Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Strony Poprzednia 1 9 10 11 12 13 405 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 651 do 715 z 26,307 ]

651 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2010-12-04 02:43:08)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

kobieta kochajaca za bardzo to patologia emocjonalna sama w sobie i nie ma nic wspolnego z kochaniem mocno i prawdziwie, ze OCH!
ktos zle wymyslil ta nazwe...bo moze mylic, ale z drugiej strony latwiej zaakceptowac fakt bycia chorym na taka szlachetna chorobe... trudniej by bylo gdyby nazwa byla np. uzalenienie od nieporadnosci emocjonalnej... no to moze malo trafne.. hmmm... albo entanglendenia, albo zespol urojeniowy na tle milosci wlasnej...
Jednym slowem cos co by nas odpychalo od przyznania sie do jakichkolwiek zaburzen.
tak, a zatem dobrze, ze to taka nazwa sprzyjajaca i zachecajaca do "chorowania". Brzmi prawie jak "patriotyzm" smile

Szczerze, to wlasnie nazwa mnie przyciagnela do zaglebiania wiedzy i poczatkowo odrzucalam (znikaly z mojej pamieci, nie zaakceptowalam) te zle "milosne za bardzo" fakty.
oto lista tych faktow (zaloze sie, ze niepelna), ktorych istnienia zaprzeczalam
-lek przed byciem niekochana, ktory zmuszal mnie do godzenie sie na bardzo zle rzeczy (please, nie chce wymieniac)
-skladanie z siebie ofiary. Mowilam ze mam wiecej empatii, ze sie poswiecam dla milosci, dla dzieci, dla wyzszych wartosci...i ze czlowiek musi wybaczac. Rozwinelam cala game usprawiedliwien dla poswiecania sie. Nie umiem teraz uzasadnic dlaczego w to wierzylam sad Dlaczego nie potrafilam sie zatrzymac, wyciszyc i pomyslec. Nie uwazalam sie przeciez za ostatnia idiotke.(przedostatnia?)
-szukanie partnerow (podswiadomie) nieudollnych pod jakims wzgledem, zeby sie nimi zaopiekowac i UZALEZNIC.. Ja jako pani NIKT, ktora nie ma nic do zaoferowania oprocz swej wewnetrznej pustki musze bardzo sie wysilic by zasluzyc na cokolwiek.Nikt mnie nie zechce pokochac. Zaden normalny facet mnie nie interesowal sad musial miec deficyt czegos... wtedy DOBRE SLOWO LUB GEST bylo jak upolowana zdobycz, i co sie tej adrenaliny nazbieralo w trakcie polowania to tylko mysliwy rozumie... i to uczucie zwyciezcy 'no taaaaakaaa ryba byla" i fajerwerki, szczescie. Potem wspominalam te slowne fajerwerki i mowilam "Dla takich chwil w mojej pamieci chce ratowac to malzenstwo" Chyba mnie wtedy pogielo intelektualnie.
-(cos czego nie za bardzo jeszcze rozumiem dlaczego) zajmowanie sie NIM nadawalo sens mojemu zyciu i bylo wyrazem (poparym literatura i wychowaniem do roli kobiety w zyciu czlowieka big_smile) wielkiej milosci, ktora jesli ten pierwiastek bolu nie wystapi jest mala i plytka.
-w poczatkowym etapie terapii nie chcialam zajmowac sie soba (odrzucalo mnie, dusilo), wolalam sie szkolic w technikach zdobywania uczucia.. teraz identyfikuje te odczucia jako strach, paniczny strach. Byl moment, ze myslalam, ze zwariuje... plakalam wszedzie, w samochodzie w sklepie, na ulicy i w domu (moze dlatego, ze mam wrodzona niechec do chemii uspokajajacej) sad "Zajmowanie sie" soba i odciecie sie o cudzych problemow byl najtrudniejszym i najbolesniejszym momentem w zdrowieniu... bylam jak male nieporadne dziecko bojace sie wszystkiego.

Czy mam szanse na calkowite wyzdrowienie?

Zobacz podobne tematy :

652

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Oj, ja też się wyspowiadam. Ale teraz muszę pójść zarobić na chleb - nie wszyscy maja wolną sobotę wink
Ileż mi się myśli kotłuje w głowie.
Panie Wojciechu (czy można tak do Pana pisać?)i Zazdrość - na 100% odpowiadacie za powstawanie nowych połączeń neuronów w moim i tak pobudzonym mózgu.
Wiwisekcja jest oczyszczająca (przynajmniej dla mnie). Zatem do "zklikania".

653

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Panie Ekspercie, jakie trudne zadanie domowe Pan zadaje.
Myślę, że to brak owego złotego środka tkwi w nas. Bo na czym polega to "kochanie za bardzo"? Otóż na braku akceptacji samej siebie - szukanie tej akceptacji za zewnątrz. (To może wynika z kompleksów?)
Bo ja tak cię kocham mój partnerze, że wręcz odgaduję, twoje życzenia. I zmiatam pyłki sprzed twych stóp abyś był szczęśliwy. I wszystko wybaczam i wszystko rozumiem. I jesteś całym mym światem... I jak taki partner ma mnie kochać, skoro we mnie nie ma miłości do samej siebie? A potem płacz i zgrzytanie zębów - bo ja tylko chciałam, żeby mnie traktował tak jak ja jego. A on zdrowy byk i sam dla siebie jest najważniejszą wartością (bo on ma zdrowe podejście do siebie - o ile taki egoizm jest do końca zdrowy!) I miał taką adoratorkę, więc nie rozumie - ale O CO TOBIE chodzi? Przecież ZAWSZE tak było? big_smile

654

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Szczerze i bez bicia przyznaję się, że słowa, które wklejam poniżej już dziś komuś poleciłam, ale wydały mi się idealne do wpisania i w to miejsce. Rzecz ma się o ustalaniu granic w związku, jest to tekst zaczerpnięty ze strony Fundacji Kobiece Serca:

Określenie przez kobietę, gdzie przebiegają jej granice w związku decyduje o tym, czy będzie on dla niej dobry, czy będzie dawał jej radość i szczęście i wzbogacał jej życie o nowe jakości, czy też stanie się dla niej toksyczny i wyniszczający, czy będzie prowadził do ograniczania jej rozwoju osobistego.

Granice zakreślają indywidualną przestrzeń każdego człowieka, są wyznacznikami jego tożsamości. Nie zbudujemy jej, jeśli nie odpowiemy sobie na podstawowe pytania:
? jaki jest mój system wartości?
? co jest dla mnie w życiu najważniejsze?
? jakie są moje potrzeby?
? jakich zachowań innych ludzi wobec siebie nie toleruję?
? do czego daję sobie prawo?

Każdy jest odpowiedzialny za zbudowanie i konsekwentną obronę swoich granic. Jeśli kobieta, będąc w związku, tego nie robi, ryzykuje, że partner ?wejdzie jej na głowę?.

W konsekwencji jej własna przestrzeń przestanie istnieć, a tym samym utraci swoją tożsamość. Stanie się ofiarą, skonsumowaną przez swojego partnera?
Agresja, jako sposób obrony swoich granic, ?bycie zołzą? przynosi korzyści ? ale na krótką metę, a na pewno nie przyczynia się do budowania partnerskiego związku. Zazwyczaj ma na celu wtargnięcie przez kobietę w indywidualną przestrzeń partnera i zajęcie jego terytorium. A gdy kobieta sprowadzi mężczyzną do roli ofiary, przestaje go szanować.

Podstawową przeszkodą, uniemożliwiającą kobiecie asertywne stawianie granic w związku jest jej lęk przed rozstaniem i samotnością. Jeśli nie wyobraża sobie życia bez ukochanego mężczyzny, nie jest w stanie być asertywna ? wchodzi w rolę ofiary lub oprawcy.

655

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Dla mnie kochanie za bardzo to utożsamianie miłości z cierpieniem, jeżeli usprawiedliwiamy go za wszystko, za to co złego powie i zrobi, jeżeli staramy się byc jego powiernicą, terapeutką, wielkim wsparciem, opoką we wszystkim, jeśli pomagamy za bardzo wyreczając we wszystkim, jesteśmy coraz lepsze, coraz bardziej pomocne, coraz bardziej kochajace a on coraz bardziej oschły, zimny, obojętny a my myslimy ze to przez nas i musimy być jeszcze lepsze i jeszcze bardziej dobre bo w przeciwnym razie on odejdzie np do innej. Mozna powiedzieć że wszystkie nasze takie postepowania to "głód miłosci" którego nie zaznałysmy w domu rodzinnym, gdzie nie nauczono nas kochać siebie, gdzie nie nauczono nas jak szanować siebie, jak wytyczać zdrowe granice w związku, mówić szczerze i bez strachu co nas rani, co nas boli, czego nie chcemy. To troche tak jakbysmy kupowały sobie czyjąś miłość, dajac w zamian poswięcenie, wielka pomoc, wsparcie i naszą "chorą" miłość. I tak bardzo boimy się odrzucenia i samotności że mimo iż nas to bardzo boli i bardzo cierpimy, trwamy w tym nadal przyzwyczajając się do róznych złych zachowań partnera do jego wyzwisk, złych humorów, poniżenia, szyderstwa, ironii i wielu innych znacznie gorszych i same nie potrafimy odejść a nawet jak on nas zostawi nie potrafimy tego zrozumieć, łudzimy się ze wróci, narzucamy się błagając o jeszcze jedną szansę, ponizamy się nie rozumiejąc ze tak naprawdę jest w nas wewnetrzna pustka, którą staralysmy się wypełnić prosząc o jego miłość.

656 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2010-12-04 16:21:41)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

No cóż, spróbuję się zmierzyć z niezmierzalnym wink Jak ja rozumiem to moje "kochanie za bardzo"
Zacznę od początku, czyli od garba. Garba, którego zafundowali mi rodzice. Jestem DDA, z racji sprawowanej funkcji  ta najsilniejsza w stadzie wink najbardziej odpowiedzialna. Taka, co to zawsze da sobie radę. Wzorowa uczennica, wzorowa córka i wzorowy społecznik. No po prostu IDEAŁ wink
Heh... już wtedy wiedziałam, jak nie będzie wyglądało moje małżeństwo. Szkoda, że nie mogłam wtedy przeczytać tych mądrych książek o współuzależnieniu - wcześniej zrozumiałabym, że takim podejściem do sprawy sama kręcę bicz na siebie. Jakże obniżyłam w ten sposób wymagania sad
Dobór partnera: zawsze (od najwcześniejszych fascynacji) musiał to być ktoś niebanalny, skomplikowany. Teraz widzę - galeria "popaprańców" wink Musieli mnie zdobywać - to jedno z odstępstw od standardu - to właściwie był jedyny wysiłek, na jaki musieli się zdobyć (teraz jestem taka mądra, że to widzę). No i teraz mogłam "rozpostrzeć skrzydła i zaświecić aureolkę" - teraz mogłam ich leczyć, kochać i zbawiać. Kolejność dowolna, w zależności od potrzeb. Nie moich oczywiście, tylko ich. Zawsze mało samodzielni w takim codziennym, zwykłym życiu - ale przecież od czego JA. Niezawodna, zawsze w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie. Czy możecie sobie wyobrazić, że M. nie wziął naszej córki na ręce przez pierwsze 2 miesiące? Hehh.. bał się, że zrobi jej krzywdę. Kurcze, a co by było, gdybym ja tez się bała? Umarła by z głodu i brudu - ale wtedy go ROZUMIAŁAM -  musi się przyzwyczaić.
Jeśli zainteresował się mną jakiś "normalny' facet - nie dawałam mu szans. NUUUUUDA, facet bez jaj - myślałam. Teraz wiem, że taki ktoś nie zafundował by mi huśtawki nastrojów, którą znałam z dzieciństwa i która wydawała mi się "standardem". Teraz wiem, że to sprzeczne komunikaty do których byłam przyzwyczajona. Okres spokoju kojarzył mi się z jednym - oczekiwaniem na kryzys, który musiał nadejść. No, a mała kłótnia - dawała pewność, że przez jakiś czas będzie OK (przecież tak było w moim rodzinnym domu, nie).
Wiedziałam, że jestem atrakcyjna, często słyszałam komplementy od innych mężczyzn. Ale gdy (bardzo rzadko) powiedział to On: WOW, świat nabierał barw.
Wchodzenie w następny związek zaraz po zakończeniu poprzedniego, bez dania sobie czasu na jakąś refleksję, odpoczynek.
Podporządkowanie swoich potrzeb jemu: wyjazd na wakacje, co na obiad, meble, kolor ścian, nawet moje włosy. Wiecie co - to było ŻAŁOSNE. To wszystko postępowało małymi kroczkami, niezauważalnie (dla mnie) uginałam się coraz bardziej.
Zazdrość napisała: "nie uważałam się za ostatnia idiotkę". Ha! Ja też tak uważałam - przecież musiałam się "opiekować" nim - bidulkiem, który bez mojej pomocy po prostu umarłby. Natychmiast.

