robi nas w trąbę że nic tam więcej do niego nie odczuwa,
W takich układach to ludzie robią w trąbę samych siebie. To jak z tym słynnym friendzonem.
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Czego on chce?
Strony Poprzednia 1 2
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
robi nas w trąbę że nic tam więcej do niego nie odczuwa,
W takich układach to ludzie robią w trąbę samych siebie. To jak z tym słynnym friendzonem.
Belzebiusz napisał/a:robi nas w trąbę że nic tam więcej do niego nie odczuwa,
W takich układach to ludzie robią w trąbę samych siebie. To jak z tym słynnym friendzonem.
To prawda. Może nie zawsze, ale mimo wszystko często. Dlatego jeśli jest tak i w tym przypadku (a wiele na to wskazuje) to autorka mogłaby najpierw spróbować się od siebie dowedzieć, czego właściwie chce od tego człowieka i powiedzieć to tutaj. Inaczej dyskusja jest bez sensu.
"Friends with benefits - określenie relacji dwojga ludzi, którzy nie są w stałym związku, widują się ze sobą tylko od czasu do czasu, świetnie się dogadują, często mają podobne pasje, ale jednocześnie żyją w dwóch różnych światach. Na pierwszy rzut oka to zwykli znajomi. Na pierwszy rzut. Bo oprócz tego, że są znajomymi, to chodzą też ze sobą do łóżka.
Reguły układu friends with benefits są proste: regularny seks, ale żadnych uczuć i żadnych zobowiązań. Jeśli któraś ze stron się zakocha, to jej problem. Bo w tym układzie nie ma miejsca na sentymenty.
Zwolennicy seks układów przekonują, że mają on same zalety pod warunkiem, że od początku ustalone są jasne zasady, w których nie ma miejsca na sentymenty. Reguły gry są jasne - zero uczuć, sama przyjemność.
W końcu nie każda kobieta chce trwałej relacji. I nie każdy mężczyzna jest gotowy na związek. W takich relacjach miłość zastępowana jest przez pożądanie, a zamiast zaangażowania dostajemy niesamowite doznania. Więź seksualną zamiast emocjonalnej".
Prościej już się nie da, nie rozumiem w jakim celu dorabiać do tego ideologie i jakieś głębokie filozofie. Bo ktoś tam coś tam powiedział? Że kocha?
Pfff... gdybym każde "kocham" jakie słyszałem mógł sprzedać chociaż za dwa złote, to bym sobie całe to forum kupił i jeszcze reszta by mi została
No to tak:
- zależy mi na nim nie tylko jako kochanku, ale przede wszystkim jako na koledze. Poza łóżkiem bardzo dobrze nam się spędza razem czas, pomagamy sobie wzajemnie, poza tym z racji zobowiązań towarzysko-rodzinnych prawdopodobnie nigdy nie stracimy ze soba całkowicie kontaktu. z tego względu chce uniknąć sytuacji takiej, że ja - zmęczona jego wahaniami - zaczynam sobie układać życie z kimś innym, robiąc tym samym jemu krzywdę, bo jednak coś było na rzeczy. Dostrzegam, że brzmi to absurdalnie, ale tak to obecnie widzę, osobiście czuje się jakbym stała w rozkroku i nie wiedziała w która stronę się ruszyc. Do tego, z uwagi na to, że jestem wolna, co do zasady nie mam nic przeciwko wejściu w jakis związek, w tym w związek z nim.
