Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 195 z 273 ]

131

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
marta929292 napisał/a:

Przeczucie mi mówi, żeby nic więcej nie robić, bo już i tak się trochę wyrwałam z tym smsem po 1.5 roku i to było dosyć szalone, zwłaszcza dla takiego tchórza jak ja big_smile

Właśnie dlatego, że to było po półtora roku absolutnie nie masz powodu, by się z tym gryźć, bo bez względu na to, co było w treści wiadomości, jest to wystarczająco długi okres czasu, aby nie miał podstaw, by uznać Cię za zdesperowaną czy nachalną.
I ja też będę się upierać, co zresztą już wcześniej napisałam, że to nie był żaden kosz. Zresztą skąd pewność, że sms-a w ogóle odczytał? Może ma dwa telefony, może zmienił numer, może przypadkiem go skasował? Takie rzeczy się zdarzają.
Swoją drogą skąd masz jego numer (przepraszam, jeśli już to pisałaś, widocznie przeoczyłam), bo rozumiem, że nie od niego, jeśli musiałaś się podpisać, żeby w ogóle mieć szansę bycia rozpoznaną?

Zobacz podobne tematy :

132

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Na lokalnym portalu informacyjnym pojawił się pewien artykuł - rozpoznałam go na zdjęciu głównym, a w środku padło też między innymi jego nazwisko. On wykonuje specyficzny zawód - jego numer służbowy MUSI być dostępny w sieci i MUSI BYĆ AKTUALNY smile

A skoro go widziałam w ten dzień w pracy, to musiał mieć ten telefon przy sobie i musiał tę wiadomość otworzyć, na 100%, bo tego wymaga jego profesja. Musi mieć ten telefon przy tyłku i na bieżąco go sprawdzać tongue Nie chcę już zdradzać nic więcej w temacie jego zawodu tongue

On dobrze wie kto napisał, mówię Wam. Nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego i nie chcę się bawić w jakieś złudzenia i bezsensowne nadzieje, bo już wystarczająco długo robiłam sobie kuku. Czas na akceptację faktów i tyle big_smile Nie było nam pisane poznać się bliżej smile

133

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Jejku Marta, jak tak czytam Twoje wypowiedzi to mam wrażenie, że jesteśmy takie same.
Ja Cię rozumiem doskonale. Tak samo analiza ruchów, słów chłopaka. Dla kogoś, kto był w związku taka analiza może być dziecinna, ale jeśli ktoś ma już swoje lata, a nie był nigdy w poważniejszym związku to w sumie to jest całkiem normalne. Więc nie przejmuj się tymi docinkami. Ja jestem trochę młodsza, mam 23 lata, nigdy nie byłam w stałym związku, jak rok temu się zakochałam to analizowałam dosłownie każdy jego ruch, wypatrywałam znaków. To chyba normalne przy pierwszej miłości. A to, że ktoś ma więcej szczęścia, że pierwszą miłość przeżyje w gimnazjum/liceum i ma już jakieś doświadczenie w tym temacie to nie znaczy, że każdemu przychodzi z automatu. To tak jak jazda samochodem- nie nauczysz się w pewnym wieku to nie przyjdzie z czasem. Czy masz 18 lat czy 40 uczysz się od początku. Mam sąsiadkę w bloku. Dziewczyna 25/26 lat, bardzo by chciała mieć chłopaka, którego nigdy nie miała. I też analizuje zachowanie swojego obiektu westchnień. Tak więc to chyba normalne przed wejściem w pierwszy, poważny związek.
A porównanie wyrywania zębów do dostania kosza jest idealne, tylko znowu ktoś, kto ma powodzenie w tej sferze tego nie zrozumie. Ja mam 23 lata. Wiele razy mi z facetami nie wychodziło, mimo że się starałam. Rok temu się zakochałam, dostałam kosza to nie mogłam się pozbierać przez prawie rok (chociaż minął już ponad rok i nadal to się na mnie negatywnie odbija). W dodatku zawalałam po drodze wszystko co się dało: uczelnia, praca, obowiązku. Chodziłam cały czas smutna i nie wiedziałam nawet, co się wokół mnie dzieje. Nawet  musiałam przez to urlop dziekański wziąć. Jednak ktoś w tym samym wieku, kto był już w jakiś związkach, wie jakie to uczucie mógłby tą samą sytuację przejść to mógłby się popukać w czoło i pomyśleć "jak przez głupiego kosza można zawalić tyle rzeczy?".
Jeden kosz nie powinien spowodować załamania (chociaż może), ale jak ktoś ma tyle lat, wiele razy próbował, a nie wychodziło, a chciałby się zakochać to jest to logiczne. To tak, jakby komuś nie szło cały czas w pracy- wtedy rodzi się frustracja. I tak samo jest w sferze miłosnej. Najgorsze jest to, że na naszą pracę chociaż trochę mamy wpływ, na to, czy spotkamy miłość (i czy zostanie odwzajemniona) już nie.
I ja też się boję, że jak spotkam w przyszłości faceta, który mi się spodoba i odwzajemni uczucia to będę się czuła, jakbym złapała Pana Boga za nogi, jakbym wreszcie spełniła jedno ze swoich marzeń i wszystko będę dostosowywać do niego... Już rok temu jak się zakochałam w chłopaku, który mieszka w naszym mieście studenckim, nie zamierza się z niego ruszać. Ja zawsze chciałam mieszkać nad morzem, ale patrząc na niego zaczęłam sobie wmawiać, że przecież to miasto wcale nie jest aż takie złe (mimo że wcześniej go nie lubiłam). I tak też w wielu innych kwestiach. A to przecież najlepsza droga do zatracenia własnych pragnień i tożsamości. Jednak to chyba jest normą dla ludzi pierwszy raz szczęśliwie zakochanych. Wielu moich znajomych przechodziło to samo. Z tym, że w wieku lat kilkunastu.
Echh, ale się rozpisałam. Jednak piszę Ci to Marta, ponieważ wiem, jak się czujesz, ta frustracja, niepewność, smutek i nikt, kto nie był w takiej sytuacji nie zrozumie tego. Dlatego nie bierz tego tak do siebie. Po prostu ciężko zrozumieć kogoś, kto nie był w podobnej sytuacji co nasza.
Tak samo powiedzenie "Jeśli chcesz pokochać kogoś, musisz najpierw pokochać siebie"- a co jeśli ja kocham siebie, ale przez liczne niepowodzenia miłosne jestem niepewna siebie, swojej urody, umiejętności? To już chyba jest problem

Co do smsa to faktycznie może spróbuj jeszcze raz napisać? Bo mogło być też tak, że zapomniał odpisać po prostu. Tylko tym razem się podpisz. Jak znowu nie odpisze to będziesz miała sprawę jasną

A co do mowy ciała to jest w tym dużo prawdy, ale niestety czasem można pomylić to, czy ktoś nas lubi jako znajomego czy widzi w nas materiał na partnera. A łatwo to pomylić, bo uśmiechamy się też do ludzi, których po prostu lubimy

134

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

RIN, Ty ponoć  przyszła dentystka jesteś, jak pacjenta z paradontoza  przyjdzie to będziesz po głowie głaskać,  czy leczyć? Bez  przyczyny  te zeby nie wypadają:)

135

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Rin Trine:

Widzę, że faktycznie rozumiesz mnie doskonale, wręcz jakbyś siedziała w mojej głowie... Pamiętam, że gdy byłam w Twoim wieku, to mniej więcej wtedy POWOLI zaczęły mi się włączać te wszystkie strachy pt. "coś mi wyjątkowo nie idzie z facetami, jestem strasznie do tyłu w stosunku do moich rówieśniczek".

I to prawda - im człowiek starszy, tym bardziej te negatywne myśli zaczynają się kumulować i eskalować, włącza się panika, że nic się nie zmienia, że żadna "taktyka" nie pomaga. Przez taktykę nie mam na myśli udawania kogoś zupełnie innego niż się jest (bo to bez sensu), ale chodzi mi o drobne zmiany w postępowaniu - u mnie było to np. Więcej otwartości i przełamywanie się do okazywania większej inicjatywy, żeby złamać ten lęk przed odrzuceniem.

Twoje porównanie z autem jest również trafione w sedno i uderzyło w jeden z moich czułych punktów - przeraża mnie fakt, że w wieku 28 lat nie mam tego doświadczenia i "nic nie umiem" jeśli chodzi o relacje (niestety mam tu również na myśli seks, a te braki chyba przerażają mnie najbardziej)... A zdaję sobie sprawę, że to w związkach człowiek uczy się również samego siebie i uświadamia sobie w praktyce jakiego partnera szuka (i jakich jego cech nigdy nie zaakceptuje). Uczy się też asertywności, rozwiązywania konfliktów, itp. Poza tym raczej mało prawdopodobne, że od razu spotkam na swej drodze miłość życia i to będzie już ten jedyny. Po drodze pewnie będą też jakieś porażki i rozpadające się związki i boję się, że do 40 nie znajdę nikogo na stałe i tak będę się bujać wiecznie. A z wiekiem zmniejsza się drastycznie liczba wolnych osób, więc będzie jeszcze ciężej... Po prostu czuję, że jestem w błędnym kole i nie mam żadnego wpływu na to co mnie spotyka. Mam wrażenie, że choćbym sobie żyły wypruwała, to los i tak mnie pacnie ze śmiechem w nos.

I widzę, że też masz tendencję do zawalania spraw, gdy zostajesz odrzucona. I też długo rozdrapujesz rany, niestety mam to samo... Zazdroszczę osobom, które szybko potrafią się otrząsnąć i dojść do siebie, bo mnie byle głupie zauroczenie potrafi wytracić z równowagi na mega długo i ciągle wracam, rozgrzebuję - ten mechanizm włącza się u mnie automatycznie. Szukam błędów w sobie i w swoim postępowaniu, i tak bez końca.

I kolejna podobna kwestia - też zauważyłam u siebie to schodzenie coraz niżej z wymagań, jakbym już się w duchu poddała i nie wierzyła w to, że mogę spotkać osobę bardziej dla mnie odpowiednią i która by mnie jednocześnie chciała. Choćby w przypadku tego faceta z postu - zawsze sobie powtarzałam, że chcę szczupłego (a nawet bardzo szczupłego) faceta i tacy mi się zawsze podobali. Sama też jestem bardzo drobna. To było jedno z moich kluczowych wymagań jeśli chodzi o fizyczność, no i teraz kurtyna - ów mężczyzna ma już nadwagę na bank smile I wygląda, jakby był z 10 lat starszy ode mnie (a jest starszy o 5). On tak na pierwszy rzut oka był totalnym przeciwieństwem mojego typu i nie myślałam o nim w taki sposób nawet (podczas tej pierwszej rozmowy), bo myślałam, że będzie dużo starszy i pewnie już żonaty. Do tego spory brzuszek już. Dopiero jak zaczął tak krążyć wokół mnie po tej rozmowie i rzucać tymi uśmiechami, to tak do mnie dotarło, że on chyba jednak jest wolny i robi do mnie jakieś podchody, bo tak to wyglądało. Gdzieś po roku dowiedziałam się ile ma lat i że jest kawalerem. I teraz uwaga: paradoksalnie przez to wszystko to odrzucenie zabolało mnie jeszcze bardziej. Bo kilka osób (którym go pokazałam) stwierdziło, że pod względem atrakcyjności fizycznej jest dużo poniżej mnie, że głupio byśmy razem wyglądali i co ja w nim widzę w ogóle. Wkurzało mnie to, bo przecież wygląd nie jest najważniejszy, a tak gdzieś mnie "ustrzelił" tymi oczami, spojrzeniem i takim bijącym od niego ciepłem i opanowaniem, że zauroczyłam się nim po czasie i przestałam widzieć te mankamenty typu brzuch. Ale gdy mnie olał, to od razu chochliki w głowie się odezwały, że mimo tego rozrzutu atrakcyjności wciąż nie byłam wystarczająco dobra, żeby chociaż umówić się na tę kawę. Zabolało mnie to dużo bardziej niż gdyby tego kosza dał mi ktoś bardzo atrakcyjny, bo wtedy człowiek bardziej liczy się z tym ryzykiem, że taki ktoś na bank ma duże powodzenie, łatwiej to przełknąć. Może brzydko to brzmi, zdaję sobie z tego sprawę, ale mówię szczerze jak to odczułam - że chyba muszę obniżyć poprzeczkę jeszcze niżej i niżej, bo wciąż to ja nie jestem wystarczająca.

Z tym pokochaniem siebie również trafiłaś w sedno. Też często o tym słyszałam, że pewnie nie lubię siebie, bla bla. A wcale tak nie było. Latami nie szukałam na siłę faceta ani aprobaty, byłam pewna, że przyjdzie wszystko z czasem, postępowałam w zgodzie ze sobą. Ale z biegiem lat widząc, że jednak nic się nie zmienia i pojawiają się te odrzucenia, to chcąc nie chcąc zaczęłam się zastanawiać co robię źle i co powinnam w sobie zmienić. Bo przecież nie chodzi o to, by popadać w ślepy samozachwyt i zrzucać winę za własne niepowodzenia na innych. Miłość do siebie to też świadomość swoich wad, no i to też chęć rozwoju i pracy nad sobą, na różnych obszarach. Ogólnie bardzo interesuję się prawem przyciągania, rozwojem osobistym, psychologią, itd. Dużo czytam, szukam informacji o ludzkich mechanizmach postępowania, o wewnętrznym dziecku, o powielaniu schematów po naszych rodzicach, itd. Warto zgłębiać siebie, szukać rozwiązań i naprawiać to, co zepsute. Człowiek całe życie powinien się uczyć i pracować nad sobą, swoim zdrowiem psychicznym, emocjonalnością. Staram się to robić cały czas, ale czasem przychodzą takie dni, że naprawdę jest mi strasznie ciężko i nie widzę światełka w tunelu. Najgorsze jest to poczucie bezradności i bezsilności - że staram się, szukam rozwiązań, otwieram się na inne myślenie i nowe podejście, a i tak nie wychodzi....

136

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Ela- tak, mam taką nadzieję, że nią będę smile
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Tylko Marta o tym pisała- chciała wiedzieć, co robi źle. Ja też bym chciała, ale nasz problem jest taki, że nie znając kogoś osobiście ciężko określić, co robimy źle, a z drugiej strony ktoś kto nas zna może być nie do końca obiektywny lub szczery. To ciężki orzech do zgryzienia

Marta-
"Pamiętam, że gdy byłam w Twoim wieku, to mniej więcej wtedy POWOLI zaczęły mi się włączać te wszystkie strachy pt."- to jest chyba akurat normalne, bo jeśli mamy lat naście i czytamy, że "Gdzieś na każdego czeka miłość" to możemy w to wierzyć, ale jak mamy ponad 20 i nie mieliśmy nawet jednego krótkiego związku to chcąc lub nie zaczynamy się zastanawiać, co jest z nami nie tak. Bo nie oszukujmy się- większość osób w tym wieku jakiekolwiek miłości ma.
Ja wiem, że jestem młoda. Ty też. Wiele osób  pisze, że jeszcze czas na znalezienie męża. Tylko ja nie chcę od razu szukać męża. Ostatnio mnie naszły myśli, że jest duże prawdopodobieństwo, że nie mam szansy na fajnego faceta, bo niestety obracam się w gronie głównie kobiet, więc nie mam nawet gdzie kogoś poznać. Po studiach sporo osób już będzie pozaręczanych i zajętych

"Przez taktykę nie mam na myśli udawania kogoś zupełnie innego niż się jest (bo to bez sensu), ale chodzi mi o drobne zmiany w postępowaniu - u mnie było to np. Więcej otwartości i przełamywanie się do okazywania większej inicjatywy, żeby złamać ten lęk przed odrzuceniem."- bardzo się cieszę, że udało Ci się tak przełamać big_smile Okazywanie zainteresowania chłopakowi zwiększa szanse na fajną relację big_smile

"przeraża mnie fakt, że w wieku 28 lat nie mam tego doświadczenia i "nic nie umiem" jeśli chodzi o relacje (niestety mam tu również na myśli seks, a te braki chyba przerażają mnie najbardziej)... "- mnie też to bardzo przeraża sad Poza tym seks to też przyjemność a nawet zdrowie i to udowodnione naukowo, że długi celibat nie jest dobry. A brak doświadczenia też jest frustrujący

"A zdaję sobie sprawę, że to w związkach człowiek uczy się również samego siebie i uświadamia sobie w praktyce jakiego partnera szuka (i jakich jego cech nigdy nie zaakceptuje). "- dokładnie! Spotykając się z różnymi ludźmi człowiek mniej więcej wie, co w ludziach lubi, a czego nie. Tak samo jest ze znajomymi

"boję się, że do 40 nie znajdę nikogo na stałe i tak będę się bujać wiecznie. A z wiekiem zmniejsza się drastycznie liczba wolnych osób, więc będzie jeszcze ciężej... Po prostu czuję, że jestem w błędnym kole i nie mam żadnego wpływu na to co mnie spotyka. Mam wrażenie, że choćbym sobie żyły wypruwała, to los i tak mnie pacnie ze śmiechem w nos."- wiem, że to brzmi oklepanie, ale ja trzymam mocno kciuki, żeby Ci się udało :*

"I widzę, że też masz tendencję do zawalania spraw, gdy zostajesz odrzucona."- no jak mi ktoś tylko wpadnie w oko i się zauroczę to nie jest źle, zapominam o tym, ale jak się zakocham, to bardzo długo potrafię nie dojść do siebie. Czuję pustkę i bezsens

"Zazdroszczę osobom, które szybko potrafią się otrząsnąć i dojść do siebie, bo mnie byle głupie zauroczenie potrafi wytracić z równowagi na mega długo i ciągle wracam, rozgrzebuję"- wydaje mi się, że to są osoby, które były w wielu związkach, więc jeden kosz w tą czy w tamtą nie robi im różnicy, bo te osoby mają jakieś doświadczenie i wiedzą, że związek to nie żadna abstrakcja. Dla nas związek to co nowego, innego, ja odczuwam, że też nieosiągalnego i właśnie abstrakcyjnego. Przeżyłam wiele zawodów miłosnych i nikt mi nie powie, że to wzmacnia psychicznie człowieka. Gdybym choć raz miała chłopaka to też bym miała inny punkt widzenia. Kiedyś też przeczytałam, że jak nie zaczniesz współżyć w odpowiednim dla SIEBIE momencie, to potem będzie trudno. Byłam pewna, że to bujda, ale ja sama byłam gotowa na seks już w wieku 17 lat, może 18, więc czekam bardzo długo, nic się nie zmienia i nie wygląda i czuję z roku na rok coraz większą blokadę. Raz mnie chciał zaliczyć kolega, ale chciałam, żeby ten pierwszy raz był z osobą, na której mi zależy (nawet jakbyśmy się mieli po pewnym czasie rozstać), a nie na jeden numerek, więc odmówiłam. Teraz żałuję, bo miałabym to już za sobą i może nie miałabym tej blokady, a chłopak był w miarę w moim typie

"I kolejna podobna kwestia - też zauważyłam u siebie to schodzenie coraz niżej z wymagań, jakbym już się w duchu poddała i nie wierzyła w to, że mogę spotkać osobę bardziej dla mnie odpowiednią i która by mnie jednocześnie chciała"- ja mam to samo. Ja zawsze o siebie dbałam (jeśli chodzi o wygląd), byłam wysportowana, dobrze się uczyłam i byłam ambitna i chciałam takiego samego faceta. Teraz w sumie chcę, żeby choć trochę mi się z wyglądu podobał, ale jako że obracam się w środowisku prawie samych kobiet to nie mam nawet jak poznać jakiegokolwiek faceta, nie mówiąc o tych ciekawszych

Co do wyglądu to dobrze, że podoba Ci się określony typ faceta, bo to znaczy, że przynajmniej choć trochę masz sprecyzowany typ smile
Ja tak samo. Przynajmniej wiadomo, czym się mniej więcej kierować przy wyborze, ale nigdy nie wiadomo, w kim się akurat zakochamy. Miałam dokładnie tak samo

"Bo kilka osób (którym go pokazałam) stwierdziło, że pod względem atrakcyjności fizycznej jest dużo poniżej mnie, że głupio byśmy razem wyglądali i co ja w nim widzę w ogóle. Wkurzało mnie to, bo przecież wygląd nie jest najważniejszy, a tak gdzieś mnie "ustrzelił" tymi oczami, spojrzeniem i takim bijącym od niego ciepłem i opanowaniem, że zauroczyłam się nim po czasie i przestałam widzieć te mankamenty typu brzuch. Ale gdy mnie olał, to od razu chochliki w głowie się odezwały, że mimo tego rozrzutu atrakcyjności wciąż nie byłam wystarczająco dobra, żeby chociaż umówić się na tę kawę."- jakbym czytała o sobie sprzed roku. Mi się podobają wysocy, wysportowani faceci, najlepiej bruneci. Rok temu zakochałam się w chłopaku z mojego roku. Widywaliśmy się kilka razy w tygodniu na wykładach. Często się dosiadał i zagadywał. Wyglądał jak totalne przeciwieństwo mojego ideału: niski, szczuplutki- bez mięśni, w dodatku włosy miał w kolorze rudawym (czyli takim, który mi się nigdy nie podobał). Był też niezbyt pewny siebie, dziewczyny nigdy nie miał. Też go na początku w ogóle nie brałam pod uwagę, ale pomógł mi wiele razy, był inteligentny, co mi zaimponowało. Wykonałam wiele kroków: zagadywałam na żywo, na fb (oczywiście nie chciałam być nachalna) , na moich urodzinach zrobiłam obiad dla znajomych (on pochwalił moją kuchnię), dałam mu do zrozumienia, że może znaleźć we mnie wsparcie w razie potrzeby. Zaprosiłam raz na kawę (nie zgodził się). Dał mi do zrozumienia, że nie mam na co liczyć. Bardzo to przebolałam. Też nie był to przystojny chłopak, tylko ktoś bardzo, bardzo przeciętny. Także Twoja historia mi jak byk przypomina moją sprzed roku. Bardzo mi przykro, wiem, jak się teraz czujesz sad
Tego wewnętrznego bólu nie da się nawet opisać i ciężko ot tak zapomnieć

"że chyba muszę obniżyć poprzeczkę jeszcze niżej i niżej, bo wciąż to ja nie jestem wystarczająca."- wiesz, nie ma co się wiązać z kimś, kto Cię w żaden sposób nie pociąga. To znaczy mogę się mylić, ale ja bym nie potrafiła się z taką osobą np. całować, bo by mnie to brzydziło. Jesteś ładna, mądra i masz prawo mieć wymagania smile

"Z tym pokochaniem siebie również trafiłaś w sedno. Też często o tym słyszałam, że pewnie nie lubię siebie, bla bla. "- a powiem Ci, że mnie to już bawi. To takie głupie gadanie. Przecież można kochać siebie, można lubić oglądać samemu film czy czytać książkę, ale jednak smutne to jest, gdy nie mamy prócz tego innego życia. Mnie już kiedyś ktoś wmawiał, że jak chcę mieć faceta, to na pewno nie lubię siebie, bo [wstaw wcześniejszy cytat], a to nie prawda. Kocham siebie, uwielbiam spędzać czas sama, ale ja to robię to zawsze. Z resztą żaden psycholog tego cytatu nie przytoczy. W artykule pewnej psycholożki czytałam "że nawet największy introwertyk od czasu do czasu potrzebuje drugiego człowieka" i jest to jak najbardziej naturalne i normalne

"Miłość do siebie to też świadomość swoich wad, no i to też chęć rozwoju i pracy nad sobą, na różnych obszarach"- nic dodać, nic ująć

"Dużo czytam, szukam informacji o ludzkich mechanizmach postępowania, o wewnętrznym dziecku, o powielaniu schematów po naszych rodzicach, itd"- to są bardzo ciekawe tematy big_smile Super, że dbasz o samorozwój big_smile

"Staram się to robić cały czas, ale czasem przychodzą takie dni, że naprawdę jest mi strasznie ciężko i nie widzę światełka w tunelu. Najgorsze jest to poczucie bezradności i bezsilności - że staram się, szukam rozwiązań, otwieram się na inne myślenie i nowe podejście, a i tak nie wychodzi...."- mam to samo sad Czasem wmawiam sobie, że jest okej i jest mi dobrze, ale czasem chce mi się płakać. Mogę nawet być sama, ale chciałabym mieć jakiekolwiek doświadczenie, żeby wiedzieć, jak to jest być z kimś, kto odwzajemnia nasze uczucia. I tak jak pisałam- pracę można zmienić jak się nie podoba, ale status związku już nie, bo to nie jest zależne od nas, tylko od szczęścia

137

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

dobrze zrobiłaś pisząc smsa, i to powinien być wystarczający impuls dla faceta jeśli chciałby czegoś więcej, jasne zielone światło. Tylko że powodów dla których nie odpisał może być milion i nie warto tego przesadnie analizować. Machanie z auta mogło być zupełnie niezobowiązujące, miły gest, dlaczego ma się nie uśmiechać widząc piękną dziewczynę. Więc powinnaś być zadowolona że dałaś szanse tej znajmości, i taki krok ze strony kobiety jest jak najbardziej na miejscu, powstają z tego udane związki. Nie zgadzam się też że faceci poszukują wariatek zamiast miłej dziewczyny, to chyba już częściej słychać że kobiety potrzebują ciągłych wrażeń

138

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Jeśli ktoś naprawdę poważnie zaczyna przyrównywać przydatność w życiu zębów a posiadania partnera, to ja już wymiękam..No nic, jakoś bez kobiety da się żyć a bez zębów już nie bardzo..

Autorko, zależy czy mówimy o TYM konkretnym przypadku czy o całości. Na temat tego faceta i wątpliwej jakości relacji z nim dostałaś tutaj już sporo rad od wielu osób. Cały problem polega na tym jak Ty bardzo się przejmujesz każdym niepowodzeniem, jak bardzo to przeżywasz, jeśli żaden nie chce z Tobą nawiązać bliższej relacji. Siedzi w Tobie to ciśnienie, to parcie na posiadanie faceta( niekoniecznie byle jakiego), ale Twoją nadrzędną "misją"  i celem jest bycie z kimś. Powiesz po czym to widać? Po tym właśnie co tutaj piszesz, po tej frustracji, jaka z Ciebie bije. W którymś z sąsiednich wątków padło słuszne pytanie, co się z ludźmi dzisiaj dzieje, że nie potrafią sami czuć się dobrze ze sobą. Oczywiście nie w znaczeniu, jakby chcieli zostać do końca życia sami, ale raczej w tym, że swoje ego i samoocenę budują prawie wyłącznie o opinie i zdanie innych. Przebija przez Ciebie taka paląca potrzeba posiadania faceta, prawie na teraz i na już, jakby każda chwila samotnie spędzona w Twoim życiu była stracona. Wiele jest tutaj osób, które są lub były w związkach, ale ich podejście, oparte przede wszystkim o dystans do siebie i ten swojski LUZ w poznawaniu osób płci przeciwnej sprawia, że jakoś mniej znoszą zarówno bycie samemu, jak i same odrzucenie.
Próbuje jakoś sobie wyobrazić, że niepowodzenie u kobiet miałoby mnie wpędzać we frustrację, żal czy depresję, ale jakoś wydaje mi się to, póki co, równie realne, jak lot na księżyc własnych siłach.

139

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Bagiennik no cóż, nie rozumiesz ani mnie, ani Rin Trine. Żadna z nas nie napisała, że nie lubi siebie i że nie potrafi sobie zorganizować czasu w samotności. Wręcz przeciwnie, chyba jesteśmy już w tym mistrzami, skoro całe życie w singielstwie smile Strasznie mnie wkurzają takie zarzuty. Jak ktoś jest całe życie samotny i chce mieć w końcu partnera, to od razu dostaje przytyki, że widocznie nie lubi siebie i jest typem bluszcza, który musi się kogoś uwiesić. No co za bzdury.

Rozumiem, że Ty masz gdzieś czy jesteś w związku czy nie i wszystko w porządku, ja to rozumiem. Widocznie masz inne priorytety i inna dziedzina życia jest dla Ciebie ważniejsza. Każdy człowiek ma prawo czegoś bardzo pragnąć - dla jednej osoby będzie to szczęśliwy związek, dla innej kariera i rozwój zawodowy, dla jeszcze innej podróżowanie po świecie, dobra materialne, szeroko pojęty status, sława, czy choćby wolontariat na misji w Afryce. Nie muszę sama o czymś marzyć aby zrozumieć, że dla innej osoby to coś może być całym światem i jeśli w tej dziedzinie życia bardzo nie będzie mu się wiodło, to może być okropnie nieszczęśliwy i sfrustrowany i w niczym innym co ma, nie dostrzegać szczęścia. To się nazywa empatia.

