Polis, ja nigdzie nie napisałam, że miał kochankę. Nikogo nie miał.
197 2021-05-07 11:06:32 Ostatnio edytowany przez polis (2021-05-07 11:16:34)
A to przepraszam, coś mi się pomyliło.
Majowa95, jesteś teraz zagubiona, jesteś jak wdowa po związku. Przerwasz to i z każdym dniem będzie Ci lżej, choć będą duże wahania nastroju. Nie rozumiesz dlaczego tak postąpił i wydaje Ci się, że prawda dałaby ulgę w cierpieniu. A tak naprawdę to tylko mrzonka, bo co powinien powiedzieć, żeby Tobie ulżyło?
Cokolwiek powiedziałby, to by wywołało dodatkowe cierpienia, analizowałabyś to bez końca, raz potwierdzała, raz zaprzeczała.
A on odszedł bez wyjaśnienia, bo to dupek. Teraz rób co chcesz, żyj dla siebie, odzyskaj to, co utracilas będąc z nim.
Tak naprawdę nigdy do końca nie znamy drugiej osoby, nie wiemy co czuje i myśli, to tylko są nasze wyobrażenia, że znamy kogoś na wskroś.
Odszedł bo chciał, mógł, bo nie kochał. Też kogoś kochałaś i Ci zwyczajnie przeszło. Jemu też. Chciabys, żeby był z Tobą bez miłości?
Nie zasypuj na siłę dziury po nim, jaka została w Twoim życiu. Ona sama się zapełni, nic na siłę. Po prostu coś się skończyło i czas na nowe. Dasz radę.
Majowa95, jesteś teraz zagubiona, jesteś jak wdowa po związku. Przerwasz to i z każdym dniem będzie Ci lżej, choć będą duże wahania nastroju. Nie rozumiesz dlaczego tak postąpił i wydaje Ci się, że prawda dałaby ulgę w cierpieniu. A tak naprawdę to tylko mrzonka, bo co powinien powiedzieć, żeby Tobie ulżyło?
Cokolwiek powiedziałby, to by wywołało dodatkowe cierpienia, analizowałabyś to bez końca, raz potwierdzała, raz zaprzeczała.
A on odszedł bez wyjaśnienia, bo to dupek. Teraz rób co chcesz, żyj dla siebie, odzyskaj to, co utracilas będąc z nim.
Tak naprawdę nigdy do końca nie znamy drugiej osoby, nie wiemy co czuje i myśli, to tylko są nasze wyobrażenia, że znamy kogoś na wskroś.
Odszedł bo chciał, mógł, bo nie kochał. Też kogoś kochałaś i Ci zwyczajnie przeszło. Jemu też. Chciabys, żeby był z Tobą bez miłości?
Nie zasypuj na siłę dziury po nim, jaka została w Twoim życiu. Ona sama się zapełni, nic na siłę. Po prostu coś się skończyło i czas na nowe. Dasz radę.
Zaakceptowałam to, że tak się stało. Nie mam nawet psychicznych już sił na rozmyślanie dlaczego, czy kochał czy nie kochał. Ale boli. I wszyscy mówią, że z każdym dniem jest lepiej a ja czuję się jakaś nienormalna, bo mnie to wciąż okropnie boli.
Po wczorajszym dniu uwierzyłam, że mogę zbudować sobie normalne życie, praca, basen, warsztaty. Nawet pojechałam do innego miasta by to zrealizować.
Ale boli mnie to, że ja już raczej sobie nikogo nie znajdę. A chciałabym mieć dzieci dom rodzinę ciepło. Takie dopełnienie do życia.
Zaakceptowałam to, że tak się stało. Nie mam nawet psychicznych już sił na rozmyślanie dlaczego, czy kochał czy nie kochał. Ale boli. I wszyscy mówią, że z każdym dniem jest lepiej a ja czuję się jakaś nienormalna, bo mnie to wciąż okropnie boli.
Po wczorajszym dniu uwierzyłam, że mogę zbudować sobie normalne życie, praca, basen, warsztaty. Nawet pojechałam do innego miasta by to zrealizować.
Ale boli mnie to, że ja już raczej sobie nikogo nie znajdę. A chciałabym mieć dzieci dom rodzinę ciepło. Takie dopełnienie do życia.
Uważaj, żeby to Twoje podejście nie stało się samospełniającą się przepowiednią.
Polis, no właśnie mam takie wrażenie, że taki będzie mój los.
Polis, no właśnie mam takie wrażenie, że taki będzie mój los.
Tak, masz racje. Masz, ile? 26 lat? I w wieku 26 lat jestes w stanie z pelna swiadomoscia stwierdzic, ze przez kolejne 50 lat nie spotkasz juz zadnego faceta, z ktorym bedziesz mogla wejsc w zwiazek
gratuluje Ci daru jasnowidzenia, moze zostan wrozka?
Jak sprawisz, ze to bedzie Twoim zyciowym przekonaniem i na dodatek zamkniesz sie w mieszkaniu, a dostawy jedzenia bedziesz robic online i bezkontaktowo, to masz racje, raczej nikogo nie znajdziesz.
Natomiast zakladanie w tak mlodym wieku takiego czegos jest absurtalnie smieszne.
Tak, masz racje. Masz, ile? 26 lat? I w wieku 26 lat jestes w stanie z pelna swiadomoscia stwierdzic, ze przez kolejne 50 lat nie spotkasz juz zadnego faceta, z ktorym bedziesz mogla wejsc w zwiazek
gratuluje Ci daru jasnowidzenia, moze zostan wrozka?Jak sprawisz, ze to bedzie Twoim zyciowym przekonaniem i na dodatek zamkniesz sie w mieszkaniu, a dostawy jedzenia bedziesz robic online i bezkontaktowo, to masz racje, raczej nikogo nie znajdziesz.
Natomiast zakladanie w tak mlodym wieku takiego czegos jest absurtalnie smieszne.
Tak naprawdę to nie mam za bardzo gdzie wyjść, chcę iść na basen, na siłownię itp. no ale jakoś nie sądzę bym odnalazła miłość życia, bo nie po to się tam chodzi, tylko bardziej dla relaksu.
Pracę mam zdalną, raczej nie ma atrakcyjniejszych ofert pracy w moim mieście.
Nie mam też w sumie za bardzo znajomych. Koleżankę z dzieckiem, która praktycznie nigdzie nie wychodzi i dwie przyjaciółki zagranicą. Więc wydaje mi się że no tak po prostu będzie do śmierci, a wiązać się z kimś byle by był, np z internetu to też raczej nie ma sensu.
majowa95 napisał/a:Polis, no właśnie mam takie wrażenie, że taki będzie mój los.
Tak, masz racje. Masz, ile? 26 lat? I w wieku 26 lat jestes w stanie z pelna swiadomoscia stwierdzic, ze przez kolejne 50 lat nie spotkasz juz zadnego faceta, z ktorym bedziesz mogla wejsc w zwiazek
gratuluje Ci daru jasnowidzenia, moze zostan wrozka?Jak sprawisz, ze to bedzie Twoim zyciowym przekonaniem i na dodatek zamkniesz sie w mieszkaniu, a dostawy jedzenia bedziesz robic online i bezkontaktowo, to masz racje, raczej nikogo nie znajdziesz.
Natomiast zakladanie w tak mlodym wieku takiego czegos jest absurtalnie smieszne.
W takich wypadkach ironia jest chyba najlepszym sp[osobem, aby spróbować do kogoś dotrzeć..Równie dobrze ja mogę stwierdzić, że mając 34 lata nie znajdę już nigdy żadnej pracy..
Ręce opadają...
W takich wypadkach ironia jest chyba najlepszym sp[osobem, aby spróbować do kogoś dotrzeć..Równie dobrze ja mogę stwierdzić, że mając 34 lata nie znajdę już nigdy żadnej pracy..
Ręce opadają...
Praca a miłość to 2 różne kwestie
Lady Loka napisał/a:majowa95 napisał/a:Polis, no właśnie mam takie wrażenie, że taki będzie mój los.
Tak, masz racje. Masz, ile? 26 lat? I w wieku 26 lat jestes w stanie z pelna swiadomoscia stwierdzic, ze przez kolejne 50 lat nie spotkasz juz zadnego faceta, z ktorym bedziesz mogla wejsc w zwiazek
gratuluje Ci daru jasnowidzenia, moze zostan wrozka?Jak sprawisz, ze to bedzie Twoim zyciowym przekonaniem i na dodatek zamkniesz sie w mieszkaniu, a dostawy jedzenia bedziesz robic online i bezkontaktowo, to masz racje, raczej nikogo nie znajdziesz.
Natomiast zakladanie w tak mlodym wieku takiego czegos jest absurtalnie smieszne.
W takich wypadkach ironia jest chyba najlepszym sp[osobem, aby spróbować do kogoś dotrzeć..Równie dobrze ja mogę stwierdzić, że mając 34 lata nie znajdę już nigdy żadnej pracy..
Ręce opadają...
Na upartego pracę, aby orzezyc, możesz mieć jakąkolwiek, idziesz się zatrudnić jako sprzątacz, czy do sklepu, czy jako roznosiciel pizzy i jutro już masz pracę.
Z ludzmi tak nie działa, nie podejdziesz na ulicy do faceta i nie powiesz:chce być z tobą w związku od jutra
207 2021-05-08 12:30:49 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-05-08 16:06:51)
Nie wiem po prostu, skąd się bierze cąłe to przekonanie, że w pewnym wieku nie można sobie nikogo znaleźć..? Tak, jakby po upływie pewnego czasu poznawanie ludzi czy w ogóle obcowanie z nimi się kończyło..A o to w tym wszystkim chyba chodzi, aby ludzi poznawać, bo bez tego ani rusz.. Może jeśli ktoś skońćzy te 50 czy 60 lat, to mógłby się martwić, ale na rany Chrystusa: ludzie, którzy nie skończyli jeszcze 30 lat(!) mówią o końcu związków czy braku możliwości znalezienia partnera..
