Mnie się wydaje, że on prowadzi jakąś gierkę, bawi go ta Wasza wymiana spojrzeń, zaczepianie Cię w taki pozornie niewinny, a jednak dający do myślenia sposób. Z drugiej strony ja tu żadnego odrzucenia nie widzę. Wysłałaś neutralnego sms-a, on co prawda nie odpisał, ale zachowuje się niemal jak do tej pory. Moim zdaniem naprawdę NIC strasznego się nie stało i nie masz powodu, by zapadać się pod ziemię ani nawet czuć niezręcznie. W końcu - o ile właściwie odebrałam Twoją wypowiedź - nie wyznałaś mu uczuć, nie zaprosiłaś na randkę, w żaden sposób nie wygłupiłaś się, dlatego nie rozumiem skąd tak gwałtowna reakcja i Twoje zażenowanie. Naprawdę spokojnie możesz zachowywać się, jak do tej pory, czyli jakby żadnego sms-a nie było.
Głowa do góry, świat się nie skończył!
Mnie się wydaje, że on prowadzi jakąś gierkę, bawi go ta Wasza wymiana spojrzeń, zaczepianie Cię w taki pozornie niewinny, a jednak dający do myślenia sposób. Z drugiej strony ja tu żadnego odrzucenia nie widzę. Wysłałaś neutralnego sms-a, on co prawda nie odpisał, ale zachowuje się niemal jak do tej pory. Moim zdaniem naprawdę NIC strasznego się nie stało i nie masz powodu, by zapadać się pod ziemię ani nawet czuć niezręcznie. W końcu - o ile właściwie odebrałam Twoją wypowiedź - nie wyznałaś mu uczuć, nie zaprosiłaś na randkę, w żaden sposób nie wygłupiłaś się, dlatego nie rozumiem skąd tak gwałtowna reakcja i Twoje zażenowanie. Naprawdę spokojnie możesz zachowywać się, jak do tej pory, czyli jakby żadnego sms-a nie było.
Głowa do góry, świat się nie skończył!
Brawo, brawo! O to mi dokładnie chodziło.
Głos rozsądku i normalności, o które coraz częściej trudno..
Moim zdaniem NIC się nie stało i nie ma czym się przejmować. Ot, sympatyczny facet pokiwał Ci na ulicy, ale okazało się, że nie jest zainteresowany bliższą znajomością. Bywa.
Czemu robisz z tego taki dramat? ;-)
Pełno jest na świecie fajnych wolnych gości. Jak nie ten, to następny.
Mnie się wydaje, że on prowadzi jakąś gierkę, bawi go ta Wasza wymiana spojrzeń, zaczepianie Cię w taki pozornie niewinny, a jednak dający do myślenia sposób. Z drugiej strony ja tu żadnego odrzucenia nie widzę. Wysłałaś neutralnego sms-a, on co prawda nie odpisał, ale zachowuje się niemal jak do tej pory. Moim zdaniem naprawdę NIC strasznego się nie stało i nie masz powodu, by zapadać się pod ziemię ani nawet czuć niezręcznie. W końcu - o ile właściwie odebrałam Twoją wypowiedź - nie wyznałaś mu uczuć, nie zaprosiłaś na randkę, w żaden sposób nie wygłupiłaś się, dlatego nie rozumiem skąd tak gwałtowna reakcja i Twoje zażenowanie. Naprawdę spokojnie możesz zachowywać się, jak do tej pory, czyli jakby żadnego sms-a nie było.
Głowa do góry, świat się nie skończył!
I właśnie dlatego mnie to dobija, że pomyliłam się aż tak, a z jego strony była to tylko jakaś głupia gra i obśmiewanie mnie przy kolegach, popisywanie się. Nie wiem dlaczego zawsze to mi się przytrafiają takie głupie rzeczy i dlaczego nie mogę poznać nikogo w miarę sensownego. W ogóle praktycznie nikogo nie poznaję, a np na FB to wypisują do mnie tylko faceci spoza mojego przedziału wiekowego, w dodatku najczęściej już zajęci albo jak wolni, to takie typowe lovelasy i bawidamki po 30, którzy nie szukają nikogo na stałe. Dramat. Ostatni raz na zwykłej kawie z facetem byłam 3 lata temu i to było spotkanie z internetu. Nic z tego nie wyszło, bo jak zwykle się okazało, że gość szuka łatwego seksu i ma lepkie ręce, chociaż niby tak na poważnie szukał - standardowa gadka gości z portali randkowych. Nie mam już siły kompletnie i żadnej nadziei na poznanie kogokolwiek, czuję że już przegrałam życie i będzie tylko gorzej. Mam wrażenie, że będzie u mnie jak u Rossanki, która ma tutaj swój długi temat. Tylko że ona chociaż była kiedyś w związku, była kiedyś kochana i ważna dla kogoś. Ja nigdy nie byłam warta większej uwagi, nie mówiąc o jakichś staraniach, zaangażowaniu się i określeniu. Czas się pogodzić z tym, że tak było, jest i będzie, widocznie taki już mój los. Najgorzej gdy raz na ileś lat pojawi się ktoś na horyzoncie i rozbudzi nadzieję, że "a może jednak"... A później okazuje się to zwykłym żartem i kpiną. Nie wiem za co mnie to w życiu spotyka, uważam się za dobrego człowieka i nie bawię się cudzymi uczuciami, zawsze staram się być w porządku i postępować fer, a wiecznie dostaję kosę w plecy.
