JohnyBravo777 napisał/a:Jesli mam rodzicow, ktorzy mnie krytykowali cale zycie i mam zanizone poczucie wlasnej wartosci to jestem sam sobie winien?
Jesli bylem w szkole bity i szykanowany i jestem emocjonalnie niezrowazony to moja wina?
Argument, ze ktokolwiek jest sam sobie winien jest calkowitym absurdem i tylko racjonalizacja i bledami logicznymi mozna przekonac sie do jego prawdy.
Raz już napisałam, ale powtórzę, że nie musimy się ze sobą zgadzać, a ja nawet nie mam zamiaru przekonywać Cię do mojego punktu widzenia. Rozumiem, co chcesz przekazać, ale po prostu uznajmy, że patrzę na to inaczej.
Odnosząc się do Twoich przykładów, to oczywiście, że rządzą w naszym życiu rozliczne mechanizmy i zakodowane w psychice schematy postępowania, ale kiedy czujemy, że dzieje się coś złego, coś, co utrudnia nam życie, to jesteśmy ofiarami systemu tylko do pewnego momentu. Potem sami odpowiadamy za to, że NIC z tym nie robimy, czyli nie pracujemy nad sobą, nie rozgryzamy tematu, nie idziemy do lekarza czy terapeuty. Jest nam trudniej, ale sami jesteśmy odpowiedzialni za to, jaką podejmiemy decyzję - czy poddamy się i urządzimy w roli ofiary, czy jednak zawalczymy o siebie i wyższą jakość swojego życia w przyszłości.
JohnyBraco777 napisał/a:A co do pragmatycznej funkcji "do czego dobrego to moim zdaniem prowadzi" - do tolerancji i zrozumienia.
No cóż, nie zawsze najlepsza pomoc to klepanie po plecach i użalanie się, bo to nie popycha do działania. Rozumienie to jedno, ale wsparcie to coś znacznie więcej.
Zresztą trzymając się wątkowego przykładu, sama Malinovalova po raz kolejny napisała coś w tym tonie:
Malinovalova napisał/a:Dodam jeszcze tylko, że tak, to mój pierwszy facet i dlatego tak kurczowo trzymałam się bo chciałam żeby powiodło się, jako, że pierwszy związek to ciekawiło mnie/uczyłam się jak to jest , na jakie kompromisy należy się decydować.
Spójrz, ona wprost deklaruje, że tak kurczowo się go trzymała, bo sama tego chciała. Nie, że jest jego ofiarą, że pozwoliła zrobić sobie pranie mózgu, że uległa manipulacjom. Uważasz, że nie wie, co pisze? Wpychanie ją w ramy myślenia, że nie miała wpływu na zaistniałą sytuację, jest zdejmowaniem z niej odpowiedzialności za swoje życie i niestety za to rozczarowanie, którego doświadczyła. To z kolei w przyszłości mogłoby generować wyuczenie się schematu, że tak naprawdę nie ma na nic wpływu i za nic nie odpowiada, to ludzie są, jacy są i trzeba się z tym pogodzić.
Tylko uświadomienie sobie tego faktu, że ma się wpływ na swoje życie, pozwala je kreować. Tak, wiem, że w tym miejscu brzmię jak coach, ale to akurat jest prawdą, przynajmniej w tym zakresie, o którym rozmawiamy. I oczywiście, że ma prawo czuć się rozczarowana, bo pokładała w tym związku określone nadzieje, oczywiście, że może być na siebie zła, że źle ulokowała uczucia, ale ona się nie tłumaczy, że została zmanipulowana, tak jak na pewnym etapie usiłowano jej to wmawiać. W moim odczuciu w tym tkwi jej siła.