- znam jego, znam jego najbliższą rodzinę, znam też jego eks i wiem, że tworzyli niedobrana i nieszczęśliwa parę. W skrócie, zdaniem wielu osób, które ich znają, ona z nim była na zasadzie "lepiej być z kimkolwiek niż samemu", on był w niej zakochany bardzo i mocno przeżył to rozstanie,
- co do tego czy jest zazdrosny - na pewno nie podsuwa mi żadnych znajomości męskich, ale nigdy nie dał mi wprost do zrozumienia że jest zazdrosny. Otwarcie krytykuje mojego eks, parę razy się zdarzyło, że kiedy gdzieś na imprezie czy w pubie dłużej rozmawiałam z innymi mężczyznami, to ten zaczynał zwracać na siebie moja uwagę (zaczepiał, chciał żebym coś koniecznie z nim zrobila) i widziałam że stale na mnie patrzy. I ile razy mówię mu że ide na piwo/kawę/cokolwiek, albo że ktoś przychodzi do mnie, to za każdym razem "sonduje" kto to byl, o której wróciłam do domu itd. Ale czy to jest motywowane zazdrością...?
Natomiast w ten weekend znowu zachował się w sposób, który dla mnie jest niezrozumiały i pcha mnie jednak w stronę olania go na gruncie innym niż zwykły kolega. Zaproponowałam mu żeby wpadł do mnie w sobotę albo w niedzielę, on zaproszenie odrzucił (od razu mówię, że nie miał w ten weekend nic do roboty). Ale nie chodzi o to, że się czuje oburzona tym że śmiał mnie olac. Nie - ta odmowa jest dla mnie całkiem niezrozumiała tylko dlatego, że przez ostatnie tygodnie wpadał do mnie sam, bez zaproszenia, 2-3 razy w tygodniu. A wobec otwarcie postawionego zaproszenia, nagle NIE.
Facet ewidentnie wycofuje się do swojej skorupy gdy tylko wyczuje, że się robi dla niego zbyt sielankowo i otwierasz mu drzwi zbyt szeroko. Jest dokładnie "facetem unikającym bliskości". Sporo już napisano na temat tego typu zachowań i nic innego tu na forum nie odkryjemy. Raczej nie stworzycie razem normalnego związku, jesli już to raczej jakiś toksyczny, w którym będziecie razem tańczyć jakiś upiorny taniec, połączony z szarpaniną i wzajemnym krzywdzeniem się.
Mężczyzna unikający bliskości za wszelką cenę chce zachować swoją indywidualność i uniknąć brania odpowiedzialności za innych. Zachowuje dystans, jest zamknięty w sobie, buduje wokół siebie mur. Chce być samowystarczalny – nikogo nie potrzebować, wobec nikogo nie mieć zobowiązań. Jego podstawową strategią życiową jest zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa, a kontakt z kobietami jest dla niego połączony z poczuciem zagrożenia.
Wszystkie emocje nauczył się kontrolować, tłumić w zarodku, jako coś dla niego niebezpiecznego, grożącego utratą jego wolności i poczucia niezależnościi. Ta postawa stała się dla niego sposobem obrony przed skrzywdzeniem.
On może się zmienić tylko wtedy, gdy sam bedzie tego chciał a to może nastąpić np. gdy przejdzie trapię. Swoją drogą tobie też taka terapia by się przydała, bo "robisz" za ratowniczkę, pocieszycielkę, terapeutkę w tym związku i nie przyjmujesz do wiadomości, że walczysz z wiatrakami i robisz przede wszystkim sobie krzywdę.
Tak, prawdę mówiąc po zakończeniu mojego ostatniego związku doszłam do wniosku, że powinnam pójść na terapię. I to nie tylko pod kątem związków, ale ogólnie w życiu, bo mam coś takiego że nawet wobec obcych ludzi boję się czasami zareagować w sposób dla nich nieprzyjemny, bo nie chce ich urazić... Problemem był brak kasy, ale ostatnio dostałam namiary na psychoterapię w ramach NFZ i jak skończy się kwarantanna pewnie się zapiszę.
