Hej. Postanowiłem napisać bo nieco skończyły mi się pomysły. Z końcem kwietnia na świat przyszła nasza córeczką, za wcześnie, ale na szczęście wszystko jest dobrze
Problem jaki mamy, to podejście żony, tym, że jest zmęczona ale moim zdaniem nie wynika to jedynie z obecności dziecka. Ona zajmuje się małą najwięcej, ja jeśli mogę to pomagam - pracuję zdalnie z domu i staram się nieco przy niej pomoc gdy jest możliwość. Poza tym staram się też robić jak najwięcej w domu, porządki, pranie, wieszanie, składanie, zakupy, śmieci. Co się da, zresztą zawsze to lubiłem.
Mała przesypia już od jakiegoś czasu całe noce, więc jest sporo luźniej jeśli chodzi o sen i odpoczynek jaki on daje. W dzień za to aktywna bardziej, bardziej kontaktowa no i uwagi chce więcej. Ma też swoje pewne zwyczaje: po przebudzeniu aktywna jest godzinkę po czym robi sobie drzemkę na godzinkę, czasem więcej. Teraz do rzeczy: żona potrafi ten czas przesiedzieć z telefonem przy nosie. Każdy potrzebuje swobody, ja to rozumiem, ale nie lepiej ten czas wykorzystać, zjeść śniadanie rano, a nie np później że względu na aktywność małej jeść je dopiero o 10-11 lub później? Jak ona ma mieć siły na kogoś, skoro o siebie nie zadba?
Wychodzę z założenia, że to nieco jak instrukcja związana z maskami tlenowymi w samolocie: rodzic najpierw powinien założyć sobie, a dopiero potem dziecku. W przeciwnym razie najprawdopodobniej uduszą się oboje, rodzic niejako zabije i dziecko i siebie. Może i skrajny przykład, ale moim zdaniem dobrze to obrazujący.
Inny przykład: mała ma idealnie, najedzona, przebrana, wykapana, wybawiona przez nas obojga, wynoszona, a jeszcze marudzi przed snem, nieco musi pokrzyczeć. Mówię żonie, która już nieźle zmęczona po całym dniu: odpuść, wszystko jest idealnie, ona niczego nie potrzebuje.. Nic z tego. Przeciążyła sobie nadgarstek, wiele razy mówiłem: 5 minut poświęć na rolowanie, ba, 2 minuty, będzie lepiej. Też nic z tego.
To tylko przykłady, wiem, że nieco chaotycznie, ale mam nadzieję, że widać tu jakiś obraz. Ja staram się robić dużo i zwyczajnie obawiam się, że jak żona nie zmieni podejścia, to sam będę miał na barkach jeszcze więcej, a tego już nie uniosę. Jest młodsza ode mnie, sił powinna mieć więcej, a przez to, że zapomina o sobie, niestety wygląda to zgoła odmiennie.
Rozumiem, że to troska o dziecko, dla mnie to też oczko w głowie, najważniejsza osóbka w życiu, niemniej wiem, że "gdy wrogów kupa, to i Herkules du**" więc.. Staram się zapobiegać niż leczyć.
Jak przekonać żonę do zmiany podejścia? Sugestie, porady itd żadnego efektu nie odniosły. Martwię się o nią i chcę jej pomóc, ale nie bardzo już wiem jak mogę to zrobić.