Ella, Niestety - tylko w wersji papierowej. Wiesz co? Dla mnie sama świadomość, że to nie on jest problemem tylko ja, i że to nie miłość tylko toksyna już były dla mnie przełomowym krokiem. W tej książce jest sporo wskazówek na temat tego, jak unikać toksycznych zachowań i pewnych nawyków w okresie rozstaniowym. To też pomaga. Nawet, jeśli wydłubujemy je ze swojego mózgu na siłę, to to znacznie pomaga. Głównie - zmuszenie siebie do niemyślenia o nim - o jego potrzebach, o chwilach z nim spędzonych, o tym "co on by o tym powiedział", o tym "gdzie on w tej chwili może być i co robi". Kiedy pojawiają się takie myśli (jak strzykawki z narkotykiem) trzeba je w sobie tłumić. Naprawdę pomaga w tym BARDZO czytanie całej uświadamiającej literatury - odciąga uwage od JEGO osoby i porządkuje nasz wewnętrzny pierdolnik (przepraszam).
Mogę zastąpić naszą zakładową bibliotekarkę i podesłać ci potrzebne pozycje. Czytanie w kompie jest trochę męczące, więc najlepiej to sobie podrukować i czytać w łóżku z herbatką (ja ostatnio słodzę miodem albo dziką różą).
Bardzo też pomaga usunięcie elementów z nim związanych. Domyślam się, że po 15 latach wszystkie elementy są z nim związane ale np. możesz usunąć z wygaszacza w kompie jego zdjęcie, zmienić melodię w komórce przypiętą tylko do niego, i takie tam. Mentalne oczyszczenie otoczenia zmniejsza częstotliwość natykania się na bodźce powtórnie toksykujące i podtrzymujące zaangażowanie w jego osobę.
Mnie też zupełnie zwalaja z nóg hasła zrób cos dla siebie i zajmij się sobą. Zupełnie nie wiem, co to mogło by być to coś. Postanowiłam, że to nie muszą być jakies wielkie rzeczy, byle zaktywizowały ciało i odciągnęły umysł. Ciężka fizyczna praca - dawno odkładane odskrobanie piecyka, albo skupienie się na jakimś fajnym ale dobrze dobranym filmie - komedie romantyczne odradzam, bo w nich każdy najromantyczniejszy bohater jest potencjalnym przyszłym oprawcą zakochanej w nim bohaterki
Hasło "drobne kroczki" jest tu najodpowiedniejsze - stawiaj sobie drobne cele, nie powinności czy obowiązki, które MUSISZ wykonać tylko CELE. Możesz je sobie spisać i odhaczać, na dowód tego, że możesz, jesteś w stanie działać samodzielnie, planowo i konsekwentnie. Moje cele na dziś - dłuższe niż zazwyczaj wyprowadzenie psa (niech i on też cos tego wszystkiego ma). Udało się? Odhaczam. Nie zapomnieć powiedziec mojemu synowi, że go kocham i powstrzymać sie od krzyczenia na niego jeśli przyniesie kolejną jedynkę. Udało się? Odhaczam. itd. itd.
Sama jestem w wielkiej pustce tego tajemniczego robienia CZEGOŚ DLA SIEBIE ale myślę, że znajdę ..., czego i Tobie życzę.
1,366 2011-03-15 16:06:59
1,367 2011-03-21 11:03:36
Cały czas sobie obiecuję, że przeczytam ten wątek, jednak ilość tekstu mnie przeraża. Dobrze, wiem, że mam kłopot z budowaniem prawidłowych relacji.
Najgorsze jest to, że mój dziesięcioletni związek, w którym było spokojnie i stabilnie, po prostu rozwaliłam z pełną premedytacją. Dzisiaj już nie wiem, czy on był dobry, czy nie, czy związek powinien w ten sposób wyglądać? A jak nie w tak, to jak? I czy mój obecny, którym jest we mnie sam strach obecnie o to, czy przetrwa, czy jestem kochana, co jest a co nie moim urojeniem. W owym strachu panikuję i boję się, że zniszczę, to co dla mnie cenne.
Mętlik mam już zupełny.
1,368 2011-03-21 19:42:27 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-21 19:51:12)
02, witamy na pokładzie. Rozgość się. Czytaj. Mi to zejęło wiele dni ale nie był to czas stracony. Nie obiecuję, że mętlik zaniknie ale może znajdziesz kilka odpowiedzi.
A ja chcę podzielić się z Wami małym zwycięstwem. Dziś zadzwonił J. (mimo ustaleń, że odcinamy bezpośrednie kontakty) i chciał podjechać do domu po pewne dokumenty (stęskniony i umęczony głos w słuchawce). Zgodziałam się ... i dostałam strzału w mój chory mózg - "Sprzątać, malować się, pięknie ubrać, ON, ON idzie! To nic, że kłamca, nic, że zdrajca, nic, że seksoholik, ale będzie dziś, będzie!" No więc posprzątałam, ubrałam się, umalowałam ... i napisałm do niego sms-a - "Dokumenty w kopercie zostawiam u ochrony osiedla. Nie przychodź. Sam rozumiesz dlaczego." I wiecie co? Poczułam, że ... kontroluję - nie jego, nie sytuację tylko SIEBIE. Tak się zapewne czuje narkoman na odwyku, który przechodząc koło dilera mimo wahania idzie dalej. Mogę ale NIE MUSZĘ brać dej dawki. Nie wiem co będzie jutro, za tydzień, czy miesiąc ale dziś NIE MUSZĘ.
Obraził się - nie odpisał, a ja po godzinie zorientowałam się, że nie spoglądałam przez ten czas na komórkę sprawdzając, jaka jest jego reakcja ... bo nie interesowała mnie. Zachwycała mnie tylko moja własna reakcja A ile profitów - nie muszę nasłuchiwać jego kroków, nie muszę się zastanawiać, czy mu się spodobały moje nowe ciuchy albo czy nie odnotował mojego mizernego wyglądu. NIC NIE MUSZĘ.
To mały krok dla tarantelli ale wielki krok dla ludzkości!
I jeszcze jedno. Ostatnio jestem w strasznej załamce (jak to na detoksie). Apatia, przygnębienie, depresja wg skali Burnsa - 23. Lista niewykonanych, acz koniecznych do wykonania czynności wydłuża się z dnia na dzien. A teraz - na skutek podniecenia przed ew. wzięciem dawki power był tak wielki, że udało mi się ogarnąć chałupę zapuszczoną od tygodni w godzinę. Zauważyłam już tę rakcję wcześniej - zawsze jak do mnie napisze albo zadzwoni, to dostaję powera. Teraz już i tak wiem, że mnie okłamuje, zwodzi i manipuluje więc daję mu silny odpór, ale staram się wykorzystać te powery na szybkie (póki mi nie minie) zrobienie rzeczy, które od dawna czekają na zrobienie i przygnębiają mnie tym, że są niezrobione. W zależności od tego, ile trwa stan pobudzenia - biegnę do syna pogłaskać go i porozmawiać bez miny cierpiętnicy, wstawić pranie, ogolić nogi.
Możemy nazwać tę technikę "wykorzystywaniem oddziaływania negatywnego czynnika do niwelowania skutków ... jego odstawienia". Ale wymyśliłam. Nie?
1,369 2011-03-21 20:02:26
A ja chcę podzielić się z Wami małym zwycięstwem. (...) Ostatnio jestem w strasznej załamce (jak to na detoksie). Apatia, przygnębienie, depresja wg skali Burnsa - 23. Lista niewykonanych, acz koniecznych do wykonania czynności wydłuża się z dnia na dzien. A teraz - na skutek podniecenia przed ew. wzięciem dawki power był tak wielki, że udało mi się ogarnąć chałupę zapuszczoną od tygodni w godzinę. Zauważyłam już tę rakcję wcześniej - zawsze jak do mnie napisze albo zadzwoni, to dostaję powera. Teraz już i tak wiem, że mnie okłamuje, zwodzi i manipuluje więc daję mu silny odpór, ale staram się wykorzystać te powery na szybkie (póki mi nie minie) zrobienie rzeczy, które od dawna czekają na zrobienie i przygnębiają mnie tym, że są niezrobione. W zależności od tego, ile trwa stan pobudzenia - biegnę do syna pogłaskać go i porozmawiać bez miny cierpiętnicy, wstawić pranie, ogolić nogi.
Możemy nazwać tę technikę "wykorzystywaniem oddziaływania negatywnego czynnika do niwelowania skutków ... jego odstawienia". Ale wymyśliłam. Nie?
Świetne - dokonałaś naukowego odkrycia techniki zaradczej Gratuluję
Też bym tak chciała, ale nie umiem Siedzę w głębokim dole i NIIIICCCC mi się nie chce. Niczego nie jestem w stanie ogarnąć. Mój stan można nazwać tylko głęboką rezygnacją. ECH, żeby już wiosna - może by się to jakoś odmieniło...