I nie porównuj mnie do osób, które już były w związkach i są same dwa-trzy lata, ale MAJĄ TEN LUZ (którego mi brakuje). No mają luz, bo właśnie już były w związkach i wiedzą, że w końcu będą w kolejnym, bo widocznie nie trafili na odpowiednią osobę lub wymagania im sie zwyczajnie zmieniły. Gdyby były samotne CAŁE ŻYCIE i do tego głównie to one by były ODRZUCANE, to zapewne już by tego luzu w sobie nie miały i też by się zastanawiały co zrobić, żeby zwiększyć swoje szanse na tym polu, bo lata lecą i człowiek zostaje w tyle, a i kandydaci coraz bardziej przebrani.

140

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
marta929292 napisał/a:

Bagiennik no cóż, nie rozumiesz ani mnie, ani Rin Trine. Żadna z nas nie napisała, że nie lubi siebie i że nie potrafi sobie zorganizować czasu w samotności. Wręcz przeciwnie, chyba jesteśmy już w tym mistrzami, skoro całe życie w singielstwie smile Strasznie mnie wkurzają takie zarzuty. Jak ktoś jest całe życie samotny i chce mieć w końcu partnera, to od razu dostaje przytyki, że widocznie nie lubi siebie i jest typem bluszcza, który musi się kogoś uwiesić. No co za bzdury.

Wydaje mi się, że co innego mieliśmy tu na myśli. Tu nie chodzi o zależność, że jeśli ktoś nie lubi siebie to jest na pewno typem bluszcza, który musi kogoś uwieść. Chodzi mi bardziej o pewną energię, jaka od danej osoby bije, która sprawia, że inne osoby chcą po prostu z nią przebywać i wchodzić w bliższe relacje.
Skoro piszesz, że jesteś atrakcyjna, a po postach (szczególnie kilku ostatnich) widać, że też całkiem inteligentna i poukładana, to w takim razie jaki jest powód braku zainteresowania ze strony płci przeciwnej? Bo jakiś być musi.
Nieśmiałość? Przewrażliwienie? Brak umiejętności budowania relacji czy ogólnie zainteresowania swoją osobą?
Po pierwszych postach można było wnioskować, że może być to pewna niedojrzałość emocjonalna, przewrażliwienie czy wręcz desperacja ale ostatnie Twoje posty są dość wyważone i wyłania się z nich zupełnie inny obraz.

141 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-04 14:11:37)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Widzisz, ja to widzę inaczej..Dla mnie podejście do konkretnej sprawy (w tym wypadku związku) zależy raczej od charakteru człowieka. To raczej determinuje, czy po dość krótkim czasie dana osoba zaczyna wpadać w taką nakręcającą się spiralę zwątpienia, rozżalenia i pielęgnowania w sobie tej goryczy i rozczarowania. Na dodatek nie biorą sobie zupełnie pod uwagę cennych rad innych użytkowników, szczególnie chyba tych  którzy byli w związkach, ale jednak przez długi czas byli sami a potem szczęście się do nich uśmiechnęło. Jeśli z każdego posta użytkownika bije przede wszystkim narzekanie, to akurat inni mogą słusznie przypuszczać, że wbrew zapewnieniom nie widzisz, bądź nie chcesz dostrzec czegoś, co uniemożliwia Ci trafienie na odpowiedniego kandydata. Ponadto, może nieświadomie,wybierasz lub trafiasz na takich typów lub sama przesiewasz, jak przez sito zdecydowaną większość kandydatów, gdy tylko jakaś drobinka Ci nie pasuje. Nie życzę Ci absolutnie źle, ale jeśli do większości znajomości podchodzisz tak, jak do tej opisywanej, to się nie dziwię zaistniałej sytuacji. Może trzeba poszukać przyczyn w sobie?
Tego typu zafiksowanie( ponownie świadomie używam tego słowa) sugeruje wyraźnie innym rozmówcom, że jednak nie czujesz się dobrze w swoim życiu a przebywanie samej to najgorsza tortura, jakiej może człowiek doświadczyć.

142

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Już pisalam, że nic w tym złego, mieć  za priorytet związek rodzinę,  dzieci .zwłaszcza jak jest się młodą  dziewczyną.
Tylko co naprawdę  w tym kierunku robisz?
Zawieszasz się na jakimś  dziwnym układzie przez półtora roku.  Kiedy to mogłaś  poznać  kogoś innego z wejść  w nowe towarzystwo, czy nawet już tego gościa zaprosić  do kina czy jak. I każdy ma jakieś  niepowodzenia miłosne, każdy. Daje się człowiekowi prawo do pogłębiania  znajomości, rezygnacji z niej z powodu który Ty uważasz za średnio mądry itd.
Po prostu działaj, a nie narzekaj. Jak ta miejscowość  jest za mała, to pewnie jest tam blisko jakieś  większe miasto,  może warto tam szukać.? A może tam znaleźć  pracę,  jakieś zajęcia.
A tak to wygląda  jakby była jakaś pustynia, i czasem 2 kolesi się pojawiało..

143

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Tak, być może jest to kwestia tej mitycznej energii, którą dany człowiek emanuje. Ale tego niestety obiektywnie sama nie jestem w stanie ocenić, bo nie wiem jakie sprawiam pierwsze wrażenie i jak odbierają mnie np. osoby, które mijam na ulicy. Sama to mogę co najwyżej opisać jak wyglądam, jak się ubieram i jaki mam styl bycia. 168/9 cm wzrostu, bardzo szczupła, mam długie, proste, brązowe włosy, zwykle noszę je rozpuszczone. Lubię sukienki, spódnice, takie kobiece i nieco eleganckie ubrania, nie przepadam za sportowym stylem, źle się czuję w t-shirtach czy adidasach. Jeśli chodzi o komplementy jakie najczęściej słyszałam od ludzi (niezależnie od płci), to były to głównie: inteligencja/błyskotliwość, wygadanie i duże poczucie humoru. Co do dwóch ostatnich to prawda - lubię żartować, droczyć się, poprzegadywać, ripostować, no i raczej zawsze znajdę temat do rozmowy. Podobnego partnera szukam, bo nieswojo się czuję przy osobach bardzo milczących i skrytych. Nie jestem jednak imprezową osobą - dyskoteki i kluby nie są dla mnie, podobnie bary. Bardzo lubię czytać książki czy ciekawe artykuły, lubię zgłębiać wiedzę na różne tematy i mnie to pochłania. Tematyka różna: szeroko pojęty rozwój osobisty, psychologia, prawo przyciągania, kryminalistyka, profilowanie, mowa ciała i komunikacja niewerbalna... Tak w dużym skrócie tongue Poza domem to głównie spaceruję po mieście/parku, mieszkam w bardzo małym miasteczku i możliwości tu są mocno ograniczone.

Nie napisałam, że jestem atrakcyjna - nie odważyłabym się tego zrobić, bo na atrakcyjność wpływa bardzo wiele różnych czynników. Napisałam tylko pod kątem tego konkretnego faceta, że ponoć pod względem czysto fizycznym był dużo mniej atrakcyjny ode mnie, a przynajmniej tak twierdziło kilka osób.

Powody braku zainteresowania? Szczerze mówiąc wydaje mi się, że wszystkie te, które wymieniłaś - w mniejszym bądź większym stopniu. Bo to jest tak, że wszystko się ze sobą po części łączy i różne wydarzenia w życiu (w tym z dzieciństwa) nas kształtują i wyrabiają pewne cechy charakteru, które rzutują na nas w dorosłym życiu i się kumulują. Np czułam się zawsze odrzucona przez rodziców, którzy byli chłodni emocjonalnie, bardzo wymagający i krytykujący. Nie zaznałam w domu ciepła i do dziś mi go brakuje - jestem świadoma, że przez to też jestem go tak spragniona i tak bardzo brakuje mi bliskości, przytulenia, poczucia bycia ważną i kochaną. I stąd też zapewne dużo większa wrażliwość na odrzucenie. W szkole byłam typem kujona, bo rodzice mnie cisnęli, więc kontakty z rówieśnikami były słabe. Miałam pojedyncze przyjaciółki na przestrzeni lat, ale zwykle odstawałam od reszty i byłam "taka poważniejsza, bardziej sztywna i odpowiedzialna". Nie byłam wyluzowana i spontaniczna i nie popełniałam takich błędów jak moi rówieśnicy - jakbym była dużo starsza od nich i zawsze pamiętała o konsekwencjach. Także w relacjach koleżeńskich też takie odrzucenie i wyalienowanie zdarzało mi się dość często i tak zostało do dziś.

I ciągle czuję taki dysonans: z jednej strony lubię siebie taką jaką jestem, lubię swoje pasje, uważam że czytanie dużo mi dało i dzięki temu się w różny sposób rozwijam, ALE z drugiej strony widzę, że w relacjach mi to nie pomaga i większość uważa, że to... nudne i nieciekawe. Że większość woli poznawać takie dość mocno rozrywkowe osoby, które lubią wyskoczyć na dyskotekę, napić się tak konkretniej, itd. Większość nie potrafi zrozumieć, że dla mnie weekend z książkami i serialem, czy tam spacerem, może być czymś fajnym i ciekawym. Większość uważa, że to sposób spędzania czasu przez "typowego przegrywa" i przykleja łatkę nudziarza i flegmatyka. A nie uważam się za taką osobę.

Bagiennik:
Mam 28 lat i nikogo nie miałam, a Ty uważasz, że jestem sama "przez dość krótki okres czasu"? Większość ludzi w związki wchodzi w okolicach pełnoletności (a nawet wcześniej), więc to już co najmniej 10 lat "szukania" związku.

U mnie problem jest taki, że prawie w ogóle nie poznaję nowych osób i nie wiem jak to zmienić. Czasem ktoś mnie zagada/zaczepi (ale jednak najczęściej przez portale społecznościowe), niestety głównie są to faceci zupełnie przeciwni do tego, kogo szukam. Czyli: za starzy, zajęci, typowe cwaniaki i lovelasy, a czasami ta druga skrajność - faceci rodem z programu "chłopaki do wzięcia", którzy nie potrafią nawet sklecić poprawnie prostego zdania i są skrajnie prymitywni.

Cały czas szukam przyczyn w sobie, stąd ten temat. Cały czas piszę, że nie chcę się oszukiwać, że coś mi samo nagle z księżyca spadnie po tylu latach, że coś muszę robić źle, że nie mogę przyciągnąć do siebie kogoś odpowiedniego. Nie nazwałabym tego zafiksowaniem - po prostu szukam wskazówek i rozwiązań po latach niepowodzeń, póki jeszcze nie jest całkiem za późno.

Ela:
To nie jest tak, że zafiksowałam się na nim na zasadzie "to na pewno ten, ten jedyny! Więc nie ma sensu umawiać się z kimś innym, bo przecież on mi przeznaczony!" big_smile To by była czysta głupota. Po prostu od dawna nie pojawił się nikt, z kim byłaby się szansa umówić. Wielu facetów koło 30 jest już w związkach (często sfinalizowanych), ciężko trafić na kogoś wolnego, zwłaszcza nie mając za bardzo kontekstu do poznawania W SPOSÓB NEUTRALNY nowych osób.

I po drugie, jak już wspominałam - mam jakąś paskudną tendencję do przyciągania starszych, zajętych, lovelasów, albo takich mocno rozrywkowych. Tacy najczęściej mają odwagę zaczepiać w różnoraki sposób i się nie czają. A tacy spokojniejsi, bardziej stonowani i trochę mniej śmiali (w jakich ja celuję) chyba jednak się wstydzą lub nie wiedzą jak zagadać, bo im głupio... No nie wiem. Albo nie jestem w ich typie, albo myślą, że może zajęta... Ciężko gdybać.

144

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Ela słusznie zauważyła, że chodzi nie o cel, ale o sposób realizacji tego celu. Po pierwsze to notoryczne oglądanie się czy zwracanie uwagi na innych: " A bo te/ta ma już dziecko, jest po ślubie, itp." Wstępem do radzenia sobie w życiu i osiągnięcia celu, to przestać się oglądać na innych. Co mnie zatem obchodzi, że ludzie wchodzą w związki w takim czy innym wieku? Dlaczego ma mnie tak bardzo obchodzić życie innych ludzi?

Poza tym, myślę, że podstawowym faktem, dla którego powinnaś spojrzeć w głąb siebie, to właśnie ostatnia Twoja próba nawiązania relacji z tamtym facetem. Nie mówiąc już o tym, że pewnie przeciętna osoba odpuściłaby sobie te podchody już po pierwszych niepowodzeniach albo sama zadziałałaby zdecydowanie. Zdziwienie budzi Twoja dziwna chęć przedłużania tej zabawy, zamiast się z niej wycofać po niepowodzeniu i zacząć szukać dalej. Poza tym skoro mówisz, że przyciągasz samych dziwnych typów a ci tzw normalni są dla Ciebie niedostępni, bo SAMI NIE ZAGADUJĄ, to DLACZEGO nie próbujesz SAMA do nich się odezwać, jeśli CI się wydają atrakcyjni?

145

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
marta929292 napisał/a:

Powody braku zainteresowania? Szczerze mówiąc wydaje mi się, że wszystkie te, które wymieniłaś - w mniejszym bądź większym stopniu. Bo to jest tak, że wszystko się ze sobą po części łączy i różne wydarzenia w życiu (w tym z dzieciństwa) nas kształtują i wyrabiają pewne cechy charakteru, które rzutują na nas w dorosłym życiu i się kumulują. Np czułam się zawsze odrzucona przez rodziców, którzy byli chłodni emocjonalnie, bardzo wymagający i krytykujący. Nie zaznałam w domu ciepła i do dziś mi go brakuje - jestem świadoma, że przez to też jestem go tak spragniona i tak bardzo brakuje mi bliskości, przytulenia, poczucia bycia ważną i kochaną. I stąd też zapewne dużo większa wrażliwość na odrzucenie. W szkole byłam typem kujona, bo rodzice mnie cisnęli, więc kontakty z rówieśnikami były słabe. Miałam pojedyncze przyjaciółki na przestrzeni lat, ale zwykle odstawałam od reszty i byłam "taka poważniejsza, bardziej sztywna i odpowiedzialna". Nie byłam wyluzowana i spontaniczna i nie popełniałam takich błędów jak moi rówieśnicy - jakbym była dużo starsza od nich i zawsze pamiętała o konsekwencjach. Także w relacjach koleżeńskich też takie odrzucenie i wyalienowanie zdarzało mi się dość często i tak zostało do dziś.

Wydaje mi się, że w tym co wyżej opisałaś ukryty jest główny problem.
Taka a nie inna sytuacja rodzinna sprawiła, że nie rozwinęłaś się emocjonalnie (stąd wrażenie, szczególnie jak piszesz o relacjach damsko-męskich, że masz naście lat), nie miałaś wzorca i po prostu masz duży problem z bliskością i budowaniem relacji.
Ja śmiem postawić tezę, że to nie do końca ludzie Cię odtrącają, co sama nie pozwalasz im się zbliżyć. Może tego nie zauważasz, ale nawet w przypadku tego faceta nie byłaś konsekwentna - raz mówiłaś, że nie dałabyś telefonu a potem narzekałaś czemu nic nie robi. Od razu szufladkujesz ludzi, panicznie wręcz obsesyjnie boisz się co kto o Tobie pomyśli, że się możesz ośmieszyć itd. Jeden sms przeżywasz jakby nie wiadomo co to było. Coś mi się zdaje, że być może nawet nie do końca świadomie bojkotujesz nowe znajomości dopowiadając sobie to i tamto, jak w tym przypadku - już uznałaś, że dostałaś kosza bo na pewno Cię zignorował.
Ten strach przed odrzuceniem u Ciebie jest aż nadto widoczny. Mam wrażenie, że wolisz sama wycofać, czy wręcz przyśpieszyć w głowie ten moment by mieć go już za sobą.
Bezpiecznie czujesz się jedynie w świecie marzeń i fantazji, stąd to całe trwające miesiącami analizowanie jego gestów bez chęci zrobienia jakiegokolwiek kroku.
Podejrzewam, że gdyby się z Tobą umówił, zaraz znalazłabyś milion powodów by coś znaleźć by nie pozwolić mu do siebie zbliżyć, każdy jego gest czy słowo byłoby rozkładane na trylion aż doszukałabyś się czegoś, co znów pozwoliłoby Ci stwierdzić, że dostałaś kosza albo że facet jest taki i owaki i tylko chciał zabawić.

146

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
marta929292 napisał/a:

Bagiennik no cóż, nie rozumiesz ani mnie, ani Rin Trine. Żadna z nas nie napisała, że nie lubi siebie i że nie potrafi sobie zorganizować czasu w samotności. Wręcz przeciwnie, chyba jesteśmy już w tym mistrzami, skoro całe życie w singielstwie smile Strasznie mnie wkurzają takie zarzuty. Jak ktoś jest całe życie samotny i chce mieć w końcu partnera, to od razu dostaje przytyki, że widocznie nie lubi siebie i jest typem bluszcza, który musi się kogoś uwiesić. No co za bzdury.

Dokładnie. Jak można zarzucić komuś, kto jest sam całe życie, że nie potrafi żyć sam ze sobą? No cóż, to już chyba norma. Jak czytam różnego typu poradniki, to też często widzę "Musisz nauczyć się cieszyć z życia z samym sobą". Oczywiście nie piszą tego wieczne single, tylko ludzie, którzy albo z łatwością wchodzą w kolejne związki, albo osoby, które są w stałym, kilkuletnim związku. Rozwalił mnie poradnik pewnej youtuberki, która nagrała film pt "dlaczego warto być singlem". Co najlepsze ona była wtedy w związku od 7 lat, nazwała bycie singlem jako przystań, w której możemy znaleźć czas dla siebie. Ktoś nawet to mądrze skomentował: "Gorzej tylko, jeśli ta przystań trwa całe życie".
Mam koleżankę z klasy z liceum, która od początku liceum co chwilę ma nowego chłopaka. Odkąd skończyła 16 lat praktycznie tylko w pojedyncze miesiące była sama. Zerwała z jednym to zaraz miała następnego. I ona tak samo "No przecież trzeba się nauczyć żyć w pojedynkę, żeby być szczęśliwym w związku", a ona sama nie ma o tym bladego pojęcia.
To prawda, my z Martą jesteśmy już chyba mistrzyniami w tym temacie, bo gdybyśmy nie umiały żyć same ze sobą to by nas dawno na tym świecie nie było.
Z resztą już pisałam- wystarczy poczytać artykuły psychiatrów i psychologów- żaden specjalista nie twierdzi, że "najpierw trzeba się nauczyć żyć samemu", wręcz przeciwnie- wiele razy podkreślali, jak ważne są relacje z płcią przeciwną. Było przeprowadzonych nawet mnóstwo badań naukowych w tym temacie i wszystkie potwierdzają, że długotrwała samotność jest nawet NIEZDROWA zarówno dla psychiki jak i zdrowia fizycznego. Nie wiem więc skąd te bzdury w necie. A co jeśli ktoś kocha siebie a chce mieć kogoś? No właśnie. I to jest przypadek mój i Marty

marta929292 napisał/a:

Rozumiem, że Ty masz gdzieś czy jesteś w związku czy nie i wszystko w porządku, ja to rozumiem. Widocznie masz inne priorytety i inna dziedzina życia jest dla Ciebie ważniejsza. Każdy człowiek ma prawo czegoś bardzo pragnąć - dla jednej osoby będzie to szczęśliwy związek, dla innej kariera i rozwój zawodowy, dla jeszcze innej podróżowanie po świecie, dobra materialne, szeroko pojęty status, sława, czy choćby wolontariat na misji w Afryce. Nie muszę sama o czymś marzyć aby zrozumieć, że dla innej osoby to coś może być całym światem i jeśli w tej dziedzinie życia bardzo nie będzie mu się wiodło, to może być okropnie nieszczęśliwy i sfrustrowany i w niczym innym co ma, nie dostrzegać szczęścia. To się nazywa empatia.

Właśnie, nawiązując do podróży, to osobie, która marzy o podróżowaniu można powiedzieć:"Najpierw musisz się nauczyć żyć zamkniętym non stop w 4 ścianach, żebyś mógł podróżować". Brzmi idiotycznie, ale tak to właśnie widzę, kiedy ktoś pisze o tej nauce życiu samemu. Powiedzmy sobie szczerze- większość wiecznych singli najlepiej wie, jak żyć samem, lepiej niż ci, co są od x lat w związkach

marta929292 napisał/a:

I nie porównuj mnie do osób, które już były w związkach i są same dwa-trzy lata, ale MAJĄ TEN LUZ (którego mi brakuje). No mają luz, bo właśnie już były w związkach i wiedzą, że w końcu będą w kolejnym, bo widocznie nie trafili na odpowiednią osobę lub wymagania im sie zwyczajnie zmieniły. Gdyby były samotne CAŁE ŻYCIE i do tego głównie to one by były ODRZUCANE, to zapewne już by tego luzu w sobie nie miały i też by się zastanawiały co zrobić, żeby zwiększyć swoje szanse na tym polu, bo lata lecą i człowiek zostaje w tyle, a i kandydaci coraz bardziej przebrani.

Właśnie, kolejna kwestia- osoby, które były już w związkach wiedzą, że to rzecz normalna, nie żadna abstrakcja. Mają doświadczenie w relacjach z drugim człowiekiem, są pewniejsi w tym temacie. Nie ma co takich ludzi porównywać do tych, którzy nigdy w związkach nie byli. Ja obserwuję tak znajomych i jeśli ktoś był choć raz w związku (takim poważniejszym, szczęśliwym a nie samo umawianie na kawę) to widać, że ma luz, ale jeśli ktoś ma 20+ i nigdy się nawet nie całował to zaczyna się po prostu frustrować.
Nawet moja koleżanka z grupy: cicha, spokojna dziewczyna, która rumieni się na słowo "seks" sama mi wyznała, że w sumie chciałaby już mieć chłopaka. A to łagodny przypadek, są takie, które cały czas o tym gadają. I tu nie chodzi nawet o presję społeczeństwa, promowanie związków w książkach i filmach, znajomych. Chodzi o zwyczajny instynkt biologiczny. Potrzeba bliskości z drugim człowiekiem. To naturalne.
bagiennik wyznał w którymś wątku, że miał wcześniej kobietę, więc wie jak to jest, mógł podjąć świadomą decyzję o tym, że chce być sam, bo ma porównanie do życia w związku i życia jako singiel. A czy da się podjąć tą decyzję znając tylko jedną stronę?
Jak byłam mała, coś na talerzu mi się nie podobało, mimo że tego nigdy nie jadłam, mówiłam, że tego nie lubię to dziadkowie mówili:"Skąd wiesz, że tego nie lubisz, jeśli tego nawet nie spróbowałaś?". I tu jest analogicznie- czy można podjąć świadomą decyzję o byciu samemu, jeśli się nie spróbowało bycia w związku? Wydaje mi się, że nie, że to mogą być co najwyżej domysły lub obrazy w głowie wyniesione z książek czy TV, bo my sami nie wiemy, jak to jest.

bagienni_k napisał/a:

Jeśli z każdego posta użytkownika bije przede wszystkim narzekanie, to akurat inni mogą słusznie przypuszczać, że wbrew zapewnieniom nie widzisz, bądź nie chcesz dostrzec czegoś, co uniemożliwia Ci trafienie na odpowiedniego kandydata

A wiesz, że Autorka wcale nie musi cały czas narzekać? Po to założyła ten anonimowy post, żeby się wygadać.
Ja też tu na forum narzekam, a w rzeczywistości to ja jestem ta wysłuchująca i pocieszająca, więc nie oceniaj wszystkich przez pryzmat kilku wpisów.
Wyrzucenie z siebie emocji jest ważne, bo gdy się skumulują, to można wybuchnąć

Ela210 napisał/a:

Po prostu działaj, a nie narzekaj. Jak ta miejscowość  jest za mała, to pewnie jest tam blisko jakieś  większe miasto,  może warto tam szukać.? A może tam znaleźć  pracę,  jakieś zajęcia.
A tak to wygląda  jakby była jakaś pustynia, i czasem 2 kolesi się pojawiało..

A czy to jakaś różnica, czy to duże czy małe miasto? Owszem, w większym mieście jest więcej możliwości, ale nie zawsze.
Studiuję w większym mieście, ale w ciągu ostatniego roku poznałam co najwyżej kilku chłopaków. I to nawet niezbyt dobrze. Może więcej niż 2, ale na pewno mniej niż 10. A nie siedzę z założonymi rękami- nie mam zbyt wiele czasu wolnego. Problem w tym, że obracam się głównie w środowisku kobiet: na studiach dziennych większość to kobiety (jak są chłopaki, to albo zajęci, albo nie w moim typie), na studiach zaocznych nie ma facetów wcale (babski kierunek), w pracy grafik się zmienia, więc co chwila ktoś inny (i nie ma jak kogoś poznać), często też jestem tylko z dziewczynami na zmianie, poza tym pracodawca dba, żeby nie dało się porozmawiać, tylko cały czas w ruchu. Zapisałam się do ośrodka sportowego to też albo dzieci albo ludzie po 40stce. Rówieśników brak.
Dlatego to, że większe miasto to nie znaczy, że od razu trafi się na kogoś fajnego. Może Marta też ma ten problem? Bo strzelam, że pewnie studiowała, albo przynajmniej w jakiś momentach życia odwiedzała większe miasta, a i tak jest jak jest
Więc nie ma co mówić o "wyjściu do ludzi", bo nikt się sam na ulicy na nas nie rzuci

147 Ostatnio edytowany przez marta929292 (2020-06-04 16:31:24)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Ale mnie nie interesuje kto z mojej klasy z podstawówki już wyszedł za mąż, a kto nie. To nie są przecież wyścigi. Mnie interesuje to, że mam 28 lat i jestem cały czas sama CHOCIAŻ JUŻ NIE CHCĘ BYĆ SAMA. Chcę poznawać facetów, randkować, później chcę być w związku, cieszyć się w końcu fajną relacją, bliskością, zaufaniem, seksem, wspólnymi planami na przyszłość. Co w tym takiego dziwnego? Czy to są według Ciebie jakieś abstrakcyjne marzenia o locie w kosmos? Mam 28 lat i widzę, że mi nie wychodzi z facetami, to ile mam jeszcze czekać na to, że magicznie samo się odmieni? Aż będę miała 40? A może 50? No trochę to jednak za późno według mnie. Coraz częściej wydaje mi się, że nawet teraz jest już trochę za późno na nadrabianie PODSTAW. No ale nie chcę się poddawać, chcę jeszcze wierzyć, że na tej płaszczyźnie coś mnie czeka w życiu. Ale muszę szukać rozwiązań i działać, bo bierność w moim przypadku się nie sprawdziła za grosz.

ALE JA CAŁY CZAS SZUKAŁAM DALEJ. Podobał mi się ten facet i robiłam sobie nadzieję - to prawda. Ale to NIE oznacza z automatu, że zamknęłam oczy na wszystkich innych mężczyzn, bo musi być tamten i kropka. Po prostu i tak niewiele się działo, a właściwie to nie działo się nic. A nie przestał mi się podobać, a przez to, że co jakiś czas go widywałam, no to tkwił też w mojej pamięci. Jak pojawił się ten jego kolega, to spróbowałam zrobić przez niego podchody, ale on coś kręcił. Później zebrałam się na odwagę i napisałam bezpośrednio do niego.

