Ja tego nie ogarniam, że autor mówi, że "małżeństwo prawie idealne" kiedy w ogóle nie ma w nim bliskości.
Serio, mam poczucie, że więcej kontaktu bliskiego mam ze współlokatorkami niż on ze swoją żoną.
Jestem zdania, że z wierzchu wzorowo, a pod spodem jest takie szambo, którego metrowym kijem nie chcą dotknąć, odkrywać się przed sobą, intymność i bliskość w tym związku to fikcja. Nawet jeśli ludzie nie chcą ze sobą uprawiać seksu, to bliskość fizyczna jest naturalną potrzebą każego istnienia, jedną z najważniejszych potrzeb człowieka. NIE WIERZĘ w związek, w którym jest "wszystko pięknie, tylko żona brzydzi się mnie dotknąć" "wszystko pięknie, tylko mąż brzydzi się mnie dotknąć".
Nie ma opcji.
Podejrzewam, że żona ma ze sobą wielki problem, może autor też, i nikt tego głośno nie powie, że jest źle, że rozczarowanie, że złość, że macie dość, że jesteście na siebie źli, że inaczej miało być. Piękna gra aktorska, można wszystkich oszukać, tylko nie uczucia. Trudno przytulać się, całować kogoś, uprawiać seks, jeśli się człowiek czuje źle.
Autor też się poddał. Seks by chciał mieć, ale próbować różnych rzeczy? To nie działa, tamto nie działa, tu żona mówi że zimne ręce to odpuszczam, tu żona się boi mokrych włosów to odpuszczam...
Już pojawiło się rozwiązanie: kochanka, prostytutki, autor prawdopodobnie szukał racjonalizacji dla decyzji, którą już podjął.