Wiele czytałam opinii i wyników badań wskazujących jasno, iż nam kobietom sprzyja bycie bezdzietnymi singielkami. Jesteśmy wtedy ponoć dużo szczęśliwsze i bardziej zrelaksowane. Mamy czas na rozwój, hobby i randkowanie. No ale nie można mieć wszystkiego samotnie. Dlatego zakochujemy się, wchodzimy w związki. Często okazuje się to wielką pomyłką i dopiero po rozstaniu / rozwodzie odżywamy, nabieramy wiatru w skrzydła, piękniejemy, jesteśmy spokojniejsze - nawet kiedy zostałyśmy z dziećmi.
(Panom ponoć z kolei służy zgoła odwrotna sytuacja - czyli związek, rodzina, dom.)
Powiedzcie proszę, dziewczyny, jak jest u Was?
Ja osobiście już długo (9 lat) jestem sama (z dzieckiem) i bardzo to sobie chwalę. Na 99% uważam, że już tak będzie - że pozostanę singielką, zresztą nie jestem już młoda. Ale kompletnie nie wyobrażam sobie życia z kimś na co dzień, a nawet na randki / związek nie mam w sumie czasu. Ogarniam samodzielnie swoją rzeczywistość i pokochałam ją. Lubię być sama (zresztą zawsze lubiłam, jestem typem introwertyczki) i samodzielnie o wszystkim decydować, dysponować czasem jak chcę. Czytam tutaj i słyszę od koleżanek czy rodziny historie kobiet, związków i rzadko są one szczęśliwe (niestety). Najczęściej wyłaniającym się obrazkiem w tych opowieściach jest polski standard: zarobiona na 2-3 etaty (praca + dom) kobieta i facet, który owszem - pracuje, ale poza tym jest zbyt zmęczony, by zrobić cokolwiek w domu, prócz legnięcia z piwskiem przed tv, ewentualnie siedzenia do nocy przed kompem. Zwykle nawet własnymi dziećmi nie potrafi / nie chce się zająć a jak już musi to jest lament i "wykończenie". Czeka na obsługę w wykonaniu partnerki / żony. Strasznie to smutne. Naprawdę nie wydaje mi się, że cokolwiek tracę.....
Napiszcie, jak Wy się macie jako singielki i czy tęsknicie za związkiem?