Jack Sparrow napisał/a:Zabawne jest, jak osobny, które nie doświadczyły na własnej skórze realiów PRLu czy przemian gospodarczych lat 90tych wypowiadają się autorytarnie o postawach życiowych ludzi, którzy przez to przebrnęli.
Piękne są te peana o emocjonalnej wrażliwości pisane przez osoby, które bladego pojęcia nie mają jak to jest być wychowywanym przez ludzi, którzy doświadczyli wojny i holokaustu, a ich leczenie psychiatryczne polegało na zalewaniu robaka, bo takie były realia.
Bo takie to są realia osób 'starszych'. Absurdalna bieda, rozwarstwienie społeczne, znikąd pomocy i rodzice z (w wersji najbardziej optymistycznej) PTSD nabytym przez doświadczenia wojenne.
Może zanim zaczniecie dorabiać piździe uszu waszymi wysrywami o braku inteligencji emocjonalnej to ruszcie tymi ostatnimi szarymi komórkami w mózgownicach i pomyślcie co do tego doprowadziło? Tu naprawdę nie trzeba wielkiej inteligencji, aby znać realia Polski w drugiej połowie XX wieku i pierwszych dekadach XXI.
Pomijając niepotrzebne moim zdaniem docinki, to generalnie zgadzam się z tym, co napisałeś.
Jak się raz zagłębi w ten temat, to nabiera się naprawdę dużo pokory i zrozumienia.
Po prostu wojna dla wielu z nas wydaje się czymś mocno odległym. Historią. Nie myślimy, że w rzeczywistości minęło dopiero kilkadziesiąt lat. Tamtejsi ludzie musieli na co dzień mierzyć się z problemami, o jakich nam się nawet nie śniło, a przetrwanie kolejnego dnia często równało się z zepchnięciem emocji w jak najdalsze odmęty umysłu, by zwyczajnie nie zwariować. I potem te skrzywione, emocjonalnie upośledzone osoby wychowywały własne dzieci. Jakie wzorce miały im przekazać?
Zresztą, w jak wielu domach teraz rozmawia się otwarcie o uczuciach? Ile osób nie potrafi nawet odpowiednio nazwać tego, co czuje?
Pod tym względem jako społeczeństwo jesteśmy wciąż na etapie raczkowania.
Legat napisał/a:Tu nie o to chodzi. Chcesz postawić sprawę tak jak cie wygodnie.
Takich wątków na forum jest bardzo duzo. Przykład ale, żeby było łatwiej na kobiecie. A nawet na Tobie.
Zaponałaś się przystojnym facetem, między wami jest chemia, rozmawiacie codziennie, iskrzy. Spotykacie się, też jest suoper. Nie wiadomo kiedy leci wam kilka godzin. W końcu dochodzi między wami do seksu. Czujesz się jak w niebie. Bo jest tak jak to ma być. No może z tyłu głowy czujesz, że może to idzie trochę za szybko. Upewniasz się rozmawiacie poważnie. Ten facet deklaruje, że to poważny związek. Ze on chce budowac rodzinę, a ty jesteś najpiekniejsza kobietą na świecie.
No i z dnia na dzień cisza. Zbywanie kontaktów. A po jakimś czasie dowiadujesz się, że on ma już inną kobietę.
Czy dojdziesz do takich wniosków jak w Twoim cytacie? Czy jednak stwierdzisz, że coś tu jest nie halo?
Absolutnie nie mówiłam o takiej sytuacji. Wiadomo, że jeśli ktoś nas zwodził, kłamał w żywe oczy, byle tylko wykorzystać i porzucić, to on postąpił źle. Dla nas to powinno być po prostu lekcją, by ostrożniej podchodzić do pięknych obietnic, może nie rzucać się od razu na głęboką wodę. Oczywiście nie da się uchronić przed każdym złem tego świata, więc nie warto też zamykać się w swojej skorupie i pluć jadem na cały świat, bo jedna, czy dwie osoby zachowały się wobec nas nie fair.
Mi chodziło o takie początkowe fazy znajomości.
Bardzo dużo tu uprzedzeń i generalizacji, a ja się z Waszymi stwierdzeniami po prostu nie zgadzam.
Nie każda kobieta chce od razu wskakiwać facetom do łóżek.
Nie każda spotyka się z wieloma jednocześnie.
Nie każda patrzy na mężczyzn jak na dostarczycieli rozrywki i pieniędzy.
A jak bycie kobietą na portalu randkowym wydaje się takie wspaniałe, to polecam założyć konto z fejkowymi zdjęciami i sprawdźcie.
200 wiadomości dziennie, z czego 50% to bezpośrednie propozycje seksu, jakieś perwersyjne opisy albo zdjęcia penisów, 10% to zawoalowane propozycje seksu, kolejne 10% to różne świry, jak na przykład gość, który proponował mi, bym na spotkaniu go pobiła, bo on bardzo lubi jak go czasem dziewczyny porządnie skopią. Oczywiście my też chcemy, żeby partner podobał nam się fizycznie, więc odpadają nieatrakcyjni. I nagle z 200 wiadomości zostaje garstka. Przy czym fakt, że nie są zboczeńcami, albo wszelkiej maści psycholami, nie sprawia z automatu, że fajnie będzie się z nimi rozmawiało.
Już nie brzmi tak kolorowo, prawda?
Po paru tygodniach tej niesamowitej przygody naprawdę można wypaczyć sobie spojrzenie na mężczyzn i stracić wszelką nadzieję na związek.
Wniosek?
Tak, mężczyznom jest ciężko, zwłaszcza, że to Wy zwykle inicjujecie kontakt i tym samym częściej narażacie się na odrzucenie, ale kobietom wcale nie jest tak super łatwo.
Na pewno nie tym, które szukają prawdziwej relacji, a nie wyłącznie szybkiego numerku.