Marta, tak, wiem, że Ci na tym wianuszku padających u Twoich stóp mężczyzn nie zależy, ale odniosłam wrażenie, że czujesz się gorsza od tych innych dziewczyn, które ciągle na jakieś randki chodzą. Dlatego opisałam, z czego mogą wynikać owe różnice - te dziewczyny są otwarte i chętne na flirt. A Ty (czy ja) jesteśmy raczej zamknięte. Tak sobie pomyślałam, jak by się owa kuzynka zachowała w Twojej sytuacji na przykład. Myślę, że nawet by jej przez myśl nie przeszło, żeby się czegoś wstydzić i unikać spojrzeń, tylko chodziłaby z dumnie podniesioną głową, świadoma swojej atrakcyjności i niczym by się nie przejmowała
A wtedy, gdy zagadał do Ciebie, to śmiało by sobie z nim poflirtowała, a nawet nie tylko z nim, ale również z tym jego kolegą A w tej sytuacji z parkingiem z pewnością by podeszła na pogawędkę, na luzie, bez zastanawiania się, co on pomyśli, ach, może pomyśli, że na niego lecę i jestem desperatką. Nie, ona w niczym nie czuła się desperatką
I jestem pewna, że jej zaloty tak nie były odbierane przez chłopaków.
Marta, tak, wiem, że Ci na tym wianuszku padających u Twoich stóp mężczyzn nie zależy, ale odniosłam wrażenie, że czujesz się gorsza od tych innych dziewczyn, które ciągle na jakieś randki chodzą. Dlatego opisałam, z czego mogą wynikać owe różnice - te dziewczyny są otwarte i chętne na flirt. A Ty (czy ja) jesteśmy raczej zamknięte. Tak sobie pomyślałam, jak by się owa kuzynka zachowała w Twojej sytuacji na przykład. Myślę, że nawet by jej przez myśl nie przeszło, żeby się czegoś wstydzić i unikać spojrzeń, tylko chodziłaby z dumnie podniesioną głową, świadoma swojej atrakcyjności i niczym by się nie przejmowała
![]()
A wtedy, gdy zagadał do Ciebie, to śmiało by sobie z nim poflirtowała, a nawet nie tylko z nim, ale również z tym jego kolegąA w tej sytuacji z parkingiem z pewnością by podeszła na pogawędkę, na luzie, bez zastanawiania się, co on pomyśli, ach, może pomyśli, że na niego lecę i jestem desperatką. Nie, ona w niczym nie czuła się desperatką
I jestem pewna, że jej zaloty tak nie były odbierane przez chłopaków.
Bo to prawda - czuję się od nich gorsza. Z jakichś powodów jestem od nich o wiele mniej atrakcyjna dla płci przeciwnej. One są zajęte i nie zainteresowane, a i tak ciągle przybywa im facetów wokół, a oprócz tego kręcą się w pobliżu stali adoratorzy. A ja jestem całe życie wolna i do wzięcia, jestem otwarta na poznawanie nowych osób (wręcz bardzo tego chcę i szukam ku temu okazji), staram się okazywać zainteresowanie jeśli już pojawi się ku temu możliwość (jak w rozmowie z tym facetem z postu - uśmiechałam się, podtrzymywałam kontakt wzrokowy, byłam aktywna w rozmowie cały czas, nie tylko słuchałam, ale też mówiłam, zadawałam pytania... Nie byłam olewcza i patrząca w podłogę, nie odpowiadałam półsłówkami, itd)... No i co? I jak zawsze nic, choćbym dała z siebie wszystko i walczyła ze swoją niepewnością nie wiem jak bardzo, to i tak w ostateczności efekt jest ten sam - olewka. Wydaje mi się, że to kwestia mitycznego "tego czegoś" i takiego magnetyzmu. Albo się to w sobie ma i wtedy wszystko przychodzi praktycznie samo z siebie, albo się nie ma, i wtedy i tak bez sensu się produkować, bo człowiek się co najwyżej narazi na ośmieszenie, że stara się za bardzo i jest nachalny. Nie widzę tu złotego środka, choć od lat próbuje znaleźć rozwiązanie... Pozostaje chyba zaakceptować, że jestem skazana na samotność i tyle, bo szkoda się szarpać. Robienie sobie złudnych nadziei bez pokrycia przynosi tylko jeszcze więcej bólu i rozczarowań.
Bardzo Ci dziękuję za tyle ciepłych słów i za spojrzenie na to z innej perspektywy. Zdaję sobie sprawę, że mam kłopot z reagowaniem na odrzucenie (nawet takie małego kalibru), jestem nadwrażliwa i biorę to bardzo do siebie... Zawsze mnie to uderza w taki sposób, że ZNOWU to samo, że niepotrzebnie zrobiłam sobie nadzieję, że JUŻ NA WSTĘPIE zostałam pożegnana z kretesem. Po prostu duża kumulacja tych odrzuceń już się nazbierała przez tyle lat, że ciężko wyluzować, gdy w głowie ciągle kłębią się pytania DLACZEGO. I automatycznie włącza się porównywanie, że przecież tak wiele kobiet ma mnóstwo adoratorów, że wręcz muszą się opędzać, a ja od ponad 3 lat nie byłam nawet na niezobowiązującej kawie z jakimkolwiek mężczyzną, a gdzie tu marzyć o czymś więcej
Bardzo to dołuje i frustruje, no ciężko to wykurzyć z głowy, zwłaszcza że przecież bym chciała, żeby w moim życiu w końcu coś ruszyło... A spychanie problemów na bok ich nie rozwiąże.