Ja nigdy nie byłam warta większej uwagi, nie mówiąc o jakichś staraniach, zaangażowaniu się i określeniu. Czas się pogodzić z tym, że tak było, jest i będzie, widocznie taki już mój los. Najgorzej gdy raz na ileś lat pojawi się ktoś na horyzoncie i rozbudzi nadzieję, że "a może jednak"...
Tylko, że żadna nadzieja nie została Ci dana... jedynie Ty to tak zinterpretowałaś w całej swojej desperacji... przynajmniej ja to tak widzę...
To, jak siebie postrzegasz, ma spory wpływ na to, jak wygląda Twoje życie. Bycie w związku nie określa w żaden sposób wartości danej osoby. Może jakaś terapia?
Marta, czy to nie Ty zrezygnowała że znajomości, bo ktoś nie był z Twojego miasta?
Mogę się ponownie podpisać pod zdroworozsądkowym postem, tym razem Cyngli
Tak to wygląda w rzeczywistości i nie wiem naprawdę z czego tutaj można robić taki dramat? Mało ludzi dostaje kosza, i to nawet w ten opisany sposób? To koniec świata, że ktoś poczuł się odrzucony?
Chociaż ciężko nawet przechodzi mi przez gardło to słowo, może po prostu pasuje bardziej" podziękowanie za zaproszenie do nawiązania bliższego kontaktu" albo "odmowa". Moja rada to przestać się w końcu
tak bardzo przejmować tym wszystkim, bo życia nie starczy na ciągłe analizowanie, umartwianie się i rozkminianie..
A teraz pomyśl sobie, że facet dostaje kilkanaście razy więcej koszy niż Ty.
Tak wiem, facet to co innego... Ale chyba nikt nie lubi tego uczucia.
Problem jest w twojej samoocenie.
Wbrew pozorom nie wyszłaś na taką idiotke jak sama sobie to wbijasz do głowy.
Jakby tak było to na pewnie by Ci nie machał na ulicy.
I nie rozumiem dlaczego jak on jedzie, to Ty musisz się na niego patrzyć?
Tu nie chodzi o kosza samego w sobie, tylko o ewidentne pogrywanie sobie moim kosztem i podkręcanie sytuacji, żebym się nakręciła na niego i zrobiła sobie nadzieję. Widzę, że mi nie wierzycie, no to trudno. Ja wiem co widziałam przez te 1.5 roku i to nie były zdawkowe machnięcia do kogoś, kogo widzi się przelotem na mieście. On robił wszystko, żeby zwrócić na siebie moją uwagę i żeby było widać, że to ewidentny flirt. Dwie osoby postronne były raz świadkiem i też stwierdziły, że coś jest na rzeczy i że gość się wpatruje we mnie jak w obrazek. Dlatego mam żal, że pogrywał sobie ze mną od początku i że przez to się ośmieszyłam, bo dałam się wkręcić w jego grę. I teraz już wiem, że robił to celowo i z premedytacją, nie mam żadnych złudzeń co do tego. Popisywał się przed kolegami i zgrywał maczo, może się nawet założyli o coś, kto wie Fałszywy typ i tyle. A na takiego ciepłego nieśmiałego misia wyglądał gdy rozmawialiśmy, ech
Teraz już nie zamierzam patrzeć w jego kierunku, ale będzie ciężko, bo często mam takie szczęście, że gdzieś akurat głowę odwrócę i już go widzę jak się we mnie wypatruje, nie raz wyczułam nawet jego wzrok na plecach i się odwróciłam akurat. Będę musiała uważać teraz bardziej, żeby nasze spojrzenia się nie spotkały przypadkiem, bo nie mam ochoty patrzeć na niego. Teraz widziałam go po raz pierwszy od tego nieszczęsnego smsa, dlatego jak już go zauważyłam, to nie chciałam odwracać wzroku, żeby przed nim nie okazać słabości i zawstydzenia. Mimo że ciężko mi było utrzymać spojrzenie, bo czuję się przez niego upokorzona z premedytacją.