W moim przypadku wszystko kończyło się wtedy, kiedy została przekroczona granica. Granica, której przesunięcia nie akceptowałam. Zastanawia mnie, skąd we mnie brała się wtedy siła, dzięki której odchodziłam? Nie było zmiłuj - kończyłam związek definitywnie.

Pytał Pan o "osobę bluszcz". Szczerze - nie cierpię takiego zachowania. Nie potrafię zrozumieć osób, którym do istnienia niezbędne jest wsparcie się na innych. Wydaje mi się, że takie osoby "zagarniają" całego partnera dla siebie, chcą mieć wyłączność na tą osobę. Jednocześnie sami "znikają", zatracają się.
Zawsze ceniłam sobie prawo do odrębności partnerów jako "osobnych bytów". Wolności tak do końca nigdy się nie wyrzekłam - zawsze miałam grono koleżanek, z którymi się spotykałam; wyjeżdżałam sama. Ale teraz widzę, że później dostawałam za to "karę" na różne sposoby.
Dobra, kończę, bo miało być krótko wink
Co Pan o tym myśli Panie znany psychologu wink
P.S. Cieszę się, że nieobce jest Panu poczucie humoru (pewnie jednak mniej cyniczne niż moje). Cały czas rozważam to morsowanie w Wiśle wink Z balkonu widzę jak paruje...

657

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
niekochana72 napisał/a:

No i teraz mogłam "rozpostrzeć skrzydła i zaświecić aureolkę" - teraz mogłam ich leczyć, kochać i zbawiać. Kolejność dowolna, w zależności od potrzeb. Nie moich oczywiście, tylko ich.

sad a ja mysle, ze Twoich... nie bez powodu takich wlasnie partnerow wybieralas
Przynajmniej w moim przypadku tak bylo... ale uswiadomilam to sobie teraz sad

niekochana72 napisał/a:

musiałam się "opiekować" nim - bidulkiem, który bez mojej pomocy po prostu umarłby. Natychmiast.

Nie umarlby to byla Twoja decyzja, ze on umrze bez Ciebie.

niekochana72 napisał/a:

W moim przypadku wszystko kończyło się wtedy, kiedy została przekroczona granica. Granica, której przesunięcia nie akceptowałam. Zastanawia mnie, skąd we mnie brała się wtedy siła, dzięki której odchodziłam? Nie było zmiłuj - kończyłam związek definitywnie.

Mysle, ze to nie byla Twoja granica Niekochana, to bylo Twoje dno sad Swoje granice przekraczalas wczesniej np gdy dawalas mu czas 2 miesieczny na oswojenie sie z dzieckiem. (ja dalam trzy lata sad powinien byc emotikon walacy glowa w sciane)) Ja tez mylilam moje granice z moim dnem... ech!

chcialabym dodac cos do tych GRANIC o ktorych piszemy...
Zdalam sobie sprawe, ze takim traktowaniem typu "on beze mnie umrze" przekraczalam jego granice (nie tylko cierpliwosci big_smile ) Okazywalam jawnie brak szacunku do jego decyzji, samodzielnosci, niezaleznosci. Ja wiedzialam co dla niego jest dobre i co dobre dla naszego zwiazku.... zlowilam wielblada i kazalam mu byc reniferem, bo renifer taki familijny i disneyowski...
a ON byl od poczatku wielbladem... nie zaakceptowalam go jako wielblada... powinnam mu dac wolnosc sad i szukac renifera. Moja nadopiekunczoscia, staraniem sie, uslugiwaniem, wybaczaniem, edukowaniem sie w jego problemach okazywalam mu brak szacunku, przekraczalam JEGO GRANICE
Smutne ale prawdziwe.
chcialabym rowniez uwydatnic przez ekologiczne wytluszczenie slow napisanych przez Niekochana: Wchodzenie w następny związek zaraz po zakończeniu poprzedniego, bez dania sobie czasu na jakąś refleksję, odpoczynek.

658 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2010-12-04 18:42:32)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Zazdrosc napisał/a:

No i teraz mogłam "rozpostrzeć skrzydła i zaświecić aureolkę" - teraz mogłam ich leczyć, kochać i zbawiać. Kolejność dowolna, w zależności od potrzeb. Nie moich oczywiście, tylko ich.
sad a ja mysle, ze Twoich... nie bez powodu takich wlasnie partnerow wybieralas
Przynajmniej w moim przypadku tak bylo... ale uswiadomilam to sobie teraz sad

Masz rację, moje-chore potrzeby.

niekochana72 napisał/a:

musiałam się "opiekować" nim - bidulkiem, który bez mojej pomocy po prostu umarłby. Natychmiast.
Nie umarlby to byla Twoja decyzja, ze on umrze bez Ciebie.

Nie, no to już była z mojej strony IRONIA. Powinnam wkleić buźkę dla jasności wink Ehh.. jakbyśmy gadały, to byś usłyszała to w moim głosie wink

niekochana72 napisał/a:

W moim przypadku wszystko kończyło się wtedy, kiedy została przekroczona granica. Granica, której przesunięcia nie akceptowałam. Zastanawia mnie, skąd we mnie brała się wtedy siła, dzięki której odchodziłam? Nie było zmiłuj - kończyłam związek definitywnie.
Mysle, ze to nie byla Twoja granica Niekochana, to bylo Twoje dno sad Swoje granice przekraczalas wczesniej np gdy dawalas mu czas 2 miesieczny na oswojenie sie z dzieckiem. (ja dalam trzy lata sad powinien byc emotikon walacy glowa w sciane)) Ja tez mylilam moje granice z moim dnem... ech!

Bardzo mi się podoba to, co napisałaś. Może to chore, ale w końcu czuję ulgę, że ktoś głośno to nazwał. Ale nie musiałaś aż tak krzyczeć wink

Zazdrosc napisał/a:

chcialabym dodac cos do tych GRANIC o ktorych piszemy...
Zdalam sobie sprawe, ze takim traktowaniem typu "on beze mnie umrze" przekraczalam jego granice (nie tylko cierpliwosci big_smile ) Okazywalam jawnie brak szacunku do jego decyzji, samodzielnosci, niezaleznosci. Ja wiedzialam co dla niego jest dobre i co dobre dla naszego zwiazku.... zlowilam wielblada i kazalam mu byc reniferem, bo renifer taki familijny i disneyowski...
a ON byl od poczatku wielbladem... nie zaakceptowalam go jako wielblada... powinnam mu dac wolnosc sad i szukac renifera. Moja nadopiekunczoscia, staraniem sie, uslugiwaniem, wybaczaniem, edukowaniem sie w jego problemach okazywalam mu brak szacunku, przekraczalam JEGO GRANICE
Smutne ale prawdziwe.

Bardzo a propos. Ucięłam sobie krótką drzemkę (właśnie wstałam), w tak zwanym półśnie słyszę, że M. wrócił z uczelni. Zadowolony, bo dobrze poszła prezentacja. Pyta dziecko, co jedliśmy na obiad, co może sobie wziąć. Kiedyś zerwałabym się z łóżka (oczywiście wewnętrznie zła, że musiałam wstać) i odgrzała bym, to trzeba. Dziś - przewróciłam się na drugi boczek, usłyszałam hałasy dobiegające z kuchni - córka głośno instruowała, gdzie też od kilku lat zamieszkują w naszej kuchni patelnie. I sam wszystko sobie zrobił. Ja zadowolona, on może mniej, a może właśnie wcale nie? Może też zadowolony?
Zadowolenie z udanej prezentacji przełożyło się na całą rodzinę - zostałyśmy zaproszone do kina.
Ehh... może jest szansa na dobre życie każdego z nas osobno? Boję się mieć na to nadzieję.

Zazdrosc napisał/a:

chcialabym rowniez uwydatnic przez ekologiczne wytluszczenie slow napisanych przez Niekochana: Wchodzenie w następny związek zaraz po zakończeniu poprzedniego, bez dania sobie czasu na jakąś refleksję, odpoczynek.

Dodam jeszcze, że ja generalnie preferowałam haj zakochania od pierwszego wejrzenia. Mogłam wtedy góry przenosić, 10 par różowych okularów zakładałam sad

659

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Bardzo dziękuję,
cieszy mnie entuzjazm Uczestniczek - szczerze przyznam, że każdy trener marzy, by mieć tylko takich uczestników w grupach szkoleniowych smile
Postów jest wiele, niektóre są długie - nie zawsze mogę bezpośrednio się ustosunkować do wszystkich pytań, sugestii itd. Z góry więc przepraszam, jeśli czyjeś pytanie pominę.
Ale widzę, że wszyscy pod pojęciem "kochania za bardzo" rozumiemy mniej więcej to samo.
Pierwszą moją refleksją jest wniosek, do którego dochodzę przez całe życie zawodowe. Nie ma osób wolnych od problemów, podobnie, jak żaden związek nie jest udany w 100%. Co więcej - wydaje mi się, że większość ludzi cierpi przez jakieś partnerskie zgrzyty, których być może dałoby się uniknąć, gdyby tylko partnerzy chcieli nad związkiem pracować. Piszę "być może", bo to naprawdę bardzo skomplikowana materia. Cieszy mnie, że wiele osób sięga po pomoc specjalistyczną, smutne jest tylko, że czasem nie jesteśmy w stanie zaproponować żadnego naprawdę skutecznego rozwiązania.
W związkach międzyludzkich bardzo często nie układa się tak, jakby mogło, przez jakiś błahy, a permanentnie powtarzany błąd - na przykład poprzez wpominaną tutaj wielokrotnie asymetrię lub brak podstawowej asertywności. Kobiety współuzależnione to zazwyczaj cierpiętnice, zupełnie nie pamiętające o własnych potrzebach - chyba niewiele trzeba, by to zmienić. Jeśli jednak sytuacja trwała przez ostatnich lat dwadzieścia - wprowadzanie zmian jest co najmniej dyskusyjne...
Jedna z Pań pyta, "czy jest szansa na całkowite wyzdrowienie"... W moim przekonaniu nie - pewne skłonności zawsze w nas pozostają. Jest tak zresztą z wszelkimi zaburzeniami, nie tylko psychicznymi i emocjonalnymi - przecież osoba z nadkwasotą treści żołądka zawsze będzie przejawiała takie tendencje. Nowotwory, nawet wyleczone, osłabiają organizm i często grożą nawrotem itd. Dlatego wszekie problemy psychiczne i emocjonalne wymagają ciągłej czujności i ciągłej pracy nad sobą - warto podkreślić, że taka praca sama w sobie czyni życie lepszym i ciekawszym (przynajmniej moim zdaniem).
Skłonność do popaprańców... bardzo charakterystyczne dla osób niedojrzałych lub w okresie niedojrzałości - popaprańcy jawią się jako bardziej ciekawi i pociągający, wiem to doskonale. Nadchodzi proza życia, obowiązki, problemy... i podczas gdy osoby "nudne" i "bezbarwne" zapewniają swoim partnerom poczucie bezpieczeństwa i stabilność życiową, popapraniec myśli tylko o zabawie i dalszym papraniu własnego życia. No, ale to trzeba lat, by umieć oddzielić ziarno od plew (nie wszystko złoto, co się świeci) smile
Nieco podobnie jest z urodą - im jesteśmy starsi, tym mniejszą zawracamy na nią uwagę, bo inne cechy stają się dla nas ważniejsze.
Ze związkami uczuciowymi i ich psychoterapią czy poradnictwem jest jeszcze jeden problem. Bardzo często do gabinetu trafiają osoby deklarujące chęć naprawy związku, podczas gdy lekarz czy psycholog widzi od razu, że tak naprawdę nie marzą o niczym innym poza tym, by w miarę możliwości bezboleśnie się rozstać. Zaś kontakt ze specjalistą podejmują pod naciskiem rodziny, znajomych czy dzieci i pod naporem najrozmaitszych konwenansów.
Miałem znajomego, który radził się mnie w sprawie własnego, rzekomego alkoholizmu. Nie wiem doprawdy, czy rzeczywiście był uzależniony (bardzo możliwe, że był), z całą pewnością jednak od dawna nie kochał swojej żony. Ani chyba ona jego. Jego alkoholowe ekscesy w moim przekonaniu prowadzić miały do możliwie usprawiedliwonego rozpadu związku. Myślę również, że liczył, że to żona go w końcu zostawi - będzie mu wówczas lżej, bo to przecież ona odeszła.

