Zanim zaczniecie mnie zrównywać z ziemią... od 10 lat jestem w związku, w którym czuję się źle. Czuję, że tracę swoje życie. Aktualnie tego związku już nie ma. Są tylko dzieci, które kochają swojego ojca nad życie. Jest mąż, który mnie nie widzi, nie szanuje, nie kocha. Muszę się prosić o czułość. Wczoraj odmówił mi pocałunku. Nie kochałam się z nim miesiącami. On we mnie nie widzi kobiety- bardziej wspolokatorkę. Nie rozmawia że mną. Jest obojętny. Zarzuca mi wszystko, co złe. Nas już nie ma.
Nie czuję nic. Czuję stagnację. Chcę odejść, ale zanim odejdę minie trochę czasu. Nie odchodzę że względu na dzieci. O sobie zapomniałam już. Mamy wszystko, a nie mamy nic...
Chciałabym kogoś poznać, aby odbić się od tego emocjonalnego dna... tylko problem jest w tym, że ja nie umiem ani flirtować ani nic... całe życie byłam "podpieraczką" ścian na dyskotekach ;D nie mam tego talentu.
Jak wysłać sygnał facetowi, że jestem "wolna"? Jak ludzie w ogóle znajdują sobie kochanków/ przyjaciół;)?
Ps. Dla poszukiwaczy poprzednich postów. Po pierwsze: co ma piernik do wiatraka?