Tarantella - brawo kochana!
1,301 2011-03-07 22:39:58
1,302 2011-03-08 15:04:09
Bardzo dziękuję Niekochana za materiały do czytania.
Pozdrawiam
1,303 2011-03-08 15:25:05
Bardzo dziękuję Niekochana za materiały do czytania.
Nie ma sprawy Owocnej lektury!
1,304 2011-03-10 10:36:53 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-10 11:15:48)
Drogie Siostry w Bólu,
Ot i wszystko. Dziś się wyprowadził.
Ale wiecie co? Zdarzyło się coś, co w jednej minucie wpuściło jasność do mojego umysłu i mojej duszy. Wczoraj wygłosił do mojego (nie naszego tylko mojego) 15-letniego syna mowę pogrzebową. W skrócie wyglądała ona tak: twoja matka była taka nieznośna naszego życia, że musiałem ją zdradzić. Ja chciałem jeszcze coś naprawiać, ale ona mnie wyrzuca z domu. Nic o uczuciach, nic o tym, co było w naszym życiu piękne, nic o tym, że przez ostatnie miesiące tyle było rozmów i coś oboje zrozumieliśmy i być może dzięki temu koszmarowi, który przeszliśmy mamy jeszcze szanse na wspólne życie (tym wszystkim mnie faszerował cały czas, od kiedy poprosiłam go o wyniesienie się). Nic z tych rzeczy - tylko obrzydliwa próba wybielenia siebie samego na koniec i zdezawuowanie mnie (trudne słowo) w oczach mojego dziecka. Tak na wszelki wypadek, gdybym już nie zechciała go przyjąć z powrotem, postanowił zapewnić sobie w oczach mojego dziecka wizerunek ofiary odchodzącej z godnością. I to moje biedne dziecko, całkowicie olane przez własnego ojca pięć lat temu, ten mój mały dorastający mężczyzna zaczął płakać, i powiedział, że mogłam być lepsza dla J., żeby nie musiał odchodzić (czytaj ? po raz kolejny spieprzyłaś nasze życie). I wtedy, w jednej chwili zobaczyłam J. takim, jakim był naprawdę i to, kim ja byłam dla niego. A byłam dla niego przez tych pięć lat tylko kolejną kobietą, na której postanowił po raz kolejny sprawdzić się, przetrenować swoje umiejętności krasomówcze, seksualne, pseudorodzinne. W pewnym momencie postanowił sprawdzić, czy jego urok, umiejętność uwodzenia, zwodzenia, snucia wielkich wizji WSPANIAŁEGO WSPÓLNEGO ŻYCIA ciągle działa na kolejne kobiety. Zadziałało, można iść dalej i sprawdzać się na kolejnych modelach. Tak, drogie siostry, ja i moje dziecko byliśmy tylko stacją benzynową. Zatankował i pojechał dalej. Nagle dotarło do mnie, że żyłam z kimś, kto nigdy nikomu nie chciał nic dać z siebie a wszystko, co robił a nosiło takie pozory miało służyć tylko podreperowaniu jego wybrakowanego ego.
I tak sobie o tym wszystkim dziś myślałam w te naszą ?ostatnią noc? i w pewnym momencie wskoczyła mi do głowy myśl (zgadnijcie, skąd ją znam) ?Nadejdzie czas, gdy uznasz, że wszystko skończone. I to będzie początek? ? i właśnie wtedy nadszedł. Wiem, że dalej będzie bardzo ciężko. Będą wszystkie etapy, przez które przechodzi każda z Was, będzie tęsknota za przytuleniem się do jego ciała w nocy, będzie czekanie nie wiadomo na co, będzie ciągłe uporczywe poranne robienie herbaty ?dla dwojga?, zamiast ?tylko dla siebie?, będzie ból, odrętwienie. Ale zdałam sobie sprawę, że cała ta żałoba będzie po człowieku, którego nigdy nie było w realu. On był tylko w mojej głowie ? wymyśliłam go sobie a ?ten tu? nigdy nim nie był. Ten tu nawet nie próbował odczytać moich pragnień a co dopiero je zrealizować. Mężczyźni, których same sobie wymyślamy na swoje potrzeby nigdy by nas nie zdradzili, pamiętaliby o naszych małych i większych świętach, kombinowaliby, co nas może uszczęśliwić, nie robiliby nam pretensji, że pytamy, o której będą w domu (bo ich ograniczamy), nigdy nie chcieliby podreperować swojego sumienia kosztem rany szarpanej na duszy naszego dziecka.
Dziś rano jeszcze chciał się przytulać, próbować rozmawiać o ewentualności powrotu i naprawie powypadkowej ? ale we mnie nie było już nic. Może dopiero jego okrucieństwo wobec mojego dziecka zadziałało na mnie silniej niż wszystkie razem jego okrucieństwa, które zaserwował mnie.
Ale muszę powiedzieć też coś jeszcze. I to odkrycie jest dla mnie bardzo ważne ? już wiem, dlaczego to my bardziej cierpimy po rozstaniach. Otóż nasza choroba powoduje, że wtapiamy się w życie partnera. Wypracowujemy w naszym codziennym życiu mnóstwo nawyków, ba!, RYTUAŁÓW z NIM związanych ? pamiętamy o JEGO czystej koszuli (bo on przecież lubi dobrze wyglądać), myślimy, co ON zjadłby na obiad (chociaż on to po prostu zjada i tyle), czekamy na jego powroty (chociaż jemu się wcale nie śpieszy), myślimy o urodzinach jego rodziców (o których on nie pamięta), pozostajemy w ciągłej gotowości bojowej do rozwiązywania jego problemów (i nawet nie oczekujemy na słowo ?poproszę? a potem ?dziękuję?), zastanawiamy się, jaka bielizna erotyczna JEGO kręci (mimo, że on nie zastanawia się, jak doprowadzić mnie do wielokrotnego orgazmu). I to wszystko to jest nasz balast rozstaniowy. I, wiecie co? Oni w sobie tego wszystkiego nie muszą kastrować. Dla nich nie zmienia się nic oprócz mebli i infrastruktury. To dla nas zmienia się całe nasze życie.
Z tą świadomością oto nastał dla mnie pierwszy dzień mojej miłości do siebie. Zdałam sobie wreszcie sprawę, że NIE MOŻNA SOBIE TEGO ROBIĆ i nie można tego robić swoim najbliższym. J. świadomie, znając swoje skłonności już dawno, oszukał moje dziecko (które pomyślało ?wreszcie mam tatę?), moją mamę (która pomyślała ?wreszcie moja córka będzie szczęśliwa?), mojego psa (który pomyślał ?wreszcie będę miał i panią i pana?) i to ja mu pozwoliłam na to okrucieństwo wobec nich wszystkich i wobec siebie.
Drogie Siostry. Teraz Wy jesteście moim stadem ? Wy, które wiecie albo zaczynacie rozumieć, że najważniejsze jest to, co MY kochamy, a nie to JAK ZASŁUŻYĆ SOBIE NA MIŁOŚĆ.
Strasznie tu ostatnio pusto, ale jestem z Wami i będę tu zaglądać, żeby czerpać energię ze starych i nowych postów, do swojego uleczenia. Wchodzę w mój kokon rozpaczy i przemian. Nie wiem, czy będę potrafiła się w trakcie transformacji uzewnętrzniać ale będę tu cały czas. Na okres rekonwalescencji wydrukowałam sobie całą literaturę, którą dostałam od Niekochanej. I tak najważniejsze w tym całym procesie było dla mnie czytanie naszego forum. To ono dało mi siłę i świadomość, że trzeba z tym chorym układem skończyć i umożliwiło mi zrobienie tego w sposób godny ? na moich warunkach. Postaram się odrobić lekcję kochającej za bardzo ? zero kontaktu i myślenie tylko o sobie i swoich najbliższych a nie o NIM. Nie będzie łatwo, bo na razie mam tylko ? rysunek techniczny ale nie mam jeszcze ani narzędzi ani budulca ale rysunek to zawsze już coś.
1,305 2011-03-10 10:56:50
Ale zdałam sobie sprawę, że cała ta żałoba będzie po człowieku, którego nigdy nie było w realu. On był tylko w mojej głowie ? wymyśliłam go sobie a ?ten tu? nigdy nim nie był. Nie dorastał mojej iluzji do pięt. Mężczyźni, których same sobie wymyślamy na swoje potrzeby nigdy by nas nie zdradzili, pamiętaliby o naszych małych i większych świętach, kombinowaliby, co nas może uszczęśliwić, nie robiliby nam pretensji, że pytamy, o której będą w domu (bo ich ograniczamy), nigdy nie chcieliby podreperować swojego sumienia kosztem rany szarpanej na duszy naszego dziecka.
Otóż nasza choroba powoduje, że wtapiamy się w życie partnera. Wypracowujemy w naszym codziennym życiu mnóstwo nawyków, ba!, RYTUAŁÓW z NIM związanych ? pamiętamy o JEGO czystej koszuli (bo on przecież lubi dobrze wyglądać), myślimy, co ON zjadłby na obiad (chociaż on to po prostu zjada i tyle), czekamy na jego powroty (chociaż jemu się wcale nie śpieszy), myślimy o urodzinach jego rodziców (o których on nie pamięta), pozostajemy w ciągłej gotowości bojowej do rozwiązywania jego problemów (i nawet nie oczekujemy na słowo ?poproszę? a potem ?dziękuję?), zastanawiamy się, jaka bielizna erotyczna JEGO kręci (mimo, że on nie zastanawia się, jak doprowadzić mnie do wielokrotnego orgazmu). I to wszystko to jest nasz balast rozstaniowy. I, wiecie co? Oni w sobie tego wszystkiego nie muszą kastrować. Dla nich nie zmienia się nic oprócz mebli i infrastruktury. To dla nas zmienia się całe nasze życie.
Zgadzam sie z tym, choc przykro jest mi, ze to prawda! Zupelna prawda! Tak bardzo skupiamy sie by byc idealne dla nich, a przeciez oni w ogole nie starali sie byc idealni dla nas...
Dlatego trzeba myslec po mesku i myslec tylko o sobie, ja nie widze innego wyjscia. Oddalam cale serce, ktore zostalo podeptane w imie niczego.
