Zazdrości - napisałam do Ciebie mail' ws ilustracji.
Przeczytalam. Ciesze sie i widzialam na wlasne oczy rysunki.... Uwielbiam satyre tego rodzaju. Chetnie poddam ocenie moje osobiste rysunki
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Strony Poprzednia 1 … 31 32 33 34 35 … 405 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Zazdrości - napisałam do Ciebie mail' ws ilustracji.
Przeczytalam. Ciesze sie i widzialam na wlasne oczy rysunki.... Uwielbiam satyre tego rodzaju. Chetnie poddam ocenie moje osobiste rysunki
Dołącze się do projektu pisania spuścizny jak tylko odzyskam stały dostęp do netu, ale wiecie co mnie cały czas zasmuca ? Mam dwie koleżanki kochające za bardzo. I widzę, że do osoby, która ma tak zniekształcone myślenie nie da się dotrzeć dopóki ona sama nie poczuje, że kopie pod sobą dołek. Jedna nawet przeczytała kobieceserca.pl, stwierdziła, że czyta o sobie i... tyle pożytku z wniosków to jest jak z alkoholikami, naprawdę. Co gorsza, jako kkzb walcząca z nałogiem widze, że pomimo świadomości jaką uzyskałam i pomimo, że nie jestem podatna na wpływy widzę, że kontakt z czynnymi kkzb działa nieco niszcząco na moje własne samopoczucie... czy macie podobnie obserwacje ?
Witam Kobietki
Życzę miłego dnia
Dołącze się do projektu pisania spuścizny jak tylko odzyskam stały dostęp do netu, ale wiecie co mnie cały czas zasmuca ? Mam dwie koleżanki kochające za bardzo. I widzę, że do osoby, która ma tak zniekształcone myślenie nie da się dotrzeć dopóki ona sama nie poczuje, że kopie pod sobą dołek. Jedna nawet przeczytała kobieceserca.pl, stwierdziła, że czyta o sobie i... tyle pożytku z wniosków
to jest jak z alkoholikami, naprawdę. Co gorsza, jako kkzb walcząca z nałogiem widze, że pomimo świadomości jaką uzyskałam i pomimo, że nie jestem podatna na wpływy widzę, że kontakt z czynnymi kkzb działa nieco niszcząco na moje własne samopoczucie... czy macie podobnie obserwacje ?
Zgadza się, że dla kkzb najważniejszą rzeczą jest nawet nie to, że poczuje, iż kopie pod sobą dołek, ale jak w takowy wpadnie i zacznie się czuć jak w pułapce.
My mamy już świadomość bycia kkzb i faktycznie kontakt z jeszczenieuświadomionymi jest destrukcyjny. Najgorszą kwestią jest chyba uświadamianie takiej osobie w czym tkwi, gdy ona tego nie rozumie i nie chce przyjąć, że mówi się o niej.
Było jednak tak już od zarania dziejów, że niektórzy wiedząc, że jest źle przeżyją do końca w takich związkach. I nic i nikt na to nie poradzi. Będą narzekać, męczyć otoczenie, ale nic nie zrobią w kierunku zmiany siebie, a przede wszystkim poznania i zajrzenia w głąb siebie, odpowiedzi na pytanie chcę żyć dla siebie - godnie, czy dla innych nieważne jak....
O, widze ze kolko literackie sie zawiazalo. Tylko kobietki nie kazda tak jak Wy ma lekkie pioro. I co wtedy?
O, widze ze kolko literackie sie zawiazalo. Tylko kobietki nie kazda tak jak Wy ma lekkie pioro. I co wtedy?
I wtedy piszesz tak jak czujesz. Jeśli Twoje pisanie "po całości" Ci się nie spodoba, to możesz wybrać z postów kolezanek to, co uważasz, że Ci pomogło "wyprostować" myślenie. I to jest Twój wkład.
kontakt z czynnymi kkzb działa nieco niszcząco na moje własne samopoczucie... czy macie podobnie obserwacje ?
Otóż to - mój dzisiejszy dzień, to odpowiedź na Twoje pytanie. (już pisałam o tym na drugim wątku)
Dzis od rana miałam telekonferencję z teściową. "Ratować, trzeba was ratować, coś trzeba robić, co ja mogę zrobić, ktoś musi mu uświadomić, czy ty mu powiedziałaś, co on ma teraz robić, dlaczego żadna z was nie umie wziąc go za pysk, ja swojego trzymałam na łańcuchu i dziś z wdzięczności z ręki mi je, a wiesz co on mi w młodości wyprawiał z innymi kobietami?"
Kobieta współuzależniona - przypadek kliniczny. Będzie 47-letniemu synowi tłumaczyć, że po raz kolejny niszczy swoje życie i co powinien w tym przypadku zrobić.
Jak jej słucham i jak patrzę na jej znerwicowane życie u boku męża-kobieciarza i syna-kobieciarza, to krzepnie moja wola ale i czuję się potraktowana przez wampira energentycznego.
Najpierw pół życia spędziła na pilnowaniu swojego męża, któren to sobie niczego nie odmawiał a drugie pół życia to samo musiała ćwiczyć z synem, który co i rusz sprowadzał im nowe synowe, machając ręką na poprzednie życie, i od nowa, i od nowa, aż ta bida dostała oczopląsu i licznik "przybranych" córek jej się zawiesił.
Sama nawet nie wie, w jakim bagnie siedzi i że to bagno ma nazwę. Oczywiście ma cały szereg objawów psychosomatycznych, łyka od wieków uspakajacze, popada w depresje, nerwice, schizy. Pewnie, tez bym wpadła - nic stałego, nic trwałego, o wszystko trzeba walczyć, wszystkiego upilnować, żeby się w szwach nie rozlazło, trzeba przypilnować, żeby mąż sie nie kurwił, żeby syn sie nie kurwił, żeby wnuki ZECHCIAŁY do niej przyjść na obiad - a nie chcą, bo taka znerwicowana babcia to żadna atrakcja. A skoro nie chcą przychodzić, to wina jej wyrodnego syna, a jej wyrodny syn to jej wina. Karuzela obłędu, samoobwinień, obwiniania innych, wampiryzmu emocjonalnego, ciągłych pretensji, kompulsywnych bezpłodnych działań na rzecz rodziny, która ma to wszystko w nosie.
Jak już napiszemy tę książkę - osobiście wyślę jej jeden egzemplarz.
fajna koszulka, nie?
http://www.demoty.pl/niektore-kobiety-przekonaly-sie-25093
Dołącze się do projektu pisania spuścizny jak tylko odzyskam stały dostęp do netu, ale wiecie co mnie cały czas zasmuca ? Mam dwie koleżanki kochające za bardzo. I widzę, że do osoby, która ma tak zniekształcone myślenie nie da się dotrzeć dopóki ona sama nie poczuje, że kopie pod sobą dołek. Jedna nawet przeczytała kobieceserca.pl, stwierdziła, że czyta o sobie i... tyle pożytku z wniosków
to jest jak z alkoholikami, naprawdę. Co gorsza, jako kkzb walcząca z nałogiem widze, że pomimo świadomości jaką uzyskałam i pomimo, że nie jestem podatna na wpływy widzę, że kontakt z czynnymi kkzb działa nieco niszcząco na moje własne samopoczucie... czy macie podobnie obserwacje ?
Kochana moja - j już dojrzałam do smutnej refleksji, że nic na siłę. Bardzo byśmy chciały pomóc - ale to ta konkretna osoba musi CHCIEĆ. Ja zdaję podstępne, zmuszające do refleksji pytania, opowiadam swoją historię, posiłkuję się historiami z forum, podsyłam literaturę (he, he, he... nawet w odpowiedniej dla danej osoby "kolejności świadomości") i wspieram, jeśli tego potrzebują. Ale nie daję na sobie "wampirzyć" - jasno mówię, że jeśli nie chce nic zrobić, to ja jej nie jestem w stanie pomóc zmienić rzeczywistości. Może to brutalne, ale mówię, że jestem zbyt poraniona, żeby czynnie uczestniczyć w jej pogrążaniu się. Jeśli dojrzeje do zmian - jestem gotowa wspierać na maksa.
Fajka napisał/a:Dołącze się do projektu pisania spuścizny jak tylko odzyskam stały dostęp do netu, ale wiecie co mnie cały czas zasmuca ? Mam dwie koleżanki kochające za bardzo. I widzę, że do osoby, która ma tak zniekształcone myślenie nie da się dotrzeć dopóki ona sama nie poczuje, że kopie pod sobą dołek. Jedna nawet przeczytała kobieceserca.pl, stwierdziła, że czyta o sobie i... tyle pożytku z wniosków
to jest jak z alkoholikami, naprawdę. Co gorsza, jako kkzb walcząca z nałogiem widze, że pomimo świadomości jaką uzyskałam i pomimo, że nie jestem podatna na wpływy widzę, że kontakt z czynnymi kkzb działa nieco niszcząco na moje własne samopoczucie... czy macie podobnie obserwacje ?
Kochana moja - j już dojrzałam do smutnej refleksji, że nic na siłę. Bardzo byśmy chciały pomóc - ale to ta konkretna osoba musi CHCIEĆ. Ja zdaję podstępne, zmuszające do refleksji pytania, opowiadam swoją historię, posiłkuję się historiami z forum, podsyłam literaturę (he, he, he... nawet w odpowiedniej dla danej osoby "kolejności świadomości") i wspieram, jeśli tego potrzebują. Ale nie daję na sobie "wampirzyć" - jasno mówię, że jeśli nie chce nic zrobić, to ja jej nie jestem w stanie pomóc zmienić rzeczywistości. Może to brutalne, ale mówię, że jestem zbyt poraniona, żeby czynnie uczestniczyć w jej pogrążaniu się. Jeśli dojrzeje do zmian - jestem gotowa wspierać na maksa.
Masz rację, Niekochana nic na siłę. Są osoby niereformowalne i nic się na to nie poradzi.
