Ok, znajomy pojechał kiedys w góry i jak do niego zadzwonić, nie było sygnału albo włączął się automat nawijający po czesku. Nie wiem jak tam na Słowacji, ale akurat mogę uwierzyc, że roaming nawala. Ale kwestia realizmu w górach nie ma większego znaczenia. Na moje oko kobieta nie była zaangażowana tzn. oceniam, że nie miała w perspektywie związać się z tobą na dłużej. Cieszyła się fajnym seksem, miłym towarzystwem, a po jakimś czasie hormony opadły.
Pierwszy sygnał alarmowy - że wiele razy chciała przyjechać, ale nie wyszło. My z mężem jak się zeszlismy, mieszkaliśmy ponad 400 km od siebie (wg. Google maps) i jeździliśmy do siebie. To nie wygląda naturalnie, że dziewczyna chciała a nie mogła.
Dosć zabawne, że w sumie wszystkie zarzuty wobec ciebie można równie dobrze obrócić. Znaczy też mógłbyś robić dramę, że nie chcesz byc tym drugim i a może ona wróci do swojego męża (tego od separacji, 10 lat łohoho kawał czasu i wspólnego życia). Tyle że faceci zwykle nie mają takich schiz. Samej kobiecie to mocno podkłada nogę i utrudnia życia, dopóki nie nauczy się kontrolować emocji i nie kreować samospełniających się czarnych przepowiedni. Naprawdę złym pomysłem jest zasypywać partnera oskarżeniami i stawiać w pozycji domniemania winy. Nie jest to sytuacja bez wyjścia, ale psuje związek i najrozsądniej nie stosować toksycznych taktyk.
Ale z opisu reszty wygląda, że twoja partnerka spróbowała postawić ci ultimatum i w swojej głowie wymusza na tobie, żebys przyniósł jej metaforycznie w zębach juz załatwione papiery rozwodowe. Słynny test "czy jemu naprawdę na mnie zależy" albo celowa manipulacja. Niewykluczone, że pojawi się za jakis czas na forum narzekać, że faceci to dranie i że chodziło ci tylko o sex, a jej zaraz stuknie 40-tka i wstyd przed koleżankami, że nikogo nie ma. Czy coś w tym stylu. Mniejsza na ile to realne (sprawy sądowo/urzędowe potrafią się ciągnąć) oraz na ile psychicznie nie fair (gdyby facet wymuszał na kobiecie dowody zaangażowania, to jest podły, a jak kobieta na facecie, to jest rozważna, usprawiedliwiona i tylko wymaga poważnej deklaracji) i potencjalnie traumatyczne.
Myślę, że niekoniecznie ma kogoś na boku, ale w sumie naprawdę trudno to stwierdzić zdalnie.
Sugerowałabym zerwać znajomość lub poważnie zdystansować, a jeśli chcesz dać jej szanse - poczekać aż wróci, sprawdzić jak się zachowuje i wtedy ocenic, czy chcesz w to isć. To musi byc przykre, pamiętać jak było fajnie na początku i masz pewnie spory szok poznawczy jak jest teraz.
Myslę, że lepiej dla ciebie osobiście byłoby się z nią nie wiązać. Romans z szefem to mocno grząska sytuacja, zastanawiałabym sie nad związkiem z osobą która idzie na takie układy. No i realnie nie masz pewności, czy to się nie powtórzy, więc jeśli juz teraz prawie chodzisz po ścianach podejrzewając, czy ktoś jej tam na Sylwestrze na Słowacji nie obmacuje, to możesz mieć dużo podobnych wątpliwości w przyszłosci. No i tak, wspólny Sylwester mógłby być fajną deklaracją że jesteście razem i jest fajnie, ale wolała spędzić go sama. Kiedy się zakochałam, większość czasu i prawie wszystkie okazje spędzałam z ukochanym. Ergo z mojego doświadczenia wychodzi mi, że się sparzyłeś.
EDIT: Opcjonalnie leci na kasę/mieszkanie/skacze na alimenty, i potrzebuje małżeństwa z tobą z powodów finansowo-życiowych. Więc siłą rzeczy potrzebuje również twojego rozwodu, no bo bigamia jest nielegalna. Wersja soft: ma naprawdę dysfunkcyjne pojęcie o związkach, pytanie czy jesteś w stanie/skłonny zrobić jej w praktyce psychoterapię, ani czy będzie podatna.