lisseo napisał/a:Za bardzo się przejmujesz opinią rodziców. Oni mieli już swoją szansę. Teraz jest Twój czas. Możesz w ogóle nie chcieć mieć chłopa. Co im do tego. To Twoje życie. No chyba, że bolą Cię te pytania, bo bardzo tego chłopa chcesz mieć.
Ja wiem, tylko przez to, że nie mam żadnych bliskich osób prócz nich to zostają tylko oni i oni o tym wiedzą. Gdybym miała faceta, zgraną paczkę to też bym inaczej na to patrzyła.
I gdybym miała już z kilku facetów i poznawała nowych to by mnie to pytanie nie ruszyło, ale to mój czuły punkt. Moje marzenie, którego nie mogę spełnić nie ze swojej woli.
xerxes napisał/a:dziewczyno ogarnij sie, piszesz jakby Ci sie swiat konczyl
Wiesz co, bo ja mam trochę problemów ze stanami depresyjnymi. Idę do psychoterapeuty w lipcu, ale to chyba typowa cecha dla ludzi z tym schorzeniem
bagienni_k napisał/a:Tak z czysto psychologicznego punktu widzenia, ciekaw jestem co jest nie tak z myśleniem osób na miejscu rodziców Rin. Można być ślepym jakiś krótszy czas, ale to już podpada pod jakieś poważniejsze schorzenie
Bo im się wydaje, że robili dobrze, nawet teraz. Jak im to niedawno wytknęłam to widziałam, że mi nie dowierzali.
To znaczy ja to doceniam, że tak się starali, bo ktoś jednak musiał zawieść na zajęcia, zapłacić. Ja lubiłam pływać, lubiłam jazdę konną, lubiłam angielski i francuski, ale miałam te zajęcia, w połączeniu jeszcze z korepetycjami np z biologii i miałam to w takiej ilości, że po prostu padałam na twarz. Wolna była jedynie niedziela, ale nie wolno było mi się spotkać z nikim, bo trzeba się uczyć na nadchodzący tydzień. Co najwyżej wychodziliśmy z rodziną na spacer do lasu, który mamy tuż obok. I to była moja atrakcja.
I tak jak mówię- lubiłam te zajęcia dodatkowe, ale miałam je w przesadzonej ilości. Jeśli nie mogłam zrezygnować nawet z jednego treningu raz na kilka tygodni tylko dlatego, żeby się spotkać ze znajomymi, "bo to nie jest przyszłościowe" no to po prostu mi to brzydło, bo już nie widziałam w tym frajdy tylko obowiązek. I nie miałam zajęć w grupach z rówieśnikami, żebym mogła miło spędzić czas tylko miałam norosłych poważnych nauczycieli, z którymi się nudziłam. Dlatego to możliwe, że teraz mogę mieć problemy w relacjach z ludźmi. Znajomych mam dużo, adoratorów na jedną noc (którzy mi się jeszcze nie podobają) też ale nie mam przyjaciół, z którymi mogłabym gdzieś wyjechać, nie mam faceta, któremu by na mnie zależało. Coś jest ewidentnie nie tak.
Roxann napisał/a:Z jednej strony można powiedzieć, że rodzice posyłając dziecko na dodatkowe zajęcia umożliwiają mu rozwój w różnych kierunkach by potem mogło zadecydować co naprawdę go interesuje.
W 100% się zgadzam. Tylko jak pisałam wyżej- wszystko w odpowiednich ilościach. A nie, że ja nie mogłam zrezygnować z jednych zajęć raz na kilka tygodni, bo rodzice zmuszali mimo że protestowałam.
Roxann napisał/a:Co do swatania... może rodzice widzą, że córka się izoluje i chcieliby jakoś pomóc.
To raczej nie to. Jak miałam 15/16 lat i poszłam na wesele, pani młoda (kuzynka) się pytała, czy chcę przyjść z kimś, ale mama zaprzeczyła, powiedziała, że to stanowczo za wcześnie. W wieku 18/19 lat byliśmy na weselu cioci. Nie miałam z kim iść, ale zgadałam się z jednym chłopakiem (właściwie to on mnie zaprosił, napisał na fb, potem przyszedł osobiście), który był znajomym pana młodego (a akurat się znaliśmy z widzenia ze szkoły), więc poprosiliśmy o miejsca koło siebie. Jak rodzice cioci mówili, że idę z Michałem to rodzice zaprzeczyli, bo my "tylko koło siebie siedzimy", bo to też za wcześnie. Potem poszłam na studia i oni myślą, że ot tak nagle znajdę znajomych i fajnego faceta, jeśli mnie wcześniej izolowali a z rówieśnikami się widziałam może kilka razy do roku
Roxann napisał/a: Sama czasem bywam swatką choć nie w tak bezpośredni sposób ale ... nie raz doprowadziłam do 'przypadkowych' spotkań osób, które według mnie do siebie pasowały. wink Czasem szczęściu trzeba pomóc.
