Zatajona koleżanka partnera po zdradzie - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 67 ]

1 Ostatnio edytowany przez Zellda (2020-12-16 13:47:20)

Temat: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Dzień dobry,
to mój pierwszy post tutaj. Ośmielam się napisać po spędzeniu na czytaniu tego forum chyba całej nocy.
Bardzo bym chciała napisać, że jestem całkiem pozbierana i umiem oceniać rzeczywistość adekwatnie. Mimo moich starań, nie jest to jednak dla mnie łatwe.
Dlatego zwracam się do Was z prośba o poświęcenie mi chwili uwagi i podzielenie się własną perspektywą odnośnie tego, co opiszę. Bo ja już nie wiem czy pilnuję własnych granic możliwości emocjonalnych, wspinając się na wyżyny trzeźwości umysłu (co nie jest dla mnie teraz łatwe) czy jednak wpadam w paranoję.

Wprowadzenie do kontekstu:

Mam 38 lat. Niecały rok temu mój partner mnie zdradził. Stało się to w miesiącu, w którym przeprowadzałam się do niego (mieszkałam w innym mieście i z uwagi na pracę kursowaliśmy między miastami, spędzając ze sobą 3-4 dni w tygodniu, ale wtedy domknęłam już ostatnie sprawy zawodowe i przenosiłam się na stałe), staraliśmy się o dziecko (wspólna decyzja, mu również bardzo zależało), ja zaraz miałam zacząć nową pracę, zaczęłam też kurs podyplomowy w jego mieście, aby się lepiej osadzić w środowisku zawodowym. Wykonuję dość specyficzny zawód, przeprowadzka wiązała się dla mnie z dużym ryzykiem i koniecznością przekwalifikowania. Skok na głęboką wodę to dla mnie był. No i okazało się, że  - metaforycznie - nadwyrężyłam sobie kark.

Partner miał liczne koleżanki i kolegów. Było to dla mnie ok, bo sama też mam kolegów, a jestem znacznie mniej ekstrawertyczna niż on. Niemniej jednak w pewnym momencie okazało się, że w jego sposobie przedstawiania koleżanek pewne rzeczy "zgrzytają". Co? Z większością z nich na jakimś etapie był zakochany albo z nimi spał. Informacje te "wyciekały" jakby niechcący, bardzo stopniowo, przez co chyba miałam efekt "gotującej się żaby". Gdyby się na mnie taka skala niedomówień zwaliła na raz, to bym raczej zwiała, ale zamiast tego przyzwyczajam się do tego. Okazało się m.in. że wcale nie był z kilkoma kobietami, jak sam deklarował, ale miał około 30 partnerek; że był w kilkuletnim romansie z kobietą, z którą nadal pracuje; że spał z większością swoich przyjaciółek (ale "zapomniał", dlatego nie powiedział albo dlatego, że był to seks bez spania razem więc nie "spał z nimi" - serio, takie wyjaśnienie podawał mi 50-letni mężczyzna) oraz - że dziewczyna, o której mówił jak o córce i która była w jego życiu obecna (27-latka) jest jego wielką platoniczną miłością, w której się kochał bezpośrednio zanim pojawiłam się ja. Powiedział, że wspólnie zdecydowali o tym, że zrywają kontakt, bo ona źle reaguje na to, że on wchodzi w relację ze mną (codziennie dzwoniła, chciała się spotykać, odbierała to jak porzucenie) a nie chce by to wpływało na nasz związek. Po kilku miesiącach przypadkowo odkryłam, że nadal utrzymują codzienny kontakt (tzn. spotykają się i rozmawiają codziennie, po kilka razy dziennie - na dzień dobry, w trakcie dnia i na dobranoc). Odeszłam wtedy od niego, bo mnie to kłamstwo przywaliło. Niestety - wróciłam, dałam się przekonać, że to ja mam problem z zazdrością i powinnam to przepracować na terapii (mój wybranek to psychoterapeuta), a on przyjaźni potrzebuje do szczęścia. Ostatecznie dałam się przekonać, ale i zaczęłam się zmagać z depresją. Nie rozumiałam dlaczego jestem nieszczęśliwa skoro niby wszystko jest w miarę ok. Po kilku miesiącach jakoś sobie to poukładałam, domknęłam sprawy w moim mieście, znalazłam najemców mojego mieszkania i  - szczęśliwa - przeprowadzałam się do niego na stałe (od roku mieszkałam już z nim przez część tygodnia, miałam tam własne rzeczy, kupiłam część mebli, traktowałam jego mieszkanie trochę jak mój "dom"). Niestety nastąpiło widowisko, o którym nie jestem  stanie mówić szczegółowo - generalnie okazało się, że jedna z jego nowych "tylko koleżanek" (25-latka, którą mi opisał jako opiekunkę swoich zwierząt) będzie u niego nocować, a ja mam iść na noc do hotelu (sic!). Nie wiedziałam o co chodzi, wtedy powiedział, że mnie z nią zdradza. Pękło mi serce i tego samego dnia wyjechałam i się odcięłam od niego (usunęłam zdjęcia, zablokowałam możliwość kontaktu). Byłam w beznadziejnym stanie, nie będę o tym pisać. On próbował się ze mną kontaktować (niestety przy blokadzie numeru nadal może się nagrywać na skrzynkę) twierdząc, że tak naprawdę nic ich nie łączy, a tylko tak powiedział, bo się boi bliskości, że pójdzie na terapię, że mnie kocha, żebym wróciła itp. Po miesiącu pierwszy raz z nim rozmawiałam. Wstyd się przyznać, ale dałam się przekonać, ze rzeczywiście mnie nie zdradził i choć z większym dystansem - zaczęłam z nim rozmawiać, a późnej się kilka razy spotkaliśmy. W międzyczasie starałam się odbudować moje życie, co w pandemii nie było łatwe, ale znalazłam nową pracę (w "moim" mieście), brałam przez pół roku leki antydepresyjne, przeniosłam się na studia podyplomowe na uczelnię do innego miasta itp. Powiedziałam, że jeśli mamy próbować odbudować związek, to potrzebuję terapii par. Zgodził się. Podczas terapii dowiedziałam się, że jednak tamta relacja nie była nieistotnym sabotażem naszego związku (ja twierdził wcześniej, niby na podstawie tego, do czego doszedł podczas terapii własnej, na którą chodził), ale on się w niej zakochał (nie wie kiedy, nie planował tego) i to jednak znów był dla mnie strzał w serce. Powiedział też, że chce z nią mieć nadal koleżeński kontakt, bo ona nie jest niczemu winna i nie może jej karać (?), ale to już tylko koleżeństwo. Powiedziałam, że nie jestem w stanie tego zaakceptować i przestaliśmy się spotykać. Niemniej jednak nadal utrzymywaliśmy kontakt. Ostatni raz widzieliśmy się w lipcu, w sierpniu byliśmy na terapii par (online), później byliśmy w jakiejś dziwnej niedookreślonej relacji. W końcu uznaliśmy, że spróbujemy być razem, ale w atmosferze otwartości i szczerości ze sobą (to by mój warunek). Obiecał, że będzie mi mówił o tym, jeśli nawiąże nowe koleżeństwo z kimś i nie będzie mnie okłamywał w żadnych sprawach. Czaiłam się, starałam się być ostrożna, ale rozmawialiśmy po kilka godzin dziennie.

Mieliśmy się spotkać (pierwszy raz od lata) teraz, przed świętami. Jednak kilka dni temu, przypadkowo, wygadał się, że podczas jego pobytu na wyjeździe z pacjentami, jego zwierząt domowych pilnuje koleżanka. Zapaliła mi się lampka ostrzegawcza i zapytałam, która. Wymijająco powiedział, że technik weterynarii, a ja się zdziwiłam, że nie znam takiej jego koleżanki. Próbował ją jakoś opisywać, że to taka daleka znajoma, a mi się coś skojarzyło, że kilka miesięcy wcześniej opowiadał, iż jego przełożony powiedział mu, że ma córkę, która jakoś też pasowała do tego opisu. Zapytałam czy to ona, potwierdził. Byłam w szoku, bo obiecał, że będzie mi mówił o nowych koleżankach, a tutaj zataił znajomość, która doszła do takiej zażyłości, że dziewczyna (znów 25 lat) pilnuje mu mieszkania.
No i, wiecie co, coś we mnie pękło. Powiedziałam, że bez szczerości nie ma dla mnie związku i że znów coś przede mną zataił, a teksty, że "to tylko koleżanka" to już od niego słyszałam. Powiedziałam, że to, co kiedyś mogłam akceptować, po zdradzie już wygląda dla mnie inaczej.
No i że mam dość.
Trzymam się tej decyzji, ale on nadal dzwoni/nagrywa się. Twierdzi, że mi odbiło, że mam paranoję, że to tylko koleżanka i on mnie nie ogranicza. Twierdzi, że wcale mnie nie okłamał, ale (i tu zależnie od dnia twierdzi różnie) nie chciał mi mówić bym nie robiła afery/zapomniał mi powiedzieć, że się z nią zakolegował. Twierdzi, ze chcę go ukarać, a on był właśnie szczery. Twierdzi, że nie znam ludzi (a on zna, jako psychoterapeuta) i mam nierealistyczne oczekiwania, a nie ma czegoś takiego, jak szczerość w związku i on nic złego nie robi, a ja się zachowuję dziecinnie.

Uff, no to opisałam sytuację.
Jest mi trudno zachować trzeźwość osądu. Jak sobie przymierzam, czy ja mogłabym zataić kolegę, to mi zdecydowanie wychodzi, ze nie, nigdy. W ogóle moje koleżeństwa z mężczyznami są bardzo ostrożne. Przyjaźnię się z moim byłym partnerem (udało nam się to po kilku latach od rozstania, byliśmy w związku kilkanaście lat, ale znamy się całe życie i przyjaźniliśmy się przez związkiem), ale nie wyobrażam sobie codziennych kontaktów (uważałabym, że daję mu niejednoznaczne sygnały wtedy). Mam też dobrego kolegę z byłej pracy, ale także nie mamy częstego kontaktu odkąd zmieniłam pracę. Czasem rozmawiamy, czasem się widujemy (najczęściej z jego żoną, a zawsze za jej wiedzą!), kurcze, nie jestem flirciarą, ale i tak uważam by nawet niechcący nie nadać jakiegoś dwuznacznego komunikatu w tej relacji. Nie wyobrażam sobie też zatajanie takich kontaktów.

Teraz trzymam się tego, że bez zaufania nie ma dla mnie związku, a zatajenie koleżanki łamie dla mnie to zaufanie. Niemniej jednak mam też poczucie winy, że może rzeczywiście przesadzam? Jak Wy to widzicie? Będę wdzięczna za Wasz punkt widzenia.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Nie przesadzasz, słuszna decyzja, trzymaj się od niego z dala.

3

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Witaj smile

Na pewno jest Ci bardzo trudno ocenić tą sytuację z boku bo jesteś jej uczestniczką i z takiej perspektywy trudne jest czasami myśleć logicznie a szczególnie już wtedy kiedy targają nami silne emocje jak przypuszczam jest w Twoim przypadku. Postaram się więc powiedzieć coś z perspektywy osoby nie zaangażowanej.

1. Myślę, że Twoja intuicja krzyczy do Ciebie tak głośno, że nie dajesz już rady jej zagłuszyć. Dlatego przyszłaś tutaj. I powinnaś jej posłuchać.

2. Po owocach ich poznacie - owocem Twojej relacji jest wielomiesięczna depresja, leki antydepresyjne i poczucie lęku, zagrożenia, życie w ciągłym stresie.

3. Myślę że Twój partner manipuluje Tobą I póki co robi to z sukcesem doprowadzając do tego że przestałaś wierzyć i ufać sobie. Gas lightning. Wydaje Ci się że nie wiesz już co jest normalne a co nie, czy Ty wymyślasz różne sprawy czy one faktycznie są rzeczywistością.

4. Nie ma czegoś takiego jak obiektywna ocena co jest normalne a co nie. Jedna osoba w danej sytuacji będzie się czuła źle, inna dobrze, inna w ogóle nie będzie miała żadnych odczuć. Ty nie jesteś szczęśliwa i źle się czujesz w sytuacji którą stwarza Twój partner. Masz prawo tak się czuć, ma prawo Ci nie odpowiadać nawet najgłupsza rzecz u drugiego człowieka i nie ważne że cały świat powie że przesadzasz. To jest tylko Twoje życie i masz prawo je przeżyć szczęśliwie i tak jak Ty chcesz i na swoich warunkach.

Myślę że powinnaś zakończyć tą znajomość jak najszybciej, przy czym nie obwiniając siebie ani partnera. Po prostu uznaj ze macie inną tolerancję zachowań w związku i inne wartości i się nie dogadacie. Trudno, to się zdarza i nie ma w tym nic strasznego. Nie warto tracić życia na takie szarpanie się bo jeśli dalej będziesz przebywać w stanie takiego silnego stresu to może się to tragicznie dla Ciebie skończyć. Nie warto dla nikogo. Nawet jeśli wydaje Ci się że on jest ideałem i bardzo go kochasz. Tak nie jest i przekonasz się o tym bardzo szybko jeśli postanowisz to skończyć.
Odetnij się od niego, nie pozwalaj sobą manipulować poprzez poczucie winy że Ty masz coś z głową i jesteś taka zła bo nie pozwalasz mu mieć koleżanek.
Wszystko z Tobą w jak najlepszym porządku, gwarantuję Ci, zresztą sama się przekonasz jak pojawi się tutaj więcej komentarzy.

Trzymaj się ciepło i nie daj się ❤️

4

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Nie dawaj sobie kobieto mieszać mu w twojej głowie dalej bo to do niczego dobrego nie doprowadzi. On ma za duże serce, no taki tam kochaś z kryzysem wieku średniego. No i taki dobroduszny bo najpierw je chyba rozkochuje jakoś, no bzyka i na koniec nie musi palić mostów z nimi ale pozostać w koleżeńskiej relacji. Wyjść, pogadać, wypić kawkę, posłuchać, doradzić, poklepać po główce. No co on na tym traci tak na dobrą sprawę? No i te biedne młódki ładujące się w coś takiego, z panem który mógłby być ich ojcem. No ty też mimo że starsza wpadłaś w ten kompot więc ma coś w sobie takiego że ciągnie do niego płeć piękną. Czymś je ujmuje no w końcu.

5

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

no ale spanie razem to spanie razem, kiedy dwie osoby w miarę jednocześnie śpią. To naprawdę nie to samo co uprawianie ze sobą seksu. Można uprawiać ze sobą seks bez spania razem, można spać razem nawet w jednym łóżku bez uprawiania seksu.

6

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
Zellda napisał/a:

Dzień dobry,
to mój pierwszy post tutaj. Ośmielam się napisać po spędzeniu na czytaniu tego forum chyba całej nocy.
Bardzo bym chciała napisać, że jestem całkiem pozbierana i umiem oceniać rzeczywistość adekwatnie. Mimo moich starań, nie jest to jednak dla mnie łatwe.
Dlatego zwracam się do Was z prośba o poświęcenie mi chwili uwagi i podzielenie się własną perspektywą odnośnie tego, co opiszę. Bo ja już nie wiem czy pilnuję własnych granic możliwości emocjonalnych, wspinając się na wyżyny trzeźwości umysłu (co nie jest dla mnie teraz łatwe) czy jednak wpadam w paranoję.

Wprowadzenie do kontekstu:

Mam 38 lat. Niecały rok temu mój partner mnie zdradził. Stało się to w miesiącu, w którym przeprowadzałam się do niego (mieszkałam w innym mieście i z uwagi na pracę kursowaliśmy między miastami, spędzając ze sobą 3-4 dni w tygodniu, ale wtedy domknęłam już ostatnie sprawy zawodowe i przenosiłam się na stałe), staraliśmy się o dziecko (wspólna decyzja, mu również bardzo zależało), ja zaraz miałam zacząć nową pracę, zaczęłam też kurs podyplomowy w jego mieście, aby się lepiej osadzić w środowisku zawodowym. Wykonuję dość specyficzny zawód, przeprowadzka wiązała się dla mnie z dużym ryzykiem i koniecznością przekwalifikowania. Skok na głęboką wodę to dla mnie był. No i okazało się, że  - metaforycznie - nadwyrężyłam sobie kark.

