Nie wiem jak on dlugo jest w kraju, ale nie widze nic dziwnego w tym, ze jej rodzina nie bierze od niego kasy na zycie i daje mu jedzenie za darmo?
Moja babcia bylaby wrecz smutna gdyby ktos sloikow nie wzial, nawet jesli mowa o moim kumplu.
Za darmo bylam u obcych na couchsurfingu, a co dopiero u znajomych czy rodziny?
66 2020-06-16 12:33:23 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-06-16 12:34:39)
Nie wiem jak on dlugo jest w kraju, ale nie widze nic dziwnego w tym, ze jej rodzina nie bierze od niego kasy na zycie i daje mu jedzenie za darmo?
Moja babcia bylaby wrecz smutna gdyby ktos sloikow nie wzial, nawet jesli mowa o moim kumplu.
Za darmo bylam u obcych na couchsurfingu, a co dopiero u znajomych czy rodziny?
To samo mówiłam, że może on to traktuje jak poczęstunek nie jak inwestycje. Jak mam gości to ich karmię i nie przyjdzie mi do głowy wyliczanie co i za ile.
Zielony_Domek napisał/a:Winter.Kween napisał/a:Dla mnie to tutaj filozofii zadnej niema.
NIGDY, NIGDY w zyciu nie wylozylabym 50 tysiecy w cos co jest moje tylko na czas trwania jakiegos zwiazku. Zwyczajnie NIE.
Wydaj na cos lepszego.Zgoda w 100%.
Autorko postu: zostaniesz z niczym jeśli się Wam nie uda.
Zbieraj na swoje mieszkanie.A to też zgoda, nie dawaj tych 50 tys jako tzw wykończenie mieszkania, albo dorzucenie się do wkładu. Tak samo jakbyś Ty dawała to 300 tys, a facet 50 i domagał się równego udziału. Miłość miłością, ale róznie bywa i na nikogo nie można liczyć na 100%.
Miałam kiedyś taką sytuację, że dostałam od rodziców większe mieszkanie, aby być uczciwą wobec obecnego (całe szczęście już byłego partnera) zaproponowałam mu, że może to mieszkanie być nasze, ale w związku z tym, że nie był mężem - musiałby zapłacić 15 tysięcy podatku (mieszkanie 3 pokojowe), wyśmiał mnie.
Warto jest mieć coś swojego, ja nie twierdzę, że autorka ma się domagać współwłasności, bo dokłada te 50 tysięcy, a nie 300 tysięcy, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że jak się posypie to zostanie z niczym. Bo na jakiej podstawie on jej odda te pieniądze, wtedy wymyśli, że mieszkała i eksploatacja....
Wolałabym dołożyć do swojego, wtedy obie strony zadowolone. Żadnych dysproporcji.
Doczytałam, że nawet nie jesteście zaręczeni skąd wię c już te plany mieszkaniowe? Dziwne.
70 2020-06-16 13:15:39 Ostatnio edytowany przez lisseo (2020-06-16 13:20:22)
Ja rozumiem, że facet próbuje się zabezpieczyć, ale on nawet nie chce współpracować, wziąć wspólnego kredytu, wspólnie to jakoś ogarnąć, nie oświadcza się, nie wspomina o legalizacji związku, ale żeruje na niej, rodzicach (to słabe) i jeszcze chętnie przytuliłby 50 tysięcy. Ślub to dla niego wydatek, czyli niby oszczędny, ale na bibę by wydał, można wziąć skromny cywilny ślub, no ale to już prawne wiązanie się i jakieś obietnice
EDIT: No tak jak Rossanka wyżej pisze, to też jest rzeczywiście dziwne, że taki plan się zrodził bez żadnych innych ustaleń. Może on nie jest tego świadomy ? Może to błąd w komunikacji no lub jest wyjątkową gnidą. Hmmmm.
Facet chyba zbyt poważnie przerzuca swoje nawyki oszczędnościowe a przede wszystkim kalkulacyjne podejście do życia na relację z drugim człowiekiem.
