Tak, Windy, najlepiej spisać ugodę czy porozumienie w sprawie planu rodzicielskiego i dołączyć do pozwu, rozprawa wtedy będzie formalnością tylko, będzie potrzebny jeden świadek, który zaświadczy, że rozwód nie skrzywdzi dzieci.
Rozumiem z brakiem orzekania o winie, bo w sumie co Ci to da, że obcy mężczyzna/kobieta potwierdzi na papierze winę żony, skoro i tak nikogo nie chcesz o jej zdradzie informować. Chyba tylko gorzką satysfakcję, jakby taki wyrok się pojawił. A brak orzekania to krótsza droga przez formalności.
Zrób jak radzi adwokat, opisz jej zdradę, niech to wybrzmi.
I ciągle odnoszę wrażenie że się łudzisz.
I trochę dajesz sobą pogrywać.
A dla jż jestem jak przyjaciel - nie czuje nic więcej, miłość zgasła.
A uściśliłeś od kiedy ona tak ma? Czy aby nie w momencie pójścia w bok i szukania emocji u innego?
Czy nie w tym czasie racjonalizując sobie swoje poczynania nie doszła do wnioski że...bo...nie kocham?
Jest jej źle, jest smutna, przerażona wizją, w której przez pół dziecięcego życia nie będzie jej przy dzieciach, które swoją drogą jak na razie relatywnie dobrze sobie radzą
Bo jej nie wyszło. Gdyby była nadal z amantem to pewnie z uśmiechem na ustach kopała by Ciebie w doopę.
Jż przygotuje pozew rozwodowy, ja przynajmniej wiem na czym stoję, bo te przebłyski nadziei były dla mnie niszczące.
Bo nie słuchałeś.
Serce, że rozwód nie zmienia nic poza tym, że nikt nie jest do nikogo "uwiązany" i te drogi mogą się kiedyś jeszcze przeciąć.
Znaczy nadal się łudzisz i chcesz czekać.
Będę tu zaglądał, dopiero forum uświadomiło mi, że nie jestem ze swoimi problemami sam, ale również że po każdej burzy wychodzi słońce
Pisz, pisz, pisz, myślę że to będzie pomagać.
Dla Ciebie, Autorze, to życiowy przełom i wielka trauma. Dla żony - ciekawa aberracja z możliwością zresetowania całej sytuacji w dowolnym momencie i powrotu do ustawień fabrycznych. Bo chyba masz dość przyzwoitości, by przyznać przed samym sobą, że w razie gdy żona postanowi, że jednak macie być znów razem po dawnemu, to grzecznie wrócisz przy wtórze jedynie symbolicznych dąsów.
Gdzieś wcześniej napisałeś, że żona ''pozbyła się'' męża. To nieprawda. Ona dezaktywowała w Tobie część mężowskich funkcji - tych, która akurat uznała za niepożądane. Tego co jej od Ciebie potrzebne i użyteczne, się nie pozbyła.
Ogólnie grasz do scenariusza, który ona napisała i sukcesywnie modyfikuje. W całej opisywanej tu historii nie zauważyłam ani jednego momentu, gdzie zachowałbyś własną podmiotowość.
Noben, czy Tobie mieści się w głowie, że można na coś innego przeznaczać energię niż utarczki z exiami?.
Im dalej w las tym bardziej masz wiele rzeczy gdzieś, bo wiesz że nie chcesz się tam już taplać, bo jest wiele ģór do zdobycia ciekawszych.
591 2021-12-19 23:00:12 Ostatnio edytowany przez Dayzee (2021-12-19 23:00:46)
Noben, czy Tobie mieści się w głowie, że można na coś innego przeznaczać energię niż utarczki z exiami?.
Im dalej w las tym bardziej masz wiele rzeczy gdzieś, bo wiesz że nie chcesz się tam już taplać, bo jest wiele ģór do zdobycia ciekawszych.
Chcialam to jakos mądrze skomentować, ale poza:
❤
Nic nie przychodzi mi do głowy
592 2021-12-20 07:29:43 Ostatnio edytowany przez WindyBoy (2021-12-20 07:31:58)
Zrób jak radzi adwokat, opisz jej zdradę, niech to wybrzmi.
I ciągle odnoszę wrażenie że się łudzisz.
I trochę dajesz sobą pogrywać.
Na razie czuję, że to ja potrzebuję, żeby to wybrzmiało. Za bardzo tym zachowaniem mnie zdeptała (i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy - wydaje mi się, że nie zrozumie tego nikt, kto tego nie przeszedł), żeby tak całkowicie w tym temacie odpuścić. Z adwokatem porozmawiam, jak zobaczę treść pozwu.
WindyBoy napisał/a:A dla jż jestem jak przyjaciel - nie czuje nic więcej, miłość zgasła.
A uściśliłeś od kiedy ona tak ma? Czy aby nie w momencie pójścia w bok i szukania emocji u innego?
Czy nie w tym czasie racjonalizując sobie swoje poczynania nie doszła do wnioski że...bo...nie kocham?.
Nie, ten temat pojawiał się z jej strony wcześniej. Tylko jeśli ja coś z tym robiłem, to zamiast jakiegokolwiek wsparcia, zauważenia starań, dostawałem litanię pretensji o inne rzeczy i po czasie zaczynałem znów odpuszczać. I tak parę razy. Jeśli coś działo się z mojej inicjatywy to również - zero reakcji. Stres w pracy (choć ukrywany przeze mnie, bo nie chciałem jej nim obarczać), ciężko w domu (zwłaszcza po pojawieniu się dzieci i różnych problemach z tym związanych). Ktoś na początku bardzo trafnie to podsumował (Wieka, Ela? Nie pamiętam) - komunikacja leży, a związki trudna sprawa jest.
WindyBoy napisał/a:Jest jej źle, jest smutna, przerażona wizją, w której przez pół dziecięcego życia nie będzie jej przy dzieciach, które swoją drogą jak na razie relatywnie dobrze sobie radzą
Bo jej nie wyszło. Gdyby była nadal z amantem to pewnie z uśmiechem na ustach kopała by Ciebie w doopę.
Wiem. Ta bardziej złośliwa część mnie żałuje, że jej nie wyszło. Tylko po tym, jakie relacje gość nawiązuje i co się z nimi potem dzieje mógłbym skończyć sam z dziećmi i wtedy już bż w psychiatryku.
WindyBoy napisał/a:Jż przygotuje pozew rozwodowy, ja przynajmniej wiem na czym stoję, bo te przebłyski nadziei były dla mnie niszczące.
Bo nie słuchałeś.
Wiem, serce nie sługa, niby banalne, a tak jest.
WindyBoy napisał/a:Serce, że rozwód nie zmienia nic poza tym, że nikt nie jest do nikogo "uwiązany" i te drogi mogą się kiedyś jeszcze przeciąć.
Znaczy nadal się łudzisz i chcesz czekać.
Właśnie po ostatniej rozmowie się nie łudzę i nie zamierzam czekać. A że mi źle, to trochę to potrwa. Nie wiem jak to trafnie opisać, dopiero teraz nie czuję się... tak wewnętrznie zobowiązany? Że jak się z kimś umówię to nie będę myślał, że zdradzam? O coś takiego mi chodzi.
WindyBoy napisał/a:Będę tu zaglądał, dopiero forum uświadomiło mi, że nie jestem ze swoimi problemami sam, ale również, że po każdej burzy wychodzi słońce
Pisz, pisz, pisz, myślę że to będzie pomagać.
Widzę, że pomaga:) Zresztą w okolicy świąt będzie jeszcze sporo emocjonalnych zjazdów.
Dla Ciebie, Autorze, to życiowy przełom i wielka trauma.
Tak. Nie chciałbym już tego nigdy przechodzić.
Dla żony - ciekawa aberracja z możliwością zresetowania całej sytuacji w dowolnym momencie i powrotu do ustawień fabrycznych. Bo chyba masz dość przyzwoitości, by przyznać przed samym sobą, że w razie gdy żona postanowi, że jednak macie być znów razem po dawnemu, to grzecznie wrócisz przy wtórze jedynie symbolicznych dąsów.
Nie, tu jednak pudłujesz. O ile sam jej skok w bok chyba dałoby się przepracować, to narosło między nami zbyt dużo różnic i pretensji. Gdybyśmy oboje faktycznie bardzo chcieli to poskładać, to nie byłaby to bułka z masłem i powrót do tego co mieliśmy przed rozstaniem, "po dawnemu". Zresztą terapia jż może uświadomić jej bardzo mocno, że to nie ma sensu i że szuka w życiu czegoś innego. Ja też mogę dojść do takiego wniosku - czas potrafi zmienić perspektywę.
Gdzieś wcześniej napisałeś, że żona ''pozbyła się'' męża. To nieprawda. Ona dezaktywowała w Tobie część mężowskich funkcji - tych, która akurat uznała za niepożądane. Tego co jej od Ciebie potrzebne i użyteczne, się nie pozbyła.
Tak, próbowała grać dokładnie w ten sposób. Po to potrzebuję rozwodu chyba - nie dla papierka, a dla złapania dystansu. Jż powoli się ogarnia, ale nadal ma różne pomysły (wspólne wakacje z dziećmi na przykład), ja się odcinam. Któreś z nas zacznie się z kimś spotykać i temat rozwiąże się sam, do tego czasu muszę się bardziej pilnować, bo dystans pomaga, a jż cały czas wolałby mieć mnie "pod ręką".
Ogólnie grasz do scenariusza, który ona napisała i sukcesywnie modyfikuje. W całej opisywanej tu historii nie zauważyłam ani jednego momentu, gdzie zachowałbyś własną podmiotowość.