660 Ostatnio edytowany przez gazia (2010-12-05 18:35:18)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Czyli moja zagmatwana osobowośc juz na zawsze pozostanie zaplatana niczym baleron w sieć moich niwłasciwych  postępowań wobec partnerów i ogólnie ludzi z ktorymi sie stykałam. By  porozcinać tę sieć potrzeba wielu przykrych wydarzeń, chociazby postępowania mojego męża, który inwestuje swoje uczucia w 2 lub więcej bab.

Pora sobie wbic do mojej niestety niezbyt pełnej łepetyny,czyli jak by troche pustej,  by uczyc sie życia samej, by zadbac troche o wygląd , bo braki i zaniedbania dostrzegają  nawet starcy, babki na straganach  i prawie niewidomi to tak niby w przenośni.a jednak.nie w przenośni! By nie zauważać tego, jak zyje mąż, by pozwolic mu tak życ jak by mnie w tym domu wcale nie było. Da sie to wykonac , ale trzeba siły woli. No i pomocy Boskiej chyba raczej też .A przede wszystkim  zdrowia ....., które tak troche szwankuje.

661

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wojciech Imielski napisał/a:

Miałem znajomego, który radził się mnie w sprawie własnego, rzekomego alkoholizmu. Nie wiem doprawdy, czy rzeczywiście był uzależniony (bardzo możliwe, że był), z całą pewnością jednak od dawna nie kochał swojej żony. Ani chyba ona jego. Jego alkoholowe ekscesy w moim przekonaniu prowadzić miały do możliwie usprawiedliwonego rozpadu związku. Myślę również, że liczył, że to żona go w końcu zostawi - będzie mu wówczas lżej, bo to przecież ona odeszła.

No właśnie, na końcu swojej wypowiedzi zahaczył Pan o bardzo istotną kwestię, która niejednokrotnie była tematem moich rozmyślań smile, a mianowicie brak odwagi, by odejść z martwego już związku. Czy przypadkiem często nie jest tak, że ludzie czują się nieszczęśliwi, ale nie potrafią podjąć tego ostatecznego kroku, sami przed sobą i otoczeniem usprawiedliwiając się szeroko pojętym dobrem partnera (lub jakimkolwiek innym, które jest w danej chwili zwyczajnie wygodne dla własnego ,,ja")? Czy przypadkiem nie prowokują sytuacji, w myśl której sami oszukują swoją psychikę wysuwając wnioski, że przecież ,,tej osoby" nie da się już kochać?

Nie wiem czy jasno wyraziłam to o co mi chodzi, ale z moich obserwacji wynika, że kiedy człowiek zaczyna ze związku uciekać, wymykać się- to konsekwentnie (często podświadomie) dąży do znalezienia dla siebie komfortowej sytuacji, w której sam we własnym pojęciu dochodzi do wniosku, że przecież nie ja jestem winien/winna, ale partner. Prowokują konflikty, sprzeczki, szukają zaczepki, aby samemu sobie udowodnić, że ,,ten człowiek nie nadaje się do życia ze mną", a wreszcie triumfują z poczuciem, że to ,,on/ona odeszła, on/ona okazała się tym słabszym ogniwem i zdradził/a", pomimo iż tak naprawdę to on sam okazał się zbyt słaby, aby odejść, zakończyć związek, zawalczyć o lepszą we własnym pojęciu codzienność.

662

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
gazia napisał/a:

Czyli moja zagmatwana osobowośc juz na zawsze pozostanie zaplatana niczym baleron w sieć moich niwłasciwych  postępowań wobec partnerów i ogólnie ludzi z ktorymi sie stykałam. By  porozcinać tę sieć potrzeba wielu przykrych wydarzeń, chociazby postępowania mojego męża, który inwestuje swoje uczucia w 2 lub więcej bab.

Pora sobie wbic do mojej niestety niezbyt pełnej łepetyny,czyli jak by troche pustej,  by uczyc sie życia samej, by zadbac troche o wygląd , bo braki i zaniedbania dostrzegają  nawet starcy, babki na straganach  i prawie niewidomi to tak niby w przenośni.a jednak.nie w przenośni! By nie zauważać tego, jak zyje mąż, by pozwolic mu tak życ jak by mnie w tym domu wcale nie było. Da sie to wykonac , ale trzeba siły woli. No i pomocy Boskiej chyba raczej też .A przede wszystkim  zdrowia ....., które tak troche szwankuje.

Gaziu, kocham Cię. Zwłaszcza za ten baleron big_smile Zagarniam go dla siebie, mam nadzieję, że się zgodzisz.
Balerony, łączmy się! Zwłaszcza teraz, przed świętami wink

663

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

wiedzialam, ze nie ma calkowitego wyleczenia sad
tak jak "alkoholik-niepijacy" tak "wspoluzalezniony-niezalezny"

Opracowywuje sobie na wlasny uzytek liste moich "chorych" zachowan i sposoby radzenia sobie (jak tabletka poronna, szybko i zaraz po)
np.
przykra, niesprawiedliwa rozmowa telefonicznza z partnerem..
objawy: napiecie miesni, gula w gardle, zbieranie logicznych argumentow, zeby go przekonac, narastajace napiecie.
reakcja: (nazywam to dla siebie tabletka poronna big_smile) mowie: przepraszam ale juz dluzej nie moge rozmawiac, skonczymy pozniej, innym razem... i po rozlaczeniu cwiczenia oddechowe

Ucze sie nawykow... ha ha ha

664 Ostatnio edytowany przez gazia (2010-12-05 18:42:30)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Niekochana -balerony łączmy się i rozsupłujmy te splątania . Ja tak to własnie widze.

665

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

A ja tam Gaziu ciesze sie z mojej pustej glowy... ha ha ha mam duzo miejsca na zapelnienie czyms nowym, swiezym, radosnym i budujacym. Wszystko segreguje w szufladki bo wiadomo, ze rzeczy i sprawy poukladane zajmuja mniej miejsca niz balagan... bo juz nie chce mojej glowy zapelniac balaganem smile

666

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Dobra, napiszę to głośno, bo coraz bardziej mnie uwiera.
Ja cały czas mam problem z tym, że boję się sformalizowania naszego rozstania. Tzn nie boję się samego rozstania, tylko jego reakcji na to. Teraz jest względny spokój (jeśli chodzi o zachowanie M), niestety obawiam się, że wniosek o separację spowoduje nawrót najgorszych zachowań. Boję się utraty tej mojej "małej stabilizacji". Ale jednocześnie czuję, że nie odzyskałam całkowicie wolności.
Nadal myślę wpływie jego zachowania na mnie. A już nie chcę.

667

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Witam. jestem tu nowa, mam na imie Marzena, mam 35 lat. bardzo milo mi wszystkich poznac.
OD kilku miesiecy jestem sama, opuscil mnie moj ukochany mezczyzna z ktorym bylam ponad 10 lat, mamy coreczke 6 lat.
Dziecko ma problemy psychologiczne, jest pod opieka poradni.
Wczesnym latem moj ukochany poznal kobiete, dowiedzialam sie od niego ze jest w ciazy, potem ludzie ich razem widzieli.
Osdunal sie odemnie, od dziecka, znikal na cale dnie, tygodnie, wylaczal telefon, nie mialam nawet jak jechac z chorym dzieckiem do szpitala... bezradnosc,
Nie wiem czy ta kobieta wie o mnie i o naszym dziecku.
Podalam go o alimenty, przyznano mi 350 zl, pracuje, psychicznie jestem wykonczona, zalamana, biore tabletki na depresje.
Dlaczego on wybral tamta kobiete ? woli ja niz wlasne dziecko. gdzie jego sumienie?
kocham go, wybaczylam mu wszystko oby tylko wrocil, ale powiedzial ze mnie nie kocha i nie wroci.
Wogole nie interesuje sie corka, a ona pyta o niego, nie wiem co jej powiedziec....
Zmienil adres zamieszkania, prace, nie wiem gdzie mieszkaja, gdzie pracuje....
Czasem chcialabym poprosic kogos aby pojechal za nim dowiedzial sie gdzie mieszka, gdzie pracuje.
chcialabym porozmawiac z tamta kobieta i wykrzyczec jej ze zabrala dziecku ojca, mi mezczyzne.
KOCHAM go nadal....
Czy mam szanse go odzyskac?
Nie potrafie zyc bez niego.
Zostalam sama z dzieckiem.,,, bez zadnej nadziei na przyszlosc.

668 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2010-12-05 20:45:11)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
marzena35 napisał/a:

Witam. jestem tu nowa, mam na imie Marzena, mam 35 lat. bardzo milo mi wszystkich poznac.
OD kilku miesiecy jestem sama, opuscil mnie moj ukochany mezczyzna z ktorym bylam ponad 10 lat, mamy coreczke 6 lat.
Dziecko ma problemy psychologiczne, jest pod opieka poradni.
Wczesnym latem moj ukochany poznal kobiete, dowiedzialam sie od niego ze jest w ciazy, potem ludzie ich razem widzieli.
Osdunal sie odemnie, od dziecka, znikal na cale dnie, tygodnie, wylaczal telefon, nie mialam nawet jak jechac z chorym dzieckiem do szpitala... bezradnosc,
Nie wiem czy ta kobieta wie o mnie i o naszym dziecku.
Podalam go o alimenty, przyznano mi 350 zl, pracuje, psychicznie jestem wykonczona, zalamana, biore tabletki na depresje.
Dlaczego on wybral tamta kobiete ? woli ja niz wlasne dziecko. gdzie jego sumienie?
kocham go, wybaczylam mu wszystko oby tylko wrocil, ale powiedzial ze mnie nie kocha i nie wroci.
Wogole nie interesuje sie corka, a ona pyta o niego, nie wiem co jej powiedziec....
Zmienil adres zamieszkania, prace, nie wiem gdzie mieszkaja, gdzie pracuje....
Czasem chcialabym poprosic kogos aby pojechal za nim dowiedzial sie gdzie mieszka, gdzie pracuje.
chcialabym porozmawiac z tamta kobieta i wykrzyczec jej ze zabrala dziecku ojca, mi mezczyzne.
KOCHAM go nadal....
Czy mam szanse go odzyskac?
Nie potrafie zyc bez niego.
Zostalam sama z dzieckiem.,,, bez zadnej nadziei na przyszlosc.

Marzenko, bardzo mi przykro, że zostałaś pozostawiona sama sobie z chorym dzieckiem sad  Jestem pewna, że sobie poradzisz, kochana. Kobieta jest w stanie znieść wiele. Poczytaj sobie historie innych kobiet na forum, zobaczysz jak inne sobie radzą. Jeśli chciałabyś poczytać trochę mądrych książek, to napisz na mojego mail'a - wyślę.
Ściskam Cię mocno, nie poddawaj się. Jego niestety (a może na szczęście) należy spisać na straty. Biedny, chory człowiek.

Kochane, właśnie zrobiłam sobie prezent Mikołajkowy. Zamówiłam na gwp.pl pakiet kilku naszych książek. Bo wiecie, mam takie małe zboczenie - uwielbiam książki - ich zapach, podkreślam najważniejsze myśli zakreślaczem. Wreszcie prezent, naprawdę dla mnie.

669

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Olina napisał/a:

No właśnie, na końcu swojej wypowiedzi zahaczył Pan o bardzo istotną kwestię, która niejednokrotnie była tematem moich rozmyślań smile, a mianowicie brak odwagi, by odejść z martwego już związku. Czy przypadkiem często nie jest tak, że ludzie czują się nieszczęśliwi, ale nie potrafią podjąć tego ostatecznego kroku, sami przed sobą i otoczeniem usprawiedliwiając się szeroko pojętym dobrem partnera (lub jakimkolwiek innym, które jest w danej chwili zwyczajnie wygodne dla własnego ,,ja")? Czy przypadkiem nie prowokują sytuacji, w myśl której sami oszukują swoją psychikę wysuwając wnioski, że przecież ,,tej osoby" nie da się już kochać?