Stwierdzenie "wampirzyć" bardzo mi się podoba. Mam koleżankę, do której mało co przemawia. Problemy ze sobą ma ogromne. Udało mi się jej uświadomić, że jest dda. Z kkzb nie bardzo chce się zgodzić, ale może dojrzeje i do tego. Wszystko niby ok, lubię udzielać rad, ale niekiedy, gdy dzwoni do mnie w ciągu godziny 4-5 razy wyłączam telefon. W końcu, co ma ubrać na randkę, może zdecydować sama...? I to jest "wampirzenie".
Dzięki Ci, Niekochana, ale już wiem, co teraz powiem, gdy będę zmęczona jej telefonami: Sama jestem zbyt poraniona, żeby czynnie uczestniczyć w Twoim życiu"
zastanawiam się dlaczego zostałam kkzb,
nie jestem dda ani ddd no chyba, ze dysfunkcją nazwać rodzinę w której ojciec był bardzo przyzwoitym człowiekiem ale nie umiejącycm okazywać uczuć, a matka ciepłą, ale mało odważną kobietą... w porownaniu z naprawdę patologicznymi warunkami innych dzieci mój dom był oazą spokoju i bezpieczeństwa, bez awantur, bez problemów finansowych, bez żadnych rodzinnych tragedii...
a może to przez I list do Koryntian św. Pawła?
gdy jako nastolatka byłam pierwszy raz poważnie zakochana, mój chlopak podarował mi właśnie ten tekst:
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
...czyż to nie brzmi jak hymn KKZB? a zwłaszcza "wszystko znosi, wszystkiemu wierzy i wszystko przetrzyma"? umiałam ten "hymn" na pamięć i starłam się zgodnie z nim postępować... od lat nie chodzę już do kościoła, ale te słowa miałam wbite w głowę i jak nakręcona chciałam je w zyciu stosować...
a moze miłość taka powinna być, tylko ci których obdarzałam miłością nie umieli kochac w ten sposób? miałam pecha, że na nich trafiałam? czy nieświadomie "wyławiałam" tych nieudaczników z tłumu?
co tak naprawdę jest we mnie nie tak? dlaczego na zewnatrz silna i roztropna, w kontakcie z meżczyną którego kochałam stawałam się uległa i popełniająca same błędy?
muszę do tego dojść....
Karen - czy Ty kochasz siebie? Czy tak naprawdę możesz uczciwie powiedzieć, że Ty jesteś dla samej siebie najważniejsza? Czy uważasz, że zasługujesz na to, co najlepsze? Czy uważasz, że najważniejsze jest to, jak Ty samą siebie postrzegasz, a nie jak postrzegają Cię inni?
Karen- mój dom też prawie wymarzony poza tym że specyficzny stosunek mojej mamy do mojej osoby- chęć poprawiania i naprawiania we mnie absolutnie wszystkiego i brak wsparcia emocjonalnego w jej osobie spowodował we mnie chory głód akceptacji, potwierdzenia w drugiej osobie, że zasługuje na bezwarunkową miłość. Za to kim jestem. Mama zaszczepila we mnie poczucie, że przez to co robię, co lubię, co myślę, jak wygladam nie zasługuje na ... jakby to ująć- ciepło miłości. Bo na poziomie rozumowym ja wiem, że ona mnie kocha i kochała (to wiem dopiero teraz) Ale zachowywala się tak jakby nie a ciągłą krytykę i oschłosć uzasadniala moimi wadami i przewinieniami. Z okresu późnego dziecinstwa pamiętam głównie strach- co znowu zrobiłam nie tak- i ciagły wstyd, za siebie, tak ogólnie. Podobno kochający za bardzo szukają w związkach partnerskich rekompensaty deficytu miłości w okresie dzieciństwa, podobno każde odrzucenie to dla nich przeżywanie odrzucenia przez rodziców właśnie wtedy. A jeżeli po czasie zrozumie się, że jednak było się kochanym ? Albo zrozumie się, że już nie jest się dzieckiem potrzebującym rodzicielskiego ciepła by przetrwać ? To wystarczy żeby wyzbyć się chorego głodu miłości ? Bo ja cały czas mam wrażenie, że się nie wyzbyłam
Karen - czy Ty kochasz siebie? Czy tak naprawdę możesz uczciwie powiedzieć, że Ty jesteś dla samej siebie najważniejsza? Czy uważasz, że zasługujesz na to, co najlepsze? Czy uważasz, że najważniejsze jest to, jak Ty samą siebie postrzegasz, a nie jak postrzegają Cię inni?
właśnie o to chodzi, ze ja cały czas uważałam i uważam, ze mam wysoką samoocenę, ze jestem wartościowa, mądra, inteligentna, wykształcona itd itp, ze zasługuję na to co najlepsze.... i zupełnie nie wiem dlaczego tego nie dostaję....
to fakt, że być może stoi to w sprzeczności z faktem, że w moich związkach facet stawał się najwazniejszy, chciałam mu przychylić nieba, pokazać jak bardzo go kocham, jak umiem kochać i oczekiwałam tego od niego... a potem zdziwka, że oboje najbardziej na świecie kochaliśmy jedną osobę - JEGO, a nie ja jego, a on mnie.... dlaczego nie było wzajemności?
ja nie chciałam byc egoistką, a oni zawsze się nimi okazywali....
Fajka
głód miłości.... hmmm.... u mnie może nie tyle głód miłości, bo nie czułam jej braku, czułam brak okazywania uczuć, ojciec nigdy mnie nie przytulał, nie mowił, ze kocha, nigdy nie powiedział, że jestem ładna czy ładnie wyglądam, w ogole zawsze był małomówny i nie wyrażał swoich myśli i uczuć.... może dlatego tak bardzo zawsze łaknęłam czułości, czułych słówek, przytuleń, wręcz publicznej manifestacji uczuć
właśnie o to chodzi, ze ja cały czas uważałam i uważam, ze mam wysoką samoocenę, ze jestem wartościowa, mądra, inteligentna, wykształcona itd itp, ze zasługuję na to co najlepsze.... i zupełnie nie wiem dlaczego tego nie dostaję....
to fakt, że być może stoi to w sprzeczności z faktem, że w moich związkach facet stawał się najwazniejszy, chciałam mu przychylić nieba, pokazać jak bardzo go kocham, jak umiem kochać i oczekiwałam tego od niego... a potem zdziwka, że oboje najbardziej na świecie kochaliśmy jedną osobę - JEGO, a nie ja jego, a on mnie.... dlaczego nie było wzajemności?
ja nie chciałam byc egoistką, a oni zawsze się nimi okazywali....
Tiaaa.... Skąd ja to znam? Ano z autopsji
I jak "miło" było, gdy dotarło: "A kto Ci kazał? Sama chciałam"
Podobno kochający za bardzo szukają w związkach partnerskich rekompensaty deficytu miłości w okresie dzieciństwa, podobno każde odrzucenie to dla nich przeżywanie odrzucenia przez rodziców właśnie wtedy. A jeżeli po czasie zrozumie się, że jednak było się kochanym ? Albo zrozumie się, że już nie jest się dzieckiem potrzebującym rodzicielskiego ciepła by przetrwać ? To wystarczy żeby wyzbyć się chorego głodu miłości ? Bo ja cały czas mam wrażenie, że się nie wyzbyłam
Dla mnie przełomem było DOGŁĘBNE zrozumienie mojego problemu DDA. Bo niby wiedziałam, ale nie do końca rozumiałam i AKCEPTOWAŁAM wynikające z tego współuzależnienie. Ten sam problem dotyczy DDD (te wszystkie deficyty z dzieciństwa). Gdy czytałam "Koniec współuzależnienia", to płakałam jak nigdy - to taki oczyszczający i przynoszący ulgę płacz - "że już wiem DLACZEGO". I od wtedy zaczęła się moja ŚWIADOMA walka o samą siebie.
no właśnie, kto mi kazał?????
sama taka mądra byłam, ze wymysliłam sobie, ze będę umiec kochać w sposób perfekcyjny..... miałam satysfakcję, gdy im mówiłam "żadna Cię tak nie kochała i nie będzie kochała, jestem najlepszą twoją kobietą" - święcie w to wierzyłam, a oni przytakiwali... i nadal wierzę, że faktycznie TAKIEJ jak ja nie spotkali i nie spotkają.... tylko dlaczego nie umieli mnie szanować???
...oj, wiem, bo sama się nie szanowałam.... bo wybaczałam, rozumiałam, tolerowałam, pomagałam, wyręczałam, załatwiałam, zawoziłam, przywoziłam, kupowałam, dzwoniłam, czekałam, całowałam, głaskałam, tłumaczyłam, usprawiedliwiałam i co tam jeszcze tylko........ zżygać się można.......
Karen, ja na temat jakże pięknego i wyidealizowanego obrazu miłości z Listu do Koryntian już dawno mam swoją teorię.
Wersja szydercza - jeśli pozwolisz.
Miłość cierpliwa jest, (dla równie cierpliwych)
łaskawa jest. (dla łaskawych)
Miłość nie zazdrości, (jeśli nie ma powodu)
nie szuka poklasku, (ale aprobaty owszem)
nie unosi się pychą; (ale swoją godność też ma)
nie dopuszcza się bezwstydu, (choć trochę nieprzyzwoitości dopuszcza)
nie szuka swego, (dopóki nie dowie się, co to zdrowy egoizm)
nie unosi się gniewem, (choć wie, że jego tłumienie powoduje wrzody)
nie pamięta złego; (bo od razu wywala złego z domu)
nie cieszy się z niesprawiedliwości, (bo przeważnie jest jej ofiarą)
lecz współweseli się z prawdą. (kiedy jest nią obdarzana)
Wszystko znosi, (do czasu)
wszystkiemu wierzy, (do czasu)
we wszystkim pokłada nadzieję, (chyba że przypadek jest beznadziejny)
wszystko przetrzyma. (póki ją odpowiednio indoktrynować)
Miłość nigdy nie ustaje (fajnie by było w obie strony)
Tarantella dlaczego ja tego wczesniej nie znałam ????
wersja szydercza powiadasz? powiedziałabym raczej zdroworozsądkowa...