Jestes bardzo pozytywnie nastwiona, abys mimo etapow rozstania wytrwala w tym pozytywnym mysleniu!
. Na okres rekonwalescencji wydrukowałam sobie całą literaturę, którą dostałam od Niekochanej.
Dobry duch tego forum
1,306 2011-03-10 13:44:59
Tarantella, jak ja sobie przypomnę, ile ja rzeczy robiłam za M., to szlag mnie trafia. No jak można być taką IDIOTKĄ???
Od takich prozaicznych, codziennych czynności po ukrywanie i tłumaczenie jego gaf, braku empatii i kultury, nie dbania o innych.
Teraz ma kurację wstrząsową - musi sobie radzić z tym całym swoim gównem sam.
Zauważył, że jedzenie kosztuje (to tam znikały nasze pieniądze, a nie na moich przyjemnościach), zakupy same się nie robią (nie ma kawy? skończył się cukier? nie ma czystych gaci i skarpetek?) a doba nagle zrobiła się krótka
Nie kupisz - nie jesz, nie pijesz. Nie zachowujesz się odpowiednio - zostajesz sam. Będziesz robił wszystko, na co masz ochotę, nikt nie będzie Cie ograniczał - przecież tak tej wolności potrzebowałeś. No to masz - aż do porzygania.
1,307 2011-03-10 14:03:23
dołączam sie.u mnie problemem jest również DDA. Zawsze starałam sie zadowolić tatę by był ze mnie dumny by okazywał miłość.starałam sie być jak najlepszą we wszystkim a tata tego nie zauważał.był obojętny zimny.nieprzystępny.o dziwo taki sam jak mój były facet.
1,308 2011-03-10 14:16:53
był obojętny zimny.nieprzystępny.o dziwo taki sam jak mój były facet.
Apolonio - jestem zdziwiona, że Ty jesteś zdziwiona Przecież to standardowy wybór DDA. Na postawie tego wnioskuję, że w sprawie "rozliczenia się" z przeszłością i zawalczenia o siebie jesteś na początku drogi.
Jesli chcesz poczytać dobrą literature w temacie - napisz na mojego maila. Wyślę w wolnej chwili.
1,309 2011-03-10 14:20:20 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-10 14:21:48)
Witaj, Apolonia.
Dobrze, że zdałaś sobie z tego sprawę. Trudno jest zdać sobie sprawę z pewnych mechanizmów ale najtrudniejsze jest poszukiwanie narzędzi do walki z tą cholerą. Zapewniam Cię, że sporo ich znajdziesz na tym forum. Czytaj i niech Twój umysł dojrzewa do pewnych głęboko zakopanych stanów świadomości.
Niekochana,
Wszystko jasne tylko, k**a, szkoda, że tak się trzeba przemęczyć na tym detoksie. Niby już wszystko jasne, niby takeśmy mundre, niby oczytane w mundrych ksiązkach a swoje trzeba odchorować, żeby się (jak mawia babcia mojej koleżanki) po tym wszystkim odpęchrać. Piękne słowo - oznacza odchorowanie, rekonwalescencję i stanięcie na nogi jednocześnie. Cały proces w jednym przaśnym słowie - ODPĘCHRAĆ.
1,310 2011-03-10 14:28:20
apolonia napisał/a:był obojętny zimny.nieprzystępny.o dziwo taki sam jak mój były facet.
Apolonio - jestem zdziwiona, że Ty jesteś zdziwiona
Przecież to standardowy wybór DDA.
no właśnie nie wiem jak to jest z tymi wyborami...
ja jednego miałam takiego zdystansowanego a tak to raczej uczuciowych
1,311 2011-03-10 14:38:27
niekochana72 napisał/a:apolonia napisał/a:był obojętny zimny.nieprzystępny.o dziwo taki sam jak mój były facet.
Apolonio - jestem zdziwiona, że Ty jesteś zdziwiona
Przecież to standardowy wybór DDA.
no właśnie nie wiem jak to jest z tymi wyborami...
ja jednego miałam takiego zdystansowanego a tak to raczej uczuciowych
Poczytaj - znajdziesz wiele ciekawych i zaskakujących odpowiedzi
1,312 2011-03-10 14:43:31
no właśnie nie chce mi sie...
to raczej zawsze ja byłam chłodna i zdystansowana...
musiałby ktoś patrzący z boku powiedzieć jak mnie postrzega...
zazwyczaj jest tak ze to co my wiemy o sobie nie zawsze pokrywa się z obrazem zewnętrznym...
1,313 2011-03-10 14:48:42
Niekochana,
Wszystko jasne tylko, k**a, szkoda, że tak się trzeba przemęczyć na tym detoksie. Niby już wszystko jasne, niby takeśmy mundre, niby oczytane w mundrych ksiązkach a swoje trzeba odchorować, żeby się (jak mawia babcia mojej koleżanki) po tym wszystkim odpęchrać. Piękne słowo - oznacza odchorowanie, rekonwalescencję i stanięcie na nogi jednocześnie. Cały proces w jednym przaśnym słowie - ODPĘCHRAĆ.
Odpowiem "lecąc" moją działką zawodową.
Żeby nabyć odporności - musimy być narażeni na dość długo kontakt z czynnikiem szkodliwym. Można nabyć odporność bez objawów choroby (np szczepienie) - to te sztuki, które szybko diagnozuja problem i uciekają tak szybko o d niego, że tylko sie kurzy Ale takich jest mniej, niestety.
Można też nabyć odporność przez przechorowanie -i tu różne postaci ciężkości schorzenia się trafiają - można nawet zaliczyć zgon. Ale jeśli poradzisz sobie z choróbskiem - masz często odporność na resztę życia.
Tak więc nie ma zmiłuj - musi boleć, żeby ZAPAMIĘTAĆ. Zapamiętać, by rozpoznawać i unikać w przyszłości.
No i taki mi się zgrabny analogicznie wniosek wykluł: choroby wieku dziecięcego bardzo ciężko przechodzą dorośli - czyli problem DDA.
1,314 2011-03-10 14:50:54
no właśnie nie chce mi sie...
jak to mówił pan psycholog? wyparcie?
to raczej zawsze ja byłam chłodna i zdystansowana...
a to tez prawda, bardzo dobrze opisana w wielu pozycjach o DDA
1,315 2011-03-10 15:00:48
nie wiem czy wyparcie, jak mi sie chce to czytam a jak nie to nie
1,316 2011-03-11 17:34:28
Droga Tarantello,
na forum jestem od bardzo niedawna, a z problemem od 15 lat.
Czytam Twoje posty i być może dzięki nim zdobędę się na decyzję, którą także Ty podjęłaś.
Pozdrawiam Ciebie i Wszystkie Panie!
1,317 2011-03-11 21:06:58
Tunia, jeśli żyjesz w takim koszmarze, w jakim ja przeżyłam ostatnie miesiące to nie czekaj ani dnia dłużej. Nie czekaj na odkrywanie kolejnych kłamstw, kolejnych zdrad, kolejnych rujnujących Cię minut, kiedy odkrywasz przerażającą prawdę. Nie wiem, jaka jest Twoja sytuacja, ale ja w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że mogę dalej kombinować i na siłę majdrować w swoim mózgu udowadniając mu, że może życie jest bardziej skomplikowane a uczucia ludzkie bardziej złożone niż mi się do tej pory wydawało. Wtedy wystarczy już tylko odpowiedzieć sobie na jedno proste pytanie "czy zostały przekroczone moralne granice, które w normalnym wg. MNIE związku są dopuszczalne?". Odpowiedź brzmiała TAK.
1,318 2011-03-11 22:44:43
Dziękuję Ci za odpowiedź!
Mam 33 lata i od 15 lat jestem w związku, który wyssał ze mnie wszelkie siły życiowe. Pozwoliłam aby mój "partner" przekroczył wszelkie granice jakie mężczyzna może przekroczyć w relacji z kobietą, a najgorsze jest to, że ja nawet nie potrafię go znienawidzić, jak każdy normalny człowiek posiadający jakikolwiek instynkt samozachowawczy.
Udało mi się znienawidzić siebie!
Problem mam oczywiście zdiagnozowany, kilka książek na ten temat przeczytanych. I co z tego, gdy przy każdej próbie rozstania przeżywam po raz kolejny piekło w duszy, a nad ciałem tracę kontrolę.
Dziękuję, że jesteście. Może uda mi się w końcu zamienić słowa w czyny i na zawsze uwolnić się od tej trucizny, tylko jak przeżyć i wypłukać toksyny o bardzo silnym stężeniu nagromadzone przez tyle lat.
1,319 2011-03-12 00:57:33 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-12 00:59:22)
Dziewczyny,
Ja swoje przeszłam i postanowiłam, że moje męki nie pójdą na darmo.
Napisałam poradnik-bezradnik dla kobiet, które wpadły w łapy nie poprostu facetów, którzy zboczyli z trasy, a nałogowych "przestępców emocjonalnych", którzy żerują na kobietach takich jak my - głodnych uczucia i chętnie oddających się w te ich łapska.
Zapraszam do uzupełniania mojego pseudonaukowego wywodziku, jeśli macie jakieś własne doświadczenia w tym zakresie.
Trochę tego dużo ale może przyczyni się do otwarcia kilku par oczu.
****
Każdy POJEDYNCZY z poniższych elementów sam w sobie nie świadczy o niczym, ale jeśli na dużą część z nich twoja odpowiedź brzmi TAK ? możesz zacząć się zastanawiać, czy nie żyjesz z jednostką psychotyczną, której celem jest psychiczne zniszczenie cię.
OCZYWIŚCIE nie każdy zerwany z łańcucha mąż, który zdradził żonę na integracji po pijaku, ani nie każdy facet, któremu zdarzyło się skłamać, ani też nie każdy oschły w obejściu mężczyzna jest socjopatą.
