Jasne, że czcza pisanina. Autorka przyszła po akceptację swego punktu widzenia, dostała ją od części osób. I podjęła decyzję, że zrobi to, co zaplanowała.
takoran napisał/a:bagienni_k napisał/a:takoran Jeśli zawsze będziesz tłumaczyć czy usprawiedliwiać wszystko na korzyść kobiet, to trwaj sobie w tym przeświadczeniu, ale gwarantuję, że żaden facet nie wejdzie w taki układ, gdzie dobrowolnie będzie pełnił rolę bezwolnego popychadła, służącego i podwładnego. Jeśli wchodzimy w związki, to szanujmy siebie nawzajem, ufajmy sobie i rozmawiajmy, zamiast stawiać warunki, roszczenia i żądania.
Jacy ci faceci są biedni..... ojoj.
Rola ojca to rola bezwolnego popychadła... , tego to ja nie wiedziałem, kolejny odkrywca Ameryki !
Gdyby ona go chciała wrobić w dziecko toby go wrobiła 10 lat temu, a tego nie zrobiła !
Ona pisze wyraźnie, że to jest typ Piotrusia pana, to jest panwygodniacki i jeżeli go nie postawi przed faktem dokonanym, to on się nigdy nie zdecyduje, myślę, że ona wie co robi !Po pierwsze to autorka nie chciała mieć wcześniej dzieci. A po drugie to zdajesz sobie sprawę, że on tak samo mógł zrobić 15 lat temu ? Mógł przedziurawić prezerwatywę i postawić ją przed faktem dokonanym. Zresztą traktujesz dziecko jak kupno nowego mebla - dzisiaj mu się nie podoba ale z czasem mu przejdzie, żenada
Chciałam mieć dzieci i wielokrotnie mówiłam i pokazywałam, że pragnę przynajmniej dwójki jak się uda i jak będziemy mieli warunki ( raz na początku studiów gdy okres mi się spóxniał i panikowałam, bo wtedy nie miałam pieniędzy na nic, to on reagował bardzo wspierająco)
Czuję że to właściwa decyzja i czas.
Byłam dobrą i wspierającą partnerką przez 15 lat, nie złapałam go "na alimenty" po roku chodzenia ... co wy z tym finasowaniem? dam radę sama. łaski nie trzeba.
Oboje stawiamy się pod ścianą i jest próba sił - jak nie ma możliwości kompromisu to druga strona musi się lekko zmienić. Ja się naginałam już kilka dobrych razy...
wychodzi na to, że on od kilku lat wie, że nie chce zmieniać swojego życia, ale sam tez nie chce zrobić odpowiedniego i wg wielu słusznego kroku - czyli odejść. Czyli jednak dziecko nie takie straszne w obliczu utraty miłości, stabilizacji, fajnego życia?
I co ja mam sie poświęcać?
Ja mam odchodzić mimo, że kocham , i szukać na szybko jakiegoś faceta albo banku spermy ? co za niedorzeczne propozycje... mam miec poczucie że "zmarnowałam" 15 lat życia , bo on się "boi". No ja tez ! Niech weźmie na klatę i wydorośleje szybciej - ja nie mam czasu czekac .
tak jestem egoistką - ale to moje zycie.
On już wie o braku antykoncepcji i nie widzę, zeby chciał podjąć jakies radykalne kroki, czyli odejśie ...
133 2020-05-03 22:07:59 Ostatnio edytowany przez adiafora (2020-05-03 22:10:48)
Jest jeszcze szansa, że w koncu się dogadają. Znają siebie przecież nawzajem najlepiej, tutaj na portalu możemy tylko teoretyzować. Niewykluczone, że mąż sie obudzi ktoregoś ranka i oświadczy, że znów mu się odmieniło i teraz czuje, że czas na dziecko
ludzie sa razem od 15 lat. Znają się jak łyse konie. W sumie dziwię się Autorce, że przyszła z tym problemem tu. Pewnie bardziej chciała się wygadać, niż o rady prosić. Bo nie da się radzić, nie znając ludzi. Ja wiem, jaki jest mój mąż, co może zaakceptować a czego nigdy nie. Nawet, jak mówi na coś nie to ja wiem, jakie to 'nie' ma podłoże i czy da się go oraz w jaki sposob przekonwertować na tak. W pewnych sprawach stawiam go przed faktem dokonanym i już. Jakoś nigdy nie rozwiodl sie ze mną z tego powodu :-) W przypadku Autorki nie wiemy, na ile ta obecna niechęć jej męża do posiadania dziecka wynika z wygody, przyzwyczajenia itp a na ile z autentycznej potrzeby "niemania" dzieciora. To już powinna wiedzieć Autorka. Może wbrew pozorom nie jest to aż tak fundamentalna sprawa jak tu się niektorym wydaje. Zwłaszcza, że wspomniała, iż odechciało mu się, gdy zaczeli żyć w lepszym komforcie. Czyli może być, że po prostu spokój, wygoda i stabilizacja. Z jednej strony go rozumiem, bo z wiekiem czlowiek robi się wygodny, ma swoje przyzwyczajenia i trochę z automatu broni się przed zmianami a już na pewno przed rewolucją, jaką jest małe dziecko. Trzeba ograniczyć kolegów, hobby itp. itd. Jakieś poświęcenie to przecież jest :-) Ale nie tak się umawiali.
Izzie_Stevens napisał/a:takoran napisał/a:Jacy ci faceci są biedni..... ojoj.
Rola ojca to rola bezwolnego popychadła... , tego to ja nie wiedziałem, kolejny odkrywca Ameryki !
Gdyby ona go chciała wrobić w dziecko toby go wrobiła 10 lat temu, a tego nie zrobiła !
Ona pisze wyraźnie, że to jest typ Piotrusia pana, to jest panwygodniacki i jeżeli go nie postawi przed faktem dokonanym, to on się nigdy nie zdecyduje, myślę, że ona wie co robi !Po pierwsze to autorka nie chciała mieć wcześniej dzieci. A po drugie to zdajesz sobie sprawę, że on tak samo mógł zrobić 15 lat temu ? Mógł przedziurawić prezerwatywę i postawić ją przed faktem dokonanym. Zresztą traktujesz dziecko jak kupno nowego mebla - dzisiaj mu się nie podoba ale z czasem mu przejdzie, żenada
Chciałam mieć dzieci i wielokrotnie mówiłam i pokazywałam, że pragnę przynajmniej dwójki jak się uda i jak będziemy mieli warunki ( raz na początku studiów gdy okres mi się spóxniał i panikowałam, bo wtedy nie miałam pieniędzy na nic, to on reagował bardzo wspierająco)
Czuję że to właściwa decyzja i czas.
Byłam dobrą i wspierającą partnerką przez 15 lat, nie złapałam go "na alimenty" po roku chodzenia ... co wy z tym finasowaniem? dam radę sama. łaski nie trzeba.
Oboje stawiamy się pod ścianą i jest próba sił - jak nie ma możliwości kompromisu to druga strona musi się lekko zmienić. Ja się naginałam już kilka dobrych razy...
wychodzi na to, że on od kilku lat wie, że nie chce zmieniać swojego życia, ale sam tez nie chce zrobić odpowiedniego i wg wielu słusznego kroku - czyli odejść. Czyli jednak dziecko nie takie straszne w obliczu utraty miłości, stabilizacji, fajnego życia?
I co ja mam sie poświęcać?
Ja mam odchodzić mimo, że kocham , i szukać na szybko jakiegoś faceta albo banku spermy ? co za niedorzeczne propozycje... mam miec poczucie że "zmarnowałam" 15 lat życia , bo on się "boi". No ja tez ! Niech weźmie na klatę i wydorośleje szybciej - ja nie mam czasu czekac .tak jestem egoistką - ale to moje zycie.
On już wie o braku antykoncepcji i nie widzę, zeby chciał podjąć jakies radykalne kroki, czyli odejśie ...
A co będzie, jeżeli on swojego podejścia nie zmieni nawet, jeżeli zajdziesz w ciążę? Co będzie, jeżeli on nie bedzie kochającym i wspierającym mężem i ojcem? Co będzie, jeżeli będzie dziecko traktował z zimną obojętnością? Co będzie jeżeli odejdzie w momencie ciąży?
Skoro od lat chcesz mieć dzieci i wielokrotnie mu o tym mówiłaś, to czemu decyzja teraz po 15 latach, a nie wcześńiej? Czemu konkretna rozmowa na ten temat pojawia się dopiero teraz. Mogłaś to zrobić 10 lat temu i od 10 lat miałabyś innego faceta zamiast brać na dziecko tego, który mieć dzieci nie chce.
W dalszym ciągu stawianie go przed faktem dokonanym jest mega nie fair.
Pomyśl, czy Ty byś chciała, żeby Twój facet powiedział Ci pewnego dnia (jeżeli nie chciałabyś mieć dzieci) "słuchaj, od dzisiaj się nie zabezpieczam, rób jak uważasz"? A może wolałabyś, żeby facet wrobił Cię w dziecko nic Ci nie mówiąc, a Ty zorientowałabyś się już będąc w ciąży? Uważasz, że takie coś byłoby odpowiednie?
No ja tez ! Niech weźmie na klatę i wydorośleje szybciej - ja nie mam czasu czekac .
wybacz, że tak z kontekstu wyrwane ale chciałam się tylko odnieść do jednej wypowiedzi.
To jest dla mnie wymuszanie. Wg ciebie on nie odejdzie czyli to znaczy, że chce dziecka, ty nie odejdziesz bo chcesz dziecka z nim, ale nie bierzesz pod uwagę, co on czuje. A może jest dużym dzieckiem i nie chce zobowiązań a ty go zmuszasz. Nie boisz się że nawet jak już dziecko sie pojawi od nie wydorośleje ? Że będziesz miała wszystko na głowie? Takiego chcesz partnera?
Mówisz wprost - chce dziecka - on też ma jego chcieć i KONIEC
136 2020-05-03 22:14:49 Ostatnio edytowany przez adiafora (2020-05-03 22:15:06)
Jasne, że czcza pisanina. Autorka przyszła po akceptację swego punktu widzenia, dostała ją od części osób. I podjęła decyzję, że zrobi to, co zaplanowała.
no to zrobi. Nie Ty będziesz ponosić konsekwencje jej decyzji. Pisała, że jest ich świadoma.
no to zrobi. Nie Ty będziesz ponosić konsekwencje jej decyzji. Pisała, że jest ich świadoma.
Jasne, że nie ja. Na szczęście moje życie od autorki nie zależy.
Ale autorka nie zauważyła, albo zauważyła a nie napisała, że konsekwencje jej decyzji poniesie oprócz niej kilka innych osób.
adiaphora napisał/a:no to zrobi. Nie Ty będziesz ponosić konsekwencje jej decyzji. Pisała, że jest ich świadoma.
Jasne, że nie ja. Na szczęście moje życie od autorki nie zależy.
Ale autorka nie zauważyła, albo zauważyła a nie napisała, że konsekwencje jej decyzji poniesie oprócz niej kilka innych osób.
w dalszym ciągu to nie będziesz Ty, więc nie przeżywaj tak ;-)
adiaphoro, nie przeżywam, ani tak, ani inaczej.
Z mej strony koniec OT.
140 2020-05-03 22:27:12 Ostatnio edytowany przez Musztarda1986 (2020-05-03 22:32:31)
Musztarda1986 napisał/a:Izzie_Stevens napisał/a:Po pierwsze to autorka nie chciała mieć wcześniej dzieci. A po drugie to zdajesz sobie sprawę, że on tak samo mógł zrobić 15 lat temu ? Mógł przedziurawić prezerwatywę i postawić ją przed faktem dokonanym. Zresztą traktujesz dziecko jak kupno nowego mebla - dzisiaj mu się nie podoba ale z czasem mu przejdzie, żenada
Chciałam mieć dzieci i wielokrotnie mówiłam i pokazywałam, że pragnę przynajmniej dwójki jak się uda i jak będziemy mieli warunki ( raz na początku studiów gdy okres mi się spóxniał i panikowałam, bo wtedy nie miałam pieniędzy na nic, to on reagował bardzo wspierająco)
Czuję że to właściwa decyzja i czas.
Byłam dobrą i wspierającą partnerką przez 15 lat, nie złapałam go "na alimenty" po roku chodzenia ... co wy z tym finasowaniem? dam radę sama. łaski nie trzeba.
Oboje stawiamy się pod ścianą i jest próba sił - jak nie ma możliwości kompromisu to druga strona musi się lekko zmienić. Ja się naginałam już kilka dobrych razy...
wychodzi na to, że on od kilku lat wie, że nie chce zmieniać swojego życia, ale sam tez nie chce zrobić odpowiedniego i wg wielu słusznego kroku - czyli odejść. Czyli jednak dziecko nie takie straszne w obliczu utraty miłości, stabilizacji, fajnego życia?
I co ja mam sie poświęcać?
Ja mam odchodzić mimo, że kocham , i szukać na szybko jakiegoś faceta albo banku spermy ? co za niedorzeczne propozycje... mam miec poczucie że "zmarnowałam" 15 lat życia , bo on się "boi". No ja tez ! Niech weźmie na klatę i wydorośleje szybciej - ja nie mam czasu czekac .tak jestem egoistką - ale to moje zycie.
On już wie o braku antykoncepcji i nie widzę, zeby chciał podjąć jakies radykalne kroki, czyli odejśie ...
