A Ty kiedy? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 123 z 123 ]

66 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-02 21:58:18)

Odp: A Ty kiedy?
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Ross, Ty to jak Rampampam swego czasu :( czegokolwiek Nie podpowiedzieć wszystko źle. nie twierdzę że moje rady są jedynie słuszne i właśnie mnie masz posłuchać, ale Ty na wszystko odpowiadasz negacją. Czytając takie wypowiedzi mam wrażenie że ich autorom bardziej zależy na utrzymaniu i obronie swojego myślenia niż na rzeczywistym poradzeniu sobie z problemem.

Chciałabym mieć swoje dzieci. Ty mi radzisz, aby skierować uwagę na cudze dzieci. Co mnie obchodzą cudze dzieci? Przecież one mają swoich ojców i matki. Ciocią można też być mając własne dzieci.

nie ja ci nie radzę Ja tylko piszę jak postąpiłabym w takiej sytuacji.
mojego najstarszego bratanka kochałam Jak własne dziecko. mówię to z pełną odpowiedzialnością. potem niestety oddaliliśmy się bo porwał mnie nurt własnego życia. Ale nadal jest dla mnie wyjątkowy.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: A Ty kiedy?

Oczywiście że nie ma nic złego w emocjach Problem chyba w tym, gdy zbytnio zaczynają nami rządzić, nie my je mamy, tylko one mają nas.

68

Odp: A Ty kiedy?
Piegowata'76 napisał/a:
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Ross, Ty to jak Rampampam swego czasu sad czegokolwiek Nie podpowiedzieć wszystko źle. nie twierdzę że moje rady są jedynie słuszne i właśnie mnie masz posłuchać, ale Ty na wszystko odpowiadasz negacją. Czytając takie wypowiedzi mam wrażenie że ich autorom bardziej zależy na utrzymaniu i obronie swojego myślenia niż na rzeczywistym poradzeniu sobie z problemem.

Chciałabym mieć swoje dzieci. Ty mi radzisz, aby skierować uwagę na cudze dzieci. Co mnie obchodzą cudze dzieci? Przecież one mają swoich ojców i matki. Ciocią można też być mając własne dzieci.

nie ja ci nie radzę Ja tylko piszę jak postąpiłabym w takiej sytuacji.
mojego najstarszego bratanka kochałam Jak własne dziecko. mówię to z pełną odpowiedzialnością. potem niestety oddaliliśmy się bo porwał mnie nurt własnego życia. Ale nadal jest dla mnie wyjątkowy.

Po prostu miałaś już potem własnego syna. To się oddaliłas od bratanka, to logiczne .

69

Odp: A Ty kiedy?

Najgorsze w tym wszystkim to oglądanie się i przejmowanie się opinią właśnie takowych "rodzynków" z rodziny, którzy domowy czy innego wyjścia nie uznają Dlatego najlepiej się od nich po prostu odciąć.

70

Odp: A Ty kiedy?
rossanka napisał/a:

......
Myslałam, że te czasy były 100lat temu, ale widać nadal tak jest nie masz dzieci jesteś gorsza, a o życiu nic nie wiesz. Jak mi powiedziała koleżanka, że mi to dobrze, bo nawet obiadu nie muszę gotować. Już miałam na końcu języka powiedzieć jej, ze ty też nie musisz gotować, najwyżej twoje dzieci nie zjedzą dziś obiadu. Ale ugryzłam się w język. Ponownie.
To jak to jest z tymi dziećmi?  Możesz mieć prace, być niezależna finansowo od rodziców i rodzeństwa i dziadków, a zawsze będziesz gorsza od kuzynki, która ma dzieci, ale sama nie wyrabia i łożą na nią rodzice, albo i mieszka z tymi dziećmi przy rodzicach. No ale ona ma rodzinę i nie jest egoistką.
Jak to jest? Bez dzieci jesteś gorsza? (nie mówię o przypadkach jak ktoś ich nie chce, albo, jak jest i był od zawsze fizycznie niezdolny do zajścia w ciąze).

Mysle ze to ma cos wspolnego z celem i sensem zycia. Urodzilismy sie, xyjemy, powinnismy cos z tym zrobic. Mozemy oddac sie sztuce, nauce, karierze, slbo zyciu rodzinnemu. Każda z tych ról wymaga nakładu czasu, pracy i wysiłku. Tylko ze uzdolnionych ludzi jest mało, może 1% społeczenstwa. Nie kazdy może miec sukcesy w nauce czy sxtuce bo nie kazdy ma dar. Stąd rodzina (czyli dzieci) býly/ są tym spodobem dla pozostałychb99 % społeczendtwa, aby poczuc sie spełnionym. Bo jak nie nsuka, nie szyuka, nie kariera i nie rodzina to po co podejmowac  rózne wydilki w zyciu. Dla samego siebie? Radosć przeżywana samemu jest gorzka. Dikces w pracy, awans i lepsze zarobki w sytuacji gdy nie masz sie z kim tym dzielic - nie ciesza. Po co podwyżka gdy tych pieniedzy nie ma na co wydac? Mozna je oczywiscie przepuscic ale szczescia to nie da. Wracajac do tematu- pomimo rozwoju czlowieka jego potrzeby sa nie tylko materialna - są takze spoleczne/ rodzinne i posiadanie dzieci od wieków je zaspokaja. Nie bez powodu kara w naszym dpoleczendtwie polega na więxieniu - czyli izolacji od najblizszych. Człowiek bez rodziny jawi sie niejako jako człowiek ktory sam sobie taka kare wymierzył - dodatkowo dożyeotnio.

71 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-07-03 01:13:46)

Odp: A Ty kiedy?
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Fale są normalne i smutki są normalne, i świadomość niedostatków jest normalna.

PP jeszcze czasem mnie odwiedza. Zwierzyłam mu się dzisiaj, bo wyszedł temat w rozmowie, że miewam poczucie stania w miejcu, straty.
Moja szwagierka ukończyła budowę pięknego domu, dorobiła się czegoś w życiu,  ma stabilne życie rodzinne, niezłą ogólnie sytuację. Koleżanka przysłała mi zdjęcie swojego trzeciego dzieciątka. Też żyje z mężem, wybudowała dom, osiągnęła chyba tę słynną "małą stabilizację", moja siostra spełnia swoje marzenie o zamieszkaniu na wsi, kupiła z mężem działkę. Ludzie budują to swoje wspólne życie, idą przez nie i do czegoś dążą, przed nimi jakieś perspektywy. A ja? Jak w mojej sygnaturc budowałam i zawaliło się. Był mąż, były pewne "widoki", choć odległe na własne mieszkanie, przyzwyczajałam się, że już zostanę w tamtym miejscu. Chciałam udanej rodziny i szczęśliwego dzieciństwa naszego dziecka... i zawaliło się. Nie rozpaczam, ale nie jest mi obce poczucie winy, ani żal  niespełnienia, ani zazdrość, że inni jakoś lepiej pokierowali swoim życiem.
Ale to mija i ustępuje miejsca cieszeniu się tym, co tu i teraz. Uznaję te smutniejsze refleksje za coś  naturalnego i nieuniknionego. Każdy miewa jakieś fale.

Coś w tym stylu, w znaczeniu, że u mnie też miało być inaczej, w skrócie mąż, dwoje dzieci, domek z ogródkiem i biały płotek, co uważam, ze jest dosyć pospolitym powiedziałabym marzeniem, znaczna część kobiet pewnie by tego chciała, mężczyzn z resztą też. Był to plan A, a teraz musi być plan B, jeśli chodzi o te dzieci, których nie będzie. Muszę sobie to tu poukładać, albo lepiej nic nie układać, tylko żyć i przyjąć do wiadomości, bo tu zadne układanie nie pomoże.
W jakimś stopniu czuje sie gorsza, gorsza od nieletniej matki, od żony pijaka, od bezrobotnej, od grubej, chudej, brzydkiej, nawet zaniedbanej , które to mają dzieci a ja nie mam. Zastanawiałam się, ale nie wiem dlaczego tak jest. Może być i tak , ze w tej kwestii przejmuję sie osądem społeczeństwa, coś na zasadzie, studia masz? Znasz obcy język? Fajną pracę? Zainteresowania? Wygląd? Jesteś zadbana? To wszystko nic nie znaczy. bo nie masz dzieci i ich mieć nie będziesz. Czyli lepsza jest taka pijaczka z 5 dzieci, która je zaniedbuje, bo ona jest matką a ty nie.  NIem wiem na ile to wynika z mojej rodziny, a na ile z otoczenia i skąd się to wzięło. Natomiast zupełnie mnie nie rusza , jakby ktoś powiedział, ze jestem głupia, skończyłam beznadziejne studia, mam nudną robotę, stary samochód, brzydkie włosy czy coś jeszcze innego. A o dziecfiach mnie (jeszcze ) rusza. A może to fakt, ze jestem kobietą, facet nie ma tej presji. Nawet jak ma 40 lat i nie ma dzieci, to może je mieć za 5 lat.
O wiem, chyba chodzi mi bardziej o taki okres przydatności, jakby kobiety rodziły do setki, nie martwiłoby mnie to, pewnie miałabym wywalone jak mężczyźni, którzy nie teraz, to może za 10 lat zostaną ojcami i tyle. A tu czuję się jakby tak aprzerterminowana, czy jak to nazwać, jakby uszkodzona czy niepełnowartościowa z tego powodu.
Choć jeszcze z innej strony, może i dobrz e się stało, mam nerwice, może kiepska byłaby ze mnie matka, kto to wie. Los więc wie co robi. A mówię Wam trochę już przeżyłam i nic nie dzieje się bez przyczyny.

I masz w ostatnim zdaniu napisany powod dlaczego kochasz swoja nerwice i nigdy nie bedziesz chciala i mogla sie wyleczyc. Masz wymowke na wszystko, a gdybys sie wyleczyla to by sie okazalo, ze masz reke w nocniku bo zmarnowalas cale zycie na wymowki, ktore byly bez sensu.

Jak sama zauwazylas ktos mowiacy Ci, ze jestes glupia nie robi wrazenia. Dlatego, ze wiesz, ze glupia nie jestes.  Nie ma co gadac o tym, ze kultura z podejsciem do kobiet jest sprzed stu lat... Jak sama masz to samo w  glowie? Bo sama czujesz sie gorsza?
Moglabys teoretycznie jeszcze zostac matka gdybys sie o to postarala.

Ogolnie to wszystko to sa TWOJE problemy i TYLKO Twoje. Sama to udowodnilas. To Ty masz takie myslenie co do wlasnej kobiecosci i macierzynstwa, ale zwalasz to na to, ze ludzie mowia.
To Ty uzywasz nerwicy jako wymowki dlaczego nie masz rodziny, bo niby ktos powiedzial, ze do zwiazku sie nienadajesz z tym zaburzeniem. Tak naprawde to sama to myslisz.
Jak chcesz sie nie przejmowac takimi opiniami to najpierw zauwaz, ze Ty jestes problemem i Ty masz takie opinie. Bo jak sie Ciebie tutaj czyta to brzmi jak gdyby dwie inne osoby gadaly. Nie widzisz tego?
Jedna osoba mowi 'ah, chcialam miec dzieci, przeciez to normalne!', a zaraz wlazi druga czesc Ciebie i mowi 'ale przeciez masz nerwice, to nie, to los cie pokaral'. Tobie nie jest potrzebny nikt inny bo sama jestes sfragmentowana i sama sobie dopiekasz i jak tylko cos mowisz z glowa to zaraz noge sobie podstawisz.
Mowie Ci to bo: Znam to doskonale, jako ktos kto mial nerwice od dziecinstwa i dlatego, ze to widac jak na dloni. Obudz sie.

