klipozor napisał/a:JuliaUK33 napisał/a:Rownopartnerstwo =50/50 nie ma innej i lepszej rownosci... reszta to farmazony wymyslane przez facetow
Równopartnerstwo kończy się tam, gdzie zaczyna się prawdziwe życie w prawdziwym świecie z prawdziwymi problemami. Dopóki sobie randkujecie spotykając się od czasu do czasu, to sobie można mamrotać pod nosem wzniosłe hasełka i żyć w świecie iluzji, że tak będzie już zawsze, ale nie będzie. Zwykle wszystko się zmienia w chwili wspólnego zamieszkania, kiedy nagle lub z czasem pojawia się pierdylion mniejszych lub większych problemów, spraw czy rzeczy, gdzie któreś z dwojga będzie musiało albo ustąpić, albo postawić na swoim, bo nie wszystko i nie zawsze da się rozwiązać i załatwić rozmową. W pewnych kwestiach owszem, można się jakoś dogadać, choć i tak któraś ze stron będzie się czuła pokrzywdzona, a któraś wygrana, ale w innych kwestiach nie wystarczy usiąść i pogadać, żeby problem przestał istnieć i żyjemy sobie dalej jak gdyby nigdy nic. Prosty przykład pierwszy z brzegu:
- Słuchaj, brakuje już miejsca na moje płyty, chciałbym sobie dokupić jakiś nieduży regał i go tutaj albo gdzieś...
- Wykluczone.
- Mały słupek taki, nie żadne szafy ani...
- Absolutnie się nie zgadzam.
- Ponieważ gdyż albowiem?
- Nie chcę tutaj żadnej graciarni i kolejnych mebli.
- Przecież...
- Nie.
Inny przykład z drugiego brzegu:
- Możesz już tego psa stąd...
- Co psa skąd?
- Mamy jednego psa i właśnie o tego mi się rozchodzi. Weź go z łóżka. Po prostu...
- A co ci pies przeszkadza?
- Po pierwsze łóżko jest dla ludzi, pies ma swoje legowisko. Po drugie nie ma tu miejsca na dwie osoby i psa. Po trzecie...
- Po dziesiąte jak ci mało miejsca, to se idź na wersalkę. Już nie rób scen. Albo się wyprowadź jak ci nie pasuje.
- Ty nienormalna jakaś jesteś? A może ty się wyprowadź. Płacę za to mieszkanie tak samo jak ty. I za tego kundla...
- Dobra weź już, bo naprawdę.
Jak widać, to nie są jakieś nie wiadomo jakie ważne rzeczy, ale z takich właśnie gówien składa się bycie w związku, kiedy już wyjdziecie poza początkowy etap biegania po fioletowej łączce, gdzie skaczą różowe jednorożce i puszczają tęczowe bączki. Jedno się uprze, drugie nie ustąpi i mamy chujnię z grzybnią, a nie żadne równopartnerstwo, któreś będzie musiało drugiemu ulec, bo co zrobi, wyprowadzi się z powodu jakiegoś pchlarza w łóżku? No więc właśnie.
To jest idealny przykład, jak NIE wygląda równopartnerstwo w twoim przypadku. W twoich przykładach jedna osoba traktuje drugą nieco protekcjonalne, niemal drugie było dzieckiem. Nie na tym polega równorzędne traktowanie partnera, żeby ucinać rozmowę wymowką typu "bo tak" lub "a rób co chcesz".
Nigdy u nas nie wyglądało. Jak już chcesz przykład, to moze coś tak:
- Słuchaj, brakuje już miejsca na moje płyty, chciał(a)bym sobie dokupić jakiś nieduży regał i go tutaj albo gdzieś...
- Hm?
- Mały słupek taki, nie żadne szafy ani...
- Czy nie nie zagracimy wtedy pokoju? Już mamy duzo mebli
- No ja nie mam gdzie te płyty trzymać...
- Za chwilę/godzinę przyjdę, to zobaczymy co z tymi płytami. (Po godzinie) Dobra, pokaż, gdzie miałby być ten regał być?