Cześć,
Byłam w dwuletnim związku z chłopakiem, z czego rok mieszkaliśmy razem. Był to związek dość niestabilny, ex porzucał mnie w przeszłości z różnych powodów, zawsze przepraszałam go, latałam za nim, w niektórych kłótniach naprawdę zawiniłam, w innych, również kończących się rozpadem, przepraszałam go za coś, za co to on powinien mnie przeprosić. Pomiędzy tymi porzuceniami, było nam naprawdę dobrze. Postanowiłam z nim zamieszkać. Po roku również mnie zostawił, przyczyniła się do tego również jego mama.Po całej tej sytuacji, umówiłam się z Panią psycholog, która postawiła hipotezę, że mój ex jest narcyzem. Część cech się zgadzało: brak empatii, zrozumienia, nadwrażliwość, obrażanie się i tworzenie dystansu, marzenia o osiągnięciu wielkich sukcesów, nie potrafił przyznawać się do błędów, nie przepraszał, zawsze uważał, że ma rację, nie widział w sobie żadnych wad, twierdził, że mam wielkie szczęście, że na niego trafiłam, że mam z nim tak dobrze, wypominał rzeczy sprzed 2 lat, by zrobić z siebie ofiarę. Natomiast pewne rzeczy mi się nie zgadzały z charakterystyką narcyza: był opanowany, raczej nie był manipulantem, chyba, że w momentach tego porzucania, nie był kłamcą i krętaczem, nie był furiatem, był troskliwy np gdy byłam chora, myślał o mnie, a już w szczególności o swojej mamie, która była dla niego bóstwem itp.
Po tym jak mnie porzucił totalnie się załamałam. Nie jadłam, nie spałam, codziennie płakałam. Wpadałam w bardzo dziwny stan potężnego lęku, nie mogłam złapać tchu, waliło mi serce, kładłam się na podłodze i po prostu wyłam, wyłam do sufitu. Jedyne o czym w tamtym momencie marzyłam to zamknąć oczy i zniknąć z tego świata. Przestałam dbać o siebie, po prostu egzystowałam. Jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłam nic bardziej strasznego. Poszłam do psychiatry, wzięłam leki i czuję się bardziej wyciszona, ale w dalszym ciągu to tak cholernie boli.
Nie spodziewałam się końca związku, to było dla mnie totalnym zaskoczeniem. Szukaliśmy działki, mieliśmy brać kredyt, mieliśmy plany. Mówił, że kocha, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. Byłam mu wierna, oddana, wspierałam go całym sercem, robiłam głupie niespodzianki na poprawę humoru, gdy miał problem, potrafiliśmy przegadać całą noc, mieliśmy wspólną pasję. Nie byłam oczywiście święta, oboje popełnialiśmy błędy w związku.
Po tym wszystkim nie potrafię się podnieść. Minęło 5 tygodni, 2 dni po wizycie u psychiatry. Nie wiem jak odbudować swoje życie. Nie mamy kontaktu od momentu rozstania, po prostu wyrzucił mnie ze swojego życia, na początku pogrążyłam się tylko i próbowałam do niego dzwonić, ale chyba tylko się ośmieszyłam bo nie odebrał. Usunęłam jego nr, usunęłam go z facebooka, usunęłam wszystkie zdjęcia i przedmioty, które mogłbyby mi się z nim kojarzyć, nie słucham piosenek o miłości. Wiem, że to po prostu koniec. Ale ciągle o nim śnię. Głównym motywem moich snów jest powrót i porzucenie mnie.
Najgorsze jest dla mnie to, że ja wcale nie chciałam tego rozstania, szanuję to, że być może nie był z jakichś powodów ze mną szczęśliwy. Szanuję jego decyzję. Ale boję się, że już nigdy kogoś takiego nie spotkam. Szanowałam go za szczerość - ufałam mu w 100%, w przeciwieństwie do moich poprzednich partnerów, nigdy mnie nie oszukał, nie zatajał niczego. I boję się, że z tego powodu ja nigdy o nim nie zapomnę i nie ułożę sobie życia.
Wiem, że w takich sytuacjach ważne jest wyjście do ludzi. Ale ja niestety nie mam do kogo. Moje przyjaciółki porozjeżdżały się po świecie, mamy kontakt jedynie internetowy. Nie mam z kim wyjść na spacer kawę, czuję się potwornie samotna.
Czy byłyście w takiej sytuacji? Co Wam pomogło? Ile czasu potrzebowałyście na dojście do siebie? Czy jest jeszcze szansa na to, że mogę być szczęśliwa?
Byłam w takim stanie, ale wiedz, że choć to banał to z czasem mniej boli. Boże jak dobrze, że naprawdę to przestaje boleć.
Ja doszłam do siebie pozornie szybko, ale tylko pozornie. Głupi to był czas, bo nie dałam sobie chwili na rozpacz i żal, tylko cisnelam wszystkie możliwe aktywności aby nikt nie widział jak cierpię. Natomiast uważam, że to bardzo ważne odchorowac, pozwolić sobie na te wszystkie źle emocje.
Pomimo tego, że szybko pozornie stałam na nogach cierpiałam potajemnie chyba zbyt długo, około roku. Ale też dużo udało mi się osiągnąć i zrobić fajnych rzeczy, z pewnością w związku bym tego nie zrobiła.
Bardzo o siebie dbałam, bardzo. Zdrowo jadłam, trenowałam, wysypialam się. Niestety sporo również imprezowałam, nie pij alkoholu.
Każdy ból mija. Każdy, jeszcze będą lepsze czasy.
Medytuj.
bagienni_k napisał/a:Lady Loka napisał/a:Tak, masz racje. Masz, ile? 26 lat? I w wieku 26 lat jestes w stanie z pelna swiadomoscia stwierdzic, ze przez kolejne 50 lat nie spotkasz juz zadnego faceta, z ktorym bedziesz mogla wejsc w zwiazek
gratuluje Ci daru jasnowidzenia, moze zostan wrozka?Jak sprawisz, ze to bedzie Twoim zyciowym przekonaniem i na dodatek zamkniesz sie w mieszkaniu, a dostawy jedzenia bedziesz robic online i bezkontaktowo, to masz racje, raczej nikogo nie znajdziesz.
Natomiast zakladanie w tak mlodym wieku takiego czegos jest absurtalnie smieszne.
W takich wypadkach ironia jest chyba najlepszym sp[osobem, aby spróbować do kogoś dotrzeć..Równie dobrze ja mogę stwierdzić, że mając 34 lata nie znajdę już nigdy żadnej pracy..
Ręce opadają...
Na upartego pracę, aby orzezyc, możesz mieć jakąkolwiek, idziesz się zatrudnić jako sprzątacz, czy do sklepu, czy jako roznosiciel pizzy i jutro już masz pracę.
Z ludzmi tak nie działa, nie podejdziesz na ulicy do faceta i nie powiesz:chce być z tobą w związku od jutra
Przyjaciel mi opowiadał, że mieli na studiach taką dziewczynę, która pewnego dnia podchodziła do każdego faceta z roku i mówiła, że szuka sobie chłopaka i czy on akurat nie chciałby tym chłopakiem zostać.
On akurat nie chciał, bo w tamtym czasie miał dziewczynę, ale jakiś inny się zgodził. I okazało się, że na tyle sobie przypasowali, że dzisiaj są małżeństwem. I to nie z desperacji, po prostu zaczęli się na luzie spotykać i zaskoczyło między nimi.
Wejście w relację z drugim człowiekiem to też pewnego rodzaju wybór i zaufanie i przede wszystkim otwartość na to, że może coś z tego będzie, a może nic z tego nie będzie.
Skoro 50-60letnie babeczki są w stanie znajdować sobie nowych partnerów, to nie widzę powodów, dla których 26 letnia dziewczyna ma mówić już teraz, że do końca życia będzie sama. Będzie - jeżeli taki jest jej wybór. Inaczej to nawet w wieku 50 lat ciężko powiedzieć, że się do końca życia będzie samym.
Idealnym przykładem jest moja teściowa, babeczka pod 50tkę, która co pół roku facetów zmienia i jakoś jest w stanie ciągle znajdować nowych i zainteresowanych (po prostu ona sama nie jest zainteresowana stałym związkiem:D)
Byłam w takim stanie, ale wiedz, że choć to banał to z czasem mniej boli. Boże jak dobrze, że naprawdę to przestaje boleć.
Ja doszłam do siebie pozornie szybko, ale tylko pozornie. Głupi to był czas, bo nie dałam sobie chwili na rozpacz i żal, tylko cisnelam wszystkie możliwe aktywności aby nikt nie widział jak cierpię. Natomiast uważam, że to bardzo ważne odchorowac, pozwolić sobie na te wszystkie źle emocje.
Pomimo tego, że szybko pozornie stałam na nogach cierpiałam potajemnie chyba zbyt długo, około roku. Ale też dużo udało mi się osiągnąć i zrobić fajnych rzeczy, z pewnością w związku bym tego nie zrobiła.Bardzo o siebie dbałam, bardzo. Zdrowo jadłam, trenowałam, wysypialam się. Niestety sporo również imprezowałam, nie pij alkoholu.
Każdy ból mija. Każdy, jeszcze będą lepsze czasy.
Medytuj.
Mieliście ze sobą kontakt? Widywaliście się? Rok brzmi przerażająco.
Moje ostatnie dni to jakiś jeden wielki koszmar i zastanawiam się, czy kiedykolwiek to piekło minie. Niby staram się coś z sobą robić, ale jest po prostu coraz gorzej.
211 2021-05-08 16:46:17 Ostatnio edytowany przez WendyW (2021-05-08 17:02:01)
Źle się wyrazilam, takie obezwaldniajace uczucie pustki i smutku stało się znośnie gdzieś około 3 miesiąca. Natomiast rok mam na myśli, gdzie przestałam już chcieć do niego wrócić, tzn. Pozbyłam się nadziei itp.
Nie, nie bylo kontaktu, widzeń, żadnych takich. Od razu odcięłam się, usunęłam ze znajomych, no wszystko co mogloby mi o nim przypominać zamknęłam, zablokowałam, wyrzuciłam. Po prostu długo miałam nadzieję, że się zorientuje kogo stracił
Ale nie śledzę go, wiem że miał dziewczynę dla której mnie zostawił, ale czy są i co tam, nie wiem. Nie widziałam go od tych 2,5 roku. Choć ja nikogo wciąż nie mam, ale długo się bałam zranienia, krzywdy, teraz minęło i jestem gotowa na związek
Urwało wpis i nie pamiętam co napisałam.
Wiem, że trudno uwierzyć w to że będzie dobrze kiedy jest się w takim stanie, ale będzie. Jesteś młoda, całe najlepsze życie jest przed Tobą i w miłości i po prostu, w życiu.
W pracy miałam na monitorze sentencje,, na czym się skupiasz, to rośnie,, więc starałam się nie skupiać na bólu, tylko pozytywnych rzeczach.
Edit.
Miałam Ci doradzić jakieś spotkania towarzyskie, ale doczytałam że nikogo nie masz. Trudne czasy, ale faktycznie mnie bardzo trzymały przy życiu spotkania towarzyskie. Różnego rodzaju aktywności, znajomi, jakieś swoje pasję itp nigdy się nie czułam tak wspaniałe zaopiekowana przez ludzi jak wtedy.
