Giaa2 napisał/a:Mrs.Happiness napisał/a:Wiesz jaka jest różnica między konstruktywną krytyką, a bezsensownym zmieszaniem kogoś z błotem?
Na pewno wiesz. Mimo wszystko posiadasz sporą wiedzę i czasem naprawdę piszesz w mądry sposób.
Bywało, że w myślach się z Tobą zgadzałam.
Nawet trochę przypominałaś mi pewną użytkowniczkę, która była tu lata temu.
Też miała często zatargi z męską częścią forum.
Ale potrafiła zachować w tym pewien umiar, którego Tobie brakuje.
FORMA nie jest mniej ważna od przekazywanej treści.
Są postawy które warto piętnować i nazywać po imieniu.
Czasem ciężko nie napisać komuś paru gorzkich słów, gdy widzisz, że postępuje w niewłaściwy sposób.
Nie twierdzę, że nigdy nie zdarzyło mi się przesadzić w rozmowie, czy niesłusznie ocenić drugiego człowieka.
Po prostu warto momentami powiedzieć samemu sobie STOP, zanim ktoś niewinny oberwie rykoszetem.
Nie mam pojęcia jak wygląda Twoje małżeństwo, ale nie wolisz pójść się wieczorem przytulić do męża, zamiast siedzieć na forum i kłócić się z randomami o to, które z Was jest głupsze?
EDIT:
Myśl co chcesz, ale nie jestem jedyną dziewczyną, która zareagowała krytyką na Twój post.
Poza mną była choćby Sara. No ale każdy widzi to, co chce widzieć.
Stop potrafię sobie powiedzieć, jak mam do czynienia z kimś kto sam to potrafi: patrz Bert44. Pisze o nim, bo chyba jako JEDYNY facet, z którym się tu ostrzej nie zgadzałam, nie zachował się jak rozhisteryzowana pissdusia. On trzyma ramę bez usilnego gadania o tym i "trzymania ramy". Po prostu się podczas konfliktów zweryfikował.
Tego nie da się sfejkować, jak robią to johnny czy jack. Oni są mega zniewieściali, a im sztywniej starają się przekonać sami siebie jak bardzo się kontrolują, tym szybciej ta kontrole tracą. A mnie się nie chce udawać, że mam jakiś szacunek do nich. Mam ich w doopie, więc po prostu takie traktowanie ich przychodzi mi bardzo naturalnie.
Zgadzam się, że forma jest ważna. Ale nie zmieniam niestety zdania odnośnie moich odczuć w kontekście fantazji niektórych kobiet (ale mężczyzn tak samo przecież), którzy kochają być poniewierani, poniżani, nadużywani podczas seksu czy na co dzień.
Zawsze będzie mi się to kojarzyć z nieprzepracowanymi problemami natury emocjonalnej i/lub psychicznej. Dlatego, że człowiek jak ma dobre zdanie o sobie nie potrzebuje taki bodźców. Nie potrzebuje poczuć się straumatyzowany, żeby "czuć , że żyje", czuć adrenalinę.
Jedyne momenty, kiedy człowiek ma silną potrzebę autodestrukcji to jak jakieś trudne doświadczenia spowodowały, że źle myśli o sobie, ma poczucie winy (często nieuświadomione) i przenosi te emocje na grunt seksu.
Dlatego wszystkim osobom, które uważają, ze ich seks jest uprawiany zawsze z powodów seksualnych polecam książkę, która świetnie wyprowadza z błędu i tłumaczy dlaczego - w dość prosty i przystępny sposób: "17 nieseksualnych powodów dla których ludzie uprawiają seks."
Realizacja władzy/uległości mieści się w tych powodach idealnie.
Człowiek świadomy po prostu lubi dociekać. Osoby mało zainteresowane rozwojem, nawet jak będą miały fantazje żeby ktoś im robił do ust w trakcie seksu, nie poczują potrzeby pochylenia się nad tym, tylko uznają to za fantazję/potrzebę jak każda inną.
Ps. Proszę nie zaczynaj z tymi tekstami o przytulaniu się do męża zamiast "kłótni" tu.
Gdybym nie lubiła rozmawiać z innymi ludźmi poza mężem , nie trafiłabym tutaj. 
Mąż też nie siedzi całymi dniami w domu.
Zauważ, że mimo tego, co o mnie napisałaś, ANI RAZU nie stanęłam w ich obronie, gdy byli nazywani incelami, karłami, matołkami, czy w jakikolwiek inny sposób. Dlaczego? Bo uważam, że w większości przypadków sami się o to prosili i prowokowali do kłótni. Przy czym Ciebie też ciężko postrzegać w kategorii ofiary, bo ewidentnie lubisz brać w tym udział. Z tego powodu do tej pory głównie milczałam.
Nazywasz mnie służalczą i w porządku, niech tak będzie.
W mojej ocenie jest to zwyczajna kultura osobista, którą cenię sobie wyżej niż przepychanki słowne z obcymi ludźmi. Gdy podchodzi do mnie na ulicy żul, to nie pluję mu w twarz, ani nie obrzucam obelgami. Dopóki ktoś mnie nie atakuje i w miarę sensownie prowadzi dialog, to nie czuję potrzeby wchodzenia z nim w zatarg, bo i po co?
Wyjątkiem są sytuacje takie, jak ta, bo nie lubię, gdy obrywają niewinni.
W pewnych kwestiach masz oczywiście rację, ale nie jesteś przecież nieomylna.
Ty masz cięty język, jednak mnóstwo kobiet nie potrafi w żaden sposób zawalczyć o siebie. Tak jak Sara zauważyła, przeczytają na KOBIECYM forum, że są obrzydliwe, ponieważ lubią czasem rzucić mężowi sprośnym tekstem, czy zostać trochę skrępowane w łóżku i nabawią się kompleksów. Chcesz być tego powodem?
A nawet zakładając, że ktoś lubi ostrzejsze zabawy, bo coś w przeszłości tak go ukształtowało, to co to tak naprawdę zmienia? Nie wszystko możemy w sobie naprawić. Nikt nie potrafi się ot tak całkowicie przeprogramować. Nawet psychiatrzy, którzy posiadają odpowiednie do tego narzędzia i wiedzę. Co w takiej sytuacji pozostaje? Człowiek ma żyć w nienawiści do samego siebie przez resztę życia?
O ile nikogo nie krzywdzi, to chyba nie ma potrzeby traktować go źle, bo jest inny?
Bo robi coś, co dla nas jest niewyobrażalne?
Warto dociekać, czy dać komuś jakąś wskazówkę, dzięki której być może lepiej zrozumie siebie i swoje motywacje, ale według mnie należy robić to z poszanowaniem swojego rozmówcy. Zwłaszcza, że tak intymne tematy ogólnie są trudne.
P.S. Akurat tutaj nie miałam absolutnie nic złego na myśli.
Rozumiem potrzebę rozmowy z innymi ludźmi, ale gdy przestaje ona jakkolwiek przypominać dyskusję dorosłych ludzi, a przeistacza się w bezsensowne obrzucanie się gównem, to trochę ciężko mi pojąć, jak można nie woleć na przykład poczytać fajnej książki, czy obejrzeć serialu.
Ale to tylko taka luźna dygresja.