Cześć wszystkim,
Przeczytałam już sporo postów na tym forum ale takiego jak mój temat nie znalazłam.
Od razu piszę - proszę o to żeby nie oceniać mnie zbyt ostro, zbyt krytycznie, czuję, że jestem w złym stanie psychicznym, proszę o pomoc, rozmowę…
Może od początku… jestem w przedostatniej klasie liceum, nigdy nie byłam w żadnym związku, spotykałam się z rówieśnikami w moim wieku ale raczej jednorazowo, raczej dlatego ze to oni mnie gdzieś zaprosili, bez większych ekscytacji z mojej strony… a może dlatego ze… od 13 roku życia jestem zakochana w kimś innym, czyli trwa to już ponad 4 lata, tak mi wstyd przez to. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam. Między nami jest 17 lat różnicy.
Coś o mnie.
W zasadzie wychował mnie najstarszy brat ze swoją już żoną, moi rodzice zginęli w wypadku, o którym kiedyś było głośno w lokalnych mediach… mialam wtedy 5 lat ale pamietam wszystko jakby to było wczoraj. Mój brat wtedy rzucił studia, poszedł do pracy, no po prostu zrobił wszystko żebyśmy nie zostali w domu dziecka - mam jeszcze dwóch starszych braci ale wtedy byli dziećmi… jak ja. Bracia już maja rodziny, malutkie dzieci, jesteśmy dość zżyci ze sobą. Najstarszy brat był zawsze dobry dla mnie, starał się jak mógł, a moja szwagierka próbowała zastąpić mi mamę. Są bardzo kochani. Mieszkamy w naszym rodzinnym domu, oni tez maja dzieci ale jestem od nich niewiele starsza. W sumie to jakby moje rodzeństwo. Mam na myśli to ze rodziców nie było i do teraz strasznie tęsknie za mamą i często ryczę w poduszkę ale czułam ich miłość i zaangażowanie w opiekę i czuję to nadal, zawsze mogę na nich polegać. Mam duża rodzine mimo ze nie ma rodzicow. Wszyscy dbamy o dobre kontakty miedzy sobą. Wiec to nie tak, że brakuje mi miłości. Chyba.
Coś o nim… znamy się od zawsze!!! Mieszkał w domu obok nas, teraz mieszka w centrum miasta. To najlepszy przyjaciel mojego brata. Jak rodzice umarli to nas pilnował gdy brat nie mógł, robił jedzenie, zabierał na spacery, plac zabaw, wycieczki. Potem się ożenił, wyprowadził, ale się rozwiódł kilka lat temu. Przyjaźń z bratem została. Często przebywa u nas w domu. Jak się rozwiódł to częściej. Właśnie od tych felernych kilku lat. To ze on jest, to jest tak normalne jak powietrze. Jako dziecko nie zastanawiałam się nad tym, chyba nawet traktowałam go jak członka rodziny, nawet mówiłam na niego „wujek”… gdy zaczęłam dorastać przestało mi to pasować i od tego czasu mówię po prostu po imieniu. O Boże, jak mi głupio gdy o tym wszystkim piszę. Nie wierzę że to wszystko poszło w takim dziwnym kierunku.
Ja go od zawsze uwielbiałam!!! Był śmieszny, lubił się wygłupiać ale był w tym wszystkim taki mądry, prawdziwy… teraz sobie przypominam ze ja nawet byłam o jego pierwsza żonę zazdrosna! Wtedy wszyscy się z tego śmiali, ale mi wcale nie bylo do śmiechu. Teraz tym bardziej nie jest.
Jak miałam jakieś 12-13 lat dostałam jakiejś dziecięco-nastoletniej depresji. Zbiegło się to z dostaniem pierwszego okresu, wiec może hormony, może nie… to był okres kiedy wychodziłam z domu „do szkoły” i wracałam gdy wiedziałam ze wszyscy juz wyszli z domu. siedziałam w swoim pokoju i ryczałam. Głównie za mama. Nie czułam wtedy sensu życia. Dosłownie. Emocje które towarzyszyły mi wtedy pamietam do dziś i chciałabym ich nie pamiętać. Jak się wszystko wydało brat był na mnie wściekły, bo była interwencja szkoły, różnych innych tworów… miał do mnie żal ze wszystko mi poświęcili a teraz musza sie tłumaczyć obcym ludziom, ze wcale mnie nie krzywdzą. Teraz ich rozumiem, ale wtedy poczułam się jeszcze bardziej samotna. Musiałam chodzić do psychologa, dosłownie pod przymusem, był tez psychiatra, jakieś orzeczenia, pamietam ze im wcale nie chodziło o moje dobro tylko żebym powiedziała, ze w domu dzieje się coś złego.