Partner miał liczne koleżanki i kolegów. Było to dla mnie ok, bo sama też mam kolegów, a jestem znacznie mniej ekstrawertyczna niż on. Niemniej jednak w pewnym momencie okazało się, że w jego sposobie przedstawiania koleżanek pewne rzeczy "zgrzytają". Co? Z większością z nich na jakimś etapie był zakochany albo z nimi spał. Informacje te "wyciekały" jakby niechcący, bardzo stopniowo, przez co chyba miałam efekt "gotującej się żaby". Gdyby się na mnie taka skala niedomówień zwaliła na raz, to bym raczej zwiała, ale zamiast tego przyzwyczajam się do tego. Okazało się m.in. że wcale nie był z kilkoma kobietami, jak sam deklarował, ale miał około 30 partnerek; że był w kilkuletnim romansie z kobietą, z którą nadal pracuje; że spał z większością swoich przyjaciółek (ale "zapomniał", dlatego nie powiedział albo dlatego, że był to seks bez spania razem więc nie "spał z nimi" - serio, takie wyjaśnienie podawał mi 50-letni mężczyzna) oraz - że dziewczyna, o której mówił jak o córce i która była w jego życiu obecna (27-latka) jest jego wielką platoniczną miłością, w której się kochał bezpośrednio zanim pojawiłam się ja. Powiedział, że wspólnie zdecydowali o tym, że zrywają kontakt, bo ona źle reaguje na to, że on wchodzi w relację ze mną (codziennie dzwoniła, chciała się spotykać, odbierała to jak porzucenie) a nie chce by to wpływało na nasz związek. Po kilku miesiącach przypadkowo odkryłam, że nadal utrzymują codzienny kontakt (tzn. spotykają się i rozmawiają codziennie, po kilka razy dziennie - na dzień dobry, w trakcie dnia i na dobranoc). Odeszłam wtedy od niego, bo mnie to kłamstwo przywaliło. Niestety - wróciłam, dałam się przekonać, że to ja mam problem z zazdrością i powinnam to przepracować na terapii (mój wybranek to psychoterapeuta), a on przyjaźni potrzebuje do szczęścia. Ostatecznie dałam się przekonać, ale i zaczęłam się zmagać z depresją. Nie rozumiałam dlaczego jestem nieszczęśliwa skoro niby wszystko jest w miarę ok. Po kilku miesiącach jakoś sobie to poukładałam, domknęłam sprawy w moim mieście, znalazłam najemców mojego mieszkania i  - szczęśliwa - przeprowadzałam się do niego na stałe (od roku mieszkałam już z nim przez część tygodnia, miałam tam własne rzeczy, kupiłam część mebli, traktowałam jego mieszkanie trochę jak mój "dom"). Niestety nastąpiło widowisko, o którym nie jestem  stanie mówić szczegółowo - generalnie okazało się, że jedna z jego nowych "tylko koleżanek" (25-latka, którą mi opisał jako opiekunkę swoich zwierząt) będzie u niego nocować, a ja mam iść na noc do hotelu (sic!). Nie wiedziałam o co chodzi, wtedy powiedział, że mnie z nią zdradza. Pękło mi serce i tego samego dnia wyjechałam i się odcięłam od niego (usunęłam zdjęcia, zablokowałam możliwość kontaktu). Byłam w beznadziejnym stanie, nie będę o tym pisać. On próbował się ze mną kontaktować (niestety przy blokadzie numeru nadal może się nagrywać na skrzynkę) twierdząc, że tak naprawdę nic ich nie łączy, a tylko tak powiedział, bo się boi bliskości, że pójdzie na terapię, że mnie kocha, żebym wróciła itp. Po miesiącu pierwszy raz z nim rozmawiałam. Wstyd się przyznać, ale dałam się przekonać, ze rzeczywiście mnie nie zdradził i choć z większym dystansem - zaczęłam z nim rozmawiać, a późnej się kilka razy spotkaliśmy. W międzyczasie starałam się odbudować moje życie, co w pandemii nie było łatwe, ale znalazłam nową pracę (w "moim" mieście), brałam przez pół roku leki antydepresyjne, przeniosłam się na studia podyplomowe na uczelnię do innego miasta itp. Powiedziałam, że jeśli mamy próbować odbudować związek, to potrzebuję terapii par. Zgodził się. Podczas terapii dowiedziałam się, że jednak tamta relacja nie była nieistotnym sabotażem naszego związku (ja twierdził wcześniej, niby na podstawie tego, do czego doszedł podczas terapii własnej, na którą chodził), ale on się w niej zakochał (nie wie kiedy, nie planował tego) i to jednak znów był dla mnie strzał w serce. Powiedział też, że chce z nią mieć nadal koleżeński kontakt, bo ona nie jest niczemu winna i nie może jej karać (?), ale to już tylko koleżeństwo. Powiedziałam, że nie jestem w stanie tego zaakceptować i przestaliśmy się spotykać. Niemniej jednak nadal utrzymywaliśmy kontakt. Ostatni raz widzieliśmy się w lipcu, w sierpniu byliśmy na terapii par (online), później byliśmy w jakiejś dziwnej niedookreślonej relacji. W końcu uznaliśmy, że spróbujemy być razem, ale w atmosferze otwartości i szczerości ze sobą (to by mój warunek). Obiecał, że będzie mi mówił o tym, jeśli nawiąże nowe koleżeństwo z kimś i nie będzie mnie okłamywał w żadnych sprawach. Czaiłam się, starałam się być ostrożna, ale rozmawialiśmy po kilka godzin dziennie.

Mieliśmy się spotkać (pierwszy raz od lata) teraz, przed świętami. Jednak kilka dni temu, przypadkowo, wygadał się, że podczas jego pobytu na wyjeździe z pacjentami, jego zwierząt domowych pilnuje koleżanka. Zapaliła mi się lampka ostrzegawcza i zapytałam, która. Wymijająco powiedział, że technik weterynarii, a ja się zdziwiłam, że nie znam takiej jego koleżanki. Próbował ją jakoś opisywać, że to taka daleka znajoma, a mi się coś skojarzyło, że kilka miesięcy wcześniej opowiadał, iż jego przełożony powiedział mu, że ma córkę, która jakoś też pasowała do tego opisu. Zapytałam czy to ona, potwierdził. Byłam w szoku, bo obiecał, że będzie mi mówił o nowych koleżankach, a tutaj zataił znajomość, która doszła do takiej zażyłości, że dziewczyna (znów 25 lat) pilnuje mu mieszkania.
No i, wiecie co, coś we mnie pękło. Powiedziałam, że bez szczerości nie ma dla mnie związku i że znów coś przede mną zataił, a teksty, że "to tylko koleżanka" to już od niego słyszałam. Powiedziałam, że to, co kiedyś mogłam akceptować, po zdradzie już wygląda dla mnie inaczej.
No i że mam dość.
Trzymam się tej decyzji, ale on nadal dzwoni/nagrywa się. Twierdzi, że mi odbiło, że mam paranoję, że to tylko koleżanka i on mnie nie ogranicza. Twierdzi, że wcale mnie nie okłamał, ale (i tu zależnie od dnia twierdzi różnie) nie chciał mi mówić bym nie robiła afery/zapomniał mi powiedzieć, że się z nią zakolegował. Twierdzi, ze chcę go ukarać, a on był właśnie szczery. Twierdzi, że nie znam ludzi (a on zna, jako psychoterapeuta) i mam nierealistyczne oczekiwania, a nie ma czegoś takiego, jak szczerość w związku i on nic złego nie robi, a ja się zachowuję dziecinnie.

Uff, no to opisałam sytuację.
Jest mi trudno zachować trzeźwość osądu. Jak sobie przymierzam, czy ja mogłabym zataić kolegę, to mi zdecydowanie wychodzi, ze nie, nigdy. W ogóle moje koleżeństwa z mężczyznami są bardzo ostrożne. Przyjaźnię się z moim byłym partnerem (udało nam się to po kilku latach od rozstania, byliśmy w związku kilkanaście lat, ale znamy się całe życie i przyjaźniliśmy się przez związkiem), ale nie wyobrażam sobie codziennych kontaktów (uważałabym, że daję mu niejednoznaczne sygnały wtedy). Mam też dobrego kolegę z byłej pracy, ale także nie mamy częstego kontaktu odkąd zmieniłam pracę. Czasem rozmawiamy, czasem się widujemy (najczęściej z jego żoną, a zawsze za jej wiedzą!), kurcze, nie jestem flirciarą, ale i tak uważam by nawet niechcący nie nadać jakiegoś dwuznacznego komunikatu w tej relacji. Nie wyobrażam sobie też zatajanie takich kontaktów.

Teraz trzymam się tego, że bez zaufania nie ma dla mnie związku, a zatajenie koleżanki łamie dla mnie to zaufanie. Niemniej jednak mam też poczucie winy, że może rzeczywiście przesadzam? Jak Wy to widzicie? Będę wdzięczna za Wasz punkt widzenia.

Zellda - nie powinnaś mieć żadnego poczucia winy !!!
Przecież on Cię jawnie oszukał - czy chcesz nadal dzielić życie z człowiekiem, który nie jest Ciebie wart i martwić się kiedy będzie następny jego wyskok ???
Ja tak chwile żyłem, po prostu piękne uczucie wiesz ??? (I nie polecam, bo nie warto)

Postąpiłaś bardzo słusznie !!! 3maj się smile

7

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Z boku to wygląda, jakby facet miał harem. "Spał z większością swoich przyjaciółek". Dżizas! Może to i normalne, ale nie dla kogoś, kto chce stworzyć stały związek. Po co Mu to? Jakiś otwarty, czy tam poligamiczny czy tam jak zwał tak zwał. On nie da rady żyć z jedną kobietą!
Gdybyś usłyszała to od koleżanki, miałabyś oczy jak "sarna na autostradzie" ( cyt.)

Zwiewaj, dziewczyno. Jejku, szkoda mi Ciebie.

8

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

On się może dogada ale z kimś na otwarty związek. Ciebie to wciaga w depresję, chyba nie tego oczekujesz?
pożegnaj się z ulgą i tyle

9

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Jestem w szoku, dużo tu mądrych słów już padło, ale ja bym na Twoim miejscu jeszcze się zbadała czy przy takiej obrotności partnera nie masz jakiejś choroby.

10

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Wzruszyłam się, że obce mi osoby zechciały poświęcić swój czas, aby mnie wesprzeć. Jestem tym głęboko poruszona. Dziękuję.
Jak dobrze, że trafiłam tu i zdecydowałam się odezwać, bo już zaczęło mi się wydawać, że naprawdę przesadzam, wpadam w paranoję i powinnam odpuścić.
Jak przeczytałam to, co napisaliście, poczułam ulgę. Jakby zeszło ze mnie jakieś olbrzymie napięcie, a zostało tylko zmęczenie.
Moje odczucia dotyczące tego, co jest normalne, co mi się tylko wydaje i do czego mam prawo zniekształciły się mocno w czasie tej relacji. Gaslighting - rzeczywiście to rozpoznaję. Mocno zagłuszałam intuicję i naginałam własne granice aż przestałam sobie w cokolwiek wierzyć. Boję się myśleć, w jakim stanie bym była, gdybym wtedy, gdy dowiedziałam się o zdradzie, nie wyjechała i chociaż częściowo się nie poodcinała. Jak sobie myślę, jak wiele mnie kosztowało trzymanie jakiegokolwiek dystansu przy równoczesnym utrzymywaniu nadziei na relację (bo tak jednak należy nazwać to, że byłam w kontakcie), nie dziwię się własnemu zmęczeniu. Rzeczywiście nie mogę już tej sytuacji wytrzymać. Jest mi oczywiście smutno, mam też problem z nadmierną empatią i martwię się o niego, ale jak sobie pomyślę, że to już koniec, jestem od niego daleko, zablokowałam jego e-mail, telefon, media społecznościowe i nie muszę już z nim rozmawiać, to jednak czuję spokój. Myślę, że on chyba rzeczywiście lepiej by funkcjonował w otwartym związku, może taki kiedyś stworzy. Jednak na pewno nie ze mną.

Rozchwiałam się mocno przez to, co się działo i chyba najbardziej teraz potrzebuję spokoju, braku takich skoków emocjonalnych, zaakceptowania sytuacji taką, jaka jest i odbudowania jakoś zaufania do siebie samej. Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję!

P.S. (do Zielony Domek) Część badań na choroby weneryczne już za mną, resztę testów też uzupełnię. Dziękuję za radę.

11

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

"wróciłam, dałam się przekonać, że to ja mam problem z zazdrością i powinnam to przepracować na terapii (mój wybranek to psychoterapeuta), a on przyjaźni potrzebuje do szczęścia." - jako  psychoterapeuta dobrze wie jak manipulować ludźmi.

" (25-latka, którą mi opisał jako opiekunkę swoich zwierząt) będzie u niego nocować, a ja mam iść na noc do hotelu (sic!). Nie wiedziałam o co chodzi, wtedy powiedział, że mnie z nią zdradza...." Serio i Ty się zastanawiasz jeszcze czy być z kimś takim? Jako psychoterapeuta znający techniki manipulacji pewnie ma satysfakcje, że nawet po takiej akcji potrafi Cię do siebie przekonać. Pewnie w duchu się cieszył, że jest dobry w te klocki.

" on się w niej zakochał (nie wie kiedy, nie planował tego) i to jednak znów był dla mnie strzał w serce. Powiedział też, że chce z nią mieć nadal koleżeński kontakt, bo ona nie jest niczemu winna i nie może jej karać (?), ale to już tylko koleżeństwo." Kolejna manipulacja, wybielanie siebie i egoizm. Uczucia tej koleżanki są ważniejsze niż Twoje? Ty masz akceptować jego koleżeństwo z dziewczyną, w której się zakochał i którą zapraszał do domu na seksik a Tobie kazał spadać do hotelu?! Urwanie z nią kontaktu było by wg niego karą dla tej koleżanki a to, że ich kontakt dla Ciebie jest cierpieniem to już mało ważne. Osoba z którą się jest w związku powinna być najważniejsza i w pierwszej kolejności powinno się mieć na uwadze uczucia tej osoby, a nie obcych.


"Trzymam się tej decyzji, ale on nadal dzwoni/nagrywa się. Twierdzi, że mi odbiło, że mam paranoję, że to tylko koleżanka i on mnie nie ogranicza. Twierdzi, że wcale mnie nie okłamał, ale (i tu zależnie od dnia twierdzi różnie) nie chciał mi mówić bym nie robiła afery/zapomniał mi powiedzieć, że się z nią zakolegował." SERIO????? Tobie odbiło? Przeczytaj sobie cytaty powyżej. To chyba jemu odbiło. Mówi Ci że masz iść do hotelu bo on zaprasza pannę na noc. Potem temu zaprzecza, skoro to nie była prawda i nic ich nie łączy to kto przy zdrowych zmysłach w ogóle wypowiada takie słowa? Nic dziwnego, że mu nie ufasz co do nowej kolejnej koleżanki. Zresztą nie zdziwię się jakby to była nadal ta sama koleżanka.

"Twierdzi, ze chcę go ukarać, a on był właśnie szczery. Twierdzi, że nie znam ludzi (a on zna, jako psychoterapeuta) i mam nierealistyczne oczekiwania, a nie ma czegoś takiego, jak szczerość w związku i on nic złego nie robi, a ja się zachowuję dziecinnie." ZOSTAW GO. Pomyśleć, że taki człowiek jest psychoterapeutą? I jak on doradza innym kobietom, które przychodzą z problemem do niego. Opowiadają mu, że mąż zdradził, a on na to rzuca radą typu "ma pani nierealistyczne oczekiwania, mąż nic złego nie robi?

mam wrażenie, że on podnosi swoje ego manipulowaniem Tobą. Najpierw odwala coś serio głupiego, co jest definitywną przesłanką do zerwania z nim, a potem wydzwania i manipuluje i podejrzewam że czerpie satysfakcje z tego, że za każdym razem wracasz. Porażką by było dla niego gdybyś go definitywnie kopnęła w dupsko. Nie rozumiem, czemu to tak długo to trwa. Na Twoim miejscu już na początku gdy powiedział, że masz iść do hotelu bo on zaprasza pannę na noc, bym wyszła i nie wróciła.

12

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
Zellda napisał/a:

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Wzruszyłam się, że obce mi osoby zechciały poświęcić swój czas, aby mnie wesprzeć. Jestem tym głęboko poruszona. Dziękuję.
Jak dobrze, że trafiłam tu i zdecydowałam się odezwać, bo już zaczęło mi się wydawać, że naprawdę przesadzam, wpadam w paranoję i powinnam odpuścić.
Jak przeczytałam to, co napisaliście, poczułam ulgę. Jakby zeszło ze mnie jakieś olbrzymie napięcie, a zostało tylko zmęczenie.
Moje odczucia dotyczące tego, co jest normalne, co mi się tylko wydaje i do czego mam prawo zniekształciły się mocno w czasie tej relacji. Gaslighting - rzeczywiście to rozpoznaję. Mocno zagłuszałam intuicję i naginałam własne granice aż przestałam sobie w cokolwiek wierzyć. Boję się myśleć, w jakim stanie bym była, gdybym wtedy, gdy dowiedziałam się o zdradzie, nie wyjechała i chociaż częściowo się nie poodcinała. Jak sobie myślę, jak wiele mnie kosztowało trzymanie jakiegokolwiek dystansu przy równoczesnym utrzymywaniu nadziei na relację (bo tak jednak należy nazwać to, że byłam w kontakcie), nie dziwię się własnemu zmęczeniu. Rzeczywiście nie mogę już tej sytuacji wytrzymać. Jest mi oczywiście smutno, mam też problem z nadmierną empatią i martwię się o niego, ale jak sobie pomyślę, że to już koniec, jestem od niego daleko, zablokowałam jego e-mail, telefon, media społecznościowe i nie muszę już z nim rozmawiać, to jednak czuję spokój. Myślę, że on chyba rzeczywiście lepiej by funkcjonował w otwartym związku, może taki kiedyś stworzy. Jednak na pewno nie ze mną.

Rozchwiałam się mocno przez to, co się działo i chyba najbardziej teraz potrzebuję spokoju, braku takich skoków emocjonalnych, zaakceptowania sytuacji taką, jaka jest i odbudowania jakoś zaufania do siebie samej. Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję!

P.S. (do Zielony Domek) Część badań na choroby weneryczne już za mną, resztę testów też uzupełnię. Dziękuję za radę.

Najważniejsze, że dotarło do Ciebie na jakiego wrednego typa trafiłaś... Dalsze podążanie tą drogą, po prostu nie miało sensu ... był by tylko ból, strach i cierpienie !!!
Teraz najważniejsze zadbać o siebie, powoli odzyskasz równowagę w życiu i będzie dobrze smile
Pozdrawiam i zdala od takich ludzi smile))

13 Ostatnio edytowany przez batszeba (2020-12-16 18:11:14)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
Zellda napisał/a:

Niestety - wróciłam, dałam się przekonać, że to ja mam problem z zazdrością i powinnam to przepracować na terapii (mój wybranek to psychoterapeuta), a on przyjaźni potrzebuje do szczęścia.


Zellda napisał/a:

bo się boi bliskości, że pójdzie na terapię, że mnie kocha, żebym wróciła itp.

 

Zellda napisał/a:

  Powiedziałam, że jeśli mamy próbować odbudować związek, to potrzebuję terapii par. Zgodził się. Podczas terapii dowiedziałam się, że jednak tamta relacja nie była nieistotnym sabotażem naszego związku (ja twierdził wcześniej, niby na podstawie tego, do czego doszedł podczas terapii własnej, na którą chodził), ale on się w niej zakochał (nie wie kiedy, nie planował tego) i to jednak znów był dla mnie strzał w serce. Powiedział też, że chce z nią mieć nadal koleżeński kontakt, bo ona nie jest niczemu winna i nie może jej karać (?), ale to już tylko koleżeństwo.


Zellda napisał/a:

Ostatni raz widzieliśmy się w lipcu, w sierpniu byliśmy na terapii par (online), później byliśmy w jakiejś dziwnej niedookreślonej relacji.


Zellda napisał/a:

   Twierdzi, że nie znam ludzi (a on zna, jako psychoterapeuta) i mam nierealistyczne oczekiwania, a nie ma czegoś takiego, jak szczerość w związku i on nic złego nie robi, a ja się zachowuję dziecinnie.

To ja jeszcze parę słów na koniec.

Terapeuta ma za zadanie pomagać osobom zaburzonym w profesjonalny i obiektywny sposób mając na celu tylko i wyłącznie ich dobro, a także powinien poddawać się regularnej superwizji. Nie wolno mu
bawić się w terapię osób z rodziny lub przyjaciół (nie chodzi tu o obiektywizm, ale o możliwość potencjalnego wywierania wpływu emocjonalnego na zależne od niego osoby).

"Psychoterapeuta psychodynamiczny nie powinien podejmować się prowadzenia psychoterapii wobec osób bliskich czy znajomych.
Psychoterapeuta psychodynamiczny unika wszelkich relacji towarzyskich z pacjentem, które mogłyby ograniczyć bezstronność relacji psychoterapeutycznej, a także pogorszyć rzetelność i skuteczność pracy psychoterapeuty.
Psychoterapeuta psychodynamiczny przestrzega zasady, że relacja psychoterapeutyczna wyklucza relacje o charakterze seksualnym z pacjentem. Zasada ta obowiązuje zarówno w trakcie , jak i po zakończeniu procesu psychoterapii.
Psychoterapeuta psychodynamiczny nie wykorzystuje relacji z pacjentem i jego zależności do celów pozaterapeutycznych."


