To trochę straszne, ale przytoczyłeś to co mój EX mówił w Twoim wieku.
To trochę straszne, ale przytoczyłeś to co mój EX mówił w Twoim wieku.
Creepy... Niby nigdy nie mów nigdy, ale jakoś nie widzę siebie w późniejszym zachowaniu Twojego Ex. Wolę patrzeć w lustro ze spokojem.
Niby trochę się pozbierałem, ale jak przypomnę sobie swój stan z ostatnich 4 miesięcy to mnie ciemność ogarnia. Nie chciałbym kiedykolwiek kogokolwiek tak skrzywdzić.
Nie wchodz teraz w żadne związki. Jesteś poraniony, będzie to plaster a nie związek (nie krzywdz innych kobiet). Dodatkowo ocena tej drugiej jest jak w krzywym zwierciadle. Powodzenie wiąże się z połowem przez kobiety najlepszego materiału na męża a właśnie ty w tej chwili jesteś takim obiektem i nie chodzi tu o majątek (widzą, obserwują, słuchają i oceniają) lecz inne cechy świadczące o prawdziwym mężczyznie a nie bawidamku na którego nie ma co liczyć o czym wiedzą nie śiksy i podlotki. To samo dotyczy również kobiet. Pozałatwiaj reszte spraw z ex, odpocznij z rok i może ???? kto to wie życie płata nieraz śmieszne figle.
654 2022-01-05 23:48:37 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-01-05 23:56:00)
AgaSawa napisał/a:Niestety.
Dlaczego niestety? W przyjemnych uczuciach nie ma nic złego. Dalsze kroki owszem - mogą być złe, ale od tego mamy swoją wolę i decyzyjność.
Ela210 napisał/a:To ja niestety muszę spotykać takich co rozmawiają dużo.:)
Nie twierdzę że dlatego Cię kobiety zaczepiają dla jasnosci.
Ale ludzie mają różne powody i motywacje. Kobiety i mężczyźni.
Wcześniej nie widziałeś zainteresowania swoją osobą?
Wzorowy mąż.:)Ja akurat dużo mówię, tylko nie bardzo widzę sens rozmawiania o tematach związanych ze stanem posiadania, bo to temat koszmarnie nudny.
Sam bym siebie nie poderwał, ale obiektywnie jestem raczej atrakcyjny, o ile panna nie jest zafiksowana (fizycznie) na punkcie bujnej czupryny:)
Zainteresowanie zdarzało się (chociaż rzadko, na imprezach jednak bywaliśmy prawie zawsze razem), tylko w takich sytuacjach wystarczało się wycofać lub opowiedzieć, jaką mam fantastyczną dziewczynę/narzeczoną/żonę. W najgorszym razie konieczny był komplement, że dana niewiasta mogłaby być drugą najgorętszą kobietą na ziemi. Zawsze wtedy padało pytanie, kto jest pierwszą, a odpowiedź kończyła temat:)
Nie traktuję tego jako wzorowego zachowania, raczej jako naturalne. Bycie z kimś w związku to jednak tylko (aż?) decyzja. Jak decydowałem się z nią na związek, ślub, dzieci itd. to jednak z założeniem, że będziemy razem forever after, niezależnie od okoliczności, że wszystkie problemy rozwiążemy jak się pojawią itd. No cóż, pomyliłem się i boleśnie przeżywam konsekwencje. Mojego podejścia do poważnych związków to jednak nie zmienia.
Kurde Windy, gdzie tacy dojrzali faceci sie chowają???
Nie wchodz teraz w żadne związki. Jesteś poraniony, będzie to plaster a nie związek (nie krzywdz innych kobiet). Dodatkowo ocena tej drugiej jest jak w krzywym zwierciadle. Powodzenie wiąże się z połowem przez kobiety najlepszego materiału na męża a właśnie ty w tej chwili jesteś takim obiektem i nie chodzi tu o majątek (widzą, obserwują, słuchają i oceniają) lecz inne cechy świadczące o prawdziwym mężczyznie a nie bawidamku na którego nie ma co liczyć o czym wiedzą nie śiksy i podlotki. To samo dotyczy również kobiet. Pozałatwiaj reszte spraw z ex, odpocznij z rok i może ???? kto to wie życie płata nieraz śmieszne figle.
Hmm..Czy od razu relacje z plcia przeciwna musza byc związkami? O ile jest sie fair wobec drugiej strony, nie stara sie wykorzystać- to nie ma nic złego w odbiciu sobie krzywdy. Ja mialam dosc intensywna faze reboundu (i nie, nie to ze sypialam z kim popadnie, spokojnie:) ale romanse pelne radości to naprawde nic złego. Jak sie wyszalalam to zapragnelam juz czegos innego. Ale uwazam ze tamta faza byla potrzebna w leczeniu. Rozne rzeczy zobaczylam, mialam bliższy kontakt z innymi mężczyznami niz mąż i poznalam inne toki męskiego myślenia. Co kto lubi, co kto czuje. Ja tylko sobie obiecalam ze nigdy nikogo nie skrzywdze swiadomie. I tego sie trzymalam. Wiec Windy, zobaczysz jak poczujesz. Nie ma co z gory zakladac
Pain, może tylko dobrze się reklamuję, dla jż moje podejście do życia jednak nie wystarczyło i gdzieś głęboko to nadal boli, a ja szukam w sobie przyczyn.
Normalny - wiem, pozbierać się, wyluzować, nie zobowiązywać, a potem się zobaczy. Niedługo zacznę rzucać rzutkami w mapę i zobaczę, co będę zwiedzał:)
Hmm..Czy od razu relacje z plcia przeciwna musza byc związkami? O ile jest sie fair wobec drugiej strony, nie stara sie wykorzystać- to nie ma nic złego w odbiciu sobie krzywdy. Ja mialam dosc intensywna faze reboundu (i nie, nie to ze sypialam z kim popadnie, spokojnie:) ale romanse pelne radości to naprawde nic złego. Jak sie wyszalalam to zapragnelam juz czegos innego. Ale uwazam ze tamta faza byla potrzebna w leczeniu. Rozne rzeczy zobaczylam, mialam bliższy kontakt z innymi mężczyznami niz mąż i poznalam inne toki męskiego myślenia. Co kto lubi, co kto czuje. Ja tylko sobie obiecalam ze nigdy nikogo nie skrzywdze swiadomie. I tego sie trzymalam. Wiec Windy, zobaczysz jak poczujesz. Nie ma co z gory zakladac
I o to właśnie chodzi ,poznanie innych osób może pomóc w odcięciu się od natrętnego porównywania wszystkich do eks
taka konfrontacja
najważniejsze w tym to nie szkodzić i nie krzywdzić
657 2022-01-06 00:44:22 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-06 00:51:49)
Jesteśmy dorośli.
Skrzywdzić to możemy sami sobie nie kogoś.
Więc nie chęć nie krzywdzenia kogoś ale uczciwość wobec drugiej osoby jest jej należną. Uczciwosc= otwartość i szczerość.
To że nie stanie się komuś krzywda zagwarantować mu nie można.
Ale mozna go wprowadzić w błąd przy okazji nieuporzadkowanych własnych emocji.
Krzywdę większą można uczynić sobie jeżeli ma się w tym bałagan. Dla jasności to nie sugestia do Pain że tak ma: bo Cię nie znam.
Jeżeli czujesz że kroczysz dobrą ścieżką A takie relacje Cię rozwijają i możesz je porzucić w każdej chwili bo ich już nie chcesz i Tobie z tym ok. To ok.
Z ciekawosci: czy myślisz że po wielu romansach można być jeszcze w monogamicznym związku? Masz takie odczucie że dasz radę?
658 2022-01-06 01:53:16 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-01-06 01:57:08)
Alez oczywiscie. Bo jak juz mialam kilka romansow, zobaczylam rozne energie, toki myślenia i siebie w tym - to zapragnelam...zwyklosci:) Takiego spokoju, ze z kims moge isc na zakupy do biedro i wybierac mąkę czy co ttam:) przytulić się, pogadac. Na rqzie to sama do biedro musze chodzić heh
Ale zeby dojść do tego etapu widocznie potrzebowałam nasycić siebie, swoje ego. Sama przekonać się czego to ja chce.
I nie wiem co ro ma do monogamii bo nigdy nie bylam w bliskości z facetem, bedac w niej równocześnie z innym..Prawda jest taka, ze jestem idealistka i twarda monogamistka, co zrobic..
659 2022-01-06 01:56:51 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-06 01:58:03)
A z kochankiem nie można do Biedry iść i się przytulać?
Hihi
No to chyba nie romanse były tylko seksualne podboje No takie to nie zryją mózgu na pewno
Co ma do monogamii ? : szukanie nowych wrażeń.
Nie wyglądam na zamożnego i popieram zasadę, że o pieniądzach mężczyźni nie rozmawiają:)
I nie musisz dla pewnej grupy płci brzydszej wystarczą inne walory.
o jakim autem jeździsz?