Facet chyba zbyt poważnie przerzuca swoje nawyki oszczędnościowe a przede wszystkim kalkulacyjne podejście do życia na relację z drugim człowiekiem.
Tego nie wiemy, znamy relacje z jednej strony.
Z resztą jakie nawyki. Przyjeżdża do kobiety, ta go częstuje obiadem. To ma płacić za to? Z resztą to nieobowiązkowe, niech go Autorka nie karmi, niech np idą do restauracji.
bagienni_k napisał/a:Facet chyba zbyt poważnie przerzuca swoje nawyki oszczędnościowe a przede wszystkim kalkulacyjne podejście do życia na relację z drugim człowiekiem.
Tego nie wiemy, znamy relacje z jednej strony.
Z resztą jakie nawyki. Przyjeżdża do kobiety, ta go częstuje obiadem. To ma płacić za to? Z resztą to nieobowiązkowe, niech go Autorka nie karmi, niech np idą do restauracji.
Już to widzę, przecież on oszczędza
rossanka napisał/a:bagienni_k napisał/a:Facet chyba zbyt poważnie przerzuca swoje nawyki oszczędnościowe a przede wszystkim kalkulacyjne podejście do życia na relację z drugim człowiekiem.
Tego nie wiemy, znamy relacje z jednej strony.
Z resztą jakie nawyki. Przyjeżdża do kobiety, ta go częstuje obiadem. To ma płacić za to? Z resztą to nieobowiązkowe, niech go Autorka nie karmi, niech np idą do restauracji.Już to widzę, przecież on oszczędza
No i dobrze. Mieszkanie samo się nie kupi
Zielony_Domek napisał/a:rossanka napisał/a:Tego nie wiemy, znamy relacje z jednej strony.
Z resztą jakie nawyki. Przyjeżdża do kobiety, ta go częstuje obiadem. To ma płacić za to? Z resztą to nieobowiązkowe, niech go Autorka nie karmi, niech np idą do restauracji.Już to widzę, przecież on oszczędza
No i dobrze. Mieszkanie samo się nie kupi
No i fajnie, ale jeśli taki samodzielny jest to może niech sobie am zrobi i zapłaci za jedzenie ?
rossanka napisał/a:Zielony_Domek napisał/a:Już to widzę, przecież on oszczędza
No i dobrze. Mieszkanie samo się nie kupi
No i fajnie, ale jeśli taki samodzielny jest to może niech sobie am zrobi i zapłaci za jedzenie ?
Bez sensu idziesz do swojego faceta i rodziców na obiad i płacisz za to? Przyjeżdza do Ciebie chłopak i płaci z zupe i schabowy?
Po za tym nadal nie rozumiem, skoro on taki skąpiec, cwaniak, wygodnicki, dusigrosz, skoro nie dał pierścionka i nie chce uroczystości weselnych, to dlaczego Autorka z nim jeszcze siedzi? Tego pojąć nie mogę?
Zamiast tego wałkowany jest temat przyszłego mieszkania.
Jakoś ciężko jest mi sobie wyobrazić, że ktoś mógłby nie wydawać praktycznie nic na inne potrzeby, poza odkładaniem kasy na coś niby konstruktywnego, ale przesłaniającego mu właściwie wszystko. Kwota, jaką się wydaje na jedzenie jest z pewnością nieporównywalnie mniejsza niż kasa odkładana na mieszkanie. Nie każda restauracja z kolei to jakaś knajpa typu Gessler, gdzie zostawia się na obiedzie pół pensji, można skorzystać z czegoś tańszego.
lisseo napisał/a:rossanka napisał/a:No i dobrze. Mieszkanie samo się nie kupi
No i fajnie, ale jeśli taki samodzielny jest to może niech sobie am zrobi i zapłaci za jedzenie ?
Bez sensu idziesz do swojego faceta i rodziców na obiad i płacisz za to? Przyjeżdza do Ciebie chłopak i płaci z zupe i schabowy?