Przeczytaj fragmenty wycięte z Twojej wypowiedzi - czy Ty nie widzisz, że zadałaś się z szarlatanem i manipulantem, który wykorzystuje posiadane umiejętności wywierania wpływu oraz Twoją słabość (czyli Twoje uczucie do niego) do manipulowania Tobą?  Kto dał mu prawo do twierdzenia, że on lepiej od Ciebie wie, co i kto jest dla Ciebie dobre? Ten człowiek w ogólnie nie powinien prowadzić terapii czyjejkolwiek, tylko galopem udać się na superwizję!!!! Przecież całe jego zachowanie jest zaprzeczeniem zasad, które powinien wyznawać decydując się na bycie terapeutą!

To nie ma znaczenia, czy on ma jedną koleżankę czy sto, to nie chodzi o żadną zazdrość itp. On jest zwyczajnie niebezpieczny i tyle, ciesz się że udaje Ci się od niego odejść gdy jeszcze nie macie dziecka.

Zastanów się też, dlaczego tak bardzo nie potrafisz postawić granic w relacji: on nie bez powodu tak za Tobą biegał i biega, z jakiegoś powodu stanowisz łatwy łup dla manipulantów jego pokroju  i on to w Tobie wyczuł, widział, że Twoje mechanizmy obronne nie działają tak jak trzeba. Przecież on Ciebie regularnie poddawał praniu mózgu.

A i zastanów się, dlaczego nie potrafisz się zwyczajnie, po babsku "postawić". Za tamten numer z nocowaniem jakieś dziuni, to ja bym mu zrobiła taką jazdę, że cały blok by słyszał smile

14 Ostatnio edytowany przez Zellda (2020-12-16 19:28:54)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Odniosę się jeszcze do późniejszych odpowiedzi (za które też serdecznie dziękuję).

Wiecie co, ja się też zastanawiam dlaczego ja w tym tak długo trwałam. Nie podejrzewałabym siebie o takie zachowanie ani uwikłanie w tak trudną relację. Część mojej obecnej pracy nad sobą dotyczy wybaczenia sobie tego i zachowania dla siebie życzliwości pomimo tego, że w sumie siebie samą zawiodłam.
Myślę, że przez różne doświadczenia mam niestety podwyższoną tolerancję na nadużywanie mnie w jakimś sensie. To coś nad czym pracuję, ale niestety nadal muszę się np. zastanawiać "czy ja bym się tak zachowała?", "co bym pomyślała, gdyby X tak potraktował Y", aby zobaczyć, że coś jest  - w moim odczuciu - nie w porządku, bo jednak nadal mam tę podwyższoną tolerancję na nadużywanie mnie. Mam też tendencje do reagowania smutkiem, a nie złością. Oprócz tego nie zdarzyło mi się wcześniej być tak okłamywaną w związku ani zdradzoną i ja się po prostu zupełnie tego nie spodziewałam. To mi się wręcz wydawało niemożliwe, za straszne. Wiedząc, że to psychoterapeuta również miałam jakieś większe poczucie bezpieczeństwa  - wiedziałam, że ma za sobą lata terapii własnej, pracuje pod superwizją.  Poza tym ja jestem dość mocno nastawiona na dialog i szukanie zgody więc starałam się zrozumieć jego perspektywę, postarać się nie oceniać itp. No i się strasznie zakochałam, jak nastolatka. Niestety to mi mocno zaciemniło umysł.

Gdy zdarzyła się ta sytuacja z "hotelem", to ja tego samego dnia wyjechałam, tak jak stałam i przez miesiąc w ogóle nie miałam z nim kontaktu tzn. on stale dzwonił i nagrywał się na pocztę głosową, próbował do mnie dotrzeć przez znajomych i moją rodzinę itp., ale ja się miesiąc trzymałam sądząc, że nigdy przenigdy nie chcę już mieć z nim nic wspólnego (oprócz smutku czułam też wtedy na niego silną złość, furię wręcz i to mi pomagało trzymać dystans). Od tego czasu nie byłam w "jego mieście", nawet moje prywatne rzeczy tam zostały. Zdalnie przeniosłam się do innej szkoły, z pracy (której jeszcze nie rozpoczęłam) też zrezygnowałam zdalnie. Nie byłam w stanie tam przyjechać, bo ja miałam wręcz zespół stresu pourazowego po tym wszystkim (nie tylko samej zdradzie, ale tym, że mnie w sumie wyrzucił z domu, by do niego mogła przyjść kochanka, to było dla mnie nie do pomyślenia). Zaczęłam z nim rozmawiać, gdy doprowadził się do stanu, w którym trafił do szpitala z zagrożeniem życia. Rozmawialiśmy później i widzieliśmy się 3 razy, ale u mnie, bo ja do niego już nie chciałam przyjechać. Po tym, gdy okazało się, że tamtą kobietą nadal utrzymuje kontakt już się z nim ani razu nie spotkałam. Niestety dalej rozmawialiśmy, a gdy się wycofywałam on znów podupadał na zdrowiu i ja się łamałam. I takie z tego było błędne koło.

Teraz muszę wytrzymać mimo wszystko. Nie chcę być w takim związku ani kontynuować tak trudnej relacji nawet "na odległość", nawet jako "koleżeństwa". Nie chcę żadnego kontaktu i na szczęście  - czuję też złość, a to mi pomaga wytrwać w pilnowaniu własnych granic. Nie chcę sobie tego robić i postaram się podtrzymywać w sobie przekonanie, że go tym moim odejściem nie krzywdzę, że mam do tego prawo. Tak sobie myślę, że jednak będzie to dla mnie możliwe tylko jeśli całkowicie zablokuję się na kontakt z nim. Jeśli nadal będzie się ze mną kontaktował, to nawet zmienię numer, bo nie chcę ryzykować, że ponownie "stracę rozum".

Jeszcze raz dziękuję za Wasze wiadomości.

15

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
Zellda napisał/a:

Wiedząc, że to psychoterapeuta również miałam jakieś większe poczucie bezpieczeństwa  - wiedziałam, że ma za sobą lata terapii własnej, pracuje pod superwizją.

On Ci tak powiedział? To chyba sobie sam tę terapię i superwizję robił, albo perfidnie okłamywał także swoich terapeutów. Ba, ja przypuszczam że te bajeczki on Ci celowo opowiadał, żeby się uwiarygodnić w Twoich oczach.



Zellda napisał/a:

Zdalnie przeniosłam się do innej szkoły, z pracy (której jeszcze nie rozpoczęłam) też zrezygnowałam zdalnie. Nie byłam w stanie tam przyjechać, bo ja miałam wręcz zespół stresu pourazowego po tym wszystkim (...). Zaczęłam z nim rozmawiać, gdy doprowadził się do stanu, w którym trafił do szpitala z zagrożeniem życia.

- przecież to manipulacja i to prymitywna. Dobrze, że Cię samobójstwem nie straszył.

Zellda napisał/a:

Po tym, gdy okazało się, że tamtą kobietą nadal utrzymuje kontakt już się z nim ani razu nie spotkałam. Niestety dalej rozmawialiśmy, a gdy się wycofywałam on znów podupadał na zdrowiu i ja się łamałam.

A teraz popatrz z boku: czy tak powinna wyglądać w miarę normalna znajomość? Z kimś takim chciałaś mieć dziecko? Przecież on by was dwoje wykonczył...

16

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
Zellda napisał/a:

Tak sobie myślę, że jednak będzie to dla mnie możliwe tylko jeśli całkowicie zablokuję się na kontakt z nim. Jeśli nadal będzie się ze mną kontaktował, to nawet zmienię numer, bo nie chcę ryzykować, że ponownie "stracę rozum".

I tego się 3maj jeżeli chcesz naprawdę żyć. Jego już nie ma i wystrzegaj się wszelkich prób kontaktów z jego strony... Po rzeczy osobiste wyślij do niego osobę zaufaną, bo po co masz go oglądać. Jeżeli pomimo tego nie uszanuje Twojej prywatności, będzie Cię nachodził, nękał - zagroź mu, że zgłosisz to niebieskim !!!
Pamiętaj - teraz musisz o siebie zadbać, podnieść wysoko głowę i nabrać pewności siebie - zdala od takich palantów !!!
3maj się cieplutko !!!

17

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Dziękuję, trzymam się i zamierzam wytrwać. Będę się odzywać. 
Batszeba - odnośnie jego psychoterapii własnej: widziałam zaświadczenie, gdy pomagałam mu przygotowywać dokumentację do certyfikacji. Skończył prestiżową szkołę psychoterapii i był po 7 (sic!) latach terapii własnej (u osoby uchodzącej w środowisku za bardzo kompetentną). Nie chcę go jakoś oczerniać, każdy ma jakieś trudne życiowe doświadczenia, z którymi się mierzy. Trzymam się po prostu tego, że nie chcę już mieć z nim do czynienia.

18

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Matko droga, oszaleję chyba. Niby wiem i rozumiem sprawy oczywiste, ale emocjonalnie jestem rozbita, motyla noga! Miałabym ochotę, ku pokrzepieniu serc, własnego zwłaszcza, donosić co kilka miesięcy w tym wątku, jaka to jestem rozważna i rozsądna. Pisać, jak to po ostatecznym rozstaniu, życie moje rozciąga się nadzieją aż po horyzont, hen hen, za łanami kwitnącej lawendy, nad którą lata motylek, a obok bieży baranek. No, ale jest jak jest, pięknie jak w kociej kuwecie po weekendzie nieobecności (tak tylko zgaduję, miałam kiedyś koty, ale samych ich na weekend nie zostawiałam - precyzuję, bo jestem totalnym zwierzolubem). Jedyny pomysł, jaki mi przychodzi do głowy, to czepianie się paznokciami jakichś szczelin normalności, aby za wszelką cenę starać się widzieć rzeczy takimi, jakie są, bez myślenia życzeniowego. No i niestety, oznaczać to może dekonstrukcję mojej relacji i stanu wewnętrznego. Nie pierwszą i nie ostatnią na tym forum. Może kiedyś to, co piszę komuś pomoże, może ten ktoś to będę ja, może nie tylko; się pożyje, się zobaczy.

W święta mi się pogorszyło. Raz - bo stanowią duży kontrast do ubiegłorocznych świąt (już ci tylko walizy spakuję, auto rodzinne kupione, płodzić się można śmiało, a szybko, bo latka lecą, domu na wsi szukamy i dalejże na jednorożcu ku zachodzącemu słońcu i wiecznemu szczęściu). Dwa - bo w terapii będąc, inaczej patrzę na relacje z bliskimi i zaczynam sobie jakoś bardziej dobitnie uświadamiać, że jest we mnie do przepracowania więcej niż mi się wydawało. Jakoś tak mnie mocno dotknęło w te święta, że jestem dla mojej rodzicielki dzieckiem "mniej kochanym". Nie żeby mnie ta myśl nagle chlusnęła w łeb wiadrem zimnej wody, o nie. Raczej cegiełki mi się w tym moim łbie układają w jakiś nowy sposób, który zdaje się mieć jakiś większy sens niż poprzedni. No i tak sobie rozmyślam, odpychając myśli o winie (bo się obecnie niemalże perwersyjnie fascynuję faktem, iż mimo perturbacji życiowych dbam o swój organizm przednio, a alko mi średnio służy) i popadając to w głębie filozoficznych odmętów, to w głośny szloch i zerkanie na telefon (czy były luby mój, aby nie raczył próbować się dodzwonić, co by go blokada telefonu powstrzymała).

Rozmyślam sobie, że:
1. Potrzebę bycia kochaną trudno zagłuszyć i jak się człowiek czuje niedokochany, to się jednak wystawia na manipulacje interpersonalne.
2. Potrzeba szacunku do siebie samego może być nierzadko słabsza niż potrzeba bycia kochaną.
3. Jak ktoś jest niedokochany, to jednak czasem łatwiej się złapać możliwości zadbania o szacunek do siebie samego niż się samemu ukochać.
4. Jak ktoś jest niedokochany, to tej miłości w relacji może szukać i przez szkło powiększające, a potem podnosić ten okruch pęsetą ku światłu i się próbować ogrzać zapałką, a potem się dziwić  - czemu mi zimno?
5. Ostatecznie decydować można nie o tym, by być razem i stale przesuwać granice, a prócz tego adaptować się do potrzebowania tyle, co nic. Decydować można o odejściu.
6. Czasem łatwiej odejść, aby zachować do siebie szacunek i zaufać sobie, że jakoś to będzie.
7. Jak się zrezygnuje z tego szacunku do siebie dla lichego źdźbła toksycznej miłości, to jednak raczej będzie źle niż dobrze.

Czy ostatecznie rozchodzi się nie o szacunek do siebie, ale nadzieję?

Wrzucając moje dzisiejsze myśli do równania:
Brak miłości + szkło powiększające + odrobina realizmu + potrzeba bycia kochanym + potrzeba posiadania do siebie szacunku = zerkam na ten cholerny telefon, ale nie wyłączam blokady ani nie dzwonię. Trzymam się. Staram się mieć nadzieję.

Ile jeszcze takiego odwyku zanim zacznę wierzyć w jakieś baranki, motylki czy w jakiś inny sposób odbuduje się moja nadzieja na tyle, by na ten cholerny telefon nie zerkać i własnego rozsądku ni potrzeb nie kwestionować? Ktoś był tu skąd wołam, ktoś wie?

Uściski

19

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Ktoś był Zelldo smile i ktoś wie.
Potrwa to krócej, lub dłużej - w zależności od tego ile wysiłku sama zainwestujesz w skrócenie tej męki.
Zdecydowana i wielopłaszczyznowa blokada bardzo pomaga. Samodyscyplina również.
Natomiast pieczołowite hodowanie nadziei i zerkanie w telefon - rozwleka, utrudnia i wydłuża.
Ament.

20

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Koleś jest narcyzem i toksykuen, ma w dupie Twoje uczucia. Po co Ci taki rollercoaster? On Cię zniszczy. Uciekaj loki dzieci nie ma!

21

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
Zellda napisał/a:

W święta mi się pogorszyło. Raz - bo stanowią duży kontrast do ubiegłorocznych świąt (już ci tylko walizy spakuję, auto rodzinne kupione, płodzić się można śmiało, a szybko, bo latka lecą, domu na wsi szukamy i dalejże na jednorożcu ku zachodzącemu słońcu i wiecznemu szczęściu). Dwa - bo w terapii będąc, inaczej patrzę na relacje z bliskimi i zaczynam sobie jakoś bardziej dobitnie uświadamiać, że jest we mnie do przepracowania więcej niż mi się wydawało. Jakoś tak mnie mocno dotknęło w te święta, że jestem dla mojej rodzicielki dzieckiem "mniej kochanym". Nie żeby mnie ta myśl nagle chlusnęła w łeb wiadrem zimnej wody, o nie. Raczej cegiełki mi się w tym moim łbie układają w jakiś nowy sposób, który zdaje się mieć jakiś większy sens niż poprzedni. No i tak sobie rozmyślam, odpychając myśli o winie (bo się obecnie niemalże perwersyjnie fascynuję faktem, iż mimo perturbacji życiowych dbam o swój organizm przednio, a alko mi średnio służy) i popadając to w głębie filozoficznych odmętów, to w głośny szloch i zerkanie na telefon (czy były luby mój, aby nie raczył próbować się dodzwonić, co by go blokada telefonu powstrzymała).

Myślę, że jak się człowiek poważnie bierze za terapię, to wychodzą z dzieciństwa takie kwiatki, że głowa mała, a przecież najczęściej nasi rodzice dają z siebie ile mogą. Po prostu jesteśmy wszyscy ludźmi. Ranimy i jesteśmy zranieni, rzecz w tym, żeby się w porę opamiętać, zrozumieć co i gdzie boli i jak najmniej zadawać bólu innym. Odstawienie alkoholu, to mądra decyzja, alko to depresant - tylko pogłębia melancholię.

Zellda napisał/a:

Rozmyślam sobie, że:
1. Potrzebę bycia kochaną trudno zagłuszyć i jak się człowiek czuje niedokochany, to się jednak wystawia na manipulacje interpersonalne.
2. Potrzeba szacunku do siebie samego może być nierzadko słabsza niż potrzeba bycia kochaną.
3. Jak ktoś jest niedokochany, to jednak czasem łatwiej się złapać możliwości zadbania o szacunek do siebie samego niż się samemu ukochać.
4. Jak ktoś jest niedokochany, to tej miłości w relacji może szukać i przez szkło powiększające, a potem podnosić ten okruch pęsetą ku światłu i się próbować ogrzać zapałką, a potem się dziwić  - czemu mi zimno?
5. Ostatecznie decydować można nie o tym, by być razem i stale przesuwać granice, a prócz tego adaptować się do potrzebowania tyle, co nic. Decydować można o odejściu.
6. Czasem łatwiej odejść, aby zachować do siebie szacunek i zaufać sobie, że jakoś to będzie.
7. Jak się zrezygnuje z tego szacunku do siebie dla lichego źdźbła toksycznej miłości, to jednak raczej będzie źle niż dobrze.

1. To się trzeba samemu dokochać, a nie zagłuszać smile
2. To świadczy o bardzo słabych granicach wewnętrznych, warto na to zwrócić uwagę na terapii.
3. Pierwsze wynika z drugiego.
4. Zgadza się.
5. I trwanie, i odejście jest decyzją.
6. Bywa i tak.
7. Prawda

Polecam jako lekturę "Toksyczne związki" oraz "Droga do bliskości", autorka Pia Mellody, myślę, że może być dobrym suplementem do terapii.

Zellda napisał/a:

Czy ostatecznie rozchodzi się nie o szacunek do siebie, ale nadzieję?

Wrzucając moje dzisiejsze myśli do równania:
Brak miłości + szkło powiększające + odrobina realizmu + potrzeba bycia kochanym + potrzeba posiadania do siebie szacunku = zerkam na ten cholerny telefon, ale nie wyłączam blokady ani nie dzwonię. Trzymam się. Staram się mieć nadzieję.

Ile jeszcze takiego odwyku zanim zacznę wierzyć w jakieś baranki, motylki czy w jakiś inny sposób odbuduje się moja nadzieja na tyle, by na ten cholerny telefon nie zerkać i własnego rozsądku ni potrzeb nie kwestionować? Ktoś był tu skąd wołam, ktoś wie?

Byłam, zobaczyłam, przeżyłam wink

Nadzieję mieć zawsze warto - że przy konsekwencji, dyscyplinie, terapii i zmianie nawyków jakość Twojego życia znacznie się poprawi, nie dasz się więcej wkręcić w taką kabałę, wyleczysz się z ran po toksycznym związku i ów pan będzie Cię obchodził tyle co zeszłoroczny śnieg, a wracać pamięcią do niego będziesz tylko po to, żeby dziękować losowi na kolanach, że już go w Twoim życiu nie ma.

