Rozmówiliśmy się
wracaliśmy wczoraj popołudniu, bo w niedzielę wyjeżdża na trzy dni.
Dla mnie te 2 tyg. były jak wakacje, ale u K. rewolucje. I o ile jestem spokojna o najbliższe miesiące dla mnie, tak mu nie zazdroszczę. Uważam,że to była fajna rozmowa, praktycznie wszystkie kwestie z obu stron zostały umówione, ja powiedziałam co mnie martwi, on czemu tak postępował. Chyba dopiero teraz poznaliśmy dobrze swoje perspektywy co oboje trochę uspokoiło. I było bez krzyków. Choć z dwa razy załamał mu się głos.
Apogeum- nie zdecydowałam się na mail. Chciałam by mówił sam do czego tam doszedł. Trasy nam na wszystko nie starczyło.
Dużo z siebie wyrzucił.
- uzmysłowił sobie, że większe szanse są na to, że nas w jego życiu nie będzie, niż, że będziemy i byłby sam sobie winien takiemu stanowi rzeczy, a już raz stracił rodzinę.
- wie, że nie ma prawa oczekiwać, że przy nim będę, nie w obliczu tego, z czym mu się teraz przyjdzie mierzyć i dobrze robię nie chcąc z nim mieszkać, bo on musi teraz być sam by nam nie szkodzić
-w dniu w którym odczytał maila miał terapię więc poszedł za ciosem i przyznał się terapeucie do wszystkiego. Na następnym spotkaniu terapeuta powiedział mu, że nie może go dalej prowadzić, jedno to złamanie umowy terapeutycznej i manipulowanie nią, a druga sprawa, że uważa, że nie jest w stanie efektywnie mu pomóc, jego kompetencje nie są wystarczające i kontynuowanie terapii uważa za nieetyczne. Polecił/przekierował go do innego terapeuty który się tego podejmie, ale zacząć może dopiero od nowego roku bo zamyka z jednym pacjentem terapię a na nowych teraz nie ma miejsc. Przy okazji zaproponował to, dzięki czemu 3 lata temu K. ruszył z miejsca, terapię w ośrodku zamkniętym dla tych z nawrotem choroby. Tu mi poopowiadał, że oprócz konsultacji psychiatrycznych, jest ileś godzin terapii indywidualnej, 60 h terapii grupowej i jest też sesja rodzinna, ale to go nie dotyczy
no i to na 2 tyg. plus potem kontynuacja z grupą wsparcia weekendowo. Pierwszy wolny termin jest na 7.12, znalazł po drodze x powodów by z tego nie korzystać, ale bardzo potrzebuje się odciąć, więc się zapisał i już opłacił, bo jednak strata pieniędzy zawsze boli. W pracy co prawda powiedzieli, że chyba oszalał chcąc brać wolne z końcem roku ale wykłócił się z prezesem tym, że od 2 lat nie miał żadnego urlopu a chodzi o sprawy rodzinne i jedzie do Niemiec.
Ale dlaczego chce się zdecydować na terapię- i tu mi opowiedział i się solidnie wyżalił:
-wie, że mu odpieprzyło (tu użył mniej cenzuralnych słów) i to się skumulowało w ostatnich tygodniach i uderzyło we mnie, ale co prawda już wcześniej popijał i wiedział, że nie powinien ale rozpił się przez tamtych parę tygodni, a potem jak już byłam to nie mógł się powstrzymać, od dłuższego czasu nie radził sobie z ilością rzeczy na które nie ma wpływu i sam nie wiedział czy przynosi pracę do domu czy dom do pracy, posypały im się 2 projekty przez pandemię, powinien być teraz za granicą i załatwiać wiele spraw, już na tym etapie są dużo stratni, od dwóch lat nie miał urlopu, zapieprzał a nawet go nie cieszyły owoce tego, od kiedy się rozpił kilka razy podniósł głos na pracownika i miał rozmowę upominającą bo mają żelazne zasady co do kultury zarządzania, że miał też dużo gniewu wobec mnie za to, jak wtedy postąpiłam, że go tak wtedy potraktowałam- że miesiąc zbierał się do tamtej rozmowy o byciu razem a ja po prostu podziękowałam i się zmyłam (tu podkreślał, że nie chce bym pomyślała, że mnie obwinia, nie mógł mnie do tego przecież zmusić ale fakt że miał o to dużo gniewu i żalu w sobie i chyba też to nam nie odbijał) do tego jeszcze ta laska czyli wracanie do starych sposobów zagłuszania. W lipcu stracił kontakt z najmłodszą siostrą (jedyny z rodziną) bo rodzice się o tym dowiedzieli, a oni już nie mają syna więc ona brata i jej zabronili, krótko potem go zostawiłam, parę tyg. później nagle ja z wiadomością o ciąży- a jedyne co on miał w głowie, to że znowu wdepnął i wrócił do nałogu a tu jeszcze dziecko. I jeszcze X innych rzeczy- właśnie mówiąc o tym mu się kilka głos z te dwa razy załamał. Bo ma świadomość, że chwila i mu się wszystko spieprzy (tu też użył mniej cenzuralnych słów).
-ślubu może i by chciał (bo mówiłam, że się boje o to), bo mnie kocha ale na tym etapie on nie wnosi żadnej wartości dodanej do tej relacji, a bycie mężem to obowiązki i bycie moją podporą a on póki co zamiast być dla mnie i mnie wspierać obciąża mnie sobą i o to też ma do siebie pretensje.