Po za tym nadal nie rozumiem, skoro on taki skąpiec, cwaniak, wygodnicki, dusigrosz, skoro nie dał pierścionka i nie chce uroczystości weselnych, to dlaczego Autorka z nim jeszcze siedzi? Tego pojąć nie mogę?
Zamiast tego wałkowany jest temat przyszłego mieszkania.
Ja się tylko opieram na tym co pisze autorka, a wynika, że obżera ją i jej rodziców. Tak, nie płaci się za zaproszenie na obiad, ale są jeszcze ludzie, którzy się odwzajemniają i też zapraszają na obiad. To że ten związek jest trochę bez sensu to inna kwestia
Wielokropek napisał/a:To kim jesteś w tym związku?
Wyobraź sobie siebie za rok, za pięć lat, za dziesięć.Coraz częściej mam wrażenie, że pewnym etapem w jego życiu, ale kiedy coś mu nie będzie pasowało to szybko się zwinie, dlatego on nawet gdybym miała połowę sumy na mieszkanie to wolałby kupić sam. Już chyba nawet sama odpowiedziałam sobie na pytanie.
Aaaaa teraz doczytałam. To może wcale (aż tak) nie chodzić o to, że Twój wkład będzie niewielki. Możliwe, że dla niego jesteś " na teraz", coś na zasadzie nie chce być teraz sam, może kiedyś chciał, ale się rozmyślił co do wspólnego życia, a wiadomo, przyjemniej jest być z kimś niż samemu (wiem bo mam taką koleżankę, która jest z facetem na zasadzie: po 40 nikt mnie już nie zechce, więc lepsze to niż nic). Może więc problem jest w związku a nie jedynie w finansach.
ulle napisał/a:Ten facet nauczył się w życiu, że nikt niczego mu nie da i potrafi za dać o swoje interesy. Pracuje, zarabia i ma pieniądze. Dzięki takim ludziom, jak mama autorki nauczył się też, że można zerować na czyjejs głupocie i dobroci. Stworzył wuec sobie super układ. Ma za frajer dach nad głową, gdy przyjeżdża do kraju, darmowa wyzerke, czyli darmowy wikt i opierunek i na dodatek ma darmowy seks.
Autorka natomiast jest dorosła kobietą, pracuje, zarabia pieniądze, ale żyje na koszt matki/rodziców. Też ma darmowy dach nad głową i darmowy wikt oraz opierunek. Dzięki temu może odkładać zarobiona kasę na, jak do tej pory sądziła, wspólne mieszkanie z facetem, chociaż on nawet jej się do tej pory nie oświadczył, już nie mówiąc o pierścionki zaręczynowym albo o ślubie i nie daj Boże kosztownym weselu.Myślę, że albo Wielokropek ma rację uważając, że temat jest wyjęty z sufitu, albo że ludzie są jeszcze bardziej wstrętni niż uważałam do tej pory.
Szkoda tej matki stojącej non stop przy garach, chociaż i ona może też mieć swój przelicznik? Opłaca jej się warzyc strawę w zamian za to, że córka prawie za nic stanie się współwłaścicielka mieszkania.
Okropny wątek.Wiesz co, ze możesz mieć rację i to we wszystkim
Widzę, że ja raczej jestem postrzegana jako osoba żerująca na rodzicach i swoim facecie. Do tej pory pracowałam, podczas studiów również. Mieszkałam w zupełnie innym mieście i ze względu na pewne okoliczności podjęłam decyzję o powrocie do domu, gdzie też już miałam pracę. Stąd miałam swoje pieniądze. Wiedząc, że jest między nami duża różnica jeśli chodzi o finanse chciałam wynająć mieszkanie. On nie ma własnego kąta i ja też nie mam. O kredycie nawet nie chciał słyszeć. Nikt nigdy mu nie wypominal zakupów, prania czy jedzenia. Wręcz przeciwnie. Tylko w momencie kiedy zdecydował o mieszkaniu to oznajmił mi, że ja mam tak pomagać że będę za to wszystko płacić, a on będzie zbierał. Nawet nie zapytał czy mi coś takiego odpowiada tylko założył, że tak ma być. No więc ja założyłam, że mieszkanie będzie wspólne. Nie twierdzę, że nie byłam naiwna czy nie pomyślałam o tym, że on wkłada w to dużo więcej. Mam też wybierać meble do mieszkania, urządzać je. I mam też myśleć o tym mieszkaniu jako nasze, ale to będzie jego. Chodzi mi przede wszystkim o to, że nie wiem jak się zachować w obliczu tej sytuacji, a nie że chcę mu wyliczać jedzenie.
