Nikt mnie nie chce... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Nikt mnie nie chce...

Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 208 ]

66 Ostatnio edytowany przez KoloroweSny (2020-12-23 20:49:18)

Odp: Nikt mnie nie chce...

Bardzo do mnie przemawia co pisała Loka. Faktycznie, żeby z kimś być trzeba umieć być samemu. Zaakceptować ten stan, rozwijać się. Nie można traktować drugiej osoby jak swojego całego świata, bez którego nie możemy żyć. I ja uczę się teraz właśnie takiego podejścia smile. W ogóle teraz całkiem musze przewartościować swoje życie właśnie m.in pod tym kątem. Pisz mi więcej, może wyciągnę lepsze wnioski hahah wink

Ale rozumiem też Rossanke, po prostu tyle czasu samemu i człowiek bardzo pragnie obecności drugiej osoby, przytulenia, żeby ktoś był. Tylko wydaje mi się, że trochę za mocno się na tym skupiasz i o to właśnie chodzi. Boisz się co będzie jak nie poznasz nikogo, zastanawiasz sie nad tym, a po co ? Jest jak jest, będzie co ma być. Po prostu szkoda życie na takie zamartwianie się/zastanawianie się.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Nikt mnie nie chce...
niepodobna napisał/a:

Może nie warto odpuszczać tematu?
Ja po kilku latach samotności spotkałam świetnego faceta, a też myślałam, że raczej będę już sama. To znaczy, gdybym  chciała tylko "kogoś mieć", to nie byłoby żadnego problemu, ale nie uznaję związków na siłę i nigdy w takim nie byłam.
Nie jest bezproblemowo, bo oboje mamy już swoje przyzwyczajenia utrwalone przez lata, ale kiedy się czuje, że to jest to, to można takie rzeczy przepracować smile

Jak lubi koty to git , reszta mało istotna ,gotować to i tak prawie zawsze matki lepiej potrafią smile

68

Odp: Nikt mnie nie chce...
paslawek napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Może nie warto odpuszczać tematu?
Ja po kilku latach samotności spotkałam świetnego faceta, a też myślałam, że raczej będę już sama. To znaczy, gdybym  chciała tylko "kogoś mieć", to nie byłoby żadnego problemu, ale nie uznaję związków na siłę i nigdy w takim nie byłam.
Nie jest bezproblemowo, bo oboje mamy już swoje przyzwyczajenia utrwalone przez lata, ale kiedy się czuje, że to jest to, to można takie rzeczy przepracować smile

Jak lubi koty to git , reszta mało istotna ,gotować to i tak prawie zawsze matki lepiej potrafią smile

Haha big_smile
Gotować akurat umiem, ale on robi to lepiej.
Zgadza się, że lubi koty. Nie lubi za to np. bałaganu, a ja nie jestem w stanie utrzymać porządku, bajzel robi się sam nie wiadomo kiedy ; )

69 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-12-23 21:49:57)

Odp: Nikt mnie nie chce...
niepodobna napisał/a:
paslawek napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Może nie warto odpuszczać tematu?
Ja po kilku latach samotności spotkałam świetnego faceta, a też myślałam, że raczej będę już sama. To znaczy, gdybym  chciała tylko "kogoś mieć", to nie byłoby żadnego problemu, ale nie uznaję związków na siłę i nigdy w takim nie byłam.
Nie jest bezproblemowo, bo oboje mamy już swoje przyzwyczajenia utrwalone przez lata, ale kiedy się czuje, że to jest to, to można takie rzeczy przepracować smile

Jak lubi koty to git , reszta mało istotna ,gotować to i tak prawie zawsze matki lepiej potrafią smile

Haha big_smile
Gotować akurat umiem, ale on robi to lepiej.
Zgadza się, że lubi koty. Nie lubi za to np. bałaganu, a ja nie jestem w stanie utrzymać porządku, bajzel robi się sam nie wiadomo kiedy ; )

Tak to znane zjawisko ,ale słabo zbadane z tym bałaganem smile .

70

Odp: Nikt mnie nie chce...

Mam wrażenie, że większość osób myśli, że życie singla jest proste, przyjemne, jest czas na wszystko.. a my jeszcze narzekamy smile To nie tak. Są plusy i minusy każdego stanu, nie każdy ma wybór w jakiej sytuacji życiowej się znajduje. Staramy się rozegrać nasze życie w jak najlepszy sposób, na tyle ile potrafimy. Zdarzają się gorsze dni (stąd nasze wylewane zali na Forum smile) ale są też niezwykle, szczęśliwe.

71

Odp: Nikt mnie nie chce...
KoloroweSny napisał/a:

... człowiek bardzo pragnie obecności drugiej osoby, przytulenia, żeby ktoś był.

O ile rozumiem, że samotność doskwiera gdy nie ma mamy bliskiej osoby...
To nie rozumiem dlaczego w tej kategorii często pada słowo "przytulić"?
Przecież jak dwoje ludzi uprawia seks, nawet taki seks niby-bez-uczuć, to jak oni się przytulą to też jest tak samo wartościowe jakby byli w związku, czyż nie?

72 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-12-23 23:56:07)

Odp: Nikt mnie nie chce...

Dla mnie właśnie związek będzie tak wyglądać i mieć taki wydźwięk , jak opisała Loka. Skoro jest relacja dwojga ludzi, to KAŻDE z nich musi coś poświęcić, aby wspólnie razem się dogadywać. Poświęcenie jest tu kluczowym słowem.
Próbując swego czasu parę razy związek zbudować, czułem się w dodatku tak, że muszę na siłę coś zrobić, zorganizować i wymyślić, aby się takie spotkanie udało, niejako zmuszałem się do tego, czułem taki wewnętrzny dyskomfort, niepokój, nie wiem, jak to nazwać. Zawieranie związku przypomina mi nurkowanie na bezdechu a stan singla wynurzenie się na powierzchnię.
Dlatego ludzie, którzy koniecznie muszą posiadać kogoś u swojego boku, odbierają indywidualność w ten właśnie sposób: wszystko co robię dla i z drugą osobą, zawsze i wszędzie jest w 100 % pozytywne.
Sama obecność drugiej osoby nie jest i potrzebna jak powietrze. A przytulania nigdy nie lubiłem.

73

Odp: Nikt mnie nie chce...
bagienni_k napisał/a:

Dla mnie właśnie związek będzie tak wyglądać i mieć taki wydźwięk , jak opisała Loka..

Oczom swym nie dowierzam czytając - normalnie smile
niebezpieczne to myśli smile

bagienni_k napisał/a:

przytulania nigdy nie lubiłem

"nigdy nie mów nigdy"  big_smile

74

Odp: Nikt mnie nie chce...
bagienni_k napisał/a:

Dla mnie właśnie związek będzie tak wyglądać i mieć taki wydźwięk , jak opisała Loka. Skoro jest relacja dwojga ludzi, to KAŻDE z nich musi coś poświęcić, aby wspólnie razem się dogadywać. Poświęcenie jest tu kluczowym słowem.
Próbując swego czasu parę razy związek zbudować, czułem się w dodatku tak, że muszę na siłę coś zrobić, zorganizować i wymyślić, aby się takie spotkanie udało, niejako zmuszałem się do tego, czułem taki wewnętrzny dyskomfort, niepokój, nie wiem, jak to nazwać. Zawieranie związku przypomina mi nurkowanie na bezdechu a stan singla wynurzenie się na powierzchnię.
Dlatego ludzie, którzy koniecznie muszą posiadać kogoś u swojego boku, odbierają indywidualność w ten właśnie sposób: wszystko co robię dla i z drugą osobą, zawsze i wszędzie jest w 100 % pozytywne.
Sama obecność drugiej osoby nie jest i potrzebna jak powietrze. A przytulania nigdy nie lubiłem.

To Ty katorge przechodziłes A nie związek. A przytulać się też nie lubie, nie lubilam dopiero z ex uświadomiłem sobie, że lubię, Ale tylko z nim. Być moze Jeszcze nie trafiłeś. Wtedy i przytulać się chce, druga osoba nie męczy i nie musisz się poświęcać, bo autentycznie chcesz cos robić no i nie musisz wymyślać tematów do rozmów .

75 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-12-24 00:14:23)

Odp: Nikt mnie nie chce...
Gary napisał/a:
KoloroweSny napisał/a:

... człowiek bardzo pragnie obecności drugiej osoby, przytulenia, żeby ktoś był.

O ile rozumiem, że samotność doskwiera gdy nie ma mamy bliskiej osoby...
To nie rozumiem dlaczego w tej kategorii często pada słowo "przytulić"?
Przecież jak dwoje ludzi uprawia seks, nawet taki seks niby-bez-uczuć, to jak oni się przytulą to też jest tak samo wartościowe jakby byli w związku, czyż nie?

Nie. Na tej zasadzie nie zadziała też przytulenie kolezanki, ciotki, wujka  pana z kiosku,obcego mężczyzny na przystanku itd.

76

Odp: Nikt mnie nie chce...

pasławku, trochę niezręcznie zabrzmiało smile

Otóż, dlatego, że tak właśnie sobie go wyobrażam, nie wchodzę w żaden smile

77 Ostatnio edytowany przez KoloroweSny (2020-12-24 00:56:48)

Odp: Nikt mnie nie chce...
Gary napisał/a:
KoloroweSny napisał/a:

... człowiek bardzo pragnie obecności drugiej osoby, przytulenia, żeby ktoś był.

O ile rozumiem, że samotność doskwiera gdy nie ma mamy bliskiej osoby...
To nie rozumiem dlaczego w tej kategorii często pada słowo "przytulić"?
Przecież jak dwoje ludzi uprawia seks, nawet taki seks niby-bez-uczuć, to jak oni się przytulą to też jest tak samo wartościowe jakby byli w związku, czyż nie?

Nie. Chodzi o przytulenie od osoby, którą kochasz i która kocha Ciebie. Że czujesz wtedy jak wszystkie problemy dnia codziennego idą w kąt, czujesz błogi spokój i masz to poczucie bezpieczeństwa. Czujesz się kochany, czujesz że możesz wszystko, że jest ktoś na kim możesz polegać. Jak nie przytulasz/nie jestes przytulany przez osobe kochana i kochajaca Ciebie to nie ma tego tych uczuć przy przytuleniu ktore opisałam wyżej.