A co będzie, jeżeli on swojego podejścia nie zmieni nawet, jeżeli zajdziesz w ciążę? Co będzie, jeżeli on nie bedzie kochającym i wspierającym mężem i ojcem? Co będzie, jeżeli będzie dziecko traktował z zimną obojętnością? Co będzie jeżeli odejdzie w momencie ciąży?
Skoro od lat chcesz mieć dzieci i wielokrotnie mu o tym mówiłaś, to czemu decyzja teraz po 15 latach, a nie wcześńiej? Czemu konkretna rozmowa na ten temat pojawia się dopiero teraz. Mogłaś to zrobić 10 lat temu i od 10 lat miałabyś innego faceta zamiast brać na dziecko tego, który mieć dzieci nie chce.
W dalszym ciągu stawianie go przed faktem dokonanym jest mega nie fair.
Pomyśl, czy Ty byś chciała, żeby Twój facet powiedział Ci pewnego dnia (jeżeli nie chciałabyś mieć dzieci) "słuchaj, od dzisiaj się nie zabezpieczam, rób jak uważasz"? A może wolałabyś, żeby facet wrobił Cię w dziecko nic Ci nie mówiąc, a Ty zorientowałabyś się już będąc w ciąży? Uważasz, że takie coś byłoby odpowiednie?
Niestety tyle lat zajęlo nam zbieranie na mieszkanie, znalezienie dobrych prac . 10 lat temu i 5 lat tem chciał i nie mówił że nie chce. W między czasie rozmowy były i dopiero od 3-4 lat się wykręca z tematu. Dlatego czuję się oszukana na miarę większą niż jego "utrata zaufania i spokoju " po tylu spędzonych latach.
Jak mnie zostawi - to ok. Jak będzie złym ojcem (prawdę mówiąc nie znam dobrego i fajnego ojca -ale wiem ze on taki mógłby być) . Więc jesli nie chciałby byc dobrym ojcem , to tez trzeba będzie to zakończyć - ale nie chciałabym wybiegac tak daleko w przyszłość , bo znam z 10 par które planowały i chciały dzieci , a teraz już po rozwodzie. Tak przynajmniej zostanie mi dziecko...
W przytoczonej sytuacji: odeszłabym. Skoro on nie chce odejść, to chyba znaczy, że dziecko i uszczęśliwienie mnie nie byłabo to dla niego taka katastrofą. Piszesz że to wymuszanie i szantaż, a szantażem nie jest trwanie w tym postanowieniu i nnie odchodzenie mimo, że widzi że będę nieszczęsliwa?
141 2020-05-03 22:27:51 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-05-03 22:33:19)
(...) Ja bym wolała usłyszeć:
„Kochanie, odchodzę, bo chcę mieć dziecko, a Ty nie”, niż „Kochanie, jestem w ciąży, bo bez Twojej zgody i wiedzy odstawiłam antykoncepcję”.
Mamy dwie możliwości rozwiązania tej sytuacji, jak chociażby wyżej podane. I teraz część z Pań, twierdzących, iż( przynajmniej w pewnych sytuacjach) "moja racja jest jedynie słuszna i właściwa" postawi przed faktem dokonanym swojego bezwolnego i bezdecyzyjnego mężusia przed faktem dokonanym i wybierze opcję drugą, nie chcąc nawet słyszeć o sprzeciwie. Normalny uczciwy człowiek, szanujący podejście i zdanie partnera, na pewno NIE POSTĄPI według opcji drugiej a prędzej według pierwszej. Jeśli w pewnych sprawach, jak choćby rodzaj chleba kupowanego na śniadanie można kogoś nie informować, to jednak już w przypadku posiadania dziecka, warto grać czysto. Po odwaleniu takiej zagrywki, o jakiej tutaj mowa, pewnie sporo Panów miałoby dylemat, czy dalej kontynuować związek ze swoją "Panią", niezależnie co tak naprawdę do niej czują. Są chyba jakieś granice, których nie powinno się przekraczać.
Gdyby facet zdjął gumkę podczas seksu, będąc na miejscu Autorki, zostałby zlinczowany. Pytanie też, czy Panie które trzymają na smyczy swojego wybranka, łaskawie pozwalają mu na podobne zachowania, jak stawianie przed faktem dokonanym swojej małżonki?
EDIT: Loka w punkt! Autorko, czy życie we dwoje polega tylko na uszczęśliwianiu jednej osoby przez drugą?
Cyngli napisał/a:(...) Ja bym wolała usłyszeć:
„Kochanie, odchodzę, bo chcę mieć dziecko, a Ty nie”, niż „Kochanie, jestem w ciąży, bo bez Twojej zgody i wiedzy odstawiłam antykoncepcję”.Mamy dwie możliwości rozwiązania tej sytuacji, jak chociażby wyżej podane. I teraz część z Pań, twierdzących, iż( przynajmniej w pewnych sytuacjach) "moja racja jest jedynie słuszna i właściwa" postawi przed faktem dokonanym swojego bezwolnego i bezdecyzyjnego mężusia przed faktem dokonanym i wybierze opcję drugą, nie chcąc nawet słyszeć o sprzeciwie. Normalny uczciwy człowiek, szanujący podejście i zdanie partnera, na pewno NIE POSTĄPI według opcji drugiej a prędzej według pierwszej. Jeśli w pewnych sprawach, jak choćby rodzaj chleba kupowanego na śniadanie można kogoś nie informować, to jednak już w przypadku posiadania dziecka, warto grać czysto. Po odwaleniu takiej zagrywki, o jakiej tutaj mowa, pewnie sporo Panów miałoby dylemat, czy dalej kontynuować związek ze swoją "Panią", niezależnie co tak naprawdę do niej czują. Są chyba jakieś granice, których nie powinno się przekraczać.
Gdyby facet zdjął gumkę podczas seksu, będąc na miejscu Autorki, zostałby zlinczowany. Pytanie też, czy Panie które trzymają na smyczy swojego wybranka, łaskawie pozwalają mu na podobne zachowania, jak stawianie przed faktem dokonanym swojej małżonki?
EDIT: Loka w punkt! Autorko, czy życie we dwoje polega tylko na uszczęśliwianiu jednej osoby przez drugą?
No faktem dokonanym jest że zmienił zdanie, akurat jak już moglibyśmy się zacząć starać. Przed tym zostałam postawiona. "Po odwaleniu takiej zagrywki" , czyz nie mam prawa się do tego samego?
Kobiety jak mocno nie chca ciąży tez mają wybór (może nielegalny w Polsce) ale mogą też zostawić ojcu po porodzie.
Bagienniku, często podczytując forum głęboko nie zgadzam się z Twoimi wypowiedziami, ale w tym temacie podpisuję się obiema rękami i nogami pod każdym Twoim zdaniem (a także wypowiedziami Cyngli i paru innych osób).
Podejście autorki jest tak porażająco nieludzkie, że aż nie wiem komu bardziej współczuć - meżowi, ewentualnemu dziecku, czy społeczeństwu, które bedzie się musialo mierzyć z istotą wychowywaną przez osobę tak do cna pozbawioną zrozumienia dla relacji z drugim człwoiekiem i poszanowania jego podmiotowości.
Autorko, wiem, że moja wypowiedź nie naklania do namysłu bo jest jedynie wylaniem mojego obezwładniającego zdumienia zjawiskiem, ale dostałaś tutaj mnóstwo naprawdę mądrych porad i uwag od osób, które mimo wszystko wykazują się wobec Ciebie empatią - mam szczerą nadzieję, że skłonią Cię do refleksji i dostrzeżesz pod jak wieloma względami Twój tok rozumowania jest skrajnie niemoralny.
144 2020-05-03 22:50:26 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-05-04 07:23:28)
Cyngli napisał/a:(...) Ja bym wolała usłyszeć:
„Kochanie, odchodzę, bo chcę mieć dziecko, a Ty nie”, niż „Kochanie, jestem w ciąży, bo bez Twojej zgody i wiedzy odstawiłam antykoncepcję”.Mamy dwie możliwości rozwiązania tej sytuacji, jak chociażby wyżej podane. I teraz część z Pań, twierdzących, iż( przynajmniej w pewnych sytuacjach) "moja racja jest jedynie słuszna i właściwa" postawi przed faktem dokonanym swojego bezwolnego i bezdecyzyjnego mężusia przed faktem dokonanym i wybierze opcję drugą, nie chcąc nawet słyszeć o sprzeciwie. Normalny uczciwy człowiek, szanujący podejście i zdanie partnera, na pewno NIE POSTĄPI według opcji drugiej a prędzej według pierwszej. Jeśli w pewnych sprawach, jak choćby rodzaj chleba kupowanego na śniadanie można kogoś nie informować, to jednak już w przypadku posiadania dziecka, warto grać czysto. Po odwaleniu takiej zagrywki, o jakiej tutaj mowa, pewnie sporo Panów miałoby dylemat, czy dalej kontynuować związek ze swoją "Panią", niezależnie co tak naprawdę do niej czują. Są chyba jakieś granice, których nie powinno się przekraczać.
Gdyby facet zdjął gumkę podczas seksu, będąc na miejscu Autorki, zostałby zlinczowany. Pytanie też, czy Panie które trzymają na smyczy swojego wybranka, łaskawie pozwalają mu na podobne zachowania, jak stawianie przed faktem dokonanym swojej małżonki?
bagiennik, tak aktywnie udzielasz się w tym wątku i w ogole w innych, napisz, jakie masz doświadczenie, masz zonę, dzieci czy sobie tak teoretyzujesz w temacie? Bo z pozycji singla to wiesz, świat wygląda inaczej. Taki jesteś poprawny w tym, co piszesz, jakbyś na jakims egzaminie był. Bo owszem, teorię masz na blachę wykutą, jak się powinno postępować, żyć i być. Ale teoria swoje a życie swoje. Jakie są Twoje doświadczenia? Bazujesz na nich czy tylko taki z Ciebie Wujek Dobra Rada?
145 2020-05-03 22:53:53 Ostatnio edytowany przez Meliska21 (2020-05-03 23:20:41)
Ale tutaj cały czas Autorka jest tą złą, a przecież ona też teraz rezygnyjąc z macierzyństwa, będzie bezdusznie i egoistycznie potraktowana przez męża. Spędzili razem 15 lat(młodość) , mieli wspólne plany, marzenia, cele, dążenia i jednym z nich było posiadanie dzieci, a on teraz, kiedy jest ostatni dzwonek rozmyśla się- to jest w porządku. Oczywiście kobieta jest.tą złą, ale ją goni czas. Tak jak ktoś napisał, pan chyba taki całkiem anty nie jest, tylko przyzwyczaił się do wygodnego, spokojnego życia. Może jednak zmieni zdanie. Chęć posiadania dzieci to naturalna potrzeba, uwarunkowana i zaprogramowana przez naturę i dla większości kobiet jest to priorytet i żadna logomachia nie ma sensu.
Autorko wrobić męża tak z premedytacją chyba bym odradzała, ale na pewno nie poddałabym się bez walki o pełnię szczęścia czyli dzidziuś właśnie z ukochanym.
Jak to kiedyś się mówiło: czasem do dobrego trzeba przymusić, a jeśli on jest zdecydowanie na nie, to niech on podejmie decyzję o rozstaniu
146 2020-05-03 22:57:26 Ostatnio edytowany przez Musztarda1986 (2020-05-03 23:07:09)
Bagienniku, często podczytując forum głęboko nie zgadzam się z Twoimi wypowiedziami, ale w tym temacie podpisuję się obiema rękami i nogami pod każdym Twoim zdaniem (a także wypowiedziami Cyngli i paru innych osób).
Podejście autorki jest tak porażająco nieludzkie, że aż nie wiem komu bardziej współczuć - meżowi, ewentualnemu dziecku, czy społeczeństwu, które bedzie się musialo mierzyć z istotą wychowywaną przez osobę tak do cna pozbawioną zrozumienia dla relacji z drugim człwoiekiem i poszanowania jego podmiotowości.Autorko, wiem, że moja wypowiedź nie naklania do namysłu bo jest jedynie wylaniem mojego obezwładniającego zdumienia zjawiskiem, ale dostałaś tutaj mnóstwo naprawdę mądrych porad i uwag od osób, które mimo wszystko wykazują się wobec Ciebie empatią - mam szczerą nadzieję, że skłonią Cię do refleksji i dostrzeżesz pod jak wieloma względami Twój tok rozumowania jest skrajnie niemoralny.
dziękuję za ocenę. Ok, to na podstawie twojego anonimowego posta rzucam wszystko, zmieniam zycie o 180 stopni.
Lecę na Tindera szukać bylejakiego chłopa, żeby postąpic moralnie i uczciwie. Na pewno nie będę kochała nikogo innego w zyciu. Więc dziecko stworzone z przypadkowego wyskoku na pewno będzie szczęśliwe. Czy moralne jest to że doradzasz mi takie postępowanie? Przeciez jasne jest że będę nieszczęśliwa i sfrustrowana jeśli nie będę miała dzieci skoro tak bardzo ich chcę, czy bierzesz odpowiedzialność za to?
Co niemoralnego robię? Powiedziałam, że chcę dziecka, ze tak bylo uzgodnione, powiedziałam, że nie mam ochoty się dalej truć , niech ON robi co chce z tym dalej. Jego wybór. On tez mnie szantażuje swoją zmianą decyzji. Nie wierzę , że w Waszych związkach nie ma raz na jakiś czas kłótni i spięć , ze wszystko takie idealne och i ach ?
A ja wciąż czekam na odpowiedzi na moje pytania.