Nie napisałam, że ja takich odpowiadających mi mężczyzn gdzieś poznaję. Po prostu wierzę, że tacy też tu gdzieś są i na pewno jakiś wolny wśród nich by się trafił. Ale nie spotykam ich na swej drodze, bo nie poznaję praktycznie nikogo od lat. A poza tym weź pod uwagę, że jestem kobietą, do tego jak widać mniej śmiałą, wstydliwą i wrażliwą na odrzucenie. I naprawdę sądzisz, że taka kobieta miałaby aż taką odwagę, by totalnie łamać obowiązujące konwenanse i zaczepiać na ulicy zupełnie obcych mężczyzn ot tak? smile Bo ja znałam kilka całkiem pewnych siebie i atrakcyjnych kobiet, ale nawet one by się na coś takiego nie porwały. A co dopiero ktoś zakompleksiony jak ja, kto nie wierzy już w siebie prawie w ogóle, bo ciągle dostaje kosza smile

Edit: o kurcze, odpisałam Bagiennikowi, a tu w międzyczasie wskoczyły inne posty, do tego całkiem długie. Odniosę się do nich później, bo raczej nie zdążę odpowiedzieć na całość w tej chwili tongue

148 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-04 16:53:14)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Nigdy bym Ci nie doradzala zaczepienia obcych mężczyzn na ulicy. do mężczyzny  możesz się uśmiechnąć i to wystarczy.
Używasz sformułowania lovelas, bawidamek.
Czyli ten co Cię zaczepia to ma bawidamek, a jak nie zaczepia  to nieśmiały i takich lubisz..?
Nie jest to sprzeczność. ?
Poza tym te wszystkie rozważania na nic jeśli w Twoim miasteczku są 2 ulice na krzyż  i się stamtąd  nie ruszasz.

149 Ostatnio edytowany przez Rin Trine (2020-06-04 16:53:39)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
marta929292 napisał/a:

Np czułam się zawsze odrzucona przez rodziców, którzy byli chłodni emocjonalnie, bardzo wymagający i krytykujący. Nie zaznałam w domu ciepła i do dziś mi go brakuje

Dojrzewanie nas kształtuje i jeśli w tym okresie coś nie gra to może mieć poważne odbicie w przyszłości. I tu może być problem. Też miałam zawsze konserwatywnych rodziców, którzy ograniczali mi kontakt z rówieśnikami i wynajdywali zadania dodatkowe, naukę i teraz, jako pełnoletnia osoba czuję się, jakbym nie miała własnej tożsamości tylko to, co we mnie wsączano. Jestem niepewna siebie. Może i w Twoim przypadku tutaj tkwi problem?
Wydaje mi się, że nie da się inaczej tego naprawić, niż u psychoterapeuty, bo to siedzi już zakorzenione w człowieku od czasów młodości

marta929292 napisał/a:

Nie byłam wyluzowana i spontaniczna i nie popełniałam takich błędów jak moi rówieśnicy - jakbym była dużo starsza od nich i zawsze pamiętała o konsekwencjach.

Bardzo możliwe, że przez to tak dokładnie analizujesz każdą sytuację. Rodzice Cię uczyli konsekwencji, odpowiedzialności, ale takiej przesadnej, nie zdrowej i może dlatego zostało Ci to do dzisiaj (z resztą mam to samo, co mi wiele osób w innym wątku pisało i jestem prawie pewna, że to właśnie przez to).
A tak w ogóle czytając Twój opis, pomijając zainteresowania to tak w 85% jakbym czytała o sobie. No prawie identycznie, jak u mnie.

marta929292 napisał/a:

A może 50? No trochę to jednak za późno według mnie

Czytałam w jakimś starym wątku tu, na netkobietach, dziewczyna opisywała, ze jej koleżanka z pracy w wieku lat 53 przeżywała pierwszą miłość. Chodziła taka przeszczęśliwa, podekscytowana i jak to opisała- wyglądało to uroczo (czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie). A prawda jest taka, że przez te lata człowiek po prostu traci okazję na seks, na doświadczenie, na wspomnienia i jak dla mnie to nie jest urocze tylko właśnie smutne. Może dlatego, że mam wrażenie, że mnie też to w przyszłości czeka, więc to już nie jest takie śmieszne. Mężatka może uważać to za urocze. Mi się zrobiło smutno, jak to przeczytałam

marta929292 napisał/a:

I naprawdę sądzisz, że taka kobieta miałaby aż taką odwagę, by totalnie łamać obowiązujące konwenanse i zaczepiać na ulicy zupełnie obcych mężczyzn ot tak? smile Bo ja znałam kilka całkiem pewnych siebie i atrakcyjnych kobiet, ale nawet one by się na coś takiego nie porwały. A co dopiero ktoś zakompleksiony jak ja, kto nie wierzy już w siebie prawie w ogóle, bo ciągle dostaje kosza

Nawet bardzo pewne siebie kobiety nie łapią przechodniów na ulicy. Chyba że u mnie w mieście jakoś dziwnie jest.

Ela210 napisał/a:

Poza tym te wszystkie rozważania na nic jeśli w Twoim miasteczku są 2 ulice na krzyż  i się stamtąd  nie ruszasz.

A co mają do tego 2 ulice na krzyż???

150 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-04 16:59:25)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Dobra, ja już wymiękam, bo to walenie głową w mur. Chyba wszystkie inne porady i tak nic nie dadzą..

Mnie się nie pytaj, czy to coś nadzwyczajnego, bo akurat sam widzę dużo więcej lepszych rzeczy do roboty, niż wzdychanie do światła księżyca i wychowywanie dzieci, ale to kwestia czysto indywidualna. NIe sam cel czy pragnienie, ale samo podejście do tego sugerować może lekką desperację. Kręcisz się cały czas w kółko, powtarzając wszystkie możliwe przyczyny Twojego niepowodzenia, ale chyba oczekujesz, że wszystko się nagle odmieni za pstryknięciem palca. Liczysz chyba na natychmiastowy efekt. Własnie MAGICZNE. I w tym chyba cały problem, bo nic się nie stanie w sposób magiczny, trzeba raczej spróbować samemu odmienić swój los. Skoro jesteś lekko nieśmiała, wyobcowana to czy myślisz lub działać w kierunku, zęby to zmienić? Niby nie poznajesz nikogo od dłuższego czasu, to zadaj sobie pytanie dlaczego? Sama nie lubisz nigdzie wychodzić? OK, rozumiem, ale nie mów, że nie masz żadnych znajomych, którzy mogą Cię gdzieś wyciągnąć.Przecież nikt chyba nie żyje w jakiejś skorupie czy zupełnej izolacji...? Jakie konwenanse? Uważasz, że ogólnie nietaktem jest, że kobieta zagada do faceta pierwsza? Choćby była i bardzo śmiała, ale będzie jej siedzieć z tyłu głowy, że to facet MUSI wykonać pierwszy krok? Moje wrażenie jest takie, że jeśli podchodzisz do związków tak, jak do tego konkretnego przypadku, to musisz na pewno coś zmienić, żeby osiągnąć sukces. Zatem tutaj się nie rozchodzi o cele, marzenia lub oczekiwania( zarówno u Marty jak i Rin), ale najpewniej o sam sposób realizacji tego celu. Błędem jest oczekiwanie, że wszystko się same załatwi, w sensie, że wymarzony facet w padnie w ręce. Z drugiej strony, jeśli już w ogóle zaczyna się znajomość z jakimkolwiek ciekawym facetem, to żeby od razu nie widzieć w nim faceta, bo wtedy człowiek sie cały czas obawia, że coś się nie uda i emanuje z niego wtedy jakaś negatywna aura, która zapala diodę u potencjalnego partnera, że coś jest z nami nie tak.
Może inni użytkownicy jeszcze doradzą coś cennego, ja w każdym razie wysiadam..

EDIT: Rin zwróciła uwagę na efekt wychowania i doświadczenie wyniesione z dzieciństwa - może tutaj jest własnie klucz..?

151

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Skoro podaz facetow jest takim problemem to portale randkowe wydaja sie dobrym rozwiazaniem, nawet jesli trzeba odsiac wielu kandytatow zawsze sa jakies szanse na poznanie kogos interesujacego, albo na zlapanie jakichs doswiadczen ktorych tak Wam brakuje, zamiast czekac i sie zamartwiac

152

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Roxann napisał/a:

Wydaje mi się, że w tym co wyżej opisałaś ukryty jest główny problem.
Taka a nie inna sytuacja rodzinna sprawiła, że nie rozwinęłaś się emocjonalnie (stąd wrażenie, szczególnie jak piszesz o relacjach damsko-męskich, że masz naście lat), nie miałaś wzorca i po prostu masz duży problem z bliskością i budowaniem relacji.
Ja śmiem postawić tezę, że to nie do końca ludzie Cię odtrącają, co sama nie pozwalasz im się zbliżyć. Może tego nie zauważasz, ale nawet w przypadku tego faceta nie byłaś konsekwentna - raz mówiłaś, że nie dałabyś telefonu a potem narzekałaś czemu nic nie robi. Od razu szufladkujesz ludzi, panicznie wręcz obsesyjnie boisz się co kto o Tobie pomyśli, że się możesz ośmieszyć itd. Jeden sms przeżywasz jakby nie wiadomo co to było. Coś mi się zdaje, że być może nawet nie do końca świadomie bojkotujesz nowe znajomości dopowiadając sobie to i tamto, jak w tym przypadku - już uznałaś, że dostałaś kosza bo na pewno Cię zignorował.
Ten strach przed odrzuceniem u Ciebie jest aż nadto widoczny. Mam wrażenie, że wolisz sama wycofać, czy wręcz przyśpieszyć w głowie ten moment by mieć go już za sobą.
Bezpiecznie czujesz się jedynie w świecie marzeń i fantazji, stąd to całe trwające miesiącami analizowanie jego gestów bez chęci zrobienia jakiegokolwiek kroku.
Podejrzewam, że gdyby się z Tobą umówił, zaraz znalazłabyś milion powodów by coś znaleźć by nie pozwolić mu do siebie zbliżyć, każdy jego gest czy słowo byłoby rozkładane na trylion aż doszukałabyś się czegoś, co znów pozwoliłoby Ci stwierdzić, że dostałaś kosza albo że facet jest taki i owaki i tylko chciał zabawić.

Miałam kiedyś taki okres w życiu, że faktycznie bałam się bliskości (również emocjonalnej, nie tylko fizycznej), ale sądzę, że ten etap od jakichś 3-4 lat jest już za mną. Natomiast pozostał ten nieszczęsny lęk przed odrzuceniem, z którym nie wiem jak walczyć. Boję się nie tylko samego odrzucenia, ale właśnie otrzymania łatki zdesperowanej i chcącej za bardzo i za szybko. Jeśli już złapię z kimś wspólny język i dobrze mi się z tym kimś rozmawia, to raczej otwieram się dosyć szybko i jestem dosyć wylewna. Coraz częściej wydaje mi się, że może w tym problem - nie potrafię być taką tajemniczą i trochę niedostępną kobietą, która wtedy kiedy trzeba kusi, ale czasem też trochę zwodzi, żeby facet nie czuł się zbyt pewnie i cały czas musiał zdobywać i "gonić króliczka". Ze mnie jest chyba taka otwarta księga bardziej, wydaje mi się, że może na tym tracę. Ale chciałabym poznać takiego faceta do związku, który przede wszystkim będzie też moim przyjacielem, bo nie potrafię urządzać tych gierek i nie chcę się hamować w byciu sobą, to męczące, musiałabym ciągle się pilnować, żeby nie mówić za dużo...


Rin Trine napisał/a:

Zresztą już pisałam- wystarczy poczytać artykuły psychiatrów i psychologów- żaden specjalista nie twierdzi, że "najpierw trzeba się nauczyć żyć samemu", wręcz przeciwnie- wiele razy podkreślali, jak ważne są relacje z płcią przeciwną. Było przeprowadzonych nawet mnóstwo badań naukowych w tym temacie i wszystkie potwierdzają, że długotrwała samotność jest nawet NIEZDROWA zarówno dla psychiki jak i zdrowia fizycznego. Nie wiem więc skąd te bzdury w necie. A co jeśli ktoś kocha siebie a chce mieć kogoś? No właśnie. I to jest przypadek mój i Marty

Dokładnie. Długa samotność jest szkodliwa. Nawet udowodniono, że osoby, które regularnie nie są przytulane, nie czują się kochane itd, mają słabszą odporność organizmu i mogą częściej i ciężej chorować. Już nie wspominając o tym, że odbija się to na samej psychice... Poza tym im dłużej człowiek żyje w samotni, tym trudniej mu będzie odnaleźć się w świecie randkowym, bo jakby już trochę wypada z gry, nie odnajduje się w nowych standardach, itd. Krótko mówiąc: ktoś taki może zdziczeć do reszty. I ja już się czuję trochę jak taki dziczek.


Rin Trine napisał/a:

Nawet moja koleżanka z grupy: cicha, spokojna dziewczyna, która rumieni się na słowo "seks" sama mi wyznała, że w sumie chciałaby już mieć chłopaka

Obawiam się, że mogę mieć podobnie. Przeraża mnie, że nie mam żadnego doświadczenia w tej sferze i na samą myśl, że miałabym się do tego przyznać facetowi "trochę przed" przyprawia mnie o rozstrój żołądka. Nie wiem jak o tym powiem, a muszę powiedzieć, bo mam wiele obaw technicznych z tym związanych i lepiej żeby gość był delikatny i miał świadomość, że za pierwszym razem może coś pójść nie tak i jednak będzie musiał się wycofać. Mam jednak taki lęk, że zaczniemy się poznawać, wszystko będzie szło super, dopóki nie dowie się o tym fakcie i... nie ucieknie na te wieści.


Rin Trine napisał/a:

A wiesz, że Autorka wcale nie musi cały czas narzekać? Po to założyła ten anonimowy post, żeby się wygadać.
Ja też tu na forum narzekam, a w rzeczywistości to ja jestem ta wysłuchująca i pocieszająca, więc nie oceniaj wszystkich przez pryzmat kilku wpisów.
Wyrzucenie z siebie emocji jest ważne, bo gdy się skumulują, to można wybuchnąć

Dokładnie, po to przyszłam na forum, żeby rozmawiać NA DANY TEMAT, Z KTÓRYM MAM PROBLEM. Żeby się wygadać, poradzić. Staram się trzymać tematu i tego co jest istotne, mam opowiadać o tym, że zjadłam dziś dobry obiad? To bez znaczenia w tej sprawie.
PS: Na co dzień też zwykle pełniłam rolę pocieszycielki i rękawa do wypłakania i zawsze byłam tą wesołą, pocieszającą, szukającą pozytywów. W sprawie innych ludzi o to o wiele łatwiej - może dlatego, że w stosunku do siebie samego ciężej o obiektywizm, a po drugie w stosunku do samej siebie jestem bardziej krytyczna, wymagająca, no i też bardziej wyrzucam sobie błędy i potknięcia. Niestety mam trochę naturę perfekcjonistki i dużo od siebie wymagam - jak już coś z siebie daję, to staram się na maksa. Niestety nie zawsze jest to dobre i zdrowe.

Ela210 napisał/a:

Nigdy bym Ci nie doradzala zaczepienia obcych mężczyzn na ulicy. do mężczyzny  możesz się uśmiechnąć i to wystarczy.

Wydaje mi się, że żeby mieć aż takie efekty (że wystarczy uśmiech i mężczyzna od razu podchodzi i zagaduje), to trzeba być naprawdę wręcz wybitną pięknością, mającą w sobie TO COŚ i robiącą prawdziwy EFEKT WOW smile I do tego jeszcze trafić na odważnego mężczyznę, który wyłapie przekaz i odważy się podejść właściwie bez kontekstu, gdy będzie zainteresowany. Ewentualnie może to też kwestia mentalności społeczności, wśród której się mieszka. Być może ludzie z dużych miast są odważniejsi i bardziej naturalne jest u nich zagadywanie.

Ela210 napisał/a:

Używasz sformułowania lovelas, bawidamek.
Czyli ten co Cię zaczepia to ma bawidamek, a jak nie zaczepia  to nieśmiały i takich lubisz..?
Nie jest to sprzeczność. ?

Nieeeeeee, to duża nadinterpretacja. Coś takiego wychodzi w trakcie rozmowy/pisania oraz obserwacji zachowania delikwenta (lub np. jego tablicy na FB big_smile ) Facet z tego tematu mnie przecież też zaczepił i to tak na mieście, twarzą w twarz (to wymaga większej odwagi od zaczepki w sieci), a nie nazwałam go lovelasem czy bawidamkiem, ponieważ zrobił to z klasą i cała rozmowa też taka była.


Rin Trine napisał/a:

Bardzo możliwe, że przez to tak dokładnie analizujesz każdą sytuację. Rodzice Cię uczyli konsekwencji, odpowiedzialności, ale takiej przesadnej, nie zdrowej i może dlatego zostało Ci to do dzisiaj (z resztą mam to samo, co mi wiele osób w innym wątku pisało i jestem prawie pewna, że to właśnie przez to).

Tak, mam bardzo analityczny umysł i zdaję sobie z tego sprawę. Ma to całkiem sporo plusów, ale niestety minusów również, bo brakuje mi większego luzu i spontaniczności - zawsze myślę o konsekwencjach i przewiduję też czarne scenariusze, zastanawiając się czy je udźwignę, jeśli się ziszczą. W efekcie końcowym nie raz i nie dwa jednak się poddaję i czegoś nie robię.

bagienni_k napisał/a:

Liczysz chyba na natychmiastowy efekt. Własnie MAGICZNE. I w tym chyba cały problem, bo nic się nie stanie w sposób magiczny, trzeba raczej spróbować samemu odmienić swój los. Skoro jesteś lekko nieśmiała, wyobcowana to czy myślisz lub działać w kierunku, zęby to zmienić? Niby nie poznajesz nikogo od dłuższego czasu, to zadaj sobie pytanie dlaczego? Sama nie lubisz nigdzie wychodzić? OK, rozumiem, ale nie mów, że nie masz żadnych znajomych, którzy mogą Cię gdzieś wyciągnąć.Przecież nikt chyba nie żyje w jakiejś skorupie czy zupełnej izolacji...?

Gdyby tak było, to uważałabym, że ze mną jest wszystko cacy, tylko faceci są be, i nie warto nic robić, bo albo przyjdzie samo pod drzwi, albo sajonara. Gdybym liczyła na magię, to ten temat by nie istniał, tak samo jak moje uzewnętrznianie się z wad, lęków, negatywnych doświadczeń. Większość ludzi woli gadać o sukcesach, a do porażek się nie przyznaje. Skoro się tu przyznaję i otwieram, znaczy że chcę działać. Tylko błądzę jak dziecko we mgle i nie wiem od czego zacząć.
Co do izolacji - niestety to prawda. Od jakichś 3 lat nie mam tutaj już nikogo bliskiego. Nigdy nie byłam duszą towarzystwa, ale z biegiem lat wszystko się rozjeżdżało coraz bardziej. Niektórzy założyli rodziny, niektórzy wyjechali, część relacji się zwyczajnie posypało i nie przetrwały próby czasu.

bagienni_k napisał/a:

Jakie konwenanse? Uważasz, że ogólnie nietaktem jest, że kobieta zagada do faceta pierwsza? Choćby była i bardzo śmiała, ale będzie jej siedzieć z tyłu głowy, że to facet MUSI wykonać pierwszy krok? Moje wrażenie jest takie, że jeśli podchodzisz do związków tak, jak do tego konkretnego przypadku, to musisz na pewno coś zmienić, żeby osiągnąć sukces. Zatem tutaj się nie rozchodzi o cele, marzenia lub oczekiwania( zarówno u Marty jak i Rin), ale najpewniej o sam sposób realizacji tego celu. Błędem jest oczekiwanie, że wszystko się same załatwi, w sensie, że wymarzony facet w padnie w ręce. Z drugiej strony, jeśli już w ogóle zaczyna się znajomość z jakimkolwiek ciekawym facetem, to żeby od razu nie widzieć w nim faceta, bo wtedy człowiek sie cały czas obawia, że coś się nie uda i emanuje z niego wtedy jakaś negatywna aura, która zapala diodę u potencjalnego partnera, że coś jest z nami nie tak.
Może inni użytkownicy jeszcze doradzą coś cennego, ja w każdym razie wysiadam..

Wydaje mi się, że z tym akurat wiele kobiet ma problem (nie ma odwagi zaczepiać w ciemno obcych facetów), a wiele uważa, że to zwyczajnie niewskazane. Osobiście też nie znam żadnego szczęśliwego przypadku, żeby to kobieta faceta poderwała i coś z tego było. Zwykle efekty takich zagrań są wręcz opłakane, i przykładów na potwierdzenie tej teorii akurat miałabym mnóstwo. Zresztą gdy na portalach zdarzyło mi się trochę wyjść z inicjatywą, to też zawsze klapa. Nawet jeśli np. facet napisał pierwszy (i rozmowa wydawała się fajna) i później milczał i odezwałam się jako druga, to była co najwyżej grzecznościowa rozmowa, czyli nie był zainteresowany. Niestety zwykle jest tak, że jak facet jest chętny, to WRĘCZ NACIERA, ale nawet to jest łatwo zepsuć, okazując mu zbyt wcześnie TROCHĘ WZAJEMNOŚCI. Już nie jeden mi tak zwiał, gdy przestałam być obojętna.

Bagiennik, mimo że poglądy na wiele kwestii mamy zupełnie różne i mamy też inne doświadczenia, to jednak dziękuję Ci za Twój punkt widzenia i za cierpliwość, że chciało Ci się czytać moje posty, a nawet w nich udzielać smile Doceniam smile


xerxes napisał/a:

Skoro podaz facetow jest takim problemem to portale randkowe wydaja sie dobrym rozwiazaniem, nawet jesli trzeba odsiac wielu kandytatow zawsze sa jakies szanse na poznanie kogos interesujacego, albo na zlapanie jakichs doswiadczen ktorych tak Wam brakuje, zamiast czekac i sie zamartwiac

Przez ostatnie 3 lata byłam na nich z przerwami - z frustracji usuwałam, przywracałam... Bardzo mało profilów i ciągle te same twarze panów, którzy szukają szybkiego seksu i którym nawet nie chce się wypełnić podstawowych danych w profilu, o opisie nie marząc. Nie wiem czy to kwestia mojej lokalizacji, czy po prostu nadszedł taki czas, że portale to zbieranina analfabetów i prymitywów, bo znaleźć tam kogoś, z kim można zamienić kilka kulturalnych zdań, to graniczy z cudem. Już kiedyś tu wspominałam, że niestety też większość tych kont wygląda jak rozkładówka serialu "Chłopaki do wzięcia", czasem się zastanawiałam czy te zdjęcia są prawdziwe, bo aż trudno uwierzyć, że ktoś na poważnie mógłby wstawiać foty w stylu "goła klata, łańcuch na szyi plus słowiański przykuc pod audi", bo tak to wygląda. Powiem więcej - mam siostrę o 14 lat starszą, która kilkanaście lat temu znalazła męża właśnie na portalu randkowym. Przeglądała ze mną te profile z okolic i się załamała, że nawet ona - grubsza babka już po 40, a by nie chciała tych facetów, bo są tragiczni (dodam, że nie jest mega wymagająca, bo za męża wzięła faceta z nadwagą, także naprawdę nie księżniczkuje tongue ) I nie chodzi nawet o samą urodę, ale o podejście do profilu - totalnie na odwal się. Dziwne zdjęcia twarzy od dołu ( do tego z kiblem w tle), na których większość z nich wygląda jak seryjny morderca. Brak jakichkolwiek informacji w profilu, nawet podstawowej tabelki nie chce się wypełnić. Zaczepki w stylu "hej co tam"... Ech, długo by tutaj pisać. Przeglądając np. to forum, widzę tu praktycznie same osoby na poziomie, które potrafią się wypowiedzieć, porozmawiać na różny temat, itd. Z Wami mogłabym pisać i się umówić smile  A na tych portalach? ISTNY KOSZMAR, wylęgarnia takich dziwadeł, że aż trudno uwierzyć - i wszyscy tak w kupie, w jednym miejscu big_smile Na ten moment nie mam siły na nie wracać, bo właśnie tam dorobiłam się największych kompleksów i właśnie stamtąd mam najgorsze wspomnienia.

153

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
marta929292 napisał/a:

Jeśli już złapię z kimś wspólny język i dobrze mi się z tym kimś rozmawia, to raczej otwieram się dosyć szybko i jestem dosyć wylewna. Coraz częściej wydaje mi się, że może w tym problem - nie potrafię być taką tajemniczą i trochę niedostępną kobietą, która wtedy kiedy trzeba kusi, ale czasem też trochę zwodzi, żeby facet nie czuł się zbyt pewnie i cały czas musiał zdobywać i "gonić króliczka". Ze mnie jest chyba taka otwarta księga bardziej, wydaje mi się, że może na tym tracę. Ale chciałabym poznać takiego faceta do związku, który przede wszystkim będzie też moim przyjacielem, bo nie potrafię urządzać tych gierek i nie chcę się hamować w byciu sobą, to męczące, musiałabym ciągle się pilnować, żeby nie mówić za dużo...

I tego się trzymaj. Te wszystkie poradniki, zgodnie z którymi, żeby budzić zanteresowanie powinnyśmy bawić się w jakieś durne gierki, należy między bajki włożyć. Moje obserwacje pokazują, że "w cenie" są naturalnie zachowujące się, zwyczajnie sympatyczne kobiety, a te testujące, trzymające na dystans, na siłę tajemnicze przyciągają tylko niewielką grupę mężczyzn, notabene niekoniecznie planujących z nimi poważny związek.

marta929292 napisał/a:

Obawiam się, że mogę mieć podobnie. Przeraża mnie, że nie mam żadnego doświadczenia w tej sferze i na samą myśl, że miałabym się do tego przyznać facetowi "trochę przed" przyprawia mnie o rozstrój żołądka. Nie wiem jak o tym powiem, a muszę powiedzieć, bo mam wiele obaw technicznych z tym związanych i lepiej żeby gość był delikatny i miał świadomość, że za pierwszym razem może coś pójść nie tak i jednak będzie musiał się wycofać. Mam jednak taki lęk, że zaczniemy się poznawać, wszystko będzie szło super, dopóki nie dowie się o tym fakcie i... nie ucieknie na te wieści.

Uwierz, że to jest łatwiejsze niż myślisz. Jeśli tylko będzie to właściwy mężczyzna i przyjdzie na to właściwy moment, to wszystkie Twoje obawy znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Mężczyzna, któremu będzie na Tobie zależeć, zrobi wszystko, aby intymność nie budziła lęku, a była czymś, co Was do siebie zbliża jeszcze bardziej. Wtedy również Twoje doświadczenie, a raczej jego brak, nie będzie miał najmniejszego znaczenia.

154

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
marta929292 napisał/a:

Coraz częściej wydaje mi się, że może w tym problem - nie potrafię być taką tajemniczą i trochę niedostępną kobietą, która wtedy kiedy trzeba kusi, ale czasem też trochę zwodzi, żeby facet nie czuł się zbyt pewnie i cały czas musiał zdobywać i "gonić króliczka". Ze mnie jest chyba taka otwarta księga bardziej, wydaje mi się, że może na tym tracę. Ale chciałabym poznać takiego faceta do związku, który przede wszystkim będzie też moim przyjacielem, bo nie potrafię urządzać tych gierek i nie chcę się hamować w byciu sobą, to męczące, musiałabym ciągle się pilnować, żeby nie mówić za dużo...

No tak, ale czy warto udawać kogoś, kim się nie jest? Kojarzysz książkę "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy"? Czytałam gdzieś opinie o tej książce. Jedna dziewczyna napisała coś, co wyjątkowo mi wpadło w pamięć, a mianowicie fakt, że autorka książki "uczy", jak być niedostępną, zadziorną itp. Dziewczyna napisała, że widziała wiele dziewczyn, które nieudolnie i na siłę próbowały takie być i faceci od nich uciekali, a zna takie, które mają taką cechę charakteru po prostu, nie czytając książki to faceci lgną do nich jak szaleni. Nie wiem, na ile w tym prawdy, ale no takie opinie jak ta pojawiały się najczęściej.
Więc to trzeba by albo przepracować to u psychoterapeuty, żeby się jakoś otworzyć, albo no sama nie wiem, ale robienie czegoś na siłę może się źle skończyć


marta929292 napisał/a:

Długa samotność jest szkodliwa. Nawet udowodniono, że osoby, które regularnie nie są przytulane, nie czują się kochane itd, mają słabszą odporność organizmu i mogą częściej i ciężej chorować.

"Izolacja społeczna to niezależny czynnik przyczyniający się do śmierci. Może cię po prostu zabić. Znajduje się na tej samej liście co choroby serca i rak – uważa dr Josh Klapow, psycholog kliniczny z University of Alabama w Birmingham School of Public Health."