rossanka napisał/a:ulle napisał/a:Ten facet nauczył się w życiu, że nikt niczego mu nie da i potrafi za dać o swoje interesy. Pracuje, zarabia i ma pieniądze. Dzięki takim ludziom, jak mama autorki nauczył się też, że można zerować na czyjejs głupocie i dobroci. Stworzył wuec sobie super układ. Ma za frajer dach nad głową, gdy przyjeżdża do kraju, darmowa wyzerke, czyli darmowy wikt i opierunek i na dodatek ma darmowy seks.
Autorka natomiast jest dorosła kobietą, pracuje, zarabia pieniądze, ale żyje na koszt matki/rodziców. Też ma darmowy dach nad głową i darmowy wikt oraz opierunek. Dzięki temu może odkładać zarobiona kasę na, jak do tej pory sądziła, wspólne mieszkanie z facetem, chociaż on nawet jej się do tej pory nie oświadczył, już nie mówiąc o pierścionki zaręczynowym albo o ślubie i nie daj Boże kosztownym weselu.Myślę, że albo Wielokropek ma rację uważając, że temat jest wyjęty z sufitu, albo że ludzie są jeszcze bardziej wstrętni niż uważałam do tej pory.
Szkoda tej matki stojącej non stop przy garach, chociaż i ona może też mieć swój przelicznik? Opłaca jej się warzyc strawę w zamian za to, że córka prawie za nic stanie się współwłaścicielka mieszkania.
Okropny wątek.Wiesz co, ze możesz mieć rację i to we wszystkim
Widzę, że ja raczej jestem postrzegana jako osoba żerująca na rodzicach i swoim facecie. Do tej pory pracowałam, podczas studiów również. Mieszkałam w zupełnie innym mieście i ze względu na pewne okoliczności podjęłam decyzję o powrocie do domu, gdzie też już miałam pracę. Stąd miałam swoje pieniądze. Wiedząc, że jest między nami duża różnica jeśli chodzi o finanse chciałam wynająć mieszkanie. On nie ma własnego kąta i ja też nie mam. O kredycie nawet nie chciał słyszeć. Nikt nigdy mu nie wypominal zakupów, prania czy jedzenia. Wręcz przeciwnie. Tylko w momencie kiedy zdecydował o mieszkaniu to oznajmił mi, że ja mam tak pomagać że będę za to wszystko płacić, a on będzie zbierał. Nawet nie zapytał czy mi coś takiego odpowiada tylko założył, że tak ma być. No więc ja założyłam, że mieszkanie będzie wspólne. Nie twierdzę, że nie byłam naiwna czy nie pomyślałam o tym, że on wkłada w to dużo więcej. Mam też wybierać meble do mieszkania, urządzać je. I mam też myśleć o tym mieszkaniu jako nasze, ale to będzie jego. Chodzi mi przede wszystkim o to, że nie wiem jak się zachować w obliczu tej sytuacji, a nie że chcę mu wyliczać jedzenie.
Już samo to, że ustalił sobie coś sam a nie z Tobą, powinno Ci dać do myślenia.
rossanka napisał/a:ulle napisał/a:Ten facet nauczył się w życiu, że nikt niczego mu nie da i potrafi za dać o swoje interesy. Pracuje, zarabia i ma pieniądze. Dzięki takim ludziom, jak mama autorki nauczył się też, że można zerować na czyjejs głupocie i dobroci. Stworzył wuec sobie super układ. Ma za frajer dach nad głową, gdy przyjeżdża do kraju, darmowa wyzerke, czyli darmowy wikt i opierunek i na dodatek ma darmowy seks.