I nadal nie pojmuję dlaczego autorka pragnie dziecka? Na razie widzę zachowanie podobne do tego, jakie reprezentuje sobą krzyczące, rozwydrzone, tarzające się po podłodze w sklepie dziecko, które chce lizaka i ma być!
Zapytam ponownie. Dlaczego chcesz mieć dziecko? Jak sobie wyobrażasz życie z nim? A pytam po raz trzeci, bo jestem ciekawa czy Ty jesteś świadoma czego chcesz i jak wygląda macierzyństwo? A jak macierzyństwo samotnej matki? Jak będą wyglądać dni, miesiące, lata? Wiem co mówię, bo wychowałam troje dzieci.
A ja wciąż czekam na odpowiedzi na moje pytania.
I nadal nie pojmuję dlaczego autorka pragnie dziecka? Na razie widzę zachowanie podobne do tego, jakie reprezentuje sobą krzyczące, rozwydrzone, tarzające się po podłodze w sklepie dziecko, które chce lizaka i ma być!
Zapytam ponownie. Dlaczego chcesz mieć dziecko? Jak sobie wyobrażasz życie z nim? A pytam po raz trzeci, bo jestem ciekawa czy Ty jesteś świadoma czego chcesz i jak wygląda macierzyństwo? A jak macierzyństwo samotnej matki? Jak będą wyglądać dni, miesiące, lata? Wiem co mówię, bo wychowałam troje dzieci.
mam 34 lata nie 20 . Jesli chodzi ci o to, że macierzyństwo to : ból, poswięcenie, brak czasu, brak pieniędzy, brak siebie - to jestem tego świadoma, nawet za bardzo, bo od 12 rż opiekowałam się dziećmi rodzeństwa (sama, bo wszyscy wyjechali za granicę na kilka lat). Dlatego chciałam mieć dzieci dopiero jak ędę miała odpowiednie warunki, zeby zapwenić im spokój i bezpieczeństwo.
No jejku, dlaczego chce dziecka - bo chcę komuś dać miłość, pokazać świat, wychować dobrego człowieka dla świata. Chę sie nim zajmować i dac najlepsze itp....
Lady Loka napisał/a:Musztarda1986 napisał/a:Chciałam mieć dzieci i wielokrotnie mówiłam i pokazywałam, że pragnę przynajmniej dwójki jak się uda i jak będziemy mieli warunki ( raz na początku studiów gdy okres mi się spóxniał i panikowałam, bo wtedy nie miałam pieniędzy na nic, to on reagował bardzo wspierająco)
Czuję że to właściwa decyzja i czas.
Byłam dobrą i wspierającą partnerką przez 15 lat, nie złapałam go "na alimenty" po roku chodzenia ... co wy z tym finasowaniem? dam radę sama. łaski nie trzeba.
Oboje stawiamy się pod ścianą i jest próba sił - jak nie ma możliwości kompromisu to druga strona musi się lekko zmienić. Ja się naginałam już kilka dobrych razy...
wychodzi na to, że on od kilku lat wie, że nie chce zmieniać swojego życia, ale sam tez nie chce zrobić odpowiedniego i wg wielu słusznego kroku - czyli odejść. Czyli jednak dziecko nie takie straszne w obliczu utraty miłości, stabilizacji, fajnego życia?
I co ja mam sie poświęcać?
Ja mam odchodzić mimo, że kocham , i szukać na szybko jakiegoś faceta albo banku spermy ? co za niedorzeczne propozycje... mam miec poczucie że "zmarnowałam" 15 lat życia , bo on się "boi". No ja tez ! Niech weźmie na klatę i wydorośleje szybciej - ja nie mam czasu czekac .tak jestem egoistką - ale to moje zycie.
On już wie o braku antykoncepcji i nie widzę, zeby chciał podjąć jakies radykalne kroki, czyli odejśie ...
A co będzie, jeżeli on swojego podejścia nie zmieni nawet, jeżeli zajdziesz w ciążę? Co będzie, jeżeli on nie bedzie kochającym i wspierającym mężem i ojcem? Co będzie, jeżeli będzie dziecko traktował z zimną obojętnością? Co będzie jeżeli odejdzie w momencie ciąży?
Skoro od lat chcesz mieć dzieci i wielokrotnie mu o tym mówiłaś, to czemu decyzja teraz po 15 latach, a nie wcześńiej? Czemu konkretna rozmowa na ten temat pojawia się dopiero teraz. Mogłaś to zrobić 10 lat temu i od 10 lat miałabyś innego faceta zamiast brać na dziecko tego, który mieć dzieci nie chce.
W dalszym ciągu stawianie go przed faktem dokonanym jest mega nie fair.
Pomyśl, czy Ty byś chciała, żeby Twój facet powiedział Ci pewnego dnia (jeżeli nie chciałabyś mieć dzieci) "słuchaj, od dzisiaj się nie zabezpieczam, rób jak uważasz"? A może wolałabyś, żeby facet wrobił Cię w dziecko nic Ci nie mówiąc, a Ty zorientowałabyś się już będąc w ciąży? Uważasz, że takie coś byłoby odpowiednie?
Niestety tyle lat zajęlo nam zbieranie na mieszkanie, znalezienie dobrych prac . 10 lat temu i 5 lat tem chciał i nie mówił że nie chce. W między czasie rozmowy były i dopiero od 3-4 lat się wykręca z tematu. Dlatego czuję się oszukana na miarę większą niż jego "utrata zaufania i spokoju " po tylu spędzonych latach.
Jak mnie zostawi - to ok. Jak będzie złym ojcem (prawdę mówiąc nie znam dobrego i fajnego ojca -ale wiem ze on taki mógłby być) . Więc jesli nie chciałby byc dobrym ojcem , to tez trzeba będzie to zakończyć - ale nie chciałabym wybiegac tak daleko w przyszłość , bo znam z 10 par które planowały i chciały dzieci , a teraz już po rozwodzie. Tak przynajmniej zostanie mi dziecko...
W przytoczonej sytuacji: odeszłabym. Skoro on nie chce odejść, to chyba znaczy, że dziecko i uszczęśliwienie mnie nie byłabo to dla niego taka katastrofą. Piszesz że to wymuszanie i szantaż, a szantażem nie jest trwanie w tym postanowieniu i nnie odchodzenie mimo, że widzi że będę nieszczęsliwa?
Moze on tak samo twierdzi, ze skoro nie odchodzisz, to jednak az tak dziecka nie chcesz?
Rozmawiacie o tym powazniej od 3-4 lat i przez ten czas nie zebraliscie sie na rozmkwe na serio o tym, jak widzicie swoja przyszlosc?
Jestes z facetem 15 lat. Moze pora na wziecie deka odpowiedzialnosci za ten zwiazek i zamiast mowic mu, ze odstawiasz antykoncepcje posadzic go przy stole i spedzjc troche czasu na omowieniu z nim wszystkiego tak, zeby dojsc do jakiejs wspolnej decyzji? Nawet jezeli mialoby to byc rozstanie.
Jestescie razem, decyzje powinniscie podjac razem, a nie Ty sama.
150 2020-05-03 23:10:51 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-05-04 08:13:07)
Autorko, powiem Ci szczerze, że wprowadziłaś mnie trochę w błąd, bo na samym początku pisałaś, że Ty wcześniej nie chciałaś mieć a on tak. Teraz sytuacja się odwróciła, z tym, że on raczej się waha(?) niż zdecydowanie nie chce..Jak to w końcu jest?
Husky zbyt często nie spotykam się z Twoimi wypowiedziami, jakoś mi umykają
EDIT: Jeśli chłop się tylko waha i zastanawia, może się uda przekonać, że dadzą sobie radę, skoro się tak kochają, czyli on ją, tak samo jak ona jego. Od początku odniosłem błędne wrażenie, że facet jest zdecydowanie nastawiony na nie a Autorka go próbuje na siłę przekonać.
Coś, co jest dane przez naturę, nie musi być akurat realizowane. Dlatego mnie osobiście wkurza określanie osób, rezygnujących z rodzicielstwa(obojętnie jakiej płci) jako egoistów, wygodnickich, nielubiących zmian, niedojrzałych czy nieodpowiedzialnych nastolatków. Nawet, jak tych dzieci nie planują a nie tylko zmieniają zdanie.
Musztarda1986 napisał/a:Lady Loka napisał/a:A co będzie, jeżeli on swojego podejścia nie zmieni nawet, jeżeli zajdziesz w ciążę? Co będzie, jeżeli on nie bedzie kochającym i wspierającym mężem i ojcem? Co będzie, jeżeli będzie dziecko traktował z zimną obojętnością? Co będzie jeżeli odejdzie w momencie ciąży?
Skoro od lat chcesz mieć dzieci i wielokrotnie mu o tym mówiłaś, to czemu decyzja teraz po 15 latach, a nie wcześńiej? Czemu konkretna rozmowa na ten temat pojawia się dopiero teraz. Mogłaś to zrobić 10 lat temu i od 10 lat miałabyś innego faceta zamiast brać na dziecko tego, który mieć dzieci nie chce.
W dalszym ciągu stawianie go przed faktem dokonanym jest mega nie fair.
Pomyśl, czy Ty byś chciała, żeby Twój facet powiedział Ci pewnego dnia (jeżeli nie chciałabyś mieć dzieci) "słuchaj, od dzisiaj się nie zabezpieczam, rób jak uważasz"? A może wolałabyś, żeby facet wrobił Cię w dziecko nic Ci nie mówiąc, a Ty zorientowałabyś się już będąc w ciąży? Uważasz, że takie coś byłoby odpowiednie?
Niestety tyle lat zajęlo nam zbieranie na mieszkanie, znalezienie dobrych prac . 10 lat temu i 5 lat tem chciał i nie mówił że nie chce. W między czasie rozmowy były i dopiero od 3-4 lat się wykręca z tematu. Dlatego czuję się oszukana na miarę większą niż jego "utrata zaufania i spokoju " po tylu spędzonych latach.
Jak mnie zostawi - to ok. Jak będzie złym ojcem (prawdę mówiąc nie znam dobrego i fajnego ojca -ale wiem ze on taki mógłby być) . Więc jesli nie chciałby byc dobrym ojcem , to tez trzeba będzie to zakończyć - ale nie chciałabym wybiegac tak daleko w przyszłość , bo znam z 10 par które planowały i chciały dzieci , a teraz już po rozwodzie. Tak przynajmniej zostanie mi dziecko...
W przytoczonej sytuacji: odeszłabym. Skoro on nie chce odejść, to chyba znaczy, że dziecko i uszczęśliwienie mnie nie byłabo to dla niego taka katastrofą. Piszesz że to wymuszanie i szantaż, a szantażem nie jest trwanie w tym postanowieniu i nnie odchodzenie mimo, że widzi że będę nieszczęsliwa?
Moze on tak samo twierdzi, ze skoro nie odchodzisz, to jednak az tak dziecka nie chcesz?
Rozmawiacie o tym powazniej od 3-4 lat i przez ten czas nie zebraliscie sie na rozmkwe na serio o tym, jak widzicie swoja przyszlosc?Jestes z facetem 15 lat. Moze pora na wziecie deka odpowiedzialnosci za ten zwiazek i zamiast mowic mu, ze odstawiasz antykoncepcje posadzic go przy stole i spedzjc troche czasu na omowieniu z nim wszystkiego tak, zeby dojsc do jakiejs wspolnej decyzji? Nawet jezeli mialoby to byc rozstanie.
Jestescie razem, decyzje powinniscie podjac razem, a nie Ty sama.
Mieliśmy takie rozmowy. Ja kocham i nie chce odejść. On kocha i nie chce odejść. Płaczemy a potem się przepraszamy i zasypiamy w objęciach.
Nie wiem co więcej mogę mu powiedzieć. Jak bardziej o tym porozmawiać? błagać? prosić? poniżać się? pogodzić z brakiem ?
On mysli, że ja teraz mocno chcę , bo wszystkie kolezanki juz mają.... nieprawda. Ja chciałam od długiego czasu tylko nie gadałam o tym tak intensywnie , bo nie ma co planowac dziecka na wynajmie...
Lady Loka napisał/a:Musztarda1986 napisał/a:Niestety tyle lat zajęlo nam zbieranie na mieszkanie, znalezienie dobrych prac . 10 lat temu i 5 lat tem chciał i nie mówił że nie chce. W między czasie rozmowy były i dopiero od 3-4 lat się wykręca z tematu. Dlatego czuję się oszukana na miarę większą niż jego "utrata zaufania i spokoju " po tylu spędzonych latach.
Jak mnie zostawi - to ok. Jak będzie złym ojcem (prawdę mówiąc nie znam dobrego i fajnego ojca -ale wiem ze on taki mógłby być) . Więc jesli nie chciałby byc dobrym ojcem , to tez trzeba będzie to zakończyć - ale nie chciałabym wybiegac tak daleko w przyszłość , bo znam z 10 par które planowały i chciały dzieci , a teraz już po rozwodzie. Tak przynajmniej zostanie mi dziecko...
W przytoczonej sytuacji: odeszłabym. Skoro on nie chce odejść, to chyba znaczy, że dziecko i uszczęśliwienie mnie nie byłabo to dla niego taka katastrofą. Piszesz że to wymuszanie i szantaż, a szantażem nie jest trwanie w tym postanowieniu i nnie odchodzenie mimo, że widzi że będę nieszczęsliwa?
Moze on tak samo twierdzi, ze skoro nie odchodzisz, to jednak az tak dziecka nie chcesz?