22

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Bylem tam kilkukrotnie, teraz nawet jestem w tym kolejny raz. Jak jest i jak bedzie? Coz, potrzeba czasu, cierpliwosci i spokoju. Latwiej o nim mowic, ciezej to wszystko stworzyc, tym bardziej, ze emocje, wspomnienia, tesknota dodatkowo przeszkadzaja. Czy warto? Warto zawsze walczyc o siebie i szacunek do siebie.
Nadzieja umiera ostatnia, ale jak umrze to diametralnie zaczyna sie poprawiac nastawienie i psychika.

23

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Dzięki za odzew. Zastanawiam się nad tym, co napisaliście. W ogóle czytanie/pisanie/komunikowanie się w wami pomaga mi się wydzierać z tych toksycznych interpretacji dotyczących byłego, które gdzieś się tam we mnie tlą.

Wiecie co, mi z tą nadzieją chodziło o taką ogólną, podstawową, nadzieję. Nadzieję, że kiedyś będzie jakoś mniej więcej ok. W sensie - że mi samej będzie kiedyś ok, bez tego toksycznego związku. Jej mi brakuje, jako przeciwwagi do tej "choć no do mnie, choć mam takie wielkie zęby" nadziei, która jest konkurencyjna i absurdalna, no i sprawiała, że zamiast mieć tę sprawę dawno za sobą, to nie minął mi nawet jeszcze miesiąc odwyku całkowitego.
No i się zastanawiam, gdzie jest ta moja nadzieja podstawowa i wiara we własną moc sprawczą w zakresie decydowania o tym czy mi kiedyś będzie raczej dobrze czy źle. Bo to dla mnie mało typowa sytuacja.  Ja sobie przed tym związkiem żyłam całkiem w porządku i byłam dość pozytywnie nastawiona do siebie, świata i przyszłości.
Coś się przez ten związek we mnie mocno poruszyło. Mam dzisiaj ewidentnie klimat na wątpliwej jakości metafory więc powiem, że moje zastałe wody jeziora okazały się być morzem podczas sztormu. A po sztormie, jak to po sztormie, na wierzch wyszło trochę tego, co się wcześniej uleżało gdzieś tam w odmętach. Tak więc siedzę sobie teraz ze szkieletem marynarza, garścią zasolonych badyli, 5 meduzami w wiadrze (co by mi nie padły, bo zwierzęta lubię) i innymi skarbami morza zastanawiając się, co z tymi fantami zrobić, bo jakoś i do mnie dociera, że się tego w ospałe jezioro za bardzo już nie ulula (a może zresztą nie warto).
Nie zamierzam wracać do pana toksyka, nie oddzwaniam, nie zdejmuję blokady telefonu, mediów społecznościowych, mejla, nie podglądam co tam u niego, pomimo okazjonalnych uczuć, co by mi chciały umysł zaćmić.
Niemniej jednak uczuciom się przyglądam, bo sam w sobie stan ten obecny jest nieprzyjemny i niepokojący, co by nie mówić, a analiza mi pomaga.
Co mi jeszcze pomaga, to pamięć, że przed tym związkiem było mi ogólnie raczej dość dobrze, no i pamięć, że w poprzednim moim związku nie było takich jazd więc można inaczej żyć z drugim człowiekiem.
Przeszkadza mi natomiast jakieś zniekształcenie poznawcze, że istniała niby szansa na jakieś szczęśliwe, a nie po prostu dość dobre życie (na zdrowy rozum to wiem, ze jej nie było), że mogłam jeszcze zdążyć mieć dzieci i że jakoś tak późno sobie uświadomiłam, że bym je chciała mieć, a to rodzi obawę, że teraz może mi być trudniej zaakceptować takie życie, jakie miałam wcześniej jako dobre. No i bez tej nadziei, że będzie mi samej dobrze, a nie po prostu spokojnie i znośnie jest mi jakoś trudno skupiać się na przyszłości. Mam raczej wrażenie, że funkcjonuję dość automatycznie, choć naprawdę się staram - robię rzeczy, które niby powinny mi sprawiać przyjemność, ale jakoś tak mi nie sprawiają. Mam też mniejsze poczucie sprawczości niż kiedyś.

IsaBella77 - no wiem, masz rację, że ucięcie wielopłaszczyznowe jest skuteczniejsze; zastanawiam się jak nad tym pracować na poziomie emocjonalnym, bo to mi chyba szwankuje jeszcze;
PainIsFinite - dzięki, pamiętanie o tym pomaga mi trzymać bardziej racjonalny obraz rzeczywistości;
Shoggies - dzięki za podzielenie się swoją perspektywą i lektury; obczaiłam je już i zamawiam do czytania;
Życzliwy - skoro znów w tym jesteś, to też się trzymaj! No i oby w końcu zaczęło się poprawiać.

Zapisałam się na kurs Mindfulness, zaczynam na początku stycznia. Wiosną korzystałam z darmowych zajęć uruchomionych online przy okazji pandemii i mi to pomagało, ale trudno mi utrzymać dyscyplinę w medytowaniu. Liczę, że może tym razem się uda, bo i zajęć będzie więcej. Raz, że to ogólnie może być przydatne do wyciszenia i jakiegoś radzenia sobie z emocjami, a dwa - zabierze mi wieczorami czas, który mogłabym poświęcać na bezproduktywne wspominki.

Staram się też zawsze mieć pod ręką jakąś książkę i jak mnie nachodzą smutne myśli, to czytam. To jest w ogóle jakiś plus dla mnie, że mam znów wieczorami czas na czytanie.

24

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Aktualizacja co u mnie. Nie mogę edytować poprzedniego postu. Postanowiłam napisać, bo czytam dzisiaj trochę historii na forum i pomyślałam,że warto dawać nadzieję pokazując, że jest życie po toksycznym związku.
Mam taką refleksję, że ważne, aby tego życia nie blokować, a ono się może zacząć lęgnąć w codzienności, jak rośliny pomiędzy kostkami bruku, byle były ku niemu minimalne warunki.
Minęło już chyba ze 2 tygodnie od ostatniego normalnego kontaktu z moim byłym (nie chce mi się liczyć ile dokładnie, to dobry objaw). W międzyczasie pojawiają się próby kontaktu z jego strony, które ignoruję.  Miałam mały kryzys po świętach, ale wytrzymałam.

Jak jest teraz ze mną?
1. No niestety myślę o nim przynajmniej kilka razy dziennie, ale staram się odwracać uwagę, by nie zabierało mi to wiele czasu. Czyli akceptuję to, że się takie myśli pojawiają, ale się do nich nie przywiązuję.
2. Jak mnie dopada jakaś myśl z rodzaju "ach, jakże byliśmy szczęśliwi" to robię co następuje:
- myślę sobie, że to w sumie dobrze, że mam jakieś dobre wspomnienia, bo to oznacza, że miałam jakieś miłe i ważne dla mnie doświadczenia w czasie tego związku, a to lepsze niż mieć same złe;
- przypominam sobie jakieś zdarzenie, które mi pozwala urealnić ogląd, takie w którym były partner potraktował mnie tak, że czułam się źle.
3. Jak mnie dopadają myśli o możliwej pięknej wspólnej przyszłości to je wyśmiewam. Przypominam sobie, jak się czułam na poziomie rzeczywistości a nie urojonych marzeń.
4. Wyobrażam sobie rzeczy, które mogą być w moim życiu możliwe DZIĘKI TEMU, że z moim byłym nie jestem. To mogą być rzeczy drobne i realistyczne, jak to, że nie muszę często sprzątać kuwet po jego licznych kotach (mi przeszkadzał zapach, jemu niezbyt) albo duże i nierealne - teraz w końcu mogę spotkać pokojowo nastawionego do ludzi ekologa ze Szkocji (uwielbiam szkocki akcent więc kto mi zabroni marzyć), z którym będę w dzień ciężko pracować, a wieczorami pić herbatę w asyście naszych zwierząt, w domu dość czystym i niepachnącym brudnymi kuwetami wink Póki co nie mam zasobów na marzenie, że mogłabym z tym Szkotem robić coś w nocy, ale spokojnie, herbata i ciężka praca w pięknych okolicznościach przyrody są dla mnie póki co ok. Po co takie marzenia? Myślę, że po to, aby się jakoś odkotwiczyć ze starych marzeń, nawet jak się nie zamierza robić nic, by te nowe wcielać w życie, nawet jak to coś zabawnego, jak u mnie. Po to, aby zaczęło się w tej mojej upartej głowie kształtować coś, co mogłoby być dobrą i wcale niekoniecznie samotną przyszłością. Aby te niespełnione marzenia z poprzedniego związku przestały mieć w mej głowie monopol.
5. Czuję się spokojniejsza, nie mam już ucisku w klatce piersiowej. Moje ciało dochodzi do siebie. To zaskakujące, jak duże było wcześniejsze napięcie.
6. Mam więcej energii, powoli wracam do ćwiczeń, mam ochotę się ruszać i rozciągać, z większą przyjemnością dbam o moje ciało.
7. Zaczynam widzieć jakieś pozytywne możliwości, mieć większy apetyt na rozwój zawodowy i kontakty z ludźmi.

Uściski!

25

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Wychodzi na to, że sama tu ze sobą piszę, ale może akurat jednak komuś się to kiedyś przyda wink
No więc minęły już prawie 2 miesiące od nowej "tylko koleżanki" mojego byłego i przebudzenia się mojego poczucia, że mam dość.
Nie wróciłam do niego, nie zaczęłam też z nim normalnie rozmawiać.
Myślałam, że wtedy byłam na niego zła, ale, ło ho ho, złość to się u mnie jednak dopiero pojawiła, jak odtajałam od kontaktu.
Jakieś 2 tygodnie temu zintensyfikował próby kontaktu, nie tylko ze swojego numeru, aż się w końcu do mnie dobił.
Rzekł mi wtedy, że on nie umie dobrze zadbać o swoje potrzeby i jego terapeuta doradza mu powrót do mnie, no więc on chciałby byśmy się zeszli. Dodał, że przecież od tamtej sytuacji (zdrady, której niby nie było) minął już prawie rok i to nie ma już znaczenia. Powiedział też, że nawet już nie pamięta czy tamtej kobiecie mówił, że ją kocha czy nie, no a mnie i owszem. No wiec, czas wrócić do siebie i żyć dalej. Powiedzenie tego zajęło mu z minutę, krótki monolog to był. I ciekawa rzecz się zdarzyła, gdy to usłyszałam. Chyba na skutek tej informacji, że nawet nie wie, czy kochance wyznawał miłość (ten wątek pojawił się po raz pierwszy, do tej pory przekonywał, że nic między nimi nie było), jak również mojej obudzonej przy braku kontaktu złości, wstąpiła we mnie dzika furia.
Ja wiem, że powinnam na chłodno, z olewką, kulturalnie itd. Niemniej jednak jak już ta furia mnie naszła, to jednak nie dałam rady na chłodno.
Wyzwałam go mocno, uderzając w miejsca, o których wiedziałam, że zaboli, a następnie kazałam mu (nieelegancko, z użyciem słów niecenzuralnych) iść przecz i nigdy nie wracać. No i rozłączyłam się. Jako, że dostałam wtedy wiadomość głosową, żebym dała spokój i nie przesadzała, to postanowiłam go jeszcze pogonić i (wtedy jakaś kolejna partia furii we mnie wstąpiła) zasypałam go mejlami i smsami o treści pełnej wyrzutu i złości (mówiąc delikatnie). Z szewską pasją to niestety robiłam wtedy, sama bym siebie o taką skalę złości nie podejrzewała. No i czułam się przy tym, jakbym wreszcie przestała się przed nim chować jedynie nie odbierając, jakbym przestała uciekać, a zaczęła aktywnie walczyć, pokazywać, że jak się mi nie da spokoju, to umiem pogryźć i podrapać, że już mu się nie opłaca na mnie polować.
Nie byłam asertywna, byłam słownie agresywna.
Powinnam się z tym może źle czuć, ale wiecie co, nie czuję się aż tak źle (troszkę tak, ale nie za bardzo).
W dodatku mam spokój (matko, po prawie roku mam wreszcie spokój i dobrze mi z tym!), bo przestał wreszcie dzwonić (pisałam wcześniej, że choć zablokowałam go, to codziennie dostawałam raporty o połączeniu i nagrania na skrzynce głosowej).
Czuję się, jakbym go wreszcie pogoniła i była wolna. No i mam jakieś poczucie wdzięczności za tę złość, co mi się w organizmie pojawiła.

26

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Odniose sie do 2 postow wstecz - super strategia, ale kazdy ma chwile slabosci i sie poddaje tym myslom, dopada Cie totalny dolek, placz i ciezko Ci sie ogarnac, jak Ci sie z tym udawalo zmagac?

Jezeli jest Ci po wyrzuceniu wszystkich emocji negatywnych i frustracji lepiej - to okej. Acz tu moje zdanie jest takie, ze w takich momentach lepiej schowac emocje i  zachowac klase podczas rozmowy z eks.

27

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Ja to znam i dobrze zrobiłaś  że wywalilas złość. 
Cale szczęście że tacy ludzie jak On są na tyle zadufani w sobie  że tą prawdziwą  naturą  zawsze gdzieś pokażą  w końcu.
On uznał że to co jest dla niego ważne powinno być dla Ciebie tak samo wazne. Terapeuta  mu zalecił powrót do Ciebie smile) co za palant..

28

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

No i dobrze. No i pięknie. Moja terapeutka by Cię pochwaliła. Zrobiłaś to dla siebie. Wywaliłaś emocje. I udało Ci sie! Ja robiłam takie ćwiczenie na sesji, ale tak dobrze mi nie poszło. A w obecności ex nie zdołałabym tak swobodnie dać się ponieść. Fajnie, że o tym napisałas. Dzieki.

29

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Jezeli jest Ci po wyrzuceniu wszystkich emocji negatywnych i frustracji lepiej - to okej. Acz tu moje zdanie jest takie, ze w takich momentach lepiej schowac emocje i  zachowac klase podczas rozmowy z eks.

Na rozum się zgadzam i taką strategię starałam się przyjmować i mam zamiar przyjmować w przyszłości.
W tej sytuacji, o której piszę jakoś ta moja wściekłość i taka mocna reakcja pozwoliły mi przestać się czuć zaszczutą i bezsilną.
Nie odbierałam, nie odpisywałam, ale on i tak kilka, czasem kilkanaście razy dziennie próbował się skontaktować, nagrywał się, ze przyjedzie itd.
Widocznie bez agresji nie umiałam postawić tej granicy na tyle wyraźnie, aby były jej stale nie przekraczał. Dumna z tego nie jestem, niemniej jednak pomogło i chwilowo to dla mnie jest jednak ważne.

30

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Muszę to dopisać- zazdroszczę Ci - mnie na takie coś nie stać, wściekłosć mnie zatyka, a to jest bardzo niezdrowe. Chyba muszę jeszcze poćwiczyć.

31 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-02-08 20:08:33)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
adela 07 napisał/a:

Muszę to dopisać- zazdroszczę Ci - mnie na takie coś nie stać, wściekłosć mnie zatyka, a to jest bardzo niezdrowe. Chyba muszę jeszcze poćwiczyć.

Mnie poniosło dopiero po jakimś  czasie wcześniej myślałam że jakaś choroba psychiczna dopadła biedaka lub ciężko znosi terapię  smile

32

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
adela 07 napisał/a:

Muszę to dopisać- zazdroszczę Ci - mnie na takie coś nie stać, wściekłosć mnie zatyka, a to jest bardzo niezdrowe. Chyba muszę jeszcze poćwiczyć.

Mam tak samo, wściekłosć mnie wręcz paraliżuje i zapominam języka w gębie, doslownie

33 Ostatnio edytowany przez Zellda (2021-02-08 22:39:49)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

@Życzliczy - odnośnie Twojego zapytania: "Odniose sie do 2 postow wstecz - super strategia, ale kazdy ma chwile slabosci i sie poddaje tym myslom, dopada Cie totalny dolek, placz i ciezko Ci sie ogarnac, jak Ci sie z tym udawalo zmagac?"

Nie wiem czy to będą odpowiedzi na Twoje pytanie, ale pomogły (i nadal pomagają) mi konkretne rzeczy:

1.  W styczniu zapisałam się na trening uważności z elementami terapii poznawczo-behawioralnej (MBCT - metoda jest przebadana i ma efekty w zakresie zapobiegania nawrotom depresji, a ja niestety miałam po rozstaniu depresję przez ok. 6 miesięcy). Od tego czasu codziennie medytuję (na świecko, nie jest to jakaś medytacja np. buddyjska, bardziej np. skupianie się na oddechu) i ogólnie jestem bardziej uważna, też na moje uczucia i myśli. Bywało to na początku bardzo ciężkie (uświadomiłam sobie, jak wiele mam w sobie nadal myśli i emocji związanych z byłym i tamtym związkiem), ale później zaczęłam traktować te doznania jak coś, co się pojawia i znika, a ja nie muszę tego podtrzymywać, nie muszę się nakręcać. Mogę zauważyć, że taka myśl się pojawia, emocję towarzyszącą jej, doznanie w ciele i ... puścić, przekierować uwagę do codziennego życia, do tu i teraz. Trochę jakby to wszystko działo się w jakimś strumieniu, któremu się mogę przyglądać, ale nie tonąć w nim. Nie wiem czy nie brzmię dziwnie, ale tak to u mnie działa.
Korzystam sobie czasem z nagrań dostępnych online np. medytacji z oddechem, medytacji góry i skanowania ciała autorstwa Anny Gubernat (nie jestem na jej kursie, to tak na dodatek).
2. No jestem nadal też w terapii, pomaga mi w zakresie zwiększania świadomości tego, dlaczego ten związek był dla mnie tak ważny i co z tym mogę zrobić, pozwala też uprawomocnić różne uczucia i inspiruje do tego, aby (właśnie w tej kolejności) realnie oceniać jak mi w tamtym związku było (kochałam faceta, ale wcale nie było mi tak dobrze z różnych względów i to były sprawy poważne - o tym sobie też przypominam, gdy tęsknię, mając zarazem akceptację dla tego, że ta tęsknota się pojawia, nie wypierając jej). Tak więc budowanie coraz większej samoświadomości i urealnianie.