Autorka natomiast jest dorosła kobietą, pracuje, zarabia pieniądze, ale żyje na koszt matki/rodziców. Też ma darmowy dach nad głową i darmowy wikt oraz opierunek. Dzięki temu może odkładać zarobiona kasę na, jak do tej pory sądziła, wspólne mieszkanie z facetem, chociaż on nawet jej się do tej pory nie oświadczył, już nie mówiąc o pierścionki zaręczynowym albo o ślubie i nie daj Boże kosztownym weselu.Myślę, że albo Wielokropek ma rację uważając, że temat jest wyjęty z sufitu, albo że ludzie są jeszcze bardziej wstrętni niż uważałam do tej pory.
Szkoda tej matki stojącej non stop przy garach, chociaż i ona może też mieć swój przelicznik? Opłaca jej się warzyc strawę w zamian za to, że córka prawie za nic stanie się współwłaścicielka mieszkania.
Okropny wątek.Wiesz co, ze możesz mieć rację i to we wszystkim
Widzę, że ja raczej jestem postrzegana jako osoba żerująca na rodzicach i swoim facecie. Do tej pory pracowałam, podczas studiów również. Mieszkałam w zupełnie innym mieście i ze względu na pewne okoliczności podjęłam decyzję o powrocie do domu, gdzie też już miałam pracę. Stąd miałam swoje pieniądze. Wiedząc, że jest między nami duża różnica jeśli chodzi o finanse chciałam wynająć mieszkanie. On nie ma własnego kąta i ja też nie mam. O kredycie nawet nie chciał słyszeć. Nikt nigdy mu nie wypominal zakupów, prania czy jedzenia. Wręcz przeciwnie. Tylko w momencie kiedy zdecydował o mieszkaniu to oznajmił mi, że ja mam tak pomagać że będę za to wszystko płacić, a on będzie zbierał. Nawet nie zapytał czy mi coś takiego odpowiada tylko założył, że tak ma być. No więc ja założyłam, że mieszkanie będzie wspólne. Nie twierdzę, że nie byłam naiwna czy nie pomyślałam o tym, że on wkłada w to dużo więcej. Mam też wybierać meble do mieszkania, urządzać je. I mam też myśleć o tym mieszkaniu jako nasze, ale to będzie jego. Chodzi mi przede wszystkim o to, że nie wiem jak się zachować w obliczu tej sytuacji, a nie że chcę mu wyliczać jedzenie.
Wy się wogóle kochacie? Jesteście oprócz tego przyjaciółmi? Rozmawiacie szcerze? Dobrze się z nim czujesz i wyobrażasz sobie, ze mieszkacie razem i tylko razem dzień z nocą?
Z boku to wygląda na transakcje ja tobie nocleg, jedzenie itp, ty mi mieszkanie, on zgodzi się na wkład ale mieszkanie prawnie jego. Ty chcesz ślubu, on się jeszcze nie oświadczył.
" Nawet nie zapytał czy mi coś takiego odpowiada tylko założył, że tak ma być" - sorry, ale buzi nie mogłaś otworzyć,że Ci nie pasuje takie coś?
"No więc ja założyłam, że mieszkanie będzie wspólne" - no właśnie, założyłaś.
Zastanawiające jest to, dlaczego Autorka nie wyraziła nawet słowa protestu na te jego wszystkie "operacje"...
Ja także uważam, że oczekiwanie przez autorkę na to, że przy tak niewielkim wkładzie własnym, mieszkanie będzie wspólne 50%/50%, było mocno życzeniowe. Nie mogę jednak zgodzić się z opinią, że utrzymywanie go jest poczęstunkiem i oczywiste jest, że nie powinno wymagać się od niego wkładu finansowego za ten wikt i opierunek. Autorka wspomniała, że np ostatnio mieszkał w domu jej rodziców 3 tygodnie.