Niestety.
Dlaczego? W rozsądnych dawka jest wskazane jak witamina D. Najważniejsze żeby nie rzuciło się na mózg.
Jesteśmy dorośli. Skrzywdzić to możemy sami sobie nie kogoś.
Niestety, możemy i siebie i innych.
Z ciekawosci: czy myślisz że po wielu romansach można być jeszcze w monogamicznym związku? Masz takie odczucie że dasz radę?
A czemu nie, to nie kwestia jasnych romansów a charakteru.
I chyba na początku lepiej przerobić kilka romansów.
Seks przygody nawet z romantyczną otoczką celową dla powera to nie romanse w moim mniemaniu.
Dlatego ich pewnie może być wiele.
Romans to raczej zaangażowanie, tęsknota potem, w romans w takim znaczeniu wplątana jest codzienność.
Dlatego romansów się nie przerabia tak jak ludzi się nie "przerabia" , a wiele w krótkim czasie może mieć ktoś niemonogamiczny .
W seks przygodach co innego, tam sie przerabia, pewnie różne podejścia można poznać, ale czy męskie dusze?
Maku, nie mam swojego auta (w ramach podziału majątku zostało u jż), będę miał dopiero gdzieś w marcu, bo kupiłem w US. A jak któraś poleciała na Ubera, to już nic nie poradzę;)
Amatorki samochodów czy pieniędzy kojarzą mi się z pustką intelektualną - na szczęście nie kupiłem auta, które samo działałoby na nie jak magnes:)
Ela - uczciwość należy się generalnie wszystkim, nie tylko partnerowi/partnerce. Krzywdząc kogoś brakiem uczciwości robimy to przecież w pełni świadomie. Dlatego (nawet jak już wybaczę i będzie mi to kiedyś obojętne) zachowanie jż tak bardzo mnie zszokowało - nie powiedziałbym, że jest do tego zdolna. Z pozwem też cisza i takie podejście traktuję jako nieuczciwe - dla mnie jż zachowuje się w tym zakresie jak nastolatka, która udaje, że konsekwencje nie istnieją, bo romans nie wypalił (więc w ogóle nie mam prawa się czepiać), w zasadzie nie ma się co spieszyć i może pomyśleć, co dalej (tzn. rozejrzeć się na rynku matrymonialnym). Chociaż może to tylko moja błędna interpretacja - mamy znacznie mniej kontaktów, żeby poczytać w niej jak w książce.
Ela, dla Ciebie to albo 0 albo 1. Mozna miec lekki związek, romans. Rozmawiać, dzielic swoje myśli ale nadal nie jest to powazny związek z oczekiwaniami i bez takiej głębokiej codzienności. Nie chodzi tylko o seks. Naprawde różnie moze byc. Najwazniejsze zeby czuc sie w zgodzie z soba i nikogo nie krzywdzić
664 2022-01-06 13:04:55 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-01-06 13:17:03)
Ela, dla Ciebie to albo 0 albo 1. Mozna miec lekki związek, romans. Rozmawiać, dzielic swoje myśli ale nadal nie jest to powazny związek z oczekiwaniami i bez takiej głębokiej codzienności. Nie chodzi tylko o seks. Naprawde różnie moze byc. Najwazniejsze zeby czuc sie w zgodzie z soba i nikogo nie krzywdzić
Przede wszystkim tak jak to było u mnie wiele lat temu to były okazje zobaczyć i przełamać wzór uzależniania się
od kogoś w tworzeniu więzi ,ja miałem z tym problem
Widzę też że ludzie po długoletnich związkach mają podobnie ,nawet taka zwykła więź potrafi mieć cechy uzależniania emocji szczęścia uczuć od innej osoby i po za sobą ,więc takie przygody" lekkie" związki mogą oczywiście jeżeli robi się to świadomie pomóc dostrzec
skłonność do przekraczania granicy w uwieszaniu się , w dominowaniu nad kimś.
Młodym połamańcom to polecam niezbyt długi związek ze starszą kobieta wolną .
Jednonocne czy krótkie przygody okazały się nie dla mnie,miałem podobną refleksję jak Ty Pain monogamiczną
Ale też okres bycia samemu ze sobą jest potrzebny i ważny,wartościowy po rozstaniu - moim zdaniem oczywiście
Młodym połamańcom to polecam niezbyt długi związek ze starszą kobieta wolną .
No tak, na starej piczy młody się ćwiczy. Oj, Pasławku, ja to takich wyśmiewałam, jak mi propozycje składali.
666 2022-01-06 13:46:56 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-01-06 14:20:03)
kompletnie nie chodziło o zdesperowanych młodzieńców pod presją czy takich co mają
kompulsywną potrzebę ćwiczeń
to stereotyp nie do końca prawdziwy jest, że hurtowo masowo wszystkim młodym facetom tylko i wyłącznie o sam seks chodzi .
kompletnie nie chodziło o zdesperowanych młodzieńców pod presją czy takich co mają
kompulsywną potrzebę ćwiczeńto stereotyp nie do końca prawdziwy jest, że hurtowo masowo wszystkim młodym facetom tylko i wyłącznie o sam seks chodzi .
A tu mi czołg jedzie, o , w oku.
Może tak być ponieważ nigdy nie byłaś i nie będziesz
młodym mężczyzną po na przykład rozwodzie czy rozstaniu
co też nie znaczy że nie ma desperatów z urazami obawami i chęcią udowadniania sobie męskości ,wartości i atrakcyjności przez seks
Możesz mieć też własne subiektywne obawy, podejrzenia i wątpliwości co do intencji takiego ancymona
generalizacje na nic jednak się zdadzą samo życie im wielokrotnie zaprzecza .
Tak, dojrzały jest przykładowo pan z tego wątku https://www.netkobiety.pl/p3804107.html#p3804107
najlepiej, żeby Twoja córka wyszkoliła 15 lat młodszego faceta w byciu w związku i innych sprawach, oczywiście seksie też. I nie liczyła na nic w zamian, tylko po prostu na bycie nauczycielką.
670 2022-01-06 15:16:40 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-01-06 16:32:04)
Tamten wątek to ma się nijak do tego chyba o czym pisaliśmy wcześniej jak dla mnie to za mało informacji a te które podano tam to chaos
Moja córka to musiałaby być pedofilką ,z resztą nie wiem czy 10 latkowie są aż tak zafiksowani seksualnie.
Punkt widzenia niektórych młodych facetów taki stereotypowy w stosunku do starszych kobiet jest taki ,że one te starsze babki to albo szukają żigolaka ,albo młodego nie styranego życiem zaradnego opiekuna dla potomstwa pozostawionego,porzuconego przez eks partnera,ewentualnie szukają też majstra od remontów
i na wstępie już ci niektórzy młodzieńcy skreślają starze kobiety pod wpływem uprzedzeń , obaw niechętnie ,czyli robią to samo tak samo powierzchownie oceniają tak starsze kobiety młodych młodszych facetów więc mamy remis w stereotypach ,które czasem mają potwierdzenie w życiu
Moja luźna sugestia była subiektywna i dotyczy znacznie rzadszych przypadków związków damsko męskich nawet tych określanych jako FwB czy podobnych,nie pisałem o miłości aż po grób
niektóre kulturowe uwarunkowania są bardzo silne i mocno zakorzenione
no i nie są obowiązkowe do sprawdzania weryfikowania w życiu przez wszystkich.
Fakt w sensie zaangażowania głowy;) jest zero jedynkowy.
W sensie oczekiwań to już całą gamą.
Może być miłość nie oczekując nic i seks oczekując wiele
Pasławku, tłumacz sobie jak chcesz, mojego zdania nie zmienisz, tak zwane prawdy ludowe skądś się biorą. Wiem, że masz młodziutką córkę, ale i ona się kiedyś zestarzeje. Niech córka przekroczy czterdziestkę i wtedy podaj je te twoje życiowe objawienia, najlepiej niech jeszcze wręczy młodemu swoją kartkę kredytową.
673 2022-01-06 17:17:40 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-01-06 20:28:25)
Wcale nie mam zamiaru Ciebie zmieniać Symbi ,ale znam też wersję z tramwajem zamiast czołgu
Jestem przekonany że moja córka poradziła by sobie z tym świetnie ,to taka "cwana gapa" i tak zwany "żydowski łeb" ( z pozytywną konotacją żeby nie było)
Jak na razie to moja córka ma inne zadanie do wykonania z narzeczonym - prokreację
to ich zdaję się mocno absorbuje mam nieodparte wrażenie nie sądzę żeby mieszkając ze sobą tylko oglądali seriale i gotowali makaron,ale może ja się nie znam
Dlaczego niestety? W przyjemnych uczuciach nie ma nic złego. Dalsze kroki owszem - mogą być złe, ale od tego mamy swoją wolę i decyzyjność.
