Kobiety Kochające Za Bardzo- fantazjowanie to część naszej choroby...Chcecie zdrowieć czy wolicie marzyć,narzekać, biadolić.Zadajecie sobie pytanie jak to się stało że kochacie za bardzo?
1,886 2011-05-02 18:45:42
1,887 2011-05-02 19:19:37
Daria, ja zadaję sobie takie pytanie. Odpowiedź na nie chyba uzyskałam, ale nie wiem jak odpowiedzieć sobie na to jak postępować, żeby już więciej nie kochać "za bardzo"... Żeby moje myślenie w momencie kiedy skupiam się na czymś innym niż miłość, też nie było myśleniem "kochającej za bardzo"... bo jak pisałam parę ostów wcześniej- ciągle nim jest.
Myślę o tym bardzo dużo, chyba za dużo i zdałam sobie sprawę, że moja "wizja miłości" jaką posiadam od jakiegoś czasu to wcale nie wizja człowieka kochającego a człowieka uzależnionego emocjonalnie Smutne to, bo obraz jednej z podstawowych w życiu wartości - jaką jest uczucie do drugiego człowieka - został przeze mnie zafałszowany i muszę ten wzorzec zbudować od nowa.
A co do marzeń- myślę, że marzymy tutaj nieco z przymróżeniem oka I wiesz co, myślę, że to wcale nie jest takie złe. W momencie gdy kochająca za bardzo czuje ochotę marzyć o czymś innym niż przysłowiowa "druga połówka", albo marzyć o czymkolwiek co da szczęście bez "drugiej połówki" to jest to moim zdaniem naprawdę wielki postęp
:)
A w kwestii marzeń jeszcze... można ganić ludzi jeżeli zbytnio uciekają w sferę fantazji zamiast zająć się rzeczywistością, bo to dobre na pewno nie jest, ale jako osoba, która ma za sobą stany skrajnej zapaści emocjonalnej stwierdzam, że dopóki są marzenia dotąd jest jeszcze głód życia. Gdy nie ma się siły nawet na to by o czymś pomarzyć- wtedy nie ma już nic.
1,888 2011-05-02 19:21:06
Daria,
Przeczytałaś cały wątek, czy tylko tytuł?
Pytania już dawno padły i odpowiedzi też. Każda z nas odwala tu wielką robotę nad sobą i jej nieodłączną częścią jest i biadolenie i narzekanie i MARZENIE.
Ale też wymieniamy się wiedzą, literaturą, pocieszamy się wzajemnie i wzajemnie motywujemy do zadawania kolejnych pytań i MARZYMY, że z tego wreszcie wyjdzie nam normalne życie.
Masz jakieś lepsze propozycje? Chętnie wysłuchamy ich zamiast retorycznych pytań.
1,889 2011-05-02 19:36:00
Nie miałam problemów w szkole z rówieśnikami, mam cudowną rodzinę, wiem, że jestem atrakcyjna i wiem że mogłam bym mieć kogoś lepszego a i tak tkwie cały czas w jednym... ktoś wie dlaczego? kocham, za bardzo, bardzo za bardzo ale wiem że ta druga strona nie...znaczy wiem że mnie kocha ale nie jest w stanie tak się poświecać jak ja i wiem ze moge sobie znaleść kogoś kto bedzie, ale nie umiem odejśc.
1,890 2011-05-02 19:50:17
...fantazjowanie to część naszej choroby...Chcecie zdrowieć czy wolicie marzyć,narzekać, biadolić.Zadajecie sobie pytanie jak to się stało że kochacie za bardzo?
Zadałyśmy sobie owo pytanie nie raz. Przeprowadziłyśmy wiwisekcję.
Co jest lepsze - życie z godziny na godzinę, bez żadnych zamierzeń i planów i roztrząsanie: dlaczego, dlaczego, dlaczego...? JUŻ wiemy dlaczego. Teraz kolejny krok naprzód.
Znasz ćwiczenie - gdzie będę, co będę robić za 5, 10, 15 lat?
Jeśli śmiemy zadawać sobie to pytanie i marzyć - to znaczy, że NIE dałyśmy się zniszczyć, to znaczy, że żyjemy i chcemy żyć.
Ja za 15 lat będę miała 65 lat, pewnie będę na żebraczej emeryturze. Możesz mi łaskawie powiedzieć, dlaczego nie mam śnić o pogodnej starości, jeśli to możliwe w otoczeniu przyjaznych i przychylnych osób???
Bo facet? Byli, nawet dwaj i nie wyobrażam sobie starości w ich towarzystwie. Jeśli będzie jakiś inny to fajnie, jeżeli nie będzie - to też dobrze - nie zamierzam marnować ostatnich darowanych mi lat na życie w "żałobie". Nie udało się w związku - trudno - widocznie tak mi było pisane
1,891 2011-05-02 20:06:05
Całkowicie się z Tobą zgadzam Anhedonia, miłe towarzystwo do pogaduszek na stare lata - bezcenne. Przyglądam się różnym sytuacjom życiowym i, niestety, ze starymi ludźmi nikt nie chce (nie umie?) rozmawiać. Nawet opiekunki w domu pomocy mówią do nich, a nie rozmawiają. O wiecznie zajętej rodzinie nie wspominając.
1,892 2011-05-02 20:39:08
...niestety, ze starymi ludźmi nikt nie chce (nie umie?) rozmawiać. Nawet opiekunki w domu pomocy mówią do nich, a nie rozmawiają. O wiecznie zajętej rodzinie nie wspominając.
Tak. Niestety opiekunki mają w domach pomocy pracować a nie gawędzić Przydałyby się "damy do towarzystwa"
A rodzina żyje w innym zalatanym świecie i walczy często o "przetrwanie". Dobrze jak znajduje czas na regularne wizyty
Myślę, że nam tu się "lęgnie" taki Rodzinny Dom Przyjaciół (zamiast D.Dziecka czy starców)
Czyżbyśmy wymyśliły nową formę wsparcia dla starszych osób? Ewentualna pomoc opiekuńcza dyżurująca przy telefonach?
1,893 2011-05-02 21:13:26
Albo prościej Anhedonia, najsilniejszy pomaga jak trzeba. Przecież staruszkowie (staruszki) w różnej dyspozycji dnia mogą się znajdować. Wśród kilku jakaś mówiąca i chodząca na pewno się znajdzie. Może zaprosić do grupy emerytowaną lekarkę, byle przytomna umysłowo była.
Oto przyszłość kobiet kochających za bardzo. Przyjacielski Dom Staruszek, Które Kiedyś Kochały Za Bardzo I Już Im Się Więcej Nie Chciało.
Lepsze to niż wspólna starość z krzywdzicielem. Tak mi się wydaje. O ile dzieci będą zbyt zajęte, żeby wykonać swoją powinność i zaopiekować się rodzicielką.
1,894 2011-05-02 21:44:11
Przyjacielski Dom Staruszek, Które Kiedyś Kochały Za Bardzo I Już Im Się Więcej Nie Chciało.
1,895 2011-05-02 22:07:48
Otwieracie taki dom, z emerytowana pomoca medyczna? Ale ja sie nie załapie bo mam niskie dochody.
1,896 2011-05-02 22:29:27
marynarka napisał/a:Przyjacielski Dom Staruszek, Które Kiedyś Kochały Za Bardzo I Już Im Się Więcej Nie Chciało.
1,897 2011-05-02 23:15:55
Nie śmiejcie się, ale właśnie tak się teraz czuję. Już mi się nie chce kochać. Bo znowu mogę przesadzić, a to źle rokuje.
Niby wiem jakie błędy mi się przytrafiły, ale boję się kolejnego naginania granic, przekraczania limitów, balansowania na pograniczu, na tej cieniutkiej linii oddzielającej stan: jest dobrze od: już nie jest dobrze. A nuż zaślepiona swoim wyobrażeniem nie zauważę w czas i nie interweniuję w odpowiednim momencie. I znowu sytuacja mnie wciągnie i zanim się zorientuję będę tam, gdzie nie chciałam dotrzeć. Obudzę się po drugiej stronie lustra i jak się wydostanę? Tylko ja wiem ile kosztowało mnie uwolnienie się od wszystkiego czego nie mogłam już identyfikować ze sobą i swoim życiem. Po co mi to po raz drugi? Wiem, to postawa asekuracyjna, ale typowa dla ludzi po traumie.
1,898 2011-05-02 23:50:03
Nie śmiejcie się, ale właśnie tak się teraz czuję. Już mi się nie chce kochać. Bo znowu mogę przesadzić, a to źle rokuje.
Niby wiem jakie błędy mi się przytrafiły, ale boję się kolejnego naginania granic, przekraczania limitów, balansowania na pograniczu, na tej cieniutkiej linii oddzielającej stan: jest dobrze od: już nie jest dobrze. A nuż zaślepiona swoim wyobrażeniem nie zauważę w czas i nie interweniuję w odpowiednim momencie. I znowu sytuacja mnie wciągnie i zanim się zorientuję będę tam, gdzie nie chciałam dotrzeć. Obudzę się po drugiej stronie lustra i jak się wydostanę? Tylko ja wiem ile kosztowało mnie uwolnienie się od wszystkiego czego nie mogłam już identyfikować ze sobą i swoim życiem. Po co mi to po raz drugi? Wiem, to postawa asekuracyjna, ale typowa dla ludzi po traumie.
No właśnie, Marynarko, ot i cała sztuka - kochać i nie przesadzić, a raczej kochać i cały czas zadawać sobie pytanie: czy i ja jestem/czuję się należycie kochana i czy to tylko takie moje życzeniowe myślenie, czy ma to realne odzwierciedlenie w codzienności, w jego działaniach?