No to tak:
- zależy mi na nim nie tylko jako kochanku, ale przede wszystkim jako na koledze. Poza łóżkiem bardzo dobrze nam się spędza razem czas, pomagamy sobie wzajemnie, poza tym z racji zobowiązań towarzysko-rodzinnych prawdopodobnie nigdy nie stracimy ze soba całkowicie kontaktu. z tego względu chce uniknąć sytuacji takiej, że ja - zmęczona jego wahaniami - zaczynam sobie układać życie z kimś innym, robiąc tym samym jemu krzywdę, bo jednak coś było na rzeczy. Dostrzegam, że brzmi to absurdalnie, ale tak to obecnie widzę, osobiście czuje się jakbym stała w rozkroku i nie wiedziała w która stronę się ruszyc. Do tego, z uwagi na to, że jestem wolna, co do zasady nie mam nic przeciwko wejściu w jakis związek, w tym w związek z nim.
I jak sobie to wyobrażasz? Załóżmy że on by nawet chciał i wejdziesz w nim w ten związek, ale po jakimś czasie stwierdzisz: "Słuchaj, ogólnie jest świetnie, ale chyba mnie już naszło żeby mieć małżeństwo i dzieci, także sorry no ale sam rozumiesz..." - to wtedy nie będzie krzywda dla niego?
Jak mawiał mój dziadek "całego świata się nie zbawi". Zawsze ktoś będzie czuł się pokrzywdzony, słusznie czy niesłusznie. Jeśli nie da się inaczej, to rzeczywiście pomoc specjalisty może być tu wskazana, bo pal licho gachów, ale robisz krzywdę swojej i tak już rozchwianej głowie.
Jakbym go widziała to kłamstwo potrafię wykryć i w czym kłamie, na teraz napisze iż czegoś bardzo ważnego nie mówi. Pytanie jakie były jego poprzednie związki i czy już kogoś nie ma na oku. Stara miłość nie rdzewieje.
Jezu przestancie już na litość boską. Olał Cię, bo był z inną, tadam, kolejna zagadka działania wszechświata rozwiązana
Jezu przestancie już na litość boską. Olał Cię, bo był z inną, tadam, kolejna zagadka działania wszechświata rozwiązana
Nie, nie był z inną. Ach, jak ja bym chciała żeby świat był tak zero-jedynkowy jak ty go widzisz, anderstud
Skąd ta pewność, że nie był z inną?
Albo inaczej: nawet jeśli z inną nie był, to prędzej czy później pozna taką, dla której straci głowę a Ciebie już doszczętnie oleje. Przyjeżdżał do Ciebie w tygodniu może dlatego, że nie miał nic ciekawszego do roboty? Gdyby chciał z Tobą być, to by po prostu był i jasno to zakomunikował. A tak jesteś taką koleżanka dla zabicia nudy i potrzeby zwykłej ludzkiej bliskości.
I świat z reguły bywa zero- jedynkowym a historię o podłej o niekochającej eks... Sorry, nie kupuje tego.
Skąd ta pewność, że nie był z inną?
Albo inaczej: nawet jeśli z inną nie był, to prędzej czy później pozna taką, dla której straci głowę a Ciebie już doszczętnie oleje. Przyjeżdżał do Ciebie w tygodniu może dlatego, że nie miał nic ciekawszego do roboty? Gdyby chciał z Tobą być, to by po prostu był i jasno to zakomunikował. A tak jesteś taką koleżanka dla zabicia nudy i potrzeby zwykłej ludzkiej bliskości.
I świat z reguły bywa zero- jedynkowym a historię o podłej o niekochającej eks... Sorry, nie kupuje tego.
Nie będę się wdawać w szczegóły towarzysko - rodzinne, po prostu z pewnego źródła wiem gdzie i z kim był podczas tych dni "olewania".
Kupować nie musisz, nie zmieni to tego, że tak było. Nie jest to historyjka pt "podła eks" opowiedziana mi przez niego - chcąc nie chcąc byłam świadkiem początków tamtego związku i jego końca i znam relacje jednej i drugiej strony.
anderstud napisał/a:Jezu przestancie już na litość boską. Olał Cię, bo był z inną, tadam, kolejna zagadka działania wszechświata rozwiązana
Nie, nie był z inną. Ach, jak ja bym chciała żeby świat był tak zero-jedynkowy jak ty go widzisz, anderstud
Bo jest. Gdyby chciał być z Tobą, to by był u Ciebie. Skoro wolał być gdzie indziej, to chyba masz jasną odpowiedź czy jeszcze nie bardzo?