Ostatnio wpadłam w cug czytania - staram się skupić na czymś innym i przepędzić negatywne myślenie.
Kilka razy byłam na spacerze i widziałam kątem oka "to charakterystyczne auto", więc profilaktycznie (dla własnego zdrowia psychicznego), nie patrzyłam w tamtym kierunku i nie zerkałam żeby zobaczyć, czy to on jedzie, czy nie on. Wolałabym go nie widywać w ogóle i nie rozgrzebywać już tego w głowie, więc staram się unikać choćby zerknięcia w stronę ulicy i tego auta. No i żeby też nie myślał, że go wypatruję wzrokiem i czekam aż mi będzie machał czy cokolwiek, nie chcę już niczego prowokować.
RIN - zmieniłaś zdanie w kwestii kontaktu? Bo prosiłam Cię o tego maila i nic
O jejku, przepraszam, musiałam nie zauważyć wiadomości, staram się czytać wszystkie, ale coś mi umknęło
Nie mogę wysłać do Ciebie maila przez forum, więc proszę napisz na rintrine@wp.pl
Doskonale wiem, co czujesz i bardzo mi przykro, że Ciebie to spotkało
Bardzo dobrze zrobiłaś, że nie przyglądałaś się specjalnie czy jedzie czy nie. Czasem lepiej zapomnieć i nie katować się rozmyślaniem o nim i przyglądaniu się mu
Zwłaszcza że ta wiadomość była tak napisana w kontekście tej pandemii, że naprawdę wręcz wypadało grzecznościowo napisać cokolwiek, przynajmniej ja gdybym dostała taką treść, to nie wyobrażam sobie tego zlać, uważam że to niekulturalne.
Dokładnie, to było niekulturalne. Ja zawsze, na każdą wiadomość odpowiadam, nie zostawiam nigdy nic bez jakiejkolwiek odpowiedzi. Albo mógł ten sms nie dojść (zdarza się czasami), albo zlał, więc masz sprawę jasną- ja tam bym wolała kulturalnego faceta, który nie olewa smsów od ludzi (chyba że to naciągacze, ale to co innego)
Bo to prawda - czuję się od nich gorsza. Z jakichś powodów jestem od nich o wiele mniej atrakcyjna dla płci przeciwnej. One są zajęte i nie zainteresowane, a i tak ciągle przybywa im facetów wokół, a oprócz tego kręcą się w pobliżu stali adoratorzy. A ja jestem całe życie wolna i do wzięcia, jestem otwarta na poznawanie nowych osób (wręcz bardzo tego chcę i szukam ku temu okazji), staram się okazywać zainteresowanie jeśli już pojawi się ku temu możliwość (jak w rozmowie z tym facetem z postu - uśmiechałam się, podtrzymywałam kontakt wzrokowy, byłam aktywna w rozmowie cały czas, nie tylko słuchałam, ale też mówiłam, zadawałam pytania... Nie byłam olewcza i patrząca w podłogę, nie odpowiadałam półsłówkami, itd)... No i co? I jak zawsze nic, choćbym dała z siebie wszystko i walczyła ze swoją niepewnością nie wiem jak bardzo, to i tak w ostateczności efekt jest ten sam - olewka. Wydaje mi się, że to kwestia mitycznego "tego czegoś" i takiego magnetyzmu. Albo się to w sobie ma i wtedy wszystko przychodzi praktycznie samo z siebie, albo się nie ma, i wtedy i tak bez sensu się produkować, bo człowiek się co najwyżej narazi na ośmieszenie, że stara się za bardzo i jest nachalny. Nie widzę tu złotego środka, choć od lat próbuje znaleźć rozwiązanie... Pozostaje chyba zaakceptować, że jestem skazana na samotność i tyle, bo szkoda się szarpać. Robienie sobie złudnych nadziei bez pokrycia przynosi tylko jeszcze więcej bólu i rozczarowań.
Marta, proszę, nie myśl tak. Związek, to też nie tylko kwestia naszej atrakcyjności, ale i szczęścia. Może my, przez jakieś czynniki nie potrafimy na luzie gadać z ludźmi?
Tydzień temu widziałam się z kilkoma znajomymi. Połowę znałam, połowa była dla mnie nowa, czułam się spięta i jakoś tak nieswojo, bo oni wszyscy się znali. Może Ty też tak masz? Może jak tak zadajesz pytania, podtrzymujesz rozmowę to czasem troszkę na siłę? To znaczy nie mówię, że tak jest, ale ja właśnie tak mam, jakoś nie mam tego luzu w rozmowie, o którym mówiła umajona
Może to też Twój problem?