Bo prymitywne uczucia mają to do siebie, że jak im nie przystopujesz, to się kończy, jak u mnie. Ale, tak wiem, że wielu tutejszych Panów na wdzięki atrakcyjnej kobiety nie jest łasych ;-)
Jeszcze zatrzymam się przy tym komplementowaniu. Czym innym jest przyjęcie miłego słowa od nieznajomej na imprezie, a czym innym stałe łechtanie ego od kogoś, kto w skali naszej atrakcyjności jest wysoko. Pod atrakcyjnością każdy rozumie coś innego, ale Windy, gdyby załóżmy Twoja bliska współpracowniczka, z którą spędzasz dużo czasu, która Ci imponuje, ma figurę Twojej żony, a do tego twarz ... i tu wstaw to, co lubisz, komplementowała często i gęsto, to byś zrobił? Tylko wiesz nie ktoś po prostu ładny, bo ładnych kobiet jest całe mnóstwo w Polsce. Ktoś kto jest całkowicie w Twoim typie i jeszcze ma inteligencję.
Skoro już jesteśmy przy temacie atrakcyjności, to przypomniał mi się ciekawy podcast pewnego psychologa z yt. Zdaje się, że w jednym z Q&A zapytany o to, co było najbardziej szokującą informacją i zarazem najtrudniejszą na jego kierunku studiów, odpowiedział, że moment, w którym on i reszta studentów, dowiedziała się o wpływie atrakcyjności na nasze życie. Także wiesz Windy, mi też się wydawało, że choćby stanął sam David Beckham przede mną, to po mnie to spłynie ;-) A wiesz mi, że do komplementów, jak i do negatywnej oceny mojego wyglądu, byłam przyzwyczajona od lat.
Akurat Twoja przedsiębiorczość, to bardzo pożądana cecha u mężczyzn. Więc, jeśli się kiedyś rozwiedziesz i wskoczysz na rynek matrymonialny, to możesz być rozchwytywany. Nie dlatego, że kobiety, to blachary, ale żadna ogarnięta babka nie zwiąże się z bezrobotnym hazardzistą.
675 2022-01-06 19:59:03 Ostatnio edytowany przez WindyBoy (2022-01-06 20:14:22)
Jeszcze zatrzymam się przy tym komplementowaniu. Czym innym jest przyjęcie miłego słowa od nieznajomej na imprezie, a czym innym stałe łechtanie ego od kogoś, kto w skali naszej atrakcyjności jest wysoko. Pod atrakcyjnością każdy rozumie coś innego, ale Windy, gdyby załóżmy Twoja bliska współpracowniczka, z którą spędzasz dużo czasu, która Ci imponuje, ma figurę Twojej żony, a do tego twarz ... i tu wstaw to, co lubisz, komplementowała często i gęsto, to byś zrobił? Tylko wiesz nie ktoś po prostu ładny, bo ładnych kobiet jest całe mnóstwo w Polsce. Ktoś kto jest całkowicie w Twoim typie i jeszcze ma inteligencję.
.
Będąc w związku? Dostałaby ciężki opr od góry do dołu i byłby spokój. Jeśli nie, to sorry - zwolniłbym.
Na szczęście mam na razie szczęście do pracownic, bo sporo i wolnych i ładnych, ale nigdy poza profesjonalne relacje nikt nie wykracza (między pracownikami to co innego, różne rzeczy się działy:)). Czy coś się zmieni, jak pracownicy dowiedzą się o odejściu jż - nie wiem, ale mam nadzieję, że nie - zbyt fajny zespół tworzymy.
Widzę, że temat kuracji dla, jak to trafnie opisał Paslawek, połamańcow w wątku się rozwinął. Dobrze, że załadowałem dzieci do auta i właśnie dojechaliśmy w góry, to nie będę miał czasu na romansowanie:P
Edit: "Więc, jeśli się kiedyś rozwiedziesz"
Moja szanowna jż mentalnie już się rozwiodła szukając szczęścia gdzie indziej i to nie raz. Jakoś nie wyobrażam sobie, jak mielibyśmy cokolwiek sklejać, jak pewnie nadal jest w tym stanie i do mnie czuje mniej więcej... Nic.
676 2022-01-06 20:16:40 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-01-06 20:30:37)
AgaSawa napisał/a:Jeszcze zatrzymam się przy tym komplementowaniu. Czym innym jest przyjęcie miłego słowa od nieznajomej na imprezie, a czym innym stałe łechtanie ego od kogoś, kto w skali naszej atrakcyjności jest wysoko. Pod atrakcyjnością każdy rozumie coś innego, ale Windy, gdyby załóżmy Twoja bliska współpracowniczka, z którą spędzasz dużo czasu, która Ci imponuje, ma figurę Twojej żony, a do tego twarz ... i tu wstaw to, co lubisz, komplementowała często i gęsto, to byś zrobił? Tylko wiesz nie ktoś po prostu ładny, bo ładnych kobiet jest całe mnóstwo w Polsce. Ktoś kto jest całkowicie w Twoim typie i jeszcze ma inteligencję.
.
Będąc w związku? Dostałaby ciężki opr od góry do dołu i byłby spokój. Jeśli nie, to sorry - zwolniłbym.
Na szczęście mam na razie szczęście do pracownic, bo sporo i wolnych i ładnych, ale nigdy poza profesjonalne relacje nikt nie wykracza (między pracownikami to co innego, różne rzeczy się działy:)). Czy coś się zmieni, jak pracownicy dowiedzą się o odejściu jż - nie wiem, ale mam nadzieję, że nie - zbyt fajny zespół tworzymy.
Widzę, że temat kuracji dla, jak to trafnie opisał Paslawek, połamańcow w wątku się rozwinął. Dobrze, że załadowałem dzieci do auta i właśnie dojechaliśmy w góry, to nie będę miał czasu na romansowanie:P
To co zrobisz będzie najlepsze dla Ciebie ,inne pomysły innych ludzi na życie są znacznie mniej istotne
możesz a nic nie musisz to jest fajne w życiu .
Nie znam jednak nikogo kto wzorcowo ,poprawnie, idealnie wedle jakiejś recepty, wychodził z żałoby po rozstaniu i tak doskonale dawał sobie radę z emocjami wszystkimi jak leci ,nawet osoby dojrzałe uciekają w tłumienie niektórych uczuć czasowo ,aż znajdą wyjście rozwiązanie z jakiegoś stanu .
Rozstania są niecodzienne a na pewno to pierwsze jest trudne
spotyka się wiele nowych nieprzewidzianych uczuć
ponieważ niema idealnego złotego przepisu na to moim zdaniem,a popełnianie błędów oraz ich nie popełnianie to normalna sprawa.
Słyszałem już opinię, że moje zachowanie (podróże, praca, częste wyjścia) to typowa ucieczka.
No ale mi akurat takie postępowanie pomaga (a wyjazdy z dzieciakami w szczególności), więc na razie będę to przeżywał w ten sposób - z uśmiechem na twarzy.
A co się będzie działo z czasem - zobaczę:)
Heh.. Nie ma czegoś takiego jak ciężko op..wobec kobiety którą z Tobą flirtuje.
Jakby mi ktoś kazał napisać taki scenariusz, to by mi wyobraźnia siadla
Heh.. Nie ma czegoś takiego jak ciężko op..wobec kobiety którą z Tobą flirtuje.
Jakby mi ktoś kazał napisać taki scenariusz, to by mi wyobraźnia siadla
Bo dopuszczasz w scenariuszu aktywne flirtowanie dwóch osób ze sobą. Moja granica komfortu we flirtowaniu była bardzo niska, bo była w tym miejscu, w którym moja kobieta mogła się czuć względnie komfortowo, gdyby mogła takich rozmów słuchać.
Dla mnie jedynym możliwym scenariuszem, do którego się odniosłem była kobieta zalecająca się do mnie i nieodpuszczająca mimo sygnalizowanej niechęci z mojej strony. Bez problemu można wtedy sprowadzić ją na ziemię w sposób nawet chamski. Tak to widzę, chociaż nigdy nie miałem takiej potrzeby - kobiety dobrze odbierają sygnały odpychające:)
Postrzeganie flirtu też się we mnie zmieniło. Dawniej jakiekolwiek sygnały ze strony dziewczyny będącej w związku traktowałbym tak samo jak ze strony dziewczyny wolnej. Po przeżytej zdradzie zachowanie pierwszej wydaje się obrzydliwe. Doświadczenie kształtuje.
Aga, jeszcze dwie rzeczy - jakby przede mną stanął David Beckham to splyneloby to po mnie jak po kaczce:)
A druga - wiem, że łechtanie ego może skończyć się jak u Ciebie. Masz problem, ale kurczę, jesteś bardzo ogarnięta, masz sensownie ułożone priorytety. Problem rozwiąż i leć z życiem dalej, a za rok będziesz się śmiała sama z siebie:) Dla mnie gość wieczorem bzykający żonę, a rano podbijający do innej to oszust przez bardzo duże "O". Może wystarczy pomyśleć o jego prawdziwym systemie wartości, gdy go widzisz?