Ktoś wyżej pytał odnośnie olania kogoś, bo nie był z mojego miasta (?). Nie za bardzo wiem o co chodzi. Możliwe że kiedyś pisałam o tym, że na badoo czasem zagadywały mnie osoby mieszkające zbyt daleko, by miało to jakikolwiek sens. Jestem realistką i szukam kogoś w miarę z okolic. A przez internet faceci często piszą jak leci do kobiet i nawet nie zwracają uwagi ile km ich dzieli od kobiety, a ten algorytm "ludzie w okolicy" potrafi działać dziwnie i czasem pokazują się tam osoby z daleka, więc zwracałam na to uwagę na starcie czy jest sens pisać w ogóle.
Moim zdaniem nie ma się co kierować tymi bzdetami. Wszystko jest znacznie bardziej proste. Jeśli facet wie że się podoba kobiecie i nic z tym nie robi to znaczy że nie chce. I nie ma co tu analizować i cudować. Tyle w temacie moim zdaniem.
Przede wszystkim warto mieć większy dystans do siebie i nie przejmować się tak bardzo porażkami, niezależnie czy jest się facetem czy kobietą. Po drugie: właśnie, przeciętny facet, jakby się miał przejmować każdym koszem, jaki dostaje od kobiety, to by musiał mieć ileś tam żyć, bo po każdym niepowodzeniu musiałby się załamywać i biadolić.
Czy mowa ciała faktycznie mówi więcej niż tysiąc słów?
Czy zawsze się sprawdza, czy to bujdy na resorach i łatwo o nadinterpretację?
Czy jeśli facet (jadąc autem) ciągle patrzy już z daleka na kobietę, uśmiecha się do niej promiennie (niemalże maślanym wzrokiem), macha, podtrzymuje kontakt wzrokowy do samego końca - czy to świadczy o czymś więcej?
Czy wierzycie w te wszystkie sygnały niewerbalne, wskazówki typu:
- mężczyzna wskazuje torsem na najważniejszą osobę w otoczeniu i to do niej się odwraca klatką piersiową
- mężczyzna kieruje kolana i stopy w kierunku kobiety, do której chce iść jego serce
- jeśli mężczyzna przy kobiecie dotyka czule swoich policzków, krtani, karku, to znak, że chciałby być czule dotknięty przez tę kobietę, że tak na niego działa, że aż musi się dotknąć sam (działanie na podobnej zasadzie co swędzący nos u kłamcy)Wierzycie w to? Sprawdzały Wam się takie sygnały? Potraficie odczytać z mowy ciała zainteresowanie u faceta?
Intuicja mi mówi (plus ta cała analiza mowy ciała też), że wpadłam facetowi w oko, ale fakty są takie, że niewiele się dzieje, a minął już ponad rok od naszej krótkiej rozmowy, gdy się poznaliśmy. Zagadał do mnie z auta (był z kolegą) jak był w pracy, bo miał sprzyjającą okazję - było miło, zachowywał się uroczo, choć wydawał się nieco nieśmiały i speszony sytuacją, ale na koniec nie wziął ode mnie namiarów, mimo że byłam dla niego bardzo miła i otwarta, więc raczej dostał wyraźnie zielone światło. Zaproponował tylko machanie do siebie na mieście, skoro już się znamy i widujemy dość często. Od tamtej pory właśnie (wcześniej tego nie robił) rozpromienia się z auta na mój widok, macha, robi maślane oczy, ale sytuacja nie rusza do przodu. A nie, przepraszam. Raz była taka sytuacja (z 2 miesiące później), że zjechał za mną na pusty parking, ale ja wtedy miałam paskudny dzień i tylko z daleka mu pomachałam z uśmiechem i życzyłam miłego dnia, wtedy podziękował z uśmiechem i odjechał wraz z kolegą (on był wtedy jak zwykle w pracy, służbowym autem, zawsze go w nim widzę).
Od niedawna mam kontakt z jego kolegą z pracy, z którym dzieli gabinet (to żaden z tych wcześniejszych, jeszcze inny). Ponoć jest nieśmiały. Ten kolega jakiś czas temu nagle jednego dnia próbował mnie zmotywować, bym to ja przejęła inicjatywę i do niego napisała, bo ponoć jest wolny, wiekowo też odpowiedni, no i nieśmiały... Ale dla mnie byłoby to dziwne, bo wydaje mi się, że gdyby faktycznie był zainteresowany, to sam by wziął namiar. Albo ode mnie, albo przez tego kolegę (bo przez niego przesłałam mu gratulacje w pewnej sprawie i ponoć bardzo się ucieszył, kazał przekazać mi podziękowania). I nie wiem czy jest to możliwe, że faktycznie tak się obawia odrzucenia lub wkręca sobie rzeczy typu "gdzie ja tam do niej, za wysokie progi", czy jest tak niepewny siebie i onieśmielony, że kończy na tych uśmiechach i nie może się przełamać... Bo Fb nie ma, więc w grę wchodzi kontakt tylko przez numer telefonu, nie ma za bardzo jak zagadnąć tak neutralnie... Nie wiem, czy ten jego kolega o czymś wie i stąd próbował mnie namówić do napisania, czy po prostu mnie wkręcał dla żartów, żebym z siebie zrobiła głupka
No i taki impas, a czas leci...