72

Odp: A Ty kiedy?
bagienni_k napisał/a:

Najgorsze w tym wszystkim to oglądanie się i przejmowanie się opinią właśnie takowych "rodzynków" z rodziny, którzy domowy czy innego wyjścia nie uznają Dlatego najlepiej się od nich po prostu odciąć.

Rzecz w tym, że pisanie o opiniach innych osób, w tym z kręgu rodzinnego, i przejmowaniem się nimi jest tylko zasłoną dymną. To ona jest tym "rodzynkiem" rodzinnym. Teksty, które autorce przeszkadzają są jej własnymi tekstami. To ona o sobie myśli, że nie mając dzieci i męża jest bezwartościową kobietą, i tak dalej.

I jak się odciąć od siebie?

73

Odp: A Ty kiedy?

Kobieto, uspokój się! Bycie złym bo nasze plany legły w gruzach - ok... Zazdroszczenie gimnazjalistce że w ciąże zaszła i czucie się gorszą od niej... co to jest za patologia??

Nie wiem co uważa twoja rodzina na temat posiadania potomstwa ale mogę ci powiedzieć jakie zdanie ma większość zdrowych na umyśle ludzi: Nie sztuka urodzić ale sztuka wychować!

I wcale nie uważam rozmnażającej się patoli za godnych podziwu. Nie każdy dzieci musi mieć, ba nie każdy powinien, jak patrzę na niektórych to przymusowa kastracja nie była by według mnie złym wyjściem.

Kiedyś dzieci to było twoje zabezpieczenie przyszłości, wielopokoleniowe rodziny żyły w jednym domu, nie było domów spokojnej starości. Czasy się zmieniły i standardy też. Dzieci nie muszą mieszkać z rodzicami, nie muszą się nimi opiekować więc no sorry ale nie muszą się pojawić na świecie big_smile

Jak widzę kogoś kto się w życiu kieruje instynktem i hormonami to mi ręce opadają. Tym się właśnie różnimy od zwierząt że umiemy nad sobą panować, przewidywać ...

Także tak, to że jesteś zła jest normalne. To że czujesz się gorsza z tego powodu od dzieciatej patoli już nie.

Nie wiem co to za sposób myślenia, przecież te dzieciaki w takich patologicznych rodzinach cierpią, to budzi jedynie moje współczuje dla tych dzieci a nie jakieś myśli o macierzyństwie -.-

74 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-03 10:08:45)

Odp: A Ty kiedy?
foggy napisał/a:

Mysle ze to ma cos wspolnego z celem i sensem zycia. Urodzilismy sie, xyjemy, powinnismy cos z tym zrobic. Mozemy oddac sie sztuce, nauce, karierze, slbo zyciu rodzinnemu. Każda z tych ról wymaga nakładu czasu, pracy i wysiłku. Tylko ze uzdolnionych ludzi jest mało, może 1% społeczenstwa. Nie kazdy może miec sukcesy w nauce czy sxtuce bo nie kazdy ma dar. Stąd rodzina (czyli dzieci) býly/ są tym spodobem dla pozostałychb99 % społeczendtwa, aby poczuc sie spełnionym. Bo jak nie nsuka, nie szyuka, nie kariera i nie rodzina to po co podejmowac  rózne wydilki w zyciu. Dla samego siebie? Radosć przeżywana samemu jest gorzka. Dikces w pracy, awans i lepsze zarobki w sytuacji gdy nie masz sie z kim tym dzielic - nie ciesza. Po co podwyżka gdy tych pieniedzy nie ma na co wydac? Mozna je oczywiscie przepuscic ale szczescia to nie da. Wracajac do tematu- pomimo rozwoju czlowieka jego potrzeby sa nie tylko materialna - są takze spoleczne/ rodzinne i posiadanie dzieci od wieków je zaspokaja. Nie bez powodu kara w naszym dpoleczendtwie polega na więxieniu - czyli izolacji od najblizszych. Człowiek bez rodziny jawi sie niejako jako człowiek ktory sam sobie taka kare wymierzył - dodatkowo dożyeotnio.

Ojejku, wszystko we mnie protestuje!
Kto uprawiający twórczość z głębi i potrzeby serca robi to dla sukcesu? Sukces przychodzi przy okazji, a jeśli nie przychodzi, nadal się pisze wiersze do szuflady czy dłubie w drewnie, bo się to kocha po prostu, bo "człowiek musi, inaczej się udusi". Sam proces "rajcuje", efekty to sprawa drugorzędna.
Chromolę sukces, wolę być szczęśliwa po prostu i zadowolona z życia.
A druga sprawa - skąd takie rozpowszechnienie poglądu, że bez ukochanego u boku, bez rodziny nie mam z kim dzielić smutków i radości? Mnie się zdarza nawet sąsiadce radośnie wykrzyknąć: "Pani Zosiu, jak się cieszę! Udało mi się to czy tamto...!" i serdecznie się z nią uściskać.
Kiedyś przyszłam do pracy i jakoś mimochodem wspomniałam dużo starszej koleżance, że są moje urodziny. Ta nie namyślając się wiele wyciągnęła z torebki napoczęty dezodorant (ładny smile ), jakąś czekoladkę i wręczyła mi składając życzenia. Czy to nie piękne?
Bardzo często spotykają mnie takie niepozorne, a jakże podnoszące radość życia gesty.
Kiedyś paradowałam w kaloszach (charakterystycznych, w lamparcie cętki) do sklepu i zatrzymałam się, by poobserwować kosa w trawie. Obok mnie stanął starszy pan. Pogadaliśmy o ptaszku i poszliśmy swoją drogą. Po chwili zobaczyłam go w sklepie i on pierwszy zagadał: "O, te buty przechodziły koło ptaszka". Ze sklepu wyszliśmy gawędząc jak dobrzy znajomi.
Więcej tego pana nie spotkałam, ale zapamiętałam tę chwilę jako coś bardzo sympatycznego, jako promyk w ponurym dniu (strasznie lało wtedy). Jako dowód, że nie mieszkamy na bezludnej wyspie.
Jest tysiąc i jeden sposobów na uzyskanie satysfakcji z życia. Nie tylko mąż i dzieci. Ale trzeba sobie na to pozwolić.
Ja i tak jestem bardzo niedoskonała, znam ludzi, którzy zawstydzają mnie swoją otwartością na drugiego człowieka i wiele się od nich uczę.

Odp: A Ty kiedy?
foggy napisał/a:
rossanka napisał/a:

......
Myslałam, że te czasy były 100lat temu, ale widać nadal tak jest nie masz dzieci jesteś gorsza, a o życiu nic nie wiesz. Jak mi powiedziała koleżanka, że mi to dobrze, bo nawet obiadu nie muszę gotować. Już miałam na końcu języka powiedzieć jej, ze ty też nie musisz gotować, najwyżej twoje dzieci nie zjedzą dziś obiadu. Ale ugryzłam się w język. Ponownie.
To jak to jest z tymi dziećmi?  Możesz mieć prace, być niezależna finansowo od rodziców i rodzeństwa i dziadków, a zawsze będziesz gorsza od kuzynki, która ma dzieci, ale sama nie wyrabia i łożą na nią rodzice, albo i mieszka z tymi dziećmi przy rodzicach. No ale ona ma rodzinę i nie jest egoistką.
Jak to jest? Bez dzieci jesteś gorsza? (nie mówię o przypadkach jak ktoś ich nie chce, albo, jak jest i był od zawsze fizycznie niezdolny do zajścia w ciąze).

Mysle ze to ma cos wspolnego z celem i sensem zycia. Urodzilismy sie, xyjemy, powinnismy cos z tym zrobic. Mozemy oddac sie sztuce, nauce, karierze, slbo zyciu rodzinnemu. Każda z tych ról wymaga nakładu czasu, pracy i wysiłku. Tylko ze uzdolnionych ludzi jest mało, może 1% społeczenstwa. Nie kazdy może miec sukcesy w nauce czy sxtuce bo nie kazdy ma dar. Stąd rodzina (czyli dzieci) býly/ są tym spodobem dla pozostałychb99 % społeczendtwa, aby poczuc sie spełnionym. Bo jak nie nsuka, nie szyuka, nie kariera i nie rodzina to po co podejmowac  rózne wydilki w zyciu. Dla samego siebie? Radosć przeżywana samemu jest gorzka. Dikces w pracy, awans i lepsze zarobki w sytuacji gdy nie masz sie z kim tym dzielic - nie ciesza. Po co podwyżka gdy tych pieniedzy nie ma na co wydac? Mozna je oczywiscie przepuscic ale szczescia to nie da. Wracajac do tematu- pomimo rozwoju czlowieka jego potrzeby sa nie tylko materialna - są takze spoleczne/ rodzinne i posiadanie dzieci od wieków je zaspokaja. Nie bez powodu kara w naszym dpoleczendtwie polega na więxieniu - czyli izolacji od najblizszych. Człowiek bez rodziny jawi sie niejako jako człowiek ktory sam sobie taka kare wymierzył - dodatkowo dożyeotnio.


Argument każdego, któremu w życiu nie wyszło. Nie mam kariery, domu, wykształcenia. Nie mam wstaw dowolne. Zazdroszczę innym ludziom. Ale mam sukces życiowy, napłodziłem dzieci.

76 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-03 12:29:26)

Odp: A Ty kiedy?
czekoladazfigami napisał/a:

Argument każdego, któremu w życiu nie wyszło. Nie mam kariery, domu, wykształcenia. Nie mam wstaw dowolne. Zazdroszczę innym ludziom. Ale mam sukces życiowy, napłodziłem dzieci.

Rozróżniłabym te dwa określenia: sukces i spełnienie.
Nie wątpię, że dzieci mogą dać to drugie, ja się w roli matki spełniam ogromnie, ale nie tylko macierzyństwem żyję.

A co do traktowania dzieci jako sukces, to "uwielbiam", gdy rodzice podreperowują przez dzieci swoje poczucie wartości. Te wszystkie najlepsze szkoły, zajęcia dodatkowe, kursy tańca i... latania na miotle wink
Sama nie mam za wiele do zaprezentowania, ale moje dziecko - ho, hooo!

Mój syn nie lubi się "wychylać", najlepiej czuje się w swoim pokoju. Trochę bywałam zazdrosna, że nie mogę się pochwalić jakimiś jego spektakularnymi pasjami, sukcesami, ale do licha, niech będzie sobą, a przekonuję się, co rusz, że rośnie mi mądry, myślący i dowcipny chłopak. I jestem dumna, owszem, bo ma charakter i własne zdanie.

77

Odp: A Ty kiedy?
Piegowata'76 napisał/a:
czekoladazfigami napisał/a:

Argument każdego, któremu w życiu nie wyszło. Nie mam kariery, domu, wykształcenia. Nie mam wstaw dowolne. Zazdroszczę innym ludziom. Ale mam sukces życiowy, napłodziłem dzieci.

Rozróżniłabym te dwa określenia: sukces i spełnienie.
Nie wątpię, że dzieci mogą dać to drugie, ja się w roli matki spełniam ogromnie, ale nie tylko macierzyństwem żyję.