Tylko nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić, więc nie doradzę. Wiem, że w moim przypadku pomogłoby tylko albo znalezienie sobie przyjaciół albo terapia, bo sama nie dam rady tego wypracować.
To znaczy ja generalnie jestem osobą na luzie, uśmiechniętą, z łatwością nawiązującą kontakty, rzucająca żartami ale przez stany depresyjne stałam się swoim własnym przeciwieństwem, czuję, że jestem kimś, kim nie powinnam być, bo to nie mój charakter. Czasem ma prześwity tego mojego charakteru: tak jakby moje wewnętrzne "ja" chciało wyjść, ale blokada w postaci depresji silnie to hamowała. Nie masz też tak czasem?
Może też pomyśl nad psychologiem?
I jak tylko masz ochotę, to pisz do mnie na maila :*
RIN, bardzo chętnie nawiązałabym z Tobą kontakt, bo czytając większość Twoich wypowiedzi mam wrażenie, jakbyś była moją bliźniaczką. Podasz maila? To odezwę się do Ciebie, mogę Ci nawet na maila od razu FB podać jeśli chcesz się wymienić, bo widzę, że się dobrze nawzajem rozumiemy i fajnie byłoby mieć regularny kontakt i pogadać sobie czasem, tak o wszystkim i o niczym
Marta, każdy uczestnik forum może udostępnić możliwość napisania do siebie na maila. W swoim profilu.
Może warto to zrobić, gdy się szuka nowych znajomości?
265 2020-06-14 20:22:53 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-14 20:23:20)
Marta wspomina cały czas, że nigdzie nie udało się jej umówić, ale czy ma takie możliwości, tzn w najbliższym otoczeniu. Nawet poprzez swoich bliskich znajomych, ale tu pytanie czy ma takowych.
Jak ktoś wcześniej wspominał, ciężko znaleźć w dzisiejszym świecie człowieka koło 30-tki, który nie miałby ŻADNYCH bliższych czy dalszych znajomych..Jak to jest? Praca, studia, hobby, sąsiedzi czy nawet ktoś z rodziny może nas wciągnąć w jakąś znajomość. Naprawdę, nie żyjemy w jakiejś izolacji na wyspie pośrodku oceanu..Nawet fora tematyczne, związane z zainteresowaniami skupiają wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy z czasem mogą się spotkać. Poza tym, piszesz, że robisz sobie nadzieję, tylko na co? Na to, że od razu zaiskrzy i coś z tego będzie? Czy nadzieja na ZWYKŁE spotkanie, a nikt po p nie ma czasu ze względu na swoje obowiązki? Co do tej wiadomości, to pewnie nawet gdyby odpisał w najbardziej neutralny sposób, to i tak nabrałabyś sobie nadziei na to, że napisze jeszcze więcej. Milczenie to też rodzaj odpowiedzi.
Myślę, że razem z Rin powinnyście po prostu się wkręcić w jakąś grupę znajomych. Właśnie na początku najlepiej, jak jest ktoś znajomy i kilka osób nieznanych, wtedy przełamanie lodów jest łatwiejsze. Kiedyś też w dzieciństwie wolałem mieć koło siebie tylko tych najbliższych kumpli, ale teraz to bym nie miał żadnych innych znajomych, gdybym się nie otworzył na nowości
Marta, to może też powtórzę pytanie o Twoje namiary, np. województwo i mail. Być może znajdzie się jakiś facet który będzie zainteresowany znajomością i umówieniem się choćby na tą kawę, jeśli sprawiłoby Ci to przyjemność
Myślę, że razem z Rin powinnyście po prostu się wkręcić w jakąś grupę znajomych. Właśnie na początku najlepiej, jak jest ktoś znajomy i kilka osób nieznanych, wtedy przełamanie lodów jest łatwiejsze. Kiedyś też w dzieciństwie wolałem mieć koło siebie tylko tych najbliższych kumpli, ale teraz to bym nie miał żadnych innych znajomych, gdybym się nie otworzył na nowości
Dokładnie tak trzeba zrobić
Ja już o tym myślałam i wymyśliłam, że wrócę do treningów pływania albo jazdy konnej. Wybiorę jedno, raz na tydzień i w grupce innych ludzi, nie indywidualnie, bo chcę być w czymś na prawdę dobra, w jednej rzeczy, a porządnie, a nie kilka po trochu. Miałam to zrobić jakiś czas temu, ale koronawirus, na szczęście w wakacje ma się część różnych ośrodków otworzyć, pójdę do jakiejś szkółki jeździeckiej albo pływackiej (raczej pływackiej, bo byłam w tym lepsza).
Wydaje mi się, że w takich miejscach spokojnie można znaleźć fajnych znajomych. Może nie super bliskich, ale choćby się załapać na jakieś ciekawe wyjazdy organizowane przez ośrodki sportowe.