1,370 2011-03-21 20:04:29
Tarantella - brawo!
Mnie też niezłego kopa dają właśnie takie małe sukcesy.
Ta.... te nieogolone łydki - nie chciałybyście moich zobaczyć w samym dnie-dna
1,371 2011-03-21 20:05:37
Brawo! I powiem ci że miałam to samo. Taki chwilowy przypływ energii, w sekundzie wracają ci siły witalne, masz chęć do życia i to pragnienie by coś z sobą zrobić pozytywnego. I tak jak napisałaś - wielki krok do przodu. Ja czasem łapię się jeszcze się na tym żeby wiedzieć np. o czym pisze i z kim pisze i sama daje sobie tym kopa w dupę. Ale nie poddaje się. Jak w tej piosence http://www.youtube.com/watch?v=8wTm5d7VHQo
1,372 2011-03-21 20:30:33
Witaj Tarantello.
Jestem dla Ciebie pełna podziwu bo ja także znam to niezdrowe uczucie podniecenia i przypływ sił witalnych i chęć ulżenia cierpieniom, ale się nie złamałaś.Szczerze gratuluję!
Ps.Wysłałam do Ciebie maila, ale nie wiem czy go nie otrzymałaś, czy może nie miałaś siły albo ochoty odpisać:(
Pozdrawiam Ciebie serdecznie
1,373 2011-03-21 21:42:05
tunia07, na tę skrzynkę wchodzę tylko na sygnał. Już biegnę.
1,374 2011-03-21 21:50:43
Tarantella - jesteś THE BEST! Powinnaś swój wpis napisać pogrubioną czcionką, już jesteś wygrana Kochana!
1,375 2011-03-21 22:42:09
I efekty? Dostałam sms-a: "Odebrałem dokumenty, patrzyłem przez okno na ciebie siedzącą przy kompie ..."
Idę golić łydki, uda, pachy i ugotuję trzydaniowy obiad dla psa.
1,376 2011-03-21 23:37:33
Tarantella - gratuluję!
Jesteś "wielką" kobietą, człowiekiem. Dasz radę, bo wybierasz. Nie niesie Cię konieczność, tylko świadomy, rozważny i mądry wybór. Jesteś silna.
Powodzenia!
1,377 2011-03-21 23:43:44
Anhedonia, nie masz w domu jakichś jego dokumentów?
A wiosna podobno ma nam wybuchnąć piękna.
Będzie lepiej, a potem gorzej, a potem już tylko świetnie.
Wiem, bo dziś byłam już:
- zbudowana
- załamana
- wściekła
- z rozmazanym śluzem na twarzy (że zacytuję Zazdrość)
- z triumfującym uśmiechem na twarzy
- z depresją na twarzy (moi koledzy w pracy zaczęli nazywać ten mój look - twarzą starej zakonnicy)
A to wszystko naprzemiennie ze trzy razy w długich seriach.
1,378 2011-03-22 00:58:37
Mimo, że rzadko zabieram głos, regularnie czytam ten wątek i muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem, bo tworzą Panie całkiem poważną sieć społecznego wsparcia
Gratuluję.
Pozdrawiam serdecznie
1,379 2011-03-22 01:03:11 Ostatnio edytowany przez Doris2727 (2011-03-22 06:04:00)
Grupa wsparcia.......
Wielu - to fakt znalazło tutaj pomoc...
niestety Ja nie.
Pozdrawiam
1,380 2011-03-22 11:02:01 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-22 11:05:01)
Panie Wojciechu,
(jeśli mogę się wypowiedzieć w imieniu ogółu, bo ostatnio ja tu chyba jestem najaktywniejsza na posterunku)
Pańska kuratela to dla nas zaszczyt. Jeśli spoczywa na nas takie oko, to jest szansa, że sobie nawzajem nie zrobimy krzywdy naszymi laickimi, choć życiowymi wynurzeniami
Doris, przepraszam, bo chyba nie odebrałam Twojego maila. RZadko korzystam z tej skrzynki i ostatnio ją hurtem wyczyściłam (możesz przysłać jeszcze raz?). Tak sobie jednak myślę, że cos w tym forum musi być pomocnego, skoro tu wracamy.
Tunia, dostałaś mojego maila?
1,381 2011-03-22 12:36:41 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2011-03-22 12:37:57)
Wiem, bo dziś byłam już:
- zbudowana
- załamana
- wściekła
- z rozmazanym śluzem na twarzy (że zacytuję Zazdrość)
- z triumfującym uśmiechem na twarzy
- z depresją na twarzy (moi koledzy w pracy zaczęli nazywać ten mój look - twarzą starej zakonnicy)A to wszystko naprzemiennie ze trzy razy w długich seriach.
Tarantella, ja przechodziłam taką samą karuzelę
I wiesz, wypracowałam sobie system "trzech kupek" - bez skojarzeń proszę - kupki dokumentów i spraw do załatwienia.
Pierwsza - sprawy, które bez względu na nastrój muszą być załatwione i te, które nie wiążą się z moją w ich kierunku niechęcią
Druga - takie, których nie lubię, ale nie umieram, gdy je załatwiam.
Trzecia - te, których nie lubię, bolą i najchętniej bym je zlikwidowała.
I nauczyłam się wykorzystywać się moje różne "fazy". Kupka trzecia idzie w ruch, gdy mam powera - nie za dużo na raz, ale powoli do przodu. W moim wypadku branie się z tą "kupkę" w fazie spadku nastroju nie ma sensu - przekładam z miejsc na miejsce, coraz bardziej się dołuję.
I stosuję te zasady nie tylko do dokumentów, tylko "ogólnie" - i w moim przypadku się sprawdza.
A kupka trzecia nie jest mała - ostatni rok spowodował wiele zaległości.
A tak w ogóle - wczoraj, w pierwszym dniu wiosny obiecałam sobie, że będę dla siebie lepsza. Będę więcej wypoczywać, dopieszczać się i więcej spać. Rzuciłam też słodycze - to dla mnie najgorsze. Jestem po prostu na odwyku
Panie Wojciechu - dziękujemy za gratulacje i pozdrowienia.
Ahh... jeszcze jedno: Tarantella - piękny awatar
1,382 2011-03-22 15:16:17
Jestem na forum już jakiś czas, starałam się pisać i odpowiadać na wiele pytań i tylko do tego tematu nie zaglądałam : DLACZEGO? Ze strachu przed prawdą którą znam od wielu lat : TAK jestem kochającą za bardzo i mimo że o tym wiem to nie umiem nic z tym zrobić - zawsze potrafiłam pomagać i radzić innym a sobie nie potrafię a do tego mam w sobie wciąż podświadome wyparcie faktów. Ktoś powie to nie powinno tak wyglądać a ja od razu dostaje "kocich" pazurów i bronię jego , siebie sama nie wiem kogo.
Nie wiem w sumie co robić z 14 latnim bagażem małżeńskim??????????
1,383 2011-03-22 17:04:02
Jestem na forum już jakiś czas, starałam się pisać i odpowiadać na wiele pytań i tylko do tego tematu nie zaglądałam : DLACZEGO? Ze strachu przed prawdą którą znam od wielu lat : TAK jestem kochającą za bardzo i mimo że o tym wiem to nie umiem nic z tym zrobić - zawsze potrafiłam pomagać i radzić innym a sobie nie potrafię a do tego mam w sobie wciąż podświadome wyparcie faktów. Ktoś powie to nie powinno tak wyglądać a ja od razu dostaje "kocich" pazurów i bronię jego , siebie sama nie wiem kogo.
Nie wiem w sumie co robić z 14 latnim bagażem małżeńskim??????????
Ależ się uśmiechnęłam czytając Twojego posta. Dlaczego? Bo to mógłby być mój post jeszcze ok. 2 lata temu
"Ja kochająca za bardzo? To chyba jakiś żart? Wszyscy, ale nie ja... "- to byłyby moje słowa. Daję za to moje blond loki.
Atinsarz, nie wiem, jak Ty to tak szczerze wewnętrznie oceniasz, ale napiszę Ci, jak to wygląda z mojego osobistego punktu widzenia (bo widzę, że więcej nas tutaj podobnych jest ).
Uczestniczenie w tym wątku wymaga wykonania na sobie samej trzech bolesnych czynności:
1. przyznanie się, że ten "problem" nas dotyczy
2. zrozumienie, że to MY pozwoliłyśmy na to, żeby nas tak traktowano
3. tylko od NAS zależy, jak dalej potoczy się nasze życie
I każda, która to zrobiła wie, jak to kurna boli
Bo w tym momencie już wiemy, że COŚ trzeba zrobić. Już nie możemy udawać, że nic się nie dzieje. Przeważnie do tej refleksji dochodzimy dogorywając na dnie piekła Bynajmniej większość z nas
Czego bronisz tymi pazurami? Szczerze? Moim zdaniem - swojego własnego wyobrażenia o sobie.