Rozmawiacie o tym powazniej od 3-4 lat i przez ten czas nie zebraliscie sie na rozmkwe na serio o tym, jak widzicie swoja przyszlosc?Jestes z facetem 15 lat. Moze pora na wziecie deka odpowiedzialnosci za ten zwiazek i zamiast mowic mu, ze odstawiasz antykoncepcje posadzic go przy stole i spedzjc troche czasu na omowieniu z nim wszystkiego tak, zeby dojsc do jakiejs wspolnej decyzji? Nawet jezeli mialoby to byc rozstanie.
Jestescie razem, decyzje powinniscie podjac razem, a nie Ty sama.Mieliśmy takie rozmowy. Ja kocham i nie chce odejść. On kocha i nie chce odejść. Płaczemy a potem się przepraszamy i zasypiamy w objęciach.
Nie wiem co więcej mogę mu powiedzieć. Jak bardziej o tym porozmawiać? błagać? prosić? poniżać się? pogodzić z brakiem ?On mysli, że ja teraz mocno chcę , bo wszystkie kolezanki juz mają.... nieprawda. Ja chciałam od długiego czasu tylko nie gadałam o tym tak intensywnie , bo nie ma co planowac dziecka na wynajmie...
No to moze pora podjac konkretna decyzje i nie zasypiac dopoki jej nie bedzie. Nie da sie troche miec a troche nie miec dziecka. Ta decyzja unieszczesliwi ktores z Was. To jest temat, w ktorym nie ma kompromisu. Pytanie jak wielka z Ciebie egoistka.
Wpadlas w pulapke glupiego myslenia. Masa ludzi ma dzieci na wynajmie i nic sie z tego powodu nie dzieje. Swiat sie nie konczy.
153 2020-05-03 23:53:29 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2020-05-03 23:56:49)
Ile lat ma mąż?
Może on jest już wykończony życiem i chciałby zwyczajnie odpocząć, skoro przez 15 intensywnie dorabialiście się.
Może czuje, że nie podoła.
Może przemyślał to bardziej i głębiej niż Ty.
Może zdaje sobie sprawę, że dziecko to nie sielanka i że przez kolejne 20 lat znowu będzie ciężko...
Dziękuję że odpowiedziałaś, przynajmniej częściowo, na moje pytania. Wierz mi, za słowami Twoimi o macierzyństwie kryją się tak trudne rzeczy, jakich na razie nawet sobie nie wyobrażasz. A mąż chyba jest świadomy.
Ile lat ma mąż?
Może on jest już wykończony życiem i chciałby zwyczajnie odpocząć, skoro przez 15 intensywnie dorabialiście się.
Może czuje, że nie podoła.
Może przemyślał to bardziej i głębiej niż Ty.
Może zdaje sobie sprawę, że dziecko to nie sielanka i że przez kolejne 20 lat znowu będzie ciężko...Dziękuję że odpowiedziałaś, przynajmniej częściowo, na moje pytania. Wierz mi, za słowami Twoimi o macierzyństwie kryją się tak trudne rzeczy, jakich na razie nawet sobie nie wyobrażasz. A mąż chyba jest świadomy.
mamy tyle samo lat
od matury razem ( ale tak razem, że mieszkanie i zabawa w dom juz właściwie od początku , wspólne hobby i duzo czasu razem a nie że się spotykamy w mieszkaniu)
mieliśmy ogromne problemy finansowe zaraz po studiach, wyjeżdżaliśmy za granicę, pracowaliśmy na "stażu" za 500 zł (wtedy gorsze czasy były) ... ale teraz od 8 lat jest coraz lepiej i lepiej , nie powiedziałabym że się przepracowuje, oboje pracujemy tak samo po 8 h dziennie.
w tym roku planowaliśmy kupić własne mieszkanie, nie wiem czy wyjdzie z powodu wirusa...
więc myślałam, ze juz jest czas idealny na ciążę (wierzę, ze jeszcze jestem płodna, ale ciągle słyszę o 20-paroltnich znajomych , które mają trudności , to juz teraz zaczęłam intensywniej o tym mówić, a tu sprzeciw...
ma prawo do strachu - ja tez się boję bo zawsze moze pójść coś nie tak, ale w tym momencie czuję, ze warto podjąć to ryzyko.
tu nie mam argumentu , jeżeli jego uczucia sa głebsze niż moje.
nie chciałabym mówić, że męzczyźni "robią" mniej przy dzieciach , ale steorotypy nie biora się znikąd. Więc to kobiety poświęcają więcej (czasu też) dla dzieci - szczegolnie w pierwszych latach zycia.
jestem świadoma tego wszystkiego i nadal tego chcę, chcę mu tez pokazać , ze dzieci to nie tylko ryk , orka na ugorze i niewyspanie. Przecież taki stan nie trwa całych 20 lat ... a wydaje mi się że warto . z tego co mówiły znajome, cięzko jest z dzieckiem do ok 7 rz . później robi się coraz bardziej samooobsługowe"
No to moze pora podjac konkretna decyzje i nie zasypiac dopoki jej nie bedzie. Nie da sie troche miec a troche nie miec dziecka. Ta decyzja unieszczesliwi ktores z Was. To jest temat, w ktorym nie ma kompromisu. Pytanie jak wielka z Ciebie egoistka.
Wpadlas w pulapke glupiego myslenia. Masa ludzi ma dzieci na wynajmie i nic sie z tego powodu nie dzieje. Swiat sie nie konczy.
-------
to moze głupio zabrzmiało z tym wynajmem, chodziło tez o pracę na czas nieokreślony, zdolnosc do małego kredytu, jakis tam staż pracy - wcześniej pracowałam duzo na zlecenie na złych warunkach bez prawa do urlopu
ja uważam, ze skoro się kochamy , jest między nami dobrze i wesoło - to głupota byłoby nie dać nam szansy na stworzenie całkiem ok domu. Nie wyobrazam sobie siebie za 20 lat bez dzieci. Jesli los zadecyduje za mnie i nie będę ich miała, to prawdopodobnie będę sfrustrowaną staruszką , która uprzykrza wszystkim dookoła byt - tak jestem złośliwa jak coś nie idzie po mojej mysli .
Tak, zaraz na mnie dużo osób najedzie, ale nie mam "pasji" nic mnie nie pociąga do szaleństwa, wię nie mam zadatków na zajęcie się czymś innym w zamian za dzieci i życie rodzinne. Owszem czytam ksiązki, ogladam filmy, uprawiam sport , ale nie czuję się przy tym super. Owszem robię jakąś tam "pomniejszą karierę" .
Uwielbiam gotować (ale chciałabym żeby smakowac potraw przy rodzinnym stole), znam sie na kilku rzeczach i z chęcią nauczyłabym tego dzieci.
mamy tyle samo lat
od matury razem ( ale tak razem, że mieszkanie i zabawa w dom juz właściwie od początku , wspólne hobby i duzo czasu razem a nie że się spotykamy w mieszkaniu)mieliśmy ogromne problemy finansowe zaraz po studiach, wyjeżdżaliśmy za granicę, pracowaliśmy na "stażu" za 500 zł (wtedy gorsze czasy były) ... ale teraz od 8 lat jest coraz lepiej i lepiej , nie powiedziałabym że się przepracowuje, oboje pracujemy tak samo po 8 h dziennie.
w tym roku planowaliśmy kupić własne mieszkanie, nie wiem czy wyjdzie z powodu wirusa...
więc myślałam, ze juz jest czas idealny na ciążę (wierzę, ze jeszcze jestem płodna, ale ciągle słyszę o 20-paroltnich znajomych , które mają trudności , to juz teraz zaczęłam intensywniej o tym mówić, a tu sprzeciw...ma prawo do strachu - ja tez się boję bo zawsze moze pójść coś nie tak, ale w tym momencie czuję, ze warto podjąć to ryzyko.
tu nie mam argumentu , jeżeli jego uczucia sa głebsze niż moje.
nie chciałabym mówić, że męzczyźni "robią" mniej przy dzieciach , ale steorotypy nie biora się znikąd. Więc to kobiety poświęcają więcej (czasu też) dla dzieci - szczegolnie w pierwszych latach zycia.jestem świadoma tego wszystkiego i nadal tego chcę, chcę mu tez pokazać , ze dzieci to nie tylko ryk , orka na ugorze i niewyspanie. Przecież taki stan nie trwa całych 20 lat ... a wydaje mi się że warto . z tego co mówiły znajome, cięzko jest z dzieckiem do ok 7 rz . później robi się coraz bardziej samooobsługowe"
Niby tak.
O ile będzie w pełni zdrowe i sprawne. Na co nie masz żadnej gwarancji.
Nadal pozostaje jednak wielki problem, jakim jest zdecydowany sprzeciw Twojego męża w kwestii posiadania dziecka.
Liczysz się z tym, że w wypadku kiedy "przypadkiem" zajdziesz w ciążę, on może zdecydować się na rozstanie?
Czy będziesz czuła się dobrze z faktem, że świadomie skazałaś dziecko na wychowywanie się i życie z jednym tylko rodzicem? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak taka decyzja zaważy na kontaktach Twojego męża z dzieckiem, którego nie chciał? Dzieci, tak jak i dorośli - są różni, i różnie sobie z takimi sprawami radzą.
Mnóstwo dzieciaków bardzo ciężko przeżywa dorastanie bez ojca, to jest piętno, które nierzadko kładzie się cieniem na całym ich życiu.
157 2020-05-04 05:10:16 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-05-04 07:19:22)
A co do Autorki, napisała na forum, bo potrzebuje pomocy.
Miała "jaja", żeby się przyznać, że dopadają Ją głupie myśli.
Porozmawiała z Partnerem, przyznała otwarcie, że kończy z antykoncepcją, a w dalszej części "wiadro pomyi" się na Nią wylewa.
Do Autorki, super, że porozmawiałaś z Partnerem i przyznałaś się, że kończysz z tabletkami.
Prosiłabym, abyś przeczytała sobie ten temat:
https://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=121203
158 2020-05-04 09:22:33 Ostatnio edytowany przez Maeve (2020-05-04 09:25:34)
Autorko!
Wydaje mi się że to co odczuwasz to po części instynkt a po części przekonanie że osiągnęłas już wszytko i teraz do szczęścia brakuje Ci już tylko dziecka. Uważasz że tylko to da Ci pełnie szczęścia i chcesz dlatego ryzykować dobrą 15 letnią relacją. Otóż, powiem Ci że nie dla każdej kobiety macierzyństwo to spełnienie marzeń. Ja też uważałam że jestem na to przygotowana, że o tym marzę, dokładnie z tych samych powodów co Ty i też myślałam że jestem dobrze przygotowana na te ciemniejsze strony macierzyństwa. Ja Ci napiszę jak mnie zmieniło macierzyństwo. Kiedyś przed dziećmi byłam cierpliwą, uśmiechnięta, spokojną i dobrą osobą, nigdy na nikogo nawet nie fuknęłam. Mam dwoje dzieci, jedno ze zdiagnozowanymi problemami natury neurologicznej, drugie zdrowe ale z bardzo trudnym charakterem. Są już duże, samoobsługowe, lat 6 i 8 a dla mnie życie wcale nie stało się łatwiejsze. Dzieci potrafią niesamowicie dać w kość. Moje do dzis fatalnie śpią, od 9 lat sie nie wyspałam, ale to pikuś. Myślałam ze w macierzyństwo chodzi o miłość i umiejętność stawiania granic, ale nikt mi nie mówił jakie morze cierpliwości jest do tego potrzebne. Z osoby która zawsze była spokojna (ich ojciec również, nie spodziewałam sie "trudnych" temperamentnych dzieci) stałam się neurotyczką, która przy 5tej probie odmówienia pójścia do kąpieli po prostu wrzeszczy. Bo to nie tylko odmowa w tej głupiej kwesti kąpieli, to szereg złych emocji które kumuluja sie cały dzień (dogryzanie, kłótnie, nie pojdę, nie zrobie tego, chce bajke itd). A potem idziesz spać z płaczem i poczuciem winy że powinnaś być cierpliwsza. Moje dzieci wydobyły ze mnie wszystko co najgorsze. Kocham je nad życie ale taka jest prawda. Z tym kochaniem to też problem. Bo gdy stajesz sie rodzicem zaczynasz sie bac o to swoje dziecko, czasem dopadaja Cie lęki, martwisz sie jak dziecko sobie poradzi w zyciu, czy ktos go nie skrzywdzi. Tak, ja niestety ze spokojnej optymistki kochającej życie stałam sie znerwicowaną osobą. Piszę Ci to tylko dlatego, żebyś wiedziała że macierzyństwo może być dla Ciebie bardzo ciężką próbą, może zmienić Ciebie i Twoje życie w sposób którego sie nie spodziewasz. Czy aby na pewno jestes na to gotowa? Twój partner wydaje się że nie jest i ma do tego pełne prawo. 15 lat razem to piękna relacja, zastanów sie czy warto to wszystko przekreślić.
159 2020-05-04 09:40:52 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2020-05-04 09:43:34)
Autorko!
