JaKochanka napisał/a:Myślę, że temat został wyczerpany, chyba że ktoś jeszcze czuje potrzebę dywagowania na temat wody koperkowej
To ja jeszcze na chwilę wrócę do tej wody koperkowej ; - )))
Swoją drogą Satyr, to rogate półdiablę, bywa celne, skuteczne, bo mocno ubodło...
Sama jednak prosiłaś, by Tobą potrząsnąć, więc wedle Twej woli, grubą, przerysowaną kreską nakreśliłam Ci panoramę ogrodu rozkoszy, z którego zrywasz robaczywe jabłka.
Nie chcę wdawać się w dyskusję, nad kryteriami oceny moralnej całej tej sytuacji, w jakiej się znalazłaś, bo widzę tu trochę więcej, niż samo wejście w romans z dzieciatym żonkosiem i Twoje nim zauroczenie. Moim zdaniem bardzo precyzyjnie dokonałaś analizy okoliczności oraz pobudek kierujących Tobą, by zainteresować się tym człowiekiem. Smaczku dodaje również fakt, że dzieli Was sporo kilometrów, że Wasze codzienne kontakty telefoniczne dają Ci złudzenie więzi, że łączy Was elitarne hobby, etc. A ponieważ nie wyglądasz na osobę, która z trudem ogrania napisy na dropsach i bierze wszystko literalnie, to znakomicie odczytałaś aluzję i ta cholerna woda koperkowa najprawdopodobniej przepełniła czarę, w tym przypadku butelkę ze smoczkiem : - )))
Czasem w życiu wydarza się coś złego, a czasem to zło, człowiek sam z różnych powodów dopuszcza. Być może z Tobą dzieje się właśnie tak, po to, byś coś zobaczyła, byś zrozumiała dokładniej. Jesteś w relacji, która uczyniła Cię niewolnicą cudzych decyzji, niewolnicą wyborów i pragnień innego człowieka. Żyjesz zawieszona w czasie, trochę, jak taka mucha, która jeszcze żyje, ale już dynda na pajęczej sieci, by skruszeć i zostać pożartą. Jesteś oblepiona jego problemami, jego niezdecydowaniem, jego niesatysfakcjonującym małżeństwem, jego oczekiwaniem na kolejnego potomka...
FWB być nie umiesz, bo niestety się w nim zakochałaś, wskoczenie na zastępstwo za żonę też nie wchodzi w grę, bo chłop jasno zdefiniował, której z Was użyczy swego materiału genetycznego. Więc co z tego masz? Po cholerę Ci taki układ? Cierpisz, spadasz w dół i stąd pokusa, by poinformować żonę o tym romansie też jest niska. Czy przypadkiem Ty sama z racji, których dwukrotnie wspomniałaś w pierwszym poście, nie zbudowałaś sobie jakiegoś “szklanego sufitu” w relacjach z mężczyznami? I co? Teraz będziesz się tylko takimi małżeńskimi popłuczynami zadawalać? Czy sądzisz, że gdy sama, obiektywnie, posiadając niewątpliwe walory, wolność, intelekt, zejdziesz na poziom żonatych poszukiwaczy przygód będziesz szczęśliwsza? Nie zgrzyta Ci to? Jaką cenę gotowa jesteś zapłacić, by gonić to złudzenie miłości? Jeśli potrzebujesz seksu, szukaj seksu, jeśli jednak nadal masz ambicję bycia w relacji, nie grzeb w cudzych pieluchach, bo gość wróci w wesołych podskokach do żony i swoich “bąbelków”, a Ty długo, oj długo na psychoterapię będziesz chodzić, bo im mniej się szanujesz, tym bardziej będziesz krzywdzona.
Teraz, gdy masz już jasność, co do własnych oczekiwań i do zamiarów imć prokreatora, możesz zaakceptować tę niefortunną wtopę w Twoim życiu, potraktować ją jako nauczkę, ogłosić odwrót i podjąć nowe działania, czego bardzo Ci życzę.
Na koniec dykteryjka. Niektóre z kochanek mojego ojca miały właśnie takie pomysły, że nagabywały moją matkę w pracy, albo przyjeżdżały pod nasz dom. Jedyne, co osiągały w ten sposób, to własne dno, ewentualnie wdrapywały się na szczyt desperacji, bo ojciec nawet nie raczył do nich wyjść. Taką najbardziej nieszczęsną, co zalegała na naszej wycieraczce, utuliła w jej bólu moja matka, odprowadziła na przystanek i odesłała ją do domu : - )))))