Witam czy ktoras z was rowniez miala takie doswiadczenia ze zyjac w rodzinie bez uczuc stała sie zakompleksiona smutna i zamknieta w sobie?
Piszcie:)
Witam czy ktoras z was rowniez miala takie doswiadczenia ze zyjac w rodzinie bez uczuc stała sie zakompleksiona smutna i zamknieta w sobie?
Piszcie:)
Ja miałem w domu zimny chów. U mnie w domu nie okazywało się uczuć. No poza tymi negatywnymi. Nikt nikomu nie mówił, że go kocha. Niestety jak się okazuje ożeniłem się z kobietą, która też się tak zachowuje.
moja matka uwaza wrecz ze jest idealna. ze nie piła alkoholu itd a to ze nie okazywała uczuc, nie wspierała, nie pomagała, rozkazywała, porównywała z innymi dziecmi, nigdy nie pochwalila za nic, za to wrzeszczała jak niechcacy przewróciłam zelazko to to wh niej nic nie znaczy bo i tak jest idealna.
moja matka uwaza wrecz ze jest idealna. ze nie piła alkoholu itd a to ze nie okazywała uczuc, nie wspierała, nie pomagała, rozkazywała, porównywała z innymi dziecmi, nigdy nie pochwalila za nic, za to wrzeszczała jak niechcacy przewróciłam zelazko to to wh niej nic nie znaczy bo i tak jest idealna.
Kiedy wpadłem w depresję i przyznałem się do tego matce, to wtedy dopiero dotarło do niej, że coś źle robiła. Sama okupiła to też depresją. Teraz nasze relacje są bardzo dobre. Ale niestety czasu cofnąć się nie da.
Mam podobnie. Przytulanie, miłe słowa, głaskanie, mówienie "kocham cię", chwalenia, docenianie, dziękowanie, wspieranie - to zachowania do tej pory nieobecne w domu moich rodziców. Nie mieliśmy jako dzieci przyzwolenia na emocje, nawet negatywne. Rodzice wyrażali i okazywali tylko te negatywne - złość, rozczarowanie, krytyka, oziębłość... Taka codzienność.
Czy wyrosłam na osobę smutną i zamkniętą w sobie? Nie wiem, nie wydaje mi się. Stworzyłam wartościowe przyjaźnie, nauczyłam się okazywać uczucia - nadal się uczę, tylko teraz na terapii - potrafię czerpać radość z życia. Oczywiście nie zawsze jest różowo. Zmagam się z doświadczeniami z dzieciństwa do tej pory, mam swoje kompleksy czy dziwne przekonania. Ale czuję się szczęśliwa z taką, jaką jestem.
wilczysko i monocros a wszkole jakimi bylisie osobami?
wilczysko i monocros a wszkole jakimi bylisie osobami?
Podstawówkę nie wspominam dobrze. Byłem jednym z dwóch najniższych chłopców w klasie, przez co bywałem takim popychadłem. Dużo lepiej było w liceum. Zmiana otoczenia pozwoliła mi się jakby określić na nowo. Miałem bardzo fajną klasę. Mogę chyba śmiało powiedzieć, że byłem lubiany.
to ja mialam gorzej. Ehhh marze o tym aby uciec i byc zadowolona chociaz na chwile ale coz bez pieniedzy sie nie da a w tym kraju nie da sie zarobic na nic:(
U mnie tez tak bylo. Zero emocji, tylko te negatywne. Porownywanie do inncyh dziewczynek "a ta to takie ladne spodniczki nosi" , "a tamta potrafi przejsc przez plac budowy i sie nie ubabrac", "a ta ma takie ladne wloski".
Nie wyroslam na smutna osobe z depresja. Odkad skonczylam 15 lat bylo mi ciezko ale nie dalam sie. Walczylam o bycie soba i mi sie udalo. Okazuje emocje kiedy je odczuwam i swietnie je ukrywam kiedy potrzebuje. Matka wie co mi probowala zrobic, nadal nie przyjmuje tego do wiadomosci wiec od kilku lat nie mamy kontaktu. Ja mam jedno zycie, nie bede go marnowac na uganianie sie za odleglymi koszmarami z dziecinstwa. Nie i juz.