Wydaje mi się że to co odczuwasz to po części instynkt a po części przekonanie że osiągnęłas już wszytko i teraz do szczęścia brakuje Ci już tylko dziecka. Uważasz że tylko to da Ci pełnie szczęścia i chcesz dlatego ryzykować dobrą 15 letnią relacją. Otóż, powiem Ci że nie dla każdej kobiety macierzyństwo to spełnienie marzeń. Ja też uważałam że jestem na to przygotowana, że o tym marzę, dokładnie z tych samych powodów co Ty i też myślałam że jestem dobrze przygotowana na te ciemniejsze strony macierzyństwa. Ja Ci napiszę jak mnie zmieniło macierzyństwo. Kiedyś przed dziećmi byłam cierpliwą, uśmiechnięta, spokojną i dobrą osobą, nigdy na nikogo nawet nie fuknęłam. Mam dwoje dzieci, jedno ze zdiagnozowanymi problemami natury neurologicznej, drugie zdrowe ale z bardzo trudnym charakterem. Są już duże, samoobsługowe, lat 6 i 8 a dla mnie życie wcale nie stało się łatwiejsze. Dzieci potrafią niesamowicie dać w kość. Moje do dzis fatalnie śpią, od 9 lat sie nie wyspałam, ale to pikuś. Myślałam ze w macierzyństwo chodzi o miłość i umiejętność stawiania granic, ale nikt mi nie mówił jakie morze cierpliwości jest do tego potrzebne. Z osoby która zawsze była spokojna (ich ojciec również, nie spodziewałam sie "trudnych" temperamentnych dzieci) stałam się neurotyczką, która przy 5tej probie odmówienia pójścia do kąpieli po prostu wrzeszczy. Bo to nie tylko odmowa w tej głupiej kwesti kąpieli, to szereg złych emocji które kumuluja sie cały dzień (dogryzanie, kłótnie, nie pojdę, nie zrobie tego, chce bajke itd). A potem idziesz spać z płaczem i poczuciem winy że powinnaś być cierpliwsza. Moje dzieci wydobyły ze mnie wszystko co najgorsze. Kocham je nad życie ale taka jest prawda. Z tym kochaniem to też problem. Bo gdy stajesz sie rodzicem zaczynasz sie bac o to swoje dziecko, czasem dopadaja Cie lęki, martwisz sie jak dziecko sobie poradzi w zyciu, czy ktos go nie skrzywdzi. Tak, ja niestety ze spokojnej optymistki kochającej życie stałam sie znerwicowaną osobą. Piszę Ci to tylko dlatego, żebyś wiedziała że macierzyństwo może być dla Ciebie bardzo ciężką próbą, może zmienić Ciebie i Twoje życie w sposób którego sie nie spodziewasz. Czy aby na pewno jestes na to gotowa? Twój partner wydaje się że nie jest i ma do tego pełne prawo. 15 lat razem to piękna relacja, zastanów sie czy warto to wszystko przekreślić.
Ot, cała prawda której nie znają ci, którzy dzieci nie mają. Choć to tylko słowa. Co kryje się pod nimi, wiedzą ci, którzy mają choć jedno dziecko.
Mam sąsiadów, wspaniali i kochający się ludzie. Dorobili się, kupili domek, tylko dzieci nie było. Zaadoptowali parkę - rodzeństwo, bo ona bardzo pragnęła, a swoich nie było i nie było. Rozmawiałam z nią co jakiś czas, zazwyczaj płakała, a ja tak dobrze ją rozumiałam. Mówiła, że nie tak sobie wyobrażała macierzyństwo. Że jest wykończona, że nic nie jest zgodne z oczekiwaniami, że wciąż się kłócą z mężem, że ma dosyć, że mieli takie cudowne życie przed... Pytała jak ja to wytrzymałam z moimi dziećmi, bo jej nie wystarcza nerwów, krzyczy, pali za dużo, ma do siebie żal, że nie wie co zrobić. Że dzieci tak ją zmieniły.
Dzieci są już 10-letnie, z mężem się rozwiedli przez jej awantury. On przyjeżdża do dzieci i jest super ojcem. Z pomocą przyszli dziadkowie, bo całej rodzinie żal było oddawać dzieci do domu dziecka, kochają je bardzo.
Mówiła mi, że gdyby jeszcze raz miała zrobić to samo i przed 40-stką zacząć być matką, mając cudowne życie i super męża, nie zrobiłaby tego. Bo dzieci wychowuje po to, by odeszły do swojego świata z kimś innym, a ona zostanie sama...
To jest najlepszy przykład jak dzieci zmieniają rzeczywistość.
I podkreślam, tu nie chodzi o to, że dzieci adoptowane. Nie, oni je kochają. Mieli fajne życie, a dzieci stały się szokiem.
Tak, dzieci zmieniają rzeczywistość. Nie wystarcza czasu na spokojny sen, można zapomnieć o swoich przyjemnościach (przynajmniej czasowo), o czasie wolnym tylko dla siebie (lepiej wtedy się wyspać, bo nie wiadomo kiedy bedzie następna okazja ). Ja wychwowywalam córkę sama, nie mialam oparcia w rodzinie, w nikim, a urodziłam ją mając ..naście lat. Czasem było tak ciężko, zwlaszcza finansowo, że łapałam się na mysleniu o rzuceniu się z mostu do rzeki, razem z dzieckeim. Ale to wszystko mija na szczęście. Nawet problemy wieku dorastania mojej córki, które we mnie uderzyły ze zwielokrotnioną siłą, nie spowodowaly, że choć przez moment żałowałam jej przyjścia na świat. Dziś jest już dorosła, ma własne życie z dala ode mnie, ale nie wyobrażam sobie, aby jej nie było.
I wciąż uważam że to najlepsze, co mnie do tej pory w życiu spotkało.
161 2020-05-04 10:27:02 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-05-04 10:30:53)
Ryzyk fizyk Kobietko.
Dla mnie to nie dzieci są problemem tylko marzenia,oczekiwania rodziców w stosunku do dzieci . Jakie są te oczekiwania wypływające z jakichś przekonań .
Czy są to niby powszechne stereotypowe niby normalne ale niezbyt przytomne marzenia bujanie w obłokach, mrzonkach i z dodatkiem,presją jedynie słusznych kategorycznych żądań, roszczeń od dzieci że one muszą i powinny być zgodne z jakimiś wyobrażeniami .Konfrontacja tych oczekiwań z wolnością dzieci które mają swoje temperamenty pomysły idee itp to dopiero prawdziwe życie.
Dzieci to nie meble, nie prestiż, nie filantropia ,wychowanie nie jest robieniem łaski ,popisem.Dziecko to nie kotek,
to żywioł nowa ,nie do końca przewidywalna istota, to ogromne wyzwanie, to nie przelewki marzycielstwo jest szkodliwe i stąd problemy rozczarowanie, nerwy frustracje.Udawanie bohatera kończy się marnie na ogół tak samo skończyć się może podążanie w za swoim lękiem samolubnym lękiem przed zmianami w życiu, udawanie że się nie żałuje to też udawanie,podobnie jest z przekonywaniem stale siebie że szczęściem jest nie posiadanie dzieci, tu też można się licytować w przykładach najprzeróżniejszych od euforii z tego tytułu po głęboką depresję .Z instynktami nie ma żartów intelekt można nie wystarczyć, może być przeszkodą do rozwiązania problemu jak sobie radzić z panowaniem nad nim.
Dzieci weryfikują brutalnie okrutnie wiele błędnych przekonań na własny temat, temat własnej dorosłości i dojrzałości mądrości wspaniałości charakteru czy osobowości.
A przykłady są różne swój pominę tym razem.
Można się licytować życie obfituje bogactwem doświadczeń rodziców i dzieci.
Moi sąsiedzi z kolej zostali rodzicami dość wcześnie po odejściu dzieci z domu na studia i na swoje, adoptowali dziecko bo stwierdzili że są jeszcze młodzi i dadzą radę .
Miłość EMANUJE z tego domu mieszkamy przez płot,nie są to żadne moje oszołomskie hurraoptymistyczne,durne bajki czy brednie nawiedzonego idioty, tak jest po prost to widać i to się czuje nikt nic nie udaje, więc są przykłady odwrotne.
Ludzie są wolni jak sobie zorganizują szczęście tak mają.Miłość to wybór ale też i zdolność podlega nauce i ćwiczeniom jak z talentem z tego talentu można zrezygnować przymusu nie ma nic na siłą ani w jedną ani w drugą stronę
Ma się prawo do obaw.lęków,projekcji i przeniesień cudzych sukcesów porażek tragedii i oczekiwań takich czy śmakich nie zmienia to faktu że ma się też prawo wyboru, prawo do rozwoju, poznawania siebie swoim myśli i uczuć .
Ideologie i filozofie możne se stwarzać jakie się chce o chceniu i nie chceniu, a życie wszystko to zweryfikuje dokładnie precyzyjnie nagrodzi i przeczołga.Samotność również może ostro dać w kość obojętnie czy chciało się mieć dzieci czy nie chciało.
Prawda o tym jak ludzie się czują ze swoimi wyborami bywa ukryta i u tych co mają dzieci i u tych co ich nie chcą mieć - takie życie po prostu
Ja, po wychowaniu moich, dziś sądzę, że dzieci są motywacją do życia, jeśli nic prócz nich nie zostanie. Zmuszają, by podnieść się z łóżka i coś działać.
Jednak nie są po to, by na starość podać szklankę wody. To są odrębne istoty.
Natura wmontowała w kobiety instynkt macierzyński, by przedłużyć gatunek. Jednocześnie nie informując o tym, co za sobą przyniesie macierzyństwo. Gdyby taka informacja była, gatunek ludzki by nie przetrwał zapewne, bo ludzie świadomie nie skazywaliby siebie na trudniejsze życie niż mają dotąd.
Po 40-stce ludzie powinni być najszczęśliwsi, odcinać kupony od życia. Młodość i siłę poświęcić na ewentualne wychowanie potomstwa. A świat obecnie przesunął granicę rodzicielstwa wbrew naturze, na lata kiedy człowiek zaczyna mieć z górki.
Uważam, że dzieci są jednak dla ludzi młodych, w pełni sił i możliwości organizmu. A przesuwanie rodzicielstwa na czas "aż się dorobię" jest nienaturalnym. Z tego co wiem natura urządziła tak, że kobieta ma optymalne warunki organizmu w wieku lat 19, by zostać matką. Z biologicznego punktu widzenia. Wiedzę tą posiadam od badacza tych rzeczy, profesora, kognitywisty.
Moje doświadczenie życiowe tez podpowiada, że kiedy człowiek fizycznie starzeje się, powinien mieć życie łatwiejsze, mniej obciążające. Jednak natury nie oszukasz.
Problem Autorki nie jest odosobniony, bo stykają się z nim wszystkie kobiety, które odkładają macierzyństwo na później, czekają na odpowiedni czas. Taki symbol czasów, nowoczesnego społeczeństwa.
Autorko, życzę powodzenia w życiu.
Ja, po wychowaniu moich, dziś sądzę, że dzieci są motywacją do życia, jeśli nic prócz nich nie zostanie. Zmuszają, by podnieść się z łóżka i coś działać.
Jednak nie są po to, by na starość podać szklankę wody. To są odrębne istoty.
Natura wmontowała w kobiety instynkt macierzyński, by przedłużyć gatunek. Jednocześnie nie informując o tym, co za sobą przyniesie macierzyństwo. Gdyby taka informacja była, gatunek ludzki by nie przetrwał zapewne, bo ludzie świadomie nie skazywaliby siebie na trudniejsze życie niż mają dotąd.
Po 40-stce ludzie powinni być najszczęśliwsi, odcinać kupony od życia. Młodość i siłę poświęcić na ewentualne wychowanie potomstwa. A świat obecnie przesunął granicę rodzicielstwa wbrew naturze, na lata kiedy człowiek zaczyna mieć z górki.
Uważam, że dzieci są jednak dla ludzi młodych, w pełni sił i możliwości organizmu. A przesuwanie rodzicielstwa na czas "aż się dorobię" jest nienaturalnym. Z tego co wiem natura urządziła tak, że kobieta ma optymalne warunki organizmu w wieku lat 19, by zostać matką. Z biologicznego punktu widzenia. Wiedzę tą posiadam od badacza tych rzeczy, profesora, kognitywisty.
Moje doświadczenie życiowe tez podpowiada, że kiedy człowiek fizycznie starzeje się, powinien mieć życie łatwiejsze, mniej obciążające. Jednak natury nie oszukasz.
Problem Autorki nie jest odosobniony, bo stykają się z nim wszystkie kobiety, które odkładają macierzyństwo na później, czekają na odpowiedni czas. Taki symbol czasów, nowoczesnego społeczeństwa.
Autorko, życzę powodzenia w życiu.
Ale zawsze jest nadzieja że będzie mogła sobie zatrudnić młodą nianię:D może i ojciec dziecka by chętniej został w takim towarzystwie
Miło że odezwały się kobiety, które już mają dzieci - jakiś głos rozsądku. Często gdzieś w internecie pojawia się hasło że do wychowania dzieci potrzeba całej "wioski" i że nawet jeśli rodzina jest pełna ale nie ma pomocy dziadka, babci, ciotki, sąsiadki to i tak są zaorani. Tutaj autorka nawet chętnego na ojca nie ma a wymysliła sobie że będzie matką. Ja rozumiem instynkty, zew natury wzywa ale chociaż trochę rozsądku w tym wszystkim powinna zachować.
Padł wcześniej argument, że przecież są rodzice, którzy wychowują dziecko w pojedynkę. Pewnie, że są, podziwiam ich, ale właściwe pytanie brzmi, czy oni to robią z własnej woli, a nie dlatego, że życie im się potoczyło tak, a nie inaczej?
Myślę, że dziecko zasługuje na to, by być chciane przez OBOJE rodziców już na samym początku jego „drogi”.
165 2020-05-04 16:19:46 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-05-04 16:23:13)
Nie wiem po co to dziecko, przeciez juz od poczatku masz zadatki na beznadziejna matke.