To samo mówiłam, że może on to traktuje jak poczęstunek nie jak inwestycje. Jak mam gości to ich karmię i nie przyjdzie mi do głowy wyliczanie co i za ile.
Ja mam nadzorować ekipę kiedy on będzie w pracy, oszczędzać na wszystkim razem z nim, do tego jeszcze będziemy siedzieć u moich rodziców jak on tu jest, a jedzenie będę zapewniać ja skoro finansowo nie dam rady więcej mu pomóc (tak to określił)
Jak widać propozycja utrzymywania go, wyszła od niego, w zamian za obietnicę wspólnego mieszkania tzn współwłasności, podkreślając wielokrotnie "nasze".
Ten facet nauczył się w życiu, że nikt niczego mu nie da i potrafi za dać o swoje interesy. Pracuje, zarabia i ma pieniądze. Dzięki takim ludziom, jak mama autorki nauczył się też, że można zerować na czyjejs głupocie i dobroci. Stworzył wuec sobie super układ. Ma za frajer dach nad głową, gdy przyjeżdża do kraju, darmowa wyzerke, czyli darmowy wikt i opierunek i na dodatek ma darmowy seks.
Dokładnie tak postrzegam tę sytuację
Szkoda tej matki stojącej non stop przy garach, chociaż i ona może też mieć swój przelicznik? Opłaca jej się warzyc strawę w zamian za to, że córka prawie za nic stanie się współwłaścicielka mieszkania.
Nie posądzałabym rodziców autorki o wyrachowanie, raczej o naiwność.
Okropny wątek.
Raczej okropny ten facet. Mając takie, a nie inne plany z premedytacją rozbudził w niej nadzieję na "wspólne, nasze" mieszkanie, wyciągnął 2 tyś na jakąś wstępną wpłatę i jeszcze oczekuje, że zainwestuje ona swoje oszczędności w, jak się okazuje, tylko jego własność. Ta perspektywa jej decyzji w wykończeniu i urządzaniu jego gniazdka miała z pewnością ją zachęcić i jednocześnie zdezorientować.
Nie zdziwiłabym się, gdyby już po zamieszkaniu razem, zażądał od niej opłaty za wynajem (był tutaj taki wątek).
W sumie dobrze, że teraz, po roku żerowania odkrył swoje prawdziwe zamiary, a nie po kolejnych dwóch latach.
Ja także dziwię się, że po tym wszystkim autorka bierze jeszcze pod uwagę wspólną z nim przyszłość.
Witajcie kobietki. Ja jako mężczyzna po przeczytaniu tego tekstu i przeanalizowaniu, po prostu jestem w szoku , że w ten sposób można postępować wiedząc że oboje będziecie za jakiś czas mieszkać w nowo kupionym mieszkaniu. Nie wyobrażam sobie mieć takie podejście do kobiety i być takim materialistą wypominając jej ,że dała jedynie tyle czy tyle dokładając się do mieszkania . Jak można tak postępować ? Nóż w kieszeni się otwiera bo przechodzi to wszelkie granice. Uważam że powinien się cieszyć że dołożyłaś się do tego mieszkania i napewno nie wypominać Ci tego. A poza tym to z tego co widzę to jego podejście do Ciebie jako kobiety, jest poniżające. Traktuje Cię nie jak kobietę a jak dodatek do swojego życia. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Bardzo mi Ciebie żal.
Autorko, piszesz, że nie wiesz, jak masz się teraz zachować w obliczu tej sytuacji.
Odpowiem tak- jeśli dalej chcesz być z tym facetem, to powinnaś rozmówić się z nim stanowczo i na poważne. Powiedzieć mu dokładnie to, co napisałaś tutaj, przedstawic swoje wątpliwości i warunki, a potem stosownie do wspólnych ustaleń postępować. Przemysl więc, czego dokładnie od niego chcesz i powiedz mu o tym śmiało. Nie bój się tego, że on obrazi się albo z tobą zerwie, a nawet jeśli tak zrobi, to trudno. Tak widocznie prędzej czy później miało się stać.