Serce mówi mi jedno, a rozum drugie
![]()
A co Wy sądzicie? O mowie ciała tak ogólnie i o mojej sytuacji?
Kiedyś też się nad tym zastanawiałam i analizowałam i doszłam do wniosku, że to nie ma sensu i znaczenia. Ze np popatrzył tak i tak, że przygładził koszule, albo, że ustawił się w takiej i takiej pozie. Jak się ktoś komuś podoba, to ta druga strona działa i nie musisz się zastanawiać, czy ktoś kto przepuścił Cię w drzwiach czy odgarnął Ci włosy z twarzy w myślach rezerwuje już sale weselną, ale moze jest nieśmiały, albo miał zły dzień i dlatego dalej nie działa.
Ja nie dziwię się, że takie wysnułaś wnioski; ja też bym tak myślała. Czasem dobrze robi taki kubeł zimnej wody, bo jakiś etap się skończył i teraz ze spokojną głową możesz zbliżyć się do kogoś innego.
Mam pytanie: czy ten człowiek na pewno wie, że Ty jesteś nadawcą tej wiadomości?
Sama widzisz, że w Twoim miasteczku bieda z facetami, to szukaj gdzieś dalej.
Samo machanie mogło o niczym nie świadczyć a podpuszczał kolega, jak pamiętam
Mam pytanie: czy ten człowiek na pewno wie, że Ty jesteś nadawcą tej wiadomości?
Raczej nierealne żeby nie zajarzył. Jakkolwiek by mnie nie wkurzył, tak bystrości i spostrzegawczości mu nie mogę odmówić. Napisałam smsa z 2-3 gdz po tym jak się zobaczyliśmy i podkreśliłam, że go strasznie dawno nie widziałam i już się zastanawiałam czy go gdzieś czasem nie przenieśli, nawet zacytowałam żartobliwie taki specyficzny zwrot, którego użył podczas naszej rozmowy (żartował, że on już jest zakorzeniony w tym mieście jeśli chodzi o pracę). No i podpisałam się literą imienia, a mam rzadkie imię na rzadką literę (dlatego nie podałam tych danych tutaj na forum) , także na bank skojarzył wszystkie fakty, bo specjalnie skonstruowałam tak wiadomość, żeby wiedział kto i żeby było nawiązanie do naszej rozmowy. I już sam fakt, że widzieliśmy się ciut wcześniej zanim napisałam, to będzie wiedział, nie mam złudzeń, on jest bystry i ma dobrą pamięć. Nie wspominając już o jego minie przedwczoraj i ewidentnym zawahaniu czy mi pomachać czy nie, on na bank czekał czy po tym braku odpowiedzi nie odwrócę od niego głowy, dlatego chwilę się wstrzymał i tak nieśmiało tę rękę potem wyciągnął. Jestem pewna, że wie od kogo. Zresztą gdyby miał jakieś wątpliwości czy to ja (a by tego chciał), to by wtedy odpisał i dopytał. Myślę że większość byłaby ciekawa od kogo ten SMS i by wtedy zapytała z ciekawości z kim mam przyjemność. Bo wiadomość była przecież miła i kulturalna.
perydot napisał/a:Mam pytanie: czy ten człowiek na pewno wie, że Ty jesteś nadawcą tej wiadomości?
Raczej nierealne żeby nie zajarzył. Jakkolwiek by mnie nie wkurzył, tak bystrości i spostrzegawczości mu nie mogę odmówić. Napisałam smsa z 2-3 gdz po tym jak się zobaczyliśmy i podkreśliłam, że go strasznie dawno nie widziałam i już się zastanawiałam czy go gdzieś czasem nie przenieśli, nawet zacytowałam żartobliwie taki specyficzny zwrot, którego użył podczas naszej rozmowy (żartował, że on już jest zakorzeniony w tym mieście jeśli chodzi o pracę). No i podpisałam się literą imienia, a mam rzadkie imię na rzadką literę (dlatego nie podałam tych danych tutaj na forum) , także na bank skojarzył wszystkie fakty, bo specjalnie skonstruowałam tak wiadomość, żeby wiedział kto i żeby było nawiązanie do naszej rozmowy. I już sam fakt, że widzieliśmy się ciut wcześniej zanim napisałam, to będzie wiedział, nie mam złudzeń, on jest bystry i ma dobrą pamięć. Nie wspominając już o jego minie przedwczoraj i ewidentnym zawahaniu czy mi pomachać czy nie, on na bank czekał czy po tym braku odpowiedzi nie odwrócę od niego głowy, dlatego chwilę się wstrzymał i tak nieśmiało tę rękę potem wyciągnął. Jestem pewna, że wie od kogo. Zresztą gdyby miał jakieś wątpliwości czy to ja (a by tego chciał), to by wtedy odpisał i dopytał. Myślę że większość byłaby ciekawa od kogo ten SMS i by wtedy zapytała z ciekawości z kim mam przyjemność. Bo wiadomość była przecież miła i kulturalna.