Tarantella dlaczego ja tego wczesniej nie znałam ????...
Nie znałaś, bo dopiero co ją napisałam
A ja to tak rozumiem:
Miłość cierpliwa jest, (dlatego nie irytuje sie gdy musze cos wytlumaczyc, objasnic)
łaskawa jest.(dlatego oczekuje lask dla mnie takich samych jakimi ja obdzielam)
Miłość nie zazdrości (dlatego potrafie sie cieszyc jego sukcesami)
nie szuka poklasku, (dlatego nie oczekuje by uwazano, ze jestem najlepiej przysposobiona do kochania)
nie unosi się pychą;(dlatego nie mysle z zaslugjue na wiecej niz moj partner bo jestem bardziej wartosciowa)
nie dopuszcza się bezwstydu (dlatego rozumiem znaczenie slowa intymnosc)
nie szuka swego (dlatego nie zaspokajam swoich potrzeb kosztem partnera np. potrzeby "kochania za bardzo")
nie unosi się gniewem (dlatego nie obrazam sie i nie gniewam gdy uslysze slowa krytyki.)
nie pamięta złego (dlatego chce zapomniec, i wybaczyc, i dac wolnosc, okazac szacunek czlowiekowi, ktory nie potrafi zyc w zwiazku)
nie cieszy się z niesprawiedliwości,(dlatego nie sprawia mi radochy uslugiwanie komus dla zaskarbienia sobie jego lask)
lecz współweseli się z prawdą.(dlatego jestem prawdomowna i oczekuje prawdomownosci)
Wszystko znosi,(dlatego przetrwalam i wybaczylam choremu czlowiekowi, ze jest chory)
wszystkiemu wierzy,(dlatego uwierzylam wreszcie w jego czyny nie pokrzepiajac sie jego slowami)
we wszystkim pokłada nadzieję, (OMG!!! We wszystkim!... a nie tylko w nim )
wszystko przetrzyma.(dlatego zniioslam i przetrzymalam... milosc przerodzila sie w zwykla milosc-szacunek-zyczliwosc do czlowieka chorego, slabego, upadlego...
Miłość nigdy nie ustaje (nigdy... jesli jest prawdziwa i potrafimy ja odroznic od chorego, niezaspokojonego glodu milosci, potrzeby kochania za bardzo, wspoluzaleznienia)
.
...oj, wiem, bo sama się nie szanowałam.... bo wybaczałam, rozumiałam, tolerowałam, pomagałam, wyręczałam, załatwiałam, zawoziłam, przywoziłam, kupowałam, dzwoniłam, czekałam, całowałam, głaskałam, tłumaczyłam, usprawiedliwiałam i co tam jeszcze tylko........ zżygać się można.......
A ja uwazam ze partnestwo troche na tym polega. Kompromisy i wzajemne "swiadczenie sobie uslug".
Tylko, ze oni tego nie rozumieli. Dla nich bylysmy "takie idealne".
Karali nas za to, (tak mi sie wydaje) bo nie spelniali naszych oczekiwan.
A moze nich ich nie nauczyl jak powinno wygladac partnerstwo? (o, przepraszam znowu usprawiedliwiam)
OSTATNIE POŻEGNANIE
W przeddzień czwartej bolesnej rocznicy pierwszej randki na pierwszym schodku, chcę uroczyście pożegnać Moją Wielką Miłość, która została bestialsko zamordowana dnia 10.10.2010 roku.
Pokładałam w Niej olbrzymie nadzieje, dbałam o Nią i pielęgnowałam, cieszyłam się z każdego jej dnia oraz oczekiwałam Jej wzrostu i rozwoju w następnych dniach i latach. Niestety nie będę mogła ogrzewać się Jej ciepłem, gdyż została podstępnie ugodzona ciosem w plecy, zmasakrowana i podeptana.
Wciąż drogie Jej prochy, jutro dokładnie w południe, czyli w godzinę wspomnianej pierwszej randki na pierwszym schodku, zostaną rozsypane na cztery świata strony. Niech Wiatr Niepamięci uniesie je jak najdalej, a Wiatr Pamięci nich nie przynosi mi ich drobin nigdy więcej.
Jednocześnie pragnę pożegnać całą rodzinę Cierpień Przeszłości. Żegnaj Smutku, Rozpaczy, Żalu, Zawodzie, Goryczy, Gniewie, Złości wraz ze wszystkimi Waszymi kuzynami i pociotkami.
Kondolencje przyjmuję do jutra do godziny 12.00.
Po tej godzinie będę przyjmować tylko życzenia na Nową Drogę Życia, do której serdecznie zapraszam Radość, Szczęście, Miłość, Prawdę, Piękno, Wolność, Pogodę Ducha, Spokój, Poczucie Humoru, Uśmiech, Słońce oraz Wszystkich Ludzi Dobrej Woli.
Dziękuję zgromadzonym tu Kobietom Kochającym Za Bardzo za psychiczne przygotowanie mnie do tej ceremonii. Jestem Wam niewymownie wdzięczna za okazaną pomoc i wsparcie.
Karen
- dziś jeszcze nieutulona w żalu, od jutra Nowa Karen
I to bierzemy do książki!
Karen, teraz żałoba. Będą wszystkie etapy, ale my będziemy tu z Tobą:
1. Etap szoku, wyparcia, zaprzeczenia, pytania o winę
Występuje zaraz po informacji o śmierci ukochanej osoby. Nie wierzymy, że to się stało, że mogło do czegoś takiego dojść. Zaprzeczamy takiemu biegowi wydarzeń, broniąc się w ten sposób przed złą wiadomością i cierpieniem, jakie powoduje. Mamy poczucie, że wszystko, co się dzieje jest nierealne i nie może dotyczyć nas. Działamy w szoku, automatycznie.
2. Etap przekupywania
Kolejnym etapem przeżywania żałoby jest etap przekupywania Boga, sił wyższych, losu. Jesteśmy w stanie zrobić i obiecać wszystko, byleby odwrócić to, co się wydarzyło. Ofiarowujemy siebie, swoje życie, zdrowie, majątek, wszystko co posiadamy, by w jakiś cudowny sposób przywrócić ukochanych do życia. Obiecujemy poprawę w zachowaniu, abstynencję, wszystko co możliwe w naszej mocy i niemożliwe, byle tylko odwrócić śmierć. Nie jest to oczywiście możliwe, ale w takiej sytuacji nie panuje się nad emocjami i nie myśli się racjonalnie. Kłócimy się z Bogiem, oskarżamy Go, że jest niesprawiedliwy. Gwałtownie wyrażamy nasze niezadowolenie, złość, bunt, wszystkie negatywne emocje.
3. Depresja
Na tym etapie żałoby również odczuwamy złość, ale nie jest ona skierowana na zewnątrz, tylko w przeciwieństwie do poprzedniego etapu, do wewnątrz. Smutek i ból przejmuje nad nami całkowitą kontrolę, myślimy tylko i wyłącznie o stracie, o samotności, o niemożliwości dalszego życia. Nie mamy ochoty na działanie, na spotykanie się z innymi, nie możemy spać, albo śpimy więcej niż zwykle, nie mamy apetytu. W depresji niestety można również targnąć się na własne życie.
4. Zrozumienie i radzenie sobie z problemem
Ostatni etap żałoby moglibyśmy nazwać etapem wychodzenia. Zaczynamy rozumieć nieodwracalność straty i godzimy się z nią. Życie zmusza nas do normalnego funkcjonowania, znajdujemy sposoby radzenie sobie bez utraconych najbliższych. Niektóre osoby mogą odczuwać wyrzuty sumienia, że normalnie żyją, uśmiechają się, choć śmierć zabrała męża czy żonę. Nie ma w tym nic nienormalnego i wszelkie uwagi innych na ten temat, piętnujące powrót do normalności, nie powinny mieć miejsca. Nie można, aby zachować zdrowie psychiczne i fizyczne, trwać w permanentnej żałobie. Nikt przecież nie zapomina ukochanych i miłych chwil z nimi spędzonych. Pogodzenie się z losem nie oznacza braku czci dla zmarłych.
witam wszystkich,
choć głównie zdaje się kobiety.
Nie wiem na jakim etapie jestem, nie wiem czy jestem... juto umówiona jestem do psychologa - mam nadzieje znaleźć światełko w tunelu.
Mam dwoje dzieci 11 i 8 lat, młodsze jest nie wpełni sprawne. Byliśmy - jesteśmy małżeństwem od 1998 roku, znamy się od 21 lat, para od 20 lat.
Do grudnia wydawało mi się, że najszczęśliwszym małżeństwem... on miał jakieś problemy w ukochanej pracy, po kolejnej mojej próbie pomocy mu, rozmowy w bezsennej nocy, na początku stycznia dowiedziałam się, że ma romans.
Poszłam na kanapę, płakałam i przyśniło mi się z kim - z szefową z pracy - 2 lata młodsza z rodziną, także 2 dzieci.
to były tródne 2 tygodnie, wyjechał na narty z kolegami przemyśleć co dalej, ja dałam mu otwartą drogę, kochałam, ale nie prosiłam.
Wrócił i powiedział, że rodzina jest najważniejsza.
Miesiąc było całkiem normalnie, choć to ja starałam się zamazać jego winę, wydawało mi się naiwnie, że to był tylko epizod.
Ale potem po 3 miesącach, kiedy zupełnie się ode mnie odsunoł zrozumiała, że coś tu śmierdzi. Przyciśnięty do muru powiedział, że mnie oszukiwał, nadal się z nią widuje, ona sie rozwodzi, i on potrzebuje roku zanim sie do niej przeprowadzi. Jeszcze miesiąc do świąt dałam radę żyć "udając" że nic się nie dzieje, wierząc , że widząc nas, rodzine, odnajdzie miłość i radość bycia z nami.
