Większość osób radzi aby jak najszybciej się z tym uporać. Jednak każdy potrzebuje innego czasu. Zupełnie jak na początku znajomosci. Ktoś skonsumuje związek po tygodniu a innemu i miesiąc za mało. Ja leczyłam się baardzo długo. I tu moze narażę się na krytykę ale porzucenie mnie bylo dla mnie większym i dłuższy bólem niż smierć obu dziadków. Może dlatego, że śmierć zwłaszcza ta ze starości jest naturalną koleją rzeczy. A przy porzuceniu?...moze chodzi o to, ze ciężej się z tym pogodzić i gdzieś tam bardzo długo tłucze się nadzieja, ze może kiedyś..., znowu..
Co mi pomogło? Niczego nie przyśpieszałam, zadnego klina klinem bo to nie działa ( przynajmniej w moim przypadku) Leciał sobie dzień za dniem a ja sobie zyłam tak powoli.
Jednak prawdziwą terapią stało się kupno psa. Ale ty chyba już masz psa...
Jak czujesz się dziś? Czy jesteś szczęśliwą osobą?
Tak, mam pieska, ale rozważam jeszcze kotka. Od zawsze byłam kociarą ale bez kota
U mnie na szczęście nie ma tej nadziei, nawet wręcz nie potrafiłabym mu zaufać ponownie. Ale i tak niestety boli. I to rozstanie było takim zaskoczeniem, wcale tego nie chciałam.