"Poczucie izolacji od innych wpływa na nasz sen, podnosi ciśnienie krwi, zwiększa poziom kortyzolu (hormonu stresu), zaburza ekspresję genów związanych z pracą układu odpornościowego, zwiększa ryzyko depresji i ogólnie obniża samopoczucie. Pogarszają się nam również funkcje poznawcze – pojawiają się objawy podobne do otępiennych. Uczeni chętnie podkreślają, że dla naszego dobrostanu kluczowy jest zdrowy tryb życia. Tymczasem ludzie samotni nie mają w sobie chęci zadbania o siebie. Zdrowe odżywianie, aktywność fizyczna, a nawet wizyta u lekarza są trudniejsze, gdy ktoś nie ma społecznego wsparcia."

Nie będę cytować dalej, bo to chyba nie ma sensu, wszystko jest zawarte w tych cytatach

marta929292 napisał/a:

Mam jednak taki lęk, że zaczniemy się poznawać, wszystko będzie szło super, dopóki nie dowie się o tym fakcie i... nie ucieknie na te wieści.

No bo to się tylko mówi "Jak kocha to zaakceptuje", ale to kolejna gadanina dobra dla licealistów, nie dla dorosłego człowieka

marta929292 napisał/a:

Tak, mam bardzo analityczny umysł i zdaję sobie z tego sprawę. Ma to całkiem sporo plusów, ale niestety minusów również, bo brakuje mi większego luzu i spontaniczności

Mam tak samo. Z jednej strony jest to fajne, bo podejmujesz w miarę dobre decyzje, ale z drugiej nie możesz się wyluzować. Ja to mam na pewno po rodzicach, bo u mnie w domu zawsze wszystko musiało być przemyślane, rodzice na stwierdzenie "Jakoś to będzie" reagowali alergicznie. Nie mogłam jechać ze znajomymi na koncert (tylko zmuszona byłam jechać na imieniny do cioci), bo zapowiadali deszcz (wolałabym moknąć ze znajomymi niż jeść ciasto z osobami 60+), chciałam jechać z koleżanką na wakacje, to też tylko z biura podróży, w żadnym wypadku na własną rękę. I mnie tak zostało nawet głupi dodatkowy kolczyk w uchu był przemyślany i przerobiony w każdy możliwy sposób. Ciężko się tak żyje. Znajomi na studiach mnie trochę tego oduczyli, ale na firum zwracali mi ludzie uwagę w innych wątkach, że za bardzo wszystko analizuję i to prawda

marta929292 napisał/a:

Osobiście też nie znam żadnego szczęśliwego przypadku, żeby to kobieta faceta poderwała i coś z tego było. Zwykle efekty takich zagrań są wręcz opłakane, i przykładów na potwierdzenie tej teorii akurat miałabym mnóstwo.

Koleżanka z roku chciała poderwać mojego kolegę z grupy. On na prawdę nie powinien wybrzydzać (szczególnie, że każda inna laska go olała), a on wręcz od niej uciekał. Widział przed wykładem, że idzie w jego stronę to się chował. Smutne to
I u mnie to samo- zakochałam się w chłopaku, który no ani zbyt przystojny, ani zadbany, z kredytem za mieszkanie studenckie na karku i też nawet szansy nie dał. Byłam jego dobrą koleżanką. Ktoś potem zasugerował mi, że on cały czas myśli o jakiejś dziewczynie, w której jest nieszczęśliwie zakochany i to dlatego, a podobno jak facetowi taka jedna siedzi w głowie to nie ma zmiłuj. No jakoś to przebolałam, ale znowu konkretny przykład- ja wykonałam krok i nie wyszło.
Jednak w powiedzeniu, że facet jest łowcą i chce zdobywać jest chyba sporo prawdy. Jak laska jest trudno dostępna to jest to podniecające, ale jak sama pokazuje, że facet ma otwarte drzwi do jej serca, to woli uciec.

marta929292 napisał/a:

Już kiedyś tu wspominałam, że niestety też większość tych kont wygląda jak rozkładówka serialu "Chłopaki do wzięcia", czasem się zastanawiałam czy te zdjęcia są prawdziwe, bo aż trudno uwierzyć, że ktoś na poważnie mógłby wstawiać foty w stylu "goła klata, łańcuch na szyi plus słowiański przykuc pod audi", bo tak to wygląda.

Myślałam o założeniu tindera, ale to mnie trochę przeraża
Chociaż znam w sumie 3 pary, które się poznały przez ten portal

155

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Posłuchaj  co napisalas: On naprawdę  nie powinien wybrzydzac...A może On lepiej wie czego chce? A tej koleżanki  nie chciał że swoich powodów. Jak musiał  uciekać,  to narzucala się i nie czuł się w jej towarzystwie komfortowo

156 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-05 12:58:46)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Autorko, może właśnie w pierwszej kolejności należ y przełamać tą izolację? Zacząć nawiązywać kontakty z ludźmi, bezpośrednio bądź przez Internet? Jak się do ludzi nie wyjdzie, to ciężko oczekiwać, że wybranek sam wpadnie w ręce. Niektórzy doradzaliby portale randkowe, ale z nimi to różnie bywa. W takich miejscach przyciąga ludzi przede wszystkim wygląd i ciężko temu zaprzeczyć. Jeśli masz odwagę i chęci, to możesz tam spróbować. Po drugie, co związane jest zresztą z pierwszym, musisz powoli przełamywać swoją nieśmiałość. I powiem Ci, że jak najbardziej się da smile Sam kiedyś byłem dość wyobcowany, że nie lubiłem niczyjego towarzystwa. Z czasem się to zmieniło i teraz cenię sobie ludzi wokoło, wprawdzie raczej w gronie znajomych i przyjaciół, ale widzę poprawę. Jeśli faceci odrzucali wszystkie Twoje przejawy zainteresowania, to nie widzę innego wyjścia, jak to, ze w jakiś sposób ich odstraszasz. Być może też trafiają się tacy, dla których niedostępność jest atrakcyjna?

EDIT: Nie chcę się już odnosić do tego, o czym wspomniała Rin na temat wad samotnego życia, bo w sumie nie wiadomo, czy chodzi wyłącznie o partnera czy ogólnie o ludzi wokół nas. Są przecież osoby, które bardzo cenią sobie towarzystwo i innych ludzi a do związku wcale im się nie spieszy. Trzeba pamiętać, że wyniki badań oparte są na pewnej próbie a nawet, jeżeli ogół wykazuje pewne tendencje, co nie oznacza, że nie będzie wyjątków. A dla odporności to wolę sobie czosnek zagryzać smile
Natomiast uderzyło mnie stwierdzenie Rin, że jakiś tam facet nie powinien wybrzydzać bo jakaś kobieta się nim zainteresowała..? Podając powód, że wcześniej żadna inna nie chciała..Myślcie tak dalej, to będziecie same do końca..Naprawdę? Ktoś ma decydować za faceta z kim ma się spotykać? A może po prostu NIE BYŁ nią zainteresowany? Sam gość wie, czego tak naprawdę chce, a skoro wyczuł, że ktoś mu się narzuca, to po prostu ucieka. Kobietom też się narzuca wielu facetów i jakoś nie mają problemu ze spławianiem ich I tutaj jest chyba klucz w zrozumieniu CAŁKIEM ODMIENNEGO podejścia obu płci do wielu kwestii związanych ze związkami, choćby właśnie owo odrzucenie. Faceci dostają pewnie wiele razy kosza i jakby się mieli przejmować, że ktoś ich łaskawie nie zechciał, to pewnie populacja męska zmniejszyła się o połowę.
Dla kobiet z kolei odrzucenie( z tego, co tutaj na forum można zauważyć) to jak uderzenie w twarz, największa zniewaga, jaka tylko może się trafić. Tutaj już oczywiście nie mówię o Autorce, ale o tym przypadku z koleżanką Rin a raczej ogólnej tendencji, jaka panuje w społeczeństwie.

157

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
bagienni_k napisał/a:

Autorko, może właśnie w pierwszej kolejności należ y przełamać tą izolację? Zacząć nawiązywać kontakty z ludźmi, bezpośrednio bądź przez Internet? Jak się do ludzi nie wyjdzie, to ciężko oczekiwać, że wybranek sam wpadnie w ręce. Niektórzy doradzaliby portale randkowe, ale z nimi to różnie bywa. W takich miejscach przyciąga ludzi przede wszystkim wygląd i ciężko temu zaprzeczyć. Jeśli masz odwagę i chęci, to możesz tam spróbować. Po drugie, co związane jest zresztą z pierwszym, musisz powoli przełamywać swoją nieśmiałość. I powiem Ci, że jak najbardziej się da smile Sam kiedyś byłem dość wyobcowany, że nie lubiłem niczyjego towarzystwa. Z czasem się to zmieniło i teraz cenię sobie ludzi wokoło, wprawdzie raczej w gronie znajomych i przyjaciół, ale widzę poprawę. Jeśli faceci odrzucali wszystkie Twoje przejawy zainteresowania, to nie widzę innego wyjścia, jak to, ze w jakiś sposób ich odstraszasz. Być może też trafiają się tacy, dla których niedostępność jest atrakcyjna?

EDIT: Nie chcę się już odnosić do tego, o czym wspomniała Rin na temat wad samotnego życia, bo w sumie nie wiadomo, czy chodzi wyłącznie o partnera czy ogólnie o ludzi wokół nas. Są przecież osoby, które bardzo cenią sobie towarzystwo i innych ludzi a do związku wcale im się nie spieszy. Trzeba pamiętać, że wyniki badań oparte są na pewnej próbie a nawet, jeżeli ogół wykazuje pewne tendencje, co nie oznacza, że nie będzie wyjątków. A dla odporności to wolę sobie czosnek zagryzać smile
Natomiast uderzyło mnie stwierdzenie Rin, że jakiś tam facet nie powinien wybrzydzać bo jakaś kobieta się nim zainteresowała..? Podając powód, że wcześniej żadna inna nie chciała..Myślcie tak dalej, to będziecie same do końca..Naprawdę? Ktoś ma decydować za faceta z kim ma się spotykać? A może po prostu NIE BYŁ nią zainteresowany? Sam gość wie, czego tak naprawdę chce, a skoro wyczuł, że ktoś mu się narzuca, to po prostu ucieka. Kobietom też się narzuca wielu facetów i jakoś nie mają problemu ze spławianiem ich I tutaj jest chyba klucz w zrozumieniu CAŁKIEM ODMIENNEGO podejścia obu płci do wielu kwestii związanych ze związkami, choćby właśnie owo odrzucenie. Faceci dostają pewnie wiele razy kosza i jakby się mieli przejmować, że ktoś ich łaskawie nie zechciał, to pewnie populacja męska zmniejszyła się o połowę. .


Z tym czosnkiem to trochę.... no nie oceniam, ale ktoś, kto tego nie przeżył to nie zrozumie. Ja mam jednak bardzo słabą odporność, byle co i jestem chora (dlatego podczas epidemii nie wychodziłam wcale z domu, bo od razu byłabym chora) i zaręczam, że żaden czosnek nie pomoże. Oczywiście na odporność wpływa wiele czynników, bardzo wiele, ale samotność jest jednym z tych, które przyczyniają się do delikatnego jej obniżenia. I to prawda. Na początku studiów, kiedy poznawałam dużo osób, umawiałam się z chłopakami to po raz pierwszy od wielu lat nie miałam grypy na jesień i w zimę. Jak minęło to znowu się zaczęło. Może to przypadek, ale jednak dziwny.

Ja nie napisałam (Marta z resztą też nie), że jakiś facet nie powinien wybrzydzać, tylko dlatego, że wcześniej z nikim nie był. Chodziło o to, że nas to dziwi, że tacy faceci nie chcą dać nawet szansy. Nie chodziło o to, że mają się wiązać, bo tak, bo to by była hipokryzja z mojej strony, ponieważ sama nikogo nie miałam, ale nie wiążę się z każdym, któremu się spodobam. Jednak daję im szansę. Umawiam się choćby na jedno spotkanie, żeby się przekonać, czy dana osoba mi odpowiada czy nie, bo powiedzmy sobie szczerze- zupełnie innymi ludźmi jesteśmy w pracy czy na uczelni, gdzie jest sporo stresu, pracy i trzeba się skupić na czymś innym, a inaczej się zachowujemy, gdy jesteśmy wyluzowani. Poza tym w pracy/na uczelni są inni ludzie, więc jesteśmy skrępowani, na kawie jesteśmy skupieni na sobie. Dlatego ja się umawiam choćby na jedno spotkanie, bo to, że dany chłopak nie jest interesujący teraz nie znaczy, że czymś nie zaciekawi, gdy będziemy sam na sam. A my z Martą nie dostałyśmy nawet tej szansy, żeby wyskoczyć na kawę. I o to mi właśnie chodziło. Ktoś nas ocenia nie znając nas nawet

bagienni_k napisał/a:

Dla kobiet z kolei odrzucenie( z tego, co tutaj na forum można zauważyć) to jak uderzenie w twarz, największa zniewaga, jaka tylko może się trafić. Tutaj już oczywiście nie mówię o Autorce, ale o tym przypadku z koleżanką Rin a raczej ogólnej tendencji, jaka panuje w społeczeństwie.

Pisała to Marta, pisałam to ja. Powtórzę to znowu: tu nie chodzi o to, że ktoś raz dostał kosza, będąc już w kilku związkach, spotykając się z wieloma osobami. Tylko jeśli cały czas Ci nie wychodzi, masz swoje lata, Twoi znajomi się zaręczają, niektórzy mają dzieci, a Ty nie wiesz nawet jak się całować to jest frustrujące.
Mi też nie wychodzi praktycznie od zawsze. Tak jak Autorce. W liceum próbowałam zagadywać trochę, na studiach trochę bardziej. Nie wyszło ani razu. Po prostu pech, bo już nie wiem, jak to inaczej nazwać. Pamiętam, jak w liceum płakałam po nocach przez tych chłopaków. Na studiach nie płakałam, ale zaczęłam zawalać wszystko po kolei (musiałam wziąć też dziekankę, bo płaciłabym sporo za poprawę 2 przedmiotów), czasem czuję taki ucisk bólu i bezsilności w klatce piersiowej.
Ja mam 23 lata i mnie to boli, czuję frustrację, bezradność. Nie chcę nawet myśleć, jak okropnie musi się czuć Autorka, która jest trochę starsza i na tym samym etapie. Bo powiedzmy sobie szczerze- mamy obie po dwadzieściakilka lat, a przeciętny nastolatek ma większe doświadczenia w sferze uczuciowej niż my. To rodzi frustrację. Gdybyśmy miały albo kilka mniejszych związków, albo jeden, ale poważniejszy to jestem pewna, że inaczej byśmy do tego podchodziły.

Samo dostanie kosza, jednorazowe nie jest niczym złym, ale jeśli nie wychodzi w związkach od wielu lat, a do Ciebie lgną osoby, które Ci się nie podobają albo chcą Cię tylko wykorzystać, a Ci, którzy nam się podobają są niedostępni to jest to bardzo złe dla psychiki.
Ja już tyle razy płakałam po nocach, tyle już się zamartwiałam przez chłopaków, że ja się już po prostu boję zakochiwać, bo mnie się miłość nie kojarzy z motylami w brzuchu, z czymś przyjemnym, tylko z bólem. Bo za każdym razem było to samo: jak się zakochałam, to wszystko super, potem widziałam, że ktoś nie odwzajemnia uczucia i potem wiele miesięcy załamania, życia w takim amoku, niedowierzanie.
Podejrzewam, że jeśli Autorka nie czuje tego samego, to prawdopodobnie coś podobnego i ja bardzo jej współczuję.
Fakt, syty głodnego nie zrozumie i jeśli ktoś tego nie przeżył to nie będzie miał pojęcia o czym mówię

158

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Hmm, co do odporności, to akurat nie te temat, ale gdybym brał pod uwagę przede wszystkim kwestię bycia w związku bądź nie, na poziom mojej odporności, to prędzej zachorowałbym, ale na inne schorzenie. Takie, po którym wylądowałbym na jakimś oddziale zamkniętym.

Powody, dla których ktoś nie chce dać drugiej osobie szansy zna tylko ta osoba, więc nie warto się nad tym zastanawiać, szczególnie szukać wad w sobie. Skoro ten czy tamten facet odmówił spotkania, to tylko i wyłącznie jego intencja, nie można sobie od razu wmawiać, że coś z Wami jest nie tak. Tak samo pewnie jak wiele innych kobiet nie daje szansy wielu facetom, tak nagle znalazł się chłopak, który odmówił. Dlaczego? A kto to wie, pewnie tylko on? Co zatem warto zrobić? Rozglądać się dalej! Z drugiej strony może być też tak, że coś bliżej nieokreślonego odrzuca nas od innych osób i bardzo długo możemy nie widzieć o co tak naprawdę chodzi a od samych potencjalnych partnerów się tego nie dowiemy, bo pewnie dyplomatycznie nie zechcą nam o tym powiedzieć. Może ciężko samemu doradzać bezpośrednio, bo sam miałem jedynie kilka przelotnych znajomości i pewnie nastolatki mają istotnie pewne związkowe doświadczenie, ale szczerze mówiąc wisi mi to zupełnie. Spuściłem na to zasłonę i po prostu nie skupiam się nad tym, a szczerze mówiąc też nie jestem czy nie byłem rozrywany na każdym kroku. Nie oglądam się na innych i myślę, że to sporo pomaga, bo gdybym ciągle zwracał uwagę na osoby w otoczeniu i się PORÓWNYWAŁ z nimi, to być może miałbym podobne odczucia. Zatem mogę powiedzieć, że wszystko, co związane jest z życiem uczuciowym odbija się ode mnie jak od ściany, do tej pory nie czuję żadnych braków i poddałem się po prostu życiu, takim jakie jest, chwytając w swoje ręce zupełnie inne kwestie z nim związane.
W każdym razie może warto wziąć pod uwagę rady ludzi, którzy wprawdzie byli w co najmniej jednym związku, ale z pewnością wiedzą, jak nie popaść w taką rozpacz i frustrację, w jakiej Wy się znalazłyście.
Z pewnością mało osób było w związkach przez cały czas swojej młodości, nieprzerwanie. Zatem nawet, jak mieli krótszą bądź dłuższą przerwę (nieporównywalnie krótszą niż Wasz okres samotności), ale mogli tą przerwę odczuwać tak samo jak Wy  albo jeszcze gorzej. Jednak w końcu kogoś udało się im znaleźć, zatem nic nie jest niemożliwe, trzeba odkryć w sobie przyczyny niepowodzeń, nawet próbując zasięgnąć informacji u płci przeciwnej, jak choćby Koledzy, z którymi się znamy. Akurat Waszą wspólną cechą jest to, że nie spotykacie ludzi tak często, aby to zaowocowało związkiem. Albo jest to izolacja od ludzi, albo zamknięcie się na życie towarzyskie. Zamartwianie się, płacz czy ból- to wszystko przeżywacie (chyba) dlatego, żę odbieracie brak zainteresowania czy odrzucenie, jako dowód Waszej niedoskonałości czy umyślnie wyrządzaną Wam krzywdę. Może od pozbycia się tego wrażenia?

159

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Olinka napisał/a:

Uwierz, że to jest łatwiejsze niż myślisz. Jeśli tylko będzie to właściwy mężczyzna i przyjdzie na to właściwy moment, to wszystkie Twoje obawy znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Mężczyzna, któremu będzie na Tobie zależeć, zrobi wszystko, aby intymność nie budziła lęku, a była czymś, co Was do siebie zbliża jeszcze bardziej. Wtedy również Twoje doświadczenie, a raczej jego brak, nie będzie miał najmniejszego znaczenia.

Chciałabym w to wierzyć, ale w dobie obecnej rewolucji seksualnej, gdzie seks jest na wyciągnięcie ręki, no to... Trochę wątpię w tę wyrozumiałość faceta, niemal na pewno będzie widział to jako dużą wadę, że musi trochę dłużej poczekać i uczyć mnie od podstaw. Nie wspominając o jakichś tam moim ograniczeniach psychicznych w tym temacie, bo na pewno nie jedna blokada przyjdzie po drodze. Nie wiem czy znajdzie się jeszcze facet, któremu będzie się chciało bawić w stopniowe oswajanie dorosłej kobiety, skoro szybko znajdzie lepsze kandydatki bez zahamowań i zawstydzenia w tym temacie.

Olinka napisał/a:

Moje obserwacje pokazują, że "w cenie" są naturalnie zachowujące się, zwyczajnie sympatyczne kobiety, a te testujące, trzymające na dystans, na siłę tajemnicze przyciągają tylko niewielką grupę mężczyzn, notabene niekoniecznie planujących z nimi poważny związek.

Moje obserwacje są przeciwne tongue Te spokojniejsze i bardziej takie "ułożone" dziewczyny są uznawane jako nudne i bez ikry, które nie mają "tego czegoś". Na przestrzeni ostatnich lat jak sobie przypominam, to praktycznie tylko takie były samotne. Te bardziej "postrzelone" miały adoratorów, nawet jeśli nie grzeszyły inteligencją, nawet mogły być trochę wulgarne, a i tak był wokół nich wianuszek facetów.

Rin Trine napisał/a:

No tak, ale czy warto udawać kogoś, kim się nie jest? Kojarzysz książkę "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy"? Czytałam gdzieś opinie o tej książce. Jedna dziewczyna napisała coś, co wyjątkowo mi wpadło w pamięć, a mianowicie fakt, że autorka książki "uczy", jak być niedostępną, zadziorną itp. Dziewczyna napisała, że widziała wiele dziewczyn, które nieudolnie i na siłę próbowały takie być i faceci od nich uciekali, a zna takie, które mają taką cechę charakteru po prostu, nie czytając książki to faceci lgną do nich jak szaleni. Nie wiem, na ile w tym prawdy, ale no takie opinie jak ta pojawiały się najczęściej.

Kojarzę, czytałam ją kilka lat temu i już nie pamiętam szczegółów, ale podczas czytania głównie byłam zażenowana. Nie umiałabym tak postępować, dla mnie to jakieś nienaturalne, żenujące i komiczne. Ale widzę, że te chwyty jednak na facetów działają, mimo że oni zwykle się zapierają, że nie i że ich to wkurza... A jednak za takimi kobietami latają, widocznie lubią ciągle walczyć, rywalizować i szarpać się w związku, może to ciągłe wzbudzanie adrenaliny u faceta jest potrzebne, żeby ta iskra namiętności u niego nie zgasła.

Rin Trine napisał/a:

Znajomi na studiach mnie trochę tego oduczyli, ale na firum zwracali mi ludzie uwagę w innych wątkach, że za bardzo wszystko analizuję i to prawda

Skądś to znam tongue Gdybym za każdym razem, gdy ktoś mi mówił "za dużo analizujesz", dostawała piątaka, to bym Was teraz wszystkich zaprosiła do mojej willi z basenem i jacuzzi. I to na Malediwach! big_smile  Z przelotem prywatnym samolotem dla VIPów tongue

Rin Trine napisał/a:

Koleżanka z roku chciała poderwać mojego kolegę z grupy. On na prawdę nie powinien wybrzydzać (szczególnie, że każda inna laska go olała),

Życie mi już nie raz pokazało, że ci najmniej urodziwi mężczyźni (czasem dodatkowo niezadbani) i wręcz totalnie nieogarnięci w kontaktach, potrafią wybrzydzać najbardziej, aż ociera się to o żenadę. Znałam takiego jednego gościa, którego nazwałabym wręcz jednostką wybitną w tym temacie, jemu to nawet modelka by chyba nie sprostała, zwłaszcza gdyby zmyła makijaż i by się okazało, że nie wygląda tak jak na okładce wyfotoszopowanej gazety. big_smile Zdarzają się takie zakompleksione jednostki, które właśnie szukają nie wiadomo jak cudownej i nierealnie idealnej partnerki pod każdym względem, bo chcieliby nią wyleczyć własne kompleksy - żeby była ich "wizytówką". Wydaje mi się, że przynajmniej w części przypadków wiąże się to z katastroficznie niskim poczuciem własnej wartości i zawziętej próbie udowodnienia sobie czegoś, że uda mu się zdobyć kobietę nierealną. A jednocześnie jest tam ukryty lęk przed odrzuceniem i bliskością, dlatego sami odrzucają na starcie wszystkie wokół, zanim to one ich porzucą/zrezygnują z randkowania, żeby ich ego nie zabolało i żeby nie zostali zranieni.


Rin Trine napisał/a:

Myślałam o założeniu tindera, ale to mnie trochę przeraża
Chociaż znam w sumie 3 pary, które się poznały przez ten portal

Tinder od jakiegoś czasu ma już przypiętą łatkę typowo pod One night stand, także bym odradzała zakładania konta akurat tam. Chyba najgorszy z możliwych wyborów, zwłaszcza dla kobiety wrażliwej i bez doświadczenia.


Ela210 napisał/a:

Posłuchaj  co napisalas: On naprawdę  nie powinien wybrzydzac...A może On lepiej wie czego chce? A tej koleżanki  nie chciał że swoich powodów. Jak musiał  uciekać,  to narzucala się i nie czuł się w jej towarzystwie komfortowo

WYDAJE MI SIĘ, że jej chodziło o to, że niektórzy mężczyźni mają wymagania naprawdę z księżyca i sami nie dają sobie nawet szansy na to, by lepiej poznać jakąś kobietę, bo bardzo łatwo przekreślają każdą za byle co. Mimo że sami swoją osobą "nie powalają", delikatnie mówiąc.


bagienni_k napisał/a:

Autorko, może właśnie w pierwszej kolejności należ y przełamać tą izolację? Zacząć nawiązywać kontakty z ludźmi, bezpośrednio bądź przez Internet? Jak się do ludzi nie wyjdzie, to ciężko oczekiwać, że wybranek sam wpadnie w ręce.

Myślisz, że bym nie chciała znaleźć znajomych, przyjaciół? big_smile Podejmowałam już próby w tym temacie, ale bardzo ciężko jest poznać nowe osoby, jeśli nie ma kto Cię wkręcić w swoje towarzystwo. Próbowałam odnowić starsze relacje (bezskutecznie), złapać nowe - ten sam efekt. Niestety to już taki wiek, że wiele osób ma swoje życie, swoją rodzinę, stałe grono przyjaciół/znajomych i bywa, że nawet dla nich brakuje już czasu. A co dopiero, żeby otwierać się na zupełnie obce osoby - większości już się zwyczajnie nie chce.


Rin Trine napisał/a:

Samo dostanie kosza, jednorazowe nie jest niczym złym, ale jeśli nie wychodzi w związkach od wielu lat, a do Ciebie lgną osoby, które Ci się nie podobają albo chcą Cię tylko wykorzystać, a Ci, którzy nam się podobają są niedostępni to jest to bardzo złe dla psychiki.

O to to. Tutaj jeszcze raz podkreślę, że martwi mnie coraz bardziej to, że te sporadyczne osoby, które próbują ze mną nawiązać znajomość, to często faceci w związkach lub starsi o jakieś 10 lat roll A ci żonaci potrafią być po prostu straszni... Zdarzały mi się już mega dziwne sytuacje z takimi natrętami, zdarzyło mi się nawet chyba dostrzec ze 2-3 razy u faceta tzw "grom" na mój widok, niestety każdy z nich był z 10 lat starszy... Nie wiem z czego to się bierze, bo ponoć wyglądam na mniej lat niż mam. Po drugie jestem raczej typem "dziewczęcym, delikatnym" niż takim "kobiecym, bardziej emanującym seksualnością". No i nie chodzę po barach, dyskotekach, imprezach (a to tam faceci najczęściej szukają odskoczni). Nie wiem z czego to wynika zupełnie, chyba jakaś dziwna energia ze mnie bije, że przyciągam facetów szukających romansów roll

160

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
marta929292 napisał/a:
Rin Trine napisał/a:

Samo dostanie kosza, jednorazowe nie jest niczym złym, ale jeśli nie wychodzi w związkach od wielu lat, a do Ciebie lgną osoby, które Ci się nie podobają albo chcą Cię tylko wykorzystać, a Ci, którzy nam się podobają są niedostępni to jest to bardzo złe dla psychiki.