78

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
feniks35 napisał/a:

A ja Lokę rozumiem bo sądzę że jej nie chodzi o poświęcanie sensu stricte ze ja się zmuszam heroicznie do dania uwagi partnerowi. Choci raczej o inne kwestie, np on potrzebuje się poprzytulać a ja wiem ze w domu jest syf i powinnam juz dawno posprzątać ale ważniejsze niż lśniący dom jest partner i trudno posprzątam później, jutro albo wcale tongue
Albo on bardzo lubi opowiadać mi o autach a ja niekoniecznie się tym interesuje ale ponieważ to jego pasja to dlatego ze go kocham i wiem ze mu tym zrobię przyjemnosc to posłucham o tym cierpliwie. Będę miała frajdę z samego faktu ze jemu jest milo chociaz w czasie kiedy on mówi o tych autach chętnie poczytałabym książkę ktora mnie interesuje. Albo padam z nóg jestem polorzytomna i marze żeby juz spać ale widzę że coś go gryzie, może zle się czuje i zaczynam rozmowę co się dzieje. Czy to od razu zbrodnia ze nie robie tego cala w skowronkach bo od spania powinnam wolec pelne doby przegadane z ukochanym a spanie, jedzenie czy poświęcenie chwili na coś innego jest juz bee? To jest życie a nie jakas utopijna sielanka i czasem robi się coś na co się nie ma wielkiej ochoty ale właśnie przez to ze sie kocha to się to robi i gdyby nie ta miłość to by się mogło robic akurat zupełnie coś innego. To nie jest heroizm i postawa cierpietnicza tylko wybór dobrowolny ale nie popadajmy w przesade  ze nigdy nie mamy ochoty pobyć akurat same, obejrzeć filmu, iść spać ale wybieramy czas z partnerem bo widzimy / czujemy ze tego potrzebuje.
Edit: Podobnie jest z dziećmi. Matki by się rzuciły pod pociag dla nich i kochaja je niezmiernie ale czasem nawet one wolalyby walnąć się też na kanapę z gazeta albo wyjechać na weekend same i zresetować umysl w chwili ciszy. Czy to znaczy ze sa złymi matkami bo nie rzygają tecza jak jednorożce?

No ale inne rzeczy też tak wyglądają, do tego nie trzeba partnera. Jesteś singielką, chcesz odpocząć po pracy, ale musisz sprzątnąć kuchnie, bo jest syf i nie nie możesz tego zrobić rANO, BO BĘDZIE ŚMIERDZIAŁO. Albo chcesz sobie poczytać książkę, a tu koleżanka dzwoni cała w nerwach, bo się pokłóciła z mężem, a że ją lubisz, to posłuchasz jej gadania, choć wolałabyś mieć czAS DLA SIEBIE (JASNE, CZASEM JEJ ODMAWIASZ, ALE PRZECIEŻ NIE ZA KAŻDYM RAZEM), wiesz, że jest to dla niej ważne, to wsparcie.
Czasami jedziesz do rodziców, słuchasz co tam w M jak miłość, albo, ze ojciec dokupił kolejny gadżet do auta - nic Cię to nie obchodzi, ale słuchasz uprzejmie.
Albo byudzisz się rano, niewyspana, bo cos miałaś bezsenną noc i kiepsko spałaś a tu trzeba wstać do pracy.

A dwa, jak już komuś nie pasuje, to może odejść ze związku w każdej chwili, a mimo tego nie robi tego. wink

Rossanko jak tak piszesz o tym to mam wrażenie że pojmujesz wchodzenie w związek jako coś co każdy robi chętnie jak tylko jest okazja. A to przecież tak nie działa. Jeśli miałabym być z kimś kogo nie kocham, nie ma chemii, porozumienia ale jest mna zainteresowany to wolałabym po stokroć być sama a nawet jakbym się zmusiła do tej relacji to właśnie te niedogodności o których piszesz sprawiłyby ze szybko bym odeszła.  Od męża nie odchodzę mimo ze czasem sa cienie i problemy bo go kocham. Tak jak matka nie odda dziecka mimo ze chorowite, niegrzeczne i absorbujące bo je kocha. Nie ma wiec co porównywać ze kazdy woli być jednak w związku niż samotny bo to nie jest wybór miedzy związkiem a samotnością tylko związkiem z miłości a samotnością a to sa dwie zupełnie odmienne kwestie. Zapewniam Cie ze gdybym była singielka i miala adoratora ktory kompletnie by mnie nie interesował to nie leciałabym do niego bo mi zaproponował związek tylko wolałabym ta swoja samotnosc. Mialam zresztą taka sytuacje na początku studiów nim poznałam męża. Byl taki kolega, uczynny pomocny, zawsze w pobliżu i wiele osób zakładało ze jesteśmy razem ale ja nigdy nie widziałam go w roli mojego partnera. Jak sie zorientowalam ze on coraz bardziej ta nasza zażyłość zacieśnia to krótko i szybko to ucielam, może nawet nieco niegrzeczne.
Życie w związku gdzie od początku brakowało solidnych  podstaw jest męką dużo wieksza niż życie w samotności. Mam niestety obraz tego w rodzinie i wolałabym do 80tki głaskać kota niż mieć te luksusy zwiazkowe. I nie, wcale nie ma tam przemocy, uzależnień, czy biedy, sa tylko dwie osoby które podobnie jak Ty uznały ze lepszy jakis związek niż żaden. A ze obie wierzące to tylko to je trzyma w tym związku.

79

Odp: Nikt mnie nie chce...

feniks35 dobrze powiedziane! smile

Niektóre osoby niestety sądzą, że każdy dąży do związku zawsze i wszędzie za wszelką cenę, gdzie ów związek jest nadrzędnym celem  w życiu, czemu należy przyporządkować absolutnie wszystko. Potrzebą równie ważną, jak jedzenie, powietrze czy sen. Dlatego być może tak przeżywają fakt, kiedy zostają odrzuceni, mając żal do obcych osób,że żadna z nich te nie chce się z nimi związać, bo przecież każdy powinien tego związku tak pragnąć, zę nieistotne stają się różnice czy indywidualne potrzeby - ważne, żeby oboje byli razem.
W ciągu ostatnich kilku lat, chyba z dwa razy miałem taką sytuację, kiedy widziałem, że ktoś jest mną zainteresowany. Uciąłem to jednak błyskawicznie, bo wiem, że w żadnym związku nie będę się czuł swobodnie. Nie znaczy to, że nie uważam tych kobiet za interesujące osoby. Po prostu mówię otwarcie, że niestety nic z tego nie będzie.

80

Odp: Nikt mnie nie chce...
feniks35 napisał/a:

Rossanko jak tak piszesz o tym to mam wrażenie że pojmujesz wchodzenie w związek jako coś co każdy robi chętnie jak tylko jest okazja. A to przecież tak nie działa. Jeśli miałabym być z kimś kogo nie kocham, nie ma chemii, porozumienia ale jest mna zainteresowany to wolałabym po stokroć być sama a nawet jakbym się zmusiła do tej relacji to właśnie te niedogodności o których piszesz sprawiłyby ze szybko bym odeszła.  Od męża nie odchodzę mimo ze czasem sa cienie i problemy bo go kocham. Tak jak matka nie odda dziecka mimo ze chorowite, niegrzeczne i absorbujące bo je kocha. Nie ma wiec co porównywać ze kazdy woli być jednak w związku niż samotny bo to nie jest wybór miedzy związkiem a samotnością tylko związkiem z miłości a samotnością a to sa dwie zupełnie odmienne kwestie. Zapewniam Cie ze gdybym była singielka i miala adoratora ktory kompletnie by mnie nie interesował to nie leciałabym do niego bo mi zaproponował związek tylko wolałabym ta swoja samotnosc. Mialam zresztą taka sytuacje na początku studiów nim poznałam męża. Byl taki kolega, uczynny pomocny, zawsze w pobliżu i wiele osób zakładało ze jesteśmy razem ale ja nigdy nie widziałam go w roli mojego partnera. Jak sie zorientowalam ze on coraz bardziej ta nasza zażyłość zacieśnia to krótko i szybko to ucielam, może nawet nieco niegrzeczne.
Życie w związku gdzie od początku brakowało solidnych  podstaw jest męką dużo wieksza niż życie w samotności. Mam niestety obraz tego w rodzinie i wolałabym do 80tki głaskać kota niż mieć te luksusy zwiazkowe. I nie, wcale nie ma tam przemocy, uzależnień, czy biedy, sa tylko dwie osoby które podobnie jak Ty uznały ze lepszy jakis związek niż żaden. A ze obie wierzące to tylko to je trzyma w tym związku.

Nie Nie.
To ja tak samo jak Ty. Miałam okazję wejść w związek parę razy, ale zupełnie nic nie czułam do tych osób . Spotykałam się z nimi, ale nie zaskoczyło i z tamtych relacji nie powstał ani jeden związek. Nie umiem być z kims na siłę.

81

Odp: Nikt mnie nie chce...

Feniks- przypomniał mi się kolega z czasów studiów, bardzo podobna sytuacja. Też uczynku, zabierali tak dalej, zorientowałam się potem, że dążył do relacji, a dla mnie to był tylko kolega. Podobnie jak Ty skonczylam tą relację, bo nic nie czułam.
Wiem chyba dlaczego ja tak reaguje. Bo na dobra sprawę nigdy tak naprawdę tego nie doświadczyłam. Zazwyczaj to ja kogoś poznawalam, później myślałam, że zainteresowanie jest z obu stron, ale się myliłam
Potem długo przeżywałam zawód miłosny, aż po paru latach pojawiał się ktoś, kto wypierał mi z głowy poprzednika.  Ale z tym nowym też nie wychodziło, zwykle znajdował inną, lub okazywał się zajęty. Potem znów przeżywałam odrzucenie. Dopóki nie wyparl mi to z głowy kolejny, z którym też się nie udało i tak dalej . To się wszystko latami kumulowalo
Aż w końcu byłam w związku, o którym sądziłam, że to będzie już to na lata.
Za dużo tego było i z każdego wyniosła złe doświadczenie.
Teraz myślę, że jak ja się kimś zainteresuje to na 100procent to nie wyjdzie, bo on się nie zainteresuje. Około 2 lat temu miałam taką znajomość. To się trochę ciągnęło, nie mogłam uwierzyć że w końcu mnie spotkało takie szczęście, na forum nie miałam ochoty o tym pisać, ale w końcu okazało się, ze on nie był tak zainteresowany jak mi się wydawało. I tyle z tego mam.
Co do tego, jak to niektórzy byłoby szczęśliwi sami że sobą jak by nie byli zr swoimi partnerami no nie wiem.
Mało to sytuacji, że jazdy mądry w związku ,A jak facet odchodzi, to sie kobieta całkiem załamuje. Już tu było parę wątków.

82 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-12-25 15:18:39)

Odp: Nikt mnie nie chce...

Ale co to znaczy "całkiem załamuje"? Człowiek pocierpi, popłacze, ponarzeka, a potem z zaskoczeniem zauważa, że na ulicy uśmiechnął się do dziecka.