Dziewczyny, odnośnie złości, to ja mam raczej tak, że jej albo prawie nie czuję albo jednak mnie nie zatyka więc tu nie umiem doradzić. Na pewno zaś miewam taki mechanizm, że złość przekierowuję na siebie i nad tym stale pracuję, ale to raczej inny kłopot niż ten, o którym wspominacie.
Nie wiem czy to ma znaczenie, ale ta złość ze mnie popłynęła takim wartkim strumieniem akurat po masażu pleców i karku. Przez te ćwiczenia z uważności poczułam jak moje ciało jest umęczone i napięte, dlatego wróciłam na masaże lecznicze z punktami spustowymi.  Tak się akurat zdarzyło, że były dodzwonił się do mnie na godzinę po moim masażu. Terapeuci pracujący z ciałem pewnie by powiedzieli, że to mogło mieć związek z tym, że tak mi ta złość przez to swobodnie popłynęła, ale nie wiem.

34 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-02-08 22:54:15)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Oj ma ma smile
Jak złość jest nieuświadomiona to ręce spinają się do ataku zaczynając od pleców. A głową nie pozwala walnąć komuś z piąchy więc ruch pozostaje na początku mięśnia w plecach..:)

35

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Jezeli jest Ci po wyrzuceniu wszystkich emocji negatywnych i frustracji lepiej - to okej. Acz tu moje zdanie jest takie, ze w takich momentach lepiej schowac emocje i  zachowac klase podczas rozmowy z eks.

Przeczytałam cały ten watek i jak go czytałam ( juz jakis czas temu) to pamietam jak myślałam sobie - cholercia, zazdroszcze podchodzenia do wszystkiego tak wyważenie i dorośle, bez nerwów, bez zbednych przepychanek. Ale jednak prawda jest ze emocjom prędziej czy póżniej trzeba dać upust - niestety czasami zaskakuja nas w takich sytuacjach. Nie dziwię się ze w koncu pusciły ci nerwy - bo zgadzam się ze emocje i klase przy rozmowie z ex najlepiej zachować- ale ! jeśli ten "wspaniały' ex dzwoni i mówi ze chce wrócic bo mu tak terapeuta  polecił to serio uważam że bardzo dobrze zrobiłaś. Oczyściłas swoja duszę z tych złych i negatywnych emocji i jestem pewna że ci ulżyło. A on? Po tym wszystkim co ci nagadał / zrobił bo bylo najmniejsze co mógł na siebie przyjać. Niech własnie sobie zyje tam gdzie go wysłałaś i nie zawraca ci wiecej głowy.

36

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Kobieciarz okazał się kobieciarzem. Z reguły nie ma się co łudzić, że akuratnie dla nas mu się odmieni.

37

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Powinien zmienić imię na Mohamed i zapuścić długą brodę wyjechać np do Pakistanu albo Arabii Saudyjskiej tam znalazł by sobie legalnie nawet kilka żon smile

38 Ostatnio edytowany przez Zellda (2021-02-09 16:28:15)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

@Ela210 - ciekawe, chyba tak rzeczywiście jest; masaże w każdym razie mi bardzo pomagają; robię też sobie masaże twarzy, bo chyba z tego smutku mi się utrwaliła zmartiona mimika i to też jest dla mnie emocjonalnie wyzwalające;

@Bbaselle - U mnie się jakoś tak przeplatają dwie kwestie:
1. Akceptacja tego, że stało się jak się stało, on jest jaki jest, ja jestem jaka jestem; nawet często czuję do niego współczucie, bo on się chyba naprawdę miota  - i chciałby mieć stabilną rodzinę, i nie potrafi się powstrzymać od łapania 100 srok za ogon, no taka postać tragiczna w sumie, bo nijak nie jest zadowolony czy szczęśliwy.
2. Złość, że po tym wszystkim utrudnia mi pozbieranie się, zapomnienie, ułożenie sobie tego w głowie i pójście do przodu; że przez te próby kontaktu, nowe wizje tego, co się zdarzyło, dziwne próby odzyskania mnie itd. trudnej mi było to za sobą zostawić. Myślę, że jednak odbieram to, co się działo jak pewien rodzaj stalkingu i stąd też taka silna moja reakcja.

@prego i @authority - No już wiem, że kobieciarz i zgadzam się, że to nie do zmiany. Na początku tego zupełnie nie podejrzewałam. Może ja jednak napiszę, ale bez dookreślających szczegółów (sens zostanie ten sam, ale bez detali, aby jednak ochronić jego tożsamość w necie), ku przestrodze innych. Co wiedziałam na początku znajomości?
Deklarował, że jest po rozpadzie kilkuletniej relacji i terapii z uwagi na depresję po tym rozstaniu i że od kilku lat z nikim nie był. W latach młodości był w kilkuletniej relacji, ale się ona rozpadła. Co było pomiędzy? Ano celibat z wyboru i życie w klasztorze (sic!), wolę nie podawać wyznania - to nie było zmyślone. A jeszcze wcześniej uprawianie pewnego rodzaju sportu czy też hobby, które wiązało się z długimi okresami zupełnej samotności (wolę nie pisać o szczegółach). Twierdził, że w ciągu życia był w kilku relacjach z kobietami, w tym dwóch dłuższych. W międzyczasie poznałam jego rodzinę i przyjaciół, długo nic mi w tej historii nie zgrzytało.
Później fakty wychodziły na jaw stopniowo, powolutku, u mnie był efekt "gotującej się żaby", a gaslighting niestety zrobił mi wodę z mózgu na jakiś czas.
Później było wielkie bum (pt. "Idź precz narzeczona ma, bo w domu młodą kochanicę mam"), ale przez te ciągłe próby kontaktu nie nabrałam na tyle dystansu, by się wyłamać z moich zniekształconych prób redukowania dysonansu poznawczego (czyli trudno było mi ostatecznie pożegnać się z fałszywą wizją tego człowieka, jaką początkowo miałam, łatwiej było zniekształcań obraz rzeczywistości). Wyrywanie się z tej relacji było dla mnie walką o siebie i powrót zdrowego osądu. Teraz oczywiście widzę, że to kobieciarz, ale szokująco długo nie było to dla mnie oczywiste.

39

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Daję update, z wdzięczności do forum, co mi pomogło utrzymać w grudniu trzeźwość wzroku, gdy się dopytywałam o zatajoną koleżankę.
No wiec tak. Od mojego wybuchu miałam dłużej spokój. W międzyczasie byłam na treningu asertywności, uczyłam się stawiać granice itp.
Nie jest mi specjalnie wesoło, jakoś trudno mi idzie zbieranie się, samotność w pandemii też mi się daje mocno we znaki.
Jakiś czas temu, niespodziewanie przyjechał były, bez zapowiedzi.  Zmarł mu członek najbliższej rodziny (którego znałam z czasów naszego bycia razem) i był w rozsypce. Porozmawialiśmy chwilę (tylko), odjechał.  Zaczął jednak znów dzwonić, namawiać na powrót, wyjaśniając, że tęskni, kocha, ma poczucie bliskości, a tamta koleżanka z grudnia to "tylko koleżanka" (wracać nie chciałam, ale szkoda mi go było, złamałam się na kilka dni i byliśmy w kontakcie telefonicznym). Weszłam  na jego Instagram. Zobaczyłam, że ta "tylko koleżanka" lajkuje mu wszystkie posty. Weszłam na jej profil, a tam seria zdjęć prześlicznych, na tematy miłosno-związkowe z dedykacjami dla niego, w tym zdjęcie tej dziewczyny w jego koszulce w jego mieszkaniu z podpisami w stylu wiecznej miłości i pamiętnej chwili ze zdjęcia. Post dodany niedawno, ale za oknem drzewo z liśćmi jesiennymi więc zdjęcie robione jesienią.
W czasach naszego próbowania być razem, jego wyznań, obietnic i zapewnień o wierności wink
Tak więc dzięki ci, o forum, za podtrzymanie mnie w trzeźwości osądu. Dziewczyny tylko szkoda, pewnie nie wie, w co się pakuje.
Ja zaś zmieniłam numer telefonu i zastosowałam trik, który się chyba sprawdził tzn. założyłam nowe konto e-mailowe różniące się drobną literką od poprzedniego i z niego wysłałam do niego wiadomość. No i na to konto nie wchodzę, a na starym mam luz, nie pisze do mnie. Możliwe, że się złapał i pisze na to nowe, nieużywane. Podaję, bo może komuś się przyda taki patent. 
Zdrowia wszystkim!

40 Ostatnio edytowany przez Zellda (2021-04-01 19:16:31)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Ojoj, kolejny update. Skontaktowała się ze mną ta "tylko koleżanka" byłego z zapytaniem o moją i jego relację. Napisałam jej, jak to wygląda. Sama na jej miejscu zdecydowanie wolałabym wiedzieć, zdrowie by mi to uratowało, gdybym wiedziała wcześniej. Po kilku godzinach były napisał mi z innego numeru, że to koniec i że mnie blokuje wszędzie. Kilka razy mnie przy tym obraził. Nie lubię takich ostrych zakończeń, ale może wreszcie, taki brzydki koniec, będzie ostateczny. Pewnie niektóre osoby będą zdania, że lepiej bym nic nie odpisywała tej dziewczynie, ale przemyślałam sprawę i jednak czułabym się źle, gdybym to przemilczała. Jeszcze gorzej niż teraz. Mam nadzieję, że wszyscy to jakoś zniesiemy i wyciągniemy z tego mądre wnioski na przyszłość, a moja historia opisywana w tym wątku wreszcie się zdezaktualizuje. Mam też nadzieję, że nigdy nie napiszę w tym dziale żadnego nowego wątku o innym związku.

41

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Zelda, jestes wielka. Zrobiłaś kawał dobrej roboty. I to przejrzenie na oczy. Dobrze, że jest tu Twój watek, wiele osób znajdzie w nim coś dla siebie. Gdy odnajduje się człowieka, po podobnych przejsciach, daje to dużo wsparcia.
I uważam, że BARDZO DOBRZE zrobiłaś, opowiadając dziewczynie o waszej historii. Ciesze się również, że ona odważyła sie do Ciebie odezwać. Być może uratowałaś kogoś przed wdepnięciem w to gówno. Uważam takie działanie za megapożyteczne. Nie przekonują mnie argumenty "nie wtrącania się". To tak, jak przechodzenie obojetnie obok czyjejś krzywdy.
Pozdrawiam.

42

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Po co się w tym ciągle taplasz emocjonalnie?
Przecież to już się ciągnie 4 miesiące.
A Ty jak byłaś uwikłana, tak dalej siedzisz w tym po uszy. Po co?
Babiarz robi sobie z Ciebie szopkę blokując Cię za każdym razem kiedy próbujesz grzebać w jego kontaktach z innymi kobietami, albo kiedy kontaktujesz się się z nimi - a Ty za każdym razem, jak to tym razem już definitywnie koniec, i jak to zrozumiałaś i nauczyłaś się i jaka to jesteś uwolniona i jak zmądrzałaś ... i tak do następnego razu i do następnego końca ostatecznego.
W międzyczasie skwapliwie śledzisz jego aktywność, aktywność jego znajomych, i skrzętnie to wszystko notujesz na twardym dysku, łącznie z datami i z symbolami, jakie miały wzajemne reakcje, czy to był tylko kciuk w górę, a może serduszko. Totalny bezsens, totalny.

Rozstaliście się kilka miesięcy temu. On jest wolnym człowiekiem i może robić co chce i z kim chce. Dokładnie tak samo jak i Ty. W tym, że on spotyka się z innymi kobietami, nie ma już żadnej nieuczciwości w Twoim kierunku. Pomijam już, że takie ingerowanie w jego życie jest niesmaczne i niegrzeczne.
Aby stać na straży moralności innych osób, stań najpierw na straży własnej moralności.

Dopóki będziesz w tym całkowicie pogrążona emocjonalnie i psychicznie, tak jak ma to miejsce od 4 miesięcy, to to bagno nigdy się nie zdezaktualizuje.

43 Ostatnio edytowany przez batszeba (2021-04-01 21:00:16)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
IsaBella77 napisał/a:

Pomijam już, że takie ingerowanie w jego życie jest niesmaczne i niegrzeczne.
Aby stać na straży moralności innych osób, stań najpierw na straży własnej moralności.

To jest jakiś żart na 1 kwietnia? Skoro pannica się z nią skontaktowała, to ta napisała jej prawdę. Miała ukrywać, że gość jest psycholem? Bez jaj, miała mu może jeszcze laurkę wystawiać?
O jakiej w ogóle moralności mowa - Ty w ogóle czytałaś ten wątek od początku? Wątpię.


Autorko:
zrozum jedno, związałaś się z socjopatą. Pisałam Ci już wcześniej, że gość jest podwójnie niebezpieczny właśnie ze względu na jego działalność jako psychologa.

Po opisywanych numerach Ty w ogóle nie powinnaś z nim już rozmawiać - zmarł mu ktoś z rodziny? Trudno, niech sobie znajdzie inną osobę do wypłakiwania  - koleżankę,
fankę, innego psychologa, księdza, KOGOKOLWIEK

Zrozum, to są manipulacje, działania obliczone na osiągnięcie konkretnego efektu - nadal nie rozumiem, dlaczego po takich cyrkach w ogóle mu otworzyłaś.

Wykręć się z tego. Jeśli bardzo chcesz to oglądaj sobie te Instagramy, ale dla tzw. beki, żeby sobie uzmysłowić, jak bardzo można kręcić i kłamać.

Bezwzględnie musisz popracować nad tym, dlaczego ignorujesz sygnały ostrzegawcze w przypadku znajomości z ludźmi.

44 Ostatnio edytowany przez Zellda (2021-04-01 21:09:18)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Tak myślałam, że się pojawią różne opinie na ten temat.

Odnośnie odpisania dziewczynie. Mam inną opinię na ten temat. Nie zgadzam się z tym wtrynianiem się w cudze sprawy, bo dla mnie ta sytuacja, gdy ktoś mnie pyta, jest jednak już kwestią mojej odpowiedzialności za sobie wobec tej osoby. A nie wtrynianiem się w cudze sprawy. Przemyślałam to i nie czułabym się uczciwie, gdybym nie odpisała, jak sytuacja wygląda od mojej strony. Sama wolałabym wiedzieć. Czułabym się, jakbym była częścią jakiegoś spisku i zatajała fakty w imię "niewtryniania się". Nie mam takiego zwyczaju.

Oczywiście, że ma prawo się spotykać z kim chce. Przecież ja z tego, że zobaczyłam zdjęcie dziewczyny już z jesieni wyciągnęłam jedynie wniosek dla siebie, że w grudniu się nie pomyliłam, gdy tu do Was napisałam.

Nie wydaje mi się też, abym wcześniej napisała, że jestem uwolniona i zmądrzałam. Raczej pisałam, że bywa mi trudno i jak sobie z tym radzę. Od czasów poprzedniej sytuacji (z końca stycznia) z moim wybuchem gniewu, nie mieliśmy kontaktu aż do jego przyjazdu w drugiej połowie marca.

Tu się @IsaBella77 bardzo mylisz i oskarżasz mnie niesłusznie: "W międzyczasie skwapliwie śledzisz jego aktywność, aktywność jego znajomych, i skrzętnie to wszystko notujesz na twardym dysku, łącznie z datami i z symbolami, jakie miały wzajemne reakcje, czy to był tylko kciuk w górę, a może serduszko. Totalny bezsens, totalny".

Przed tą sytuacją z wizytą nie przeglądałam jego kont od dawna. Tego, jak również blokady telefonu, mejla, braku sprawdzania spamu itp. trzymałam się twardo, jako jednej ze strategii wychodzenia z uwikłania. I to bardzo twardo, notując sobie przez pierwsze trzy tygodnie to nawet w kalendarzu (nie na twardym dysku), odnotowując każdy dzień bez kontaktu, aby wzmacniać motywację do wytrwania (skoro już wytrwałam n dni), bo rzeczywiście nie było mi czasem łatwo. Od dawna już jednak tego nie notowałam nawet, bo nie tylko nie myślałam o tym, ale nawet nie sprawdzałam.
Kontakt mieliśmy ostatnio, bo przyjechał i wtedy rzeczywiście przez kilka dni rozmawialiśmy.

Napisałam teraz raczej dlatego, że pomyślałam, że przeczytanie takiego wątku w grudniu by mi bardzo pomogło. Także w uwierzeniu, że takie "tylko koleżanki" jednak rzadko okazują się być koleżankami.

Ja jednak myślę, że mój stopień uwikłania jest już niewielki. Pożyjemy, to zobaczymy.
Dam tu znać także, jeśli będzie u mnie dobrze.

Aktualizacja:
@batszeba, jest mi od jakiegoś czasu blisko do takiego myślenia o tej relacji. Poczytałam sobie polecone mi książki, poczytałam też inne o tzw. manipulacjach narcystycznych. Nawet zrobiłam sobie tabelkę z opisem tych manipulacji i wpisałam przykłady, które mi się przydarzyły w tej relacji (trangulacja, gaslighting, hoovering i inne).
Myślę, że to z "tylko koleżankami" to tzw. trangulacja, a teraz ja zostałam do niej wrzucona w jego relacji z tamtą dziewczyną. Pamiętam, jak się sama czułam, gdy mi opowiadał o byłych, jak niepewnie i coraz gorzej, ale nie wiedziałam, co się dzieje. Skoro ta dziewczyna o mnie wiedziała na tyle dużo, by się ze mną skontaktować, to pewnie o mnie też wspominał. Myślę, że to dla niej dobrze, że postanowiła wyjaśnić sytuację zamiast jak ja kiedyś wierzyć w jego zapewnienia, że mój osąd rzeczywistości jest spaczony i przecież nic się nie dzieje.

45 Ostatnio edytowany przez batszeba (2021-04-01 21:12:01)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
Zellda napisał/a:

Kontakt mieliśmy ostatnio, bo przyjechał i wtedy rzeczywiście przez kilka dni rozmawialiśmy.
.

Po jasną cholerę? Ty jesteś nadal uwikłana w tę znajomość po uszy. O czym Ty jeszcze chcesz rozmawiać po takich akcjach?

Rozumiałabym, gdybyście mieli wspólne majątki czy dzieci, wtedy można się w to bawić. 

Co takiego on może Ci jeszcze powiedzieć? Że to tylko koleżanki, że on się pogubił? Przecież Ty się aż prosisz o to, żeby Cię krzywdzić i wciskać Ci kit.

Co do tej dziewczyny, która się z Tobą skontaktowała: pamiętaj, że ona może Ci nie uwierzyć, bo jest wkręcona w znajomość z nim. Co więcej, może się jeszcze
okazać, że awansujesz do roli psychopatki i wariatki, zazdrośnicy, która go osacza i nęka.

To nie chodzi o to, żebyś Ty znała te mądre pojęcia z dziedziny psychologii, tylko żebyś umiała postępować w taki sposób, aby minimalizować szkody lub do nich nie dopuszczać.