Nagminnie tak właśnie jest. Wszyscy znamy przecież, z własnego doświadczenia i z otoczenia, nieszczęśliwe związki trwające tylko dzięki sile pewnych konwenansów i zwykłego przyzwyczajenia. Albo po prostu wspólnych interesów.
Problem polega na tym, że kiedy tacy partnerzy trafiają do poradnictwa, często szybko się okazuje, że próby "ratowania" związku są już zupełnie pozbawione sensu - bo jeden z partnerów chce odejść. Albo nawet oboje. I wówczas praca poradniana czy terapeutyczna oraz pozorne zaangażowanie partnerów to para idąca w gwizdek. Czasami po prostu warto, by ktoś trzeci, z zewnątrz, pomógł się takim ludziom kulturalnie i w sposób cywilizowany rozstać.

Bo raczej rzadko się to ludziom udaje. Kiedy przychodzi do rozwodu - podział majątku to naprawdę najmniejszy problem, jeśli małżeństwo ma dzieci. Wraz z rozwodem zaczyna się spirala patologii, na której najbardziej cierpią niestety najmłodsi. Takich sytuacji widziałem setki, ale to już zupełnie odrębny temat.

Z drugiej strony - doczekaliśmy czasów, w których rozwód przychodzi ludziom nieco zbyt lekko. Sam jestem zdania, że jeśli partnerów nic ze sobą nie łączy, należy się w możliwie pokojowy sposób rozstać. Ale nader często rozwód następuje niczym w Las Vegas - pokłóciliśmy się o sałatkę, idziemy do sądu i do widzenia. Liczba rozwodów lawinowo rośnie i to tylko jedna z bardzo wielu niepokojących zmian cywilizacyjnych.

670

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Dziewczyny jakie macie sposoby na niepomaganie?

Pewnie to znacie, Pan Mąż robi coś lub nie robi czegoś, dostaje po łapach (tym razem nie ode mnie),
potem cierpi.
Jeszcze kilka dni temu rzuciłabym się , tłumaczyć i pokazywać drogę którą ma podążać, a żeby nie zabłądził GPS-a bym dała.

Teraz milczę jak zaklęta. Szarpie mnie w środku, bo taki nawyk mam, że jak widzę głupotę to mnie rwie.

Ale stanęła na mojej drodze taka jedna, uparta baba:) co to nie dała mi spokoju, aż zrozumiałam, że głupota różne ma oblicza. (jeszcze raz dzięki Zazdrość)

No to dziób zamknięty i sza.
A co z tym szarpaniem?

Czy to jest tak bolesne dla wszystkich?
Mam wrażenie że On nigdy się nie domyśli, co zrobić, żeby nie bolało.

Jak nauczyć się myśleć o sobie, jak nie mam tego w zakresie obowiązków i w nawyku?  Potrzeba też gdzieś się ukryła.

671

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
niekochana72 napisał/a:

Kochane, właśnie zrobiłam sobie prezent Mikołajkowy. Zamówiłam na gwp.pl pakiet kilku naszych książek. Bo wiecie, mam takie małe zboczenie - uwielbiam książki - ich zapach, podkreślam najważniejsze myśli zakreślaczem. Wreszcie prezent, naprawdę dla mnie.

Droga niekochana - ja rowniez wpadłam na ten sam pomysł  - tylko ja kupuje na allegro.
ale link do ksiegarni zapisze, napewno sie przyda.
pozdrawiam

672 Ostatnio edytowany przez Wojciech Imielski (2010-12-05 22:42:50)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
marzena35 napisał/a:

Witam. jestem tu nowa, mam na imie Marzena, mam 35 lat. bardzo milo mi wszystkich poznac.
Wogole nie interesuje sie corka, a ona pyta o niego, nie wiem co jej powiedziec....
Zmienil adres zamieszkania, prace, nie wiem gdzie mieszkaja, gdzie pracuje....
Czasem chcialabym poprosic kogos aby pojechal za nim dowiedzial sie gdzie mieszka, gdzie pracuje.
chcialabym porozmawiac z tamta kobieta i wykrzyczec jej ze zabrala dziecku ojca, mi mezczyzne.

Dobry wieczór,
mnie również miło Panią poznać.
Nie jestem prawnikiem, ale o ile pamiętam, nowy Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy (z 2009 roku, a być może nawet te poprzednie również) mówi, że rodzic, który nie mieszka z dzieckiem, ma nie tylko prawo ale i obowiązek utrzymywania z nim kontaktów. Jest to teoretycznie obowiązek taki sam, jak płacenie alimentów, jednak podejrzewam, że jego egzekucja jest jeszcze daleko trudniejsza, niż w sprawach finansowych.
Proszę pamiętać o tej możliwości. Sąd, jeśli będzie chciał, ustali miejsce pobytu męża, jednak pozostaje pytanie, czy zmuszanie kogokolwiek do czegokolwiek ma w ogóle jakiś sens, zwłaszcza w sprawach rodzinnych, czy - szerzej - uczuciowych.
Mnie jest trudno zrozumieć osoby, które nie chcą utrzymywać kontaktu z dzieckiem, ale jeśli nie chcą, to chyba nie ma sposobu, by je do tego zmusić. 

marzena35 napisał/a:

Zostalam sama z dzieckiem.,,, bez zadnej nadziei na przyszlosc.

To na pewno bardzo trudna sytuacja, ale przesadza Pani, że bez nadziei na przyszłość. Chociażby na tym Forum spotka Pani mnóstwo Kobiet, które wiedzą, że i jak można sobie radzić w takich przypadkach.

673

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wojciech Imielski napisał/a:
marzena35 napisał/a:

Zostalam sama z dzieckiem.,,, bez zadnej nadziei na przyszlosc.

To na pewno bardzo trudna sytuacja, ale przesadza Pani, że bez nadziei na przyszłość. Chociażby na tym Forum spotka Pani mnóstwo Kobiet, które wiedzą, że i jak można sobie radzić w takich przypadkach.

Jesli Marzenko bedziesz gotowa stanac na nogi, sluze rada z calego serca.


Mam pytanie do Pana Eksperta,
Olinka odgrzala w mojej pamieci pewne sprawy.
W koncowym etapie mojego malzenstwa (22 lata) kiedy po raz pierwszy w zyciu wezwalam policje (odwolalam zaraz) cos we mnie peklo... mysle, ze bylo to moje dno sad
Zaproponowalam mezowi terapie. Odmowil. Zaproponowalam, ze razem mozemy isc na terapie. Niechetnie, ale zgodzil sie pod warunkiem, ze mialam sie wszystkim zajac. Znalazlam poradnie. Zadzwonilam. Przedstawilam po krotce problem z agresja w moim domu. Psycholog powiedzial, ze chetnie sie ze mna spotka a maz musi sam sie umowic na spotkanie. Tlumaczylam, ze wlasnie mam meza akceptacje i to jest nasze wspolne uzgodnienie, wiec prosze o umowienie wizyty. Psycholog odmowil mi tlumaczac, ze nie raz zony umawialy mezow, ktorzy nie przychodzili na spotkanie. Na moje "ale u mnie to jest inny przypadek" odpowiedzial krotko i stanowczo "to znaczy ze nie ma problemu zeby maz sam zadzwonil i sam sie umowil". Pomyslalam, co za palant!    :mad
... i ten palant mial racje sad
Ja poszlam na spotkanie a maz nie... powiedzial, ze on nie ma problemow i nie musi nigdzie chodzic

Zawsze z bolem wspominam ten moment.... bo czulam, ze on jakos tak lekko wybral czego chce sad Pomyslalam, ze on mnie nie kochal juz od dawna... i przemknelo mi przez mysl to o czym wspominala Olinka "On nie umial sam odejsc, musial mnie sprowokowac" Powiedzial, ze nie znal mnie z tej strony, ze jestem tak podla i zdolna do tego by na NIEGO wezwac policje... i musi zrewidowac swoje poglady na mnie... no ale to on zapedzil mnie w rog pokoju napierajac na mnie cialem i krzykiem... a kazal mi sie czuc jakbym go zdradzila... chore
Rozstalismy sie jak on glosi -bo ja odeszlam.. ale sam napisal umowe rozwodowa, wydrukowal i kazal zaniesc do sadu sad ze slowami: zloz Ty to bedzie dla Ciebie lepiej...
Potem jednak dawal mi dowody milosci... marne jak... grozba samobojstwa, albo wyznanie, ze "kocha mnie i nienawidzi"

Od tamtej pory zastanawiam sie czy to mozliwe zeby czlowiek NIE WIEDZIAL czy kocha? zeby wydawalo mu sie, ze kocha a za pare dni, ze nie kocha i tak bez konca?

674 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2010-12-06 01:31:46)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
mariposa napisał/a:

Dziewczyny jakie macie sposoby na niepomaganie?.

Mam.
Mysle sobie wtedy: szanuje Cie i Twoje poglady na poradzenie sobie z TWOIM problemem. Rob jak uwazasz.
Czasem dodaje rowniez w duchu:  Przepraszam, ze sprawilam, iz przy mnie czujesz sie nieporadnie i wydaje ci sie ze nie dasz sobie rady beze mnie.

Jemu mowie: Dasz sobie rade. Nie raz byles w gorszych opalach. Wszystko bedzie dobrze. Trzymam kciuki. (i do trzymania kciukow ograniczam moja nadgorliwosc)

675

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Zazdrosc napisał/a:

Mam pytanie do Pana Eksperta(...)
Od tamtej pory zastanawiam sie czy to mozliwe zeby czlowiek NIE WIEDZIAL czy kocha? zeby wydawalo mu sie, ze kocha a za pare dni, ze nie kocha i tak bez konca?

Bardzo proszę o sprecyzowanie pytania - jest ono najzupełniej jasne, nie wiem tylko, czy dotyczy ono Pani czy męża w opisanej sytuacji...? Inaczej mówiąc - komu tak diametralnie zmieniały się uczucia? Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że mężowi...

676

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Zazdrosc napisał/a:

[
Zaproponowalam mezowi terapie. Odmowil. Zaproponowalam, ze razem mozemy isc na terapie. Niechetnie, ale zgodzil sie pod warunkiem, ze mialam sie wszystkim zajac. Znalazlam poradnie. Zadzwonilam. Przedstawilam po krotce problem z agresja w moim domu. Psycholog powiedzial, ze chetnie sie ze mna spotka a maz musi sam sie umowic na spotkanie. Tlumaczylam, ze wlasnie mam meza akceptacje i to jest nasze wspolne uzgodnienie, wiec prosze o umowienie wizyty. Psycholog odmowil mi tlumaczac, ze nie raz zony umawialy mezow, ktorzy nie przychodzili na spotkanie. Na moje "ale u mnie to jest inny przypadek" odpowiedzial krotko i stanowczo "to znaczy ze nie ma problemu zeby maz sam zadzwonil i sam sie umowil". Pomyslalam, co za palant!    :mad
... i ten palant mial racje sad

Kochana, na pewno nie jesteśmy jedną osobą? M.poszedł na wspólną, ale na kozetce kazał usiąść mnie, on usiadł na fotelu dla gości. I to ja miałam mówić. Tak było na pierwszym spotkaniu, na drugim i trzecim się zbuntowała, czwartego nie było.

677

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Zazdrosc napisał/a:
mariposa napisał/a:

Dziewczyny jakie macie sposoby na niepomaganie?.

Mam.
Mysle sobie wtedy: szanuje Cie i Twoje poglady na poradzenie sobie z TWOIM problemem. Rob jak uwazasz.
Czasem dodaje rowniez w duchu:  Przepraszam, ze sprawilam, iz przy mnie czujesz sie nieporadnie i wydaje ci sie ze nie dasz sobie rady beze mnie.

Jemu mowie: Dasz sobie rade. Nie raz byles w gorszych opalach. Wszystko bedzie dobrze. Trzymam kciuki. (i do trzymania kciukow ograniczam moja nadgorliwosc)

We mnie jest jeszcze zbyt dużo złości - nie pomagam, bo mnie wkurza. A jeśli już pomagam, to na zasadzie wzajemności - robię pranie - mogę też wrzucić Twoje rzeczy do pralki, ale Ty za to ...... Uczciwy dil, jak to ze współlokatorem wink
Potrafię też we trójkę (z córką) pójść na lody lub do kina. Zawsze na film, który my kobietki wybierzemy - jesli mu nie odpowiada, to idziemy same. Jak to ze współlokatorem.