Bardzo to pamiętam, napisałam na forum o tym kilka razy chyba, jak po rozstaniu z mężem, rozłące z synem, chwilach rozpaczy i strachu, pewnego deszczowego dnia wyszłam do sklepu obok mojego bloku po cebulę. Sama siebie zaskoczyłam żartem wypowiedzianym do sprzedawczyni, tym, jak szczerą wesołość poczułam. Potem "same" wyskoczyły mi słowa do dwóch dziewczynek biegających pod blokiem: "Nie boicie się deszczu, dziewczyny?!" i szeroki uśmiech. Jedna z dziewczynek odkrzyknęła mi: "Nie, ja kocham deszcz!", a ja jej na to z entuzjazmem: "Ja też!".
Wróciłam do domu z tą cebulą i czułam się szczęśliwa, wracająca do życia.
To jedno z moich piękniejszych doświadczeń.
Czasami - obym nie okazała się zarozumiała! - mam wrażenie, że nic mnie nie załamie. Nie "całkiem".
Patos, banał i wyświechtany do niemożliwości cytat - ale nie otrzymujemy ciężarów nie do udźwignięcia.


Zaraz mnie tu zakrzyczą, że związek to co innego, ale przede wszystkim chyba chodzi o poczucie samotności. Nigdy nie powiem, że jestem sama, póki mogę zagadać do dzieci, do sąsiadki, do kobiety w warzywniaku, do... Pana Boga i do siebie. To w nas jest problem, jak odczuwamy i interpretujemy swoją samotność. W naszych emocjach i w naszym myśleniu.
A to, że czasem człowieka nostalgia i smutek dopadną - to przecież normalne i przejściowe.

83

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:

Feniks- przypomniał mi się kolega z czasów studiów, bardzo podobna sytuacja. Też uczynku, zabierali tak dalej, zorientowałam się potem, że dążył do relacji, a dla mnie to był tylko kolega. Podobnie jak Ty skonczylam tą relację, bo nic nie czułam.
Wiem chyba dlaczego ja tak reaguje. Bo na dobra sprawę nigdy tak naprawdę tego nie doświadczyłam. Zazwyczaj to ja kogoś poznawalam, później myślałam, że zainteresowanie jest z obu stron, ale się myliłam
Potem długo przeżywałam zawód miłosny, aż po paru latach pojawiał się ktoś, kto wypierał mi z głowy poprzednika.  Ale z tym nowym też nie wychodziło, zwykle znajdował inną, lub okazywał się zajęty. Potem znów przeżywałam odrzucenie. Dopóki nie wyparl mi to z głowy kolejny, z którym też się nie udało i tak dalej . To się wszystko latami kumulowalo
Aż w końcu byłam w związku, o którym sądziłam, że to będzie już to na lata.
Za dużo tego było i z każdego wyniosła złe doświadczenie.
Teraz myślę, że jak ja się kimś zainteresuje to na 100procent to nie wyjdzie, bo on się nie zainteresuje. Około 2 lat temu miałam taką znajomość. To się trochę ciągnęło, nie mogłam uwierzyć że w końcu mnie spotkało takie szczęście, na forum nie miałam ochoty o tym pisać, ale w końcu okazało się, ze on nie był tak zainteresowany jak mi się wydawało. I tyle z tego mam.
Co do tego, jak to niektórzy byłoby szczęśliwi sami że sobą jak by nie byli zr swoimi partnerami no nie wiem.
Mało to sytuacji, że jazdy mądry w związku ,A jak facet odchodzi, to sie kobieta całkiem załamuje. Już tu było parę wątków.

Czy Ty widzisz w swoim postepowaniu/podejściu do życia schematy i coś na wzór samospełniającej się przepowiedni? Czy niezupełnie ?

84

Odp: Nikt mnie nie chce...
adiafora napisał/a:

Nie ma ludzi ktorzy nikomu się nie podobają. Na świecie jest kilka miliardów ludzi, uważasz, że ktoś jest tak wyjątkowy w swej "nieurodzie", że nikomu z tej grupy się nie spodoba? Właśnie takie założenia są niczym kula u nogi w umyśle.  [...]

Ciekawa teza, ale chyba jednak nieprawdziwa...

85

Odp: Nikt mnie nie chce...
KoloroweSny napisał/a:
rossanka napisał/a:

Feniks- przypomniał mi się kolega z czasów studiów, bardzo podobna sytuacja. Też uczynku, zabierali tak dalej, zorientowałam się potem, że dążył do relacji, a dla mnie to był tylko kolega. Podobnie jak Ty skonczylam tą relację, bo nic nie czułam.
Wiem chyba dlaczego ja tak reaguje. Bo na dobra sprawę nigdy tak naprawdę tego nie doświadczyłam. Zazwyczaj to ja kogoś poznawalam, później myślałam, że zainteresowanie jest z obu stron, ale się myliłam
Potem długo przeżywałam zawód miłosny, aż po paru latach pojawiał się ktoś, kto wypierał mi z głowy poprzednika.  Ale z tym nowym też nie wychodziło, zwykle znajdował inną, lub okazywał się zajęty. Potem znów przeżywałam odrzucenie. Dopóki nie wyparl mi to z głowy kolejny, z którym też się nie udało i tak dalej . To się wszystko latami kumulowalo
Aż w końcu byłam w związku, o którym sądziłam, że to będzie już to na lata.
Za dużo tego było i z każdego wyniosła złe doświadczenie.
Teraz myślę, że jak ja się kimś zainteresuje to na 100procent to nie wyjdzie, bo on się nie zainteresuje. Około 2 lat temu miałam taką znajomość. To się trochę ciągnęło, nie mogłam uwierzyć że w końcu mnie spotkało takie szczęście, na forum nie miałam ochoty o tym pisać, ale w końcu okazało się, ze on nie był tak zainteresowany jak mi się wydawało. I tyle z tego mam.
Co do tego, jak to niektórzy byłoby szczęśliwi sami że sobą jak by nie byli zr swoimi partnerami no nie wiem.
Mało to sytuacji, że jazdy mądry w związku ,A jak facet odchodzi, to sie kobieta całkiem załamuje. Już tu było parę wątków.

Czy Ty widzisz w swoim postepowaniu/podejściu do życia schematy i coś na wzór samospełniającej się przepowiedni? Czy niezupełnie ?

Nie wiem. Wiem tylko, że w przeszłości miałam jeden schemat znajomość i. Wszystkie się tak samo zaczynały, środek był taki sam i końcówka.
Kiedyś próbowałam przełamać schemat, robiłam zupełnie prawie wszystko na odwrót niż zazwyczaj. Na początku byłam zdziwiona, bo to faktycznie przynosiło efekty, ale koniec końców skończyło się tak samo jak zawsze.
Gdzieś robiłam błąd, ale nie mogę uchwycić gdzie.

86

Odp: Nikt mnie nie chce...

Hmm wydaje mi się, że po pierwsze zamiast porządnie przepracować relacje, to jest to, co sama napisałaś - "długo przeżywałam zawód miłosny, aż po paru latach pojawiał się ktoś, kto wypierał mi z głowy poprzednika" i tak za każdym razem. Ty przechodziłaś z jednej relacji w drugą, bez refleksji i pracy nad sobą. Nie przerobiłaś dokładnie tematu i swoich błędów, więc wnosiłaś je za każdym razem do nowej relacji.
Poza tym, mówisz że próbowałaś przełamać schemat. A na końcu i tak wyszło tak samo. Żeby wyszło inaczej musiałabyś naprawdę przerobić temat, a mi się wydaje, że próbowałaś niejako na siłe zrobić po prostu coś inaczej i nie wynikało to z konkretnej rozkminy i prawdziwej zmiany w Tobie samej. Bo wtedy te przełamanie schematu działoby się samoistnie, cała Nową Tobą. A tu widzę coś na wzór 'zrobie inaczej niz zwykle zobacze czy wyjdzie lepiej'.
A trzecia sprawa "Teraz myślę, że jak ja się kimś zainteresuje to na 100procent to nie wyjdzie, bo on się nie zainteresuje" . Jesteś nastawiona pesymistycznie i negatywnie. Przyciągasz zatem negatywne rzeczy. A kolejny cytat "No się trochę ciągnęło, nie mogłam uwierzyć że w końcu mnie spotkało takie szczęście, na forum nie miałam ochoty o tym pisać, ale w końcu okazało się, ze on nie był tak zainteresowany jak mi się wydawało". Dlaczego nie mogłaś uwierzyć w swoje szczeście, uważasz ze nie zasługujesz na nie?

87

Odp: Nikt mnie nie chce...
KoloroweSny napisał/a:

Hmm wydaje mi się, że po pierwsze zamiast porządnie przepracować relacje, to jest to, co sama napisałaś - "długo przeżywałam zawód miłosny, aż po paru latach pojawiał się ktoś, kto wypierał mi z głowy poprzednika" i tak za każdym razem. Ty przechodziłaś z jednej relacji w drugą, bez refleksji i pracy nad sobą. Nie przerobiłaś dokładnie tematu i swoich błędów, więc wnosiłaś je za każdym razem do nowej relacji.
Poza tym, mówisz że próbowałaś przełamać schemat. A na końcu i tak wyszło tak samo. Żeby wyszło inaczej musiałabyś naprawdę przerobić temat, a mi się wydaje, że próbowałaś niejako na siłe zrobić po prostu coś inaczej i nie wynikało to z konkretnej rozkminy i prawdziwej zmiany w Tobie samej. Bo wtedy te przełamanie schematu działoby się samoistnie, cała Nową Tobą. A tu widzę coś na wzór 'zrobie inaczej niz zwykle zobacze czy wyjdzie lepiej'.
A trzecia sprawa "Teraz myślę, że jak ja się kimś zainteresuje to na 100procent to nie wyjdzie, bo on się nie zainteresuje" . Jesteś nastawiona pesymistycznie i negatywnie. Przyciągasz zatem negatywne rzeczy. A kolejny cytat "No się trochę ciągnęło, nie mogłam uwierzyć że w końcu mnie spotkało takie szczęście, na forum nie miałam ochoty o tym pisać, ale w końcu okazało się, ze on nie był tak zainteresowany jak mi się wydawało". Dlaczego nie mogłaś uwierzyć w swoje szczeście, uważasz ze nie zasługujesz na nie?