Ja też tak miałam - no bo jeśli przyznam, że przez tyle lat dawałam sobą manipulować, wykorzystywać - to kim jestem? Gdzie ta silna kobieta, pewna swoich racji i przebojowa?
Dziś już wiem, że większość z nas, odwiedzających ten wątek wiele lat tworzyła "byty równoległe".
Jeśli przeczytałaś posty, to być może zwróciłaś uwagę, że pomimo iż opisywane sytuacje są różne, to nasze EMOCJE z nimi związane - są bardzo podobne. I to jest właśnie clou problemu. Naszego problemu.
Może napiszesz coś więcej o swojej sytuacji?
1,384 2011-03-22 17:12:33
atinasarz napisał/a:Jestem na forum już jakiś czas, starałam się pisać i odpowiadać na wiele pytań i tylko do tego tematu nie zaglądałam : DLACZEGO? Ze strachu przed prawdą którą znam od wielu lat : TAK jestem kochającą za bardzo i mimo że o tym wiem to nie umiem nic z tym zrobić - zawsze potrafiłam pomagać i radzić innym a sobie nie potrafię a do tego mam w sobie wciąż podświadome wyparcie faktów. Ktoś powie to nie powinno tak wyglądać a ja od razu dostaje "kocich" pazurów i bronię jego , siebie sama nie wiem kogo.
Nie wiem w sumie co robić z 14 latnim bagażem małżeńskim??????????Ależ się uśmiechnęłam czytając Twojego posta. Dlaczego? Bo to mógłby być mój post jeszcze ok. 2 lata temu
"Ja kochająca za bardzo? To chyba jakiś żart? Wszyscy, ale nie ja... "- to byłyby moje słowa. Daję za to moje blond loki.Atinsarz, nie wiem, jak Ty to tak szczerze wewnętrznie oceniasz, ale napiszę Ci, jak to wygląda z mojego osobistego punktu widzenia (bo widzę, że więcej nas tutaj podobnych jest
).
Uczestniczenie w tym wątku wymaga wykonania na sobie samej trzech bolesnych czynności:
1. przyznanie się, że ten "problem" nas dotyczy
2. zrozumienie, że to MY pozwoliłyśmy na to, żeby nas tak traktowano
3. tylko od NAS zależy, jak dalej potoczy się nasze życieI każda, która to zrobiła wie, jak to kurna boli
![]()
Bo w tym momencie już wiemy, że COŚ trzeba zrobić. Już nie możemy udawać, że nic się nie dzieje. Przeważnie do tej refleksji dochodzimy dogorywając na dnie piekłaBynajmniej większość z nas
Czego bronisz tymi pazurami? Szczerze? Moim zdaniem - swojego własnego wyobrażenia o sobie.
Ja też tak miałam - no bo jeśli przyznam, że przez tyle lat dawałam sobą manipulować, wykorzystywać - to kim jestem? Gdzie ta silna kobieta, pewna swoich racji i przebojowa?
Dziś już wiem, że większość z nas, odwiedzających ten wątek wiele lat tworzyła "byty równoległe".
Jeśli przeczytałaś posty, to być może zwróciłaś uwagę, że pomimo iż opisywane sytuacje są różne, to nasze EMOCJE z nimi związane - są bardzo podobne. I to jest właśnie clou problemu. Naszego problemu.Może napiszesz coś więcej o swojej sytuacji?
Do nr. 3 niestety nigdy nie dotarłam...
próbowałam wielokrotnie...
cóż słaba jestem i tyle...
1,385 2011-03-22 17:37:21 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2011-03-22 18:05:17)
Doris - napiszę szczerze, jak zwykle.
Ludzie są różni - różnimy się charakterami, temperamentami, wrażliwością i mnóstwem innych rzeczy.
Jednym pomaga mocny kopniak (to ja i większość kobiet piszących w tym wątku), innym kopniak nie pomoże - odbiorą go jako kolejny atak.
Mam takie przekonanie, że osoby, którym pomaga kopniak "dojrzały" do tej sytuacji - zrozumiały, że innej drogi nie ma. Po prostu. Są w stanie zaakceptować brutalny i jakże rzeczywisty obraz sytuacji, w której tkwiły lub tkwią.
A Ty mam wrażenie nadal nie wiesz, czego właściwie chcesz, prawda? Niestety, aby zrealizować punkt 3 musisz WIEDZIEĆ. Bo walka ma sens wtedy, kiedy znasz cel, wroga i możliwe konsekwencje.
Nie sztuka rzucać się na głęboką wodę, gdy nie umiesz pływać, prawda?
Tak więc Doris - musisz zastanowić się, czego chcesz dla siebie. I czy Twój związek Ci to daje. A jeśli nie - to czy można wypracować zmiany wspólnie z partnerem, czy lepiej go zakończyć.
Pamiętaj - to Twoje życie. Nie życie Waszego związku - Twoje. I od Ciebie zależy, jak będzie przebiegać.
Nikt nie zrobi tego za Ciebie, nawet gdyby bardzo chciał.
1,386 2011-03-22 18:05:18 Ostatnio edytowany przez Fumiko (2011-04-02 21:59:45)
Witam Kobietki
Czytam sobie powolutku ten wątek i wszystko z spampowoli odbudowuję sobie moją zrypaną psychikę. Opisywałam w moim wątku jaką 'cudowną' atmosferę miałam w moim małżeństwie i jaką to chorą relację z moim mężem. Dzięki temu, że mnie kilka osób podbuntowało, zaczęłam powolutku zmieniać swoje życie:)
Strasznie ciężko przyjmuje się do wiadomości, że się kocha za bardzo i że to jest zła postawa. Jak wszystkie wiecie, tego nie da się z siebie wyrzucić w jeden dzień, ale daję radę
Od nowa uczę się kochać samą siebie i wyzbywać się mojego chorego perfekcjonizmu. To co piszecie 'robi dobrze' mojej duszy łatwiej przeżywać każdy dzień z myślą, że nie jest się samą jak palec. teraz staram się nie starać za dwoje
Znów zaczynam być szczęśliwa a zmiana mojego nastawienia działa cuda w moim małżeństwie.
Dziękuję Dziewczyny
1,387 2011-03-22 18:17:45 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2011-03-22 18:23:40)
Witaj Forever_Alone.
Napisz, co się udało zmienić w Twojej sytuacji - czytałam Twój wątek.
Nie wiem w sumie co robić z 14 latnim bagażem małżeńskim??????????
Wiesz, mój bagaż to 15 lat. I dotarło do mnie, ze nieważne ile lat za mną. To nie jest ważne (oprócz oczywiście wewnętrznej złości, że tyle lat byłam "bezczynna" ).
Ważne, że wiele przede mną i muszę coś zrobić, żeby nie mieć poczucia, że zmarnowałam swoje życie.
1,388 2011-03-22 18:43:29
niekochana72 przestaję robić wszystko 'pod niego'
zaganiam do pomocy w domu i przy córce
i choć wiele nerwów mnie to kosztuje, staram sie stawiać na swoim
ciężko nieraz idzie, widzę ten wyrzut w jego wzroku, gdy w domu nie porobione wszystko na tip top, ale udaję, że nie widzę. Zaczęłam znów robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność - czytam, słucham ulubionej muzyki. I gdy przestałam za nim tak straszliwie latać, to on zaczął okazywać szacunek. Nie mówię, że zawsze jest cud miód, bo nie raz robie i pewnie jeszcze nie raz zrobie coś głupiego, znów zapomnę o sobie, ale jest coraz lepiej
i najważniejsze - do córki zaczął sie odnosić jak człowiek
1,389 2011-03-24 12:14:09
Tak czasem trudno głośno powiedzieć (opisać) to co dotyka nas samych. Czasem myślę że gdyby mój M był inny to sprawa była by może boleśniejsza dla mnie ale łatwiejsza, ale on jest taki: mówi kocham, przytula, komplementuje, nie bije, nie bije nie włóczy się z kolegami, nigdy nie zdradził ( z tego co wiem)pracuje i utrzymuje rodzinę i pewnie nie jedna pomyśli "stuknięta" czego ona chce. Ale to jest ta dobra strona małżeństwa ale jest i to zła: jest zazdrosny, nie lubi gdy przeglądam strony w internecie, chce żebym cały czas była przy nim, nie mamy znajomych, ja straciłam kontakt z koleżankami bo on był zazdrosny o każdą minutę bez niego. Jesteśmy zamknięci w czterech ścianach oboje + nasz syn (ale on choć ma swoje pasje , kolegów i często wybywa z domu) I tu jest cały problem ja duszę się w tym wszystkim, brakuje mi własnego "kawałka podłogi" takiego mojego , babskiego. Do tego dochodzi fakt jego "dwóch lewych rąk" w zasadzie jeśli nie powiem wprost to nie ruszy palcem w domu. Jest jeszcze mnustwo drobnych problemów i różnic.
