do czego mam prawo? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 149 ]

Odp: do czego mam prawo?
Szeptuch napisał/a:

Zaznaczam że przeczytałem tylko pierwszy post autorki..
Gościu jest chory.
Miec pretensje do, co dopiero, rozdziewiczonej kobiety, że ta nie ujeżdża go na jeźdźca i nie orze paznokciami jego pleców, świadczy o tym, że porno juz miesza mu sie z rzeczywistością.
Zamiast cieszyć sie ze wspólnego odkrywania tej spaniałem strefy wraz z swoja miłością, to on postanowił na to wszystko napluć.
Będąc jednocześnie, tak naprawdę, impotentem, bo najprawdopodobniej staje mu tylko przy porno i prostytutkach, bo łeb ma juz tak przeżarty przez te krótkie wyrzuty dopaminy.
wiec nie licz z nim na jakikolwiek satysfakcjonujący seks, bo jemu przy normalnej kobiecie nie stanie, dlatego tak unika stosunków z tobą.

Seks juz jest czesto, od kiedy o zdradzie sie dowiedzialam i obiecal ze nie bedzie sie masturbowal. I juz nie ciagnie sie ponad godzine, wiec dochodzi w odpowiednim czasie. W porownaniu - jest teraz super. Dlatego mam wrazenie ze nie masturbuje sie juz, a jesli nawet to rzadko, co nie wplywa na mnie.

Oczywiście ty tez jesteś daleka od ideału, bo powiedzmy sobie szczerze, znęcasz/znęcałaś sie na nim psychicznie.
I to w tak okrutny sposób, ktory doszczętnie niszczy człowieka, to że "wyniosłaś to z domu" nie jest dla ciebie żadnym usprawiedliwieniem.

Skrzywdziliście sie bardzo, ty jego i on ciebie.
Od was zależy czy będziecie chcieli dalej ten wózek ciągnąc.
moim zdaniem zdrada jest niewybaczalna, a on bez wątpienia zdradzał/zdradza cie z prostytutkami 
Ale decyzja należy do ciebie
Bez terapii wspólnej i indywidualnej, ale przede wszystkim bez wzajemnej miłości i szacunku nic z tego nie będzie

taka rada, nie sypiaj z nim, ani nawet nie używaj ręcznika dopóki nie zrobi kompleksu badan.
Nie wiadomo co ci może sprzedać

Zaklinal sie, ze nigdy z zadna seksu nie uprawial i w to wierze. Teraz nie ma gdzie, bo jestesmy caly czas razem, a jak wychodzi to albo na zakupy albo do warsztatu.
Wiem co mu zrobilam. Nie mam tez pomyslu na to jak bezpiecznie komunikowac jesli czegos np nie zrobi a obiecal, zeby to nie zabrzmialo jak pretensja i sie nie obrazil. Bo chyba przez tamto moje zachowanie tez od razu jest negatywnie nastawiony. Dlatego nie krytyluje go, nawet jak cos zepsuje to mowie ze nic sie nie stalo. Bardzo staram sie nie wrocic do starych zapedow

Zobacz podobne tematy :
Odp: do czego mam prawo?
Agnes76 napisał/a:

Wszystko jest względne. Jeden będzie widział, że tygodniami ryczałaś gdy dowiedziałaś się o zdradzie, bo taki ból Ci zadał, Ty widzisz jego wielką miłość, bo tygodniami Cię pociesza gdy ryczysz. Można widzieć co się wybierze i każdy ma prawo sam wybierać. Ciekawa jestem tylko, czy sama wpadłaś na tą jego dobroć w opisanym przypadku, czy ktoś Ci to podsunął.

To sa jego slowa, ale sie z nimi zgadzam.

Jeśli sobie nawzajem czegoś nie mówić, np. kocham cię, równie dobrze można uznać, że tego już nie ma. To nie są rzeczy stałe, to nie torebka, że raz wręczona już zawsze będzie w szafie. Ludzie mówią sobie takie rzeczy, bo stałość w miłości  wcale nie jest czymś naturalnym.

Wg niego jest to naturalne. Ja czekam zeby to uslyszec (tak, sama mowie) i komunikowalam, ze tego potrzebuje. A on mowi, ze nie umie juz tego mowic, nie ma potrzeby bo ze mna jest, wiec to naturalne. Plus okazuje to gestami.

Mam wrażenie, że Twój partner jest od Ciebie dużo starszy, to Ty masz  około 30 lat, a on jakieś 10-15 więcej. On jest biegły w sztuce wpędzania Cię w poczucie winy gdy robisz coś, co jemu się nie podoba. Pod płaszczykiem opanowanego i spokojnego mężczyzny kryje się cwaniaczek, który dobrze się ustawił w życiu z młodą i dość naiwną dziewczynką.

Jest niecale 2 lata starszy



Masz potrzebę bycia kochaną, to naturalne, a tego chyba nie dostałaś w domu. Trafił Ci się spokojny, starszy mężczyzna, widzisz jego zalety i za wszelką cenę chcesz nadal z nim być. Starasz się być szczęśliwa, bo nie potrafisz być szczęśliwa bez mężczyzny.

Każdy z nas dokonuje wyborów, co jest dla niego najważniejsze, jaką cenę jest w stanie płacić za coś, na czym mu zależy.
Tobie zależy na związku, na byciu z kimś. Jesteś gotowa za to płacić wyrozumiałością, przymykaniem oczu na jego zdrady i rezygnacją z własnego, satysfakcjonującego seksu z nim. Bo tak naprawdę on się zaspokaja poza Waszymi zbliżeniami.
Masz prawo do takich wyborów. Jak się rozglądnąć po świecie to wygodnickich mężczyzn jest zatrzęsienie, niemal każdy kombinuje jak się wymiksować z domowych obowiązków, więc być może kolejny nie będzie lepszy w tym względzie. Jeśli możesz przymykać oczy na jego zdrady skoro z Tobą jest, to też Twoje prawo, tylko po co, na Boga, sprawdzasz jego telefon? Jesteś masochistką?
Chcesz się godzić na jego zdrady fizyczne czy emocjonalne pod warunkiem, że wszystko będziesz wiedzieć? Co Ci ma ta wiedza dać?
Zdecyduj na co się godzisz , co możesz tolerować a co nie, a potem  dostosuj własne zachowanie do tych wyborów. Bo jak na razie to strasznie się miotasz, wpadasz ze skrajności w skrajność, z nadmiernej kontroli przechodzisz do nadmiernej wyrozumiałości. Nic dziwnego że nie potrafisz zachować spokoju, że buzują w Tobie tłumione emocje i potrzeby.
I jeszcze jedna ważna rzecz - nie pozwól się umniejszać, swojej pracowitości, dobroci i wyrozumiałości. Nie każda będzie się przebierać w robocze ciuchy by całymi dniami remontować dom, w którym mieszkacie oboje, więc tak naprawdę robisz wygodę i jemu. Nie każda będzie przymykać oczy na notoryczne, niemal codzienne oglądanie porno, nie każda wybaczy zdradę.  To są rzeczy wielkie. Jeśli je dajesz to masz prawo czuć, że Ty robisz naprawdę dużo dla związku. Robisz z własnej woli bo tak świadomie wybrałaś. Jeśli tak wybierasz to nie możesz po latach powiedzieć, że ktoś zabrał Ci młodość i szansę na ułożenie sobie dobrego życia.

Rozumiem, dziekuje.
Tak, mysle ze jak bede wiedziala, to bede mogla postawic kropke w odpowiednim momencie. Wybaczylam mu juz te 2x kiedy odkrylam zdrade, mase mniejszych rzeczy, ktore chcial przede mna ukryc. I chcialam dac sobie powod do ponownego zaufania mu. Chcialam znalezc w tych podpowiedziach na fb samochody (a jak znalazlam milfy czy inne 'gorace spotkania w okolicy' to tez znalazlam na to wytlumaczenie, ze to na podstawie aktywnosci znajomych). Chcialam znalezc ze nie korzysta z incognito. Chcialabym tez znalezc, ze nie placi za dostep do konta albo filmikow ale wylaczyl powiadomienia o platnosciach.

Odp: do czego mam prawo?
Tamiraa napisał/a:

Myślisz, że nauczyłaś się tłumić własne emocje, żeby uzyskać przytulenie? Bo chyba te pretensje jednak były ważne?  Nie obraź się, jak dla mnie przestałaś być sobą, bo on nie chciał cię wysłuchać. Normalnie to by była rozmowa, że ty mówisz, co ci nie odpowiada, a on słucha, tymczasem on nie słucha, a wszystko jest dla niego niepotrzebnymi pretensjami, którego efektem jest milczenie. Uważasz, że to ci wystarczy?

Ale biore pod uwage ze zle sie komunikowalam.
Mam wrazenie caly czas, ze na kazdy Wasz punkt przeciw jemu mam wytlumaczenie, ale tak to dziala chyba - kazda strona zazwyczaj ma cos za uszami
I nie musi byc tak, ze to on nie umie rozmawiac, bo moze wlasnie ja zle sie wyrazam i stad jego reakcja. Choc prawda jest, ze sam z siebie nigdy rozmowy nie zacznie. Ostatnio spytalam czy jest mu w zwiazku dobrze, bylo za pozno na te rozmowe, wg niego. Poprosilam zeby odpowiedzial kiedy znajdzie czas, ale od 2 mcy nie ma na to czasu. A ja juz nie chce ponownie zaczynac.

69

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

Wszystko jest względne. Jeden będzie widział, że tygodniami ryczałaś gdy dowiedziałaś się o zdradzie, bo taki ból Ci zadał, Ty widzisz jego wielką miłość, bo tygodniami Cię pociesza gdy ryczysz. Można widzieć co się wybierze i każdy ma prawo sam wybierać. Ciekawa jestem tylko, czy sama wpadłaś na tą jego dobroć w opisanym przypadku, czy ktoś Ci to podsunął.

To sa jego slowa, ale sie z nimi zgadzam.

Jeśli sobie nawzajem czegoś nie mówić, np. kocham cię, równie dobrze można uznać, że tego już nie ma. To nie są rzeczy stałe, to nie torebka, że raz wręczona już zawsze będzie w szafie. Ludzie mówią sobie takie rzeczy, bo stałość w miłości  wcale nie jest czymś naturalnym.

Wg niego jest to naturalne. Ja czekam zeby to uslyszec (tak, sama mowie) i komunikowalam, ze tego potrzebuje. A on mowi, ze nie umie juz tego mowic, nie ma potrzeby bo ze mna jest, wiec to naturalne. Plus okazuje to gestami.

Mam wrażenie, że Twój partner jest od Ciebie dużo starszy, to Ty masz  około 30 lat, a on jakieś 10-15 więcej. On jest biegły w sztuce wpędzania Cię w poczucie winy gdy robisz coś, co jemu się nie podoba. Pod płaszczykiem opanowanego i spokojnego mężczyzny kryje się cwaniaczek, który dobrze się ustawił w życiu z młodą i dość naiwną dziewczynką.

Jest niecale 2 lata starszy



Masz potrzebę bycia kochaną, to naturalne, a tego chyba nie dostałaś w domu. Trafił Ci się spokojny, starszy mężczyzna, widzisz jego zalety i za wszelką cenę chcesz nadal z nim być. Starasz się być szczęśliwa, bo nie potrafisz być szczęśliwa bez mężczyzny.

Każdy z nas dokonuje wyborów, co jest dla niego najważniejsze, jaką cenę jest w stanie płacić za coś, na czym mu zależy.
Tobie zależy na związku, na byciu z kimś. Jesteś gotowa za to płacić wyrozumiałością, przymykaniem oczu na jego zdrady i rezygnacją z własnego, satysfakcjonującego seksu z nim. Bo tak naprawdę on się zaspokaja poza Waszymi zbliżeniami.
Masz prawo do takich wyborów. Jak się rozglądnąć po świecie to wygodnickich mężczyzn jest zatrzęsienie, niemal każdy kombinuje jak się wymiksować z domowych obowiązków, więc być może kolejny nie będzie lepszy w tym względzie. Jeśli możesz przymykać oczy na jego zdrady skoro z Tobą jest, to też Twoje prawo, tylko po co, na Boga, sprawdzasz jego telefon? Jesteś masochistką?
Chcesz się godzić na jego zdrady fizyczne czy emocjonalne pod warunkiem, że wszystko będziesz wiedzieć? Co Ci ma ta wiedza dać?
Zdecyduj na co się godzisz , co możesz tolerować a co nie, a potem  dostosuj własne zachowanie do tych wyborów. Bo jak na razie to strasznie się miotasz, wpadasz ze skrajności w skrajność, z nadmiernej kontroli przechodzisz do nadmiernej wyrozumiałości. Nic dziwnego że nie potrafisz zachować spokoju, że buzują w Tobie tłumione emocje i potrzeby.
I jeszcze jedna ważna rzecz - nie pozwól się umniejszać, swojej pracowitości, dobroci i wyrozumiałości. Nie każda będzie się przebierać w robocze ciuchy by całymi dniami remontować dom, w którym mieszkacie oboje, więc tak naprawdę robisz wygodę i jemu. Nie każda będzie przymykać oczy na notoryczne, niemal codzienne oglądanie porno, nie każda wybaczy zdradę.  To są rzeczy wielkie. Jeśli je dajesz to masz prawo czuć, że Ty robisz naprawdę dużo dla związku. Robisz z własnej woli bo tak świadomie wybrałaś. Jeśli tak wybierasz to nie możesz po latach powiedzieć, że ktoś zabrał Ci młodość i szansę na ułożenie sobie dobrego życia.