A co do traktowania dzieci jako sukces, to "uwielbiam", gdy rodzice podreperowują przez dzieci swoje poczucie wartości. Te wszystkie najlepsze szkoły, zajęcia dodatkowe, kursy tańca i... latania na miotle wink
Sama nie mam za wiele do zaprezentowania, ale moje dziecko - ho, hooo!

Mój syn nie lubi się "wychylać", najlepiej czuje się w swoim pokoju. Trochę bywałam zazdrosna, że nie mogę się pochwalić jakimiś jego pasjami, sukcesami, ale do licha, niech będzie sobą, a przekonuję się, co rusz, że rośnie mi mądry, myślący i dowcipny chłopak. I jestem dumna, owszem, bo ma charakter i własne zdanie.

Haha znam to, rodzice się, mną chwalili, że córka lat 8 czy 12 czy 17 chodzi na takie i takie zajęcia, ma sukcesy w tym i w tym i w tym,, a ja tych zajęć nie cierpiałałam i za przeproszeniem rzygałam po toaletach latami z tych nerwów i złości.
Ja to ogólnie nie wiem, po co zmuszać dzieci do czegoś, czego ewidentnie nie lubią. To juz lepiej niech ksiązkę poczytyają, czy w gumę poskaczą. Albo z koleżankami się powygłupiają. Przede wszystkim to trzeba pytać dziecko, co je interesuje, jedno będzie pociągała gra na gitarze innego basen, taniec, albo kółko szachowe, albo pomoc w wolontariacie typu schronisko dla zwierząt. Jeszcze inni mają zacięcie pisarskie, lubią pisać. Albo malować. A takie : masz być nauczycielem/sportowce/ prawnikiem czy księgową - to jest zupełne bessensowne marnowanie wszystkim czasu.

78 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-03 12:57:08)

Odp: A Ty kiedy?

Różnie bywa. Ja na przykład bardzo marzyłam, by uczyć się muzyki, grać na instrumentach. Do dziś mi się to marzy, ale schodzi wciąż na dalszy plan. Nikt nie brał poważnie moich marzeń.
Trzeba słuchać swoich dzieci, a nie tylko narzucać im własny punkt widzenia.

Mój syn uwielbia komputer, lubi posiedzieć w domu i choć ma kolegów, nie jest wybitnie towarzyski. Niepokoiło mnie to, wciąż delikatnie mu podpowiadam, że mógłby więcej wychodzić z domu, ale pewnego dnia stuknęłam się w czoło: a czy ja nie byłam podobna? Tylko "zabawki" były inne. Ja siedziałam z nosem w książkach, ale znalazło się w moim życiu miejsce i czas na wszystkie normalne sprawy.
Niedawno miałam chwilę bliskości i szczerej rozmowy z synem, spontanicznie wyszło. Otworzył się, poopowiadał o swoich sprawach, a ja w duchu odetchnęłam: "Uff! Mam fajne, normalne i zdrowe dziecko, wszystko z nim o.k." smile

Ale cieszę się, że syn lubi rower jak ja smile

79

Odp: A Ty kiedy?
Piegowata'76 napisał/a:

Różnie bywa. Ja na przykład bardzo marzyłam, by uczyć się muzyki, grać na instrumentach. Do dziś mi się to marzy, ale schodzi wciąż na dalszy plan. Nikt nie brał poważnie moich marzeń.
Trzeba słuchać swoich dzieci, a nie tylko narzucać im swoje wizje.

No właśnie o tym mówię. Dziecko nie chce chodzić na basen - nie zmiszać. Dziecko wykazuje zainteresowanie pływaniem, lubi to - zapisać je na zajęcia.

80 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-03 12:55:29)

Odp: A Ty kiedy?
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Różnie bywa. Ja na przykład bardzo marzyłam, by uczyć się muzyki, grać na instrumentach. Do dziś mi się to marzy, ale schodzi wciąż na dalszy plan. Nikt nie brał poważnie moich marzeń.
Trzeba słuchać swoich dzieci, a nie tylko narzucać im swoje wizje.

No właśnie o tym mówię. Dziecko nie chce chodzić na basen - nie zmiszać. Dziecko wykazuje zainteresowanie pływaniem, lubi to - zapisać je na zajęcia.

Własnie smile

Odp: A Ty kiedy?

Ja uważam, że dziecko  warto czasami popchnąć do czegoś. Np zapisać na basen czy zabrać na narty do galerii sztuki. Jak mu się spodoba, to super. Nie to próbujemy dalej. Mi narty np. odmieniły życie. I w sumie na początku wcale nie chciałam jedzic.

82 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-03 13:16:48)

Odp: A Ty kiedy?
czekoladazfigami napisał/a:

Ja uważam, że dziecko  warto czasami popchnąć do czegoś. Np zapisać na basen czy zabrać na narty do galerii sztuki. Jak mu się spodoba, to super. Nie to próbujemy dalej. Mi narty np. odmieniły życie. I w sumie na początku wcale nie chciałam jedzic.

Inspiracja - tak, przymus - nie.
Mój syn kiedyś zachwycił się aikido, zapragnął trenować, więc go zapisałam na zajęcia, ale po pewnym czasie zapał minął. Próbowalam go zachęcać, by nie rezygnował ot, tak, ale ewidentnie przestało go to "kręcić", więc zrezygnowaliśmy. Próbował też piłki nożnej i też nie okazała się pasją życia.
Najłatwiej inspirować maluchy. Potem dzieciaki już wolą chodzić swoimi drogami i już nie da się ich wziąć jak malucha za rękę i zaprowadzić np. na warsztaty garncarskie smile

Mój syn kiedyś chętnie chodził ze mną na basen, a teraz niekoniecznie. Pływa świetnie, ale na żadne pływackie zawody nigdy nie dał się namówić.
Ostatnio często grywa ze mną w szachy.

83

Odp: A Ty kiedy?
Winter.Kween napisał/a:

I masz w ostatnim zdaniu napisany powod dlaczego kochasz swoja nerwice i nigdy nie bedziesz chciala i mogla sie wyleczyc. Masz wymowke na wszystko, a gdybys sie wyleczyla to by sie okazalo, ze masz reke w nocniku bo zmarnowalas cale zycie na wymowki, ktore byly bez sensu..

Nieprawda , zawsze chciałam i chcę się tego pozbyć i wyleczyć. A zycie i tak mam już zmarnowane przez to.
Ciesze się tylko, bo (nie znacie tu mojej całej historii) i tak wiele już zrobiłam, bylo o wieeele gorzej, to, ze zyję jak żyję, skończyłam szkoły, pracuję, prowadzę auto, jakieś tam swoje życie - to wszystko i tak kosztowało mnóstwo pracy. Nawet czynności, które dla kogoś były naturalne, dla mnie to bywał wyczyn.
Tylko sie wkurzam, że tyle zrobiłam, a i tak znajdzie się ktoś, kto powie: jeszcze za mało, pracuj nad tyum, pracuj nad tamtym, bierz leki, zapisz się na jeszcze jedną terapię... To tak jak uczeń, który haruje, dostanie 4, a w domu ma: a czemu nie 5? Dostanie 5, a czemu nie 6? 
Już mam czasami języl na brodzie, albo komuś sie podoba moja nerwica albo nie i nic już mu na to nie poradzę. Poza tym te reakcje, to ja, gdzie się kończę ja a gdzie jest nerwica>? Może te niektóre reakcje to wynik mojego charakteru a nie choroby?


Winter.Kween napisał/a:

Jak sama zauwazylas ktos mowiacy Ci, ze jestes glupia nie robi wrazenia. Dlatego, ze wiesz, ze glupia nie jestes.  Nie ma co gadac o tym, ze kultura z podejsciem do kobiet jest sprzed stu lat... Jak sama masz to samo w  glowie? Bo sama czujesz sie gorsza?
Moglabys teoretycznie jeszcze zostac matka gdybys sie o to postarala..

Nie jestem głupia (mam nadzieję), więc nie robi to na mnie wrażenia.
Z tymi dziećmi, nie uważam, ze kobieta , która z jakiś powodów nie ma ich jest gorsza. Uważam, ze to ja nie mając ich jestem gorsza. Tylko nie pytaj czemu, zastanawiałam się milion razy i nie wiem. Mam koleżankę, ciut starszą, nie ma dzieci, wiem, ze zawsze chciała mieć - nie uważam jej za gorszą z tego powodu. Siebie już tak.




Winter.Kween napisał/a:

Ogolnie to wszystko to sa TWOJE problemy i TYLKO Twoje. Sama to udowodnilas. To Ty masz takie myslenie co do wlasnej kobiecosci i macierzynstwa, ale zwalasz to na to, ze ludzie mowia.
To Ty uzywasz nerwicy jako wymowki dlaczego nie masz rodziny, bo niby ktos powiedzial, ze do zwiazku sie nienadajesz z tym zaburzeniem. Tak naprawde to sama to myslisz.
Jak chcesz sie nie przejmowac takimi opiniami to najpierw zauwaz, ze Ty jestes problemem i Ty masz takie opinie. Bo jak sie Ciebie tutaj czyta to brzmi jak gdyby dwie inne osoby gadaly. Nie widzisz tego?.

Nie bardzo.
Co do innych ludzi, to tu na forum znakomita większość pisała, ze nie pakowałaby się w związek z taką osobą. Jakoś mnie to wtedy pamiętam dobiło. Ale z drugiej strony nie powinno, bo co mnie ma obchodzić zdanie obcych ludzi. A jednak obeszło.



Winter.Kween napisał/a:

Jedna osoba mowi 'ah, chcialam miec dzieci, przeciez to normalne!', a zaraz wlazi druga czesc Ciebie i mowi 'ale przeciez masz nerwice, to nie, to los cie pokaral'. Tobie nie jest potrzebny nikt inny bo sama jestes sfragmentowana i sama sobie dopiekasz i jak tylko cos mowisz z glowa to zaraz noge sobie podstawisz.
Mowie Ci to bo: Znam to doskonale, jako ktos kto mial nerwice od dziecinstwa i dlatego, ze to widac jak na dloni. Obudz sie.

To się akurat nie kłóci ze sobą, można chciećmieć dzieci rodzinę (czy cokolwie), ale sie tego nie ma z jakiegoś powodu (czy przez chorobe, nerwice, pecha etc..)

84

Odp: A Ty kiedy?

Oczywiscie że sztuke  twórczośc uprawia sie dla sukcesu. Uczysz sie gry na skrzypcach/fortepianie aby byc coraz lepszą i występować przed publicznoscią, nikt nie marzy o graniu w pustym pokoju. Malujesz/ rzeżbisz aby sprzedac dzieło i miec na życie. Starasz sie w tym byc coraz lepszy ale nie po to by obrazy powiesic w ciemnej piwnicy, aby by wystawic je w galerii i sciagnąc tłum ludzi. Nauka, próby i rozwój pochłaniaja czas ale pchają do przodu.
Z dziecmi jest podobnie - chcesz aby byly z zyciu szczęsliwe. Oczywiscie swiadomy rodzic wie, że to dziecko definiuje czym jest dla niego szczescie i wspiera je. Nie wiem skąd założenie, że kazdy rodxic przymusza dziecko do niekonczącej sie ilosci zajec pozalekcyjnych czy wywiera presje na oceny/wybor szkoly/ zawodu. Szczegolnie w tak negatywnych ocenach rodzicow wypowiedziały sie bezdzietne forumowiczki. Na cała klase mojego dziecka może jest 1-2 nadambitny rodxic, ale reszta nie popełnia tego błedu. Dzieci jezdza na rolkach/ deskorolkach/rowerach, lub starsze grsja w piłke, chodzą paczkami po miescie, po parku, po galeriach. Nie widzicie tych dzieci? Widzicie tylko dzieci przewozone samocjodem z zajec gry na flecia na karate a potem na hiszpanski? Moze tak jest w duzych miastach gdzie rodzic - korposzczur wychowuje swoje dzoecko - malego korposzczura. Na prowincji dzieci dslej rysuja kredą na asfalcie, bawia sie swinkami morskimi, siedzą na ławkach lub grają w pilke.