W szkole i poza nia zawsze bylam lubiana. W pracy tez. Nie mam jakichs wiekszych narowow czy skrzywien. Jestem kim jestem. Nie jestem najlepsza ale i tez nie taka ostatnia. Nie udalo sie mojej matce mnie zgniesc i zgnebic..
to ja mialam gorzej. Ehhh marze o tym aby uciec i byc zadowolona chociaz na chwile ale coz bez pieniedzy sie nie da a w tym kraju nie da sie zarobic na nic:(
Tylko, że ja przez cały okres swojej młodości nigdy nie potrafiłem związać się z żadną dziewczyną, a potem kobietą. Zawsze byłem sam. Pierwszy związek był bardzo późno. Dopiero po 30-ce. I wtedy wyszło, że mam ogromny lęk przed bliskością.
to ja mialam gorzej. Ehhh marze o tym aby uciec i byc zadowolona chociaz na chwile ale coz bez pieniedzy sie nie da a w tym kraju nie da sie zarobic na nic:(
Ja wyjechalam. W ciemno i na oslep. Najlepsza decyzja ever.
Ale w obecnych klimatach nikomu tego szalenstwa nie polecam
do jaguar a gdzie wyjechałas wtedy jesli mozna wiedziec?
To dlaczego zycie jest takie niesprawiedliwe?
Inni maja normalne kochajace domy sa otwarci nikt ich nie krytykuje maja to czego chca a inni musza zmagac sie z depresja smutkiem brakiem zrozumienia.
To dlaczego zycie jest takie niesprawiedliwe?
Inni maja normalne kochajace domy sa otwarci nikt ich nie krytykuje maja to czego chca a inni musza zmagac sie z depresja smutkiem brakiem zrozumienia.
No i tak jest. I dobrze zrobisz, jak szybko przyjmiesz do wiadomości, że tak jest - to rzeczywistość. Przeszłość, na której nie masz i nie miałaś wpływu. Natomiast masz wpływ na to, co teraz robisz. To twoja wyłącznie decyzja, czy spędzasz czas na rozpaczaniu za przeszłością, przeżywaniu wciąż i wciąż ran z dzieciństwa, narzekaniem na niesprawiedliwy świat; czy też może podejmiesz decyzję, żeby zmienić siebie i sobie pomóc. Żal, złość, smutek - masz prawo to czuć. Daj sobie też prawo przeżyć to i ruszyć dalej.
Mi pomaga terapia. Pomogła mi też decyzja w gimnazjum, że nie będę sama. Wymyśliłam sobie scenariusz, jak zachowam się pierwszego dnia szkoły i tak zrobiłam. I mimo że byłam uznana za dziwną, to udało mi się już pierwszego dnia złapać kontakt z dziewczyną, która obecnie nadal jest moją bliską przyjaciółką. To była decyzja "siadam z tyłu klasy i czekam, aż ktoś do mnie podejdzie albo wyciągam pierwsza rękę i dosiadam się do kogoś, narażając się nawet na ośmieszenie". Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale cieszę się, że podjęłam tę decyzję. Być może to te wszystkie książki, które czytałam.
Pytasz, jak w szkole? Byłam bardzo nieśmiała, nie wychodziłam do przodu, miałam kilka koleżanek, ale do gimnazjum nie utrzymałam bliższej znajomości, bo zawsze czekałam, aż ktoś inny zrobi pierwszy krok, byłam zakompleksiona, więc uważałam, że i tak nikt mnie nie polubi, więc po co się starać... więc się nie starałam, więc znajomi odchodzili. Nie byłam specjalnie prześladowana, czasem ktoś nabijał się z mojego nazwiska w podstawówce, ale nie byłam też popularna. Potem trafiłam też do świetnego środowiska przykościelnego, gdzie nauczyłam się być sobą, nauczyłam się odpowiedzialności za siebie, za innych, non stop wykraczałam poza strefę komfortu - i zyskałam tam też wielu znajomych.
Mialam podobnie: zadnych pochwal, zero opieki, tylko wylacznie opieprzanie caly czas plus ciagle awantury rodzicow i okazjonalna przemoc. Prawdziwe pieklo. Jak wpadlam w gleboka depresje gdy mialam 20 lat moja matka na mnie nawrzeszczala, ze jak ja moge miec takie fanaberie.
W szkole sredniej bylam wycofana i glownie sluchalam muzyki. Wydawalo mi sie, ze kazdy ode mnie jest lepszy bo wstyd mi bylo kogokolwiek do domu przyprowadzic. Odbilam sie na studiach jak wreszcie poszlam na terapie, zrozumialam siebie i zadecydowalam o wyjezdzie. Jestem na emigracji juz 16 lat i niczego nie zaluje. Mam przyjaciol, wspanialego partnera i jestem lubiana. Miliony lat od mojej toksycznej rodziny.
przeszłość nie zawsze determinuje przyszłość. Świadczą o tym losy ludzi, którzy naprawdę mieli dzieciństwo będąc w czanej d*pie i wyszli na prostą, żyjąc szczęśliwie. Chcieć to móc.