678

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wojciech Imielski napisał/a:
Zazdrosc napisał/a:

Mam pytanie do Pana Eksperta(...)
Od tamtej pory zastanawiam sie czy to mozliwe zeby czlowiek NIE WIEDZIAL czy kocha? zeby wydawalo mu sie, ze kocha a za pare dni, ze nie kocha i tak bez konca?

Bardzo proszę o sprecyzowanie pytania - jest ono najzupełniej jasne, nie wiem tylko, czy dotyczy ono Pani czy męża w opisanej sytuacji...? Inaczej mówiąc - komu tak diametralnie zmieniały się uczucia? Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że mężowi...

no tak.. troche zamacilam... Chodzi mi oczywiscie o uczucia meza. Bylam jakos tak zawsze pochlonieta szukaniem oznak milosci (radosnie podniesiona brew itp), ze dopatrywalam sie ich wszedzie a lekcewazylam  powazne dowody na niekochanie sad

chcialabym sama dla siebie zrozumiec... czy to mozliwe ze on czasem mnie jednak kochal sad a innym razem niekochal...
bo dla mnie to bylo zawsze takie stale uczucie..no moze nie zawsze o tym samym natezeniu, troche jak sinusoida... ale ta linia byla zawsze, a u niego to troche jak przerywana linia: kocha, nie kocha, kocha, nie kocha...
Czy to mozliwe zeby tak kochac i odkochiwac sie co tydzien?

679

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Zazdrosc napisał/a:
Wojciech Imielski napisał/a:
Zazdrosc napisał/a:

Mam pytanie do Pana Eksperta(...)
Od tamtej pory zastanawiam sie czy to mozliwe zeby czlowiek NIE WIEDZIAL czy kocha? zeby wydawalo mu sie, ze kocha a za pare dni, ze nie kocha i tak bez konca?

Bardzo proszę o sprecyzowanie pytania - jest ono najzupełniej jasne, nie wiem tylko, czy dotyczy ono Pani czy męża w opisanej sytuacji...? Inaczej mówiąc - komu tak diametralnie zmieniały się uczucia? Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że mężowi...

no tak.. troche zamacilam... Chodzi mi oczywiscie o uczucia meza. Bylam jakos tak zawsze pochlonieta szukaniem oznak milosci (radosnie podniesiona brew itp), ze dopatrywalam sie ich wszedzie a lekcewazylam  powazne dowody na niekochanie sad

chcialabym sama dla siebie zrozumiec... czy to mozliwe ze on czasem mnie jednak kochal sad a innym razem niekochal...
bo dla mnie to bylo zawsze takie stale uczucie..no moze nie zawsze o tym samym natezeniu, troche jak sinusoida... ale ta linia byla zawsze, a u niego to troche jak przerywana linia: kocha, nie kocha, kocha, nie kocha...
Czy to mozliwe zeby tak kochac i odkochiwac sie co tydzien?

Przepraszam, że się wtrącam do dyskusji, ale chciałam Ci powiedzieć, że niezależnie od tego, co napisze Pan Ekspert moja miłość do Ciebie będzie niezachwiana i wiecznie postępująca big_smile Tak, jak się kocha kogoś, kto uratował Ci życie big_smile

680

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

ha ha ha..... moja do Ciebie tez smile siostro!

681

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

No to sobie posłodziłyśmy, a Pan Ekspert, jak większość normalnych osób w Polsce już pewnie śpi snem sprawiedliwego wink

682

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Niestety, ekspert widać nie należy do tych normalnych, bo nie śpi smile

Co do pytania Pani Zazdrość:

Jeśli dobrze zrozumiałem, Pani mąż jest alkoholikiem - nie znalazłem posta, w którym napisałaby Pani wprost ten sposób (albo nie pamiętam), ale wnioskuję, że tak jest.
Jeśli tak, to jak najbardziej jest to możliwe - nawet wcale nie zdziwiłbym się, gdyby mąż w głębi duszy naprawdę Panią kochał.
Taka to niestety jest alkoholiczna miłość - do nienawiści jej niedaleko. A czasem nawet akty agresji popełniane są w imię chorobliwej, alkoholowej miłości - to trudne do pojęcia, kiedy przemoc wyraża jakiś straszny, niepohamowany gniew, a u podłoża tego gniewu leży zawiedziona, chorobliwa, alkoholiczna miłość.
Trudno jest to zrozumieć. Świat uczuć alkoholika jest zupełnie irracjonalny i nieprzewidywalny, ale wiele jest prawdy w stwierdzeniu, że od alkoholu uzależniają się osoby bardzo uczuciowe. Ich nieszczęście czasem również polega na specyficznym "kochaniu za bardzo" (nie tylko samego siebie, ale nawet naprawdę innych wokół).
Nałóg alkoholowy kompletnie dezorganizuje życie wewnętrzne. Wówczas, na skutek różnych procesów może dochodzić do aktów nawet brutalnej agresji w stosunku do osób kochanych. Jest to bardzo smutne zjawisko.
Przy czym, w żaden sposób, rzecz jasna, nie usprawiedliwia to przemocy.

Istotę i naturę takich zjawisk trudno jest wyczerpująco opisać w jednym poście. Ale być może moja odpowiedź choć częściowo Panią usatysfakcjonuje.

683 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2010-12-06 04:04:51)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

ciezko mi stwierdzic czy on byl alkoholikiem... chyba nie. Z opisow alkoholizmu wynika ze sa to tez ludzie ktorzy pija np raz na rok....
W kazdym razie alkohol (jak teraz siegam pamiecia czesto wspoltowarzyszyl agresywnemu zachowaniu ale nie zawsze) Czasem mowilam mu, ze za duzo pije... byl okres kiedy ze wzgledu na prace i towarzystwo przesadzal z piciem stanowczo. Pozniej to kontrolowal albo nie mial potrzeby picia przez lata. Nie umiem odpowiedziec na pytanie czy byl alkoholikiem neutral
W swojej naturze mial ogromna nieufnosc do ludzi, wszystkich podejrzewal o najgorsze intencje, ekspedientki, kierowcow na drodze, kolegow w pracy, pani w pralni... i mnie rowniez. Byl bardzo zgryzliwy. Z pracy wracal naladowany i szukal powodu do tego by eksplodowac. Doslownie SZUKAL. Wszyscy sie go bali. Gdy zblizala sie godzina P (powrot taty z pracy) wszyscy prawie chowali sie po katach. (nie wracal pijany)
Ja sie go balam... ze zle spojrze, ze jestem nie taka jakby chcial, wiec sie staralam i staralam.. czasem robilam rzeczy absurdalne sad
On mi jakos dawal odczuc, ze jak sie nie bede starac to przestanie mnie kochac. Grozil. Mowil mi na czym polega rola kobiety w domu... i ja przyjelam te wszystkie role narzucone przez niego... bez zadnej operacji na mozgu przyjelam role dobrej zony ze Stepford sad
Nie wolno mi bylo spotykac sie z kolezankami sad wszystkie mialy na mnie zly wplyw.
Jego rodzice nie byli alkoholikami.
Byl pracowity, inteligentny i odpowiedzialny. Mial duzo dobrych cech... ale ja zawsze balam sie go...
Ktos z jego pracy na oficjalnym spotkaniu powiedzial mi kiedys, ze wspolczuje mi, zycia  na codzien z takim facetem (to mial byc niby zarcik)... wiec wywnioskowalam, ze w pracy tez bywal agresywny wobec ludzi.

684 Ostatnio edytowany przez Wojciech Imielski (2010-12-06 04:40:44)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

W takim razie przepraszam, zupełnie źle zrozumiałem Pani sytuację (nie wiem dlaczego, może dlatego, że pytała Pani również o DDA i często wspomina Pani o współuzależnieniu).
Brak stabilności emocjonalnej u pewnych osób może skutkować zupełną chwiejnością w postawach (również uczuciowych) wobec innych. Dlatego istnieją osoby, które na przemian kochają lub nie kochają, kręcą się w tym (i w każdym innym) zakresie jak chorągiewka. Jednak jest to w moim przekonaniu objaw głębokich zaburzeń emocjonalnych, często nawet utrwalonych zaburzeń osobowości.
Zmiana postawy uczuciowej wobec najbliższych może wynikać również z tendencji manipulacyjnych - wówczas także świadczy o zaburzeniach emocjonalnych, tyle, że innego typu niż w poprzednim przykładzie. Wreszcie - wszelkie zaburzenia emocjonalne mają pewne punkty styczne.
Agresja i przemoc, terror, jaki mąż wg Pani relacji wprowadzał zapewne dowodzi, że nie był przykładem zdrowia emocjonalnego.
Trudno jest mi znaleźć jednoznaczną odpowiedź, mam po prostu zbyt mało danych.

Czy to możliwe, że kochał i nie kochał, w zależności od momentu? Myślę, że tak. W psychologii zaburzeń niewiele jest zresztą rzeczy niemożliwych...

685

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Zazdrość świetnie znam to uczucie kiedy się kocha, a za chwilę nienawidzi.
Takie skoki mam co dzień.
Czasem jak patrzę na obiekt moich rozterek, to jedyne co pragnę to żeby zniknął. Jednocześnie tego nie chcę.
Nie jestem w stanie tego wyjaśnić bo sama tego nie rozumiem. może jest to złożone w szufladce podświadomość?
I jak znajdę klucz do niej to będę wiedzieć?
A On ? Czasem mam wrażenie ,ze chodzi naokoło mnie jak kapelan z kadzidłem i zadymia tak żebym nie znalazła tego klucza.

686 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2010-12-06 10:52:57)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Panie Ekspercie i Zazdrość: przyznam się, że z pewną dozą niedowierzania postanowiłam zastosować się do zaleceń - relaksacyjnych. Dużym bodźcem była wizyta u dentysty - orzekł, że wspomniana wcześniej ukruszona dolna jedynka nie będzie naprawiona z prawem do gwarancji. Powód - zbyt mocny "zagryz" spowodowany prawdopodobnie zbyt dużym stresem - też mi Amerykę odkrył wink Ponieważ koszt niemały - byłyby 2 pary butów, postanowiłam rozpocząć walkę.
Postanowiłam Wam zawierzyć - relaksacja tematem miesiąca. I o dziwo - dużo zmieniła w mojej głowie - już się tak nie napinam, żeby wszystko było idealnie zrobione, zgodnie z wytyczonym planem. Mniej się denerwuję z powodu rzeczy, na które nie mam wpływu. Ćwiczę oddechy. I ze zdumieniem odkrywam, że świat się nie zawalił.
Jechałam 1,5 godziny przez całe miasto na spotkanie ze strażakiem, który pomylił się i czekał na mnie cierpliwie w piątek -  nic to, spotkamy się w styczniu. Trudno, stało się - miło, że Pan przeprosił i dostosował się do moich wymagań odnośnie następnego terminu. A wcześniej - zagotowałabym, ciśnienie by mi skoczyło - w rezultacie witaj MIGRENO, Pan też nie poczułby się komfortowo, bo z pewnością jakiś delikatny komentarz by się wymsknął. Ale najważniejsze - mieliłabym to w mojej głowie przez cały dzień i miałabym zepsuty humor na cały dzień. A tak - oddechy i spokój.
Kierowca z uśmiechem na twarzy przepuścił mnie na przejściu dla pieszych - to będę pamiętać.
Następny krok - wyjście z tej mojej (jak napisał znany psycholog)  wink niedojrzałości. Dość popaprańców. :0

687 Ostatnio edytowany przez mama.Niki (2010-12-06 12:50:51)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wojciech Imielski napisał/a:

Co więc rozumiemy przez "kochanie za bardzo"?
(...)
Co Paniom mówi takie sformułowanie "kobieta - bluszcz"?