Źle się wyrazilam, takie obezwaldniajace uczucie pustki i smutku stało się znośnie gdzieś około 3 miesiąca. Natomiast rok mam na myśli, gdzie przestałam już chcieć do niego wrócić, tzn. Pozbyłam się nadziei itp.
Nie, nie bylo kontaktu, widzeń, żadnych takich. Od razu odcięłam się, usunęłam ze znajomych, no wszystko co mogloby mi o nim przypominać zamknęłam, zablokowałam, wyrzuciłam. Po prostu długo miałam nadzieję, że się zorientuje kogo stracił![]()
Ale nie śledzę go, wiem że miał dziewczynę dla której mnie zostawił, ale czy są i co tam, nie wiem. Nie widziałam go od tych 2,5 roku. Choć ja nikogo wciąż nie mam, ale długo się bałam zranienia, krzywdy, teraz minęło i jestem gotowa na związek![]()
Urwało wpis i nie pamiętam co napisałam.
Wiem, że trudno uwierzyć w to że będzie dobrze kiedy jest się w takim stanie, ale będzie. Jesteś młoda, całe najlepsze życie jest przed Tobą i w miłości i po prostu, w życiu.W pracy miałam na monitorze sentencje,, na czym się skupiasz, to rośnie,, więc starałam się nie skupiać na bólu, tylko pozytywnych rzeczach.
Edit.
Miałam Ci doradzić jakieś spotkania towarzyskie, ale doczytałam że nikogo nie masz. Trudne czasy, ale faktycznie mnie bardzo trzymały przy życiu spotkania towarzyskie. Różnego rodzaju aktywności, znajomi, jakieś swoje pasję itp nigdy się nie czułam tak wspaniałe zaopiekowana przez ludzi jak wtedy.
Czy teraz jesteś szczęśliwa? Czy po tym roku on stał się Ci całkowicie obojętny?
Ja też miałam za sobą wcześniej związek, w którym zostałam zraniona, cierpiałam jakieś pół roku, ale wtedy miałam milion argumentów na to, że ten związek był zły i dobrze się potoczyło.
Natomiast teraz gdy wszystko zaczęło się układać.... Wolałabym, żeby mnie zdradził, żeby okazało się, że miał na boku inną, żeby mnie okłamywał przez cały związek, niż tak po prostu odszedł.
213 2021-05-08 18:29:19 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-05-08 18:32:26)
Natomiast teraz gdy wszystko zaczęło się układać.... Wolałabym, żeby mnie zdradził, żeby okazało się, że miał na boku inną, żeby mnie okłamywał przez cały związek, niż tak po prostu odszedł.
To tak jak u mnie. Wygląda na ze obie tak naprawdę nie znamy prawdziwych przyczyn porzucenia nas.
Jesteś pewna, że nie znalazł innej? - broń boże nie odbierz tego żle, ale ja np. nadal się zastanawiam, czy mój eks nie znalazł sobie nowej lub odezwała się do niego jakimś cudem jakaś stara miłość i zostawił mnie "po chrześcijańsku", czyt. jako powód podanie "nie mam siły, nie potrafię" zamiast "sory, może i jesteś moją narzeczoną ale jednak znalazłem lepszą", w końcu to drugie to byłby grzech.
Ja w ten jego śmieszny powód dalej nie wierzę, chociaż z drugiej strony wiem, że dziewczyny za nim nie latały, nie miał zbyt dużego powodzenia, chyba, że związek ze mną tak mu wy**bał ego w kosmos, że jajka mu obrosły i poczuł się jak jakiś "mogę mieć każdą". A taki zakompleksiony był. Może moja zazdrość też mu trochę dodała skrzydeł. Ciekawe czy teraz ma satysfakcję, że kiedyś to jego laski zlewały i wyszydzały, a teraz to on sobie rzuca i to nie dziewczynę, a narzeczoną.
Nie wiem jak u Twojego było, miałaś "przystojniaka" czy raczej zwykłego chłopaka? Byłaś zazdrosna? Ja teraz już mam nauczkę, zeby nie okazywac za bardzo zazdrosci, nawet jeśli ją się czuje, lepiej ją siłą stłumić niż pokazać na zewnątrz.
I powiem Ci, ze mnie np. w ogóle nie interesuje co się z nim dzieje, czy jest zdrowy, jak sobie radzi itp. itd. Zastanawia mnie tylko i wyłącznie kwestia opisana powyżej.
Ja tak samo jak Ty nie wyobrażam sobie jakiegokolwiek kolejnego związku. Nie wiem jak on miałby wyglądać. Z byłym tak naprawdę "wisieliśmy" na sobie całe dnie, jak nie spotkania, to gadanie przez telefon, messenger. Mi to się pasowało i pewnie jeśli kogoś poznam, to będę szukała/wymagała tego samego.
To tak jak u mnie. Wygląda na ze obie tak naprawdę nie znamy prawdziwych przyczyn porzucenia nas.
Jesteś pewna, że nie znalazł innej? - broń boże nie odbierz tego żle, ale ja np. nadal się zastanawiam, czy mój eks nie znalazł sobie nowej lub odezwała się do niego jakimś cudem jakaś stara miłość i zostawił mnie "po chrześcijańsku", czyt. jako powód podanie "nie mam siły, nie potrafię" zamiast "sory, może i jesteś moją narzeczoną ale jednak znalazłem lepszą", w końcu to drugie to byłby grzech.
Ja w ten jego śmieszny powód dalej nie wierzę, chociaż z drugiej strony wiem, że dziewczyny za nim nie latały, nie miał zbyt dużego powodzenia, chyba, że związek ze mną tak mu wy**bał ego w kosmos, że jajka mu obrosły i poczuł się jak jakiś "mogę mieć każdą". A taki zakompleksiony był. Może moja zazdrość też mu trochę dodała skrzydeł. Ciekawe czy teraz ma satysfakcję, że kiedyś to jego laski zlewały i wyszydzały, a teraz to on sobie rzuca i to nie dziewczynę, a narzeczoną.
Nie wiem jak u Twojego było, miałaś "przystojniaka" czy raczej zwykłego chłopaka? Byłaś zazdrosna? Ja teraz już mam nauczkę, zeby nie okazywac za bardzo zazdrosci, nawet jeśli ją się czuje, lepiej ją siłą stłumić niż pokazać na zewnątrz.I powiem Ci, ze mnie np. w ogóle nie interesuje co się z nim dzieje, czy jest zdrowy, jak sobie radzi itp. itd. Zastanawia mnie tylko i wyłącznie kwestia opisana powyżej.
Ja tak samo jak Ty nie wyobrażam sobie jakiegokolwiek kolejnego związku. Nie wiem jak on miałby wyglądać. Z byłym tak naprawdę "wisieliśmy" na sobie całe dnie, jak nie spotkania, to gadanie przez telefon, messenger. Mi to się pasowało i pewnie jeśli kogoś poznam, to będę szukała/wymagała tego samego.
Szczerze mówiąc to staram się tego nie analizować, czy kogoś ma, czy szuka, co i jak i dlaczego, bo odpowiedzi niczego nie zmienią. Co nie zmienia faktu, że piekielnie to boli a ostatnie dni są dla mnie wręcz nie do zniesienia, bez względu na to czy coś robię, czy nie robię. Snuję się po świecie. Tak bym to ujęła. Chciałabym żyć bez tych wszystkich myśli. Ale wyłączyć tego głosu w środku się nie da.
Tyle dobrego, że nie szukasz odpowiedzi na te pytania, bo to też potrafi nieźle zmeczyc psychicznie.
Piękna pogoda się robi i mi niestety ciążą miłe wspomnienia. Chciałabym nauczyć się je ignorować a najlepiej usunąć z mojej głowy. Tak bym sobie chętnie teraz pojechała nad jezioro, morze... Czy nawet gdzieś pochodzić. Ale nie sama i to jest największy problem. Nie chcę funkcjonować i żyć sama. Będą mijac ciepłe i słoneczne dni, jeden za drugim a ja będę siedzieć i zastanawiać się nad swoim dalszym życiem.
Tyle dobrego, że nie szukasz odpowiedzi na te pytania, bo to też potrafi nieźle zmeczyc psychicznie.
Piękna pogoda się robi i mi niestety ciążą miłe wspomnienia. Chciałabym nauczyć się je ignorować a najlepiej usunąć z mojej głowy. Tak bym sobie chętnie teraz pojechała nad jezioro, morze... Czy nawet gdzieś pochodzić. Ale nie sama i to jest największy problem. Nie chcę funkcjonować i żyć sama. Będą mijac ciepłe i słoneczne dni, jeden za drugim a ja będę siedzieć i zastanawiać się nad swoim dalszym życiem.
Ja też bym gdzieś sobie pojechała ale nie mam niestety z kim za bardzo. Także będzie to chyba kiepskie lato.
Tak, a Wy siedzcie dalej i sobie snujcie wizje jakie to będzie smutne, przykre i wgl samotne lato. A nie lepiej zrobić coś w kierunku takim, zeby takie nie było?
No litości dziewczyny...
Tak, a Wy siedzcie dalej i sobie snujcie wizje jakie to będzie smutne, przykre i wgl samotne lato. A nie lepiej zrobić coś w kierunku takim, zeby takie nie było?
No litości dziewczyny...
Coś na pewno trzeba będzie wymyśleć. Nie ma wyjścia.
Tak poza tym, czasem trzeba ponarzekać i wylać swoje myśli, obawy.
I ile czasu chcesz wylewać? Nie uważasz, że przesadzasz? Jesteś zdrowa, żyjesz w dobrych warunkach, niczego Ci nie brakuje. Na prawde jest sens dłużej tkwić w tym bagnie i narzekać na coś, co nie miało prawa się udać?
Zgadajcie się i jedźcie razem gdzieś, dziewczyny
Związek to nie jest przyklejenie się do siebie do końca życia. Nawet w związku warto i fajnie jest jechać gdzueś samemu/samej. Pora dla Was, żeby nabyć tą strasznie trudną umiejętność.
I ile czasu chcesz wylewać? Nie uważasz, że przesadzasz? Jesteś zdrowa, żyjesz w dobrych warunkach, niczego Ci nie brakuje. Na prawde jest sens dłużej tkwić w tym bagnie i narzekać na coś, co nie miało prawa się udać?