Zapamiętaj ? socjopata działa słowem. Słowem uwodzi, potem manipuluje i słowem cię niszczy. Jest wygadany, czarujący, elektryzujący, przekonujący. Jest ponadprzeciętnie inteligentnym erudytą łatwo wzbudzającym zaufanie. Wie, czego oczekujesz i w początkowym okresie ci to daje, żeby potem cię z tego powoli okradać powodując twoją dezorientację, frustrację i cierpienie, którym się karmi. Kłamstwo jest dla niego jak dla ciebie oddychanie ? robi to tak naturalnie, że możesz nie zorientować się całymi latami, że żyjesz na JEDNYM WIELKIM KŁAMSTWIE. Oni nie wiedzą, co to wyrzuty sumienia (chociaż płaczą rzewnymi łzami, jak kolejne kłamstwa się wydają), nie wiedzą co to uczucia (chociaż pięknie o nich mówią), nie wiedzą, co to bliskość i czułość (chociaż się nimi karmią dostając je od ciebie). Jesteś tylko jego stacją benzynową. Zatankuje się twoim oddaniem, ofiarnością, zaangażowaniem i pojedzie dalej. Nawet nie zapamięta lokalizacji ani nazwy stacji.
Wiem, o czym mówię ? zgromadziłam spory bagaż życiowy z jednym takim oraz zapoznałam się ze dużym materiałem naukowym.
Nie wszystko da się wyjaśnić:
- kryzysem wieku średniego
- pechem
- dziwnymi zbiegami okoliczności
- twoimi (rzekomymi) zaburzeniami psychicznymi
- jego ułańską fantazją i temperamentem
Jeśli jednak jesteś w stanie sobie nadal to wszystko wytłumaczyć i nadal go oczyszczać pozostając ślepą i głuchą ? jesteś kobietą kochającą za bardzo a on wyssie cię psychicznie i wypluje.
Kwestią podstawową w stwierdzeniu, czy jesteś w niebezpieczeństwie jest częstotliwość i powtarzalność pojawiania się poniższych elementów a narzędziem twoja spostrzegawczość, umiejętność logicznego myślenia, kojarzenia faktów i ? twoja intuicja.
1. Jeśli w otoczeniu twojego partnera, wg jego słów, roi się od osób psychicznie chorych i niezrównoważonych (byłe partnerki, pracodawcy, rodzice a nawet jego własne dzieci) ?
2. Jeśli co raz częściej ty sama jesteś oskarżana przez swojego partnera o popadanie w paranoję (rzekomo to co widziałaś lub słyszałaś jest nieprawdą, dziwnym trafem nie pamiętasz, ?że przecież sama to mówiłaś ...? albo że on ?tego nigdy nie mówił?)
3. Jeśli często odnosisz nieodparte wrażenia, że uczucia prezentowane przez twojego partnera są sztuczne (dramatyczny płacz na zawołanie, sztuczny śmiech, fałszywa mowa ciała) ?
4. Jeśli coraz częściej zdajesz sobie sprawę z tego, że słowne deklaracje twojego partnera zadziwiająco rozjeżdżają się z jego postępowaniem ?
5. Jeśli twój partner zadziwiająco szybko znajduje ?logiczną? odpowiedź na zastanawiające cię fakty (znalazłaś w jego portfelu fakturę z podwarszawskiego hotelu za dwuosobowy pokój, chociaż rzekomo wczoraj był w służbowej delegacji w Krakowie, natychmiastowa odpowiedź ? Kazik poprosił mnie, żebym oddał tę fakturę do księgowości) ?
6. Jeśli po głębszym zastanowieniu stwierdzasz, że twój partner od bardzo dawna nie dał ci żadnego dowodu uczucia, uważności wobec twojej osoby, zainteresowania twoimi sprawami, nie dostajesz nic w sensie materialnym [upominki] ani mentalnym [pochwały, czułość] ?
7. Jeśli zaczniesz kojarzyć, że związek z twoim partnerem opiera się w zdecydowanej mierze na jego kwiecistych deklaracjach słownych i nic z tego nie doczekuje realizacji (np. planuje wspaniałe wyjazdy, ale nigdy ich nie organizuje) ?
8. Jeśli zauważasz, że twój partner wykazuje skrajną nieodpowiedzialność w tych drobniejszych i w tych zasadniczych kwestiach życiowych (nie można powierzyć prowadzenia rachunku bankowego, bo za pół roku okaże się, że żadne świadczenia nie zostały opłacone albo odebrania dziecka z przedszkola, bo zawsze znajduje się jakaś ?bardzo obiektywna? przeszkoda) ?
9. Jeśli odkrywasz, że poprzednie związki twojego partnera kończyły się jego zdradą (sam ci o tym nie powiedział, dowiadujesz się tego od waszego otoczenia) ?
10. Jeśli stwierdzasz, że kolejne zatrudnienia twojego partnera seryjnie kończyły się wyrzucaniem go z pracy, bankructwem jego firmy, zatargami z pracodawcami ?
11. Jeśli odkrywasz, że twój partner ma w swojej przeszłości jakieś zasądzające jego winę sprawy sądowe i postępowania komornicze, które wychodzą jak trupy z szafy ?
12. Jeśli co raz częściej odczuwasz, że jesteś manipulowana ?
13. Jeśli zauważasz u swojego partnera niezdrową potrzebę do podejmowania ryzyka, nieprzemyślanych i impulsywnych decyzji (ryzykowne inwestycje, chora nagła potrzeba jazdy bez trzymanki 250 km/h, bójki po alkoholu) ?
14. Jeśli twój partner miewa rzuty uzależnień ? napadowe picie (chociaż nie postrzegasz go jako alkoholika), nagłe branie wolnego w pracy, żeby całą dobę spędzić przy grze komputerowej, od której od dawna podejrzewasz, że jest uzależniony ?
15. Jeśli zauważasz, że znajomi i rodzina twojego partnera ma ZUPEŁNIE odmienne zdanie na temat jego przeszłości niż on sam (ON - odszedłem od żony, bo była niezrównoważona psychicznie i nie dało się z nią żyć, chociaż próbowałem i musiałem sam wychowywać dzieci, ONI ? żona musiała leczyć się z nerwicy po jego zdradach i kłamstwach a dzieci oddał dziadkom i dalej łajdaczył się z kolejnymi kobietami) ?
16. Jeśli zauważasz, że przeszłość twojego partnera stanowi pasmo nieszczęść powodowanych przez jego destrukcyjne zachowania (ciągłe odchodzenie od kolejnych kobiet ?w samych skarpetkach?, jego imperatyw ?ciągłego zaczynania wszystkiego od nowa?, autosabotaż kolejnych własnych przedsięwzięć zarzucanych przez niego z niewiadomych przyczyn) ?
17. Jeśli w twoim związku z partnerem często przejawia się motyw ?grubej kreski? symbolizującej ciągłe zaczynanie waszych stosunków od początku rzekomo w celu ich odrodzenia i naprawy ?
18. Jeśli twój partner przy próbie wykazania mu kłamstwa lub nawet błędu popada w agresję i wmawia ci, że to ty masz problemy ze sobą ?
19. Jeśli w miarę trwania twojego związku z partnerem odkrywasz, że ten charyzmatyczny człowiek z tysiącem pomysłów na wasze życie nagle staje się jedynie biorcą twoich zabiegów/adoracji/zaangażowania, absolutnie nic od siebie nie wnosząc w budowanie waszych relacji ?
20. Jeśli zauważasz, że stosunek twojego partnera do ciebie w towarzystwie innych osób jest zupełnie inny niż kiedy jesteście sami ?
21. Jeśli na poziomie intuicyjnym odczuwasz, że tłumaczenia kolejnych nieścisłości i podejrzanych sytuacji są ?śmierdzące? i narastanie tego stanu rzeczy wyniszcza cię psychicznie ?
22. Jeśli czujesz się nadmiernie często sprowokowana do podejrzeń, choć nigdy wcześniej nie byłaś osobą podejrzliwą ?
23. Jeśli zauważasz, że głoszone publicznie przez twojego partnera zasady mają się nijak do jego postępowania w życiu (wygłasza na rodzinnym przyjęciu tyrady o uczciwości, po czym namawia własne dziecko do okłamania mamy, że to ono zbiło szklankę a nie tatuś) ?
24. Jeśli twój partner nie ma żadnych przyjaciół z młodości, bliskich kolegów w pracy, nie utrzymuje ciepłych kontaktów z rodziną ?
25. Jeśli zdarza ci się zauważyć, że twój partner nie ma skrupułów wobec innych ludzi i znajduje do tego ?ładne? wytłumaczenie (kabluje na swojego kierownika jego przełożonemu, żeby zdobyć wyższe stanowisko, ?bo kierownik był tak niekompetentny, że firma na tym traciła?)?
26. Jeśli twój partner bez istotnej przyczyny popada w nagłe acz krótkotrwałe stany euforyczne lub depresyjne ?
27. Jeśli twój partner często przejawia potrzebę stymulacji ciągle nowymi i przeważnie niezdrowymi bodźcami pod pozorem chęci doświadczania nowych aspektów życia ?
28. Jeśli twój partner po jakimś czasie waszego związku zaczyna sygnalizować, że musi mieć więcej swobody, ?bo tak naprawdę jest na siłę udomowionym samotnym wilkiem? ?
29. Jeśli zauważasz, że twój partner manipuluje ludźmi w celu uzyskania korzyści (jest dobrym synem dla rodziców tylko wtedy, kiedy chce od nich pożyczyć pieniądze) ?
30. Jeśli ktoś ze znajomych lub rodziny sugerował ci, że twój związek z partnerem nie jest zdrowy a ty byłaś na to głucha ?
1,320 2011-03-12 14:27:43
No niestety - większość tych punktów mogę odhaczyć na "TAK". I żeby było jasne - jeszcze przed manifestacją choroby M.
Kupiłam właśnie "Sposób na kłamcę" i płakać mi się chce ze złości, jak dochodzi do mnie z jaką perfidią byłam okłamywana. Teraz, na spokojnie, z perspektywy czasu widzę, że większość życia mojego jeszczemęża upłynęła na oszukiwaniu wszystkich dokoła. Ciekawa jestem, czy innym też pospadają klapki z oczek? Czy dotrze do niech smutna prawda, że ta "dusza towarzystwa" napawała się manipulacją wywieraną na nich wszystkich? Smutne jest to, że dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo on ich wszystkich nie lubi. Oczywiście nie okazuje tego wprost, ale te komentarze do innych na ich temat, to wyśmiewanie ich wad. A gdy ja z nim kłóciłam się o takie zachowania - byłam cyt "nieszczera".