Ja już wiem, gdzie popełniałam błąd. Kiedy czułam, że za dużo daję a za mało dostaję, zamiast postawić sprawę JASNO - albo dostanę od ciebie, co mi jest do szczęścia potrzebne jako kobiecie albo tu nasze drogi się rozchodzą, to nie, ja czepiałam się związku, bałam się tupnąć nóżką, bo a nuż go odstraszę. A niestety, jak mawia jedna z "naszych" mądrych książek - miłość wymaga stanowczości. Gdybym umiała stawiać warunki jak równy równemu i we właściwym czasie pokazać, że BYLEJAKIE bycie byle tylko razem mnie nie interesuje, to może partner też by się czegoś wystraszył ... a tak bałam się tylko ja i degradowałam się i w jego i we własnych oczach.
1,899 2011-05-02 23:58:59
W jego oczach Tarantella, to mi wisi, ale te moje, że nie widziały jak przestaję być? To jest najgorsze. Ja nawet teraz nie umiem znaleźć tej cezury w przeszłości, gdzie trzeba było zacząć postępować inaczej. W tym galimatiasie codzienności nie znajduję konkretnego punktu, o którym mogłabym powiedzieć: to stało się wtedy, to był moment, w którym trzeba było zareagować.
Albo od początku było kiepsko i nikt tego nie widział, albo powolutku się psuło, ale na tyle wolno, że prawie niezauważalnie. Aż nagle byłam w matriksie. Nic nie było jak należy. Włącznie ze mną. Dziwna byłam, albo już prawie mnie nie było. Tylko to g...o dookoła. I przebłysk geniuszu! Nie utonąć w szambie! Za wszelką cenę.
1,900 2011-05-03 00:02:52
Ale dlaczego starość ...Ja mimo wszystko marzę że spotkam dobrego człowieka z którym będę mogła dzielić swoje życie,który będzie mi towarzyszem.Muszę tylko uzupełnić swoje depozyty aby nie być więcej jak ćma która leci do ognia.
Spełniłam swoje marzenie i kupiłam sobie aparat fotograficzny -więc marze że kiedyś uda mi się zrobić takie zdjęcie za które ktoś zapłaci mi dobre pieniądze.Może wydam kiedyś jakiś piękny album...i kupię piękny dom.I mój syn będzie mnie odwiedzał wraz z żoną i dziećmi.Widzę w marzeniach siebie jak stoję uśmiechnięta z wyciągniętymi ramionami aby ich przywitać. W moich marzeniach jestem szczęśliwa - bo to szczęście odnalazłam w sobie.Jestem spokojna bo mam wiarę w to że jestem jak młoda brzózka - czasem pochylę się ku ziemi ale się nie złamie.
1,901 2011-05-03 00:09:26
Noooo, Daria, to jednak marzymy ....
1,902 2011-05-03 00:15:50
Tylko to g...o dookoła. I przebłysk geniuszu! Nie utonąć w szambie! Za wszelką cenę.
Jak powiedział pewien premier: Mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale po tym jak kończy.
Rozszerzyłabym tę piękną frazę na nas - kiepsko zaczęłyśmy - apriori z niewłaściwymi facetami, kiepsko i za długo z nimi żyłyśmy, ale umiałyśmy z klasą skończyć ... ok, Ty umiałaś, bo ja cały czas jeszcze jestem w fazie pumeksowania mózgu. ALE planuję piękny finał. Póki co to tajemnica, sza, ale wizualizacja przynajmniej jest CUDOWNA i mam nadzieję wyjść z tego gówna może o kulach ale z godnością.
1,903 2011-05-03 00:42:40
Z gówna Tarantella to warto nawet na czterech i tyłem, byle wyleźć. O kulach, na wózku - wszystko jedno. Trochę rehabilitacji i staniesz na własnych nogach. To jak po wypadku: prawidłowe wzorce ruchu są, ale mózg musi je sobie przypomnieć.
Życzę Ci skutecznej, szybkiej i kompleksowej rehabilitacji.
Daria, pewnie, że widzę siebie otoczoną kochającą wielopokoleniową rodziną, kochaną, szanowaną i szczęśliwą. Ale jak będzie? Czy będę widywała moje dzieci i wnuki codziennie? Czy tylko z okazji większych Świąt? Może będą mieszkać na Alasce? Może ze mną i mnie wkurzać na co dzień, nie tylko od święta? Czas pokaże, ale taki azyl dla najstarszych starowinek to ciekawy pomysł.
1,904 2011-05-03 08:17:36 Ostatnio edytowany przez Anhedonia (2011-05-03 08:18:38)
Ale dlaczego starość ...Ja mimo wszystko marzę że spotkam dobrego człowieka z którym będę mogła dzielić swoje życie,który będzie mi towarzyszem.
A dlaczego NIE?
Każdemu to co mu najpotrzebniejsze
Taranatella mądrze napisała:"Ja już wiem, gdzie popełniałam błąd. Kiedy czułam, że za dużo daję a za mało dostaję, zamiast postawić sprawę JASNO - albo dostanę od ciebie, co mi jest do szczęścia potrzebne jako kobiecie albo tu nasze drogi się rozchodzą, to nie, ja czepiałam się związku, bałam się tupnąć nóżką, bo a nuż go odstraszę."
Na ten moment życia nie potrzebuję już takich dylematów. Chcę myśleć o sobie przez swój własny pryzmat. Już mieszkam z dziećmi, już pomagam przy wnuczkach - czy tak będzie zawsze? Może wyjadą na tę marynarkową Alaskę albo "tylko" 600 km ode mnie? Nie wykreślam żadnych możliwości. Chętnie ugoszczę dzieci z rodzinami, zaproszę do zamieszkania jeśli będzie to potrzebne. Z facetem analogicznie.
Ale jeśli to się nie zdarzy i pisane mi spędzić samej "stare" lata, to dlaczego mam uznać to za tragedię i dramat? Chcę móc myśleć, że sama nie oznacza samotna (i zgorzkniała).
Ja chcę jak mama Moni (lat 74) - pięknie, aktywnie i szczęśliwie Bez względu na osoby mi bliskie i bez przymuszania ich i siebie do czegokolwiek.
Przyjacielski Dom Staruszek, Które Kiedyś Kochały Za Bardzo I Już Im Się Więcej Nie Chciało.
Marynarko - My się z tego nie śmiejemy - my się uśmiechamy do naszych wizji, bo ciepło na sercu nam się zrobiło
1,905 2011-05-03 12:13:18
Chcę myśleć o sobie przez swój własny pryzmat. (...)
Ale jeśli to się nie zdarzy i pisane mi spędzić samej "stare" lata, to dlaczego mam uznać to za tragedię i dramat? Chcę móc myśleć, że sama nie oznacza samotna (i zgorzkniała).
Ja chcę jak mama Moni (lat 74) - pięknie, aktywnie i szczęśliwieBez względu na osoby mi bliskie i bez przymuszania ich i siebie do czegokolwiek.
Przyjacielski Dom Staruszek, Które Kiedyś Kochały Za Bardzo I Już Im Się Więcej Nie Chciało.
![]()
![]()
Marynarko - My się z tego nie śmiejemy - my się uśmiechamy do naszych wizji, bo ciepło na sercu nam się zrobiło
Anhedoniu - to także moje słowa
Bardzo pięknie się rozumiemy. I właśnie tego oczekuję dla siebie na przyszłość - spokoju, zrozumienia, porozumienia intelektualnego i emocjonalnego. I będę o to walczyć.
1,906 2011-05-03 12:14:18
To dobrze Anhedonia, ja też uśmiecham się do tej wizji. Przypomina mi się taki dom dla poturbowanych przez życie kobiet, które prowadziła mama Garpa. Takie bezpieczne i dobre miejsce, żeby po prostu być.
1,907 2011-05-03 17:56:43
A to sobie wyczytałam dzisiaj - takoż w w/w temacie:"Jest jeszcze jeden atut dojrzałości: umiesz pracować nad swoim związkiem. Wiesz, jakich błędów nie wolno ci już więcej popełnić, czego wymagać od mężczyzny i ile dawać mu od siebie. Potrafisz być szczęśliwa i to nawet bez przystojnego młodziana." Sic
1,908 2011-05-03 18:04:01
Przystojnego młodziana to ja, Anhedonia, mam. On jest moim synem. Daje mi ogromne poczucie szczęścia.
1,909 2011-05-04 08:13:52
witajcie kochane
chciałabym się z wami podzielić moimi spostrzeżeniami.
rok czasu zajęło mi wyleczenie się z kochania za bardzo. bity rok czasu !!! czytałam książki rozmawiałam z innymi kobietami, chodziłam na randki które też w dużym stopniu mi pomogły. dlaczego ??? a no dlatego że zobaczyłam jak różni są mężczyźni, z randki na randkę z faceta na faceta coraz wyraźniej kreował mi się w głowie obraz tego "właściwego" dla mnie partnera, mało tego każdy z panów zasypywał mnie komplementami co podbudowało mi moją samoocenę pewność siebie .....
pewnego dnia odpuściłam powiedziałam sobie "dość koniec randek z niewłaściwymi facetami ktoś z boku pomyśli że robię to na siłę". i tak też uczyniłam. osiadłam że tak powiem na tyłek "siedziałam w domku przy kakao i książce, po pracy zajmowałam się domem sobą. poczułam pewną równowagę w sobie. muzyka o miłości zaczęła na nowo mi się podobać śpiewałam sobie "ooo oo mogę wszystko, wszystko możliwe jest gdy Tyyyyyyyyyyyyyyyy!!!"
parę tygodni później poznałam JEGO. ucieleśnienie mojej wizji ale tylko pod względem charakteru bo z wyglądu nie bardzo ale nagle po rozmowie z nim lampeczka się zapaliła "ooo to jest to muszę go mieć" no i kręci się to dalej. owszem ma cechy które mnie drażnią ale nikt nie jest idealny jemu we mnie też się pewnie coś nie podoba, to raczej normalne. ale przy nim czuje się bezpieczna szczęśliwa atrakcyjna rozmawia ze mną rozumie co do niego się mówi i on także wygłasza swoje zdanie, i jest to coś
więc moje drogie, nie ma co się rozpamiętywać nad starymi ranami to już było i nie wróci, owszem będziemy ostrożniejsze uprzedzone, ALE jak się spotka właśnie TEGO faceta to każda obawa strach i wspomnienie idą w zapomnienie dajcie sobie szanse. nie uda się ?? o booże wielkie halo gorsze rzeczy przeszłyśmy .... czyż nie mam racji ?