85

Odp: A Ty kiedy?
foggy napisał/a:

Z dziecmi jest podobnie - chcesz aby byly z zyciu szczęsliwe. Oczywiscie swiadomy rodzic wie, że to dziecko definiuje czym jest dla niego szczescie i wspiera je. Nie wiem skąd założenie, że kazdy rodxic przymusza dziecko do niekonczącej sie ilosci zajec pozalekcyjnych czy wywiera presje na oceny/wybor szkoly/ zawodu. Szczegolnie w tak negatywnych ocenach rodzicow wypowiedziały sie bezdzietne forumowiczki. .

Co to ma do rzeczy, że nie mam własnych dzieci, skoro sama byłam takim dzieckiem, więc wiem co mówię nie musze mieć swoich by to wiedzieć.

86

Odp: A Ty kiedy?
foggy napisał/a:

Mysle ze to ma cos wspolnego z celem i sensem zycia. Urodzilismy sie, xyjemy, powinnismy cos z tym zrobic. Mozemy oddac sie sztuce, nauce, karierze, slbo zyciu rodzinnemu. Każda z tych ról wymaga nakładu czasu, pracy i wysiłku. Tylko ze uzdolnionych ludzi jest mało, może 1% społeczenstwa. Nie kazdy może miec sukcesy w nauce czy sxtuce bo nie kazdy ma dar. Stąd rodzina (czyli dzieci) býly/ są tym spodobem dla pozostałychb99 % społeczendtwa, aby poczuc sie spełnionym. Bo jak nie nsuka, nie szyuka, nie kariera i nie rodzina to po co podejmowac  rózne wydilki w zyciu. Dla samego siebie? Radosć przeżywana samemu jest gorzka. Dikces w pracy, awans i lepsze zarobki w sytuacji gdy nie masz sie z kim tym dzielic - nie ciesza. Po co podwyżka gdy tych pieniedzy nie ma na co wydac? Mozna je oczywiscie przepuscic ale szczescia to nie da. Wracajac do tematu- pomimo rozwoju czlowieka jego potrzeby sa nie tylko materialna - są takze spoleczne/ rodzinne i posiadanie dzieci od wieków je zaspokaja. Nie bez powodu kara w naszym dpoleczendtwie polega na więxieniu - czyli izolacji od najblizszych. Człowiek bez rodziny jawi sie niejako jako człowiek ktory sam sobie taka kare wymierzył - dodatkowo dożyeotnio.

Odpowiem, jako przedstawiciel właśnie tego 1% smile Przynajmniej zaś kogoś, u kogo potrzeba rodziny czy dzieci nie jest na pierwszym miejscu.

Jak najbardziej można się realizować dla samego siebie. Aktualnie chęć samorozwoju, poświęcenia czasu, sił i środków tylko dla siebie jest dla mnie nieoceniona. Jeśli coś robię w życiu, to przede wszystkim dla siebie, bo wiem, że MNIE to najbardziej cieszy i JA SAM mogę się najbardziej z tego czerpać satysfakcję. Sam potrafię się cieszyć z życia i z tego, co ono przynosi. Pieniądze? Mogę śmiało wydać na co tylko zechcę smile Tak samo sukcesy czy awanse -dlaczego mam tego nie robić  dla samego siebie? Inaczej mówiąc: czy muszę kogoś mieć, zęby się z kimś tymi sukcesami dzielić? Moim zdaniem absolutnie nie, dlatego brak posiadania rodziny i dzieci( z jakichkolwiek powodów) nie wskazuje na to, że ktoś jest gorszy.

87 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-03 20:20:36)

Odp: A Ty kiedy?
foggy napisał/a:

Oczywiscie że sztuke  twórczośc uprawia sie dla sukcesu. Uczysz sie gry na skrzypcach/fortepianie aby byc coraz lepszą i występować przed publicznoscią, nikt nie marzy o graniu w pustym pokoju. Malujesz/ rzeżbisz aby sprzedac dzieło i miec na życie. Starasz sie w tym byc coraz lepszy ale nie po to by obrazy powiesic w ciemnej piwnicy, aby by wystawic je w galerii i sciagnąc tłum ludzi. .


A nie znasz tych wszystkich zwykłych ludzi, którzy swoje zamiłowanie artystyczne realizują w domowym zaciszu i nie mają ambicji wychodzić z tym na forum?
moja koleżanka z pracy układa przecudne bukiety, ma talent plastyczny, i wystarcza jej to co robi dla siebie oraz domu.
Ja grałabym na wymarzonym instrumencie dla siebie oraz najbliższych przyjaciół, dla czystej przyjemności a nie dla profitów.

Jeśli ktoś w swojej pasji jest tak dobry że może na niej zarabiać czy wygrywać festiwale, to dodatkowy bonus. ale brak sukcesu nie zniechęciłby mnie do robienia czegoś, co kocham, bo robię to dla siebie a nie dla poklasku.

88

Odp: A Ty kiedy?
czekoladazfigami napisał/a:

Argument każdego, któremu w życiu nie wyszło. Nie mam kariery, domu, wykształcenia. Nie mam wstaw dowolne. Zazdroszczę innym ludziom. Ale mam sukces życiowy, napłodziłem dzieci.

Tu też mam przypadek, gdy kobiecie "nic " nie wyszło, jak mówi, bo ani wykształcenia, ani dobrej  pracy nie ma, ani nie jest niezależna finansowo od swoich rodziców, po rozwodzie, ale ma 2kę dzieci i zawsze mówi, ze jest z nich dumna i inni mają to tamto czy siamto a ona ma dzieci i to jest jej największy wyczyn i duma.  Ja Rossanka mam studia i pracę, ona nie, no ale przynajmniej jak to mówi "mam dzieci" - i tym bije te moje studia i wszystkoe osiągniecia bo co to jest na przeciw posiadania rodziny. O i znów wróciłam do punktu wyjścia hmm

89

Odp: A Ty kiedy?

Kurde, Rossanko, zauważ pełną połowę szklanki, a nie tylko pustą.
Przecież równie dobrze Ty mogłabyś powiedzieć: Ja Rossanka, mam studia i pracę, a ona tylko dzieci robić umie wink
Oczywiście to byłoby równie nie w porządku jak to, o czym napisałaś, ale zobacz - to tylko kwestia myślenia.

A wartości ludzie mają różne.

90

Odp: A Ty kiedy?
rossanka napisał/a:
czekoladazfigami napisał/a:

Argument każdego, któremu w życiu nie wyszło. Nie mam kariery, domu, wykształcenia. Nie mam wstaw dowolne. Zazdroszczę innym ludziom. Ale mam sukces życiowy, napłodziłem dzieci.

Tu też mam przypadek, gdy kobiecie "nic " nie wyszło, jak mówi, bo ani wykształcenia, ani dobrej  pracy nie ma, ani nie jest niezależna finansowo od swoich rodziców, po rozwodzie, ale ma 2kę dzieci i zawsze mówi, ze jest z nich dumna i inni mają to tamto czy siamto a ona ma dzieci i to jest jej największy wyczyn i duma.  Ja Rossanka mam studia i pracę, ona nie, no ale przynajmniej jak to mówi "mam dzieci" - i tym bije te moje studia i wszystkoe osiągniecia bo co to jest na przeciw posiadania rodziny. O i znów wróciłam do punktu wyjścia hmm

Wybacz, ale to już tylko kwestia twoich kompleksów. To że ktoś urodzi i nie wychowa dwójkę patoli, to w żaden sposób nie przebija twoich sukcesów. Piętnaście minut seksu zakończone zapłodnieniem nie przebija lat pracy na wykształcenie i dobry zawód.
Co spowodowało że mamy technikę, biologię, literaturę itd., itp. na tym poziomie na którym mamy? Seks czy praca? Nasza cywilizacja istnieje tylko dzięki ciężkiej pracy tych którzy nie koncentrowali się jedynie na rozmnażaniu.

Mam kolegę, który z przyczyn technicznych nie będzie miał dzieci, bo jest homoseksualistą. Jest super facetem, madrym, miłym, uczynnym. Czy osiągnął mniej niż ja mający trójkę dzieci? Z pewnością nie. On ma pełniejszą karierę. Więcej osiągnął w sensie zawodowym i jest z tym szczęśliwy.

91

Odp: A Ty kiedy?
Lagrange napisał/a:

Wybacz, ale to już tylko kwestia twoich kompleksów. To że ktoś urodzi i nie wychowa dwójkę patoli, to w żaden sposób nie przebija twoich sukcesów. Piętnaście minut seksu zakończone zapłodnieniem nie przebija lat pracy na wykształcenie i dobry zawód.
Co spowodowało że mamy technikę, biologię, literaturę itd., itp. na tym poziomie na którym mamy? Seks czy praca? Nasza cywilizacja istnieje tylko dzięki ciężkiej pracy tych którzy nie koncentrowali się jedynie na rozmnażaniu.

Mam kolegę, który z przyczyn technicznych nie będzie miał dzieci, bo jest homoseksualistą. Jest super facetem, madrym, miłym, uczynnym. Czy osiągnął mniej niż ja mający trójkę dzieci? Z pewnością nie. On ma pełniejszą karierę. Więcej osiągnął w sensie zawodowym i jest z tym szczęśliwy.

W tym sęk,  za nawet jak mówisz ci, co urodzą i wychowują dwójkę patoli,  czuje, jakby byli ode mnie lepsi. Bo ono mają dzieci a mi się nie udało.  Wiem jak to brzmi ale tak jest. Lepsze są nawet te kobiety, które powiedzmy nie mają matury, biorą zapomogi,  nie mają pracy, mieszkają kątem  u rodziców,  dziecko mają z pierwszym lepszym  chłopakiem jakiego spotkały na swojej drodze,  może nawet samotnie wychowują dziecko, ale jako kobieta stoją  wyżej ode mnie, bo mają te dzieci. Tu, jako kobiety, nie jest ważne co mają,  co skończyły,  jak żyją, tylko czy mają dzieci.
Mówisz o technice i kulturze.  Możesz być inżynierem albo malarka malować piękne obrazy, to jako jednostka w spoleczenstwie masz wartość,  robisz coś dla nauki,  techniki czy kultury. Ale jako kobieta jesteś nikim,  bo nie masz dzieci.  (Tzn ja, nie inne kobiety,  które nie mogą mieć dzieci, albo nie chcą ich miec).

