Ela210 napisał/a:Bożesz Ty mój..
Mam do Ciebie Mimi pytanie: jak Ty myślisz- co jego pociągnęło w stronę tej kobiety- i czy to jest w waszym związku?
Mam wrażenie że strasznie zamiatacie pod dywan i to wylezie..
Elu z tego co mi opowiadal i mowi- pociagnela go jej uwaga i jej fascynacja nim. Wspolny temat, moze jakies zauroczenie chwilowe, ale nie fizyczne. Mysle, ze gdyby fizycznie go pociagala, zrobiliby to wtedy w biurze. Ona mu wyznala, ze jest miloscia jej zycia po jednej rozmowie. Ale niestety moralnosc i podejscie niemek do zycia wiele razy mnie zadziwialo. Tlumaczylam mu, ze takue wyznania to znam z wieku nastoletniego, kiedy po pierwszej rozmowie z chlopakiem robi sie takie wyznania. A czlowiek po 40. raczej ma swoje wymogi, przyzwyczajenia i standarty. A sam fakt, ze interesuja sie tymi samymi filmami i ona mu takie wyznania zapodala pokazywalo niestety jej poziom intelektualny lub niedorozwoj emocjonalny- mezatki i matki 6-cio i 10- cio latki. Moj maz jest bardzo cieplym i wrazliwym czlowiekiem. Przemilym do kobiet i niestety zdarzalo sie, ze niektore opatrznie go zrozumialy, albo ich mezowie dziwnie reagowali. A jak on sam mowi, czul sie zatracony, niedowartosciowany, obojetny na wszystko i stal sie idealna ofiara na takie akcje.
Elu nie mial tego wtedy w naszym zwiazku. Nieswiadomie odepchnelam go na boczny tor, sama "brylujac" zawodowo, radzac sobie jak matka polka ze wszystkimi problemami zwiazanymi z domem i dziecmi. Opowiadajaca o sukcesach i tym, co udalo mi sie zalatwic czy nam zorganizowac, przeoczylam, ze tlamsze go mentalnie. I wiesz co, z perspektywy czasu, jak byla rozmowa przy stole, wrecz cieszylo mnie, jak dzieci opowiadaly cos o szkole, a on nic nie mial pojecia, byl wykluczony. Jakbym mu chciala utrzec nos- nie interesujesz sie to nie wiesz. Ale ja to robilam nieswiadomie. Dopiero teraz zdaje sobie z tego sprawe. Ja tez nie dostawalam wtedy tej uwagi od meza, komplementu, ciepla, poczucia bycia kobieta. Dostawalam to od mezczyzn otaczajacych mnie w zyciu zawodowym i pewnie taki substytut mi wystarczyl. On sam mi powiedzial, ze przeskoczylam go na wszystkich plaszczyznach i niczym nie mogl sie wykazac. Sex raz na dwa tygodnie, malo czasu wspolnego, urlopu nie bylo bo korona. I on mi wiedl i wiedl. Przy moim boku, ale odrzucony. Elu teraz to widze i wiem. Bo gadamy, bo analizujemy, szkoda ze tak pozno. Bo jest ten niesmak, kamien w bucie, co uwiera. Ale tylko dlatego dostaje ta szanse- wiem ze ja duzo zawalilam. On tez. Ale on zawali, ze nie przyszedl, nie pogadal, ze mu zle. Wtedy latwiej byloby nam odzyc, naprawiac zwiazek a nie teraz, jak zolnierze po wojnie, z trauma. Brakiem zaufania, zalem za klamstwa i oszustwa. Zle i mi i jemu. Ech...
I dodam ze ja w psychicznej rozpierdusze, czekajaca na terapie...bo przyjmowalam ciosy i bylam gotowa na cios z kazdej strony. A w domu mialam ta twierdze. To moje meskie ramie. A nie spodziewalam sie ciosu od niego...
Bo jak podkreslam- to co opisalam pisze w swiadomosci po spedzonych dziesiatkach godzin rozmow, klotni i zalow. Wczesniej nie bylam swiadoma tego stanu. ..bylo nijak , ale ja zwalalam wszystko na pandemie...