O to to. Tutaj jeszcze raz podkreślę, że martwi mnie coraz bardziej to, że te sporadyczne osoby, które próbują ze mną nawiązać znajomość, to często faceci w związkach lub starsi o jakieś 10 lat roll A ci żonaci potrafią być po prostu straszni... Zdarzały mi się już mega dziwne sytuacje z takimi natrętami, zdarzyło mi się nawet chyba dostrzec ze 2-3 razy u faceta tzw "grom" na mój widok, niestety każdy z nich był z 10 lat starszy... Nie wiem z czego to się bierze, bo ponoć wyglądam na mniej lat niż mam. Po drugie jestem raczej typem "dziewczęcym, delikatnym" niż takim "kobiecym, bardziej emanującym seksualnością". No i nie chodzę po barach, dyskotekach, imprezach (a to tam faceci najczęściej szukają odskoczni). Nie wiem z czego to wynika zupełnie, chyba jakaś dziwna energia ze mnie bije, że przyciągam facetów szukających romansów roll

A czy Wy przypadkiem nie za szybko szufladkujecie ludzi? Marta, sama powiedziałaś, że facet z wątku wydawał Ci się dużo starszy i gdyby przy pierwszej rozmowie poprosił Cię o numer, to byś mu nie dała. A okazał się 5l starszy i w dodatku wolny.
Sama też dalej przeczysz sobie, bo z jednej strony zarzucasz facetom, że nawet na 1 kawę nie umówią a z drugiej odrzucasz zainteresowanie innych bo wydaje Ci się, że co tacy i owacy. Inna rzecz, że raz piszesz, że fajnie by było z kimś po spotykać, nabrać doświadczenia itd. a zaraz potem, że faceci chcą tylko romansu.
Może warto przeżyć romans, trochę oswoić w tym temacie? Ja rozumiem, że przysłowiowy pierwszy raz chciałabyś przeżyć z facetem, który będzie dla Ciebie kimś ważnym, tak samo jak Ty dla niego ale chyba w przypadku pierwszego pocałunku nie warto aż tak się nad tym zafiksowywać.
Tu ciągle piszecie, że nie zrozumie głodnego syty ale... biorąc pod uwagę, że obie wydajecie się fajnymi, sensownymi dziewczynami, trudno uwierzyć, że ŻADEN facet się Wami nie zainteresował przez te lata.
Ja dalej będę obstawać przy tym, że być może nieświadomie zamykacie się na nowe znajomości choćby zbyt wczesnym szufladkowaniem kogoś bądź odbieraniem tak a nie inaczej jego intencji. To rozkładanie każdego słowa czy gestu na trylion czynników pierwszych na pewno nie pomaga.
Samo stwierdzenie "chciałabym" nie wystarczy.
Bagienni_k zwrócił uwagę na jedną, wydaje mi się kluczową sprawę - umiejętność budowania relacji. Bycie samemu nie koniecznie musi oznaczać bycie samotnym. Czy przypadkiem nie macie problemu z tym by jakiekolwiek bliższe relacje budować, nawet koleżeńskie?

161 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-05 18:49:14)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Rox ma całkowitą rację!
Tutaj cały czas mam takie wrażenie, że wszystko się kręci w kółko. Trzeba się otworzyć na ludzi i nie traktować facetów od razu jako kandydatów na partnera, bo to aż bije z Waszych postów, mimo, że
zaprzeczacie. Tym bardziej, że nie nawiązujecie czy nie chce nawiązywać innego rodzaju znajomości. Zamiast wszystko dokładnie analizować, może warto się zastanowić, czy ZBYT wybiórczo nie podchodzicie
do znajomości z facetami. Do tego widać coś, co zawsze się pojawia w takich wątkach, czyli bezustanne skupianie się tylko i wyłącznie na negatywnych stronach aktualnego stanu. Skoro "syty głodnego
nie zrozumie", to się zastanawiam, dlaczego głodny nie zrozumie, że jednak wydarzenia mogą istotnie się potoczyć pozytywnie. Wmawianie sobie i powtarzanie w kółko niepowodzeń i przykrych doświadczeń a jednocześnie zamykanie się na możliwości czy zapewnienia, że jednak może być inaczej, że przypadków jest wiele a te, które nam się przytrafiają nie są jedynymi jakie można spotkać. Skoro jest obawa o
to, jak będzie wyglądać relacja z tym czy innym facetem, to ma się wrażenie, że ta relacja miałaby być ta jedyną, już na zawsze, stąd ten lęk przed odrzuceniem, bo nie dopuszcza się w ogóle, że związek się może skończyć czy tez możliwa jest inna relacja poza tą jedyną do końca życia. Pozbądźcie się najpierw tego czarnowidztwa, tego zwątpienia na każdym kroku widzącego trudności i ciemne kolory a potem starajcie się nawiązywać kontakty z ludźmi.

162

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Roxann napisał/a:

A czy Wy przypadkiem nie za szybko szufladkujecie ludzi? Marta, sama powiedziałaś, że facet z wątku wydawał Ci się dużo starszy i gdyby przy pierwszej rozmowie poprosił Cię o numer, to byś mu nie dała. A okazał się 5l starszy i w dodatku wolny.

No raczej nie dałabym mu wtedy numeru (choć pewności nie mam, to by zależało od tego w jaki sposób by poprosił i czy by przytoczył jakiś argument ku temu tongue ), ale to nie z powodu samego wieku, ale raczej całej tej sytuacyjnej otoczki smile Przede wszystkim wydałoby mi się to trochę dziwne, biorąc pod uwagę jego zawód (on raczej budzi duży dystans) i że zrobił to właśnie w pracy i tak przy koledze, raptem po krótkiej rozmowie. Raczej miałabym opór przed podaniem takich danych (nie lubię rozdawać swojego numeru), prędzej zaproponowałabym FB smile Chociaż w tamtym momencie po prostu nie patrzyłam na niego w taki sposób jak teraz, a cała ta sytuacja była dla mnie zaskakująca i wręcz stresująca, może też dlatego. Poza tym był totalnym przeciwieństwem mojego typu i jak dotąd nie sądziłam, że nadwaga u faceta mogłaby być dla mnie do przeskoczenia. Z czasem jakoś tak mi się opatrzył i te jego uśmiechy spowodowały, że spojrzałam na niego z innej strony.

Roxann napisał/a:

Sama też dalej przeczysz sobie, bo z jednej strony zarzucasz facetom, że nawet na 1 kawę nie umówią a z drugiej odrzucasz zainteresowanie innych bo wydaje Ci się, że co tacy i owacy. Inna rzecz, że raz piszesz, że fajnie by było z kimś po spotykać, nabrać doświadczenia itd. a zaraz potem, że faceci chcą tylko romansu.

Odrzuciłam zainteresowanie od tych żonatych i zajętych i to z nimi nie miałam ochotę umawiać się na kawki, bo nie szukam dodatkowych kłopotów. smile Piszesz w taki sposób, jakbym odtrąciła nie wiem jak wielką liczbę facetów, a to są pojedyncze przypadki. A odrzucałam głównie dlatego, że byli zajęci lub za starzy dla mnie.

Roxann napisał/a:

Może warto przeżyć romans, trochę oswoić w tym temacie? Ja rozumiem, że przysłowiowy pierwszy raz chciałabyś przeżyć z facetem, który będzie dla Ciebie kimś ważnym, tak samo jak Ty dla niego ale chyba w przypadku pierwszego pocałunku nie warto aż tak się nad tym zafiksowywać.

No ja jednak bym nie chciała iść do łóżka z kimś, dla kogo jestem tylko numerem 50 do zaliczenia. Albo z żonatym facetem. Nie twierdzę, że "mój pierwszy" będzie już tym ostatnim i że skończy się to ślubem, ale seks bez odwzajemnionego uczucia i bez zaufania nie wchodzi totalnie w grę. Jeśli nikt mnie nigdy nie obdarzy większym uczuciem, no to trudno - będę musiała to jakoś przeboleć i tyle. Znam siebie i swoją wrażliwość na tyle, by wiedzieć, że taki seks z byle kim tylko zrobiłby mi jeszcze większe kuku w psychice, a to ostatnie czego potrzebuję.

Roxann napisał/a:

Bagienni_k zwrócił uwagę na jedną, wydaje mi się kluczową sprawę - umiejętność budowania relacji. Bycie samemu nie koniecznie musi oznaczać bycie samotnym. Czy przypadkiem nie macie problemu z tym by jakiekolwiek bliższe relacje budować, nawet koleżeńskie?.

U mnie od kilku lat jest taki problem, chyba mogę tak to określić. Będzie już ze 3 lata jak nie mam żadnej koleżanki - tak, ani jednej. Tzn takiej na miejscu, znajomości na odległość z sieci nie liczę, no ale z nimi nie wyskoczę na spacer na miasto. Tutaj u siebie nie mam już nikogo. Zawsze miałam introwertyczną naturę i miałam pojedyncze relacje na różnych etapach życia, ale takie bliższe. Nie wychodzi mi small talk i podtrzymywanie relacji na siłę z ludźmi, z którymi mi kompletnie nie po drodze i z którymi nie mam nic wspólnego, męczę się wtedy strasznie (i ta druga strona też), więc szybko się to wyciszało, z ulgą dla obu stron. A przyjaźnie z czasów szkoły się rozpadły lub schłodziły z czasem do zera, bo śluby, dzieci, wyprowadzki, itd. A poznawanie dziś nowych osób to koszmar - z rok temu pojawiła się taka sprzyjająca okazja, żeby pogadać pod sklepem z jedną dziewczyną (złapała nas ulewa i schowałyśmy się pod dachem) i się naprawdę nagimnastykowałam, żeby pociągnąć rozmowę (zresztą ona wydawała się dość chętna i też się udzielała), nawet na koniec wyciągnęłam od niej namiar na FB... No ale co z tego, jak ona nie ma chęci tego kontynuować. Widuję ją nie raz samą na spacerach z psem, to tylko cześć - cześć, no i wieje od razu smile Także nic na siłę, ja z siebie dałam wszystko, żeby to podtrzymać i jej nawet powiedziałam, że cieszę się z tej ulewy, bo dzięki temu ją poznałam i mam nadzieję, że może kiedyś wyskoczymy razem na jakiś spacer jeszcze, skoro tu mieszka i też jest sama. Widziałam trochę podobieństw między nami (z godzinę gadałyśmy jak nic) i sądziłam, że może się uda, no ale nie to nie, pozostaje zaakceptować jej wybór smile

163

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
marta929292 napisał/a:

No raczej nie dałabym mu wtedy numeru (choć pewności nie mam, to by zależało od tego w jaki sposób by poprosił i czy by przytoczył jakiś argument ku temu tongue ), ale to nie z powodu samego wieku, ale raczej całej tej sytuacyjnej otoczki smile Przede wszystkim wydałoby mi się to trochę dziwne, biorąc pod uwagę jego zawód (on raczej budzi duży dystans) i że zrobił to właśnie w pracy i tak przy koledze, raptem po krótkiej rozmowie. Raczej miałabym opór przed podaniem takich danych (nie lubię rozdawać swojego numeru), prędzej zaproponowałabym FB smile Chociaż w tamtym momencie po prostu nie patrzyłam na niego w taki sposób jak teraz, a cała ta sytuacja była dla mnie zaskakująca i wręcz stresująca, może też dlatego. Poza tym był totalnym przeciwieństwem mojego typu i jak dotąd nie sądziłam, że nadwaga u faceta mogłaby być dla mnie do przeskoczenia. Z czasem jakoś tak mi się opatrzył i te jego uśmiechy spowodowały, że spojrzałam na niego z innej strony.

Więc sama widzisz, jak pierwsze wrażenie może być mylne.

marta929292 napisał/a:

]
No ja jednak bym nie chciała iść do łóżka z kimś, dla kogo jestem tylko numerem 50 do zaliczenia. Albo z żonatym facetem. Nie twierdzę, że "mój pierwszy" będzie już tym ostatnim i że skończy się to ślubem, ale seks bez odwzajemnionego uczucia i bez zaufania nie wchodzi totalnie w grę. Jeśli nikt mnie nigdy nie obdarzy większym uczuciem, no to trudno - będę musiała to jakoś przeboleć i tyle. Znam siebie i swoją wrażliwość na tyle, by wiedzieć, że taki seks z byle kim tylko zrobiłby mi jeszcze większe kuku w psychice, a to ostatnie czego potrzebuję.

Przecież ja nie napisałam byś się z kimś umawiała na seks, tylko umówiła po prostu. Skąd wiesz, że ci faceci byli tacy jak sądzisz. Ten z wątku też wydawał Ci się dużo starszy. Po prostu nie wierzę, że sami żonaci się interesowali (sądząc po tym jak dorabiasz ideologie)

marta929292 napisał/a:

U mnie od kilku lat jest taki problem, chyba mogę tak to określić. Będzie już ze 3 lata jak nie mam żadnej koleżanki - tak, ani jednej. Tzn takiej na miejscu, znajomości na odległość z sieci nie liczę, no ale z nimi nie wyskoczę na spacer na miasto. Tutaj u siebie nie mam już nikogo. Zawsze miałam introwertyczną naturę i miałam pojedyncze relacje na różnych etapach życia, ale takie bliższe. Nie wychodzi mi small talk i podtrzymywanie relacji na siłę z ludźmi, z którymi mi kompletnie nie po drodze i z którymi nie mam nic wspólnego, męczę się wtedy strasznie (i ta druga strona też), więc szybko się to wyciszało, z ulgą dla obu stron. A przyjaźnie z czasów szkoły się rozpadły lub schłodziły z czasem do zera, bo śluby, dzieci, wyprowadzki, itd. A poznawanie dziś nowych osób to koszmar - z rok temu pojawiła się taka sprzyjająca okazja, żeby pogadać pod sklepem z jedną dziewczyną (złapała nas ulewa i schowałyśmy się pod dachem) i się naprawdę nagimnastykowałam, żeby pociągnąć rozmowę (zresztą ona wydawała się dość chętna i też się udzielała), nawet na koniec wyciągnęłam od niej namiar na FB... No ale co z tego, jak ona nie ma chęci tego kontynuować. Widuję ją nie raz samą na spacerach z psem, to tylko cześć - cześć, no i wieje od razu smile Także nic na siłę, ja z siebie dałam wszystko, żeby to podtrzymać i jej nawet powiedziałam, że cieszę się z tej ulewy, bo dzięki temu ją poznałam i mam nadzieję, że może kiedyś wyskoczymy razem na jakiś spacer jeszcze, skoro tu mieszka i też jest sama. Widziałam trochę podobieństw między nami (z godzinę gadałyśmy jak nic) i sądziłam, że może się uda, no ale nie to nie, pozostaje zaakceptować jej wybór smile

No właśnie byłaś wcześniej odludkiem a teraz jak zamknęłaś na tej swojej 'wsi' to tym bardziej.
Brak jakichkolwiek relacji nawet koleżeńskich znacznie utrudnia wchodzenie w nowe relacje, nawet znajomości, nie mówiąc o związkach. Dobrze radziła Ela, musisz w jakiś sposób wyjść z tego poza swoją miejscowość bo to jest teraz Twój główny problem.
Mając znajomych, miałabyś większą szansę na poznanie faceta i ogólnie większe doświadczenie, naturalność w kontaktach.

164

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Roxann napisał/a:

Przecież ja nie napisałam byś się z kimś umawiała na seks, tylko umówiła po prostu. Skąd wiesz, że ci faceci byli tacy jak sądzisz. Ten z wątku też wydawał Ci się dużo starszy. Po prostu nie wierzę, że sami żonaci się interesowali (sądząc po tym jak dorabiasz ideologie)

A Ty w dalszym ciągu piszesz tak, jakby Ci faceci spadali mi z księżyca w nie wiadomo jakich ilościach i mnie bombardowali wiadomościami i zaproszeniami na kawę, a ja taka wredna wybrzydzająca i odmawiam big_smile
No fajnie by było, ale niestety. Gdyby to była prawda, to ten post by w ogóle nie powstał big_smile

Na przestrzeni roku dostałam chyba tylko trzy propozycje wyskoczenia na kawę (próbuję sobie przypomnieć intensywnie, ale chyba nikogo nie pominęłam):

1. Od kolegi z pracy "mojego X" (o którym tu piszę) - udawał mojego kolegę i sugerował swaty z X. Na początku sobie pisaliśmy i gadaliśmy tak luźno, bo wydawało mi się, że sytuacja jest jasna i czysta, że mi chodzi o X, a on by chciał pomóc (bo sam już ma żonę i dziecko). Niestety po czasie wyszło, że to krętacz i mnie okłamywał w kilku sprawach. Pod koniec zresztą zaczął robić do mnie jakby umizgi i pisać dziwne i śliskie teksty, no i na kawkę chciał wyskoczyć. Jak wysypał się na kłamstwie, to ucięłam to już całkiem, bo manipulant okrutny, do tego zaczął zachowywać się niesmacznie i współczuję jego żonie takiego partnera smile

2. Od jakiegoś faceta na FB - 8 lat starszy ode mnie, więc i tak za dużo... Ale i tak spróbowałam z nim chwilę popisać, jednak rozmowa się tak wybitnie nie kleiła, że to była istna męczarnia i katastrofa.

3. Od jakiegoś faceta na FB - 10 lat starszy, za to wieczny imprezowicz, bo na fejsie same zdjęcia z panami z klubów, te zdjęcia w dodatku dosyć... dziwne.

Zaczepia mnie też na Instagramie i Fb pewien dziwny pan (lat 40), który jest zaręczony, jednak nie przeszkadza mu to w zasypywaniu mnie wiadomościami, że gdzieś tam mnie widział i jaka to promienna jestem i że widać po mnie, że wiosna przyszła big_smile Mimo że na te zaczepki nie reaguję, to pod byle pretekstem dosyła mi kolejne głupoty.


Roxann napisał/a:

Mając znajomych, miałabyś większą szansę na poznanie faceta i ogólnie większe doświadczenie, naturalność w kontaktach.

Zdaję sobie z tego sprawę, jednak niezmiernie ciężko jest poznać kogoś nowego i się zakolegować tak po prostu. Ludzie już mają swoje życie, rodziny, swój krąg znajomych - są wiecznie zabiegani i na wszystko im już brakuje czasu. A ja też nie mam takiej łatwości w nawiązywaniu kontaktów, a przynajmniej nie potrafię tak po prostu ludzi zaczepiać bez kontekstu, to mission impossible.

165

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Ciężko, naprawdę ciężko mi uwierzyć, że ktoś żyje w takiej izolacji, że nie ma absolutnie ŻADNYCH znajomych, nawet ani jednego. Sam nie mam całego tabunu czy rzeszy przyjaciół, przynajmniej tych bliskich, ale ZAWSZE ktoś tam się znajdzie, z kim można gdziekolwiek wyjść czy cokolwiek zdziałać. Zmiana tego stanu jest chyba pierwszym etapem do rozwiązania Twojego problemu. Ludzie po prostu sami do Ciebie nie przyjdą i nie zapukają do Twoich drzwi smile Jesteś teraz jakby w klatce i nie masz możliwości nawiązać żadnych znajomości, pora zatem na zmiany. Pierwsze wrażenie ma to do siebie, że może być bardzo mylne. Skoro Ty się możesz pomylić co do faceta, to do Ciebie pewnie też faceci mogą się pomylić.

166

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
bagienni_k napisał/a:

Jesteś teraz jakby w klatce i nie masz możliwości nawiązać żadnych znajomości, pora zatem na zmiany. Pierwsze wrażenie ma to do siebie, że może być bardzo mylne. Skoro Ty się możesz pomylić co do faceta, to do Ciebie pewnie też faceci mogą się pomylić.

Otóż to. Wydajesz się być naprawdę spoko dziewczyną ale zamkniętą w swojej 'wsi'. Może i w sobie.
Skoro portale nie przyniosły skutku, a u siebie nie masz możliwości by kogoś poznać, to może zacznij z drugiej strony i spróbuj poszukać osób do przyjaźni, takich jak choćby Rin?
Nie zniechęcaj ewentualną odległością. Może odwiedzenie siebie w innej miejscowości, jakiś wspólny wypad da Ci więcej wiatru w żagle.
Ogólnie chyba tak jest, że osoby same (bez związku) zawiązują znajomości po to by jakoś razem ten stan raz sobie jakoś umilić, a dwa razem zawsze fajniej gdzieś wyjść czy wyjechać a to stwarza nowe możliwości. Otworzysz na jedną osobę, otworzysz na inne... poza tym nauczysz się spędzać czas nie tylko sama z książką, ale i w innych okolicznościach - zaczniesz korzystać z życia. Szkoda go tracić na siedzeniu samemu, biadoleniu, że nie możesz znaleźć faceta i analizowaniu na trylion sposobów jakiś gest czy słowo, które jakiś facet miał/wypowiedział w stosunku do Ciebie.
Ja może nie mam czy nie miałam problemów z poznawaniem facetów, ale z budowaniem trwałych związków już tak. Też miałam trudną sytuację rodzinną itd. Też myślałam, że będę sama... tak wiem powiesz, że to inaczej bo miałaś faceta itd., tylko co z tego? Skoro wniosek ten sam - pewnie będę sama i mam już dość wchodzenia w relacje bo zawsze kończy tak samo. 
Musisz coś zmienić w sobie, swoim podejściu do ludzi, wyjść poza swoją 'wieś". Inaczej trudno oczekiwać by samo coś się zmieniło.

167

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Autorko przeczytaj kilka razy powyższy post Roxann a myślę, że zaczniesz powoli zrozumieć, w czym tkwi problem. Pomoże Ci to na wyjście z tych swoich 4 ścian smile W przypadku Rin może być nieco inaczej, bo ona kontakt z ludźmi ma cały czas.

168

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
bagienni_k napisał/a:

Autorko przeczytaj kilka razy powyższy post Roxann a myślę, że zaczniesz powoli zrozumieć, w czym tkwi problem. Pomoże Ci to na wyjście z tych swoich 4 ścian smile W przypadku Rin może być nieco inaczej, bo ona kontakt z ludźmi ma cały czas.

Może razem umówicie się gdzieś na kawę? Wakacje idą.. wink

169

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Marta, może zdradzisz nam z jakiego jestes województwa? Jeśli chodzi o portale randowe to opisałaś je w negatywnym świetle, ale nie sądzę że to do końca obiektywny obraz i jestem zdania że tam też można poznać fajną osobę. Trochę jak z klubami - też można powiedzieć że nie warto tam szukać bo chodzą tam puste dziewczyny i faceci z jednym w głowie. W każdym razie chodzi o zwięszkenie swoich szans na jakieś nowe doznania, wiem że te doświadczenia nie zawsze będą przyjemne, ale chyba powinniśmy znać swoją wartość, nie brać wszystkiego do siebie i umiejętnie wybierać.
Wydaje mi się też że niepotrzebnie demonizujecie wyjście z inicjatywą przez dziewczynę. Sms w opisywanej sytuacji był w sam raz, chodzi o to żeby dać facetowi wyraźny sygnał zainteresowania, ale z klasą i wyczuciem. Wtedy jeśli facet jest zainteresowany to przejmuje inicjatywe, zaprasza na randkę itd. Jak nie jest zainteresowany to nie przejmuje inicjatywy, a nieodpuszczanie przez dziewczynę tylko odstraszy. Nawet samo określenie że dziewczyna podrywa dziwnie dla mnie brzmi.

170

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Ale dlaczego kuźwa dziewczyna ma nie móc faceta wyrwać? Przecież niekoniecznie mowa jest tutaj o desperacji, tylko odpowiednim podejściu i sposobie podrywu! Chodzi o sam początek, pierwszy krok czy działanie bezpośrednie. Poza ewentualną nieśmiałością ze strony kobiety, to czy naprawdę każdy facet musi zawsze zaczynać? Czy Wam tutaj Panowie nie sprawiłoby przyjemności, gdyby Was atrakcyjna dzieczyna zaczęła podrywać? Sam jestem zdania, że trzeba zluzować czasami z tego samczego pędu do łowów i dać szansę się kobiecie wykazać..

171

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
bagienni_k napisał/a:

Ale dlaczego kuźwa dziewczyna ma nie móc faceta wyrwać? Przecież niekoniecznie mowa jest tutaj o desperacji, tylko odpowiednim podejściu i sposobie podrywu! Chodzi o sam początek, pierwszy krok czy działanie bezpośrednie. Poza ewentualną nieśmiałością ze strony kobiety, to czy naprawdę każdy facet musi zawsze zaczynać? Czy Wam tutaj Panowie nie sprawiłoby przyjemności, gdyby Was atrakcyjna dzieczyna zaczęła podrywać? Sam jestem zdania, że trzeba zluzować czasami z tego samczego pędu do łowów i dać szansę się kobiecie wykazać..

Owszem byleby facet nie zostawał obojętny albo 'ślepy' wink

172

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Rozmowa była o tym, czy w ogóle ten SMS był rozpoznany.  Jak mógł  być  odebrany jako zainteresowanie,  to oczywiście  nie ma sensu dalej w to brnąć.

173 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-05 21:17:42)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Ela210 napisał/a:

Rozmowa była o tym, czy w ogóle ten SMS był rozpoznany.  Jak mógł  być  odebrany jako zainteresowanie,  to oczywiście  nie ma sensu dalej w to brnąć.

Ale nie wiemy i autorka też nie czy i jak ten sms został odebrany.
Oczywiście Marta uważa, że na pewno wie że tak i jak.. ale guzik wie.
Dorobiła sobie teorię jej pasującą i jej trzyma.
Czy tak jest w istocie? Tak, ale na 50%.

174

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Roxann napisał/a:

Czy przypadkiem nie macie problemu z tym by jakiekolwiek bliższe relacje budować, nawet koleżeńskie?

Oj tak. Nie mam przyjaciół. Staram się być dobrym człowiekiem, pomagać, ale mam co najwyżej znajomych, z którymi raz na czas gdzieś wyjdę, przeważnie wysłuchuję, pocieszam, ale jakbym chciała gdzieś wyjechać na wakacje to nie mam z kim. Albo z rodzicami, albo zostanie w domu. Sama trochę się boję wyjeżdżać.
Zależy na kogo się trafi, ale przyjaciół nie mam.
Fakt, mam problemy z budowaniem bliższych relacji, tylko te problemy są spowodowane długotrwałą samotnością, więc to takie błędne koło. Sama się raczej tego nie nauczę, jeśli w końcu nie nawiążę z kimś bliższej relacji, tylko jak to zrobić?
Lubię domówki, ale u nas mało osób je robi , więc nie ma jak poznawać ludzi (jak ktoś robi domówki, to przeważnie jest dziewczyn kilka razy więcej niż chłopaków, a ludzi widzisz raz na wiele tygodni/miesięcy). Na studiach dziennych sporo osób to tacy wiecznie narzekający, którym staram się w miarę pomóc (problemy miłosne, ciągły stres spowodowany studiami). Studiuję też zaocznie, to zjazdy są 2 razy w miesiącu, przeważnie ludzie przyjeżdżają z mniejszych miejscowości, więc nie ma jak się widywać, bo te same osoby pracują w tygodniu w innej miejscowości (plus typowo babski kierunek).
W pracy nie ma czasu na pogawędki.
W ośrodkach sportowych, w których trenowałam większość to dzieci i ludzie 2 razy starsi ode mnie. Nie mam nawet gdzie poznawać ludzi. Kontakty z uczelni to jedyne jakie mam, a ci ludzie nie są moimi wymarzonymi przyjaciółmi, bo nierzadko po spotkaniach z nimi potrafię się czuć gorzej niż przed, wrócić zdenerwowana, bo coś ktoś niemiłego powie. Też to powinnam urwać, ale inaczej zostanę sama. Jest kilka w miarę fajnych dziewczyn, ale mają chłopaków, więc są praktycznie niedostępne. Niby studiuję w miarę dużym mieście, ale nie poznaję nowych osób, mimo że mam zapchany czas różnymi zajęciami. Niby mam tłumy ludzi wokół siebie, ale i tak czuję się samotna. Wystarczyłby mi chłopak i jedna koleżanka, ale taka na prawdę bliska, że jak mi smutno i źle to wiem, do kogo mogę zadzwonić

marta929292 napisał/a:

Życie mi już nie raz pokazało, że ci najmniej urodziwi mężczyźni (czasem dodatkowo niezadbani) i wręcz totalnie nieogarnięci w kontaktach, potrafią wybrzydzać najbardziej, aż ociera się to o żenadę.

