I ja się z wami, co do zasady zgadzam. Rzecz w tym, że on mi się nie wpisuje w żadne znane mi schematy zachowan, a do tego nie bardzo mu wierzę w to co mowi. Już wam mówię, dlaczego: jakis czas temu, kiedy był naprawdę mocno pijany, powiedział do mnie "ty wiesz że cię kocham", po czym kiedy wróciłam do tego tematu na trzeźwo, zaprzeczył, twierdząc że to niemożliwe żeby tak powiedział, bo on niczego takiego do mnie nie czuje. Innym razem, jednego dnia miał fazę pt. "Już nigdy nic", po czym dzień później zaciągnął mnie do łóżka - wtedy się wkurzyłam i zapytałam co tu jest grane, co się zmienilo w ciągu doby, że wczoraj nie chciał, a dzisiaj chce, to usłyszałam "trzeba się kontrolować". Jeszcze innym razem powiedział że boi się, że nasza relacja wymsknie się spod kontroli. Przy czym nie był już łaskaw wyjaśnić, co dokładnie mial na myśli.
Jego zachowanie jest dla mnie niejednoznaczne, mocno zmienne w czasie i mimo że nie jestem nowicjuszka w tematach damsko-męskich, nie umiem go rozgryzc.
Tak jak pisałam, na początku było to typowe fwb. Owszem, bardzo dużo czasu spędzaliśmy pisząc ze sobą, wpuszczalismy się wzajemnie do własnych światów, ale jak już się umawialiśmy na spotkania, to w jednym konkretnym celu. Jasne, po seksie czy między jednym a drugim razem było przytulanie, rozmowy, jakiś film, ale pomiędzy tymi spotkaniami łóżkowymi chyba dosłownie raz byliśmy na kawie. Tak to seks i już.
Później bylo kilka tygodni, że bardziej się przyjaźniliśmy niż uprawialiśmy seks - rzadko lądowaliśmy w łóżku, za to widzieliśmy się 2-3 razy w tygodniu na kawie, jakimś jedzeniu, on mi pomagał z tym, ja jemu z tamtym. Przy czym w tamtym okresie było tak, że w moim odczuciu to ja bardziej inicjowałam ten kontakt, a on się po prostu zgadzał, sam raczej niewiele proponował.
I chyba z tego powodu były dwa momenty, że ja stwierdzałam, że sama ciągnę ten wózek i rezygnowałam. I za każdym razem kiedy ja już byłam na granicy powrotu do całkowicie niewinnej znajomości, on robił coś, co mieszało mi w głowie. Typu: dowiedział się że bardzo lubię książki jednego autora - dał mi kilkanaście sztuk, które rzekomo u niego stały i się kurzyły. Napisałam że jestem z koleżanką na mieście - zaproponował odwiezienie do domu. Robiłam remont - zaoferował pomoc przy niektórych pracach. Przytulał w miejscu publicznym, chociaż nigdy wcześniej tak nie robił. Kiedy spaliśmy razem, całymi nocami mnie przytulał, głaskał, przykrywał. I, podkresle, nie robił tego po to, żeby dobrać mi się do spodni.
Od około miesiąca to on inicjuje spotkania, ja kompletnie nie. Czasami na kawę, obiad, czasami na 5 godzin a czasami dosłownie przelotem, ale jest obecny w moim zyciu fizycznie 2-3 dni w tygodniu. Przy tym sam z siebie proponuje spotkania późnym wieczorem, gdzie - jak sądzę - doskonale zdaje sobie sprawe z tego, że wieczór może pójść wedle sprawdzonego scenariusza, czyli oglądamy cos, po czym zaczynam go całować i kończy się seksem. Na chłopski rozum, powinien po pierwsze w ogólnie proponować takich godzin spotkania, a jeśli już, to uciąć oglądanie filmów przytuleni do siebie jak para.
Do tego dochodzą te właśnie drobiazgi typu przywożenie słodyczy czy owoców czy książki, tylko dlatego że ja napisałam mu, ze się źle czuje/zjadłabym coś/mam ochotę coś poczytac. Dosłownie wczoraj zaproponował mi, że pogada z moim sąsiadem, z którym mam lekki problem.
Ja wiem, że to nie są gesty nie wiadomo jakiej wagi - ale zastanawia mnie to dlatego, że wcześniej tego po prostu nie było. Jakby mi ktoś pół roku temu powiedzial, że on mi przywiezie czekoladę bo mam zły humor, to bym padła ze śmiechu.
Stąd wszystkie te moje wątpliwości.