Rozumiem, dziekuje.
Tak, mysle ze jak bede wiedziala, to bede mogla postawic kropke w odpowiednim momencie. Wybaczylam mu juz te 2x kiedy odkrylam zdrade, mase mniejszych rzeczy, ktore chcial przede mna ukryc. I chcialam dac sobie powod do ponownego zaufania mu. Chcialam znalezc w tych podpowiedziach na fb samochody (a jak znalazlam milfy czy inne 'gorace spotkania w okolicy' to tez znalazlam na to wytlumaczenie, ze to na podstawie aktywnosci znajomych). Chcialam znalezc ze nie korzysta z incognito. Chcialabym tez znalezc, ze nie placi za dostep do konta albo filmikow ale wylaczyl powiadomienia o platnosciach.

Nigdy bym nie zaufała komuś takiemu jak twój partner. Jak na wiele rzeczy się zgodziłaś, jakie masz straszne poczucie winy wobec niego, co się z tobą stało? To nie ty masz się czuć winna tylko twój partner, a jest na odwrót. Jesteś dobrą, pracowitą dziewczyną, bardzo uczciwą i wierną, przyznającą się do błędów, których nie popełniłaś. Zasługujesz w pełni na kogoś lepszego niż twój obecny partner. Inni już to przyznali, że ten twój partner dobrze się urządził. Oczywiście, że tego nie zobaczysz, bo masz klapki na oczach. Pytanie postawiłaś takie, czy masz prawo... Masz dużo więcej praw, masz prawo czuć się szczęśliwa, a nie borykać się z ciągłym poczuciem winy. Masz prawo znaleźć sobie partnera, któremu nie będziesz sprawdzała telefonu i który nie będzie wszystkiego psuł i mało co potrafił. Musisz to przeżyć sama, żeby to zrozumieć.

70

Odp: do czego mam prawo?
Tamiraa napisał/a:

Jak na wiele rzeczy się zgodziłaś

IMHO myślę, ze jednak historia jest albo trollowa, albo autorka jest naprawdę mocno zaburzona i nie ma za grosz poczucia własnej godności.

71

Odp: do czego mam prawo?

masz prawo być szczęśliwa
masz prawo być traktowana jak kobieta
masz prawo wymagać od partnera troski i miłości

szukasz błędów w sobie, a nie widzisz, lub przebaczasz błędy partnera
nie tędy droga!

Przeczytaj jeszcze raz swoje wpisy dotyczące jego zachowania. To nie jest normalne.

Karmaniewraca napisał/a:

Tych dwóch nie słuchaj bo wpędza cię w poczucie winy (do tego farmer też bezużyteczny)

Nie słuchaj też porad Karmaniewraca.

Ona jest starą, sfrustrowaną feminasistką obarczającą facetów za swoje niepowodzenia. smile

72

Odp: do czego mam prawo?
Jack Sparrow napisał/a:
Tamiraa napisał/a:

Jak na wiele rzeczy się zgodziłaś

IMHO myślę, ze jednak historia jest albo trollowa, albo autorka jest naprawdę mocno zaburzona i nie ma za grosz poczucia własnej godności.

Też tak pomyślałam.

73 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-08-31 16:10:34)

Odp: do czego mam prawo?

.

Odp: do czego mam prawo?

Czekajcie, czekajcie. To jesli bym napisala ze mnie zdradzil bez powodu; ze teraz znow mnie oklamuje bez powodu; ze nie umie rozmawiac; nie komplementuje; nie mowi, ze kocha; nie interesuje sie mna to by bylo ok? Bo bym napisala zupelnie subiektywnie, wszyscy bysmy sie zgodzili ze powinnam z nim zerwac i byloby po temacie.
A jesli mowie jak bylo i ze popelnilam mase bledow i ile jest w tym winy, to juz nie mam godnosci albo troluje?
Napisalam ze sie staram zmienic i w jaki sposob. Oczywiscie ze mnie boli, ze on sie tak zachowuje, ale staram sie wlasnie spojrzec na to jakie on ma prawa - jak ktos tu wczesniej sugerowal. Bo on tez ma uczucia. I tez powinien byl kopnac mnie w tylek, a tego nie zrobil.
Czekam az bedzie jak na poczatku i nie moge procesu przyspieszyc, zwlaszcza ze sama mialam udzial w jego zepsuciu.
W sumie chyba nawet chcialam zeby ktos mi napisal, ze nie mam powodow myslec ze mnie zdradza ponownie, ze mam prawo sprawdzac mu ten telefon i  "jezdzic, obserwowac".
A moze tylko chcialam sie wyzalic bo i tak wiem, ze nie mam odwagi nic z tym zrobic.

75

Odp: do czego mam prawo?

Czekajcie, czekajcie. To jesli bym napisala ze mnie zdradzil bez powodu; ze teraz znow mnie oklamuje bez powodu; ze nie umie rozmawiac; nie komplementuje; nie mowi, ze kocha; nie interesuje sie mna to by bylo ok?

Dlatego napisałem, że historia trollowa, albo jesteś głęboko zaburzona/nie masz za grosz poczucia własnej godności. Żadna zdrada nie jest ok. Każda ma przyczynę, ale przyczyna nie może być usprawiedliwieniem. A ty go notorycznie usprawiedliwiasz.


A jesli mowie jak bylo i ze popelnilam mase bledow i ile jest w tym winy, to juz nie mam godnosci albo troluje?

Bo stosujesz usprawiedliwienia i próbujesz z gówna bat ukręcisz zamiast dać se siana z jakimś cwanym leszczem.


staram sie wlasnie spojrzec na to jakie on ma prawa

To co się daje musi się równoważyć z tym, co się otrzymuje. U was tego kompletnie nie ma.

I tez powinien byl kopnac mnie w tylek, a tego nie zrobil.

Wdzięczność to słaby budulec związku.

Czekam az bedzie jak na poczatku

Nigdy nie będzie.

Odp: do czego mam prawo?
Jack Sparrow napisał/a:

Czekajcie, czekajcie. To jesli bym napisala ze mnie zdradzil bez powodu; ze teraz znow mnie oklamuje bez powodu; ze nie umie rozmawiac; nie komplementuje; nie mowi, ze kocha; nie interesuje sie mna to by bylo ok?

Dlatego napisałem, że historia trollowa, albo jesteś głęboko zaburzona/nie masz za grosz poczucia własnej godności. Żadna zdrada nie jest ok. Każda ma przyczynę, ale przyczyna nie może być usprawiedliwieniem. A ty go notorycznie usprawiedliwiasz.


A jesli mowie jak bylo i ze popelnilam mase bledow i ile jest w tym winy, to juz nie mam godnosci albo troluje?

Bo stosujesz usprawiedliwienia i próbujesz z gówna bat ukręcisz zamiast dać se siana z jakimś cwanym leszczem.


staram sie wlasnie spojrzec na to jakie on ma prawa

To co się daje musi się równoważyć z tym, co się otrzymuje. U was tego kompletnie nie ma.

I tez powinien byl kopnac mnie w tylek, a tego nie zrobil.

Wdzięczność to słaby budulec związku.

Czekam az bedzie jak na poczatku

Nigdy nie będzie.

Rozumiem, dziekuje

77

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:

A moze tylko chcialam sie wyzalic bo i tak wiem, ze nie mam odwagi nic z tym zrobic.

Właśnie miałem to napisać. smile

78 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2024-08-31 18:00:33)

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:

Cześć wink (Będzie długo)

Bardzo staram się właśnie wytłumić to wszystko i nie mieć o nic pretensji i zaakceptować jego "prywatność". Za miesiąc jedzie znów do lekarza, nie będzie go dzień. Nie zaproponował żebym jechała, ale "jak chcę to mogę".
Mam ogromny mętlik w głowie. Bo z jednej strony nie chcę stracić szans na dobry związek tylko dlatego, że facet ogląda w necie inne laski czy porno. A z drugiej mam poczucie, że bez tego by ze mną nie był, że jest mu ze mną wygodnie bo ma wszystko, a może sobie i tak pooglądać. Ja sama szpachluję, układam płytki czy kostkę. On ma wtedy czas na swoje rzeczy. Więc po pracy zawodowej zdalnej, przebieramy się w swoje robocze ciuchy i idziemy do swoich obowiązków. Ale on tego chciał - miec czas dla siebie.

Dzississ.. nie do wiary co te kobiety potrafią z siebie zrobić, żeby tylko mieć jakiegokolwiek faceta.

Autorko, dzielisz życie z nieudacznikiem, kompletnym zerem jak dla mnie a nie facetem. Ty układasz kostkę i płytki a on ma wtedy czas na swoje sprawy, czyli oglądanie porno i robienie sobie dobrze? Czasem nie wierzę w to co czytam.


Kobieto, co ty jeszcze robisz w tym związku?
Bo że zalożyłaś spodnie to napisałaś.
Twojemu facetowi to nie przeszkadza, bo on i tak w tobie nie widzi kobiety, tylko jakiś automat co daje mu żreć. Ogarnij się kobieto, bo marnie skończysz.
Facet do odstrzału i to w trybie natychmiastowym.

Odp: do czego mam prawo?
Salomonka napisał/a:

Dzississ.. nie do wiary co te kobiety potrafią z siebie zrobić, żeby tylko mieć jakiegokolwiek faceta.

Autorko, dzielisz życie z nieudacznikiem, kompletnym zerem jak dla mnie a nie facetem. Ty układasz kostkę i płytki a on ma wtedy czas na swoje sprawy, czyli oglądanie porno i robienie sobie dobrze? Czasem nie wierzę w to co czytam.


Kobieto, co ty jeszcze robisz w tym związku?
Bo że zalożyłaś spodnie to napisałaś.
Twojemu facetowi to nie przeszkadza, bo on i tak w tobie nie widzi kobiety, tylko jakiś automat co daje mu żreć. Ogarnij się kobieto, bo marnie skończysz.
Facet do odstrzału i to w trybie natychmiastowym.

On tez czasami gotuje, ogarnia zmywarke, pralke czy odkurza.
Wlasnie rzecz w tym, ze wszyscy macie pewnosc ze oglada porno, a moze jednak tak nie jest. Poza tym porno jest normalne, dopoki nie zdradza.

80

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:

On tez czasami gotuje, ogarnia zmywarke, pralke czy odkurza.
Wlasnie rzecz w tym, ze wszyscy macie pewnosc ze oglada porno, a moze jednak tak nie jest. Poza tym porno jest normalne, dopoki nie zdradza.

Facet ogarnia zmywarkę, o Alleluja! Facet ogrania zmywarkę, a ty zapierdzielasz z wapnem czy cementem i montujesz płytki i kostkę i na podjeździe.

Czasem nie wierzę, że są tak głupie kobiety.
Jednak jeśli ci to pasuje, to tylko przyklasnąć.

Aha!

Po co właściwie pisałaś ten post tutaj? Bo jakoś mi umknęło, czego chciałaś....

Odp: do czego mam prawo?
Salomonka napisał/a:

Po co właściwie pisałaś ten post tutaj? Bo jakoś mi umknęło, czego chciałaś....

Chcialam zlapac perspektywe; dowiedziec sie czy ma prawo COS ukrywac - czyli czy ma prawo w incognito siedziec codziennie pare razy, po tym co zrobil. Chcialam dowiedziec sie jak to wyglada w innych zwiazkach, moze podobnych. Chcialam sie tez dowiedziec czy ja przesadzam i jestem przewrazliwiona, oraz czy jest jakis sposob zebym wyluzowala i dala mu zyc, inny niz rozstanie.
Chcialam obiektywnych opinii. I w sumie duzo z nich bylo.
Wiesz, wiecie tylko tyle ile napisalam, nie moge brac na pewniaka tego co o nim piszecie. Bo musze brac poprawke ze wlasnie ja jestem stuknieta i niedostatecznie widze jego zalety i za bardzo sie nakrecilam i wylewam tylko zale. Kazdy czlowiek powinien brac pod uwage, ze cokolwiek mowi to jest to tylko jego wizja, subiektywna.
Bardzo dziekuje za kazda odpowiedz, przepraszam ze nie zawsze moge sie z nia zgodzic

82

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:

Bardzo dziekuje za kazda odpowiedz, przepraszam ze nie zawsze moge sie z nia zgodzic

Nie dziękuj. Wykorzystaj dobrze wszystko co tu przeczytałaś, to będzie najlepsze podziękowanie smile

83

Odp: do czego mam prawo?