1,910 2011-05-04 14:37:00 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2011-05-04 14:40:12)
mnie nie bawi takie polowanie na faceta
taka nadzieja, ze sie kiedys pojawi,
takie dopatrywanie w kazdym tego potencjalnego zyciowego partnera
takie zwalczanie strachu przed zwiazkiem... no bo przeciez musi byc jakis zwiazek!
bo co? taki obyczaj, kultura, nakaz spoleczny, jedyne mozliwe szczescie?
To czy spotkamy fajnego czlowieka na swojej drodze to kwestia przypadku i odrobiny aktywnosci (bo siedzenie w domu przed telewizorem to klapa)...
ale.... ten fajny czlowiek nie musi byc zaraz partnerem na zycie... i nie musi byc rozpatrywany w tych kategoriach.
Fajni ludzie to kobiety i mezczyzni... z przewaga tych pierwszych...
Zycze wszystkim duzo fajnych, dobrych, uczciwych i pogodnych ludzi w Waszym zyciu. Kobiet i mezczyzn... a szczegolnie zycze Wam byscie odnalazly tego fajnego, uczciwego, dobrego i pogodnego czlowieka w sobie
Nie dajcie sobie wmowic, ze zycie kobiety polega na owijaniu sie bluszczem i musi sobie tylko upatrzyc cel swoich dzialan.
a na trzeciej randce gdy juz przymknelysmy oko na slad po obraczce, albo nawet sama obraczke, jego nadmierne spozycie etc... zaraz widzimy nas razem we wspolnym grobie z napisem "tu leza Romeo i Julia"
... i nie jestem zgorzkniala, i mam regularny seks, i nie rozpaczam z powodu zdrady, i nie jestem lesbijka... pisze na wszelki wypadek gdyby komus cos takiego przyszlo do glowy.
1,911 2011-05-04 15:26:13
no wlasnie Zazdrosci, calkiem przypadkiem uswiadomilas mi, ze kazdy mezczyzna, jakiego spotkalam na swojej drodze byl przeze mnie oceniany przez pryzmat tego, czy cos mogloby z tego byc czy niekoniecznie.. Zamiast po prostu delektowac sie czlowiekiem i myslec o nim jak o czlowieku, a nie samcu koncentrowalam swoje mysli nie na tym torze, na ktorym powinnam. I wszystko sie przez to zawsze psulo
Dziekuje Ci
1,912 2011-05-04 16:20:38 Ostatnio edytowany przez Anhedonia (2011-05-04 16:22:10)
Fajni ludzie to kobiety i mezczyzni... z przewaga tych pierwszych...
Zycze wszystkim duzo fajnych, dobrych, uczciwych i pogodnych ludzi w Waszym zyciu. Kobiet i mezczyzn... a szczegolnie zycze Wam byscie odnalazly tego fajnego, uczciwego, dobrego i pogodnego czlowieka w sobie
Nie dajcie sobie wmowic, ze zycie kobiety polega na owijaniu sie bluszczem i musi sobie tylko upatrzyc cel swoich dzialan.
A już myślałam, że ja jakaś walnięta jestem i nie pasuje do otoczenia. Prosto odszczepieniec. A tu proszę, jeszcze ktoś uważa, że można być sobą i być szczęśliwym (bez względu czy ma się przy boku mężczyznę czy nie - bo jak nie, to co - jest mnie tylko PÓŁ???)
Dzięki Zazdrości
1,913 2011-05-04 21:27:38 Ostatnio edytowany przez Fajka (2011-05-04 21:41:29)
ALE jak się spotka właśnie TEGO faceta to każda obawa strach i wspomnienie idą w zapomnienie
dajcie sobie szanse.
Bez serca- pierwsza rzecz to bardzo się cieszę, że obecnie jesteś szczęśliwa i spotkałaś kogoś przy kim czujesz się spełniona. Gratuluję
Ale z cytowanym przeze mnie fragmentem Twojej wypowiedzi się nie zgodzę Dlatego, że nie uważam, że powinno być tak, że potrzebny jest nam "ten ktoś" kto zmyje wewnętrzne niepokoje i rozterki. Że to za sprawą kogoś złe wspomnienia znikną. Prosta sprawa- każda z nas zanim tu trafiła była przekonana, że poznała TEGO. Właśnie dlatego, że wierzyłyśmy, że to TEN nie umiałyśmy przetrawić zawodu.
Może źle, że odtąd już chyba do końca życia pozostanę sceptyczna (niech będzie że zgorzkniałam na amen), ale chyba nigdy o nikim już nie pomyślę, że to TEN, który wymaże z mojej pamięci doświadczone wcześniej przykrości, bo zawiodłam się potwornie na ludziach odgrywających pewną rolę. Nigdy nie można być pewnym kim ten TEN okaże się być jutro.
I nie mam na myśli życia w nieustającym celibacie czy zamykania się w twardej skorupie. Liczę na conajmniej jeden jeszcze poryw serca i fascynację jakimś zawrotnym brunetem Chodzi mi o to, żeby nie wpaść w pułapkę myślenia- tamto było czarne, ale z TYM będzie różowo, bo.. (i tu lista zalet). Taką listę zalet miałam pod ręką na temat paru facetów z przeszłości, kązdy na początku wydawał się być taki inny, taki czuły, taki słuchający i w ogóle cacy cacy. I tym tropem skęcałam na drogę kochania za bardzo, bo nim sie obejrzałam wierzyłam komuś bardziej niż sobie. Podziwiałam bardziej niż siebie. Bo przecież...(tu lista).
Bardzo chcę się (za jakiś czas) zakochać i poczuć się kochaną, ale nigdy już nie chcę się... tym zachłysnąć...
Edit:
a na trzeciej randce gdy juz przymknelysmy oko na slad po obraczce, albo nawet sama obraczke, jego nadmierne spozycie etc... zaraz widzimy nas razem we wspolnym grobie z napisem "tu leza Romeo i Julia"
hahahaha, doczytałam teraz, niezłe w dziesiątkę
1,914 2011-05-04 21:50:44
A słyszałyście piosenkę Lady Pank pt "Pani moich słów".
1,915 2011-05-04 21:59:08
bez serca
to wspaniale, że jesteś szczęśliwa, że Mężczyzna z ktorym się spotykasz tak Ci pasuje, zyczę Ci szczęścia i prawdziwej miłości
a za Krystyną Koftą dam Ci jedną malutką radę... sama z niej nie skorzystałam, bo jej jeszcze nie znałam, ale wydaje mi się bardzo cenna, zwłaszcza dla kobiet kochających za bardzo, otóż (cytat nie będzie dosłowny, bo nie pamiętam, ale chodzi o sens): patrz na tego mężczyznę przez różowe okulary, ale tylko jednym okiem, a drugim zawsze patrz na niego całkiem trzeźwo (na siebie też)
1,916 2011-05-05 03:14:27 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2011-05-05 03:24:30)
Czy kobieta, ktora jest samotna i nieszczesliwa sama ze soba moze stworzyc szczesliwy zwiazek... watpie
Ja tez bylam przodowniczka pracy, silaczka... no najlepsza zona pod sloncem... wybaczcie jesli myslalyscie, ze to Wy bylyscie najlepsze... JA BYLAM NAJLEPSZA
Bylam lepsza od kolezanek, sasidek, bylych dziewczyn, bylych zon... bo bylam bardziej wybaczalska, bardziej ugodowa, bardziej dowcipna, bardziej zaradna, bardziej wyrozumiala... na kazdym froncie bylam "bardziej"
potrafilam pogodzic prace, z nauka, z dziecmi, z absolutnie calkowitym zajmowaniem sie domem, z planowaniem, z placeniem rachunkow, z kariera, z wlasna firma, z ogrodkiem, ze szkoleniami, z wakcjami z dziecmi, z zebraniami w szkole, z dostarczaniem dzieci na zjecia sportowe i inne, z przetworami na zime, z codziennym pieczeniem chleba, z pogoda ducha, z seksem na zawolanie, z wiernoscia, z usluznoscia.... yhyh..
Kobieta kochajaca za bardzo to ja
..ale pojawila sie inna kochajaca za bardzo, ktora chciala dac mojemu mezowi to czego mu zabraklo w domu
wysylala smsy, wysylala maile, dzwonila... odkryla, ze on nie "jest soba" przy mnie i stwierdzila, ze on moze "byc soba" przy niej. Co by tajemniczego nie krylo sie pod tym "byciem soba" w finale dostala kopa od mojego ex, a moj ex dostal kopa ode mnie.
Pisze o tym dlatego, ze mam wrazenie, ze my kobiety przywieramy do faceta i chcemy sie sprzedac za wszelka cene. Udowadniamy nasza spontaniczna, codzienna lepszosc pod kazdym wzgledem.
Wiec tak oficjalnie i urzedowo przepraszam wszystkie kobiety, ze kiedys chcialam pokazac jaka jestem 'lepsiejsza"
Przykro mi, ze pare wpedzilam w kompleksy, i ze dla kilku bylam postawiona jako wzor zony.
Postawilam poprzeczke wysoko i niesprawiedliwie... Nie bylam normalna kobieta tylko nienormalna, zwariowana, owijajaca sie bluszczem wokol faceta.
Nie tupnelam noga bo balam sie, ze go strace.
