Jak rozumiecie te słowa? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jak rozumiecie te słowa?

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 88 z 88 ]

66

Odp: Jak rozumiecie te słowa?

Ja z kolei zgadzam się ze słowami 123qwerty123, bo choć opisała to mocno, to Autorka wiedziała o nim wystarczająco dużo, a wiedziała, bo przecież nie kreował się ani niczego przed nią nie ukrywał, by uświadomić sobie, że to nie jest partner dla niej, a mimo to jak ćma brnęła w to dalej. Byli razem bardzo krótko, zbyt krótko, by narcyz zrobił jej tak wielkie pranie mózgu, aby straciła zdolność do oceny sytuacji, wiarę we własną percepcję i emocjonalnie się od niego uzależniła, jednak o wiele łatwiej jest myśleć o sobie jak o ofierze manipulanta niż przyznać się do własnej desperacji, która kazała zbagatelizować wszelkie wysyłane przez tę drugą osobę sygnały i oczami wyobraźni układać sobie z nim przyszłość.

Ponadto on jej nie zwodził, nie obiecywał małżeństwa ani miłości po grób, od samego początku traktował tę znajomość powierzchownie, jak jedną z wielu. To ona bardzo chciała czegoś więcej, o czym dobitnie świadczy choćby ta wypowiedź:

Malinovalova napisał/a:

Nam nic już nie wyjdzie bo on nie chce,  dla mnie to wszystko było z nim pierwszy raz,  dowiedziałam się( krótko co prawda )ale jak wygląda związek,  chciałam się nauczyć,  on miał wiele kobiet. Przepadło bo jak ktoś wyżej napisał,  rzeczywiście on jest konkretny i nie zmieni zdania

Moim zdaniem oni po prostu się ze sobą nie dogadali, bo na tym etapie znajomości i życia oboje chcą od związku czegoś zupełnie innego. Ona naciskała na deklaracje i wyznania, on się przed nimi bronił, ale jej nie oszukał.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Jak rozumiecie te słowa?

Olinka, Qwrty... ała... Przeczytajcie pierwszy temat Autorki bo aż oczy bolą jak się Was czyta hmm

Nawet nie chce mi się tego punktować. Ała, ała...

68

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
Olinka napisał/a:

Ja z kolei zgadzam się ze słowami 123qwerty123, bo choć opisała to mocno, to Autorka wiedziała o nim wystarczająco dużo, a wiedziała, bo przecież nie kreował się ani niczego przed nią nie ukrywał, by uświadomić sobie, że to nie jest partner dla niej, a mimo to jak ćma brnęła w to dalej. Byli razem bardzo krótko, zbyt krótko, by narcyz zrobił jej tak wielkie pranie mózgu, aby straciła zdolność do oceny sytuacji, wiarę we własną percepcję i emocjonalnie się od niego uzależniła, jednak o wiele łatwiej jest myśleć o sobie jak o ofierze manipulanta niż przyznać się do własnej desperacji, która kazała zbagatelizować wszelkie wysyłane przez tę drugą osobę sygnały i oczami wyobraźni układać sobie z nim przyszłość.

Ponadto on jej nie zwodził, nie obiecywał małżeństwa ani miłości po grób, od samego początku traktował tę znajomość powierzchownie, jak jedną z wielu. To ona bardzo chciała czegoś więcej, o czym dobitnie świadczy choćby ta wypowiedź:

Malinovalova napisał/a:

Nam nic już nie wyjdzie bo on nie chce,  dla mnie to wszystko było z nim pierwszy raz,  dowiedziałam się( krótko co prawda )ale jak wygląda związek,  chciałam się nauczyć,  on miał wiele kobiet. Przepadło bo jak ktoś wyżej napisał,  rzeczywiście on jest konkretny i nie zmieni zdania

Moim zdaniem oni po prostu się ze sobą nie dogadali, bo na tym etapie znajomości i życia oboje chcą od związku czegoś zupełnie innego. Ona naciskała na deklaracje i wyznania, on się przed nimi bronił, ale jej nie oszukał.

Mówił mi wiele razy, że on chce cieszyć się mną, czasem ze mną, a nie ciągle omawiać te ciężkie tematy. Nie słuchałam go. Ja to wiem,  to co napisałam o nim, a jakie były moje błędy to inna para kaloszy. Czasu nie cofnę niestety, cudzych zachowań też nie zmienię bo nie działa to w ten sposób. Chciałabym już zamknąć temat.

69

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
Malinovalova napisał/a:
JohnyBravo777 napisał/a:
123qwerty123 napisał/a:

Serio zawiodłaś sie? zawiodłaś sie bo się nie zmienił czy zawiodłaś się, bo nie okazał się być taki jakim ty byś chciała go widzieć? Oklamał Cie? Oszukał? To ze on chce kiedys tam w przyszlosci miec rodzine to wg mnie nie jest klamstwo, ale jednoczesnie dawal ci juz wczesniej do zrozumienia ze nie jest pewien czy to z Toba chce tą rodzine miec.

Znal cie 6 miesiecy. Wczesniej zyl sobie lekko i przyjemnie. Gdyby nagle chciał to zmienic i miec rodzine to bys byla na 100 procent przekonana ze tak jest, a nie miala watpliwosci. Nie mialas tego przekonania bo on swoich przekonan nie zmienił.

Poza tym to że miał wiele panien i lekkie podejście do życia wiedziałaś zapewne zanim się z nim związałaś wiec jak tu mozna mowic o zawodzie? To ze on sie nie nadawal na zwiazek wiedzialas juz od początku. To był ponoć twój pierwszy partner. Mała szansa że sypiałaś z nim nic o nim nie wiedząc. Uwazam ze czujesz sie zawiedziona nie z tego powodu jaki był tylko z tego powodu ze nie udało ci sie go zmienić. A to dwie rozne rzeczy.

Po co ten komentarz?
Upraszczasz sytuacje do poziomu absurdu po czym obwiniasz ofiare.

Gosc nia manipulowal - jedno mowil a drugie robil.
Gdyby manipulacja nie dzialala to nikt by jej nie stosowal.
Ale dziala. Nie tylko na nia.

Ma czuc sie winna bo ktos inny jej wtlaczal hipokryzje z taka pewnoscia siebie i nonszalancja ze zwatpila w swoje wlasne przeczucia?

Jestes z tych, ktorzy obwiniaja ofiary gwaltu bo seksownie sie ubraly i nie przewidzialy, ze jakis facet wpadnie na pomysl aby je zaatakowac?
Pokory troche.