-nakręcał się negatywnie tym, że widział, że nagle zaczęłam roztrząsać kwestie jego pochodzenia, religii, a jakoś prawie rok temu mi to nie przeszkadzało, że przecież czuł, że go analizuje od stóp do głów, słowa, zachowanie, interpretuje to przez pryzmat tego, bardzo go to dotknęło, że nagle przestałam w nim widzieć człowieka a tylko muzułmanina i nagle wszystko fe i gdyby nie jego usprawiedliwianie mnie ciążą i matczynymi instynktami i hormonami to kazałby mi spadać, bo rasizmu to on już się w życiu naodczuwał. Trochę się śmiał z moich książek które pozamawiałam, ale powiedział, że jest jakieś 100% szans, że nie zgadza się z połową rzeczy, które tam przeczytam więc najlepiej bym pytała o to, co mnie martwi. Że przecież przez tamte miesiące też był decyzyjny i on wszystko planował i organizował, ale tu mu zwróciłam uwagę, że jest różnica między informowaniem mnie, że nie mam nic planować na weekend bo zarezerwował hotel ze spa w górach a tym, że mi oznajmia, że moje miejsce jest przy nim, a jak nie w jego sypialni to w domu, jak nie w domu to w mieszkaniu. Przyznał, że przegiął, ale to dla niego naturalna potrzeba, że chce nas przy sobie i że nie będzie udawał, że czuje inaczej. Teraz to niemożliwe, bo muszę o siebie dbać a on nawet nie chce wiedzieć jak będzie znosił kolejne tygodnie, miesiące i jak będzie okropny. To że się wycofuje, nie znaczy, że z nas rezygnuje.
Dokończaliśmy u mnie w mieszkaniu, bo nam trasy nie starczyło i do wieczora nam zeszło
Zapytałam czy oferta, bym mogła zamieszkać w tej jego kawalerce jest aktualna, i tu miałaś rację Apogeum- ucieszył się, że szukam rozwiązań z nim
Powiedział, że oczywiście, jak się zdecyduje to mam powiedzieć. Powiedziałam, że chodziłam na terapie i chciałam wrócić, ale średnio mnie stać. Powiedział, że nie ma być mi głupio i poprosić o kasę na to, bo moja terapia to nasza wspólna sprawa a jeśli inaczej póki co wspierać mnie nie umie to chociaż finansowo.
Powiedziałam mu dlaczego tamte propozycje uważałam za próbę kupna i zawłaszczania mnie, opowiedziałam o mamie i tacie, było mi miło, bo sporo dopytywał, interesowało go to. Uznał, że tym bardziej się cieszy, że chcę skorzystać z mieszkania bo to znaczy, że jednak trochę mu ufam i nie boje aż tak.
Ogólnie poopowiadał mi dlaczego mu się tak spodobałam i co we mnie ceni, w sumie to było miłe, bo nie myślałam, że on różne kwestie interpretuje w taki a nie inny sposób i że akurat to ceni. I zdecydowanie nie po muzułmańsku
Dodał też, że trochę go wkurza, że podważam tyle kwestii i czy on po prostu nie może mnie kochać według własnych definicji a ja nie mogę tego zostawić jeśli to nie będzie mnie krzywdzić czy jakoś uderzać we mnie? Przy okazji zauważyłam, że on mocno gloryfikuje macierzyństwo bo kilka razy podkreślał, że jako matka będę najlepiej wiedziała jak to wszystko powinno dalej wyglądać i pozostaje mu się jedynie ode mnie tego uczyć, bo mnie już zawiódł, to żeby chociaż dziecka nie zawiódł. Ja powiedziałam, że jak nie wycofa się z tego ośrodka i będzie chciał, to mogłabym przyjechać na tę rodzinną sesję- co prawda nie wiem o co w tym chodzi i jak to wygląda, no ale będziemy mieli dziecko więc... ucieszył się i powiedział, że pomyślimy. I w sumie tyle.
Obejrzeliśmy trzy odcinki Etosu na netflixie i poszliśmy spać. Ale nie było seksu, tylko całus w czoło i poszliśmy spać. Rano śniadanie, chwilę pogadaliśmy i pojechał, i tyle. Widzimy się 2.12 bo lekarz, ale powiedział, że jakbym sie odezwała wcześniej i chciała chociaż wypić herbatę to chętnie wpadnie.
Za happy end tego nie uważam, bo to dalej tylko rozmowy, ale myślę, że zmieniłam do niego nastawienie, w sensie nie boję się go. W ogóle te dwa tygodnie odcięcia to był świetny pomysł. Chyba dla obojga. Tak przynajmniej uważam. Widzę w nim dużo dobrego- w sensie i refleksje i stosunek do wielu spraw. No... byle się leczył.
Ale podsumowując:
-nie jesteśmy razem
-nie będziemy mieszkać razem (przynajmniej w najbliższej przyszłości)
-myślę, że co by nie było, to uda nam się wypracować fajną przyjaźń.
PS Turk'un karisi- opowiedział mi trochę o rodzinie i o pochodzeniu. Jak czytam o południowo- wschodniej części Turcji to tak... słabo. Mogłabym napisać do Ciebie i zadać kilka pytań?