Przez wiele lat miałam ukryty żal do niego że jest taki dziś wiem że to tak naprawdę nasza wspólna wina jego że taki jest a moja że na to się godziłam. I mimo że wiem co jest nie tak to nie bardzo wiem jak coś zrobić by wyjść z tej sytuacji z pominięciem rozstania bo tak naprawdę tego nie chcę bo kocham i czuję się kochana ale nie chcę też spędzić tak kolejnych lat i kiedyś żałować że nic nie zrobiłam. Dlatego umówiłam się do psychologa chce żeby pomógł mi zrozumieć siebie, odnależć siebie i swoją drogę ale taką dwupasmową : moją i jego razem ale również osobno.
To chyba tyle ogólnie rzecz biorąc wiem że na tle was drogie Kobietki mój problem to banał a jednak dla mnie bardzo trudny i niszczący moją psychikę.
1,390 2011-03-24 13:13:12
Tak czasem trudno głośno powiedzieć (opisać) to co dotyka nas samych. Czasem myślę że gdyby mój M był inny...
(...)umówiłam się do psychologa chce żeby pomógł mi zrozumieć siebie, odnależć siebie i swoją drogę ale taką dwupasmową : moją i jego razem ale również osobno.
To chyba tyle ogólnie rzecz biorąc wiem że na tle was drogie Kobietki mój problem to banał a jednak dla mnie bardzo trudny i niszczący moją psychikę.
Atnisarz - nie ma problemów banalnych w małżeństwie - po prostu dlatego, że z takich drobnych banałów z biegiem czasu nawarstwia się tragicznie wielka góra problemów NIE do rozwiązania Mądrze robisz, że szukasz drogi rozwiązania - zanim stracicie do końca wspólny język.
Rozważ możliwość spotykania się z koleżankami w tym czasie gdy mąż spędza go ze swoimi znajomymi.
1,391 2011-03-24 14:44:46
Anhedonia - tu cały problem on nie spotyka się z kolegami a ja niestety nawet dziś jakbym chciała to po prostu straciłam kontakt z dawnymi koleżankami więc koło się zamyka. On jest samotnikiem i jemu jest z tym dobrze a ja no cóż "zwierze towarzyskie" przynajmniej kiedyś tak było ale mam nadzieję że tego nie utraciłam i może coś do się z tym zrobić.
1,392 2011-03-24 15:12:29 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-24 15:13:57)
Wiecie co? Wielka czarna dupa. Mój biedny chory mózg jest juz tak potwornie umęczony huśtawkowymi stanami, że czasem do mnie mówi tak:
"Droga Tarantello, wróćmy do J. On tak bardzo chce a my jesteśmy już tak umęczone. Niech chociaż przez chwilę będzie pięknie, jak dawniej. Ja wiem, że on nami manipuluje, że w tej chwili już układa sobie życie z inną a tobie robi wodę z mózgu, żeby jeszcze coś ugrać z tobą na polu finansowym, ale niech choćby przez momencik będzie SPOKÓJ. No może jednak nie był taki zły? Socjopata jak socjopata. To co, że cię zdradzał z każdą, która mu się pod rękę nawinęła, cóż, że żył z kilkoma kobietami na raz i każdej obiecywał sie z nią zestarzeć, cóż że uprawiał niebezpieczny seks bez zabezpieczeń, a ty sie teraz musisz zastanawiać, czy nie masz HIVa, cóż że poniżył cię przez 4 lata opowiadając o magii życia z Tobą a potem okazało się, że każda słyszała ten sam tekst. A może jednak nie przeszkadza nam to, że jest socjopatą, a może zaciśniemy ząbki, żeby choćby przez dwa-trzy dni poczuć sie znów tak jak kiedyś - JAKBY NIGDY NIC."
Co jest w tej naszej pieprzonej chorobie takiego, że musimy ciągle i ciągle odpierać tego typu masakryczne podszepty. Jestem przerażona.
Umówiłam się z J. na przyszły czwartek na załatwianie spraw formalnych i już się o siebie boję. Jestem twarda jeśli chodzi o niekontaktowanie się z nim. Maile - tylko "służbowe" w temacie zbycia wspólnej nieruchomości, żadnego reagowania na prowokacje sms-owe. Ale robię to wszystko z obawy o mój chory mózg. On jest tak podatny na manipulacje J., że potem w godzinami obrabia każde kłamliwe słowo wypowiedziane przez J., każdą jego zakłamaną deklarację "Zrobię wszystko, żeby Ciebie nie stracić. Od kiedy nie jesteś ze mną, to nie ma połowy mnie." ICHOCIAŻ DOKŁADNIE WIEM, że po pół godzinie dokładnie to samo mówi do blondi, to i tak moja mózgownica się nad tymi idiotyzmami zastanawia. Żenujące i przerażające.
Już sama nie wiem, czym się wzmocnić, żeby odpierać te manipulacyjne ataki na mój mózg.
Jakieś pomysły?
1,393 2011-03-24 15:22:41
Tarantella ja tu myslalam, ze Ty jestes najsilniejsza. Mam niestety caly czas takie hustawki, byc z nim, nie byc. Kompletnie sobie nie radze. Zastanawiam sie, ze przeciez nie byl taki zly, czasami bylo dobrze. I wtedy "wale sie w glowe" Boze, przeciez jak dowiaduje sie o kolejnym razie to tak strasznie cierpie, tak boli. Trzeba go wybic z glowy. Pomaga mi grupa wsparcia dla wspoluzaleznionych, niestety tylko raz w tygodniu, a mi przydaloby sie co drugi dzien minimum.
Rozumiem Cie doskonale. Przykro mi, ze My tak bardzo kochajace trafiamy na tych popaprancow.
1,394 2011-03-24 15:23:47
Ella, ja szukam grupy dla siebie. Czy jesteś może z Wawy?
1,395 2011-03-24 15:25:28
Tak
1,396 2011-03-24 15:30:14
Póki co, dzięki Bogu, moje stany nie przekładają się na upadlające działania. Wykopałam go i dobrze sie z tym czuję, zrezygnowałam z kontaktu z nim - i to mi pomaga, staram sie stosować mądre techniki z mądrych książek - może i coś tam dają.
Ale generalnie czuję się jak małe dziecko zostawione po środku centrum handlowego i wypatrujące twarzy tatusia, chociaż tatuś to maniakalny sadysta.
1,397 2011-03-24 15:31:52
Ella, wysłałam Ci maila.
1,398 2011-03-24 15:36:35
Moj sam wyszedl i nie wrocil, od czasu do czasu wyslyla sms, ja nie odpisuje, nie widzimy sie od jakiegos czasu. Nawet przestalam myslec co robi i z kim a to w moim wykonaniu dobry poczatek. Jak pisze sms to wypatruje kolejnego, chore.
To wlasnie te nasze wspoluzaleznienie wiemy, ze nas rani, ale czekamy na to z podnieceniem i nadzieja na lepsze.
1,399 2011-03-24 15:50:22
Odpisalam
1,400 2011-03-24 15:58:12 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-24 16:00:41)
No właśnie. Bo ja zawsze chcę wiedzieć, jak coś działa. Jak miałam zapalenie ucha środkowego, to przeczytałam wszystko o schorzeniach usznych, jak robiłam tłumaczenia o lokomotywach, to wiedziałam o nich wszystko. A teraz CHCĘ WIEDZIEĆ - jak to sie dzieje, że przecież normalny człowiek już nic więcej nie potrzebowałby wiedzieć na temat J. niż to co wiem ja, żeby raz na zawsze z drwiącym uśmiechem wykastrować go ze swojego mózgu. Nie ma żadnego faktu, który by go mógł usprawiedliwić, a jednak, kiedy wyjedzie z tym jakimś pokutnym tekstem o samoświadomości, która sie w nim narodziła, o piekle, które beze mnie przeżywa, kiedy wyskoczy z tym swoim niskim stłamszonym głosem dobijanego konia ... cała faktografia pryska. A to kretyńskie myślenie - a może on jednak z nią nie mieszka, może jednak coś do niego dotarło, a czy go nie skrzywdzę jeśli on w rzeczy samej chce coś zmienić. Fuck!!!
JAK TO DZIAŁA?
Na miły Bóg. Przecież kiedy patrzę na takich dupków tylko obcych dupków, to nie mam wątpliwości, jak zakwalifikować takiego "Kazimierza atrakcyjnego" - do utylizacji. Kiedy patrzę jednak na własnego Kazimierza atrakcyjnego cały mój obiektywizm i doświadczenie 45-letniej wykształconej kobiety daje dupy. Jak to działa, że ja W OGÓLE sie nad nim jeszcze zastanawiam.
W rozmowie z mamą, przyjaciółką jestem twarda, jednoznacznie ukierunkowana ... bo nie chcę ich straszyć tym, że po tym wszystkim jeszcze nachodzą mnie jakies wątpliwości. Jednak sama o sobie znam tę prawdę - ciągle jestem miękka fryta.