Ojej ojej. Salomonce znowu wywaliła frustracja. Pozamyskac tych chopów w obazach pracy niech tyrają. smile
Takie małe pytanko. Czy ty zapierdzialałabyś na nie swoim, gdzie w każdej chwili możesz wylecieć? Nic tylko pracować. big_smile

84 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2024-08-31 20:17:02)

Odp: do czego mam prawo?
Legat napisał/a:

Ojej ojej. Salomonce znowu wywaliła frustracja. Pozamyskac tych chopów w obazach pracy niech tyrają. smile
Takie małe pytanko. Czy ty zapierdzialałabyś na nie swoim, gdzie w każdej chwili możesz wylecieć? Nic tylko pracować. big_smile

Legat, czytasz nie umiesz? big_smile Ja tylko proponuję, żeby kobieta pracowała na siebie a facet na siebie big_smile

Dużo facet zarobi gmyraniem sobie w spodniach i oglądając porno? (placi czynsz, połowę rachunków itd)


Jeśli są kobiety, które takiego  zboka będą utrzymywać, to niech to robią. Tylko niech mają świadomość, że to inwestycja w błoto.
A ja jestem bardzo "wyliczona" jak mi tu ktoś kiedyś zarzucił i za nic takiego darmozjada bym w domu nie trzymała. Nawet gdyby perfekcyjnie "ogarniał" zmywarkę smile

Frustracja? Chyba nie moja Legat big_smile

Odp: do czego mam prawo?
Legat napisał/a:

Takie małe pytanko. Czy ty zapierdzialałabyś na nie swoim, gdzie w każdej chwili możesz wylecieć? Nic tylko pracować. big_smile

Zgadzam sie, dlugo to do mnie nie moglo dotrzec ale on ani tego nie lubi, ani nie umie, ani nie jest to jego. I biorac pod uwage fakt, ze o slubie nie wspomina to raczej nigdy oficjalnie nie bedzie. Wiec ogarnia tyle ile uzywa

86

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:

Wiec ogarnia tyle ile uzywa

Używa w zasadzie swoje przyrodzenie, jeśli je ogarnia to spoko smile

87

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:
Legat napisał/a:

Takie małe pytanko. Czy ty zapierdzialałabyś na nie swoim, gdzie w każdej chwili możesz wylecieć? Nic tylko pracować. big_smile

Zgadzam sie, dlugo to do mnie nie moglo dotrzec ale on ani tego nie lubi, ani nie umie, ani nie jest to jego. I biorac pod uwage fakt, ze o slubie nie wspomina to raczej nigdy oficjalnie nie bedzie. Wiec ogarnia tyle ile uzywa

A w jaki sposób rekompensuje Ci korzystanie z Twojej własności? Mieszkanie w cudzym domu/mieszkaniu  to wymierna korzyść. Masz coś z tego że on u Ciebie mieszka?

88 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2024-08-31 21:02:05)

Odp: do czego mam prawo?
Agnes76 napisał/a:
Maria Maria 1990 napisał/a:
Legat napisał/a:

Takie małe pytanko. Czy ty zapierdzialałabyś na nie swoim, gdzie w każdej chwili możesz wylecieć? Nic tylko pracować. big_smile

Zgadzam sie, dlugo to do mnie nie moglo dotrzec ale on ani tego nie lubi, ani nie umie, ani nie jest to jego. I biorac pod uwage fakt, ze o slubie nie wspomina to raczej nigdy oficjalnie nie bedzie. Wiec ogarnia tyle ile uzywa

A w jaki sposób rekompensuje Ci korzystanie z Twojej własności? Mieszkanie w cudzym domu/mieszkaniu  to wymierna korzyść. Masz coś z tego że on u Ciebie mieszka?

Agnes, zaraz się tu pojawi cała lista jego zalet big_smile

Znamy się nie tylko z widzenia.


https://www.bing.com/videos/search?q=zn … ajaxhist=0

89

Odp: do czego mam prawo?

Salomonko, dziewczyna jest zmanipulowana do granic możliwości. Facet jest bardzo dobry, bo ją pocieszał gdy przez niego płakała.
Przecież on tego nie robił dla niej tylko dla siebie. Raz, że po co mu taka płacząca kobieta w domu - leży i płacze zamiast coś konkretnego zrobić albo czymś pożytecznym się zająć, dwa, że jeszcze by się zezłościła i pogoniła go z domu. A tak - wielka miłość bo on się nią zaopiekował, pomógł jej przestać płakać. Ludzki pan.
Można? Można zrobić komuś wodę z mózgu.

Ja tu widzę klasyczne wyparcie. Dziewczyna nie chce widzieć pewnych rzeczy, bo wtedy musiałby działać. Liczy, że swoją dobrocią i wyrozumiałością jest w stanie kochać i działać za dwoje, że uratuje ten związek, a swoimi dobrymi czynami rozkocha go w sobie. Jedni chcą wychodzić sobie miłość, inni chcą na nią zasłużyć. Różnie bywa.

90

Odp: do czego mam prawo?
Agnes76 napisał/a:
Maria Maria 1990 napisał/a:
Legat napisał/a:

Takie małe pytanko. Czy ty zapierdzialałabyś na nie swoim, gdzie w każdej chwili możesz wylecieć? Nic tylko pracować. big_smile

Zgadzam sie, dlugo to do mnie nie moglo dotrzec ale on ani tego nie lubi, ani nie umie, ani nie jest to jego. I biorac pod uwage fakt, ze o slubie nie wspomina to raczej nigdy oficjalnie nie bedzie. Wiec ogarnia tyle ile uzywa

A w jaki sposób rekompensuje Ci korzystanie z Twojej własności? Mieszkanie w cudzym domu/mieszkaniu  to wymierna korzyść. Masz coś z tego że on u Ciebie mieszka?

Ciekawa uwaga, warta zapamiętania, i zacytowania gdy np jakaś dziewczyna będzie pytać czy to normalne że facet u którego zamieszkała w ramach odpłatności za mieszkanie w JEGO  domu, wymaga od niej MYCIA mu samochodu, albo czyszczenia podjazdu i dbania o ogród.
W końcu jakoś musi ta KORZYŚĆ że ma dach od głowa odpracować.
No bo facet ez musi cos mieć z tego że kobieta mieszka w JEGO domu, prawda Agnes?

91

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:

Tak, mysle ze jak bede wiedziala, to bede mogla postawic kropke w odpowiednim momencie. Wybaczylam mu juz te 2x kiedy odkrylam zdrade, mase mniejszych rzeczy, ktore chcial przede mna ukryc. I chcialam dac sobie powod do ponownego zaufania mu. Chcialam znalezc w tych podpowiedziach na fb samochody (a jak znalazlam milfy czy inne 'gorace spotkania w okolicy' to tez znalazlam na to wytlumaczenie, ze to na podstawie aktywnosci znajomych). Chcialam znalezc ze nie korzysta z incognito. Chcialabym tez znalezc, ze nie placi za dostep do konta albo filmikow ale wylaczyl powiadomienia o platnosciach.

Szpiclowanie, ciągłe inwigilowanie, niech ktoś mi powie że to normalne?
To nie jest normalne, albo autorka ma coś nie tak w głowie.
Ja myslę, że to następny troll.

92

Odp: do czego mam prawo?
Szeptuch napisał/a:
Agnes76 napisał/a:
Maria Maria 1990 napisał/a:

Zgadzam sie, dlugo to do mnie nie moglo dotrzec ale on ani tego nie lubi, ani nie umie, ani nie jest to jego. I biorac pod uwage fakt, ze o slubie nie wspomina to raczej nigdy oficjalnie nie bedzie. Wiec ogarnia tyle ile uzywa

A w jaki sposób rekompensuje Ci korzystanie z Twojej własności? Mieszkanie w cudzym domu/mieszkaniu  to wymierna korzyść. Masz coś z tego że on u Ciebie mieszka?

Ciekawa uwaga, warta zapamiętania, i zacytowania gdy np jakaś dziewczyna będzie pytać czy to normalne że facet u którego zamieszkała w ramach odpłatności za mieszkanie w JEGO  domu, wymaga od niej MYCIA mu samochodu, albo czyszczenia podjazdu i dbania o ogród.
W końcu jakoś musi ta KORZYŚĆ że ma dach od głowa odpracować.
No bo facet ez musi cos mieć z tego że kobieta mieszka w JEGO domu, prawda Agnes?

Tak, prawda Szeptuch big_smile
Zazwyczaj taka kobieta szoruje ten dom od podłóg przez okna do mycia żyrandoli, myje flizy i kibel w łazience, gotuje w kuchni a potem jeszcze musi zmyć naczynia po obiedzie, bo Pan własny talerz sam myje, to ona "po sobie" też musi wszystkie gary wyczyścić. To mycie samochodu pewnie w nagrodę za możliwość sadzenia "sobie" kwiatków w ogrodzie.  Łaska pańska nie zna granic big_smile

93

Odp: do czego mam prawo?
Agnes76 napisał/a:
Szeptuch napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

A w jaki sposób rekompensuje Ci korzystanie z Twojej własności? Mieszkanie w cudzym domu/mieszkaniu  to wymierna korzyść. Masz coś z tego że on u Ciebie mieszka?

Ciekawa uwaga, warta zapamiętania, i zacytowania gdy np jakaś dziewczyna będzie pytać czy to normalne że facet u którego zamieszkała w ramach odpłatności za mieszkanie w JEGO  domu, wymaga od niej MYCIA mu samochodu, albo czyszczenia podjazdu i dbania o ogród.
W końcu jakoś musi ta KORZYŚĆ że ma dach od głowa odpracować.
No bo facet ez musi cos mieć z tego że kobieta mieszka w JEGO domu, prawda Agnes?

Tak, prawda Szeptuch big_smile
Zazwyczaj taka kobieta szoruje ten dom od podłóg przez okna do mycia żyrandoli, myje flizy i kibel w łazience, gotuje w kuchni a potem jeszcze musi zmyć naczynia po obiedzie, bo Pan własny talerz sam myje, to ona "po sobie" też musi wszystkie gary wyczyścić. To mycie samochodu pewnie w nagrodę za możliwość sadzenia "sobie" kwiatków w ogrodzie.  Łaska pańska nie zna granic big_smile

No niektore kobiety to maja zapierdziel przy mezach. To sobie mysle co jest lepsze zapierdzielac przy dzieciach i mezu czy zapierdzielac tylko przy dzieciach ? big_smile

94

Odp: do czego mam prawo?
Agnes76 napisał/a:
Szeptuch napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

A w jaki sposób rekompensuje Ci korzystanie z Twojej własności? Mieszkanie w cudzym domu/mieszkaniu  to wymierna korzyść. Masz coś z tego że on u Ciebie mieszka?

Ciekawa uwaga, warta zapamiętania, i zacytowania gdy np jakaś dziewczyna będzie pytać czy to normalne że facet u którego zamieszkała w ramach odpłatności za mieszkanie w JEGO  domu, wymaga od niej MYCIA mu samochodu, albo czyszczenia podjazdu i dbania o ogród.
W końcu jakoś musi ta KORZYŚĆ że ma dach od głowa odpracować.
No bo facet ez musi cos mieć z tego że kobieta mieszka w JEGO domu, prawda Agnes?

Tak, prawda Szeptuch big_smile
Zazwyczaj taka kobieta szoruje ten dom od podłóg przez okna do mycia żyrandoli, myje flizy i kibel w łazience, gotuje w kuchni a potem jeszcze musi zmyć naczynia po obiedzie, bo Pan własny talerz sam myje, to ona "po sobie" też musi wszystkie gary wyczyścić. To mycie samochodu pewnie w nagrodę za możliwość sadzenia "sobie" kwiatków w ogrodzie.  Łaska pańska nie zna granic big_smile

Troll się zapędził w kozi róg.

95

Odp: do czego mam prawo?
Agnes76 napisał/a:
Szeptuch napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

A w jaki sposób rekompensuje Ci korzystanie z Twojej własności? Mieszkanie w cudzym domu/mieszkaniu  to wymierna korzyść. Masz coś z tego że on u Ciebie mieszka?

Ciekawa uwaga, warta zapamiętania, i zacytowania gdy np jakaś dziewczyna będzie pytać czy to normalne że facet u którego zamieszkała w ramach odpłatności za mieszkanie w JEGO  domu, wymaga od niej MYCIA mu samochodu, albo czyszczenia podjazdu i dbania o ogród.
W końcu jakoś musi ta KORZYŚĆ że ma dach od głowa odpracować.
No bo facet ez musi cos mieć z tego że kobieta mieszka w JEGO domu, prawda Agnes?