Odnoszę wrażenie (może mylne), że Twoim zdaniem powinienem odpłacać pięknym za nadobne i przywalić jż wszystkim co mam. Może masz rację, może ja tylko zasłaniam się dziećmi, ale to jednak nie moja bajka. Rozstajemy się, poza mniejszymi sporami co do dzieci się dogadujemy, wygląda na to, że nie będziemy się ciągać po sądach latami. W imię czego mam ją niszczyć, bo do tego sprowadzałaby się moja podmiotowość w tej sytuacji? To nie kryzys wieku średniego jż chwilowy amok, tylko zamiatane pod dywan problemy doprowadziły nas do tego miejsca. A że katalizator w postaci jakiegoś dupka uruchomił lawinę - wierz mi, na teraz dużo bardziej prawdopodobne jest, że ja ruszę dalej a ją będzie to wewnętrznie kłuło przez długie lata, bo z czasem zda sobie sprawę, jak wielkie świństwo to było (trudno to uchwycić słowami, ale jej osobowość, charakter na to jednak wskazuje). Teraz jż wygląda na swój wiek (a parę miesięcy temu regularnie pytali ją o dowód) - oboje będziemy się po tym powoli podnosić. Chodzi na terapię, która potrwa pewnie dosyć długo. I niech jej się wiedzie jak najlepiej. Siedzieliśmy sobie na głowie przez ostatnie lata, praktycznie bez swoich własnych spraw. Teraz ja mam traumę, bo jeszcze kocham. Jż ma traumę, bo traci poczucie bezpieczeństwa i oparcie, które zawsze we mnie miała. Taka to sytuacja - na razie loose-loose.
Ela, Dayzee - dokładnie. Wcześniejsze inwigilacja, przepychanki, "gierki" wyciągały ze mnie masę energii, której i tak nie miałem. Teraz, skoro przyjmuję do świadomości fakt, że rozstanie to jedyne wyjście, to lepiej skupić się chociaż trochę na sobie.
Skoro przez 3 miesiące da się trochę emocjonalnie podnieść, to z czasem będzie lepiej.
To są Twoje emocje - pamiętaj, ciężko komukolwiek odgadnąć co masz w głowie.
Jeżeli chodzi o brak komunikacji w związku - ona też mogła Ciebie zaciągnąć do stołu i chcieć rozmawiać. Mogła, ale nie zrobiła, także nie zadręczaj tylko siebie, bo w Tobie uczucia nie wygasły, nie przekroczyłeś pewnych granic. Związek to dwie osoby, które mają iść obok siebie.
W swoimi wątku wyczytałem jedno, mądre zdanie, że człowiek zasadniczo nie jest nauczony uczyć się na czyiś błędach zwłaszcza, gdy w grę wchodzą uczucia. W moim mniemaniu większość ruchów, które mogłeś zrobić niby lepiej nie było tak wykonanych bo zasadniczo... chciałeś dobrze, poskładać to, nie zrobić jej krzywdy - i mam to samo, podczas gdy druga strona tych skrupułów nie ma.
Mechanizm, w którym małżonkowie po jakimś czasie się schodzą nie jest tak rzadko spotykany, jest to dość częste zjawisko nawet - tak mi adwokat tłumaczył. Także drzwi do wszystkiego nie ma co zamykać. Jednakże... osobiście nie wiem, jak można odbudować zaufanie do danej osoby, ale to już inna kwestia.
Cały ten syf i zamieszanie wysysa jednak życie z człowieka, więc daj sobie czas. Podobno proces odkochiwania się trwa dwa lata, więc... jak to mówią, czas, czas i jeszcze raz czas. Chociaż łatwo się mówi, a gorzej w praktyce... jeszcze w grudniu...
Odnoszę wrażenie (może mylne), że Twoim zdaniem powinienem odpłacać pięknym za nadobne i przywalić jż wszystkim co mam..
Mylne w 100%. Nie chodzi o brnięcie w konflikt, tylko jakąś inicjatywę życiową. Ty mentalnie ciągle orbitujesz wokół jej potrzeb, oczekiwań. Wypełniasz zadania, które ona wprost, lub prostą manipulacją Tobie wyznacza.
Zdobądź się na odrobinę dystansu, zapomnij na moment głodne kawałki, które słyszysz przy wspólnym kieliszku, a może dostrzeżesz, że wszystko co się wokół tej całej sytuacji dzieje - dziwnym trafem - dzieje się tak, że zapewnia Twej(jeszcze) żonie maximum wygody.
Jeżeli chodzi o brak komunikacji w związku - ona też mogła Ciebie zaciągnąć do stołu i chcieć rozmawiać. Mogła, ale nie zrobiła, także nie zadręczaj tylko siebie, bo w Tobie uczucia nie wygasły, nie przekroczyłeś pewnych granic. Związek to dwie osoby, które mają iść obok siebie.
Mogła i próbowała - tylko nic poza tym. Jakiekolwiek zmiany wprowadzone przeze mnie nie odnosiły żadnego skutku. Kryzys w związku to rzadko temat jednostronny i nie jest źle to przyznać. Mleko się rozlało - wnioski mogę sobie wyciągnąć na przyszłość.
W swoimi wątku wyczytałem jedno, mądre zdanie, że człowiek zasadniczo nie jest nauczony uczyć się na czyiś błędach zwłaszcza, gdy w grę wchodzą uczucia. W moim mniemaniu większość ruchów, które mogłeś zrobić niby lepiej nie było tak wykonanych bo zasadniczo... chciałeś dobrze, poskładać to, nie zrobić jej krzywdy - i mam to samo, podczas gdy druga strona tych skrupułów nie ma.
Poczekaj, aż jej amok przejdzie - wtedy zobaczysz prawdziwą twarz jż. U mnie, jak sytuacja się uspokoiła również w głowie jż, jest lepiej.
Mechanizm, w którym małżonkowie po jakimś czasie się schodzą nie jest tak rzadko spotykany, jest to dość częste zjawisko nawet - tak mi adwokat tłumaczył. Także drzwi do wszystkiego nie ma co zamykać. Jednakże... osobiście nie wiem, jak można odbudować zaufanie do danej osoby, ale to już inna kwestia.
To nie jest temat, o którym powinienem teraz myśleć (Ty zresztą również). Nie ma teraz opcji ponownego związku, więc takie dywagacje to jak sypanie soli na świeżą ranę. W zupełności wystarczy mi, że mnie jż budzi po nocach.
Na kwestie odbudowy zaufania wpływa bardzo dużo większych spraw i małych niuansów. My na chwilę obecną nie mamy sporu wokół dzieci i na poziomie rodzicielskim pewnie będziemy sobie ufać.
Każdy człowiek z wiekiem się zmienia - związek, małżeństwo, relacja, rodzicielstwo - wszystko ewoluuje w każdym z nas. Ja dzięki tej sytuacji dostrzegłem w sobie zmiany, których nie chcę. Jż rozpoczęła terapię, a i tak może nie dostrzegać na razie, że również rozwinęła w sobie cechy, które sama uważała za złe czy szkodliwe - to jej droga i sama musi ją przejść.
Bardzo Ci współczuję. Nie samego problemu z małżonką jako taką, bo to brutalnie mówiąc Twój problem, a nie jej (chociaż za jakiś czas sytuacja się pewnie odwróci) - tylko braku porozumienia w sprawie dzieci. Jeśli konflikt w ich zakresie będzie się rozwijał, to ucierpią i możesz nie mieć na to żadnego realnego wpływu.
WindyBoy napisał/a:Odnoszę wrażenie (może mylne), że Twoim zdaniem powinienem odpłacać pięknym za nadobne i przywalić jż wszystkim co mam..
Mylne w 100%. Nie chodzi o brnięcie w konflikt, tylko jakąś inicjatywę życiową. Ty mentalnie ciągle orbitujesz wokół jej potrzeb, oczekiwań. Wypełniasz zadania, które ona wprost, lub prostą manipulacją Tobie wyznacza.
Zdobądź się na odrobinę dystansu, zapomnij na moment głodne kawałki, które słyszysz przy wspólnym kieliszku, a może dostrzeżesz, że wszystko co się wokół tej całej sytuacji dzieje - dziwnym trafem - dzieje się tak, że zapewnia Twej(jeszcze) żonie maximum wygody.
Ok, masz sporo racji w tym, że jż próbowała i próbuje mnie rozgrywać.
Tylko finalnie:
- ustaliliśmy opiekę naprzemienną, na której mi bardzo zależało. Dzieci mają dostęp do obojga rodziców.
- majątek podzielony na pół bez dalszych wspólnych interesów poza tymi, które podzielimy dopiero po sprzedaży. Te części majątku, na których mi z różnych względów zależało - zostały u mnie.
- rodzina nie wie o jej wyskoku - to faktycznie dla niej dużo znaczy. Tylko ja w rodzinie mam doświadczenia z wywlekaniem brudów. Wtedy wszyscy tracą, tylko zdradzający bardziej. Jadę w środę z dziećmi do teściów - nie byłoby tego, gdyby szambo wybiło. Sama zresztą przyciśnięta przez ojca część faktów ujawniła - i już teraz zbiera tego negatywne efekty.
- bliższym znajomym czy przyjaciołom (również wspólnym) nie mówiłem o szczegółach, ale ich reakcje były dla mnie zaskakująco trafne.
Nie mam problemu z tym, że dla niej to też jest wygodne, korzystne itd. - jeśli to win-win, to czemu nie?
Na razie jż próbuje rozgrywać mnie w drobniejszych sprawach, ale i to się z czasem unormuje. Nie tak łatwo złapać dystans, jak wszystko jest świeże.
Co skończyło się korzystnie i wygodnie dla jż w taki sposób, że ja na tym tracę na jakiejkolwiek płaszczyźnie, zwłaszcza w dłuższej perspektywie? Bardzo możliwe, że czegoś nie dostrzegam.