Tarantello - bardzo dziękuję Ci za te punkty. Będę je jeszcze pewnie wiele razy analizować.
Mówiłam, że to początek pięknej znajomości - jestem zaszczycona mogąc przebywać w tak doborowym towarzystwie. Już czuję, ile zaczerpnę z Twojego pobytu na tym forum. Dziękuję.
1,321 2011-03-12 16:31:52
Droga Niekochana,
Długo do tego szłam i grzebałam w internecie i kawałek po kawałku doszłam do kilku pojęć, które mnie przeraziły.
Początkowo starałm się wypierać hasła takie jak:
- Borderline Personality Disorder (popularnie: borderlinerzy/ludzie żyjący na krawędzi i gotowi zrobić wszystko, żeby siebie i najbliższych nad tę krawędź zaprowadzić i lubią ten manewr powtarzać przez całe życie, w kolejnych związkach, to ich albo kręci albo niweluje ich lęki),
- antyspołeczne zaburzenia osobowości (nieliczenie się z niczyimi uczuciami, z żadnymi normami społecznymi, byle tylko zarobić "haj", dowartościować się po raz kolejny),
- socjopatia,
- psychofag.
Mówiłam sobie: nie, możliwe, mój J. nie jest jednostką chorobową, on się tylko trochę pogubił, miał niefarta, ja mu w tym pomogę. Zupełnie jednak odrzucałam logikę - skoro TO się u niego powtarza, nawraca, skoro kłamstwo gęstnieje z roku na rok to kto jest chory ja czy on?
Pierwsza wątpliwość przyszła na mojej terapii. Usłyszałam - pani, owszem jest DDA, ale ma pani wszelkie objawy osoby AKTUALNIE współuzależnionej. Proszę się zastanowić, czy w pani otoczeniu nie ma kogoś uzależnionego od jakiejś formy nałogu, kto panią doprowadza do takich stanów. Wtedy włączyła się czerwona lampka - nie byłam TAKA zanim nie poznałam J.
Dalej poszło szybko - skojarzyłam wszystkie nałogowe i jakby niezależne od jego woli zachowania destrukcyjne, wszystkie kłamstwa, zdrady, jego przeszłość, słowa jego byłej żony i dzieci, to co mówił o swoich kolejnych kobietach, niespójności między tym co mi mówił z tym a co w rzeczywistości widziałam ja i jego otoczenie.
Pierwsza reakcja po dopasowaniu wszystkich elementów - horror, żyłam przez prawie pięć lat z kimś tak skrzywionym. Po dłuższej chwili jednak nauczyłam się rozróżniać, kiedy w literaturze naukowej mowa szła o socjopacie a kiedy o psychopacie. Nie zmienia to faktu, że żyłam przez te lata z człowiekiem, którego TOTALNIE nie znałam, który robił ze mną co chciał. Żyłam z kimś, kogo on grał, bo ta rola najlepiej umnie chwyciła. Prześwietlił mnie swoim bystrym umysłem, dopasował scenariusz i grał.
I nie chodziło tu o wyłudzenie pieniędzy (w tym względzie akurat zawsze był fair:), tu chodziło u wyłudzeni uczuć (najpierw tych dobrych a potem tych złych), nakarmienie się nimi i wyplucie mnie po konsumpcji.
Straszne jednak jest nie to, że żyłam z tym człowiekiem ale to, że tak długo wypierałam i wybielałam oczywiste oczywistości. Ja - filolog i tłumacz (znając magię słowa powinnam się zorientować, że całe moje życie z nim jest grą słów i niczym więcej) , ja - bystry obserwator, ja - umysł analityczny ... i dupa.
A wiesz, co jest nawiększym horrorem, że ja nadal za nim tęsknię ... I to jest dopiero jednostka chorobowa po byku.
1,322 2011-03-12 16:49:51
Wkleję to część posta, którego napisałam w innym wątku - bo natchnęły mnie do tego Twoje punkty i jak widze wiąże się z Tym, co napisałaś powyżej.
Ja podobnie jak Ty - miałam wrażenie że tworzę "byty równoległe". Zawodowo, intelektualnie, na gruncie towarzyskim, w kontaktach z przyjaciółmi - SILNA kobieta, pewna swojej wartości i swoich wyborów. A w relacji z jeszczemęzem - brak konsekwencji i to co najbardziej mnie teraz wkurza na samą siebie - ta pieprzona potrzeba usprawiedliwiania jego zachowań, słów, jego (teraz już wiem) potrzeby ranienia innych w imię polepszania własnego samopoczucia.
Kochana, ja już wiem coś, co nie jest przyjemne. I nie byłam dumna z tego, gdy to do mnie dotarło. Ale dzięki niektórym kobietom na tym forum i przeczytanym książkom zrozumiałam, że jak się do tego nie przyznam, to nie będzie lepiej. Tak więc przyznałam się do tego przed sobą, pisałam to już tu na forum i teraz często mówię to kobietom, które (jak widzę) często mają ten sam problem. Nie z potrzeby oceniania ich (przecież ja byłam taka sama), tylko po to, żeby oddać to, co sama dostałam - SAMOŚWIADOMOŚĆ.
Tak więc:
Uważam, że ja osobiście tak długo tolerowałam zachowania jeszcze męża wobec innych i siebie samej, gdyż nie chciałam sobie samej odpowiedzieć na pytanie, które wciąż wciskało mi się uparcie jako "do rozpatrzenia". Wolałam udawać, że nie ma problemu niż odpowiedzieć na to pytanie.
A to pytanie brzmiało "Jakim jestem człowiekiem, skoro wybrałam na partnera kogoś, kto tak się zachowuje? Co to świadczy o mnie jako o człowieku? Kim jestem, jeśli mając już świadomość jego zachowań nadal tkwię w tym chorym związku"
Ja już sobie odpowiedziałam na te pytania. A Wy?
Ja już nie tęsknię, ale u mnie upłynęło już dużo czasu. W kontekście tego 'związku" jestem zlodowaciałą s**ą, która z każdym dniem widzi i rozumie coraz więcej. I choć to boli - jednocześnie jest mi coraz łatwiej, gdyż mam pewność, że podjęłam słuszną decyzję.
Ty, kochana jesteś na początku drogi - miotają Tobą sprzeczne uczucia. Ale w odróżnieniu ode mnie - masz już na tym etapie większą SAMOŚWIADOMOŚĆ. Ja dochodziłam do tego znacznie dłużej - myślę, że choroba jeszczemęża utrudniała mi takie "na zimno" ocenienie sytuacji.
Tak więc - będzie lepiej, kochana. Ale wcześniej będzie trudno i czasami pojawią się wątpliwości - wtedy warto podzielić się nimi. Osoby z boku patrzące i jednocześnie obeznane z tematem - zaraz wytkną nielogiczne i po prostu głupie "wnioski". Ja wielokrotnie skorzystałam
1,323 2011-03-12 17:33:38
Tarantella, trzy słowa: DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚ.
Twoja lista to kliniczny obraz mojego przyszłego byłego męża. Z drobnymi uściśleniami sytuacji ( nie Kazik, a Witek np.), ale to drobiazgi. Tak żyłam przez wiele lat, wiele lat dochodziłam do punktu, w którym (szczęśliwie) jestem dzisiaj.
A on trwa w przekonaniu o swojej racji, o mojej głupocie i cynizmie. On czuje się wykorzystany i porzucony. Nawet fakty nie przekonają go, że jest inaczej. Interpretacja rzeczywistości jest u niego elastyczna jak plastelina. Zawsze udowodni swoją krzywdę. Nigdy nie pamięta przyczyn, a skutki są zawsze niezawinione przez niego.
Dzięki, że przypomniałaś mi jak to było. Wzmocniło się moje przekonanie o dobrej decyzji. Dziękuję.
1,324 2011-03-12 18:10:57 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-12 18:11:50)
Droga Marynarko,
A to jest kolejny punkt programu, który mnie jeszcze czeka - obwinianie, robienie ze mnie psychicznej (jak wszystkich poprzednich partnerek), robienie ze mnie drapieżcy, który wyrzucił go naszego wspólnego domu mimo jego usilnych prób ratowania tego związku. Tego właśnie już miałam próbkę w jego tyradzie pożegnalnej do mojego dziecka - mamusia była koszmarna, prosiłem ją, żeby się zmieniła, ale ona nie chciała więc zostałem zmuszony do zdrady. Potem próbowałem z mamusią coś jeszcze naprawiać ale ona nadal jest emocjonalnym betonem.
I taką wersję dostanie każdy, kto zapyta o okoliczności sprawy. I to właśnie jest kolejny symptom tej choroby - wyparcie. ONI SAMI W TO WIERZĄ. Oni wierzą, że są ofiarami rodziców, kobiet, własnych dzieci, pracodawców, urzędników, kataklizmów. I tak wiarygodnie potrafią to sprzedać (kłamstwo+erudycja+intelekt), że nikt nie ma wątpliwości, że oni w rzeczy samej są ofiarami. Oni mają jakiś magiczny wyłącznik logicznego myślenia u innych.
A tak na marginesie, Marynarka, mój też ma blond piękność (jak dla mnie brzydactwo), która już mu uwierzyła w jego życiowego pecha ale już stoi w gotowości bojowej do ratowania go, bo ... sama jest DDA. Oni wiedzą z jakiego pudełka laleczki wybierać
1,325 2011-03-12 18:24:22
A tak na marginesie, Marynarka, mój też ma blond piękność (jak dla mnie brzydactwo), która już mu uwierzyła w jego życiowego pecha ale już stoi w gotowości bojowej do ratowania go, bo ... sama jest DDA. Oni wiedzą z jakiego pudełka laleczki wybierać
Ej, to niesprawiedliwe Mój jeszczemąż nie ma oficjalnie żadnej
A tak bym chciała. Poważnie - bez cienia ironii. Ale on uważa, że żadna kobieta nie zasługuje na przebywanie z nim (tak myślę). Ja jestem wyjątkiem, gdyż jak sam twierdzi "kocha mnie jako matkę naszego dziecka".