1,401 2011-03-24 16:14:39 Ostatnio edytowany przez ella1973 (2011-03-24 16:15:18)
Jak jestem na tej grupie i dziewczyny opowiadaja o roznych okropnych rzeczach, ktore maz robi po alkoholu, to tez mysle, ze w zyciu bym z takim niebyla.
One natomiast tak samo postrzegaja pewnie mnie. Nigdy nie mozna mowic nigdy. Nietety mamy wszystkie taki sam problem nie umiemy sie od nich tak naprawde oderwac. Weszlysmy w to g..no i chcemy ich ratowac sciagajac siebie na dno. Oni niestety nie widza problemu.
1,402 2011-03-24 21:00:38
Tarantella kochana - mam dla Ciebie jedną radę. Popartą tylko własnym doświadczeniem i jak to bywa - niełatwą.
Musisz zminimalizować jakiekolwiek myślenie o nim. Będę brutalnie szczera, więc wybacz, proszę.
Ty cały czas tkwisz po uszy w tej chorej relacji. To nieprawda, że ucięłaś z nim kontakt.
Pisząc:
"A teraz CHCĘ WIEDZIEĆ - jak to sie dzieje, że przecież normalny człowiek już nic więcej nie potrzebowałby wiedzieć na temat J. niż to co wiem ja, żeby raz na zawsze z drwiącym uśmiechem wykastrować go ze swojego mózgu"
dajesz jasno do zrozumienia, że szukasz wytłumaczenia tej sytuacji.
No więc napisze Ci coś, co ja sama zrozumiałam dość szybko, ale tylko dlatego, że zostało mi to podpowiedziane.
NIC NIE MUSISZ WIEDZIEĆ I ZROZUMIEĆ NA JEGO TEMAT! To już Ciebie nie powinno obchodzić! Znasz diagnozę i skutki i tyle musi Ci wystarczyć. TO JUŻ NIE TWÓJ PROBLEM.
Teraz powinnaś zaprzątać swoją główkę tylko tym, jak pomóc SOBIE. Rozmyślanie o nim w jakimkolwiek kontekście (oprócz terapeutycznego chwilowego obrzydzania w dramatycznym kryzysie) powoduje, że cały czas jesteś z nim "związana".
To jest trudne, na początku nawet bardzo trudne, ale wierz mi - skuteczne. Tak jak napisałaś - "normalna" kobieta już dawno by uciekła. le my nie jesteśmy "normalne" - musimy sobie tą normalność wypracować. Ciężką pracą. Pot i łzy. No właśnie - wysiłek fizyczny w moim przypadku pomagał.
Atinasarz - napiszę później więcej coś specjalnie do Ciebie. Twój problem (pomijając chorobę mojego męża) jest bardzo bliski mojej sytuacji i doskonale Cię rozumiem. I nieprawda, że Twoje problemy są banalne, jeśli już, to TYPOWE. A to dwie różne sprawy. Później dopisze więcej.
1,403 2011-03-24 22:12:10 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-24 22:19:55)
NO JASNE, ZE TKWIĘ W TYM PO USZY! Nie zapomniałam niczego, żadne jego podłości nic ze mnie nie usunęły. Połowa mojego myślenia to wściekłość a druga - ta chora - to myślenie o biednym schorowanym misiu, którego mamusia Tarantella powinna ratować przed nim samym. To wszystko wiem i od tego się jakoś bardziej lub mniej skutecznie opędzam.
Próbuję jednak sobie wytłumaczyć nie jego schorzenie, zaburzenie czy inną jego francę ale własną francę. Jak to się dzieje, że taka masa obiektywnych i nie pozostawiających ŻADNYCH wątpliwości faktów jest wypierana przez ... no właśnie CO? Samo hasło toksyna mnie nie zadowala. To hasło jest dobre na początek. Teraz, kiedy podejmuję taką katorżniczą codzienną walkę o "niemyślenie" zaczyna mnie to powoli zwyczajnie wkurzać. K**wa żesz - jestem dorosła i niegłupia a nie potrafię sobie poradzić z nawracającymi (ba! nieustannymi) myślami o tym śmieciu. Myślenie o sobie i o samodzielnym zapełnieniu dziury, którą próbowałam zapełnić partnerem to jedno. Ja próbuję wyekstrahować te elementy jego zachowań i manipulacji, którymi mnie z premedytacją zakotwiczył i wlecze za sobą mentalnie. To tak jakby zostawił we mnie jakieś mikroczipy, które chcę wydrapać i wyrzucić na śmietnik razem z nim.
Atinasarz. W brew pozorom nasz problem jest bardzo zbliżony i wcale nie banalny. Myślę, że Twój M. robi Ci dokładnie to samo tylko zapewne ze szlachetniejszych pobudek niż mój J. On Cię kotwiczy - chce żeby to on był całym Twoim światem, żebyś cała stała się jego wielkim mikroczipem. Kiedy cały Twój świat to on - wówczas większa gwarancja, że w Twoim mózgu nie postanie nawet myśl o innych światach, może ciekawszych. Sorry za ostrość słów, ale jako kobieta próbująca wyjść z takiego właśnie układu pozwalam sobie na trochę więcej. Popatrz na mnie - zostałam mentalnie ubezwłasnowolniona. To wszystko działo się pod pięknymi hasłami a ja wchodziłam w to bez mydła. Dziś rozrywam sobie kolejne powłoki mózgu w poszukiwaniu elementów, które nie dają mi wyjść z tego mentalnego więzienia stworzonego przez czułego barbarzyńcę.
Masz zdrową intuicję i werbalizujesz jej sygnały - nie daj zniszczyć swojej psychiki. Budując swoje własne światy powinnaś mu się spodobać bardziej. Jeśli nie - ten związek jest toksyczny.
1,404 2011-03-24 22:40:28
Tarantella, potrzebujesz czasu. Wiedzę i przekonanie już masz, teraz doktor - czas. Wierz mi, zrobi swoje. Będzie bolało, ale coraz mniej, coraz rzadziej.
Znajdź może jakieś zajęcie inne niż wszystko, co robiłaś do tej pory. Pomóż "doktorowi". Może coś, czego się bałaś spróbować, może coś, o czym marzyłaś? Lepienie w glinie, paralotnia, podnoszenie ciężarów, kurs flamenco? Najlepiej, żeby się okrutnie umordować, wtedy głowa nie "rozrabia" i o głupotach nie myśli, tylko "PIĆ!!!", albo "UMIERAM!!!, DO DOMU SIĘ NIE DOCZOŁGAM!!!"
To pomaga, bardzo, nawet wciąga. Ja zaczęłam salsę, co było całkowicie niezgodne z moimi wcześniejszymi przekonaniami, i czuję się z tym znakomicie. Polecam. Teraz idę na zumbę i już jestem zachwycona.
1,405 2011-03-24 23:02:14 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-24 23:03:04)
Boże! Co ja bym dała, żeby móc teraz uprawiać sporty! Jeszcze dwa miesiące temu chodziłam na siłownię 3 razy w tygodniu i na latinodance. O zumbie marzę. Niestety na koniec mojej miłosnej farsy udałam się jeszcze ze swoim śmieciem na narty - wymyślił taki fantastyczny wyjazd na Słowację w ramach naszej "próby powrotowej". To miała być taka odrodzeniowa gruba kreska, drugi początek (po powrocie z którego swoje pierwsze kroki skierował do blondi z resztą). No i tam też podczas upadku zerwałam więzadło krzyżowe w kolanie i rozwaliłam łękotkę. Szykuję się do operacji a potem rehabilitacja też swoje potrwa. Taką jeszcze na domiar wszystkiego mam po nim słodką pamiątkę.
Chodzę jednak na aquaaerobic - basen to jedyne, co mi póki co wg ortopedów pozostało. Ale ta glina to też dobra myśl ... chociaż szłam w kierunku kursów decoupage'u.
W gruncie rzeczy wszystko jedno - oby monotematyczną mózgownicę czymś zająć i zmienić codzienne rytuały.
Najchętniej jednak czytam - pięć pozycji na zmianę. Swoje wyrzuty sumienia względem mojego biednego dziecka-świadka tego całego pierdolnika tuszuję czytając rzecz otrzymaną od Niekochanej "Wychować dziecko i nie oszaleć". Niestety czytając kolejne książki upewniam się, że jestem chorą partnerką i chorą matką i mam w sobie tyle do przemeblowania, że aż nie wiadomo w co najpierw ręce wsadzić
1,406 2011-03-24 23:25:14
Rzuć tę wiedzę, jeśli Ci nie służy i rób coś! Jak będziesz chciała być podręcznikową matką, żoną i kochanką, to pewnikiem oszalejesz. Bądź sobą. Po prostu i aż sobą. Najlepiej zająć się innymi, takimi co mają jeszcze bardziej przerąbane. Ja mam swoich podopiecznych, jak z nimi (ich rodzicami) pogadam, to już wiem na pewno, że jestem szczęśliwym człowiekiem, który ma drobne niedogodności w życiu. W dodatku przejściowe, nie dożywotnie. Może wolontariat? Poczytać staruszkom w hospicjum, czy coś takiego. Koleżanka chodzi na warsztaty malarskie. Bohomazy odstawia okrutne, ale jest szczęśliwa. Wystawy nie zrobi, ale przyjemność ma. I o to chodzi.