Moje doświadczenia też były kijowe, ale było, minęło a ja jestem dzisiaj innym człowiekiem. I nigdy bym nie powiedziała, że moje życie jest nieudane. Przeciwnie. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko miliona dolarów. Wiem..., pieniądze szczęścia nie dają.... Dopiero zakupy
Kupiłabym jakąś małą, maciupeńką wyspę...
17 2017-03-28 08:37:03 Ostatnio edytowany przez vilkolakis (2017-03-28 08:37:29)
przeszłość nie zawsze determinuje przyszłość. Świadczą o tym losy ludzi, którzy naprawdę mieli dzieciństwo będąc w czanej d*pie i wyszli na prostą, żyjąc szczęśliwie. Chcieć to móc.
Moje doświadczenia też były kijowe, ale było, minęło a ja jestem dzisiaj innym człowiekiem. I nigdy bym nie powiedziała, że moje życie jest nieudane. Przeciwnie. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko miliona dolarów. Wiem..., pieniądze szczęścia nie dają.... Dopiero zakupy
Kupiłabym jakąś małą, maciupeńką wyspę...
No ja akurat uważam, że przeszłość zawsze determinuje przyszłość. Tylko nie zawsze determinuje ją tak samo. Owszem są ludzie, którzy dzieciństwo mieli beznadziejne i wyszli na prostą, ale można raczej powiedzieć, że to że doświadczyli czegoś złego zdeterminowało ich do walki o lepsze. Niestety to nie zawsze tak działa. To kwestia osobowości, charakteru. Jednych ludzi niepowodzenia dołują i przygniatają, a innych mobilizują do jeszcze większej walki.
adiaphora napisał/a:przeszłość nie zawsze determinuje przyszłość. Świadczą o tym losy ludzi, którzy naprawdę mieli dzieciństwo będąc w czanej d*pie i wyszli na prostą, żyjąc szczęśliwie. Chcieć to móc.
Moje doświadczenia też były kijowe, ale było, minęło a ja jestem dzisiaj innym człowiekiem. I nigdy bym nie powiedziała, że moje życie jest nieudane. Przeciwnie. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko miliona dolarów. Wiem..., pieniądze szczęścia nie dają.... Dopiero zakupy
Kupiłabym jakąś małą, maciupeńką wyspę...No ja akurat uważam, że przeszłość zawsze determinuje przyszłość. Tylko nie zawsze determinuje ją tak samo. Owszem są ludzie, którzy dzieciństwo mieli beznadziejne i wyszli na prostą, ale można raczej powiedzieć, że to że doświadczyli czegoś złego zdeterminowało ich do walki o lepsze. Niestety to nie zawsze tak działa. To kwestia osobowości, charakteru. Jednych ludzi niepowodzenia dołują i przygniatają, a innych mobilizują do jeszcze większej walki.
Nie zgodze sie z tym do konca.
Wszystko zalezy od tego jaka podejmie sie decyzje, bo to jest swiadoma decyzja. Pomimo tego, ze jak bylam mloda i bardzo zakompleksiona i zdepresowana, to jakos pewnego dnia postanowilam wziaz dope w troki, pojsc na terapie i za wlosy sie wyciagnelam z tego bagna. Nie bylo to latwe, musialam w to wlozyc duzo pracy, ale wszystko zaczelo sie jednej DECYZJI.
wilczysko72 napisał/a:adiaphora napisał/a:przeszłość nie zawsze determinuje przyszłość. Świadczą o tym losy ludzi, którzy naprawdę mieli dzieciństwo będąc w czanej d*pie i wyszli na prostą, żyjąc szczęśliwie. Chcieć to móc.
Moje doświadczenia też były kijowe, ale było, minęło a ja jestem dzisiaj innym człowiekiem. I nigdy bym nie powiedziała, że moje życie jest nieudane. Przeciwnie. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko miliona dolarów. Wiem..., pieniądze szczęścia nie dają.... Dopiero zakupy
Kupiłabym jakąś małą, maciupeńką wyspę...No ja akurat uważam, że przeszłość zawsze determinuje przyszłość. Tylko nie zawsze determinuje ją tak samo. Owszem są ludzie, którzy dzieciństwo mieli beznadziejne i wyszli na prostą, ale można raczej powiedzieć, że to że doświadczyli czegoś złego zdeterminowało ich do walki o lepsze. Niestety to nie zawsze tak działa. To kwestia osobowości, charakteru. Jednych ludzi niepowodzenia dołują i przygniatają, a innych mobilizują do jeszcze większej walki.