Fajnie, że sobie racjonalizujesz, ale to Ci nic nie da, dopóki sama nie zaczniesz dbać o własny dobrostan,

46 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2021-04-01 21:14:24)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

To nie jest żart. Naprawdę tak myślę.
Nie rozumiem też nazywania tamtej kobiety "pannicą", nie zrobiła niczego nieuczciwego, niczego, żeby zasłużyć na tak lekceważące określenie. Ale mniejsza o to.
Owa "pannica" skontaktowała się z Zelldą dlatego, że ta śledzi jej konto. Inaczej nie miałaby nawet pojęcia o tym, że Zellda istnieje.
Zellda niedawno przejrzała również i profil tej kobiety, tymczasem ta krótko po tym się do niej odzywa.
Przypadek?
Nie sądzę.
Jeśli nie kontaktuje się z ... nie wiem jak to określić, żeby nie zabrzmiało obraźliwie - panem o wielkim sercu - to wystarczyło odpisać, że nie spotykam się i nie mam z nim kontaktu od kilku miesięcy, nie interesuje mnie jego osoba, proszę do mnie nigdy więcej nie pisać.
Jednak ktoś, komu naprawdę zależy na odcięciu się od tego bagna, nie odpisałby niczego, a próby takiej konwersacji zostałyby zablokowane.
Z tego, że Zellda nadal ingeruje w życie tego pana, nie wyniknie dla nikogo nic dobrego. Bo:

- jemu jest całkowicie obojętna, na równi z resztą kobiet, których używa, a do których jak większość socjopatów, na stosunek przedmiotowy

- ta "pannica" i pozostałe, które Zellda będzie nadal śledzić - uznają ją za złośliwą zazdrośnicę, mściwą wariatkę, która oszalała z zazdrości po tym, jak pan o wielkim sercu ją rzucił

- i najważniejsze - zaangażowana emocjonalnie Zellda nadal będzie uwiązana w tym błocie, bo przecież w niej samej NIC się nie zmieniło. Nadal go śledzi, nadal regularnie przegląda jego profile społecznościowe, nadal prześwietla konta wszystkich kobiet, które gość ma w znajomych, co z kolei prowokuje ją do dalszych dociekań i do jeszcze większego zaangażowania i tak historia toczy się i toczy, a końca nie widać

Jeśli zachowanie tej żałosnej podróby faceta, można określić jako obrzydliwe, nieuczciwe i wstrętne - to tak samo można określić zachowanie osoby, która ciągle szpieguje jego aktywność, śledzi jego poczynania online i śledzi poczynania osób z nim powiązanych, a potem jeszcze uznaje, że jako strażnik uczciwości ma za zadanie uświadamiać wszystkich wokół co do niego.
Dodatkowo jest to bardzo niebezpieczne dla samej Zelldy, bo zemsta socjopaty za takie ingerencje może być dotkliwa i paskudna jak on sam.

Osoba, dla której to wszystko naprawdę by się skończyło, powiedziałaby - do diabła z tym goownem, nie mam zamiaru babrać się więcej w tym smrodzie, kij mnie obchodzi co on wyprawia, i że jakaś "pannica" do mnie pisze.
-----------------------------------------
Kurde smile Batszeba, edytowałaś i teraz nie dość, że gadam sama do siebie wink  to jeszcze napisałam prawie kropka w kropkę to co Ty.

47 Ostatnio edytowany przez Zellda (2021-04-01 21:24:42)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Spokojnie, nie zamierzam się kontaktować.
Wiem, że można mnie łatwo wciągnąć. Pracuję nad tym w terapii.
Postępem na moją miarę było właśnie zweryfikowanie sytuacji, co uczyniłam i wycofanie się, co uczyniłam.
Kurcze, ja się naprawdę muszę uczyć, że nie zawsze da się mieć dobre relacje po rozstaniu. No ale się uczę  i się w końcu nauczę.

@IsaBella77, czy mogłabyś być ze mną w dialogu i zapytać czy śledzę te media społecznościowe? Możliwe, że czasem tu racjonalizuję lub stosuję inne mechanizmy obronne, ale nie kłamię. Uczciwość jest dla mnie wartością więc jak zapytasz, to odpowiem szczerze, ale nie wmawiaj mi rzeczy, których nie robię.

Przykro mi, ale uważam Twoje słowa za agresywne i nie będę w ten sposób rozmawiać. Będzie mi za to bardzo miło, jeśli spróbujesz ze mną rozmawiać tak, aby nie naruszać moich granic. Asertywnie, nie agresywnie.

Aktualizacja (już z nimi nie nadążam):
Kurcze, przyjmuję to, że Waszym zdaniem powinnam się całkiem odciąć. Zgadzam się.
Nie śledzę jego mediów społecznościowych. Sprawdziłam pewnie częściowo z ciekawości, gdy się zaczął odzywać. Myślałam, ze mam to tak za sobą, że mogę.
Pracuję nad sobą w terapii, nie siedzę sobie kurcze zadowolona w bagnie.
Do tej pory nie miałam takich trudnych rozstań. Mam dobre kontakty z byłymi partnerami. Myślę, że to jest jakaś sprawa, której mi brakowało, jakiegoś normalnego domknięcia. Wiem, że go nie będzie.
Odnośnie odpisywania dziewczynie - zostaję przy swojej opinii. Dalej się już nie będę jednak kontaktować, nawet jeśli coś mi napisze.

Dziękuję za ostrzeżenie. Przemyślę to.

Kolejna aktualizacja:
Mój odbiór sytuacji jest taki, że nie wróciłabym do tego związku pod żadnym warunkiem i chciałam jedynie domknąć relację "po ludzku". Przyjmuję, że Wasze zdanie jest inne. Zastanowię się nad tym. Nie mam gotowości na to, aby dyskusja toczyła się nadal na tzw. moim terytorium psychologicznym.

Opinie są dla mnie ok i jestem za nie wdzięczna. Ocen nie chcę, jeśli ktoś je zamieści, to będę je sprowadzać w dyskusji do opinii. Niech mi się te szkolenia z asertywności na coś w końcu przydadzą, a co!

48

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Zelda, związałaś się z haremowym logistykiem, który doskonale do tego celu wykorzystuje internet. Takich wielbicielek różnej rangi jak ta dziewczyna jest pewnie więcej. Jedne są od seksu, inne od
od lajkowania i komentarzy na FB czy instagramie, jeszcze inne od smsów czy rozmów. Dziewczyna pewnie zdaje sobie z tego sprawę, stąd jej niepewność, gdyby była go w 100% pewna, to nie pisałaby do CIebie.
Moim zdaniem i tak Ci nie uwierzy, a Ty wyjdziesz na zazdrośnicę i kłamczuchę - ale to już jej problem, nie Twój. Olej to, niech się sama babrze w tym bagnie.

Gorąco polecam Ci kanał SOUL GPS na YT. Są tam cenne uwagi na temat związków z narcyzami i psychopatami, wysłuchaj tego (pamiętaj tylko, ze autorka czasami stosuje składnię angielską, co bywa męczące, ale to szczegół).

49

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
Zellda napisał/a:

@IsaBella77, czy mogłabyś być ze mną w dialogu i zapytać czy śledzę te media społecznościowe? Możliwe, że czasem tu racjonalizuję lub stosuję inne mechanizmy obronne, ale nie kłamię. Uczciwość jest dla mnie wartością więc jak zapytasz, to odpowiem szczerze, ale nie wmawiaj mi rzeczy, których nie robię.

Zellda napisał/a:

Weszłam  na jego Instagram

Zellda napisał/a:

Weszłam na jej profil

Zellda napisał/a:

Post dodany niedawno, ale za oknem drzewo z liśćmi jesiennymi więc zdjęcie robione jesienią.

Szczerze mówiąc, to co napisałaś jest dla mnie tak oczywiste, że nie czułam potrzeby pytać, czy przeglądasz jego media społecznościowe, oraz konta powiązanych z nim osób.
Przecież sama napisałaś, że to robisz, jak więc ma się do tego Twoja deklaracja, że tego nie robisz?
Robisz to. Przeglądasz jego profile i profile kobiet z nim powiązanych. To jest fakt, a nie ocena. Nie stwierdzam, że to negatywne, czy pozytywne.

Zellda napisał/a:

Przykro mi, ale uważam Twoje słowa za agresywne i nie będę w ten sposób rozmawiać. Będzie mi za to bardzo miło, jeśli spróbujesz ze mną rozmawiać tak, aby nie naruszać moich granic. Asertywnie, nie agresywnie.

Oczywiście, że uważasz moje słowa za agresywne, bo nie czujesz się komfortowo kiedy ktoś punktuje działanie, jakie podejmujesz na własną zgubę.
Pięć postów wcześniej zmieszałaś go z błotem, i zablokowałaś i to był definitywny koniec. Trzy posty wcześniej zmieniłaś numer telefonu i adres mailowy, z którego wysłałaś do niego wiadomość i nigdy więcej już nie zajrzałaś do tej skrzynki i to był definitywny koniec.
Wniosek? Zablokowałaś mu całkowicie możliwość kontaktu z Tobą, czyż nie tak?
Tymczasem już tylko dwa posty wcześniej - spotkaliście się, pisałaś z jego dziewczyną, po czym to on do Ciebie zadzwonił, obraził Cię, postraszył że z Wami koniec i zablokował Cię i mamy kolejny definitywny koniec.
Jakim cudem zadzwonił, skoro zmieniłaś numer, a on go nie miał?

Mnie naprawdę ani ziębi, ani grzeje, że chcesz nadal marnować czas, równowagę emocjonalną i życie, na trzymanie się kurczowo tego socjopaty. Chociaż jako osoba, która doświadczyła podobnej relacji, nie chciałabym oczywiście, żeby ktokolwiek inny przechodził to samo.
To co określasz jako agresję, jest bardzo uważnym czytaniem tego co napisałaś i analizą konsekwencji.

50

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
batszeba napisał/a:

Zelda, związałaś się z haremowym logistykiem, który doskonale do tego celu wykorzystuje internet. Takich wielbicielek różnej rangi jak ta dziewczyna jest pewnie więcej. Jedne są od seksu, inne od
od lajkowania i komentarzy na FB czy instagramie, jeszcze inne od smsów czy rozmów. Dziewczyna pewnie zdaje sobie z tego sprawę, stąd jej niepewność, gdyby była go w 100% pewna, to nie pisałaby do CIebie.
Moim zdaniem i tak Ci nie uwierzy, a Ty wyjdziesz na zazdrośnicę i kłamczuchę - ale to już jej problem, nie Twój. Olej to, niech się sama babrze w tym bagnie.

Gorąco polecam Ci kanał SOUL GPS na YT. Są tam cenne uwagi na temat związków z narcyzami i psychopatami, wysłuchaj tego (pamiętaj tylko, ze autorka czasami stosuje składnię angielską, co bywa męczące, ale to szczegół).

Dzięki, znam ten kanał, słucham go. Nawet byłam na konsultacji z tą dziewczyną i wdrażam wskazówki, jakie mi dała.

Nie zamierzam z tą dziewczyną więcej korespondować. Odpisałam, ale jeśli napisze kolejny raz, to już się nie odezwę, bo nie chcę się w nic wciągać.


Zobaczycie moi mili, że ja Was jeszcze zaskoczę i naprawdę już się z tej relacji całkiem wyciągnę, emocjonalnie do cna. Powiadam ja Wam.

51 Ostatnio edytowany przez Zellda (2021-04-01 21:50:32)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Dobra, @IsaBella, ja obiecuję, że to przemyślę, ale chcę też teraz odpowiedzieć:

Tak się to dla mnie ma, że zrobiłam to raz (Na Instagram, nic innego), a nie robię to stale i notuje sobie lajki na twardym dysku, tak jak napisałaś.
Rozumiem, że dla Ciebie to mała różnica, ale dla mnie spora.
[Napisawszy to właśnie mam moment, w którym czuję się trochę, jak alkoholik, który wypił jeden łyk piwa tylko, ale nie wiem czy to tak na serio, czy wpadam w Twoją interpretację sytuacji, bo obstawanie przy własnych przekonaniach jest dla mnie wyzwaniem niestety i łatwo mi zacząć widzieć rzeczy tak, jak inni je więc to, że się kłócę uważam akurat za dobrą oznakę].

Mam teraz 5 skrzynek e-mailowych, w tym 3 pracownicze. Pisał na wszystkie, zmieniał e-maile więc blokada nie zawsze działała. SPAM sprawdzałam na skrzynkach pracowniczych i czasem widziałam, że pisze, ale nie czytałam.

Rzeczywiście jest jednak tak, że po jego przyjeździe przez kilka dni byłam w kontakcie, sprawdziłam IG, napisałam do Was, że mieliście rację w grudniu i że dobrze, że uwierzyłam.


Jasne, że się denerwuję, ale też przemyślę wszystko, co piszecie.

AKTUALIZACJA:
Na razie nie będę ospisywać, jeśli się coś pojawi, bo sie jednak czuję jakbym się broniła i usprawiedliwiała, a taka pozycja mi nie odpowiada. Chciałabym rozmowę prowadzić z pozycji wymiany opinii, a nie bronienia się i potrzebuję czasu, aby się zastanowić, jak to zrobić.

AKTUALIZACJA 2:
Mi jest najtrudniej zaakeptować, że mam się tak jakby na człowieka "wypiąć", a nie że nie jestem z nim w związku. Czytam o tych manipulacjach, bo jak tego nie robię, to naprawdę łatwo mi idzie myślenie, że coś sobie wymyśliałam i przecież nie można drugiej osoby, dawniej bliskiej, traktować jak kogoś obcego tylko dlatego, że już nie jesteśmy razem. To jest mi tak strasznie obce podejście, by się na kogokolwiek "wypiąć", że z tym mi najtrudniej.

IsaBella77 napisał/a:
Zellda napisał/a:

@IsaBella77, czy mogłabyś być ze mną w dialogu i zapytać czy śledzę te media społecznościowe? Możliwe, że czasem tu racjonalizuję lub stosuję inne mechanizmy obronne, ale nie kłamię. Uczciwość jest dla mnie wartością więc jak zapytasz, to odpowiem szczerze, ale nie wmawiaj mi rzeczy, których nie robię.

Zellda napisał/a:

Weszłam  na jego Instagram

Zellda napisał/a:

Weszłam na jej profil

Zellda napisał/a:

Post dodany niedawno, ale za oknem drzewo z liśćmi jesiennymi więc zdjęcie robione jesienią.

Szczerze mówiąc, to co napisałaś jest dla mnie tak oczywiste, że nie czułam potrzeby pytać, czy przeglądasz jego media społecznościowe, oraz konta powiązanych z nim osób.
Przecież sama napisałaś, że to robisz, jak więc ma się do tego Twoja deklaracja, że tego nie robisz?
Robisz to. Przeglądasz jego profile i profile kobiet z nim powiązanych. To jest fakt, a nie ocena. Nie stwierdzam, że to negatywne, czy pozytywne.

Zellda napisał/a:

Przykro mi, ale uważam Twoje słowa za agresywne i nie będę w ten sposób rozmawiać. Będzie mi za to bardzo miło, jeśli spróbujesz ze mną rozmawiać tak, aby nie naruszać moich granic. Asertywnie, nie agresywnie.

Oczywiście, że uważasz moje słowa za agresywne, bo nie czujesz się komfortowo kiedy ktoś punktuje działanie, jakie podejmujesz na własną zgubę.
Pięć postów wcześniej zmieszałaś go z błotem, i zablokowałaś i to był definitywny koniec. Trzy posty wcześniej zmieniłaś numer telefonu i adres mailowy, z którego wysłałaś do niego wiadomość i nigdy więcej już nie zajrzałaś do tej skrzynki i to był definitywny koniec.
Wniosek? Zablokowałaś mu całkowicie możliwość kontaktu z Tobą, czyż nie tak?
Tymczasem już tylko dwa posty wcześniej - spotkaliście się, pisałaś z jego dziewczyną, po czym to on do Ciebie zadzwonił, obraził Cię, postraszył że z Wami koniec i zablokował Cię i mamy kolejny definitywny koniec.
Jakim cudem zadzwonił, skoro zmieniłaś numer, a on go nie miał?

Mnie naprawdę ani ziębi, ani grzeje, że chcesz nadal marnować czas, równowagę emocjonalną i życie, na trzymanie się kurczowo tego socjopaty. Chociaż jako osoba, która doświadczyła podobnej relacji, nie chciałabym oczywiście, żeby ktokolwiek inny przechodził to samo.
To co określasz jako agresję, jest bardzo uważnym czytaniem tego co napisałaś i analizą konsekwencji.

52

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
Zellda napisał/a:

Dobra, @IsaBella, ja obiecuję, że to przemyślę, ale chcę też teraz odpowiedzieć:
Tak się to dla mnie ma, że zrobiłam to raz (Na Instagram, nic innego), a nie robię to stale i notuje sobie lajki na twardym dysku, tak jak napisałaś.
Rozumiem, że dla Ciebie to mała różnica, ale dla mnie spora.
[Napisawszy to właśnie mam moment, w którym czuję się trochę, jak alkoholik, który wypił jeden łyk piwa tylko, ale nie wiem czy to tak na serio, czy wpadam w Twoją interpretację sytuacji, bo obstawanie przy własnych przekonaniach jest dla mnie wyzwaniem niestety i łatwo mi zacząć widzieć rzeczy tak, jak inni je więc to, że się kłócę uważam akurat za dobrą oznakę].

Nie zrobiłaś tego jeden jedyny raz i nie zrobiłaś tego z ciekawości smile
Ty to wiesz, ja to wiem, i wiele osób piszących w Twoim wątku to wie smile

Zellda napisał/a:

Mam teraz 5 skrzynek e-mailowych, w tym 3 pracownicze. Pisał na wszystkie, zmieniał e-maile więc blokada nie zawsze działała. SPAM sprawdzałam na skrzynkach pracowniczych i czasem widziałam, że pisze, ale nie czytałam.

To nie jest ważne, ile masz skrzynek mailowych. Ważne jest to, że aby kontakt między Wami się odnowił - musiałaś go zainicjować. Bo przecież on nie miał Twojego nowego numeru, więc nie mógł do Ciebie dzwonić.
I proszę, nie zrozum mnie źle. Nie musisz się z tego ani tłumaczyć, ani tego wyjaśniać. Jednak nie zaprzeczaj faktom, bo moim zdaniem wpadasz przez to w jeszcze większy bałagan i próby racjonalizacji wywołują jeszcze większą dezorientację.
Nie przeglądasz - a przeglądasz.
Nie kontaktujesz się - a kontaktujesz się.
Jeśli świadomie chcesz to robić, to rób to. Odpowiedz sobie jednak na pytanie - w jakim celu i z jakimi intencjami to robisz.

Zellda napisał/a:

Mi jest najtrudniej zaakeptować, że mam się tak jakby na człowieka "wypiąć", a nie że nie jestem z nim w związku. Czytam o tych manipulacjach, bo jak tego nie robię, to naprawdę łatwo mi idzie myślenie, że coś sobie wymyśliałam i przecież nie można drugiej osoby, dawniej bliskiej, traktować jak kogoś obcego tylko dlatego, że już nie jesteśmy razem. To jest mi tak strasznie obce podejście, by się na kogokolwiek "wypiąć", że z tym mi najtrudniej.

