Tak teraz myślę że chyba cierpienie jest nieodłącznie związane z nadzieją. Można się próbować siebie samego oszukiwać. Ale dopiero gdy utraci się wszelką nadzieję, na takim absolutnie fundamentalnym poziomie, nagle wszystko staje się znowu jasne i proste.
Podobnie jest z zapominaniem. Dręczymy się jakimiś wspomnieniami i dręczymy, prawda jest taka że nie chcemy przestać wspominać. Bo w momencie w którym przestaniemy to stracimy jakiekolwiek połączenie z tą miłością. Nasze wspomnienia to już teraz jedyny jej nośnik.
Czytając w tym wątku wszystkie rady odnoszę takie wrażenie że większość z nich to próby logicznego uporania się z emocją która powoduje cierpienie. Jestem naprawdę ciekaw czy to ma szansę powodzenia. Jestem też ciekaw Reco jak Twoje emocje będą się zmieniać, pod wpływem czego, jak prędko, czym będą zastąpione.
To jedno. Drugie to zwyczajnie Ci współczuję.