Sirubia napisał/a: A ja owszem!
Ale to zrozumie tylko ktoś, kto całe życie tylko patrzył na szczęśliwe związki a samemu nigdy tego nie doświadczył. To jak patrzenie na smakołyki przez szybę. Wiesz, że są, słyszałeś, że są wspaniałe, ale nie możesz ich dosięgnąć chociaż desperacko pragniesz. Kiedy całe życie masz nadzieję, wydaje Ci się, że może to właśnie ten/ta, jednak za każdym razem okazuję się, że znowu los z Ciebie zakpił, to tak - myśl o związku może być wyznacznikiem szczęścia. Mogę Ci tylko zazdrościć, że nigdy nie doświadczyłeś tak desperackiej tęsknoty za drugą osobą. Zazdroszczę Ci, że nie czujesz smutku tak wielkiego, że to fizycznie boli. Zazdroszczę Ci tego spokoju ducha.
I pewnie, gdyby mieć za sobą kilka związków (różnych) pewnie można by sobie dać spokój i stwierdzić, że samotność nie jest taka zła. Ale nie można wymagać tego od osoby, która całe życie jest pomijana przez facetów, która całe życie jest sama. Dla akiej osoby samotność to najgorszy scenariusz.
Autorko, widzisz, ze już ze słowem "desperacko" istnieje poważny problem. Otóż tak jak czujemy, tak się zachowujemy, może nawet podświadomie. W ten sposób pokazujemy, być może, innym, że nie bardzo widzieliby nas w roli swojego partnera. Wszelkie zachowania, wskazujące na tą desperację mogą być aż nadto widoczne i dlatego mogą niestety innych zniechęcać do zawierania bliższych znajomości. Nie wiem, jak to jest u Ciebie, może czegoś nie dostrzegasz.
Z pewnością jednak określone wzorce postępowania, powtarzane w kontaktach z ludźmi, mogą wzbudzać niechęć, jak choćby praktycznie 100 % poświęcanie czasu partnerowi czy tzw brak życia poza związkiem. Pojawia się czasami tutaj kilka historii, gdzie wręcz widać tego typu dążenia, aby właściwie spędzać każdą możliwą chwilę z drugą osobą. Tak się zwyczajnie nie da.
Jeśli o mnie chodzi, to poza osobistymi odczuciami, które nie pchają mnie do związku, to staram się za dużo nie analizować, nie patrzeć i nie zwracać uwagi na innych. Ludzie pokazują innym to, co chcą pokazywać, nie wiem jak wygląda ich życie na co dzień.
Teraz najważniejsze:
Choćby się tego chciało czy nie, to każdy z nas jest osobnym bytem, istotą niezależną.MUSIMY po prostu jakoś być w stanie sami sobie radzić, bo nikt nie może stanowić o naszym szczęściu i samopoczuciu tylko my sami! Życie składa się ze zbyt wielu płaszczyzn, aby można było skupiać się tak bardzo na ten jednej.
Zwykle, osoby, którym się udaje kogoś znaleźć, żyją zwyczajnym, codziennym rytmem, zajmując się innymi rzeczami, które ich cieszą, gdy potem po czasie kogoś znajdują. Zresztą przecież nie ma jednej recepty na sukces. Nie musimy się podobać każdemu czy większości. Chodzi o to, żeby wiedzieć, że człowiek jest wart tyle, ile siebie widzi a nie jak ktoś go ocenia czy aby miał budować swoją wartość na podstawie powodzenia u płci przeciwnej.
Jeśli o mnie chodzi, to w sumie nie do końca potrafię wytłumaczyć tego, dlaczego cieszę się tak bardzo życiem, przynajmniej takim, jakie mam - choć oczywiście staram się, żeby było lepsze. Usiłuję dostrzegać pozytywy wszędzie, gdzie się da, może dlatego, że dwa razy omal swojego życia nie straciłem, dlatego widzę, co jest ważne. Nie zamykam się na świat czy ludzi, zajmuje się po prostu innymi aspektami a przy tym kompletnie nie czuję żadnych braków czy ułomności, wynikających z tego że jestem sam( nie lubię określenia "samotny", bo to raczej pasuje do kogoś, kto żyje w izolacji od reszty).