Szukasz sobie na siłę pretekstów i usprawiedliwienia, do utrzymywania z nim kontaktu.
Tym są Twoje tłumaczenia o wypinaniu się.
Ten człowiek nie jest nikim więcej, niż Twoim byłym nieuczciwym i niewiernym partnerem. Nie jest Twoim bratem, nie jest przyjacielem, nie jest nawet kolegą. Nie jest nikim, kto byłby choć w najmniejszym stopniu nacechowany pozytywnie. Nie wnosi do Twojego życia niczego pozytywnego, niczego dobrego, żadnej wartości, za którą można by go cenić i usprawiedliwiać kontakt z nim.
Równie dobrze mogłabyś zabiegać o kontakt z kimś zupełnie randomowym, z kolegą z podstawówki, który gnębił Cię w szkole i wyśmiewał.
Przecież ten facet jest nikim.
Nawet jeśli pominąć jego ciągłe zdrady, i spuścić litościwie zasłonę milczenia na to, to kim on jest poza tym? Czy jest specjalnie mądry, dobry, czy jest altruistą? Pomaga zwierzętom? Ludziom w potrzebie? Jest może artystą, tworzy coś? Ma jakieś ciekawe hobby, którym się dzieli? Czerpiesz jakieś korzyści intelektualne z kontaktu z nim? Jakiekolwiek?
Ano nie. Jakie jest więc uzasadnienie na usilne utrzymywanie kontaktu z nim?
Odcinanie się od niektórych osób, to normalne decyzje. Dla przykładu weźmy mnie. Byłam w związku z identycznym panem o wielkim sercu przez 5 długich lat. Ze wszystkimi atrakcjami o jakich piszesz Ty i o jakich napisała Batszeba w charakteryzacji haremowego logistyka.
Tymczasem kiedy zdobyłam się wreszcie na rozstanie, to poza tym, jak wyśledził mnie w innym mieście i raz przyjechał do mnie do pracy, a dwa razy pod dom - nie widziałam go nigdy więcej. Nie rozmawiałam z nim nigdy więcej. Nie dzwoniłam do niego. Nie pisałam. Nie obchodzi mnie co u niego słychać. Nie zaglądałam nigdy na żadne jego profile.
Idąc tropem Twojej argumentacji - czy to oznacza, że się na niego wypięłam?

Ucięcie z kimś wszelkich kontaktów dla własnego dobra, to nie jest "wypinanie się". To jest odpowiedzialność za siebie i troska o siebie samą.
Jest to najzdrowsza i najlepsza rzecz jaką można zrobić w takiej sytuacji, ponieważ z socjopatą NIKT nigdy i nigdzie nie stworzy żadnej normalnej relacji międzyludzkiej, opartej na emocjach czy uczuciach.

Przecież mając taką wiedzę, jaką Ty masz po wszystkim w co się angażowałaś w międzyczasie - musisz o tym doskonale wiedzieć. Masz ogromne zaplecze w postaci podkastów, kanałów, literatury - a mimo tego racjonalizujesz inicjowanie kontaktu z nim. Bo taka jest prawda. Nie kontaktujesz się z nim dlatego, że to wypada. Że nie chcesz się na niego wypinać. Że umarł ktoś z jego rodziny.
Kontaktujesz się z nim bo chcesz. I przez to nie jesteś ani pół kroku dalej niż wtedy, kiedy zakładałaś ten wątek.

53 Ostatnio edytowany przez Zellda (2021-04-01 23:32:47)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Czuję dość silną złość, gdy wmawiasz mi, że jest inaczej niż było. Nie, nie masz racji, że zrobiłam to więcej niż raz.
Wkurza mnie, że tak piszesz, bo staram się też mieć takie rzeczy, których się trzymam wychodząc z tego, jak piszesz, bagna i to jest jedna z nich.

Odnośnie tego czy z ciekawości - to rozważę. Tak sobie myślałam, ale to rzeczywiście nie jest już tak obiektywne, może być racjonalizacją, rzeczywiście się zastanowię.

Nie rozumiem o co chodzi z inicjowaniem kontaktu. Nie zadzwoniłam do niego, gdy umarła osoba mu bliska. Nie wiedziałam  o tym, bo nie miałam kontaktu. On przyjechał do mnie, zadzwonił do drzwi, a ja rzeczywiście otworzyłam (tak, mea culpa, otworzyłam te drzwi). Powiedział o śmierci osoby bliskiej, wydawał mi się być w rozsypce i z nim pogadałam. No i wtedy rzeczywiście na kilka dni się złamałam (wiem!) i byłam w kontakcie i sprawdziłam też ten IG. Tak, to biorę na klatę. Rzeczywiście mogłam po tej rozmowie, nawet jeśli otworzyłam drzwi, zaznaczyć, że już koniec rozmów i było mi z tym trudno.

Dziękuję za ostatnią część tekstu, dała mi do myślenia. Wiem o tej odpowiedzialności za siebie. Chcę o tym pamiętać.

Na pewno trudno mi tę relację pożegnać, nawet jak mi się wydaje, że to łatwe. Trudno mi też zredukować dysonans poznawczy.

On jest kimś kto zawodowo pomaga ludziom,pomaga im też w czasie wolnym, pomaga zwierzętom (tak się poznaliśmy). Jest mi trudno pogodzić w tym moim durnym łbie obraz mojego byłego partnera, który ma pełno potrzebujących zwierzaków w małym mieszkaniu, roznosi bezdomnym zimą koce i zupę, 1/4 pensji przeznacza na cele społeczne z tym, jest społecznikiem klimatycznym i ekhm, feministycznym (no serio) z tym, co się stało odnośnie zdrad itd.

Ja mam z kolei problem z utrzymaniem własnego zdania i negowaniem krzywdy, która dotyczy mnie (zawsze mi się wydaje jakaś mała).
Mam też koszmarny problem z poczuciem winy, gdy się nie poświęcam dla innych, ale w ten wątek nie będę wchodzić, bo to jest jednak sprawa na moją terapię.

Rozumem, że z mojego pisania nie wygląda jakby się u mnie zadział poważny proces w wychodzeniu z tego od grudnia. Moja opinia jest jednak inna.
No zobaczymy, jak pożyjemy.

AKYTUALIZACJA: Następnego dnia po moim spotkaniu z nim miałam sesję terapeutyczną.  Terapeutka powiedziała mi, że tak sobie myśli, że skoro on szukał mojego wsparcia, wtedy, gdy mu ktoś bliski zmarł, a ja mu potrafiłam to wsparcie udzielić, choć wcześniejszy kontakt to było to, gdy na niego nawrzeszczałam, to ona sobie myśli, że jednak mamy ze sobą więź, pomimo tego, co się stało, że jednak w trudnej sytuacji potrafimy być sobie bliscy. Powiedziałam, że to pewnie patologia, a ona - że raczej myśli o tym w kategoriach potencjału. Powiedziała, że może mam poczucie wyrównania krzywd przez to, że wtedy się na niego wydarłam. Zostało to ze mną, zaczęłam się znów zastanawiać czy się jednak nie da tego kontaktu mieć ułożonego jakoś normalniej, a nie wrogo, że się można ładniej pożegnać. Piszę Wam, bo może to oznaczać, że rzeczywiście coś się wtedy we mnie zasiało. Po kilku dniach (mam terapię 2 razy w tygodniu) byłam już po sprawdzeniu Instagrama, do czego się przyznałam i to omówiłam. Terapeutka była zdania, że było mi to potrzebne do ostatecznego domknięcia związku, bo wcześniej domknęłam go złością i ta złość trzymała mnie z daleka od rozpaczy po stracie, no i teraz czas na to, aby pożegnać też to, co w tej relacji było dla mnie cenne, a nie tylko to, co złe.

Myślę, ze też dlatego się tak wkurzam na Ciebie, bo mam poczucie, że ja jednak idę do przodu, daję tu znać nie tyle dlatego, że nadal jestem w tym bagnie i trzeba mnie wyciągać za uszy, ale żeby być dla kogoś kiedyś tym, czym to forum było dla mnie. Mogę się oczywiście mylić, dopuszczam to do siebie, ale przez to się wkurzam. Koniec przekonywania. Zostańmy przy tym, że się różnimy.

Mam dodatkową motywację, aby się zebrać i Wam pokazać, że się jednak zebrałam wink

AKTUALIZACJA NR 2:
@IsaBella77 - to jest w ogóle niesamowita sytuacja, bo ja się wkurzam, ale mam równocześnie ten wgląd, że czemu mnie to aż tak wkurza i czemu tak zażarcie Wam tłumaczę. Poza tym mam i złość, i wdzięczność za to walenie mnie po łbie. Zabawne uczucie, swoją drogą.


IsaBella77 napisał/a:
Zellda napisał/a:

Dobra, @IsaBella, ja obiecuję, że to przemyślę, ale chcę też teraz odpowiedzieć:
Tak się to dla mnie ma, że zrobiłam to raz (Na Instagram, nic innego), a nie robię to stale i notuje sobie lajki na twardym dysku, tak jak napisałaś.
Rozumiem, że dla Ciebie to mała różnica, ale dla mnie spora.
[Napisawszy to właśnie mam moment, w którym czuję się trochę, jak alkoholik, który wypił jeden łyk piwa tylko, ale nie wiem czy to tak na serio, czy wpadam w Twoją interpretację sytuacji, bo obstawanie przy własnych przekonaniach jest dla mnie wyzwaniem niestety i łatwo mi zacząć widzieć rzeczy tak, jak inni je więc to, że się kłócę uważam akurat za dobrą oznakę].

Nie zrobiłaś tego jeden jedyny raz i nie zrobiłaś tego z ciekawości smile
Ty to wiesz, ja to wiem, i wiele osób piszących w Twoim wątku to wie smile

Zellda napisał/a:

Mam teraz 5 skrzynek e-mailowych, w tym 3 pracownicze. Pisał na wszystkie, zmieniał e-maile więc blokada nie zawsze działała. SPAM sprawdzałam na skrzynkach pracowniczych i czasem widziałam, że pisze, ale nie czytałam.

To nie jest ważne, ile masz skrzynek mailowych. Ważne jest to, że aby kontakt między Wami się odnowił - musiałaś go zainicjować. Bo przecież on nie miał Twojego nowego numeru, więc nie mógł do Ciebie dzwonić.
I proszę, nie zrozum mnie źle. Nie musisz się z tego ani tłumaczyć, ani tego wyjaśniać. Jednak nie zaprzeczaj faktom, bo moim zdaniem wpadasz przez to w jeszcze większy bałagan i próby racjonalizacji wywołują jeszcze większą dezorientację.
Nie przeglądasz - a przeglądasz.
Nie kontaktujesz się - a kontaktujesz się.
Jeśli świadomie chcesz to robić, to rób to. Odpowiedz sobie jednak na pytanie - w jakim celu i z jakimi intencjami to robisz.

Zellda napisał/a:

Mi jest najtrudniej zaakeptować, że mam się tak jakby na człowieka "wypiąć", a nie że nie jestem z nim w związku. Czytam o tych manipulacjach, bo jak tego nie robię, to naprawdę łatwo mi idzie myślenie, że coś sobie wymyśliałam i przecież nie można drugiej osoby, dawniej bliskiej, traktować jak kogoś obcego tylko dlatego, że już nie jesteśmy razem. To jest mi tak strasznie obce podejście, by się na kogokolwiek "wypiąć", że z tym mi najtrudniej.

Szukasz sobie na siłę pretekstów i usprawiedliwienia, do utrzymywania z nim kontaktu.
Tym są Twoje tłumaczenia o wypinaniu się.
Ten człowiek nie jest nikim więcej, niż Twoim byłym nieuczciwym i niewiernym partnerem. Nie jest Twoim bratem, nie jest przyjacielem, nie jest nawet kolegą. Nie jest nikim, kto byłby choć w najmniejszym stopniu nacechowany pozytywnie. Nie wnosi do Twojego życia niczego pozytywnego, niczego dobrego, żadnej wartości, za którą można by go cenić i usprawiedliwiać kontakt z nim.
Równie dobrze mogłabyś zabiegać o kontakt z kimś zupełnie randomowym, z kolegą z podstawówki, który gnębił Cię w szkole i wyśmiewał.
Przecież ten facet jest nikim.
Nawet jeśli pominąć jego ciągłe zdrady, i spuścić litościwie zasłonę milczenia na to, to kim on jest poza tym? Czy jest specjalnie mądry, dobry, czy jest altruistą? Pomaga zwierzętom? Ludziom w potrzebie? Jest może artystą, tworzy coś? Ma jakieś ciekawe hobby, którym się dzieli? Czerpiesz jakieś korzyści intelektualne z kontaktu z nim? Jakiekolwiek?
Ano nie. Jakie jest więc uzasadnienie na usilne utrzymywanie kontaktu z nim?
Odcinanie się od niektórych osób, to normalne decyzje. Dla przykładu weźmy mnie. Byłam w związku z identycznym panem o wielkim sercu przez 5 długich lat. Ze wszystkimi atrakcjami o jakich piszesz Ty i o jakich napisała Batszeba w charakteryzacji haremowego logistyka.
Tymczasem kiedy zdobyłam się wreszcie na rozstanie, to poza tym, jak wyśledził mnie w innym mieście i raz przyjechał do mnie do pracy, a dwa razy pod dom - nie widziałam go nigdy więcej. Nie rozmawiałam z nim nigdy więcej. Nie dzwoniłam do niego. Nie pisałam. Nie obchodzi mnie co u niego słychać. Nie zaglądałam nigdy na żadne jego profile.
Idąc tropem Twojej argumentacji - czy to oznacza, że się na niego wypięłam?

Ucięcie z kimś wszelkich kontaktów dla własnego dobra, to nie jest "wypinanie się". To jest odpowiedzialność za siebie i troska o siebie samą.
Jest to najzdrowsza i najlepsza rzecz jaką można zrobić w takiej sytuacji, ponieważ z socjopatą NIKT nigdy i nigdzie nie stworzy żadnej normalnej relacji międzyludzkiej, opartej na emocjach czy uczuciach.

Przecież mając taką wiedzę, jaką Ty masz po wszystkim w co się angażowałaś w międzyczasie - musisz o tym doskonale wiedzieć. Masz ogromne zaplecze w postaci podkastów, kanałów, literatury - a mimo tego racjonalizujesz inicjowanie kontaktu z nim. Bo taka jest prawda. Nie kontaktujesz się z nim dlatego, że to wypada. Że nie chcesz się na niego wypinać. Że umarł ktoś z jego rodziny.
Kontaktujesz się z nim bo chcesz. I przez to nie jesteś ani pół kroku dalej niż wtedy, kiedy zakładałaś ten wątek.

54

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

"Mi jest najtrudniej zaakeptować, że mam się tak jakby na człowieka "wypiąć", a nie że nie jestem z nim w związku. Czytam o tych manipulacjach, bo jak tego nie robię, to naprawdę łatwo mi idzie myślenie, że coś sobie wymyśliałam i przecież nie można drugiej osoby, dawniej bliskiej, traktować jak kogoś obcego tylko dlatego, że już nie jesteśmy razem. To jest mi tak strasznie obce podejście, by się na kogokolwiek "wypiąć", że z tym mi najtrudniej."

Dlaczego uważasz, że wypięcie się na pewne osoby jest be? Dlaczego nie można traktować kogoś niegdyś bliskiego, jak obcego? Nie wchodzę w polemikę, zadaję Ci te pytania, żebyś sama sobie w duchu na nie odpowiedziała. Powinnaś o tym z terapeutką porozmawiać. Co więcej sądzę, że  Twój były jako psycholog doskonale wiedział, co robi, uderzając w tę nutę - wiedział, że nie umiesz się na kogoś wypiąć, więc użył najbardziej prymitywnego argumentu - bo mu ktoś bliski zmarł. NO i co z tego? TO nie zmienia faktu, że Cię krzywdził.  Dlaczego w imię tego "niewypinania się" Ty masz postępować wbrew sobie, zdusić poczucie krzywdy i wysłuchiwać żalów manipulanta? Na niektóre osoby czasami trzeba się wypiąć - właśnie dla własnego dobra.

Druga sprawa - zobacz, ile czasu zajmuje CI usprawiedliwianie Cię. Zarzuty Izabelli są dla mnie absurdalne (doskonale pamiętam Twój wątek) i patrząc z boku odbieram je jako czepialstwo, w szczególności że zdaję sobie sprawę, z jak niebezpieczną osobą miałaś do czynienia, a Ty wałkujesz i tłumaczysz się, dlaczego się zalogowałaś, a bo masz tyle adresów e-mail, a bo to, a bo śmo, a bo lasce napisałaś to, albo coś innego, a bo napiszesz, a może już nie napiszesz ... tłumaczysz się z oczywistości obcej osobie z neta. To teraz wyobraź sobie, jak łatwym celem jesteś dla osoby manipulującej i znającej gierki psychologiczne, z którą jesteś blisko...

A skoro lubisz sobie racjonalizować: z tego co pamiętam, on chciał mieć z Tobą dziecko. To teraz pomyśl sobie, w co byś wpadła, gdybyś to dziecko urodziła. Do końca życia byś się nie dała rady z tego wyplątać, nawet gdyby udało Ci się od niego odciąć emocjonalnie, to on uderzałby w Ciebie właśnie przez dziecko. Pomyśl o tym, jak zaczniesz wątpić w sens wypinania się na niektórych ludzi smile

55

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie
Zellda napisał/a:

Czuję dość silną złość, gdy wmawiasz mi, że jest inaczej niż było. Nie, nie masz racji, że zrobiłam to więcej niż raz.
Wkurza mnie, że tak piszesz, bo staram się też mieć takie rzeczy, których się trzymam wychodząc z tego, jak piszesz, bagna i to jest jedna z nich.

Ależ to wspaniale! To bardzo dobrze.
Złościsz się, bo czymś co napisałam - (niezamierzenie) przekroczyłam Twoje granice. A to bardzo, bardzo dobrze. Masz się złościć!

Zellda napisał/a:

Nie rozumiem o co chodzi z inicjowaniem kontaktu. Nie zadzwoniłam do niego, gdy umarła osoba mu bliska. Nie wiedziałam  o tym, bo nie miałam kontaktu. On przyjechał do mnie, zadzwonił do drzwi, a ja rzeczywiście otworzyłam (tak, mea culpa, otworzyłam te drzwi). Powiedział o śmierci osoby bliskiej, wydawał mi się być w rozsypce i z nim pogadałam. No i wtedy rzeczywiście na kilka dni się złamałam (wiem!) i byłam w kontakcie i sprawdziłam też ten IG. Tak, to biorę na klatę. Rzeczywiście mogłam po tej rozmowie, nawet jeśli otworzyłam drzwi, zaznaczyć, że już koniec rozmów i było mi z tym trudno.