Dziękuję,  mi samej nie chce się komentować tego typu słów 123qwerty123  big_smile  bo przecież osoba ta "była obecna" przy wszystkim i wie lepiej.

Johny przytaczanie gwałtu jest sprowadzaniem sprawy do poziomu absurdu. To inna sytuacja.

Nie napisałam komentarza by obrazić autorkę. Podsumowałam tylko to co sama pisała w tym i drugim wątku. Od początku miała intuicję, która dobrze jej podpowiadała, że typ nie nadaje się na poważną relację. Obiektywnie patrząc. Typ był 37 zaliczaczem. Jaka szansa, że taki przejdzie obojętnie obok dziewicy?  Jak autorka pisała on potrafił opowiadać kolegom o jego seksie z innymi kobietami. Dnem byłoby gdyby opowiadał kolegom również o relacji z autorką i o tym, że był dla niej pierwszym partnerem.

Jak sama autorka pisała, on chciał aby relacja rozwijała się rzekomo naturalnie, niby nie wykluczał rodziny, ale patrząc na to jak żył dotychczas chyba sam w to nie wierzył (to samo intuicja podpowiadała autorce i słusznie)

Bardzo dobrze, że miałaś odwagę by go kopnąć już teraz, po tych 6 miesiącach. Dodałaś do siebie intuicję plus zebrane informacje i podjęłaś bardzo dobrą decyzję. Nie jesteś jedną z tych kobiet, które kurczowo trzymają się tylko słów tylko patrzysz na czyny. Sporo na tym forum wątków, w których kobieta opisuje, że jest w facetem kilka lat, on mówił że chce mieć rodzinę, a do tej pory nic się nie zmienia, on nie chce ślubu, albo mówi, że nie teraz, za jakiś czas. Bardzo dobrze, że go zostawiłaś.

70

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
DeepAndBlue napisał/a:

Olinka, Qwrty... ała... Przeczytajcie pierwszy temat Autorki bo aż oczy bolą jak się Was czyta hmm

Nawet nie chce mi się tego punktować. Ała, ała...

Przeczytałam już wcześniej i podtrzymuję, co napisałam. Tak krótki okres, jaki tutaj miał miejsce, nie pozwolił na zaistnienie klasycznego mechanizmu narcyz-ofiara, a przynajmniej byłabym ogromnie zaskoczona podatnością Autorki na jego działania. To oczywiście nie znaczy, że zachowanie bohatera wątku można ocenić jako "w porządku", bo jest wręcz przeciwnie - mnóstwo w nim emocjonalnej przemocy i manipulacji. Zauważam jednak, że Autorka chciała tego związku z zupełnie innych pobudek niż emocjonalne uzależnienie od narcyza. Tutaj nie nastąpiło standardowe pranie mózgu, którego celem miała być utrata kontaktu z własnymi uczuciami. Negatywne sygnały pojawiły się bardzo szybko, właściwie już po trzech miesiącach związku stało się jasne, że ta druga osoba nie jest zaangażowana i na pewno nie jest materiałem na męża ani nawet na partnera, było to wprost artykułowane, a wspólna przyszłość mogła być jedynie jej pobożnym życzeniem. Mimo to gotowa była ulec złudzeniu, że jest inaczej, gdyby tylko on zdecydował się związać z nią swoją przyszłość. Tak zachowuje się desperat, a nie ofiara narcyza, nawet jeśli z takowym ma do czynienia. I jasne, że narcyz nie wybiera przypadkowo, ale tutaj to mi się tak nie składa.

71 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-03-01 21:57:25)

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
Olinka napisał/a:
DeepAndBlue napisał/a:

Olinka, Qwrty... ała... Przeczytajcie pierwszy temat Autorki bo aż oczy bolą jak się Was czyta hmm

Nawet nie chce mi się tego punktować. Ała, ała...

Przeczytałam już wcześniej i podtrzymuję, co napisałam. Tak krótki okres, jaki tutaj miał miejsce, nie pozwolił na zaistnienie klasycznego mechanizmu narcyz-ofiara, a przynajmniej byłabym ogromnie zaskoczona podatnością Autorki na jego działania. To oczywiście nie znaczy, że zachowanie bohatera wątku można ocenić jako "w porządku", bo jest wręcz przeciwnie - mnóstwo w nim emocjonalnej przemocy i manipulacji. Zauważam jednak, że Autorka chciała tego związku z zupełnie innych pobudek niż emocjonalne uzależnienie od narcyza. Tutaj nie nastąpiło standardowe pranie mózgu, którego celem miała być utrata kontaktu z własnymi uczuciami. Negatywne sygnały pojawiły się bardzo szybko, właściwie już po trzech miesiącach związku stało się jasne, że ta druga osoba nie jest zaangażowana i na pewno nie jest materiałem na męża ani nawet na partnera, było to wprost artykułowane, a wspólna przyszłość mogła być jedynie jej pobożnym życzeniem. Mimo to gotowa była ulec złudzeniu, że jest inaczej, gdyby tylko on zdecydował się związać z nią swoją przyszłość. Tak zachowuje się desperat, a nie ofiara narcyza, nawet jeśli z takowym ma do czynienia. I jasne, że narcyz nie wybiera przypadkowo, ale tutaj to mi się tak nie składa.

Moim zdaniem mowisz o 2 osobnych dynamikach jakby byly jedna.

Przez "klasyczny mechanizm narcyz-ofiara" (co brzmi dosc ezoterycznie) podejrzewam, ze masz na mysli sytuacje, w ktorej narcyz wprowadzil druga osobe w taki stan ciaglej watpliwosci / depresji (poprzez ciagla krytyke jak np. z tym nozem do krojenia cytryny), w ktorym ta osoba nie jest w stanie robic czegokolwiek co wiaze sie z dodatkowa watpliwoscia. Zerwanie i zycie dalej samemu wiaze sie z bardzo duza watpliwoscia wiec jest dla ofiary nie do pomyslenia.

Gdyby ten moment wystapil to nie byloby tego posta i autorke trzeba by wyciagac z tej sytuacji sila.
Keith Raniere jest tutaj dobrym przykladem - jego ofiary pozwolily sobie wypalic na ciele jego inicjaly, skladaly mu przysiege bycia wiernymi niewolnikami na cale zycie, musialy wysylac zdjecie i kalorycznosc kazdego posilku, co tydzien dostarczac kolejne materialy w ramach zabezpieczenia przysiegi (nagie zdjecia, zmyslone historie kompromitujace rodzine) ktore mialy byc opublikowane gdy cos zrobia nie tak i byly trenowane aby odpisywaly na wiadomosc od niego w ciagu 2 minut niezaleznie od pory dnia/nocy.
Po tym jak Keith poszedl za kraty na 120 lat nadal sa kobiety, ktore go bronia i krzycza, ze jest niewinny i ze one same tego chcialy.