Różnie bywa, dużo rzeczy zakładasz a w rzeczywistości może być inaczej.
Kiedyś miałam ze 2 sms od nieznanego numeru, a wiedziałam, że to nikt z moich bliskich, i uwierz mi, że nie reagowałam, nie odpisałam.
Różnie bywa, dużo rzeczy zakładasz a w rzeczywistości może być inaczej.
Kiedyś miałam ze 2 sms od nieznanego numeru, a wiedziałam, że to nikt z moich bliskich, i uwierz mi, że nie reagowałam, nie odpisałam.
Nie można być niczego pewnym na 100%, więc jestem pewna na 99, że dobrze wie od kogo jest ta wiadomość. Bo była przemyślanie skonstruowana i tak jak mówię, mam dość rzadkie imię i akurat świeżo co się widzieliśmy.
Co do drugiej części to racja, ale to zależy jak jest skonstruowana wiadomość, to raz. A dwa, gdyby nie był pewien na 100% czy to ja - a by chciał, żebym to była ja - to wtedy by nie olał, tylko by dopytał
83 2020-06-01 21:39:11 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-01 21:45:42)
Marta, nie wiem ile masz lat ale po tym co piszesz wnioskuję, że masz 16.
Poza tym to chyba nie taka znowu zabita wieś skoro jednak nie znaliście się wcześniej.
Moim zdaniem są 2 opcje:
1. Facet Cię polubił, poznaliście się i ot tak Ci macha bez żadnych podtekstów. Zresztą na to się umówiliście.
2. Podobasz mu się ale jest zbyt nieśmiały (niemniej nie ponad rok zwodzenia niby "mową ciała"). Co do smsa też uważam, że mógł nie skojarzyć go z Tobą.
Już pomijając fakt czy podobasz mu czy nie, facet jest mega dziwny i może lepiej jak nie odpisał.
Wybacz co Ci teraz napiszę, ale ja mieszkając w Wawie mając takiego niby 'wielbiciela' z przypadku co jeździ za mną uśmiecha i parkuje gdzie ja i to ponad rok, pomyślałabym, że to psychol.
Wybacz co Ci teraz napiszę, ale ja mieszkając w Wawie mając takiego niby 'wielbiciela' z przypadku co jeździ za mną uśmiecha i parkuje gdzie ja i to ponad rok, pomyślałabym, że to psychol.
Nigdzie nie napisałam, że on za mną jeździ ponad rok i parkuje za mną, nie jest żadnym stalkerem. Napisałam tylko, że zdarzyło się, że zawrócił na rondzie za mną, żeby przejechać od przodu i mi pomachać, gdy go "nie zauważyłam". Ze 2 razy tak zrobił może. A z tym parkowaniem też nie wiem o czym mówisz? Napisałam, że zjechał za mną na mieście, bo chciał zagadać. On tutaj tylko pracuje i kojarzy mnie z widzenia właśnie z pracy. Jakiś czas po tej rozmowie zjechał drugi raz na bok i to był akurat pusty parking. Ale ja nie podeszłam, bo się wstydziłam, nie byłam na 100% pewna czy to zjechał "za mną" czy nie. Uśmiechał się tak zapraszająco, chciał wybadać czy podejdę sama z siebie, nie zawołał mnie wtedy. A ja się wstydziłam podchodzić pierwsza sama z siebie tak bez wyraźnego zaproszenia, zwłaszcza że był z kolegą z pracy, który wygląda tak groźnie i surowo. Bałam się, że może jednak zjechali tam i będą gdzieś wychodzić, ale nie. Gdy im pomachałam i życzyłam miłego dnia tak nieco z daleka, to odjechali zaraz po tym jak przeszłam. Nic innego tam nie robili. Stąd moje podejrzenie, że mógł to potraktować jako kosza, że nie mam ochoty na bliższy kontakt. Jednak dalej wypatrywał mnie wzrokiem na mieście i tak się uśmiechał, odwracał twarzą w moją stronę. Nie mogłam przeboleć, że wtedy zabrakło mi odwagi by podejść, a on już więcej nie próbował mnie zagadać. Ale widocznie tak miało być i nie było pisane.