Nie zgodze sie z tym do konca.
Wszystko zalezy od tego jaka podejmie sie decyzje, bo to jest swiadoma decyzja. Pomimo tego, ze jak bylam mloda i bardzo zakompleksiona i zdepresowana, to jakos pewnego dnia postanowilam wziaz dope w troki, pojsc na terapie i za wlosy sie wyciagnelam z tego bagna. Nie bylo to latwe, musialam w to wlozyc duzo pracy, ale wszystko zaczelo sie jednej DECYZJI.
Oczywiście, że zależy od decyzji. Ale nie musiałabyś podejmować tej decyzji, gdybyś w młodości nie wpadła w kompleksy i depresję. Czyli znów mamy odniesienie do przeszłości.
Wilczysko, ale jakbym nie miala porabanych rodzicow, nie mialabym tez depresji i kompleksow jako mloda dziewczyna. Zamiast walczyc o siebie na terapii, moglabym zyc fajnie i szczesliwie juz jako 20-stolatka.
Chodzi mi o to, ze NAWET jak ktos mial patologiczna rodzine, to nie determinuje to kim zostanie w przyszlosci. Niektorzy maja fajniejsze dziecinstwo, inni mniej fajne, ale to co ze soba zrobia jako dorosli ludzie jest wylacznie wynikiem ich decyzji. Bardzo mnie wkurzaja takie osoby, ktore jako stare konie zwalaja wszystkie swoje niepowodzenia na to, ze mama byla taka, a tata owaki.
Wilczysko, ale jakbym nie miala porabanych rodzicow, nie mialabym tez depresji i kompleksow jako mloda dziewczyna. Zamiast walczyc o siebie na terapii, moglabym zyc fajnie i szczesliwie juz jako 20-stolatka.
Chodzi mi o to, ze NAWET jak ktos mial patologiczna rodzine, to nie determinuje to kim zostanie w przyszlosci. Niektorzy maja fajniejsze dziecinstwo, inni mniej fajne, ale to co ze soba zrobia jako dorosli ludzie jest wylacznie wynikiem ich decyzji. Bardzo mnie wkurzaja takie osoby, ktore jako stare konie zwalaja wszystkie swoje niepowodzenia na to, ze mama byla taka, a tata owaki.
Wszystko się zgadza tylko, że decyzje zawsze są podejmowane w kontekście jakiejś sytuacji. Jeśli kogoś drażni słowo "determinuje", to może przyjmijmy, że przeszłość ma znaczny wpływ na przyszłość. Bo mówiąc obrazowo, jeśli w Twoje życie zaprowadzi Cię np. w góry, to w tym momencie nie podejmiesz decyzji np. idę popływać, tylko decydujesz co zrobić w danej sytuacji, czyli np. czy idę przełęczą, czy pod górę, czy doliną.
Mając popieprzone dzieciństwo w którymś momencie stanęłaś przed decyzją co z tym można zrobić i wybrałaś terapię. Terapię, która też wpłynęła na Twoje życie. Ale gdybyś nie miała popieprzonego dzieciństwa to można zaryzykować tezę, że nie trafiłabyś nigdy na terapię, albo trafiłabyś w innym momencie i innym kontekście.
To jest trochę tak jak z tą teorią o "efekcie motyla".
Ja Cię nie chcę wkurzać zwalając wszystko na rodziców. To nie o to chodzi. Ale realnie można stwierdzić, że dzieciństwo, jakie by nie było, ma na nas duży wpływ.
Przeciez ja nie neguje tego, ze przeszlosc na nas wplywa- dobrze badz zle.
Jestem tylko daleko od takiego deterministycznego myslenia, ze jak urodziles sie w rynsztoku, to bedziesz tam lezal do konca swoich dni. Moze i bedzie Ci trudniej niz innym sie zorganizowac i przystosowac do szczesliwego zycia, jak wiem po sobie, ale nie jest to niemozliwe. Nie ma sensu roztrzasac swojej przeszlosci, w sensie siedzenia i plakania, jaki to zly mielismy fart.