To my jestesmy kowalami wlasnego losu i to my odpowiadamy za wlasne decyzje.
Tak sobie poscielilam- tak sie wyspalam.
Moze byly obiektywne przyczyny takiego mojego podejscia do zycia, charakteru, osobowosci... ale co z tego?
Martwi mnie, ze jest tak duzo kobiet kompulsywnie szukajacych faceta... by sie wokol niego wic.
Daja z siebie wszystko, olewaja znaki ostrzegawcze, zagluszaja intuicje, rezygnuja z pracy, jada za nim na konec swiata, bez zawodu, lapia go na ciaze... a potem placz... i ponowny wewnetrzny przymus szukania kolejnego faceta i nadzieja, ze nie umra same ze soba, ze niechby zonaty, ale zeby byl...
Ilez z nas po rozstaniu zostalo z niczym?
Nikt za to nie odpowiada, tylko my same.
Taki byl nasz wybor. To my zdecydowalysmy sie na rezygnacje z tej czesci zycia, ktora zapewnia nam samodzielnosc i samowystarczalnosc.
Mnie uratowalo to, ze chcialam byc najlepsza zona w calym ukladzie slonecznym... i moze jestem jak UFO, ale mam co wlozyc do garnka.
Marnie wyglada to tam gdzie zalozylysmy, ze za nasze uslugi i usluznosc on bedzie wywiazywal sie do konca zycia z roli bankomatu.
.. i jak to w Gazi przypadku... bankomat moze zyc bez obiadkow, ale ona nie moze zyc bez bankomatu.
Pomyslcie o tym mlode dziewczyny teraz zanim zaczniecie dla dobra rodziny rezygnowac z wlasnego finansowego bezpieczenstwa.
a jak bede stara starowinka to nie widze nic zdroznego w przytuleniu sie chocby do Niekochanej i opowiedzeniu jej setny raz tego samego dowcipu z uczuciem, ze opowiadam go pierwszy raz ( ona i tak bedzie myslala, ze slyszy pierwszy raz)
Uwazam natomiast za chore czekanie na smierc z uczuciem, ze przegralam zycie bo nie mam faceta...
jakos mi to bardzo pasuje do mojego posta:
http://www.youtube.com/watch?v=BnkY5ZqbbGg&feature=related
1,917 2011-05-05 07:42:54
bez serca napisał/a:ALE jak się spotka właśnie TEGO faceta to każda obawa strach i wspomnienie idą w zapomnienie
dajcie sobie szanse.
Bez serca- pierwsza rzecz to bardzo się cieszę, że obecnie jesteś szczęśliwa i spotkałaś kogoś przy kim czujesz się spełniona. Gratuluję
Ale z cytowanym przeze mnie fragmentem Twojej wypowiedzi się nie zgodzęDlatego, że nie uważam, że powinno być tak, że potrzebny jest nam "ten ktoś" kto zmyje wewnętrzne niepokoje i rozterki. Że to za sprawą kogoś złe wspomnienia znikną. Prosta sprawa- każda z nas zanim tu trafiła była przekonana, że poznała TEGO. Właśnie dlatego, że wierzyłyśmy, że to TEN nie umiałyśmy przetrawić zawodu.
Może źle, że odtąd już chyba do końca życia pozostanę sceptyczna (niech będzie że zgorzkniałam na amen), ale chyba nigdy o nikim już nie pomyślę, że to TEN, który wymaże z mojej pamięci doświadczone wcześniej przykrości, bo zawiodłam się potwornie na ludziach odgrywających pewną rolę. Nigdy nie można być pewnym kim ten TEN okaże się być jutro.
I nie mam na myśli życia w nieustającym celibacie czy zamykania się w twardej skorupie. Liczę na conajmniej jeden jeszcze poryw serca i fascynację jakimś zawrotnym brunetemChodzi mi o to, żeby nie wpaść w pułapkę myślenia- tamto było czarne, ale z TYM będzie różowo, bo.. (i tu lista zalet). Taką listę zalet miałam pod ręką na temat paru facetów z przeszłości, kązdy na początku wydawał się być taki inny, taki czuły, taki słuchający i w ogóle cacy cacy. I tym tropem skęcałam na drogę kochania za bardzo, bo nim sie obejrzałam wierzyłam komuś bardziej niż sobie. Podziwiałam bardziej niż siebie. Bo przecież...(tu lista).
Bardzo chcę się (za jakiś czas) zakochać i poczuć się kochaną, ale nigdy już nie chcę się... tym zachłysnąć...Edit:
Zazdrość napisał/a:a na trzeciej randce gdy juz przymknelysmy oko na slad po obraczce, albo nawet sama obraczke, jego nadmierne spozycie etc... zaraz widzimy nas razem we wspolnym grobie z napisem "tu leza Romeo i Julia"
hahahaha, doczytałam teraz, niezłe
w dziesiątkę
nie zrozumiałaś mojego przesłania
1,918 2011-05-05 08:38:01
A jednak troszkę inaczej. Chyba gorzej - niestety
Robiłam te wszystkie rzeczy, ale wewnętrznie miałam przekonanie, że powinnam jeszcze więcej, że cóż to dla mnie.... Wcale nie uważałam się za najlepszą żonę na świecie. Wg mojej chorej głowy to była "norma". Czasami byłam z siebie dumna - ale wiecie, tak wewnętrznie, bo przecież MOJA duma to byłby cios dla JEGO EGO
Głupia byłam, i tyle.
Łyknęłam jak rekin gadki, że nie ma związków idealnych, więc lepszy taki - bo mogłoby być gorzej. Gów*o prawda!
Najbardziej boli to, że dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo dałam się wykorzystać. JA na to pozwoliłam.
Wypruwałam sobie żyły łącząc dom, dziecko, naukę i pracę. Zarywałam noce, wolne dni - bo to przecież "NASZA FIRMA BĘDZIE".
Mieszkanie, teraz dom w którym jeszcze mieszkam - też zawsze były "NASZE" - tylko jakoś formalnie nigdy.
Nie protestowałam, bo przecież UFAŁAM. Bo rodzina, bo uczciwość, bo zasady. Nie zastanawiałam się jak jestem oceniana jako człowiek, skoro nie jestem "godna" być pełnoprawnym członkiem rodziny.
Kiepsko dobrałam sobie "wspólników" Zostałam wykiwana. Ale lepiej późno niż wcale przejrzeć na oczka.
Ja nie oczekuję, że ktoś będzie mnie utrzymywał, ale niech uczciwie rozliczy się z tego, co wypracowaliśmy wspólnie. I jeśli trzeba będzie o to walczyć - zawalczę. O swoją godność i uczciwość. Niczego więcej nie chcę. Ale nie dam się lekceważyć i poniżać.
Zazdrości kochana - bardzo chętnie Cię przytulę I nawet nie muszę czekać do późnej starości.
Wczoraj był wieczór płakania w poduszkę, zapuchniętych oczu i użalania się nad sobą. Dawno nie płakałam
Dziś wyjeżdżam na parę dni i będzie okazja do spokojnych przemyśleń.
Ściskam Was wszystkie mocno.
P.S. Bez serca - trzymam kciuki.
1,919 2011-05-05 11:31:56 Ostatnio edytowany przez Alinka73 (2011-05-05 11:33:16)
0
1,920 2011-05-05 13:42:18
nie zrozumiałaś mojego przesłania
Wydaje mi się, że zrozumiałam Czepiłam się pewnego niuansu, w zasadzie pierdoły, na pewno dlatego, że sama jestem jeszcze na etapie, zastanawiania się nad postrzeganiem nowych osób pojawiających się w życiu.
A to z kolei na bazie własnych doświadczeń, które na pewno różnią się od doświadczeń innych.
To jest bardzo osobiste podejście, ale zwyczajnie założyłam, że bez względu na potencjalne zalety nie skojarzę nikogo ze stwierdzeniem "ktoś właściwy" ani "ten właściwy".
Pozdrawiam
Niekochana, skąd dni płakania w poduszkię ?
1,921 2011-05-05 15:25:46
Kiepsko dobrałam sobie "wspólników"
Zostałam wykiwana. Ale lepiej późno niż wcale przejrzeć na oczka.
Ja nie oczekuję, że ktoś będzie mnie utrzymywał, ale niech uczciwie rozliczy się z tego, co wypracowaliśmy wspólnie. I jeśli trzeba będzie o to walczyć - zawalczę. O swoją godność i uczciwość. Niczego więcej nie chcę. Ale nie dam się lekceważyć i poniżać.Zazdrości kochana - bardzo chętnie Cię przytulę
I nawet nie muszę czekać do późnej starości.
Wczoraj był wieczór płakania w poduszkę, zapuchniętych oczu i użalania się nad sobą. Dawno nie płakałam
![]()
Dziś wyjeżdżam na parę dni i będzie okazja do spokojnych przemyśleń.
Ściskam Was wszystkie mocno.
P.S. Bez serca - trzymam kciuki.
A więc kochana - odpocznij sobie, pomyśl w spokoju ducha i baw się dobrze Jesteś mądra, silna i wiesz czego chcesz. Nie krzywdzisz nikogo żądając dla siebie sprawiedliwości i szacunku. Miałaś trudny czas ostatnio - ten wyjazd to świetna okazja, by zebrać siły i się wyciszyć - doskonały pomysł
Dobrej zabawy i wypoczynku - głowa do góry
1,922 2011-05-05 22:05:39
Niekochana, będę za Tobą tęsknić. Wracaj szybko, ale najpierw oderwij się należycie od TEGO WSZYSTKIEGO.
1,923 2011-05-05 22:42:34
ja tez tesknie...
wypoczywaj siostrzyczko moja
1,924 2011-05-05 22:46:51
Niekochana, wracaj szybko.
To dobrze, że umiesz się wypłakać. Odczuwam czasami dotkliwy brak tej umiejętności, niedosyt oczyszczającego deszczu łez.