Ja nie mówię, że jak kimś się zainteresuje płeć przeciwna to ma brać jak leci, tylko jest to dziwne, że nawet nie daje szansy na bliższe poznanie.
Ten mój odmówił mi nawet kawy. Potem, kilka miesięcy później wiele razy na grupie na fb, na której jesteśmy wraz z kilkoma znajomymi z roku marudził, że mu nie wychodzi w miłości, że jest beznadziejny, ale mnie nawet szansy nie dał, kiedy to ja go zapraszałam. Ja rozumiem zakochać się bez wzajemności, ale trzeba żyć dalej, a nie rozpamiętywać cały czas jedną osobę sprzed iluś tam lat
I to prawda
"WYDAJE MI SIĘ, że jej chodziło o to, że niektórzy mężczyźni mają wymagania naprawdę z księżyca i sami nie dają sobie nawet szansy na to, by lepiej poznać jakąś kobietę, bo bardzo łatwo przekreślają każdą za byle co. Mimo że sami swoją osobą "nie powalają", delikatnie mówiąc."- dokładnie o to mi chodziło. Dziewczyna się za dużo uśmiecha- pewnie jest dziecinna. Za mało się uśmiecha- na pewno jest ponura i nic ją nie cieszy. Jest szczupła i zdrowa- za chuda. Ma biust i tyłek- za gruba. Włosy mają nie ten kolor, dziwnie chodzi- zawsze można znaleźć coś nie tak, bo nikt nie jest idealny
I ten chłopak tak samo: wytykał mi wielokrotnie, że jestem za chuda- serio, od nikogo nie usłyszałam od dawna, że coś jest z moją figurą nie tak, wręcz przeciwnie, bo zawsze ćwiczyłam i zdrowo się odżywiałam, a co najlepsze on sam nie wygląda jak grecki bóg, więc jest ostatnią osobą, która mogłaby mi mówić coś takiego. Tak samo przed jednym wykładem sugerował, że on jest dojrzalszy mentalnie ode mnie- co najlepsze to ja uważałam, że on to jeszcze taki chłopaczek, niezbyt dojrzały, ale jako że dobrze rokuje to zaakceptuję to jakoś, bo kiedyś dojrzeje. A ja mentalnie się czuję z 10 lat starzej, tylko kryłam to, uśmiechałam się, nie wprowadzałam grobowej atmosfery i on to chyba uznał za niedojrzałe (albo wymyślił ten argument, bo do niczego nie mógł się przyczepić, bo już nie wiem)
Tak więc tak, niektórzy mają wymagania z kosmosu, bo serio nie wiem, czego chciał ten chłopak, skoro czepiał się u mnie rzeczy, które nawet nie są moimi wadami. Chcę zobaczyć w przyszłości jego żonę.

marta929292 napisał/a:

Tinder od jakiegoś czasu ma już przypiętą łatkę typowo pod One night stand, także bym odradzała zakładania konta akurat tam. Chyba najgorszy z możliwych wyborów, zwłaszcza dla kobiety wrażliwej i bez doświadczenia

No właśnie wiem, ale z drugiej strony znam 3 dziewczyny, które znalazły swoich chłopaków właśnie tam. Dla każdej z nich to pierwszy chłopak

bagienni_k napisał/a:

Ale dlaczego kuźwa dziewczyna ma nie móc faceta wyrwać? Przecież niekoniecznie mowa jest tutaj o desperacji, tylko odpowiednim podejściu i sposobie podrywu! Chodzi o sam początek, pierwszy krok czy działanie bezpośrednie. Poza ewentualną nieśmiałością ze strony kobiety, to czy naprawdę każdy facet musi zawsze zaczynać? Czy Wam tutaj Panowie nie sprawiłoby przyjemności, gdyby Was atrakcyjna dzieczyna zaczęła podrywać? Sam jestem zdania, że trzeba zluzować czasami z tego samczego pędu do łowów i dać szansę się kobiecie wykazać..

Wydaje mi się, że właśnie brak obycia i doświadczenia też tu odgrywa dużą rolę.
My będą zawsze same nie nauczyłyśmy się, jak podrywać faceta.
Przykładowo ja nie potrafię flirtować. Serio. Każdą relację traktuję na luzie, koleżeńsko, bez żadnego uwodzącego tonu, po prostu po kumpelsku, lub bardzo normalnie (zależy, z kim rozmawiam, czy z kolegą czy z innym facetem). Nie flirtuję, bo i tak mam wrażenie, że to nie ma sensu, bo nic z tego nie będzie- jak zwykle. Mam wrażenie, że mój "flirt" i "podryw" wyglądają po prostu głupio, bo no nie potrafię być zmysłowa. Nie mam w sobie "tego czegoś"
Nie wiem już, czy to brak doświadczenia, czy nie mam po prostu takiego wrodzonego nautralnego uroku

175

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Widzę, że mamy tutaj  2 młode osóbki, które nie bardzo wiedzą jak się wziąć za siebie i które szukają z jednej strony wytłumaczenia swojego zachowania a z drugiej zaś strony magicznego sposobu aby to wszystko się ot tak zmieniło ok 180 stopni.

176

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Rin Trine napisał/a:
marta929292 napisał/a:

Życie mi już nie raz pokazało, że ci najmniej urodziwi mężczyźni (czasem dodatkowo niezadbani) i wręcz totalnie nieogarnięci w kontaktach, potrafią wybrzydzać najbardziej, aż ociera się to o żenadę.

Ja nie mówię, że jak kimś się zainteresuje płeć przeciwna to ma brać jak leci, tylko jest to dziwne, że nawet nie daje szansy na bliższe poznanie.
Ten mój odmówił mi nawet kawy. Potem, kilka miesięcy później wiele razy na grupie na fb, na której jesteśmy wraz z kilkoma znajomymi z roku marudził, że mu nie wychodzi w miłości, że jest beznadziejny, ale mnie nawet szansy nie dał, kiedy to ja go zapraszałam.

Bo, widać, mu nie wychodzi. Tylko to przecież nie oznacza, że ma z Tobą iść na kawę i dawać jakieś szanse. Niezależnie od nie/istnienia jakichś świeżych ex. Jakby dobór w pary działał na zasadzie "dawania szansy" to panny z randek online miałby kalendarz zapchany 24/7/365. wink

Zdaję sobie z tego sprawę, jednak niezmiernie ciężko jest poznać kogoś nowego i się zakolegować tak po prostu. Ludzie już mają swoje życie, rodziny, swój krąg znajomych - są wiecznie zabiegani i na wszystko im już brakuje czasu

A jak mają czas to raczej dla "starych znajomych".

Poza tym im dłużej człowiek żyje w samotni, tym trudniej mu będzie odnaleźć się w świecie randkowym, bo jakby już trochę wypada z gry, nie odnajduje się w nowych standardach, itd.

Słowa "gra" w kontekście relacji .... ech roll
W pewnym momencie trzeba sobie odpuścić i pójść z prądami historii. W końcu, w UE, udział jednoosobowych gospodarstw domowych ciągle rośnie. W ogóle relacje się sypią, więc to jest kompletnie normalne.

177

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Rin Trine napisał/a:
Roxann napisał/a:

Czy przypadkiem nie macie problemu z tym by jakiekolwiek bliższe relacje budować, nawet koleżeńskie?

Oj tak. Nie mam przyjaciół. Staram się być dobrym człowiekiem, pomagać, ale mam co najwyżej znajomych, z którymi raz na czas gdzieś wyjdę, przeważnie wysłuchuję, pocieszam, ale jakbym chciała gdzieś wyjechać na wakacje to nie mam z kim. Albo z rodzicami, albo zostanie w domu. Sama trochę się boję wyjeżdżać.
Zależy na kogo się trafi, ale przyjaciół nie mam.
Fakt, mam problemy z budowaniem bliższych relacji, tylko te problemy są spowodowane długotrwałą samotnością, więc to takie błędne koło. Sama się raczej tego nie nauczę, jeśli w końcu nie nawiążę z kimś bliższej relacji, tylko jak to zrobić?
Lubię domówki, ale u nas mało osób je robi , więc nie ma jak poznawać ludzi (jak ktoś robi domówki, to przeważnie jest dziewczyn kilka razy więcej niż chłopaków, a ludzi widzisz raz na wiele tygodni/miesięcy). Na studiach dziennych sporo osób to tacy wiecznie narzekający, którym staram się w miarę pomóc (problemy miłosne, ciągły stres spowodowany studiami). Studiuję też zaocznie, to zjazdy są 2 razy w miesiącu, przeważnie ludzie przyjeżdżają z mniejszych miejscowości, więc nie ma jak się widywać, bo te same osoby pracują w tygodniu w innej miejscowości (plus typowo babski kierunek).
W pracy nie ma czasu na pogawędki.
W ośrodkach sportowych, w których trenowałam większość to dzieci i ludzie 2 razy starsi ode mnie. Nie mam nawet gdzie poznawać ludzi. Kontakty z uczelni to jedyne jakie mam, a ci ludzie nie są moimi wymarzonymi przyjaciółmi, bo nierzadko po spotkaniach z nimi potrafię się czuć gorzej niż przed, wrócić zdenerwowana, bo coś ktoś niemiłego powie. Też to powinnam urwać, ale inaczej zostanę sama. Jest kilka w miarę fajnych dziewczyn, ale mają chłopaków, więc są praktycznie niedostępne. Niby studiuję w miarę dużym mieście, ale nie poznaję nowych osób, mimo że mam zapchany czas różnymi zajęciami. Niby mam tłumy ludzi wokół siebie, ale i tak czuję się samotna. Wystarczyłby mi chłopak i jedna koleżanka, ale taka na prawdę bliska, że jak mi smutno i źle to wiem, do kogo mogę zadzwonić

Tak właśnie mi się wydawało bo jednak ciągły brak związków czy bliższych relacji damsko-męskich nie wziął się z znikąd i taki stan rzeczy musiał mieć kiedyś swój początek i powód. Przecież nie żyjecie na pustyni, chodziliście do szkół, spotykacie ludzi. To raczej nie przypadek, że nie macie nie tylko facetów ale żadnych bliższych znajomych.
Piszesz, że lubisz domówki, dlaczego sama kogoś nie zaprosisz czy do siebie czy po prostu nie wyjdziesz z inicjatywą? Może warto zainwestować czas i energię w jakąś przyjaźń?
Piszesz, że wystarczyłby Ci chłopak i jedna bliższa koleżanka ale nic się samo nie zadzieje, nie wystarczy powiedzieć chciałabym. Zwykłe znajomości czy przyjaźnie też wymagają sporo wysiłku by były wartościowe i trwałe. Związek tym bardziej.
Mało komu udaje się od razu trafić na osobę, która potem staje się partnerem życiowym. Zwykle każdy z nas ma co najmniej kilka miłosnych rozczarowań po drodze. Dlatego trwałe przyjaźnie są niezmiernie ważne w życiu.

178

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Roxann napisał/a:

Tak właśnie mi się wydawało bo jednak ciągły brak związków czy bliższych relacji damsko-męskich nie wziął się z znikąd i taki stan rzeczy musiał mieć kiedyś swój początek i powód. Przecież nie żyjecie na pustyni, chodziliście do szkół, spotykacie ludzi. To raczej nie przypadek, że nie macie nie tylko facetów ale żadnych bliższych znajomych.

Właśnie zastanawiam się, czym to jest spowodowane. Nieważne czy jestem miła czy wredna, smutna czy uśmiechnięta, wiecznie coś jest nie tak. Czasem mam wrażenie, że choćbym była chodzącym ideałem, to i tak nie sprostam wymaganiom innych ludzi (i to zarówno jako koleżanka co dziewczyna).
Kiedy miałam 16 lat pojechałam na obóz jazdy konnej. Poznałam tam dziewczynę, z którą się polubiłyśmy. Mieszkałyśmy na odległość, ale niedaleko, w święta, ferie, wakacje starałyśmy się regularnie widywać. No ale przyszły studia i nagle koniec. Już nie odpisywała mi codziennie, tylko raz na tydzień, potem co 2 tyg., potem co miesiąc. Po kilku miesiącach od rozpoczęcia studiów kontakt prawie całkowicie się urwał. Raz się tylko z nią widziałam. Spotkanie było z mojej inicjatywy. Na kolejne wiadomości już nie odpisała. Tak więc bardzo chciałam, ale nie miałam już siły się prosić, bo czułam się, jakby mnie ktoś poniżał.
Bardzo mnie to bolało, bo bardzo lubiłam tą dziewczynę. Ona była dla mnie przyjaciółką, ale ja niestety byłam dla niej jedną z wielu koleżanek.
Jednak mimo upływu lat nadal jest dla mnie bliska. Do tego stopnia, że nie mogę oglądać wspólnych zdjęć z nią (a ostatnio przeglądając telefon trafiłam na kilka naszych selfie). Do teraz nie znalazłam drugiej koleżanki, na której by mi zależało tak bardzo.
Tak więc czasem się zastanawiam, czy to moja wina, czy to ktoś był po prostu beznadziejny?
I to nie jest tak, że nic nie robię. Kiedyś koleżanka z grupy opowiadała mi, że razem ze znajomymi jeżdżą do najbliższego aquaparku. Kocham tego typu rozrywki, ale nie mam z kim jeździć, więc powiedziałam, że też bym chętnie pojechała, ale nie miałam do tej pory okazji, więc jakby wyjeżdżali to niech dadzą znać- powiedziałam to półżartem, żeby nie zabrzmiało desperacko. No bo co mogę jeszcze zrobić? Nie wepchnę się na siłę. Oczywiście minęły już 2 lata i nigdzie nie byłyśmy z tą dziewczyną.
Ja po prostu boję się, że kiedyś stracę resztki szacunku do siebie. Kiedyś jedna koleżanka zaczęła na coś narzekać, ja jej rzuciłam żartem dla rozluźnienia (nic obraźliwego), a ona "Weź, bo nie przyjdę jutro do ciebie". Co powinnam odpisać? Powinnam kopnąć w tyłek, a ja jestem tak niepewna siebie, że jeszcze jej powiedziałam, że co mam ugotować na obiad, żeby jej smakowało. A co najlepsze to osoba, której wiele razy pomogłam, a ona mną poniewiera (tak się przynajmniej czuję).
Boję się, że jeszcze kilka lat i będę każdemu dosłownie w tyłek wchodzić. Ktoś na mnie będzie pluł a ja go będę za to przepraszać. Do tego mnie doprowadził brak znajomych.
Raz przyłapałam koleżankę na kłamstwie. Zrobiła mi taką awanturę, że jeszcze ja ją zaczęłam przepraszać. Sama siebie za to nienawidzę.
Jednak kiedyś nie byłam taka milutka, a i tak sytuacja była nie lepsza, więc tu nie chodzi o bycie zbyt miłym.
W sumie to mam jedną koleżankę. Mieszkałam z nią w jednym mieszkaniu w ostatnim roku. Dobrze się dogadujemy, ale no ona ma chłopaka i każdą wolną chwilę albo spędzają u niej albo u niego. Nie dziwię się, ale no jest przykro, jeśli współlokatorkę widuję w przedpokoju albo kuchni a na piwo się przez kilka miesięcy nie dałyśmy rady umówić


Roxann napisał/a:

Piszesz, że lubisz domówki, dlaczego sama kogoś nie zaprosisz czy do siebie czy po prostu nie wyjdziesz z inicjatywą? Może warto zainwestować czas i energię w jakąś przyjaźń?

Niestety jest wiele takich powodów. Raz zrobiłam, ale 1) przeszkadzało to bardzo moim współlokatorom (dodatkowo wynajmuję pokój z drugą dziewczyną) 2) sąsiedzi lubili dzwonić na policję 3) raz zrobiłam taką mniejszą domówkę na kilka osób, to potem i tak każdy chciał iść do klubu (nie znoszę klubów, wolę pogadać, potańczyć w swoim gronie, napić się wśród znajomych twarzy)
Jednak niedaleko mnie jest akademik mojej uczelni i mam tam koleżankę, której już ze 2-3 imprezy pomagałam zorganizować. Poznałam tam trochę osób, ale nikogo na bliżej. Chłopaków było mało, jeden mi się w miarę spodobał, ale od zagadywał do innej koleżanki. I tak w kółko
Na innych domówkach u koleżanek praktycznie wcale nie było chłopaków.

Roxann napisał/a:

Piszesz, że wystarczyłby Ci chłopak i jedna bliższa koleżanka ale nic się samo nie zadzieje, nie wystarczy powiedzieć chciałabym. Zwykłe znajomości czy przyjaźnie też wymagają sporo wysiłku by były wartościowe i trwałe. Związek tym bardziej.

Tylko właśnie ja mam wrażenie, choćbym stawała na głowie to nic z tego nie będzie. Nie jestem idealna, mam wady, jak każdy, ale odnoszę wrażenie, że aby móc się z kimś bliżej kolegować to muszę być ideałem, bo inaczej mnie oleją. Koleżanki- jestem miła, pomocna, ale potrafią mnie nie szanować. Chłopaki- dbam o siebie, sama zagaduję, ale znowu coś się nie podoba.
Z roku na rok mam coraz większe odczucie, że choćbym chodziła na rzęsach to koleżanki będą miały inne koleżanki a chłopaki będą wolały inne

Roxann napisał/a:

Mało komu udaje się od razu trafić na osobę, która potem staje się partnerem życiowym. Zwykle każdy z nas ma co najmniej kilka miłosnych rozczarowań po drodze. Dlatego trwałe przyjaźnie są niezmiernie ważne w życiu.

Nic dodać nic ująć.
Dlatego napisałam wyżej, że nawet nie chciałabym mieć od razu męża, jakiegoś bardzo poważnego związku, tylko trochę "popróbować", zobaczyć, czego w związku oczekuję, jak się czuję, czy to jest w ogóle dla mnie. W innym wątku na tym forum pisałam nawet, że kiedyś moim marzeniem było przeżyć taką pierwszą, nastoletnią miłość np. w liceum. Uważam, że to najlepszy czas na pierwszą miłość, bo z jednej strony człowiek jeszcze nie ma tylu trosk i zmartwień, co osoba dorosła, z drugiej strony nie jest małym dzieckiem. Niestety nie spotkałam nikogo ciekawego w tamtym okresie. Tak zostało do dzisiaj. Teraz, jak widzę parę licealistów na mieście, to po prostu im zazdroszczę. Zazdroszczę, że mają coś, czego nie miałam ja i tego, że mają w tej sferze większe doświadczenie niż ja
Chociaż z drugiej strony brak faceta nie boli mnie tak bardzo, co brak przyjaciół. Znam takie 3 osoby: 1 chłopak i 2 koleżanki. Oni też po dwadzieściakilka lat, nie byli w poważniejszym związku, ale mają sporo znajomych. Widzę na fejsie jak co chwilę gdzieś wyjeżdżają, a to w góry na narty, a to nad morze, a to jeszcze gdzieś, z rowerami, na szlakach górskich, na plaży... chyba tego zazdroszczę najbardziej
Nie mogę powiedzieć, że nie mam znajomych wcale. Raz na czas na jakąś kawę, do kina się umówię, ale to żadne bliższe znajomości, a najlepszy tego dowód mam teraz- od czasu rozpoczęcia epidemii, czyli od połowy marca nie rozmawiałam z żadnym rówieśnikiem. Nie mówię o widzeniu, bo wiadomo, trzeba było w domu siedzieć, ale nie miałam z kim nawet pogadać przez telefon czy skype'a. Owszem, pisałam czasem z kimś, ale dla mnie to było za mało. Brakowało mi bliższego kontaktu z kimś.
W liceum byłam pewna, że to wszystko się zmieni, że na studiach będzie lepiej. Wyobrażałam sobie, że wreszcie znajdę chłopaka na poważnie (nie na męża od razu, ale poważniejszy związek), poznam ciekawych ludzi, z którymi będę mogła podróżować. A tutaj klapa w obu kwestiach. Faceta brak, ale to pół biedy. Jednak jak na ferie zimowe czy wakacje nie wyjadę z rodzicami to nie wyjadę nigdzie (a sama w obce miejsce się trochę boję). Kocham snowboard, ale moi znajomi z uczelni praktycznie wcale nie jeżdżą, większość nawet nie widziała stoku na oczy. Ci, co jeżdżą mają przeważnie chłopaków/dziewczyny i z nimi wyjeżdżają.
Chciałabym mieć paczkę bliskich znajomych, z którymi wyjeżdżałabym w różne miejsca. Co prawda przez wiele lat swojego życia wyjeżdżałam w różne miejsca z rodzicami, nawet byłam 2 razy na innym kontynencie, w na prawdę dobrych warunkach. Tylko że ja bym wolała nocować w namiocie na Mazurach/w Bieszczadach/w Gdańsku z paczką znajomych, fajnymi przygodami, miałabym co wspominać. A tak to mam wrażenie, że mam tylko obowiązki: nauka, praca dorywcza, a nie mam żadnej rozrywki w postaci znajomych czy chłopaka. Nie mam nawet jak się motywować, że "jeszcze sesja i wyjazd ze znajomymi", bo nie mam takiej możliwości
Robię na prawdę dużo, zapisuję się, gdzie się da, nie mam czasu wolnego, a ludzi bliższych nie poznaję
I to nie tak, że nie potrafię żyć sama. Uwielbiam sama jeździć na rowerze, biegać, ale jak się to robi cały czas to po prostu nudzi. Czasem jest też niebezpieczne, bo jak ostatnio byłam w lesie to zza krzaków wyszedł podejrzany typ i na szczęście byłam rowerem, więc się szybko zebrałam, ale gdybym wyszła tylko na zwykły spacer to mogłoby się to źle skończyć
U mnie na uczelni nie ma organizowanych żadnych wyjazdów studenckich

Znerx napisał/a:

Bo, widać, mu nie wychodzi. Tylko to przecież nie oznacza, że ma z Tobą iść na kawę i dawać jakieś szanse. Niezależnie od nie/istnienia jakichś świeżych ex. Jakby dobór w pary działał na zasadzie "dawania szansy" to panny z randek online miałby kalendarz zapchany 24/7/365.

Dla mnie to nie jest argument. Porównujesz to co napisałam do randek online, a ja nie mówię o każdej przypadkowej osobie, tylko o kimś, kogo znamy, kogo lubimy. We mnie zakochał się kolega z grupy. Nic do niego nie czułam, ale spotkałam się z nim kilka razy, bo człowiek inaczej się zachowuje będąc zapracowanych w pracy czy na uczelni a inaczej, gdy atmosfera jest luźna. Owszem, nie związałam się z nim, bo mnie nie pociągał w żaden sposób, ale wiedziałam, że zrobiłam, co mogłam i nie można powiedzieć, że wybrzydzam
Jakbym miała tindera to też nie dawałabym szansy każdemu, ale nie o tym mówiłam

Izzie_Stevens napisał/a:

Widzę, że mamy tutaj  2 młode osóbki, które nie bardzo wiedzą jak się wziąć za siebie i które szukają z jednej strony wytłumaczenia swojego zachowania a z drugiej zaś strony magicznego sposobu aby to wszystko się ot tak zmieniło ok 180 stopni.

No najwidoczniej coś jest nie tak
Podłączyłam się od wątek Marty, może ją to podniesie na duchu, że nie jest sama (mi trochę lepiej, jak czytam o ludziach z podobnymi problemami)
Coś na pewno jest na rzeczy. Nie jestem pewna, czy to nie dość surowe wychowanie wpłynęło tak na nas

179 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-07 19:17:25)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

W dzisiejszych czasach życie w izolacji w świecie zachodnim prawie nie istnieje. Z całym szacunkiem dla ich kultury, ale izolacja to domena niektórych prymitywnych społeczności, mających rzadki kontakt z
cywilizacją. Zdrowy, młody człowiek MUSI się z kimś kontaktować, żeby funkcjonować. Na każdym kroku napotykamy ludzi, nawet znajomych, przez których dopiero możemy liczyć na poznanie partnera.
Prędzej można powiedzieć, że czasu nie ma poznawanie ludzi, jeśli angażujemy się w pracę czy studia i poświęcamy czas na naukę i rozwój - no ale jeśli wybiera się wymagające dziedziny to trzeba się z tym liczyć, że będzie nieco trudniej. Chyba, że podejmujemy taką a nie inną ścieżkę, nie do końca z własnej woli, to wtedy może dodatkowo rodzić frustrację. Trzeba też umieć sobie radzić z porażkami czy bardziej być świadomym, że się zdarzają lub nawet są wpisane w nasze życie. Równie dobrze może ktoś narzekać, że miewa partnerów, ale trafia na nieodpowiednich kandydatów. Zawsze znajdzie się powód do tego, aby się zamartwiać. Pytanie co można z tym zrobić dalej..? Sam, gdybym był zainteresowany związkiem to nawet spróbowałbym u siebie na osiedlu zagadać do jednej z kilku Pań sprzedających w okolicznych sklepach, bo wydawały się sympatyczne i urodziwe. Zatem możliwości jest wiele, można je wykorzystać wychodząc nawet po chleb do sklepu smile Tylko nie mówcie, że w okolicy macie punkty usługowe z samymi kobietami, bo to już wciskanie zwykłego kitu..

180

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Rin, moze po prostu bądź  sobą,  zachowuj sie jak lubisz, gotuj znajomym to co lubisz, złość  się jak masz ochotę, zachwycaj jak masz ochotę i nie przepraszaj że żyjesz.
Ludzie poczują  się przy Tobie  bezpiecznie
Drugą sprawa to musisz nauczyć  się wyczuwać dystans, każdy ma swoją  strefę,  zarówno  częstości  kontaktów  jak i zbliżania  się.
I nie trzeba tego rozważać  dlaczego ta druga strona  ma tak czy inaczej, wystarczy uszanować.  Czyli skupić  się na obserwacji innych, a nie na własnych uczuciach.

181

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Przekraczanie bariery i cudzej strefy komfortu nigdy nie jest łatwe. Potem niestety powstają problemy, kiedy wiążą się ze sobą osoby o skrajnie odmiennych podejściach chociażby do częstości kontaktów. Osoba, której bardziej zależy swoim nieco nachalnym zachowaniem może sprawić, że ta druga nie poczuje się komfortowo, bo ma jeszcze swoje życie poza związkiem i raczej ciężko to zmienić.

182 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-07 20:38:16)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
bagienni_k napisał/a:

Przekraczanie bariery i cudzej strefy komfortu nigdy nie jest łatwe. Potem niestety powstają problemy, kiedy wiążą się ze sobą osoby o skrajnie odmiennych podejściach chociażby do częstości kontaktów. Osoba, której bardziej zależy swoim nieco nachalnym zachowaniem może sprawić, że ta druga nie poczuje się komfortowo, bo ma jeszcze swoje życie poza związkiem i raczej ciężko to zmienić.

Nie chodzi o samą  częstość, tylko wyczucie konkretnej osoby. smile
Np Bagiennik możesz się zakochać  w pannie  z warzywniaka i kupować  marchewki co 2 godziny, jeśli ona będzie to chętnie  widzieć.

183

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Wiem, o co Tobie chodziło Ela smile

Sam chciałem zwrócić uwagę na tą częstotliwość spotkań, bo były już tutaj takie wątki, gdzie panie narzekały, że facet nie chce ich widywać w pewnych okresach, bo akurat w tym czasie...pracuje....:P

184

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
bagienni_k napisał/a:

Zdrowy, młody człowiek MUSI się z kimś kontaktować, żeby funkcjonować. Na każdym kroku napotykamy ludzi, nawet znajomych, przez których dopiero możemy liczyć na poznanie partnera.

Bardzo ładnie powiedziane i zgadzam się z tym. Kontakty z ludźmi są czymś normalnym i zdrowym

bagienni_k napisał/a:

Prędzej można powiedzieć, że czasu nie ma poznawanie ludzi, jeśli angażujemy się w pracę czy studia i poświęcamy czas na naukę i rozwój - no ale jeśli wybiera się wymagające dziedziny to trzeba się z tym liczyć, że będzie nieco trudniej.

Ja się z tym jak najbardziej liczyłam. Jednak liczyłam też, że skoro to studia, większe miasto, to na pewno uda się znaleźć fajną paczkę

bagienni_k napisał/a:

Tylko nie mówcie, że w okolicy macie punkty usługowe z samymi kobietami, bo to już wciskanie zwykłego kitu..