Wilczysko widze ze przytoczyłeś teorie o efekcie motyle, ja równiez niedawno bo jakis miesiac przypomnialam sobie o tym, i ze to co zrobimy w danym czasie np 10 lat temu wróci do nas powiedzmy po 20 latach. Wiadomo ze nie nalezy rozpaczac tak jak to inni pisza ale czym skorupka za młodu nasiaknie tym na starość śmierdzi i to niestety prawda. Wiec przeszłosc pokazuje kim jestesmy w przyszlosci.
Wilczysko widze ze przytoczyłeś teorie o efekcie motyle, ja równiez niedawno bo jakis miesiac przypomnialam sobie o tym, i ze to co zrobimy w danym czasie np 10 lat temu wróci do nas powiedzmy po 20 latach. Wiadomo ze nie nalezy rozpaczac tak jak to inni pisza ale czym skorupka za młodu nasiaknie tym na starość śmierdzi i to niestety prawda. Wiec przeszłosc pokazuje kim jestesmy w przyszlosci.
Chodziło mi o to, że wszystko jest ze sobą powiązane. Przyszłość wypływa z przeszłości. Oczywiście wiele zależy od naszej decyzji, ale ta decyzja też jest w jakimś stopniu uwarunkowana.
Ale jak jest uwarunkowana? Czy to znaczy, ze jezeli ktos byl potluczony do stopnia n, to sie podniesie, a jak do stopnia x, to juz nie? Ze jak ktos jest bardziej niesmialy, to ma przechlapane, a jak wiekszy niepokorny, to nie?
Ja teoretycznie pod tym względem nie miałam w domu problemów. Mama kochała aż za bardzo, chwaliła, owszem, w zasadzie wyłącznie za szkołę i tego typu sprawy - z kolei, jak się zdenerwowała, to potrafiła wpaść w histerię. Dopiero jak się na studia wyprowadziłam, to zaczęłyśmy sobie normalnie relację układać. Tato chwalił bardzo - nawet jak już widywałam go przypadkowo raz na kilka lat. Ale to, w jakim domu i z jakimi rodzicami wyrastałam ma olbrzymi wpływ na moje życie, moje wybory, moje zachowania i moje postrzeganie wielu sytuacji.
Ale wpływ to nie "determinowanie" czy "uwarunkowanie". Wpływ, to jeden z czynników, które pewną sytuację kształtują, ale ja nie jestem niewolnicą tego wpływu, ja podejmuję decyzję, co z nim zrobić. Mogę ulec, mogę walczyć - czasem łatwiej wybrać jedno, czasem drugie, ale ostatecznie to zawsze jest wybór a nie fatum. To w sumie jest jedna z najtrudniejszych lekcji w moim życiu, zaraz obok tego, że żadnym usprawiedliwieniem nigdy nie będzie "ale to jest trudne". Każdy kieruje sam sobą, odpowiada sam za siebie i częściej niż by się chciało to jest trudne - ale póki się tego naprawdę głęboko nie przyswoi, to na zmianę wyuczonych w dzieciństwie schematów nie ma szans. Za to, jak już się to opanuje, to droga do zmian stoi otworem. Tylko bywa trudna.
Ale jak jest uwarunkowana? Czy to znaczy, ze jezeli ktos byl potluczony do stopnia n, to sie podniesie, a jak do stopnia x, to juz nie? Ze jak ktos jest bardziej niesmialy, to ma przechlapane, a jak wiekszy niepokorny, to nie?
To raczej bardziej złożony problem. W psychologii istnieje coś takiego jak pojęcie rezyliencji (odporności). Z czego wynika to, że jedna osoba będzie dręczona przez rodziców i rówieśników i załamie się, a druga osoba w takiej samej sytuacji w którymś momencie powie "dość" i na przykład wyprowadzi się, zerwie kontakt z rodzicami?
Czynników jest mnóstwo, począwszy od genetyki na przekonaniach religijnych kończąc. "Uwarunkowana" decyzja to dla mnie właśnie to, że świadomość możliwości wyboru może mieć każdy, ale czy go podejmie, zależy nie tylko od jego charakteru czy ciężkości potłuczenia, ale też od pozostałych czynników - opinii środowiska, wpływu innych znaczących dorosłych, wpływu własnego rozwoju emocjonalnego, napotkanych przypadkowych osób, czytanych książek, a nawet zdrowia fizycznego czy psychicznych predyspozycji.