1,925 2011-05-06 00:59:43
Zazdrosc napisał/a:Fajni ludzie to kobiety i mezczyzni... z przewaga tych pierwszych...
Zycze wszystkim duzo fajnych, dobrych, uczciwych i pogodnych ludzi w Waszym zyciu. Kobiet i mezczyzn... a szczegolnie zycze Wam byscie odnalazly tego fajnego, uczciwego, dobrego i pogodnego czlowieka w sobie
Nie dajcie sobie wmowic, ze zycie kobiety polega na owijaniu sie bluszczem i musi sobie tylko upatrzyc cel swoich dzialan.
A już myślałam, że ja jakaś walnięta jestem i nie pasuje do otoczenia. Prosto odszczepieniec. A tu proszę, jeszcze ktoś uważa, że można być sobą i być szczęśliwym (bez względu czy ma się przy boku mężczyznę czy nie - bo jak nie, to co - jest mnie tylko PÓŁ???)
Dzięki Zazdrości
no nie wiem dlaczego my takie nowatorskie jestesmy...ha ha ha.. w naszym wieku?
zaczynam palac uczuciem... do Ciebie
Wyobrazilam sobie nasz "domek przyjazni" i zastanawialam sie, czy gdybysmy jednak stworzyly taka grupe... to zwracalybysmy sie do siebie ksywkami? Jak w poprawczaku.. ha ha. Jeszcze tatuaze sobie porobimy, a co!
Ahedonia to jeszcze jakos ladnie brzmi... prawie jak Apolonia... ale Zazdrosc... fe
Czytam sobie co piszesz tam i owdzie... i zar sie tli w serduszku mym... oooo yeah!
1,926 2011-05-06 06:45:29
no nie wiem dlaczego my takie nowatorskie jestesmy...ha ha ha.. w naszym wieku?
zaczynam palac uczuciem... do CiebieWyobrazilam sobie nasz "domek przyjazni" i zastanawialam sie, czy gdybysmy jednak stworzyly taka grupe... to zwracalybysmy sie do siebie ksywkami? Jak w poprawczaku.. ha ha. Jeszcze tatuaze sobie porobimy, a co!
Ahedonia to jeszcze jakos ladnie brzmi... prawie jak Apolonia... ale Zazdrosc... feCzytam sobie co piszesz tam i owdzie... i zar sie tli w serduszku mym... oooo yeah!
WoooW mniód mi na serce wylałaś, dobra istoto...
Niegodnam, oj niegodna, ale jakże miło takie rzeczy usłyszeć - z wzajemnością - masz mój podziw i sympatię od "pierwszego wejrzenia"
1,927 2011-05-06 10:44:21
Mam nadzieję, że tatuaże tudzież inne kolczyki nie będą obowiązkowe w naszym PDSKKKZBIJIWNC (niezły skrót wyszedł), bo ja się okrutnie brzydzę i nie pozwalam naruszać mojego całokształtu żadnymi ostrymi narzędziami. Łączność intelektualna (daj Boże) i ewentualne przytulanie - może być.
1,928 2011-05-06 11:13:19 Ostatnio edytowany przez Anhedonia (2011-05-06 11:14:24)
Mam nadzieję, że tatuaże tudzież inne kolczyki nie będą obowiązkowe ....
Oczywiści, że NIE. To już ustaliłyśmy chyba wcześniej - w naszym życiu JUŻ nigdy więcej nic na siłę i nic "młotkiem"
Co do ksywy - Zazdrości czy wiesz jak pięknie brzmi zazdrość w "cudzych" językach? Mnie się najbardziej podoba po chorwacku, portugalsku, hiszpańsku, włosku i po czesku Może byś coś wybrała?
Marynarko - wybacz mi, ale twój nick kojarzy mi się Z panią Ryszardową "Żakiieet"- Hiacyntą z "co ludzie powiedzą?" - nie gniewasz się???
Miłego dnia drogie panie
1,929 2011-05-06 13:59:56
To już ustaliłyśmy chyba wcześniej - w naszym życiu JUŻ nigdy więcej nic na siłę i nic "młotkiem"
to chyba mialo byc bez pily elektrycznej
1,930 2011-05-06 15:50:15
Witajcie Kobietki. Nieśmiało, ale z wielką potrzebą dołączam do świata, jaki tu stworzyłyście. Niestety też należę do kobiet kochających za bardzo. Tylko dziś już wiem, co jest tego przyczyną. Niestety też jestem DDA. Niestety przez 15 lat wychowywałam się bez mamy, a sama bardzo szybką musiałam być mamą dla swoich barci. Wymarzyłam sobie kiedyś, że stworzę normalny, szczęśliwy dom. Nic z tego nie wyszło... Męża wybrałam bardziej dlatego, że dawał mi poczucie bezpieczeństwa i stabilność niż miłość, a kiedy na drodze pojawił się inny mężczyzna, który był ziszczeniem moich marzeń z dzieciństwa, pognałam do niego jak głupia. I przegrałam.. Bo wyidealizowałam coś, co z góry skazane było na porażkę. Ale przegrałam bitwę, wojnę zamierzam wygrać. Jesteśmy kowalami własnego losu, tylko trzeba chcieć pracować nad sobą, umieć uczyć się na własnych błędach, akceptować własne słabości, dawać sobie prawo do złości i porażek.
1,931 2011-05-06 17:24:25
marynarka napisał/a:Mam nadzieję, że tatuaże tudzież inne kolczyki nie będą obowiązkowe ....
Marynarko - wybacz mi, ale twój nick kojarzy mi się Z panią Ryszardową "Żakiieet"- Hiacyntą z "co ludzie powiedzą?" - nie gniewasz się???
Nie gniewam się. Nie utożsamiam się ani troszkę. Nick to nick, do czegoś musi być podobny.
Miłego zasłużonego weekendu Kobiety!
1,932 2011-05-07 09:44:22
Dziewczyny,
Trochę to we mnie trwało, ale napisałam sama dla siebie coś, co jest dla mnie ważne. Jest to też coś, co wynika wprost z kontaktem z Wami, z moich ale i Waszych przemyśleń, przeżyć, historii, "naszych" lektur (zwłaszcza pani Herzyk).
Napisałam Deklarację Niepodległości. Ciągle wydaje mi się niepełna, ciągle nie do końca odzwierciedla wszystko, co moja dusza w tym temacie ma do powiedzenia.
Jako, że jest to nasz wspólny problem i wspólne z niego wychodzenie - to może będziecie miały do doania jeszcze jakieś elementy, które ja nie do końca sobie uświadamiam i potrafię zwerbalizować, a są istotną częścią naszej terapii.
Całuję Was i zapraszam do lektury.
DEKLARACJA NIEPODLEGŁOŚCI
Nazywam się Tarantella i jestem kobietą kochającą za bardzo ? wszystkich oprócz siebie.
Całe moje dorosłe życie to walka z tym, co mnie spotkało w dzieciństwie:
? emocjonalne odrzucenie przez ojca, który skupił się na wychowaniu mojego brata i generalnie kobiety uznawał za konieczny ewolucyjny derywat,
? życie z ojczymem alkoholikiem, który nigdy nie angażował się w wychowanie mnie a jedynie żył obok ze swoim alkoholowym problemem, który wyszarpał w mojej psychice ogromną dziurę w postaci lęków i braku poczucia bezpieczeństwa,
? znerwicowanie mojej matki, która próbowała mu pomóc ale uwikłała się we współuzależnienie, które do spółki z zaangażowanym życiem zawodowym skutecznie odciągnęły ją ode mnie i moich problemów.
Od dziecka wychowywałam się sama. Nie opiekował się mną nikt, nikt nie interesował się moimi ?strachami?, emocjonalnymi rozterkami, nikt nie odpowiadał na moje pytania, nikt nie dawał mi żadnych wskazówek. Starałam się być silna ? pomagać im wszystkim tylko nie sobie. Przez 44 lata tłamsiłam w sobie małą przerażoną dziewczynkę. Zamknęłam ja w szafie i kazałam tam siedzieć cicho, zamiast otworzyć drzwi i z nią porozmawiać o ty, co by ją uspokoiło. Jestem życiowym ? przysposobleńcem ? nauczyłam się wyczytywać w ludziach wszystkie emocje, potrzeby, oczekiwania i żyć tak, żeby wszyscy mnie lubili, szukali ze mną kontaktu, uważali mnie za wesołą, silną, mądrą, niezależną.
Od początku jednak wiedziałam, że jestem istotą jednonożną ? pamiętam, jak rozpaczałam, kiedy w wieku 6 lat ?zdradziła? mnie moja pierwsza przyjaciółka z bloku dla innej koleżanki, która miała firmowe ciuchy. Potem było już tylko gorzej. Nigdy nie atakowałam pierwsza chłopaków, potem mężczyzn. Czekałam, aż sami się zbliżą, wykażą inicjatywę ? oznaczało to, że są potencjalnie odważni, silni, że zaopiekują się ?dziewczynką z szafy?. Ale oni widzieli tylko przebojową maskę. I tak naprawdę ta maska przyciągała mężczyzn równie słabych i jednonożnych jak ja sama. To był gotowy przepis na związki toksyczne ? wzajemnie na sobie wampirujące a nie motywujące do wzajemnego, wspólnego rozwijania się. Każdy kolejny partner wyczuwał we mnie umiejętność całkowitego oddania się jego i tylko jego sprawom. Robiłam to chętnie ? w zamian za użyczenie tej drugiej nogi. W każdym związku jednak w pewnym momencie czułam się wykorzystywana i dochodziło do kulminacji wzajemnych frustracji ale i lęku przed rozstaniem ? każde bało się dalej pokuśtykać na tej swojej jednej nodze.