Piegowata napisałaś coś co mnie zastanowiło,  o dzieciach z twojej rodziny, że kochałaś  je, niemal traktowalas jak własne.  Zastanowiłam  się.  Też miałam,  mam w rodzinie bliższej i dalszej dzieci.  Dla mnie to były zawsze cudze dzieci, brata czy siostry, ale uczucia miałam do nich takie jak do innych członków rodziny,  babc,  dziadków,  rodziców,  wujkowi,  ciotek, kuzyn ostwa.  To byli po prostu członkowie rodziny. Ale nie kochałam ich jakby byli moimi własnymi dziećmi,  to były dla mnie obce dzieci, mogłam się z nimi pobawić,  pogadać,  popilnowac,  ale nie miałam do nich wiekszych  uczuć jak do ich np matki czyli mojej kuzynki. To są obe dzieci,  nie moje. W żaden  sposób nie pokrywaly  one moich potrzeb psychicznych. Z resztą dla tych kuzynem ich dzieci były najwazniejsze,  kochaly  je a nie np dzieci drugiej kuzynki czy brata. To była ogólnie rodzina, ale dzieci miały swoich rodziców.

92

Odp: A Ty kiedy?

Lagrange Mistrzowski post! smile

Powiem szczerze, że jak głębiej się człowiek zastanowi, to naprawdę zaczynam o milion lat świetlnych bardziej doceniać ludzi, którzy zrobili coś więcej, niż tylko dom, mieszkanie, praca i dzieci. Odczuwam niezmierzony podziw i szacunek do ludzi, którzy potrafili oddać życie za poznanie prawdy, czego by nie dotyczyła. Tym bardziej w czasach, kiedy obyczajowość czy relacje międzyludzkie wyglądały zupełnie inaczej. Akurat takie rzeczy rozumiem pod pojęciem wyższych celów smile
Natomiast zazdroszczenie ludziom, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, ALE mają dzieci - Rossanka ciężko cokolwiek powiedzieć sensownego..

93

Odp: A Ty kiedy?
bagienni_k napisał/a:

Lagrange Mistrzowski post! smile

Powiem szczerze, że jak głębiej się człowiek zastanowi, to naprawdę zaczynam o milion lat świetlnych bardziej doceniać ludzi, którzy zrobili coś więcej, niż tylko dom, mieszkanie, praca i dzieci. Odczuwam niezmierzony podziw i szacunek do ludzi, którzy potrafili oddać życie za poznanie prawdy, czego by nie dotyczyła. Tym bardziej w czasach, kiedy obyczajowość czy relacje międzyludzkie wyglądały zupełnie inaczej. Akurat takie rzeczy rozumiem pod pojęciem wyższych celów smile
Natomiast zazdroszczenie ludziom, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, ALE mają dzieci - Rossanka ciężko cokolwiek powiedzieć sensownego..

Niestety osiągnięcia w społeczeństwie nic nie znaczą. Moze ze dwa lata temu byla tu dyskusja o portalach randkowych. Chodziło o to, że trudno kogoś znalezc, zalilam się wtedy. Konkluzja była taka, że mam szansę na dużo starszego rozwodnika z dziecmi( np 53 letniego), bo mój rowiesnik 40 latek wybierze młodszą bo ona mu jeszcze urodzi dzieci. Tak mi pisaly kobiety z tego forum, że jak 40latek miałby mnie do wyboru i 30 latkę, to logiczne, że wybierze ją bo z nią jeszcze może mieć dzieci a ze mną już nie . Mogłabym napisać rozprawę naukową, wynaleźć lek na raka, mogłabym być miła, mądra, opiekuńcza, pracowita -a i tak przrkreslaloby mnie jako potencjalną partnerkę rownolatka- tak z tego wynikało. Coś jakby:nie wybrzydzaj, bierz starego rozwodnika bo z Tobą rodziny już żaden nie założy skoro może wziąć mlodsza. O czym więc tu mówimy? Wszystko sprowadza się do jednego. Poza tym czytam różne wypowiedzi, dużo mężczyzn szuka tylko partnerek do określonego wieku, bo chcą zostać ojcami zdrowych dzieci. I to są mężczyźni młodzi albo już w wieku, że sami mogliby być dziadkami. Sam więc widzisz, że tylko zdolność do posiadania dzieci się liczy, co było tu omawiane wiele razy  sama tego nie wymyśliłam. Przyznam, że dyskutując wtedy spodziewałam się, że usłyszę coś w rodzaju; na pewno ktoś się znajdzie na portalu nawet w Twoim wieku, a uslyszalam: wiesz rossanko, ale twój rowiesnik jak będzie miał do wyboru, to wybierze  młodszą bo z nią jeszcze może założyć rodzinę . Ty zaś masz szansę na 10 15 lat starszego rozwodnika z dziećmi bo on już swoje dzieci ma i kolejnych nie chce . Rozumiesz? Cała ja zostałam sprowadzona do tego, czy mogę mieć dzieci czy nie. Nie ważny był mój charakter, czy dokonania,czy styl życia czy poglądy , ważne było, czy mogę mieć dzieci. Wniosek taki, zecbez dzieci jestes gorsza, czyli mam rację. To opinia społeczeństwa.

94 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-07-12 11:12:06)

Odp: A Ty kiedy?

Sądzę, że jednym z pierwszych rzeczy, które ludzie muszą się nauczyć, jeśli chcą być w miarę szczęśliwi, to zacząć mieć za przeproszeniem wy***ne na opinie innych, co do swojego stylu życia. A co do opinii, że posiadanie dzieci na najwyższe błogosławieństwo i cudowność, jaka może tylko człowieka spotkać - nie skomentuję..
Wolałbym osobiście, żeby co roku, co najmniej kilka takich osób się rodziło na miarę obecnych czy dawnych osobistości świata nauki, kultury czy sportu, którzy mogą( choc nie muszą) poświęcić rodzinę dla pracy zawodowej, niż przeciętniaków, którzy potem siedzą sobie w biurze, sprzedają towar w sklepie czy nalewają piwo w knajpie- z całym szacunkiem dla nich i tych zawodów - ale marzą przede wszystkim o dzieciach a reszta to sprawa drugorzędna, zaś pracę traktują tylko jako zło konieczne i źródło dochodów.

Przepraszam za tak ostry ton, ale po prostu musiałem..

95

Odp: A Ty kiedy?

W sumie nie wiem po co to pisze,  bo to i tak już pozamiatane.  A tam, przynajmniej  więcej pieniędzy będę miała dla siebie, bo dzieci  to multum wydatków.  To co miałabym na nie przeznaczyć,  to przeznaczenie na siebie. To też jest dobre wyjście. No i odejdzie  mi stres, dzieci to mnóstwo stresów,  przez wiele lat. Jak małe to choroby i nie możesz spuścił z oka. Jak większe,  to jest możliwość,  że syn wpadnie w źle towarzystwo,  córka zajdzie w ciążę w wieku 15 lat. Jak tak sobie pomyślę,  od razu mi lepiej.

96

Odp: A Ty kiedy?

Takie właśnie argumenty od początku stały się dla mnie istotne, kiedy stwierdziłem sam, że nie mam zamiaru "inwestować" w potomstwo smile

97

Odp: A Ty kiedy?

Jak  sobie tak pomysle, że np były by kłopoty wychowawcze, ale takie naprawdę kłopoty,  albo dzieci były chore, ale tak poważnie chore, to od razu mi lepiej, że ich nie mam. Kto wie, jakby było.

98 Ostatnio edytowany przez CatLady (2020-07-12 12:37:58)

Odp: A Ty kiedy?
rossanka napisał/a:

smile
40latek miałby mnie do wyboru i 30 latkę, to logiczne, że wybierze ją bo z nią jeszcze może mieć dzieci a ze mną już nie .
Przyznam, że dyskutując wtedy spodziewałam się, że usłyszę coś w rodzaju; na pewno ktoś się znajdzie na portalu nawet w Twoim wieku, a uslyszalam: wiesz rossanko, ale twój rowiesnik jak będzie miał do wyboru, to wybierze  młodszą bo z nią jeszcze może założyć rodzinę . Ty zaś masz szansę na 10 15 lat starszego rozwodnika z dziećmi bo on już swoje dzieci ma i kolejnych nie chce . Rozumiesz? Cała ja zostałam sprowadzona do tego, czy mogę mieć dzieci czy nie. .

Zaś 30 latka mając do wyboru rówieśnika albo podtatusiałego pana po 40 wybierze młodszego. No chyba że ten starszy ma gruby portfel. To nie jest tak, że faceci mogą sobie przebierać w kobietach niezależnie od wieku, wyglądu i stanu zdrowia. Niejeden 40latek nie miałby żadnych szans u młodszej a o dzieciach mógłby sobie pomarzyć. Druga sprawa, że zastanawiała bym się, dlaczego ten 40latek jeszcze nie ma dzieci ani byłej żony. Większość w tym wieku już ma jakieś bagaż i chyba bym wolała takiego z bagażem niż kogoś kto w tym wieku nigdy nie był w związku. Nie każdy 40latek marzy o rodzinie, pewnie niejeden chciałby równolatkę, by się nie musieć martwić o ciążę. Nie wiesz tego. Ktoś coś napisał, a Ty uwierzyłaś, bo to potwierdziło Twoje własne widzenie siebie i świata. Sama skupiasz swoją wartość tylko na dzieciach bądź ich braku i wyszukujesz potwierdzenia tej teorii.

Po 3, czy rozwiedziony 50latek musi być jakiś gorszy? Jak fajny facet to brać, nie zastanawiać się.

Bagiennik, święte słowa.

99

Odp: A Ty kiedy?
CatLady napisał/a:
rossanka napisał/a:

smile
40latek miałby mnie do wyboru i 30 latkę, to logiczne, że wybierze ją bo z nią jeszcze może mieć dzieci a ze mną już nie .
Przyznam, że dyskutując wtedy spodziewałam się, że usłyszę coś w rodzaju; na pewno ktoś się znajdzie na portalu nawet w Twoim wieku, a uslyszalam: wiesz rossanko, ale twój rowiesnik jak będzie miał do wyboru, to wybierze  młodszą bo z nią jeszcze może założyć rodzinę . Ty zaś masz szansę na 10 15 lat starszego rozwodnika z dziećmi bo on już swoje dzieci ma i kolejnych nie chce . Rozumiesz? Cała ja zostałam sprowadzona do tego, czy mogę mieć dzieci czy nie. .

Zaś 30 latka mając do wyboru rówieśnika albo podtatusiałego pana po 40 wybierze młodszego. No chyba że ten starszy ma gruby portfel. To nie jest tak, że faceci mogą sobie przebierać w kobietach niezależnie od wieku, wyglądu i stanu zdrowia. Niejeden 40latek nie miałby żadnych szans u młodszej a o dzieciach mógłby sobie pomarzyć. Druga sprawa, że zastanawiała bym się, dlaczego ten 40latek jeszcze nie ma dzieci ani byłej żony. Większość w tym wieku już ma jakieś bagaż i chyba bym wolała takiego z bagażem niż kogoś kto w tym wieku nigdy nie był w związku. Nie każdy 40latek marzy o rodzinie, pewnie niejeden chciałby równolatkę, by się nie musieć martwić o ciążę. Nie wiesz tego. Ktoś coś napisał, a Ty uwierzyłaś, bo to potwierdziło Twoje własne widzenie siebie i świata. Sama skupiasz swoją wartość tylko na dzieciach bądź ich braku i wyszukujesz potwierdzenia tej teorii.

Po 3, czy rozwiedziony 50latek musi być jakiś gorszy? Jak fajny facet to brać, nie zastanawiać się.

Bagiennik, święte słowa.