Dziecko chcesz sprowadzac na swiat i to do ojca, ktory to nie marzy o tym dziecku. Twoje dziecko nie zasluguje na ojca, ktory bardzo go pragnal?
W dodatku grasz w ruletke z reakcja tego ojca. Nie obchodzi Cie to przyszle dziecko, a tylko wlasna potrzeba posiadania go.
Nie obchodzi Cie czy dziecko bedzie mialo kochajacego ojca 'najwyzej sie rozstane'... A pomyslalas o tym co dziecko by czulo? Majac zimnego ojca i majac rozwod miedzy rodzicami?
Jak masz silna potrzebe to nagle okazuje sie, ze partner nie jest czlowiekiem. Nagle okazuje sie, ze partner nie dobry bo zmienil zdanie, partner nie dobry bo nie jest cos dla niego, partner nagle dziecinny, nagle nie dorosly i trzeba go przymusic, trzeba wykorzystac sobie jego milosc zeby go naklonic do dzieciaka.
I Ty jestes materialem na matke?
Poczekaj, az dziecko nie bedzie chcialo spelniac Twoich potrzeb obsesyjnych i wtedy tez bedziesz nim manipulowac i zmuszac?
Po co jest Tobie to dziecko? Poza zapchaniem wielce widocznej dziury emocjonalnej?
słaba kobietko, pomimo tego, ze nie oceniam matek, ktore dzieci maja po 40 to zgadzam sie z Toba. Moim zdaniem macierzynstwo jest dla mlodych.
Zastanawialam sie powaznie nad tym czy chce byc matka, kiedy mialam 20 lat. Mialam czas wtedy i teraz dziecko byloby w wieku szkolnym. Wtedy mialam duzo wiecej energii niz teraz mam. Sa tez inne przypadki oczywiscie, moja kolezanka w wieku 36 lat urodzila dziecko i jest bardzo zadowolona, ale to tez zalezy od sytuacji i energii.
Uważam, że dzieci są jednak dla ludzi młodych, w pełni sił i możliwości organizmu. A przesuwanie rodzicielstwa na czas "aż się dorobię" jest nienaturalnym. Z tego co wiem natura urządziła tak, że kobieta ma optymalne warunki organizmu w wieku lat 19, by zostać matką. Z biologicznego punktu widzenia. Wiedzę tą posiadam od badacza tych rzeczy, profesora, kognitywisty.
Moje doświadczenie życiowe tez podpowiada, że kiedy człowiek fizycznie starzeje się, powinien mieć życie łatwiejsze, mniej obciążające. Jednak natury nie oszukasz.
Problem Autorki nie jest odosobniony, bo stykają się z nim wszystkie kobiety, które odkładają macierzyństwo na później, czekają na odpowiedni czas. Taki symbol czasów, nowoczesnego społeczeństwa.
Autorko, życzę powodzenia w życiu.
Biologicznie wiadomo, im wcześniej tym lepiej. W dzisiejszym świecie już tak jest, że ludzie niemający jeszcze 20 lat kończą dopiero szkołę. Przeważnie ,chcą coś jeszcze w życiu osiągnąć, choćby zdobyć wykształcenie, co nie zawsze można pogodzić z życiem rodzinnym. Akurat spośród moich dobrych znajomych, zdecydowana większość dziewczyn rodziła lub/i wychodziła za mąż między 25 a 32 rokiem życia. W starszym wieku osobiście żadnej nie znam, w młodszym owszem.
Autorko, skoro mąż nie jest do końca przekonany, czy dacie radę, obawia się, tak po ludzku o Waszą przyszłość, może warto też spróbować wziąć pod uwagę jego argumenty? Jednak, jeśli oboje się kochacie i Wam wzajemnie na sobie zależy, to może warto usiąść na spokojnie i jeszcze razie to obgadać, bez zbędnych emocji, które pewnie zwłaszcza w Tobie się budzą..Tylko co będzie, jeśli coś pójdzie nie po Twojej myśli, jeśli, jak sama mówisz, wpadasz w skrajną złość? Jesteś gotowa się z tym pogodzić?
Mimo wszystko, życzę szczęścia!
Włączył Ci się instynkt macierzyński po prostu. Nic zlego w tym, ze szukasz rozwiązania. Tyle, źe wrabianie partnera, bez jego wiedzy w dziecko to nie wporządku.
Ale ja dam Ci piąte rozwiazanie a raczej moźliwość : odstaw tabletki i poinformuj go o tym, źe od dzisiaj nie bierzesz antykoncepcji. Decyzja będzie naleźała do niego. Wtedy zobaczysz, jeśli odsunie się od Ciebie to będzie znaczyło, źe on naprawdę nie chce dzieci - nawet kosztem związku z Tobą. Ale moze być teź tak, źe on potrzebuje właśnie takiego bodźca i w końcu odpuści i skończy się tak jak z tym kotem.
To jest jakiś koszmar, to, co napisała autorka i osoby, które biorą możliwość wrobienia męża w dziecko pod uwagę. Że ryzyko, ale warte podjęcia? No ludzie... Przecież to się w głowie nie mieści. I to nie tak, że ten facet będzie miał potem jakikolwiek wybór - nie będzie miał żadnego wyboru, nawet jak postanowi odejść, to będzie następne lata łożył co miesiąc na utrzymanie dziecka, w które został wrobiony. To nie tak, że jedyną konsekwencją dla niego będzie wybór, czy zostać z autorką, czy nie. Jeśli odejdzie, to będzie nadal miał obowiązki finansowe wobec tego dziecka. Autorka chce postanowić sama o czymś, co zmieni jego całe życie, do końca. Ciekawe, jakby zareagowała, gdyby on podjął sobie analogiczną decyzję i np. nafaszerował ją w odpowiednim czasie tabletkami, aborcja farmakologiczna, ot, przecież on tylko ryzyko podjął, może autorka mu wybaczy, może nie, ale musiał spróbować, żeby mieć życie takie, jakie mu się marzy.
I tak bardziej emocjonalnie: droga autorko, Ty chyba sobie nie zdajesz sprawy z tego, czym jest posiadanie dziecka dla kogoś, kto tego dziecka nie chce. Więc może nakreślę: gdyby nie istniało coś takiego jak aborcja, wolałabym zostać zgwałcona niż zapłodniona. I teraz wyobraź sobie, że mój partner ma Twoje podejście: twierdzi, że mnie kocha, ale jednocześnie zastanawia się nad zrobieniem mi czegoś, co dla mnie byłoby gorsze od gwałtu... Czy nie kuriozalnie to brzmi? A mniej więcej tak wyglądają Twoje posty: kocham męża, ale mam totalnie gdzieś, że go skrzywdzę za jednym zamachem na wiele sposobów.
Do tej pory nie za wiele o tym myślałam.
Od kilkunastu miesięcy jednak jak widze bobasa to mi się japa śmieje. Czytam fora ciążowo-dzieciowe właściwie nie wiem po co w tym momencie... normalnie szał, czuję że bardzo chciałabym mieć dzieci i że jak ich nie będę miała już , zaraz to będę mocno nieszczęśliwa.Powiedziałam o tym mojemu partnerowi... i jest problem. Kiedyś nie wykluczał tego że będziemy mieć dzieci, ale trzeba mieć własne mieszkanie dobre prace, poukładane życie
Teraz on powiedział, że nie chce sprowadzać dzieci na ten przeludniony i niezbyt dobry świat. Że tyle rzeczy może nie wyjść ... zdarzyć się jakieś nieszczęście. On miał "zimną" matkę i dzieciństwa nie wspomina dobrze. Teraz jest typem człowieka, który lubi miec dni takie same, spędzone w domu i bez zakłóceń, ale też uważam, że byłby dobrym ojcem.Jesteśmy razem 15 lat, jest nam dobrze, bardzo dobrze. Szanujemy się i kochamy. Spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu. Gdy podejmuję temat dzieci to słyszę kategoryczne nie z wyżej wymienionych powodów.
Nie wiem co robić....
1. zerwać choć kocham ? nie wyobrażam sobie - jesteśmy razem prawie pół życia i go mocno kocham nie wyobrażam sobie życia z inną osobą + nie mam już na to czasu (34 lata)
2. marudzić i argumentować aż do znudzenia tematu ? - nie wygrałam żadnej dyskusji do tej pory, brakuje mi argumentów już i czasami po prostu zaczynam z bezsilnośic płakać lub krzyczeć
3. pogodzić się z tym, że nie będę miała dzieci
4. zajść w ciążę bez jego pozwolenia ... (odstawić tabletki - cios poniżej pasa) - proszę mnie nie linczować to myśl, która pojawia się coraz częściej po przegranej dyskusji i myśl, że jakby coś się między nami popsuło to wezmę wszystkie konsekwencje na siebie byleby mieć dziecko.... takie mam myśli.
Dziecko to nie zabawka,którą kiedy się znudzi odkładamy ją w kąt,to żywa istota,którą trzeba się opiekować 24 godziny na dobę.Mało tego ,to duża odpowiedzialność,dziecko rośnie a wraz z nim dochodzi obowiązków.Nie jestem pewna czy Twój partner nie ma w pewnym sensie racji, bo sama widzisz co się ostatnio wyrabia na świecie.Czy chcesz dziecku zapewnić TAKIE życie?, a nie wiadomo jakie będzie dalej nasze życie,bo lepiej nie będzie wcale i co, dziecko ma wyrastać w takich warunkach? kiedy nasze życie jest niepewne???
Instynkt macierzyński jest czymś głęboko fizjologicznym - jak potrzeba seksu. To nie jest żadne widzimisię lub coś, co można pohamować. I pytania dlaczego chcesz zostać matką są całkowicie bez sensu. To po prostu się włącza tam w środku i koniec. Odmawianie partnerce posiadania dziecka - gdy włączy się jej instynkt macierzyński to jak całkowite odmawianie seksu partnerowi który go pragnie. Jasne zatem jest, że taki związek nie ma szansy przetrwać na dłuższą metę gdyż te najsilniejsze, instynktowne potrzeby nie są zaspokojone - nie wynika to moim zdaniem z egoizmu. Nawet jeśli taki związek będzie trwał spowoduje mega frustrację Autorki i będzie związkiem bardzo złym, pełnym żalu i wewnętrznych pretensji.
Autorko. Rozumiem doskonale twoją sytuację. Mój mąż też zwlekał z decyzją o dziecku. Niby chciał, ale zawsze jeszcze nie teraz - teraz odbieram to tak, że mu na mnie nie zależało. W końcu moja choroba postawiła nas przed koniecznością decyzji albo teraz albo nigdy. Udało nam się za wspólną zgodą i z wielkim trudem zajść w ciążę w wieku 39 lat. W 9 miesiącu ciąży mąż poznał inną kobietę i zostawił mnie dla niej z półrocznym dzieckiem.
Myślę, że dziecko ostatecznie przerosło mojego męża bo zrozumiał, że już nie będzie w centrum mojego wszechświata. To dosyć podobny typ do twojego partnera - tylko przyjemności i żadnych obowiązków. Też całą decyzyjność zwalał na mnie i miał na wszystko wywalone. Osobiście uważam, że jak zajdziesz w ciąże to partner cię zostawi lub będzie miał na was wywalone. Będziesz musiała zajmować się tym dzieckiem sama co z kolei będzie negatywnie wpływać na życie rodzinne i atmosferę w domu. Staniesz się nerwowa, będzie cię wszystko wpieniać i będziesz mieć wszystkiego dosyć a to odbije się na dziecku.
Autorko - zbadaj sobie hormon AMH (rezerwy jajnikowej), będziesz wiedziała czy masz jeszcze czas. A partnera poproś o rozmowę z psychologiem. Być może ma blokadę wynikającą z jakiś nieprzepracowanych kwestii. Jeśli cię kocha to przynajmniej spróbuje rozwiązać problem czy znaleźć kompromis a nie tylko "nie bo ja nie chcę i koniec".
Ty też nie jesteś wcale taka zła jak tu wszyscy piszą, bo pomysł z wrobieniem partnera w dziecko wrzuciłaś na forum a nie zrealizowałaś od razu - więc też w tobie są rozterki ...
Pytałaś o samo macierzyństwo - jak mąż mnie zostawił moje myśli krążyły wokół kwestii, że przez dziecko straciłam ukochanego partnera, że gdybym wiedziała to bym się nie zdecydowała na dziecko bleble. Teraz po 10 miesiącach samotnego macierzyństwa nie żałuję niczego. Moje dziecko jest fantastyczne i mam nadzieję, że starczy mi sił i zdrowia by dożyć chociaż do jego dorosłości. Córa daje mi tyle siły i radości, że nie da się tego opisać słowami. Mogę jedynie żałować, że związałam się z niewłaściwym dla mnie człowiekiem.
Dziewczyny, wszystko to jest naprawdę piękne co piszecie i sama jako matka trójki dzieci mogłabym się z tym zgodzić bez żadnych zastrzeżeń.
Że dzieci są fantastyczne, że cudownie jest być matką, że oczywiście niczego nie żałuję.
Jednak to o czym mówicie, to wyłącznie Wasza perspektywa.
Tymczasem ... jaka jest perspektywa życiowa niechcianego dziecka? Dziecka, którego poczęcie i przyjście na świat było powodem rozstania jego rodziców? Dziecka, z którym ojciec - który wcale nie chciał być ojcem - prawdopodobnie nie będzie utrzymywał żadnych kontaktów?