Dla mnie kochanie za bardzo to uzależnienie od związku funkcjonującego na zasadzie "sklejenia" (już gdzieś o tym pisałam). Badźmy zawsze razem, róbmy wszystko razem, podzielajmy wszystkie swoje pasje, miejmy jednakowe poglądy na wszystko, wszelkie problemy rozwiązujmy wspólnie. Bo przeciez miłość to MY! smile Czyli to sklejenie.
Jak to działało: Ja się interesowłałam jego pasjami - on moimi nie. Ja się włączałam w rozwiązywanie jego problemów - moje trudności go nie obchodziły, czasem drażniły, itp.itd. 
Czego zabrakło? Teraz już wiem: przestrzeni dla niego. Pewnie się dusił. Ale ja nie wyobrażałam sobie inaczej, niż tylko oplatać go jak ten bluszcz smile Bo gdybym musiała mieć tylko swoją przestrzeń to nie wiedziałabym co tam robić.
Niestety moje nastroje były odbiciem jego nastrojów, a jego nastroje były coraz gorsze. I tak się zła atmosfera sama nakręcała. Im bardziej starałam się zbliżyć tym  bardziej on się odsuwał , a ja byłam coraz mocniej poirytowana.
Jaki tego efekt? Zostałam sama z dzieckiem i siłą rzeczy mam własną przestrzeń - do zagospodarowania. smile  Początek był straszny bo jak żyć w próżni?

Wojciech Imielski napisał/a:

Problem polega na tym, że kiedy tacy partnerzy trafiają do poradnictwa, często szybko się okazuje, że próby "ratowania" związku są już zupełnie pozbawione sensu - bo jeden z partnerów chce odejść.

Tak... przerabiałam to dwa razy. Szkoda czasu i pieniędzy, ale wtedy byłam pełna nadziei.
Jednak dziś wiem, że nasze małżeństwo przetrwało tak długo, dzięki mojej determinacji. Tylko czy mi to wyszło na dobre??? Mój mąż to osobowość narcystyczna. Dobrze mu było z żoną kochającą za bardzo. Czy jakakolwiek terapia, na którymkolwiek etapie naszego związku miałaby sens?

Pozdrawiam i bardzo dziękuję za Pana udział w forum!

688

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

ja wiem ze powinnam go olac i ukladac se zycie od nowa. ale to takie trudne po tyle latach. bylam z nim 5 lat. a teraz z dnia na dzien zostalam sama. i mi ciagle bardzo zalezy na nim. i mam glupia nadzieje ze zrozumie co robi i kogo traci i wroci. on caly czas do mnie pisze. ze chce miec kontakt spotykac sie i wolgole ale nie daje mi szansy. zachwowuje sie jakbysmy od zawsze byli przyjaciolmi i on nie robi nic zlego. jak ja mam sie z nim spotykac jak kolezanka jak mi tak zalezy?! a on nawet nie widzi w tym nic zlego! jakby to bylo normalne! i zachwowuje sie jakbym jeszcze miala byc wdzieczna ze on chce miec ze mna kontakt! po co ciagle pisze do mnie i chce miec kontakt skoro nie chce do mnie wrocic?! jak ja chce urwac kontakt to on i tak pisze. nie rozumiem go. a ja mi zazlezy i mam nadzieje ze on pisze zeby wrocic. casem juz nawet mysle ze lepiej skonczyc ze soba ale nie moge. musze to jakos prztrwac tylko nie wiem jak:( kiedys on by zrobil dla mnie wszystko i byl calkowicie oddany a teraz sie zachowuje jak zupelnie inny czlowiek. rani mnie i nawet tego nie widzi. trudno to wszystko opisac co czuje i mysle. ale potrzebuje go i tak chce zeby wrocil. nie umiem zyc bez niego. to wszystko jest takie trudne. wiem ze jestem wartosciowa dziewczyna i mam nadzieje ze kiedys z kims bede szczesliwa ale narazie w to nie wierze. jestem zalamana i nie wiem jak zyc. wiem ze Wy nie jestescie tak naprawde w stanie nic dla mnie zrobic ale mysle ze pomaga mi to ze chociaz sie przed kims wygadam. a bedac anonimowym zawsze latwiej.

689

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

aniullkaa tez tak miałam, byłam z byłym 5 lat, jak zerwałam tak mnie nagabywał telefonami i smmsami że wróciłam, a jak on obrósł w piórka i czuł sie juz dobrze i bezpiecznie to odszedł do innej twierdząc ze mozemy byc przyjaciółmi i oczywiście się do mnie nadal odzywa, zapewniam Cie ze mozesz zyć bez niego, to kwestia czasu i polubienia siebie i jak na razie swojej samotności, duzo czytam pozycji psychologicznych i jest ze mna trochę lepiej, to forum też działa jak terapia, oprócz tego chodzę na inną terapię dla kochajacych za bardzo, to pomaga, co jeszcze? spotykam się z kolezankami, chodzę do teatru, do kina, do pubu, na tańce, robię wszystko aby się dobrze ze sobą czuć, po rozstaniu tak już jest ze trzeba zapełnić swoją wewnętrzną pustkę i pokochać swoje towarzystwo, mój związek bardzo mnie uzależnił, praktycznie zyłam jego zyciem i jego sprawami, pomagałam za bardzo nawet finansowo, wspierałam za bardzo, kochałam za bardzo, niedawno napisał mi maila ze zabiegałam o niego stosując nieczystą grę i wykorzystując jego trudną sytuację ( nie pracował a potem miał małą rentę) Zabolało, bo tylko chciałam pomóc, bo kochałam, bo było mi go szkoda, bo wszyscy się od niego odsuneli i byłam tylko ja, teraz nie chce tego pamietać, bo tak naprawdę zawdziecza mi bardzo dużo. Może jest tak ze nie może sie do tego przyznać bo i po co? Lepiej szukać nieuzasadnionej winy u kogoś, tak najłatwiej, trzymaj sie cieplutko.

690

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

staram sie najjepiej jak umiem. ale nie udaje mi sie. wychodze jak tylko mam z kim i gdzie. zeby sie siedzec w domu. ale jak jestem z kims to i tak nie mysle o niczym innym tylko o nim i o tym co mi zrobil. on mysli ze teraz sie wyszaleje wybawi a za pare miesiecy do mnie wroci. ale wtedy bedzie juz za pozno. chciala bym zebe teraz wrocil. zeby chociaz dal mi szanse.... bo ja wiem ze on tego bedzie zalowal. ale wtedy bedzie za pozno. teraz bym wszystk odla niego zrbila i on o tym wie. dzis mi napisal ze nie moze obecnie dac mi szansy bo do lutego kazdy week ma juz zapalnowany..... po pierwsze co ma danie mi szansy wspolnego z tym ze ma jakies plany. po drugie jak byl ze mna to kazdy week albo byl w swojej firmie albo siedzial w domu.... a teraz nagle ma plany na 3 miesiace?!! to tak boli;( a po 3..... co on se mysli ze ja bede do lutego za nim czekala?!! on nawet nie widzi nic zlego w swoim zachowaniu...... nie ogarniam tego wszystkiego.
boje tez sie samotnosci. od 5 lat bylam ciagle z nim..... non stop. widzialam ze jest ze moge na niego liczyc. ze mi pomoze. teraz nagle jestem sama. pierwsze swwieta od 5 lat spedze sama..... to wszystko jest takie przytlaczajace. dziekuje wszystkim ktorze poswiecaja swoj czas i mi odpisuja. to mi chyba troszke pomaga.

691

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Aniulka, poczytaj inne posty w tym wątku - zobacz, jak inne dziewczyny sobie radzą w takiej sytuacji.

692

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Maxi,

jak czytam Twojego posta, to widzę, że Twój eks zamiast docenić ile zrobiłaś dla Niego, odwócił to w drugą stronę. Wykorzystałaś podstępnie Jego złą kondycję finansową aby Mu pomagać? No nie, o takiej przewrotności jeszcze nie słyszałam smile

693

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Cytat z wyciskacza łez "Love Story":
"Kochać, to nie musieć nigdy mówić, że jest Ci przykro".
Jakież to proste i oczywiste, prawda?

694

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Niekochana
ja nigdy nie czytałam tej ksiązki, ani nie oglądałam filmu, który powstał na jej podstawie.  Właśnie dlatego, że to wyciskacz łez. Jednak cytat bardzo mi się spodobał.

695

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Monia139 napisał/a:

Niekochana
ja nigdy nie czytałam tej ksiązki, ani nie oglądałam filmu, który powstał na jej podstawie.  Właśnie dlatego, że to wyciskacz łez. Jednak cytat bardzo mi się spodobał.

Mnie się bardzo podoba - smutne, ale jakże piękna miłość. I ten wspaniały, kochający mężczyzna. Ehhh.....

696

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Niekochana,

tylko jaki byłby ten wspaniały, kochający mężczyzna w kryzysie wieku średniego? Dzisiaj mam podły nastrój. Myślałam, że R, będzie walczył o mnie do upadłego, a tymczasem telefon milczy od niedzieli.

697

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Tego się na szczęście nigdy nie dowiemy wink
Trzymaj się, kochana. Może to lepiej dla Ciebie?

698

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Dzieki Niekochana. Staram się trzymać, mój syn jest takim radosnym, uśmiechnietym młodym facetem, nie chcę by oglądał mnie w podłym nastroju. T

699

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Monia dokładnie jak piszesz, jak mu pomagałam całował mnie na dziękuję i brał coraz więcej, przyjeżdżał pod pracę i mówił że nie ma żadnych pieniędzy więc mu dawałam, a teraz jak się wypiął i obrósł w piórka to stwierdził ze wykorzystywałam jego cięzką sytuację specjalnie aby teraz musiał mi oddawać. Moim zdaniem problem jest w tym że zazyczyłam sobie zwrotu pieniędzy a on uniesiony honorem (bo nie pije od 2lat) musiał mi to zwrócić, choć nie lezało mu to zupełnie i dlatego aby mi jeszcze dowalić na dziękuję tak mi napisał. Jaki facet przyzna się do swoich błędów, do tego że robił źle i przeprosi. On najpierw mnie przeprosił a potem tak napisał, dodał jeszcze że był ze mną bo nie chciał byc sam i bał się odrzucenia a ponieważ była żona zrobiła go w jajo a ja się pojawiłam to niby przez przypadek się odegrał. To żałosne, masz rację. Monia nie przejmuj się swoim R, będziesz mu potrzebna to zadzwoni, w tej chwili jest zajety jakimiś swoimi sprawami i nie mysli że Ty czekasz, cierpisz, ma to gdzieś. Uważam że powinnaś się zachowywać tak samo jak on.

700

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Wiesz Maxi, po prostu ten Twój eks nie zasłuzył sobie na Ciebie. Ty już o tym wiesz. Mysle, że celowo pisze takie rzeczy bo wie, że to Cie zrani, jakby samo odejście nie było wystarczającym powodem. Czy jest aż tak pozbawiony wszelkich skrupułow? W głowie mi się nie mieści, że są tacy ludzie.
Co do R. to sama zabroniłam Mu dzwonic i pisać. Całą sobotę probował, ale ja już nie mam siły dalej udawać, że wszystko jest okey. Odcinam się kompletnie, teraz już wiem, że nie potrafię zapomnieć o  tych smsach i udawać, że ich nie było.

701

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Monia teraz już to wiem, wiele osób chciałoby takiej pomocy jak jemu dałam i dziękowałyby mi za to. Ja nie chcę wdziędzności tylko zwykłego ludzkiego zrozumienia, naprawdę bardzo mnie to zabolało co napisał a myslałam że już jestem na jego agresję słowną odporna. Tak wiem że chciał mi w ten sposób dowalić. Co do R to masz całkowitą rację, tylko czy w tym wytrwasz, początki są cholernie trudne, wiem to po sobie ale im dalej i dalej jest coraz lepiej.

702

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Kochane Moje Kobietki i Panie Ekspercie.

Czytam i czytam, bowiem miałam zaległość.
I nie umiem się teraz odnieść, na pewno to zrobię, ale jest to bardzo ciężkie.
Szukałam podświadomie pomocy i znajduję tutaj, jestem bardzo wdzięczna, każdy w zasadzie post uruchamia taką dozę żalu i niesprawiedliwości losu, dzieciństwa, strasznie mnie to boli sad

Chwilami boję się, że sobie nie poradzę.
Przerażona jestem nagością moich uczuć, po prostu próbuję dotrzeć do siebie, do tej małej dziewczynki, do siebie samej, do pokochania siebie.
Nie kocham siebie, nie umiem kochać innych choć nie klasyfikuję siebie jako człowieka z cechami zła.
To łamie mnie najbardziej.
Wydaje mi się, że kocham.
No, ale skoro pozwalałam na tak wiele....resztę znacie.

I tak jak widzę potężny postęp nie zmienia to faktu, że droga bardzo długa, nadal nie wyobrażam sobie samotnej wyprawy do kawiarni.
I nadal czekam na swoje dno, na potok łez. Wiem, że nadejdzie, ale chciałabym już, ale to "już", wiem, że nie tak szybko.