W 12 marca 2010 roku postanowiłam wyhodować własną drugą nogę, żeby się pozbyć lęku. Dogrzebałam się do teorii, odpowiednich grup wsparcia, literatury, trafiłam na forum wspaniałych i równie zbolałych i okaleczonych kobiet co ja.
Moje hodowanie drugiej nogi polegało na powiedzeniu sobie:
- kim naprawdę jestem ? sama z siebie, bez podpórek z zewnątrz,
- jaki mam typ osobowości ukształtowanej przez okoliczności, a jaki jest mój własny,
- kim chcę być i co mi w tym przeszkadza, a co może pomóc.
W maju 2011 napisałam deklarację niepodległości:
1. Jestem dla siebie najważniejszą osobą do kochania. Jeśli opieram swoje życie na miłości kogoś innego i on może mi to w każdej chwili zabrać, to znaczy, że jestem niewolnicą A NIĄ NIE JESTEM.
2. Im bardziej niezależna i zdrowa będę ja, tym zdrowsze będą moje związki z ludźmi.
3. Nigdy więcej nie pozwolę sobie samej na poświęcanie większej ilości czasu i zaangażowania na kogokolwiek innego niż na mnie samą.
4. Moje odczucia są ważne i jeśli komuś nie odpowiadają, to nie musi ani się na to godzić ani z tym żyć. To też jego wybór.
5. Jestem ofiarna ale już wiem, że są granice ofiarności i dawania, które, jeśli ktoś je we mnie przesuwa, powodują, że staje się tym kimś a nie sobą.
6. Będę uczyć się nowych ? pozytywnych znaczeń słowa egoizm. Zdrowy egoizm nie rani innych, nie odbiera im godności, nie rujnuje związków.
7. Nie będę dopuszczała się zdrady wobec samej siebie, pozwalając na stosowaną wobec mnie agresję, zaborczość, impulsywność i nieuczciwość, które mają na celu podporządkowanie mnie komuś innemu.
8. Nie będę marnować swojego czasu na ludzi, którzy tego czasu nie maja dla mnie.
9. Nie będę angażować się uczuciowo w tych, którzy sami nie mają mi nic do zaoferowania.
10. Nikomu nie pozwolę realizować swoich swobód i wolności kosztem moich uczuć i mojego życia.
11. Nie będą rozwiązywać niczyich problemów, bo każdy potrafi to zrobić najlepiej za siebie (nie dotyczy chorych, dzieci i zwierząt).
12. Nie będę pomagać nikomu, kto o to wyraźnie nie poprosi (nie dotyczy chorych, dzieci i zwierząt).
13. Nie muszę się z niczym i nikim ścigać ? nie muszę być lepsza, wystarczy, że będę sobą.
14. Nie będę niczemu oddawać się bez reszty.
15. Chcę mieć odwagę, żeby móc zmieniać rzeczy, które zmienić mogę, tolerancję, aby
zaakceptować to na co nie mam wpływu, oraz mądrość, abym mogła odróżnić jedno od
drugiego.
16. Nie będę nikogo zmieniać i nie pozwolę zmieniać siebie.
17. Nie ważna jest moja historia. Ważny jest moment uzyskania samoświadomości.
18. Zmienić mogę tylko siebie. Cud mojej miłości do innych nie zmieni ich. Cud mojej miłości do mnie zmieni wszystko.
Żeby stać się sobą muszę skoncentrować się na poszukiwaniu rzeczy, czynności, działań, które sprawiają mi przyjemność:
1. Będę się uczyć fotografować, bo fotografia odwzorowuje moje wyczucie piękna i łapie ulotność pewnych chwil.
2. Będę pisać, nawet sama dla siebie, bo pisanie pozwala mi na krystalizowanie moich i tylko moich myśli; nie lubię gadania, bo wtedy dostosowuję się do rozmówcy a tego właśnie chcę się oduczyć.
3. Będę w miarę regularnie uprawiać sport, bo lubię wpływ endorfin na stan mojego umysłu.
4. Będę się kontaktować z twórczymi i pozytywnie myślącymi, rozwijającymi się ludźmi.
5. Będę dużo czytać, bo lubię poznawać inne światy.
6. Będę rozmawiać z moim dzieckiem inaczej niż rozmawiano (a raczej milczano) ze mną.
1,933 2011-05-07 09:53:42
Szacunek.
Deklaracja jest super - a najbardziej uniwersalny - przynajmniej dla mnie punkt 17. Mnie zajęło to masę czasu i ciągle zajmuje.
Bardzo Cię podziwiam. Chciałabym Twojego posta zwinąć w pigułkę i wtłoczyć do mózgu mojej matce.
Pozdrawiam.
1,934 2011-05-07 10:24:02
Tarantello - podziwiam i chylę czoła
Wydrukuję i powieszę sobie obok modlitwy zawartej u Ciebie w pkt. 15 - jako wzorzec
duża rzecz - warto rozwijać się i zmieniać, bez względu na wiek i dotychczasowe złe doświadczenia - podpisuję się pod tym obiema rękoma życzę wytrwałości i dużo satysfakcji
1,935 2011-05-07 10:38:22
Tarantella bardzo Ci za to dziękuję
1,936 2011-05-07 12:37:21 Ostatnio edytowany przez karen (2011-05-07 19:00:53)
Tarantello - dziękuję. Jesteś Wielka! Jeśli pozwolisz, przyjmę w całości Twoją deklarację dla siebie.
Nazywam się Karen i jestem kobietą kochającą za bardzo.
DEKLARACJA NIEPODLEGŁOŚCI
1. Jestem dla siebie najważniejszą osobą do kochania. Jeśli opieram swoje życie na miłości kogoś innego i on może mi to w każdej chwili zabrać, to znaczy, że jestem niewolnicą A NIĄ NIE JESTEM.
2. Im bardziej niezależna i zdrowa będę ja, tym zdrowsze będą moje związki z ludźmi.
3. Nigdy więcej nie pozwolę sobie samej na poświęcanie większej ilości czasu i zaangażowania na kogokolwiek innego niż na mnie samą.
4. Moje odczucia są ważne i jeśli komuś nie odpowiadają, to nie musi ani się na to godzić ani z tym żyć. To też jego wybór.
5. Jestem ofiarna ale już wiem, że są granice ofiarności i dawania, które, jeśli ktoś je we mnie przesuwa, powodują, że staje się tym kimś a nie sobą.
6. Będę uczyć się nowych ? pozytywnych znaczeń słowa egoizm. Zdrowy egoizm nie rani innych, nie odbiera im godności, nie rujnuje związków.
7. Nie będę dopuszczała się zdrady wobec samej siebie, pozwalając na stosowaną wobec mnie agresję, zaborczość, impulsywność i nieuczciwość, które mają na celu podporządkowanie mnie komuś innemu.
8. Nie będę marnować swojego czasu na ludzi, którzy tego czasu nie maja dla mnie.
9. Nie będę angażować się uczuciowo w tych, którzy sami nie mają mi nic do zaoferowania.
10. Nikomu nie pozwolę realizować swoich swobód i wolności kosztem moich uczuć i mojego życia.
11. Nie będą rozwiązywać niczyich problemów, bo każdy potrafi to zrobić najlepiej za siebie (nie dotyczy chorych, dzieci i zwierząt).
12. Nie będę pomagać nikomu, kto o to wyraźnie nie poprosi (nie dotyczy chorych, dzieci i zwierząt).
13. Nie muszę się z niczym i nikim ścigać ? nie muszę być lepsza, wystarczy, że będę sobą.
14. Nie będę niczemu oddawać się bez reszty.
15. Chcę mieć odwagę, żeby móc zmieniać rzeczy, które zmienić mogę, tolerancję, aby
zaakceptować to na co nie mam wpływu, oraz mądrość, abym mogła odróżnić jedno od
drugiego.
16. Nie będę nikogo zmieniać i nie pozwolę zmieniać siebie.
17. Nie ważna jest moja historia. Ważny jest moment uzyskania samoświadomości.
18. Zmienić mogę tylko siebie. Cud mojej miłości do innych nie zmieni ich. Cud mojej miłości do mnie zmieni wszystko.
Dodaję swój punkt:
19. Wybaczam sobie błędy oraz głupie i złe rzeczy, które popełniłam w przeszłości i uwalniam się od związanych z nimi złych emocji. Mam prawo popełniać błędy i nie czuć się przez to głupia lub gorsza.
1,937 2011-05-07 13:09:28
Tarantello i Karen w pełni się z Wami zgadzam i wydrukuję sobią tą Deklarację Niepodległości do wdrażania w zycie - Wielki SZACUNEK!!!!!!!!!!!!!!!!!
1,938 2011-05-07 14:10:35
Tarantello,
Jesteś wspaniała. To co napisałaś jest, aż nie wiem co powiedzieć, po prostu zabrakło mi słów. Drukuję jesli pozwolisz i staram się wcielić w życie.
1,939 2011-05-07 14:12:16 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2011-05-07 14:26:30)
Tarantello, kocham Cie za Twoja pracowitosc
Dziekuje za pigulke.
Dziekuje rowniez wszystkim dziewczynom, bez ktorych nie byloby grupy wsparcia.
no coz.. zostane ta wredna malpa i dodam od siebie ten najbardziej obolaly punkt kochajacych za bardzo
20. Przepraszam wszystkich moich partnerow za moja niedojrzalość,
za to ze ich ubezwlasnowolnialam w samoobsludze,
za to, ze bylam dla nich matka a nie partnerem,
za to ze dawalam do zrozumienia, iz jestem w stanie udzwignac i wybaczyc wszystko oraz za to,
ze ograniczalam i zniewolilam ich "kajdanami" z mojego cierpienia, bolu, zalu i bezradnosci zamiast puscic ich wolno i zarazem dac wolność sobie.