Ty się jeszcze łudzisz że kiedyś może ? to raczej niemożliwe ( ona inna i ty inny jesteś/będziesz). Łączą was tylko dzieci a za chwilę gdy tylko założą własne rodziny to może wnuki. Musisz się odciąć od niej nie po to by poczuła co straciła ale by ty mógł zacząć normalnie żyć bez nerwów , budzenie w nocy, wrzodów żołądka itp. Nie daj się uwikłać w kolegę naprawiacza i pomagiera. Teraz jak trzeba coś zrobić w domu u niej to niech sama o to zadba bo nie będzie ci przecież przychodziła do domu aby myć okna i podłogę. Były takie przypadki że po rozwodzie ex był na zawołanie a to meble przesunąć , pomalować mieszkanie, kran naprawić, ogród oporządzić do momentu jak się natknął na absztyfikanta biorącego prysznic. Zdaje sobie sprawę że tam pomieszkiwać będą twoje dzieci ale też jej u ciebie ( mogłaby myć podłogę by po brudnej nie chodziły). Kolejna sprawa czy wygrałeś w rozstaniu = nie i ona też nie bo nikt tak naprawdę nie wygrywa nawet jak w początkowym okresie się tak wydaje bo wszyscy przegrywamy. Idąc na kompromisy i odstępując od wyjawienia bolesnej dla niej prawdy zyskałeś opiekę naprzemienną a to przy tak niesprawiedliwym postepowaniu sądowniczym w stosunku do mężczyzn duży sukces. Pieniądze rzecz nabyta, można zebrać spory majątek w krótkim czasie jak i go stracić. Ty nie straciłeś swojej rodziny bo tak naprawdę tworzą ją Ty i twoje dzieci bo żona to osoba za którą nie odpowiadasz, nie sterujesz, nie karcisz, to wolny człowiek pełnoletni który robi co chce i ponosi za to pełną odpowiedzialność. Teraz ostatni etap kończenia małżeństwa ( rozprawy, rozwód, prawdziwe oblicze ex, unormowanie spotkań z dziećmi , majątek ) Nie trać czujności jeszcze bo nie jest wszystko domknięte i zaklepane. Do puki nie otrzymasz papierka, który się uprawomocni różnie może się zdarzyć. Np. ciąża żony i konieczność zaprzeczenia ojcostwa a następnie dywagacje co z dziećmi twoimi gdy ciężarna w domu, wizyty absztyfikanta, niemożliwość z jej strony opieki a po porodzie (sam pamiętasz jak było). Dochodzi ewentualnie z czasem granie dziećmi (doświadczyłeś już) gdy jej nic nie będzie wychodziło więc znajdzie winnego w twojej osobie całego zła świata. W zasadzie odetchniesz głęboko i spokojnie zaśniesz gdy dzieciaki wyfruną na studia = taka karma porozwodowych tatusiów. Szkoda że nie są obecni sprzed kilku lat zdradzeni / po rozwodach radząć i przedstawiając jak to było i jest u nich, widocznie po czasie zaczęli żyć pełnią życia i są szczęśliwi.
Były takie przypadki że po rozwodzie ex był na zawołanie a to meble przesunąć , pomalować mieszkanie, kran naprawić, ogród oporządzić
O to, to!
Sama mam takich 'rozwodników' po sąsiedzku, gdzie rozwód stanowił raczej manifestację niż faktyczne rozstanie.
Ty, Autorze też jedną nogą zostajesz w tym małżeństwie i na tą chwilę wygląda, że to się nie zamierza zmienić.
Te Twoje serialowe wizje utrzymania świetnych relacji z teściami są możliwe do realizacji tylko pod warunkiem, że taki układ się utrzyma.
Przy prawdziwym rozstaniu, zwłaszcza gdy każde z ex-małżonków znajduje sobie kogoś, musi nastąpić podział rodziny i znajomych na zasadzie ''moi'', ''twoi''.
Przy czym ja natrętnie obstaję, że Ty pod pretekstem 'dobra dzieci' grasz tak, aby w razie 'w' wszystko płynnie wróciło do stanu pierwotnego, a Twojej żonie taki dupochron w głębi duszy najzupełniej odpowiada i stąd te jej zachowania, które Ty interpretujesz jako 'opamiętanie' i 'dobrą wolę', a które w istocie mają sprawić żebyś nie odszedł za daleko, lecz siedział na ławce rezerwowych.
To oczywiście subiektywne wrażenie czerpane z obserwowanych analogii, ale proponuję rozważyć.
normalnyjestem napisał/a:Były takie przypadki że po rozwodzie ex był na zawołanie a to meble przesunąć , pomalować mieszkanie, kran naprawić, ogród oporządzić
O to, to!
Sama mam takich 'rozwodników' po sąsiedzku, gdzie rozwód stanowił raczej manifestację niż faktyczne rozstanie.Ty, Autorze też jedną nogą zostajesz w tym małżeństwie i na tą chwilę wygląda, że to się nie zamierza zmienić.
Te Twoje serialowe wizje utrzymania świetnych relacji z teściami są możliwe do realizacji tylko pod warunkiem, że taki układ się utrzyma.Przy prawdziwym rozstaniu, zwłaszcza gdy każde z ex-małżonków znajduje sobie kogoś, musi nastąpić podział rodziny i znajomych na zasadzie ''moi'', ''twoi''.
Przy czym ja natrętnie obstaję, że Ty pod pretekstem 'dobra dzieci' grasz tak, aby w razie 'w' wszystko płynnie wróciło do stanu pierwotnego, a Twojej żonie taki dupochron w głębi duszy najzupełniej odpowiada i stąd te jej zachowania, które Ty interpretujesz jako 'opamiętanie' i 'dobrą wolę', a które w istocie mają sprawić żebyś nie odszedł za daleko, lecz siedział na ławce rezerwowych.
To oczywiście subiektywne wrażenie czerpane z obserwowanych analogii, ale proponuję rozważyć.
Rozważam, rozważam... nawet dochodzę do wniosku, że chyba masz rację... zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń...
Jak masz chęć to Windy zainteresuj się fenomenem współuzależnienia
to zjawisko nie dotyczy tylko i wyłącznie osób związanych z osobami uzależnionymi od czego tam kto sobie wymyśli ,ale w ,sporym zakresie dotyczy również osób w w związku z ludźmi z depresjami,nerwicami ,zburzeniami osobowości
toksyczne relacje to nie jest jakiś tam wymysł i przesada a minimalizowanie tego jest częścią współuzależnienia
oczywiście są różne stopnie nasilenia i skala , ,,ale to dotyczy naprawdę jak widzę sporą część społeczeństwa ,o DDA już na pewno słyszałeś ,bo sam pisałeś coś o tym więc to raczej może mieć zastosowanie w jakimś zakresie waszej relacji.Nic nie dzieje się przypadkiem.
601 2021-12-21 11:58:21 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-12-21 11:59:08)
Trochę macie wszyscy rację.
Ale ponieważ Windy zamieszkał osobno, kontakty się ograniczą, a życie nie znosi próżni to pewnie wokół niego pojawi się lada moment jakaś kobieta.
I być może legenda żony zblednie mocno.
Ale z doświadczenia wiem że do przejścia jest jeszcze jeden etap: mocnej złości i odrzucenia.
Ja miałam tak że nie mogłam na exa patrzeć po prostu.
Do tego co było nie wrócicie.
Macie maloletnie dzieci więc i tak na jednej rozprawie się nie skończy.
Po nowym roku wpadniecie prawdopodobnie w obowiązkowe mediacje.
Cieszyloby Cię to czy nie?
Trochę macie wszyscy rację.
Ale ponieważ Windy zamieszkał osobno, kontakty się ograniczą, a życie nie znosi próżni to pewnie wokół niego pojawi się lada moment jakaś kobieta.
I być może legenda żony zblednie mocno.
Wiem, nie urodziłem się wczoraj:) Czy dlatego jż tak bardzo nalega na uwiązanie mnie przy sobie w drobnych sprawach - nie wiem.
Ale z doświadczenia wiem że do przejścia jest jeszcze jeden etap: mocnej złości i odrzucenia.
Ja miałam tak że nie mogłam na exa patrzeć po prostu.
No to jeszcze przede mną w takim razie. Pomaga, jak mam w 100% zajęty czas.
Do tego co było nie wrócicie.
I dobrze.
Macie maloletnie dzieci więc i tak na jednej rozprawie się nie skończy.
Po nowym roku wpadniecie prawdopodobnie w obowiązkowe mediacje.
Nie wiem jak jest z tymi mediacjami, bo to chyba jeszcze nie weszło w życie. Plan jest taki, ze jż ma przygotować pozew, plan opieki (gdzie w zasadzie wszystko mamy ustalone) i co tam jeszcze potrzeba, skonsultujemy to i złoży pozew.
Ja na niego odpowiem dodając szczegóły ostatnich miesięcy lub nie, ale zgadzając się na brak orzekania o winie.
Optymistycznie jedna rozprawa i koniec.
Cieszyloby Cię to czy nie?
Raczej przerażało. Ja obstawiam, że my się finalnie pogodzimy (nie zejdziemy razem, ale pogodzimy jako ludzie). Tylko po wyjeździe na tydzień widzę, jak bardzo pomaga dystans i rozwód taki dystans, psychiczne zamknięcie pewnego etapu zapewnia. Jadę dzisiaj uzupełnić ekwipunek narciarski dla młodego (do tej pory był "sankowy") i jadę z nimi w góry, zanim się tłok w ferie zrobi. Skoro nie radzę sobie dobrze z asertywnością wobec zachowań jż (jednak przez ostatnie lata to ja ogarniałem całe codzienne życie poza dzieciakami), to mogę podróżować i dojść do siebie w ten sposób.
Pewne zachowania w jż mnie bardzo niepokoją, ale zaczęła terapię, mam nadzieję że się pozbiera (widzę, że próbuje).
603 2021-12-21 21:12:20 Ostatnio edytowany przez Ania2019 (2021-12-21 21:12:54)
A ja myślę, że jż jest bardzo Ciebie pewna Windy, Twojej lojalności i miłości, nawet jeśli ona nie czuje do Ciebie tego co wcześniej czuła, to jak Twoje życie osobiste zacznie kwitnąć, to będzie kubeł zimnej wody dla niej, dla jej ego.
604 2021-12-21 21:39:02 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-12-21 21:52:49)
Tylko po wyjeździe na tydzień widzę, jak bardzo pomaga dystans i rozwód taki dystans, psychiczne zamknięcie pewnego etapu zapewnia. Jadę dzisiaj uzupełnić ekwipunek narciarski dla młodego (do tej pory był "sankowy") i jadę z nimi w góry, zanim się tłok w ferie zrobi. Skoro nie radzę sobie dobrze z asertywnością wobec zachowań jż (jednak przez ostatnie lata to ja ogarniałem całe codzienne życie poza dzieciakami), to mogę podróżować i dojść do siebie w ten sposób.