Nie mogłam uwierzyć, bo mnie się takie rzeczy nie zdarzają. W życiu nie byłam na randce, czy zwykłym spacerze z mężczyzna, który mi się podobał. Oni nawet nie chcieli mojego numeru telefonu. A jak z nimi rozmawiałam to jedynie w neutralnych okolicznościach , coś jak przerwa ba silowni, czy w zajęciach na studiach, czy na kursie językowym, gdzie byliśmy razem w grupie.Dlatego jak przekonałam schemat, nagle wszystko trochę zaczęło iść inaczej, do przodu itd, on dążył do kontaktu  pomyślałam, aha , to tak wygląda jak mężczyzna, którym jesteś zainteresowana, też jest zainteresowany  . Niestety chyba się pomyliłam, bo wyszli jak zawsze czyli nie wyszło.
Czy nie zasługuje na tym polu na szczęście? Nie wiem, jeszcze mi się nie zdążyło, co by mi to potwierdziło.
Czyvprzepracowalam tamte znajomości? Tak. Psycholog stwierdził, że widać jeszcze nie trafiłam, natomiast powinnam być bardziej odważna, pewna siebie-mowie tu o tamtych relacjach bo to było do 30ki. Po 30 to po moim związku jak już kogoś fajnego trafiłam, to okazywało się, że dawno żonaty.

88

Odp: Nikt mnie nie chce...
Rossa ka napisał/a:

. Po 30 to po moim związku jak już kogoś fajnego trafiłam, to okazywało się, że dawno żonaty.

Niestety tak jest. Po 30-tce fajni/wartościowi faceci są zajeci, co też nie oznacza, że nie masz szans na spotkanie kogoś w sam raz, dla Ciebie ;)Tylko to trudne jest bardzo...

89

Odp: Nikt mnie nie chce...
Stella_ napisał/a:
Rossa ka napisał/a:

. Po 30 to po moim związku jak już kogoś fajnego trafiłam, to okazywało się, że dawno żonaty.

Niestety tak jest. Po 30-tce fajni/wartościowi faceci są zajeci, co też nie oznacza, że nie masz szans na spotkanie kogoś w sam raz, dla Ciebie ;)Tylko to trudne jest bardzo...

Wiesz, to jest różnie, Po 30 są osoby, które właśnie kogoś poznały. Tak samo jak po 40 i 50. Dużo poznaje się jako 20 latkowie, to już różnie bywa.
Tu nie wiek ma znaczenie ale osoba. Są takie, co to nie tylko po 40 nie mogą poznać partnera, ale taki sam problem miały po 20 stce, gdzie teoretycznie szanse miały największe.
A inna nie ma z tym problemu niezależnie od wieku.
Znam osobę, która niemal zawsze jest z kimś, nie ważne czy ma 20 czy 40 lat, co prawda nie są to jak widać związki na zawsze, zwykle paroletnie, 10 , 7mio, roczne, ale żadko kiedy osoba ta jest sama.
A jak jest, to traktuje to jako stan przejściowy między związkami.

90

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:

Wiesz, to jest różnie, Po 30 są osoby, które właśnie kogoś poznały. Tak samo jak po 40 i 50. Dużo poznaje się jako 20 latkowie, to już różnie bywa.
Tu nie wiek ma znaczenie ale osoba. Są takie, co to nie tylko po 40 nie mogą poznać partnera, ale taki sam problem miały po 20 stce, gdzie teoretycznie szanse miały największe. A inna nie ma z tym problemu niezależnie od wieku. Znam osobę, która niemal zawsze jest z kimś, nie ważne czy ma 20 czy 40 lat, co prawda nie są to jak widać związki na zawsze, zwykle paroletnie, 10 , 7mio, roczne, ale żadko kiedy osoba ta jest sama. A jak jest, to traktuje to jako stan przejściowy między związkami.

Idąć tym torem ... może zwyczajnie niektórym z nas związek nie jest pisany i trzeba się z tym pogodzić. Zwyczajnie samotność, taka na stałę (a nie przejściowa) jest dla 'wybranych' smile

91

Odp: Nikt mnie nie chce...
nina01p napisał/a:
rossanka napisał/a:

Wiesz, to jest różnie, Po 30 są osoby, które właśnie kogoś poznały. Tak samo jak po 40 i 50. Dużo poznaje się jako 20 latkowie, to już różnie bywa.
Tu nie wiek ma znaczenie ale osoba. Są takie, co to nie tylko po 40 nie mogą poznać partnera, ale taki sam problem miały po 20 stce, gdzie teoretycznie szanse miały największe. A inna nie ma z tym problemu niezależnie od wieku. Znam osobę, która niemal zawsze jest z kimś, nie ważne czy ma 20 czy 40 lat, co prawda nie są to jak widać związki na zawsze, zwykle paroletnie, 10 , 7mio, roczne, ale żadko kiedy osoba ta jest sama. A jak jest, to traktuje to jako stan przejściowy między związkami.

Idąć tym torem ... może zwyczajnie niektórym z nas związek nie jest pisany i trzeba się z tym pogodzić. Zwyczajnie samotność, taka na stałę (a nie przejściowa) jest dla 'wybranych' smile

Tak, miałam takie 2 osoby w rodzinie. Nie polecam takiego stanu, dla mnie to katorga nie życie. To już się lepiej nie urodzić.

Ale serio, to nie wiem na czym to polega.

92

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:

Ale serio, to nie wiem na czym to polega.

Pewnie nie ma na to jednej odpowiedzi. Zdaje się, że często to faceci wychowani na mamisynków, których mamusia nie chce puścić i te "zbyt niezależne/ silne/ za męskie" kobiety..

93

Odp: Nikt mnie nie chce...
aniuu1 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ale serio, to nie wiem na czym to polega.

Pewnie nie ma na to jednej odpowiedzi. Zdaje się, że często to faceci wychowani na mamisynków, których mamusia nie chce puścić i te "zbyt niezależne/ silne/ za męskie" kobiety..

A kobiety?

94

Odp: Nikt mnie nie chce...

Mógłbym taki stan bycia samemu i radości z życia( nie mylić z samotnością!) polecić(przynajmniej przez pewien czas), ale z pewnością zaraz zostanie mi wytłumaczone, jak bardzo się mylę i jak to związek niesie ze sobą same zalety. No cóż..

W każdym razie do katorgi już bardziej zaliczyłbym wspólne życie z partnerem, mającym nałogi, długi czy niestabilnym emocjonalnie lub takim, z którym nie można się po prostu dogadać, lekceważącym nasze potrzeby, ale jednak obecnym, bo przecież lepiej mieć kogokolwiek niż być samym...

95 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2020-12-28 21:03:24)

Odp: Nikt mnie nie chce...

Chyba nie ma tu takich, którzy twierdzą, że lepiej być z kimkolwiek niż samemu. Ja przynajmniej takich osób nie pamiętam :-)

rossanka napisał/a:
aniuu1 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ale serio, to nie wiem na czym to polega.

Pewnie nie ma na to jednej odpowiedzi. Zdaje się, że często to faceci wychowani na mamisynków, których mamusia nie chce puścić i te "zbyt niezależne/ silne/ za męskie" kobiety..

A kobiety?

"zbyt niezależne/ silne/ za męskie" kobiety.. Celowo w cudzysłowie, bo wskazuję tylko na jakieś zaobserwowane oceny. Ale sądzę, że to tylko część odpowiedzi a nie reguła.. Mam też koleżankę grubo po 30tce w tej chwili i większość czasu sama mimo, że podoba się facetom, nie miała problemów rodzinnych i z tym związanych traum, nie manifestuje niezależności, nie jest wyjątkowo wymagająca. Wydawałoby się ideał polskiego faceta. I też nie ma nikogo.

96

Odp: Nikt mnie nie chce...
bagienni_k napisał/a:

Mógłbym taki stan bycia samemu i radości z życia( nie mylić z samotnością!) polecić(przynajmniej przez pewien czas), ale z pewnością zaraz zostanie mi wytłumaczone, jak bardzo się mylę i jak to związek niesie ze sobą same zalety. No cóż..

Jeśli ktoś nie potrafi być sam ze sobą i czerpać wtedy radości z życia to i w związku nie będzie tego potrafił więc i o zalety płynące ze związku wtedy trudno, przynajmniej na dłuższą metę. Oczywistość.
Ale też wydaje mi się, że niemal każdy tu pisał, że woli być sam niż z kimkolwiek. Bo jednak poszukiwania i chęć bycia w związku to jeszcze nie to samo co desperackie branie kogokolwiek.

97

Odp: Nikt mnie nie chce...

Czasami były takie wątki, z których można było wywnioskować, że Autor woli być z kimkolwiek, byle kogoś tylko mieć u boku, niż przetrwać choćby rok czy dwa lata samemu..Ale to raczej rzadkość.

98

Odp: Nikt mnie nie chce...
bagienni_k napisał/a:

Mógłbym taki stan bycia samemu i radości z życia( nie mylić z samotnością!) polecić(przynajmniej przez pewien czas), ale z pewnością zaraz zostanie mi wytłumaczone, jak bardzo się mylę i jak to związek niesie ze sobą same zalety. No cóż..

W każdym razie do katorgi już bardziej zaliczyłbym wspólne życie z partnerem, mającym nałogi, długi czy niestabilnym emocjonalnie lub takim, z którym nie można się po prostu dogadać, lekceważącym nasze potrzeby, ale jednak obecnym, bo przecież lepiej mieć kogokolwiek niż być samym...

Możesz mieć też partnera bez nałogów, stabilnego emocjonalnie, z którym się dogadujesz, który dba o Twoje potrzeby i tak dalej.
To co opisałeś to już desperacja level max, gdzie kobieta już faktycznie woli aby był ktokolwiek, albo wieloletnie małżeństwa, gdzie kobieta nigdy nie pracowała tylko soedziała w domu z dziećmi, teraz mąż ją poniża, pije, bije, lekceważy, ale ona nie ma dokąd pójść i za co żyć.

A samemu być dobrze, ale przez jakiś czas, a nie dziesięciolecia. CO dobry związek to dobry związek. Jakoś dobre pary się nie rozchodzą w myśl:hmm fajnie mi z tym Benkiem, podoba mi się, dobrze nam razem, ale odejdę bo wolę być sama, bo tak jest lepiej żyć. Czy tak bywa? No nie.

99

Odp: Nikt mnie nie chce...

W takich dyskusjach zawsze warto patrzeć na inny punkt widzenia. Po prostu, jak widzę ciągłe narzekanie czy umartwianie się to nic innego mi nie pozostaje, jak wspomnieć o wyjątkach, których może jednak nie cieszyć obecność drugiego człowieka w życiu, bo np o swoje potrzeby się dba samemu albo ma się nieco zmieniony priorytet tych potrzeb i nie przywiązuje wagi do tego, czego inni tak bardzo pragną..?
Rozumiem osoby, które kogoś szukają i którym kogoś brakuje, ale nie zrozumiem nigdy tego, że to może być dla nich największe nieszczęście na tym świecie..