Wyłącz swoją mamę ze swoich spraw i od tej pory nie pozwalaj na to, by matka wydała choćby złotówkę na tego faceta albo prała jego rzeczy czy stała przy garach szykując dla jaśnie pana wyzerke. Sama zajmij się praniem i gotowaniem, bo to twój facet i jeśli odpowiada Ci skakanie koło niego, to rób to, ale nie wyręczaj się Dobroduszną matka.
Zabezpiecz prawnie kasę, która mu dałaś, bo naprawdę dałaś niezły popis głupoty dając mu swoje pieniądze.
Moim zdaniem tych pieniędzy już nie zobaczysz. Facet zawinie się, gdy zobaczy, że przejrzałaś na oczy i tyle będziesz miała że swoich planów.
Napisałaś, że nie chcesz, by wyglądało to tak, że ty wypominasz mu jedzenie, pranie rzeczy i inne posługi. Nie rozumiem dlaczego masz takie opory. Przecież tobie ani twojej mamie nikt niczego za darmo nie daje. Ty ponosisz konkretne koszty. To nie jest tak, że on u ciebie zje jakiś obiad czy kolacje raz na jakiś czas. On przecież mieszka w domu twojej mamy, w twoim domu rodzinnym i nie jeden dzień czy dwa, tylko całymi tygodniami i za każdym razem, gdy przyjeżdża do kraju, więc bez przesady. Naprawdę nie rozumiem twoich skrupułów, to on powinien się wstydzić, a nie ty.
Normalnie więc nastaw się odpowiednio psychicznie na taką rozmowę i rozwiąż te sytuację.
On nie myśli o tobie jak o tej jedynej. Ani tematu ślubu, ani wspólnego mieszkania (przecież mogłabyś być właścicielką 1/6)... Do tego jeszcze cię wykorzystuje. Przedstańcie go gościć i karmić, a ty zbieraj sobie na swoje mieszkania i nie inwestuj żadnych pieniędzy w ten związek.
Ja może nie jestem w tym temacie obiektywna, bo po prostu pochodzę z rodziny w której nigdy nie było wydzielania to moje, a to Twoje.
No trochę nie jesteś a poza tym bardzo naiwna.
Owszem facet jest wobec Ciebie względnie szczery, to że używa sformułowań "nasze mieszkanie" nie oznacza faktycznie Wasze skoro Twój wkład w niego jest dużo niższy od jego wkładu. Formalnie da się to uregulować, podpisać umowę itp.
Ale problem jest własnie w tym co napisałaś - Ty jesteś z innej bajki a on z innej. I raczej z tego chleba nie będzie.
Z jakiś powodów Twój chłopak ma święte przekonanie (z jakim się zgadzam) że pieniądze i uczucia to dwie różne sprawy i nawet będąc w związku o swoje bezpieczenstwo finansowe trzeba dbać. Gdybyś to Ty była na jego miejscu to tutaj na forum wszyscy by pisali abyś nie dała się oskubać i nie wpisywała lowelasa z 50 tyś jako wspólwłaściciela mieszkania. Z drugiej strony mamy typową polską rodzinę działająca na zasadzie "zastaw się a postaw się" czyli rodzice zrobią wszystko co się da aby pomóc a Ty nie umiesz wydzielić w zyciu tego co Twoje a co partnera ewentualnie. Paranoja z tym karmieniem i słoikami ale podejrzewam że to inicjatywa raczej Twoja i rodziców a nie wymuszenia ze strony partnera.
No cóż tacy jesteście i mnie oceniać jaka postawa życiowa jest w porządku ale raczej nie wróżę Wam miłości do grobowej deski. Pieniądze bardzo dużo w życiu ułatwiają ale też potrafią zniszczyć kazdy związek jeśli dwoje ludzi nie umie się na ich temat dogadać. A Wy nie umiecie i nie chcecie.