Rozwód to w sumie też tylko papierek,odcięcie się i dystans to nieco bardziej skomplikowana mentalnie sprawa ,wspomniane przypadki przez Noben i Normalnego to nie kit to się zdarza w życiu po prostu .Czasem jak ktoś wyjedzie długo cierpi i boli go rozstanie po odcięciu się różnie to jest.To nie takie znowu proste wszystko - przywiązanie i niezależność proporcje tego w związku i poziom zdrowych relacji .
Na pewno na początku im mniej się kogoś widzi tym lepiej,asertywność i jej rozwój jak sam widzisz jest ważny,co ciekawe pewnie w interesach jesteś o wiele bardziej asertywny niż wobec żony, co w sumie , normalne jest w związku i pod wzajemnymi wpływami.
wchodząc w związek więź dajemy jakby zgodę na jakiś wpływ i oddziaływanie ,jakiś tam stopień zależności im jej mnie tym zdrowiej moim zdaniem tylko że to przemieszane jest na ogół to co zdrowe i to co zależne w więziach,związkach ludzkich
rozstanie to jest proces również ,nie jednorazowa deklaracja słowna ,trudny to czas ,ale jak być może widzisz możliwy do przeżycia.
oczywiście że jest pewna, bo ją przez lata Windy w tym upewniał.
nie chce mi sie cytować z tego i pobocznego wątku, ale wyczytałam tam wiele ustępstw w imię miłości wobec Żony, a z jej strony nic takiego nie widziałam- nawet jak był gość w szpitalu Pani miała go gdzieś.
nie obwiniam go i nie mam prawa rzucać kamieniem, jako osobnik w sumie podobny i podobnie podchodzący do związku.
a z takim podejsciem to trzeba trafić na kogoś o podobnej moralności, bo inaczej nic dobregoz tego nie wyniknie.
W chwili szczerości usłyszałam od exa, że byłam za dobra dla niego. Po całej historii i przyjaciele i rodzina wyrzucili to z siebie- że się nie śmieli wtrącać, ale były był jak święta krowa dla mnie.
Nie sądzę, by to podejście było łątwo na starsze lata zmienić i odczuwać satysfakcję ze związku, więc pozostaje tylko wybranie odpowiedniej osoby, która ma na tyle rozwiniętą moralność, by tego nie brać za słabość i wykorzystywać.
Windy- myślę że jak żona ma kasę na drobne naprawy iotd- to nie pomagaj jej w domu za często. da sobie radę.
I zadawaj sobie copraz częściej pytanie: Co Pani miała mi so zaoferowania jako żona, nie matka?
bo wiem, że Ci to wystarczało, mogłeś w imie wyższych celów wiele zamieść pod dywan, ale co tak naprawdę ( poza tym że Cio się fizycznie podobała- otrzymywałeś?
I zadawaj sobie copraz częściej pytanie: Co Pani miała mi so zaoferowania jako żona, nie matka?
bo wiem, że Ci to wystarczało, mogłeś w imie wyższych celów wiele zamieść pod dywan, ale co tak naprawdę ( poza tym że Cio się fizycznie podobała- otrzymywałeś?
Fizycznie to sporo kobiet mi się podoba:)
Czułość, miłość, przygodę... Mogłem z nią konie kraść. Tęskniła, gdy mnie nie było, wspierała, gdy tego potrzebowałem. Razem rozkręcaliśmy firmę, razem radziliśmy sobie gdy byliśmy autentycznie bez grosza. Nic z żadną wcześniejszą dziewczyną nie łączyło mnie tak silnie. W dużej mierze była motorem i inspiratorem moich działań. Dzięki niej nauczyłem się gotować i robić wiele innych rzeczy, o których nie myślałem wcześniej w kategoriach przyjemnego spędzania czasu.
O dzieciach nie wspominam, dla mnie to największy dar, jaki mogą sprawić sobie ludzie chcący mieć dzieci, zwłaszcza że przy pierwszym dziecku mieliśmy swoje przejścia, a ja w swoich dzieciach zakochiwałem się z czasem.
Jak wywołałaś te wspomnienia, to zrobiło mi się strasznie żal... ale w sumie to były wspaniałe chwile, nie żałuję ich nawet jeśli kończy się to świństwem.
Przykro mi, że wywołałam takie wspomnienia noc.
Ale napiszę tak:
Gdy zdarza się katastrofą i most się zawali, a wcześniej nic na to nie wskazywało, zawsze szuka się przyczyny i ją znajduje.
Jak wiemy: miłość nie rozpada się od byle czego, a już na pewno nie od tego, co opisywaleś w swoich wątkach.
Wsparcie najlepiej ocenić w sytuacjach gdy że wspierania kogoś nie mamy sami żadnych korzyści.
Wierzę że było fajnie, że była czułość, budowanie wspólnych rzeczy.
Ale w każdym związku przychodzi taki moment gdy się nam cele rozjeżdżają. Wtedy się to testuje.
Kiedy katastrofą spada jednej osobie na głowę bardziej.
I wtedy testuje się wsparcie, czy potrafimy je dawać. Wtedy testuje się empatia.
Proponuję Ci uporządkować trochę myślenie o tym związku na własnej terapii.
Co sądzą Twoi przyjaciele na ten temat? Masz kogoś w realu kto wie co się dzieje A zna was oboje?
To fajne wspomnienia, więc nie ma co żałować...
Głównym zarzutem jż jest oddalenie, finalny brak bliskości i intymności między nami. Czuła się jakbyśmy byli rodzeństwem. Tyle, że to ja byłem inicjatorem 95% spraw w tym zakresie (i nie piszę tylko o seksie, ale o wszelkich innych formach bliskości). Może faktycznie muszę to przepracować, jak kurz trochę opadnie.
Wsparcie z obu stron było również wtedy, gdy nie dawało żadnej korzyści stronie wspierającej - nie było ze strony jż takich wyrachowanych zachowań, które pojawiły się dopiero od momentu pojawienia się bocznego. Fakt, że przez ostatnie lata ja jej wsparcia nie potrzebowałem, lub tego nie pokazywałem (trudno żebym obarczał jakimiś problemami z pracy żonę, jak wstawała do dziecka po 10-15 razy jednej nocy, a ja też chodziłem już na rzęsach).
Jż nigdy nie była materialistką, ale nigdy też nie doświadczyła braku pieniędzy jako takich - najpierw utrzymywali ją rodzice, potem po krótkim okresie kryzysu (jak byliśmy już ze sobą parę lat i wszystkie oszczędności wpakowaliśmy w firmę mając kredyt na głowie) zaczęliśmy zarabiać bardzo dobrze. I od paru osób, które znają nas długo usłyszałem, że byłem za dobry, jż było za dobrze i zrobiło się jej po prostu nudno - a to co mieliśmy wyglądałoby dla niej zupełnie inaczej, gdyby dzieci musiały pójść do żłobka, a ona np. do normalnej pracy. I to mówią mi również ludzie, po których nie spodziewałem się wsparcia - raczej odwrócenia w stronę jż.
Z innych komentarzy osób, które nas znają.
- z powyższych powodów jż podświadomie czuła, że może coś jej umyka, że może lepiej byłoby spróbować z innym i jak nam się nie układa to pokusa zrobiła się zbyt silna, gdy boczny wzbudził w niej silne emocje
- żebym mocno zastanowił się, gdyby pojawiła się opcja powrotu, bo to raczej nie jest najlepsza kobieta dla mnie, a w moim wieku i przy moim podejściu do życia problemów z zainteresowaniem i znalezieniem bardziej dopasowanej do mnie dziewczyny mieć nie będę (nawet pewne sytuacje się niedawno pojawiły, tylko dla mnie jest za wcześnie).
- reszta to już klasyczne pocieszanie ("wróci i będzie błagać", "znajdzie kogoś i zobaczy jak wygląda życie - będzie żałować", "ciesz się, bo tyle możliwości się przed Tobą otwiera" itd. itp.).
Generalnie damska część prawie bez wyjątku od razu wskazuje, że "nawet jeśli Ty tego nie wiesz, to musiała pójść w bok" - na samo stwierdzenie, że jż odeszła.
609 2021-12-22 12:43:24 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-12-22 12:45:25)
No właśnie..:)
Ja nie zapomnę jak na pierwsze spotkanie że mną po wydaniu się sprawy wpadł w jak burza do kawiarni siostra i jak CKM wyrzucala z siebie wszystkie nagromadzone przez lata obserwacje.
I na koniec rzucila: I wszyscy tak myślimy!!
Ja na to, pierwsze słyszę..
A ona; bo widzieliśmy że jesteś szczęśliwa.:)
Bo to prawda , byłam.
Po prostu niektórzy są jak orchidea zwana też z męska storczykiem. Wystarczy niewiele wody i swiatla a kwitną jak szalone, gdy inne kwiatki mają focha:)
To nie jest kwestia wieku Windy, tylko osobowości, tzn to czy przyciągasz ludzi czy nie.
Gdybyś miał 30 lat i depresyjną osobowość to wyglądałoby to gorzej niż byłbyś 50 parolatkiem z innym podejściem.
Tylko że to nie takie proste znaleźć kogoś dopasowanego do siebie, a za drugim razem trzeba wybrać lepiej.
Ucz się też od tej osoby dostawać tak wiele jak dajesz.
Ja po czasie bardziej doceniam równowagę.
No właśnie..:)
To nie jest kwestia wieku Windy, tylko osobowości, tzn to czy przyciągasz ludzi czy nie.
Gdybyś miał 30 lat i depresyjną osobowość to wyglądałoby to gorzej niż byłbyś 50 parolatkiem z innym podejściem.
Tylko że to nie takie proste znaleźć kogoś dopasowanego do siebie, a za drugim razem trzeba wybrać lepiej.
Ucz się też od tej osoby dostawać tak wiele jak dajesz.
Ja po czasie bardziej doceniam równowagę.
Poza ostatnim okresem jestem (zgodnie z tym jak się czuję) odbierany jako wyspa optymizmu i osoba, dla której nie ma problemu nie do rozwiązania (co zresztą jest prawdą - nie ma problemów nie do rozwiązania). Na razie muszę pozbyć się nadziei, że z jż też możemy się jeszcze dzięki tej sytuacji dopasować, bo to jak samobiczowanie i sypanie się potem solą...