100

Odp: Nikt mnie nie chce...
bagienni_k napisał/a:

W takich dyskusjach zawsze warto patrzeć na inny punkt widzenia. Po prostu, jak widzę ciągłe narzekanie czy umartwianie się to nic innego mi nie pozostaje, jak wspomnieć o wyjątkach, których może jednak nie cieszyć obecność drugiego człowieka w życiu, bo np o swoje potrzeby się dba samemu albo ma się nieco zmieniony priorytet tych potrzeb i nie przywiązuje wagi do tego, czego inni tak bardzo pragną..?
Rozumiem osoby, które kogoś szukają i którym kogoś brakuje, ale nie zrozumiem nigdy tego, że to może być dla nich największe nieszczęście na tym świecie..

Dopóki nie byłam w związku , to rozpaczałam, ze jestem sama, ale nie aż tak obsesyjnie. Jak się zazna dobrego, to potem ciężko się jest przestawić.
Z resztą myślę, że to naturalny stan człowiek a życie w parze. Mało znam osób, które decydują się żyć samotnie. Mam samotnego kolegę, ale poszedł do zakonu. Drugi żyje od paru lat sam, tak wybrał, baba mu nie potrzebna, no ale ten jest po rozwodzie, nawet dzieci ma. Z koleżanek znam dosłownie parę samotnie żyjących, ale żadna tego stanu sobie nie wybrała. Dwie z nich to nawet bardzo aktywne były, przebywały między ludźmi, starały się mieć jak najwięcej kontaktów, jakieś biura matrymonialne nawet były - i nic to nie dało.Nadal jak były same tak są same.
Pozostali żyją w parach. Czasem słyszy się o rozstaniach, rozwodach, ale po jakimś czasie, po roku, dwóch, czy więcej okazuje się, że osoba znalazła sobie nową miłość. Nie zdecydowała sie na samotne życie.

101

Odp: Nikt mnie nie chce...
bagienni_k napisał/a:

W takich dyskusjach zawsze warto patrzeć na inny punkt widzenia. Po prostu, jak widzę ciągłe narzekanie czy umartwianie się to nic innego mi nie pozostaje, jak wspomnieć o wyjątkach, których może jednak nie cieszyć obecność drugiego człowieka w życiu, bo np o swoje potrzeby się dba samemu albo ma się nieco zmieniony priorytet tych potrzeb i nie przywiązuje wagi do tego, czego inni tak bardzo pragną..?
Rozumiem osoby, które kogoś szukają i którym kogoś brakuje, ale nie zrozumiem nigdy tego, że to może być dla nich największe nieszczęście na tym świecie..

Ja myślę, że mogę to zrozumieć. Sporo ludzi definiuje swoją wartość jako człowieka przez pryzmat osiągniętych w życiu oczek - kariera, rodzina, mąż/żona, własny kąt, samochód, pokaźne konto, tytuł naukowy, itp. Wielu ludziom wydaje się, że jeśli są sami w określonym wieku, to coś jest z nimi nie tak. To są postrzegani jako gorsi, wybrakowani, bezwartościowi. Nic dziwnego, że z takim podejściem bycie nie w związku jest odbierane jako tragedia i osobista porażka takiego człowieka.

Natomiast myślę też, że ludzie jako istoty społeczne potrzebują relacji z innymi, żeby się rozwijać. Nic mnie tyle nie nauczyło o innych ludziach, o życiu, jak właśnie moje związki (jedne mniej i inne bardziej udane). Uważam, że to istotna część życia człowieka, stąd rozumiem tęsknotę do niej.

Niemniej uważam też, że nie ma nic gorszego niż wejść w związek z kimkolwiek, żeby tylko nie być samemu. Myślę, że to nie ma wiele wspólnego z tym czym związek jest i na czym się powinien opierać.

102 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-12-28 23:17:01)

Odp: Nikt mnie nie chce...

Shoogies, pytanie na ile to jest fakt a na ile jedynie utarte schematy czy stereotypy..?
Co do budowania relacji to myślę, że ogólnie kontakt z ludźmi jest ważny, niekoniecznie taki związkowy. Zdecydowanie więcej ludzi spotykamy, z którymi raczej w związku nie będziemy smile I z nimi właśnie warto dobrze żyć czy utrzymywać relacje. Ja, choć nie uważam się za przebojowego, nie stronię specjalnie od ludzi, tzn nie sprawiają oni, że czuję się źle. Miło jest do kogoś zagadać czy z kimś porozmawiać, ale poza tym jakoś nie czuję tego wewnętrznego parcia, aby ktoś koło mnie zagościł na stałe.
Co do związków z desperacji, to niestety czasami się tutaj przewijają takie sytuacje, gdzie, że ktoś traktuje partnera, jak cały swój świat i niczego nie potrzebuje - znaczy to, że nie potrafi być szczęśliwy sam, zatem w związku może być podobnie, bo np będzie partnera zbyt ograniczał. Powtórzy się sytuacja kilka razy i zacznie się zastanawiać, co jest z nim nie tak.

103

Odp: Nikt mnie nie chce...
bagienni_k napisał/a:

Shoogies, pytanie na ile to jest fakt a na ile jedynie utarte schematy czy stereotypy..?
Co do budowania relacji to myślę, że ogólnie kontakt z ludźmi jest ważny, niekoniecznie taki związkowy. Zdecydowanie więcej ludzi spotykamy, z którymi raczej w związku nie będziemy smile I z nimi właśnie warto dobrze żyć czy utrzymywać relacje. Ja, choć nie uważam się za przebojowego, nie stronię specjalnie od ludzi, tzn nie sprawiają oni, że czuję się źle. Miło jest do kogoś zagadać czy z kimś porozmawiać, ale poza tym jakoś nie czuję tego wewnętrznego parcia, aby ktoś koło mnie zagościł na stałe.
Co do związków z desperacji, to niestety czasami się tutaj przewijają takie sytuacje, gdzie, że ktoś traktuje partnera, jak cały swój świat i niczego nie potrzebuje - znaczy to, że nie potrafi być szczęśliwy sam, zatem w związku może być podobnie, bo np będzie partnera zbyt ograniczał. Powtórzy się sytuacja kilka razy i zacznie się zastanawiać, co jest z nim nie tak.

No pewnie, że tak, ale czy często nie kierujemy się stereotypami? Wiele z nich jest tak silnie zakodowanych w naszej podświadomości, że nie zdajemy sobie sprawy z ich istnienia, dopóki nie złapiemy samych siebie na robieniu rzeczy, których nie rozumiemy. Myślę, że z parciem na związek jest podobnie.

Zgodzę się, że relacje z ludźmi niezwiązkowe są bardzo istotne, niemniej poziom rozwoju, jaki można osiągnąć dzięki życiu z drugim człowiekiem jest chyba nieosiągalny przy okazjonalnych relacjach z innymi osobami. Nie twierdzę, że związek jest niezbędny, ale życie z kimś innym obnaża wiele prawd o nas samych, często takich, z jakimi nie chcielibyśmy się konfrontować. Szanuję też wybór i podejście osób takich jak Ty, które nie czują potrzeby się wiązać. Każdy ma swoje życie i powinien przeżyć je tak jak uważa za słuszne smile

Związki z desperacji to właśnie ten niewłaściwy powód do wiązania się z kimś innym. Chociaż ja bym tego nie określała jako związek, ale jako wieszanie się na drugim człowieku. Z drugiej strony dobrze jest się przekonać, że ma się takie ciągoty i coś z tym zrobić. A w jakiej innej okoliczności można to sprawdzić niż w bliskiej relacji z kimś innym? Ciekawa kwestia.

104

Odp: Nikt mnie nie chce...
bagienni_k napisał/a:

W takich dyskusjach zawsze warto patrzeć na inny punkt widzenia. Po prostu, jak widzę ciągłe narzekanie czy umartwianie się to nic innego mi nie pozostaje, jak wspomnieć o wyjątkach, których może jednak nie cieszyć obecność drugiego człowieka w życiu, bo np o swoje potrzeby się dba samemu albo ma się nieco zmieniony priorytet tych potrzeb i nie przywiązuje wagi do tego, czego inni tak bardzo pragną..?
Rozumiem osoby, które kogoś szukają i którym kogoś brakuje, ale nie zrozumiem nigdy tego, że to może być dla nich największe nieszczęście na tym świecie..

A ja owszem!
Ale to zrozumie tylko ktoś, kto całe życie tylko patrzył na szczęśliwe związki a samemu nigdy tego nie doświadczył. To jak patrzenie na smakołyki przez szybę. Wiesz, że są, słyszałeś, że są wspaniałe, ale nie możesz ich dosięgnąć chociaż desperacko pragniesz. Kiedy całe życie masz nadzieję, wydaje Ci się, że może to właśnie ten/ta, jednak za każdym razem okazuję się, że znowu los z Ciebie zakpił, to tak - myśl o związku może być wyznacznikiem szczęścia. Mogę Ci tylko zazdrościć, że nigdy nie doświadczyłeś tak desperackiej tęsknoty za drugą osobą. Zazdroszczę Ci, że nie czujesz smutku tak wielkiego, że to fizycznie boli. Zazdroszczę Ci tego spokoju ducha.
I pewnie, gdyby mieć za sobą kilka związków (różnych) pewnie można by sobie dać spokój i stwierdzić, że samotność nie jest taka zła. Ale nie można wymagać tego od osoby, która całe życie jest pomijana przez facetów, która całe życie jest sama. Dla takiej osoby samotność to najgorszy scenariusz.

105

Odp: Nikt mnie nie chce...
Sirubia napisał/a:

Ale nie można wymagać tego od osoby, która całe życie jest pomijana przez facetów, która całe życie jest sama. Dla takiej osoby samotność to najgorszy scenariusz.

Skoro całe życie jest pomijana przez facetów to może robi coś źle? A te kobiety co nie są pomijane to robią coś dobrze?

Kobiety, które żyją w związkach -- może one zrobiły coś, co w oczach osoby wiecznie samotnej jest niedopuszczalne?

106

Odp: Nikt mnie nie chce...
Gary napisał/a:
Sirubia napisał/a:

Ale nie można wymagać tego od osoby, która całe życie jest pomijana przez facetów, która całe życie jest sama. Dla takiej osoby samotność to najgorszy scenariusz.

Skoro całe życie jest pomijana przez facetów to może robi coś źle? A te kobiety co nie są pomijane to robią coś dobrze?

Kobiety, które żyją w związkach -- może one zrobiły coś, co w oczach osoby wiecznie samotnej jest niedopuszczalne?

Niekoniecznie. Osobiscie uwazam ze nie robie nic innego niz inne kobiety. Malo tego, jestem madrzejsza niz niektore z nich (ale sie z tym nie obnosze), bystrzejsza, bardziej zradna, pomagam gdy ktos mnie poprosi o pomoc. Potrafie byc asertywna. Potrafie zartowac i rozmawiac na rozne tematy. Jestem rozsadna i samodzielna.
Co w takim razie czyni mnie nieatrakcyjna? Co sprawia ze jestem niewidoczna?