To jest jeden temat. Czyli punkt bez powrotu.

Drugi temat to manipulacja.
I tutaj mowienie, ze cos przeciez bylo do przewidzenia jest jak obwinianie ofiary gwaltu, ze sie zle ubrala i mogla przewidziec konsekwencje.
Gdyby manipulacje dalo sie przewidziec to by jej nie bylo bo nikt by sie nie dawal manipulowac.

Fakt, ze wydarzyly sie rzeczy, ktore autorka opisala nie daje nikomu zadnej podstawy oceniania czy powinna z tej relacji wymiksowac sie szybciej niz w 6 miesiecy.

Fakt, ze autorka tkwila w tej relacji 6 miesiecy oznacza, ze dzialy sie w niej dodatkowe dynamiki, ktorych autorka nie opisala (autorka podzielila sie streszczeniem, ktore pomija wiele szczegolow, a nie 6 miesiecznym nagraniem) a ktore spowodowaly ze autorka byla w tej relacji tyle ile w niej byla.

72

Odp: Jak rozumiecie te słowa?

Tak, nie pisałam wielu rzeczy, które miały miejsce, nie wszystko pamiętam od razu. Z tym nożem - zadałam mu pytanie - Ty wolisz pokłócić się ze mną o uzywanie niewłaściwego noża do krojenia  bo stepi się niż kupic przykładowo nowy czy darować mi? Odpowiedział tak, była jeszcze sytuacja, że przyjechał pod moją pracę i miał mi pomóc w jednej rzeczy przy samochodzie, kiedy wyszłam z pracy po kilku minutach miał pretensje, że nie powiedziałam mu, że nie zaparkowałam tu tylko dalej, a ja do niego - przecież stoi samochód na wprost ! I wskazałam, a on na to - przestawiłaś?? Osłupiałam, przecież dopiero co wyszłam z pracy, on wiedział jak wygląda auto bo jeżdził ze mną i mówię do niego - nie mam pojęcia o czym Ty myślisz, a on, że  niemozliwe, żeby ON NIE ZAUWAŻYŁ. Tu było znowu spięcie między nami. Ja myślę, że z czasem zaczęłam się intuicyjnie odsuwać od niego, uważał, że nie poświęcam mu tyle czasu ile on potrzebuje, że wydaje mu się, że on nie odpowiada mi w stu procentach itd a przy kolegach, gdy zapytali go kim jestem dla niego - przy mnie to były jego urodziny, a chwile wczesniej mu dupę przywiozłam na te urodziny i dałam prezent, a on nie potrafil nic powiedzieć o mnie kolegom. Tak się zachowuje zdrowy 37latek? Wybaczcie, ale jak dostałam na mikołajki pilota do bramy wjazdowej to wyśmiałam go niekontrolowanie zupełnie, on obraził się, nie wierzyłam, że to się dzieje, a szczerze wolałabym zyczenia i zwykły całus, to wszystko. Dla mnie to są dziwne zachowania, naprawdę.

73

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
Malinovalova napisał/a:

Tak, nie pisałam wielu rzeczy, które miały miejsce, nie wszystko pamiętam od razu. Z tym nożem - zadałam mu pytanie - Ty wolisz pokłócić się ze mną o uzywanie niewłaściwego noża do krojenia  bo stepi się niż kupic przykładowo nowy czy darować mi? Odpowiedział tak, była jeszcze sytuacja, że przyjechał pod moją pracę i miał mi pomóc w jednej rzeczy przy samochodzie, kiedy wyszłam z pracy po kilku minutach miał pretensje, że nie powiedziałam mu, że nie zaparkowałam tu tylko dalej, a ja do niego - przecież stoi samochód na wprost ! I wskazałam, a on na to - przestawiłaś?? Osłupiałam, przecież dopiero co wyszłam z pracy, on wiedział jak wygląda auto bo jeżdził ze mną i mówię do niego - nie mam pojęcia o czym Ty myślisz, a on, że  niemozliwe, żeby ON NIE ZAUWAŻYŁ. Tu było znowu spięcie między nami. Ja myślę, że z czasem zaczęłam się intuicyjnie odsuwać od niego, uważał, że nie poświęcam mu tyle czasu ile on potrzebuje, że wydaje mu się, że on nie odpowiada mi w stu procentach itd a przy kolegach, gdy zapytali go kim jestem dla niego - przy mnie to były jego urodziny, a chwile wczesniej mu dupę przywiozłam na te urodziny i dałam prezent, a on nie potrafil nic powiedzieć o mnie kolegom. Tak się zachowuje zdrowy 37latek? Wybaczcie, ale jak dostałam na mikołajki pilota do bramy wjazdowej to wyśmiałam go niekontrolowanie zupełnie, on obraził się, nie wierzyłam, że to się dzieje, a szczerze wolałabym zyczenia i zwykły całus, to wszystko. Dla mnie to są dziwne zachowania, naprawdę.

A facet jest fałszywy bo jego najlepszemu kumplowi obrabiał do mnie tyłek, że tamten nie umie utrzymać związku dłużej niż 6 miesięcy! że jest dzieciakiem, chamem dla kobiet (to akurat prawda bo poznałam stosunek przyjaciela do swojej dziewczyny ) - swoją drogą kolejna patologia. że kumpel sraki i owaki. Ja nie wiem co to w takim razie za przyjaźń - ojciec i matka tez jacyś, a brat w bankowości to już w ogóle creepy, poprzednie kobiety: egoistka bo chciała spędzać z nim czas, inna zdradziła. A wspólnik z pracy to wykorzystuje go i teraz widzę, że w ogóle o nikim nie wypowiadał się w miły sposób.

74

Odp: Jak rozumiecie te słowa?

Spadły Ci klapki z oczu i już widzisz jaki on jest. Najważniejsze że kopnięcie go w dupę masz za sobą. Nie masz co sobie wyrzucać że zmarnowałaś na niego czas. 6 miesięcy to nie jest dużo. A zawsze cenna lekcja.