AgaSawa napisał/a:Jeszcze zatrzymam się przy tym komplementowaniu. Czym innym jest przyjęcie miłego słowa od nieznajomej na imprezie, a czym innym stałe łechtanie ego od kogoś, kto w skali naszej atrakcyjności jest wysoko. Pod atrakcyjnością każdy rozumie coś innego, ale Windy, gdyby załóżmy Twoja bliska współpracowniczka, z którą spędzasz dużo czasu, która Ci imponuje, ma figurę Twojej żony, a do tego twarz ... i tu wstaw to, co lubisz, komplementowała często i gęsto, to byś zrobił? Tylko wiesz nie ktoś po prostu ładny, bo ładnych kobiet jest całe mnóstwo w Polsce. Ktoś kto jest całkowicie w Twoim typie i jeszcze ma inteligencję.
.
Będąc w związku? Dostałaby ciężki opr od góry do dołu i byłby spokój. Jeśli nie, to sorry - zwolniłbym.
Na szczęście mam na razie szczęście do pracownic, bo sporo i wolnych i ładnych, ale nigdy poza profesjonalne relacje nikt nie wykracza (między pracownikami to co innego, różne rzeczy się działy:)). Czy coś się zmieni, jak pracownicy dowiedzą się o odejściu jż - nie wiem, ale mam nadzieję, że nie - zbyt fajny zespół tworzymy.
Widzę, że temat kuracji dla, jak to trafnie opisał Paslawek, połamańcow w wątku się rozwinął. Dobrze, że załadowałem dzieci do auta i właśnie dojechaliśmy w góry, to nie będę miał czasu na romansowanie:PEdit: "Więc, jeśli się kiedyś rozwiedziesz"
Moja szanowna jż mentalnie już się rozwiodła szukając szczęścia gdzie indziej i to nie raz. Jakoś nie wyobrażam sobie, jak mielibyśmy cokolwiek sklejać, jak pewnie nadal jest w tym stanie i do mnie czuje mniej więcej... Nic.
Ale ja nie o flircie piszę :-)
To rozumiem, że każda kobieta, która chwali Twoje zawodowe dokonania, która z podziwem patrzy na Twoje umiejętności (np. narciarskie) jest z góry opr?
Bo nie zaliczam do tego pewnego typu kobiet, która podchodzi z językiem na wierzchu rozpływając się nad Twoją "bujną czupryną", czy nadzwyczajną sylwetką, którą mogłaby masować do rana ;-)
Napisałam "jeśli", bo najwidoczniej nie doczytałam, że macie separację, czy że któreś z Was złożyło pozew.
Mam nadzieję, że warunki będą dobre do szusowania. I zazdroszczę, ja właśnie kończe urlop :-(
682 2022-01-06 23:26:55 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-06 23:27:30)
Uff. Teraz się zaczynam zastanawiać czy posłanie jutro uśmiechu szefowi czy kolegom znad ekspresu do kawy to będzie już przegięcie czy nie. ?
Czy jeżeli kolega nie dostanie zmrozony za jakiś żart, to znaczy że uzna koleżankę za łatwą?
Ja mam tu duże widelki przyznaję a nigdy nie zdradzalam.
Może jednak nie warto się tak nastawiać.
Aga, jeszcze dwie rzeczy - jakby przede mną stanął David Beckham to splyneloby to po mnie jak po kaczce:)
A druga - wiem, że łechtanie ego może skończyć się jak u Ciebie. Masz problem, ale kurczę, jesteś bardzo ogarnięta, masz sensownie ułożone priorytety. Problem rozwiąż i leć z życiem dalej, a za rok będziesz się śmiała sama z siebie:) Dla mnie gość wieczorem bzykający żonę, a rano podbijający do innej to oszust przez bardzo duże "O". Może wystarczy pomyśleć o jego prawdziwym systemie wartości, gdy go widzisz?
Do tej pory zadaję sobie pytanie - jak do tego doszło nie wiem (cytując klasyka). Nic takiego Windy, burza hormonalna. Mija, jak każda burza.
Ale ja się z Tobą w 100% zgadzam. Intencję jego też rozumiem, bo chyba nie sądzisz, że podejrzewam go o miłość ;-)
WindyBoy napisał/a:AgaSawa napisał/a:Jeszcze zatrzymam się przy tym komplementowaniu. Czym innym jest przyjęcie miłego słowa od nieznajomej na imprezie, a czym innym stałe łechtanie ego od kogoś, kto w skali naszej atrakcyjności jest wysoko. Pod atrakcyjnością każdy rozumie coś innego, ale Windy, gdyby załóżmy Twoja bliska współpracowniczka, z którą spędzasz dużo czasu, która Ci imponuje, ma figurę Twojej żony, a do tego twarz ... i tu wstaw to, co lubisz, komplementowała często i gęsto, to byś zrobił? Tylko wiesz nie ktoś po prostu ładny, bo ładnych kobiet jest całe mnóstwo w Polsce. Ktoś kto jest całkowicie w Twoim typie i jeszcze ma inteligencję.
.
Będąc w związku? Dostałaby ciężki opr od góry do dołu i byłby spokój. Jeśli nie, to sorry - zwolniłbym.
Na szczęście mam na razie szczęście do pracownic, bo sporo i wolnych i ładnych, ale nigdy poza profesjonalne relacje nikt nie wykracza (między pracownikami to co innego, różne rzeczy się działy:)). Czy coś się zmieni, jak pracownicy dowiedzą się o odejściu jż - nie wiem, ale mam nadzieję, że nie - zbyt fajny zespół tworzymy.
Widzę, że temat kuracji dla, jak to trafnie opisał Paslawek, połamańcow w wątku się rozwinął. Dobrze, że załadowałem dzieci do auta i właśnie dojechaliśmy w góry, to nie będę miał czasu na romansowanie:PEdit: "Więc, jeśli się kiedyś rozwiedziesz"
Moja szanowna jż mentalnie już się rozwiodła szukając szczęścia gdzie indziej i to nie raz. Jakoś nie wyobrażam sobie, jak mielibyśmy cokolwiek sklejać, jak pewnie nadal jest w tym stanie i do mnie czuje mniej więcej... Nic.Ale ja nie o flircie piszę :-)
To rozumiem, że każda kobieta, która chwali Twoje zawodowe dokonania, która z podziwem patrzy na Twoje umiejętności (np. narciarskie) jest z góry opr?
![]()
Bo nie zaliczam do tego pewnego typu kobiet, która podchodzi z językiem na wierzchu rozpływając się nad Twoją "bujną czupryną", czy nadzwyczajną sylwetką, którą mogłaby masować do rana ;-)Napisałam "jeśli", bo najwidoczniej nie doczytałam, że macie separację, czy że któreś z Was złożyło pozew.
Mam nadzieję, że warunki będą dobre do szusowania. I zazdroszczę, ja właśnie kończe urlop :-(
Litości:)
Zwykłe komplementowanie, nawet od atrakcyjnej kobiety nie musi wzbudzać jakichś "niezdrowych" emocji. Ja tam zespół komplementuję regularnie zbiorowo i z osobna.
Odważny flirt da się od tego odróżnić - to zresztą nie chodzi o to co się mówi, ale jak, jaka jest mowa ciała itd. Granicę komfortu łatwo dostrzec, chociaż i łatwo przekroczyć.
Pojeździć to nie pojeżdżę, będę pilnował, żeby dzieci się nie pozabijały, ale sezon dopiero się rozkręca, mam nadzieję parę razy w góry wrócić przed wiosną:)
Ale ja się z Tobą w 100% zgadzam. Intencję jego też rozumiem, bo chyba nie sądzisz, że podejrzewam go o miłość ;-)
Nie wiesz w jakim szoku była jż, jak zapragnęła z bocznym zbudować poważniejszą relację i nie poszła do łóżka na pierwszych dwóch spotkaniach u niego w mieszkaniu, a boczny ją wtedy natychmiast rzucił... kompletnie nie mogła tego zrozumieć po tym "co jej przecież mówił".
Więc wiesz...
AgaSawa napisał/a:Ale ja się z Tobą w 100% zgadzam. Intencję jego też rozumiem, bo chyba nie sądzisz, że podejrzewam go o miłość ;-)
Nie wiesz w jakim szoku była jż, jak zapragnęła z bocznym zbudować poważniejszą relację i nie poszła do łóżka na pierwszych dwóch spotkaniach u niego w mieszkaniu, a boczny ją wtedy natychmiast rzucił... kompletnie nie mogła tego zrozumieć po tym "co jej przecież mówił".
Więc wiesz...
No worries!
Zostały mi jakieś resztki instynktu samozachowawczego. Spocony tors Dyzia nie przysłonił mi resztek mózgu.
Przyznam, że jak czytam Twoją historię i pomyślę sobie, że mój mąż miałby być w tym miejscu, w którym Ty jesteś teraz, to jestem pewna, że nie mogłabym mu tego zrobić.