To samo można zrobić z językami i wieloma innymi rzeczami. Najpierw grupa na fejsie, potem znalezienie fajnego miejsca o danej tematyce i idzie jakoś to zorganizować
Tylko niekoniecznie faceta się tam znajdzie. Jak jeździłam na obozy pływackie, jeździeckie to miałam wrażenie, że nie mogę się dopasować. Byłam dobra w tym co robiłam. Jak spodobał mi się chłopak, z którym byłam na równym poziomie lub nawet wyższym to taki chłopak przeważnie chciał się wykazać i zagadywał do dziewczyn, które były dużo mniej zaawansowane lub się dopiero uczyły, bo taki chłopak wtedy czuł się bardzo dowartościowany. Za to jak trafiłam na kogoś na prawdę dobrego, to miałam wrażenie, że nie traktuje mnie poważnie, bo np. nie mogę go prześcignąć na basenie tylko zawsze on wygrywa. I to nie tylko nastolatki. Chłopaki koło 18-20stki robili to samo. Ciężko było trafić w czyiś gust.
Jednak dla poznania ciekawych osób jak najbardziej. U mnie na studiach mało kto ma zainteresowania, nie mówię już o pasjach. Jedna koleżanka lubi rysunek i jest w tym dobra i to tyle. Z resztą mogę porozmawiać tylko o ich związkach lub wysłuchiwać problemów. Na obozach pływackich i konnych poznałam super ludzi, ale wiadomo- kontakt po długim czasie niewiedzenia urywa się
Jednak Marcie tak samo radzę znaleźć po prostu swoją pasję. Nawet w jakimś większym mieście położonym najbliżej. Raz na czas można przecież dojechać
Marta, to może też powtórzę pytanie o Twoje namiary, np. województwo i mail. Być może znajdzie się jakiś facet który będzie zainteresowany znajomością i umówieniem się choćby na tą kawę, jeśli sprawiłoby Ci to przyjemność
Myślisz, że randki w ciemno to dobry pomysł?
A co sądzisz o aplikacjach randkowych typu tinder? Tak z ciekawości pytam
Dokładnie tak trzeba zrobić
Ja już o tym myślałam i wymyśliłam, że wrócę do treningów pływania albo jazdy konnej. Wybiorę jedno, raz na tydzień i w grupce innych ludzi, nie indywidualnie, bo chcę być w czymś na prawdę dobra, w jednej rzeczy, a porządnie, a nie kilka po trochu. Miałam to zrobić jakiś czas temu, ale koronawirus, na szczęście w wakacje ma się część różnych ośrodków otworzyć, pójdę do jakiejś szkółki jeździeckiej albo pływackiej (raczej pływackiej, bo byłam w tym lepsza).
Wydaje mi się, że w takich miejscach spokojnie można znaleźć fajnych znajomych. Może nie super bliskich, ale choćby się załapać na jakieś ciekawe wyjazdy organizowane przez ośrodki sportowe.
To samo można zrobić z językami i wieloma innymi rzeczami. Najpierw grupa na fejsie, potem znalezienie fajnego miejsca o danej tematyce i idzie jakoś to zorganizować
Tylko niekoniecznie faceta się tam znajdzie
Od jakiegoś czasu aktywnie uczę się tańczyć. W szkole, do której chodzę na zajęcia ciągle powstają nowe grupy, część się rozpadło, część utworzono z połączenia innych, ale moja trzyma się zupełnie nieźle i choć część osób się zmieniła, to jednak główny trzon jest stały od samego początku aż do dzisiaj. Zaznaczę, że uczyłam się prawie od zera, a dążę do tego, że taniec jest specyficzną dziedziną, która bardzo sprzyja nawiązywaniu kontaktu z innymi i przełamywaniu dystansu, tym bardziej, że zmieniamy się w parach, co ma za zadanie uczyć się tańca w sposób elastyczny, czyli dopasowując się do różnych partnerów, ale przede wszystkim kwitnie życie towarzyskie, bo integrujemy się na różnego typu imprezach - organizowanych przez naszego guru, w klubach, na domówkach, latem w plenerze, na warsztatach, wyjazdach weekendowych, itp. To poznawanie się i zacieśnianie kontaktów w mojej grupie okazało się na tyle skuteczne, że od dwóch miesięcy dwie osoby, które właśnie u nas się poznały, są już po ślubie, a dwie inne akurat się zaręczyły. Ile takich poważnych związków ma swoje źródło w całej szkole, tego nie wiem, ale na pewno te dwa nie są jedynymi.
To tyle w kwestii podpowiedzi .
Związek, to też nie tylko kwestia naszej atrakcyjności, ale i szczęścia. Może my, przez jakieś czynniki nie potrafimy na luzie gadać z ludźmi?
Tydzień temu widziałam się z kilkoma znajomymi. Połowę znałam, połowa była dla mnie nowa, czułam się spięta i jakoś tak nieswojo, bo oni wszyscy się znali. Może Ty też tak masz? Może jak tak zadajesz pytania, podtrzymujesz rozmowę to czasem troszkę na siłę? To znaczy nie mówię, że tak jest, ale ja właśnie tak mam, jakoś nie mam tego luzu w rozmowie, o którym mówiła umajona
Może to też Twój problem?
Tylko nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić, więc nie doradzę.