Niestety nasze drogi się rozejdą, bo ja nie umiem żyć pod jednym dachem z facetem, któremu "d..pa" przesłoniła priorytety i dzieci, rodzinę. Nie ma nawet odwagi powiedzieć, że mnie nie ocha, powiedzieć dzieciom, że odchodzi? nie widzi powodu dopuki śpi na kanapie. Nie chcę być przechowalnią dla takiego człowieka, wampir energetyczny...
Szantażuje mnie, że jak powiem u niego w pracy - nie dostane pieniędzy na dzieci, pytany jak sobie to wyobraża - mówi tylko nie wiem. Moja teściowa jest załamana - sama została pożucona dla innej przez teścia, mój mąż właściwie nie utrzymuje kontaktów z ojecem - a teraz powtarza jego schemat - tyle, że wcześniej. Mamy po 38 lat. Mieszkanie, samochód, mieliśmy plany i marzenia - teraz potrzebuje siły aby sie go pozbyc i żyć dla siebie i dzieci.
ewa luna
Kochana Karen ....składam Ci kondolencje ,z powodu głębokiego, ogromnego przeżywania swoich emocji, z powodu runięcia w pył Twoich wyobrażeń, z powodu czasu , który kazał Ci widzieć rzeczy w zupełnie innej strony, z powodu sprawdzenia siebie w ...tak bardzo nieprzewidywanych sytuacjach, i muszę Ci gratulować ....tak wielkiego skoku w Twoim rozwoju osobistym, gratulować spotkanych w czasie żałoby ludzi, przeczytanych książek, odkrycia wielu piosenek, tych czerwonych twarzowych bluzeczek, uśmiechu zazdroszczonego przez koleżanki. Pozdrawiam cieplutko
ps. i tak nie wierzę do końca w tę twoją kobietę kochającą ...? jak prawdziwie ? namiętnie ? ...?
Ja tobie Karen życzę tylko dobrych dni, i sama bardzo chciała bym być na tym etapie co ty. Móc przeżywać żałobe po straconej wiarze, marzeniach i opłakiwać swą miłość, która odchodzi.
dawałam mu szanę, przebaczyłam i chciałam przebaczyć, ale wtedy on musiał by powiedzieć przepraszam.
ewa luna
KAREN
Wyrazy współczucia,łącze się z Tobą w bólu,ale tylko na krótko.
Postaraj się zapomnieć....nie ,
postaraj się patrzeć na to z oddali i uświadomić,że on nie był Ciebie wart.
Czytam , czytam , czytam. Wydawało mi się , że jestem silna , nawet zaczęłam tutaj dawać rady innym: bądź silna , poczekaj , dasz radę , potrzebujesz czasu...to tylko pozory. Minęło kilkanaście dni, czytałam i co? Nic !!!! Znowu jestem w dziurze i ryczę. Dałam dom na sprzedaż , myślałam , ze to posunięcie udowodniło , że jestem silna.Jednak nie jestem jak inne dziewczyny i co ? Nic , ryczę i nic się nie zmieniło. no może trochę... Dzisiaj przed pracą określiłam mojemu M. co chcę i dlaczego nie chcę z nim być . Jasno, argumenty , że zdradzał bez wchodzenia w szczegóły , ale ON nie ma czasu słuchąć, w biegu mnie sluchał i już widziałam jego plecy. Ucieka , boi się. Powiedziałam bez emocji spokojnie i prosiłam żeby mnie wysłuchał , a jak nie ma czasu to niech się umówi ze mną na godzinę to wszystko powiem co mi leży na duszy ...a ON co ? Zwiał !!! Teraz znowu sama i ryczę! Jestem na siebie wściekła , że jestem taka cienka!!!!
Cześć Dziewczyny!
Parę dni mnie nie było, a tu taka rewolucja, tyle postów!
Co do książki, zastanawiam się, czy historie, mniej więcej podobne w dużej ilości, to nie będzie trochę nudne. Może skoncentrować nasze historyjki wokół "co lepszych" postów, tak jak na forum. Rozdziałami o różnych aspektach kochania za bardzo i wygrzebywania się z tego gówna. Coś jakby pogaduchy na babskim wieczorze przy małym drinczku. Szczere, do bólu prawdziwe. Ale osadzone nie na historiach, tylko wokół problemów. Cytować posty (lub ich części), dopisywać swoje komentarze i "dalsze ciągi". Może byłoby łatwiejsze do czytania i "żwawsze" niż poszczególne opowiadania o wielkiej kupie - czyli życiu z konkretnym psychofagiem?
Juz do mnie nie wydzwania, teraz zrobil ze mnie wroga chociaz to ja odeszlam wyszlo na to ze to on mnie zostawil. Odeszlam bo mialam nadzieje, ze sie naprawi ze przyjdzego ze sie okaze skruche i wszystko bedzie ok. W zamian za to przez pol roku dzwonil do mnie codziennie ale tez nic nie obiecywal w glowie mialam nadzieje ze dzwoni bo mu jeszcze na mnie zalezy. W rezultacie przez ten caly czas jak ze mna rozmawial juz poderwal sobie kogos. Dziewczyne z sympatii on w usa ona w pl. Kupil jej bilet ona teraz do niego leci na FB jest info ze sa para chociaz sie jeszcze nie widzieli w realu. Czuje sie jak bym dostala w glowe tak mocno ze nie moge sie podniesc. Nie wiem co teraz oprocz tego ze musze sie wziasc w garsc i isc do przodu ale jak zrobie 1 krok w przod to pozniej sie cofam 2 do tylu i tak w kolo.
Moich zdjec nigdy nie dodal na FB nigdy tez nie zaznaczyl ze jestesmy para, robilam o to fochy ale rozumialam ze moze nie lubi sie uzewnetrzniac. A teraz? obca laska jest oficjalnie jego dziewczyna, wiecie jak to boli?, moze to pierd nie wazne dziecinne itd ale dla mnie to jest straszny cios.
Nie wiem jak powinnam sie zachwac jestem zla i wsciekla zrozpaczona i oszukana wyzuta i wypluta, wyslalam mu pare nieciekawych smsow zaluje tego bardzo bo sie ponizylam.
Nie wiem jak mam poznac kogos skoro nie mam kompletnie zaufania do facetow nie chce byc sama jak poznaje kogos to zaczynam podejrzewac ze nie jest szczery i tak to wszystko wyglada pomozcie napiszcie mi cos:((((
Witaj Marynarko, jak miło, że już jesteś
Dzisiaj przed pracą określiłam mojemu M. co chcę i dlaczego nie chcę z nim być . Jasno, argumenty , że zdradzał bez wchodzenia w szczegóły , ale ON nie ma czasu słuchąć, w biegu mnie sluchał i już widziałam jego plecy. Ucieka , boi się. Powiedziałam bez emocji spokojnie i prosiłam żeby mnie wysłuchał , a jak nie ma czasu to niech się umówi ze mną na godzinę to wszystko powiem co mi leży na duszy ...a ON co ? Zwiał !!! Teraz znowu sama i ryczę! Jestem na siebie wściekła , że jestem taka cienka!!!!
Kochanie, a dlaczego chciałaś mu TŁUMACZYĆ? Dlaczego odczuwasz taką potrzebę? Dlaczego nadal ma dla Ciebie to znaczenie?
Myślę, że powinnaś się pogodzić z tym, że on NIE CHCE wiedzieć. Prawdopodobnie ma swoją wersję (pewnie ładnie go usprawiedliwia) i tego się będzie trzymał.
Pogodzenie się z tymi faktami (podobnie jak z tym że oni nas nie kochają) jest trudne, ale daje możliwość pójcią dalej, naprzód - bez oglądania się za siebie.
Tam gdzie mieszkalismy byla tez para i oni sie bardzo zaprzyjaznili z ex ja jak mi bylo zle z nim to sie tej pannie zwierzalam a pozniej po rozstaniu ona wszystko mu wypaplala taka niby "solidarnosc jajnikow" moj ex do mnie dzwonil i mowil ze ona mu wszystko powtorzyla a ja idiotka zamiast to olac to wyslalam jej smsa ze dla mnie jest malo wartosciowa osoba skoro powtorzyla to co jej powiedzialam jak bylam na niego zla.
Ona mu powtorzyla to i ten smiec moj ex zadzwonil do mnie i powiedzial ze jak bede tak mieszac w jego towarzystwie to przyjedzie i mi wpier... i ze mam sie od nich odpierd... itd chociaz to ten smiec ciagnal ze mna znajomosc po rozstaniu.
Im mowil na moj temat co innego a mnie co innego, masakra.
Na koniec stwierdzil ze nigdy mu sie nie podobalam ze wszyscy sie dziwili dlaczego sobie przygarnal taka brzydka laske i ze mnie nie kochal ze podobal mu sie moj charakter ale z czasem przestal mu sie podobac.
jestem totalnie zalamana
Dżizys! Anitka, Grejs, spokojnie. Uczestniczymy w wielkim totalnym eksperymencie. Ja też w nim uczestniczę. Ten eksperyment nazywa się - powiesić naszą skórę na ścianie.
Trzeba spojrzeć prawdzie prosto w pysk - same sobie to zgotowałyśmy. Dziewczyny, bez owijania w bawełnę - chciałyśmy dostać trochę toksyny, no to dostałyśmy. Powiedzmy sobie szczerze - o ile prościej byłoby, gdyby każda z nas trzymała się zasady ZERO KONTAKTU? O niebo. Już dawno byłybyśmy w innym, lepszym świecie.
Każda z Was i ja też dajemy sobie to robić. Dzwoni, przyłazi a my na to jak na lato. Żeby sobie jeszcze trochę "kompotu" walnąć w żyłę. Skoro dzwoni i przyłazi, to jeszcze nie wszystko stracone - on TAK tęskni, on TAK kocha, on TAK wszystko zrozumiał, że teraz NAPEWNO się zmieni i naciśnie na naszym CD przycisk REWARD.