Dlatego też staram się nie oceniać ludzi, którzy na przykład nie wychodzą z toksycznych związków. Nawet jeśli wiedzą, że jest to najlepsza decyzja, jaką mogą podjąć, na jej podjęcie wpływa nie tylko chłodny osąd, rozważenie za i przeciw, ale całość wychowania, spotykanych osób, własne doświadczenia, przeszłość, przekonania i nawet uwarunkowane skłonności do bycia bardziej czy mniej uległym, otwartym na nowe doświadczenia czy nie; znaczenie ma tak wiele czynników. I wyobrażam sobie, że decyzja może być uwarunkowana, bo ktoś wychodzący z identycznego środowiska może podjąć decyzję A dzięki swoim predyspozycjom, a druga osoba podejmie decyzję B, ponieważ tak została skonstruowana przez naturę.
do jaguar a gdzie wyjechałas wtedy jesli mozna wiedziec?
Do UK. Ale wyjechałabym do Ugandy gdyby mi to pomogło.
Życie jest zawsze niesprawiedliwe. Jest takie powiedzenie ze życie nie daje nam tego czego chcemy tylko to co dla nas ma. Nie zastanawiam sie dlaczego ja miałam tak a inni inaczej. To do niczego nie prowadzi. Tylko do frustracji i gniewu. Jest jak jest i muszę z tymi kartami które mi życie rozdało ugrać jak najlepsza partie.
Uważam ze każdy jest kowalem swojego losu. Po prostu ludzie którzy mieli problemy na starcie musza włożyć w swój sukces nieco więcej pracy. Jednakże życie w całości jest ciężka praca wiec mnie to różnicy żadnej nie robi.
29 2017-03-28 21:39:47 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-03-28 21:40:34)
No cóż najczęściej się tak dzieje, gdy rodzice sami nie mieli dobrych wzorców. Najgorsze w tym wszystkim, że to co potrafią już dzieci w wielu 6 lat, ja nauczyłam się pod koniec liceum. Do dzisiaj przytulanie zamiast cieszyć wzbudza we mnie... niepokój? Jest niekomfortowe. Człowiek po prostu nie wie jak powinien się czuć. Ma się wyuczone oczekiwania, które z pomocą specjalisty trzeba zmienić. Nauczyć się jak żyć normalnie i wyrzucić patologiczny obraz świata względem którego się funkcjonuje.
Uważam ze każdy jest kowalem swojego losu. Po prostu ludzie którzy mieli problemy na starcie musza włożyć w swój sukces nieco więcej pracy. Jednakże życie w całości jest ciężka praca wiec mnie to różnicy żadnej nie robi.
Wiesz w jakimś stopniu jesteśmy kowalami własnego losu , ale jak moja prababcia mi mówiła: 50% to nasza praca, 50% to los = inni ludzie. Rzeczywiście tak jest. Idziesz na rozmowę o pracę, po prostu nie przypodobasz się/pochopnie ciebie ocenią (będzie mało profesjonalny HR itp.) i nic nie zrobisz. Właśnie tutaj jest ukryta ta niesprawiedliwość, która odzwierciedla wolę innych ludzi względem nas samych. Ludzie sukcesu osiągają to czego chcą nie tylko poprzez swoją ciężką pracę, ale również dzięki przychylniejszemu nastawieniu pewnych osób, którzy pomagają piąć się po drabinie. Jednak narzekanie nigdy nic dobrego nie czyni
. Zauważyłam, że jako osoba pochodząca z jak to nazwę średnio patologicznej rodziny mam twardą dupę i potrafię sobie radzić w ciężkich chwilach.
Dlatego bardzo często mnie śmieszy jak ludzie z warunkami (choćby możliwość dobrego startu, wsparcia rodziny) narzekają jak mają ciężko w życiu. To co by zrobili na miejscu kogoś kto ma jeszcze gorzej? Żyli w dziwnej mydlanej bańce nie wiedząc, jak naprawdę wygląda życie?
Beyondblackie napisał/a:Ale jak jest uwarunkowana? Czy to znaczy, ze jezeli ktos byl potluczony do stopnia n, to sie podniesie, a jak do stopnia x, to juz nie? Ze jak ktos jest bardziej niesmialy, to ma przechlapane, a jak wiekszy niepokorny, to nie?
To raczej bardziej złożony problem. W psychologii istnieje coś takiego jak pojęcie rezyliencji (odporności). Z czego wynika to, że jedna osoba będzie dręczona przez rodziców i rówieśników i załamie się, a druga osoba w takiej samej sytuacji w którymś momencie powie "dość" i na przykład wyprowadzi się, zerwie kontakt z rodzicami?