Postanawiam juz nigdy nie uczynic tego moim partnerom i sobie.
i po przemysleniu dodam jeszcze to:
21. Obiecuje sobie wieksza wytrwalosc, cierpliwosc i wysilek wkladany w moj wlasny rozwoj i zdrowie. Dalam dowod na to jak bardzo moge starac sie o czyjes dobro wiec bez problemu udowodnie teraz, ze nie jestem dla siebie zbyt nudna i zbyt nieistotna by sie starac i wysilac dla siebie
1,940 2011-05-07 16:17:01
Dziewczyny, dziękuję za wszystkie dobre słowa i zgłoszenia. Melduję, że wszystko dodane.
Byłam na siłowni, a tam przychodzą mi najmądrzejsze myśli więc urodziła się jeszcze jedna:
22. Obiad codziennie NIE MUSI być.
Czekam na dalsze propozycje i jeśli w rzeczy samej jest to tak zgodne z naszymi wspólnymi odczuciami, to od tego mogę zaczynać pisać moją książkę ... no dobra - broszurkę dla takich jak my, o takich jak my. Każdą z Was, której wypowiedż będę chciała zacytować w tym wydawnictwie poproszę o użyczenie praw autorskich ... jeśli kiedykolwiek ujrzy światło dzienne, bo jak wiadomo pisuję do szuflady, żeby nie powiedzieć do Szuflandii.
Chciałam dodać, że mój psychofag ostatnio zgłosił się do naszego jeszcze wspólnego lokalu i pobrał trochę książek. M.in. "Toksyczną miłość" p. Herzyk. Po jej przeczytaniu stwierdził, że książka tendencyjnie przedstawia mężczyzn jako oprawców a kobiety jako ofiary. Wyraził, rozumiecie, swój (kurna) sprzeciw. Po wszystkim, co zrobił nie utożsamia się z oprawcami ... a mże z ofiarami?
Więc w ślad za Tobą Zazdrości, przepraszam moich partnerów za swoją niedojrzałość i nieumiejętność odróżniania jednych od drugich.
1,941 2011-05-07 16:28:04 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2011-05-07 16:29:32)
http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?pid=576373#p576373
dodalam ksiazke do zbioru
Prosze moderatorow o umieszczenie watku " Lektury Obowiazkowe Grupy Kobiet Kochajacych Za Bardzo" w tym samym miejscu gdzie znajduje sie grupa wspacia.
Po to zostala zalozona ta biblioteczka by byc zrodlem wiedzy dla grupy wspacia.... wiec przeniesienie tego w zakamarki Netkobiet.pl wydaje sie wysoce nieuzasadnione.
1,942 2011-05-07 17:14:05
Tarantello, jestem pełna podziwu, że Ci się udało
Ja niestety jeszcze się z Tym męczę. Postanowiłam już jaka NIE BĘDĘ i czym się zajmę, żeby nie zajmować się facetem. Jeszcze ze sobą jesteśmy, ale czuję, że się sypie. Być może stracił do mnie szacunek, bo miał mnie zawsze i wszędzie gdzie i kiedy chciał. Potem jakby przestał inicjować spotkania, poczułam się jakbym mu się narzucała, a przecież to mój facet od lat- nie powinnam tak odczuć chyba. Stwierdziłam, że coś nie tak i że muszę się za siebie wziąć, ale cholernie mi ciężko. Czeka mnie z nim trudna rozmowa, czas postawić warunki Boję się okrutnie, że to się skończy, a ja się tak bardzo przywiązałam
Jak myślicie- to możliwe, żeby facet teraz zaczął znowu mieć do mnie szacunek? Czy jak stracił, to już nie da rady?
Jeśli chodzi o przyczyny, to ciężko mi je niestety określić. W mojej rodzinie są bardzo dobre relacje, nikt mnie nie skrzywdził... Chyba po prostu taka jestem że przywiązuję się za bardzo i za główny sens mojego życia przyjmuję miłość i stworzenie rodziny. Mam na prawdę fajnego faceta, tak przynajmniej uważałam, zanim zaczął się ode mnie dystansować... Dlatego nie chcę go stracić, chciałabym odbudować między nami dawne relacje... Tylko jak?
1,943 2011-05-07 17:39:16
Mam gleboka nadzieje, ze ten watek bedzie jak zaraza....
a kazda zarazona kobieta bedzie roznosic ta zaraze gdzie sie da...
Tego pragnelam od poczatku.. epidemia!
Mysle, ze wlasnie Tarantella napisala ten list do kobiet, co do ktorego stracilam zapal, a ktory chcialam rozdawac z okazji 8 Marca.
Co Wy na to, zeby zrobic to teraz?
Ja mam na oku kilka kobiet, ktorym chcialabym to dac.. i kilka calkiem obcych.
Zechce Ci sie Tarantello opracowac do konca taki list?
Ty tak pieknie piszesz
1,944 2011-05-07 17:42:19 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2011-05-07 17:45:24)
i znow post pod postem... juz sie sama zbilam wiec prosze mnie nie bic
za szybko to robie i niestarannie
zla kobieta jestem
dodalabym do listu "spis lektur uswiadamiajacych"
i namiary na netkobiety
oraz na kobieceserca.pl
1,945 2011-05-07 20:12:41 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-05-07 20:37:04)
Zazdrości,
Czytamy w swoich myślach - od dłuższej chwili robię spis "naszych" książek. Pobrałam z naszego "literackiego" kącika, z "Kobiecych serc", grzebię na swoich półkach.
Niech no spojrzę w terminarz - 8 marca już był
Może jakaś inna ZNACZNA data?
Ja serio myślę o jakiejś ... trochę większej formie. Jest tyle kobiet, które bez tego (i kilku zbliżonych) wątków na tym forum upadłoby i nie powstało, popadałoby w obłęd nie wiedząc, że to wszystko już się komuś przydarzyło, albo przydarza i ISTNIEJĄ DROGI WYJŚCIA.
A co do pięknego pisania - jak już tak sobie tu publicznie kadzimy (a co, niech wszyscy patrzą), to nie śmiem się porównać do stylu, trafności uwag, wiedzy Twojej, Kriss, Niekochanej i wielu innych. Może powołamy jakiś mały zespolik autorski? To mogłaby być wspaniała zabawa.
Co tam epidemia! ZRÓBMY PANDEMIĘ!
I jeszcze jedno - bardzo ważne.
Dziś był psychofag. Rozmawialiśmy o NAS, o tym czym jest miłość, jak każde z nas to pojęcie rozumie. Jemu się definitywnie nie podoba kategoria miłości agape (patrz poniżej) - przyjacielskiej, oddanej, zaangażowanej; wg. niego on swoje oddanie w sprawy związku i drugiej osoby szacuje max na 30%, 70% to jego priv, bez skupiania się na partnerze, dzieciach i innych pierdołach, które nie służą zaspakajaniu jego potrzeb i namiętności. Określił siebie jako drapieżnika, który ma prawo do swoich "odlotów". Na moje pytanie - dlaczego nie powiedział mi o tym 5 lat temu, kiedy się ze mną wiązał i kiedy to on bardzo parł do związku i "zespawania" się ze mną na 100%, odpowiedział - "wtedy jeszcze tego nie wiedziałem". Szkoda tylko, że jak już się dowiedział, to postanowił mnie zdradzić a nie poinformować o tym historycznym odkryciu i przedyskutować ze mną ew. skutki tego nowatorskiego podejścia dla naszego związku.
Ale ja nie o tym.
Podczas rozmowy powiedział coś, co mogę śmiało nazwać Orderem Grupy Wsparcia dla Kobiet Kochających za Bardzo.
Otóż stwierdził, że ostatnio, jak się ze mną rozmawia to nie ma we mnie już tego ciepła i delikatności, którą tak we mnie kochał, bo (UWAGA) wypowiadam się jak członkini sekty - szybko, pewnie, tonem nie znoszącym sprzeciwu, wygłaszam prawdy, których kategoryczność jest dla niego przerażająca !!!
Dałam mu więc do przeczytania Deklarację Niepodległości i podkreśliłam pkt.
4. Moje odczucia są ważne i jeśli komuś nie odpowiadają, to nie musi ani się na to godzić ani z tym żyć. To też jego wybór.
Jego reakcja: "A jak się ma twój manifest (!) do miłości agape - ofiarności, troski?
Moja odpowiedź: "Mój problem polegał właśnie na tym, że w żadnym związku nie byłam w stanie osiągnąć stanu agape zanim mentalnie nie dojrzałam do tego manifestu. Ofiarność i troska tak - ale dopiero w zamian za to samo. Bo miłość to ulica dwukierunkowa."
Odszedł więc taki przerażony, zmartwiony moją przemianą na gorsze, zniechęcony do reaktywacji matrixa z sektantką.
Poniżej załączam teorię mówiącą o składnikach i etapach miłości (autora nie pamiętam). Może komuś się przyda. Ja krążyłam w fazie 1-2, 1-2, 1-2. Do trójki nigdy nie dochodziłam. A wy?
SKŁADNIKI MIŁOŚCI
Intymność - czyli bliskość, to wszelkie pozytywne uczucia i działania wzmagające przywiązanie partnerów.
? pragnienie dbania o dobro partnera,
? przeżywanie szczęścia w obecności partnera i z jego powodu,
? szacunek dla partnera,
? przekonanie, że można na niego liczyć w potrzebie,
? wzajemne zrozumienie,
? wzajemne dzielenie się przeżyciami i dobrami duchowymi i materialnymi,
? dawanie i otrzymywanie uczuciowego wsparcia,
? wymiana intymnych informacji,
? uważanie partnera za ważny element własnego życia;
Emocje składające się na intymność są w dużej mierze wynikiem komunikacji między partnerami i rozumienia potrzeb osoby kochanej.
Dynamika
W początkach miłości intymność jest niska, rośnie ona stopniowo wraz z czasem trwania związku i jeszcze wolniej opada po osiągnięciu swego maksimum.