Roxann napisał/a:Wybacz co Ci teraz napiszę, ale ja mieszkając w Wawie mając takiego niby 'wielbiciela' z przypadku co jeździ za mną uśmiecha i parkuje gdzie ja i to ponad rok, pomyślałabym, że to psychol.
Nigdzie nie napisałam, że on za mną jeździ ponad rok i parkuje za mną, nie jest żadnym stalkerem. Napisałam tylko, że zdarzyło się, że zawrócił na rondzie za mną, żeby przejechać od przodu i mi pomachać, gdy go "nie zauważyłam". Ze 2 razy tak zrobił może. A z tym parkowaniem też nie wiem o czym mówisz? Napisałam, że zjechał za mną na mieście, bo chciał zagadać. On tutaj tylko pracuje i kojarzy mnie z widzenia właśnie z pracy. Jakiś czas po tej rozmowie zjechał drugi raz na bok i to był akurat pusty parking. Ale ja nie podeszłam, bo się wstydziłam, nie byłam na 100% pewna czy to zjechał "za mną" czy nie. Uśmiechał się tak zapraszająco, chciał wybadać czy podejdę sama z siebie, nie zawołał mnie wtedy. A ja się wstydziłam podchodzić pierwsza sama z siebie tak bez wyraźnego zaproszenia, zwłaszcza że był z kolegą z pracy, który wygląda tak groźnie i surowo. Bałam się, że może jednak zjechali tam i będą gdzieś wychodzić, ale nie. Gdy im pomachałam i życzyłam miłego dnia tak nieco z daleka, to odjechali zaraz po tym jak przeszłam. Nic innego tam nie robili. Stąd moje podejrzenie, że mógł to potraktować jako kosza, że nie mam ochoty na bliższy kontakt. Jednak dalej wypatrywał mnie wzrokiem na mieście i tak się uśmiechał, odwracał twarzą w moją stronę. Nie mogłam przeboleć, że wtedy zabrakło mi odwagi by podejść, a on już więcej nie próbował mnie zagadać. Ale widocznie tak miało być i nie było pisane.
Wiesz co dla mnie to brzmi jakbyś pisała właśnie powieść.
Koleżanka wyżej ci pisała o swoim podejrzeniu a ty od razu piszesz: ale on tak zrobił tylko kilka razy A od jakiej ilości zaczniesz się martwić, albo może znasz definicję od jakiej ilości "spotkać" zaczyna się stalking?
Niby piszesz że czegoś nie można być pewnym ale ty cały czas to zakładasz, cały czas piszesz że na pewno te twoje podejrzenia to prawda, że on chciał to, on chciał tamto, on myślał to, on myślał tamto. Troszkę naiwne podejście i bardzo fantazyjne bym powiedziała. Może zacznij skupiać się na faktach, weź pod uwagę co my ci tutaj piszemy, bo wnioskujemy tylko z tego co piszesz i uwierz mi, że w porównaniu do ciebie, patrzymy na to realnie.
Nie mogłam przeboleć, że wtedy zabrakło mi odwagi by podejść, a on już więcej nie próbował mnie zagadać. Ale widocznie tak miało być i nie było pisane.
Marta, piszesz w kółko to samo roztrząsając tak naprawdę dwa przypadkowe spotkania, w tym jedną rozmowę. Cała reszta to jakieś spojrzenia czy machania ręką. Wcale się nie dziwię, że w zależności od charakteru wypowiedzi, raz piszesz, że "wiesz co widziałaś" a kolejnym "to było tylko...".
Nikt tu wróżką nie jest ale uważam, że kluczowy jest tu czas. Gdyby to wszystko zdarzyło się w ciągu 2-3 tygodni, to jeszcze rozumiałabym Twoje wkręcenie, ale 1,5 roku? Serio?
Gdyby coś było na rzeczy z jego strony, to dawno by coś zrobił. Nie tłumacz go nieśmiałością bo jednak zagadał Cię raz. Zarzucasz też sobie, że nie podeszłaś wtedy na tym parkingu ale przecież przywitałaś. Nie udałaś, że go nie widzisz. Za dużo dorabiasz teorii do nic nie znaczących gestów. A już przekonanie, że on na pewno pomyślał to czy tamto jest kompletnie bez sensu.
Zarówno w przypadku spotkania na parkingu, jak i ostatniego smsa. Pisałaś, że był to neutralny sms, co znaczy neutralny? Skąd Twoja histeria, że się ośmieszyłaś?
Przestań w końcu analizować kto co myśli czy pomyśli. Może on nawet nie skojarzył Ciebie z tą wiadomością. Nie przypisuj jemu swoich myśli czy wyobrażeń bo naprawdę robisz sobie tym krzywdę. Faceci mają dużo prostsze myślenie niż my kobiety i nie dzielą włosa na cztery, nie zastanawiają miesiącami co mogło oznaczać jakieś spojrzenie.