75

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
Malinovalova napisał/a:
Malinovalova napisał/a:

Tak, nie pisałam wielu rzeczy, które miały miejsce, nie wszystko pamiętam od razu. Z tym nożem - zadałam mu pytanie - Ty wolisz pokłócić się ze mną o uzywanie niewłaściwego noża do krojenia  bo stepi się niż kupic przykładowo nowy czy darować mi? Odpowiedział tak, była jeszcze sytuacja, że przyjechał pod moją pracę i miał mi pomóc w jednej rzeczy przy samochodzie, kiedy wyszłam z pracy po kilku minutach miał pretensje, że nie powiedziałam mu, że nie zaparkowałam tu tylko dalej, a ja do niego - przecież stoi samochód na wprost ! I wskazałam, a on na to - przestawiłaś?? Osłupiałam, przecież dopiero co wyszłam z pracy, on wiedział jak wygląda auto bo jeżdził ze mną i mówię do niego - nie mam pojęcia o czym Ty myślisz, a on, że  niemozliwe, żeby ON NIE ZAUWAŻYŁ. Tu było znowu spięcie między nami. Ja myślę, że z czasem zaczęłam się intuicyjnie odsuwać od niego, uważał, że nie poświęcam mu tyle czasu ile on potrzebuje, że wydaje mu się, że on nie odpowiada mi w stu procentach itd a przy kolegach, gdy zapytali go kim jestem dla niego - przy mnie to były jego urodziny, a chwile wczesniej mu dupę przywiozłam na te urodziny i dałam prezent, a on nie potrafil nic powiedzieć o mnie kolegom. Tak się zachowuje zdrowy 37latek? Wybaczcie, ale jak dostałam na mikołajki pilota do bramy wjazdowej to wyśmiałam go niekontrolowanie zupełnie, on obraził się, nie wierzyłam, że to się dzieje, a szczerze wolałabym zyczenia i zwykły całus, to wszystko. Dla mnie to są dziwne zachowania, naprawdę.

A facet jest fałszywy bo jego najlepszemu kumplowi obrabiał do mnie tyłek, że tamten nie umie utrzymać związku dłużej niż 6 miesięcy! że jest dzieciakiem, chamem dla kobiet (to akurat prawda bo poznałam stosunek przyjaciela do swojej dziewczyny ) - swoją drogą kolejna patologia. że kumpel sraki i owaki. Ja nie wiem co to w takim razie za przyjaźń - ojciec i matka tez jacyś, a brat w bankowości to już w ogóle creepy, poprzednie kobiety: egoistka bo chciała spędzać z nim czas, inna zdradziła. A wspólnik z pracy to wykorzystuje go i teraz widzę, że w ogóle o nikim nie wypowiadał się w miły sposób.

Kumulacja tego wszystkiego powodowała, że nie budowałam tego zaufania, nie potrafiłam zrozumieć niekiedy czemu w ten sposób on reaguje? Odmawiałam wiele razy - zepsuł mi się komputer i wręcz nalegał, żebym mu dała naprawić - upierałam się przy swoim, że ogarnę to i udało się. Gdy wpadałam do niego to wstępowałam po drodze po jakieś ciasto do cukierni czy kupowałam składniki na coś do gotowania wspólnego - tu znów problem i głęboka analiza z jego strony na głos - ciekawe czemu Ty tak masz, że przywozisz to jedzenie... Ja na co dzień pracuję z wieloma osobami, mieszane towarzystwo, mam kontakt z rodzicami dzieci - potrafię się z nimi dogadać, ludzie z różnych środowisk - od sklepikarza po aktorkę filmową. Dyr mnie ceni, awansowałam ostatnio. Rozmawiam na co dzień z mężczyznami i jak zyję to nie spotkałam człowieka podobnego do niego. Uważam, że nie uzalezniłam się od niego, aczkolwiek poddawałam w wątpliwość moje przeczucia bo chciałam być w tym związku, wydawało mi się, że to albo minie, albo może musimy sie dotrzeć i niestety nie należy lekcewazyć głosu intuicji. Nie twierdzę, że z mojej strony było czysto, naciskałam go, nie pozwalam soba też sterować, ale uczę się delikatnego ustępowania.

76 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-03-01 23:18:43)

Odp: Jak rozumiecie te słowa?

Jest taka ksiazka o tym jak zostac sutenerem napisana przez jednego z najbardziej znanych (celowo nie podaje tytulu aby nie wpadla w rece Garego i jemu podobnych).

Autor ze swojej pierwszej dziewczyny zrobil prostytutke w tydzien.
W ksiazce opisuje jak to wszystko polega na stworzeniu kobiecie w glowie filmu, w ktorym jest glowna gwiazda i ktory caly czas sobie odtwarza - byle by tylko nie patrzyla na rzeczywistosc.
Te same techniki sa wykorzystywane przez korporacje i public relations.

Po opisaniu krok po kroku jak ten film u kobiety stworzyc kwituje:
"Bedziesz zakoczony jak niewiele w rzeczywistosci trzeba klamac. Cala magia tkwi w sposobie w jaki podrasowujesz szczegoly"

77

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
JohnyBravo777 napisał/a:

Fakt, ze wydarzyly sie rzeczy, ktore autorka opisala nie daje nikomu zadnej podstawy oceniania czy powinna z tej relacji wymiksowac sie szybciej niz w 6 miesiecy.

Fakt, ze autorka tkwila w tej relacji 6 miesiecy oznacza, ze dzialy sie w niej dodatkowe dynamiki, ktorych autorka nie opisala (autorka podzielila sie streszczeniem, ktore pomija wiele szczegolow, a nie 6 miesiecznym nagraniem) a ktore spowodowaly ze autorka byla w tej relacji tyle ile w niej byla.

Nie rozumiemy się.

Ty niemal na siłę usiłujesz zrobić z Malinovalova ofiarę manipulacji narcyza, a ja twierdzę, że ona nie jest jego ofiarą, ale siebie samej, tak bardzo chciała uwierzyć, że ten związek ma przyszłość. Mało tego, odnoszę wrażenie, że koniecznie chcesz wbić ją w ramy swojej teorii, pomimo że w pewnych punktach sama wyraźnie temu zaprzecza. On próbował na niej swoich sztuczek, a ona - tu powtórzę - bardzo chciała tego związku, dlatego tak desperacko się go trzymała dłużej niż podpowiadała jej intuicja, ostatecznie poskładała do siebie wszystkie kropki i panu podziękowała. Gdyby miała wyprany mózg, jak w moim odczuciu to sugerujesz, to patrzyłaby na niego w zupełnie inny sposób, czyli nie tak krytycznie, a winy nieustannie szukała w sobie.