Nie wiem, nie znam fajnych, rozwiedzionych 50 latków,  to był przykład. 
Z drugiej strony ja też jestem po 40, męża nigdy nie miałam,  dzieci tez , facet też może pomyśleć,  co z nią nie tak, że do 40 Nie ułożyło sobie życia -to działa w dwie strony.
Z tymi dziećmi tak pisałam,  ale co wyczytalam na forum, to mi to potwierdziło.  I to kobiety  pisały.  One z resztą miały swoje dzieci.

100

Odp: A Ty kiedy?
rossanka napisał/a:

.
Z tymi dziećmi tak pisałam,  ale co wyczytalam na forum, to mi to potwierdziło.  I to kobiety  pisały.  One z resztą miały swoje dzieci.

Pisały... Niech piszą. Skąd przekonanie, że to one miały rację? Uwierzyłaś, bo się to zgadza z tym co sama myślisz.

Dzieciatych bym się nie pytała, bo one z założenia będą mówić że dzieci to największe osiągnięcie, zwłaszcza jeśli przed dziećmi nie miały innych osiągnięć.

Możliwe, że obracasz się w niewłaściwym towarzystwie. Jakbyś poznała fajne babki w Twoim wieku, bezdzietne, to nie patrzyłabyś na bezdzietność jak na porażkę życiową.

101 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-13 00:34:14)

Odp: A Ty kiedy?
bagienni_k napisał/a:

Lagrange Mistrzowski post! smile

Powiem szczerze, że jak głębiej się człowiek zastanowi, to naprawdę zaczynam o milion lat świetlnych bardziej doceniać ludzi, którzy zrobili coś więcej, niż tylko dom, mieszkanie, praca i dzieci. Odczuwam niezmierzony podziw i szacunek do ludzi, którzy potrafili oddać życie za poznanie prawdy, czego by nie dotyczyła. Tym bardziej w czasach, kiedy obyczajowość czy relacje międzyludzkie wyglądały zupełnie inaczej. Akurat takie rzeczy rozumiem pod pojęciem wyższych celów smile
Natomiast zazdroszczenie ludziom, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, ALE mają dzieci - Rossanka ciężko cokolwiek powiedzieć sensownego..


A ja mam myśl: ci wszyscy wielcy tego  świata wyrośli w domach, rodzinach, ktoś ich powołał i wydał na świat.
Przestańmy wartościować, że np. wychowywanie dzieci to mniej doniosłe zajęcie niż wynalezienie szczepionki na koronawirusa. Ja protestuję. Dla mnie to w równym stopniu wartościowe.
A tym wszystkim geniuszom kto, za przeproszeniem, gacie prał, żeby oni mogli się realizować?
Trochę nie na temat, ale się zbuntowałam smile

102

Odp: A Ty kiedy?

Cieszę się ogromnie, że mam dziecko, ale gdybym nie miała, to po prostu bym nie miała. Może byłoby mi szkoda, bo naprawdę uwielbiam dzieci, ale nie czułabym się nikim gorszym.

103 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-07-13 08:45:24)

Odp: A Ty kiedy?

Nie miałem zamiaru nikogo urazić, po prostu patrzę przez swój pryzmat smile

Rozumiem, że ciężko tak do końca wyrokować, tym bardziej że i tak zdecydowana większość tych, którzy się światu czymś przysłużyli miała swoje dzieci. Mimo wszystko, życiorysy takich osób, które zdecydowały się z tego rodzinnego szczęścia zrezygnować i poświęciły swoje życie rozwoju kariery zawodowej czy innej formie aktywności prezentują zupełnie odmienne podejście, różne od większości, która to większość dopatruje się w tym przeważnie jakiegoś zdziwaczenia czy upośledzenia. Nie wspominając już o tym, że to indywidualny wybór każdego człowieka, to pewne jednostki(szczególnie w dawnych czasach) odczuwały może w sobie pewną misję do spełnienia albo chcieli po sobie coś więcej pozostawić, niż tylko swoich potomków. Być może chodzi o poczucie, że przysłużą się przyszłym pokoleniom lub po prostu zajmują się czymś, w ich mniemaniu dużo ciekawszym pożyteczniejszym, niż tzw."przeciętne życie", coś co zostanie docenione i przetrwa dużo dłużej niż jego dzieci czy wnuki. Choć tak naprawdę robią to głównie przez to, że ich to zwyczajnie kręci. Biorąc pod uwagę, choćby płatność w sektorze polskiej nauki, jest to pewnego rodzaju poświęcenie smile
Wyjątkowość pewnych ścieżek życiowych odbieram w ten sposób, że nie jest to tak powszechne i rządzi się swoimi specyficznymi prawami. Zresztą na pewne rzeczy i tak wpływu nie mamy a prać, sprzątać gotować musi każdy. Nie każdy ma jednak odwagę stanąć i powiedzieć, że woli się oddać pracom nad ową szczepionką niż pracować w biurze i przerzucać papierki od poniedziałku do piątku. Nawet może nie chodzić o
rezygnację z rodziny, ale większy wysiłek, wkład i czas poświęcony pracy. Zawsze podziwiałem ludzi, którzy nie zostawiają swojej pracy w miejscu pracy, ale wiedzą, że muszą również w domu nieraz przysiąść, zakasać rękawy i nadrobić zaległości smile
Dla mnie w każdym razie tzw. wyższe cele dotyczą raczej czegoś, co wykracz poza rodzinę, choćby wtedy, kiedy osoba samotna, ale dobrze zarabiająca, woli część swoich środków przeznaczyć na cele charytatywne niż na wydatki z myślą o własnej rodzinie.

104

Odp: A Ty kiedy?
Piegowata'76 napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Lagrange Mistrzowski post! smile

Powiem szczerze, że jak głębiej się człowiek zastanowi, to naprawdę zaczynam o milion lat świetlnych bardziej doceniać ludzi, którzy zrobili coś więcej, niż tylko dom, mieszkanie, praca i dzieci. Odczuwam niezmierzony podziw i szacunek do ludzi, którzy potrafili oddać życie za poznanie prawdy, czego by nie dotyczyła. Tym bardziej w czasach, kiedy obyczajowość czy relacje międzyludzkie wyglądały zupełnie inaczej. Akurat takie rzeczy rozumiem pod pojęciem wyższych celów smile
Natomiast zazdroszczenie ludziom, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, ALE mają dzieci - Rossanka ciężko cokolwiek powiedzieć sensownego..



A ja mam myśl: ci wszyscy wielcy tego  świata wyrośli w domach, rodzinach, ktoś ich powołał i wydał na świat.
Przestańmy wartościować, że np. wychowywanie dzieci to mniej doniosłe zajęcie niż wynalezienie szczepionki na koronawirusa. Ja protestuję. Dla mnie to w równym stopniu wartościowe.
A tym wszystkim geniuszom kto, za przeproszeniem, gacie prał, żeby oni mogli się realizować?
Trochę nie na temat, ale się zbuntowałam smile

O tym mówię. Nie ważne dokonania, z resztą jakie dokonania, bądźmy szczerzy, kto wynajdzie lek na raka czy dostanie Nobla. Większość ludzi żyje sobie zwyczajnie i do historii nie przejdzie. Jednak możesz być samodzielna, nie wisieć na nikim, być rozgarnieta, wykształcona, sama na siebie zarabiać, a przy samotnej matce żyjącej kątem u rodziców, jesteś nikim bo ona ma dziecko, nie Ty. Co tam praca i jakieś tam Twoje życie. Ona jest matką, a matki praca jest 24 godziny na dobę, a nie jakaś twoja, tylko 8godzinna.
Nie jesteś matką to sobie możesz tytuły naukowe powiesić na ścianie, bo one nic nie znaczą.

105

Odp: A Ty kiedy?

Hmm, ciężko dyskutować z kimś, kto się tak nakręca i wręcz sobie wmawia coś, czego nie chce. Zgodzę się z Kolegą Langrange, że to już zahacza o poważne kompleksy, bo nakręcasz się bez przerwy i nakręcasz a nie możesz w końcu przestać patrzeć na świat, przez opinie, stereotypy czy wyobrażenia. Jeśli zatem dla kogoś rozwój zawodowy, kariera tytuły czy osiągnięcia i dokonania są ogromnie ważne a może i nawet ważniejsze niż rodzina, to i tak nie jesteś w stanie w to uwierzyć. Bo lepiej mieć rodzinę i głodem przymierać niż być samemu( bez rodziny i dzieci), ale prowadzić ciekawe, szczęśliwe i  ekscytujące życie..
I nie chodzi mi o to, że praca matki trwa 24 godz/dobę, ale o to, że skoro 9 na 10 kobiet spełnia się w roli matek, to ta jedna wcale nie musi odczuwać takiej potrzeby. Osobiście życie prywatne czy rodzinne moich znajomych wcale mnie nie interesuje, zawsze wolę rozmawiać o wszelkich sprawach, tylko nie o tych osobistych. Poza tym, rzadko się mówi o tym, że ktoś może niby być spełniony w życiu osobistym a w zawodowym już niekoniecznie, tak jakby to nie miało zupełnego znaczenia czym się zajmuje człowiek w życiu...

106

Odp: A Ty kiedy?
bagienni_k napisał/a:

Hmm, ciężko dyskutować z kimś, kto się tak nakręca i wręcz sobie wmawia coś, czego nie chce. Zgodzę się z Kolegą Langrange, że to już zahacza o poważne kompleksy, bo nakręcasz się bez przerwy i nakręcasz a nie możesz w końcu przestać patrzeć na świat, przez opinie, stereotypy czy wyobrażenia. Jeśli zatem dla kogoś rozwój zawodowy, kariera tytuły czy osiągnięcia i dokonania są ogromnie ważne a może i nawet ważniejsze niż rodzina, to i tak nie jesteś w stanie w to uwierzyć. Bo lepiej mieć rodzinę i głodem przymierać niż być samemu( bez rodziny i dzieci), ale prowadzić ciekawe, szczęśliwe i  ekscytujące życie..
I nie chodzi mi o to, że praca matki trwa 24 godz/dobę, ale o to, że skoro 9 na 10 kobiet spełnia się w roli matek, to ta jedna wcale nie musi odczuwać takiej potrzeby. Osobiście życie prywatne czy rodzinne moich znajomych wcale mnie nie interesuje, zawsze wolę rozmawiać o wszelkich sprawach, tylko nie o tych osobistych. Poza tym, rzadko się mówi o tym, że ktoś może niby być spełniony w życiu osobistym a w zawodowym już niekoniecznie, tak jakby to nie miało zupełnego znaczenia czym się zajmuje człowiek w życiu...

Ale dlaczego mnie nie wolno było mieć takich marzeń?  Za mąż i 2 dzieci-byłam pewna, że będę to miała przed 30. W między czasie, praca, studia, rozwijanie swoich umiejetnosci  nie wydają mi się te marzenia jakieś wygórowane.  Jak miałam 20 lat, to może nie chciałam mieć od razu dzieci, bo bym nie była ich w stanie utrzymać,  ale już tak między 25-30 czemu nie. Nigdy nie chciałam być starą  matką, a za takie uważałam matki po 30, oczywiście jak miałam 20 lat. Z perspektywy 20 latki 30 latka jest stara. Wiem czego chciałam,  mam na myśli dzieci, a czemu mam soboe teraz wmówiąc,  że nie chciałam?
Bagiennik mas 32 lata, ironia losu by była,  jakbyś koło 40 został ojcem, miał żonę,  dwoje dzieci i tak dalej, bo w sumie wszystko jest jeszcze możliwe, choć teraz zaczekasz  sie ze nie chcesz.