A wracając do tematu wątku - tak, można rozszyfrować po mowie ciała, że ktoś jest zainteresowany. Zazwyczaj już po spojrzeniu to widać, szukaniu kontaktu zarówno wzrokowego jak i fizycznego. Moja znajomość z obecnym facetem zaczęła się właśnie od takiego spojrzenia sobie w oczy a potem obejrzenia za sobą. Przy kolejnym (raczej nie przypadkowym z jego strony) spotkaniu facet zagadał do mnie. Oczywiście zachęciłam go uśmiechem
Naprawdę nie ma co sobie komplikować życia nakręcaniem czy niedomówieniami.
Gdybyś się facetowi podobała na tyle by chciał Cię poznać bliżej, wiedziałabyś już to dawno temu. Nikt nie czeka 1,5 roku na pierwszy krok (a raczej drugi) mając przez ten czas mnóstwo okazji.
87 2020-06-02 10:28:06 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-02 10:31:22)
Jeśli tak długo i mocno przeżywasz tę sytuację,, jest jakiś powód. Poszukalabym to nawet w dzieciństwie, gdy miałaś jakąś fałszywą nadzieję na coś.
Bo tutaj reakcje dorosłej kobiety są nieadekwatne.
Skąd ta fiksacja? Bo chyba to jest odpowiednie słowo?
Jeśli tak długo i mocno przeżywasz tę sytuację,, jest jakiś powód. Poszukalabym to nawet w dzieciństwie, gdy miałaś jakąś fałszywą nadzieję na coś.
Bo tutaj reakcje dorosłej kobiety są nieadekwatne.
Skąd ta fiksacja? Bo chyba to jest odpowiednie słowo?
Całe moje życie to jedna wielka fałszywa nadzieja, więc nie muszę daleko szukać
Od lat szczenięcych i tych pierwszych niewinnych miłostek schemat zawsze miałam ten sam - okazywało się po czasie, że byłam kołem zapasowym lub kimś na pocieszenie/przeczekanie.
Przeszłam już w życiu przez kilka etapów i "taktyk" jeśli chodzi o podchody damsko-męskie.
1) Bierność - czekałam aż facet napisze pierwszy, zaproponuje spotkanie, zrobi jakiś krok. Ja tylko ochoczo się zgadzałam i byłam entuzjastyczna, ale sama nie proponowałam, nie pisałam. Chciałam żeby facet okazał, że mu zależy i że czegoś konkretnie chce, żebym się nie wyrwała jak Filip z konopii. Pokazywałam, że jestem otwarta i że chcę tego kontaktu, ale jakby zostawiałam działanie w jego rękach. To było głównie w latach nastoletnich. Dopóki byłam zdystansowana, to było spoko, ale gdy wydawało mi się, że przychodzi czas na konkrety i okazanie zaangażowania, to się rozjeżdżało wszystko. Nagle facet wracał do byłej lub wyznał miłość przyjaciółce albo zauroczył się kimś innym i zostawałam z ręką w nocniku.
2) Kilka lat totalnej posuchy, gdy tata chorował na raka - nie miałam okazji poznać kogoś nowego, bo mało wychodziłam z domu, relacje szkolne się rozmyły, bo już byłam po maturze, niektórzy wyjechali na studia, niektórzy się odsunęli. Na szukanie w necie jakoś nie miałam wtedy głowy, bo byłam w kiepskim stanie psychicznym, w domu było niezbyt dobrze.