Perspektywa życiowa będzie taka sama jak dziecka które było chciane, a z jakiegoś powodu jedno z rodziców go w pewnym momencie olało albo biło, albo jeszcze coś innego. To prawda to są dramaty ale póki co nie wprowadzono testów psychologicznych dla par, których zdanie na piątkę dopiero umożliwia rozpoczęcie życia seksualnego
Dziecko ma prawo do pełnej rodziny i obojga rodziców, którzy będą go chcieć i kochać.
Jeśli jedno z rodziców od samego początku nie chce - chyba wniosek nasuwa się sam.
Całkowicie zrozumiała jest głęboka potrzeba posiadania dziecka, wynikająca zarówno z zachowań instynktowych, jak i wyższych uczuć. W nielicznych pewnych przypadkach jednak, pewne motywacje decydują o tym, że ludzie świadomie rezygnują z potomstwa. Powody nie są czasami oczywiste, ale na pewno nie należy sądzić, że ktokolwiek, kto z dzieci świadomie rezygnuje, powinien od razu iść do psychologa.
Niestety w takiej sytuacji, jak ta występuje zwyczajnie konflikt interesów. Jeśli każda ze stron jest zdecydowana, to siłą rzeczy kompromisu znaleźć się nie da. Tak samo, jak jedna strona tego dziecka pragnie, tak druga może nie chcieć. Autorka wspomina, że jednak jej mąż się waha, więc może po dłuższym zastanowieniu, chwyci ten ciężar na barki a właściwie oboje.
175 2020-05-05 18:25:50 Ostatnio edytowany przez Pikupik2019 (2020-05-05 18:26:50)
Jak ktoś nie chce dzieci to mówi że nie chce i koniec, a nie raz mówi że chce raz, że nie chce a argumenty wytacza że tak powiem z d... że nie chce bo ten świat jakiś okrutny i zły. Moim zdaniem gość nie chce dziecka z tą konkretnie partnerką lub ma nieprzepracowane strachy z dzieciństwa, a nie że nie chce w ogólności. Jest tu kilka osób które nie chcą dzieci i ich argumentacja bardziej trzyma się kupy niż tego pana.
Zgadzam się, że dziecko ma prawo do obojga rodziców. Sama za swoją największą życiową porażkę uważam fakt, iż nie udało mi się tej rodziny utrzymać i że skazałam dziecko już na starcie na gorsze życie (czy też skazaliśmy). Co prawda mój mąż jak trzeba było podjąć decyzję twierdził, że chce dziecka ale jak widać oszukał mnie lub ja zaślepiona instynktem nie chciałam widzieć tego że on tego dziecka nie chce. Przynajmniej nie ze mną.
Ale istnieje coś takiego jak związkowe zobowiązania a jednym z takich jest ostateczne rozwiązanie problemu a pan ewidentnie próbuje zamieść problem pod dywan licząc na to że się przekiwa aż partnerka już nie będzie mogła mieć dzieci. To też jest moim zdaniem nie fair. Pójście do psychologa mogło by też pomóc ostatecznie przekonać partnerkę, że z nim dzieci nie będzie miała i to jest też jakieś wyjście.
Dziecko ma prawo do pełnej rodziny i obojga rodziców, którzy będą go chcieć i kochać.
Jeśli jedno z rodziców od samego początku nie chce - chyba wniosek nasuwa się sam.
może nasuwa się Tobie. Mnie na przykład nie. Dziecko może być szczęśliwe nawet z jednym rodzicem. Grunt, aby było kochane i akceptowane. Wiele dzieci urodziło się chcianych a potem ich rodziny się rozpadły. I gdzie te ich prawo do pelnej rodziny o ktorym napisałaś? Zmusisz ludzi, aby byli razem, gdy nie chcą? Tak więc pełna rodzina na starcie niczego nie gwarantuje. To jest jak wróżenie z fusów.
Robi się tu z Autorki jakiegoś egoistycznego potwora, co chce sobie zabaweczkę sprawić. Ona chce mieć dziecko. I jest chciane. Przez nią na pewno. A resztę czas pokaże.
może nasuwa się Tobie. Mnie na przykład nie. Dziecko może być szczęśliwe nawet z jednym rodzicem. Grunt, aby było kochane i akceptowane. Wiele dzieci urodziło się chcianych a potem ich rodziny się rozpadły. I gdzie te ich prawo do pelnej rodziny o ktorym napisałaś? Zmusisz ludzi, aby byli razem, gdy nie chcą? Tak więc pełna rodzina na starcie niczego nie gwarantuje. To jest jak wróżenie z fusów.
Robi się tu z Autorki jakiegoś egoistycznego potwora, co chce sobie zabaweczkę sprawić. Ona chce mieć dziecko. I jest chciane. Przez nią na pewno. A resztę czas pokaże.
Tak, nasuwa się mnie - każdy chyba pisze za siebie, prawda?
Piszesz, że dziecko jest chciane przez nią - to niech je sobie zrobi „sama”. Są możliwości.
Ale ona chce je mieć z konkretnym partnerem, nawet kosztem jego komfortu, jego potrzeb.
I w tym ja, osobiście, widzę egoizm.
Dziewczyny, wszystko to jest naprawdę piękne co piszecie i sama jako matka trójki dzieci mogłabym się z tym zgodzić bez żadnych zastrzeżeń.
Że dzieci są fantastyczne, że cudownie jest być matką, że oczywiście niczego nie żałuję.
Jednak to o czym mówicie, to wyłącznie Wasza perspektywa.
Tymczasem ... jaka jest perspektywa życiowa niechcianego dziecka? Dziecka, którego poczęcie i przyjście na świat było powodem rozstania jego rodziców? Dziecka, z którym ojciec - który wcale nie chciał być ojcem - prawdopodobnie nie będzie utrzymywał żadnych kontaktów?
jak sama napisalaś prawdopodobnie. Fajnie jest wróżyć z fusów, ale rzeczywistość może być zupelnie odwrotna.
Wiesz, dzieci rodziły się nawet w czasach wojny. A Wy tu roztaczacie jakąś apokaliptyczna aurę, jakby to dziecko miało nie wiadomo czego doświadczyć. Jakby jakas straszna patologia w rodzinie była. Ja nie utrzymuję kontaktow z matką i mam się dobrze :-)
179 2020-05-05 18:44:38 Ostatnio edytowany przez adiafora (2020-05-05 18:47:31)
Tak, nasuwa się mnie - każdy chyba pisze za siebie, prawda?
Oczywiście, że rodziny się rozpadają. Czasem ma się na to wpływ, czasem nie. W mojej opinii bezsensem jest fundowanie dziecku na starcie niepełnej rodziny - nawiązuję tu do przypadku Autorki. Po co? Dla własnej satysfakcji, bo „rodzic chce”... egoizm.
brak Ci empatii a jesteś matką. Szkoda, że nie chcesz zrozumieć. Posiadanie dziecka nie postrzega się w kategoriach po co i dlaczego. Po prostu wystarczy, że dziecka się pragnie. To jest naturalna i silna dla wielu kobiet potrzeba. Jeśli więc są i chcą zapewnić dziecku warunki do rozwoju i otoczyć je opieką oraz miłością, to nie widzę przeszkód.
Dzieci nie powinny rodzić się wtedy, gdy nikt ich nie chce i skazane są na dom dziecka albo zostają w patologicznej rodzinie, gdzie nikt nie przejmuje się ich szczęściem.
Z tego co zostało powiedziane, facet się zwyczajnie obawia przyszłości. Te wszystkie wzniosłe argumenty są faktycznie tylko wymówką, ale może jakoś odczuwa lęk, czy da radę to wszytko znieść. W obecnej sytuacji psycholog mógłby pewnie pomóc, bo może facet czuje się zwyczajnie słaby i nie wierzy ani w siebie, ani w to, że się wszytko uda.
Ja nie utrzymuję kontaktow z matką i mam się dobrze :-)
Weź pod uwagę, że jesteś dorosła, skoro taką decyzję podjęłaś, to najwidoczniej miałaś powody.
Ja za swoim ojcem tęsknię i brakuje mi go całe życie.
A tu mowa o dziecku.
brak Ci empatii a jesteś matką. Szkoda, że nie chcesz zrozumieć. Posiadanie dziecka nie postrzega się w kategoriach po co i dlaczego. Po prostu wystarczy, że dziecka się pragnie. To jest naturalna i silna dla wielu kobiet potrzeba. Jeśli więc są i chcą zapewnić dziecku warunki do rozwoju i otoczyć je opieką oraz miłością, to nie widzę przeszkód.
Tak, jestem matką. Dziecka niepełnosprawnego. Po co te teksty o braku empatii? Nie znasz mnie.
Nie mam nic przeciwko, niech Autorka zajdzie w ciążę i urodzi dziecko, jeśli tego pragnie. Ja jedynie uważam, że powinna to zrobić albo sama, albo z osobą, która również tego chce. Nie na siłę z partnerem, który tego nie chce.
Wszyscy dyskutują o tym, do czego ma prawo dziecko, czy można je powołać na świat, gdy jest szansa, że przez jednego rodzica nie będzie chciane itd. - wszystko w kontekście dziecka. A to tak naprawdę nie powinno mieć znaczenia w tej sprawie - sprawie, czy machnąć dziecko z facetem, który się na to nie zgadza.
Tu się powinno liczyć wyłącznie jedno: czy można kogoś podstępem zmusić do posiadania dziecka. I nie, niezależnie od tego, że dziecko mogłoby być szczęśliwe, nie można. Nie można też nikomu, oczywiście, posiadania dzieci zakazać. Tyle że w takim wypadku niech autorka postawi sprawę jasno: dziecko albo rozstanie i każdy żyje po swojemu. Straszne, że tacy ludzie jak autorka istnieją. Sorry, ale słabo mi się robi jak to czytam, równie dobrze mogłaby sobie dyskutować radośnie o tym, czy może porwać niemowlaka sąsiada, bo ona chce i bo przecież jest szansa, że dziecko będzie w życiu szczęśliwe. A sąsiad? A kogo to obchodzi.
183 2020-05-05 18:58:57 Ostatnio edytowany przez adiafora (2020-05-05 19:03:43)
adiaphora napisał/a:Ja nie utrzymuję kontaktow z matką i mam się dobrze :-)
Weź pod uwagę, że jesteś dorosła, skoro taką decyzję podjęłaś, to najwidoczniej miałaś powody.
Ja za swoim ojcem tęsknię i brakuje mi go całe życie.A tu mowa o dziecku.
adiaphora napisał/a:brak Ci empatii a jesteś matką. Szkoda, że nie chcesz zrozumieć. Posiadanie dziecka nie postrzega się w kategoriach po co i dlaczego. Po prostu wystarczy, że dziecka się pragnie. To jest naturalna i silna dla wielu kobiet potrzeba. Jeśli więc są i chcą zapewnić dziecku warunki do rozwoju i otoczyć je opieką oraz miłością, to nie widzę przeszkód.
Tak, jestem matką. Dziecka niepełnosprawnego. Po co te teksty o braku empatii? Nie znasz mnie.
Nie mam nic przeciwko, niech Autorka zajdzie w ciążę i urodzi dziecko, jeśli tego pragnie. Ja jedynie uważam, że powinna to zrobić albo sama, albo z osobą, która również tego chce. Nie na siłę z partnerem, który tego nie chce.
oczywiście, że nie znam, ale po tym, co piszesz, takie wnioski wyciągam. Bo kto, jak kto, ale matka powinna zrozumieć inną kobietę, ktora pragnie dziecka. Ja w sumie swoich nawet nie pragnelam, tak wyszło, ale dobrze wyszło i wszyscy zadowoleni. Jednak doskonale rozumiem Autorkę. To jest instynkt macierzyński. Z tym nie ma dyskusji na argumenty. Jesli więc chce mieć dziecko to niech ma. Jeśli z mężem, to niech ma z mężem. Jak go do tego namowi i czy w ogóle? Nie wiem. Jeśli zajdzie podstępem? Nie będę jej potępiać.
edit. ja swoim ojcem nie tęsknię. Rodzice rozstali się, gdy mialam 6 lat. Ale kontakt z nim mam. Wolalabym jednak nigdy go nie znać. To typ niebieskiego ptaka. Mówiąc w skrocie, żadnegho pożytku z niego jako ojca nigdy nie było a teraz mam tylko klopot bo jest stary i alkoholik, i wszyscy, poza mną, mają go w czterech literach. Nie robię tego z miłości, bo nie czuję żadnej. Po prostu mam jakieś sumienie i szkoda mi go, jako człowieka, że tak ujowo sobie to życie urządził, na wlasne życzenie.
To jest instynkt macierzyński. Z tym nie ma dyskusji na argumenty. Jesli więc chce mieć dziecko to niech ma. Jeśli z mężem, to niech ma z mężem. Jak go do tego namowi i czy w ogóle? Nie wiem. Jeśli zajdzie podstępem? Nie będę jej potępiać.
A ja uważam dążenie po trupach do celu za niemoralne. I nie zmienię zdania.
Rozumiem instynkt macierzyński, rozumiem potrzebę posiadania dziecka. Ale nie każdym możliwym kosztem, nie wbrew woli drugiej osoby, nie pod postacią kłamstwa i wrabiania w dziecko.
No cóż, nie jest to to takie proste wbrew pozorom to "zrobienie sobie samemu". Nie wiem czy wiecie, ale już w niektórych krajach toczą się procesy o prawa dzieci poczętych z nasienia dawcy do wiedzy kim jest ojciec. A co z prawem dawcy do anonimowości? Poza tym o ile dobrze się orientuję i sprawdziłam pierwsze wolne linki z googla - w PL tylko heteroseksualne pary mogą podejść do zapłodnienia nasieniem dawcy.