Odnośnie rozpowszechniania "własnej wersji wydarzeń" - mój jeszczemąż już rozpowszechnia. Ale choroba nie pozwala mu przestać, więc jak się rozkręci - daje po całości. I tu już prawie każdy potrafi ocenić. No oprócz mamusi - oczywiście.
P.S. Dopadła mnie chyba alergia Wiosna nadeszła
1,326 2011-03-12 18:27:59
Ja już nie tęsknię, ale u mnie upłynęło już dużo czasu. W kontekście tego 'związku" jestem zlodowaciałą s**ą, która z każdym dniem widzi i rozumie coraz więcej.
Niekochana, też w sobie zauważam proces sk***wienia. Mój były mąż (ojciec mojego dziecka) dał mi taki wycisk, że jak już się zdecydowałam na kolejny związek (z tym oto właśnie psychofagiem), to miało to już być dożywotnio. Ja naprawdę sporo czekałam zanim zdecydowałam się na wejście w kolejny układ. A teraz TAKA straszna porażka. Szkoda mi tych lat, szkoda mi mojej miłości, szkoda mi mojego dziecka. A wszystko przez moją wiarę w to, że jeszcze jest szansa na normalne życie. Dziś już tej szansy nie dostrzegam. Idę po ulicy, patrzę na mężczyzn i w każdym z nich dostrzegam potencjalnego oprawcę gotowego mnie wyssać i wypluć.
Był kiedyś taki film fabularny "Kształtowanie agresji u psów i kobiet". Treści nie pamiętam ale tytuł drąży mi umysł.
Strasznie tęsknię za tym wirtualnym J., którego on sam mi stworzył.
Na początku naszego związku wyniósł mnie na tak wysoki pidestał, żeby potem tak strasznie systemowo i systematycznie poniżać ... a ja ciągle pamiętam tamtego "pierwszego" J. i nasze pierwsze, najpiękniejsze w moim życiu spotkanie.
Kurczę, siedzi 45-letnia kobieta przy klawiaturze i płacze nad własną głupotą i utraconymi złudzeniami i marzeniami. Muszę się ogarnąć, bo zaraz wraca syn.
Całuję Was i dziękuję, że jesteście. Sama bym tego nie wytrzymała.
1,327 2011-03-12 18:31:09
A tak w ogóle to chyba założę odrębny wątek dla ofiar psychofagów. Niech dziewczyny czytają i się bronią póki czas.
1,328 2011-03-12 18:32:57
Tarantella, wow, naprawdę radykalne. Myślę, że podjęłaś słuszną decyzję. I trzymam za Ciebie kciuki.
Wcale nie radkalnie...to normalnosc
1,329 2011-03-12 18:37:59
A tak w ogóle to chyba założę odrębny wątek dla ofiar psychofagów. Niech dziewczyny czytają i się bronią póki czas.
Załóż i podaj linka.
1,330 2011-03-12 18:41:39
Widzę, że to pewien scenariusz powielany przez "extrafacetów", z którymi przydarzyło nam się spędzić jakiś czas. Superblondi mojego prawieexa już pożegnała swoje szczęście. Szybko poszło. Teraz on jest obrażony na mnie, że mu się cudowny związek posypał. Ale ja, za diabła, nie wiem co mam z tym wspólnego.
Tak samo jak nie wiem dlaczego jest nieszczęśliwy, że się do niej wyprowadził. Odnoszę wrażenie, że mu kazałam. A on, potulny, posłuchał. Tylko, że tak nie było. On chciał się do niej wynieść i zrobił to. Na moje szczęście, ale to już inna bajka.
Spokojnie wytrwałabym do rozwodu omijając go dalej szerokim łukiem, jak czyniłam przez ostatnich kilka lat. On nie dał rady. I zwiał. A teraz płacze, że się musi tułać, a ja bezprawnie zawłaszczam jego dorobek.
A ja po prostu mieszkam w naszym domu, który na razie jest, niestety, "niesprzedawalny". Oczywiście złośliwie robię wszystko żeby go nie sprzedać, bo bawi mnie utrzymywanie i sprzątanie tego metrażu. Samo życie... Życie z dupkiem. Ale już niedługo.
Gdyby wiedział jaki dzisiaj był cudowny dzień, jak miło go spędziłam, jak bardzo jestem szczęśliwa, wściekłby się. Bo ja nie mam prawa być zadowolona. Mam obowiązek być sfrustrowana. A guzik! Właśnie jestem szczęśliwa, zadowolona i cholernie wyluzowana. Czuję się świetnie i mam zamiar ten stan pielęgnować i utrzymywać do uśmiechniętej śmierci. A on nie ma już żadnych narzędzi, żeby to zepsuć, bo jestem od niego wolna. Moja głowa jest tylko moja. Nareszcie.
1,331 2011-03-12 19:05:20
A teraz płacze, że się musi tułać, a ja bezprawnie zawłaszczam jego dorobek.
A ja po prostu mieszkam w naszym domu, który na razie jest, niestety, "niesprzedawalny". Oczywiście złośliwie robię wszystko żeby go nie sprzedać, bo bawi mnie utrzymywanie i sprzątanie tego metrażu.
Marynarka! Czytam i nie mogę się nadziwić, jakaż powtarzalność. U mnie dokładnie to samo. On bidny musiał pójść na cudze a ja tu zostałam w naszym pięknym dopiero co wykończonym mieszkaniu! Boże, ile bym dała, żeby ktoś je od nas kupił już jutro.
Zapomniał bidok tylko o tym, że kiedy się tu wprowadzaliśmy pół roku temu on już miał galopujący romans z blondi i kiedy ja z wywieszonym jęzorem tachałam kafelki, on z nią jeździł w kolejne "delegacje", bo ona mu dawał orgazm pochwowy, którego ja śmiem nie posiadać (sorry za intymne szczegóły ale jest to element ważki w sprawie). Ta szczodrość blondi trwała już od od roku. Gdybym wcześniej (przed kupnem mieszkania) się czegokolwiek domyśliła i podjęła kroki demaskujące, to tego mieszkania w ogóle by nie było, a tak jestem z nim uwiązana tym gniazdkiem i horrendalnym kredytem. Sytuacja praktycznie bez wyjścia ... no chyba, że gniazdko odkupi od nas blondi.
1,332 2011-03-12 19:14:47
on z nią jeździł w kolejne "delegacje", bo ona mu dawał orgazm pochwowy, którego ja śmiem nie posiadać (sorry za intymne szczegóły ale jest to element ważki w sprawie). Ta szczodrość blondi trwała już od od roku.
Hmm.. tu mnie zadziwiłaś. Ja też mam z tym problem Tzn ja nie mam problemu - ale jeszczemąż chyba miał
Ale że co? Że brak tego pochwowego odzierał go z męskości? Bo ten pochwowy to, z przeproszeniem potrafi współodczuwać?
No ubawiłam się po pachy...
1,333 2011-03-12 19:27:27
Taka drobna sugestia - brak pochwowego to może zasługa umiejętności i możliwości "sprawcy"? Odważycie się zasugerować supersamcom, że nie są dla Was wystarczająco dobrzy? Chyba się mylę, toż to Twoja wina kobieto, że nie potrafisz docenić tego, co otrzymujesz. Bo przecież otrzymujesz (otrzymywałaś) WSZYSTKO NAJLEPSZE. Od najlepszego z ludzi. Tylko Ty, głupia, nie doceniłaś. Mogłaś posłuchać uważnie, zastosować się do wskazówek i być niewiarygodnie szczęśliwa z samcem alfa.
Mogłaś pozwolić się zniszczyć i cieszyć się z tego,że zrobił Ci to TAKI KTOŚ...
1,334 2011-03-12 19:36:15
Ej, to niesprawiedliwe
Mój jeszczemąż nie ma oficjalnie żadnej
A tak bym chciała. Poważnie - bez cienia ironii. Ale on uważa, że żadna kobieta nie zasługuje na przebywanie z nim (tak myślę). Ja jestem wyjątkiem, gdyż jak sam twierdzi "kocha mnie jako matkę naszego dziecka".
W takim razie, Niekochana, nie chcę Cię martwić, ale problem, z którym ja się zmagałam/zmagam Ciebie nie dotyczy. Jednym z symptomów zaburzenia, z którym ja mam do czynienia jest to, że psychofag cyklicznie (bardziej lub mniej świadomie) dąży do rujnujących jego dotychczasowe życie zmian. Zmiany mają dotyczyć wszystkich płaszczyzn życia - gruba kreska, zaczynanie wszystkiego od początku. Zmiany mają przebiegać maksymalnie dramatycznie i na wszystkich płaszczyznach, więc jeśli pozostaje on w związku, musi go zakończyć z na tyle dramatycznie i wykańczająco dla niego i jego partnerki na ile to tylko możliwe. Gwarantem takiej gehenny jest zafundowanie jej zdrady. Prosty cykl rozrodczy - znajduje kobietę, której ofiaruje niebo, żeby stopniowo ją swoimi zachowaniami i kłamstwami z niego wykopać a potem wtrącić do piekła. Cykl rozrodczy odbywa się z częstotliwością raz na kilka lat (w przypadku mojego J. co ok. 5 lat) i związany jest z natychmiastowym przejściem w ręce kolejnej już bardzo nakręconej partnerki (stojącej już u bram nieba, rzecz jasna).
Tak więc, Moja Droga, masz w domu co najwyżej psyhofagus vulgaris (obłudnika) a ja mam (już po za domem) psychofagus tipicus (stadium podręcznikowe).
1,335 2011-03-12 19:43:09
Niestety - wcześniej może i to był vulgaris, ale niestety dołączyła się choroba i mam osobnika z zespołem urojeniowym.
Diagnoza potwierdzona przez psychiatrę, ale... oczywiście nie przyjęta do wiadomości przez chorego.