Tak, prawda Szeptuch big_smile
Zazwyczaj taka kobieta szoruje ten dom od podłóg przez okna do mycia żyrandoli, myje flizy i kibel w łazience, gotuje w kuchni a potem jeszcze musi zmyć naczynia po obiedzie, bo Pan własny talerz sam myje, to ona "po sobie" też musi wszystkie gary wyczyścić. To mycie samochodu pewnie w nagrodę za możliwość sadzenia "sobie" kwiatków w ogrodzie.  Łaska pańska nie zna granic big_smile

Naprawdę dziwne masz spojrzenie na relacje międzyludzkie i na to co kobieta musi robić aby zrekompensować facetowi fakt ze ja przygarnął.
Uważam że twoje spojrzenie na role kobiety w domu i jej zakres powinności i obowiązków, daleko wykraczają poza granice dobrego smaku.
Twój obraz stosunków panujących w takim domu, to iście przejawy feudalizmu, przypomnę, słusznie minionego, jednak z jakiś powodu ciepło wspomnianego  przez ciebie, w końcu nie ma już "panów"
Dom przedstawiany przez ciebie, nacechowany tak naprawdę klasizmem, i obowiązkiem zapłaty oraz obowiązkiem regulowania relacji, a wręcz jej doboru w selu odniesienia wymiernych korzyści, moim zdaniem jest domem skrajnie dysfunkcyjnym, żeby nie powiedzieć patologicznym
nie powielaj proszę Agnes, tak szkodliwych schematów i wzorców.

96

Odp: do czego mam prawo?

Powiedział Szeptuch, który gdzie się da podkreśla, że "przygarnąl" żonę Ukrainkę i jej  syna i z tego powodu oczekuje pełnego podporządkowania się i wdzięczności.
Wiele razy i wiele osób już pisało, że współczują jego żonie o ile ona w ogóle istnieje, bo jakoś trudno sobie wyobrazić tak przemocowy związek jaki przedstawia nam  Szeptuch. Czasem można tylko wspólczuć jego żonie, z nadzieją że ona nie istnieje.

97

Odp: do czego mam prawo?
Szeptuch napisał/a:
Agnes76 napisał/a:
Szeptuch napisał/a:

Ciekawa uwaga, warta zapamiętania, i zacytowania gdy np jakaś dziewczyna będzie pytać czy to normalne że facet u którego zamieszkała w ramach odpłatności za mieszkanie w JEGO  domu, wymaga od niej MYCIA mu samochodu, albo czyszczenia podjazdu i dbania o ogród.
W końcu jakoś musi ta KORZYŚĆ że ma dach od głowa odpracować.
No bo facet ez musi cos mieć z tego że kobieta mieszka w JEGO domu, prawda Agnes?

Tak, prawda Szeptuch big_smile
Zazwyczaj taka kobieta szoruje ten dom od podłóg przez okna do mycia żyrandoli, myje flizy i kibel w łazience, gotuje w kuchni a potem jeszcze musi zmyć naczynia po obiedzie, bo Pan własny talerz sam myje, to ona "po sobie" też musi wszystkie gary wyczyścić. To mycie samochodu pewnie w nagrodę za możliwość sadzenia "sobie" kwiatków w ogrodzie.  Łaska pańska nie zna granic big_smile

Naprawdę dziwne masz spojrzenie na relacje międzyludzkie i na to co kobieta musi robić aby zrekompensować facetowi fakt ze ja przygarnął.
Uważam że twoje spojrzenie na role kobiety w domu i jej zakres powinności i obowiązków, daleko wykraczają poza granice dobrego smaku.
Twój obraz stosunków panujących w takim domu, to iście przejawy feudalizmu, przypomnę, słusznie minionego, jednak z jakiś powodu ciepło wspomnianego  przez ciebie, w końcu nie ma już "panów"
Dom przedstawiany przez ciebie, nacechowany tak naprawdę klasizmem, i obowiązkiem zapłaty oraz obowiązkiem regulowania relacji, a wręcz jej doboru w selu odniesienia wymiernych korzyści, moim zdaniem jest domem skrajnie dysfunkcyjnym, żeby nie powiedzieć patologicznym
nie powielaj proszę Agnes, tak szkodliwych schematów i wzorców.

Dokladnie nie ma juz zadnych panow i wladcow.  Jest tylko Jeden Pan i Wladca w Niebie Jezus Chrystus Amen.... a inne pany to mnie nie interesuja

98

Odp: do czego mam prawo?
Szeptuch napisał/a:
Agnes76 napisał/a:
Szeptuch napisał/a:

Ciekawa uwaga, warta zapamiętania, i zacytowania gdy np jakaś dziewczyna będzie pytać czy to normalne że facet u którego zamieszkała w ramach odpłatności za mieszkanie w JEGO  domu, wymaga od niej MYCIA mu samochodu, albo czyszczenia podjazdu i dbania o ogród.
W końcu jakoś musi ta KORZYŚĆ że ma dach od głowa odpracować.
No bo facet ez musi cos mieć z tego że kobieta mieszka w JEGO domu, prawda Agnes?

Tak, prawda Szeptuch big_smile
Zazwyczaj taka kobieta szoruje ten dom od podłóg przez okna do mycia żyrandoli, myje flizy i kibel w łazience, gotuje w kuchni a potem jeszcze musi zmyć naczynia po obiedzie, bo Pan własny talerz sam myje, to ona "po sobie" też musi wszystkie gary wyczyścić. To mycie samochodu pewnie w nagrodę za możliwość sadzenia "sobie" kwiatków w ogrodzie.  Łaska pańska nie zna granic big_smile

Naprawdę dziwne masz spojrzenie na relacje międzyludzkie i na to co kobieta musi robić aby zrekompensować facetowi fakt ze ja przygarnął.
Uważam że twoje spojrzenie na role kobiety w domu i jej zakres powinności i obowiązków, daleko wykraczają poza granice dobrego smaku.
Twój obraz stosunków panujących w takim domu, to iście przejawy feudalizmu, przypomnę, słusznie minionego, jednak z jakiś powodu ciepło wspomnianego  przez ciebie, w końcu nie ma już "panów"
Dom przedstawiany przez ciebie, nacechowany tak naprawdę klasizmem, i obowiązkiem zapłaty oraz obowiązkiem regulowania relacji, a wręcz jej doboru w selu odniesienia wymiernych korzyści, moim zdaniem jest domem skrajnie dysfunkcyjnym, żeby nie powiedzieć patologicznym
nie powielaj proszę Agnes, tak szkodliwych schematów i wzorców.

No to jest dobre, wręcz doskonałe.

Mario i wszystkie kobiety tego Forum - czytajcie i uczcie się.
Jeśli robicie wymienione przeze mnie czynności, to znaczy, że przekraczacie granice dobrego smaku,  hołdujecie stosunkom feudalnym, które już dawno powinny pójść w niepamięć, a same stosujecie regulujecie relację obowiązkiem zapłaty stwarzając skrajnie dysfunkcyjny dom.

No To Ci się udało.
Od dzisiaj dziewczyny leżymy i pachniemy, bo nie ma co powielać patologicznych wzorców z przeszłości, szkodliwych wzorców i schematów.
Zostałyśmy wyzwolone jednym wpisem Szeptucha.
Niech żyje nowa rzeczywistość!

99 Ostatnio edytowany przez Szeptuch (2024-08-31 22:09:51)

Odp: do czego mam prawo?
Salomonka napisał/a:

Powiedział Szeptuch, który gdzie się da podkreśla, że "przygarnąl" żonę Ukrainkę i jej  syna i z tego powodu oczekuje pełnego podporządkowania się i wdzięczności.
Wiele razy i wiele osób już pisało, że współczują jego żonie o ile ona w ogóle istnieje, bo jakoś trudno sobie wyobrazić tak przemocowy związek jaki przedstawia nam  Szeptuch. Czasem można tylko wspólczuć jego żonie, z nadzieją że ona nie istnieje.


Nie mam zony Ukrainki.
Nie "przygarnąłem" jej.
Nie oczekuje podporządkowania od nikogo, zwłaszcza od kogoś kogo kocham.

to by było na tyle w kwestii rozumienia tekstu pisanego przez ciebie.

Ty nie zrozumiałabyś sarkazmu/ironi nawet gdyby zaparkowała ci na czole.

Odpisałem ci tylko dlatego, aby sprostować twoje kolejne farmazony na mój temat.
bo dyskusja z tobą nie ma najmniejszego sensu.

100 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2024-08-31 22:11:04)

Odp: do czego mam prawo?
Szeptuch napisał/a:
Salomonka napisał/a:

Powiedział Szeptuch, który gdzie się da podkreśla, że "przygarnąl" żonę Ukrainkę i jej  syna i z tego powodu oczekuje pełnego podporządkowania się i wdzięczności.
Wiele razy i wiele osób już pisało, że współczują jego żonie o ile ona w ogóle istnieje, bo jakoś trudno sobie wyobrazić tak przemocowy związek jaki przedstawia nam  Szeptuch. Czasem można tylko wspólczuć jego żonie, z nadzieją że ona nie istnieje.


Nie mam zony Ukrainki.
Nie "przygarnąłem" jej.
Nie oczekuje podporządkowania.

to by było na tyle w kwestii rozumienia tekstu pisanego przez ciebie.

Ty nie zrozumiałabyś sarkazmu/ironi nawet gdyby zaparkowała ci na czole.

Odpisałem ci tylko dlatego, aby sprostować twoje kolejne farmazony na mój temat.


bo dyskusja z tobą nie ma najmniejszego sensu.

Jak to nie masz żony Ukrainki? To zmieniłeś żonę?

101

Odp: do czego mam prawo?
Agnes76 napisał/a:
Szeptuch napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

Tak, prawda Szeptuch big_smile
Zazwyczaj taka kobieta szoruje ten dom od podłóg przez okna do mycia żyrandoli, myje flizy i kibel w łazience, gotuje w kuchni a potem jeszcze musi zmyć naczynia po obiedzie, bo Pan własny talerz sam myje, to ona "po sobie" też musi wszystkie gary wyczyścić. To mycie samochodu pewnie w nagrodę za możliwość sadzenia "sobie" kwiatków w ogrodzie.  Łaska pańska nie zna granic big_smile

Naprawdę dziwne masz spojrzenie na relacje międzyludzkie i na to co kobieta musi robić aby zrekompensować facetowi fakt ze ja przygarnął.
Uważam że twoje spojrzenie na role kobiety w domu i jej zakres powinności i obowiązków, daleko wykraczają poza granice dobrego smaku.
Twój obraz stosunków panujących w takim domu, to iście przejawy feudalizmu, przypomnę, słusznie minionego, jednak z jakiś powodu ciepło wspomnianego  przez ciebie, w końcu nie ma już "panów"
Dom przedstawiany przez ciebie, nacechowany tak naprawdę klasizmem, i obowiązkiem zapłaty oraz obowiązkiem regulowania relacji, a wręcz jej doboru w selu odniesienia wymiernych korzyści, moim zdaniem jest domem skrajnie dysfunkcyjnym, żeby nie powiedzieć patologicznym
nie powielaj proszę Agnes, tak szkodliwych schematów i wzorców.

No to jest dobre, wręcz doskonałe.

Mario i wszystkie kobiety tego Forum - czytajcie i uczcie się.
Jeśli robicie wymienione przeze mnie czynności, to znaczy, że przekraczacie granice dobrego smaku,  hołdujecie stosunkom feudalnym, które już dawno powinny pójść w niepamięć, a same stosujecie regulujecie relację obowiązkiem zapłaty stwarzając skrajnie dysfunkcyjny dom.

No To Ci się udało.
Od dzisiaj dziewczyny leżymy i pachniemy, bo nie ma co powielać patologicznych wzorców z przeszłości, szkodliwych wzorców i schematów.
Zostałyśmy wyzwolone jednym wpisem Szeptucha.
Niech żyje nowa rzeczywistość!

Liberté, Égalité i Fraternité

102 Ostatnio edytowany przez Szeptuch (2024-08-31 22:18:31)

Odp: do czego mam prawo?
Salomonka napisał/a:
Szeptuch napisał/a:
Salomonka napisał/a:

Powiedział Szeptuch, który gdzie się da podkreśla, że "przygarnąl" żonę Ukrainkę i jej  syna i z tego powodu oczekuje pełnego podporządkowania się i wdzięczności.
Wiele razy i wiele osób już pisało, że współczują jego żonie o ile ona w ogóle istnieje, bo jakoś trudno sobie wyobrazić tak przemocowy związek jaki przedstawia nam  Szeptuch. Czasem można tylko wspólczuć jego żonie, z nadzieją że ona nie istnieje.


Nie mam zony Ukrainki.
Nie "przygarnąłem" jej.
Nie oczekuje podporządkowania.

to by było na tyle w kwestii rozumienia tekstu pisanego przez ciebie.

Ty nie zrozumiałabyś sarkazmu/ironi nawet gdyby zaparkowała ci na czole.

Odpisałem ci tylko dlatego, aby sprostować twoje kolejne farmazony na mój temat.


bo dyskusja z tobą nie ma najmniejszego sensu.

Jak to nie masz żony Ukrainki? To zmieniłeś żonę?

Nigdy nie miałem żony Ukrainki, nie wiem czemu jest to powtarzane na forum.
Notorycznie jestem z kimś mylony.
Ja nawet nie wypowiadam sie o Ukraińcach wcale w zasadzie
Jedyna Ukrainka jaka znam to moja sąsiadka która stała sie nia, bo wyszła za mojego sąsiada.
I Tyle, nikogo tez nie "przygarnąłem" do siebie, bo po ślubie przepisałem połowę domu zonie, wiec jest "u siebie" a nie "u mnie"
wiec kwestia "podporządkowania" to raczej ja muszę to robić, żeby  to ona mnie z domu nie wywaliła (żart taki)

103

Odp: do czego mam prawo?