Zgadzam się. Nie mam nic przeciwko swataniu wśród znajomych, to nawet fajne, jeśli ktoś coś takiego robi. Poza tym Ty nie byłaś nachalna, bo tylko zaprosiłaś ich na imprezę, więc to zupełnie niewinne, bo pewnie i tak byś tą imprezę zrobiła i raczej nie robiłaś jej tylko dla tej dwójki, tylko oni przy okazji. Moja mama natomiast tej kobiety nawet nie lubi, nie zna jej za dobrze, nie widują się po pracy, a grilla chciała dla niej zrobić tylko po to, żebym poznała tego "księcia z bajki". Nawet rzuciła tekst "Ja tak tej Kaśki nie lubię, ale no dla Ciebie się poświęcę i ją zaproszę". Więc to by było na siłę i takie niezręczne, bo oboje rodziców by tylko patrzyli na nas z uśmieszkami wiadomo jakimi i się zastanawiali, jak nam idzie rozmowa. No aż mną trzęsie, jak o tym myślę. Gdyby mnie znajoma próbowała zeswatać tak jak Ty tych ludzi to nie miałabym nic przeciwko. Wręcz przeciwnie- taka koleżanka to skarb. Jednak pomoc koleżanki a swatanie na siłę przez rodziców...no nie ma porównania
Roxann napisał/a: Dlatego potem odpuściłam bo już nie miałam siły słuchać, że ona to nikogo nie może poznać itd. Nie może bo nie chce. I tyle w temacie.
I dobrze zrobiłaś, bo szkoda wysiłku na kogoś, komu chcesz pomóc na siłę, a ta osoba sama sobie pomóc nie chce. Ja jak mnie ktoś wyciąga to chętnie idę, szczególnie na domówki, ale na większości na jakich jestem to albo same dziewczyny, z którymi kontakt jest raz na kilka miesięcy, chłopaków jest bardzo mało (np. na 15 osób 3-4 facetów na domówce). Jeden mi raz wpadł w oko, uśmiechnęłam się, przywitałam, ale on tylko podał rękę, powiedział chłodne "cześć", nawet nie spojrzał mi się w oczy, a potem zagadywał do koleżanki. Jeden mi się spodobał od dłuższego czasu i klapa, także ja nie mam za bardzo w czym wybierać
Lady Loka napisał/a:Bagienniku, to są odczucia Rin i trzeba je traktować jako odczucia Rin, a nie jako obiektywną prawdę. Nie miałeś tak nigdy, że wydawało Ci się, że Twoi rodzice robią Ci bardzo na złość? Ja tak miałam wielokrotnie i każdą sytuację zrozumiałam doskonale zamieszkując już na swoim.
A to ja właśnie miałam na odwrót- zawsze uważałam ich słowo za święte, wkurzałam się, gdy ktoś ich krytykował. Dopiero teraz, jak patrzę z perspektywy czasu na to, co robili moi rodzice i wiem tylko tyle- mojemu dziecku bym nigdy czegoś takiego nie zrobiła. Jak sobie przypomnę tamten okres czasu, to aż mnie ciarki przechodzą
lisseo napisał/a:Zgadzam się z Lady Loka. To może być też tak, że oni tak okazują troskę, bo inaczej nie potrafią. A co do zajęć, to też mogła być troska tych rodziców dając Rin szereg umiejętności i chyba lepiej by było gdyby Rin na to teraz tak na to patrzyła, i przede wszystkim korzystała z tego, a nie demonizowała całą przeszłość.
A ja się nie zgadzam z Loką. Bagiennik ma natomiast rację, wszystko to co pisze to dokładnie to, co czuję
Demonizować? To nie tutaj. Wyjechałam na studia, rzuciłam angielski, francuski, jazdę konną. Pływam tylko od czasu do czasu. Miałam taki zespół z odbicia, że nagle mogę o sobie decydować, bo nikt już mi nie dyktuje co mam robić i rzuciłam to wszystko. I nie czuję się z tym źle. Więc nie ma tu mowy o demonizowaniu. Jakbyś Ty się nie mogła z rówieśnikami spotykać przez nadmiar obowiązków (jako dziecko!!!), padał na twarz z przemęczenia i też byś miał przez to potem problemy w kontaktach z ludźmi to byś co innego mówiła, ale no fakt, że to trzeba się wczuć w sytuację danej osoby.
Pamiętam jak w liceum podchodziłam się bawić z psem, rozmawiałam z nim, rzucałam piłkę to słyszałam "O! Coś Ci za wesoło! Za mało nad książkami siedziałaś. Marsz do nauki". A jak przychodziłam ubita i smutna to wtedy ojojała, że taka ja biedna.
W pewnym momencie przez problemy przestałam jeść. Zaczęły mi kości wychodzić (początek anoreksji). Co zrobili rodzice? Zabrali mnie do psychologa? Nie. Wrzeszczeli na mnie, że mam się wziąć w garść, co przynosiło odwrotny efekt. Jeśli Loka uważa, że ignorowanie zaburzeń odżywiania jest okej to nie mamy o czym rozmawiać