107

Odp: Nikt mnie nie chce...
Sirubia napisał/a:
Gary napisał/a:
Sirubia napisał/a:

Ale nie można wymagać tego od osoby, która całe życie jest pomijana przez facetów, która całe życie jest sama. Dla takiej osoby samotność to najgorszy scenariusz.

Skoro całe życie jest pomijana przez facetów to może robi coś źle? A te kobiety co nie są pomijane to robią coś dobrze?

Kobiety, które żyją w związkach -- może one zrobiły coś, co w oczach osoby wiecznie samotnej jest niedopuszczalne?

Niekoniecznie. Osobiscie uwazam ze nie robie nic innego niz inne kobiety. Malo tego, jestem madrzejsza niz niektore z nich (ale sie z tym nie obnosze), bystrzejsza, bardziej zradna, pomagam gdy ktos mnie poprosi o pomoc. Potrafie byc asertywna. Potrafie zartowac i rozmawiac na rozne tematy. Jestem rozsadna i samodzielna.
Co w takim razie czyni mnie nieatrakcyjna? Co sprawia ze jestem niewidoczna?

Jakie kroki podejmujesz, żeby zmienić ten stan samotności? Umawiasz się na randki? Jesteś na portalach randkowych? Bywasz w miejscach, gdzie można poznać kogoś wolnego?

108 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2020-12-29 01:51:20)

Odp: Nikt mnie nie chce...
Sirubia napisał/a:
Gary napisał/a:
Sirubia napisał/a:

Ale nie można wymagać tego od osoby, która całe życie jest pomijana przez facetów, która całe życie jest sama. Dla takiej osoby samotność to najgorszy scenariusz.

Skoro całe życie jest pomijana przez facetów to może robi coś źle? A te kobiety co nie są pomijane to robią coś dobrze?

Kobiety, które żyją w związkach -- może one zrobiły coś, co w oczach osoby wiecznie samotnej jest niedopuszczalne?

Niekoniecznie. Osobiscie uwazam ze nie robie nic innego niz inne kobiety. Malo tego, jestem madrzejsza niz niektore z nich (ale sie z tym nie obnosze), bystrzejsza, bardziej zradna, pomagam gdy ktos mnie poprosi o pomoc. Potrafie byc asertywna. Potrafie zartowac i rozmawiac na rozne tematy. Jestem rozsadna i samodzielna.
Co w takim razie czyni mnie nieatrakcyjna? Co sprawia ze jestem niewidoczna?

Nie jesteśmy w stanie stwierdzić na forum, co jest tego powodem. Są tylko domysły. Mój np. jest taki, że może masz w jakiś sposób usztywnione zachowanie, czego sama nie widzisz, wydaje Ci się, że jesteś wyluzowana. Czasem wystarczy nawet 'nie taka' mimika, np. zdradzająca napięcie, żeby być odbieranym jako osoba nieatrakcyjna. Ludzie, a szczególnie faceci u kobiet, wyłapują nietypowości w mowie ciała, sposobie mówienia, poruszania się. I niestety one nie działają na plus. Brak wyrazistości też nie działa na plus. To, że inni nie są w stanie odczytać twoich emocji.
A może widać u Ciebie ten dół i desperację? Może za bardzo chcesz?

109

Odp: Nikt mnie nie chce...

Ja byłam sama do pewnego momentu, kiedy ludzie dookoła normalnie wchodzili w związki. Miałam facetów dookoła, a mimo wszystko z nikim nie wchodziło to na wyższy level. Z perspektywy czasu widzę, że podświadomie wrzucałam ich wszystkich do friendzonu przekonana, że związek zbuduje się sam na tym, że po prostu będziemy się często widzieć i rozmawiać big_smile
no i nie zbudował się, powstały fajne, wieloletnie przyjaźnie.
Związek zbudował mi się w momencie, kiedy poznałam nowego faceta i oboje weszliśmy w relację z nastawieniem, że idziemy na randkę, a nie na kumpelskie spotkanie. Szybko została przełamana bariera dotyku i właściwie obydwoje wiedzieliśmy, jaki jest kierunek.
Początki relacji z obecnym partnerem wyglądały podobnie, tylko było ostrożniej i wydłużyliśmy etap spotkań przed przełamaniem tej bariery dotyku.

Więc ja widzę, że mogłam w związek wejść duuuuuużo wcześniej. Blokada była tylko w mojej głowie.

110 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2020-12-29 10:29:24)

Odp: Nikt mnie nie chce...
niepodobna napisał/a:

Nie jesteśmy w stanie stwierdzić na forum, co jest tego powodem. Są tylko domysły. Mój np. jest taki, że może masz w jakiś sposób usztywnione zachowanie, czego sama nie widzisz, wydaje Ci się, że jesteś wyluzowana. Czasem wystarczy nawet 'nie taka' mimika, np. zdradzająca napięcie, żeby być odbieranym jako osoba nieatrakcyjna. Ludzie, a szczególnie faceci u kobiet, wyłapują nietypowości w mowie ciała, sposobie mówienia, poruszania się. I niestety one nie działają na plus. Brak wyrazistości też nie działa na plus. To, że inni nie są w stanie odczytać twoich emocji.

O tym się chyba mało mówi, ale ja np zwracam na to również uwagę u facetów. Chyba najczęściej komentuje się to jako spięta/ sztywna osoba. Napięcia emocjonalne przejawiają się w ciele.
Sama też jestem świadoma napięć u siebie.

111 Ostatnio edytowany przez Gary (2020-12-29 11:12:18)

Odp: Nikt mnie nie chce...
Sirubia napisał/a:

Co w takim razie czyni mnie nieatrakcyjna? Co sprawia ze jestem niewidoczna?

To jest pytanie do kogoś kto Cię zna w realu.

Może jesteś niedostępna, duchowo odizolowana, trzeba uważać co się przy Tobie mówi, aby Cię nie obrazić, nie urazić. Może sama taka jesteś uważna, przez to komunikujesz jak należy wobec Ciebie postępować.

Może w głowie ciągle słyszysz pytania "Co on o mnie pomyśli? Czy wypada tak robić? A co jeśli powiem xxxx, a on zrozumie yyy? Czy nie wyjdę na desperatkę?". Jesteś ostrożna zdystansowana.

Może jesteś niedostępna seksualnie. Nie reagujesz, nie uśmiechasz się, trzymasz "fason" jak królowa angielska. Flirty kasujesz, nie wiadomo czy Ci się podobają, czy patrzysz na "takie zachowanie" z odrazą w kontekście "mee too".

Może masz całą paletę przekonań, co jest złe... co nie jest w twoim stylu... Może trzeba zapytać stylistę? U facetów taki syndrom można nazwać "wyglądasz jakby Cię ubierała mama".

112

Odp: Nikt mnie nie chce...
aniuu1 napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Nie jesteśmy w stanie stwierdzić na forum, co jest tego powodem. Są tylko domysły. Mój np. jest taki, że może masz w jakiś sposób usztywnione zachowanie, czego sama nie widzisz, wydaje Ci się, że jesteś wyluzowana. Czasem wystarczy nawet 'nie taka' mimika, np. zdradzająca napięcie, żeby być odbieranym jako osoba nieatrakcyjna. Ludzie, a szczególnie faceci u kobiet, wyłapują nietypowości w mowie ciała, sposobie mówienia, poruszania się. I niestety one nie działają na plus. Brak wyrazistości też nie działa na plus. To, że inni nie są w stanie odczytać twoich emocji.

O tym się chyba mało mówi, ale ja np zwracam na to również uwagę u facetów. Chyba najczęściej komentuje się to jako spięta/ sztywna osoba. Napięcia emocjonalne przejawiają się w ciele.
Sama też jestem świadoma napięć u siebie.

Ja jestem nietypowa o tyle, że widoczne napięcie u kogoś mi nie przeszkadza i nie czyni go nieatrakcyjnym.
Za to nadmierna pewność już tak i to i w gestach, sposobie bycia jak i sposobie myślenia. Takie 'rozbuchanie' jest aseksualne smile

113

Odp: Nikt mnie nie chce...
niepodobna napisał/a:

Ja jestem nietypowa o tyle, że widoczne napięcie u kogoś mi nie przeszkadza i nie czyni go nieatrakcyjnym.
Za to nadmierna pewność już tak i to i w gestach, sposobie bycia jak i sposobie myślenia. Takie 'rozbuchanie' jest aseksualne smile

Ci nadmiernie pewni siebie często też są ponapinani, tylko może w inny sposób.

114

Odp: Nikt mnie nie chce...

Wiele rzeczy dotyczących nas samych dzieje się na poziomie nieświadomym, nie widzimy tego, więc taka ocena samej siebie-jestem taka i owaka- nie ma raczej sensu. Co innego przejrzeć się w oczach innych ludzi, tam możesz zobaczyć prawdę o sobie, o tym jak inni Cię widzą, jak postrzegają. I możesz bardzo się zdziwić.

115

Odp: Nikt mnie nie chce...
Mahika napisał/a:

Wiele rzeczy dotyczących nas samych dzieje się na poziomie nieświadomym, nie widzimy tego, więc taka ocena samej siebie-jestem taka i owaka- nie ma raczej sensu. Co innego przejrzeć się w oczach innych ludzi, tam możesz zobaczyć prawdę o sobie, o tym jak inni Cię widzą, jak postrzegają. I możesz bardzo się zdziwić.

Tylko jest jeden problem... Inni często nie widzą naszego bolu, rozdarcia wewnętrznego, smutku, samotności. Powodów może być wiele.. wstydzimy się tego co/jak przechodzimy, każdy ma też własne problemy i nasze mogą się wydawać śmieszne.. To nie jest takie proste, ta inna 'prawda' może być myląca. Myślę, że lepiej się zmierzyć z wlasnymi demonami, problemami, samooceną na terapii, pod okiem psychologa, który nas przez to często trudne 'poznania' przeprowadzi.

116

Odp: Nikt mnie nie chce...
Stella_ napisał/a:
Mahika napisał/a:

Wiele rzeczy dotyczących nas samych dzieje się na poziomie nieświadomym, nie widzimy tego, więc taka ocena samej siebie-jestem taka i owaka- nie ma raczej sensu. Co innego przejrzeć się w oczach innych ludzi, tam możesz zobaczyć prawdę o sobie, o tym jak inni Cię widzą, jak postrzegają. I możesz bardzo się zdziwić.

Tylko jest jeden problem... Inni często nie widzą naszego bolu, rozdarcia wewnętrznego, smutku, samotności. Powodów może być wiele.. wstydzimy się tego co/jak przechodzimy, każdy ma też własne problemy i nasze mogą się wydawać śmieszne.. To nie jest takie proste, ta inna 'prawda' może być myląca. Myślę, że lepiej się zmierzyć z wlasnymi demonami, problemami, samooceną na terapii, pod okiem psychologa, który nas przez to często trudne 'poznania' przeprowadzi.