Zachowanie równowagi w dawaniu i braniu może być rozwiązaniem, chociaż na pewno niełatwym. Poukładam się najpierw sam ze sobą.
Teraz tylko przejść przez święta...
611 2021-12-22 19:30:25 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-12-22 19:40:10)
No to normalne że jz będzie miała u Ciebie karnet Open jeszcze przez jakiś czas..
Miałam 2 razy święta gdy jeszcze mieszkaliśmy razem i te były gorsze o wiele od tych solo.
Święta jak święta przeżyjesz jak każdy inny dzień.
Jak to idzie - święta, święta i po świętach. Ty już myśl o wiośnie.
Windy a czemu dzieci wstawały 10-15 razy w nocy?
Dzieci są naszym barometrem i jesli nie są zdiagnozowane to raczej zastanawiające że takie coś miało miejsce. Nie mowię o pojedynczych sytuacjach jakiś ząbkowaniach, trzydniówkach etc... a mam wrażenie że ten stan trwał dłuzej.
u mnie tez tak było ze 4 miesiące pierwsze- dziecko zdrowe.
Windy a czemu dzieci wstawały 10-15 razy w nocy?
Dzieci są naszym barometrem i jesli nie są zdiagnozowane to raczej zastanawiające że takie coś miało miejsce. Nie mowię o pojedynczych sytuacjach jakiś ząbkowaniach, trzydniówkach etc... a mam wrażenie że ten stan trwał dłuzej.
Okazało się, że alergia pokarmowa na wiele rzeczy, tylko objawiała się brakiem przybierania na wadze (głównie). Potrwało, zanim się polapalismy o co chodzi i na co pierwsze a na co drugie jest uczulone. Jak jż zjadła potrawę z vegetą (seler w bardzo małych ilościach) to spanie było wspomnieniem. A alergenów było sporo. Ostatecznie wyrosły w wieku ok. 3 lat (młodemu zostały orzechy i cytrusy). Sporo nas to nerwów kosztowało.
No to normalne że jz będzie miała u Ciebie karnet Open jeszcze przez jakiś czas..
Miałam 2 razy święta gdy jeszcze mieszkaliśmy razem i te były gorsze o wiele od tych solo.
Ale... jak mieszkaliście po zdradzie 2 lata? Tzn. wybaczyłaś i jednak nie wyszło? My rozmawialiśmy o tym z psychologiem dziecięcym, która potwierdziła, że dla dzieci w tym wieku prościej może być zrobić święta razem, o ile będziemy trzymać między sobą dystans (tu akurat problemu nie ma... jak nie jestem teraz na każde zawołanie, to dystans wzrósł).
Święta jak święta przeżyjesz jak każdy inny dzień.
Dzisiaj zjechaliśmy do rodzinnego miasteczka (autem jż, moje dopiero płynie), podjechaliśmy do teściów, standardowo przedwigilijnie test pierogów, jakaś nalewka, herbatka.... i w pewnym momencie tak się we mnie zaczęło wszystko rozpadać, że musiałem wyjść.
Chciałbym obudzić się w przyszłym roku, najlepiej już z dzieciakami w górach, bo wtedy będę wtedy mocno zajęty - strasznie mnie to wszystko trzyma teraz. Nie potrafię nie myśleć o tym, że z jż jako tako dogadujemy się tylko dlatego, że jej romans nie wypalił, że nawet odchodząc można zrobić to z jakąkolwiek klasą czy empatią, bez tak jawnego pokazywania zdradą, że mógłbym dla niej nie istnieć, że to strasznie egoistyczne wykorzystywać teraz moją słabość i uczucie dla ułatwiania sobie życia (niezależnie czy świadomie czy nie), bez żadnej głębszej refleksji o tym czym takie zachowanie skutkuje, że jej umniejszanie krzywdy wyrządzonej zdradą wkurza. Uczucia wciąż są do mnie przyspawane - nie gasną mimo wszystko, gotuję się w środku - powoli stawiam granice, ale w chwilach samotności jest dramat. Znajdowanie sobie różnych zajęć jest ciekawe, ale męczące - a tylko jak jestem non stop zajęty, to jestem w stanie jakoś funkcjonować. Gdy wchodzę do basenu, po 3 miesiącach bezsennych nocy i kompletnie bez formy, to płynę i płynę do upadłego, do skurczy ze zmęczenia - wtedy mam spokojny umysł. Wychodzę z grupką znajomych na jedno małe piwo (jak wczoraj wieczorem) i wracam do domu... przed południem - bardziej wypoczęty niż jakbym próbował spać... Kiedy będę mógł położyć się z książką lub porobić wielkie nic i mieć czystą głowę? To po prostu zacznie blednąć, jak przejdę wszystkie etapy po rozstaniu? Koniec końców mamy razem dzieci, jakoś musimy funkcjonować w kontakcie...
Windy, przytulam, te święta będą trudne, ale to dla dzieciaków.
Jesteś silnym i zadaniowym facetem, ale niestety te etapy musisz przejść, radzisz sobie naprawdę świetnie.
Jak wspominam święta sprzed dwóch lat, to było niecałe 2 miesiące odkad sie dowiedziałam (od jego romansu minęło wtedy pół), byłam wychudzona jak patyk, na środkach uspokajających i zrobiłam super święta, wszystko sama od do z i wszyscy byli tacy szczęśliwi, bylo jak w świątecznej reklamie, bajecznie, dostałam od męża pierścionek i bransoletkę, była pasterka, mój mąż promieniał z radości, dziecko piszczało z radości, rodzice szczęśliwi, wspaniała noc potem z nim.
Pękłam 2 dnia świąt i dostałam całkowitego załamania, potem depresji.
Nie da się dla innych ciagle, trzeba w końcu pomyśleć o sobie.
Dużo siły i spokoju w sercu dla Ciebie.
618 2021-12-24 00:14:18 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-12-24 00:17:39)
Była zdrada, wybaczenie chwilę dobrze A potem powtórka z rozrywki W gorszej formie.
EX wyprowadził się tuż przed świętami, a jeszcze na święta pojechaliśmy razem, do moich rodziców.
Nie miałam siły im mówić przed świętami. Dzieci w szoku tez chciały by jechał .
Wszystko bylo koszmarne i absurdalne. .
Dobrze że zostawił mnie bez kasy jako Panią na wlościach uznajac ze jak mi sie nie podoba mieszkanie mozemy sprzedac chocby jutro co moja corka przyplacila rokiem bezsennosci. .
Izolacja od niego była zbawieniem.
A wracał jak zły szeląg gdy nie wychodziły mu romanse.
Żal mi go teraz i za nic nie chciałabym być w miejscu w którym jest. .
Osoby którą jest nie łączę z mężem którego miałam bo jest to zupełnie ktoś inny.
Tylko nie mam gdzie świeczki zapalić.
Pogodzilam się z tym że dla tej osoby nie znaczę nic.
Więc i jej nie nadaję znaczenia.
Więc someday..A somedaya nie da się przyspieszyć, bo to się zemści.
Wszystko po kolei.
Przeczytaj może wątek Artiego tutaj.
służę uprzejmie
służę uprzejmie
Dużo różnic, dużo podobieństw - największe to moment, w którym jż emocjonalnie odpłynęła. Wtedy dla związku praktycznie nie ma szans, ale trwa on tak długo, aż pojawi się jakiś katalizator.... A jak w tym czasie inicjowałem jakiekolwiek próby poprawy relacji, to reakcji nie było wcal, a na końcu usłyszałem, że "było już za późno". Wszyscy jadą na tym samym schemacie.
A ja tymczasem po Wigilii. Atmosfera... szkoda gadać, trochę taka polityczna poprawność przy stole (byliśmy tylko my, dzieci i teściowie). Syn pytał, czemu nie możemy się pogodzić... czterolatek... niezmiennie odpowiadam, że to skomplikowane sprawy dorosłych (tak zresztą zaleciła psycholog i sam też nie chcę na nich zrzucać swojego bólu).
A jż standardowo (nawet dostałem od niej prezent), trzyma się zachowań wskazanych przez Noben: "Ona dezaktywowała w Tobie część mężowskich funkcji - tych, która akurat uznała za niepożądane. Tego co jej od Ciebie potrzebne i użyteczne, się nie pozbyła.". Jak usłyszała, że wychodzę to z pretensją pytała, czy nie mogę zostać na noc, jak córkę brzuch boli a młody zaczął kasłać. Ech...
Właśnie dotarły do mnie słowa (nie śpię, po co komu sen...), które czytałem tu na samym początku i nie mogłem ich zrozumieć - zdrada obraca wszystko o 180st.
Gdyby jej nie było (albo gdybym o niej się nie dowiedział), to obwiniałbym się o wszystko, pewnie błagał i zupełnie inaczej odbierał zachowania jż. Efekt jest niby podobny - swoje zaniedbania widzę (ale widzę też przeszłe zaniedbania i zachowania jz, których ona raczej nie dostrzega), pewne rzeczy w sobie zmieniam (ale dla siebie, nie dla niej), nagle z dosyć infantylnego patrzenia na związki, zaufanie i ludzi robię to... dojrzalej.
Jż bez zmian, sprawia wrażenie złej na życie, chociaż chwilami potrafi się śmiać.
Młodsze dziecko zaczyna rozumieć, co znaczy "rozstanie rodziców". Klei się do mnie i płacze, czemu nie może mieć mamy i taty razem.
2/3 świąt za mną, jeszcze tylko dzisiaj i może nowy rok będzie dobrym momentem, żeby ruszyć dalej?
Wszystkim dużo odpoczynku i szczęśliwej końcówki roku:)
No i znowu.... Nie widzieliśmy się od 1 dnia świąt. Zajrzała dzisiaj "porozmawiać". Co prawda chciała wcisnąć mi dzieci w swoim tygodniu na weekend w styczniu, bo jedzie do koleżanki na jakąś imprezę, ale jej widok przypomniał mi, jak bardzo mi jej brakuje.... Zwłaszcza jak dzisiaj wyglądała lepiej, z większym optymizmem na twarzy.
Dużo wcześniej zakończyła ten związek w głowie, więc wcześniej się po nim emocjonalnie pozbierała.