Widze, ze bardzo ciekawa dyskusja sie tutaj rozwinela. Ja tez niczego nie oczekiwalam za to ze najpierw zamieszkal w rodzinnym domu a teraz moim. Jak pisalam - nawet nie musial za rachunki placic, co po czasie zaczelo mi przeszkadzac. Zakomunikowalam, ale dzialania nie bylo. Teraz juz wymusilam, zeby sie dokladal i po prostu dzielimy wszystko na pol. Wczesniej probowalismy innego ukladu, ale sie z niego nie wywiazywal. A teraz wszystko gra.
I ja sama nie oczekuje nadal nic, poza tym zeby nie wykorzystywal mojego brata. Mam nadzieje, ze sie to wkrotce tez skonczy i rzeczywiscie zacznie naprawiac swoje samochody za swoje pieniadze.

Samo przepisywanie majatku, po slubie, jest dla mnie nieodpowiedzialne i nie wiem po co ludzie tak robia. Majatek wspolny, uzyskany po zawarciu malzenstwa - ok, pozniej trzeba podzielic, w razie rozwodu. Ale wszystko na co pracowalo sie samemu? Po co?

Nurtuje mnie jeszcze tylko jedno - dlaczego zakladacie, ze facet sie nie zmienil? I ze nadal oglada porno / laski w necie?
Ja z nim zyje a nie mam tej pewnosci, wiec skad ona u Was?

104

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:

Nurtuje mnie jeszcze tylko jedno - dlaczego zakladacie, ze facet sie nie zmienil? I ze nadal oglada porno / laski w necie?
Ja z nim zyje a nie mam tej pewnosci, wiec skad ona u Was?

ciężko się pozbyć starych nawyków, a ludzie bardzo rzadko się zmieniają

105

Odp: do czego mam prawo?
Farmer napisał/a:
Maria Maria 1990 napisał/a:

Nurtuje mnie jeszcze tylko jedno - dlaczego zakladacie, ze facet sie nie zmienil? I ze nadal oglada porno / laski w necie?
Ja z nim zyje a nie mam tej pewnosci, wiec skad ona u Was?

ciężko się pozbyć starych nawyków, a ludzie bardzo rzadko się zmieniają

Mnie sie udaje. Raz gorzej, raz lepiej ale sie staram i juz duzo zmienilam

106

Odp: do czego mam prawo?
Szeptuch napisał/a:
Agnes76 napisał/a:
Maria Maria 1990 napisał/a:

Zgadzam sie, dlugo to do mnie nie moglo dotrzec ale on ani tego nie lubi, ani nie umie, ani nie jest to jego. I biorac pod uwage fakt, ze o slubie nie wspomina to raczej nigdy oficjalnie nie bedzie. Wiec ogarnia tyle ile uzywa

A w jaki sposób rekompensuje Ci korzystanie z Twojej własności? Mieszkanie w cudzym domu/mieszkaniu  to wymierna korzyść. Masz coś z tego że on u Ciebie mieszka?

Ciekawa uwaga, warta zapamiętania, i zacytowania gdy np jakaś dziewczyna będzie pytać czy to normalne że facet u którego zamieszkała w ramach odpłatności za mieszkanie w JEGO  domu, wymaga od niej MYCIA mu samochodu, albo czyszczenia podjazdu i dbania o ogród.
W końcu jakoś musi ta KORZYŚĆ że ma dach od głowa odpracować.
No bo facet ez musi cos mieć z tego że kobieta mieszka w JEGO domu, prawda Agnes?


O tym samym pomyślałem.


Bo jak sytuacja jest odwrotna i to babka mieszka u faceta, to jakoś nie ma głosów o rekompensacie za używanie cudzej własności i nie ma głosów jakim to babka jest nierobem, jak nie zmywa, nie pierze, nie robi remontu. Jest tylko lament, że facet ma toksyczne wymagania i szuka sprzątaczki/służki, a nie partnerki.

107

Odp: do czego mam prawo?
Salomonka napisał/a:

Jak to nie masz żony Ukrainki? To zmieniłeś żonę?


Nigdy nie padło, że jest Ukrainką. To są albo twoje fantazje, albo opierasz się na cudzych urojeniach.

108 Ostatnio edytowany przez Legat (2024-09-01 09:57:46)

Odp: do czego mam prawo?

W tym wątku też wyszła kolejna ciekawa rzecz. Gdy facet umyje naczynia w zmywarce, to jest to prościzna, nic nie warta czynnośc. Ale gdy już kobieta zmywa naczynia, albo pierze w pralce automatycznej. No to już jest to czasochłonne, skomplikowane. I czy facet pierze, czy kobieta - to zawsze prane są męskie galoty. Kobiecych galotów się nie pierze. smile No cóz w końcu to nieskazitelne anioły. smile

Maria Maria 1990 napisał/a:

Samo przepisywanie majatku, po slubie, jest dla mnie nieodpowiedzialne i nie wiem po co ludzie tak robia.

Koszt dostępu do pusi. A to nie są tanie rzeczy. smile

109

Odp: do czego mam prawo?
Legat napisał/a:

W tym wątku też wyszła kolejna ciekawa rzecz. Gdy facet umyje naczynia w zmywarce, to jest to prościzna, nic nie warta czynnośc. Ale gdy już kobieta zmywa naczynia, albo pierze w pralce automatycznej. No to już jest to czasochłonne, skomplikowane. I czy facet pierze, czy kobieta - to zawsze prane są męskie galoty. Kobiecych galotów się nie pierze. smile No cóz w końcu to nieskazitelne anioły. smile


To jest proste.


Jak facet to robi, no to wiadomo, ze to czynność jaką każdy dorosły osobnik powinien wykonywać na pstryknięcie palcami. Taka rzecz jak podcieranie dupy. Nie warte wspomnienia, bo oczywiste do wykonania.

Jak robi to kobieta, no to ciężka praca w znoju, która wymaga zadośćuczynienia, gratyfikacji jakiejś. Bo to jak praca na etacie co najmniej. Bo wiadomo, że trzeba stać przy pralce i patrzeć jak ciuchy w bębnie się kręcą, a od tego można dostać zawrotów głowy i oczopląsu. Więc dodatek za szkodliwe warunki tu jest niezbędny i wcześniejsza emerytura. Ciężko wypracowana w pocie czoła.

110

Odp: do czego mam prawo?
Jack Sparrow napisał/a:
Legat napisał/a:

W tym wątku też wyszła kolejna ciekawa rzecz. Gdy facet umyje naczynia w zmywarce, to jest to prościzna, nic nie warta czynnośc. Ale gdy już kobieta zmywa naczynia, albo pierze w pralce automatycznej. No to już jest to czasochłonne, skomplikowane. I czy facet pierze, czy kobieta - to zawsze prane są męskie galoty. Kobiecych galotów się nie pierze. smile No cóz w końcu to nieskazitelne anioły. smile


To jest proste.


Jak facet to robi, no to wiadomo, ze to czynność jaką każdy dorosły osobnik powinien wykonywać na pstryknięcie palcami. Taka rzecz jak podcieranie dupy. Nie warte wspomnienia, bo oczywiste do wykonania.

Jak robi to kobieta, no to ciężka praca w znoju, która wymaga zadośćuczynienia, gratyfikacji jakiejś. Bo to jak praca na etacie co najmniej. Bo wiadomo, że trzeba stać przy pralce i patrzeć jak ciuchy w bębnie się kręcą, a od tego można dostać zawrotów głowy i oczopląsu. Więc dodatek za szkodliwe warunki tu jest niezbędny i wcześniejsza emerytura. Ciężko wypracowana w pocie czoła.

Xd

Dosłownie przypomniało mi się co na ten temat wypisywała Agnes.
Powinieneś pamiętać bo też w tym brałeś udział.
Jakie to ona ciężkie obowiązki domowe wykonuje instalując antywirusa na kompie czy wybierając blender w sklepie czy telewizor. Nie wiem ile raz w roku ona kupuje telewizor czy instaluje antywirusa, ale zestawiła to kierowaniem samochodu przez męża w długich trasach czy remontach i dbaniem o dom.
Nawet śmialiśmy się ile to roboczogodzin wymagają te jej " obowiązki " a ile jego.

111

Odp: do czego mam prawo?
Szeptuch napisał/a:
Jack Sparrow napisał/a:
Legat napisał/a:

W tym wątku też wyszła kolejna ciekawa rzecz. Gdy facet umyje naczynia w zmywarce, to jest to prościzna, nic nie warta czynnośc. Ale gdy już kobieta zmywa naczynia, albo pierze w pralce automatycznej. No to już jest to czasochłonne, skomplikowane. I czy facet pierze, czy kobieta - to zawsze prane są męskie galoty. Kobiecych galotów się nie pierze. smile No cóz w końcu to nieskazitelne anioły. smile


To jest proste.


Jak facet to robi, no to wiadomo, ze to czynność jaką każdy dorosły osobnik powinien wykonywać na pstryknięcie palcami. Taka rzecz jak podcieranie dupy. Nie warte wspomnienia, bo oczywiste do wykonania.

Jak robi to kobieta, no to ciężka praca w znoju, która wymaga zadośćuczynienia, gratyfikacji jakiejś. Bo to jak praca na etacie co najmniej. Bo wiadomo, że trzeba stać przy pralce i patrzeć jak ciuchy w bębnie się kręcą, a od tego można dostać zawrotów głowy i oczopląsu. Więc dodatek za szkodliwe warunki tu jest niezbędny i wcześniejsza emerytura. Ciężko wypracowana w pocie czoła.

Xd

Dosłownie przypomniało mi się co na ten temat wypisywała Agnes.
Powinieneś pamiętać bo też w tym brałeś udział.
Jakie to ona ciężkie obowiązki domowe wykonuje instalując antywirusa na kompie czy wybierając blender w sklepie czy telewizor. Nie wiem ile raz w roku ona kupuje telewizor czy instaluje antywirusa, ale zestawiła to kierowaniem samochodu przez męża w długich trasach czy remontach i dbaniem o dom.
Nawet śmialiśmy się ile to roboczogodzin wymagają te jej " obowiązki " a ile jego.

Jezeli oboje pracuja to zrobic rowny podzial obowiazkow w domu i tyle

112

Odp: do czego mam prawo?

Legat:
Po prostu uważam że rodzina to wspólne nazwisko, wspólny dom i wspólna przyszłość.
Nie wyobrażam sobie po co żona miała by dbać o coś co nie jest jej.
Bo ja sam bym tego nie robił

113

Odp: do czego mam prawo?
Szeptuch napisał/a:

Xd

Dosłownie przypomniało mi się co na ten temat wypisywała Agnes.
Powinieneś pamiętać bo też w tym brałeś udział.
Jakie to ona ciężkie obowiązki domowe wykonuje instalując antywirusa na kompie czy wybierając blender w sklepie czy telewizor. Nie wiem ile raz w roku ona kupuje telewizor czy instaluje antywirusa, ale zestawiła to kierowaniem samochodu przez męża w długich trasach czy remontach i dbaniem o dom.
Nawet śmialiśmy się ile to roboczogodzin wymagają te jej " obowiązki " a ile jego.


No było coś takiego. big_smile

Przy czym jak widać, ten trud i znój to działa tylko w jedną stronę. W drugą to psi obowiązek i praca lekka jak oddychanie.


Nie wyobrażam sobie po co żona miała by dbać o coś co nie jest jej.


Ogólnie to właśnie dość ciekawe zjawisko tutaj. Już nawet abstrahując od prawdziwości tej (i innych) historii widać taki dysbalans. Jak to kobieta coś posiada i ma partnera, który nie zadośćuczynia, nie wynagradza, nie wykonuje obowiązków domowych ZA partnerkę to po prostu jest gremialnie okrzykiwany zwykłym nierobem, wygodnickim cieciem, manipulantem i toksykiem. W najlepszym wypadku - namiastką faceta.

Ale jak to facet posiada no to wiadomo przecież, że kobieta nie będzie mu zadośćuczyniać, nie będzie dbać o nieswoje, bo przecież po jaki chuj, jak to nie jest jej? I jakim ogólnie prawem facet może wymagać czegoś takiego?


Takie to.....typowo roszczeniowe podejście pseudofeministek, które najpierw robią z siebie miernoty życiowe podkreślając wysiłek nastawienia zmywarki czy pralki, a potem buńczucznie pokrzykują o równości. Bo wybranie blendera to praca i stres na miarę odpowiedzialności za bezpieczeństwo całej rodziny.