Otóż gó*no. Nic nie zrozumiał, niczego nie zmieni, oni to robią tylko po to, żeby jeszcze na koniec popatrzeć, jak bardzo jesteśmy w stanie im uwierzyć MIMO tego całego szajsu, którego narobili. Chcą nam udowodnić, że nasze gadanie o prawdzie i godności nie znaczą nic. Że chętnie oddamy i tę całą naszą prawdę i godność za kwadrans spędzony z nimi.
Wiem, że boli i upadla jeszcze bardziej niż tamto gó*no, które nam zrobili na samym początku, bo my MIMO to ciągle łasimy się, puszczamy stęsknione oczka, czekamy na sms-y.
Oni są chorzy, ale my jesteśmy jeszcze bardziej. Co myślicie, że ja nie mam świadomości, że mój psychofag już sobie dawno ustawił życie z tą biurową blondi albo już z jakąś nową a to jego przyłażenie, płacze i prośby to tylko chory narcystyczny teatrzyk? Pewnie że wiem! Ale ciągle jeszcze, jak się pojawia jego imię na wyświetlaczu telefonu - odruchowo cieszę się! Żałosne nie? Facet mnie przez rok zdradzał z kobietą w wieku jego własnej córki, okłamywał mnie tak, że psychopaci powinni brać u niego korepetycje A JA SIĘ CIESZĘ. Czujecie to? Takie jak my powinni podłączać do prądu za każdym razem, kiedy oni dzwonią, żeby wyrobić w nas odwrotną reakcję. Skoro cztery lata cieszyłam się na jego telefon, to jak inaczej teraz odwrócić ten odruch?
To nie ich to nas powinni odizolować od społeczeństwa, żebyśmy się na przymusowym detoksie leczyły, bo same leziemy im w te chore łapska, żeby sobie jeszcze na koniec powiesili naszą skórę na ścianie - żeby się odwrócić od nas plecami, żeby kazać nam się wreszcie od nich odpierd***. Mój trenuje inną technikę - "Patrz, ja tak próbuję, już dawno mogliśmy o wszystkim zapomnieć i cieszyć się naszym nowym/odrodzonym z popiołów szczęściem, ale ty jesteś taka nieznośna, że ręce opadają. Ale ty pewnie zawsze byłaś taka nieznośna i sama mnie TYM popchnęłaś do zdrady". I nic to, że jego próbowanie to tylko kolejne puste słowa i zero czynów. Chodzi właśnie o to - wpędzić w poczucie winy i jeszcze się upewnić, że w to uwierzyłyśmy.Czujecie trend - oni na koniec chcą nam udowodnić, że to nie oni nawalili bo byli porąbani, tylko ich porąbanie było ciągiem logicznym naszego porąbania. A wiecie co jest najśmieszniejsze - że to jest prawda! I pora sobie to uświadomić. I dopiero jak sobie to uświadomimy - jesteśmy w domu. To my stworzyłyśmy te potwory, oni czerpią swoją życiową energię z naszej choroby i póki my będziemy im udostępniać to zasilające "gniazdko" - oni będą żreć.
Powiem Wam jeszcze jedno. Dziś poszłam na spotkanie z mężczyzną z sympatii. To nie miał być klin klinem. Chcę zobaczyć, czy umiem jeszcze normalnie patrzeć na facetów, rozmawiać z nimi. Skucha. Nie jestem w stanie. Patrzyłam na niego, słuchałam i ciągle (primo) porównywałam do psychofaga, (secundo) zastanawiałam się, co jego ex żona pisze o nim na forum
Każdy facet, nawet gdyby zrobiony był z platyny i brylantów jest aktualnie bez szans - (primo) psychofag skaził ziemię w promieniu po horyzont, (secundo) choroba uniemożliwia mi obiektywną ocenę "przydatności" do użytku każdego potencjalnego kandydata.
Podczas tego spotkania kotłowała mi się taka oto myśl: Boże, dlaczego ja aż tak panicznie boję się samotności? Rozmawiam z sympatycznym facetem na poziomie ale już wiem, że jest potencjalnym psychofagiem, więc skoro tak strasznie bronię się przed tą samotnością, to może znane zło w postaci starego psychofaga jest lepsze niż to nowe - nieznane. Wracając z tego spotkania miałam autentyczne mdłości - chciałam się wyrzygać sama na siebie za te myśli i zdradę samej siebie, tych miesięcy przemyśleń, lektur, rozmów z Wami.
Ale jutro się podniosę mądrzejsza o Was i o ten wieczór. I Wy też wstańcie i idźcie. To był tylko kolejny etap. I tyle.
Tarantella jak zwykle masz racje ja wiem ze jestem chora, ale jestem typem wojowniczki nigdy si e nie poddaje i w tym przypadku nie chcialam sobie odpuscic dla mojego wlasnego dobra z jednej strony duma i honor z drugiej strony chec osiagniecia celu i totalna glupota powiazana z pazernoscia zupelnie jak Achilles. Wydawalo mi sie ze jestem tak wspaniala i niezniszczalna ze jestem nie do pokonania i w zyciu codziennym i w pracy i on nigdy mnie nie opusci bo gdzie lepsza znajdzie? I teraz wbil mi strzale w piete z bliskiej odleglosci ze powalil mnie z hukiem na kolana.
Nie wiem czy jestem bardziej kobieca czy meska z tym moim charakterem lubie zdobywac i byc zdobywana. Lubie postawic na swoim, wybieram mezczyzn ktorzy lubia jak im doradzam jak ich ulepiam i ulepszam a pozniej jak juz jest doskonale wyrzezbiony odchodzi i inna cieszy sie lepszym modelem.
Przegralam ta walke z kretesem a teraz jedyne czego pragne to zapomniec o tym co mnie spotkalo.
Tam gdzie mieszkalismy byla tez para i oni sie bardzo zaprzyjaznili z ex ja jak mi bylo zle z nim to sie tej pannie zwierzalam a pozniej po rozstaniu ona wszystko mu wypaplala taka niby "solidarnosc jajnikow" moj ex do mnie dzwonil i mowil ze ona mu wszystko powtorzyla a ja idiotka zamiast to olac to wyslalam jej smsa ze dla mnie jest malo wartosciowa osoba skoro powtorzyla to co jej powiedzialam jak bylam na niego zla.
Ona mu powtorzyla to i ten smiec moj ex zadzwonil do mnie i powiedzial ze jak bede tak mieszac w jego towarzystwie to przyjedzie i mi wpier... i ze mam sie od nich odpierd... itd chociaz to ten smiec ciagnal ze mna znajomosc po rozstaniu.
Im mowil na moj temat co innego a mnie co innego, masakra.
Na koniec stwierdzil ze nigdy mu sie nie podobalam ze wszyscy sie dziwili dlaczego sobie przygarnal taka brzydka laske i ze mnie nie kochal ze podobal mu sie moj charakter ale z czasem przestal mu sie podobac.
jestem totalnie zalamana
Anitko trzymaj się dzielnie, to co piszesz jest mi niestety bardzo bliskie.
Nie bierz tego do siebie. Nie załamuj się z powodu kretyna. Nie wolno Ci, dobrze, że go koło Ciebie nie ma.
Wyrzuć to z głowy, ściskam Cię ciepło.
Dzieki Czesiu,
jak znajdziesz czas i checi to naskrob cos o sobie z checia poczytam ze nie jestem jedyna z tym bagnem na glowie.
Dzieki Czesiu,
jak znajdziesz czas i checi to naskrob cos o sobie z checia poczytam ze nie jestem jedyna z tym bagnem na glowie.
Wiesz, zawsze myślałam, że frazesy o tym jak związek się kończy to w zasadzie jego cała "uroda" to mrzonki, ale jednak wymyślił to ktoś mądrzejszy ode mnie.
Nauka ta jest bolesna.
Dla mnie bynajmniej bardzo bolesna. Każdy ma inną dozę wrażliwości. Przyznam, że u mnie to była mieszanka tych najgorszych epitetów. Jeśli przyszły Ci do głowy te najgorsze, bingo, to właśnie te.
A ja jeszcze się łudziłam.
Im szybciej wyrzucimy to z siebie, tym lepiej, uwierz mi.
Ja wierzę.
Chcialabym ostrzec ta dziewczynine co leci do niego ze ja tez tak kiedys do niego lecialam ze tez mi kupil bilet i zafundowal nerwice i upokorzenie. Ale z drugiej strony mysle ze mnie nikt nie ostrzegl chociaz nie jestem jedyna jego ofiara, ze inne wiedzialy ze do niego lece i nic nie zrobily. I mysle tez ze to nie ma sensu bo kazdy to musi przezyc na wlasnej skorze i ze to znowu by sie odwrocilo przeciwko mnie ze mieszam itd. Lepiej nie miec serca w tym wszystkim a moze im sie uda? no coz rozne mam mysli.
Chcialabym ostrzec ta dziewczynine co leci do niego ze ja tez tak kiedys do niego lecialam ze tez mi kupil bilet i zafundowal nerwice i upokorzenie. Ale z drugiej strony mysle ze mnie nikt nie ostrzegl chociaz nie jestem jedyna jego ofiara, ze inne wiedzialy ze do niego lece i nic nie zrobily. I mysle tez ze to nie ma sensu bo kazdy to musi przezyc na wlasnej skorze i ze to znowu by sie odwrocilo przeciwko mnie ze mieszam itd. Lepiej nie miec serca w tym wszystkim a moze im sie uda? no coz rozne mam mysli.
Kochana, to już nie jest Twój problem.
Zostaw to.
Wycisz, uspokój, skup się na sobie. Nie masz wyjścia.
