej będziemy o niego mądrzejsze, chociaż pewnie jeszcze w życiu popełnimy nie jedno głupstwo. Mi jest ciężej niż tobie o tych wiele więcej lat z nim, i wspomnień, i marzeń, i nadziei ale jad psychofaga był też pewnie odpowiednio trujący dla ciebie, więc jeśli już nic innego nie pomoże, to wpadnij na małą wódkę i przynajmniej pośmiejemy się tekstów, którymi karmił nas obie i z tego, jak musiał kombinować jak koń pod górę, żeby wyrobić się w czasie między nami.?
Smaczku historii dodaje fakt, że J. powiedział mi kiedyś, że wszystkie jego kobiety, w tym blondi, były z rodzin alkoholowych. W miarę mojego pobytu na forum i słabnięcia od lutego w górę emocji związanych ze zdradą jako taką zaczęła we mnie dojrzewać myśl, że oto rośnie nam kolejna ofiara poszukująca chłopaka z bałaganem w oczach, a że znalazła go w moim psychofagu, to już tylko kwestia przypadku. Od momentu napisania tamtego posta myśl we mnie dojrzewała. Nie bez oporów, ale wczoraj wreszcie zadzwoniłam do blondi i rzekłam - droga A. nie dzwonię, żeby dokopać ani pani ani sobie. Chciałam porozmawiać o czymś, co być może jest pani znajome, ale nie uświadomione. Mamy ten sam problem i domyślam się, że pani męczy się z nim tak samo jak ja ... itd. itd.
Ucięłyśmy sobie dwugodzinną bardzo serdeczną rozmowę o kkzb, DDA, traumach wyniesionych z domu (ta to miała jazdę!), o skłonnościach do konkretnego typu partnerów. Co tu ukrywać pewne fakty nadal wypływały, ale w kontekście wszystkiego co wiem, nie było to już gatunkowo nic nowego. Na koniec blondi zaskoczyła mnie prośbą o "naszą" literaturę, bo nie przypuszczała, że to co się w jej życiu działo zostało już tak dokładnie sklasyfikowane i że są z tego jakieś drogi wyjścia. Ona zwyczajnie myślała, że "taka jest dola i rola wszystkich kobiet, uwarunkowana biologicznie."
Niniejszym informuję, że przekazałam pałeczkę - wysłałam całą naszą literaturę i spis lektur kolejnej ofierze DDA. Jedyne co zataiłam to nazwę naszego forum - zbyt dużo tu o niej zasłużenie niepochlebnego, ale na tym etapie jest jej to zbędne, a chyba i tak wie jakiego bagna narobiła i sobie i mnie. Całkiem fajna dziewczyna ... taka w moim typie. Może na innym gruncie mogłaby zostać moją młodszą koleżanką ale nie jestem chyba na tyle perwersyjna, żeby po tym wszystkim podtrzymywać z nią znajomość, mimo iż wyraziła taką chęć.
Przez chwilę poczułam się jakbym rozmawiała z jedną z nas - nie radzi sobie dziewczyna z wychodzeniem z psychofaga, chociaż robi dobrą minę i sama sobie próbuje udowodnić, że jest już wolna i na luzie. Zbyt długo jednak my tutaj przyglądamy sie naszym jazdom i próbom uwolnienia od toksyny, żebym nie rozpoznała podstawowych symptomów.
Jest coś jeszcze. Mam też nadzieję, że ona nie rozpoznała, że (nie czarujmy się przecież, i Wy też to wiecie) moja rozmowa z nią była tak nie do końca "czysta". Mam więc nadzieję, że nie zorientowała się, że rozmawiając z nią oprócz "niesienia kaganka oświaty" próbowałam się pozbyć resztek złości personalnie do niej i ugruntować moją determinację w czyszczeniu się z psychofaga. Czas pokaże, czy ta forma mi w tym pomogła czy zadziałała na odwrót, bo może właśnie ta złość była całkiem nie najgorszym motorem zmian, a jak jej zabraknie ...