107

Odp: A Ty kiedy?
CatLady napisał/a:
rossanka napisał/a:

.
Z tymi dziećmi tak pisałam,  ale co wyczytalam na forum, to mi to potwierdziło.  I to kobiety  pisały.  One z resztą miały swoje dzieci.

Pisały... Niech piszą. Skąd przekonanie, że to one miały rację? Uwierzyłaś, bo się to zgadza z tym co sama myślisz.

Dzieciatych bym się nie pytała, bo one z założenia będą mówić że dzieci to największe osiągnięcie, zwłaszcza jeśli przed dziećmi nie miały innych osiągnięć.

Możliwe, że obracasz się w niewłaściwym towarzystwie. Jakbyś poznała fajne babki w Twoim wieku, bezdzietne, to nie patrzyłabyś na bezdzietność jak na porażkę życiową.

Właśnie  jak przeglądam moich znajomych, to mało kto dzieci nie ma. Niektórzy nawet pomału zostaja już dziadkami, a niektóre koleżanki mają dość małe jeszcze dzieci. Mam jedną koleżankę że studiów,  chcieli mieć  mężem dzieci, ale z powodow medycznych nie mają.  Druga  koleżanka ze szkoly nie ma ani dziecka ani męża,  nawet faceta nigdy nie miała,  jak na ironię pamiętam jak miałyśmy po17 lat i ona już mówiła,  że lubi dzieci,  chciałaby mieć dzieci, męża i pełną rodzinę.  I jak na ironię,  jej rok starsza kuzynka nigdy jakoś nie byla prorodzinna,  lubila sie bawić,  szaleć,  chłopaków miała tylu,  że co miesiąc inny, jeszcze jednego nam nie przedstawiła a już była z innym, przy czym okropnie wybredna,  bo ten za biedny, tamten jej się nie podoba,  tamten rozwodnik  z dzieckiem, a tamten niewyksztalcony,  mimo tego kuzynka ta ma męża i 3 dużych już dzieci, a nie ta moja koleżanka,  co to od kad pamietam chciała mieć własną rodzinę.  Los bywa dziwny.

108 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-07-13 11:13:50)

Odp: A Ty kiedy?

Rossanko, wolno mieć marzenia, ale szkoda tracić życie, spokój i humor na roztrząsanie braków.
Bagiennik, absolutnie nie poczułam się urażona Twoi postem. Po prostu zwróciłam uwagę na swoistą wojenkę między "dzietnymi" i bezdzietnymi, na fakt wartościowania. A przecież nie byłoby geniiuszy bez ich rodziców, przecież poza spektakularnymi dokonaniami ludzkości stoi mnóstwo "pracy u podstaw", tej skromnej, niedocenianej, a przecież jakże ważnej.
Z drugiej strony bardzo popieram osoby, które nie mogąc realizować się na danym polu, znajdują sobie inne i czerpią z niego satysfakcję. Mnóstwo jest przykładów w literaturze, choćby ksiądz Robak, któremu nie powiodło się w miłości (choć akurat syna udało mu się powołać na świat wink ) Jest wiele sposobów na skompensowanie sobie braków. Taki Korczak nie ułożył sobie życia osobistego, a całe życie poświęcił dzieciom.

Jak napisałam, ja dziecko już mam, ale dzieciaki lubię w ogóle i matkuję wszystkim dookoła wink. W sobotę miałam pod oknem czteroosobową czeredę, którą częstowałam smażonymi na obiad racuchami. Najmłodszemu, dwulatkowi wycierałam umorusaną buzię i żartowałam, że jest dyrektorem, bo siedział na najwyższym krześle.
Gdybym nie miała własnego potomstwa, żyłabym tak samo. To nawet wygodne, bo na zasadzie pełnej dobrowolności, gdy własne dziecko to nie wyłącznie pasmo rozkoszy.

109

Odp: A Ty kiedy?

Biorąc pod uwagę, że dzisiaj generalnie kobiety trochę później wychodzą za mąż i może tez rodzą dzieci, to nie powiedziałbym, że osoba koło 30-stki to "stara matka". Akurat wśród moich znajomych kobiety zostają matkami bliżej 30-stki niż 20-stki.
W tym całym wątku, chodzi mi właśnie o to, żeby zbyt nie roztrząsać tych swoich braków i móc jakoś jej sobie skompensować. Nie da się mieć wszystkiego i warto o tym pamiętać. W tej całej "wojence" widzę po prostu zbyt często, jak dochodzi do wielkiego zdziwienia, jeśli ktoś PRZEDE WSZYSTKIM nie myśli o rodzinie i dzieciach. Osoby z bardzo rozwiniętą potrzebą posiadania dzieci i ciepłego rodzinnego domu, nie mogą pojąć, że ktoś może i jest w stanie mieć szczęśliwe życie bez rodzicielstwa, nawet jeśli w swoim życiu zajmuje się czymś naprawdę szlachetnym i wartościowym, gdzie chociażby pomaga innym. Moim zdaniem ciężko, żeby to tak bardzo schodziło na dalszy plan czy wręcz stawało się nieistotne, jeśli ktoś tej własnej rodziny nie ma. Skoro cały czas się realizuje w swoim zawodzie czy innych zajęciach, to skąd wniosek, że nie ma to dla niego znaczenia?

110

Odp: A Ty kiedy?
Wielokropek napisał/a:

Dlaczego uważasz, że bycie matką nobilituje? Dlaczego twierdzisz, że wszystkie inne osiągnięcia/sukcesy są nieistotne?

Ja mogę wypowiedzieć się za siebie, bo jestem w podobnej sytuacji. Uważam, że inne sukcesy są nieistotne, bo ludzie je za takie uważają. Gdy spotykam znajomych, to pierwsze (a czasami jedyne) pytanie pada: wyszłaś za mąż? masz dzieci?Inne sprawy w ogóle ich nie interesują. Nawet ostatnio znajoma mojej mamy, która nota bene mnie w ogóle nie zna, w życiu ze mną nie rozmawiała, może widziała mnie raz jako małe dziecko, jedyne o co zapytała moją mamę, to czy wyszłam za mąż i czy mam dzieci. Jak moja mama odpowiedziała, że nie to ona na to: "czas najwyższy". Baba, dla której jestem całkowicie obca.

Jest taka prawidłowość, że ludzie doczepią się tego, czego ci brakuje. Tylko dziwnym trafem nie jest to nigdy brak wykształcenia, brak pasji...

Tak, uważam że kobiety bezdzietne uważane są za gorsze. A jak się jeszcze do tego nie ma męża czy partnera to w ogóle dramat.

111

Odp: A Ty kiedy?
saphiregirl napisał/a:
Wielokropek napisał/a:

Dlaczego uważasz, że bycie matką nobilituje? Dlaczego twierdzisz, że wszystkie inne osiągnięcia/sukcesy są nieistotne?

Ja mogę wypowiedzieć się za siebie, bo jestem w podobnej sytuacji. Uważam, że inne sukcesy są nieistotne, bo ludzie je za takie uważają. Gdy spotykam znajomych, to pierwsze (a czasami jedyne) pytanie pada: wyszłaś za mąż? masz dzieci?Inne sprawy w ogóle ich nie interesują. Nawet ostatnio znajoma mojej mamy, która nota bene mnie w ogóle nie zna, w życiu ze mną nie rozmawiała, może widziała mnie raz jako małe dziecko, jedyne o co zapytała moją mamę, to czy wyszłam za mąż i czy mam dzieci. Jak moja mama odpowiedziała, że nie to ona na to: "czas najwyższy". Baba, dla której jestem całkowicie obca.

Jest taka prawidłowość, że ludzie doczepią się tego, czego ci brakuje. Tylko dziwnym trafem nie jest to nigdy brak wykształcenia, brak pasji...

Tak, uważam że kobiety bezdzietne uważane są za gorsze. A jak się jeszcze do tego nie ma męża czy partnera to w ogóle dramat.

Też mam takie spostrzeżenia. Jeśli natomiast powiesz, tak mam męża i dzieci, ale stracilam pracę,  nie mogę znaleźć żadnej i żyje na pensji  męża,  ludzie pokrywają głowami, ale traktują to jak przejściowy problem. Teraz pracy nie masz, ale przecież kiedyś będziesz mieć,  ważne, żemasz rodzinę.  Odwrotnie jak powiesz, że masz prace i mieszkanie ale brak rodziny.  To beda współczuc, ewentualnie pomyślą,  co z nią jest nie tak.
Jescze mi się przypomnialy te różne akcje, gdy kobieta ma Np nowotwór  i ma dzieci, to słyszy,  walcz, masz dla kogo żyć,  twoje życie ma sens. Wychodzi na to, że jak dzieci nie ma to możesz umrzeć,  bo czy żyjesz czy nie, jest to nieistotne. Tak jak na przykład kobieta ginie w wypadku, to jak miałam dzieci to ludzie mówią,  taka tragedia,  osierocila dwoje dzieci,  a jak dzieci nie ma to mówią,  na szczęście nie miała dzieci.

112

Odp: A Ty kiedy?

Myślę, że brak dzieci można odczytać jako porażkę jeśli sięchciało je mieć, ale nie wyszło. Wtedy te głupie pytania od ludzi bolą.

Ja nie mam dzieci, bo nigdy, jak sięgam pamięcia, ich nie chciałam, więc to, że jakaś tam ciotka, czy koleżanka sąsiadki kuzynki uzna, że to jest porażka, że mi sie w życiu nie ułożyło po mnie po prostu spływa. Tzn. jest to może wkurzajace, w sensie, że to nie jest obcych osób sprawa i nie życzę sobie wtrącania się w moje życie, ale zupełnie mnie to nie boli, nie wywołuje to we mnie poczucia porażki.

Też zauważyłam to, o czym pisze rossanka wyżej - że jak kobieta dzieciata umrze w wypadku to tragedia, bo dzieci osierociła, a jak bezdzietna, to nieważne. Jest dużo hejtu w stronę bezdzietnych - pamiętam, jak juz dość dawno temu zmarła jakaś aktorka, w dość podeszłym wieku, nie pamietam imienia, próbowałam googlować, ale bez rezultatu - w kazdym razie ona nigdy nie miała dzieci i otwarcie mówiła, że dobrze jej z tym, że tego nie żałuje i pamiętam taki paskudny komentarz pod artykułem, że po co takie coś tyle żyje... Przyznam, że nie pojmuję tej nienawiści, tej złości, pogardy ze strony dzieciatych w stronę bezdzietnych.

Nie mam dzieci, bo nie chcę, ale nie potępiam ludzi, którzy je mają, nie obrzucam błotem. Ale sama muszę się liczyć, że jestem widziana jako dziwadło, egoistka i co tam jeszcze. Jakby kobieta nie miała prawa wyboru. I to zazwyczaj inne kobiety atakują najbardziej złośliwie. Ze strony facetów jest albo ciekawość, dlaczego nie, albo pobłażliwe "jeszcze Ci się odmieni, jeszcze zechcesz", ale nie ma tej nienawiści, wyzwisk... Nie pojmuję tego.