Ty pozbierałeś się szybko. Przynajmniej robisz kroki naprzód we właściwym sobie tempie. Mąż nigdy by mi nie wybaczył, tak jak Ty próbowałeś. A naprawdę straciłabym wszystko, co ważne w życiu.
Mąż nigdy by mi nie wybaczył, tak jak Ty próbowałeś.
Przed tym wszystkim też byłem przekonany, że nie posiadam jakiekolwiek zdolności wybaczenia zdrady. Nie jestem w stanie powiedzieć, jaki wpływ na moje ostateczne podejście mają wszystkie niuanse, jej choroba, nasze problemy w relacji, fakt że nie zdążyła pójść z bocznym do łóżka itd., ale wiem, że jak emocjonalnie odpłynęła, to niezależnie od tego wszystkich tych aspektów wygląda na to, że nie ma co zbierać, bo wajcha miłości w jej głowie już się przestawiła. Jak blisko tego momentu byłaś Ty nie wie nikt, ale chyba jesteś na dobrej drodze.
A ja, gdy pogodziłem się, że wszystko potoczy się swoim tempem (którego nie przyspieszę) odzyskałem trochę spokoju ducha i odnoszę wrażenie, że czasem obserwuję siebie samego z boku, zaczynam dostrzegać kolory życia i powoli wygrzebuję się z czarnej d..., w której się znalazłem.
Jeszcze jedno przychodzi mi na myśl - jak ktoś doświadcza dużej ilości adoracji (jak pisałaś), to czasem można się od tego uzależnić (zwłaszcza w okolicy czterdziestki, gdy młodzieńcza uroda zaczyna przemijać), ale łatwiej też o świadomość, jak bardzo płytkie instynkty za nią stoją.
Ale Ty Windy jesteś ojcem- to zmienia perspektywę, chęć zachowania rodziny jako całości.
jak nie ma dzieci, przebieega to inaczej.
polecam wątek Pana espresso- ale z dopiskami po latach.
AgaSawa napisał/a:Mąż nigdy by mi nie wybaczył, tak jak Ty próbowałeś.
Przed tym wszystkim też byłem przekonany, że nie posiadam jakiekolwiek zdolności wybaczenia zdrady. Nie jestem w stanie powiedzieć, jaki wpływ na moje ostateczne podejście mają wszystkie niuanse, jej choroba, nasze problemy w relacji, fakt że nie zdążyła pójść z bocznym do łóżka itd., ale wiem, że jak emocjonalnie odpłynęła, to niezależnie od tego wszystkich tych aspektów wygląda na to, że nie ma co zbierać, bo wajcha miłości w jej głowie już się przestawiła. Jak blisko tego momentu byłaś Ty nie wie nikt, ale chyba jesteś na dobrej drodze.
A ja, gdy pogodziłem się, że wszystko potoczy się swoim tempem (którego nie przyspieszę) odzyskałem trochę spokoju ducha i odnoszę wrażenie, że czasem obserwuję siebie samego z boku, zaczynam dostrzegać kolory życia i powoli wygrzebuję się z czarnej d..., w której się znalazłem.
Jeszcze jedno przychodzi mi na myśl - jak ktoś doświadcza dużej ilości adoracji (jak pisałaś), to czasem można się od tego uzależnić (zwłaszcza w okolicy czterdziestki, gdy młodzieńcza uroda zaczyna przemijać), ale łatwiej też o świadomość, jak bardzo płytkie instynkty za nią stoją.
Czy można się uzależnić, to bym polemizowała. Zawsze to lepiej, gdy ktoś patrzy na Ciebie, bo masz coś ciekawego do powiedzenia. Właśnie dlatego mój mąż został moim mężem. Zresztą, jak sam wspomniałeś, proces starzenia dopadnie każdego, więc nie ma co uzależniać swojej, no nie wiem, czy to właściwe słowo - samooceny od tego, czy NADAL nas ktoś adoruję. I co fajnego idzie za tym, że jest się w średnim wieku, to fakt, że akceptacja siebie i niedoskonałości przychodzi łatwiej, niż gdy się miało lat 20 ścia
W moim przypadku, to inne czynniki zagrały rolę. Mnie się wydawało, że w moim świetnym małżeństwie nic nie trzeba będzie robić i zawsze będzie świetne. Rozumiesz, że wystarczy kogoś pokochać i samo się zrobi. Aż wstyd, to pisać w moim wieku ;-)
No właśnie, jak Ela wspomniała, Ty masz dzieci. Więc wybaczanie wygląda inaczej. Dla wspólnych kotów nikt się nie będzie poświęcał. Przykład naszej koleżanki z Forum - Ani, też jest jakimś dowodem, że dzieciaki zmieniają wiele w życiu.
Co zmieniłby fakt, że by się przespali?
Aga, też uważałem, że w małżeństwie wszystko samo się robi, jak kochasz. To błąd.
Co zmieniłby seks jż z bocznym? W sumie teraz to nie mam pojęcia. Nigdy nikogo poza mną w łóżku nie miała (nie wiem, na ile to aktualny stan), dlatego traktowałem "nas" jako coś wyjątkowego i w tej płaszczyźnie.
Aga, też uważałem, że w małżeństwie wszystko samo się robi, jak kochasz. To błąd.
Co zmieniłby seks jż z bocznym? W sumie teraz to nie mam pojęcia. Nigdy nikogo poza mną w łóżku nie miała (nie wiem, na ile to aktualny stan), dlatego traktowałem "nas" jako coś wyjątkowego i w tej płaszczyźnie.
Ale w tym pytaniu
Co zmieniłby fakt, że by się przespali?
Chyba nie chodziło o żonę tylko o Ciebie - co u Ciebie to by zmieniło.
Chyba nie chodziło o żonę tylko o Ciebie - co u Ciebie to by zmieniło.
Wiem. I odpowiedź taka właśnie jest - nie wiem. W początkowym okresie zniszczyłoby mnie to bardziej. A teraz? Zdrada emocjonalna,.świadomie rozwijana za plecami partnera to dla mnie kwintesencja zdrady, to nie jż zdecydowała o braku konsumpcji.
A u żony? Musiałbym gdybać, bo parę scenariuszy się nasuwa. Większość niekorzystna dla jż, ale to mogą być moje błędne projekcje lub wnioski.
WindyBoy napisał/a:Jeszcze jedno przychodzi mi na myśl - jak ktoś doświadcza dużej ilości adoracji (jak pisałaś), to czasem można się od tego uzależnić (zwłaszcza w okolicy czterdziestki, gdy młodzieńcza uroda zaczyna przemijać), ale łatwiej też o świadomość, jak bardzo płytkie instynkty za nią stoją.
Czy można się uzależnić, to bym polemizowała. Zawsze to lepiej, gdy ktoś patrzy na Ciebie, bo masz coś ciekawego do powiedzenia. Właśnie dlatego mój mąż został moim mężem. Zresztą, jak sam wspomniałeś, proces starzenia dopadnie każdego, więc nie ma co uzależniać swojej, no nie wiem, czy to właściwe słowo - samooceny od tego, czy NADAL nas ktoś adoruję. I co fajnego idzie za tym, że jest się w średnim wieku, to fakt, że akceptacja siebie i niedoskonałości przychodzi łatwiej, niż gdy się miało lat 20 ścia
Wtrącę się, ale uwierz mi, że można...
Moja małżonka odkąd się wylaszczyła, wyleczyła z kompleksów i poszła w internet, adoracje tak... nie wróciła. Generalnie liczy się głównie jak wyjdzie na zdjęciu, a potrafiła i nawet zrobić awanturę, że jej owe zepsułem.
Teraz życie się sypie wręcz, rozpada, ale zdjęcia i relacje w internecie idą na mediach społecznościowych. Dzieci jeszcze od czasu do czasu się znalazły na zdjęciu, ale ja? Przez dobre 2 lata ani razu praktycznie, no chyba że po kłótni.
Dlaczego? Dosłownie robiła to z jednego powodu dla adoracji, dokładnie. Od tego się zaczęło, to był początek. Mentalny odjazd od rodziny, a utopia w komplementy i wyrosła taka księżniczka bez zamku, jak to w moim temacie pięknie ktoś napisał.
Jak to ogłupia ludzi to sobie nie zdasz sprawy, póki nie zobaczysz na własne oczy.
No i jak każdy uzależniony - problemu w sobie nie widzi.
Pjack - można, ale jak w różnych uzależnieniach, nie wszyscy w nie wpadają. Ani u Agi, ani u mojej jż takiej sytuacji nie ma.
Mnie męczy fakt, że jż unika tematu pozwu. Jż nigdy z niczym się nie spieszy. I nie chodzi o jakąś tam nadzieję na cokolwiek - widzę, że jż coraz lepiej radzi sobie sama w życiu, jestem jej raczej całkowicie emocjonalnie obojętny - jak obcy człowiek, z którym jakimś cudem ma wspólne dzieci. Tylko w takiej sytuacji wolałbym temat "nas" zamknąć (czy to rozwodem, czy separacją, jeśli nie jest pewna czego chce), bo jak łapię dołki to jednak mąci mi to w głowie. Na razie wolności nie potrzebuję (to w nawiązaniu do różnych przygód), ale jż na pewno, skoro zadurzyła się w bocznym, a i potem szczęścia szukała. Muszę to jakoś na spokojnie przemyśleć i rozwiązać.