Bez sensu to wszystko. Znajomi ciągną mnie na hucznego Sylwestra, a ja chyba będę jednak wolał ten czas przespać.... i dotrwać, a sinusoida znowu zacznie piąć się w górę.
Someday kiedyś nadejdzie.
623 2021-12-28 17:51:54 Ostatnio edytowany przez bullet (2021-12-28 18:00:30)
...Znajomi ciągną mnie na hucznego Sylwestra, a ja chyba będę jednak wolał ten czas przespać.... i dotrwać, a sinusoida znowu zacznie piąć się w górę....
Nie bądź cipka i idź na Sylwestra, ze znajomymi. Nawet gdybyś nie czuł bluesa na początku to na pewno będzie dobrze.
Będziesz wśród ludzi to zawsze jest ogromny plus bo nie będziesz rozkminiał sytuacji i podbudujesz sam siebie. Przebywanie wśród ludzi to ogromny pozytywny zastrzyk.
Siedząc w domu pokażesz swoją słabość, znajomi tak to odbiorą,
... może nowy rok będzie dobrym momentem, żeby ruszyć dalej? ...
więc zacznij ... nos do góry i na imprezę marsz.
Windy, idź na Sylwestra z przyjaciółmi, koniecznie.
I wcisnęła dzieci?
Idź na imprezę, nie pozwól żeby emocję Tobą powodowały.
Nie zamykaj się w domu żeby rozkminiać jak było pięknie tylko postaraj się żeby znowu było pięknie. A o to będziesz musiał zawalczyć.
626 2021-12-28 18:28:59 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-12-28 18:53:53)
Znajomi ciągną mnie na hucznego Sylwestra, a ja chyba będę jednak wolał ten czas przespać.... i dotrwać, a sinusoida znowu zacznie piąć się w górę.
Jak pójdziesz ze znajomymi na tego Sylwestra to przestaniesz być sobą,pójdziesz tam wbrew woli i sobie bo nie czujesz tego,niechcenie jest obowiązkowe i jedynie słuszne ,na pewno będzie marnie,słabo ,kiepsko,i w mordę będą tam ludzie ,
lepiej wiadomo że poużalać się nad sobą i dumać nad tym co już się nie odstanie, planować sinusoidy ,parabole,amplitudy i inne ch....je dzikie węże.
Za co sobie taka karę wymyśliłeś Młody chomiku ?
Zwłaszcza jak dzisiaj wyglądała lepiej, z większym optymizmem na twarzy.
Dużo wcześniej zakończyła ten związek w głowie, więc wcześniej się po nim emocjonalnie pozbierała.
Bez sensu to wszystko. .
Tak ona ma lepiej a Ty ma gorzej ,tylko co z tego .
Pozbierała się i dlatego ma depresję ,chyba że już jej nie ma bo wyglądała lepiej .
To że tęsknisz jest normalne ,a bez sensu to jest karanie siebie użalaniem się nad złudzeniami .
Wiedziałem, że dostanę tu kopa w cztery litery:)
I wcisnęła dzieci?
Nie, zresztą już mam wstępnie dograny wtedy drugi wyjazd w góry ze znajomymi i znajomymi znajomych, bez dzieci, więc nie miałem dylematów:)
Nawet gdybyś nie czuł bluesa na początku to na pewno będzie dobrze.
Jeśli pójdę na Sylwestra, to będę się bawił - za dużo pozytywnych ludzi będzie, żeby było inaczej. Wkurza mnie tylko, jak dużą władzę nad moimi emocjami ma wciąż jż....
Tak ona ma lepiej a Ty ma gorzej, tylko co z tego .
Pozbierała się i dlatego ma depresję ,chyba że już jej nie ma bo wyglądała lepiej .
To że tęsknisz jest normalne ,a bez sensu to jest karanie siebie użalaniem się nad złudzeniami .
Depresja to nie jest prosty temat, ale w niego już nie wnikam. Jż chodzi na terapię, bierze (raczej) leki, dla dzieci to lepiej, więc dla mnie również.
Właśnie chodzi o to, że to moje rozmyślanie jest kompletnie bez sensu i ja to niby wiem - co się stało, to się nie odstanie, ja mogę pewne rzeczy w sobie poprawić, ale jż byłoby się zmienić pewnie zbyt trudno - taki charakter (no i trzeba chcieć, a łatwiej pójść dalej).
Wiele osób zauważyło nawet tutaj, że podchodzę do wielu spraw zadaniowo i tak faktycznie jest. Tylko z tym nie potrafię sobie na razie poradzić, zwłaszcza w aurze poświątecznego doła.
628 2021-12-28 19:33:16 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-12-28 19:33:36)
To głupie iść na imprezę tylko po to, by udowadniać coś znajomym czy podbudowywać siebie.
No chyba że Windy wpadnie w depresję przesypiając Sylwestra, to niech idzie.:)
629 2021-12-29 00:16:50 Ostatnio edytowany przez 123Sprawdzam (2021-12-29 00:18:03)
Dlaczego zakochujemy się w ludziach, którzy NIE zasługują na Naszą miłość? I dlaczego nie umiemy prawdziwie pokochać Tych, którzy naprawdę na Naszą miłość zasługują?
Ten kto znajdzie odpowiedź na te pytania, będzie bardzo bogatym człowiekiem.
Dlaczego zakochujemy się w ludziach, którzy NIE zasługują na Naszą miłość? I dlaczego nie umiemy prawdziwie pokochać Tych, którzy naprawdę na Naszą miłość zasługują?
Ludzie się zmieniają, dojrzewają, tak po prostu. Wiążąc się, zwłaszcza w młodym wieku, nie wiedzą czego chcą, nie potrafią rozmawiać, wyrażać potrzeb. Samo pojęcie "zasługiwania" na miłość jest dla mnie kompletnie nietrafione. Nie zawsze też to, co jedna strona daje jest tym, czego druga strona oczekuje, nie zawsze obie strony podchodzą tak samo do miłości, nie zawsze tak samo rozumiemy znaczenie słowa "kompromis" i dorzucając do tego kiepską komunikację, małą otwartość - tworzymy gotowy problem. Można go albo rozwiązać (co może być bardzo, bardzo trudne), albo się rozstać (co też można zrobić lepiej lub gorzej).
Nie żałuję szczęśliwych czasów z dziewczyną, a potem żoną. Teraz będę to przeżywał, bo kochałem i nadal kocham, mimo że jż zakończyła nasz związek w sposób, którego bym się po niej nigdy nie spodziewał nawet patrząc na nią obiektywnie, ale cóż zrobić - dorosła jest, poszła w bok w pełni świadomie. Póki ktoś jej kiedyś tak nie zdradzi - pewnie nie zrozumie co to dla mnie znaczy i oby nigdy nie musiała.
Ja już jestem lepszym człowiekiem, chociaż i tak dużo pracy przede mną, bo to ostatni gwizdek żeby paru irytujących przywar się pozbyć i być szczęśliwym samemu ze sobą. Może życie potoczyłoby się inaczej gdybym zrobił to wcześniej. Tylko dopiero teraz dostrzegam, kiedy jż zwiększała dystans emocjonalny między nami odrzucając moje jakiekolwiek starania - nawet lata temu.
Na razie jż sprawia wrażenie jakby czasem nie docierało do niej, że nasze rozstanie ma określone konsekwencje. Dzisiaj np. poruszyła temat, że chciałaby (przy naprzemiennej, równej opiece nad dziećmi), żeby więcej czasu spędzały u niej niż u mnie, żeby miały "jeden dom". Czyli w konsekwencji ja miałbym zajmować się dziećmi u niej przez część czasu - i nie widzi w tym żadnego absurdu. Ten temat przewijał się już wcześniej, ale psychologia dziecięca ma w tym zakresie jednoznaczne wnioski, co zresztą psycholog dziecięca nam wyraźnie mówiła. Zachowanie dzieci, gdy wychodziłem po wspólnej wigilii i pierwszym dniu świąt tylko to niestety potwierdza - "dlaczego wychodzisz, jak przecież na wigilii byliście razem? Proszę, zostań..." z łzami w oczach czterolatka mi rozdziera serce, a dzieciom funduje huśtawkę nadziei i smutku. Sama zdecydowała odejściem i zdradą, że będą miały teraz dwa domy, a ja nawet nie chcę dywagować, co nią w takich momentach kieruje.
Ma przygotować pozew (za co się jeszcze nie zabrała) + jakiś plan w zakresie opieki właśnie... może stworzy coś, jak będę z dziećmi na nartach.
631 2021-12-29 01:32:05 Ostatnio edytowany przez 123Sprawdzam (2021-12-29 07:28:13)
Dlaczego zakochujemy się w ludziach, którzy NIE są warci Naszej miłości? I dlaczego nie umiemy prawdziwie pokochać Tych, którzy naprawdę Naszej miłości są warci?
Teraz lepiej Windy?
Nie oceniajmy jak kto zaczyna ale i jak kończy. Liczy się całokształt związku/ małżeństwa.
Późna pora robi swoje.
Na pewno nie byłeś bez winy, ja tez nie byłam, ale chyba niewiele mogłeś zrobić, dystans emocjonalny budowany przez jz był też budowany przez mojego męża, walczyłam (prośba, groźbą, płaczem, ...), ale było tylko gorzej.
Co do uczuć, to one kiedyś się zmienią. Mnie to zajęło długo, bo aż dwa lata.