Równocześnie nigdzie nie napisałam, że coś jest z nią nie tak, bo instynkt samozachowawczy powinien był zadziałać wcześniej, a jedynie, że brnęła w to dalej, bo pomimo że paliły się kolejne światelka ostrzegawcze, sama tego chciała. To nie jest równoznaczne z tym, że nie zorientowała się, że coś jej tam zgrzyta.

Malinovalova napisał/a:

Uważam, że nie uzalezniłam się od niego, aczkolwiek poddawałam w wątpliwość moje przeczucia bo chciałam być w tym związku, wydawało mi się, że to albo minie, albo może musimy sie dotrzeć i niestety nie należy lekcewazyć głosu intuicji. Nie twierdzę, że z mojej strony było czysto, naciskałam go, nie pozwalam soba też sterować, ale uczę się delikatnego ustępowania.

I właśnie dlatego teoria o tym, że jesteś ofiarą narcyza nie ma prawa bytu, pomimo że z dużą dozą prawdopodobieństwa trafiłaś na kogoś, kto nim jest.

78 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-03-02 00:35:19)

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
Olinka napisał/a:

Ty niemal na siłę usiłujesz zrobić z Malinovalova ofiarę manipulacji narcyza, a ja twierdzę, że ona nie jest jego ofiarą, ale siebie samej, tak bardzo chciała uwierzyć, że ten związek ma przyszłość.

Podstawowa taktyka narcyza jest zmanipulowanie swojej ofiary aby ta "chciała uwierzyć, że ten związek ma przyszłość".
Jak zatem moze byc ofiara samej siebie - i co to w ogole oznacza byc ofiara samej siebie?

"I made her think that it could always be like this, this honeymoon period of two lovers on the run."
"The difficult part is to keep the ho watching the movie while just keeping it shitty enough that she doesn’t leave in the middle of it. You see, if the movie is too good, she’ll run scared. So you’ve got to make sure the movie loops as well with no actual ending. Repetition is key. The ho can only circle around what could be considered happiness, as true happiness would be the end."

Bycie ofiara samego siebie to jest jedna z najglupszych rzeczy jaka slyszalem w zyciu.
Pomysl nad tym, to nie ma zadnego sensu.
Jesli np. wejde do kasyna i wydam wszystkie pieniadze to jestem ofiara samego siebie?
Co za bezsens... jestem ofiara zjebanych systemow, ktore sprawily, ze moje zycie jest bez sensu, ktore wpoily mi wyscig za pieniedzmi, ktore dziela ludzi wprowadzajac ich w wyscig za przetrwaniem, w ktorym musimy sie jakos wyrozniac, byc lepszymi od innych, budowac wlasny "branding" aby "sie sprzedac".
Hazard, alkohol, narkotyki, wszystkie uzaleznienia pojawiaja sie jako odpowiedz na brak poczucia integracji ze spoleczenstwem - poczucie bycia wyizolowanym, poczucie pustki, poczucie bycia bezsilnym.
To sa warunki ala-wojenne replikowane przez neoliberalizm.
Jest mnostwo literatury na ten temat od Lasha, przez Einsteina do B. Alexandra, ktory okresla epoke w ktorej zyjemy jako "globalizacje uzaleznien"

Mowienie o byciu "ofiara samego siebie" to cos dzieki czemu zestresowani ludzie zachowujacy sie jak umyslowe ameby moga nie patrzec na swoj wlasny strach i znieczulice tylko obrocic na piecie z poczuciem bycia lepszym i skwitowac "sam sobie jest winien".

Aby byc transparentnym - ja ex autorki rowniez nie winie za narcyzm - jego mechanizm radzenia sobie ze stresem poprzez szukanie winnych wszedzie tylko nie w sobie jest tym czego go jego srodowisko nauczylo.
Natomiast to, ze go nie winie nie oznacza, ze dla autorki i innych ludzi nie jest zagrozeniem.

79

Odp: Jak rozumiecie te słowa?

Nie wiem co chcesz udowodnić, ale wbrew temu, co twierdzisz, wielu ludzi jest ofiarami samych siebie - swoich decyzji, przekonań, upartości, urażonej dumy, nałogów, emocjonalnego niezrównoważenia, zaniżonego poczucia własnej wartości i mogłabym tak długo. Nie musisz się z tym zgadzać. Jednak zrzucanie wszystkiego na systemy stanowi pewnego rodzaju usprawiedliwienie dla braku podejmowanego działania i pracy nad sobą. W ten sposób można w zasadzie wszystko wyjaśnić, ale do czego dobrego to Twoim zdaniem prowadzi?

I tak, osobiście uważam, że jeśli wejdziesz do kasyna, przegrywając wszystko, co masz, to jesteś ofiarą samego siebie, swojej naiwności i słabości. Nikt Cię w końcu do tego kasyna na siłę nie zaciągnął, nie przyłożył pistoletu do głowy i nie przywiązał do krzesła zanim straciłeś cały majątek. Naprawdę uważasz, że winą za tę decyzję należy obarczyć system?

80

Odp: Jak rozumiecie te słowa?

Dodam jeszcze tylko, że tak, to mój pierwszy facet i dlatego tak kurczowo trzymałam się bo chciałam żeby powiodło się, jako, że pierwszy związek to ciekawiło mnie/uczyłam się jak to jest , na jakie kompromisy należy się decydować. On ponoć mi ufał,  ja mówiłam,  że zaufania nie dostaje się "z przydziału" i ja potrzebuję czasu - ostatecznie nie zaufałam. Tylko jemu taki text rzuciłam,  a na wszelkich randkach przed poznaniem go unikałam facetów z lepkimi rączkami, przystojnych na maxa,  naprawdę.  Jestem ostrożna, tu nie wyszło niestety,  ale poznałam kiedyś faceta,  który dobrze mnie traktował,  można było mu zaufać,  2 lata się kolegowalismy,  ale nie było chemii.  Mamy sporadycznie kontakt,  szanujmy się wzajemnie

81

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
Olinka napisał/a:

Nie wiem co chcesz udowodnić, ale wbrew temu, co twierdzisz, wielu ludzi jest ofiarami samych siebie - swoich decyzji, przekonań, upartości, urażonej dumy, nałogów, emocjonalnego niezrównoważenia, zaniżonego poczucia własnej wartości i mogłabym tak długo. Nie musisz się z tym zgadzać. Jednak zrzucanie wszystkiego na systemy stanowi pewnego rodzaju usprawiedliwienie dla braku podejmowanego działania i pracy nad sobą. W ten sposób można w zasadzie wszystko wyjaśnić, ale do czego dobrego to Twoim zdaniem prowadzi?