Hmm, bez przesady. Wiele osób doświadczyło w życiu czegoś przykrego. Zazwyczaj po rozstaniu, jeśli kogoś się kochało, naturalnym jest to, że następuje pustka. Że trzeba przeorganizować życie i że dopadają takie myśli, co będziemy robić. Ułożyć życie na nowo. I na początku jest dziwnie, obco, próbujemy odnaleźć się w tym świecie. Szczególnie odczuwalne jest to dla osób, które kochały za bardzo. Które nie miały nic oprócz faceta - oto ja.
Nie taplam się w bagnie i nie poruszałam tematu starego związku, tylko tworzę nową rzeczywistość. I czuję pustkę, organizuję życie na nowo i nie jest to takie proste, uczucia nie ostygły. Minęło 1,5 miesiąca. Jeśli są tu takie osoby, które potrafią tak po prostu mieć wszystko gdzieś - bardzo im zazdroszczę. Ja niestety takiej umiejętności nie mam i z tego co wiem, jest dużo takich osób jak ja. I trzeba to zrozumieć - każdy jest inny. I każdy przeżywa rozstanie na swój sposób.
Zgadajcie się i jedźcie razem gdzieś, dziewczyny
Związek to nie jest przyklejenie się do siebie do końca życia. Nawet w związku warto i fajnie jest jechać gdzueś samemu/samej. Pora dla Was, żeby nabyć tą strasznie trudną umiejętność.
Mi nie chodzi o to, że teraz nie mam partnera do wyjazdu, bo mogłaby być to nawet jakaś koleżanka. A raczej samotny wypad nad morze, jezioro czy gdziekolwiek raczej do mnie nie przemawia.
Zgadajcie się i jedźcie razem gdzieś, dziewczyny
Związek to nie jest przyklejenie się do siebie do końca życia. Nawet w związku warto i fajnie jest jechać gdzueś samemu/samej. Pora dla Was, żeby nabyć tą strasznie trudną umiejętność.
Mi nie chodzi o to, że teraz nie mam partnera do wyjazdu, bo mogłaby być to nawet jakaś koleżanka. A raczej samotny wypad nad morze, jezioro czy gdziekolwiek raczej do mnie nie przemawia.
224 2021-05-09 20:32:48 Ostatnio edytowany przez KoloroweSny (2021-05-09 20:36:00)
Cześć,
Byłam w dwuletnim związku z chłopakiem, z czego rok mieszkaliśmy razem. Był to związek dość niestabilny, ex porzucał mnie w przeszłości z różnych powodów, zawsze przepraszałam go, latałam za nim, w niektórych kłótniach naprawdę zawiniłam, w innych, również kończących się rozpadem, przepraszałam go za coś, za co to on powinien mnie przeprosić.
...
Po całej tej sytuacji, umówiłam się z Panią psycholog, która postawiła hipotezę, że mój ex jest narcyzem. Część cech się zgadzało: brak empatii, zrozumienia, nadwrażliwość, obrażanie się i tworzenie dystansu, marzenia o osiągnięciu wielkich sukcesów, nie potrafił przyznawać się do błędów, nie przepraszał, zawsze uważał, że ma rację, nie widział w sobie żadnych wad, twierdził, że mam wielkie szczęście, że na niego trafiłam, że mam z nim tak dobrze, wypominał rzeczy sprzed 2 lat, by zrobić z siebie ofiarę.
...
Po tym jak mnie porzucił totalnie się załamałam. Nie jadłam, nie spałam, codziennie płakałam. Wpadałam w bardzo dziwny stan potężnego lęku, nie mogłam złapać tchu, waliło mi serce, kładłam się na podłodze i po prostu wyłam, wyłam do sufitu. Jedyne o czym w tamtym momencie marzyłam to zamknąć oczy i zniknąć z tego świata. Przestałam dbać o siebie, po prostu egzystowałam. .
...
Najgorsze jest dla mnie to, że ja wcale nie chciałam tego rozstania
To tylko część z tego co pisałaś. Co Ty tak na prawdę przeżywasz ?
Lady Loka napisał/a:Zgadajcie się i jedźcie razem gdzieś, dziewczyny
Związek to nie jest przyklejenie się do siebie do końca życia. Nawet w związku warto i fajnie jest jechać gdzueś samemu/samej. Pora dla Was, żeby nabyć tą strasznie trudną umiejętność.Mi nie chodzi o to, że teraz nie mam partnera do wyjazdu, bo mogłaby być to nawet jakaś koleżanka. A raczej samotny wypad nad morze, jezioro czy gdziekolwiek raczej do mnie nie przemawia.
A wcześniej wyżej piszesz, że nie masz koleżanek, rozjechały się. Wiec ?
KoloroweSny, przez pierwszy rok było tak niestabilnie, przez drugi nie było takich huśtawek, dlatego to tak bardzo przeżywam.
Lady Loka napisał/a:Zgadajcie się i jedźcie razem gdzieś, dziewczyny
Związek to nie jest przyklejenie się do siebie do końca życia. Nawet w związku warto i fajnie jest jechać gdzueś samemu/samej. Pora dla Was, żeby nabyć tą strasznie trudną umiejętność.Mi nie chodzi o to, że teraz nie mam partnera do wyjazdu, bo mogłaby być to nawet jakaś koleżanka. A raczej samotny wypad nad morze, jezioro czy gdziekolwiek raczej do mnie nie przemawia.
No to bierz koleżankę, jedź z koleżanką i przestań narzekać.
Tu nikomu nie chodzi o to, że po 1.5 miesiąca masz skakać z radości, że nikogo nie masz. Chodzi o to, że im bardziej sama zatapiasz się w smutku, tym gorzej dla Ciebie. A pomimo, że tutaj twierdzisz, że tego nie robisz, to widać to w każdym poście.
W pierwszy rok Cie traktował jak g***o, a w drugi jak mniejsze g***o, a na koniec postąpił z Tobą jak postąpił ...
Wiesz za czym tęsknisz? Wiesz co przeżywasz? Utracone wyobrażenia i oczekiwania, bo to legło w gruzach. I czym szybciej sobie to uświadomisz, tym szybciej staniesz na nogi. Tacy ludzie sie nie zmieniają, nie szukaj odpowiedzi dla toksyka.
KoloroweSny nawiązywałam do Twojej wypowiedzi, że nie chodzi o taplanie się w byłym związku. Że czuję pustkę i chętnie pojechałabym z jakąś koleżanką, ale że na miejscu ich nie mam, to raczej samotny wyjazd nad morze nie będzie już taki super. Zawsze lepiej jest pojechać z kimś.
Lady Loka , to nie jest tak, że ja siedzę, wspominam, jak było pięknie i na siłę pogrążam się w rozpaczy.
Ja już nawet nie analizuje tego tematu, nie zadaje pytań dlaczego. Ale czuję pustkę we wszystkim co robię, kiedyś skakałam z radości gdy czułam, że idzie wiosna. Teraz czuje zobojętnienie na wszystko dookoła, na piękno świata, na zwierzęta, które kocham. Nie umiem tego opisać ale nie potrafię tego przeskoczyć. No i przez ten drugi rok nie traktował mnie jak mniejsze gówno, tworzyliśmy poważne plany. Na koniec jedynie pokazał ile to były warte jego słowa. To było rozstanie, którego wcale nie chciałam. Ale co ja mogę zrobić. Żyć dalej ale nie powiem żebym była szczęśliwa. Ale daję sobie czas.
Lady Loka , to nie jest tak, że ja siedzę, wspominam, jak było pięknie i na siłę pogrążam się w rozpaczy.
Ja już nawet nie analizuje tego tematu, nie zadaje pytań dlaczego. Ale czuję pustkę we wszystkim co robię, kiedyś skakałam z radości gdy czułam, że idzie wiosna. Teraz czuje zobojętnienie na wszystko dookoła, na piękno świata, na zwierzęta, które kocham. Nie umiem tego opisać ale nie potrafię tego przeskoczyć. No i przez ten drugi rok nie traktował mnie jak mniejsze gówno, tworzyliśmy poważne plany. Na koniec jedynie pokazał ile to były warte jego słowa. To było rozstanie, którego wcale nie chciałam. Ale co ja mogę zrobić. Żyć dalej ale nie powiem żebym była szczęśliwa. Ale daję sobie czas.
Majowa, brutalnie Ci powiem, nie Ty pierwsza zostałaś rzucona przez faceta i nie Ty ostatnia. Związki się czasami sypią i to jest naturalne.
Natomiast narzekanie i pogrążanie się w apatii nic Ci nie da. To zobojętnienie możesz na spokojnie przeskoczyć skupiając się na tym, żeby je przeskoczyć. Zamiast pisać o tym, jak bardzo Ci jest to obojętne, zacznij codziennie skupiać się na znalezieniu 10 ładnych/pozytywnych/dobrych rzeczy, które zobaczysz albo spotkasz. I na tym się skupiaj, a nie na tym, jak to jest beznadziejnie, bo nie masz faceta i będziesz do końca życia sama.
Temu szczęściu trzeba dać czas, ale można mu pomóc. Możesz być szczęśliwa za miesiąc, a możesz być szczęśliwa za rok. To zależy już tylko i wyłącznie od Ciebie.
No i przez ten drugi rok nie traktował mnie jak mniejsze gówno, tworzyliśmy poważne plany. Na koniec jedynie pokazał ile to były warte jego słowa.
Będę brutalna, wybacz.
Traktował Cię jak gówno cały czas, a te wszystkie poważne plany były Twoje nie jego. On przytakiwał by ciągnąć dłużej ten niby zwiazek. Przestań się oszukiwać. Na koniec pokazał nie tylko ile były warte jego słowa, ale ile byłaś warta Ty w jego oczach i wasza relacja. Faceta się poznaje po tym jak kończy a nie zaczyna. I zapamiętaj, gdyby chociaż przez chwilę myślał o Tobie poważnie nie byłoby tego tematu na forum. Otrzasnij się, ten kolejny rok to farsa i próba urobienia Cię żebyś była mu podnóżkiem. A jak się nie dawało bo miałaś jakieś oczekiwania to potraktował Cię jak zero.
Majowa, brutalnie Ci powiem, nie Ty pierwsza zostałaś rzucona przez faceta i nie Ty ostatnia. Związki się czasami sypią i to jest naturalne.
Natomiast narzekanie i pogrążanie się w apatii nic Ci nie da. To zobojętnienie możesz na spokojnie przeskoczyć skupiając się na tym, żeby je przeskoczyć. Zamiast pisać o tym, jak bardzo Ci jest to obojętne, zacznij codziennie skupiać się na znalezieniu 10 ładnych/pozytywnych/dobrych rzeczy, które zobaczysz albo spotkasz. I na tym się skupiaj, a nie na tym, jak to jest beznadziejnie, bo nie masz faceta i będziesz do końca życia sama.