A jak z Sylwestrem? Idź Windy pls, posmiejesz sie, pobawisz i w dobrym nastroju wejdziesz w Nowy Rok
Nie ma idealnych związków ale trzeba zrobić ze swojej strony wszystko by były : miłość (ta prawdziwa a nie motylki) , uczciwość, wierność, dobroć, wyrozumiałość, bezpieczeństwo itp. Niestety niektórzy tego nie rozumieją i chą żyć tu i teraz nie zdając sobie sprawy że za wszystko trzeba kiedyś zapłacić. Autorze co do twoich jeszcze uczuć musisz sobie uzmysłowić że tamtej kochającej kobiety już na tym świecie nie ma, została zastąpiona inną osobą o innej mentalności, wartościach i pozostałych cechach charakteru a pozostało tylko ciało fizyczne które też zaniedługo ulegnie metamorfozie na skutek (jak opisujesz) intensywnego ,,pełnego" życia - takie podrygi grzmiącej 40 której wydaje się że ma 20. To co czujesz jest mirażem poprzednich lat, przeżyj to jak żałobę po stracie bliskiej osoby, odetnij się od niej (tylko sprawy dzieci bez pogaduszek, spotkań). Nawet jak kiedyś spróbujecie do siebie wrócić to i tak się nie uda bo tamtej kobiety którą masz w głowie już nie ma i nie powróci tak samo ty będziesz pamiętał jaka jest obecnie dla ciebie ta kobieta. Z drugiej strony czy chciałbyś związać się z kobietą obcą ( bo taką się stała - nie ten charakter, uczócia, mentalność, wartości .....) która zdradzała męża, tak z nim postępowała ?
123Sprawdzam - czytam Twój wątek i rozumiem Twój punkt widzenia, chociaż nadal się z nim nie zgadzam. Nie dlatego, że jest moim zdaniem błędny, ale takie podejście jest bardzo destrukcyjne i utrudnia funkcjonowanie. Ludzie w różnych sytuacjach zachowują się różnie, czasem mają kręgosłup moralny (częściej nie), czasem patrząc wstecz dziwią się sami sobie. I lepiej przyjąć, że tak po prostu jest, niż patrzeć przez pryzmat końca związku na jego całość - w ten sposób każdy rozwiedziony miałby zmarnowane pół życia - prosta droga do depresji.
Ania2019 - nieustająco Cię podziwiam. Nie wiem, czy Twoja decyzja była dobra, czy motywacje do niej prowadzące za 10-20 lat uznasz za słuszne, ale Wasza wytrwałość jakoś podnosi mnie na duchu (pod kątem podnoszenia się po poważnych życiowych zakrętach) - jż nie była w stanie prowadzić podwójnego życia, w przeciwnym wypadku nie byłbym w stanie w ogóle brać pod uwagę wybaczenia kiedykolwiek. Z Sylwestrem plan jest, tylko Covid wymiata właśnie większość uczestników, więc zobaczymy (ja akurat mam ostatnio wiele tematów w czterech literach i po pełnym szczepieniu + przejściu C19 w listopadzie ten również).
Normalny - tak dla porządku mojego tutejszego pamiętnika trochę sprostuję, trochę wyjaśnię:
- jż przez jakiś czas mówiła, że czuje rosnący dystans między nami, nie zawsze podchodziłem do tego wystarczająco poważnie (co wypominam sobie do dzisiaj, niezależnie od logicznych usprawiedliwień mojego zachowania mogłem postarać się bardziej), przy czym moje starania i tak powodowały dalszą eskalację pretensji, bez słów wsparcia, zauważenia tego co robię itd. A wtedy po paru tygodniach odpuszczałem, bo ile można bez kompletnie żadnego efektu? Dlatego uważam, że rozwaliliśmy ten związek oboje głównie przez braki w komunikacji, a nie chcę ważyć, kto bardziej. Teraz jestem już trochę mądrzejszy i widzę, co i dlaczego się stało.
- jż poszumiała po koszu od bocznego parę razy, znieczulała się winem mimo leków, ale ostatnio mieliśmy okres względnego spokoju. Wątpię żeby poszła jakoś specjalnie w tango, bo nie ma z kim (a może trochę się pozbierała i zmieniła podejście - nie wiem). Fajne ciało to fajna sprawa, ale nigdy poza pierwszym "wow" na jej widok nie był to w element, który przeważałby jej pozostałe walory, cechy charakteru, pociągającą zadziorność i jednocześnie kruchość... Co będzie robić dalej to jej sprawa.
- Większość tego, co tu czytam o innych przypadkach zdecydowanie się sprawdza, więc z tą żałobą, mirażem, inną mentalnością itd. możesz mieć rację. Uczciwie - nie dociera to do mnie, mój umysł nie przyjmuje tego na razie do wiadomości. Jestem uważny, coraz trudniej jest jej wejść mi na głowę, obserwuję jak się sytuacja rozwinie mając na uwadze bardziej dzieci i siebie. Nie wykluczam żadnego scenariusza, ale też wizja życia bez niej nie jest już kompletnie nierzeczywista (i tu wkraczają znajomi i przyjaciele, bez nich byłoby dużo, dużo ciężej zebrać się w sobie do życia).
- czy chciałbym wiązać się z "tą obecną kobietą"? Będziecie mi za to ciosać kołki na głowie, ale to skomplikowane - zdaję sobie sprawę, że jej ocena sytuacji jest inna niż moja. Zdaję sobie sprawę, że jej problemy nerwowe mogły przyczynić się do tego wszystkiego (chociaż nawet w ułamku nie usprawiedliwiają jej końcowych działań - zdrady nie da się "przypudrować", żeby było ok). Zdaję sobie sprawę, że moja miłość w końcu osłabnie, a tak czy inaczej jakiekolwiek budowanie nowego związku z takim bagażem to bardzo dużo pracy z OBU stron z niepewnym efektem, co zresztą pokazuje przykład Ani. Najważniejsze, że zdaję sobie sprawę, że muszę przestać w ogóle rozważać taki scenariusz, bo nie jestem w sytuacji, gdzie jż po wykryciu zdrady z miejsca stara się na poważnie naprawiać jej skutki. Jeśli (a nie "gdy", którego użycia w tym zdaniu chciałoby moje ego fantastycznego i skromnego faceta;)) kiedyś coś do mnie poczuje, to wtedy będę o tym myślał, bo na pewno będę w innym miejscu swojego życia i mogę już żadnego dylematu wtedy nie mieć.
Widzę, że lepiej ruszyć dalej i nie liczyć na jakąś cudowną zmianę nastawienia - za dużo nas teraz dzieli, zwłaszcza w głowie jż. Dlatego czekam, aż w końcu przygotuje pozew i mam nadzieję, że zajmie się tym jak będę z dziećmi w górach (trudno wymówić się wtedy brakiem czasu). Ważny akt małżeństwa kompletnie nie przeszkadzał jż w szukaniu nowej miłości (tak, wiem, fajny kręgosłup moralno-etyczny - kolejny przykład, jak bardzo można pomylić się w ludzkiej ocenie), ale znam siebie i wiem, że w moim przypadku taka opcja będzie mnie gdzieś tam w środku gryzła.
- na razie jak huragan trafia mnie praktyczna nieobecność w firmie od września (nadal moja praca polega w traceniu większości czasu i prawie zerowej motywacji do jej wykonywania). Wyciągnięcie tego na spokojne wody też zabiera dużo sił i nie pozwala pogrążać się w rozmyślaniach, więc może tak miało być.
635 2021-12-29 23:45:32 Ostatnio edytowany przez 123Sprawdzam (2021-12-29 23:49:08)
Windy chyba źle mnie odbierasz, jestem w całej rozciągłości za Tobą i trzymam za Ciebie kciuki. Dobrze robisz, że walczysz o rodzinę. Ja też tak zrobiłem. Z perspektywy czasu Wasz Pozew o rozwód to bardzo dobre rozwiązanie, żeby poukładać sobie wszystko od nowa. U Nas do tego nie doszło. Chyba zabrakło mi odwagi na taki krok, bo wierzyłem że to wszystko się szybciej poukłada. Niestety myliłem się. U mnie mija właśnie 2,5 roku od "godziny zero". Ciągle jeszcze "docieramy" się w tym "nowym" małżeństwie. Jest inaczej. Wszystko układamy na nowo, to taka ponowna "praca u podstaw". Powoli WSZYSTKO się klaruje, mamy postawione swoje granice, wobec których oboje mamy świadomość, że kolejne ich przekroczenie przekreśli WSZYSTKO i Nasze drogi się rozejdą. Ja ciągle i pomimo wszystko, bardzo kocham swoją żonę, nawet chyba na pewno za bardzo , ona też mnie kocha na "swój sposób", odmienny od mojego, ale co tam. Najważniejsze jest to, że w końcu widzę, że OBOJE TEGO CHCEMY.
Ktoś kiedyś napisał tu na forum, że tyle czasu ile psuło się małżeństwo, tyle czasu trwa jego "naprawa". Z perspektywy czasu, widzę że dużo racji w tym było.
Co będzie dalej? Czy Nam się uda? Nie wiem, ale wierzę, że się uda.
Muszę uciekać, tyle na dziś. Jutro dopiszę resztę
Trzymaj się ... swojego
A jak z Sylwestrem? Idź Windy pls, posmiejesz sie, pobawisz i w dobrym nastroju wejdziesz w Nowy Rok
Was posłuchać... Zaplanowane wyjście się rozsypało, już szykowałem sobie fajną książkę, perspektywa wyspania się... i szlag wszystko trafił, dałem się wyciągnąć na kameralną posiadówkę z dziećmi, a skończyłem jako król parkietu zamykający imprezę nawet nie wiem u kogo... Ja, który za bardzo nie lubi tańczyć...
To miasto to stan umysłu.
Jeśli tak będzie wyglądał cały 2022 rok to faktycznie, niczego nie da się założyć za pewnik:)
Wszystkiego dobrego wszystkim tutaj!
No i super Windy.Pobawiłeś się ,oderwałeś od tej k....kiej rzeczywistości.Reset dobrze Ci zrobił.No i zabawa z dziećmi to bezcenne przeżycie i doświadczenie.Oby tak dalej .Pozdrawiam.
Ania2019 napisał/a:A jak z Sylwestrem? Idź Windy pls, posmiejesz sie, pobawisz i w dobrym nastroju wejdziesz w Nowy Rok
Was posłuchać... Zaplanowane wyjście się rozsypało, już szykowałem sobie fajną książkę, perspektywa wyspania się... i szlag wszystko trafił, dałem się wyciągnąć na kameralną posiadówkę z dziećmi, a skończyłem jako król parkietu zamykający imprezę nawet nie wiem u kogo... Ja, który za bardzo nie lubi tańczyć...
To miasto to stan umysłu.
Jeśli tak będzie wyglądał cały 2022 rok to faktycznie, niczego nie da się założyć za pewnik:)
Wszystkiego dobrego wszystkim tutaj!