Rozdzielenie uczuć od kwestii finansowych może się wydać niektórym nieco kontrowersyjne, szczególnie jeśli wierzą, że po ślubie( czy w ogóle w związku) wszystko jest "wspólne". Facet został tak wychowany i nauczył się dbać o pieniądze i może dlatego dla niektórych te jego działania przybierają nieco przesadną formę. On, stawiając Ciebie niejako przed faktem dokonanym, uznaje taki wybór za jedyny słuszny, bo widzi w nim same zalety, chłodno kalkuluje, dlatego zapewne jest to tak źle przez niektórych odbierane. Macie zupełnie inne wizje na życie i ciężko to będzie pogodzić.
Autorko dopuszczalne jest aby w akcie notarialnym okreslic udzialy wlasnosci mieszkania. Wpisuje się Was oboje jako współwłaścicieli i określa procent udzialu zgodny z Waszym wkladem finansowym np. Jego udzial 85%, Twoj udzial 15%. W przypadku kiedy Wasze drogi w przyszlosci sie rozejdą, sprzedajecie mieszkanie i kazde z Was zabiera swoj udzial w kwocie sprzedazy (On 85, Ty swoje 15%). Na Twoim miejscu dolozylabym sie do tego mieszkania tylko i wylacznie pid warunkiem takiego zapisu w akcie notarialnym. Porozmawiaj z partnerem i zaproponuj takie rozwiązanie, jako jedyne sprawiedliwe. Ponad to, na Twoim miejscu powiedzialabym mu o tym, ze uwazasz za nieuczciwe i niesprawiedliwe, ze on odklada pieniądze kosztem Twoim (bądź Twoich rodziców). Powiedz ......i poczekaj na reakcję. Po takiej rozmowie cos sie wyklaruje a juz napewno poznasz Jego prawdziwe intencje. Potem bedziesz wiedziała co robic.
Rozdzielenie uczuć od kwestii finansowych może się wydać niektórym nieco kontrowersyjne, szczególnie jeśli wierzą, że po ślubie( czy w ogóle w związku) wszystko jest "wspólne".
Swoją drogą - zawsze mnie fascynują takie rozważania. W zdecydowanej większości znanych mi związków kasa jest zawsze rozdzielna. Najczęściej to faceci o to dbają (zapewne dlatego, że statystycznie więcej zarabiają). A mimo to co chwilę słyszę takie głosy oburzenia, że "jak to, mieć osobne finanse?". Na początku wielu związków wszystko jest "wspólne". W miarę upływu czasu prawie zawsze okazuje się, że najlepsza kasa to kasa rozdzielna
bagienni_k napisał/a:Rozdzielenie uczuć od kwestii finansowych może się wydać niektórym nieco kontrowersyjne, szczególnie jeśli wierzą, że po ślubie( czy w ogóle w związku) wszystko jest "wspólne".
Swoją drogą - zawsze mnie fascynują takie rozważania. W zdecydowanej większości znanych mi związków kasa jest zawsze rozdzielna. Najczęściej to faceci o to dbają (zapewne dlatego, że statystycznie więcej zarabiają). A mimo to co chwilę słyszę takie głosy oburzenia, że "jak to, mieć osobne finanse?". Na początku wielu związków wszystko jest "wspólne". W miarę upływu czasu prawie zawsze okazuje się, że najlepsza kasa to kasa rozdzielna
Generalnie jest tak jak ludzie między sobą ustalą albo jak im wyjdzie. Ale ludziom trudno rozmawiać o pieniądzach w związku bo to burzy idealizm i okazuje być takie przyziemne.
A wystarczy zwykła rozmowa. I uczciwość.
Generalnie jest tak jak ludzie między sobą ustalą albo jak im wyjdzie. Ale ludziom trudno rozmawiać o pieniądzach w związku bo to burzy idealizm i okazuje być takie przyziemne.
A wystarczy zwykła rozmowa. I uczciwość.
I tu pełna zgoda. Ważne, żeby takie rozmowy były prowadzone od razu, a nie w sytuacji kiedy stają się kością niezgody. I to się tyczy nie tylko wspólnych poglądów na finanse.