Marynarko i Zazdrości,
Ja tak widzę, że Wasze psychofagi to powinny chodzić na korepetycje do mojego. Otóż mój psychofag:
- w jednym tygodniu wmawiał mi, że jest WILKIEM STEPOWYM i DRAPIEŻNIKIEM więc jeśli nie będzie ze mną, to nie będzie już z żadną - będzie wolny, samotny, nauczył się robić pranie, przelewy i robić obiady
- po dwóch tygodniach doszedł do wniosku, że (cyt.) "Nie jestem żadnym pieprzonym wilkiem stepowym, tylko idiotą i pluszowym misiem. Nie potrafię żyć sam, samotność mnie męczy i przeraża."
Tak więc, z całym szacunkiem, ale Wy miałyście po jednym psychofagu, a ja na raz dwóch. Muszę przy tym zaznaczyć, że taka zmiana frontów następowała kilkukrotnie, bo jak wiadomo socjopaci lubią jazdę na karuzeli w obu kierunkach tak, żeby przeciwnik nigdy nie zdołał się zorientować z kim tak naprawdę ma do czynienia i żeby zawsze można było powiedzieć - przecież cię uprzedzałem, przecież ci o tym już mówiłem.
A tak a propos. Jest to jedna z kolejnych technik socjopaty. Jak jakis temat jest niewygodny, albo wypływa jakieś kłamstwo, albo rozmowa zmierza w niebezpiecznym kierunku, to zawsze można użyć jednego ze zdań:
- już o tym rozmawialiśmy, nie chcę ciągle wracać do tego samego tematu,
- no przecież już ci o tym mówiłem, a skoro nie pamiętasz, to ja nie będę ciągle bił tej samej piany
- opowiadałem ci o tym spotkaniu z Marysią, ale ty mnie nigdy nie słuchasz
Ma to na celu - po pierwsze zdeprecjonowanie rozmówcy jako sklerotyka i obsesyjnego nudziarza, po drugie - jest to forma słownej agresji (uważaj! kończy się moja cierpliwość do ciagłego memłania tych samych tematów).
Czy też prowadziłyście takie dialogi, kiedy to miałyście 100%-wą świadomość, że nie rozmawiałyście z nim o Marysi a jednak czułyście się winne ... bo może rzeczywiście mówił, ale wy nie usłyszałyście? To był jeden z moich podstawowych dylematów - po 4 latach takich rozmów na serio zaczynałam się zastanawiać, czy przypadkiem nie jestem nienormalna. Były też drastyczniejsze przypadki - rozmawiałam z nim na jakiś temat - podejmowaliśmy jakieś ustalenia, po czym okazywało się, że ... ustalenia były zupełnie odwrotne:
- No przecież pamiętam, drogi J., co ustaliliśmy w tej kwestii.
- To źle pamiętasz. Ale jak tobie się coś pomieszało to nie jest moja wina.
No i skończyło sie na tym, że naszą decydującą rozmowę o rozstaniu i finansach ... nagrałam na komórkę. I co? Po tygodniu nagle okazałao się .... że przecież takiej rozmowy w ogóle nie było, a co dopiero jakichś ustaleń. Ale twardy dowód sprawia cuda.
I k**wa żesz mać powinnam tak nagrać całe nasze życie - tylko po co by mi to teraz było. Chyba tylko do puszczania na youtubie jako poradnik dla partnerek socjopatów.