Z inicjowaniem kontaktu chodzi o to, że gdybyś nie dała mu swojego nowego numeru telefonu, to on by go nie miał. Chciałaś kontakt z nim podtrzymać - to uważam, za inicjowanie.

Zellda napisał/a:

On jest kimś kto zawodowo pomaga ludziom,pomaga im też w czasie wolnym, pomaga zwierzętom (tak się poznaliśmy). Jest mi trudno pogodzić w tym moim durnym łbie obraz mojego byłego partnera, który ma pełno potrzebujących zwierzaków w małym mieszkaniu, roznosi bezdomnym zimą koce i zupę, 1/4 pensji przeznacza na cele społeczne z tym, jest społecznikiem klimatycznym i ekhm, feministycznym (no serio) z tym, co się stało odnośnie zdrad itd.

Czy te wszystkie wspaniałości widziałaś na własne oczy, czy znasz je z jego opowieści?
Kreowanie siebie na bezinteresownego społecznika, to bardzo częsta taktyka, którą wybierają socjopaci do budowy swojej fasady. Ta fasada ma być w tak pięknym stylu, ma być tak olśniewająca, że przeprowadzenie staruszek przez jezdnie się do tego nie nadaje. To zawsze jest temat chwytliwy, aktualny i medialny. Zawsze zgodny z najnowszymi trendami.

Zellda napisał/a:

Ja mam z kolei problem z utrzymaniem własnego zdania i negowaniem krzywdy, która dotyczy mnie (zawsze mi się wydaje jakaś mała).
Mam też koszmarny problem z poczuciem winy, gdy się nie poświęcam dla innych, ale w ten wątek nie będę wchodzić, bo to jest jednak sprawa na moją terapię.

Czy jest to możliwe, że masz cechy osobowości zależnej?
To co Ciebie boli, rani, krzywdzi - NIGDY nie jest za małe. Tak to czujesz, tak to odbierasz i tak to właśnie jest. Rzeczy, które krzywdzą innych ludzi - takie jak zdrada, niewierność, obłuda - krzywdzą Ciebie tak samo. Nie mniej. Nie są drobniejsze, mniej znaczące.

Zellda napisał/a:

AKYTUALIZACJA: Następnego dnia po moim spotkaniu z nim miałam sesję terapeutyczną.  Terapeutka powiedziała mi, że tak sobie myśli, że skoro on szukał mojego wsparcia, wtedy, gdy mu ktoś bliski zmarł, a ja mu potrafiłam to wsparcie udzielić, choć wcześniejszy kontakt to było to, gdy na niego nawrzeszczałam, to ona sobie myśli, że jednak mamy ze sobą więź, pomimo tego, co się stało, że jednak w trudnej sytuacji potrafimy być sobie bliscy. Powiedziałam, że to pewnie patologia, a ona - że raczej myśli o tym w kategoriach potencjału. Powiedziała, że może mam poczucie wyrównania krzywd przez to, że wtedy się na niego wydarłam.

To co zrobiła Twoja terapeutka, jest wysoce nieprofesjonalne, nieetyczne i niebezpieczne.
Terapeuta NIGDY nie powinien oceniać Twoich emocji, racjonalizować Twoich uczuć, czy tłumaczyć intencje innych ludzi. NIGDY nie powinien tworzyć za Ciebie interpretacji czyjegoś postępowania. To niedopuszczalne. Zobacz jak bardzo popłynęłaś po jej słowach. Człowieka, który jest w rozsypce po ciężkim rozstaniu NIE WOLNO świadomie kierować w żadną stronę wykorzystując własną pozycję. Terapeuta ma być tylko mądrym towarzyszem w tym procesie, a nie drogowskazem - "idź pani w lewo, bo ja jako terapeuta uważam, że w lewo będzie najlepiej".

Zellda napisał/a:

Zostało to ze mną, zaczęłam się znów zastanawiać czy się jednak nie da tego kontaktu mieć ułożonego jakoś normalniej, a nie wrogo, że się można ładniej pożegnać. Piszę Wam, bo może to oznaczać, że rzeczywiście coś się wtedy we mnie zasiało.

Ale serio, zależy Ci na koleżeństwie z nim? Na przyjaźni?
Dasz radę słuchać o jego najnowszych podbojach, zakochaniach, o tym jaki fajny seks miał ze studentką weterynarii na przykład? Co konkretnie daje Ci kontakt z nim?
A propos, to też jest manipulacja. "Nie uprawiałem seksu z tą kobietą" Bill Clinton o Monice Levinsky.
"Studentka weterynarii zajmie się moimi zwierzętami". To tak jako ciekawostkę wtrącam.
Wy żegnaliście się już tyle razy, że niepotrzebne Wam kolejne pożegnanie. I nie ma znaczenia, czy ładne, czy brzydkie. Przecież idiotyzmem jest wracanie do relacji z socjopatą, tylko po to, żeby ją tym razem ładnie zakończyć.

Zellda napisał/a:

Po kilku dniach (mam terapię 2 razy w tygodniu) byłam już po sprawdzeniu Instagrama, do czego się przyznałam i to omówiłam. Terapeutka była zdania, że było mi to potrzebne do ostatecznego domknięcia związku, bo wcześniej domknęłam go złością i ta złość trzymała mnie z daleka od rozpaczy po stracie, no i teraz czas na to, aby pożegnać też to, co w tej relacji było dla mnie cenne, a nie tylko to, co złe.

Czy płacisz za terapię, aby przekonać się, jakie zdanie na temat Twoich problemów ma terapeutka?
Jeśli tak, to są to dobrze wydane pieniądze. Jeśli jednak nie ... to cóż ... wyrzucasz je w błoto.

Zellda napisał/a:

Myślę, ze też dlatego się tak wkurzam na Ciebie, bo mam poczucie, że ja jednak idę do przodu, daję tu znać nie tyle dlatego, że nadal jestem w tym bagnie i trzeba mnie wyciągać za uszy, ale żeby być dla kogoś kiedyś tym, czym to forum było dla mnie. Mogę się oczywiście mylić, dopuszczam to do siebie, ale przez to się wkurzam. Koniec przekonywania. Zostańmy przy tym, że się różnimy.

Nie idziesz do przodu. To jest iluzja.
Wynika to z tego, że pracujesz bardzo ciężko, podejmujesz wielki wysiłek  i robisz ogromnie wiele aby z tego wyjść, a jednocześnie sama sabotujesz wszystkie te działania.
Przeczytałam wszystkie Twoje posty w tym wątku i oprócz tego, że już z nim nie mieszkasz, nie zmieniło się wiele. A to oznacza, że nie nie idziesz do przodu.
Jak rozmyślałaś i kojarzyłaś kolejne dziewczyny/ kobiety, z którymi Cię zdradzał - tak robisz to nadal.
Jak przyjmowałaś jego telefony z wymówkami - tak robisz to nadal.

Zellda napisał/a:

Mam dodatkową motywację, aby się zebrać i Wam pokazać, że się jednak zebrałam wink

Tylko nie Wam big_smile żadne Wam. SOBIE. O siebie walczysz. Dla siebie to robisz. Sobie pokaż, że się jednak zebrałaś. Sobie powiedz - ejże, Zellda, myślałaś że żyć bez niego nie możesz, tymczasem zobacz, nie dość że żyjesz, to masz się świetnie bez balastu zdradzacza.

Zellda napisał/a:

AKTUALIZACJA NR 2:
@IsaBella77 - to jest w ogóle niesamowita sytuacja, bo ja się wkurzam, ale mam równocześnie ten wgląd, że czemu mnie to aż tak wkurza i czemu tak zażarcie Wam tłumaczę. Poza tym mam i złość, i wdzięczność za to walenie mnie po łbie. Zabawne uczucie, swoją drogą.

Wkurzasz się, bo masz dysonans smile Skoro jest tak dobrze i tak bardzo się z tego uwolniłaś, to dlaczego jest tak źle wink prawda?

56 Ostatnio edytowany przez ulle (2021-04-02 09:25:02)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Autorko, stanowczo za dużo myślisz. Od wielu miesięcy Twoje życie od rana do wieczora i od poniedziałku do niedzieli polega głównie na myśleniu.
To wygląda tak, jakby ten haremowy nadal Cię pociągal jako mezczyzna i on obchodzi Cię w najwyższym stopniu. On po prostu Ci imponuje i tak naprawdę, gdybyś tylko mogła pozbyć się balastu w postaci Twojej własnej ambicji, że jedna z wielu nie będziesz, to przecież pobieglabys do niego i walczyła zacięcie o to, że ok, niech będą i inne, ale ja będę jednak ta najważniejszą, do której się wraca.
Tamte inne niech sobie będą niczym jednorazowe torby z supermarketu, ale Ty będziesz tą, do której ten starzejący się lowelas ciągle wraca.

Jestem pewna, że dzięki temu, że przez jakiś czas wyroznil Cię spośród wielu kobiet sprawiło, że poczułaś się WYJĄTKOWĄ i właśnie dlatego ciągle jedziesz na tej marchewce.
Musisz mieć bardzo niskie poczucie własnej wartości, skoro tak długo po niby definitywnym zakończeniu sprawy z kobieciarzem dalej pachnie Ci ta marchewka.
Myślisz i myślisz, dumasz i analixujesz, walkujesz temat tego faceta i swoich uczuć, podczas gdy on żyje swoim życiem i nie zatruwa sobie życia analizowaniem tego, jaka to krzywdę Ci zrobił.
Odejdź w końcu od tego kompa czy tam od czegoś innego, przestań latać na psychoanalizę ( podejrzewam że trafiłaś w ręce psychoanalityka a nie terapeuty, koszmar) i zacznie j normalnie żyć, ponieważ na żadnym chłopie świat nie zaczyna się i nie kończy.
Ten związek i tak nie miał żadnej przyszłości, więc odpuść sobie tę znajomość raz na zawsze.
Przyjmij do wiadomości, że ten facet żyje w taki właśnie sposób od kilku dekad. Taki styl życia już dawno temu wrósł w niego i bardzo mu się podoba. Gdyby on miał analizować każde świństwo, które po drodze zrobił jakiejś kobiecie, to do dzisiaj zapewne dostałby kociokwiku. Zawsze miał kobiety, najczęściej na zakładkę, czyli minimum dwie w tym samym czasie i jakoś do tej pory nic z tego powodu złego mu się nie stało.
On o Tobie nie myśli, niczego nie analizuje i jest mu dobrze z samym sobą.
Weź więc z niego przykład i przestań analizować jego niezwykle skomplikowana osobowość i przede wszystkim odnosić wnioski na jego temat do siebie, jakbyś była swoim wrogiem.
Zatracasz się dziewczyno na punkcie zwykłego kobieciarza. Pojdz po rozum do głowy i przestań żyć sprawami tego Pana.

57 Ostatnio edytowany przez Tamiraa (2021-05-30 12:34:22)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Ja mam z kolei problem z utrzymaniem własnego zdania i negowaniem krzywdy, która dotyczy mnie (zawsze mi się wydaje jakaś mała).
Mam też koszmarny problem z poczuciem winy, gdy się nie poświęcam dla innych, ale w ten wątek nie będę wchodzić, bo to jest jednak sprawa na moją terapię.

Uważam, że jedno z drugim się łączy.
Ja bym zrobiła tak. Zerwałabym wszelkie kontakty łącznie z wyjazdem gdziekolwiek.
A wszelkie emocje przelałabym na papier, bloga czy listu albo użyłabym innej formy, bo potrzebujesz wyciszenia.
Taka terapeutka, jak masz, to chyba niewiele pomoże.
Żeby wyciszyć poczucie winy zajęłabym się czymś pożytecznym, no nie wiem, co by mi sprawiało radość.

58

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Kobiety byłyby spokojniejsze i szczęśliwsze, gdyby tyle nie analizowały i nie rozkminiały każdego ruchu, myśli i działania, zarówno swojego jak i swojego faceta..:)

59

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Swoją drogą jak sobie pomyślę, że miałbym ufać komuś kto tak żyje jak Twój były to totalnie nie. Ale ten efekt gotującej się żaby.. I przecież z biegiem pozwalamy na coraz więcej. I przyzwalamy na coraz więcej. Mówisz, że to terapeuta. Pewnie akurat w tym jest dobry, a skoro w tym to też może w manipulacji, wpajania Tobie i innym... Czym szybciej o nim zapomnisz tym lepsze będzie Twoje życie. Nie lubię rozstań. Ale tu trzeba nie tylko rozstania a ucieczki.

60

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Temat to przestroga dla wszystkich, ktorzy chca zobaczy narcyzm w czystej postaci i jak sie manipuluje czlowiekem. Mam nadzieje, ze autorka raz na zawsze zamknela za soba drzwi dla tego psychola.

61

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Jeśli pozwalasz sobie na taki związek, to spoko. Tylko żadnych dzieci, bo jesteś zaburzona.

62 Ostatnio edytowany przez Zellda (2021-06-12 18:02:42)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Dzień dobry,

właśnie zauważyłam, że mam e-mail z informacją o tym, że próbowałam założyć nowy temat. Postanowiłam się zalogować, aby dać znać, że nie zakładałam nowego tematu ani nie było mnie na forum od ostatniej mojej wypowiedzi.

Dziękuję za Wasze odpowiedzi i poświęcony mi czas. Nie czuję się jednak na siłach odpowiadać na wiadomości.
Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo trudne z uwagi na ciężką chorobę w rodzinie i żałobę.
Po ostatniej mojej wiadomości nie czułam się dobrze tutaj i nie chciałam się z tymi emocjami konfrontować. Nie miałam na to siły w sytuacji, w której byłam.

Odnośnie relacji, o której pisałam - nie mam żadnego kontaktu. Czasem dociera do mnie jakiś e-mail na pocztę pracowniczą, ale kasuję bez czytania. Nie jest to dla mnie już trudne, mam jakieś resztki smutku i złości, ale takie jakby pozasychane, wyblakłe.
Coś się we mnie domknęło emocjonalnie.

Teraz zajmuję się przede wszystkim ogarnianiem bieżącego życia.

Dziękuję za zwrócenie uwagi na kwestię sytuacji w mojej terapii. Nie zrezygnowałam z niej, zamiast tego wniosłam ten temat do rozmowy z terapeutką. Myślę, że był to bardzo ważny moment w mojej terapii, tak to odbieram.

Pozdrawiam Was serdecznie

EDYCJA
Powiem Wam też, że jak teraz po tych dwóch miesiącach przeczytałam to, co pisałam w całym wątku, to mnie zmroziło.
Mam dużą wdzięczność za to, ze tu trafiłam, szczególnie gdy sobie przypomnę, co się ze mną działo, jak pisałam pierwszy post.
Teraz staram się przede wszystkim zadbać o spokój, równowagę i organizowanie się w życiu. Nie chcę wracać myślami do byłego ani tamtej relacji, mam już tego wszystkiego dosyć na każdej płaszczyźnie.
Dlatego raczej rzadko będę tu teraz zaglądać.

63 Ostatnio edytowany przez Zellda (2022-05-09 16:24:09)

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Cześć,
minął prawie rok od mojego ostatniego postu. Pomyślałam, że dam znać, może komuś się to kiedyś do czegoś przyda.
Nie wróciłam do kontaktu z byłym. Jego próby skontaktowania się trwały jeszcze jakiś czas, a w końcu minęły.
Z dzisiejszej perspektywy trudno mi zrozumieć jak mogłam tkwić w takiej relacji. Niepojęte jest dla mnie też, jak mogłam mieć tak bardzo spaczony obraz rzeczywistości, jak wtedy, gdy pytałam o tę "zatajoną koleżankę". Wiadro zimnej wody na forum pomogło, ale nadal byłam kłębkiem emocji i trudno mi było myśleć w pełni logicznie. Nie pozbierałam się jeszcze do takiego stopnia, jak przed wejściem w tamten związek, ale zdarzyły się u mnie też inne trudne rzeczy i jak na to wszystko, to myślę, że jest ok. Najważniejsze jest dla mnie, że mam w życiu miejsce na spokój.
Jeśli czyta to ktoś, kto odnajduje siebie w opowiedzianej przeze mnie historii, to uwierz proszę Osobo (nawet, jeśli teraz tego nie rozumiesz i nie czujesz):
- nie ma takiej samotności, która byłaby gorsza niż taka relacja (naprawdę - nie ma, a piszę to będąc w kolejnej żałobie);
- manipulacja robi pranie mózgu i trzeba czasu, aby ten mózg odwirował do normalnego stanu (daj sobie ten czas, ale i weź pod uwagę, że teraz możesz myśleć nieracjonalnie);
- zero kontaktu to w takim przypadku konieczność (i zero znaczy zero, nic, zupełne zero);
- kiedyś poczujesz się lepiej, ale daj sobie na to szansę i czas.
[Edycja: Odniosę się jeszcze do terapii, w której byłam, a która była tu analizowana z uwagi na to, co podczas niej słyszałam odnośnie relacji z byłym. Trochę mi to zajęło, ale rzeczywiście uznałam, że mi to nie odpowiada i zakończyłam tamtą terapię. Po jakimś czasie zdecydowałam się jednak na kolejne podejście i w nowej terapii już takich dziwnych tekstów nie usłyszałam (do tej pory)].

Pozdrawiam

64

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

No jak wtedy wzięły się za Ciebie Izabella i Pronome, to ja się nie dziwię, że wróciłaś do życia. Pięknie Cię wszyscy wspierali.
Przeżyłaś horror, na dodatek narazalas swoje zdrowie i może nawet życie, bo przecież nie wiadomo, jakie chorobska przenoszą tego typu lowelasy.
Gratuluję serdecznie.

65

Odp: Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

@ulle - tak, wsparcie z forum było dla mnie cenne. Mam takie wspomnienia z tamtego okresu, jakbym była w jakimś zupełnym amoku i słowa wsparcia lub nawet krytyki z forum pomagały mi jakoś się trzymać rzeczywistości, jakoś ją w ogóle odróżniać od tego, co się działo w mojej emocjonalnej głowie.
To w ogóle był dla mnie trudny czas, bo przez restrykcje pandemiczne pracowałam online, nie nawiązałam przez to znajomości w nowej pracy, a później zamieszkałam na prowincji, aby opiekować się bliską osobą chorą. Moje życie to była praca i opieka. Byłam przez to bardzo odizolowana społecznie i zupełnie fizycznie wyczerpana. Trudno mi było cokolwiek widzieć jasno i wyraźnie. Ogromnie jestem wdzięczna za ten jednoznaczny odzew po moim pierwszym pytaniu, bo ja wtedy naprawdę nie wiedziałam, czy sobie problemu nie wymyślam (gaslighting wchodził na całego). Naprawdę myślę, że mogło mi to uratować życie.

Posty [ 1 do 65 z 67 ]

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Zatajona koleżanka partnera po zdradzie

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024