Tak więc w moim przypadku - jedyną stałą jest to, że nic nie jest pewne.... I tak co dzień. Ale powoli do przodu, małymi kroczkami. Coraz lepiej mi to idzie
1,336 2011-03-12 19:47:55 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-12 19:48:42)
Skaczę tu między obiado-kolacją dla syna, klawiaturą i koniecznością wypalenia kolejnej fajki
Opowiem Wam coś jeszcze śmiejszego. W trakcie naszej próby powrotowo-naprawczej ( w ramach akcji "od dziś zero kłamstwa w naszym życiu") ośmieliłam się mu powiedzieć, że mało tego, że jestem tak ułomna i nie posiadam orgazmów pochwowych to jeszcze na dodatek nie wszystkie, których ode mnie doświadczał były ... prawdziwe. Na takie dictum potencja u super samca alfa całkowicie siadła ... bo po TAKIM kłamstwie podważającym nasze relacje u podstaw "coś w nim pękło".
I, wiecie co? Ja się czułam autentycznie WINNA za wszystkie moje zaistniałe orgazmy (bo takie nieprawidłowe) i te niezaistniałe orgazmy (że takie oszukańcze). Ja pierdzielę!
1,337 2011-03-12 19:57:45
Skaczę tu między obiado-kolacją dla syna, klawiaturą i koniecznością wypalenia kolejnej fajki
Opowiem Wam coś jeszcze śmiejszego. W trakcie naszej próby powrotowo-naprawczej ( w ramach akcji "od dziś zero kłamstwa w naszym życiu") ośmieliłam się mu powiedzieć, że mało tego, że jestem tak ułomna i nie posiadam orgazmów pochwowych to jeszcze na dodatek nie wszystkie, których ode mnie doświadczał były ... prawdziwe. Na takie dictum potencja u super samca alfa całkowicie siadła ... bo po TAKIM kłamstwie podważającym nasze relacje u podstaw "coś w nim pękło".
I, wiecie co? Ja się czułam autentycznie WINNA za wszystkie moje zaistniałe orgazmy (bo takie nieprawidłowe) i te niezaistniałe orgazmy (że takie oszukańcze). Ja pierdzielę!
Tarantella - ja mówiłam prawdę od początku na ten temat, ale i tak pożałowałam - bo on "chciał mnie naprawić". Ta... no i miałam -orkę na ugorze A przecież ja żadnych pretensji nie wnosiłam - przecież chore jest rozpatrywanie tego w aspekcie czyjejkolwiek "winy". Wszystko da się pogodzić i współpracować tak, abyśmy oboje byli usatysfakcjonowani.
Ale nie - jego zdaniem tak z tego powodu cierpiałam, że NA PEWNO szukałam INNYCH, którzy potrafią mnie w ten sposób zaspokoić. Przecież, że ON WIE LEPIEJ, NIE? I na dodatek pewnie to był kolejny dowód na to, że go nie kocham - bo jakbym kochała, to bym miała porządny orgazm - pochwowy. A ja nawet tu go nie słuchami robię, co chcę.
P.S. A tak w ogóle - dziękuję Stwórcy za mój orgazm łechtaczkowy
1,338 2011-03-12 20:00:11
No, no Niekochana, żeby tak łechtaczkowy, ze Stwórcą? Gratuluję i zazdroszczę... Nawet Stwórca nie dał rady z pochwowym?
1,339 2011-03-12 20:05:33
No, no Niekochana, żeby tak łechtaczkowy, ze Stwórcą? Gratuluję i zazdroszczę... Nawet Stwórca nie dał rady z pochwowym?
Świntuszko Stwórca dał mi to, co uznał dla mnie za najlepsze. Doceniam to zwłaszcza teraz
Hmm.. a może gdzieś tam czeka cudotwórca, który zafunduje mi oba? Kusząca propozycja...
1,340 2011-03-12 20:06:54
Do ulanskiej fantazji i temperamentu dodalabym jeszcze "artystyczna dusza"
artystyczna dusza zyje tak jak wielu artystow: naduzywa alkoholu, narkotykow, seksu.. sama "tworczosc" jest elementem podrzednym i nieistotnym. Atrystyczna dusza moze niczego w zyciu nie stworzyc. Moze nawet nie znac sie na nutach, pisaniu, rzezbie i malarstwie a w szufladach miec artystyczny chlew. Wazne, ze pije, cpa lub ma odlotowy seks z masa neurotycznych lasek.
Zastanawialam sie jaka bylaby reakcja gdybym wyslala Twoja liste Tarantello do moich ex....
Czy rozpoznlaiby cos u siebie czy umiejetnie dopasowali wszystkie punkty do mnie?
A gdyby Wam ktos powiedzial, ze macie psychopatyczna osobowosc? Obrazilibyscie sie na psychologa?
Mam za soba bardzo dluga terapie i wcale jej nie przerywam BO SIE BOJE...
Jestem w podobnym wieku do Tarantelli. Wierze, ze moge miec udany zwiazek, ale nie jest to wiara podszyta nadzieja... jest to logiczna wiara oparta na statystyce.
Nie mam parcia na bycie czyjas kobieta i bycie kochana.
Mam, po przeczytaniu ciezarowki ksiazek, nawyk diagnozowania mezczyzn.
Fakt, ze jedyni wolni mezczyzni w moim wieku to osoby po przejsciach, nie rokuje zbyt dobrze.
Uwazam, ze taki nawyk diagnozowania ludzi, asertywnosci i zdrowych granic powinnismy wyniesc z domu.
Ja nie wynioslam. Musialam przez ponad czterdziesci lat uczyc sie na wlasnych bledach.
Pamietam kazda awanture podszyta nadzieja, ze teraz cos sie zmieni i ze to juz naprawde ostatni raz....
Nie wierzylam, ze to ostatni raz bo bylam szlachetna, wierzylam bo to byla jedyna szansa by pozwolic fikcji istniec.
Fikcja=on mnie kocha.
Ciekawi mnie tez jak Wasi panowie zracjonalizowali rozstanie?
moi ex twierdza i glosza wsrod NOWYCH (a swiat jest maly) znajomych, ze:
- to ja odeszlam (fakt mojej WIDOCZNEJ depresji po rozstaniu, ktore obiektywnie nastapilo po jego odmowie leczenia i terapii zostal totalnie wykasowany)
- rozstalismy sie bo jestesmy zmeczeni konfliktami
- odeszlam bo jestem wyrachowana s*** i lece na pieniadze a on jest biedny
- odeszlam bo jestem niewierna s*** bez zasad moralnych ( a ja nigdy go nie zdradzilam w przeciwienstwie do niego (tylko, ze jak jemu sie wydaje, ze ja tego nie wiem to fakt nie istnieje)
- rozstalismy sie po uzgodnieniu, ze to dla mnie bedzie najlepsze i zostawil mi "wszystko" (trzy pary skarpetek i 1 majtki bo byly w koszu z brudami.. i ja nie zamierzam uzywac tego pozostawionego dobytku)
- rozstalismy sie bo bylam chorobliwie zazdrosna (ale juz nie wyjasnia, ze o kobiete z ktora go przylapalam "na golasa" i ten fakt ich jeszcze bardziej zjednoczyl we wspolnych randkach.. ktorych ja nie rozumialam w swojej chorobliwej zazdrosci i nie rozumialam rowniez, ze chca spedzic razem noc w hotelu bo mnie z tej zazdrosci juz pogielo totalnie)
- rozstalismy sie dla mojego dobra bo on juz nie jest taki sprawny a ja mam wysokie wymagania seksualne.. no tego to nawet nie skomentuje
- rozstalismy sie bo on pokochal inna kobiete (to wersja tylko dla mnie i odwolana po ok 14 dniach)
Dodam tylko, ze zaden z nich nie powiedzial chyba jeszcze prawdy o prawdziwej przycznie rozstania i ze akty nienawisci i upokarzania mnie przeplataly sie z dwiema probami samobojczymi i niezliczona iloscia wyznan milosci .
Zatem jestem w oczach moich nastepczyn.. zimna, wyrachowana, oschla, niewrazliwa, bez zasad moralnych, egoistyczna s***.
Jestem psychopatka?
1,341 2011-03-12 20:38:53
Zastanawialam sie jaka bylaby reakcja gdybym wyslala Twoja liste Tarantello do moich ex....
Czy rozpoznlaiby cos u siebie czy umiejetnie dopasowali wszystkie punkty do mnie?
A gdyby Wam ktos powiedzial, ze macie psychopatyczna osobowosc? Obrazilibyscie sie na psychologa?
No masz jak w banku, że mój jeszczemąż powiedziałby - wypisz, wymaluj moja żona. I nic to, że fakty mówią co innego - ON WIE LEPIEJ. Bo ja się doskonale maskuję.
Wielokrotnie tu na forum pisałam, że byłam u psychiatry - bo to nadal taki "stygmat". A mnie bardzo pomogły te spotkania.
W ogóle uważam, że każdy z nas powinien dla własnego i najbliższych dobra sam siebie obserwować i słuchać tego, co mówią do niego-o nim inni. Wiem, że ciężko samego siebie ocenić, ale jeśli inni mówią o tym samym problemie z Tobą - może warto się nad tym. Ale prościej oczywiście wypierać rzeczywistość i uznać, że to ci "inni' mają problem.
Pamietam kazda awanture podszyta nadzieja, ze teraz cos sie zmieni i ze to juz naprawde ostatni raz....
Nie wierzylam, ze to ostatni raz bo bylam szlachetna, wierzylam bo to byla jedyna szansa by pozwolic fikcji istniec.
Fikcja=on mnie kocha.
No widzisz - a ja przecież już z obserwacji dzieciństwa wiedziałam - TO NIE DZIAŁA.
No ale przecież M. nie był taki jak mój ojciec. Ale kurna - ja nadal byłam WSPÓŁUZALEŻNIONA. I rodzaj uzależnienia nie mił tu znaczenia. Teraz to wiem.
Ciekawi mnie tez jak Wasi panowie zracjonalizowali rozstanie?
W moim przypadku rzeczywistość z przyczyn obiektywnych (choroba) jest delikatnie mówiąc dyskusyjna.
Ale: on odszedł, bo juz nie mógł wytrzymać z kobietą, która:
* zdradza go nieustannie i ze wszystkimi (hm.. teraz sobie uświadomiłam, że nie wiem, czy tylko mężczyzn to dotyczy). Najciekawsze jest to, że ja jak najwierniejszy pies przez te 15 lat z jednym tylko jeszczemężem.