Temu szczęściu trzeba dać czas, ale można mu pomóc. Możesz być szczęśliwa za miesiąc, a możesz być szczęśliwa za rok. To zależy już tylko i wyłącznie od Ciebie.
Łatwo jest pisać, nie poradzę nic na to, że jest mi wszystko obojętne, że żyję bardziej jak robot niż jak człowiek. A dołączyłam do tego forum, właśnie po to by móc mieć miejsce do wyżalenia się, by nie gromadzić tego w sobie.
To że rozstanie jest rzeczą naturalną, nie umniejsza bólu drugiego człowieka. Tak samo jak śmierć. Jeśli tracimy kogoś bliskiego, co nam da argument, że dużo ludzi przez to przechodzi, że to normalne. No jest normalne, ale każda strata wiąże się z bólem i popieram to, żeby w tym czasie robić coś, żeby nie myśleć, nie rozdrapywać ran, ale nie przeskoczę tego i na siłę nie wmówię sobie: nie, nie czuję pustki, cieszy mnie piękna wiosna, ciepło, piękne drzewa, spacer z psem. No nie. Niestety jeszcze nie.
Będę brutalna, wybacz.
Traktował Cię jak gówno cały czas, a te wszystkie poważne plany były Twoje nie jego. On przytakiwał by ciągnąć dłużej ten niby zwiazek. Przestań się oszukiwać. Na koniec pokazał nie tylko ile były warte jego słowa, ale ile byłaś warta Ty w jego oczach i wasza relacja. Faceta się poznaje po tym jak kończy a nie zaczyna. I zapamiętaj, gdyby chociaż przez chwilę myślał o Tobie poważnie nie byłoby tego tematu na forum. Otrzasnij się, ten kolejny rok to farsa i próba urobienia Cię żebyś była mu podnóżkiem. A jak się nie dawało bo miałaś jakieś oczekiwania to potraktował Cię jak zero.
O tych planach niestety mówił on, nie ja. Wydawało się to wszystko być bardzo poważne. No i zgadzam się, że nie byłam nic dla niego warta, byłam 0. No i boli to. Po prostu boli.
Lady Loka napisał/a:Majowa, brutalnie Ci powiem, nie Ty pierwsza zostałaś rzucona przez faceta i nie Ty ostatnia. Związki się czasami sypią i to jest naturalne.
Natomiast narzekanie i pogrążanie się w apatii nic Ci nie da. To zobojętnienie możesz na spokojnie przeskoczyć skupiając się na tym, żeby je przeskoczyć. Zamiast pisać o tym, jak bardzo Ci jest to obojętne, zacznij codziennie skupiać się na znalezieniu 10 ładnych/pozytywnych/dobrych rzeczy, które zobaczysz albo spotkasz. I na tym się skupiaj, a nie na tym, jak to jest beznadziejnie, bo nie masz faceta i będziesz do końca życia sama.
Temu szczęściu trzeba dać czas, ale można mu pomóc. Możesz być szczęśliwa za miesiąc, a możesz być szczęśliwa za rok. To zależy już tylko i wyłącznie od Ciebie.Łatwo jest pisać, nie poradzę nic na to, że jest mi wszystko obojętne, że żyję bardziej jak robot niż jak człowiek. A dołączyłam do tego forum, właśnie po to by móc mieć miejsce do wyżalenia się, by nie gromadzić tego w sobie.
To że rozstanie jest rzeczą naturalną, nie umniejsza bólu drugiego człowieka. Tak samo jak śmierć. Jeśli tracimy kogoś bliskiego, co nam da argument, że dużo ludzi przez to przechodzi, że to normalne. No jest normalne, ale każda strata wiąże się z bólem i popieram to, żeby w tym czasie robić coś, żeby nie myśleć, nie rozdrapywać ran, ale nie przeskoczę tego i na siłę nie wmówię sobie: nie, nie czuję pustki, cieszy mnie piękna wiosna, ciepło, piękne drzewa, spacer z psem. No nie. Niestety jeszcze nie.
Majowa, Tobie naprawde sie wydaje, ze jestes jedyna w takiej sytuacji?
Tobie sie wydaje, ze nikt poza Toba czegos takiego nie przezywal albo nie przezywa?
Ty nie chcesz rad ludzi, ktorzy cos takiego przezyli. Nie chcesz rad, jak sie podniesc i jak cos zrobic ze swoim zyciem. Chcesz, zeby Cie klepano po glowie i glaskano po ramieniu.
Powodzenia.
Nie umniejszam Twojego bolu. Daje Ci sposoby na to, jak sobie z nim poradzic, ale Ty ich nie chcesz, wiec nic tu po mnie. Ja Cie po glowie nie bede glaskac przez nastepne miesiace.
Majowa, Tobie naprawde sie wydaje, ze jestes jedyna w takiej sytuacji?
Tobie sie wydaje, ze nikt poza Toba czegos takiego nie przezywal albo nie przezywa?
Ty nie chcesz rad ludzi, ktorzy cos takiego przezyli. Nie chcesz rad, jak sie podniesc i jak cos zrobic ze swoim zyciem. Chcesz, zeby Cie klepano po glowie i glaskano po ramieniu.
Powodzenia.Nie umniejszam Twojego bolu. Daje Ci sposoby na to, jak sobie z nim poradzic, ale Ty ich nie chcesz, wiec nic tu po mnie. Ja Cie po glowie nie bede glaskac przez nastepne miesiace.
Tak jak napisałam, nie uważam, że jestem jedna jedyna na tym świecie, którą porzucił chłopak. Ale to że inni mają takie same problemy, nie sprawi że magicznie przestanie mnie to boleć. Tak samo, gdy odejdzie bliska osoba. Po miesiącu żałoby nie podeszłabym do kogoś i nie powiedziała "Słuchaj minął miesiąc, śmierć to rzecz naturalna, wszyscy umierają". I jedno i drugie jest stratą, jedni radzą sobie z nią lepiej, inni gorzej. Tak samo z rozstaniem. Jedni popadają w depresję, odczuwają apatię, inni idą dalej i nie oglądają się za siebie. Rozstania rządzą się swoimi prawami. I to wcale nie oznacza, że ja tego chcę. Bo co innego jakbym siedziała, oglądała jego zdjęcia, przywoływała wspomnienia, wchodziła na jego profil - katowałabym samą siebie. Ale tego nie robię. Po prostu boli mnie to rozstanie, nie będę udawała, że jest inaczej. Rozstanie ma swoje fazy. I trzeba przez te wszystkie fazy przejść.
A i biorę sobie wszystkie rady do serca. Ale taka rada "inni przechodzą przez to samo" "ogarnij się" no to raczej w niczym nie pomoże, bo pomimo wielkich chęci, niestety czuję tą apatię. Nie bez powodu też zdiagnozowano u mnie depresję. I nie oczekuję głaskania mnie po głowie. Może więcej wyrozumiałości w tym trudnym czasie. I poczucia, że ktoś ze mną w tym jest, że nie jestem sama.
Lady Loka napisał/a:Majowa, Tobie naprawde sie wydaje, ze jestes jedyna w takiej sytuacji?
Tobie sie wydaje, ze nikt poza Toba czegos takiego nie przezywal albo nie przezywa?
Ty nie chcesz rad ludzi, ktorzy cos takiego przezyli. Nie chcesz rad, jak sie podniesc i jak cos zrobic ze swoim zyciem. Chcesz, zeby Cie klepano po glowie i glaskano po ramieniu.
Powodzenia.Nie umniejszam Twojego bolu. Daje Ci sposoby na to, jak sobie z nim poradzic, ale Ty ich nie chcesz, wiec nic tu po mnie. Ja Cie po glowie nie bede glaskac przez nastepne miesiace.
Tak jak napisałam, nie uważam, że jestem jedna jedyna na tym świecie, którą porzucił chłopak. Ale to że inni mają takie same problemy, nie sprawi że magicznie przestanie mnie to boleć. Tak samo, gdy odejdzie bliska osoba. Po miesiącu żałoby nie podeszłabym do kogoś i nie powiedziała "Słuchaj minął miesiąc, śmierć to rzecz naturalna, wszyscy umierają". I jedno i drugie jest stratą, jedni radzą sobie z nią lepiej, inni gorzej. Tak samo z rozstaniem. Jedni popadają w depresję, odczuwają apatię, inni idą dalej i nie oglądają się za siebie. Rozstania rządzą się swoimi prawami. I to wcale nie oznacza, że ja tego chcę. Bo co innego jakbym siedziała, oglądała jego zdjęcia, przywoływała wspomnienia, wchodziła na jego profil - katowałabym samą siebie. Ale tego nie robię. Po prostu boli mnie to rozstanie, nie będę udawała, że jest inaczej. Rozstanie ma swoje fazy. I trzeba przez te wszystkie fazy przejść.
A i biorę sobie wszystkie rady do serca. Ale taka rada "inni przechodzą przez to samo" "ogarnij się" no to raczej w niczym nie pomoże, bo pomimo wielkich chęci, niestety czuję tą apatię. Nie bez powodu też zdiagnozowano u mnie depresję. I nie oczekuję głaskania mnie po głowie. Może więcej wyrozumiałości w tym trudnym czasie. I poczucia, że ktoś ze mną w tym jest, że nie jestem sama.
Majowa, dostalas ode mnie rady poza tym, zeby sie ogarnac. Dostalas rady, ktore dzialaja i ktore sprawdzily sie nie tylko na mnie, ale tez na innych osobach, tez z forum. Pozwole sobie stwierdzic, ze wiem, co mowie.
Porownywanie tego do smierci? Chybione, bardzo chybione. Nie ma zadnego porownania.
Opowiem Ci historie jak moj ex rzucil mnie pierwszy raz, to chodzilam za nim i blagalam go o powrot. Jak rzucil mnie drugi raz, to zrobil to dwa dni po pogrzebie mojego dziadka. Zupelnie nie obeszlo mnie wtedy to rozstanie. Mialam na glowie wazniejsze rzeczy. Wyladowalam potem na terapii, bo mialam epizody depresyjne i nerwice, przepracowalam tez przy okazji to rozstanie, ale porownywanie rozstania i smierci to tak jakbys chciala powornac okruch chleba z calym bochenkiem. Nikt, kto to przezyl, by sie na cos takiego nie porywal. Zreszta to jest mega nie na miejscu w stosunku do tych, ktorzy przezyli smierc bliskiej osoby. Bo jak juz w takiej sytuacji jestes, to zdajesz sobie sprawe z tego, ze przy smierci, byle rozstanie to nie jest zaden problem. Od razu masz przewartosciowanie wszystkiego, co myslisz.
