Toć piszę że byli parą całe liceum i starzy ich praktycznie pożenili. Przeczytaj.
Wiem że to glupie i lekko śmieszne. Ale ja się autentycznie boję. Nie tego że mnie zdraddzi z jakąś 50 letnią babą. Nie o to kaman. O to że się bardzo staram, że całe życie nie szłam na półśrodki, że długo zwlekałam zanim kolejny raz komuś zaufałam na tyle żeby założyć rodzinę. Że widzę naokoło jaki syf się dzieje i jak to się zaczyna. Czytam choćby tu na forum.
Z niczego, z paranoi żony robi się syf.
Ja mam taki śliczny, piękny wyczekany związek. Nie bez wad, ale te wady to pikuś. Mam śliczne zdrowe mądre dzieci, jesteśmy fajną parą,tworzymy fajny dom.
Podstawowa wada mojego męża - stare smrody się za nim ciągną. Znam wszystkie poważniejsze związki, tzn baby z nich.
Każda się zgłaszała prędzej czy później. Bo to taki w dupę kopany dżentelmen jest. Rozstaje się z klasą, pozostawia mile wspomnienia, bo to fajny facet jest.
W Holandii - wieczna wojna z byłą. Dwa lata po ich rozstaniu my się spotkalismy po raz pierwszy. Zniuchała sprawę, zaczęło się. Maile, kartki na urodziny podpisane "love". Baba 57 lat. Ja 28. Nie byli małżeństwem, dzieci nie mieli. Myślalam że fiknę. Najpierw się śmialam, potem zaczęło mnie wkurzać, w końcu - albo Ty z tym skończysz albo ja. No i skończyły się naprawy samochodu, rury, zostawianie psa pod opieką jak pani wyjeżdżała.
Przeprowadziliśmy się do Polski. Po roku przez nk zniuchala go następna byla. Wydzwaniala mi do domu, do niego na komórke - mamy firme, dane dostepne w necie.
W koncu zadzwonilam do baby do domu, pogadalam z jej mężem, spokojnie, zresztą wkleję historię z innego wątku; voila:
"Mojego męża też swego czasu zaczęła nagabywać była bliższa znajoma z czasów powiedzmy klasowych. Zadzwoniła mi do domu (przegooglowała go, a że mamy własną firmę - nietrudno o numer telefonu), najpierw myślałam że to klientka, potem okazało się że znajoma, żeby koniecznie do niej zadzwonił, że może o każdej porze, podala ze trzy numery telefonów, że może byśmy się wszyscy spotkali całymi rodzinami.....pytam co przekazać - rozumiem ze jest pani koleżanką z klasy? A ta mi oburzona:" No wie pani! My się spotykaliśmy częściej niż w klasie!" - wiedziała bęcwalica że rozmawia z żoną.
Rąsie mi opadły razem ze szczęką.
Dzwonię do małża na komórę, pytam, a faktycznie, była taka 25 lat temu, dziwne.
Po pracy pytam jak tam, a ten mi na to że dzwoniła do niego na komórkę (franca też wyczaiła z netu), pewnie myślała że mu nie przekażę że dzwoniła, no i pierdu pierdu sobie pogwarzyli, ale małż poinstruowany powiedział że spotykać się to my nie mamy czasu.
Myślałam że mnie krew zaleje.
Następnego dnia, 8:00 AM dzwonię do bździągwy na stacjonarny, odebrał facet, przedstawiłam się, pytam czy zastałam panią taką a sraką, chwileczkę....niedokladnie zatkał mikrofon słuchawki więc słyszę jak mówi do baby że dzwoni taka a taka i chce rozmawiać, a ta że nieeee bo ona teraz nie.... lepiej żebym zadzwoniła po 10:00 AM.
No więc ja na to " A to ja już nie będe Państwa więcej niepokoić, proszę tylko przekazać żonie żeby przestała wydzwaniać do mojego męża. Odnalazła go po 25 latach na (tu portal społecznościowy) i od wczoraj dzwoni do nas do domu i na prywatną komórkę męża. My się z Państwem spotykać nie będziemy, proszę aby przekazał Pan to swojej małżonce. Przypomnę że nazywam się tak i tak a mój mąż tak i tak."
Facet był tak ogłupialy że zaczął mnie przepraszać a baba parę dni później wysłała mi obraźliwego maila z wyzwiskami. Na tym byłby na razie koniec."
A teraz historyjka z eksową z liceum. No i co? Jaki mu niedosyt ma zostać? Po czym? Jak zostanie, to znaczy że już mam rysę na tym piękniutkim związku. No bo skąd ta rysa? A ja to co? Nie wystarczam? Wie o co mi chodzi. Ja do nikogo innego nic nie mam. Tylko do tych kilku bab które z nim kiedyś byly i z którymi ja mam ciągle jakieś smrody. On nawet nie wie jak moi byli wyglądali. jak coś zakańczam to zakańczam.
A i jeszcze jedno. Sama siebie się boję. Mam twarde zasady i jak coś się stanie będę się musiała do nich zastosować. Tego się chyba najbardziej boję bo wiem jak to boli. A teraz są dzieci. Nie chcę nawet o tym myśleć.
Kochana Niekochana - no wlaśnie nie dal. Bo tamta to wariatka - udowodniono, a tu nie (jeszcze) i nic nie wiadomo, a jak wywlekam pogrzeb to się wkurza że nie będzie rozmawial. Jeszcze usłyszę ze sobie jajniki przeziębiła z dobroci serca.
Na uszach stanę, ostatnią francę z siebie zrobię, a nie popuszczę. To ja tu z dwójką malych dzieci, w ciąży, dom, firma, a ten se na spotkanie klasowe?! O na pewno.
Urodzę, wylaszczę się, pojedziemy razem. Kolegów chętnie poznam. I to jest moja wersja i mam nadzieję się jej trzymać.
Ale glupek nie? Że nie kuma. A może kuma i pali glupa?