114

Odp: do czego mam prawo?
Jack Sparrow napisał/a:
Szeptuch napisał/a:

Xd

Dosłownie przypomniało mi się co na ten temat wypisywała Agnes.
Powinieneś pamiętać bo też w tym brałeś udział.
Jakie to ona ciężkie obowiązki domowe wykonuje instalując antywirusa na kompie czy wybierając blender w sklepie czy telewizor. Nie wiem ile raz w roku ona kupuje telewizor czy instaluje antywirusa, ale zestawiła to kierowaniem samochodu przez męża w długich trasach czy remontach i dbaniem o dom.
Nawet śmialiśmy się ile to roboczogodzin wymagają te jej " obowiązki " a ile jego.


No było coś takiego. big_smile

Przy czym jak widać, ten trud i znój to działa tylko w jedną stronę. W drugą to psi obowiązek i praca lekka jak oddychanie.


Nie wyobrażam sobie po co żona miała by dbać o coś co nie jest jej.


Ogólnie to właśnie dość ciekawe zjawisko tutaj. Już nawet abstrahując od prawdziwości tej (i innych) historii widać taki dysbalans. Jak to kobieta coś posiada i ma partnera, który nie zadośćuczynia, nie wynagradza, nie wykonuje obowiązków domowych ZA partnerkę to po prostu jest gremialnie okrzykiwany zwykłym nierobem, wygodnickim cieciem, manipulantem i toksykiem. W najlepszym wypadku - namiastką faceta.

Ale jak to facet posiada no to wiadomo przecież, że kobieta nie będzie mu zadośćuczyniać, nie będzie dbać o nieswoje, bo przecież po jaki chuj, jak to nie jest jej? I jakim ogólnie prawem facet może wymagać czegoś takiego?


Takie to.....typowo roszczeniowe podejście pseudofeministek, które najpierw robią z siebie miernoty życiowe podkreślając wysiłek nastawienia zmywarki czy pralki, a potem buńczucznie pokrzykują o równości. Bo wybranie blendera to praca i stres na miarę odpowiedzialności za bezpieczeństwo całej rodziny.

Jak zyja w malzenstwie czy tam nawet w zwiazku,ale mieszkaja razem to powinni o wszystko dbac wspolnie razem i jezeli oboje pracuja to razem dzielic sie obowiazkami domowymi. A nie jakies glupie podzialy robic to moje,a to twoje.

115

Odp: do czego mam prawo?

Popadacie w skrajnosc. Rowny podzial spoko, ale pomoc tez jest istotna. Na poczatku, kiedy to on robil remont - nie mialam problemu pomoc fizycznie i wiedza. I nie z mysla ze to kiedys bedzie moje, a ze pomagam facetowi na ktorym mi zalezy i nie chce zeby meczyl sie sam. Plus byla to frajda, ze razem cos robimy.

116

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:

Popadacie w skrajnosc.

Po prostu nawiązujemy do kilku innych forumowych dyskusji kiedy to te same netkobietki, które ci wypisują, że to żaden wyczyn z tą zmywarką (czy tam wstaw cokolwiek z obowiązków domowych) kiedy robi to facet, to w odwrotnych płciowo scenariuszach podkreślały jak wielka to praca i wysiłek kiedy robiła to kobieta. Podobnie miała się rzecz z remontami i tym podobnymi kwestiami kiedy były anse, że koleś remontuje swoje i ma jakieś oczekiwania wobec partnerki z tym związane. Jak widać to działa w jedną stronę. Remontujesz swoje, a koleś nawet nie jest twoim mężem i mają oczekiwania, że typ będzie skakał wokół remontu, dwoił się i troił, bo łaskawie pozwoliłaś mu mieszkać u siebie.

Twój partner mieszka u ciebie - więc w ich wywodach on ma ci być za to wdzięczny i usłużny. Bo to twoje i łaskawie mu na to pozwalasz. Więc ma zapitalać z obowiązkami domowymi, z remontem itp.

Ale jak są wątki, że to facet jest właścicielem to retoryka się zmienia. Bo i z jakiej paki babka ma zapitalać, z jakiej paki ma zmywać, sprzątać, generalnie pracować dla jaśnie księciunia - przecież jest partnerką, a nie sprzątaczką/wstaw cokolwiek itp. Do tego się z Szeptuchem i Legatem odnosiliśmy.


W twoim konkretnym przypadku nie chodzi aż tak bardzo o podział obowiązków, a o fakt ciągłego kłamstwa w tematach intymnych.

117

Odp: do czego mam prawo?
Jack Sparrow napisał/a:
Maria Maria 1990 napisał/a:

Popadacie w skrajnosc.

Po prostu nawiązujemy do kilku innych forumowych dyskusji kiedy to te same netkobietki, które ci wypisują, że to żaden wyczyn z tą zmywarką (czy tam wstaw cokolwiek z obowiązków domowych) kiedy robi to facet, to w odwrotnych płciowo scenariuszach podkreślały jak wielka to praca i wysiłek kiedy robiła to kobieta. Podobnie miała się rzecz z remontami i tym podobnymi kwestiami kiedy były anse, że koleś remontuje swoje i ma jakieś oczekiwania wobec partnerki z tym związane. Jak widać to działa w jedną stronę. Remontujesz swoje, a koleś nawet nie jest twoim mężem i mają oczekiwania, że typ będzie skakał wokół remontu, dwoił się i troił, bo łaskawie pozwoliłaś mu mieszkać u siebie.

Twój partner mieszka u ciebie - więc w ich wywodach on ma ci być za to wdzięczny i usłużny. Bo to twoje i łaskawie mu na to pozwalasz. Więc ma zapitalać z obowiązkami domowymi, z remontem itp.

Ale jak są wątki, że to facet jest właścicielem to retoryka się zmienia. Bo i z jakiej paki babka ma zapitalać, z jakiej paki ma zmywać, sprzątać, generalnie pracować dla jaśnie księciunia - przecież jest partnerką, a nie sprzątaczką/wstaw cokolwiek itp. Do tego się z Szeptuchem i Legatem odnosiliśmy.


W twoim konkretnym przypadku nie chodzi aż tak bardzo o podział obowiązków, a o fakt ciągłego kłamstwa w tematach intymnych.

Bo w malzenstwie to nie powinno byc moje, twoje tylko nasze wspolne.  Wtedy nie ma takich dylenatow typu "mieszkasz pod moim.dachem to robisz co ja chce,a jak nie to wypad " . Zreszta mnie juz na szczescie problemy zwiazkowe ani malzenskie nie dotycza,bo widze, ze jest z tym.tragicznie na swiecie, a bedzie jeszcze gorzej

118

Odp: do czego mam prawo?

No to sypnęło się parę męskich postów. Przesiewać należy wiadomo - ale jak ktoś nic nie dojrzy w tym  i nie ma żadnej refleksji to ślepy jest. Dużo prawdy poszło

119

Odp: do czego mam prawo?

Panowie jak zwykle zapomnieli, że czym innym jest kobiece dbanie o dom, dzieci, sprzątanie, gotowanie, robienie zakupów i to mityczne włączanie zmywarki, a czym innym li tylko "ogarnięcie" zmywarki przez cały dzień i oddawanie się uciechom seksu komputerowego. Mnie naprawdę zadziwia, jak panowie na tym kobiecym forum potrafią obrócić kota ogonem, żeby tylko udowodnić że kobieta to odwieczny wróg mężczyzny. Oczywiście każda sytuacja w której facet jest skrytykowanym, bez względu na powód, to wybuch dzikiego feminizmu.
W sumie to nie chciałam się wam się wtrącać panowie do dyskusji, bo tak ładnie się tutaj miziacie peniskami, ale odrobina sprostowania się chyba należy.

Co do autorki wątku, to mam wrażenie że to jeszcze jedna z tych kobietek, co to nie przyjmuje do wiadomości że człowieka dorosłego, ukształtowanego z pełnym wachlarzem przyzwyczajeń i priorytetów, nie da się zmienić za boga chińskiego w takiego, o jakim się marzyło i jakiego by się chciało mieć.
Kobieta gotowa na wszystko, aby tylko mężczyznę przy sobie zatrzymać, wbrew znakom na niebie i ziemi, że z tej mąki chleba to raczej nie będzie.
Coż, są i takie kobiety na szczęście dla pewnej grupy mężczyzn, bo inaczej nie mogliby zgrywać macho i w ogóle mieć szans na jakikolwiek związek. Jak zwykle, przyroda potrafi zadbać o wszystkich i każdemu dać choć namiastkę tego, czego potrzebuje. Tylko właśnie, trzeba dobrze wiedzieć czego się w życiu potrzebuje, bo można dostać jakiś ochłap którego ktoś inny za nic nie chciał.

120

Odp: do czego mam prawo?

Bez nawiązania do rozmowy nt obowiązków domowych i podziałów majątków, mogę podziękować za wszystkie posty, bardzo otworzyliście mi oczy. Choć nadal mam masę obaw i bardzo nie chcę kończyć tego związku. I dlatego postanowiłam, ostatni raz, spróbować. Bez patrzenia na jego zachowanie, na to co mi daje a czego nie. Chcę sama być uczciwa i mieć poczucie, że daję mu to co powinien dostać w związku.
- Nadal robię swój remont, ale mam też czas dla partnera.
- Codziennie przypominam, że go kocham.
- O jego psychiczne zdrowie zadbam jedynie tak jak umiem - jedynie słuchając co mówi, starając się namawiać na odpoczynek / urlop.
- Komunikuje rzeczy, w których potrzebuę pomocy, próbując w pierwszej kolejności poradzić sobie sama.
- Przytulam, uśmiecham się, jestem pozytywnie i otwarcie nastawiona na niego
Nie wspominam o oczywistych oczywistościach, w stylu: nie zdradzam, nie szukam nikogo innego, nie okłamuję itd itp.

Co jednak też ważne, a dość trudne dla mnie: nie sprawdzam już jego telefonu. Na pewno będzie mi dzięki temu łatwiej wytrwać i może zupełnie zmienić moje postrzeganie związku, ale też będę wiedziała, że na prawdę jestem uczciwa (choć nigdy mu nie powiedziałam, że nie będę tego robić, wręcz przeciwnie - mówiłam, że jego telefon jest moim jedynym źródłem prawdy i na pewno go kiedyś sprawdzę).

Muszę to zrobić, inaczej plułabym sobie w twarz.
Moją weryfikacją będzie konfrontacja ostatecznie tych kłamstw, chyba że skończy z incognito (tak, nie deklaruję, że nie sprawdzę jego telefonu już nigdy, sprawdzę, kiedy będę czuła, że nadal stoję przy ścianie i nadal jest coś nie tak, albo po dniu kiedy będzie sam). I konfrontacja tego, że własciwie poza tymi 3 spotkaniami z seksologiem, nic po tej zdradzie nie zmienił - próbuje o niej zapomnieć i to jego sposób na radzenie sobie.
A może jednak mi się uda.
Cholernie trzymam za siebie kciuki big_smile I za niego. Może nawet kiedyś pokażę mu ten wątek. Bo jest szansa, że on sam nie widzi w sobie wartości i tego, że komuś może na nim zależeć, stąd ukrywanie CZEGOŚ
Zobaczymy

121

Odp: do czego mam prawo?
Salomonka napisał/a:

Mnie naprawdę zadziwia, jak panowie na tym kobiecym forum potrafią obrócić kota ogonem, żeby tylko udowodnić że kobieta to odwieczny wróg mężczyzny.

Tu nie ma żadnego odwracania kota ogonem. Jak babka coś ogarnia to robisz z niej męczennicę, a jak facet ogarnia to nagle jest 'to co innego'. Przytoczone przez Szeptucha przykłady z wyborem TV, blendera czy instalowaniem antywirusa jako przeciwwaga do wielogodzinnego kierowania samochodem czy wykonywania serwisów technicznych i napraw wszelakich (które muszą być wykonane zgodnie ze sztuką, bo inaczej możliwa strata to albo dziesiątki tyś zł, albo nawet i zgon) to przecież nie jego wymysł tylko właśnie Agnes.


Nie, my tu nie robimy żadnych wrogów tylko ciśniemy bekę z takiego przedstawiania sytuacji. My doskonale wiemy, że związek aby działał, to musi być jak naoliwiona maszyna z trybami w odpowiednich miejscach. Ludzie muszą współpracować w związku, a nie walczyć i przepychać swoje racje jednocześnie gloryfikując absurdalnie podstawowe czynności, jakie powinna umieć wykonać każda dorosła osoba bez względu na płeć.

122

Odp: do czego mam prawo?
Jack Sparrow napisał/a:

W twoim konkretnym przypadku nie chodzi aż tak bardzo o podział obowiązków, a o fakt ciągłego kłamstwa w tematach intymnych.