Haha nieeee, w Lewiatanie koło mnie są też panowie (nie śmiej się, ale jest ich mniej niż pań). Mówią, że mężczyzn w tym kraju jest więcej. Ja w większości przypadków widuję kobiety
Jedna osoba mi radziła, żeby po prostu się wkręcić w jakieś koła zainteresowań (typu wyjazdy, sport) na innej uczelni, skoro u nas nie ma, ale z tego co wiem to koła zainteresowań są tylko dla studentów danej uczelni

Ela210 napisał/a:

, moze po prostu bądź  sobą,  zachowuj sie jak lubisz, gotuj znajomym to co lubisz, złość  się jak masz ochotę, zachwycaj jak masz ochotę i nie przepraszaj że żyjesz.

Taaaak wiem. Zdaję sobie z tego sprawę. Tylko ja się czuję jak człowiek, który nie ma własnego charakteru. Trochę to przez samotność, trochę przez konserwatywnych rodziców, trochę przeze mnie. Koleżanka z grupy mi nawet powiedziała "Ty jesteś bardzo elastyczna: jak ktoś jest spokojny to też jesteś spokojna, jak jest głośny to ty tak samo, dlatego tyle osób cię lubi". Owszem, jestem elastyczna, ale to wcale nie jest zaleta jak sugerowała ta koleżanka. Ja tego nie znoszę, bo czuję się, jak człowiek bez swojego charakteru. I owszem, dużo osób mnie lubi, ale dla tej samej większości jestem też nudna. Może gdybym miała swój charakter, to ktoś by mnie nienawidził, ale może też bym miała przyjaciela. Coś za coś.
Zamierzam to przerobić u psychologa. Nie wiem, czy mi się uda, ale spróbuję

Ela210 napisał/a:

Nie chodzi o samą  częstość, tylko wyczucie konkretnej osoby.

Rozumiem, ale czasem to jest ciężkie, gdy tej osoby nie znamy

bagienni_k napisał/a:

Sam chciałem zwrócić uwagę na tą częstotliwość spotkań, bo były już tutaj takie wątki, gdzie panie narzekały, że facet nie chce ich widywać w pewnych okresach, bo akurat w tym czasie...pracuje....:P

O nie nie to ja nie należę do takich osób. Ja jestem wyrozumiała, szczególnie jeśli chodzi o pracę. Tylko mówiąc o tej koleżance...jak ktoś odpisuje raz na tydzień to trochę ciężko uwierzyć, że raz na tydzień włącza fejsa, szczególnie na studiach, gdzie codziennie jest jakieś info

185

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Rin Trine napisał/a:
Roxann napisał/a:

Mało komu udaje się od razu trafić na osobę, która potem staje się partnerem życiowym. Zwykle każdy z nas ma co najmniej kilka miłosnych rozczarowań po drodze. Dlatego trwałe przyjaźnie są niezmiernie ważne w życiu.

Nic dodać nic ująć.
Dlatego napisałam wyżej, że nawet nie chciałabym mieć od razu męża, jakiegoś bardzo poważnego związku, tylko trochę "popróbować", zobaczyć, czego w związku oczekuję, jak się czuję, czy to jest w ogóle dla mnie. W innym wątku na tym forum pisałam nawet, że kiedyś moim marzeniem było przeżyć taką pierwszą, nastoletnią miłość np. w liceum. Uważam, że to najlepszy czas na pierwszą miłość, bo z jednej strony człowiek jeszcze nie ma tylu trosk i zmartwień, co osoba dorosła, z drugiej strony nie jest małym dzieckiem. Niestety nie spotkałam nikogo ciekawego w tamtym okresie. Tak zostało do dzisiaj. Teraz, jak widzę parę licealistów na mieście, to po prostu im zazdroszczę. Zazdroszczę, że mają coś, czego nie miałam ja i tego, że mają w tej sferze większe doświadczenie niż ja
Chociaż z drugiej strony brak faceta nie boli mnie tak bardzo, co brak przyjaciół. Znam takie 3 osoby: 1 chłopak i 2 koleżanki. Oni też po dwadzieściakilka lat, nie byli w poważniejszym związku, ale mają sporo znajomych. Widzę na fejsie jak co chwilę gdzieś wyjeżdżają, a to w góry na narty, a to nad morze, a to jeszcze gdzieś, z rowerami, na szlakach górskich, na plaży... chyba tego zazdroszczę najbardziej
Nie mogę powiedzieć, że nie mam znajomych wcale. Raz na czas na jakąś kawę, do kina się umówię, ale to żadne bliższe znajomości, a najlepszy tego dowód mam teraz- od czasu rozpoczęcia epidemii, czyli od połowy marca nie rozmawiałam z żadnym rówieśnikiem. Nie mówię o widzeniu, bo wiadomo, trzeba było w domu siedzieć, ale nie miałam z kim nawet pogadać przez telefon czy skype'a. Owszem, pisałam czasem z kimś, ale dla mnie to było za mało. Brakowało mi bliższego kontaktu z kimś.
W liceum byłam pewna, że to wszystko się zmieni, że na studiach będzie lepiej. Wyobrażałam sobie, że wreszcie znajdę chłopaka na poważnie (nie na męża od razu, ale poważniejszy związek), poznam ciekawych ludzi, z którymi będę mogła podróżować. A tutaj klapa w obu kwestiach. Faceta brak, ale to pół biedy. Jednak jak na ferie zimowe czy wakacje nie wyjadę z rodzicami to nie wyjadę nigdzie (a sama w obce miejsce się trochę boję). Kocham snowboard, ale moi znajomi z uczelni praktycznie wcale nie jeżdżą, większość nawet nie widziała stoku na oczy. Ci, co jeżdżą mają przeważnie chłopaków/dziewczyny i z nimi wyjeżdżają.
Chciałabym mieć paczkę bliskich znajomych, z którymi wyjeżdżałabym w różne miejsca. Co prawda przez wiele lat swojego życia wyjeżdżałam w różne miejsca z rodzicami, nawet byłam 2 razy na innym kontynencie, w na prawdę dobrych warunkach. Tylko że ja bym wolała nocować w namiocie na Mazurach/w Bieszczadach/w Gdańsku z paczką znajomych, fajnymi przygodami, miałabym co wspominać. A tak to mam wrażenie, że mam tylko obowiązki: nauka, praca dorywcza, a nie mam żadnej rozrywki w postaci znajomych czy chłopaka. Nie mam nawet jak się motywować, że "jeszcze sesja i wyjazd ze znajomymi", bo nie mam takiej możliwości
Robię na prawdę dużo, zapisuję się, gdzie się da, nie mam czasu wolnego, a ludzi bliższych nie poznaję
I to nie tak, że nie potrafię żyć sama. Uwielbiam sama jeździć na rowerze, biegać, ale jak się to robi cały czas to po prostu nudzi. Czasem jest też niebezpieczne, bo jak ostatnio byłam w lesie to zza krzaków wyszedł podejrzany typ i na szczęście byłam rowerem, więc się szybko zebrałam, ale gdybym wyszła tylko na zwykły spacer to mogłoby się to źle skończyć
U mnie na uczelni nie ma organizowanych żadnych wyjazdów studenckich

Jak tak czytam Twoje posty bardzo mi przypominasz moją znajomą - jedynaczkę z tzw. dobrego domu. Nigdy niczego teoretycznie jej nie brakowało, miała ustawionych rodziców z którymi jeszcze jako dziecko zwiedziła pół świata ale była wychowywana sama czy tam z nianią ale izolowana od rówieśników. Skończyła bardzo dobre studia ale na nich też za bardzo nikogo nie poznała, nie na tyle by się zaprzyjaźnić. Z koleżankami czy facetami miała potem bardzo podobny problem. Chciała bardzo je mieć ale średnio jej to wychodziło. Zrażała się bardzo szybko byle drobiazgami, zamykała w sobie.
Tak się zdarzyło, że w pewnym momencie spotkałyśmy się w pracy (została przyjęta do mnie do działu). Ogólnie była bardzo sympatyczną, inteligentną, pracowitą ale też dziwną - trochę żyjącą w swoim świecie osobą starającą dopasować do towarzystwa (trochę jak kameleon, przez co trudno było wyczuć jaka ona naprawdę jest). Jako, że jestem chyba dość otwarta i tolerancyjna i zauważyłam, że zaczęła szukać we mnie koleżanki (wsparcia), to chciałam jej pomóc jakoś odnaleźć w nowym środowisku, wyjść do ludzi itd. Jednak z czasem to robiło się coraz bardziej męczące. Doszło do tego, że ona w delegację pojedzie tylko wtedy kiedy ja też, pokój zawsze chciała ze mną, jeśli były 2-ki. Siedzieć zawsze chciała przy mnie itd. Ok. Tyle, że wystarczyła naprawdę jakaś błahostka, którą ona odbierała śmiertelnie poważnie i od razu zamykała w sobie. Na przykład siedzimy gdzieś na kolacji w obcym kraju z obcymi osobami i wiadomo, że rozmawiam z ludźmi, którzy dosiedli (zaznaczę, że to było w delegacji i ludzie z np. konferencji). Ona zaraz czuje pominięta bo ona tak nie potrafi i już drama. Zaprosiłam ją kiedyś na domówkę do siebie, to samo. Kiedyś ona wykorzystując fakt, że rodzice wyjechali i ma duży piękny dom z ogrodem do dyspozycji chciała zrobić grilla, zaprosiła kilka osób ale w ostatnim momencie odwołała nawet nie wiem dlaczego.
Potem ja awansowałam a ona z innymi osobami już nie mogła odnaleźć bo nikt nie miał już do niej tyle cierpliwości co ja więc zrezygnowała sama z pracy. Teraz wiem, że boryka się z depresją. Czasem próbuje do niej dzwonić. Raz odbierze i ma dobry humor, chce spotkać, innym razem że nie jest w nastroju, bym nie brała do siebie ale nie chce rozmawiać i woli być sama. Ciężki przypadek.

186

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Rin Trine - po raz kolejny napiszę, że widzę dużo podobieństw między nami. Nawet w kwestii marzeń widzę, że masz tak samo jak ja i wcale nie oczekujesz wiele. Też od lat powtarzam, że do pełni szczęścia mi by wystarczył fajny partner i chociaż jedna dość dobra koleżanka, nie potrzebuję nie wiadomo jakich tłumów i cudów. A jednak nie potrafię tego osiągnąć w żaden sposób.

Z własnych obserwacji powiem jeszcze, że są tacy ludzie, do których inni lgną "ot tak" i wcale nie muszą się starać, wręcz muszą się czasem opędzać od nadmiaru znajomych, bo im brakuje na nich czasu. Są trochę jak zupa pomidorowa - większość ich lubi i się nie nudzą po czasie, są "nie do przejedzenia". A są też ludzie jak... No nie wiem, zupa rybna. Mało komu podpasuje, a jeśli już, to sięgnie po nią tylko od czasu do czasu, wyłącznie dla urozmaicenia. Tak się właśnie czuję - już na starcie odrzucona i spychana na dalszy plan, BO JAKOŚ TAK NIE I JUŻ.

W czasie moich 28 lat życia przewinęło się łącznie kilka dziewczyn, które bym nazwała przyjaciółkami. Wydawało mi się, że łączyła mnie z nimi silna więź i że byłyśmy jak siostry. Ale maks kilka lat przyjaźni i na koniec dostawałam nóż w plecy, do dziś nie wiem za co. Dla mnie były one mega ważne i bardzo doceniałam każdą z nich, między innymi dlatego, że mam w życiu podejście "nie liczy się ilość (znajomych), a jakość". Także starałam się te znajomości pielęgnować, dużo dawać z siebie, być pomocną, lojalną. A w końcu i tak dostawałam bolesnego kopa w zad na do widzenia. Nie wiem z czego się to bierze, ale mogłabym tu podać trochę przykładów, gdzie za dobre chęci, uczynność i staranie się, zostałam potraktowana wręcz okropnie.

187 Ostatnio edytowany przez Rin Trine (2020-06-08 13:30:43)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Roxann napisał/a:

Jak tak czytam Twoje posty bardzo mi przypominasz moją znajomą - jedynaczkę z tzw. dobrego domu. Nigdy niczego teoretycznie jej nie brakowało, miała ustawionych rodziców z którymi jeszcze jako dziecko zwiedziła pół świata ale była wychowywana sama czy tam z nianią ale izolowana od rówieśników. Skończyła bardzo dobre studia ale na nich też za bardzo nikogo nie poznała, nie na tyle by się zaprzyjaźnić. Z koleżankami czy facetami miała potem bardzo podobny problem. Chciała bardzo je mieć ale średnio jej to wychodziło. Zrażała się bardzo szybko byle drobiazgami, zamykała w sobie.
Tak się zdarzyło, że w pewnym momencie spotkałyśmy się w pracy (została przyjęta do mnie do działu). Ogólnie była bardzo sympatyczną, inteligentną, pracowitą ale też dziwną - trochę żyjącą w swoim świecie osobą starającą dopasować do towarzystwa (trochę jak kameleon, przez co trudno było wyczuć jaka ona naprawdę jest). Jako, że jestem chyba dość otwarta i tolerancyjna i zauważyłam, że zaczęła szukać we mnie koleżanki (wsparcia), to chciałam jej pomóc jakoś odnaleźć w nowym środowisku, wyjść do ludzi itd. Jednak z czasem to robiło się coraz bardziej męczące. Doszło do tego, że ona w delegację pojedzie tylko wtedy kiedy ja też, pokój zawsze chciała ze mną, jeśli były 2-ki. Siedzieć zawsze chciała przy mnie itd. Ok. Tyle, że wystarczyła naprawdę jakaś błahostka, którą ona odbierała śmiertelnie poważnie i od razu zamykała w sobie. Na przykład siedzimy gdzieś na kolacji w obcym kraju z obcymi osobami i wiadomo, że rozmawiam z ludźmi, którzy dosiedli (zaznaczę, że to było w delegacji i ludzie z np. konferencji). Ona zaraz czuje pominięta bo ona tak nie potrafi i już drama. Zaprosiłam ją kiedyś na domówkę do siebie, to samo. Kiedyś ona wykorzystując fakt, że rodzice wyjechali i ma duży piękny dom z ogrodem do dyspozycji chciała zrobić grilla, zaprosiła kilka osób ale w ostatnim momencie odwołała nawet nie wiem dlaczego.
Potem ja awansowałam a ona z innymi osobami już nie mogła odnaleźć bo nikt nie miał już do niej tyle cierpliwości co ja więc zrezygnowała sama z pracy. Teraz wiem, że boryka się z depresją. Czasem próbuje do niej dzwonić. Raz odbierze i ma dobry humor, chce spotkać, innym razem że nie jest w nastroju, bym nie brała do siebie ale nie chce rozmawiać i woli być sama. Ciężki przypadek.

Jak tak czytam Twoją wypowiedź to też mam wrażenie, że ta Twoja koleżanka jest bardzo podobna do mnie. W czasach szkolnych w tygodniu nauka i korepetycje, w piątek po południu trening pływania, w sobotę rano język francuski, po południu angielski, niedziela teoretycznie wolna, ale rodzice kazali się uczyć na zajęcia zaczynające się od poniedziałku, więc praktycznie nie widywałam się z rówieśnikami. Może ze 3-4 razy do roku w jakieś ferie czy wakacje, przeważnie z 2 tymi samymi osobami i to z mojej inicjatywy. Jak chciałam opuścić jakiś trening, to nie, bo "Znajomi i tak Cię zostawią, a to jest dla Twojego dobra". Przy czym moi rodzice byli konserwatywni, nie dało się im normalnie czegoś powiedzieć, dopiero trzeba było awantury robić, na które nie miałam siły. Nie dało się im nic wytłumaczyć. Czułam się jak ich zabawka, marionetka. Chcieli sobie zrobić idealne dziecko, bo według nich powinnam być grzeczna i posłuszna, nie pyskować, robić co mi karzą, uczyć się dużo, robić 500 rzeczy dodatkowych, żeby mogli pochwalić się przed znajomymi i nie narzekać. Potem na dobre studia, po studiach praca, mąż i dziecko i taki model "szczęśliwej" rodzinki byłby według nich. Miałam wrażenie, że to są jakieś ich nie spełnione ambicje. Tylko dla mnie tyle zajęć dodatkowych i z taką częstotliwością nie było rozrywką tylko obowiązkiem, przez którego musiałam rezygnować ze znajomych. Najgorsze jest to, że te zajęcia dodatkowe miałam przeważnie indywidualnie z nauczycielem, nie z grupą, bo gdybym chodziła razem z rówieśnikami to też by było inaczej. Oczywiście rodzice twierdzą, że jestem niewdzięczna, bo tyle kasy na mnie wydali a ja jestem niezadowolona. A to, że mam psychicznie dosyć wszystkiego to już szczegół.

W przeciwieństwie do Twojej koleżanki niestety nie jestem jedynaczką. Mam młodszą siostrę, która jest moim koszmarem. Jest totalnym przeciwieństwem mnie. Od wielu lat mi ubliża, wytyka, co zrobiłam źle. Przykładowo mam jakieś przykre wspomnienie porażki sprzed lat. Wręcz traumatyczne. Chcę o tym zapomnieć. A ona w kłótni potrafi mi to wyrzucić. Nikt nigdy mnie tak nie zranił jak ona. Przez nią wręcz nie mogę wytrzymać w domu podczas tej epidemii. Ma okropne kompleksy, a wyżywa się na mnie. Mam jej serdecznie dosyć. Co najgorsze ona wie o mnie dużo, nawet jak prosiłam, żeby nie mówili jej rodzice o moich egzaminach do poprawy to oni mówili jej zawsze, a ona potem mi wypomina, że ja zawsze na poprawkach lecę. Nieważne, że studiuję ciężki kierunek i większość osób ma poprawki. Ona o tym nie wie, bo obrała łatwiejszą drogę w życiu niż ja, więc nigdy nie będzie miała tak ciężko. Oczywiście rodzice stoją dużo bardziej za nią. Zaprzeczają temu, ale ja wiem swoje. Z resztą dziadkowie od strony mamy też jej nie lubią i mówią o tym wprost i potwierdzają wszystkie moje słowa.
Na prośbę i rozkazy rodziców często w czymś pomagałam siostrze, nawet raz nie usłyszałam podziękowań, ewentualnie pretensje, że źle ugotowałam obiad. Przez nią nie chcę mieć nigdy dzieci. Jak sobie pomyślę, że to samo miałabym mieć w domu to aż mnie ciarki przechodzą.

Coś, co mnie różni jednak od tej znajomej to to, że ja nie jestem tak przyssana do jednej osoby. Powiedziałabym, że właśnie na odwrót- mam dużo znajomych, na przerwach między zajęciami czy wykładami zawsze z kimś rozmawiam, moja koleżanka z grupy mówiła, że "ty nie masz żadnych wrogów, ciebie wszyscy tutaj lubią" i owszem, mam sporo znajomych takich do pogadania na przerwie, ale poza uczelnią praktycznie wcale. Czasem z kimś wyskoczę do kina/na kawę. Raz na kilka miesięcy na domówkę i to tyle. Przeważnie weekendy spędzam sama. Nie mówię, że to bardzo źle, ale choćby jeden dzień
w tygodniu chciałabym spędzić z kimś, komu na mnie zależy. Nawet jak nie osobiście to przez skype albo telefon

Jak tak napisałaś o tej koleżance to aż mi się smutno zrobiło. Mi też się wydaje, że jestem dziwna, że nie potrafię zbudować więzi z ludźmi. Przez taki model wychowania byłam trzymana z dala od ludzi, więc nie nauczyłam się w odpowiednim momencie relacji z innymi. Jako małe dziecko też nie miałam kontaktów z rówieśnikami. W podstawówce w klasach 1-3 był zwyczaj, że każdy zapraszał każdego na urodziny do jakiejś knajpy lub do siebie. Przeważnie to było w piątki lub soboty. Byłam jedyną osobą z klasy, która była tylko raz u jednej osoby. Potem przestali mnie zapraszać, jak ciągle odmawiałam

Generalnie tak źle wspominam swoje życie, że mam czasem wyrzuty sumienia, że się urodziłam, bo mam wrażenie, że w życiu mam same obowiązki (jak wspomniałam zajęcia wynajdywane przez rodziców nie był dla mnie rozrywką, tylko katorgą), a brak rozrywek w postaci znajomych czy miłości. Mam pretensje do rodziców, że w ogóle się urodziłam. Czekam na wizytę u psychologa, ale szczerze mówiąc nie wiem, czy to coś pomoże, bo już tyle razy tutaj i na innych forach pisałam o tym problemie, dużo osób mi współczuło, pocieszało, było mi bardzo miło, ale nadal za mną to chodzi. Po prostu czuję, jakbym już od ponad 10 lat była w pracy, a nie była dzieckiem. Mam o to straszny żal do rodziców. Dlatego nie chcę dzieci, bo chcę mieć w przyszłości święty spokój

Wybaczcie, że się tak rozpisałam, ale musiałam z siebie to wyrzucić

Roxann napisał/a:

Rin Trine - po raz kolejny napiszę, że widzę dużo podobieństw między nami. Nawet w kwestii marzeń widzę, że masz tak samo jak ja i wcale nie oczekujesz wiele. Też od lat powtarzam, że do pełni szczęścia mi by wystarczył fajny partner i chociaż jedna dość dobra koleżanka, nie potrzebuję nie wiadomo jakich tłumów i cudów. A jednak nie potrafię tego osiągnąć w żaden sposób.

Z własnych obserwacji powiem jeszcze, że są tacy ludzie, do których inni lgną "ot tak" i wcale nie muszą się starać, wręcz muszą się czasem opędzać od nadmiaru znajomych, bo im brakuje na nich czasu. Są trochę jak zupa pomidorowa - większość ich lubi i się nie nudzą po czasie, są "nie do przejedzenia". A są też ludzie jak... No nie wiem, zupa rybna. Mało komu podpasuje, a jeśli już, to sięgnie po nią tylko od czasu do czasu, wyłącznie dla urozmaicenia. Tak się właśnie czuję - już na starcie odrzucona i spychana na dalszy plan, BO JAKOŚ TAK NIE I JUŻ.

W czasie moich 28 lat życia przewinęło się łącznie kilka dziewczyn, które bym nazwała przyjaciółkami. Wydawało mi się, że łączyła mnie z nimi silna więź i że byłyśmy jak siostry. Ale maks kilka lat przyjaźni i na koniec dostawałam nóż w plecy, do dziś nie wiem za co. Dla mnie były one mega ważne i bardzo doceniałam każdą z nich, między innymi dlatego, że mam w życiu podejście "nie liczy się ilość (znajomych), a jakość". Także starałam się te znajomości pielęgnować, dużo dawać z siebie, być pomocną, lojalną. A w końcu i tak dostawałam bolesnego kopa w zad na do widzenia. Nie wiem z czego się to bierze, ale mogłabym tu podać trochę przykładów, gdzie za dobre chęci, uczynność i staranie się, zostałam potraktowana wręcz okropnie.

Przepraszam, że tak się rozpisuję pod Twoim wątkiem, ale czuję, że tu są na prawdę fajni ludzie, którzy obiektywnie podchodzą do sprawy. A jak kiedyś ktoś znajdzie ten wątek to może przeczyta i mu ulży, że nie jest w tym sam

Widzisz Marta, wydajesz się być na prawdę miłą i ciepłą osobą. Nie rozumiem, czemu tacy ludzie muszą być samotni, kiedy tyle wrednych osób jest otoczonych wianuszkiem ludzi (oczywiście są wyjątki)

Porównanie z tymi zupami bardzo celne. Jakby jakieś dziwne uwarunkowanie, że jedni będą mieli tłumy znajomych, inni wcale. Szkoda, że nie można tego jakoś rozłożyć, żeby dla każdego starczyło

"Nie wiem z czego się to bierze, ale mogłabym tu podać trochę przykładów, gdzie za dobre chęci, uczynność i staranie się, zostałam potraktowana wręcz okropnie."- oj znam to sad
Bardzo mi przykro, że przez to przeszłaś.
Samotność i nóż w plecy od bliskiej osoby to coś, czego nie życzę najgorszemu wrogowi.
Tak jak tu pisze Roxann- możliwe, że robimy coś źle i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ciężko tak ocenić samego siebie. Oglądam różne poradniki, czytam artykuły, ale wydaje mi się, że  jeśli samemu tego nie przeżyjemy to będziemy co najwyżej teoretykami.
Czy Ty też byłaś dość surowo wychowywana przez rodziców? Bo pamiętam, że coś wspomniałaś kiedyś

188

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Rin Trine napisał/a:

Jak tak czytam Twoją wypowiedź to też mam wrażenie, że ta Twoja koleżanka jest bardzo podobna do mnie.

Nie cytuje całej Twojej wypowiedzi ale.. ta moja znajoma jest już 30+. I taką ją poznałam. To co piszesz o sobie i do niej pasuje - niespełnione ambicje rodziców, prywatne zajęcia, najlepsi nauczyciele ale też izolacja od rówieśników.
I potem pretensje, przecież daliśmy wszystko co najlepsze a teraz oczekujemy rodziny i wnuków. To chyba najbardziej wpłynęło na ten stan w jakim jest teraz a jest z nią niestety bardzo źle sad
Ja też byłam izolowana od rówieśników, tylko z innego powodu (patologii w jakiej wychowywałam), a to chyba przewrotnie spowodowało, że obecnie nawet ze 'słupem' potrafię dogadać. Niestety też ma to swoją złą stronę bo im bardziej ktoś 'pokrzywiony' tym więcej wspólnych tematów co potem przekładało na relacje takie a nie inne.
Nie bez powodu ja jako jedyna z tą dziewczyną powiedzmy zakumulowałam w pracy bo inni raczej jej unikali uważając za właśnie dziwną czy wręcz niezrównoważoną emocjonalnie. Tzn nie mogę powiedzieć, że się zaprzyjaźniłam ale zawsze mogła mieć we mnie wsparcie a i tak to (jej) nie wystarczało bo miała już zakorzenione problemy emocjonalne, których ja nie umiałam rozwiązać choć starałam na swój sposób jej jakoś pomóc.

Rin Trine napisał/a:

Tak jak tu pisze Roxann- możliwe, że robimy coś źle i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ciężko tak ocenić samego siebie. Oglądam różne poradniki, czytam artykuły, ale wydaje mi się, że  jeśli samemu tego nie przeżyjemy to będziemy co najwyżej teoretykami.
Czy Ty też byłaś dość surowo wychowywana przez rodziców? Bo pamiętam, że coś wspomniałaś kiedyś

Obie wydajecie się fajnymi osobami dlatego uważam, że Wasz problem nie tylko z facetami ale ogólnie z budowaniem relacji leży głębiej.

189

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

"Czy Ty też byłaś dość surowo wychowywana przez rodziców? Bo pamiętam, że coś wspomniałaś kiedyś"

Tak, zwłaszcza moja matka była surowa, wymagająca i oschła. Miała ogromne parcie, żebym miała super oceny i żebym była najlepsza w klasie, co by ona mogła błyszczeć na wywiadówce, gdy jej córka będzie chwalona pod niebiosa. Mimo że bardzo dobrze się uczyłam i zawsze byłam w czołówce, to nigdy mi nie powiedziała, że jest ze mnie dumna czy że mnie kocha. Nigdy te słowa nie padły z jej ust, mimo że byłam chorowitym (i pod tym względem dosyć pechowym) dzieckiem, to zawsze była taka zdystansowana. Niby dbała o mnie - chodziła ze mną po lekarzach, pilnowała mnie, materialnie zapewniała mi co się dało, ale jednak bił od niej chłód zawsze. Może brzydko to zabrzmi, ale trochę nie czułam, że ona jest moją matką. Czasem wydaje mi się, że nianie wynajęte za pieniądze mają w sobie więcej empatii i troski w stosunku do obcego dziecka, niż ona jako matka miała do mnie.