* idzie po trupach do celu (???)
* jest wyrachowaną zimną suką, która chce mu wszystko zabrać
* jest niekobieca, nie zajmuje się domem, nie dba o niego (kurcze, brzmi jak uzasadnienie zwolnienia sprzątaczki)
* jestem chorobliwie zazdrosna, chcę cały czas go kontrolować (tia.. ale to zawartość mojego kompa została potajemnie skopiowana i moja komórka miała założony monitoring, do mnie wydzwaniał kilkanaście razy w ciągu dnia z zastrzeżonego numeru - milcząc oczywiście)
* jestem oziębłą kobietą (to te orgazmy łechtaczkowe i niechęć do seksu w wydaniu "niemiecki pornos puszczony na przyspieszonych obrotach")
* nie chcę go słuchać!!!! mam swoje zdanie i nie waham się go użyć!!!!
* nie chcę udawać głupszej niż jestem, a tym samym ZAWSTYDZAM GO
Teraz sobie uświadomiłam, że jedyna, czego on nie kwestionuje, to to, że JESTEM DOBRĄ MATKĄ.
Ale może to tylko kwestia czasu?
Odnośnie ostatniego pytania - tak, z pewnością w oczach mojego męża jestem psycho- i socjopatką. Nie mam co do tego wątpliwości. I jesli jednak kiedys znajdzie godna następczynię - będzie miała powód, żeby go "wspierać i uleczyć'. Bo on taki biedny, skrzywdzony przez taka zimna i bezwzględną sucz.
1,342 2011-03-12 20:49:56
Kochana Zazdrości,
Czytam Cię i przez łzy klawiszy nie widzę.
Najśmieszniejsze jest to, że jadokładnie to samo, co Ty napisałaś w ostatnim zdaniu (zimna, wyrachowana, oschla, niewrazliwa, bez zasad moralnych, egoistyczna s***.) sądziłam o moich poprzedniczkach w życiu J. A teraz z przytupem i z pokorą dołączam do tego stada.
A swoją drogą, to zaplanowałam, że po zamknięciu wszystkiego, co mnie znim łączyło, urządzę wielką balangę pod tytułem "Jubel byłych" Będziemy czytać materiały naukowe o psychofagach, pić czystą i wymieniać się tekstami o "magicznym seksie", który oczywiście miał tylko z tą jedną i z żadną inną. Tych "jedynych" było w życiu J. / w cyklach ok. 5-letnich / sporo, bo się przeplatały i zazębiały w ramach związków stałych i przelotnych więc balanga będzie spora Zastanawiam się, czy zaprosić blondi, ale chyba by nie zrozumiała.
To o czywiście żart, bo mam sporą dozę rozsądku i wiem, że kupa by z tego wyszła ale wiem też (już dizś to wiem), że każda z nich przeżyła z nim to co ja więc byłaby to taka nasza prywatna terapia grupowa.
1,343 2011-03-12 21:01:11
Wariant J. o Tarantelli:
- na początku byłam cudowna i tym go zwiodłam,
- potem zaczęłam zamieniać się w ograniczającą go, nieustannie żądającą dowodów miłości i roszczeniową sucz,
- kontrolowałam go na każdym kroku
- przytłoczony taką presją z mojej strony poczuł się (cytat dosłowny) zwolniony z lojalności w stosunku do mnie i zdradził
- ale (cytat dosłowny) tamta mała i pusta dziwka dla niego nic nie znaczyła i wrócił do mnie odbudowywać nasz związek pod grubą kreską
- zdarzyło mu się w kilka tygodni po powrocie do mnie, obietnicach i przysięgach jeszcze jeden jedniuteńki razik spotkać się z tą mała pustą dziwką w podwarszawskim hotelu ALE TYLKO i WYŁĄCZNIE dla odparcia powracającej fali i przekonania samego siebie, że nawet w najbardziej sprzyjających warunkach może ją odrzucić
- Tarantella jednak powróciła do swoich szpiegowskich praktyk i wykryła w jego komputerze rezerwację w owym hotelu, zadzwoniła tam i dowiedziała się czego chiała dowiedzieć
- on przecież nic nie zawinił, bo tylko poświęcał się w tym hotelu dla dobra związku a ta sucz Tarantella go wywaliła z domostwa
Taka to zimna, wyrachowana, niezrównoważona kretynka znów mu się biednemu w życiu przytrafiła.
I odetnijcie mi język, jeśli jego mama (która, wiem to) w ciągu najbliższych dni zadzwoni do mnie z lamentem "dlaczego mu to zrobiłaś, wszystkie mu to robią", nie przekaże mi takiej właśnie wersji, którą od niego usłyszała.
1,344 2011-03-12 21:08:29
A, no nie dodałam, że w ramach zmian odsuwających go ode mnie okazało się nie posiadam wymaganych kwalifikacji w zakresie orgazmów i zanadto przytyłam przez tych kilka lat.
Teraz już mu się bardziej podobam po zrzuceniu 20 kilogramów w trakcie jednej pory roku ... ale orgazmów pochwowych nadal nie wypracowałam.
1,345 2011-03-12 21:50:20 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2011-03-13 00:42:41)
Zeby bylo uczciwie...
Dlaczego rozpadly sie moje zwiazki?... bo bylam nieprzystosowana do zycia i niedojrzala osoba z dysfunkcyjnego domu.
Bo nie wiedzialam co to milosc, bo nie kochalam siebie i mialam braki pod wzgledem wiedzy o prawidlowym funkcjonowaniu rodziny... co sprawialo, ze szukalam sobie partnerow pod wieloma wzgledami "dysfunkcyjnych" emocjonalnie, zyciowo i morlanie.
Dawalo mi to poczucie, ze jestem szlachetna, dobra, wybaczajaca i kierujaca sie w zyciu wiara nadzieja i miloscia, czyli taka wrazliwa, delikatna i kobieca... nieszczesliwie zakochana i uleczajca swa miloscia.
Mialam potrzebe stworzenia takiego wizerunku siebie by przetrwac w tak toksycznym zwiazku nie tracac nadziei na milosc, na ktora po tych rozpaczliwych "prawdziwie szlachetnych i kobiecych "aktach zasluze.
Teraz nie jestem juz kobieca... nie wierze w wiare, nadzieje i milosc jako aktu poswiecenia. Teraz juz wiem, ze normalny zwiazek daje mi ciepla pewnosc zamiast nadziei, wiara istnieje bez nadziei i "grubych kresek" bo nigdy nie jest zachwiana, a milosc objawia sie wzajemnym dbaniem o nasze dobro....
Wiem, ze prawdziwa milosc nie boli
1,346 2011-03-12 21:59:11
Zeby bylo uczciwie...
Dlaczego rozpadly sie moje zwiazki?... bo bylam nieprzystosowana do zycia i niedojrzala osoba z dysfunkcyjnego domu.
Bo nie wiedzialam co to milosc, bo nie kochalam siebie i mialam braki pod wzgledem wiedzy o prawidlowym funkcjonowaniu rodziny... co sprawialo, ze szukalam sobie partnerow pod wieloma wzgledami "dysfunkcyjnych" emocjonalnie, zyciowo i morlanie.
Ja też.
Ale obiecałam sobie, że już więcej tak nie będzie... Ciężko pracuję, aby wprowadzić to w życie.
1,347 2011-03-12 22:16:13
Kochane Moje Kobietki,
z uwagą czytam wszystko i chłonę jak gąbka to co jest napisane, dla mnie osobiście to wielka sprawa, że mogę bazować na Waszym doświadczeniu, wnioskach, aczkolwiek rzeczywistość jest chwilami z pewnością bardzo bolesna.
I rośnie moja świadomość, a to wnet uskrzydla.
Uwielbiam Was i jestem z myślami z każdą z Was, damy radę!
1,348 2011-03-12 22:19:48
Teraz juz wiem, ze normalny zwiazek daje mi ciepla pewnosc zamias nadziei, wiara istnieje bez nadziei i "grubych kresek" bo nigdy nie jest zachwiana, a milosc objawia sie wzajemnym dbaniem o nasze dobro....
Wiem, ze prawdziwa milosc nie boli
Jeśli pozwolisz, zacytuję Cię podczas mojej najostatniejszej rozmowy z J., jak już nic nie będzie nas łączyć, jak już będę miała pewność, że więcej w życiu nie zobaczę jego zakłamanych oczu, jak już będę zaczynać całkiem nowe stare życie. Wtedy mu to zacytuję i teatralnie odwrócę się na pięcie ku mojemu nowemu staremu życiu bez niego.
1,349 2011-03-13 05:37:17
Pomóżcie, błagam.....
Wyję z bólu,
nie ma mnie, chyba umrę z bólu, zostałam sama.
Jaki ból...
1,350 2011-03-13 09:48:57 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-13 09:49:15)
Zielony Domku,
Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Ja Ci to mówię.
Jak to się stało?
1,351 2011-03-13 12:49:08
Pomóżcie, błagam.....
Wyję z bólu,
nie ma mnie, chyba umrę z bólu, zostałam sama.Jaki ból...
Dopiero teraz weszłam na forum, napisałam do Ciebie maila.
1,352 2011-03-13 14:21:06
Niekochana odpisałam.
1,353 2011-03-13 16:26:47
No i jak tam, Zielony Domku? Łapiesz pion?
1,354 2011-03-13 18:22:50 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-13 18:23:18)
No i na mnie przyszła pora.
Kurczę, są takie napadowe momenty, kiedy zupełnie sobie z tym nie radzę. Przed oczami tylko jego twarz i nie jakieś tam konkretne wspomnienia tylko ... taka duża kula dużego czegoś, co jest połączeniem wspomnień, marzeń, nadziei, dotyku jego skóry, utraconych złudzeń, beznadziei.