Ja akurat Autorkę trochę rozumiem w szczególności z uwagi na jej wiek. Partner był moim zdaniem wobec niej nie fair bo mógł się kategorycznie określić. A tak wpędził ją w wiek i nie dziwię się, że teraz się martwi czy zdąży znaleźć nowego partnera gdyby sprawa stanęła na ostrzu noża.
Mówią, że się kochają - to niech chociaż spróbują przepracować problem a nie upierać się przy swoim.... Może wystarczy dogłębne przepracowanie tematu do podjęcia dobrych decyzji dla obojga.
186 2020-05-05 19:11:47 Ostatnio edytowany przez adiafora (2020-05-05 19:14:49)
A ja uważam dążenie po trupach do celu za niemoralne. I nie zmienię zdania.
Rozumiem instynkt macierzyński, rozumiem potrzebę posiadania dziecka. Ale nie każdym możliwym kosztem, nie wbrew woli drugiej osoby, nie pod postacią kłamstwa i wrabiania w dziecko.
owszem, to jest moralnie wątpliwe. Bo choć chce to zrobić z dobrych pobudek i liczy, że mu się odmieni, to on nie jest chętny. Ale z jakich pobudek ta jego niechęć może wynikać, już wczesniej gdzieś pisalam. Niektorzy nie chcą a potem nie mają nic przeciwko. Przykladem mój mąż. Nie chcial drugiego dziecka. Namawial mnie nawet do aborcji. Ja w sumie też szczęśliwa nie byłam. Nie mielismy wtedy mieszkania itd. Trochę z tego powodu było zgrzytow między nami. Teraz, po latach śmiejemy się z tego a on mowi, że glupi był (a tak naprawdę przestraszony, że nie poradzimy sobie) a corka jest jego ukochaną coreczką. Także widzisz, choćby na moim przykladzie, że scenariusze mogą być rozne. Nie można z gory zakladać najgorszego. Nie zostalam samotna matką.
187 2020-05-05 19:25:15 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-05-05 19:31:11)
Wszyscy dyskutują o tym, do czego ma prawo dziecko, czy można je powołać na świat, gdy jest szansa, że przez jednego rodzica nie będzie chciane itd. - wszystko w kontekście dziecka. A to tak naprawdę nie powinno mieć znaczenia w tej sprawie - sprawie, czy machnąć dziecko z facetem, który się na to nie zgadza.
Tu się powinno liczyć wyłącznie jedno: czy można kogoś podstępem zmusić do posiadania dziecka. I nie, niezależnie od tego, że dziecko mogłoby być szczęśliwe, nie można. Nie można też nikomu, oczywiście, posiadania dzieci zakazać. Tyle że w takim wypadku niech autorka postawi sprawę jasno: dziecko albo rozstanie i każdy żyje po swojemu. Straszne, że tacy ludzie jak autorka istnieją. Sorry, ale słabo mi się robi jak to czytam, równie dobrze mogłaby sobie dyskutować radośnie o tym, czy może porwać niemowlaka sąsiada, bo ona chce i bo przecież jest szansa, że dziecko będzie w życiu szczęśliwe. A sąsiad? A kogo to obchodzi.
Cieszy mnie to, że są tutaj Panie, które mimo wszystko zdają się jednak na zdrowy rozsądek i pewne ogólnie przyjęte zasady moralne. Nawet te Koleżanki, które dzieci mają. Zostałem wcześniej zrugany za to, że wypowiadam się tutaj w kwestii, o której z racji braku partnera czy dzieci, nie mam prawa się wypowiadać, ale myślę, że aprobata takich środków, jak podstępne wrobienie kogoś w dziecko jest jedną z sytuacji, gdzie każdy przyzwoity i zdrowo myślący człowiek powinien stwierdzić: " Wszystko ma swoje granice!" Oszustwa, krętactwa i tego typu akcje raczej nie pozostają nikomu obojętne, bo potem można będzie uznać, że w imię "słusznej sprawy", czyli zostania matką można okraść, czy zabić - brzmi absurdalnie, ale szczerze to nie wiem, czy niemożliwe. Czy zatem ze szlachetnych pobudek, dla kogoś bliskiego bylibyśmy w stanie kogoś zabić( oczywiście nie wliczając obrony koniecznej), okraść czy oszukać?
Zastanawia mnie czasami sytuacja, kiedy kobieta mimo, że jak twierdzi kocha faceta, ale ten w jakiś sposób ją skrzywdził, dlatego decyduje się od niego odejść. Zatem tutaj naprawdę wrobienie w dziecko, mimo łączącej ich więzi i uczucia, nie mogłoby być powodem do kryzysu lub rozstania? Często się słyszy, że najgorsze to brak zaufania czy kłamstwo a nie sam, konkretny czyn, jaki by nie był i czego by nie dotyczył.
Ponadto, jeśli już w działaniu kobiety tak bardzo pragnącej mieć dziecko łatwo usprawiedliwić podstęp, to czy równie łatwo byłoby usprawiedliwić takie działanie u faceta, który bardzo pragnie być ojcem a jego partnerka zachowuje się DOKŁADNIE tak, jak facet Autorki tutaj? I tutaj dochodzimy do sedna sprawy, gdzie pewnie każda z Pań, popierających pomysł z odstawieniem antykoncepcji u Autorki, nie zostawiłaby suchej nitki na takim facecie. Jeśli już mamy działać podstępem, to dlaczego nie może tego zrobić każdy? Chyba, że uznamy, iż któraś z płci może więcej, w dowolnej zresztą kwestii...
Najlepszym wyjściem, jaki tutaj został zaproponowany, to ponowna szczera rozmowa obojga partnerów. Wszystko wskazuje na to, że facet jest mocno niezdecydowany i się miota miedzy swoimi racjami a miłością do partnerki)sama Autorka wspomniała, że się "niby" kochają), zatem być może pomoc psychologa będzie niezbędna. Być może facet sobie to przemyśli i uwierzy, że da radę zadbać o dziecko, bo o to głównie się martwił(choć podobno oboje dobrze zarabiają). Jeśli zaś się już pojawi, w pełni zaakceptuje siebie w roli ojca.
Cyngli napisał/a:A ja uważam dążenie po trupach do celu za niemoralne. I nie zmienię zdania.
Rozumiem instynkt macierzyński, rozumiem potrzebę posiadania dziecka. Ale nie każdym możliwym kosztem, nie wbrew woli drugiej osoby, nie pod postacią kłamstwa i wrabiania w dziecko.
owszem, to jest moralnie wątpliwe. Bo choć chce to zrobić z dobrych pobudek i liczy, że mu się odmieni, to on nie jest chętny. Ale z jakich pobudek ta jego niechęć może wynikać, już wczesniej gdzieś pisalam. Niektorzy nie chcą a potem nie mają nic przeciwko. Przykladem mój mąż. Nie chcial drugiego dziecka. Namawial mnie nawet do aborcji. Ja w sumie też szczęśliwa nie byłam. Nie mielismy wtedy mieszkania itd. Trochę z tego powodu było zgrzytow między nami. Teraz, po latach śmiejemy się z tego a on mowi, że glupi był (a tak naprawdę przestraszony, że nie poradzimy sobie) a corka jest jego ukochaną coreczką. Także widzisz, choćby na moim przykladzie, że scenariusze mogą być rozne. Nie można z gory zakladać najgorszego. Nie zostalam samotna matką.
U ciebie było tak. A u kogoś innego inaczej. Dasz autorce gwarancję, ze u niej powtórzy się twój scenariusz? Dlaczego nie można zakładać najgorsze? Ma się zawsze zakładać tylko pozytywne scenariusze?
No właśnie. Może się uda, może nie. Może będzie dobrze, może nie. Jeśli nie, to trzy osoby będą nieszczęśliwe.
W przypadku, kiedy TERAZ obojgu się dobrze powodzi i nie narzekają na sytuację materialną, mając warunki do wychowywania dziecka, decyzja może być łatwiejsza. CO jednak byłoby, gdyby dopadł ich kryzys i układałoby się im dużo gorzej? Pewnie wyjście by się znalazło, ale wiadomo, że jednak porządne przemyślenie sprawy jest wskazane, zaś decyzja o tym, że Autorka zajdzie w ciąże nie byłaby podyktowana tylko i wyłącznie tym, że ona "chce i czuje", że chce dziecko mieć.
191 2020-05-05 19:39:35 Ostatnio edytowany przez adiafora (2020-05-05 19:46:11)
. Zostałem wcześniej zrugany za to, że wypowiadam się tutaj w kwestii, o której z racji braku partnera czy dzieci, nie mam prawa się wypowiadać, ale myślę, że aprobata takich środków, jak podstępne wrobienie kogoś w dziecko jest jedną z sytuacji, gdzie każdy przyzwoity i zdrowo myślący człowiek powinien stwierdzić: " Wszystko ma swoje granice!"
do mnie pijesz, na okrętkę, więc odpowiem - nadinterpretujesz, jak niektorzy. Prawa nikt Ci nie odbiera, a moje pytanie było jak najbardziej na miejscu. Bo gdy jest się młodym i bez doświadczeń, często postrzega się rzeczywistość w kategorii biało czarnej i ma się zasadniczą postawę w obliczu róznych teoretycznych zdarzeń. Mam od Ciebie więcej doświadczenia w tematach, juz abstrahując od tego, w ktorych tak zażarcie dyskutujesz, bo "Ci się wydaje". Ja pewne rzeczy przeżyłam. Stąd rożnica. Dlatego patrzę z pobłażaniem na to, co czasem piszesz. Niektore rzeczy traktuję jak bajkopisarstwo. Ale prawa żadnego Ci nie zabieram :-)
Bardzo proszę, by nie wracać do off-topu, który zaledwie wczoraj został stąd usunięty.
adiaphora napisał/a:Cyngli napisał/a:A ja uważam dążenie po trupach do celu za niemoralne. I nie zmienię zdania.
Rozumiem instynkt macierzyński, rozumiem potrzebę posiadania dziecka. Ale nie każdym możliwym kosztem, nie wbrew woli drugiej osoby, nie pod postacią kłamstwa i wrabiania w dziecko.
owszem, to jest moralnie wątpliwe. Bo choć chce to zrobić z dobrych pobudek i liczy, że mu się odmieni, to on nie jest chętny. Ale z jakich pobudek ta jego niechęć może wynikać, już wczesniej gdzieś pisalam. Niektorzy nie chcą a potem nie mają nic przeciwko. Przykladem mój mąż. Nie chcial drugiego dziecka. Namawial mnie nawet do aborcji. Ja w sumie też szczęśliwa nie byłam. Nie mielismy wtedy mieszkania itd. Trochę z tego powodu było zgrzytow między nami. Teraz, po latach śmiejemy się z tego a on mowi, że glupi był (a tak naprawdę przestraszony, że nie poradzimy sobie) a corka jest jego ukochaną coreczką. Także widzisz, choćby na moim przykladzie, że scenariusze mogą być rozne. Nie można z gory zakladać najgorszego. Nie zostalam samotna matką.
U ciebie było tak. A u kogoś innego inaczej. Dasz autorce gwarancję, ze u niej powtórzy się twój scenariusz? Dlaczego nie można zakładać najgorsze? Ma się zawsze zakładać tylko pozytywne scenariusze?
droga kako makao, umiesz czytać ze zrozumieniem? To raczej wy cokolwiek zakladacie. Ja wlasnie piszę, że wcale tak być nie musi. Możliwości jest wiele.
A tu całe eseje w apokaliptycznym niemal klimacie. I przytyki jaka to Autorka jest wredna, egoistyczna, oszustka, nieprzyzwoita i mnostwo podobnych że o prawdziwych kobietach nie wspomnę ;-)
194 2020-05-05 19:47:02 Ostatnio edytowany przez adiafora (2020-05-05 19:47:52)
Bardzo proszę, by nie wracać do off-topu, który zaledwie wczoraj został stąd usunięty.
spokojnie, obracamy się w kręgu regulaminu.
Zresztą ja już napisalam, co mialam i kończę temat
195 2020-05-05 19:51:24 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-05-05 19:52:09)
Pozostanę jednak przy swoim zdaniu: jawnego oszustwa nic nie usprawiedliwia! Może jeden czy drugi facet odpuściłby i przebaczył kobiecie na miejscu Autorki, ja - raczej nie. Skoro tak wiele osób nie potrafi wybaczyć kłamstw, zdrad czy zatajenia pewnych informacji, to dlaczego w imię "wyższych wartości", należy wybaczać próbę wrobienia faceta w dziecko?
Partnera Autorki chyba nikt tutaj nie zamierza ozłacać za jego postawę, bo jest, delikatnie mówiąc, zamotany i niezdecydowany, tylko wszyscy skupiają się na razie chyba na tej próbie oszustwa, bo to chyba najgrubszy kaliber w całej tej sprawie. Dlatego tez nie popieram zwykłego oszustwa i dążenia do celu po trupach. Nie wnikam w to, co partner Autorki wygadywał, bo pewnie plótł jakieś farmazony, odwlekając w sobie podjęcie decyzji a nic tak nie wkurza w pewnych sytuacjach, jak niezdecydowanie. Uważam tylko, że postawienie kogoś pod ścianą w tak ważnej i istotne kwestii, zachwiałoby solidnie ich relacją. Jeśliby nawet dalej byli ze sobą, to czy później ufaliby sobie nawzajem?
Z ciekawością jednak usłyszałbym odpowiedź na pytanie, co by było gdyby sytuacja była odwrotna i to ojciec chciałby mieć dziecko a kobieta nie?