Witam wszystkich. Tradycyjnie, jak inni, piszę ws. porady związkowej
Od blisko 2 lat jestem związany z kilka lat młodszą dziewczyną-jedynaczką. Od ponad roku mieszkamy razem. Między nami nie ma różnic typowych dla życia prywatnego wielu par. Nie pokłócimy się o jakiś remont, pieniądze, wakacje, film, teatr, ale różni nas (czasem) proza dnia codziennego. Moja partnerka ma sporo zalet dla mnie istotnych, ale jednocześnie dość poważną wadę z którą nie wiem jak sobie poradzić. Po prostu bywa…upierdliwa Łasi się do mnie, czasami potrafi kilkunastokrotnie dziennie przytulać się na długi czas. Z kolei dla mnie przytulenie owszem jest fajne, ale nigdy nie lgnąłem do tego specjalnie. W każdym razie nie kleiłem się do dziewczyny przez 3 godziny non stop, a moja luba to najchętniej by się „przyspawała”. Ktoś powie, że wydurniam się to pisząc, ale to…irytuje. Moja irytacja przeradza się w odtrącenie, a partnerka nie rozumie, że człowiek może np. pracować, czytać książkę i się chce skupić tylko na tym. Dla niej to dramat, histeria, brak czułości itd. A przecież nie o to chodzi.
Druga sprawa to jej skłonność do…powtarzania się. Potrafi czasami np. z 4 razy powtórzyć niemal wiernie daną wypowiedź i to w ciągu 2-3 minut. Brzmi to groteskowo i takie jest. Zazwyczaj tak ma jak ją coś podświadomie denerwuje, niepokoi. Partnerka jest osobą introwertyczną, mało doświadczoną i zapewne tak „mieli” sobie życie w psychice.
Wiem, że odczuwa brak mojej osoby, często pisze z pracy. Przyznam, że ja takim tęsknidełkiem nigdy nie byłem. Musiałbym nie widzieć kogoś dłuższy czas, nie mieć kontaktu, żeby się tak przejmować.
Sex u nas nie jest w ogóle problemem. W przeciwieństwie do mojej poprzedniej partnerki, obecna dochodzi szybko i sama się chwali swoimi postępami w łóżku. Jest to dla niej bardzo ważne.
Mówi, żebym był czuły i miły, ale jak widzisz człowieka, który traci nerwy z byle powodu to ja też tracę swój spokój. Kompletnie nie umiem z nią dyskutować o tym. Przedstawiam różne rozwiązania, a ona po paru dniach potrafi znowu zacząć śpiewkę o „brakach”. Czy mam robić coś dla świętego spokoju? To trochę jakbym wychowywał sobie dziecko, a nie żył z kobietą przed 30-ką.
Dla mnie to fenomen jak osoba z niezłą pracą, wykształceniem, potrafi być…infantylna?
Zastanawiam się skąd to się wzięło. Może przez jej rodziców. To dość specyficzna para, w której, wydaje mi się, dominuje kobieta. Ona potrafi gadać o jakichś pierdołach, które mogłyby interesować grono 80-letnich prowincjuszy a on tylko coś tam przytaknie, ironicznie skomentuje i idzie sobie robić swoje rzeczy. Zero flow w tej parze, dodatkowo oboje pracują w tej samej fabryce Właściwie siedzą ze sobą 24h/dobę. Powiem szczerze, że ja bym się dusił w czymś takim. Bardzo lubię wolność, niezależność (chociaż siedzę w domu przez większość czasu).
Do tje pory nie rozumiem jednej rzeczy. Otóż nawet jeśli związek np. moich rodziców nie był udany to przecież nie powielam tego zła, którego byłem świadkiem. To dość logiczne. A mam wrażenie, że moja dziewczyna, dojrzewając w domu takim a nie innym beznamiętnie, mimowolnie kopiuje jakieś schematy zachowań. Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie, ale brakuje trochę krytycznego myślenia w tym wszystkim.
W pewnym sensie muszę ją popychać do różnych rzeczy, do inicjatywy. Poza pracą to by się przykleiła do mnie i już, zadowolona To ja przekonałem ją do gotowania, najpierw wspólnego, potem już niekoniecznie. Podobnie było z wieloma innymi kwestiami (ruch, ćwiczenia - z oporem). Niestety, do tej pory nie wiem jak poradzić sobie z tą nadmierną przytulankowatością i irytującym powtarzaniem.
Zależy mi na mojej dziewczynie.
Macie jakiś pomysł jak zadziałać?