113

Odp: A Ty kiedy?
rossanka napisał/a:

Tak jak na przykład kobieta ginie w wypadku, to jak miałam dzieci to ludzie mówią,  taka tragedia,  osierocila dwoje dzieci,  a jak dzieci nie ma to mówią,  na szczęście nie miała dzieci.

Wydaje mi się, że może bardziej pod kątem dzieci. W sensie taka tragedia, dzieci żal, bo bez matki zostały. Z kolei ludzie też mówią "taka tragedia, taka piękna była". A jakby była brzydka, to już nie szkoda?  (ot taka moja dygresja)

114

Odp: A Ty kiedy?

Najgorzej jak brzydka i bezdzietna big_smile

115

Odp: A Ty kiedy?
CatLady napisał/a:

Najgorzej jak brzydka i bezdzietna big_smile

I ma dobrą pracę, bo karierowiczka, pewnie odkladala  dzieci na później,  dorobiła się,  a na ciaze już zrobiło się za późno.  Jak ma beznadziejna pracę to lepiej, bo mówią czasem, biedulka dzieci nie ma i  praca też jej nie wyszła.

116

Odp: A Ty kiedy?

To już zakrawa na jakiś absurd, żeby wartościować człowieka czy żałować jego przykrego losu lub śmierci w zależności od tego, czy ma dziecko czy nie. Gdzie to ku** dąży? Człowiekowi się słabo robi na samą myśl czy też kiedy czyta tego typu komentarze gdzieś na forach, iż posiadanie dziecka wyznacza czyjąś wartość..Jak bardzo proste by to było, gdyby ludzie po prostu nie wkładali bezczelnie nosa w nieswoje sprawy. Tylko uczucie nienawiści czy złości to jedno, ale to przejmowanie się opinią innych zwracanie uwagi na to, jak ktoś śmie decydować czy wpływać na moje życie - skąd TO się bierze? Można zrozumieć, że jest się istotą stadną, ale do jasnej anielki -istnieje gdzieś granica bzdury! Od siebie mogę powiedzieć, że akurat bardziej nieszczęśliwy czy przegrany czułbym się, gdybym miał rodzinę, ale musiałbym codziennie użerać się w nieszczęśliwej pracy, nie mając w życiu na nic więcej czasu, tylko na same "domowe obowiązki", niż mieć święty spokój od tego całego galimatiasu rodzinnego, ale za to cieszyć się każdym dniem życia, odlotową pracą i innymi  aktywnościami. To są oczywiście dwie skrajności, rzadko spotykane, ale akurat przedstawiłem, którą z nich zdecydowanie bym wybrał.

117

Odp: A Ty kiedy?

Niby mamy nowoczesne czasy, nikogo już nie gorszy stara panna, kawaler, samotne macierzyństwo,  rozwody, życie bez ślubu. Ale to tak pozornie. Małżeństwo bez dzieci jest "gorsze" niż małżeństwo z dziećmi,  bo wiadomo, egoisci,  wygodniccy. Rozwodka  jest lepsza niż panna (autentyczny tekst od paru znajomych osob), bo ktoś ją jednak chciał, tylko jak bywa w życiu,  małżeństwo nie wyszlo  a panna wybrzydzała,  albo jest coś z nią nie tak. Panna z dzieckiem jest "wyzej"niż bez dziecka, no bo ma dla kogo żyć,  i ogólnie zna się na życiu,  niż panienka bez dzieci, co to na życiu nie zna się nic a nic, choćby miała już 60 lat.  Nie wiem, moze na zachodzie jest inne podejście,  ale u nas jest jak jest. Ktos tu wyżej napisał,  że nawet obce obiektywnie osoby, pytają nie czy ktoś ma prace, gdzie mieszka, co robi, ale najważniejsze pytanie, czy ma rodzinę  i dzieci.

118

Odp: A Ty kiedy?

Ale to NIE SĄ żadne fakty ani sprawdzone wnioski, tylko nic innego jak durne i kretyńskie uprzedzenia. Trzeba w końcu zdać sobie sprawę, że stereotypy to tylko stereotypy. Każdy sobie może mówić, co chce, ale jak ma się na to całkiem wywalone, to nie powinno nas to w ogóle obchodzić. Można sobie wyrobić ten odruch, kiedy wszystko spływa po nas jak po kaczce i  naprawdę czyjeś opinie mamy tam, gdzie kończy się pewna część układu pokarmowego. Nie warto bez przerwy przytaczać i powtarzać zasłyszanych opinii, bo to nic innego jak samobiczowanie się. Stereotypy na temat bezdzietnych są tak samo słuszne i prawdziwe, jak te o kobietach, jako fatalnych kierowcach czy traktowaniu każdego muzułmanina jako terrorysty.

119

Odp: A Ty kiedy?

Może i po mnie by spływa ło,  jakbym nigdy tego nie chciała. W wieku 43 lat miałam już mieć dawno dzieci, może nawet już nastolatki. Czasem budzę się i myślę,  jak to się mogło stać,  to niemożliwe.  Jakoś szalenczego powodzenia jako 20 latka nie miałam,  ale byłam raczej przekonana, że jak będę miał 40lat to juź dawno bede miała tą  rodzinę,  dzieci, będę biegać na wywiadowki  i będziemy jeździć na kemping nad jezioro we 4 ke  (bo dzieci miało być 2), weźmiemy też psa, bo pies też mial byc. Miałam mieć zwykłe  życie zwykłej Polki,  tak sobie wyobrażałam mając te powiedzmy 25 lat. Owszem, wiedziałam,  że będzie większa odpowiedzialność,  życie już nie będzie takie samodzielne, w znaczeniu, że będę się musiała  liczyć z dziećmi,  a tu grubo ponad dekadę niespodzianka, bo nadal tych dzieci nie mam a i teraz balabym się już ryzykować.  Co więc dalej robic? Trochę jestem w kropce.  Znajduje sobie różne zajęcia,  nowe hobby, ale to zupełnie nie działa. Chyba czas się pogodzić z tym po prostu. 
Jak byłam młoda,  słyszałam o 40 latkach, które wariują,  bo nie mogą mieć już własnej rodziny,  pamiętam,  że współczulam  im, jednocześnie się dziwiłam,  że przez 20 lat nie zdążyły mieć tej swojej rodziny, urodzić,  więc chyba coś z nimi jest nie tak.  Teraz sama jestem jedną  z tych osób.  Zadziwiające. Mimo tego wszystkiego złoszcze  się na siebie, bo niepotrzebnie się tak nakrecam,  powinnam to olać, bo mi to nie służy.

120

Odp: A Ty kiedy?

Pomijając już opinie innych, to jeśli czegoś naprawdę nie możemy mieć, to co nam pozostaje jak to zaakceptować i pogodzić się z tym? Bo czemu mają służyć żale i narzekania? Czy w czymś pomogą? Może to też kwestia zbyt wyidealizowanych marzeń, choć bardziej pasują tu określenia "plany" zamiast marzeń, zbyt szczegółowo ułożone. Kiedy zatem coś się nie udaje, to tym większe rozczarowanie się pojawia..

121

Odp: A Ty kiedy?
bagienni_k napisał/a:

Pomijając już opinie innych, to jeśli czegoś naprawdę nie możemy mieć, to co nam pozostaje jak to zaakceptować i pogodzić się z tym? Bo czemu mają służyć żale i narzekania? Czy w czymś pomogą? Może to też kwestia zbyt wyidealizowanych marzeń, choć bardziej pasują tu określenia "plany" zamiast marzeń, zbyt szczegółowo ułożone. Kiedy zatem coś się nie udaje, to tym większe rozczarowanie się pojawia..

Niby tak, ale nie uważam,  żebym chciała czegoś bardzo niezwykłego.  Jakbym napisała,  że nie zostałam gwiazdą  kina mieszkającą w rezydencji LA, to można by było powiedzieć,  cóż wybujale ambicje,  ale czasem nie wychodzi, ale rodzina, dzieci, to jest dość powszechne dookoła. Tak mnie wzięło na przemyślenia w izolacji wiosennej.

122

Odp: A Ty kiedy?

Tak sobie teraz myślę, że jednak poziom odczuwania tego rozczarowania bierze się stąd, że cały czas marzyłaś i miałaś przed oczami ten scenariusz, wręcz idealny i doskonały. Poza tym, nawet jeśli czegoś chcemy, ale nie jesteś,my  W TEJ KONKRETNEJ chwili na coś gotowi, to pojawiające się zewsząd naciski i przytyki niczego nie zmienią- decyzja należy i tak do nas. Dlatego może na styku dwóch różnych pokoleń mogą zachodzić spięcia, jeśli tacy rodzice chcieliby, żeby ich córka/syn postarali się o dziecko czy założyli wcześniej rodzinę a sami zainteresowani tego nie wykluczają, ale chcą przez kilka lat zadbać o swój rozwój zawodowy czy realizację pasji i zajęć dodatkowych. Między pokoleniem moich rodziców a moim( lub niewiele starszym) widać różnicę, gdyż sporo starszych osób nie rozumie i nie zna tego "fenomenu" kariery i przyjemności, bo nie było im dane tego zaznać.

123 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-07-20 12:51:35)

Odp: A Ty kiedy?
bagienni_k napisał/a:

Tak sobie teraz myślę, że jednak poziom odczuwania tego rozczarowania bierze się stąd, że cały czas marzyłaś i miałaś przed oczami ten scenariusz, wręcz idealny i doskonały. Poza tym, nawet jeśli czegoś chcemy, ale nie jesteś,my  W TEJ KONKRETNEJ chwili na coś gotowi, to pojawiające się zewsząd naciski i przytyki niczego nie zmienią- decyzja należy i tak do nas. Dlatego może na styku dwóch różnych pokoleń mogą zachodzić spięcia, jeśli tacy rodzice chcieliby, żeby ich córka/syn postarali się o dziecko czy założyli wcześniej rodzinę a sami zainteresowani tego nie wykluczają, ale chcą przez kilka lat zadbać o swój rozwój zawodowy czy realizację pasji i zajęć dodatkowych. Między pokoleniem moich rodziców a moim( lub niewiele starszym) widać różnicę, gdyż sporo starszych osób nie rozumie i nie zna tego "fenomenu" kariery i przyjemności, bo nie było im dane tego zaznać.

Szczerze, to na karierze jakoś specjalnie mi nie zależało.  Studia, różne kursy, podyplomowke,  szkolenia-to zrobiłam niejako przy okazji i dobrze, bo dziś nie miałabym ani rodziny, ani wykształcenia czy pracy.  Z resztą nie takie kariery ludzie robią,  bo ja w sumie danej kariery nie mam. Jedna koleżanka, studia, potem doktorat, etat na uczelni,  dwa języku obce, mężatka,  mąż,  dwoje dzieci.  Druga koleżanka studia, podyplomowka,  kierownicze stanowisko i tzw mąż i 2 dzieci. Trzecia dwa fakultaty, biegły angielski, praca tłumacza,  niezła kasa, mąż i jedno dziecko, kolejna studia, własna firma handlowa, mąż też biznesy kręci,  po ślubie już są 15 lat, córka kończy podstawówke.  Kariera w niczym nie przeszkadza. Z resztą nie takie kariery i biznesy ludzie robią,  a zakładają rodziny. Z drugiej tronu ci, którzy nie mają wykształcenia,  dobrej pracy, umiejetnosci-w śród nich też nie wszyscy mają dzieci, rodziny,  różnie to bywa.

Posty [ 66 do 123 z 123 ]

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024