Czynników jest mnóstwo, począwszy od genetyki na przekonaniach religijnych kończąc. "Uwarunkowana" decyzja to dla mnie właśnie to, że świadomość możliwości wyboru może mieć każdy, ale czy go podejmie, zależy nie tylko od jego charakteru czy ciężkości potłuczenia, ale też od pozostałych czynników - opinii środowiska, wpływu innych znaczących dorosłych, wpływu własnego rozwoju emocjonalnego, napotkanych przypadkowych osób, czytanych książek, a nawet zdrowia fizycznego czy psychicznych predyspozycji.
Dlatego też staram się nie oceniać ludzi, którzy na przykład nie wychodzą z toksycznych związków. Nawet jeśli wiedzą, że jest to najlepsza decyzja, jaką mogą podjąć, na jej podjęcie wpływa nie tylko chłodny osąd, rozważenie za i przeciw, ale całość wychowania, spotykanych osób, własne doświadczenia, przeszłość, przekonania i nawet uwarunkowane skłonności do bycia bardziej czy mniej uległym, otwartym na nowe doświadczenia czy nie; znaczenie ma tak wiele czynników. I wyobrażam sobie, że decyzja może być uwarunkowana, bo ktoś wychodzący z identycznego środowiska może podjąć decyzję A dzięki swoim predyspozycjom, a druga osoba podejmie decyzję B, ponieważ tak została skonstruowana przez naturę.
Dzięki, za objaśnienie tego co miałem na myśli
A jak Wy sobie radzicie np z depresja czy sytuacja ktora powoduje duzy stres?
A jak Wy sobie radzicie np z depresja czy sytuacja ktora powoduje duzy stres?
Nie zawsze sobie radzę. Na wszelki wypadek mam prawie zawsze przy sobie coś na nerwy. Antydepresant też biorę już od bardzo dawna.
Ale bierzesz regularnie antydepresant?
Ile lat? I jaki efekt:)
Ale bierzesz regularnie antydepresant?
Ile lat? I jaki efekt:)
Nie pamiętam już dokładnie ile lat. Może 7. Miałem w tym czasie ze dwie przerwy, ale wracałem do tego. Jak już biorę to oczywiście regularnie. A efekt ? Trudno powiedzieć. Szału nie ma. Myślę o tym, żeby go znów odstawić. Zobaczyć jak jest bez niego. Może latem to zrobię. Jak każdy depresant ma skutki uboczne i je dostrzegam.
A jakie ma skutki uboczne i z której jest grupy tych nowych czy starych?
36 2017-03-29 18:55:17 Ostatnio edytowany przez vicky85 (2017-03-29 18:55:53)
ja pochodze z domu, w ktorym matka nigdy nas nie przytulala. Nie mowila ze nas kocha, nie gotowala, nie piekla. Nie czekala z obiadem. Za to mocno bila, gdy zamiast 5 dostalo sie 4. Na moje szczescie bylam wzorowym uczniem. Na nieszczescie moj brat byl slabym i dzien w dzien patrzylam jak matka go tlucze, nie patrzac gdzie i czym. ojciec przytulal i byl do serca przyloz facetem, ale wciaz chlal. Byl albo pijany, albo zly, ze pic nie moze. Nigdy niedostepny.
W dziecinstwie mielismy bardzo wielu znajomych. Przyjaciele i paczka zastepowaly nam cieplo domowego ogniska. Procz siebie wzajemnie i tych ludzi dzielnicy kamienic nie mielibysmy nic wiecej. Czasami ktos sie z nas smial, dokuczal ze mamy pie/&nieta matke (miala proby samobojcze i stawala np. na balustradzie balkonu) ale musielismy byc twardzi bo inaczej bysmy zgineli.
Jak doroslismy brat wpadl w narkotyki. Dzis z tego wyszedl. mieszka za granica, ma dobra prace, dziewczyne i stara sie zyc szczesliwie. Ma momenty slabsze, ale kto ich nie ma.
Ja ucieklam z domu jako nastolatka i mieszkalam z duzo starszym mezczyzna, ktory chcial mi pomoc, i w sumie pomogl... nie bede zaprzeczac byl to rodzaj sponsoringu. Na tamten czas nie mialam wyjscia, a i jego bardzo lubilam i lubie do dzisiaj.
