Bezradna stokrotka napisał/a:Jest jednak coś, co nie daje mi spokoju. Nie wiem, czy nie jest skąpy i czy nie jest materialistą. Patrzy bardzo na pieniądze. Do przesady oszczędza.
I to jest mega wielki problem. Pieniądze i seks rozwalają małżeństwa.
.... liczy na to, że zapłacę za siebie zawsze. Doprowadza to nieraz do żenujących sytuacji
Pojawi się dziecko. I jego kasa zacznie iść na pieluchy — kupka w pieluchę i do kosza. Dziecko zachoruje — lekarz, lekarstwa. Przedszkole? Parę stówek miesięcznie. Ciuszki dla dziecka, z którego zaraz wyrośnie. Kasa, kasa, kasa — będzie płynąć jak woda w rzece.
I teraz twój mężczyzna, który dużo więcej zarabia, ma firmy, a kawę płacicie każdy za swoją. Po ślubie to się zmieni? Niby jak? A jak nie będziesz chodzić do pracy, to on Ci będzie wydzielał wydatki? Paragony będziesz zbierać?
Ślubu jeszcze nie mieliście, więc nie jest jego obowiązkiem łożyć na "wspólny budżet". Ale nei wierzę, że po ślubie będą finanse wspólne. Nie wierzę gościowi, który nawet nie kupi swojej narzeczonej kawy.
Tak samo jest w sklepie spożywczym - ja płacę za swoje produkty, on za swoje.
Mega dno.
Teraz nie zapłaci za ogórka, a niby za jakiś czas będzie pieluchy kupował? Nie wierzę.
... A właśnie -do restauracji nie chodzimy w ogóle. Bo dla niego to strata kasy...
Po ślubie jak będziesz chciała iść do kosmetyczki czy fryzjera, to nie dostaniesz na to pieniędzy.
Jak będziesz chciała kupić buty, albo zrobić malowanie, to nie dostaniesz kasy.
Innymi słowy — licz na siebie.
Boję się o przyszłość w tym sensie, że co będzie jak po ślubie nie wiem, stracę pracę. A opłaty co miesiąc trzeba będzie robić (rachunki i koszty życia też na pół).
Słuszne obawy.
Powiedzmy, że zarabiasz 5 tys.
On zarabia 15 tys.
Wydatki rodzinne — 10 tys.
Czyli Ty wydasz wszystko, a jemu zostanie 10 tys.
Tak on widzi sprawiedliwość?
A i tak go nie dogonię finansowo.. czuję się przez to gorsza i mniej bezpieczna w obawie o przyszłość
Słusznie. On nie będzie wsparciem niestety.
On niby powtarza, że po ślubie wszystko będzie wspólne, że niby nie muszę za coś tam płacić, do znajomych mówi, że będę mieć bogatego męża.
Za grosz w to nie wierzę.
Taki on bogaty, że jego kobieta sama za kawę płaci.
... mężowie koleżanek płacą za nie, a ja razem z innymi facetami idę do baru zapłacić sama za siebie...
Widzisz różnicę? No właśnie...
Według niego zarabiam za mało i powinnam więcej, tylko nie rozumie, że w moim zawodzie nie dogonię go...
Idiota.
To niech on zwiększy zarobki trzy razy skoro taki cwaniak.
Nie chodzi o to, że oczekuję, że facet będzie za mnie płacić, bo tak to zawsze i tak sama proponowałam, ale tu chodzi i to, że od niego tej propozycji nawet nie ma, że mi coś postawi, że mnie gdzieś zaprosi...
Tak. Wiem, że nie chodzi Ci o pieniądze. Ale nie widzisz z nim przyszłości.
Doprowadziło to do tego, że przestałam czuć się stabilnie i bezpiecznie finansowo. Mam obawy i lęki, co będzie na macierzyńskim itd. on mi kiedyś zasugerował, że na macierzyńskim mogę dalej pracować (mam umowę B2B). Kurczę. Tylko czy dałabym radę po nieprzespanych nocach, moja praca jest bardzo wyczerpująca. I tak zastanawiam się czy serio byłoby to konieczne, skoro on tyle zarabia? Czy serio nawet na macierzyńskim nie mogłabym poświęcić czasu wyłącznie na dziecko?
Dlatego on nie zapewni Ci bezpieczeńśtwa.
Sama nie wiem, co robić. W innych aspektach związek jest ok i nie mam zarzutów. Ale zastanawiamy się czy to normalne z tymi pieniędzmi i czy to we mnie jest problem czy w nim (sama mam też tak, że dążę na siłę do płacenia za siebie, wszystko muszę dzielić po równo - taką mam osobowość,, ale czy on tego nie wykorzystuje trochę?)
W nim jest problem.