Wiesz jak to jest jak ktos Ci mowi skup sie na sobie, wiem skupiam sie i nic mi z tego nie wychodzi bo rana byla tak gleboka ze jedyne na czym sie skupiam to na zaleczniu jej a to jest przeplatane z nienawiscia, bezsilnoscia, upokorzeniem i wypatroszeniem wnetrznosci oraz wyrwaniem serca na zywca. Skupiam sie narazie na tym zeby o tym nie myslec pozniej zaczne sie skupiac na "sobie".
Wydawalo mi sie ze jestem tak wspaniala i niezniszczalna ze jestem nie do pokonania i w zyciu codziennym i w pracy i on nigdy mnie nie opusci bo gdzie lepsza znajdzie? .
Zglaszam protest!!!
To ja jestem niezniszczalna, wspaniala i nie do pokonania! Oczywiscie, ze znajdzie lepsza! Ja bylam lepsza... najlepsza. Dwoilam sie i troilam
To sie nazywa PYCHA... ha ha ha
Wszystkie jestesmy doskonale w kochaniu za bardzo.
Ofiarne zony pomylily nam sie chyba z zonami-ofiarami
Ciesze sie Tarantello, ze napisalas tego posta powyzej... nadal tak malo osob to rozumie
To my jestesmy chore. Uwieszamy sie na psychopatach i chcemy ich odmienic... miloscia....
Wciaz piszemy jacy oni sa zli a nadal tak malo czasu poswiecamy sobie. Ciekawe dlaczego? Boimy sie pomyslec? Czujemy, ze to bedzie bolalo? Latwiej przezywac zlosc i nienawisc do chorego, upadlego czlowieka niz budowac milosc i szacunek do siebie? Bo nie wiemy jak to zrobic, nikt nas tego nie nauczyl w dziecinstwie, co?
Pycha nie pycha, ale jak sie sama nie docenisz, to juz inni nie docenia cie napewno....
Pycha nie pycha, ale jak sie sama nie docenisz, to juz inni nie docenia cie napewno....
zlota prawda
Zazdrosc
Nawet nie wiesz, ile daly mi posty na tym forum. Zawsze myslalam, ze nie nie mam problemu z samodowartosciowaniem sie, ale dopiero teraz zaczynam czuc, czego naprawde potrzebuje, chce, a co najwazniejsze, wiem, ze moge to osiagnac i mam w sobie sile, zeby tego dokonac.
Zazdrosc
Nawet nie wiesz, ile daly mi posty na tym forum. Zawsze myslalam, ze nie nie mam problemu z samodowartosciowaniem sie, ale dopiero teraz zaczynam czuc, czego naprawde potrzebuje, chce, a co najwazniejsze, wiem, ze moge to osiagnac i mam w sobie sile, zeby tego dokonac.
ach prawdziwa Kobieto! Wiesz czego chcesz.
pamietasz czasy bez internetu? Gdyby mi ktos powiedzial 20 lat temu, ze bede pisac za pomoca telefonu, lezac w lozku, wiadomosc do niejakiej Agi to bym nie uwierzyla.
A tu jeszcze internet stawia na nogi poranione duszyczki
Tarantello, dałabym Ci Nobla za ten ostatni post To jest sedno sedna w najczystszej postaci.
Ee, a najgorszy moment to jak dozna się pewnego przejaśnienia myśli i spojrzy (przynajmiej po części) zdrowym okiem na swoje wcześniejsze wariactwo ;(
A tak w ogóle to czuję się oszukana. Psychofag był problemem tak strasznym i przytłaczającym i wszechobecnym, że myślałam że to najgorsze zło i jak się cudem tej toksyny z mózgu pozbędę będzie już przynajmiej nieco lepiej. Tymczasem nie, wcale nie, powietrze na dobre rozrzedziło się z toksyn, mózg rozpoczął proces samoodnowy a jakoś wcale nie robię salt w powietrzu, wcale nie patrzę w przyszłość dziarskim okiem, nie rozpływam się w uwielbieniu nad własnym życiem... krótko mówiąc- szwankuje to co szwankowało i przed psychofagiem i to co pchneło mnie w jego macki. On mi tylko dowalił podwójnie, ale powrót na poziom minus pięć z poziomu minus dziesięć nie jest aż tak radosny jak sądziłam no nic to, dobrze że tak czy siak jedziemy ku górze
ale jestem typem wojowniczki nigdy si e nie poddaje i w tym przypadku nie chcialam sobie odpuscic dla mojego wlasnego dobra z jednej strony duma i honor z drugiej strony chec osiagniecia celu i totalna glupota powiazana z pazernoscia zupelnie jak Achilles. Wydawalo mi sie ze jestem tak wspaniala i niezniszczalna ze jestem nie do pokonania i w zyciu codziennym i w pracy i on nigdy mnie nie opusci bo gdzie lepsza znajdzie?
OK, będę troszkę jak ten upierdliwy kamyk w buciku Czyli że "nigdy się nie poddajesz" - to dotyczy walki o niego?
No to proponuję mały eksperymencik. Jesteś wspaniała, dumna, niezniszczalna i mądra. I teraz kochana udowodnij to walcząc o SIEBIE.
Tarantello - tak jak napisałaś. Ja już wielokrotnie o tym pisałam - najważniejsze jest rozstanie emocjonalne. Ja to zrobiłam i nie ma znaczenia, że razem mieszkamy, pracujemy i mamy wspólną córkę. Nie było to łatwe, ale dokonało się, gdy zrozumiałam, że ten człowiek nie chce mojego dobra. Krzywdził, krzywdzi i będzie krzywdził. Doszłam do etapu, że jest ostatnią osobą z którą chcę dzielić się swoim życiem, dobrymi i złymi przeżyciami - o marzeniach nie wspomnę. Nie mam ochoty z nim rozmawiać, dotykać, a nawet patrzeć na niego. Tak więc nie robię tego. Ja już od niego odeszłam. Teraz tylko fura formalności, które przedłużają konieczne bytowanie obok niego. Ale NIC nie zmieni faktu, że NAS już nie ma.
A tak w ogóle to czuję się oszukana. On mi tylko dowalił podwójnie, ale powrót na poziom minus pięć z poziomu minus dziesięć nie jest aż tak radosny jak sądziłam
no nic to, dobrze że tak czy siak jedziemy ku górze
![]()
Same, Fajko, wpędzamy się w ten dół, a łopata, którą sobie ten dół wykopałyśmy nazywa się NADZIEJA. Bo każda z nas liczy albo kiedyś liczyła ale już przestała, że on zrobi takie COŚ WIELKIEGO, takie COŚ NIESAMOWITEGO, takie COŚ ROMANTYCZNEGO, takie COŚ co skasuje cały ten szajs, który nam uczynili w naszej głowie i w głowach naszego toczenia. Bo moje otoczenie patrzy na mnie i uwierzyć nie może, że po tym wszystkim ja ciągle jeszcze mogłam liczyć na to COŚ.
A prawda taka, że to COŚ juz się wydarzyło - było i wielkie, i niesamowite, i niestety wcale nie romantyczne. Zdrada. I kropka. Ale nie. Każda z nas po tym wielkim CZYMŚ nadal odtwarza w głowie scenki ze wszystkich romantycznych filmideł, jak to ON cuda na kiju wyczynia w imię NASZEJ WIELKIEJ MIŁOŚCI:
- kupuje naręcza kwiatów, poniża się, prosi, tnie sobie publicznie pod naszym osiedlowym spożywczakiem żyły,
- z żalu zapija się na śmierć zostawiając list pt. "Spierd**łem sprawę, wybacz, pocałuj dzieci",
- wyjeżdża do aśramy w Tybecie i tam zyskuje nową osobowość, żeby powrócić do swej wybranki i żyć z nią po kres ich dni,
- rzuca się z żalu pod pociąg (ale ratuje go dróżnik i takiego okaleczonego odstawia do zdradzonej żony jako rzeczowy dowód na uleczenie popapranej duszy i odkupienie wiarołomcy)
- odbywa niełatwą ale oczyszczającą terapię, otwierającą mu oczy na bezmiar zła, które uczynił i wraca na kolanach
- wykupuje lot zeppelinem nad Warszawą, i zamawia napis na tym zeppelinie: Tarantella, wybacz, kocham cię i byłem idiotą
- wyjeżdża do legii cudzoziemskiej, żeby zginąć na dowolnym froncie świata, bo jego dotychczasowe życie wszystkim przynosiło tylko cierpienie więc lepiej żeby zdechł na pustyni
- na dowód swojej uczciwości przepisuje na nas cały swój ruchomy i nieruchomy majątek z przypiskiem w akcie notarialnym: jak znów okaże się zdradzieckim kutasem, to zgadzam się zostać nędzarzem
- zbiera do kupy wszystkie swoje kochanki, mnie sadza na tym zgromadzeniu na tronie i ogłasza: My, z łaski Bożej król, ogłaszamy, iż wy wszystkie byłyście dla mnie tylko gumowymi lalkami z sexshopu, a ta oto wspaniała kobieta jest jedyną i ostateczną miłością mego życia. Skrzywdziłem ją korzystając z waszych ciał ale tego więcej nie zrobię. Tak mi dopomóż Bóg.
Na drugim biegunie są imaginacje dotyczące nieszczęść, które ich spotykają w "gorszym życiu bez nas":
- kochanka okazuje się wyrachowaną dziwką, która poleciała tylko na jego kasę, ale on traci pracę więc go rzuca a on wraca z podkulonym ogonem
- zamieszkuje z kochanką ale ona tez jest córką alkoholika i po krótkim czasie zaczyna go kochać za bardzo i to go dusi i odbiera mu przestrzeń należną wilkowi stepowemu
- lub kochanka nie jest DDA, jest całkowicie zdrowa, a więc ma w dupie bycie ofiarną i uprzedzającą jego zachcianki - on się czuje niedowartościowany i odchodzi
- on dostaje gigantycznego przerostu prostaty i staje sie niewydolny seksualnie - kochanka nudzi się w łóżku i odchodzi
- kochanka go zdradza z młodszym facetem chorym na HIV
- samolot, którym on leci z kochanką na wspaniałe tropikalne wakacje ma awarię, zaczyna spadać, a on w ułamku sekundy myśli "Boże, nie z tą kobietą przy boku chcę umierać."