"Kłamstwo w tematach intymnych" big_smile

123

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:

(...)Cholernie trzymam za siebie kciuki big_smile I za niego. Może nawet kiedyś pokażę mu ten wątek. Bo jest szansa, że on sam nie widzi w sobie wartości i tego, że komuś może na nim zależeć, stąd ukrywanie CZEGOŚ
Zobaczymy

Mario Mario, ja też trzymam za Ciebie kciuki. Dyskusja wprawdzie wygląda na zakończoną, ale dorzucę coś od siebie.
W jednej z najlepszych książek, jakie ostatnio czytałem, jest taki dialog:
"Sceptyk: A co znaczyły w tym kontekście słowa "praca" i "zabawa"?
Prudencja: Sądzę, że mniej więcej to, co większość ludzi zwykle rozumie przez te słowa. Pracować to robić coś, co musisz robić, a bawić się to robić coś dla przyjemności, która z tego płynie.
Sceptyk: Tak więc "zabawę" możemy zastąpić wyrażeniem "robić coś, co cenimy dla tego czegoś" a "pracę" zastąpić wyrażeniem "robić coś, co cenimy ze względu na coś innego".
Prudencja: Tak, praca jest rodzajem koniecznego zła, które akceptujemy, ponieważ umożliwia nam robienie rzeczy, które uważamy za dobre same w sobie."

Koniec cytatu. Umieściłem go tu, by w podobny sposób przyjrzeć się związkom. Dlaczego w ogóle wchodzimy w związki, tworzymy relacje z drugim człowiekiem? Robimy to po to, by osiągnąć szczęście. Jednak też w zupełnie przewrotny sposób jesteśmy w stanie temperować szczęście "dla dobra związku". I tak w relacjach z bliskimi osobami pojawia się niemała lista ograniczeń, zakazów itp. Wyrośliśmy przecież w kulturze w znacznym stopniu wywyższającej kwestię posiadania, własności... i to mimo chrześcijańskiej pochwały ubóstwa. I tak ciało męża ma być własnością żony, ciało żony własnością męża, życie męża uzależnione od żony, życie żony uzależnione od męża. Takie podejście niemal z automatu prowokuje konflikty, potrzebę poświęceń itp. Na pierwszy plan wybija się jednak kwestia... seksu. Mimo iż wszyscy mówią, że uczucie oparte na pożądaniu to nie miłość tylko zauroczenie, że miłość która jest też przyjaźnią jest tym, co naprawdę łączy ludzi, to i tak o być albo nie być związku decyduje seks i pojęcie "zdrady". Czy na pewno warto stawiać seks na pierwszym miejscu?

W Twojej historii bardzo istotna jest też kwestia zaufania. Problematyka radzenia sobie z prawdami i kłamstwami. Twój partner coś przed Tobą ukrywa, nawet kłamie, Ty zaś z tego powodu nie możesz mu ufać. I to jest w zasadzie zrozumiałe. Tzn. zrozumiałe jest to, że te kłamstwa i ukrywanie blokują Twoje zaufanie. Z drugiej strony... zrozumiałe jest też to, że Ty jego nie rozumiesz w tym jego ukrywaniu. Syty nie zrozumie głodnego. Ty nie musisz niczego ukrywać przed kimś, na kim Ci zależy, bo nie masz potrzeb nieakceptowanych przez partnera.
Wiesz jak to wygląda w moich relacjach z moimi bliskimi? Ja nie potrzebuję zaufania. Zamiast tego mam bezwzględną miłość/przyjaźń/lubienie. Odrzucam zaufanie jako zwykłe egoistyczne oczekiwanie, że ktoś będzie robił to, czego ja chcę lub nie będzie robił tego, czego nie chcę. A kłamstwa? Traktuję ewentualne kłamstwa jako informacje, które ktoś mi przekazuje, bym wedle tych danych mógł postąpić. I bierze odpowiedzialność za skutki mojego postępowania na siebie.

Cóż, pewnie to co napisałem, wygląda dziwnie, jak naiwne filozofowanie odklejonego od rzeczywistości idealisty, ale może coś z tej wypowiedzi i Tobie się przyda smile
W każdym razie, jeśli uważasz swojego partnera za dobrego człowieka, to trzymam kciuki za was oboje. Jeśli ludzie się kochają, są w stanie przezwyciężać różne problemy.

124

Odp: do czego mam prawo?
Dżdżownick2 napisał/a:

Koniec cytatu. Umieściłem go tu, by w podobny sposób przyjrzeć się związkom. Dlaczego w ogóle wchodzimy w związki, tworzymy relacje z drugim człowiekiem? Robimy to po to, by osiągnąć szczęście. Jednak też w zupełnie przewrotny sposób jesteśmy w stanie temperować szczęście "dla dobra związku". I tak w relacjach z bliskimi osobami pojawia się niemała lista ograniczeń, zakazów itp. Wyrośliśmy przecież w kulturze w znacznym stopniu wywyższającej kwestię posiadania, własności... i to mimo chrześcijańskiej pochwały ubóstwa. I tak ciało męża ma być własnością żony, ciało żony własnością męża, życie męża uzależnione od żony, życie żony uzależnione od męża. Takie podejście niemal z automatu prowokuje konflikty, potrzebę poświęceń itp. Na pierwszy plan wybija się jednak kwestia... seksu. Mimo iż wszyscy mówią, że uczucie oparte na pożądaniu to nie miłość tylko zauroczenie, że miłość która jest też przyjaźnią jest tym, co naprawdę łączy ludzi, to i tak o być albo nie być związku decyduje seks i pojęcie "zdrady". Czy na pewno warto stawiać seks na pierwszym miejscu?

Zdrada to nie tylko seks z kimś innym niż Twój partner. Zdrada zaczyna się długo wcześniej, w mojej opinii. Ja nie zdradzam - nie oszukuję; nie ukrywam jeśli robię coś co mogłoby się nie spodobać partnerowi; nie fantazjuję o innych; nie kłamię jeśli mówię, że on zrobił coś co mi się (nie) spodobało. Nawet na początku, kiedy źle go traktowałam, bo byłam zbyt niedojrzała, żeby zrozumieć, że jest świetnym specjalistą w swojej branży tylko - nie ozukiwałam, że myślę, że robi świetnie, kiedy myślałam, że robi okropnie.
Mnie bardziej przeszkadzają kłamstwa, a nie ta zdrada. Jeśli sam by się do niej przyznał, to bym wiedziała, ze mogę mu ufać. Błędy są normalne, słabości ludzkie też.

W Twojej historii bardzo istotna jest też kwestia zaufania. Problematyka radzenia sobie z prawdami i kłamstwami. Twój partner coś przed Tobą ukrywa, nawet kłamie, Ty zaś z tego powodu nie możesz mu ufać. I to jest w zasadzie zrozumiałe. Tzn. zrozumiałe jest to, że te kłamstwa i ukrywanie blokują Twoje zaufanie. Z drugiej strony... zrozumiałe jest też to, że Ty jego nie rozumiesz w tym jego ukrywaniu. Syty nie zrozumie głodnego. Ty nie musisz niczego ukrywać przed kimś, na kim Ci zależy, bo nie masz potrzeb nieakceptowanych przez partnera.
Wiesz jak to wygląda w moich relacjach z moimi bliskimi? Ja nie potrzebuję zaufania. Zamiast tego mam bezwzględną miłość/przyjaźń/lubienie. Odrzucam zaufanie jako zwykłe egoistyczne oczekiwanie, że ktoś będzie robił to, czego ja chcę lub nie będzie robił tego, czego nie chcę. A kłamstwa? Traktuję ewentualne kłamstwa jako informacje, które ktoś mi przekazuje, bym wedle tych danych mógł postąpić.

Zaufanie, znów - w mojej opinii - to nie oczekiwanie, że ktoś będzie robił jak ja chcę. Zaufanie to świadomość, że ktoś jest względem Ciebie szczery. Ma zawsze dobre względem Ciebie intencje, ale jeśli nawet podwienie się noga, to ma odwagę się do tego przyznać. To też świadomość, że jeśli Ty robisz coś, co się drugiej stronie nie podoba, to da znać. Żebyś Ty też mógł się poprawić, jeśli chcesz. Bo ja mówię co mi w Tobie nie pasuje, ale Ty nie musisz tego brać jako pole do zmiany. Natomiast, jeśli jesteś uczciwy - też komunikujesz, że tego nie zmienisz. I idziecie na kompromis albo nie.
Więc ja ufam Tobie, bo wiem, że jak spieprzysz, to powiesz. Ty ufasz mi, bo wiesz, że jak powiesz co spieprzyłeś to ja się nie obrażę i nie przekreślę wszystkiego co wypracowaliśmy, tylko postaram się zrozumieć dlaczego tak się stało. Tak to rozumiem.

I bierze odpowiedzialność za skutki mojego postępowania na siebie.

nie rozumiem tego zdania

125

Odp: do czego mam prawo?
Maria Maria 1990 napisał/a:

Zdrada to nie tylko seks z kimś innym niż Twój partner. Zdrada zaczyna się długo wcześniej, w mojej opinii. Ja nie zdradzam - nie oszukuję; nie ukrywam jeśli robię coś co mogłoby się nie spodobać partnerowi; nie fantazjuję o innych; nie kłamię jeśli mówię, że on zrobił coś co mi się (nie) spodobało. Nawet na początku, kiedy źle go traktowałam, bo byłam zbyt niedojrzała, żeby zrozumieć, że jest świetnym specjalistą w swojej branży tylko - nie ozukiwałam, że myślę, że robi świetnie, kiedy myślałam, że robi okropnie.
Mnie bardziej przeszkadzają kłamstwa, a nie ta zdrada. Jeśli sam by się do niej przyznał, to bym wiedziała, ze mogę mu ufać. Błędy są normalne, słabości ludzkie też.

Czy dobrze zrozumiałem, że pod pojęcie zdrady podciągasz kłamstwa, ukrywanie, nieszczerość? Rzeczywiście są to "rzeczy" wpływające na utratę zaufania. Jednak przy takim szerokim pojmowaniu "zdrady" może się okazać, że zdradzaliście siebie oboje. Ty podejmowałaś (i podejmujesz jeszcze?) działania wymierzone w niego a robiłaś to w trosce o swoje dobro. Nie wspólne. I również chyba robiłaś to po kryjomu. To podobnie jak on. On szukał przyjemności dla siebie pomijając Ciebie. Przy czym jego działanie nie było wymierzone w Ciebie. Jego najprawdopodobniej interesowała tylko przyjemność, nie zamierzał Ci tym dokuczyć, szkodzić. Twoje działanie było chyba bardziej szkodliwe, jeśli chodzi o wpływ na poczucie zaufania. Wyobraź sobie kogoś, kto zaproszony przez przyjaciół/rodzinę/znajomych przyjeżdża do nich i od razu w całym domu zakłada podsłuch, by sprawdzić, czy na pewno ten przyjazd nie jest dla nich kłopotem, bo jeśli tak to natychmiast wyjeżdża. Nie byłoby to chyba działanie wzmacniające zaufanie.
Zdrada to nie tylko seks z kimś innym, ale Ty właśnie wokół tej kwestii kręcisz się w kółko. Interesuje Ciebie, czy on w tym trybie incognito ogląda jakieś porno czy laski. Widać, że to nie ukrywanie jest problemem, tylko te laski. Bo gdyby w incognito oglądał samochody, sprawdzał co to jest zadrzechnia fioletowa czy nawet grał w gry, to nie budziłoby to Twojego zmartwienia. Chociaż przecież byłoby to nadal przeglądanie w trybie incognito.
Dlatego zapytałem, czy warto kwestie seksu stawiać na pierwszym miejscu w życiu. I wcale nie chcę sugerować odpowiedzi. Każdy sam może znaleźć własną.

A jeśli to kłamstwa przeszkadzają Ci bardziej, niż zdrada, to jest pewien sposób, by tych kłamstw nie było. Tak półżartem-półserio: przy braku dociekań, kontroli i kłopotliwych pytań będzie też brak kłamstw. 

Maria Maria 1990 napisał/a:

Zaufanie, znów - w mojej opinii - to nie oczekiwanie, że ktoś będzie robił jak ja chcę. Zaufanie to świadomość, że ktoś jest względem Ciebie szczery. Ma zawsze dobre względem Ciebie intencje, ale jeśli nawet podwienie się noga, to ma odwagę się do tego przyznać. To też świadomość, że jeśli Ty robisz coś, co się drugiej stronie nie podoba, to da znać. Żebyś Ty też mógł się poprawić, jeśli chcesz. Bo ja mówię co mi w Tobie nie pasuje, ale Ty nie musisz tego brać jako pole do zmiany. Natomiast, jeśli jesteś uczciwy - też komunikujesz, że tego nie zmienisz. I idziecie na kompromis albo nie.
Więc ja ufam Tobie, bo wiem, że jak spieprzysz, to powiesz. Ty ufasz mi, bo wiesz, że jak powiesz co spieprzyłeś to ja się nie obrażę i nie przekreślę wszystkiego co wypracowaliśmy, tylko postaram się zrozumieć dlaczego tak się stało. Tak to rozumiem.

Nie jest to niezgodne z tym moim uproszczonym opisem zaufania. Ty podstawiasz pod wyrażenie "robić to, co ja chcę" to "że ktoś jest względem Ciebie szczery. Ma zawsze dobre względem Ciebie intencje, ale jeśli nawet podwinie się noga, to ma odwagę się do tego przyznać. (...) że jeśli Ty robisz coś, co się drugiej stronie nie podoba, to da znać. Żebyś Ty też mógł się poprawić, jeśli chcesz." I odpowiednio pod wyrażenie "nie zrobi tego, czego nie chcę" w Twoim przypadku można podstawić: nie będzie kłamał, nie będzie ukrywał przed Tobą tego, co robi i o czym wie, że tego nie akceptujesz.