Autorko, jakbyśmy nie obrócili tej sytuacji i jakbyśmy jej nie wirowali - zgadzam się z Anderstudem.
Wiem na co masz nadzieję, jednak w żaden sposób nie wyciśniesz z tego układu ani miłości, ani deklaracji co do poważnego związku od swojego kolegi. To co cechuje Waszą relację, to oportunizm z jego strony.
Dajesz mu się na tacy, to korzysta. Spróbujesz robić wymówki, artykułować poważniejsze oczekiwania/ zamiary - dostaniesz po uszach, że przecież jasno i wyraźnie mówił Ci wielokrotnie NIE.
Autorko, jakbyśmy nie obrócili tej sytuacji i jakbyśmy jej nie wirowali - zgadzam się z Anderstudem.
Wiem na co masz nadzieję, jednak w żaden sposób nie wyciśniesz z tego układu ani miłości, ani deklaracji co do poważnego związku od swojego kolegi. To co cechuje Waszą relację, to oportunizm z jego strony.
Dajesz mu się na tacy, to korzysta. Spróbujesz robić wymówki, artykułować poważniejsze oczekiwania/ zamiary - dostaniesz po uszach, że przecież jasno i wyraźnie mówił Ci wielokrotnie NIE.
Dokładnie.
A z reguły w taki dziwnych sytuacjach (jak Twoja) chodzi o to, że jest ktoś inny. Nie ważne czy tylko w jego głowie czy fizycznie.
Facet ewidentnie wycofuje się do swojej skorupy gdy tylko wyczuje, że się robi dla niego zbyt sielankowo i otwierasz mu drzwi zbyt szeroko. Jest dokładnie "facetem unikającym bliskości". Sporo już napisano na temat tego typu zachowań i nic innego tu na forum nie odkryjemy. Raczej nie stworzycie razem normalnego związku, jesli już to raczej jakiś toksyczny, w którym będziecie razem tańczyć jakiś upiorny taniec, połączony z szarpaniną i wzajemnym krzywdzeniem się.
Mężczyzna unikający bliskości za wszelką cenę chce zachować swoją indywidualność i uniknąć brania odpowiedzialności za innych. Zachowuje dystans, jest zamknięty w sobie, buduje wokół siebie mur. Chce być samowystarczalny – nikogo nie potrzebować, wobec nikogo nie mieć zobowiązań. Jego podstawową strategią życiową jest zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa, a kontakt z kobietami jest dla niego połączony z poczuciem zagrożenia.
Wszystkie emocje nauczył się kontrolować, tłumić w zarodku, jako coś dla niego niebezpiecznego, grożącego utratą jego wolności i poczucia niezależnościi. Ta postawa stała się dla niego sposobem obrony przed skrzywdzeniem.
On może się zmienić tylko wtedy, gdy sam bedzie tego chciał a to może nastąpić np. gdy przejdzie trapię. Swoją drogą tobie też taka terapia by się przydała, bo "robisz" za ratowniczkę, pocieszycielkę, terapeutkę w tym związku i nie przyjmujesz do wiadomości, że walczysz z wiatrakami i robisz przede wszystkim sobie krzywdę.
Zgadzam się w pełni, co do powyższej diagnozy przynajmniej jeśli chodzi o faceta Autorki. Akurat on prezentuje wybitnie takie podejście, nie chcąc za nic zmieniać obecnego stanu. Wygodnie jest pozostawać we własnej strefie komfortu, problem się pojawia wtedy, kiedy stwarzamy komuś złudną nadzieję.
