normalnyjestem napisał/a:Nie szkoda mi jej ani nie żal lecz Ciebie autorze gdyż doświadczasz kopa od życia (nie tylko ty) na które nie zasłużyłeś. Potrzebujesz dużo pomocy i zrozumienia lecz niestety to ty musisz to dawać dzieciom. Nie jestem wstanie pojąć (zrozumieć tego się nie da ) co ma nasrane twoja jeszcze żona , jakie ma plany wobec siebie bo nie dzieci gdyż ma je w du[pie tak naprawdę gdyż jak sfinalizuje związek nowy i zaciąży w ogóle straci kontak z dziećmi no może poprzez telefon pare słów. Smutna to historia i pewnie posłużyłaby na niejeden scenariusz filmowy ale życie to nie film i tu nie będzie hepi-endu lecz kiedyś ból i żal od skrzywdzonych (dzieci).
Dziękuję. Myślę jednak że ten kop był mi potrzebny. Bardzo z niego korzystam, i zmieniłem swoje życie, i pomijając ból straty (żony/rodziny kompletnej), jestem zadowolony ze swojego obecnego życia, i pomijając chwilowe doły, idzie dobrze. Dzieci się zaadaptowały, ja się rozwijam. Ja paradoksalnie, trochę JŻ rozumiem. Ot, przyszedł kryzys, zrewidowanie tego czego chce od życia, i wymyśliła, że chce jeszcze raz spróbować z kimś innym, to jej słowa.
Kontaktu z dziećmi raczej nie straci. Widzę że na jej własny sposób jej zależy. Jest z nimi w stałym kontakcie. Mieszka blisko, widują się prawie codziennie, zabrała je na wakacje. Na razie to wszystko jakoś się trzyma kupy, a dzieci nie cierpią. Więc nie, nie ma ich w dupie, i raczej nigdy mieć nie będzie, choć jeśli faktycznie urodzi hindusowi dzieci, może być różnie. Ale nie sądzę by się od nich odcięła. Widzę jaką mocną ma relację, zwłaszcza z córką. Historia czy smutna? Na pewno jest wartościową lekcją. Szkoda trochę że po wszystkim matka nie umiała zachować trochę fasonu i utrzymać ze mną zdrową neutralną relację. Kontakty są oschłe. Ale ok, mnie nie zależy. Byle dbała o dzieci. Co do happy endu dla niej? Wszystko może się zdarzyć, jak zawsze. Może będzie, może i nie będzie. A może okazać się że nawet jak po 5 latach dopadnie ich rutyna, a młody hindus zamieni ją na lepszy model, ona i tak nie będzie niczego żałować, bo w życiu piękne są tylko chwile, a jej zostanie pamiątka w postaci dziecka/dzieci. Któż to wie.
Sam jestem ciekawy, jak to się zakończy.
Na razie przede mną kolejne doświadczenie - rozwód za 2 tygodnie.
Ale jestem dobrej myśli. Ostatni rok był dla mni niesamowitą jazdą. Wyniosłem z niego bardzo wiele, choć koszt był srogi. Ale dzięki temu lekcja będzie zapamiętana.
A jej jednak mi szkoda. Ewidentnie nie przemyślała paru kwestii, i mogła to wszystko rozegrać dużo lepiej. Jasne, skoro niekochała mnie, należało odejść, ale ona zrobiła to w najgorszy możliwy sposób, nawet zrażając do siebie własną matkę.
Kiedyś może tego bardzo żałować.