I tak można bez końca. Możecie dodać sto własnych imaginacji.
Ale ja mam w zanadrzu jeszcze jedną - najlepszą imaginację:
Budzę się i to wszystko był koszmarny sen. On - niewiniątko - leży obok i pyta: Kochanie przynieść ci do łóżka kawę z mlekiem, czy herbatę z cytryną? Pójdziemy dziś do kina czy na sushi?
Czy mam pominąć fakt, że przez prawie pięć lat takie pytanie w ogóle nie padło i też było moim życzeniowym myśleniem?
Siedziałam wczoraj prawie całą noc i czytałam cały ten temat. Mogę opowiedzieć swoją historię? Można to bardzo łatwo zrobić w punktach, bo to wszystko i tak to kilka punktów, bez zbędnych emocji ze strony psychofaga.
-3 lata temu zaczęliśmy być ze sobą, 4 wspaniałe miesiące gdy jak to znajomi mówili- tak się kochaliśmy że aż miód po plecach płynął ALARM 1- żeby ze mną być zerwał z jakąś małolatą którą poznał przez internet, ALARM 2- nie ma znajomych, kolegów, zaczyna absorbować cały mój czas, pozbawiając mnie moich przyjaciół.... ALARM 3- ma nadopiekuńczą matkę
- po 4 miesiącach przychodzi i mówi że było miło ale teraz już koniec bo on nie wycofał papiery z mojej uczelni i idzie do innej "lepszej" i nie uda nam się być "na odległość. Ja oczywiście płaczę i proszę byśmy nie dali tak łatwo za wygrana. Wygląda na połechtanego, szczęśliwego i zgadza się. ALARM 1- to jak łatwo przyszła mu decyzja o rozstaniu ALARM 2- całą procedurę przeniesienia zrobił za moimi plecami za namową mamusi...
- 1 rok lepszych i gorszych dnia. Cotygodniowe podróże itp. Jestem coraz mniej szczęśliwa. Facet nie daje mi tego czego od niego potrzebuję - wsparcia, pomocy, obecności. ALARM 1- okazuje się wiecznie zmęczony, nigdzie nie wychodzimy- siedzimy w domu, ALARM 2- kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa.
- kolejne 6 miesięcy bycia razem- tragedia, chce go rzucić- nie umiem. Jego lenistwo, kłamstwo i obojętność wobec mnie sęgają zenitu. ALARM 1- gdy mówię że nie chcę z nim być on mówi "ok"- a ja zamiast uciec- mówię mu że głupi, że niech walczy
Więc co zrobiłam? Zmieniłam uczelnię dla niego i się przeprowadzam by być razem.... Super.. ALARM 2- mówię mu że dostałam przeniesienie- patrzy się na mnie tylko i nie wyraża jakiegoś dzikiego szczęścia.
- Przyjeżdżam. Zostawia włączony komputer. Znajduję "tajne" gg z kontaktami nazwanymi "cipka_wiek_ miasto"- dokładnie taki schemat. Przeglądam archiwum, to co do nich pisze i to że wysyła swoje "fotki" z naszych wspólnych wesel itp. Idę się wyrzygać.
- Zabieram rzeczy i się wyprowadzam- on mówi "ok"- ja go przekonuję że jeśli nie zdradził to może kiedyś wybaczę. Twierdzi że jest uzależniony od tych emocji. Ale że żadnej nie bzyknął. Pozwalam sprowadzić się z powrotem. Ciężkie dni. Boli jak cholera ale przecież kocham i on "kocha"
kolejne 6 miesięcy - kłótnie, nie dogadujemy się. widocznie mu przeszkadzam w jego wielkich planach podboju wsyztskich 15latek(!!!!!!) w Polsce...
- Po tych 6 miesiącach zrywa ze mną. Mówi że nie pasujemy do siebie. Ja oczywiście jako chora osoba nagabuję go, dzwonię, płaczę. Wtedy mówi mi prawdę. Zdradza mnie od roku, umawia się z nastolatkami za seks, płaci za wynajęty pokój, płaci im za loda, potem je bzykać i tak od roku. Pomiędzy spotkaniami ze mną. Nie zabezpiecza się i mówi jak to zajebiście jest to robić i że chce teraz być wolny i bzykać co chce i kiedy chce. Idę się wyrzygać. 2 tygodnie spędzam na drugim końcu Polski płacząc w wannie przyjaciółki, czując obrzydzenie do siebie że dalej go kocham.
- Po kilku miesiącach rozmawiam z nim. Chce do mnie przyjechać- pozwalam i cieszę się- wracamy do siebie.
-2 miesiące później znowu go rzucam bo nie umiem zapomnieć, a on znowu mówi "ok".
-Spotykamy się przed sylwestrem(jakieś 2 miesiące p rozstaniu)- mówi że che być ze mną. Spotykamy się po sylwestrze. Okazuje się że spędził go z 15 latką w swoim pokoju bzykając ją... oczywiście musiałam sama to odkryć bo do końca mnie oszukiwał. Ale powiedział że kocha- przyjęłam go z radością...I tak nasze wzloty i upadki ciągnęły się do wczoraj.
- Przedwczoraj mieliśmy "rocznicę"- 3 lata- nigdzie mnie nie zabrał- olał to całkowicie. Powiedziałam by mnie zostawił że jest okropny itd. Powiedział "ok"....
Nie wiem co zrobić żeby ta historia skończyła się w tym miejscu. Wiem że znacie to uczucie...ale samotność mnie przeraża. Mam wrażenie że żaden inny facet mnie nie zechce. Mam 22 lata a od kiedy skończyłam 17 miałam 3 facetów- każdy mnie zdradzał, każdy traktował mnie obojętnie, każdy kłamał. Mam wrażenie że może nie da się mnie kochać. Ale wiem jedno... nie chcę do mojej historii dodawać kolejny punkt. Chcę ją skończyć na tym ostatnim rozstaniu i jego ostatnim "ok".
HAhahahaha, tarantella poplakałam się ze śmiechu i nie mogę przestać ale to naprawdę smutne, że przerobiłam wszystkie te wizje (te z drugiej kategorii szczegolnie intensywnie).
Edit: bitrelka witaj ! Przeszły mnie ciarki na myśl o tym że normalne kobiety nieraz ulokują nieświadomie uczucia w zwierzętach. Wspołczuje trzyletniej traumy .... dziś pierwszy dzień piękniejszego życia moja droga ! ;D
Bitreelka, witaj w domu.
Będzie tak jak u Ciebie - w punktach. Ja też tak lubię. Fajnie piszesz.
Punkt nr 1 - terapia i najlepiej grupowa.
Punkt nr 2 - trzymaj się tego forum - czytanie o innych ale takich samych historiach pozwala złapać choć troche obiektywizmu w tym naszym szaleństwie
Punkt nr 3 - czy masz literaturę? Jeśli nie podeślemy - daje kopa ale nie rozwiązuje problemu.
Punkt nr 4 - ZERO KONTAKTU z psychofagiem - może się nie udać ale za każdym razem kiedy ręce się trzęsą pomyśl o konsekwencjach takiego kontaktu na trzy kroki na przód
Punkt nr 5 - pisz, to pomaga i zawsze tu jest ktoś, kto wysłucha ze zrozumieniem
Punkt nr 1 - terapia i najlepiej grupowa.
Szukam takich terapii- po tych trzech latach wmawiania sobie że sama sobie z tym poradzę w końcu bańka pękła. Potrzebuję pomocy- w końcu nie boję się tego przyznać. Niestety w Trójmieście nie mogę znaleźć jak na razie takich terapii.Punkt nr 2 - trzymaj się tego forum - czytanie o innych ale takich samych historiach pozwala złapać choć troche obiektywizmu w tym naszym szaleństwie
Będę się trzymać tego. Najśmieszniejsze że nasze historie są podobne i czytając inne myślę "ale wariatka, czemu go nie rzuci", a po chwili przypominam sobie " przecież tez jesteś wariatką":)
Punkt nr 3 - czy masz literaturę? Jeśli nie podeślemy - daje kopa ale nie rozwiązuje problemu.
Na razie czytam "Kobiety które kochają za bardzo"- Robin Norwood. Połykam ją, ale liczę że pomożecie z dalszą literaturą gdy to skończę czytać.Punkt nr 4 - ZERO KONTAKTU z psychofagiem - może się nie udać ale za każdym razem kiedy ręce się trzęsą pomyśl o konsekwencjach takiego kontaktu na trzy kroki na przód
Czy to jest wykonalne? Ale pochwale się że zrobiłam mądrą rzecz bo czułam że coś się spieprzy i jak ostatnim razem u mnie był kazałam mu zabrać wszystkie swoje rzeczy. Zawsze gdy się rozchodziliśmy to te rzeczy były powodem telefonów "jak ci je oddać?", "może je odbierzesz?" itd. Nic wielkiego. Takie drobne rzeczy którymi "zaznaczał swój teren"- szczoteczka, aparat, tshirt, maszynka. Drobnostki.