703

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Przed chwilą miałam rozmowę z M. na temat separacji - tą, którą tak odwlekałam. Nie dałam się wpuścić w branie na siebie odpowiedzialności - jasno powiedziałam, że przyczyną jest to, że on nie wierzy, że jest chory i musi się leczyć (Zazdrość - dzięki). Tak jak się spodziewałam - sam nie był w stanie podjąć żadnej decyzji - ciągle "A jak Ty myślisz"? Miałam ochotę nim potrząsnąć i krzyknąć: Człowieku, to także Twoje życie! Oczywiście nic takiego nie zrobiłam. Powiedziałam, że do końca roku mamy załatwić wizytę u prawnika (taką informacyjną) i po nowym roku załatwiamy formalności. Ufff...
Dziewczyny, czy któraś z Was ma doświadczenie w sprawach separacji?

704

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
mama.Niki napisał/a:

Czy jakakolwiek terapia, na którymkolwiek etapie naszego związku miałaby sens?

Pozdrawiam i bardzo dziękuję za Pana udział w forum!

Również pozdrawiam i dziękuję za udział smile

Problem z ingerencją w związek pomiędzy dwojgiem osób jest między innymi taki, że niemal każdy z nieudanych związków przypomina nieco konflikt palestyńsko - izraelski: "ktoś tam kiedyś zaczął, dziś już nie bardzo wiadomo, kto i dlaczego, ale to nieważne, ważne, żeby nasze było na wierzchu, bo to my jesteśmy bardziej pokrzywdzeni".

Jedna, druga intifada i po pewnym czasie naprawdę nie sposób dojść, kto jest bardziej winien i jak należy się zabrać za naprawę. Jest niezwykle ciężko poruszać się w gąszczu subiektywnych i zniekształconych przez osobiste ambicje uczestników danych, nawet, jeśli pracuje się z dwojgiem osób. A poza tym - jak i nad Jordanem, bywa, że z trudem zbudowana, krucha równowaga sił zostaje w czasie zawieszenia broni zburzona przez nieprzemyślany wybuch jakiejś emocjonalnej bomby - pułapki.

Problem w takim miejscu jak Forum polega na tym, że nigdy nie znamy relacji tej drugiej strony - a proszę pamiętać, że jakikolwiek psycholog, psychiatra czy inny specjalista, wypowiadający się na podstawie jednostronnej relacji, ujawnia najwyklejszy brak profesjonalizmu a nawet pewne nieuctwo.

705

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Czesto maloznkowie kloca sie o to kto zaczal... i dla kazdego ten poczatek jest gdzie indziej... szukanie takiego poczatku to jakby szukanie winnego, wiec to chyba normalne, ze nikt nie chce uznac za poczatek jakiegos swojego bledu i szuka wczesniejszego bledu partnera. Dlatego te przepychanki nie maja sensu.
Czy nie powinno sie zatem zaniechac szukania winnego? Moze lepiej odpowiedziec sobie na pytanie czy w ogole pasujemy do siebie jako para?
Bo jest roznica miedzy nie pasujemy do siebie, inne poglady, inne wartosci, inne nawyki... a co innego gdy ktos popelnia przestepstwo wobec malzenstwa: przemoc, nalogi, zdrada etc. Nie da sie logicznie licytowac w takiej sytuacji np. Ja pije bo ty nie zakrecilas sloika z kawa, albo odwrotnie.
Nie jest wazne kto jest pokrzywdzony, zwlaszcza jak sa dzieci. To one beda pokrzywdzone jesli rodzice sie nie otrzasna.
Mialam w swoim zyciu malzenskim wiele bardzo upakarzajacych chwil... moze w taki momencie potrzebny jest psycholog, ktory "skopie tylek" i powie: Skonczcie z ta dziecinada. Zdecydujcie czy pasujecie do siebie i podejmijcie decyzje.
Trzeba chyba uswiadamiac ludzi, ze nie musza sie godzic na krzywdzenie siebie. I jesli ktos czuje sie pokrzywdzony z powodu niezakreconego sloika z kawa to nie ma sensu by meczyl siebie i kogos swoja agresja.
Ludzie jakos tak na sile musza ze soba byc... odchodza wtedy gdy znajda nastepczynie lub nastepce.
Gdy trzeba odejsc donikad... to jest to tak przerazajace, ze wolimy juz by nas krzywdzono sad
Nie chce juz taka byc. Nie umiem byc szczesliwa sama w sobie tak do konca... ale wciaz sie ucze i wiem, ze bedzie jeszcze lepiej.

706 Ostatnio edytowany przez Epoka (2010-12-07 10:07:13)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
niekochana72 napisał/a:

Dziewczyny, czy któraś z Was ma doświadczenie w sprawach separacji?

Droga Niekochana - także przygotowuję sie do tego kroku i trochę już popytałam i poczytałam  - jeżeli jesteście oboje zgodni co do separcji - to możecie wystąpić do sądu o separację zgodną. Koszty minimalne i mało stresująca sprawa. Adwokaci nie wspominają o tej możliwości.
http://separacja.pl/ - warto się nad nią zastanowić. Resztę doczytaj  na tej stronie.
pozdrawiam

707 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2010-12-07 11:12:41)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Zazdrosc napisał/a:

Czesto maloznkowie kloca sie o to kto zaczal... i dla kazdego ten poczatek jest gdzie indziej... szukanie takiego poczatku to jakby szukanie winnego, wiec to chyba normalne, ze nikt nie chce uznac za poczatek jakiegos swojego bledu i szuka wczesniejszego bledu partnera. Dlatego te przepychanki nie maja sensu.
Czy nie powinno sie zatem zaniechac szukania winnego? Moze lepiej odpowiedziec sobie na pytanie czy w ogole pasujemy do siebie jako para?
Bo jest roznica miedzy nie pasujemy do siebie, inne poglady, inne wartosci, inne nawyki... a co innego gdy ktos popelnia przestepstwo wobec malzenstwa: przemoc, nalogi, zdrada etc. Nie da sie logicznie licytowac w takiej sytuacji np. Ja pije bo ty nie zakrecilas sloika z kawa, albo odwrotnie.
Nie jest wazne kto jest pokrzywdzony, zwlaszcza jak sa dzieci. To one beda pokrzywdzone jesli rodzice sie nie otrzasna.
Mialam w swoim zyciu malzenskim wiele bardzo upakarzajacych chwil... moze w taki momencie potrzebny jest psycholog, ktory "skopie tylek" i powie: Skonczcie z ta dziecinada. Zdecydujcie czy pasujecie do siebie i podejmijcie decyzje.
Trzeba chyba uswiadamiac ludzi, ze nie musza sie godzic na krzywdzenie siebie. I jesli ktos czuje sie pokrzywdzony z powodu niezakreconego sloika z kawa to nie ma sensu by meczyl siebie i kogos swoja agresja.
Ludzie jakos tak na sile musza ze soba byc... odchodza wtedy gdy znajda nastepczynie lub nastepce.
Gdy trzeba odejsc donikad... to jest to tak przerazajace, ze wolimy juz by nas krzywdzono sad
Nie chce juz taka byc. Nie umiem byc szczesliwa sama w sobie tak do konca... ale wciaz sie ucze i wiem, ze bedzie jeszcze lepiej.

No cóż, ja właśnie jestem w takiej sytuacji. Wiem, że sama popełniłam wiele błędów i  nie mam zamiaru zasłaniać się swoim dzieciństwem. Tak się stało i moja współwina nie podlega dyskusji. Godziłam się na zbyt wiele, ciągle przesuwałam granice, tłumaczyłam dziwne zachowania.
Ale widzę też błędy popełnione przez M. Wiem, że część z nich wynika z choroby, ale mnóstwo tych, które popełnił dużo, dużo wcześniej były do "przepracowania". Ale trzeba najpierw przyznać się do błędu, potem wyrazić chęć pracy i na końcu (wisienka na torcie) - pracować.
Nie da się ratować związku, gdy tylko jedna osoba chce walczyć, a druga nie widzi problemu lub jeśli go widzi - mówi TY się postaraj bardziej, to Twoja wina.
Ja poczułam, że muszę odejść. Muszę, bo ta sytuacja zabiła we mnie całą chęć do życia. Brzmi to górnolotnie, ale jak napisały dziewczyny w innym wątku - od tego dnia nic już nie będzie takie same. Ja nie chcę spędzić reszty życia w oczekiwaniu na to, co się może wydarzyć z człowiekiem, który nie chce się leczyć. Który zadecydował, że On jest najważniejszy. I nic innego się nie liczy.
Ja odchodzę "donikąd", bo czuję, że dłużej nie dam rady. Bo wiem, że zostając do jego krzywdzenia dołożyłabym jeszcze "samokrzywdzenie".
I to odejście nie ma wiele wspólnego z "niekochaniem". Wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że będzie to zimny prysznic - sytuacja, która jasno da do zrozumienia, że rzeczywiście nie będzie już dalszego przesuwania granic. Mamy dziecko - nic tego nie zmieni, że M. jest tatą mojej córki. A ja byłam jego żoną przez 15 lat - były też dobre chwile. Dlatego mam nadzieję, że wyciągnie wnioski i zmieni swoje życie. Ja mogę pomóc, ale w takich granicach, które ja wyznaczę - bez poświęcania siebie. Przed każdym z nas długie życie - osobno, ale z wspólna przeszłością i wspólnym dzieckiem, które (mam nadzieję) dla każdego z nas jest najważniejsze. Czas pokaże, jak M. odnajdzie się w tej "nowej" rzeczywistości.
Ja już wiem, że nie chcę być dłużej krzywdzona przez nikogo - ani M., ani siebie. I nie przeraża mnie samotność - lubię siebie (naprawdę), widzę mnóstwo interesujących osób wokół siebie (choćby Wy, kochani) i (przynajmniej w tym momencie) nie czuję presji odpowiedzi na pytanie: "czy ktoś mnie jeszcze pokocha, czy ja kogoś jeszcze pokocham".
Po raz pierwszy w życiu czuję, że teraz jest czas mój-dla mnie. Czas na przemyślenia, analizę swojego zachowania i potrzeb. Żeby nie popełnić znów "starych" błędów. 
Ehh... Dużo jeszcze przede mną, ale w końcu WIEM CZEGO CHCĘ. Bo dotychczas moje życie kręciło się wokół: 'wiem, czego nie chcę".

Epoko: bardzo dziękuję za tą informację. Będę czytać. Jeśli nic się nie wydarzy, to mam szansę o zgodną decyzję o separacji.

708

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

czytalam juz wszystko tutaj. wiem ze sama musze sie z tym uporac. mam nadzieje ze dam rade ale to jest bardzo trudne. musze uwierzyc ze kiedys jeszcze bede szczesliwa z kims kto mnie pokocha i zasluguje na mnie. ale te lata nie tak latwo zapomniec i przestac o tym myslec. mielismy tyle wspolnych planow.....tyle marzen. nigdy nie zrozumiem jak on mogl ot tak to wszystko zostawic i zapomniec. bo dla mnie to jest niemozliwe. ;(

709 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2010-12-07 14:57:56)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Niekochana, mialam latwiej moj maz dal mi przygotowane przez siebie dokumenty rozwodowe do podpisania. Sam wszystkiego sie dowiedzial. Kazal mi isc do sadu i zlozyc.... chyba myslal, ze nie zloze... ha ha ha. Byl bardzo i zdecydowanie pewny, ze nie woli isc na terapie neutral
Nie moge sluzyc zadna rada, jak tylko ta zeby nigdy i w zadnej zreszta sprawie nie sluchac sztywno porad pani Gozdzikowej smile

a co do lubienia siebie....ja niby tez sie lubie ale jakos nie daje sobie prawa do bycia lubiana bez "zasluzenia"

710 Ostatnio edytowany przez mama.Niki (2010-12-07 15:48:49)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

*//

Wojciech Imielski napisał/a:

Problem z ingerencją w związek pomiędzy dwojgiem osób jest między innymi taki, że niemal każdy z nieudanych związków przypomina nieco konflikt palestyńsko - izraelski: "ktoś tam kiedyś zaczął, dziś już nie bardzo wiadomo, kto i dlaczego, ale to nieważne, ważne, żeby nasze było na wierzchu, bo to my jesteśmy bardziej pokrzywdzeni".

big_smile big_smile big_smile
Bardzo dziękuję za Pana odpowiedź, a zwłaszcza podkreślenie faktu, że z postawą "moje na wierzchu" trudno jest zdziałać coś pozytywnego z relacjami w związku. Niestety chyba sporo osób ma skłonność do dryfowania w tym kierunku, ja również...  http://www.cosgan.de/images/midi/konfus/e050.gif
Tym niemniej uważam, że zarówno te dobre jak i złe chwile w małżeństwie wspólnie tworzą dwie strony. Przynajmniej tak podpowiada zdrowy rozsądek smile
Mój punkt widzenia został jednak trochę storpedowany (nie wiem czy słusznie), gdy usłyszałam  takie określenie jak "osobowość narcystyczna" i zaczęłam szukać na ten temnat szerszych informacji. Najbardziej kompetentną wypowiedzią wydaje mi się ta: http://www.mus.com.pl/index.php?option= … Itemid=329
Stąd moje pytanie, bardziej może na płaszczyźnie "akademickiej", niż osobistej: czy Pana zdaniem, gdy partner/partnerka ma pewne cechy osobowości, to sam związek jak i terapia mogą być mało obiecujące?
Ja zawsze uważałam, że człowiek jest zwierzęciem stadnym smile i nie ma takich osobników, którzy się do tworzenia związku po prostu nie nadają. Wychodziłoby wtedy, że to jest wbrew naturze smile

niekochana72 napisał/a:

Ja nie chcę spędzić reszty życia w oczekiwaniu na to, co się może wydarzyć z człowiekiem, który nie chce się leczyć. Który zadecydował, że On jest najważniejszy. I nic innego się nie liczy.