Jeśli jesteście spięte, to dlatego, że staracie się wypaść jak najlepiej, przypadkiem nikogo nie urazić, nie palnąć jakiegoś głupstwa, mówić mądrze, pokazać się jako miłe i wszystkim życzliwe, a człowiek, który jest sobą, zachowuje się swobodnie, naturalnie, zaś w bonusie - o ile oczywiście z kolei nie przesadza się w drugą stronę - zyskuje sympatię otoczenia, bo to zawsze jest bardziej cenione niż sztuczność i wycofanie, które naprawdę się wyczuwa.
RIN - Łatwo mówić, żeby się nie przejmować i nie brać tego do siebie, ale trudniej zrobić Wiesz, gdy byłam w Twoim wieku (wiem, gadam teraz jak stara dziadyga
), to też nie miałam jeszcze aż takiego stresu i parcia. Powoli dopiero zaczynałam się budzić, że lata lecą, a w moim życiu wciąż nikogo nie ma i że nie wychodzi mi nawiązywanie relacji. Jednak wtedy miałam jeszcze sporo optymizmu w sobie - 23 lata, nie ma źle przecież, wielu ludzi w tym wieku nikogo nie ma lub się rozstaje, na pewno jest sporo kawalerów do wzięcia, wystarczy się rozejrzeć
No ale teraz już skończone 28 i wciąż nic... Więc martwię się coraz bardziej, że będzie coraz trudniej kogoś poznać... A przecież na tym "łatwiejszym" poziomie (czyli za młodu) już mi kiepsko szło, to co dopiero teraz, gdy jest level wyżej? Z całego serca mam nadzieję, że nie podzielisz mojego losu i nie będziesz musiała na własnej skórze się przekonać, że panika w tym wieku jest o wieeeele większa, a i nadzieje na zmiany przygasają coraz bardziej. Nie wiem jak to ubrać w słowa, ale powoli boję się wręcz karmić złudzeniami, że może jeszcze mam szanse i że może jeszcze nie jest za późno. Bo spadek z wysokiego konia boli podwójnie. W przypadku tego faceta z postu byłam taka pewna, naprawdę TAKA PEWNA, że ten sms to tylko czysta formalność, że na pewno coś odpisze, no nie ma bata. I co? I się mocno zdziwiłam. To też sprawia, że zaczynam wątpić w swoją intuicję, która jak do tej pory była wręcz wyśmienita.
BAGIENNIK - Akurat ja jestem introwertyczna i moje pasje są samotnicze, także raczej wątpię, żebym była typem bluszcza, który osaczy faceta i nie będzie potrafił funkcjonować bez niego, stawiając go na piedestale, niczym na jakimś ołtarzyku Wręcz potrzebuję oddechu i przestrzeni tylko dla siebie. Wydaje mi się, że problem mógłby być odwrotny - po tylu latach samotności i robienia wszystkiego samej, mogłoby mi być ciężko przyzwyczaić się do częstego spotykania z jedną osobą i robienia wielu rzeczy wspólnie, takiego ciągłego uwzględniania jej w planach. Wydaje mi się, że jeśli kiedyś będę w stałym związku, to może to okazać się wyzwaniem. Chyba że trafię na podobnego faceta do mnie - który też potrzebuje swojej przestrzeni i nie będzie się przyklejał do mnie tak całkowicie.
Wiem, że problem jest we mnie, podkreślałam to już wielokrotnie. Nie zrzucam na innych - to ja nie potrafię nawiązywać więzi, albo próbuję je nawiązywać z nieodpowiednimi osobami, które do mnie nie pasują. Popełniam na pewno wiele błędów, których nie jestem świadoma. Między innymi z tych względów czuję się gorsza i wybrakowana, bo sobie nie radzę.
Widzisz, a jednak nie mam żadnych znajomych. Nie studiowałam (z kilku powodów), więc naukę skończyłam w wieku 19 lat, do tego w ostatniej klasie zmieniłam szkołę na wieczorową, m.in. z powodów zdrowotnych. Tam zajęcia nie były codziennie, chodziło wiele osób starszych (nawet w średnim wieku), często w sali było raptem po kilka osób i przychodzili głównie na egzaminy. Pracy nie mogę znaleźć, nawet nie wiem co mogłabym robić, co mnie przeraża. Nie mam żadnych konkretnych umiejętności ani wizji na siebie, za to mam głowę pełną lęków. Nerwica lękowa męczy mnie od lat nastoletnich - raz jest lepiej, raz jest gorzej, sama jakoś staram się z tym uporać, na tyle na ile potrafię. Mam tendencję do chowania się w sobie i unikania stresów. Panicznie boję się jakiejkolwiek pracy, bo nie mam żadnego doświadczenia praktycznie. Byłam krótko na stażu (nie ukończyłam go), musiałam przerwać z powodów zdrowotnych, które mi mocno dały w ..... Na tym stażu dodatkowo tak mnie traktowali i narzucili tak nieludzkie tempo pracy, że nerwowo też nie mogłam wytrzymać. Drastycznie schudłam, miałam problemy z żołądkiem i z kręgosłupem i tak długo nie mogłam dojść do siebie pod względem zdrowotnym i czysto psychicznym, że nawet nie chcę sobie tego przypominać. Był taki moment, że już myślałam, że umieram, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, to nie było normalne. Także można żyć w niemalże całkowitej izolacji, bo praktycznie tak żyję od dobrych kilku lat. Problemy zaczęły się nasilać w 2012, gdy tata zaczął chorować na nowotwór, dużo spadło na moje barki wtedy, matka też sobie psychicznie nie radziła, musiałam być taką maskotką-pocieszycielką, choć sama czułam się wrakiem i też chciało mi się płakać. Akurat dziś dowiedzieliśmy się, że tata znów ma nawrót choroby i wyniki są kiepskie, czekają go kolejne badania. Także cały rakowy horror znowu zacznie się od nowa i na samą myśl mam ochotę wyjść do lasu "w podróż w jedną stronę", bo psychicznie po raz kolejny chyba już tego nie wytrzymam...