Psycholog nic nie da. Tzn do końca.
Chodziłam na terapię, na plus jest to, że poznaje  się pewne mechanizmy, człowiek zdaje sobie sprawę z rzeczy, które uważał za przypadkowe, wie, co z dzieciństwa wpłynęło na to czy na tamto, zda sobie sprawę z błędnego zachowania w przeszłości , ale na chwilę obecną i na przyszłość to nic nie daje i życia nie zmieni. Do pewnego czasu chwaliłam terapię, pracowałam na niej, naprawdę miałam wewnętrzną motywację i chciałam zmienić coś w swoim życiu. Wystarczyło jednak jedno zdanie na forum, że w zasadzie terapia nic nie daje, bo człowiek jaki był przed nią taki jest - i wszystko to zostało niejako skreślone.
Najpierw się oburzyłam, bo byłam przekonana, że naorawdę zdołałam zmienić pewne rzeczy, ale potem uświadomiłam sobie, ze to nieprawda. Niepotrzebnie tylko straciłam lata pracy na terapii, czas i paliwo. Nic to nie dało.
Myślę, że terapia może być jednak bardzo dobra dla nastolatków, albo osób bardzo młodych, może zagubionych, nieśmiałych, może pomoże im to w relacjach a także w rozpoczęciu dorosłego życia zawodowego.
Starsza osoba właściwie nie ma już szans.
Jedyne co na plus to fakt, że można się tam wygadać i jeżeli ktoś ma depresje, nerwice, lub inne zaburzenia, poznać ich geneze, oraz działanie z punktu widzenia medycznego - co przydaje się w lepszym jej zrozumieniu i opanowaniu ataków paniki. Uczysz sie poza tym technik relaksacji i wyciszania, co jest korzystne.
A może to akurat na mnie terapia nie działała, chociaż naprawdę miałam super motywację wewnętrzną i naprawdę sądziłam, ze swoją pracą i zaangażowaniem zmienie to czy tamto.

117 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-12-29 21:48:03)

Odp: Nikt mnie nie chce...
Sirubia napisał/a:

A ja owszem!
Ale to zrozumie tylko ktoś, kto całe życie tylko patrzył na szczęśliwe związki a samemu nigdy tego nie doświadczył. To jak patrzenie na smakołyki przez szybę. Wiesz, że są, słyszałeś, że są wspaniałe, ale nie możesz ich dosięgnąć chociaż desperacko pragniesz. Kiedy całe życie masz nadzieję, wydaje Ci się, że może to właśnie ten/ta, jednak za każdym razem okazuję się, że znowu los z Ciebie zakpił, to tak - myśl o związku może być wyznacznikiem szczęścia. Mogę Ci tylko zazdrościć, że nigdy nie doświadczyłeś tak desperackiej tęsknoty za drugą osobą. Zazdroszczę Ci, że nie czujesz smutku tak wielkiego, że to fizycznie boli. Zazdroszczę Ci tego spokoju ducha.
I pewnie, gdyby mieć za sobą kilka związków (różnych) pewnie można by sobie dać spokój i stwierdzić, że samotność nie jest taka zła. Ale nie można wymagać tego od osoby, która całe życie jest pomijana przez facetów, która całe życie jest sama. Dla akiej osoby samotność to najgorszy scenariusz.

Autorko, widzisz, ze już ze słowem "desperacko" istnieje poważny problem. Otóż tak jak czujemy, tak się zachowujemy, może nawet podświadomie. W ten sposób pokazujemy, być może, innym, że nie bardzo widzieliby nas w roli swojego partnera. Wszelkie zachowania, wskazujące na tą desperację mogą być aż nadto widoczne i dlatego mogą niestety innych zniechęcać do zawierania bliższych znajomości. Nie wiem, jak to jest u Ciebie, może czegoś nie dostrzegasz.
Z pewnością jednak określone wzorce postępowania, powtarzane w kontaktach z ludźmi, mogą wzbudzać niechęć, jak choćby praktycznie 100 % poświęcanie czasu partnerowi czy tzw brak życia poza związkiem. Pojawia się czasami tutaj kilka historii, gdzie wręcz widać tego typu dążenia, aby właściwie spędzać każdą możliwą chwilę z drugą osobą. Tak się zwyczajnie nie da.
Jeśli o mnie chodzi, to poza osobistymi odczuciami, które nie pchają mnie do związku, to staram się za dużo nie analizować, nie patrzeć i nie zwracać uwagi na innych. Ludzie pokazują innym to, co chcą pokazywać, nie wiem jak wygląda ich życie na co dzień.

Teraz najważniejsze:

Choćby się tego chciało czy nie, to każdy z nas jest osobnym bytem, istotą niezależną.MUSIMY po prostu jakoś być w stanie sami sobie radzić, bo nikt nie może stanowić o naszym szczęściu i samopoczuciu tylko my sami! Życie składa się ze zbyt wielu płaszczyzn, aby można było skupiać się tak bardzo na ten jednej.
Zwykle, osoby, którym się udaje kogoś znaleźć, żyją zwyczajnym, codziennym rytmem, zajmując się innymi rzeczami, które ich cieszą, gdy potem po czasie kogoś znajdują. Zresztą przecież nie ma jednej recepty na sukces. Nie musimy się podobać każdemu czy większości. Chodzi o to, żeby wiedzieć, że człowiek jest wart tyle, ile siebie widzi a nie jak ktoś go ocenia czy aby miał budować swoją wartość na podstawie powodzenia u płci przeciwnej.
Jeśli o mnie chodzi, to w sumie nie do końca potrafię wytłumaczyć tego, dlaczego cieszę się tak bardzo życiem, przynajmniej takim, jakie mam - choć oczywiście staram się, żeby było lepsze. Usiłuję dostrzegać pozytywy wszędzie, gdzie się da, może dlatego, że dwa razy omal swojego życia nie straciłem, dlatego widzę, co jest ważne. Nie zamykam się na świat czy ludzi, zajmuje się po prostu innymi aspektami a przy tym kompletnie nie czuję żadnych braków czy ułomności, wynikających z tego że jestem sam( nie lubię określenia "samotny", bo to raczej pasuje do kogoś, kto żyje w izolacji od reszty).

Odp: Nikt mnie nie chce...

Sirubio, wysłałem Ci e-maila smile

119

Odp: Nikt mnie nie chce...

Sirubio jak się miewasz? Jak samopoczucie w nowym Roku?

120

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
rossanka napisał/a:

Też tak kiedyś myslałam, że to rezygnacja z niektórych rzeczy, ale sądzę że to było niewłaściwe.
Jedyne co by się u mnie w zwiazku zmieniło to to, że nie bywałabym na portalach randkowych i nie umawiała na randki z innymi.
Poza tym nic by się nie zmieniło. Pracy  nie musiałabym amieniać, nie zrezygnowałabym np z jazdy na rowerze, z telefonów do koleżanek, z zakupów odzieżowych, z nauki,  z czytania takich a nie innych ksiązek i tak dalej. Kompletnie nic by się tu nie zmieniło.
Doszłyby za to rozmowy, wsparcie wzajemne, seks, no i na zakupy czy na rower czasami moglibyśmy jezdzić razem. Chyba, ze on nie lubiłby hipotetycznie roweru, to bym jezdziła sama.
A to, ze np więcej czasu bym spędzała z partnerem i np na rower zamiast 2 godzin zostałaby godzina - tego tak nie widzę, bo samą radością byłoby przebywanie z partnerem, a nie z rowerem wink

Rossanka, ja NIGDZIE, ale to absolutnie nigdzie nie napisałam, że to jest niewłaściwe. Ale siłą rzeczy doby nie rozciągniesz. I tu nie chodzi o cierpiętnicze wybory i postawę, że teraz nie ma mnie, jest tylko partner.
Ale bycie z kimś jest inne od bycia samemu. Obie te postawy mają swoje plusy, ale obie mają też minusy. Tak, są minusy bycia w związku. I tak jak nie idealizujemy singielstwa, tak nie idealizujmy też związku.

To czemu jak singielka spotyka odpowiedniego mężczyznę ochoczo porzuca stan singielstwa?
A Kobieta będąca w związku nie odchodzi od partnera? (pomijam alkoholików, problemy ze zdradami, nieustanne kłótnie, czy małżeństwo, bo jest dziecko to się trzeba pobrać pomimo, ze miało być rozstanie).

Bo ludzie przeważnie mają potrzebę bliskości. I to, że większość woli związek, nie znaczy, że związek nie ma wad. Wchodzimy w związki ze świadomością tych wad, a niektórzy bez i dopiero potem się okazuje. Wiele związków się rozpada, wbrew temu co piszesz i nie tylko z powodów, o których wspominasz. W Polsce rozpada się prawie co drugie małżeństwo (znaczy w połowie małżeństw jest alkoholizm? no bez przesady..), wolne związki - nie wiadomo, bo można mówić tylko o zarejestrowanych związkach partnerskich, a to jest mniejszość. Wśród moich znajomych, którzy byli po ślubie rzeczywiście jakaś połowa jest już rozwiedziona... w tym jedno małżeństwo po 22 latach  razem.  Nie mam patologicznego towarzystwa...
Naprawdę nie wiem, w jaki sposób  potrzeba bycia w parze miałaby zaprzeczać temu, ze ten stan ma także minusy i nie zawsze udaje się wytrwać..

121

Odp: Nikt mnie nie chce...
niepodobna napisał/a:
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Rossanka, ja NIGDZIE, ale to absolutnie nigdzie nie napisałam, że to jest niewłaściwe. Ale siłą rzeczy doby nie rozciągniesz. I tu nie chodzi o cierpiętnicze wybory i postawę, że teraz nie ma mnie, jest tylko partner.
Ale bycie z kimś jest inne od bycia samemu. Obie te postawy mają swoje plusy, ale obie mają też minusy. Tak, są minusy bycia w związku. I tak jak nie idealizujemy singielstwa, tak nie idealizujmy też związku.

To czemu jak singielka spotyka odpowiedniego mężczyznę ochoczo porzuca stan singielstwa?
A Kobieta będąca w związku nie odchodzi od partnera? (pomijam alkoholików, problemy ze zdradami, nieustanne kłótnie, czy małżeństwo, bo jest dziecko to się trzeba pobrać pomimo, ze miało być rozstanie).