Haha, no i super
Wszystkiego naj w Nowym Roku
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku Siły i Odwagi
Windy, a u Twojej żony jeżeli chodzi o zaburzenia... to na pewno tylko depresja? Czy może inne schorzenie, w którym depresja jest częścią?
Tak tylko mówię, bo... analogii w Twoim życiu dużo do mojego, a u mnie chyba się o to ociera. Poczytaj np. o osobowości borderline, być może... dużo Ci to rozjaśni, znasz żonę najlepiej więc... może dużo znajdziesz podobieństw, chociaż moja jż jest dużo większym agresorem z tego co widzę i czytam.
Jedno co musisz zrobić, to chyba... pogodzić się z daną sytuacją i wybaczyć sobie, że mogłeś zrobić coś źle, ale w moim odczuciu i tak nie powinno to rzutować na zniszczenie małżeństwa. No i przestać brać na siebie odpowiedzialności za czyny jż, chodź sam wiem, że to trudne żywiąc uczucia.
Taka mała odskocznia, bodajże 4 sezon Lucyfera dość fajnie to... obrazuje.
Powodzenia w Nowym Roku, jak wszystkim na tej stronie zresztą!
Nie, takich problemów nie ma. Jż chodzi do jednego z najlepszych psychiatrów w województwie, po amoku od końca sierpnia tak gdzieś do listopada się uspokoiła (z tego co widzę). Robi po 15-20km marszu dziennie (jak sama twierdzi, żeby uspokoić nerwy), zaczyna się ogarniać zawodowo (co na razie idzie jej bardzo opornie, ale widzę, że próbuje - miała jednak 7 lat przerwy w pracy), dzieci jakoś tam ogarnia. Więcej nie wiem, odciąłem się na tyle, na ile to możliwe - zauważyłem, że mój stan emocjonalny jest dzięki temu stabilniejszy. Teraz zresztą mam dzieciaki u siebie (a ich obecność daje mi jakiś taki wewnętrzny spokój), więc jedyne co mnie martwi to brak śniegu, bo za granicę na narty się z nimi w Covid nie wybiorę i będę musiał zabrać je, jak już będzie tłoczno na stokach ze względu na ferie.
Tuż po świętach okazało się również, jak przeżywa to jej mama. Byłem u niej z dziećmi na obiedzie (jż już nie było) - rozsypała się kompletnie, bardzo jej przykro, jestem jej ukochanym zięciem, chciała żebym wiedział, że nie mają mi niczego za złe, żebym ich odwiedzał itd. itp. - o jż nie rozmawialiśmy, ale i tak było to miłe.
Jak słusznie mi w pewnym momencie uświadomił Paslawek - to wszystko co dzieje się we mnie jeszcze potrwa. Sylwester okazał się bardziej damski niż męski, różne niedwuznaczne możliwości się pojawily i jakoś nie pociągnąłem tematu (chociaż przypomniało mi to, jak takie zainteresowanie podnosi ego:)) - a to uświadomiło mi, jak bardzo głęboko gdzieś ma mnie jż, skoro umawiała się nie raz z jakimiś gachami poznanymi na dyskotece tuż po tym jak ją boczniak olał (o boczniaku było "nie wie jak do tego doszło", a o typach z klubu co, też nie wie po co dawała im telefon i szła z niektórymi na randki umawiając się dwie przecznice od domu?) Widocznie na trzeźwo wypadali gorzej i to, że nic z tego nie wyszło to zupełnie wtórna kwestia. A może tylko ja jestem dziwny że swoją etyką/moralnością i w takiej sytuacji najpierw bym się rozwiódł, a potem szedł w podryw.
O pozwie póki co cisza, dam jej jeszcze trochę czasu - jeśli będę musiał sam złożyć go sam (a wtedy z orzeczeniem o winie, będę musiał ściągnąć dowody, pewnie pociągnąć przyjaciółki, bocznego, gachów z dyskoteki na świadków itd.), to uznam to za swoją osobistą porażkę jako człowieka. Jakoś konfrontowanie zeznań przyjaciółek z dowodami (bo żadna z nich nie wie, co tak naprawdę w dowodach mogę mieć), oglądanie bocznego (do podejścia Pompy jeszcze trochę mi jednak brakuje) czy jakichś Dyziów z klubu jest dla mnie na razie abstrakcją.
Sylwester okazał się bardziej damski niż męski, różne niedwuznaczne możliwości się pojawily i jakoś nie pociągnąłem tematu (chociaż przypomniało mi to, jak takie zainteresowanie podnosi ego:)) - a to uświadomiło mi, jak bardzo głęboko gdzieś ma mnie jż.
Ego nie ego ,moim zdaniem to nie idź w taką rywalizację z jż
z drugiej strony powodzenia u kobiet nie da się siedząc wydumać i wykoncypować - temat jak najbardziej przyszłościowy
tylko w praktyce może dostrzec coś realnego i w interakcji obserwując siebie można określić jaki to ma wpływ na to nieszczęsne ego,które raczej nie zniknie a samoocena może być naprawdę paradoksalnie niezależna od porywu ego ,byle nie przeciągać struny ,emocje się pojawią i znikną .
związki " plastrowe" w trakcie rozwodu i zaraz po takie "na poważnie " bywają często desperacką próbą udowadniania sobie i eksom czegoś
no i na ogół szybko odnoszą fiasko.
Co do przygód takich to nie wiem czy to aż takie strasznie naganne według mnie na pewno nie zawsze
jak nie spróbujesz to też nic nie wydumasz ,pewnie każdy ma inaczej
Jedna z moich ulubionych forumowiczek ,którą na pewno kojarzysz to się okazała "złą dziewczynką " zaraz po rozwodzie
i bardzo sobie chwaliła ten stan także ocenianie siebie tak strasznie surowo za ludzkie potrzeby nie zawsze ma sens ,kiedy już nic się nie wróci ze starego życia ,a rehabilitować można się różnie
różnie ludzie odreagowują tu też nie ma jedynie słusznego wzorca
Ja kompletnie bym Ciebie nie potępił za przygody.
643 2022-01-04 23:47:20 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-04 23:48:36)
Co komu pasuje.
Niektórzy wchodzą w związki po rozwodzie na zakładkę, rodzą się im z tych związków dzieci i jakiś to życie nabiera ramek.
Samotne dryfowanie przypomina film Grawitacja jako żywo i nie dla każdego to pewnie jest znośnie..
Jeszcze co innego gdy mamy w planach nową rodzinę i dzieci a co nnego tylko nad dwoje w kosmosie
Tu już lepiej wybrać niebylejakie towarzystwo.
Na stąd do wieczności.
Paslawek, przygody rozważę, jak się rozwód przynajmniej zacznie, to nie moja bajka, nawet jeśli sam bym się nie potępił, to nie widzę tego.
Pewność siebie jednak rośnie, jak się fajne dziewczyny narzucają - prymitywne, ale bardzo przyjemne uczucie:)
A do związków się nie nadaję kompletnie na razie, to byłoby jednak chamstwo wiązać się z kimś mając jż w głowie. Zresztą, która będzie miała czas na tyle podróży?:)
Pewność siebie jednak rośnie, jak się fajne dziewczyny narzucają - prymitywne, ale bardzo przyjemne uczucie:)
Haha ja tam juz jakis czas sie przekonałam ze na koniec dnia człowiek to prosty jest. Mozna filozofowac ale każdy z nas ma jakies tam swoje ego. I to nic złego, dopoki trzymamy je w ryzach:)
Zależy z jakich powodów się narzucają
Ogłoś że bankrutujesz, zostaną najlepsze
Nie wyglądam na zamożnego i popieram zasadę, że o pieniądzach mężczyźni nie rozmawiają:)
Pewność siebie jednak rośnie, jak się fajne dziewczyny narzucają - prymitywne, ale bardzo przyjemne uczucie:)
Niestety.
649 2022-01-05 19:10:46 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-05 19:24:59)
To ja niestety muszę spotykać takich co rozmawiają dużo.:)
Nie twierdzę że dlatego Cię kobiety zaczepiają dla jasnosci.
Ale ludzie mają różne powody i motywacje. Kobiety i mężczyźni.
Wcześniej nie widziałeś zainteresowania swoją osobą?
Wzorowy mąż.:)
Niestety.
Dlaczego niestety? W przyjemnych uczuciach nie ma nic złego. Dalsze kroki owszem - mogą być złe, ale od tego mamy swoją wolę i decyzyjność.
To ja niestety muszę spotykać takich co rozmawiają dużo.:)
Nie twierdzę że dlatego Cię kobiety zaczepiają dla jasnosci.
Ale ludzie mają różne powody i motywacje. Kobiety i mężczyźni.
Wcześniej nie widziałeś zainteresowania swoją osobą?
Wzorowy mąż.:)
Ja akurat dużo mówię, tylko nie bardzo widzę sens rozmawiania o tematach związanych ze stanem posiadania, bo to temat koszmarnie nudny.
Sam bym siebie nie poderwał, ale obiektywnie jestem raczej atrakcyjny, o ile panna nie jest zafiksowana (fizycznie) na punkcie bujnej czupryny:)
Zainteresowanie zdarzało się (chociaż rzadko, na imprezach jednak bywaliśmy prawie zawsze razem), tylko w takich sytuacjach wystarczało się wycofać lub opowiedzieć, jaką mam fantastyczną dziewczynę/narzeczoną/żonę. W najgorszym razie konieczny był komplement, że dana niewiasta mogłaby być drugą najgorętszą kobietą na ziemi. Zawsze wtedy padało pytanie, kto jest pierwszą, a odpowiedź kończyła temat:)
Nie traktuję tego jako wzorowego zachowania, raczej jako naturalne. Bycie z kimś w związku to jednak tylko (aż?) decyzja. Jak decydowałem się z nią na związek, ślub, dzieci itd. to jednak z założeniem, że będziemy razem forever after, niezależnie od okoliczności, że wszystkie problemy rozwiążemy jak się pojawią itd. No cóż, pomyliłem się i boleśnie przeżywam konsekwencje. Mojego podejścia do poważnych związków to jednak nie zmienia.