To jest Twoja decyzja w tym momencie, czy chcesz wyjsc z apatii, czy nie chcesz. Ty nie chcesz i na dodatek szukasz sobie usprawiedliwien, mowisz sobie, ze sie nie da, mowisz sobie, ze nikt Cie nie rozumie i oni straszni mowia Ci, zebys sie ogarnela. Wiesz, co to jest? To jest mechanizm zaprzeczenia. Klasyk. Do przepracowania we wlasnej glowie.
Nie musisz ogladac jego zdjec i profilu na fb, zeby wpedzac siebie w jeszcze wiekszego dola niz juz masz.
Boli? Jasne, ze boli. Bedzie bolec jeszcze przez jakis czas. Tylko teraz pytanie, ktore powinnas sobie zadac to to, czy chcesz, zeby bylalo Cie miesiac czy 5 lat. A uwierz, sa tutaj dziewczyny, ktore latami przezywaja rozstanie i twierdza, ze nikogo nie pokochaja. Bo nie pracuja nad tym, zeby z tego rozstania wyjsc. Jak zaczniesz doceniac to, co masz, zwracac uwage na dobre rzeczy, a teraz jest piekna pogoda, wiec najlepsza pora na takie dzialanie, to sama zobaczysz, ze z tygodnia na tydzien bedzie Ci prosciej.
Tylko musisz podjac akcje, najtrudniejsza, ktora bedzie wyjscie z zaprzeczenia i podjecie dzialania, zeby Ci bylo lepiej. A to juz zalezy w 100% od Ciebie.
237 2021-05-10 09:08:01 Ostatnio edytowany przez Pronome (2021-05-10 09:11:26)
Tak jak napisałam, nie uważam, że jestem jedna jedyna na tym świecie, którą porzucił chłopak. Ale to że inni mają takie same problemy, nie sprawi że magicznie przestanie mnie to boleć. Tak samo, gdy odejdzie bliska osoba. Po miesiącu żałoby nie podeszłabym do kogoś i nie powiedziała "Słuchaj minął miesiąc, śmierć to rzecz naturalna, wszyscy umierają". I jedno i drugie jest stratą, jedni radzą sobie z nią lepiej, inni gorzej. Tak samo z rozstaniem. Jedni popadają w depresję, odczuwają apatię, inni idą dalej i nie oglądają się za siebie. Rozstania rządzą się swoimi prawami. I to wcale nie oznacza, że ja tego chcę. Bo co innego jakbym siedziała, oglądała jego zdjęcia, przywoływała wspomnienia, wchodziła na jego profil - katowałabym samą siebie. Ale tego nie robię. Po prostu boli mnie to rozstanie, nie będę udawała, że jest inaczej. Rozstanie ma swoje fazy. I trzeba przez te wszystkie fazy przejść.
A i biorę sobie wszystkie rady do serca. Ale taka rada "inni przechodzą przez to samo" "ogarnij się" no to raczej w niczym nie pomoże, bo pomimo wielkich chęci, niestety czuję tą apatię. Nie bez powodu też zdiagnozowano u mnie depresję. I nie oczekuję głaskania mnie po głowie. Może więcej wyrozumiałości w tym trudnym czasie. I poczucia, że ktoś ze mną w tym jest, że nie jestem sama.
Oczekujesz specjalnego traktowania, wsparcia i wyrozumialosci na publicznym forum, gdzie wiekszosc ma gdzies, to co piszesz.
Nie ma w tym nic dziwnego, nie jestes tutaj bliska nikomu, wsparcia powinnas szukac wsrod najblizszych oraz w sobie.
Taka jest zasada, aby wsparcie mialo jakikolwiek sens.
LokaLoka, chodziło mi o uczucie straty. Zdaję sobie sprawę, że śmierć jest o wiele trudniejsza do przeżycia, również doświadczyłam tego uczucia w swoim życiu.
Nikt nie powiedział, że ja tych rad nie stosuję.
- prowadzę dziennik, w którym odwracam swoje negatywne myślenie,
- dużo planuję i organizuję sobie różne zajęcia związane z moimi dawnymi zainteresowaniami, jedne z nich udało mi się zorganizować i dojeżdżam na nie 80 km od mojego miasta
- medytuję,
- oglądam filmy, seriale,
- czytam poradniki dotyczące rozstania
- chodzę na terapię
- chodzę do psychiatry
- noszę gumkę recepturkę i strzelam nią, gdy przypomni mi się jakaś sytuacja z ex,
- słucham pozytywnej muzyki,
- wychodzę z psem na spacer,
- jak otworzą basen, będę chciała na niego chodzić
- staram się nie analizować tego związku, nie myśleć o tym co on zrobił źle, co ja zrobiłam źle
Ale to boli mnie. Łapię chwile słabości I niestety mimo wszystko czuję tą apatię, może gdy leki zaczną działać (za 3 tygodnie) to będzie lepiej. Nie wiem.
239 2021-05-10 09:34:17 Ostatnio edytowany przez W1dmo (2021-05-10 09:34:44)
No i dobrze, bo dzisiaj jakąś moda jest na brak przemyślen, skakanie z kwiatka na kwiatek itd. Niby są razem, mówią sobie ze się kochają po czym rozpad i po 2 dniach zapominają. Na tym forum zatrzęsienie takich. Gdybyś ot tak się od tego odcięła to znaczy, że coś nie gra i raczej nie rokuje to dobrze na przyszłość. Przemyśleć trzeba, nie ma co od tego uciekać. Pewnie z rok Ci na to zejdzie, co nie byłoby złym wynikiem, bo np faceci to potrafią wiele lat tkwić mentalnie w takich sytuacjach.
No i dobrze, bo dzisiaj jakąś moda jest na brak przemyślen, skakanie z kwiatka na kwiatek itd. Niby są razem, mówią sobie ze się kochają po czym rozpad i po 2 dniach zapominają. Na tym forum zatrzęsienie takich. Gdybyś ot tak się od tego odcięła to znaczy, że coś nie gra i raczej nie rokuje to dobrze na przyszłość. Przemyśleć trzeba, nie ma co od tego uciekać. Pewnie z rok Ci na to zejdzie, co nie byłoby złym wynikiem, bo np faceci to potrafią wiele lat tkwić mentalnie w takich sytuacjach.
A mi się wydaje wręcz odwrotnie, że to mężczyźni szybciej się podnoszą, zapominają, podrywają inne dziewczyny. Rozpad związku i od razu tindery, badoo itp. Ale nie generalizuję, bo pewnie nie wszyscy.
A to ze wszystko co złe = faceci to wiadomo, ale to inna para kaloszy .
A to ze wszystko co złe = faceci to wiadomo, ale to inna para kaloszy
.
Napisałam, że nie każdy ale w moim środowisku wiele mężczyzn po rozstaniu tak podchodziło do tematu i co ciekawe, naprawdę po krótkim czasie potrafili się z kimś związać i są to związki do dziś.
Kobiety też na pewno tak robią i są zapewne też mężczyźni, którzy tego nie robią.
A mi się wydaje wręcz odwrotnie, że to mężczyźni szybciej się podnoszą, zapominają, podrywają inne dziewczyny. Rozpad związku i od razu tindery, badoo itp. Ale nie generalizuję, bo pewnie nie wszyscy.
Możliwe, że tłumią emocję, co nie jest zdrowe. Dla mężczyzn typowe jest tłumienie uczucia smutku. Wszak stereotypowy mężczyzna nie płacze i nie powinien okazywać słabości, tak jak kobiecie nie wypada się złościć, "złość piękności szkodzi" jak głosi głupie powiedzonko.
Możliwe, że tłumią emocję, co nie jest zdrowe. Dla mężczyzn typowe jest tłumienie uczucia smutku. Wszak stereotypowy mężczyzna nie płacze i nie powinien okazywać słabości, tak jak kobiecie nie wypada się złościć, "złość piękności szkodzi" jak głosi głupie powiedzonko.
Może być w tym trochę prawdy. Ciężko stwierdzić, co mają w głowach.
245 2021-05-10 17:25:45 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-05-10 17:27:20)
Ludzie(w tym wypadku dziewczyny)! Czy Wy nie potraficie już w ogóle funkcjonować, jako oddzielna jednostka/osoba? Do wszystkiego, co robicie(nawet do głupiego wyjazdu na urlop czy wycieczkę) potrzebujecie osoby/osób towarzyszących? To jest tak trudne i niemożliwe wyjechać gdzieś, coś zobaczyć i się odprężyć w samotności? Musicie mieć stale koło Was kogoś, bo inaczej usychacie?
Obecność drugiej osoby jest niezbędna, żeby uważać np jakieś miejsce czy czynność za ciekawą?
Za każym razem, jak słyszę, że ktoś piszę, że nie może samemu nigdzie jechać, bo to dołujące, to mi ręce opadają..
Ludzie(w tym wypadku dziewczyny)! Czy Wy nie potraficie już w ogóle funkcjonować, jako oddzielna jednostka/osoba? Do wszystkiego, co robicie(nawet do głupiego wyjazdu na urlop czy wycieczkę) potrzebujecie osoby/osób towarzyszących? To jest tak trudne i niemożliwe wyjechać gdzieś, coś zobaczyć i się odprężyć w samotności? Musicie mieć stale koło Was kogoś, bo inaczej usychacie?
Obecność drugiej osoby jest niezbędna, żeby uważać np jakieś miejsce czy czynność za ciekawą?Za każym razem, jak słyszę, że ktoś piszę, że nie może samemu nigdzie jechać, bo to dołujące, to mi ręce opadają..
Ja polecam zrobic odwyk od forum, bo w co drugim watku rece ci opadaja... Lato przyszlo, wyjdz do ludzi, zmien nawyki.
Dziewczyna z watku przezyje, a jak sobie ulozy zycie i czy sie rozwinie, to juz jej decyzja.
Opadają i bedą opadać za każdym razem, jak się będzie czytać historie takie, jak Autorki, czy CCCatch. Nie mam problemu z wyjściem do ludzi i cieszeniem się latem, ale też usycham, jak nikt się do mnei nie odezwie czy nie napisze przez 1 dzień. Nie widzę też naprawdę przyczyny, dla której któś nie możę sobie zrobić choćby samtnej wycieczki weekendowej czy krótkiego urlopu...