I tak, osobiście uważam, że jeśli wejdziesz do kasyna, przegrywając wszystko, co masz, to jesteś ofiarą samego siebie, swojej naiwności i słabości. Nikt Cię w końcu do tego kasyna na siłę nie zaciągnął, nie przyłożył pistoletu do głowy i nie przywiązał do krzesła zanim straciłeś cały majątek. Naprawdę uważasz, że winą za tę decyzję należy obarczyć system?

Przekonania sa mostami miedzy danymi sensorycznymi a automatycznym zachowaniem.
Decyzje sa wynikiem przekonan.
Upartosci i nalogi to silne przekonania.
Emocjonalne niezrownowazenie jest wynikiem silnego stresu.
Zanizone poczucie wlasnej wartosci wynika z bycia krytykowanym duzo czesciej niz bycia chwalonym.

Przekonania sa wtlaczane w ludzi przez popularna kulture (filmy, pseudo-ksiazki), media, influencerow (przeciez firmy im za bycie ciekawymi nie placa), religie, politykow, psychoterapie i najblizsze otoczenie.

Kontrola przekonan to jedna z najwazniejszych funkcji panstwa zwlaszcza w demokracji.
Chomsky w "manufacturing consent" opisuje role mediow, Bernays (ojciec public relations) w "propaganda" opisuje jak wykorzystywac influencerow itp.
Bernays wlasnorecznie sprawil m.in. ze Amerykanie zaczeli jesc bekon a Amerykanki nosic kapelusze z piorkiem.

Manipulacja przekonan byla zawsze bo nie da sie bez tego zmusic wiekszosci ludzi aby poddali sie mniejszosci, ktora bedzie nimi rzadzic i sobie drukowac pieniadze.

Jesli mam rodzicow, ktorzy mnie krytykowali cale zycie i mam zanizone poczucie wlasnej wartosci to jestem sam sobie winien?
Jesli bylem w szkole bity i szykanowany i jestem emocjonalnie niezrowazony to moja wina?

Argument, ze ktokolwiek jest sam sobie winien jest calkowitym absurdem i tylko racjonalizacja i bledami logicznymi mozna przekonac sie do jego prawdy.

A co do pragmatycznej funkcji "do czego dobrego to moim zdaniem prowadzi" - do tolerancji i zrozumienia.

Do swiadomego rozroznienia, ze w wiezieniu siedza ludzie niewinni, ktorzy jednak musza tam siedziec bo sa niebezpieczni.
Ale gdy przestaniemy stawiac kropke na tym, ze oni sa winni to mozemy zaczac sie zastanawiac jak zmieniac nasze systemy tak aby tworzyly mniej ludzi, ktorzy skoncza w wiezieniu.

Spojrz na statystyki wieziennictwa w USA i Danii na 100k mieszkancow.
Urodzeni, sami sobie winni, kryminalisci bardzo lubia sie rodzic w USA.

82

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
JohnyBravo777 napisał/a:

Jesli mam rodzicow, ktorzy mnie krytykowali cale zycie i mam zanizone poczucie wlasnej wartosci to jestem sam sobie winien?
Jesli bylem w szkole bity i szykanowany i jestem emocjonalnie niezrowazony to moja wina?

Argument, ze ktokolwiek jest sam sobie winien jest calkowitym absurdem i tylko racjonalizacja i bledami logicznymi mozna przekonac sie do jego prawdy.

Raz już napisałam, ale powtórzę, że nie musimy się ze sobą zgadzać, a ja nawet nie mam zamiaru przekonywać Cię do mojego punktu widzenia. Rozumiem, co chcesz przekazać, ale po prostu uznajmy, że patrzę na to inaczej.

Odnosząc się do Twoich przykładów, to oczywiście, że rządzą w naszym życiu rozliczne mechanizmy i zakodowane w psychice schematy postępowania, ale kiedy czujemy, że dzieje się coś złego, coś, co utrudnia nam życie, to jesteśmy ofiarami systemu tylko do pewnego momentu. Potem sami odpowiadamy za to, że NIC z tym nie robimy, czyli nie pracujemy nad sobą, nie rozgryzamy tematu, nie idziemy do lekarza czy terapeuty. Jest nam trudniej, ale sami jesteśmy odpowiedzialni za to, jaką podejmiemy decyzję - czy poddamy się i urządzimy w roli ofiary, czy jednak zawalczymy o siebie i wyższą jakość swojego życia w przyszłości.

JohnyBraco777 napisał/a:

A co do pragmatycznej funkcji "do czego dobrego to moim zdaniem prowadzi" - do tolerancji i zrozumienia.

No cóż, nie zawsze najlepsza pomoc to klepanie po plecach i użalanie się, bo to nie popycha do działania. Rozumienie to jedno, ale wsparcie to coś znacznie więcej.

Zresztą trzymając się wątkowego przykładu, sama Malinovalova po raz kolejny napisała coś w tym tonie:

Malinovalova napisał/a:

Dodam jeszcze tylko, że tak, to mój pierwszy facet i dlatego tak kurczowo trzymałam się bo chciałam żeby powiodło się, jako, że pierwszy związek to ciekawiło mnie/uczyłam się jak to jest , na jakie kompromisy należy się decydować.

Spójrz, ona wprost deklaruje, że tak kurczowo się go trzymała, bo sama tego chciała. Nie, że jest jego ofiarą, że pozwoliła zrobić sobie pranie mózgu, że uległa manipulacjom. Uważasz, że nie wie, co pisze? Wpychanie ją w ramy myślenia, że nie miała wpływu na zaistniałą sytuację, jest zdejmowaniem z niej odpowiedzialności za swoje życie i niestety za to rozczarowanie, którego doświadczyła. To z kolei w przyszłości mogłoby generować wyuczenie się schematu, że tak naprawdę nie ma na nic wpływu i za nic nie odpowiada, to ludzie są, jacy są i trzeba się z tym pogodzić. 

Tylko uświadomienie sobie tego faktu, że ma się wpływ na swoje życie, pozwala je kreować. Tak, wiem, że w tym miejscu brzmię jak coach, ale to akurat jest prawdą, przynajmniej w tym zakresie, o którym rozmawiamy. I oczywiście, że ma prawo czuć się rozczarowana, bo pokładała w tym związku określone nadzieje, oczywiście, że może być na siebie zła, że źle ulokowała uczucia, ale ona się nie tłumaczy, że została zmanipulowana, tak jak na pewnym etapie usiłowano jej to wmawiać. W moim odczuciu w tym tkwi jej siła.