- Tu może.
- A co myslisz, zeby tu jednak trzymać płyty? Posprzatał(a)bym w weekend i wywalił(a)bym stamtąd swoje graty, żebyś miał(a) miejsce dla siebie.
- Czemu nie tam?
- No bedzie to mi przeszkadzać w przejsciu
- Oki, pomysle, no mozesz miec racje, nie ma co zagracac, a to tez jakies rozwiazanie, to zróbmy tak jak proponujesz.
I kazde było zadowolone. Jedno nie miało graciarni, a drugie znalażło miejsce na swoje płyty.
Mozna tez sie nie zgodzic, ale ze zrozumieniem i szacunkiem:
- No, tak, ale jak ustalilismy, to miał być mój kąt/pokój do pracy albo to jest nasza wspólna przestrzen i te płyty w tym miejscu by mi przeszkadzałyby na widoku, a ja lubię minimalizm, jak już wiesz, więc jak chcesz regał, to moze tam lub tam?
Albo:
- Czy ja wiem, czy jest sens kupować nowych mebli, bo i tak planujemy remont za X czasu, co nie? To mozemy wrocic do tego tematu kiedy indziej, co myslisz?
Albo:
- No nie wiem, z jednej strony płyty mogłyby być tutaj, ale z drugiej strony mi te ksiazki troche zagracają, dla mnie troche za duzo tego, ja bym trzymał(a) tylko jedno albo drugie w tym miejscu.
To w powyższym przypadku osoba z płytami ustąpila, ale miała przynajmniej wybór - mogła zabrać książki albo zostawic tak jak jest.
Albo po prostu sie zgodzić, np,:
- W innym pokoju jest nieuzywamy regał, to mozemy stamtad przenieść zebys miał(a) tam gdzie chcesz.
Lub:
- Pewnie, możesz postawic, tylko pokaż najpierw ten regał zanim kupisz, zeby w pokoju było dalej ładnie.
Lub:
- Ok, dla mnie to obojetne naprawdę.
Czasami problem sam sie rozwiażał i zapominalismy o sprawie, jak nie, to wracalismy co jakiś czas. Czasem sobie ustepowalismy, a czasem rzeczywiscie drugiej osobie to było obojetnie, a czasem sie upieralismy przy swoim, jesli to bylo dla nas wazne. Serio czasem nie ma co sie upierac sie przy swoim. Tak jak ja np. przeprowadziłam sie do niego do domu, to tez dzieki temu on bardziej mnie angażował w kwestie domu, bym czuła sie jak u siebie, mimo, ze to nie był domu.
Jak któreś miało dość rozmow, to wystarczyło powiedzieć:
- No niestety dzis nie dam rady, jestem zbyt zajęty/a, zeby myslec o tym teraz, ale jeszcze wrocimy do tej rozmowy.
Nie zawsze też da sie wypracować idealny kompromis, a czasami zajmowało to parę miesięcy, zeby znalezc rozwiazanie, z którego oboje byliby zadowoleni.
Zadne z nas nie powiedziało do drugiego ani razu:
- Jak Ci nie pasuje, to się wyprowadź.
- Czy ty jesteś nienormalny/a?
- Czy oszalałeś/aś?
- Nie rób scen.
Przede wszystkim był szacunek do drugiej osoby. Nawet przy takich drobiazgach.
Nie pamietam sytuacji, żeby którekolwiek z nas sie zdenerwowało i sie wkurzyło na drugie. Może to dziwne dla was, koleżanka tez sie dziwila, ze my naprawdę bardzo rzadko sie klocilismy. Zawsze było u nas spokojnie.
Nie wiem, moze dla was wydaje sie to byc zbyt dziwne, ze tyle gadania o takich drobiazgach, ale no wlasnie, u nas to byla normalka, my zawsze duzo rozmawialismy ze sobą. Wlasnie dlatego weszłam z nim w związek. To dzialalo w obie strony przez jakiś czas, rownież wtedy, jak mieszkalismy razem.