I sama sobie jestem winna, że doprowadzam się do takich stanów. Zawzięcie studiuję temat tego konkretnego rodzaju psycholstwa, w którym uczestniczyłam przez 4 lata i zapewne niepotrzebnie się tym faszeruję. Ale ja zwyczajnie chcę ZROZUMIEĆ, JAK TO SIĘ STAŁO, JAK DAŁAM SIĘ W TO WMANEWROWAĆ, JAK MOGŁAM NIE ZAUWAŻYĆ, że żyję z książkowo chorym facetem. K**a, tego powinni uczyć w szkołach a nie jakiegoś pieprzonego sinusa i cosinusa.
Czuję się brudna, oszukana, zgwałcona. No cóż, udało mu się. To jest ich motor - doprowadzić partnerkę do stanu skrajnego wycieńczenia i upajać się tym. Tacy są borderlinerzy - doprowadzają kobietę nad skraj i tam zostawiają.
Może zrozumiałabym, gdyby chodziło o wyłudzenie pieniędzy ale wyłudzanie uczuć - i tych najlepszych i tych najgorszych ... Nie mogę tego zrozumieć!!!
1,355 2011-03-13 18:48:25
Tarantella - wysłałam Ci maila z treningiem, drugi już mknie do Ciebie.
Tego nie da się zrozumieć - bo to po prostu chore.
Doskonale znam tą huśtawkę - raz lepiej, raz gorzej. Ale z czasem tych lepszych jest więcej - zapewniam.
P.S. Dziś są imieniny mojej mamy. Zadzwoniłam z życzeniami i dałam słuchawkę córce.
I wiecie co - przez dłuższą chwilę walczyłam z pokusą, żeby przypomnieć szanownemu jeszczemałżonkowi, że teściowa ma imieniny i wypadło by złożyć jej życzenia. No naprawdę, jak ta idiotka! I po raz pierwszy świadomie odpuściłam - to on nie pamięta, więc to jego sprawa.
1,356 2011-03-13 19:00:12
Tacy są borderlinerzy - doprowadzają kobietę nad skraj i tam zostawiają.
Jestem calym sercem z Toba, ale jestem ciekawa co to znaczy "borderlinerzy"? Czy to to samo co facet bojacy sie zaangazowac?
1,357 2011-03-13 19:10:07 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2011-03-13 19:13:20)
Tarantella napisał/a:Tacy są borderlinerzy - doprowadzają kobietę nad skraj i tam zostawiają.
Jestem calym sercem z Toba, ale jestem ciekawa co to znaczy "borderlinerzy"? Czy to to samo co facet bojacy sie zaangazowac?
Zerknij do "Dlaczego zdradzani są głupi" - tam Tarantella ładnie to opisała.
SORKI - TO W TYM WĄTKU NA POPRZEDNIEJ STRONIE!
1,358 2011-03-13 19:25:27
Jestem calym sercem z Toba, ale jestem ciekawa co to znaczy "borderlinerzy"? Czy to to samo co facet bojacy sie zaangazowac?
Gorzej, lęk przed zaangażowaniem jest tylko jedną ze składowych ich pakietu.
Mężczyźni bojący się zaangażować przy nich to tylko niezdecydowane neptki. Borderlinerzy bardziej lub mniej świadomie doprowadzają w swoim życiu do dramatycznych sytuacji, które zapełniają ich uczuciową pustkę. Żeby doprowadzić do takiej sytuacji manipulują otoczeniem, partnerami - epatują ich zmiennością swoich uczuć, nieprzewidywalnych i ryzykownych zachowań, organicznie kłamią, zdradzają, wymyślają jakieś chore historie, to chcą być zespawani z partnerką, to ją odrzucają, to ją idealizują, to nią poniewierają, mają ciągłe huśtawki nastrojów, ich idealizacyjne i życzeniowe myślenie o świecie i partnerce, kiedy się nie sprawdza, popycha ich do niekontrolowanego gniewu na przemian z apatią, stosują wypieranie swojej winy i swoich błędów i agresywnw obarczanie nimi otoczenia, mają całkowity brak umiejętności odczuwania szczęścia na dłuższą metę, ich uniesienia i wielkie plany są krótkotrwałe a osoby, które w nie uwierzyły (partnerka, współpracownicy, dzieci) czują się porzucone i okłamane. Generalnie ludzie są dla nich narzędziem do osiągania tych wszystkich chorych stanów. Byłam przez 4 lata przedmiotem a nie podmiotem.
Tyle w wielkim skrócie. A po środku stoję ja - rozdygotana, współuzaleznona, z wieloma przykładami z mojego życia na każdy z powyższych symptomów i pytaniem, dlaczego ja - taka cholernie mądra jestem taka cholernie głupia?
1,359 2011-03-13 19:30:35
i pytaniem, dlaczego ja - taka cholernie mądra jestem taka cholernie głupia?
Po pierwsze: jesli już to "BYŁAM" a nie "JESTEM"
Po drugie: bo po prostu oceniałaś go swoją miarką - kochałaś, ufałaś, szanowałaś. A okazało się , że on nie zasługiwał na żadne z tych uczuć.
Ale teraz już WIESZ. I nikt Ci tego nie odbierze. I - dużo pracy przed Tobą.
1,360 2011-03-13 19:49:37 Ostatnio edytowany przez Tarantella (2011-03-13 19:50:32)
Niekochana, BYŁAM, że z nim byłam a JESTEM, bo nadal tęsknię za tym życiem w Matrixie przez niego stworzonym.
Szyszka, I żeby była jasność - borderlini (w zależności od stanu nasycenia chorobą) mają problem z odczuwaniem emocji, czyli podczas kiedy ja tu składam się z drobnych kawałków do kupy, on tam gra w grę komputerową albo właśnie wchodzi w kolejny ekscytujący układ męsko-damski i co najwyżej sam przed sobą udaje, że cierpi ale tak naprawdę hasła: miłość, cierpienie, wyrzuty sumienia są dla nich pojęciem tak abstrakcyjnym, jak dla nas próba wyobrażenia sobie wydłubanie sobie widelcem oka. No niby jesteś w stanie sobie to wybrazić, ale nigdy tego nie poczułaś więc nie masz o czym gadać z człowiekiem bez tego oka.
1,361 2011-03-14 10:11:58
Dziewczyny, dziękuję Wam za pomoc i zainteresowanie.
U mnie OK, na tyle ile może być, za mną potok łez i szczera rozmowa taka surowa, obdzierająca wnet do kości.
Czuję się dobrze.
Zauważyłam jednak pewną zależność, zaraz jak tylko napiszę, że u mnie w porządku coś tam się sypnie, praktycznie zawsze tak jest
Przepraszam, że nie umiem się teraz odnieść do Waszych problemów, ale staram się wyciszyć.
Serce mnie boli i nadal nie umiem do końca zrozumieć.
I zastanawiam się nad sobą, nie będę ukrywała jestem z siebie dumna, bo naprawdę przeszłam długą drogę, nie poznaje tej dziewczyny z TERAZ, a tej sprzed choćby 2-3 lat.
A jednak są momenty, że się załamuję, panikuję, postępuję kompulsywne.
Walczę i walczyć będę dalej, zaraz odpiszę na maile.
Dziękuję prosto z serca!
1,362 2011-03-14 11:33:49
No i na mnie przyszła pora.
Tacy są borderlinerzy - doprowadzają kobietę nad skraj i tam zostawiają.
Witajcie
Pozwolilam sobie napisac, poniewaz zyjac z seksoholikiem, a byc moze wlasnie tez z bolderierem, stwierdzam, ze oni tak swietnie potrafia wmanewrowac nas w swoje pokretne zycie, w swoje gierki, ze teraz nie umiemy same bez nich zyc. Brakuje mi wlasnie jego chorej milosci. Wiem bedziecie mnie potepiac, ale on tak swietnie potrafil sie tlumaczyc, oskarzac, ze wlasciwie to ja czulam sie winna.
Zaczelam chodzic na grupe wsparcia dla osob wspoluzaleznionych, teraz wiem, ze o wiele za pozno, powinnam to zrobic 10 lat temu, przynajmniej bylabyc silniejsza kobieta. Teraz czuje sie jak nic nie warty czlowiek. Troche minie jak sie pozbieram. Jak narazie sa lzy i pretensja do siebie, do niego, do wszystkich wokol. Dlaczego tak pozno, dlaczego dalam sie doprowadzic do skrajnosci.
Powinnysmy walczyc o siebie, bo z kazdym rokiem jest coraz trudniej. Jezeli to oni nie zaczna sie leczyc, to my nie damy rady, nawet nasza wielko miloscia ich zmienic. Grozby, prozby, placz nic nie zmieni, oni maja swoj swiat i swoich nalogow bronia niszczac nas.
Pozdrawiam Was wszyskie i trzyman kciuci, zeby nam sie udalo odnalezc siebie.
1,363 2011-03-14 20:44:27
Ella: no cóż, każda z nas współuzależnionych (nawet nie mając męża seksoholika) przechodzi przez to samo
Najważniejsze jest to, że zaczęłaś walczyć, kochana. Teraz tylko dużo, dużo wytrwałości i konsekwencji.
Ściskam Cię mocno i pisz - to naprawdę pomaga.
1,364 2011-03-14 21:32:06
Ella, mnie bardzo pomogła książka p. Herzyk "Nałogowa miłość". Porządkuje, dodaje sił do walki ze sobą i o siebie.
Trzymaj się
1,365 2011-03-15 15:16:44 Ostatnio edytowany przez ella1973 (2011-03-15 15:18:58)
Ella: no cóż, każda z nas współuzależnionych (nawet nie mając męża seksoholika) przechodzi przez to samo
![]()
Najważniejsze jest to, że zaczęłaś walczyć, kochana. Teraz tylko dużo, dużo wytrwałości i konsekwencji.
Ściskam Cię mocno i pisz - to naprawdę pomaga.
Bardzo staram sie byc konsekwentna. Jest ciezko, bo tesknie do tej chorej milosci. Teraz wiem, ze to uzaleznienie od niego.
Codziennie brakuje mi sily, ale wtedy przypominam sobie o zlych rzeczach, ktore mi zrobil i wtedy mowie sobie nie, wytrwam.
Najgorzej jest nauczyc sie byc ze soba sama, jeszcze tego nie potrafie. Nic sie nie chce. Totalna pustka.
Tarnantella
A moze masz ta ksiazke w pdf i moglabys mi ja przyslac?