Zazdroszczę osobom, które są życiowo ogarnięte i radzą sobie - po prostu sobie radzą. Niepowodzenia są w stanie przełknąć i w końcu powoli wszystko wraca do normy, raz jest lepiej, a raz gorzej, ale choćby czasami jest lepiej lub stabilnie. U mnie horror się zaczął, gdy miałam 18 lat i jest równa pochyła. Ciągle tylko zewsząd choroby i choroby, samotność, izolacja, stres, brak pracy, celu, nadziei, sił na wstanie z łóżka. Motywuję się, by wychodzić z domu mimo wszystko - ubrać się ładnie, lekko umalować, uśmiech na twarz i na spacer, mimo że samotny. Żeby poczuć się trochę lepiej, doceniać to co mam. Ale coraz częściej nie mam siły już nawet na to, bo dosłownie z każdej strony wszystko się wali, no z każdej. Czasami się zastanawiam czy jest jakiś limit nieszczęść i dziadostwa, które może spaść na jednego człowieka? Bo mam wrażenie, że od 10 lat leci na mnie tylko szambo. Wydaje mi się, że jestem przypadkiem beznadziejnym i pozostaje się położyć do trumny i pogodzić z losem, bo takie życie, to nie życie.
OLINKA - Na pewno się spinam, gdy poznaję nową osobę, bo to dla mnie niecodzienne i ekstremalne wydarzenie. Staram się uśmiechać, mówić, podtrzymywać kontakt wzrokowy i samą rozmowę, ale wymaga to ode mnie trochę wysiłku i walki ze sobą (i swoimi lękami), bo nie mam w sobie tego luzu w kontaktach, który można wypracować dzięki zbieraniu doświadczeń, na zasadzie trening czyni mistrza. Przez internet mogę pisać na luzie, ale twarzą w twarz jest trochę gorzej, chociaż tragicznie chyba też nie, bo potrafię się spiąć i zmotywować do mówienia. No ale jest to na jakimś tam spięciu na pewno, także pewnie druga osoba to widzi. Na pewno zdarzało mi się z nerwów lekko chichotać przy żartowaniu, ale mam nadzieję, że jakiejś tragedii nie ma. Zwykle po kilku minutach stopniowo się już uspokajam, najgorzej jest na pierwszy rzut, gdy był element zaskoczenia, że np. ktoś zagadał Ćwiczę też small talk na starszych paniach czy np. kasjerkach, żeby się przełamywać. Ale wiadomo, że to nie jest to samo, co w relacjach damsko-męskich. A, i jeszcze jedna sprawa. To też zależy od dnia - czasem mam lepszy dzień, gdzie mam większą pewność siebie i luz (np. wtedy, gdy zagadał mnie ten facet z postu), a innego dnia mam tak, że najchętniej bym się schowała przed całym światem i mam nadzieję, że nikt mnie nie będzie zaczepiał i nie będę musiała się do nikogo odzywać, bo dopada mnie taki skrajny pesymizm i brak wiary w siebie (tak było wtedy, gdy on zjechał za drugim razem i ominęłam jego auto szerokim łukiem, żeby trzymać się jak najdalej - nie byłabym wtedy w stanie rozmawiać chyba, tak byłam spięta i przybita).
Mieszkam w województwie MAŁOPOLSKIM, mam 28 lat. Włączyłam w profilu opcję skontaktowania się ze mną mailowo, gdyby ktoś miał ochotę pogadać na priv
270 2020-06-15 13:41:31 Ostatnio edytowany przez Rin Trine (2020-06-15 14:01:55)
Rin Trine napisał/a:
Dokładnie tak trzeba zrobić
Ja już o tym myślałam i wymyśliłam, że wrócę do treningów pływania albo jazdy konnej. Wybiorę jedno, raz na tydzień i w grupce innych ludzi, nie indywidualnie, bo chcę być w czymś na prawdę dobra, w jednej rzeczy, a porządnie, a nie kilka po trochu. Miałam to zrobić jakiś czas temu, ale koronawirus, na szczęście w wakacje ma się część różnych ośrodków otworzyć, pójdę do jakiejś szkółki jeździeckiej albo pływackiej (raczej pływackiej, bo byłam w tym lepsza).