I też mi wszystkiego zabraniała. Młodsze dzieciaki ode mnie chodziły do siebie pod namioty na działkach, a ja oczywiście nie mogłam, bo nie. Zawsze bardzo wcześnie musiałam wracać do domu i byłam pilnowana ciągle, choć nie dawałam ich żadnych powodów do braku zaufania, że coś nawywijam. Pod tym względem czułam, jakbym była z 10 lat starsza od rówieśników, którzy bawili się, pili ukradkiem piwo po krzakach czy pod tymi namiotami, palili fajki za garażami... Czasami trochę się czuję, jakbym tej młodości i beztroski nie miała w ogóle, tylko jakbym od razu urodziła się "taka starsza". Matka też trzymała mnie pod kloszem, nie pozwalała mi doświadczać nowych rzeczy i uczyć się samodzielności, bo ja to na pewno zrobię coś źle, zepsuję, zniszczę. Nabawiłam się przez to nerwicy już w młodym wieku. I nie potrafię się teraz usamodzielnić, nie wierzę w siebie, nie potrafię znaleźć pracy, nie zrobiłam prawa jazdy. Nie wiem gdzie widzę się za 5-10 lat, nie widzę się nigdzie. Wydaje mi się, że nie nadaje się do żadnej pracy, mam kiepskie zdrowie i fatalną odporność na stres, boję się najmniejszych wyzwań, nawet jazdy komunikacją miejską. Nie znam nawet okolicznych miasteczek, bo sama bym się nie wybrała, nawet bym nie wiedziała gdzie wsiaść i wysiąść, bałabym się, że się zgubię, bo mam też fatalną orientację w terenie. Ech, długo by gadać. Wydaje mi się, że dla mnie nie ma już nadziei, zbyt dużo dziur w psychice, za małe możliwości wokół na szukanie pomocy czy jakiś rozwój.

Długo miałam takie marzenie, że może poszczęści mi się tak jak mojej o 14 lat starszej siostrze. Też była tutaj w czarnym tyłku i bez pomysłu na siebie, ale poznała faceta (obecnego jej męża) i ta relacja jej dodała skrzydeł bardzo. Wsparł ją psychicznie, uwierzyła bardziej w siebie, no i tak się złożyło, że on dostał mieszkanie w spadku w większym mieście, więc wziął ją tam do siebie. Pomógł jej też znaleźć pracę na miejscu, ogólnie życie się jej odmieniło wtedy. Bardzo fajnego ma męża - jest wyrozumiały, wspiera ją, są już małżeństwem 12 lat, a razem niecałe 14. Poznała go, gdy miała tyle lat co ja obecnie i nie przekreślił jej, mimo że też była nieogarnięta życiowo i też przerażał ją brak perspektyw na cokolwiek. Chciało mu się tu jeździć ponad 80 km, dość szybko się zaręczyli i był ślub, bardzo konkretny facet, taki ciepły i wesoły, raczej optymistyczny. Ech, też bym kiedyś chciała takiego znaleźć, bo po tylu latach razem wciąż widzę z jaką miłością na nią patrzy i jak bardzo się o nią stara każdego dnia.

190

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Roxann napisał/a:
Rin Trine napisał/a:

Jak tak czytam Twoją wypowiedź to też mam wrażenie, że ta Twoja koleżanka jest bardzo podobna do mnie.

Nie cytuje całej Twojej wypowiedzi ale.. ta moja znajoma jest już 30+. I taką ją poznałam. To co piszesz o sobie i do niej pasuje - niespełnione ambicje rodziców, prywatne zajęcia, najlepsi nauczyciele ale też izolacja od rówieśników.
I potem pretensje, przecież daliśmy wszystko co najlepsze a teraz oczekujemy rodziny i wnuków. To chyba najbardziej wpłynęło na ten stan w jakim jest teraz a jest z nią niestety bardzo źle sad
Ja też byłam izolowana od rówieśników, tylko z innego powodu (patologii w jakiej wychowywałam), a to chyba przewrotnie spowodowało, że obecnie nawet ze 'słupem' potrafię dogadać. Niestety też ma to swoją złą stronę bo im bardziej ktoś 'pokrzywiony' tym więcej wspólnych tematów co potem przekładało na relacje takie a nie inne.
Nie bez powodu ja jako jedyna z tą dziewczyną powiedzmy zakumulowałam w pracy bo inni raczej jej unikali uważając za właśnie dziwną czy wręcz niezrównoważoną emocjonalnie. Tzn nie mogę powiedzieć, że się zaprzyjaźniłam ale zawsze mogła mieć we mnie wsparcie a i tak to (jej) nie wystarczało bo miała już zakorzenione problemy emocjonalne, których ja nie umiałam rozwiązać choć starałam na swój sposób jej jakoś pomóc.

Rin Trine napisał/a:

Tak jak tu pisze Roxann- możliwe, że robimy coś źle i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ciężko tak ocenić samego siebie. Oglądam różne poradniki, czytam artykuły, ale wydaje mi się, że  jeśli samemu tego nie przeżyjemy to będziemy co najwyżej teoretykami.
Czy Ty też byłaś dość surowo wychowywana przez rodziców? Bo pamiętam, że coś wspomniałaś kiedyś

Obie wydajecie się fajnymi osobami dlatego uważam, że Wasz problem nie tylko z facetami ale ogólnie z budowaniem relacji leży głębiej.

Ty też jesteś taką ciepłą osobą, widać, że lubisz pomagać. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem wdzięczna za miłe słowa big_smile
Bardzo współczuję tej Twojej koleżance sad
Domyślam się, jak się może czuć
Ja z jednej strony czuję się fatalnie, że tak narzekam na rodziców, bo wiem, że oni tylko chcieli dla mnie jak najlepiej. Raz sami powiedzieli "My chcieliśmy robić tyle rzeczy, rodzice nam mówili NIE, teraz my chcemy wam to zapewnić, to wy mówicie NIE". Oni jako dzieci byli pozostawieni sami sobie. Mieli znajomych, ale nie mogli spełniać marzeń np. mama chciała grać na skrzypcach, tata jeździć konno, ale rodzice im tego nie zapewnili.
Z jednej strony kocham moich rodziców, jak sobie pomyślę, że kiedyś umrą to aż mnie łzy zalewają, bo to jednak moi rodzice, którzy chcieli dla mnie jak najlepiej. Jednak z drugiej strony dzięki Twojej wypowiedzi coraz bardziej rozumiem, że te stany depresyjne, lękowe, niepewność siebie, problemy z kontaktami z ludźmi zawdzięczam właśnie im, mimo że chcieli dobrze. Gdybym miała dzieci to zaś bym robiła wszystko, żeby robiły, co chcą i miały pełno znajomych. Tylko ja nie chcę dzieci. Chcę mieć w końcu święty spokój.
A mimo że mam 23 lata rodzice nadal mną manipulują i mi rozkazują. Nie wprost, dlatego przez długi czas się nie zorientowałam, tylko bardzo inteligentnie to rozgrywają. Przykładowo rok temu chciałam znaleźć pewną pracę dorywczą. Nie spodobała się moim rodzicom. Mama do mnie zadzwoniła i powiedziała coś w stylu "Wiesz co ta praca jest beznadziejna, bo to to to i to, więc rób co chcesz, ale wydaje mi się, że to zły pomysł"- coś w tym stylu. Tak mnie zmanipulowała, że odmówiłam tej pracy. Byłam potem na siebie tak niesamowicie zła. Oczywiście teraz rodzic zaprzeczają, powiedzieli, że dali mi wybór
I to jest najgorsze. To nie tak, że ja tak na nich narzekam a nic z tym nie zrobiłam. Wyrzuciłam im to, co tutaj piszę, tylko w rozbudowanej wersji. Nie usłyszałam czegoś w stylu "Przepraszamy, popełniliśmy błąd" tylko "Dlaczego nic nie mówiłaś?". A co jest najlepsze? Mówiłam wiele razy. Mówiłam wiele razy, że nie chcę trenować pływania, to słyszałam "I co? Zamierzasz się gdzieś z koleżaneczkami szlajać? Czy siedzieć przed telewizorem? To przecież dla Twojego dobra!". Jak w klasie maturalnej poprosiłam o wizytę u psychologa, to rodzice stwierdzili, że nie ma nikogo ciekawego w okolicy, a psychologia to wymyślone studia, na które idą karyny i słodkie dziunie. Oczywiście zaprzeczyli, bo niby nic o żadnym psychologu nie mówiłam (wychodzi że mam urojenia). Powiedziałam, że mam tak od wielu lat i wyobraź sobie, że nie uwierzyli. Tata powiedział "Przecież byłaś przeszczęśliwa odbierając puchar za zawody pływackie". Może i byłam, nie wiem, nie pamiętam bo większość czasu wtedy płakałam po nocach, więc chwila szczęścia mi się zatuszowała
No ja właśnie teraz czuję, że jestem trochę dziwna. Nie przy 1 poznaniu, ale czasem boję się wchodzić w głębsze relacje, bo boję się znowu zranienia.
Mam duży żal do rodziców, że tak mnie odseparowali od rówieśników. Jednak mogłabym się trochę zbuntować, ale mieszkałam na trochę większej wsi, gdzie do szkoły musiałam 10 km dojeżdżać, taki dojazd był długi, bo autobusy jeżdżą raz na 1,5 godziny i kosztowne, bo za bilet 4,2 zł, więc gdybym mieszkała w mieście, gdzie mogłabym wyjść z bloku i kogoś spotkać to okej, ale tak to robiła się półdniowa wyprawa do miasta, gdzie chodziłam do szkoły.
Najlepsze jest to, że nie tak dawno im to wyrzuciłam, że mam do nich o to żal, że czuję, jakbym przepracowała już z 10 lat, siedziałam, płakałam. Oni tylko powiedzieli, że na depresję warto iść pobiegać, że żadne leki nie pomogą, bo to tylko wymysł, psycholog też nie pomoże, bo psycholog tylko wali teksty "dasz radę, nie poddawaj się"- według mojej mamy. Siostra na koniec dołożyła, że wcale nie mam depresji, tylko wymyślam. A to, że mam praktycznie wszystkie objawy i mówię o tym głośno to też wymyślam. Tylko mój tata jest lekarzem, mama pielęgniarką, siostra chce iść na medycynę, więc jak takie osoby mówią, że na depresję dobre bieganie to po prostu nie mogę.
Po prostu czuję, że nie mam w nikim wsparcia. Dlatego marzę o chłopaku albo przyjaciółce, choćby jednej osobie, u której mogłabym mieć wsparcie. Ktoś, kto by mnie rozumiał, był miły.
Gdybym miała choć jedną taką osobę to na pewno nie byłoby ze mną aż tak źle, nie czułabym się aż taka samotna

A mogę zapytać, w jaki sposób ta dziewczyna się tak dziwnie zachowuje, że ludzie jej nie lubią? Pytam, bo może znowu coś się pokryje ze mną

191

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Rin Trine napisał/a:

A mogę zapytać, w jaki sposób ta dziewczyna się tak dziwnie zachowuje, że ludzie jej nie lubią? Pytam, bo może znowu coś się pokryje ze mną

Od razu zaznaczę, że ona jest ponad 10l starsza od Ciebie ale z ego co piszesz dzieciństwo, młodość mieliście dość podobne, choć ona wychowywała w prestiżowej miejscowości podwarszawskiej ale w sumie jak na wsi w zamkniećiu.
Tzn trudno powiedzieć, że jej nie lubią bo nie znają ale unikają bo jest 'dziwna'. Ona nie jest ani niemiła, złośliwa czy pyskata. Nic z tych rzeczy raczej przewrażliwiona i nieprzewidywalna w swoim zachowaniu. Raz wydaje się być duszą towarzystwa a wystarczy chwila a zamyka w sobie wychodzi. Pracowała naprawdę dużo i solidnie ale jak zdarzyło się, że ktoś ją za coś skrytykował słusznie lub nie to był dramat graniczący z końcem świata. Wiele było takich sytuacji. Jak wspomniałam czasem zabierałam ją do 'ludzi'. Cieszyłam się kiedy dobrze bawiła ale wystarczyło, że np. nie została poproszona do tańca od razu jej humor zmieniał o 180 st., robiła z tego dramat, ze jej nikt nie lubi bo dlaczego ktoś mnie poprosił do tańca a jej nie, że jest beznadziejna itd. Potem przychodziła z zapłakanymi oczyma i prosiła bym z nią wyszła i mi płakała w rękaw. No mnóstwo było takich sytuacji przez te kilka lat kiedy razem pracowałyśmy. Ja mimo, że jestem naprawdę wyrozumiała i mam dużą cierpliwość do ludzi, naprawdę traciłam do niej cierpliwość i siłę... bo nic nie pomagało. Np na delegacji czy jakimś wyjeździe 5 min przed wyjściem potrafiła powiedzieć, że nigdzie nie idzie nie dając konkretnego powodu. No ciężko z taką osobą (współ)żyć.
Także nie tyle nikt jej nie lubił co po prostu unikał.

192 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-08 17:31:35)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

No przecież  Roxann  o tym pisała! CO ją denerwowalo w jej zachowaniu. Jak to możliwe, że Ty to przeoczylaś, Rin?

193 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-08 18:02:51)

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

O ile każdy chyba darzy szczerym uczuciem swoich rodziców, to czytając takie historie robi się człowiekowi przykro, Jak bardzo trzeba być niezadowolonym ze swojego życia, żeby na siłę układać to
życie innym? Wmawianie swoim dzieciom, że wszystko co się odbywa jest tylko i wyłącznie dla ich dobra, kiedy nie widzą, że dziecko się zwyczajnie męczy..? Szczerze powiedziawszy mógłbym
podziękować siłom wyższym za takich rodziców, jakich mam smile Grunt, to pozwolić na pewnym etapie dziecku SAMEMU o sobie decydować i ewentualnie go wspierać w spełnianiu marzeń i dążeniu do celu.
Sam nie wyobrażam sobie, żebym miał się godzić, na taki rygor o jakim pisze Rin, jeśli SAMEMU nie chcę podjąć się takiego zadania.
Wspomniana koleżanka Rox to zadziwiający przypadek, bo przecież takie zachowanie raczej pasuje do dziecka czy nastolatka niż do dorosłej osoby. Brak dystansu do siebie, rozchwianie emocjonalne i brak decyzyjności stwarzają niewątpliwe trudności w nawiązywaniu i utrzymywaniu jakichkolwiek relacji z ludźmi.

194

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
bagienni_k napisał/a:


Wspomniana koleżanka Rox to zadziwiający przypadek, bo przecież takie zachowanie raczej pasuje do dziecka czy nastolatka niż do dorosłej osoby. Brak dystansu do siebie, rozchwianie emocjonalne i brak decyzyjności stwarzają niewątpliwe trudności w nawiązywaniu i utrzymywaniu jakichkolwiek relacji z ludźmi.

Stąd od razu moje podejrzenie, że u dziewczyn może być podobnie. Takie trzymanie pod kloszem, rygor, izolacja od rówieśników często skutkuje tym, że dane osoby nie rozwijają się emocjonalnie tak jak powinny.
Toksyczni rodzice nie muszą być patologią. Rodzice mojej znajomej to znani i uważani ludzie. Bardzo zamożni.
Mi jest naprawdę szkoda dziewczyny.
Jak jakiś czas temu z nią rozmawiałam też mówiła, że zapisała się do różnych klubów by być z ludźmi tyle, że nawet tam wyjazdy są raz na jakiś czas. Poza tym prędzej czy później wychodzi jej 'charakter'. Pamiętam jak kiedyś byłyśmy w delegacji (w pięknym miejscu), która zahaczała o moje urodziny. Ona nagle, że nie chce nigdzie wychodzić. Ja wręcz ją ubłagałam i zabrałam w miejsce do którego ona sama w życiu by nie poszła. Bawiła się świetnie. Potem powiedziała, że ze mną to wszędzie nawet z zamkniętymi oczami... Ze swojej strony wprawdzie wyszła kilka razy z inicjatywą ale w większości przypadków sama się wycofywała tuż przed. No chyba, że jakieś kino czy kawa. Wszelkie domówki, grille, urodziny czy nawet Sylwester nigdy nie dochodziły do skutku. Nawet już nie wnikałam dlaczego.
Poza tym jak razem wyjeżdżałyśmy, to mimo, że zwiedziła pół świata (z Rodzicami) miałam wrażenie, że mam dziecko ze sobą bo w każdej kryzysowej sytuacji (a zawsze takie się prędzej czy później trafią), wszystko było na mojej głowie bo ona popadała w histerię z byle powodu. To było bardzo męczące. Dlatego jak kiedyś zaproponowała mi jakiś survival  w górach od razu podziękowałam.

195

Odp: Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?
Ela210 napisał/a:

No przecież  Roxann  o tym pisała! CO ją denerwowalo w jej zachowaniu. Jak to możliwe, że Ty to przeoczylaś, Rin?

Tak wiem, ale ciekawa byłam dokładniejszych sytuacji, jak te, które opisała w poście wyżej Roxann, ogół trochę mało mi mówił

Roxann napisał/a:

Od razu zaznaczę, że ona jest ponad 10l starsza od Ciebie ale z ego co piszesz dzieciństwo, młodość mieliście dość podobne, choć ona wychowywała w prestiżowej miejscowości podwarszawskiej ale w sumie jak na wsi w zamkniećiu.
Tzn trudno powiedzieć, że jej nie lubią bo nie znają ale unikają bo jest 'dziwna'. Ona nie jest ani niemiła, złośliwa czy pyskata. Nic z tych rzeczy raczej przewrażliwiona i nieprzewidywalna w swoim zachowaniu. Raz wydaje się być duszą towarzystwa a wystarczy chwila a zamyka w sobie wychodzi. Pracowała naprawdę dużo i solidnie ale jak zdarzyło się, że ktoś ją za coś skrytykował słusznie lub nie to był dramat graniczący z końcem świata.

Ta część to faktycznie o mnie. Też jestem przewrażliwiona. Jedyne co, to nie trzymam się kurczowo jednej osoby, nie płaczę jej w rękaw, jak ktoś mnie poprosi do tańca (itp.)  i też nie panikuję, jak mnie ktoś skrytykuje. Bardziej bym powiedziała, że biorę to na klatę, uśmiecham się, a dopiero w domu to trawię, myślę o tym, zdenerwuję się lub rozpłaczę (choć to trochę rzadziej), ale to we własnym gronie, duszę to w sobie, nie pokazuję emocji.
Tylko tak jest teraz. Nie wiem, czy nie będę taka sama za te 10 lat

Roxann napisał/a:

Ja mimo, że jestem naprawdę wyrozumiała i mam dużą cierpliwość do ludzi, naprawdę traciłam do niej cierpliwość i siłę... bo nic nie pomagało. Np na delegacji czy jakimś wyjeździe 5 min przed wyjściem potrafiła powiedzieć, że nigdzie nie idzie nie dając konkretnego powodu. No ciężko z taką osobą (współ)żyć.

To i tak miałaś anielską cierpliwość. Bardzo miło z Twojej strony, że tak starałaś się jej pomóc
A wiesz może, co się teraz z nią dzieje? Nadal nie znalazła bliższej osoby?
No a to odwoływanie grilla czy rezygnowanie w ostatniej chwili bez powodu...no słabe.
Choć całe to jej zachowanie to faktycznie może nie być nawet jej wina, tylko demony przeszłości, od których nie moze się uwolnić

bagienni_k napisał/a:

O ile każdy chyba darzy szczerym uczuciem swoich rodziców, to czytając takie historie robi się człowiekowi przykro, Jak bardzo trzeba być niezadowolonym ze swojego życia, żeby na siłę układać to życie innym? Wmawianie swoim dzieciom, że wszystko co się odbywa jest tylko i wyłącznie dla ich dobra, kiedy nie widzą, że dziecko się zwyczajnie męczy..? Szczerze powiedziawszy mógłbym podziękować siłom wyższym za takich rodziców, jakich mam

No moi rodzice, jak tak teraz patrzę to nie wiem, czy powinni być rodzicami. Przez liczne negatywne przejścia w przeszłości wręcz plują jadem. Narzekają, obgadują ludzi, krytykują ludzi za ich decyzje. Normalny człowiek ma znajomych, oni do siebie wszystkich praktycznie zrazili. Nikt nas z ich znajomych nie odwiedza. Co najgorsze w pewnym momencie to przeszło na mnie, też byłam wredna, marudząca, negatywnie się wypowiadająca o innych na początku liceum, bo podpatrywałam rodziców, ich zdanie było dla mnie święte (z resztą nie miałam przyjaciół, więc to był jedyny wzorzec), więc mnie ludzie nie znosili. Potem się ogarnęłam i byłam już miła, widziałam, że ludzie to doceniają, ale niesmak do mnie pozostał i widziałam to, bo nie zapraszali mnie na swoje 18stki. Nie byłam praktycznie na żadnej, ani na sali, ani na domówce. Dlatego tacy ludzie może nie powinni być rodzicami.
Tak samo te zajęcia dodatkowe- gdyby były w grupach moich rówieśników, to by były super, bo miałabym poczucie, że nie idę tylko z obowiązku, ale przynajmniej się z kimś spotkam, a ja miałam jedynie fajnego, starszego i spokojnego nauczyciela od angielskiego. Babki od francuskiego nie lubiłam, bo miała swoje widzimisie (choć nie wspominam jej najgorzej), pływanie i jazdę konną wspominam strasznie. Od pływania miałam gościa, który pił. Rodzice o tym wiedzieli, wielu klientów przez to stracił, bo jak rodzice zobaczyli, że pijany przychodzi na zajęcia to zwiali, ale moi rodzice "Traktuj to tak, że mamy taniej". Spoko, tylko on mi ubliżał z wyglądu, jak wygrałam jakieś zawody to mi mówił, że to żaden sukces takie zawody, bo nie są ogólnoświatowe- słyszeć to od trenera to największy cios na świecie. Jazda konna to samo- kobieta krzyczała na dzieci, w tym na mnie. Pamiętam, że musiałam ją przepraszać do dzisiaj nie wiem za co. Dlatego dla mnie to nie były zajęcia dodatkowe, tylko obowiązki i wręcz trauma.

bagienni_k napisał/a:

Grunt, to pozwolić na pewnym etapie dziecku SAMEMU o sobie decydować i ewentualnie go wspierać w spełnianiu marzeń i dążeniu do celu.
Sam nie wyobrażam sobie, żebym miał się godzić, na taki rygor o jakim pisze Rin, jeśli SAMEMU nie chcę podjąć się takiego zadania.

No niestety jak sobie rodzice wymyślili to nie ma zmiłuj. Kochałam motoryzację- motory. Powiedzieli "Chcesz to? To rób, ale nie rezygnuj z obecnego", a ja i tak już nie miałam czasu ani funduszy, rodzice powiedzieli, że za żadne kursy nie będą płacić, a ja jako 16-letnie dziecko też sama niewiele mogłam zdziałać.
Fakt, że zazdroszczę ludziom, którzy mogli podejmować sami decyzje. Ale moi rodzice tacy są. Jak moja kuzynka poszła na psychologię to mama powiedziała do taty "Dlaczego ta Halina nie posłała córki na prawo, a nie jakąś tam psychologię". Tylko no co to znaczy "posłała". Przecież dziecko samo powinno sobie wybrać studia, a nie ma go mama posyłać, ale moi rodzice mają taki właśnie tok myślenia, że oni powinni dziecko "posłać", czy dziecku "załatwić". Ja im niedawno te błędy wypomniałam, ale oni kompletnie tego nie rozumieją. Nie dociera to do nich, a moja depresja jest wymyślona i wystarczy pójść pobiegać

bagienni_k napisał/a:

Wspomniana koleżanka Rox to zadziwiający przypadek, bo przecież takie zachowanie raczej pasuje do dziecka czy nastolatka niż do dorosłej osoby. Brak dystansu do siebie, rozchwianie emocjonalne i brak decyzyjności stwarzają niewątpliwe trudności w nawiązywaniu i utrzymywaniu jakichkolwiek relacji z ludźmi.

Tak, ale dlatego piszę o tym demonach przeszłości. W tej dziewczynie coś siedzi i ją gryzie. Z tego co opisuje Rox to rodzice tej dziewczyny pewnie chcieli mieć właśnie idealną córkę. Sama żeby dorównać wysokim wymaganiom musiała stawać na głowie, przez co teraz, za każdą krytykę reaguje np. histerią. Może ma traumę przez zbyt krótkie trzymanie na smyczy

Roxann napisał/a:

Pamiętam jak kiedyś byłyśmy w delegacji (w pięknym miejscu), która zahaczała o moje urodziny. Ona nagle, że nie chce nigdzie wychodzić. Ja wręcz ją ubłagałam i zabrałam w miejsce do którego ona sama w życiu by nie poszła. Bawiła się świetnie. Potem powiedziała, że ze mną to wszędzie nawet z zamkniętymi oczami... Ze swojej strony wprawdzie wyszła kilka razy z inicjatywą ale w większości przypadków sama się wycofywała tuż przed. No chyba, że jakieś kino czy kawa. Wszelkie domówki, grille, urodziny czy nawet Sylwester nigdy nie dochodziły do skutku. Nawet już nie wnikałam dlaczego.

Nie no to ewidentnie problemy emocjonalne. Z tego co piszesz to chyba wiem o co chodzi, bo mam bardzo podobnie: kino, kawa są super, ale przed większymi uroczystościami typu wspólny grill, wesele, impreza, sylwester i jestem gdzieś umówiona to czuję taki wewnętrzny strach i niepokój. Kojarzycie stres przed jakimś egzaminem maturalnym/na studiach/na prawko? To ja coś trochę mniejszego odczuwam przed takimi większymi imprezami. A jak ja mam organizować to już w ogóle taka wewnętrzna niechęć, lęk, niepokój. Myślałam, że to normalne, aż nie przeczytałam tego zdania. I tak mam od kilku lat. Zostałam zaproszona na wesele kuzynki- cieszyłam się, ale w dniu ślubu miałam ochotę po prostu uciec, a wchodząc do kościoła miałam nogi jak z waty. W tego sylwestra dałam się wyciągnąć koleżankom z roku na imprezę na sali. Nie lubiłam takich zbiegowisk, ale inaczej bym siedziała sama. Tak więc się zgodziłam i czułam się nieswojo, a tuż przed miałam ochotę uciec. To samo mam czasem przed jakimiś domówkami- malując się często zadaję sobie pytanie "po co idę, skoro mogłabym poleżeć i coś zrobić". I nawet jak na takich imprezach bawię się w miarę okej to ten lęk jest nieunikniony. Nie wiem, skąd to się bierze, ale ta dziewczyna może mieć to samo: wyraża chęci, próbuje, ale coś ją paraliżuje tuż przed i nie może się ruszyć

Roxann napisał/a:

Poza tym jak razem wyjeżdżałyśmy, to mimo, że zwiedziła pół świata (z Rodzicami) miałam wrażenie, że mam dziecko ze sobą bo w każdej kryzysowej sytuacji (a zawsze takie się prędzej czy później trafią), wszystko było na mojej głowie bo ona popadała w histerię z byle powodu.

No i u mnie podobnie. Wyjeżdżałam w różne egzotyczne miejsca, ale rodzice przeważnie jeździli do hoteli z all inclusive z jakąś jedną wykupioną wycieczką, ale no cały wypoczynek wyglądał monotonnie: rano śniadanie, potem na plażę, potem na spacer i tyle. Żadnej rozrywki. Kiedyś jeszcze poznawałam dzieci w moim wieku, ale jak skończyłam 18 to już mało kto w tym wieku jeździ z rodzicami na wakacje. Tylko ja zamiast hotelu 4gwiazdkowego i all inclusive wolałabym ognisko i namioty ze znajomymi w kraju. Miałam koleżankę (tą, która mnie olała o czym pisałam wcześniej) to ona jeździła często pod namioty ze zanjomymi, praktycznie kilka razy do roku w sezonie wiosna-lato. Rodzice krytykowali, że "Jak to tak? Brudno, bez pryszniców, bez sensu", a ja jej strasznie zazdrościłam.
Jedyne co mnie trochę trzymało na duchu to obozy tematyczne (pływanie, jazda konna) oraz kolonie młodzieżowe. Tam byłam całe kilkanaście dni bez rodziców, tylko z rówieśnikami, robiło się różne szalone rzeczy, które z tęsknotą wspominam do dziś. Takie wyjazdy były dla mnie jak terapia- z trudem wracałam po nich do domu, bo byłam w swoim żywiole: z dala od domu i z rówieśnikami, którzy mnie lubili. Tylko jechałam na 1 taki wyjazd w roku, obliczyłam, że to 3% całego roku, więc to trochę mało, biorąc pod uwagę pozostałe 97%.
Dlatego to, że ktoś dużo podróżował z rodzicami to wcale nie znaczy, że widział tyle świata
Szkoda mi tej dziewczyny. Pewnie ją też tak rodzice urządzili, chcąc niby dobrze

Posty [ 131 do 195 z 273 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Czy po mowie ciała można rozszyfrować, że on jest zainteresowany?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024