Ja tylko piszę, że takie przypadki faktycznie istnieją i ja jestem... tego dosłownie przykładem, a raczej moja małżonka.
A u Twojej jż - może de facto... dociera do niej ten najważniejszy krok i go po prostu unika, jeszcze zostawia sobie bezpieczną przystań. Aczkolwiek rozumiem Twoją kwestię, bo znajoma która jest świeżo po rozwodzie sama mi opowiadała, że uczucie ulgi praktycznie przyszło wraz z... papierem rozwodowym. Więc się nie dziwię, bo temat masz praktycznie jasny, a brakuje tylko kropki nad i.
Pjack - można, ale jak w różnych uzależnieniach, nie wszyscy w nie wpadają. Ani u Agi, ani u mojej jż takiej sytuacji nie mam.
Czy Ada nie jest uzależniona? No nie wiem, zdaje się że pracuje w środowisku gdzie wygląd jest bardzo ważny. Jej wygląd. Czy mogła się uzależnić od tego wyglądu i bycia ładna/piękną - mogła. Czy jest, musiałaby się wypowiedzieć. Ale to również może być powodem niechęci do dziecka - może wygląd zburzyć.
Mnie męczy fakt, że jż unika tematu pozwu. Jż nigdy z niczym się nie spieszy.
To czemu sam nie złożysz? Będziesz tak "wisiał"?
Ja tylko piszę, że takie przypadki faktycznie istnieją i ja jestem... tego dosłownie przykładem, a raczej moja małżonka.
A u Twojej jż - może de facto... dociera do niej ten najważniejszy krok i go po prostu unika, jeszcze zostawia sobie bezpieczną przystań. Aczkolwiek rozumiem Twoją kwestię, bo znajoma która jest świeżo po rozwodzie sama mi opowiadała, że uczucie ulgi praktycznie przyszło wraz z... papierem rozwodowym. Więc się nie dziwię, bo temat masz praktycznie jasny, a brakuje tylko kropki nad i.
W sprawach związkowo-sercowych, to nic nigdy nie jest "jasne"
Pjack, postaram się dziś zajrzeć na Twój wątek.
Dopuszczam myśl, że cała współczesna kultura opiera się na hedoniźmie szeroko pojętym, a narcyzm, jako cecha jest kulturowo oczekiwany. No taki mamy klimat :-)
Pisałam z perspektywy osoby, która doświadczyła zarówno tej adoracji, ale też krytyki na temat wyglądu. Zawsze dla kogoś będzie się - za chudym, za grubym, za kobiecym, za mało kobiecym...etc.
Dlatego nie powinno się uzależniać swojej samooceny od tego, jak widzą nas inni. A już tym bardziej w SM.
Dużo milej jest, gdy Pani na targu wsypie mi więcej śliwek, bo jej się sympatycznie ze mną rozmawiało, niż jak usłyszę któryś już raz z rzędu - fajne to, ładne to...
A jak się wie, ile pracy osób dookoła, by wyglądać, jak np kobieta ze zdjęcia w gazecie, to się człowiek szybko pozbywa złudzeń co do idealnego świata na Instagramie chociażby ;-)
Maku, wygląd jest nadal u mnie ważny, ale już nie najważniejszy. Od jakiś 8 lat jestem starszą Panią na emeryturze ;-)
Uzależniona od adoracji nigdy nie byłam, bo zapewniam Cię, że tyle samo pochwał, co uwag słyszałam dziennie po wiele razy.
Więc musiałabym skoczyć z mostu, gdybym wszystko brała do siebie ;-)
To nie jest niechęć. A już ostatnią rzeczą, której bym się obawiała zachodząc w ciąże, to zmiana wyglądu. Z ciążą lub porodem wiążą się dużo gorsze sprawy, czego sam doświadczyłeś.
Gdy się ma dobre nawyki (regularność w treningach, nawyki żywieniowe), do tego pamięć mięśniowa robi swoje, to powrót do formy sprzed ciąży nie sprawia problemu. Piszę na podstawie opowieści, bo wiadomo, że nie doświadczeń.
WindyBoy napisał/a:Mnie męczy fakt, że jż unika tematu pozwu. Jż nigdy z niczym się nie spieszy.
To czemu sam nie złożysz? Będziesz tak "wisiał"?
Jakiś czas na pewno będę tak "wisiał". Przez ostatnie lata ogarniałem za jż większość problemów życia codziennego (wiem, to był błąd), po jej skoku w bok i konieczności wyszumienia się to ja musiałem dopilnować, żeby dzieci przeszły przez to relatywnie dobrze, tak samo ja zorganizowałem uczciwy podział majątku - dzięki czemu każde z nas może podejmować swoje życiowe i zawodowe decyzje bez oglądania się na drugie. Nie jestem w stanie jeszcze za nią zająć się naszym rozstaniem od strony formalnej, za bardzo mi sama myśl o tym ciśnienie podnosi. Jeśli będę musiał, to będzie to pełen brudu rozwód, a tego ze względu na dzieci i siebie chcę jednak uniknąć. Na razie stoję przy swoim, że jak chce szukać szczęścia gdzie indziej, to musi ruszyć cztery litery i się tematem rozwodu zająć. A może podświadomie tylko czekam, aż kogoś pozna (akurat jedzie na imprezę z przyjaciółką od poszukiwań księcia z bajki w weekend), zabije we mnie resztki irracjonalnej nadziei, pokaże, że jej złamany kręgosłup moralny to nie wynik amoku czy motylków a pełna premedytacja i jednak pójdę na wojnę w sądzie? Nadal potrzebuję czasu, żeby złapać dystans.
Dodatkowo dzisiaj osoba z jej bliskiego otoczenia pokazała mi inną perspektywę patrzenia na nią jako osobę i tego skutki dla naszego związku - jest mi teraz po prostu... smutno (mimo, że w zasadzie mnie jako człowieka powinno to podnieść na duchu).
Sorry, ale twoje argumenty nie trzymają się kupy. Nie składasz pozwu, bo nadal liczysz na to, że żona opamieta się i będzie tak jak było. Czekaj dalej, a dojdzie do tego, że z kolejnej imprezy przywiezie Ci dzidziusia.
A może podświadomie tylko czekam, aż kogoś pozna (akurat jedzie na imprezę z przyjaciółką od poszukiwań księcia z bajki w weekend), zabije we mnie resztki irracjonalnej nadziei, pokaże, że jej złamany kręgosłup moralny to nie wynik amoku czy motylków a pełna premedytacja i jednak pójdę na wojnę w sądzie?
Dodatkowo dzisiaj osoba z jej bliskiego otoczenia pokazała mi inną perspektywę patrzenia na nią jako osobę i tego skutki dla naszego związku - jest mi teraz po prostu... smutno (mimo, że w zasadzie mnie jako człowieka powinno to podnieść na duchu).
Tylko skoro wiesz że się rozwodzicie to dlaczego masz iść na noże jeśli ona teraz kogoś znajdzie? Dlatego że na papierze jesteście małżeństwem?
Naprawdę masz jeszcze cień złudzenia że pozostaniecie małżeństwem?
No to mnie zaciekawiłeś tą perspektywą.
WindyBoy napisał/a:A może podświadomie tylko czekam, aż kogoś pozna (akurat jedzie na imprezę z przyjaciółką od poszukiwań księcia z bajki w weekend), zabije we mnie resztki irracjonalnej nadziei, pokaże, że jej złamany kręgosłup moralny to nie wynik amoku czy motylków a pełna premedytacja i jednak pójdę na wojnę w sądzie?
Dodatkowo dzisiaj osoba z jej bliskiego otoczenia pokazała mi inną perspektywę patrzenia na nią jako osobę i tego skutki dla naszego związku - jest mi teraz po prostu... smutno (mimo, że w zasadzie mnie jako człowieka powinno to podnieść na duchu).Tylko skoro wiesz że się rozwodzicie to dlaczego masz iść na noże jeśli ona teraz kogoś znajdzie? Dlatego że na papierze jesteście małżeństwem?
Naprawdę masz jeszcze cień złudzenia że pozostaniecie małżeństwem?No to mnie zaciekawiłeś tą perspektywą.