Wydaje mi się, że w takich miejscach spokojnie można znaleźć fajnych znajomych. Może nie super bliskich, ale choćby się załapać na jakieś ciekawe wyjazdy organizowane przez ośrodki sportowe.
To samo można zrobić z językami i wieloma innymi rzeczami. Najpierw grupa na fejsie, potem znalezienie fajnego miejsca o danej tematyce i idzie jakoś to zorganizować
Tylko niekoniecznie faceta się tam znajdzieOd jakiegoś czasu aktywnie uczę się tańczyć. W szkole, do której chodzę na zajęcia ciągle powstają nowe grupy, część się rozpadło, część utworzono z połączenia innych, ale moja trzyma się zupełnie nieźle i choć część osób się zmieniła, to jednak główny trzon jest stały od samego początku aż do dzisiaj. Zaznaczę, że uczyłam się prawie od zera, a dążę do tego, że taniec jest specyficzną dziedziną, która bardzo sprzyja nawiązywaniu kontaktu z innymi i przełamywaniu dystansu, tym bardziej, że zmieniamy się w parach, co ma za zadanie uczyć się tańca w sposób elastyczny, czyli dopasowując się do różnych partnerów, ale przede wszystkim kwitnie życie towarzyskie, bo integrujemy się na różnego typu imprezach - organizowanych przez naszego guru, w klubach, na domówkach, latem w plenerze, na warsztatach, wyjazdach weekendowych, itp. To poznawanie się i zacieśnianie kontaktów w mojej grupie okazało się na tyle skuteczne, że od dwóch miesięcy dwie osoby, które właśnie u nas się poznały, są już po ślubie, a dwie inne akurat się zaręczyły. Ile takich poważnych związków ma swoje źródło w całej szkole, tego nie wiem, ale na pewno te dwa nie są jedynymi.
To tyle w kwestii podpowiedzi.
Rin Trine napisał/a:Związek, to też nie tylko kwestia naszej atrakcyjności, ale i szczęścia. Może my, przez jakieś czynniki nie potrafimy na luzie gadać z ludźmi?
Tydzień temu widziałam się z kilkoma znajomymi. Połowę znałam, połowa była dla mnie nowa, czułam się spięta i jakoś tak nieswojo, bo oni wszyscy się znali. Może Ty też tak masz? Może jak tak zadajesz pytania, podtrzymujesz rozmowę to czasem troszkę na siłę? To znaczy nie mówię, że tak jest, ale ja właśnie tak mam, jakoś nie mam tego luzu w rozmowie, o którym mówiła umajona
Może to też Twój problem?
Tylko nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić, więc nie doradzę.Jeśli jesteście spięte, to dlatego, że staracie się wypaść jak najlepiej, przypadkiem nikogo nie urazić, nie palnąć jakiegoś głupstwa, mówić mądrze, pokazać się jako miłe i wszystkim życzliwe, a człowiek, który jest sobą, zachowuje się swobodnie, naturalnie, zaś w bonusie - o ile oczywiście z kolei nie przesadza się w drugą stronę - zyskuje sympatię otoczenia, bo to zawsze jest bardziej cenione niż sztuczność i wycofanie, które naprawdę się wyczuwa.
Dokładnie. Ja sama na pływaniu, koniach i językach nie poznałam zbyt wiele osób, bo no małe miasteczko, zajęcia indywidualne, ale znajomi z większych miast mający pasje poznali mnóstwo znajomych i miłości, więc tak, jest to wyjście
Tylko no większe miasto. W małych...ja nawet jakbym chciała to by nie było żadnych grup z ludźmi, więc wszystko musiało być indywidualnie.
A co do tego spięcia to prawdopodobnie tak jest. Mamy po dwadzieściaparę lat i przez wiele lat nieudanych próbach po prostu już nie wiemy, co robić, więc podświadomie chcemy się pokazać z jak najlepszej strony, nierzadko z odwrotnym skutkiem, bo sztuczna spina wygląda słabo
RIN - Łatwo mówić, żeby się nie przejmować i nie brać tego do siebie, ale trudniej zrobić tongue Wiesz, gdy byłam w Twoim wieku (wiem, gadam teraz jak stara dziadyga tongue), to też nie miałam jeszcze aż takiego stresu i parcia. Powoli dopiero zaczynałam się budzić, że lata lecą, a w moim życiu wciąż nikogo nie ma i że nie wychodzi mi nawiązywanie relacji. Jednak wtedy miałam jeszcze sporo optymizmu w sobie - 23 lata, nie ma źle przecież, wielu ludzi w tym wieku nikogo nie ma lub się rozstaje, na pewno jest sporo kawalerów do wzięcia, wystarczy się rozejrzeć tongue No ale teraz już skończone 28 i wciąż nic... Więc martwię się coraz bardziej, że będzie coraz trudniej kogoś poznać... A przecież na tym "łatwiejszym" poziomie (czyli za młodu) już mi kiepsko szło, to co dopiero teraz, gdy jest level wyżej? Z całego serca mam nadzieję, że nie podzielisz mojego losu i nie będziesz musiała na własnej skórze się przekonać, że panika w tym wieku jest o wieeeele większa, a i nadzieje na zmiany przygasają coraz bardziej. Nie wiem jak to ubrać w słowa, ale powoli boję się wręcz karmić złudzeniami, że może jeszcze mam szanse i że może jeszcze nie jest za późno. Bo spadek z wysokiego konia boli podwójnie. W przypadku tego faceta z postu byłam taka pewna, naprawdę TAKA PEWNA, że ten sms to tylko czysta formalność, że na pewno coś odpisze, no nie ma bata. I co? I się mocno zdziwiłam. To też sprawia, że zaczynam wątpić w swoją intuicję, która jak do tej pory była wręcz wyśmienita.