Kochana Niekochana smile Akurat wczoraj na terapii było o uzależnieniu i współuzależnieniu, jestem więc "na świeżo".  Nie wiem, czy kiedykolwiek miałaś możliwość dowiedzieć się z profesjonalnego źródła na czym polega choroba alkoholowa i jak funkcjonuje osoba uzależniona (również w sferze decyzji). Powiem szczerze, że ja byłam zaskoczona, niejako otworzyły mi się oczy - choć przecież problem znam od dzieciństwa. Jeśli jesteś zainteresowana to mogę Ci parę informacji wysłać na priv.
Pozdrawiam Cię serdecznie dzielna Kobieto!

711

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Epoka napisał/a:
niekochana72 napisał/a:

Dziewczyny, czy któraś z Was ma doświadczenie w sprawach separacji?

Droga Niekochana - także przygotowuję sie do tego kroku i trochę już popytałam i poczytałam  - jeżeli jesteście oboje zgodni co do separcji - to możecie wystąpić do sądu o separację zgodną. Koszty minimalne i mało stresująca sprawa. Adwokaci nie wspominają o tej możliwości.
http://separacja.pl/ - warto się nad nią zastanowić. Resztę doczytaj  na tej stronie.
pozdrawiam

Epoko, właśnie doczytałam, że nie mogę wystąpić o separację zgodną - mamy małoletnie dziecko sad

712 Ostatnio edytowany przez Wojciech Imielski (2010-12-08 04:50:37)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
mama.Niki napisał/a:

Stąd moje pytanie, bardziej może na płaszczyźnie "akademickiej", niż osobistej: czy Pana zdaniem, gdy partner/partnerka ma pewne cechy osobowości, to sam związek jak i terapia mogą być mało obiecujące?
Ja zawsze uważałam, że człowiek jest zwierzęciem stadnym smile i nie ma takich osobników, którzy się do tworzenia związku po prostu nie nadają. Wychodziłoby wtedy, że to jest wbrew naturze smile

Owszem, osobowość zaburzona (w języku psychopatologii: osobowość nieprawidłowa) o silnie wyrażonych dysfunkcjach nader często uniemożliwia wchodzenie w satysfakcjonujące związki międzyludzkie. Zaburzenia osobowości z definicji skutkują upośledzonym funkcjonowaniem interpersonalnym i społecznym, zwykle więc osobom z zaburzonym charakterem związki wychodzą marnie. Mimo, że człowiek podobno jest "zwierzęciem stadnym" wink
W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że zaburzenia osobowości są w swej istocie tej "stadności" zaprzeczeniem. Proszę zwrócić uwagę - zwykle, gdyby nie upośledzone funkcjonowanie międzyludzkie nie wiedzielibyśmy nawet, że ktokolwiek wykazuje zaburzenia charakteru.

Z tego punktu widzenia również terapia zaburzeń osobowości bywa dyskusyjna, zachodzi tu bowiem pewien paradoks - otóż do zmian w osobowości konieczne są pewne cechy (na przykład samokrytycyzm i umiejętność konfrontacji z własnymi wadami), których z zasady brak jest osobom zaburzonym charakterologicznie... i koło się zamyka. 
Aby więc dokonać zmiany w charakterze konieczne jest oparcie się o zasoby i procesy charakterystyczne raczej dla osób niezaburzonych. Dlatego terapia zaburzeń osobowości jest bardzo trudnym wyzwaniem.

Typowym, najszerzej znanym specjalistycznie i potocznie zaburzeniem osobowości jest tzw. osobowość dyssocjalna (czyli po prostu słynny "psychopata"). Na tym przykładzie można wyjaśnić wiele cech charakterystycznych dla osobowości zaburzonej w ogóle. Psychopacie nie tylko nie wychodzą związki. Nie nadaje się on do żadnej terapii, ponieważ jego osobowość jest zaprzeczeniem wszelkich cech przydatnych w leczeniu zaburzeń emocjonalnych: jest zapatrzony w siebie i bezkrytyczny, egocentryczny i bardzo niedojrzały, nie wyciąga wniosków z doświadczeń, nie współczuje i nie przeżywa tzw. "uczuć wyższych", nagminnie i z premedytacją lekceważy wszelkie normy społeczne, nie liczy się z cudzymi uczuciami i interesem... itd.
Nawet w świecie naukowym panuje utrwalone przekonanie, że psychoterapia zaburzeń dyssocjalnych jest co najmniej wątpliwa. Wystarczy wziąć pod uwagę skuteczność (a raczej nieskuteczność) procesu resocjalizacji - mierne jej wyniki biorą się między innymi z faktu, że bardzo wielu przestępców prezentuje właśnie cechy autentycznej psychopatii. Jest to w pewnym stopniu nihilizm, czy też defetyzm terapeutyczny - ale przecież również onkologia szczerze przyznaje, że nie potrafi leczyć wszystkich postaci raka...

Co do zjawisk "wbrew naturze" - niestety - sama natura stworzyła wiele fenomenów będących w jakimś stopniu "przeciwko niej" - przykładem ludzki popęd agresji i destrukcji. Być może są to zresztą brutalne, lecz skuteczne mechanizmy regulacyjne.


Hmmm,
zwierzę się Paniom, że czasami bardzo się biedzę nad odpowiedziami - z jednej strony muszą być krótkie, z drugiej - treściwe i wyczerpujące. Nie jest łatwo udzielić odpowiedzi w krótkim poście... smile


Zazdrosc napisał/a:

Czy nie powinno sie zatem zaniechac szukania winnego? Moze lepiej odpowiedziec sobie na pytanie czy w ogole pasujemy do siebie jako para?
Bo jest roznica miedzy nie pasujemy do siebie, inne poglady, inne wartosci, inne nawyki... a co innego gdy ktos popelnia przestepstwo wobec malzenstwa: przemoc, nalogi, zdrada etc. Nie da sie logicznie licytowac w takiej sytuacji np. Ja pije bo ty nie zakrecilas sloika z kawa, albo odwrotnie.

Właśnie. Mąż pije, bo żona gdera, zaś żona marudzi, bo mąż ciągle pije. Szukanie pierwszej winy jest zupełnie bez sensu.
Nie tylko nie sposób do niej dotrzeć, nawet ustalenie pierwszego sprawcy, gdyby było możliwe, skutkowałoby tylko poczuciem krzywdy tej właśnie, obwinianej strony.
No, chyba, że inicjatywa wyjdzie od niej samej, jeśli wina jest ewidentna (jak w uzależnieniach czy przemocy domowej czasem się zdarza).

Ważne jest raczej, żeby przerwać jakoś mechanizm błednego koła, na którym opiera się wiele, jeśli nie większość naszych problemów emocjonalnych.

713 Ostatnio edytowany przez Zazdrosc (2010-12-08 05:49:34)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wojciech Imielski napisał/a:

Z tego punktu widzenia również terapia zaburzeń osobowości bywa dyskusyjna, zachodzi tu bowiem pewien paradoks - otóż do zmian w osobowości konieczne są pewne cechy (na przykład samokrytycyzm i umiejętność konfrontacji z własnymi wadami), których z zasady brak jest osobom zaburzonym charakterologicznie... i koło się zamyka.

No to wreszcie swiatelko w tunelu smile samokrytycyzm i umiejetnosc konfrontacji z moimi wadami...
temat przerobiony!
Najfajniejszy byl moment kiedy ukladalam moje wady do 2ch szufladek
1. lubie, ulegam i bede przymykac oko
2. jesli mi szkodza to nawet jak lubie to popracuje by sie usprawnic.

Panie Wojciechu, czy psycholog taki wyedukowany i sila rzeczy w trakcie edukacji rozmyslajacy nad swoim zyciem, zawsze ma poczucie, ze jest normalny, zdrowy i wspaniale funkcjonuje w zwiazkach? Czy moze dopatruje sie w kazdej partnerce patologii?

Pytam bo po przeczytaniu ton ksiazek neutral (nie myslalam o ksiazkach w kategorii wagowej... wydawalo mi sie ze maja wymiar duchowy) widze w okolo tylko nienormalnych mezczyzn. Zostalam zaproszona przez rozwodnika od 5 lat na (jak sie pozniej okazalo) randke. Przez 60% wspolnie spedzonego czasu opowiadal o niedobrej bylej zonie. Musialam mu w koncu zgryzliwie powiedziec, ze wnioskujac z jego opowiadania jego zona musi byc bardzo fajna i zachowuje sie dokladnie taka sama jak ja smile
Mialam tez wczesniej propozycje romansu (tak lagodnie to ujelam ale fakt bardziej prozaiczny: regularny seks w hotelu na jego koszt) od zonatego i 10 lat mlodszego mezczyzny. Powiedzial, ze to normalne i wszyscy tak robia... eh!
Maz przyjaciolki suddenly...seksoholik (biseksualny), mezowie kolezanek z pracy: pan nieporadny, pan alkoholik, pan pracoholik, piotrus pan i jeden ze stwierdzona depresja i charakteropatia(podobno psycholog jej to powiedziala po jego wyjsciu)...

... i w zasadzie chyba zaczynam sie poddawac. Ja juz nie chce byc zakochana, zadnych motylkow i uniesien, zadnego przenoszenia gor z milosci... chce tylko poznac NORMALNEGO MEZCZYZNE... zeby pograc w bierki smile

714

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

No właśnie.
Czasami nie służy przyswajanie zbyt wielkiej ilości wiedzy z zakresu psychologii... dobrze znam ten problem.
Zawsze należy mieć duży dystans do opisów zaburzeń psychicznych i emocjonalnych, bo przy odrobinie dobrej (lub złej) woli, ich obecności można dopatrzyć się u każdego. Jest to wielki problem również dla specjalistów.

Proszę unikać diagnozowania osób z otoczenia. To bardzo szkodliwy i pełen pułapek nałóg. Diagnostyką psychologiczną zajmują się psychologowie - oddajmy Bogu, co boskie, cesarzowi - co cesarskie, psychologom - co psychologiczne smile

Jeśli na co dzień człowiek zajmuje się psychologią kliniczną, naprawdę nietrudno dojść do wniosku, że nie ma wśród nas osób normalnych. To niebezpieczny proces, nad którym psycholog czy psychiatra musi panować. Z całą pewnością jednak trudno jest nad nim panować osobie spoza branży.

Dlatego proszę sobie czasem zrobić przerwę od tej przeklętej psychologii. I na randce dać się ponieść emocjom. Niech sobie będzie zaburzony, byle dobrze całował.

715

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

To diagnozowanie "samo sie dzieje".. ale ok nastepnym razem powiem: calujmy sie zanim cie zdiagnozuje... ha ha..

Posty [ 651 do 715 z 26,307 ]

Strony Poprzednia 1 9 10 11 12 13 405 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024