feniks35 napisał/a:Podsumowując, bałam się tej decyzji przez wiele lat ale okazuje się że była to jedna z najlepszych jakich dokonaliśmy w życiu. Może trochę szkoda ze nie uczyniliśmy tego wcześniej gdy byliśmy młodsi i było więcej sił ale wtedy nie byłam gotowa, no i wtedy to nie byłaby Ona<3 wiec chyba tak miało byc:)
No właśnie. Nie ma co sobie tutaj cokolwiek wyrzucać, bo to wyraźnie nie był jeszcze Wasz czas. Do takiej decyzji trzeba po prostu dojrzeć, trzeba być jej pewnym, w przeciwnym razie można się rozczarować, a pamiętajmy, że dzieci adopcyjne ogromnie często obciążone są traumatycznymi doświadczeniami, co sprawia dodatkową trudność. Wy mieliście do tego właściwe podejście i za to należy Wam się jeszcze większy szacunek.
Z perspektywy czasu, a piszę to jako relatywnie młoda matka (urodziłam równo dwa tygodnie po swoich 24 urodzinach), uważam, że takie dojrzałe macierzyństwo ma wiele zalet. Ja do swojej roli ogólnie podeszłam bardzo odpowiedzialnie, ale chwilami chyba jednak zbyt lekko. Jestem przekonana, że tych dziesięć czy piętnaście lat później byłabym zupełnie inną matką - bardziej wszystkiego świadomą, co z kolei przekłada się na jakość wychowania.
W każdym razie bardzo wzrusza mnie sposób, w jakim piszesz o swoim dziecku. Tę Twoją miłość do córci wyczuwa się w każdym zdaniu, a nawet słowie. To jest wspaniałe, że daliście jej dom i że ma tak oddanych, kochających rodziców.
Dziękuję bardzo Olinko za te słowa :*
Chyba masz rację że nie ma co gdybać tylko przyjąć ze właśnie to miał być nas czas. 15 lat temu nie wiedziałabym jeszcze tyle o traumie dzieci, zresztą wtedy niewiele się o tym mówiło czy nawet pisało. Panowało raczej przekonanie ze adopcja to temat tabu o którym nie należy rozmawiać z nikim a już tymbardziej z samym dzieckiem. Lepiej udawać że jest biologicznie urodzone a nie adoptowane. Kazdy powtarzal "ono było malutkie i na pewno nic nie pamieta, nie zostanie w nim zadna zadra ani trauma". A to niestety tak nie działa. Bo nawet jeśli na poziomie świadomym tej pamięci nie ma to trauma zostaje w podświadomości i w ciele. Moja corcia była tak pospinana że terapeutka była w szoku. A to akurat terapia ktora udalo mi sie zalatwic na NFZ wiec zadne naciaganie na kasę. Teraz mała szaleje, bawi się śmieje, idzie sobie i śpiewa (trochę po swojemu;)) a jej ciało zaczyna być coraz bardziej swobodne i odprężone. Nie tylko dzięki miłości i tuleniu ale terapii, masażom i innym wspomagającym zabiegom które teraz są dostępne i o których teraz wiadomo. Dzięki temu mogę lepiej pomóc swojemu dziecku niż mogłabym to zrobić te 15 lat temu.
Lady Loka już się nie mogę doczekać tych opowieści z przedszkola. Tylko trochę boję się co ona opowie o nas bo to działa w dwie strony. Pani z terapii SI już mi mówi że dowiaduje się ciekawych i zabawnych rzeczy o naszej rodzinie bo corcia sama jej opowiada. Niektóre jej opowiesci są mocno podkoloryzowane ale zwykle prawdziwe także trzeba uważać co się robi i mówi przy 3 latku