Martuś, ja Cię doskonale rozumiem. Ja mam wrażenie, że dojrzałam trochę wcześniej, bo ja sobie w wieku 18-20 powtarzałam, że "Eee jeszcze mam dużo czasu na pierwszego faceta, całe studia przede mną". Teraz mam 23 i już panikuję, bo znajomi się zaręczają, niektórzy mają już dzieci. Ja dzieci nie chcę, męża w tym wieku też nie, ale jakiś facet by się przydał, choćby ten pierwszy, żeby mieć jakiekolwiek doświadczenie, a nie wiecznie się zastanawiać "Jak to właściwie wygląda?". Ja od kilku lat zasypiając wyobrażam sobie, że śpi ze mną jakiś fajny facet i mnie przytula. Boję się, że jak kiedyś, nawet za kilka lat do tego dojdzie, że facet, w którym się kocham- odwzajemni wreszcie uczucia to ja ucieknę, bo będzie dla mnie to tak nowe, tak niesamowite, że wreszcie ktoś odwzajemnił uczucie, że po prostu mnie to przerośnie. Nawet się zastanawiam, jak to jest być na randce z kimś, kto nam się podoba. Dlatego ja bardzo dobrze Ciebie rozumiem, ale no nie możemy się załamywać. Ja wiem, że to Cię boli. Ja też rok temu myślałam, że to TEN. Byłam pewna, że wreszcie sobie kogoś znajdę, ale no dawał mylne sygnały i okazało się, że chciał być tylko miły. To też bolało, dlatego wiem, jak okropnie się czujesz
Mimo to trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie- może terapię, która pokaże nam drogę, bo może przez przeżycia z młodości coś robimy nie tak. Poza tym nie jesteś dużo starsza ode mnie, też jesteś młoda, więc proszę, musimy myśleć pozytywnie
Już piszę maila do Ciebie, więc zerknij na pocztę
Marta Poniekąd ja również czuje się nieco introwertykiem, chociaż nikt mi nigdy nie dał odczuć, że tak jest, uważają mnie wręcz za gadułę W każdym razie studia mi dały bardzo dużo, ale bywa tak, że pewne sytuacje czy przebywanie w niektórych miejscach mnie stresują. Szczególnie tłum( taki z prawdziwego zdarzenia), ścisk i hałas, dlatego nie jeżdżę na koncerty. Poprzez zainteresowania a w sumie jednocześnie zawód, uwielbiam ciszę i odgłosy natury, dlatego przebywanie poza cywilizacją działa na mnie kojąco. Mimo tego, chętnie przebywam w gronie bliskich osób i lubię nawiązywać nowe znajomości, niby nic na siłę, ale zawsze miło jest się z kimkolwiek zapoznać
Tutaj właśnie dużo dały mi same studia czy zajęcia dodatkowe, jak i sam wyjazd do obcego miasta:) Miasto studenckie, gdzie było zawsze coś do roboty a na samym mieszkaniu mieliśmy ludzi z roku, więc siłą rzeczy znajomości się nawiązały, do tych znajomych czasami przychodzili inni znajomi itd
Zatem Twoja droga powinna mieć co najmniej dwa etapy: przed nastawieniem się na poznanie faceta, musisz jakoś nawiązać kontakty towarzyskie, jeśli nie uwzględniasz szukania partnera przez internet, choć i znajomych można w ten sposób zdobyć
Od czegoś trzeba zacząć, bo samo nie przyjdzie
Małopolska..No proszę, co za niespodzianka!
Próbowałam coś podobnego zrobić ze wspomnianą w tym wątku znajomą ale ona w ostatnim momencie zrezygnowała z przyjścia. Nic jej nie mówiłam bo wiedziałam, że spanikuje a i tak spanikowała. Dlatego potem odpuściłam bo już nie miałam siły słuchać, że ona to nikogo nie może poznać itd. Nie może bo nie chce. I tyle w temacie.
I jak z tą koleżanką? Przyjdzie na Twoje urodziny? Bo jeśli dobrze pamiętam to ją zaprosiłaś
Dała się wyciągnąć?
I jak tam Roxann?
Czy ta dziewczyna przyszła na Twoje urodziny?
Tak w ogóle to wszystkiego najlepszego