W tym samym czasie oczywiście był ten On, wiedział o wszystkim, bo brat był wtedy załamany… zwierzał sie mu. Był wtedy w domu u nas często - na kawie, na piwie z bratem, był wtedy w trakcie rozwodu, tez nieszczęśliwy - kiedyś mi powiedział, ze to mógł zająć swoje myśli moim życiem ii pomoc, pomogło przetrwać mu rozwód, nie myslec tyle o tym, o sobie. I on pierwszy wtedy jakoś do mnie dotarł. Poczułam ze mu naprawdę zależy żebym nie była taka smutna. Podjeżdżał pod szkole żeby mnie zabrać gdzieś na obiad. Na spacer. Zawoził do psychologa. Weekendy spędzaliśmy razem tzn cała nasza rodzina i on, chodzimy dużo po gorach od zawsze, dużo wtedy z nim rozmawiałam… z czasem sami zaczelismy jeździć na różne wycieczki, i to chyba wtedy zaczęłam się zakochiwać… brat się cieszył ze „wracam do żywych”, nikt nie widział w tym nic złego.
Jak nie mogliśmy się widzieć to pisałam do niego maile. Długie, obszerne, o wszystkim, nigdy nikomu nie ufałam tak jak jemu. Nikt nigdy tez nie czytał/słuchał mnie tak jak on.
Z czasem on tez zaczął opowiadać mi o sobie. Tez pisał takie długie maile z pracy. Robimy tak do teraz. Lubię ten rodzaj komunikacji. Jak poszłam do liceum, które jest niedaleko jego mieszkania to zdarzało sie, ze spędzałam u niego całe popołudnia. Tzn nadal spedzam.
Czy przez te 4 lata miał kogoś, z kimś spał, spotykał sie na randki - nie wiem, nigdy nie rozmawialiśmy o tym (serce by mi pękło) ale nie jestem głupia, nie zyje na tym świecie od dziś.
Moja rodzina czasem żartowała, ze W. wychowuje sobie druga żonę, ale raczej nie zdawali sobie sprawy, jakie to dla mnie jest poważne.
Ostatecznie wyszło ze dla niego to tez wcale nie jest taki śmieszny żart.
Od września tego roku zdarzyło mi sie zostać u niego kilka razy na noc. To już nie umknęło bratu. Powiedział, ze przesadzamy. Czy zdaje sobie sprawę z tego co robię. Wiem, ze rozmawiał tez z W. I to nie była spokojna rozmowa.
Nie uprawialiśmy seksu (wbrew temu co mysli brat) Jestem dziewica. Nie wyobrażam sobie tego robić w takiej sytuacji, gdy nic nie jest jasne, nie wiem kim jestem dla W, a to bardzo ważne. Byly jakieś pocałunki - bardzo przyjemne, chcieliśmy więcej, ale jednocześnie…. Czułam ze robię coś bardzo, bardzo złego. Wiem, ze on czuje podobnie. Boje się fizyczności. Boje się, ze już wtedy przepadnę.
W. rozmawiał tez ze mną - tzn my często o tym rozmawiamy - co będzie dalej - co przyniesie przyszłość. Ze faktycznie, to wszystko zaszło za daleko. Bardzo daleko. Ale oboje w tym uczestniczyliśmy!!! Ja nigdy nie czułam sie przy nikim tak dobrze jak przy nim. Wiem ze tez nie jestem mu obojętna. I wiem tez ze jesteśmy na innych etapach w życiu - ale jak dla mnie tylko teoretycznie- bo jaki następny etap przede mną? Praca? Na studia raczej sie nie wybieram, chyba ze zaoczne, u nas w mieście. Nie mam potrzeby wyjazdu od rodziców bo po prostu ich nie mam. Brat dawał mi zawsze sporo wolności - jak widać po tym opisie. W końcu jest tylko bratem, nie moim tata. Imprezy? No najbardziej lubiłam te u nas w domu, ze starszymi braćmi, z W., zawsze było dużo śmiechu, fajnej zabawy, wiem tez jak smakuje alkohol. Imprezy z moja klasa w zatłoczonych klubach i te emocje, ze sie pije dużo i jak tu wrócić do domu zeby rodzice nie widzieli… No nie, ja nie musiałam nigdy sie ukrywać. Nie mam z tego dobrych emocji.
Najlepiej na świecie czuje sie z W.
Chciałabym o tym porozmawiać z kimś w rzeczywistym świecie ale nie mam z kim. Koleżankom w życiu nie powiem. Boje się krytyki, śmiechu. Tego co sobie pomyślą.
Porozmawiać ze szwagierką? Wtedy będzie wiedziała cała rodzina. Z resztą o czym? Chciałabym porozmawiać z jakimś psychologiem, ale wtedy musiałabym poprosić o pieniądze i ogólnie pomoc brata albo szwagierkę. Czyli i tak musiałabym im powiedzieć. A druga sprawa - jeszcze jestem niepełnoletnia. W rodzinie zastępczej. Boje się, ze ktoś zainteresuje się tym, ze mam taka relacje z tak dojrzałym mężczyzna.
Czuję, że jest coś ze mną nie tak. Nie za bardzo wiem co. Odstaję od innych. Zawsze tak było. Ale zaczyna mi to przeszkadzać. Czuję, że powinno być inaczej.
Zastanawiam się tez nad W. - dlaczego?? Co daje mu znajomość ze mną? Nie ma seksu, nie ma fajnych atrakcji, jest inteligentny, przystojny, zaradny, mógłby sobie ułożyć życie z równolatka. Co jest z nim nie tak?
A moze oboje jesteśmy normalni?