1,407 2011-03-24 23:26:44
Tarantella -pomimo, że naprawdę już długa droga z mną - mnie też czasami nachodzą chwile na chęć usprawiedliwienia jego zachowań. Ale teraz już potrafię szybko rozpoznać chwilę słabości. I szybko znajduję sobie zajęcie.
Atinsarz: każdy człowiek ma prawo, a nawet obowiązek być szczęśliwym. Jeśli jesteśmy w związku z człowiekiem, którego nasze szczęście nie obchodzi - oznacza to, że on tak naprawdę nas nie kocha.
Normalnym jest, że w zdrowym związku partnerzy cieszą swoim wzajemnym rozwojem, wspierają się, rozumieją, że każdy człowiek potrzebuje mieć "margines swojego świata", który przez partnera nie jest postrzegany jako zagrożenie.
Jeśli nasz partner nie spełnia tych oczekiwań - powinniśmy szczerze porozmawiać i jasno powiedzieć, że oczekujemy zmiany, że na nią zasługujemy. I jeśli okaże się, że partner zrozumiał sytuację i chce się zmienić - jest szansa, że nasz związek się odrodzi w takiej postaci, która będzie sprawiedliwa dla obojga. A jeśli nie? No cóż - można sie rozstać lub pozostać i "poświęcić się na ołtarzu". Hmm... tylko czego? Bo na pewno nie MIŁOŚCI.
Atinasarz - czy rozmawiałaś z mężem na temat Twoich oczekiwań? Czy on wie, że jesteś nieszczęśliwa? Czy usiłował coś z tym robić? Czy raczej uważa to za "fanaberie"?
1,408 2011-03-24 23:28:03
Marynarka. Jesteś boska!
1,409 2011-03-24 23:35:43
Tarantella - spoko, dzieciaki dają sobie radę. Pewnie, że trzeba im naprostować troszkę światopogląd, ale wiesz - najlepiej działa dobry przykład. NASZ przykład Moja córka ostatnio zadziwia mnie jak cholera. Jak słyszę jej: "Tato, przypominam, że miałeś posprzątać łazienkę". I na jego odpowiedź: "Zaraz", mówi: "To już kolejny raz Ci przypominam", to wiem, że wie, co jest dobre i właściwe.
A teraz musimy kochana zadbać o siebie, to im jest potrzebne: spokojna i szczęśliwa mama.
1,410 2011-03-24 23:50:15
Światopogląd sam się dzieciakom prostuje, wystarczy, ze zauważą różnicę. Dlatego mamy obowiązek być szczęśliwymi mamami i ludźmi w ogóle. Wtedy dzieciaki wiedzą jakie to ważne, żeby dobrze czuć się ze sobą samym i otoczeniem. Jeśli otoczenie nas unieszczęśliwia, dzieci odczują to najbardziej. Dla dobra dzieci (o własnym ze skromności nie wspomnę) należy jak najskuteczniej zmienić unieszczęśliwiające otoczenie. Niech obdarza swoim "światłem" inne miejsca. Takie, które do tej pory były względnie szczęśliwe i myślą, że będzie lepiej. Otóż, prawdopodobnie nie będzie. Z moim "unieszczęśliwiaczem" tak było. Nowa ofiara wymknęła się szybciutko. A miało być tak pięknie!
Dacie wiarę, że mi się dzisiaj płot przewrócił i leży sobie zamiast stać? To znaczy kawałek płotu, ale wyraźnie jest jakby nie na miejscu. Zrobię jak Scarlett, pomyślę o tym jutro...
1,411 2011-03-25 04:47:25 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2011-03-25 05:20:54)
JAK TO DZIAŁA?
Scenka
Jola: Mam juz dosc urzadzania swiat dla wszystkich moich siostr i braci. Co roku zwala sie do mnie rodzina a ja jestem urobiona po pachy. Jak ja nie zorganizuje swiatecznej kolacji to nikt nie zorganizuje. To nie fair, ze oni zmuszaja mnie do tego. Przyjezdzaja wystrojeni i pachnacy a ja spocona i zmeczona od pichcenia cala noc.
Kasia: To oni Ci to jakos nakazuja?
Jola: Niby nic nie mowia ale jak ja nie zorganizuje to nikt tego za mnie nie zrobi. Wiec nie mam wboru.
Kasia: Masz wybor. Nie organizuj nikomu swiat.
Jola: Ty tego nie rozumiesz bo nie masz rodziny, wiec nie wiesz jak to jest.
Kasia: Ale ja nie mowie o rodzinie tylko o Twoich potrzebach. Chcesz to organizujesz.
Jola: Nie chce ale musze.
Czy nie ma wyboru czy go nie widzi?
Dlaczego jej potrzeba zorganizowania kolacji swiatecznej jest tak wielka, ze przeslania jej fakt, iz jest niezadowolona, ma zal do calego rodzenstwa, jest urobiona po pachy, niezadowolona z siebie, przemeczona i niesprawiedliwie traktowana...
Tarantello, jakaz to "potrzeba" przeslania Ci przykre fakty?
Teraz idę na zumbę i już jestem zachwycona.
oj! bedziesz zachwycona:D
Mozna tez kupic Zumbe na Wii i na xbox. Polecam.
Polecam rowniez Yoge i wszelkiej masci kursy (gotowania, pieczenia ciast, jezykowe, komputerowe,prawa jazdy, masazu, technik relaksacyjnych, prowadzenia lokomotywy lub kurs bycia wrzodem na tylku spoleczenstwa. Co kto lubi.)
Kiedys o tym pisalam i bardzo polecam "dzienniczek krzywd". Mnie to bardzo pomagalo na tesknote za smsem od niego.
Gdy tylko zlapalam sie na tesknym spogladaniu na telefon lub odczuwalam wyraznie niewypelniona przestrzen w lozku... bralam moj "dzienniczek krzywd" i czytalam.
Dzialalo natychmiastowo.... zaraz przypominalam sobie wszystkie brzydkie slowa, ktorych nauczylam sie na koloniach w Ustce
i lepiej bylo zeby nie dzwonil i nie smsowal. Dla niego lepiej.
1,412 2011-03-25 08:59:50
Dziewczyny, przecież mówiłam, że teraz Wy jesteście moim stadem i sie nie pomyliłam
To fantastyczne tak przyjść sobie z rana do roboty, odpalić komp, potem nasze forum i wiedzieć, że stado innych wilczyc jest ze mną.
Nie wiem, co bym bez Was zrobiła. Zapewne ta woda w mózgu, którą mi tam zrobił przelałaby się, i dokonałaby sporych zniszczeń w całym moim świecie. A tak jesteście moim zaworem bezpieczeństwa.
Kocham Was.
1,413 2011-03-25 09:47:44
niekochana72 - tak myślę że gdyby kategorycznie stwierdził że "zgłupiałam i szukam dziury w całym" to pewnie sprawa stanęła by na ostrzu noża i szybko się rozwiązała ale ja od początku małżeństwa wyznawałam metodę rozmowy o wszystkim co się dzieje nie uznaje obrażania , cichych dni i tego też go nauczyła i on doskonale wie że ja mam dość i co najlepsze uważa że moje szczęście jest dla niego najważniejsze wie że idę do psychologa i wie w jakiej sprawie, nie sprzeciwia się żebym wreszcie odnalazła swój "kawałek podłogi" Ale zawsze jest jakieś ale po pierwsze nie wiem jak słowa będą się miały do działania (to czas pokarze) po drugie szczerze mówiąc nie wiem czy ja potrafię jeszcze odnależć to co utraciłam - czyli chyba szczęście.
Sprawa jest naprawdę skomplikowana bo niestety jak sama wiesz 14 czy więcej lat potrafi tak zniewolić , spustoszyć że człowiek gubi samego siebie.
Na dzień dzisiejszy mając "w ręku jego akceptację" mojej chęci zmiany muszą wykombinować co i jak zmienić i wtedy zobaczę jak slowa mają się do czynu tylko ze mną jest jak z niewidomym który po latach odzyskuje wzrok rozgląda się w koła , chciałby wyjść , zobaczyć ale w końcu gasi światło i siedzi w ciemnościach bo tu czuje się bezpiecznie.