Dzis jestem zona i mama. W Polsce nie bylo kasy z niczego wiec wyjechalismy w ciemno za granice. W kilka lat uzbieralismy na dom w Polsce. Mam bardzo fajna prace a maz (tez z makabrycznej patologii) sporo zarabia. Przeszlam tez chorobe nowotworowa i mam mnostwo mniejszych klopotow zdrowotnych, od ktorych na szczescie sie nie umiera,p Rowniez mam slabsze momenty, ale... kto ich nie ma.
oboje jestesmy jak ojciec, bardzo wylewni w stosunku do ludzi (az za bardzo hehe) i baaaardzo ciepli w stosunku do dzieci. Nie wyobrazam sobie, jak moglabym powtarzac bledy swoich rodzicow (choc niektore popelniam...) wobec swoich dzieci. Za bardzo ich kocham. Nigdy nie uderzylabym swojego dziecka. Tule ich 1000 razy dziennie.
Jest jak jest i muszę z tymi kartami które mi życie rozdało ugrać jak najlepsza partie.
Uważam ze każdy jest kowalem swojego losu. Po prostu ludzie którzy mieli problemy na starcie musza włożyć w swój sukces nieco więcej pracy. Jednakże życie w całości jest ciężka praca wiec mnie to różnicy żadnej nie robi.
my bysmy mialy do pogadania Jaguar,p bardzo podobnie zawsze mowie. Przeciwnosci losu trzeba traktowac jak zadania. Im wiecej zadan przerobisz, tym jestes silniejszym czlowiekiem. oczywiscie, o ile je je zwalczasz - przerabiasz problemy, a porazki przekuwasz w sukcesy. Nawet porazki i ciezkie doswiadczenia czegos ucza, tylko nalezy chciec sie z nich uczyc, a nie jeczec i sie uzalac nad soba.
Osoby, ktore sie zastanawiaja dlaczego zycie jest niesprawiedliwe... no jest niesprawiedliwe i co zrobic. Sadze ze wcale nie mialam ciezko - poznalam wielu ludzi, ktorzy mieli jescze gorzej. Ciesze sie, ze zyje, ze moje dzieci zyja, ze moj maz zyje - niektorzy nie maja nawet tego. Mojej przyjaciolce zmarlo dziecko.... mamy ogromne szczzescie w zyciu - spojrzcie wszyscy na tych ludzi uciekajacych przed wojna, obrzezaniem, torturami, terroryzmem... Czym sa nasze problemy do ich problemow.
podniescie glowy w gore i idzcie naprzod. Kazdy moze osiagnac wiele, tylko trzeba odwaznie isc do przodu a nie stekac. Nie zalamujcie sie - macie jedno zycie i wykorzystajcie je w 100%. Dajcie z siebie wszystko, a banan sam pojawi sie na waszych mordkach;) Badzcie lepsi niz swoi rodzice. Tylko dzieki temu swiat ma aszanse byc kiedys lepszym miejscem
Witam czy ktoras z was rowniez miala takie doswiadczenia ze zyjac w rodzinie bez uczuc stała sie zakompleksiona smutna i zamknieta w sobie?
Piszcie:)
Na odwrót - w rodzinie żony nie było uczuć - był za to alkohol.
W mojej alkoholu nie było - uczuć też nie ( poza nielicznymi wyjątkami gdy rodzice pojawiali się w domu sprawdzić czy żyję ).
W efekcie teraz dajemy sobie i córce to czego nam brakowało.
Trauma z dzieciństwa wiele nas nauczyła - w myśl zasady: co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
vicky85, podziwiam Cie
A jakie ma skutki uboczne i z której jest grupy tych nowych czy starych?
Nie jest już chyba najnowszy. Welaflaksyna, czy jakoś tak. Ale jedyny, który jakoś na mnie działa. A ze skutków ubocznych. No cóż. Obniża libido i doznania seksualne.
kasjusza napisał/a:Witam czy ktoras z was rowniez miala takie doswiadczenia ze zyjac w rodzinie bez uczuc stała sie zakompleksiona smutna i zamknieta w sobie?
Piszcie:)Na odwrót - w rodzinie żony nie było uczuć - był za to alkohol.
W mojej alkoholu nie było - uczuć też nie ( poza nielicznymi wyjątkami gdy rodzice pojawiali się w domu sprawdzić czy żyję ).W efekcie teraz dajemy sobie i córce to czego nam brakowało.
Trauma z dzieciństwa wiele nas nauczyła - w myśl zasady: co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
i to jest piekne ze ludzie potrafia z niczego, totalnego zera, zrobic cos - wyprodukowac sobie szczescie! chcialaym by wszystkim sie to udawalo
vicky85, podziwiam Cie
dziekuje, _v_ ...