Swoją drogą jakie to śmieszne. Nie kocha mnie, nie chce ze mną być ale na wspomnienie że był u mnie inny mężczyzna, albo że się z kimś spotykałam jak sie rozstaliśmy wpada w furię. Potrafił nawet na mnie podnieść rękę.... A ja oczywiście przyjmowałam cios myśląc że zasługuję- bo powinnam być mu wierna nawet jak z nim nie jestem. Zresztą każdy z którym sie umawiałam nie ył tak "idealny" jak mój psychofag.... Jesteśmy chore dziewczyny, chore...A tak w ogóle też macie wrażenie że jakbyście powiedziąły np swoim rodzicom- mam problemy z facetami dlatego jestem sama- jestem uzalezniona od miłości to by was wyśmiali, powiedzieli że problemy sobie wymyślamy? Strsznie mnie osłabia ta myśl, bo moi rodzice co raz wypytuja o mojego psychofaga. Uważają go za ideał i chociaż im powiedziąłm co mi zrobił to ojciec powiedział- to zrób z nim "shift+ del" a matka powiedziała że może powinnam wybaczyć. W końcu mężczyźni tacy są.... może rzeczywiście...:/
Punkt nr 5 - pisz, to pomaga i zawsze tu jest ktoś, kto wysłucha ze zrozumieniem
Wiem że na początku będę często prosić o wsparcie, mam nadzieję że później jakoś się ułoży... dzięki:*
Bitreelka,
Typowy objaw - zazdrość niewiernego i poczucie winy ofiary. Widzisz, taka jesteś rozwiązła ... jak on mógł Cię taką ladacznicę kochać?
A ja swojej mamie powiedziałam, że mam taki problem i że jest pochodną jej współuzaleznienia od chorego faceta, że ja powielam jej schemat. Widziałam, jak zapala się w jej głowie lampka - w sensie robi sie jasność przyczynowo-skutkowa.
Achaaaa....zaczęła się bitwa. Przed chwilą zadzwonił. oczywiście odebrałam. Powiedział że i jedzie do mnie.... bo wie że tak naprawdę chcę z nim być..... Rady....?
Jestem cholernie słabą istotą.... przecież nie zamknę mu drzwi przed nosem;(
Czytaj pkt. 4 - drugą jego część oraz mój wczorajszy post oraz posty anitki i grejs.
Achaaaa....zaczęła się bitwa. Przed chwilą zadzwonił. oczywiście odebrałam. Powiedział że i jedzie do mnie.... bo wie że tak naprawdę chcę z nim być..... Rady....?
Jestem cholernie słabą istotą.... przecież nie zamknę mu drzwi przed nosem;(
Wydaje mi sie, ze chcesz zeby wracal. Nie jestes slaba, nie chcesz zeby odszedl. Pasuja Ci takie hustawki? On sie nie zmieni, bo pozwalasz mu na to.
Jestem cholernie słabą istotą.... (
pierwsza rada: JESTEŚ SILNA, MASZ W SOBIE MOC!!
napisz to sobie 1000 razy, jak bedzie potrzeba to 5000, a jak mało to jeszcze więcej, aż w to uwierzysz, powtarzaj to sobie bez przerwy BEZ PRZERWY, zabroń sobie mysleć o sobie, ze jestes słaba
JESTES SILNA I DASZ SOBIE RADĘ
druga rada: nie daj sie wciągać w dyskusję, nie usprawiedliwiaj się, nie tłumacz, nie pozwól by wzbudził w Tobie poczucie winy
NICZEMU NIE JESTEŚ WINNA I NICZEGO NIE MUSISZ
Bitreelka- po co odbierać telefony ? Facet zdradził Cię ze zgrają dziecięcej części naszej populacji- o czym Ty chcesz z nim rozmawiać ?
Czasami myślę że związanie się z kimkolwiek innym rozwiązałoby problem. Tzw. klin. Chociaż może się mylę. Podobno ofiara zawsze jest ta sama, tylko kaci się zmieniają. Ale co do jednego macie rację. Cholerny strach przed samotnością- choć z drugiej strony całkowicie irracjonalny bo i tak ten związek był na odległość więc czasem widzieliśmy się tylko 2-3 dni w ciągu 2 tygodni, sama mieszkam, sama wszystko opłacam, studiuję, prowadzę dom- poradzę sobie...a jednak ten syndrom który mój psychofag nazywa "niedopieszczeniem". On zdaje sobie sprawę że mogę dużo oddać za wytulenie, pogłaskanie, miłe słowo.
Kiedyś nawet powiedział do mnie coś co otworzyło mi oczy na problem. Kiedyś pokłóciliśmy się o coś kompletnie nie pamietam o co, w każdym bądź razie byłam tak zła i zrozpaczona że płakałam jak dziecko a potem usiadłam przy jego krześle i położyłam głowę mu na nogach chociaż on mnie tam nie chciał. i powiedział coś przełomowego- "jesteś jak pies,który pomimo że jego pan go bije, dalej przychodzisz do niego ze spuszczonym łbem". Lampka mi się wtedy zaświeciła i zdałam sobie sprawę że on dokładnie wie co mi robi i wykorzystuje swoją przewagę- bawi się mną. Ale jak widać...nie wyciągnęłam żadnych wniosków.
Chciałabym żeby były jakieś "sanatoria" dla nas. Miesiąc w obcym miejscu, bez zmartwień i tylko terapia...
Jak sobie pomyślę, że te jego ofiary maja tyle lat, co moje dziecko, to żałuję, że nie mieszkam w Twojej okolicy i mam za daleko, zeby go wykastrować.
Wiem, że gadanie pt. kopnij go w dupę jest teraz bez sensu, sama musisz do tego dojrzeć, ale bierz pod uwagę również wariant prawny całej sprawy - on się kwalifikuje do kryminału, a Ty wiedząc o wszystkim ... no też (bardzo Cię przepraszam za to co napiszę) ... możesz mieć nieprzyjemności. Pomyśl o tym. Po co Ci jeszcze i takie komplikacje?
Bitreelka- po co odbierać telefony ? Facet zdradził Cię ze zgrają dziecięcej części naszej populacji- o czym Ty chcesz z nim rozmawiać ?
Gdyby to było dla mnie takie proste to zrobiłabym to rok temu. Poświęciłam mu dużą część swojego życia. Naprawdę... gdyby nie on to mogłabym do tej pory dużo osiągnąć. Oferty opłacanych szkoleń, cerftyfikaty, wymiany studenckie, masa doświadczenia zawodowego, nawet stypendium zagraniczne. Wszystko to mogło być moje a nie jest- za dużo poświęciłam. Jakiś głupi stworek w mózgu każe mi odbierać te telefony...
Do Tarantella:
Niestety ale jego postępowanie w sprawie małolat nie jest odosobnione. Nawet nie wiesz ile w sieci jest ogłoszeń takich nastolatek- co to one nie zrobią za 50-70 zł.... Sama się tym przeraziłam. Ale taki problem istnieje. Nie on pierwszy nie ostatni. Najpierw trzeba by było potrząsnąć rodzicami tych dziewczyn. A żeby jakakolwiek sprawa była przeciw takim facetom wniesiona to sama dziewczyna musiałaby zeznawać- a tego nie zrobi bo dla niej to zarobek. Rodzice oczywiście żyją w błogiej nieświadomości. Jemu już nawet nie pozwalam się dotknąć przez to. Ale on tak szybko nie opuści mojego życia.
btw. poznałam 2 z tych dziewczyn. Były w nim zakochane, znalazłam do nich kontakt, też się chciały spotkać. I wiesz co ci powiem? Normalne rodziny- żadna patologia. Tyle że jedna powiedziała że w tym wieku wszystkie to robią więc woli to robić za kasę niż z jakimś gamoniem z klasy a druga stwierdziła że w sumie marzyła o miłości. I myślała że tak pozna faceta przy kasie i będzie wielka miłość.. Ale to już poza tematem więc koniec
Jakie bezsensowne całkowicie trzeźwo widzieć sytuację i rozwiązanie jej, ale nie potrafić zrobić kroku w jego stronę...
oj, coś gorąco ostatnio na tej naszej grupie
ledwie doba od mojej "ceremonii", a tu tyle nowych postów...
jak obiecałam, od tej chwili jestem Nową Karen... w kazdym razie bardzo będę się bardzo starać by tak było.
uśmierciłam nadzieję
dokonałam aborcji wspólnych marzeń
symbolicznie rozrzuciłam prochy Mojej Miłości na cztery strony świata
mam to szczęście, że od miesiąca nie mam kontaktu z eksem, wszystkie wspólne sprawy zostały zamknięte i nie ma pretekstu do wznawiania kontaktu, on najprawdopodobniej zajął się moja następczynią i też mnie nie nęka...
obiecuję uroczyście, że nawet jak mój piesek lub kotek zachoruje to znajdę innego veta, a do niego nie zadzwonię
wczoraj kupiłam sobie dwie sukienki i tunikę do spodni, teraz, taka odchudzona, jestem całkiem niezła laska
w sobotę idę na wesele, sama, a co i mam zamiar świetnie się bawić
dziewczyny, myślcie o sobie, walczcie o siebie, wycofajcie energię od tych dupkow co Was dręczą i włóżcie ją w siebie! wiem, że nie łatwo, wiem to doskonale, wiem, że hustawki i emocje, znam to z autopsji i wcale nie jestem pewna, ze ja mam to całkowicie poza sobą, ale staram się jak mogę i nie poddam się, bo chodzi o mnie
Fajka napisał/a:Bitreelka- po co odbierać telefony ? Facet zdradził Cię ze zgrają dziecięcej części naszej populacji- o czym Ty chcesz z nim rozmawiać ?
Gdyby to było dla mnie takie proste to zrobiłabym to rok temu. Poświęciłam mu dużą część swojego życia. Naprawdę... gdyby nie on to mogłabym do tej pory dużo osiągnąć. Oferty opłacanych szkoleń, cerftyfikaty, wymiany studenckie, masa doświadczenia zawodowego, nawet stypendium zagraniczne. Wszystko to mogło być moje a nie jest- za dużo poświęciłam. Jakiś głupi stworek w mózgu każe mi odbierać te telefony...
Skoro poswiecilas mu tyle czasu, to faktycznie nic juz Cie nie spotka i mozesz dalej dawac soba manipulowac.
My robilysmy dokladnie tak samo.
Jestes jeszcze mloda i mam nadzieje, ze szybko zrozumiesz swoj blad i uwolnisz sie od dreczyciela.
Zacznij myslec w koncu TYLKO O SOBIE.
Strony Poprzednia 1 … 31 32 33 34 35 … 405 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024