Opadają i bedą opadać za każdym razem, jak się będzie czytać historie takie, jak Autorki, czy CCCatch. Nie mam problemu z wyjściem do ludzi i cieszeniem się latem, ale też usycham, jak nikt się do mnei nie odezwie czy nie napisze przez 1 dzień. Nie widzę też naprawdę przyczyny, dla której któś nie możę sobie zrobić choćby samtnej wycieczki weekendowej czy krótkiego urlopu...
Ale to nie ty masz problem z porzuceniem Bagiennik i nie ty toczysz walkę ze swoimi emocjami. Ja też najchętniej kopnęłabym autorkę w cztery litery, ale nie mogę, bo jestem świadoma tego przez co przechodzi. Sama tak miałam..:)
Dziś nie potrzebna mi żadna męska para kapci w przedpokoju do szczęścia. Potrafię pojechać na długą, samochodową wycieczkę po Europie i dobrze się bawić, ale niestety nie zawsze tak było i pamiętam, że nie chcialo mi się żyć jak mnie facet zdradził. Ło matko, jaka ja glupia byłam!! Naprawdę przeszłam długą drogę do tego, aby dziś śmiać się z tego. Myślę, że autorka też kiedyś przeczyta te ckliwe wpisy w swoim temacie i nie uwierzy, że to ona je pisała...:) Tylko potrzebuje trochę czasu na to. Głaskanie po głowce jak to ujęła Loka też jej nie pomaga, ale negowanie tego co przeżywa, też jest nie na miejscu. Właściwie nie ma jednego uniwersalnego remedium na złamane serce Każdy musi sam sobie z tym poradzić, niestety.
Ludzie(w tym wypadku dziewczyny)! Czy Wy nie potraficie już w ogóle funkcjonować, jako oddzielna jednostka/osoba? Do wszystkiego, co robicie(nawet do głupiego wyjazdu na urlop czy wycieczkę) potrzebujecie osoby/osób towarzyszących? To jest tak trudne i niemożliwe wyjechać gdzieś, coś zobaczyć i się odprężyć w samotności? Musicie mieć stale koło Was kogoś, bo inaczej usychacie?
Obecność drugiej osoby jest niezbędna, żeby uważać np jakieś miejsce czy czynność za ciekawą?Za każym razem, jak słyszę, że ktoś piszę, że nie może samemu nigdzie jechać, bo to dołujące, to mi ręce opadają..
Można. Tylko po latach już się czkawką odbija i jednak ma spacer, nad jezioro, do kina, na plażę czy na rower człowiek po prostu chciałby wyjść z kimś a nie po raz 1678568 sam.
Opadają i bedą opadać za każdym razem, jak się będzie czytać historie takie, jak Autorki, czy CCCatch. Nie mam problemu z wyjściem do ludzi i cieszeniem się latem, ale też usycham, jak nikt się do mnei nie odezwie czy nie napisze przez 1 dzień. Nie widzę też naprawdę przyczyny, dla której któś nie możę sobie zrobić choćby samtnej wycieczki weekendowej czy krótkiego urlopu...
No i ty masz prawo do swoich pogladow do zycia, i ona tez. Siedzisz na tym forum calymi dniami i jedyne co mozna wyczytac w tych postach to towj waski szablon, ktory przykladasz do historii z internetu. Widocznie ci sie nudzi, swiata tym byniemniej nie zmieniasz.
251 2021-05-10 18:15:56 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-05-10 18:24:59)
bagienni_k napisał/a:Opadają i bedą opadać za każdym razem, jak się będzie czytać historie takie, jak Autorki, czy CCCatch. Nie mam problemu z wyjściem do ludzi i cieszeniem się latem, ale też usycham, jak nikt się do mnei nie odezwie czy nie napisze przez 1 dzień. Nie widzę też naprawdę przyczyny, dla której któś nie możę sobie zrobić choćby samtnej wycieczki weekendowej czy krótkiego urlopu...
No i ty masz prawo do swoich pogladow do zycia, i ona tez. Siedzisz na tym forum calymi dniami i jedyne co mozna wyczytac w tych postach to towj waski szablon, ktory przykladasz do historii z internetu. Widocznie ci sie nudzi, swiata tym byniemniej nie zmieniasz.
Dużo ciekawsze rozrywki potrafie sobie znaleźć i nie musisz mnie do niczego nakłaniać. Nie nudzę się, tylko widzę, jak po raz któryś z rzędu od nowa dwie bohaterki taplają się na własne życzenie w tym swoim błotku i nie chcą za nic z niego wyjść. Wiedzą, że robią źle, ale najwidoczniej trwanie w tym i wylewanie łez im sprawia przyjemność. Naprawdę nie lubię nikogo głaskać po głowie i czytać, jak ktoś dokonuje samobiczowania.
Ale skoro tak chcą, to niech mają.. Życzę im, żeby się to skończyło, ale nie za 50 stron tego wątku, tylko może na następnej?
Wątków o zdardach czy porzuceniach jest dziesiątki czy setki, natomiast sa takie przypadki, których ciężko nie skomentować
Roos, rozumiem, żę jezioro czy plaża wyglądają lepiej jak się je ogląda z kimś, niekoniecznie nawet z partnerem?
Salomonko, przeżyłaś zdradę, zatem raczej coś dużo poważniejszego(moim zdaniem) Tutaj, jak i wątku CCCatch, ci niedoszli partnerzsy wykazują się od początku prawie albo niezdecydowaniem i nieogarem albo kompletnym brakiem szacunku do dziewczyny czy brakiem uposzanowanie jej potrzeb - czego można tu żałować?
Nie przychodzi mi do głowy inne rozwiązanie, jak przysłowiowy "kop", kiedy ktoś otwarcie pisze i czuje, że się do niczego nie nadaje/nikogo nie pozna/nie będzie szczęśliwym/ wątpi w siebie/samoocena mu spada z powodu nieudanego związku. Nie uznaje za skuteczne oczekiwanie głaskania po główce i pocieszania, że będzie dobrze...
Potem takie osoby, jak Autorka, dziwiją się, jak to można tak szybko się podnieść po rozstaniu, jak się niektórzy podnoszą..Ano właśnie..
Ludzie(w tym wypadku dziewczyny)! Czy Wy nie potraficie już w ogóle funkcjonować, jako oddzielna jednostka/osoba? Do wszystkiego, co robicie(nawet do głupiego wyjazdu na urlop czy wycieczkę) potrzebujecie osoby/osób towarzyszących? To jest tak trudne i niemożliwe wyjechać gdzieś, coś zobaczyć i się odprężyć w samotności? Musicie mieć stale koło Was kogoś, bo inaczej usychacie?
Obecność drugiej osoby jest niezbędna, żeby uważać np jakieś miejsce czy czynność za ciekawą?Za każym razem, jak słyszę, że ktoś piszę, że nie może samemu nigdzie jechać, bo to dołujące, to mi ręce opadają..
Może Ty preferujesz samotne spędzanie urlopów, ja jednak potrzebuję towarzystwa. Oczywiście, że jestem w stanie funkcjonować jako oddzielna jednostka, chodzić na spacery, jeździć na rolkach, na rowerze, chodzić na siłownię, basen, do kina.
Ale wypad nad jezioro czy morze chętnie spędziłabym z osobą/osobami towarzyszącymi. I mam do tego prawo. To, że Ty masz inaczej i jest Ci obojętne to, czy jesteś sam, czy w towarzystwie - szanuję. Więc Ty uszanuj, że ktoś może woleć spędzić urlop w towarzystwie. Nie każdy jest taki jak Ty i nie każdy musi lubić to co Ty. Uszanuj to, że każdy jest inny. Co więcej, ma do tego pełne prawo.
Opadają i bedą opadać za każdym razem, jak się będzie czytać historie takie, jak Autorki, czy CCCatch. Nie mam problemu z wyjściem do ludzi i cieszeniem się latem, ale też usycham, jak nikt się do mnei nie odezwie czy nie napisze przez 1 dzień. Nie widzę też naprawdę przyczyny, dla której któś nie możę sobie zrobić choćby samtnej wycieczki weekendowej czy krótkiego urlopu...
A ja widzę przyczynę - może po prostu woli spędzać urlop z osobami towarzyszącymi. Ja nie narzucam nikomu swoich upodobań, sądząc że tylko one są dobre. Ludzie są różni i w różny sposób lubią spędzać swój wolny czas.
bagienni_k napisał/a:Opadają i bedą opadać za każdym razem, jak się będzie czytać historie takie, jak Autorki, czy CCCatch. Nie mam problemu z wyjściem do ludzi i cieszeniem się latem, ale też usycham, jak nikt się do mnei nie odezwie czy nie napisze przez 1 dzień. Nie widzę też naprawdę przyczyny, dla której któś nie możę sobie zrobić choćby samtnej wycieczki weekendowej czy krótkiego urlopu...
Ale to nie ty masz problem z porzuceniem Bagiennik i nie ty toczysz walkę ze swoimi emocjami. Ja też najchętniej kopnęłabym autorkę w cztery litery, ale nie mogę, bo jestem świadoma tego przez co przechodzi. Sama tak miałam..:)
Dziś nie potrzebna mi żadna męska para kapci w przedpokoju do szczęścia. Potrafię pojechać na długą, samochodową wycieczkę po Europie i dobrze się bawić, ale niestety nie zawsze tak było i pamiętam, że nie chcialo mi się żyć jak mnie facet zdradził. Ło matko, jaka ja glupia byłam!! Naprawdę przeszłam długą drogę do tego, aby dziś śmiać się z tego. Myślę, że autorka też kiedyś przeczyta te ckliwe wpisy w swoim temacie i nie uwierzy, że to ona je pisała...:) Tylko potrzebuje trochę czasu na to. Głaskanie po głowce jak to ujęła Loka też jej nie pomaga, ale negowanie tego co przeżywa, też jest nie na miejscu. Właściwie nie ma jednego uniwersalnego remedium na złamane serce
Każdy musi sam sobie z tym poradzić, niestety.
Dziękuję za zrozumienie! Mam nadzieję, że będzie tak jak mówisz.
255 2021-05-10 18:36:40 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-05-10 18:40:49)
Skoro potrafisz i jesteś w stanie spędzić czas samej, czyli powiedzmy wyjechać choćby RAZ sama gdzieś, to dlaczego się na to nie zdecydujesz? Poza tym, skoro masz znajome/koleżanki, to chyba nie jest aż tak trudno zogranizować coś? Jeśli oczywiście o jakiekolwiek towarzystwo chodzi..Natomiast koniecnzość wyjazdu w tworzsytwie zwyczjanie blokuje Cię przed wieloma możliwościami, które być może pomogą Ci się uporać z problemem. Ja też lubię towarzystwo, choć do niektórych aktywności się ono nie przydaje, ale jeśli jest szansa na ciekawe przeżycia podczas wyjazdu, to nie wiem jak obecność drugiej osoby miałaby to uatrakcyjnić jeszcze bardziej. Inaczej mówiąc, równie fajnie może być, jak można gdzies jechać samemu czy z kimś. Nikt nie każe Ci spędzać do końca życia każdego urlopu samej, ale chyba raz czy kilka razy to nie to samo?