Póki ktokolwiek nie będzie udawał przed drugą osobą żadnych uczuć, to jak najbardziej ma prawo do wyboru. Może sobie pozostawać w tej swojej strefie wygody, dopóki nikomu niczego nie obiecuje ani nie wprowadza w błąd swoim niezdecydowanym zachowaniem. Sam fakt, że facet chce być samowystarczalny, mając poczucie silnej indywidualności i niezależności nie jest przecież niczym złym, dopóki pozostaje sam. W wielu sytuacjach życiowych sam chętnie wiele bym dał, żeby emocje, jakie mną targają umieć wyciszyć. Dlatego ktoś taki, kto od razu przedstawi swoje podejście i wyłoży karty na stół, nie powinien potem zbierać pretensji od partnera. Tutaj jednak sytuacja wygląda na prostą: albo facet W OGÓLE nie zamierza się angażować w żaden poważny związek, albo ma kogoś innego czy to w realu w czy w głowie.
Jeśli poczucie niezależności i wolności czy też obawa przed bliskością ma być za każdym razem powodem na rozpoczęcie terapii, to ja już powinienem chyba mieszkać w ośrodku A tak na poważnie, to kwestia wyboru, bo przecież nie każdy rezygnujący ze związku jest kandydatem na terapię..
Witajcie kochani,
pomóżcie ocenić intencje faceta, z którym od jakiegoś czasu sypiam, którego znam od kilku lat (była to luźna znajomość, po czym jedna z imprez skończyliśmy w łóżku) i:
- piszemy od kilku miesięcy niemal codziennie od rana do wieczora;
- jeśli ja się nie odzywam, on zwykle po jednym dniu przerwy inicjuje kontakt;
- widujemy się 2-3 razy w tygodniu, głównie wieczorami, i to zwykle on inicjuje te spotkania;
- pamięta drobnostki typu imiona moich koleżanek z pracy, nazwę mojej ulubionej zabawki z dzieciństwa, zwraca uwagę na zmiany w moim wyglądzie;
- kręcę go bardzo mocno i widzę to po nim;
- kiedy mam zły dzień przywozi mi słodycze;
- kiedy piszę że mam ochotę na coś tam, po drodze sam z siebie do mnie mi to kupuje i przywozi;
- sam oferuje swoją pomoc przy drobnych pracach domowych, z samochodem, z komputerem...Ale jednocześnie:
- czasami olewa mnie kompletnie przez dwa, trzy dni;
- od jakiegoś czasu twierdzi że już nie chce uprawiac że mną seksu, po czym wystarczy że się ładniej ubiorę a on jest "ugotowany", np. pocałuje go i kończy się seksem;
- odmawia spotykania się ze mną sam na sam przy alkoholu;
- nie chce zostawać u mnie na noc;
- bywa szorstki i oschły;
- niezbyt chętnie zmienia swoje plany "pode mnie".Ja nie mam pojęcia co o tym myślec i nie rozumiem jego zachowania kompletnie.
Tu nie ma czego rozumieć raczej, dobrze mu się z Tobą spędza czas ale on widzi że zaczyna Ci zależeć, po jego czynach można wysnuć że nie chce związku z Tobą tylko seks i wspólne spędzanie czasu. Dlatego się dystansuje i daje sprzeczne sygnały.
anderstud napisał/a:Jezu przestancie już na litość boską. Olał Cię, bo był z inną, tadam, kolejna zagadka działania wszechświata rozwiązana
Nie, nie był z inną. Ach, jak ja bym chciała żeby świat był tak zero-jedynkowy jak ty go widzisz, anderstud
Niestety też muszę Cię zmartwić jak inni, nie próbuj go przed sobą usprawiedliwiać. Gdyby chciał to by był z Tobą, przy Tobie. Tak samo miałam z ex partnerami. Też ich usprswiedliwiałam... Jednak się okazało że świat jest zero jedynkowy i jak ktoś chce to będzie z Tobą, nie będziesz musiała go o to prosić czy błagać.
Strony Poprzednia 1 2
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Czego on chce?
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024