1,414 2011-03-25 11:26:42
Tarantella, ja trafiłam na forum w grudniu. Minęły trzy miesiące i jestem "spionizowana" maksymalnie. Co prawda byłam już po okresie wątpliwości i innych kłopotliwych bzdetów. Jednak nie do przecenienia jest wkład Drogich Koleżanek Współodczuwających.
Przede wszystkim w kwestii otrząśnięcia się z resztek skrupułów, wzmocnienia siły przekonania o słuszności drogi. I, wierz mi, można zawsze zawrócić, 14 lat to dużo, ale ja wykonałam zwrot po 23 i daję radę. Powoli odbudowuję siebie i rodzinę, już bez "truciciela". I idzie dobrze, lepiej niż się spodziewałam. Nie było chwili, żebym żałowała. Było wiele dających pewność - dobrze zrobiłaś, to najlepsze, co można było zrobić.
Atinasarz, ratuj się przed zniewoleniem. Próbuj, może uda Ci się zmienić Twojego "właściciela". Ja nie mam wątpliwości, że mój nigdy nie pozwoliłby mi na rozsądne, godne i uczciwe bycie sobą. Mam wrażenie, że szczęśliwy był tylko wówczas, kiedy mnie nagiął do swoich pomysłów, do swojego myślenia. Im bardziej mnie zmanipulował, tym większa radość. Kiedy działałam według swojego przekonania, on był zdruzgotany, nieszczęśliwy, wściekły, obrażony.
Teraz też jest obrażony, bo ośmieliłam się wyobrazić sobie życie bez niego. W dodatku to wyobrażenie jest bardzo przyjemne.
1,415 2011-03-25 14:11:22
Dziewczyny, w ramach robienia sobie przyjemności chciałabym o siebie jakoś zadbać ... estetycznie. Bardzo mi nie posłużył cały ten szajs. Normalnie wyżarło mnie jak rak od środka. Wyglądam jak własne zwłoki - gały zapadnięte i podkrążone, bruzdy smutku koło ust, skóra ziemista i obwiśnięta. Niby jaoś-takoś normalnie jem, o dziwo normalnie sypiam, nie płaczę całymi dniami, a wyglądam KOSZMARNIE. Jak na siebie patrzę w lustrze, to trudno mi jakoś przychodzi afirmowanie siebie - jaka jesteś dziś promienna i śliczna Tarantello!
Macie może jakieś konkretne pomysły na realne poprawienie wyglądu - jakies diety oczyszczające, zabiegi kosmetyczne, dobra komedia na DVD czy cóś, co przyniosło może nie natychmiastowe ale widoczne efekty?
1,416 2011-03-25 14:34:55
Atinasarz: jest kapitalna książka nt zachowań takich jak Twojego męża "Szantaż emocjonalny" - jeśli chcesz mogę Ci przesłać i jeszcze parę innych.
Napisałaś, że gdyby.... "sprawa stanęłaby na ostrzu noża". No więc co robisz? Ano czekasz, aż nadejdzie ten czas. A on pewnie nie nadejdzie, będziesz wciąż żyć w takim zawieszeniu i braku szczęścia.
Widzisz, każdy z manipulatorów doskonale wie, jak bardzo może naciskać, gdzie jest nasza granica, której przekroczenie mogłoby zagrozić odejściem. A oni przecież wcale nie chcą naszego odejścia - chcą nami manipulować, chcą abyśmy zaspokajały ich potrzeby, tańczyły tak, jak nam zagrają. Jesteśmy im niezbędne - ale tylko w tej roli.
Jeśli widzisz, że Twój mąż jest gotów na zmiany - taki trwałe, mające wpływ NA NIEGO - to warto walczyć o Wasz związek. Ale jeśli zobaczysz, że nie chce tego lub zmiany są na chwilę, a potem wraca "stare" - zastanów się, czy chcesz tak spędzić resztę życia.
Mój jeszczemąż dokładnie wiedział, gdzie "uderzyć", żeby odnieść odpowiedni skutek. Że głupia - to nie przejdzie, jestem bardzo dobrze wykształcona i przekonana o własnej inteligencji, że brzydka - zbyt wiele mam samoakceptacji, by to zabolało; że za mało kobieca (w sensie: sprzątaczka, kucharka itp) - niestety, to też nie boli.
Ale cóż to dla takiego fachowca w manipulacji, przecież w końcu mnie zna - moje potrzeby, smutki i przykre doświadczenia. Tak więc wali z grubej rury: "Nie jesteś zbyt rodzinna". Auć! To zabolało, a jak on to zauważył, to stało się to zdanie wytrychem do ranienia mnie. Bo z czasem oczywiście zrozumiałam, że mną manipuluje i nie robiłam tego, czego oczekiwał. Ale w głowie wciąż to słyszałam i jednak czułam wyrzuty sumienia, że może jednak powinnam...., że może jednak to niewielkie poświęcenie....
Teraz już wiem, że NIE POWINNAM, że to ZBYT WIELKIE POŚWIĘCENIE.
Moi teściowie z którymi mieszkam są właśnie taki chorym związkiem - uwierz, że nigdy w życiu nie chciałabyś tak skończyć. A właśnie tak kończą kobiety w nam podobnych związkach. Zgorzkniałe, nieszczęśliwe, pełne pretensji.
Teraz Twój ruch. Doskonale, że szukasz pomocy. Tu też na pewno odnajdziesz wsparcie.
1,417 2011-03-25 14:58:53
Dziewczyny, w ramach robienia sobie przyjemności chciałabym o siebie jakoś zadbać ... estetycznie. Bardzo mi nie posłużył cały ten szajs. Normalnie wyżarło mnie jak rak od środka. Wyglądam jak własne zwłoki - gały zapadnięte i podkrążone, bruzdy smutku koło ust, skóra ziemista i obwiśnięta. Niby jaoś-takoś normalnie jem, o dziwo normalnie sypiam, nie płaczę całymi dniami, a wyglądam KOSZMARNIE. Jak na siebie patrzę w lustrze, to trudno mi jakoś przychodzi afirmowanie siebie - jaka jesteś dziś promienna i śliczna Tarantello!
Macie może jakieś konkretne pomysły na realne poprawienie wyglądu - jakies diety oczyszczające, zabiegi kosmetyczne, dobra komedia na DVD czy cóś, co przyniosło może nie natychmiastowe ale widoczne efekty?
Ej... no przecież jesteś właśnie na diecie oczyszczającej. Dlatego tak wyglądasz - bo wiesz, to całe gówno wypływa..
A tak poważnie - jeśli cera ziemista - witaminek trzeba: C, E i A. Polecam owoce (od wewnątrz) a od zewnątrz- w zależności od zasobności portfela. Można kupić bardzo dobre serum z mega dawką witamin i przeciwutleniaczy (niestety, poza moim zasięgiem finansowym), rewelacyjne zabiegi kosmetyczne też z koncentratami witaminowymi (tez dla mnie za drogo). A dla mnie zasobnych portfeli - tańsze kremy z witaminą C, podkłady z drobinkami odbijającymi swiatło, kremy tonizujące (nadają taki "zdrowy" kolor skórze). Ja kupiłam tez cytrusowe kosmetyki do kąpieli (uwielbiam zapach cytrusów) i robię sobie taką domową aromaterapię.
1,418 2011-03-25 19:37:54
Atinasarz, ratuj się przed zniewoleniem. Próbuj, może uda Ci się zmienić Twojego "właściciela". Ja nie mam wątpliwości, że mój nigdy nie pozwoliłby mi na rozsądne, godne i uczciwe bycie sobą. Mam wrażenie, że szczęśliwy był tylko wówczas, kiedy mnie nagiął do swoich pomysłów, do swojego myślenia. Im bardziej mnie zmanipulował, tym większa radość. Kiedy działałam według swojego przekonania, on był zdruzgotany, nieszczęśliwy, wściekły, obrażony.
Teraz też jest obrażony, bo ośmieliłam się wyobrazić sobie życie bez niego. W dodatku to wyobrażenie jest bardzo przyjemne.
Cześć panienki (z odzysku )
Tak atinasarz - nie daj się zniewolić. Generalnie dobry pierwszy krok z tym psychologiem. W ramach "odbudowy" samej siebie, przyszło mi do głowy, że może jakieś studia np. podyplomowe albo inny kursik? Wiesz - wyjście do świata, poznanie nowych ludzi no i własny rozwój - nie do przecenienia
Tarantella - uwielbiam takie zmiany własnej osoby Ja zaczęłam od fryzjera, zmiana fryzury i koloru włosów (zmiana nie do przeoczenia dla otoczenia) - wprawdzie ze sknerstwa musiałam to zracjonalizować faktem konieczności wykonania fotki do dyplomu, ale satysfakcja i tak była
Ponadto nabyłam za grosze rożne, różniste maseczki w saszetkach - a to z aktywną soją, a to nawilżającą (obie Prefekty) a to z kolagenem - i tak sobie funduję "odrobinę luksusu" co parę dni
Hi, hi - wąż w kieszeni mi się skręcił w chińskie 69 ze złości Ale mi łatwiej funkcjonować. Pozdrawiam Was wszystkie cieplutko
1,419 2011-03-25 20:17:47
Tarantella, ten "cudowny, świeży" wygląd też minie. Trzeba się wyspać, trochę zdystansować i uwierzyć w słuszność postępowania. Zajaśniejesz. Na twarz peeling enzymatyczny 2x w tygodniu, maseczka odżywcza (np. z algami). Ten cudowny "uszlachetniający" wyraz cierpienia powoli zniknie, razem z podłym i niesprawiedliwym uczuciem. Jesteś na etapie przejściowym, nie wszystko jest na miejscu, twarz też. Poukładasz sobie sprawy w głowie, będzie dobrze ( i ładnie).