Ujmę to inaczej. Skoro nie jesteśmy już razem, to elementarne poczucie przyzwoitości sugerowałoby, aby zdradzająca jż nie zrzucała tematu konsekwencji tego tematu na mnie bardziej, niż to zrobiła - i to niezależnie czy obwinia mnie o całe zło tego świata, czy nie. Wk***ia mnie, jeśli w takiej sytuacji ja miałbym się również tym zająć ZAMIAST niej. A jeśli ma w dupie nasze wspólnie spędzone dorosłe życie tak bardzo, że będzie pchać się w nowe związki bez poświęcenia jednej-dwóch godzin żeby zakończyć nasze małżeństwo, to tak - wk***ię się bardziej i mogę całkiem wiarygodnie przewidzieć swoją reakcję. M.in. to forum pokazało mi, że zauroczenie odbiera rozum, a liczy się to, co człowiek zrobi z tym później. Bo teraz (nawet jeśli to nieprawda) wygląda na to, że "z bocznym nie wyszło, nie ma nikogo sensownego na horyzoncie, to po co będę pozew składać, a może zmienię zdanie". A potem "no przecież nie jesteśmy razem, o co mu chodzi, że się z kimś spotykam?".
Tylko dla mnie takie zachowanie jż jest, nie wiem, złe? Zauroczenie, zdradę i zachowania wokół tego tematu mogłem tłumaczyć sobie amokiem (nie umniejszając sprawczości jż w jej działaniach, co ona w swojej głowie umniejsza do mikroskopijnych rozmiarów), ale teraz?
Trochę siebie znam (a ostatnio nawet bardziej) - nie chcę wojny, ale w którymś miejscu mam granicę, po przekroczeniu której przestanę oglądać się na dzieci, relacje w rodzinie itd. i pójdę na żywioł mimo, że potem będę tego żałował, głównie ze względu na dzieciaki właśnie. Słów i czynów cofnąć się nie da, a przez najbliższe kilkanaście lat na pewno będziemy wspólne dzieci wychowywać.
Niby nic pewnego w życiu nie ma, ale nie, na pewno nie pozostaniemy małżeństwem. Kwestia tylko czy rozwiedziemy się wcześniej, poźniej, z klasą, czy z wywlekaniem wszystkiego.
Komu ten rozwód potrzebny?
No bardziej jednak mężczyźnie niż kobiecie.
Bez rozwodu ciężko mężczyźnie znaleźć partnerkę bo kobiety chcą wolnego.
Dla mężczyzny to nie ma znaczenia większego zwykle, chyba że będzie chciał założyć z nią rodzinę.
Ale i tak bez sensu jest składanie wniosku teraz. Za pół roku będzie łatwiej wykazać rozpad więzi. .
Na ten moment żaden sędzia tego szybko nie klepnie i słusznie.
704 2022-01-11 00:39:28 Ostatnio edytowany przez WindyBoy (2022-01-11 00:44:10)
Komu ten rozwód potrzebny?
No bardziej jednak mężczyźnie niż kobiecie.
Bez rozwodu ciężko mężczyźnie znaleźć partnerkę bo kobiety chcą wolnego.
Dla mężczyzny to nie ma znaczenia większego zwykle, chyba że będzie chciał założyć z nią rodzinę.
Ale i tak bez sensu jest składanie wniosku teraz. Za pół roku będzie łatwiej wykazać rozpad więzi. .
Na ten moment żaden sędzia tego szybko nie klepnie i słusznie.
Ela, nie rozumiem. Dla mnie jak jż mówi "odchodzę, nic do Ciebie nie czuję", a potem dowiaduję się o bocznym to sorry, mimo mojej dużej nadziei i zachowań z tym związanych nie ma czego zbierać. I to jż poszła w bok, musiała poszumieć itd. Jeśli nie potrzebuje i nie chce do tego rozwodu, to nasze systemy wartości się kompletnie różnią... Dla mnie osobiście nie ma różnicy, czy ona będzie teraz szukać kogoś na romans czy stały związek - rozwód jest skutkiem tego, co już się stało, a nie tego, co planujemy w przyszłości.
A co do sądu - rozpad więzi każdego rodzaju już za nami, gdybyśmy byli zgodni to rozwód jest do zrobienia na jednej rozprawie. Tylko uczucia się u mnie jeszcze trzymają, chociaż im bardziej patrzę na swój temat z boku, tym bardziej mnie to dziwi. Nie byłem w takiej sytuacji (i sobie jej nie wyobrażam nawet), więc mogę się mylić, ale gdybym to ja stracił uczucie do jż i poszedł w bok, to po prostu wziąłbym to na siebie i zakończył małżeństwo z zachowaniem szacunku za spędzone lata, a nie tłumaczył sam przed sobą, że to jej wina. Chyba, że by mi się klepki poodklejały, co jak widzę rzadkie w takiej sytuacji nie jest....
Edit: jż jeszcze nie wie, że mężczyźni w tym wieku do stałych związków się masowo nie garną, zawłaszcza w przypadku trudnych osobowości z problemami różnego rodzaju (chociaż jakby spojrzała na przyjaciółki, to może...). Raczej będzie szukać rycerza na białym koniu. I oby znalazła, poważnie życzę jej jak najlepiej - jak chociaż trochę zaczyna ogarniać się sama ze sobą, to ma więcej energii i uśmiechu dla dzieci.
Ten rozwód Windy to potrzebny jest moim zdaniem przede wszystkim Tobie, żeby móc isc dalej, zamknąć etap z jż i skupić sie tylko na dzieciach.
Ciągle jej bronisz, może i dobrze, lepiej tak niż znienawidzić, to matka Twoich dzieci .
Ona, pewnie kogoś znajdzie, sam piszesz, ze jest atrakcyjna, do tego ustawiona życiowo i otwarta na świat na teraz. Ale sa też dzieci i to absolutnie przeszkodą nie na jest, ale musi myśleć też o nich, a jakby nawet myślała tylko o sobie, to na szczęście dzieci maja Ciebie.
Windy,
Ja ciebie doskonale rozumiem. Też czekam na pozew, złożony w listopadzie (w tym tempie, to kolejny rok powitamy jeszcze jako małżeństwo).
Kiedy ustaliliśmy, że już czas się poddać bo nic z tego nie będzie, to zapytał mnie czy ja złożę pozew. Powiedziałam, że nie bo ja cały czas skupiona byłam na RATOWANIU naszego związku i to nie ja miałam romans. Chyba był trochę zawiedziony, że się tym nie zajmę. Wiadomo, że w małżeństwie ze stażem 20+ nie jedna górka i nie jeden dołek się pojawiły, ale NIGDY nie przypuszczałam, że się rozstaniemy. Gdyby to ode mnie zależało, nie znaleźlibyśmy się w takiej sytuacji, to raz. A dwa, dla mnie to jest takie symboliczne, że małżeństwo kończy ten, kto składa pozew.
Windy,
Ja ciebie doskonale rozumiem. Też czekam na pozew, złożony w listopadzie (w tym tempie, to kolejny rok powitamy jeszcze jako małżeństwo).
Kiedy ustaliliśmy, że już czas się poddać bo nic z tego nie będzie, to zapytał mnie czy ja złożę pozew. Powiedziałam, że nie bo ja cały czas skupiona byłam na RATOWANIU naszego związku i to nie ja miałam romans. Chyba był trochę zawiedziony, że się tym nie zajmę. Wiadomo, że w małżeństwie ze stażem 20+ nie jedna górka i nie jeden dołek się pojawiły, ale NIGDY nie przypuszczałam, że się rozstaniemy. Gdyby to ode mnie zależało, nie znaleźlibyśmy się w takiej sytuacji, to raz. A dwa, dla mnie to jest takie symboliczne, że małżeństwo kończy ten, kto składa pozew.
Kolejna osoba, która będąc zdradzoną starała się... ratować małżeństwo, a zdradzacz swoje, masakra.
Windy w mojej ocenie Twoja jż przeciąga temat, bo cały czas chce... mieć Ciebie w obwodzie, rezerwie. Jej się nie spieszy, bo jej mózg jest wręcz przyzwyczajony, że zawsze jesteś, pomożesz, na zawołanie. Rozwód jednak doszczętnie tą kwestię komplikuje, chociaż sam też twierdzę, że to osoba ustępująca powinna odejść i złożyć dokumenty. Wg mnie to jest jedynie kwestia jej wygody, może ew. wniosek jej przygotuj i daj, żeby złożyła?
Wiem, że po raz kolejny na rękę ale... tutaj chyba mniejsze zło musisz wybrać. Pójście na noże teraz, w moim mniemaniu nic Ci nie da - szkoda już nerwów.
708 2022-01-11 13:36:09 Ostatnio edytowany przez WindyBoy (2022-01-11 13:40:45)
Wiadomo, że w małżeństwie ze stażem 20+ nie jedna górka i nie jeden dołek się pojawiły, ale NIGDY nie przypuszczałam, że się rozstaniemy. Gdyby to ode mnie zależało, nie znaleźlibyśmy się w takiej sytuacji, to raz. A dwa, dla mnie to jest takie symboliczne, że małżeństwo kończy ten, kto składa pozew.
No właśnie. Ania ma rację, że ja chyba potrzebuję tego rozwodu, żeby pewien etap zamknąć, bo mimo wszystko nie chcę takiego małżeństwa, jakim było przez ostatnie lata. Pod powyższymi słowami mogę się jednak podpisać (tylko staż trochę krótszy) - duże nadzieje wiązałem z terapią jż i skrócenia dystansu, jak już się pozbiera - skoro zdecydowała inaczej, to niech doprowadzi to do końca.
