Zakładam, że temat może być trollowy
, ale jest tu kilka kwestii ciekawych, wartych rozważenia.
Z jednej strony ewidentnie są takie zachowania, które wskazują na buractwo i niedowartościowanie, widać, że ktoś na siłę stara się chamsko imponować i takie coś faktycznie bardzo razi - przykład - znajomy w dyskusjach na tematy polityczne bardzo często argumenty próbuje zastąpić chwaleniem się pozycją zawodową swoją lub dzieci - co wychodzi tym bardziej komicznie, że w wielu przypadkach nie zadaje sobie nawet trudu zainteresowania się tym, co robią jego rozmówcy i że zarabiają znacznie lepiej od niego.
Z drugiej strony wiele osób mówi o konieczności "wyczucia" towarzystwa, co wydaje mi się słuszne, chociaż też kłopotliwe, bo ciężko zawsze starać się odgadnąć co ktoś myśli i dostosować. Ja raczej w przypadku dalszych znajomych jestem powściągliwa w mówieniu o finansach, wolę skupić się na mówieniu o pewnych doświadczeniach, zainteresowaniach, ale to też może być odebrane jako wywyższanie się - gdy np. spotykam koleżankę z podstawówki, która nie kontynuowała edukacji, pracuje w Żabce i samotnie wychowuje dziecko, a ja opowiadam np. warsztatach literackich czy wyjazdach.
Pamiętam, że też spotkała mnie taka sytuacja, gdzie po czasie dowiedziałam się, że "księżniczkuję" od znajomych swoich przyjaciół, choć sytuacja nie była tak karykaturalna. Wiedziałam, że to jest grupa, w której raczej się nie przelewa, bo mieli dość bezpośredni styl bycia, potrafili przy prawie nieznanych osobach dość barwnie opowiadać o niespłaconych chwilówkach, trudnościach w utrzymaniu prostych prac fizycznych czy jakichś tam rozwalających się sprzętach w domu. Sami często poruszali temat pieniędzy, którymi rzekomo gardzą, co dla nich wynikało z duchowości (buddyzm). Ja o pieniądzach mówiłam mało, wiedzieli po prostu ze pracuję w konkretnej branży, nie ukrywałam, że czasem gdzieś wyjeżdżam, ale też w takiej sytuacji opowiadałam raczej o ciekawostkach typu jedzenie na bazarkach, słonie i wielbłądy na ulicach, a nie standard hotelu.
Faktycznie dystansowałam się nieco, no bo nie chciałam za bardzo krytykować postawy 5 raz spłacam chwilówkę chwilówką, ich barwna ekspresja i opowieści o krwiożerczym kapitalizmie mnie onieśmielały, tym bardziej że były to często poglądy nieugruntowane w wiedzy. Kiedyś zaprotestowałam przeciwko stwierdzeniu, że dochody rolników w Polsce gwałtownie zmalały po wstąpieniu do UE (wskazałam że jest dokładnie odwrotnie i pokazałam konkretne dane GUS), to wywołałam oburzenie. Po kilku spotkaniach dowiedziałam się, że mówią o mnie, że jestem "odrealniona", "nie mam rodziny" (no fakt, to dziwne, że dziewczyna lat wówczas 25 nie ma jeszcze bąbelków), i "chyba nigdy nie pracowałam fizycznie" (tylko krótko, na początku studiów - czy każdy musi?). Podobno wywyższałam się też opowiadając o jakiejś sytuacji z uczelni, że powinni kogoś wywalić bo ewidentnie sobie nie radzi i odstaje, ale płaci dziesiąty raz za warunki i jest przepychany, żeby liczba studentów się zgadzała.
W czasie pandemii relacje rozluźniły się naturalnie, teraz już po prostu utrzymuję znajomość ze wspólnymi przyjaciółmi, z tamtą ekipą nie. Wydaje mi się, że czasem po prostu nie ma chemii i nawet jak człowiek stara się być taktowny, to w zderzeniu z określonymi emocjami i postawami nie zawsze wyjdzie.