1,420 2011-03-25 21:31:30 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-25 21:34:28)
Apropos "pogodny film". Miałaś rację Niekochana. Nasze dzieci potrafią nas wydostać z najgłębszego leja. Choćby na chwilę ale to już dużo. Siedziałam na stronie wypożyczalni DVD, żeby wydłubać jakiś ów pogodny film. Podszedł mój cudny 15-letni mężczyzna i krzyczy:
- O, o, mamo wypożyczmy jakiś horror.
- (ja na to) Nie, synku. Mam ochotę na jakiś pogodny film na odtrutkę mojego niepogodnego życia.
- (on na to) No właśnie - horror jest świetny - zobaczysz jak innym jest niefajnie. No wiesz - są cięci piłą, brutalnie mordowani, znęcają się nad nimi psychole ...
W rzeczy samej - inni mają gorzej. Piły niby nie było ... tylko psychol był
1,421 2011-03-25 22:02:59
- (on na to) No właśnie - horror jest świetny - zobaczysz jak innym jest niefajnie. No wiesz - są cięci piłą, brutalnie mordowani, znęcają się nad nimi psychole ...
W rzeczy samej - inni mają gorzej.
Uśmiałam się czytając Mądry chłopak i empatyczny na dodatek.
1,422 2011-03-25 22:16:18
Ja również doceniam brak piły w moim dotychczasowym horrorze z psycholem. Obecność piły może przyspieszyłby decyzję o wyeliminowaniu z życia czynnika szkodliwego, ale mogłaby nadszarpnąć mój całokształt, do którego (chociaż nie idealny) jestem bardzo przywiązana. Dzisiaj psychol zwierzył się dziecku, że tęskni. No proszę, "dopiero" czwarty miesiąc jak nie znalazł chwili, żeby dzieci odwiedzić, a on już tęskni. Jakie to cieniutkie... Dziecko, nie wiedzieć czemu, nie odpisało nic, a z pewnością nie chciałoby - ja też.
1,423 2011-03-25 22:31:02
No proszę, "dopiero" czwarty miesiąc jak nie znalazł chwili, żeby dzieci odwiedzić, a on już tęskni.
Marynarka, jesteś doprawdy niesprawiedliwa dla swojego stęsknionego. Tatuś mojego syna tęskni już 5 rok - i ani razu przez te lata go nie odwiedził a kontakt na skypie urwał się już dobry rok temu.
My to mamy rękę do takich śmieci. Dziś to się już nawet generalnie zastanawiam, czy w ogóle którykolwiek mężczyzna jest czymś innym. Może ten pomysł z Seksmisji z pomyłką w eksperymencie profesora Kuppelweisera nie byłby dobrym pomysłem dla ludzkości. Na dzień dzisiejszy oni mogliby dla mnie jak te mamuty...
1,424 2011-03-25 22:43:12
Tak Tarantella, byłoby prościej. W końcu kobiety też potrafią zmieniać żarówki i przepychać zatkaną kanalizację. A reszta spraw byłaby znacznie prostsza.
Tęsknota okrutna musiała "tatusia" zeżreć skoro "aż" smsa do syna wysłał (do córek - jakoś zupełnie nic). Może tęskni wybiórczo? Chłopiec za chłopcem, dziewczynki się nie liczą? Jak patrzę na tę głupotę to mi się nóż w kieszeni otwiera. Po co ci były człowieku te dzieci? Żeby je unieszczęśliwiać całe życie? A one - niewdzięczne, nieczułe, szczęśliwe jak tatusia nie widzą i nie słyszą. Dlatego uważam, że dzieci są mądre i sprawiedliwe same z siebie. Mają intuicję i zdrową ocenę na kogo można liczyć, a kto jest... nikim???
1,425 2011-03-25 22:56:11 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2011-03-25 22:57:31)
Sa na swiecie fajni i madrzy faceci... i bardzo uczciwi, opiekunczy, odpowiedzialni i wrazliwi...
Nie pozwolcie jednemu dupkowi zniekszyalcic obrazu swiata.
Ja wiem, ze to latwiejsze do przelkniecia gdy powiemy, ze wszyscy sa dupkami.
Duzo trudniej przyznac, ze jest sporo porzadnych facetow a my sobie wybieralysmy popaprancow.
No wiec z clej populacji mezczyzn w wieku "rozplodowym" wybieralam sobie bardzo ulomne egzemplarze plci meskiej zeby ich naprawic (chyba?)
Nie zaliczylam pily... jeszcze
Ale, ze zaobserwowalam pewna eskalacje ulomnosci i popapranstwa wiec spodziewam sie, ze ten kolejny moj mezczyzna powinien miec pile do uzytku w spotkaniach erotyczno-mediacyjnych.
Swoja droga to ciekawostka statystyczna... he he Czy wiecej jest wolnych normalnych facetow czy tych, ktorzy sa pierwowzorem bohaterow horroru?
1,426 2011-03-25 23:02:15
Kobietki - tak się zastanawiam ( przejrzałam wątek ale nie znalazłam żadnego postu) czy zachowujecie się podobnie. Otóż mój problem polega na tym, że sama wkopuje się związki z niedojrzałymi mężczyznami. Nie wiem,mam chyba nadzieję, że on przy mnie w imię miłości dojrzeje, a potem mogę mieć pretensje do same siebie. Meżczyźni, którzy mi się podobają, muszą mieć jak ja to nazywam ,, bałagan w oczach".Pare razy poznałam fajnych , pożądnych, dojrzałych facetów ale od razu ich skreślam, ponieważ uważam, że są nudni. Oczywiście nawet nie mam szansz tego sprawdzić, ponieważ z góry zakładam,że nic z tego nie będzie.Jestem ciekawa Waszych opinii, czy ze mną jest cos nie tak, czy powinnam szukać jakieś pomocy u specjalisty?
1,427 2011-03-25 23:12:02
Zazdrość - a teraz przyszła mi taka myśl do głowy - dlaczego bohaterami wszystkich horrorów, które jestem sobie w stanie w tej chwili przpomnieć są mężczyźni?
Milczenie owiec
Koszmar z ulicy Wiązów
Lśnienie
Autostopowicz
... przypadek?
1,428 2011-03-25 23:18:24 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-25 23:19:01)
Nooooo, to, Kamyku, witamy Cię z rozpostartymi rękoma!
Piękne określenie - "bałagan w oczach". Dopowiem jeszcze - najpierw "bałagan w oczach" a potem totalna rozpierducha w sercu (Twoim, kochanie, Twoim).
Ja zawsze twierdziłam, że interesują mnie tylko tacy, którzy mają w sobie jakiś "tajemniczy rys". A moja przyjacióła zawsze na to odpowiada - "tacy przecież zawsze zostawiają ci po sobie rysy na mózgu, poszukaj takich nieporysowanych."
Tak, Kamyku, szukaj pomocy u specjalisty, w literaturze fachowej, na naszym forum i głównie W SOBIE.
1,429 2011-03-25 23:21:28
Oj Tarantella, Twoje myślenie jest wyraźnie ukierunkowane. A The ring, Egzorcysta i jeszcze parę innych? Nawet dzieci, nawet dziewczynki! Nie tylko faceci. Może Zazdrość ma rację? Może są też normalni faceci? Może... Ja nie znam.
1,430 2011-03-25 23:22:05
Mysle Kamyk, ze powinnas zapytac sie o to specjalisty
Zastanawiajace jest to, ze widzisz, iz Twoje wybory nie sa najlepsze..
Ja bym zapytala jakiegos dobrego psychologa.
Trzeba jednak byc ostroznym z psychologami... bo zdarzaja sie "trudne" przypadki .
Zdarzaja sie psycholodzy, ktorym wymsknelo sie: "Maz pania bije bo pani go prowokuje", "musi pani bardziej kontrolowac meza (w sprawie picia alkoholu)" a z calkiem prywatnego podworka psychologa, po pobiciu zony i zmasakrowaniu jej ucha "Zjechalas mi psychike k***"
Najpierw zrob wywiad wsrod znajomych zanim zapiszesz sie na wizyte.