Bo ludzie przeważnie mają potrzebę bliskości. I to, że większość woli związek, nie znaczy, że związek nie ma wad. Wchodzimy w związki ze świadomością tych wad, a niektórzy bez i dopiero potem się okazuje. Wiele związków się rozpada, wbrew temu co piszesz i nie tylko z powodów, o których wspominasz. W Polsce rozpada się prawie co drugie małżeństwo (znaczy w połowie małżeństw jest alkoholizm? no bez przesady..), wolne związki - nie wiadomo, bo można mówić tylko o zarejestrowanych związkach partnerskich, a to jest mniejszość. Wśród moich znajomych, którzy byli po ślubie rzeczywiście jakaś połowa jest już rozwiedziona... w tym jedno małżeństwo po 22 latach  razem.  Nie mam patologicznego towarzystwa...
Naprawdę nie wiem, w jaki sposób  potrzeba bycia w parze miałaby zaprzeczać temu, ze ten stan ma także minusy i nie zawsze udaje się wytrwać..

Mam pomysl. To niech teraz Ci co sa w udanych zwiazkach zakoncza je. Moga przeciez spokijnie zyc samemu. I szczesliwie. Po co im partner czy partnetka, jesli i singlostwo ma wady i bycie w zwiazku ma wady czy nie lepiej zyc samemu? A jakby sie ktos sensowny naoatoczyl, to nie ma obowiazku sie wiazac, nawet, jak ta osoba bardzi pasuje. Wystarczy piwiwdziec: zostaw mnie w spokoju, chce zyc sam, sama.

122

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
niepodobna napisał/a:
rossanka napisał/a:

To czemu jak singielka spotyka odpowiedniego mężczyznę ochoczo porzuca stan singielstwa?
A Kobieta będąca w związku nie odchodzi od partnera? (pomijam alkoholików, problemy ze zdradami, nieustanne kłótnie, czy małżeństwo, bo jest dziecko to się trzeba pobrać pomimo, ze miało być rozstanie).

Bo ludzie przeważnie mają potrzebę bliskości. I to, że większość woli związek, nie znaczy, że związek nie ma wad. Wchodzimy w związki ze świadomością tych wad, a niektórzy bez i dopiero potem się okazuje. Wiele związków się rozpada, wbrew temu co piszesz i nie tylko z powodów, o których wspominasz. W Polsce rozpada się prawie co drugie małżeństwo (znaczy w połowie małżeństw jest alkoholizm? no bez przesady..), wolne związki - nie wiadomo, bo można mówić tylko o zarejestrowanych związkach partnerskich, a to jest mniejszość. Wśród moich znajomych, którzy byli po ślubie rzeczywiście jakaś połowa jest już rozwiedziona... w tym jedno małżeństwo po 22 latach  razem.  Nie mam patologicznego towarzystwa...
Naprawdę nie wiem, w jaki sposób  potrzeba bycia w parze miałaby zaprzeczać temu, ze ten stan ma także minusy i nie zawsze udaje się wytrwać..

Mam pomysl. To niech teraz Ci co sa w udanych zwiazkach zakoncza je. Moga przeciez spokijnie zyc samemu. I szczesliwie. Po co im partner czy partnetka, jesli i singlostwo ma wady i bycie w zwiazku ma wady czy nie lepiej zyc samemu? A jakby sie ktos sensowny naoatoczyl, to nie ma obowiazku sie wiazac, nawet, jak ta osoba bardzi pasuje. Wystarczy piwiwdziec: zostaw mnie w spokoju, chce zyc sam, sama.

Na siłę szukasz zakłamania czy niekonsekwencji tam, gdzie ich nie ma. Dlaczego ktoś w UDANYM związku miałby go kończyć? z kolei udany nie znaczy - idealny, nie ma idealnych związków, bo nie ma idealnych ludzi. Znowu to, ile różnych niezgodności potrafi się znieść czy przepracować będąc z kimś, to kwestia indywidualna, w tym dojrzałości. Bo niektórzy mają podejście: nie jest doskonale = jest do dupy, szukam dalej. Nie o tym mówię.
I dlaczego to, że związki mają wady, miałoby powodować, że się w nie nie wchodzi?
Praca też ma wady... I to, kurna, jakie.

123

Odp: Nikt mnie nie chce...
niepodobna napisał/a:
rossanka napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Bo ludzie przeważnie mają potrzebę bliskości. I to, że większość woli związek, nie znaczy, że związek nie ma wad. Wchodzimy w związki ze świadomością tych wad, a niektórzy bez i dopiero potem się okazuje. Wiele związków się rozpada, wbrew temu co piszesz i nie tylko z powodów, o których wspominasz. W Polsce rozpada się prawie co drugie małżeństwo (znaczy w połowie małżeństw jest alkoholizm? no bez przesady..), wolne związki - nie wiadomo, bo można mówić tylko o zarejestrowanych związkach partnerskich, a to jest mniejszość. Wśród moich znajomych, którzy byli po ślubie rzeczywiście jakaś połowa jest już rozwiedziona... w tym jedno małżeństwo po 22 latach  razem.  Nie mam patologicznego towarzystwa...
Naprawdę nie wiem, w jaki sposób  potrzeba bycia w parze miałaby zaprzeczać temu, ze ten stan ma także minusy i nie zawsze udaje się wytrwać..

Mam pomysl. To niech teraz Ci co sa w udanych zwiazkach zakoncza je. Moga przeciez spokijnie zyc samemu. I szczesliwie. Po co im partner czy partnetka, jesli i singlostwo ma wady i bycie w zwiazku ma wady czy nie lepiej zyc samemu? A jakby sie ktos sensowny naoatoczyl, to nie ma obowiazku sie wiazac, nawet, jak ta osoba bardzi pasuje. Wystarczy piwiwdziec: zostaw mnie w spokoju, chce zyc sam, sama.

Na siłę szukasz zakłamania czy niekonsekwencji tam, gdzie ich nie ma. Dlaczego ktoś w UDANYM związku miałby go kończyć? z kolei udany nie znaczy - idealny, nie ma idealnych związków, bo nie ma idealnych ludzi. Znowu to, ile różnych niezgodności potrafi się znieść czy przepracować będąc z kimś, to kwestia indywidualna, w tym dojrzałości. Bo niektórzy mają podejście: nie jest doskonale = jest do dupy, szukam dalej. Nie o tym mówię.
I dlaczego to, że związki mają wady, miałoby powodować, że się w nie nie wchodzi?
Praca też ma wady... I to, kurna, jakie.

Po co więc wchodzić w związek?  Skoro będąc samemu są wady to będąc z kimś są jeszcze większe wady tego stanu?

124

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
niepodobna napisał/a:
rossanka napisał/a:

Mam pomysl. To niech teraz Ci co sa w udanych zwiazkach zakoncza je. Moga przeciez spokijnie zyc samemu. I szczesliwie. Po co im partner czy partnetka, jesli i singlostwo ma wady i bycie w zwiazku ma wady czy nie lepiej zyc samemu? A jakby sie ktos sensowny naoatoczyl, to nie ma obowiazku sie wiazac, nawet, jak ta osoba bardzi pasuje. Wystarczy piwiwdziec: zostaw mnie w spokoju, chce zyc sam, sama.

Na siłę szukasz zakłamania czy niekonsekwencji tam, gdzie ich nie ma. Dlaczego ktoś w UDANYM związku miałby go kończyć? z kolei udany nie znaczy - idealny, nie ma idealnych związków, bo nie ma idealnych ludzi. Znowu to, ile różnych niezgodności potrafi się znieść czy przepracować będąc z kimś, to kwestia indywidualna, w tym dojrzałości. Bo niektórzy mają podejście: nie jest doskonale = jest do dupy, szukam dalej. Nie o tym mówię.
I dlaczego to, że związki mają wady, miałoby powodować, że się w nie nie wchodzi?
Praca też ma wady... I to, kurna, jakie.

Po co więc wchodzić w związek?  Skoro będąc samemu są wady to będąc z kimś są jeszcze większe wady tego stanu?

Manipulujesz smile Kto i gdzie napisał "jeszcze większe"?

125

Odp: Nikt mnie nie chce...

I po co ktoś ma być w UDANYM związku,  skoro może być sam?

126

Odp: Nikt mnie nie chce...
niepodobna napisał/a:
rossanka napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Na siłę szukasz zakłamania czy niekonsekwencji tam, gdzie ich nie ma. Dlaczego ktoś w UDANYM związku miałby go kończyć? z kolei udany nie znaczy - idealny, nie ma idealnych związków, bo nie ma idealnych ludzi. Znowu to, ile różnych niezgodności potrafi się znieść czy przepracować będąc z kimś, to kwestia indywidualna, w tym dojrzałości. Bo niektórzy mają podejście: nie jest doskonale = jest do dupy, szukam dalej. Nie o tym mówię.
I dlaczego to, że związki mają wady, miałoby powodować, że się w nie nie wchodzi?
Praca też ma wady... I to, kurna, jakie.

Po co więc wchodzić w związek?  Skoro będąc samemu są wady to będąc z kimś są jeszcze większe wady tego stanu?

Manipulujesz smile Kto i gdzie napisał "jeszcze większe"?

To oczywiste, bo są tu dwie osoby. Więc i problemów 2 razy więcej.

127 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2021-01-06 00:47:37)

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
niepodobna napisał/a:
rossanka napisał/a:

Po co więc wchodzić w związek?  Skoro będąc samemu są wady to będąc z kimś są jeszcze większe wady tego stanu?

Manipulujesz smile Kto i gdzie napisał "jeszcze większe"?

To oczywiste, bo są tu dwie osoby. Więc i problemów 2 razy więcej.

Jeśli założymy, że każdy mój problem to odpowiedzialność partnera, to owszem. Ale nie wiem, kto ma taką wizję związku.

Przestaję rozumieć, o co Ci chodzi.

128

Odp: Nikt mnie nie chce...
niepodobna napisał/a:
rossanka napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Manipulujesz smile Kto i gdzie napisał "jeszcze większe"?

To oczywiste, bo są tu dwie osoby. Więc i problemów 2 razy więcej.

Jeśli założymy, że każdy mój problem to odpowiedzialność partnera, to owszem. Ale nie wiem, kto ma taką wizję związku.

Zawsze można odejść.  Zadziwiająco ludzie jednak wybierają szczęśliwe życie z partnerem niż szczęśliwe życie samemu (odchodząc z udanego związku,  albo odrzucając osobę,  która się podoba i zewnętrznie i wewnetrznie i jest wolna).

129

Odp: Nikt mnie nie chce...

Zastanawia mnie, z jakiego powodu ludzie wchodzą w związki,  mieszkają razem, planują przyszłość itd. Przecież to wszystko moga robić sami, żyjąc samemu.

130

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:

Zastanawia mnie, z jakiego powodu ludzie wchodzą w związki,  mieszkają razem, planują przyszłość itd. Przecież to wszystko moga robić sami, żyjąc samemu.

Myślę, że z miłości wink

Posty [ 66 do 130 z 208 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Nikt mnie nie chce...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024