Hej, daję znać, co u mnie. Otóż po tamtej kłótni pogodziliśmy się i doszliśmy do porozumienia, choć ja już wtedy byłam gotowa się wyprowadzić. Święta i nowy rok spędziliśmy w rodzinnej i dobrej atmosferze. Uczucia odżyły, było lepiej niż kiedyś. Ten okres skończył się w połowie stycznia. Zaszły nowe okoliczności, które wpłynęły znacząco na nasze życie, mój partner uznał, że nie trzeba mi za wiele tłumaczyć, po jakimś czasie zamiatania tematów pod dywan, doszło do niezłej zwary i tak dziś, zakończyliśmy związek. Mój partner w końcu był gotowy na rozmowę i w bardzo elegancki sposób poprosił mnie o znalezienie nowego lokum. Zaakceptowałam sytuację, nie było już mowy, aby dyskutować o nas. Każdemu chyba jest przykro. Nie rozstajemy się, bo się nie kochamy, tylko dlatego, że zbyt wiele rzeczy się wydarzyło, złych, za dużo cyklicznych kłótni, szczególnie wybuchów po mojej stronie. Nie wiem jak to będzie, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego, nie wiem jak będę mogła żyć bez niego, ale jakoś się trzymam. Chyba sama rozumiem, że sprawy już nie mogą funkcjonować pomiędzy nami, tak jak to było do tej pory. Nie było dialogu, nie mogliśmy się porozumieć w wielu kwestiach.
Nadmienię tylko jedną rzecz, partner zaskoczył mnie, bo zaproponował, że jak już będziemy mieszkać osobno i będzie wola z mojej strony, to możemy wybrać się razem do psychologa, aby pomógł nam zrozumieć co się stało, i abym zobaczyła jak moje wybuchy i niekontrolowanie emocji wyglądają i niszczą mi szczególnie życie. Nie zamknął się też na komunikacje po rozstaniu, wyraził chęć pomocy w przeprowadzce. Z tym psychologiem to naprawdę mnie zaskoczył. Nie podejrzewałam go oto. Nie użył słowa terapia par, ale odczytuję to jako niezamykanie nam furtki. Nie wiem co będzie dalej, jak będę się czuć jak już zamieszkam sama, co się wydarzy, czy będą jeszcze uczucia i chęci po obu stronach, ale to chyba dobra propozycja z jego strony, prawda? Raczej taka dojrzała.
Siedzę teraz sama, podzieliliśmy strefy w mieszaniu, aby ten czas do czasu opuszczenia przeze mnie domu był w miarę znośny. Wróciłam ze spaceru, serce mi krwawi, chciałabym pobiec do niego i się w niego wtulić, choć wiem, że nie mogę. Wiem, że on też czuje podobnie. Strasznie go kocham, ale teraz nie byliśmy na tyle dojrzali, aby ten związek się udał.
Czy ktoś kiedyś przechodził podobne rozstanie, zamieszkaliście osobno, poszliście na terapię par i po jakimś czasie spróbowaliście od nowa i się udało? Czy ten, kto zaproponował ten pomysł, dalej wychodził z inicjatywą, np. po jakimś czasie wyszukał terapeutę i po zgodzie umówił spotkanie? Jak mam się teraz zachowywać?