83 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-03-02 02:36:32)

Odp: Jak rozumiecie te słowa?

Hehe no brzmisz jak coach i powielasz psychoterapeutyczne frazesy Olinka wink
Ale szanuje Cie jako czlowieka.

Mowisz, ze "Tylko uświadomienie sobie tego faktu, że ma się wpływ na swoje życie, pozwala je kreować" - ja uswiadomilem sobie, ze nie mam wplywu na swoje przeznaczenie i nadal w moim zyciu wiele sie dzieje.

Znasz to forum dobrze - nie widzisz bezposredniej relacji pomiedzy mysleniem w kategoriach, ze ktos jest "winny" a inteligencji i jakosci zycia?
Uzytkownicy tacy jak Johnny.B czy raka to ekstremalne przyklady osob, ktore zamykaja analize dynamik na kogos "winie".
Po drugiej stronie ekstremum masz srodowisko naukowe, w ktorym uznanie kogos za "winnego" jest samokompromitacja bo metode naukowa interesuja deterministyczne zwiazki przyczynowo-skutkowe.
A z punktu widzenia precyzyjnych zwiazkow przyczynowo-skutkowych przyczyna zachowania czlowieka nie moze byc jego "wina" czy "zly wybor" tylko historyczna suma wplywow, ktore go uksztaltowaly i sytuacji, w ktorej sie znalazl.

Poza tym napisanie, ze "jesteśmy ofiarami systemu tylko do pewnego momentu. Potem sami odpowiadamy za to, że NIC z tym nie robimy" to strzal z liscia w kogokolwiek kto wpadl w gleboka depresje, uzaleznienie czy narcyzm.
Albo mialas szczescie nie znalezc sie w takiej sytuacji, albo nie doceniasz proaktywnej pomocy / walki o Ciebie, ktora w tej sytuacji otrzymalas (i bez ktorej nadal bys tam byla) jesli uwazasz, ze to co napisalas ma jakikolwiek sens.

84

Odp: Jak rozumiecie te słowa?

Jak wiele razy masz jeszcze zamiar powtórzyć, że to co piszę nie ma sensu? Z jednej strony dajesz mi prawo do własnego postrzegania tematu, a z drugiej właśnie takimi stwierdzeniami je negujesz. Ja mogłabym o Twoich napisać to samo, a jednak tego nie robię – jak sądzisz, dlaczego? Bo szanuję to odmienne spojrzenie.

W każdym razie wspominasz o sytuacji depresji, uzależnienia czy wpadaniu w sidła narcyza – jak zatem wyjaśnisz, że są ludzie, którzy się w tym pogrążają i są tacy, którzy wychodzą na prostą? I jak sądzisz, ilu z nich pomogło użalanie się nad nimi i klepanie po plecach? Raz jeszcze wspomnę, że wsparcie to nie jest zdejmowanie odpowiedzialności za własne życie, to jest pokazanie drogi, że można inaczej i bycie obok, kiedy zachodzi taka potrzeba.

Ty, jak domniemam, podpierasz się tym, co gdzieś przeczytałeś, a ja własnym doświadczeniem, zdobytą wiedzą i obserwacją otoczenia.

JohnnyBravo777 napisał/a:

Mowisz, ze "Tylko uświadomienie sobie tego faktu, że ma się wpływ na swoje życie, pozwala je kreować" - ja uswiadomilem sobie, ze nie mam wplywu na swoje przeznaczenie i nadal w moim zyciu wiele sie dzieje.

Ja przeciwnie, widzę ogromne zmiany i możliwości, które daje mi branie spraw we własne ręce. Gdybym kierowała się tylko przeznaczeniem, w które wierzę, ale w bardzo okrojonym zakresie, nie wiem, czy byłoby mi jeszcze dane teraz do Ciebie pisać.

85 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-03-02 04:04:43)

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
Olinka napisał/a:

W każdym razie wspominasz o sytuacji depresji, uzależnienia czy wpadaniu w sidła narcyza – jak zatem wyjaśnisz, że są ludzie, którzy się w tym pogrążają i są tacy, którzy wychodzą na prostą?

Pisalem o tym - Ci, ktorzy wychodza z depresji, uzaleznienia czy narcyzmu otrzymali wiecej / lepsza pomoc od ludzi z zewnatrz.

Olinka napisał/a:

Ty, jak domniemam, podpierasz się tym, co gdzieś przeczytałeś, a ja własnym doświadczeniem, zdobytą wiedzą i obserwacją otoczenia.

Zle domniemasz.
+ nie sadzisz, ze tego rodzaju domniemanie swiadczy o arogancji?

Olinka napisał/a:
JohnnyBravo777 napisał/a:

Mowisz, ze "Tylko uświadomienie sobie tego faktu, że ma się wpływ na swoje życie, pozwala je kreować" - ja uswiadomilem sobie, ze nie mam wplywu na swoje przeznaczenie i nadal w moim zyciu wiele sie dzieje.

Ja przeciwnie, widzę ogromne zmiany i możliwości, które daje mi branie spraw we własne ręce.

No i ciesze sie Twoim szczesciem wink Argument dotyczyl tego, ze wedlug twoich przekonan skoro ja tak nie mysle to powinienem miec gorszej jakosci zycie niz Twoje tongue
A tego bym rowniez nie domniemywal wink

Olinka napisał/a:

Gdybym kierowała się tylko przeznaczeniem, w które wierzę, ale w bardzo okrojonym zakresie, nie wiem, czy byłoby mi jeszcze dane teraz do Ciebie pisać.

Po pierwsze: "kierowanie sie przeznaczeniem" jest absurdem.
Przeznaczenie moze jedynie kierowac Toba.
Wydaje Ci sie, ze kontrolujesz swoim zyciem podczas gdy cala kontrola to suma zestawu przekonan, ktore wytworzylas na podstawie tego co wczesniej Ci sie przydarzylo i przekonan, ktore mialas w tamtym momencie.
Jak Ty sobie wyobrazasz kierowanie sie przeznaczeniem? To bylaby rekurencja bez warunku wyjscia.