Namiętność - przeżywanie silnych emocji zarówno pozytywnych jak i negatywnych. Gdy intensywność namiętności jest wysoka, przeżywa się takie emocje jak pożądanie, radość, podniecenie, tęsknotę, zazdrość, niepokój. Stanom tym towarzyszy silna motywacja do połączenia się z obiektem miłości, fizycznej bliskości, kontaktów seksualnych. Często miłość błędnie utożsamiana jest z namiętnością.
Dynamika
W początkowym etapie zakochiwania się namiętność jest bardzo silna i niepodatna na świadome kierowanie. Tak jak szybko namiętność rośnie, tak samo szybko spada i choć jest to fakt nieunikniony, spadek namiętności nie jest równoznaczny z końcem miłości.
Zaangażowanie - (decyzja/zobowiązanie) w utrzymanie związku to wszelkie działania mające na celu przekształcenie miłości w trwały związek. Jest to świadoma decyzja co do tego, czy chcemy zostać w danym związku. Jest to więc składnik miłości, którego nasilenie sami kontrolujemy. Silne zaangażowanie może być czynnikiem skutecznie podtrzymującym dany związek. W parach zadowolonych z małżeństwa, zaangażowanie jest zazwyczaj najsilniejszym składnikiem podtrzymującym uczucie miłości w danym związku.
Dynamika
Wraz z początkiem miłości, gdy dwoje ludzi decyduje się na bycie razem, zaangażowanie stopniowo rośnie. Gdy osiągnie ono swój maksymalny poziom, to zazwyczaj utrzymuje się na nim do końca trwania związku.
FAZY MIŁOŚCI
1. Faza romantycznych początków (eros)
Miłość eros jest odpowiednikiem miłości romantycznej. Charakterystyczne dla tego typu miłości jest zafascynowanie kochaną osobą. Osoby prezentujące ten typ wierzą w miłość od pierwszego wejrzenia i jest to wręcz pożądane by w taki właśnie sposób zakochać się i stworzyć związek doskonały, w którym miłość będzie wieczna. Partnerzy pragną być do siebie podobni, jak najwięcej czynności wykonywać wspólnie. Charakterystyczny też jest silny pociąg fizyczny, dlatego też dość wcześnie uwzględniany jest element seksualności. Partnerom zależy na tym, by drugiej osobie dostarczać jak największej ilości przyjemności, w tym także w sferze seksu. Jest to zazwyczaj faza krótkotrwała.
2. Faza związku kompletnego
Charakteryzuje się występowaniem wszystkich trzech składników ? namiętności, intymności i zaangażowania. Wiąże się to zazwyczaj z podjęciem decyzji o ślubie, zamieszkaniu razem, a więc decyzji co do trwania danego związku. Jest to faza najbardziej zadowalająca dla partnerów, a także najbardziej nasycona emocjami. Osiągają oni najwyższy stopień intymności. Podobnie teraz ich zobowiązanie jest bardzo mocne. Nagłe osłabnięcie namiętności wyznacza wejście w fazę trzecią.
3. Faza związku przyjacielskiego (agape)
Miłość agape jest miłością ofiarną, pełną poświęcenia i troski o drugą osobę. W miłości tej łatwo zapomina się o sobie myśląc o szczęściu partnera. Jest to moralny ideał miłości w etyce chrześcijańskiej jak i innych religii. Oznacza troskę o osobę kochaną bez oczekiwania czegokolwiek w zamian.
Charakteryzuje się osłabieniem składnika namiętności, który jeśli był utożsamiany z samą miłością, może oznaczać, że w danym związku miłość jako taka nie istniała. Dla wielu ludzi wejście w fazę związku przyjacielskiego oznacza najbardziej satysfakcjonujący okres dla ich związku. Uwzględniając fakt, że w fazie tej dominuje zaangażowanie, które jest zależne od naszej woli, jak i intymność, która tylko po części także jest od niej zależna, możemy stwierdzić, że przedłużenie tej fazy jest zależne od woli obojga partnerów. Problemem może być dla nich podtrzymanie intymności na wysokim poziomie, a więc wzajemne zaufanie, lubienie się, chęć pomagania i otrzymywania pomocy oraz poszukiwania nowych satysfakcjonujących form aktywności seksualnej. Jeśli nie uda się podtrzymać intymności, związek przechodzi w ostatnią z faz ? wymarcia związku.
1,946 2011-05-07 20:48:25
Ja krążyłam w fazie 1-2, 1-2, 1-2. Do trójki nigdy nie dochodziłam. A wy?
3. Faza związku przyjacielskiego (agape)
Miłość agape jest miłością ofiarną, pełną poświęcenia i troski o drugą osobę. W miłości tej łatwo zapomina się o sobie myśląc o szczęściu partnera. Jest to moralny ideał miłości w etyce chrześcijańskiej jak i innych religii. Oznacza troskę o osobę kochaną bez oczekiwania czegokolwiek w zamian.
Charakteryzuje się osłabieniem składnika namiętności, który jeśli był utożsamiany z samą miłością, może oznaczać, że w danym związku miłość jako taka nie istniała. Dla wielu ludzi wejście w fazę związku przyjacielskiego oznacza najbardziej satysfakcjonujący okres dla ich związku. Uwzględniając fakt, że w fazie tej dominuje zaangażowanie, które jest zależne od naszej woli, jak i intymność, która tylko po części także jest od niej zależna, możemy stwierdzić, że przedłużenie tej fazy jest zależne od woli obojga partnerów. Problemem może być dla nich podtrzymanie intymności na wysokim poziomie, a więc wzajemne zaufanie, lubienie się, chęć pomagania i otrzymywania pomocy oraz poszukiwania nowych satysfakcjonujących form aktywności seksualnej. Jeśli nie uda się podtrzymać intymności, związek przechodzi w ostatnią z faz ? wymarcia związku.
A ja dochodziłam do trójki.... Byłam ofiarną przyjaciółką, pełną poświęcenia i troski o drugą osobę, zapominałam o sobie mysląc o szczęściu partnera.
Tylko za każdym razem okazywało się, że samotnie w tej trójce się znajduję, a mój aktualny men woli np. pić wódkę albo przerabiać fazę eros z inną kobietą.
Wiem, Tarantella, że miałaś na myśli związki w fazie agape ale tak sobie pomyslałam, że jako kochające za bardzo mamy agape we krwi i to co tu robimy to m.in. okiełznanie przerostu naszej agape zwłaszcza w stosunku do tych, ktorzy dochodzą tylko do 1 a co najwyżej 2
1,947 2011-05-07 21:03:00 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-05-07 21:07:30)
No właśnie - żle sformułowane pytanie
Oczywiście, że MY dochodziłyśmy do tej fazy, ale czy nasze związki? Moje napewno nie przez tę jednostronną ofiarność właśnie.
Pamiętasz tę przypowieść o Wieży z widokiem na raj? My zawsze jesteśmy o piętro wyżej, oni zostają na poziomie 1-2. Od nas zależy, czy mamy czekać, czy jednak ...
[Przypowieść ? Wieża z widokiem na raj]
Jest taka legenda o mężczyźnie i kobiecie. Kiedy się ze sobą związali dostali od Boga dom w postaci bardzo wysokiej wieży i po pęku kluczy. Ze szczytu wieży rozciągał się widok na raj i po wejściu tam mieli osiągnąć stan wyjątkowej szczęśliwości. Wieża była piękna, miała wiele komnat, w których mogli mieszkać i rozkoszować się życiem w drodze na samą górę, gdzie i widok i komnaty były najpiękniejsze. Warunek był tylko jeden ? na szczyt mieli dotrzeć razem. Zadanie było o tyle trudne, że co kilka pięter były drzwi, które trzeba było otworzyć, żeby kontynuować wspinaczkę. Każde z tych drzwi natomiast miało dwa zamki ? do jednego klucz miał ON, do drugiego ? ONA. Skutkiem tego, jeśli któreś z nich nie miało ochoty iść dalej, bo było za leniwe, rozmyśliło się albo zamarzyło o kimś innym, wówczas to drugie, nawet jeśli bardzo chciało dojść na szczyt, to w pojedynkę ?całowało klamkę? na kolejnym poziomie. Mogło się tam rozlokować i czekać albo zejść o poziom niżej i próbować na tyle porozumieć się z drugą stroną, żeby zechciała z nią wyruszyć w dalszą podróż. Był też trzeci wariant ? zejść na sam dół i poszukać nowego partnera do wspólnego pokonania tych schodów i wejścia na szczyt. Ryzyko jest ogromne - jeśli wybierze się niewłaściwego partnera albo nie umie się porozumieć z tym właściwym, to można chodzić po tych schodach ciągle i ciągle od pierwszego do piątego a może i dziesiątego piętra, ale nigdy nie dotrze się do penthousa z widokiem na raj. Na samą górę docierają tylko dualne monolity.
1,948 2011-05-07 21:07:51
Kochane - wróciłam już do Was
Było super! Konferencja naukowa, wieczorami spotkania towarzyskie Naładowałam baterie, zostało docenione połączenie mojej jakże urzekającej
powłoki zewnętrznej, inteligencji i zabójczego poczucia humoru .
Jutro napiszę więcej i obiecuję odpisać na wszystkie maile, ale teraz spadam do spania
1,949 2011-05-07 21:12:04
Niekochana, nie da ci ojciec, nie da ci matka, tego, co może ci dać wyrwanie się ze smętnej codzienności.
Oby tego ładowania starczyło na jak najdłużej.
Spokojnych snów. Stęskniłyśmy się.
1,950 2011-05-07 21:23:26
Tarantella, a wiesz, że nie znałam tej przypowieści? bardzo obrazowa i wymowna...
i coś jeszcze mi przyszło na myśl w związku z tą przypowieścią, bo wynikałoby z niej, że samotnie nie można zobaczyć raju, co nie jest optymistyczne w razie nie odnalezienia odpowiedniego partnera....