Czemu nadal ją bronię? Bo jak mi ostatnio boleśnie uświadomiono - to, że obiektywnie jestem pewnie fajnym facetem nie zmienia faktu, że widocznie nie byłem dobrym mężem/partnerem dla niej (w jej odczuciu), bo jej potrzeby widocznie były inne (czy możliwe do spełnienia - to inna sprawa). I tyle. A to, w jakim stopniu na jej odczucia mają wpływ jej postrzeganie świata, charakter, depresja, fobie, lęki, siedzenie w domu z dziećmi przez tyle lat - nie wiem, ale wszystko ma w tym swój udział. Zakończyła małżeństwo świństwem i tego nie cofnie, ale to z czasem nie będzie mój problem - jak potrzebuje, to niech się usprawiedliwia sama przed sobą, że "musiała". Dla mnie lepiej, jeśli to przetrawię i wybaczę, bo duszenie w sobie żalu czy złości to karanie siebie za jej decyzje i działania - głupota...
Jeśli jż nie zmieni pewnych swoich nawyków i nie rozprawi się z pewnymi swoimi demonami, to będzie jej ciężko zbudować długotrwały związek - teraz docierają do mnie takie właśnie słowa psycholog, do której chodziłem we wrześniu (ale jestem lotny, raptem 4 miesiące i zaczynam rozumieć:P). Na terapię chodzi, wszystko w jej rękach i głowie. Niech będzie szczęśliwa. Ja będę, prędzej czy później.
Windy w mojej ocenie Twoja jż przeciąga temat, bo cały czas chce... mieć Ciebie w obwodzie, rezerwie. Jej się nie spieszy, bo jej mózg jest wręcz przyzwyczajony, że zawsze jesteś, pomożesz, na zawołanie. Rozwód jednak doszczętnie tą kwestię komplikuje, chociaż sam też twierdzę, że to osoba ustępująca powinna odejść i złożyć dokumenty. Wg mnie to jest jedynie kwestia jej wygody, może ew. wniosek jej przygotuj i daj, żeby złożyła?
Wiem, że po raz kolejny na rękę ale... tutaj chyba mniejsze zło musisz wybrać. Pójście na noże teraz, w moim mniemaniu nic Ci nie da - szkoda już nerwów.
Nie, nie pójdę jej kolejny raz na rękę. W najgorszym razie poznam kogoś i formalnie wina będzie obopólna (a i to nie wiadomo, bo wytknięcie mi jakiejś nowej relacji skutkowałoby jednak wyciąganiem wszystkiego). Teraz jednak tego tematu nie ma, a prędzej to jż będzie szukać aktualne szczęścia w nowych związkach niż ja.
Komu ten rozwód potrzebny?
No bardziej jednak mężczyźnie niż kobiecie.
Bez rozwodu ciężko mężczyźnie znaleźć partnerkę bo kobiety chcą wolnego.
Dla mężczyzny to nie ma znaczenia większego zwykle, chyba że będzie chciał założyć z nią rodzinę.
Ale i tak bez sensu jest składanie wniosku teraz. Za pół roku będzie łatwiej wykazać rozpad więzi. .
Na ten moment żaden sędzia tego szybko nie klepnie i słusznie.
Mężczyżni - kochankowie raczej szukają mężatek, zawsze to jakaś gwarancja że jak się znudzi to można ją zbyć gadką że nie chce się małżeństwa rozwalać jej więc odchodzi ale dalej w skrytości będzie kochał. U mężatki nie ma wpadki - to też obiegowe hasło jakże aktualne w obecnych czasch. Więc przewiduję że nie tylko jej się nie chce pozwu składać ale będzie to odwlekała jak najdłużej bo nic nie traci a wręcz zyskuje. Natomiast dla faceta z to z zdrowym kręgosłupem papierek rozwodowy to podstawa by zakonczyć porażkę małżeńską i zacząć coś myśleć o przyszłości. Autorze niestety to Ty musisz złożyć i powinieneś w formie takiej jak opisujesz = ostrej. A może uprzedz ją że skoro nie składa to ty złożysz ale opiszesz i podasz ją jako winną rozpadu małżeństwa przez zdradę , kłamstwa, odseparowanie się od życia rodzinnego itp. Zastanów się wkoncu ile będziesz czekał ?
U mężatki nie ma wpadki
Rozbiłeś bank, nie znałem tego:)))
Nie wiem ile będę czekał. Na razie oba rozwiązania są dla mnie złe (mój pozew z orzeczeniem lub czekanie na jej pozew) - innych póki co nie przewiduję.
Szanowna jż dzisiaj próbowała pokonać system dzwoniąc do mnie, że jej się toaleta zapchała... I tak właśnie z jej punktu widzenia wygląda nasze rozstanie. Chyba nawet się sfoszyła na kulturalną odmowę pomocy. Może to i lepiej, bo dzieciaki (odebrałem je z przedszkola dzisiaj) uparły się, że chcą spać dzisiaj u mnie. Taki ze mnie prawie patologiczny ojciec, jak od jż przy rozstaniu usłyszałem. Idę puzzle układać zatem.
Na Twoim miejscu odczekałabym pół roku, a potem rozwód bez orzekania, skoro majątek podzielony
ZX tym kiblem to dobre
Mój ex wprawdzie po przeprowadzce przybiegał chętnie sam z siebie i się dopytywał- jak chciał to naprawiał coś- info szło od dzieci, mnie przeważnie nie było przy tym, co było odczytywane jako czarna niewdzięczność.
w ciągu 3 lat zepsuły mi się dosłownie wszystkie sprzęty AGD, nie wiem jak to możliwe kompletnie- nauczyłam się naprawiać tak z 1/3 awarii na miejscu
niektóre sprzęty są logiczne, inne do d..., instrukcje piszą jakieś nerdy..
Nie polecam włoszczyzny chociaż ładnie wygląda.
Na Twoim miejscu odczekałabym pół roku, a potem rozwód bez orzekania, skoro majątek podzielony
Szczerze mówiąc (pisząc?) nie mam pojęcia co i kiedy zrobię i... w sumie relatywnie dobrze mi z tym. Jak dojdę do etapu, że jż będzie mi obojętna, to wtedy pewnie decyzja będzie łatwiejsza - niezależnie czy to będzie za tydzień, czy za rok. Z drugiej strony skoro już zobowiązała się papiery przygotować, to niech się wykaże. Nie ja nasz związek zakończyłem, więc nie odbiorę jej tej "przyjemności" i nie pozwolę później odwracać kota ogonem. Same przemyślenia na ten temat powodują, że emocjonalnie zjeżdżam, więc na jakiś czas po prostu o tym temacie zapomnę.
Szanowna jż dzisiaj próbowała pokonać system dzwoniąc do mnie, że jej się toaleta zapchała... I tak właśnie z jej punktu widzenia wygląda nasze rozstanie. Chyba nawet się sfoszyła na kulturalną odmowę pomocy. Może to i lepiej, bo dzieciaki (odebrałem je z przedszkola dzisiaj) uparły się, że chcą spać dzisiaj u mnie. Taki ze mnie prawie patologiczny ojciec, jak od jż przy rozstaniu usłyszałem. Idę puzzle układać zatem.
Ciężko jej chyba konsekwencje tej sytuacji przyjąć na klatę, to chyba w jakimś stopniu spowodowane życiem w amoku, bo moja jż robi... to samo.
Wyprowadziła się, ale cały czas telefony: czy możesz to przywieźć, to ogarnąć, pieniędzy jej nie starcza, żebym jej świadczenia przekierował, pomimo faktu że finansowo to ja opłacam wszystko związane z dziećmi itd.
I tak dzień w dzień, z tym że potrafi być na tyle perfidna, że jeżeli czegoś jej odmówię to... prosi kolegów i nie widzi w tym nic złego, kompletnie, dla niej to wręcz naturalne i normalne, no bo kogo ma prosić?
Ot to chyba stan umysłu osób w tym położeniu.
Ale jak to w jednej książce wyczytałem, jeżeli osoba była na tyle perfidna, żeby okłamywać partnera życiowego, knuć i spotykać się z kimś za jej plecami, to nie licz że po rozstaniu będzie nie wiadomo jak żałować.
A ja mam jakaś taką głupią nadzieję ,że mój jm i Ci wszyscy zdradzacze pożałują kiedyś i gorzko zapłaczą ,że mieli takie fajne rodziny i napluli na nie .
Ciekawe o tej adoracji..U mnie było tak ze to ja bylam bardziej Monica a moj maz Chandlerem (kto oglądał Przyjaciol to wie:) I mnie ta adoracja nie kręciła jakos bo bylam troszke przyzwyczajona. Natomiast mam wrazenie ze jak moim mężem ktos sie zainteresował to on oszalał. To zawsze kwestia dojrzałości jednak mimo wszystko.