Głupio jest rezygnować z jakiejś okazji tylk odlatego, że się nie ma kompana do wycieczki..
Nie życzę Ci źle, życzę Ci wręcz tego, o czym mówiła Salomonka(abyś się kiedyś z tego śmiała ) Widzę tylko, że uparcie dalej z Koleżnaką tkwicie w tym samym miejscu.
Większość osób radzi aby jak najszybciej się z tym uporać. Jednak każdy potrzebuje innego czasu. Zupełnie jak na początku znajomosci. Ktoś skonsumuje związek po tygodniu a innemu i miesiąc za mało. Ja leczyłam się baardzo długo. I tu moze narażę się na krytykę ale porzucenie mnie bylo dla mnie większym i dłuższy bólem niż smierć obu dziadków. Może dlatego, że śmierć zwłaszcza ta ze starości jest naturalną koleją rzeczy. A przy porzuceniu?...moze chodzi o to, ze ciężej się z tym pogodzić i gdzieś tam bardzo długo tłucze się nadzieja, ze może kiedyś..., znowu..
Co mi pomogło? Niczego nie przyśpieszałam, zadnego klina klinem bo to nie działa ( przynajmniej w moim przypadku) Leciał sobie dzień za dniem a ja sobie zyłam tak powoli.
Jednak prawdziwą terapią stało się kupno psa. Ale ty chyba już masz psa...
Większość osób radzi aby jak najszybciej się z tym uporać. Jednak każdy potrzebuje innego czasu. Zupełnie jak na początku znajomosci. Ktoś skonsumuje związek po tygodniu a innemu i miesiąc za mało. Ja leczyłam się baardzo długo. I tu moze narażę się na krytykę ale porzucenie mnie bylo dla mnie większym i dłuższy bólem niż smierć obu dziadków. Może dlatego, że śmierć zwłaszcza ta ze starości jest naturalną koleją rzeczy. A przy porzuceniu?...moze chodzi o to, ze ciężej się z tym pogodzić i gdzieś tam bardzo długo tłucze się nadzieja, ze może kiedyś..., znowu..
Co mi pomogło? Niczego nie przyśpieszałam, zadnego klina klinem bo to nie działa ( przynajmniej w moim przypadku) Leciał sobie dzień za dniem a ja sobie zyłam tak powoli.
Jednak prawdziwą terapią stało się kupno psa. Ale ty chyba już masz psa...
Facet potraktował ją jak zero, traktował nie lepiej przez cały związek. Na co tu mieć nadzieje, na cud, że nagle zacznie ją szanować? Nadzieja na co, na to że się z nim zejdzie i będzie znowu to samo?
Nie nudzę się, tylko widzę, jak po raz któryś z rzędu od nowa dwie bohaterki taplają się na własne życzenie w tym swoim błotku i nie chcą za nic z niego wyjść. Wiedzą, że robią źle, ale najwidoczniej trwanie w tym i wylewanie łez im sprawia przyjemność. Naprawdę nie lubię nikogo głaskać po głowie i czytać, jak ktoś dokonuje samobiczowania. Ale skoro tak chcą, to niech mają.. Życzę im, żeby się to skończyło, ale nie za 50 stron tego wątku, tylko może na następnej?
Wątków o zdardach czy porzuceniach jest dziesiątki czy setki, natomiast sa takie przypadki, których ciężko nie skomentować
Skomentowales raz czy dwa, i chyba widzisz, ze dziewczyna jest w innym stanie, to moze wystarczy. Po co chcesz zmieniac drugiego czlowieka na sile? Nie uwazasz, ze powinienes pilnowac swojego nosa. Jesli tak podchodzisz do innych ludzi, tupanie nozka i foch, bo ktos inaczej sie zachowuje, niz ty bys sobie tego zyczyl, to nie dziwie sie, ze nigdy nie byles w zwiazku. W ogole komentowanie sprawy, w ktorej nie ma sie doswiadczenia, jest lekko dziwaczne. Podobnie jak ksiadz z ambony chcacy sie zajmowac kobieca ciaza i antykoncepcja. Oboje jestescie smieszni.
259 2021-05-10 18:54:22 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-05-10 18:56:16)
Pronome, wybacz, ale naprawdę nie potrzebuje niczyjego błogoławieństwa ani pozwolenia, żeby wyrazić swoje zdanie czy też moje podejście do pewnych rzeczy. Powiedziałem, co chciałem i bynajmniej nie uważam, że jest to zacieranie nosa czy strzelanie fochów, raczej zdziwienie pewnymi zjawiskami. Nie mam takiej mocy sprawczej, żeby kogoś zmieniać, ale jeśli 99 % takich sytuacji wymaga głaskania po główce i pocieszania, to niech to lepiej i skuteczniej zrobią inni.
KoloroweSny wyżej napisała za czym można "tęsknić" w takim momencie, jeśli facet tak się zachowywał..
Zresztą wczęsniej podany był przykład Pain i jej problemu, gdzie ona też przechodziła, ten sam problem i ten sam etap, ale jednak inaczej na to wszytko reagowała, pomimo wyraźnej różnicy w tym, co obie straciły.
Pronome napisał/a:bagienni_k napisał/a:Opadają i bedą opadać za każdym razem, jak się będzie czytać historie takie, jak Autorki, czy CCCatch. Nie mam problemu z wyjściem do ludzi i cieszeniem się latem, ale też usycham, jak nikt się do mnei nie odezwie czy nie napisze przez 1 dzień. Nie widzę też naprawdę przyczyny, dla której któś nie możę sobie zrobić choćby samtnej wycieczki weekendowej czy krótkiego urlopu...
No i ty masz prawo do swoich pogladow do zycia, i ona tez. Siedzisz na tym forum calymi dniami i jedyne co mozna wyczytac w tych postach to towj waski szablon, ktory przykladasz do historii z internetu. Widocznie ci sie nudzi, swiata tym byniemniej nie zmieniasz.
Dużo ciekawsze rozrywki potrafie sobie znaleźć i nie musisz mnie do niczego nakłaniać. Nie nudzę się, tylko widzę, jak po raz któryś z rzędu od nowa dwie bohaterki taplają się na własne życzenie w tym swoim błotku i nie chcą za nic z niego wyjść. Wiedzą, że robią źle, ale najwidoczniej trwanie w tym i wylewanie łez im sprawia przyjemność. Naprawdę nie lubię nikogo głaskać po głowie i czytać, jak ktoś dokonuje samobiczowania.
Ale skoro tak chcą, to niech mają.. Życzę im, żeby się to skończyło, ale nie za 50 stron tego wątku, tylko może na następnej?
Wątków o zdardach czy porzuceniach jest dziesiątki czy setki, natomiast sa takie przypadki, których ciężko nie skomentować
Roos, rozumiem, żę jezioro czy plaża wyglądają lepiej jak się je ogląda z kimś, niekoniecznie nawet z partnerem?Salomonko, przeżyłaś zdradę, zatem raczej coś dużo poważniejszego(moim zdaniem) Tutaj, jak i wątku CCCatch, ci niedoszli partnerzsy wykazują się od początku prawie albo niezdecydowaniem i nieogarem albo kompletnym brakiem szacunku do dziewczyny czy brakiem uposzanowanie jej potrzeb - czego można tu żałować?
Nie przychodzi mi do głowy inne rozwiązanie, jak przysłowiowy "kop", kiedy ktoś otwarcie pisze i czuje, że się do niczego nie nadaje/nikogo nie pozna/nie będzie szczęśliwym/ wątpi w siebie/samoocena mu spada z powodu nieudanego związku. Nie uznaje za skuteczne oczekiwanie głaskania po główce i pocieszania, że będzie dobrze...
Potem takie osoby, jak Autorka, dziwiją się, jak to można tak szybko się podnieść po rozstaniu, jak się niektórzy podnoszą..Ano właśnie..
bagienni_k, czy Ty wiesz czym są uczucia? Czy zdajesz sobie sprawę, że nie znikają tak po prostu z dnia na dzień? Czy zdajesz sobie sprawę, że porzucenie z dnia na dzień boli? Czy znane jest Ci takie pojęcie jak empatia? Czy rozumiesz, że kogoś może coś boleć i nie ważne czy zdradził, czy porzucił z dnia na dzień, czy miał latami kochankę, czy może po prostu mu się znudziło - rozstanie, odrzucenie boli. Nie wymaże się tego z pamięci w jedeń dzień.
Jeśli tego nie rozumiesz, to opuść ten wątek.
Ponadto nie czytasz kompletnie najprawdopodobniej moich wypowiedzi i non stop wmawiasz mi, że uprawiam taplam się w błotku.
''Wiedzą, że robią źle" - szukam nowych pasji, chodzę na terapię, spacery, jeżdżę nawet do innej miejscowości, żeby realizować swoje dawne marzenia, nie słucham smutnych piosenek, nie oglądam zdjęć, nie wspominam dobrych film, nie oglądam komedii romantycznych, wywaliłam go ze znajomych, staram się nie analizować co i jak i dlaczego, po prostu stało się, przyjęłam życie takim jakie jest, zaakceptowałam rozstanie, nie myślę co by było gdyby, czy napisze itp. prowadzę dziennik emocji, gdy nachodzą czarne myśli staram się je odwracać
Powiedz mi co ja takiego robię źle? To, że mimo wszystko rozstanie mnie BOLI, to jest takie złe? To, że czasem sobie nie radzę? To jest takie złe? Jaki ja mam na to wpływ. Myślisz, że chcę żeby mnie to bolało? Co ja mogę poradzić, że na ten moment życie jest dla mnie puste. Mam się oszukiwać? Nie wiem, może coś jest ze mną naprawdę nie tak.
Piszesz o braku szacunku - osobą, która nie ma szacunku do moich uczuć jesteś właśnie Ty. Nie potrafisz zrozumieć, uszanować, że ktoś może mieć inne poglądy niż Ty. Że kogoś po prostu coś boli. Bo niewłaściwie ulokował uczucia.
I jeśli nie rozumiesz czyichś uczuć, emocji, to nie udzielaj się w takich wątkach. Gdyby nie terapia na którą chodzę, dzięki Tobie czułabym się jak jakaś nienormalna osoba.