Maria Maria 1990 napisał/a:

I bierze odpowiedzialność za skutki mojego postępowania na siebie.

nie rozumiem tego zdania

Wyjaśnię na przykładzie. Wyobraźmy sobie parę składającą się z Osoby A i Osoby B. Niech Osoba A ma jakąś swoją pasję, np wspinaczki górskie i marzy o wyprawie w Himalaje. Od kilku lat się przygotowywała i teraz ma już wszystko dopięte, może lecieć. Jednak przed organizacją wyjazdu pyta Osobę B jak ta się czuje, czy da radę sama, czy jest zdrowa. Załóżmy że Osoba B niedawno dowiedziała się, ze jest chora na nowotwór. Zdołowało ją to, ale nie chce pocieszania czy stawiania choroby na pierwszym miejscu. Odpowiada więc osobie A, że jest zdrowa, nic jej nie dolega i da radę. Jeśli Osoba A pojedzie w te Himalaje i zostawi B samą, to B raczej nie powinna mieć za złe tego wyjazdu A, nawet jeśli w pewnym momencie będzie zła na to, że jest sama i coraz gorzej się czuje. Bo zataiła chorobę. Przedstawiła Osobie A takie dane, na podstawie których mogła zadecydować o wyjeździe.

126

Odp: do czego mam prawo?
Dżdżownick2 napisał/a:

Czy dobrze zrozumiałem, że pod pojęcie zdrady podciągasz kłamstwa, ukrywanie, nieszczerość? Rzeczywiście są to "rzeczy" wpływające na utratę zaufania. Jednak przy takim szerokim pojmowaniu "zdrady" może się okazać, że zdradzaliście siebie oboje. Ty podejmowałaś (i podejmujesz jeszcze?) działania wymierzone w niego a robiłaś to w trosce o swoje dobro. Nie wspólne. I również chyba robiłaś to po kryjomu. To podobnie jak on. On szukał przyjemności dla siebie pomijając Ciebie. Przy czym jego działanie nie było wymierzone w Ciebie. Jego najprawdopodobniej interesowała tylko przyjemność, nie zamierzał Ci tym dokuczyć, szkodzić. Twoje działanie było chyba bardziej szkodliwe, jeśli chodzi o wpływ na poczucie zaufania. Wyobraź sobie kogoś, kto zaproszony przez przyjaciół/rodzinę/znajomych przyjeżdża do nich i od razu w całym domu zakłada podsłuch, by sprawdzić, czy na pewno ten przyjazd nie jest dla nich kłopotem, bo jeśli tak to natychmiast wyjeżdża. Nie byłoby to chyba działanie wzmacniające zaufanie.

nie podciągam. Zdrada to 'dodanie' do związku osób trzecich. No ale jeśli kłamiesz, że z nikim nie piszesz, a jednak to robisz, to nie zdradzasz?
Nie sądzę, że go zdradziłam. Cokolwiek nie zrobiłam mu złego - on o tym wie. Nie wie o sprawdzaniu telefonu codziennie, ale też go uprzedzałam, że będę to robiła. I o ile ja przez ten ostatni rok pytałam czy mnie oszukuje i zdradza, on nie pytał czy sprawdzam jego telefon. Bo też sam powiedział, że pewnie by tak robił.
Powtarzam - dopóki przypadkowo nie odkryłam roksy w jego tel (i później znalazłam połączenia do tych prostytutek), nie sprawdzałam i nie kontrolowałam go. A później też nie robiłam tego wystarczająco dobrze, skoro jeszcze przez dwa lata albo rok był w stanie ukrywać, że pisze z innymi i oferuje się na seks. Po tym drugim przypadku wprost powiedziałam, że mu wybaczam bo mam w tym swój udział, ale ma z tym skończyć, a ja będę to sprawdzać.
Możesz wskazać, które moje działanie było w tym wymierzone w niego i szkodliwe?
Chyba, że odwołujesz się do tego jak go traktowałam na początku - tu oczywiście, mam świadomość ile to wyrządziło zła.

Zdrada to nie tylko seks z kimś innym, ale Ty właśnie wokół tej kwestii kręcisz się w kółko. Interesuje Ciebie, czy on w tym trybie incognito ogląda jakieś porno czy laski. Widać, że to nie ukrywanie jest problemem, tylko te laski. Bo gdyby w incognito oglądał samochody, sprawdzał co to jest zadrzechnia fioletowa czy nawet grał w gry, to nie budziłoby to Twojego zmartwienia. Chociaż przecież byłoby to nadal przeglądanie w trybie incognito.
Dlatego zapytałem, czy warto kwestie seksu stawiać na pierwszym miejscu w życiu.

bo tu nie o akt seksu chodzi. Tylko o to, że decydując się na bycie w związku ze nim - ja nie potrzebuję innych. Nie brałam tego pod uwagę nawet kiedy miesiącami seksu nie było, bo on wolał się masturbować. A wiesz chyba, że jest to jedna z podstawowych potrzeb człowieka.
Tak, jeśli oglądałby coś, co nie odsuwa mnie na drugi plan w naszym związku, nie miałabym problemu. Bo pewnie też nie musiałby w tym temacie kłamać. A teraz kłamie, że nic nie ukrywa, czyli robi coś, co ja mogłabym nieakceptować. Codziennie wybiera coś innego niż ja i uczciwość w stosunku do mnie.

A jeśli to kłamstwa przeszkadzają Ci bardziej, niż zdrada, to jest pewien sposób, by tych kłamstw nie było. Tak półżartem-półserio: przy braku dociekań, kontroli i kłopotliwych pytań będzie też brak kłamstw.

i znów za 2 lata mam się dowiedzieć, że jednak pisał z innymi? wysyłał im swoje zdjęcia i się z nimi spotykał?

Nie jest to niezgodne z tym moim uproszczonym opisem zaufania. Ty podstawiasz pod wyrażenie "robić to, co ja chcę" to "że ktoś jest względem Ciebie szczery. Ma zawsze dobre względem Ciebie intencje, ale jeśli nawet podwinie się noga, to ma odwagę się do tego przyznać. (...) że jeśli Ty robisz coś, co się drugiej stronie nie podoba, to da znać. Żebyś Ty też mógł się poprawić, jeśli chcesz." I odpowiednio pod wyrażenie "nie zrobi tego, czego nie chcę" w Twoim przypadku można podstawić: nie będzie kłamał, nie będzie ukrywał przed Tobą tego, co robi i o czym wie, że tego nie akceptujesz.

okej, czyli Ty nie oczekujesz, że Ciebie nie okłamują? Wchodzisz z kimś związek i masz w nosie czy druga strona jest względem Ciebie uczciwa?

Wyjaśnię na przykładzie. Wyobraźmy sobie parę składającą się z Osoby A i Osoby B. Niech Osoba A ma jakąś swoją pasję, np wspinaczki górskie i marzy o wyprawie w Himalaje. Od kilku lat się przygotowywała i teraz ma już wszystko dopięte, może lecieć. Jednak przed organizacją wyjazdu pyta Osobę B jak ta się czuje, czy da radę sama, czy jest zdrowa. Załóżmy że Osoba B niedawno dowiedziała się, ze jest chora na nowotwór. Zdołowało ją to, ale nie chce pocieszania czy stawiania choroby na pierwszym miejscu. Odpowiada więc osobie A, że jest zdrowa, nic jej nie dolega i da radę. Jeśli Osoba A pojedzie w te Himalaje i zostawi B samą, to B raczej nie powinna mieć za złe tego wyjazdu A, nawet jeśli w pewnym momencie będzie zła na to, że jest sama i coraz gorzej się czuje. Bo zataiła chorobę. Przedstawiła Osobie A takie dane, na podstawie których mogła zadecydować o wyjeździe.

Rzeczywiście chyba trochę filozofujesz, bo to raczej oczywiste, że OsobaB nie może mieć pretensji do OsobyA i nikt o zdrowych zmysłach nie będzie oczekiwał, że druga strona magicznie dowie się o Twoich chorobach czy cymkolwiek, o czym nie powiedziałeś.
I w tym problem jest w zdradzie. Ktoś kłamie, że jest z TOBĄ, a nie innymi. I Ty na podstawie tego decydujesz się na życie z tym człowiekiem. Jeśli znałbyś prawdę (czyli jestem z Tobą, ale nie kręcisz mnie - wolę pooglądać inne panienki, a właściwie to muszę, żebym z Tobą wyrzymał), to postąpiłbyś inaczej i nie tracił swojego czasu na taki związek. Bo taki związek zapewne nigdzie nie doprowadzi.
Nie znam się na związkach, ale zdaje mi się, że nigdy nie znajdziesz człowieka bez wad, z którym śmiało będziesz mógł powiedzieć - lubię tę osobę niezależnie co robi. Nie obchodzi mnie czy ogląda pedofilie w internecie, albo wyłudza pieniądze i z tego żyje. I tak chcę z nią być bo mnie traktuje najlepiej na świecie i mogę nie interesować się tymi częściami jego życia.
Jeśli jesteś w stanie tak (szczerze) powiedzieć i działać, to mamy kompletnie inne podejście do życia i nie przekonamy się do swoich racji.
Ja nie wierzę w poligamię ani szczęście z kimś kto wyznaje inne (fundamentalne) wartości niż ja

127

Odp: do czego mam prawo?

Dżdżownick2 trochę pomieszałeś z tą myślą chrześcijańską. Ciałem zawsze jest kobieta. Głową ciała jest mężczyzna. W ten sposób tworzą jedność. To jak w tańcu. Jak by to wyglądało, że za piękno robi facet, a kobieta w tańcu nadaje ton? Kobieta powinna być prowadzona i wtedy oboje są zadowoleni. 
Oczywiście w życiu jest różnie. Ale kobiety nie są szczęśliwe, gdy to one muszą robić za "głowę". Niestety wtedy facet nie jest nazywany ciałem, a doopą.

128

Odp: do czego mam prawo?
Szeptuch napisał/a:

Nawet śmialiśmy się ile to roboczogodzin wymagają te jej " obowiązki " a ile jego.

Jesteś podły.
Śmiej się dalej tylko już nigdy nie pisz do Agnes.


Cała ta dyskusja o robieniu  na "nie swoim"  przypomina mi sytuację mojej koleżanki, u której zamieszkała synowa.
Gotowała w kuchni ale sprzątać nie będzie, bo to nie jej kuchnia.
Korzystała z łazienki tylko niczego nie umyje, bo to nie jej łazienka.
Korzystała z mieszkania ale niczego nie zrobiła poza własnym pokojem, bo to nie jej mieszkanie.

Facet mieszka w jej domu, ale w remoncie nie pomoże, bo to nie jego dom. A gonić próżniaków, nierobów, brudasów do budy na podwórku. Tam niczego nie będą musieli remontować ani sprzątać.

Mario, pytałaś dlaczego myślimy, ze on nadal ogląda porno w niecie - dlatego tak uważam, bo jak pisałaś, on  używa incognito tylko w łazience.

129

Odp: do czego mam prawo?
Agnes76 napisał/a:

Cała ta dyskusja o robieniu  na "nie swoim"  przypomina mi sytuację mojej koleżanki, u której zamieszkała synowa.
Gotowała w kuchni ale sprzątać nie będzie, bo to nie jej kuchnia.
Korzystała z łazienki tylko niczego nie umyje, bo to nie jej łazienka.
Korzystała z mieszkania ale niczego nie zrobiła poza własnym pokojem, bo to nie jej mieszkanie.


Przypomnę ci to jak znowu zaczniesz dostawać sraczki, że facet WYMAGA od babki, żeby sprzątała i gotowała w zamian za możliwość mieszkania w JEGO mieszkaniu.

Bo regularnie masz z tym problem. Że jakim prawem koleś wymaga takich rzeczy, to przecież PRACA NA ETACIE.

130

Odp: do czego mam prawo?
Jack Sparrow napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

Cała ta dyskusja o robieniu  na "nie swoim"  przypomina mi sytuację mojej koleżanki, u której zamieszkała synowa.
Gotowała w kuchni ale sprzątać nie będzie, bo to nie jej kuchnia.
Korzystała z łazienki tylko niczego nie umyje, bo to nie jej łazienka.
Korzystała z mieszkania ale niczego nie zrobiła poza własnym pokojem, bo to nie jej mieszkanie.


Przypomnę ci to jak znowu zaczniesz dostawać sraczki, że facet WYMAGA od babki, żeby sprzątała i gotowała w zamian za możliwość mieszkania w JEGO mieszkaniu.

Bo regularnie masz z tym problem. Że jakim prawem koleś wymaga takich rzeczy, to przecież PRACA NA ETACIE.

No, tak, trzeba bronić przedwiecznych praw faceta  smile

Posty [ 66 do 130 z 149 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024