Po drugie: to co pozwala nam przezyc trudne czasy to nie proba kontrolowania (co raczej wskazuje na bycie wystraszonym) tylko dystans do siebie, do smierci i tego co nam sie przydarza.
Ty sie bardzo ekscytujesz, co jest zrozumiale bo to co pisze zasiewa w Tobie watpliwosc, ktora probujesz "kontrolowac"/stlumic tongue

Ja sie przez ta rozmowe ucze odpowiedzi jakie moge dostawac od innych, ktorzy podobnie jak Ty (prawie wszyscy oprocz naukowcow) sa przekonani, ze winienie ludzi za cokolwiek nie jest absurdem.
Rozumiem, ze ktos uzywa pojecia "X jest temu winien" w przenosni. Na zasadzie, ze X jest posrednim zrodlem problematycznego wplywu.
Ale nie doslownie, ze na winie X konczy sie cala dynamika bo X istnial w prozni, w ktorej nic na niego nie oddzialywalo, uszktaltowal sie w samotnosci na pustyni i jego dzialanie nie jest efektem jego srodowiska tylko jego esencji, ktora sobie sam wybral "biorac zycie w swoje rece".

Gruby beton, ale damy rade wink

86 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2023-03-02 12:56:23)

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
JohnyBravo777 napisał/a:

Poza tym napisanie, ze "jesteśmy ofiarami systemu tylko do pewnego momentu. Potem sami odpowiadamy za to, że NIC z tym nie robimy" to strzal z liscia w kogokolwiek kto wpadl w gleboka depresje, uzaleznienie czy narcyzm.
Albo mialas szczescie nie znalezc sie w takiej sytuacji, albo nie doceniasz proaktywnej pomocy / walki o Ciebie, ktora w tej sytuacji otrzymalas (i bez ktorej nadal bys tam byla) jesli uwazasz, ze to co napisalas ma jakikolwiek sens.

Nie wiem właściwie, co chcesz udowodnić Olince? Że jesteśmy bezwolnymi kukłami targanymi okolicznościami, bez żadnego wpływu na to, gdzie nas znosi i zdanymi na pomoc innych ludzi? Czyli że co: innym możemy pomagać a sobie to już nie?
Przecież każdego z nas spotykają nieszczęścia i krzywdy rożnego kalibru i przyjmujemy różne strategie radzenia sobie z tymże, czasami paradoksalne. Bo depresja może być wygodną strategią na „nicnierobienie”, uzależnienie to mechanizm ucieczkowy, a narcyzm to radzenie sobie z wewnętrznym doświadczeniem samotności i niepewności. Zrozumienie dlaczego obrało się taką a nie inną strategię działania, czyli zrozumienie siebie, swoich życiowych laitmotivów jest drogą do zmiany. Ale to indywidualna odpowiedzialność każdego człowieka, żeby zająć się sobą. Inni mogą pomóc, ale też indywidualną sprawą jest szukanie tejże pomocy, proszenie o nią. Może to brzmi brutalnie, ale rodzimy się sami i sami umieramy, a to, co pomiędzy tymi wydarzeniami to tak, jak napisała Olinka - od pewnego momentu to nasza indywidualna odpowiedzialność.

87

Odp: Jak rozumiecie te słowa?
JohnnyBravo777 napisał/a:

Pisalem o tym - Ci, ktorzy wychodza z depresji, uzaleznienia czy narcyzmu otrzymali wiecej / lepsza pomoc od ludzi z zewnatrz.

Przede wszystkim w sobie samych musieli znaleźć wystarczająco silną motywację. Bez niej żadne wsparcie i żadna pomoc nie zadziała.

JohnyBravo777 napisał/a:

Zle domniemasz.
+ nie sadzisz, ze tego rodzaju domniemanie swiadczy o arogancji?

Może gdybyś zapoznał się z definicją słowa "domniemanie", nie wiązałbyś tego z arogancją, którą to postawę z każdym kolejnym postem coraz wyraźniej pokazujesz na własnym przykładzie, a na co już wcześniej delikatnie usiłowałam zwrócić Ci uwagę. Masz w sobie jakąś wyższość i potrzebę udowodnienia, że w swoim myśleniu, oczywiście jedynym słusznym, stoisz ponad innymi. Usiłujesz uprawiać językową ekwilibrystykę, chwytasz za słówka, ale im dalej w las, tym bardziej wychodzi z Ciebie coś brzydkiego i to tylko dlatego, że ktoś ma czelność się z Tobą nie zgadzać.   

JohnnyBravo777 napisał/a:

No i ciesze sie Twoim szczesciem wink Argument dotyczyl tego, ze wedlug twoich przekonan skoro ja tak nie mysle to powinienem miec gorszej jakosci zycie niz Twoje tongue
A tego bym rowniez nie domniemywal wink

Sarkazm zbędny. Czy może został domniemany?

JohnnyBravo777 napisał/a:

Po pierwsze: "kierowanie sie przeznaczeniem" jest absurdem.
Przeznaczenie moze jedynie kierowac Toba.

Oczywiście, że można kierować się przeznaczeniem, tak jak intuicją, logiką i wieloma innymi składowymi. To poddanie się temu, co ono (przeznaczenie) nam przyniesie, nawet bez podejmowania prób, by wpływać na dokonujące się w życiu zmiany. To że pozwalasz, by ono sterowało Twoim życiem, pokornie godząc się ze wszystkim, co od niego dostajesz, to Twój wybór, ale zrozum, że nie wszyscy tak mają. 

JohnnyBravo777 napisał/a:

Ja sie przez ta rozmowe ucze odpowiedzi jakie moge dostawac od innych, ktorzy podobnie jak Ty (prawie wszyscy oprocz naukowcow) sa przekonani, ze winienie ludzi za cokolwiek nie jest absurdem.

Wszystko, co nie przystaje do Twojej teorii jest bez sensu, absurdalne, pisząc wprost głupie, a kim Ty jesteś, żeby to w taki sposób oceniać?

JohnnyBravo777 napisał/a:

Gruby beton, ale damy rade wink

Przyszedłeś tu z jakąś misją do spełnienia?

88

Odp: Jak rozumiecie te słowa?

Nie jest zdecydowany czego tak naprawdę sam chce. A druga strona odbieram to jako mała manipulacje twojej osoby. Czyli jak będziesz taka jaka ja chce cię widzieć to będzie cudownie.. pytanie dla kogo bo dla ciebie to na pewno nie skoro ktoś stawia tobie granicę i "każę" się tobie zmienić.

Posty [ 66 do 88 z 88 ]

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jak rozumiecie te słowa?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024