3) Etap obecny (od około 3+ lat) - eksperymentowałam na różne sposoby. Próbowałam kilka razy z przerwami na portalach (najgorsze doświadczenia mam właśnie z nich), te próby chyba najbardziej podkopały mi samoocenę. Zaczęłam się zastanawiać i radzić w internecie jak zwiększyć szanse poznania kogoś. Dawniej wydawało mi się, że nie ma co szukać na siłę i że miłość powinna sama przyjść w swoim czasie, nasłuchałam się opowieści, że poznać miłość można nawet w głupi i niefortunny sposób, dostałam sporo przykładów z życia od różnych osób. Później jednak stwierdziłam, że mam małe szanse na taki scenariusz, a jestem coraz starsza i łatwiej nie będzie, bo ciężej o wolnego faceta w przedziale 28-33, zwłaszcza na takich wioskach jak moja, gdzie życie toczy się szybciej. Postanowiłam wykazywać więcej tej inicjatywy, bo dawniej gdy byłam bardziej bierna, to przyciągałam facetów, którzy nie chcieli się zaangażować i lubili gonić króliczka lub traktowali mnie na przeczekanie, więc moja bierność była dla nich wygodna. Więc zmieniłam taktykę i postanowiłam trochę bardziej się otworzyć i zaryzykować, nie udawać aż takiej obojętnej i wyjść ze swojej strefy komfortu trochę. Wiem, że jest wiele odważnych kobiet, które potrafią wziąć byka za rogi i nawet zacząć pierwsze znajomość, ale ja bym nie dała rady aż tak. W przypadku historii z tego posta zaryzykowałam z tym smsem, chociaż strasznie się wstydziłam go wysłać i bałam się odrzucenia, niemniej powiedziałam sobie "kobieto, co masz do stracenia, może to jest właśnie ten moment, gdzie trzeba zrobić ten ruch i może on na to czeka, bo sam jest mniej śmiały i też ma swoje kompleksy. Wysyła Ci jakieś sygnały, wpatruje się, jego kolega Ci dawał aluzje, że to nieśmiały facet i Tobie też się tak przecież wydawało, więc może czeka na Twój ruch, zwłaszcza że wtedy drugi raz nie podeszłaś tylko pomachałaś na do widzenia z daleka, co było trochę spławiające. Ten jego kumpel z jakiegoś powodu zasugerował, że on jest wolny, że lubi kobiety w moim typie i że on mu opowiadał o mnie zaraz po tym jak mnie zaczepił i pogadaliśmy. Sugerował też, że były to same miłe rzeczy, między innymi dlatego napisał do mnie, bo on też był ciekawy". Ech... Wydawało mi się, że dużo tych drobnych sygnałów łączy się w całość i jeśli w takim przypadku nie zdobędę się na zrobienie kroku w przód, to już nigdy większej pewności i zachęty mieć nie będę i się nie odważę. Ze najwyższy czas przełamać lęk przed odrzuceniem i wziąć sprawy w swoje ręce, bo mogę zyskać coś wspaniałego, kto wie. No ale jednak wykazywanie inicjatywy też nie popłaca i jest chyba jeszcze gorzej. Nie wiem jak to kobiety robią, że faceci się starają sami z siebie, że ciągle im spadają mężczyźni z kosmosu i wręcz mogą wybierać i wybrzydzać. U mnie nic nie działa. Gdy na badoo kilka razy spróbowałam trochę wyjść z inicjatywa napisania, to też nic nie wychodziło, kończyło się co najwyżej na rozmowie z grzeczności.
Także nie sprawdza się ani taktyka "lekko niedostępnej księżniczki", ani taktyka zołzy, ani taktyka bycia miłą i otwartą, ani przejmowanie jakiejś tam lekkiej inicjatywy. Za każdym razem klops.
Rzeczywiście takie podejście raczej nie bierze się znikąd. Poza oczywistym faktem, że facet prawdopodobnie miał zupełnie inne zamiary wobec Ciebie, niż sobie to wmówiłaś, to dziwi mnie ten długi czas, w jakim oboje bawiliście się w te dziecinne podchody. W normalnych warunkach każdy już by stracił cierpliwość po 2-3 razach a tutaj ta zabawa w przeciąganie liny, która chyba nikomu ni sprawia satysfakcji a jednak dalej trwa. Do tego przeżywanie tej sytuacji w ten sposób, jakby to był ostatni facet na tej planecie..
90 2020-06-02 12:54:29 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-02 12:56:41)
Także nie sprawdza się ani taktyka "lekko niedostępnej księżniczki", ani taktyka zołzy, ani taktyka bycia miłą i otwartą, ani przejmowanie jakiejś tam lekkiej inicjatywy. Za każdym razem klops.
Wiesz jaka jest najlepsza taktyka? Brak taktyki
Skupiając się na kombinowaniu po pierwsze nie jesteś sobą, a po drugie masz skrzywiony obraz rzeczywistości. Zamiast na bieżąco reagować, każdy krok analizujesz milion razy zastanawiając co pomyślał, jak odebrał czy dobrze zrobiłaś czy może powinnaś była postąpić inaczej itd.
Pisałaś, że 'uciekłaś' z parkingu bo miałaś gorszy dzień i obawiałaś jego reakcji (że mu się taka nie spodobasz). Potem znów analizujesz jego zachowanie, że na pewno pomyślał że spławiłaś albo co by było gdyby. Po co?
Jak masz kogoś poznać czy ktoś ma Ciebie poznać, to co Ci dadzą te wszystkie taktyki, skoro to jest "gra". Może dlatego nic z dotychczasowych znajomości nie wychodziło bo zwyczajnie przekombinowałaś?
Co by się takiego stało gdyby np. zobaczył Cię bez makijażu czy mało wystrojoną?
Naturalność, spontaniczność zawsze popłaca.
Mowa ciala jak najbardziej zdradza nasze uczucia i odczucia. To jest fakt potwierdzony przez naukę, a nie jakieś ludowe wierzenia. Jednak na Twoim miejscu zastanowilabym się czy chce takiego faceta, który nie potrafi podjąć pierwszego kroku. Jestem bardzo silna kobietą, ale dla mnie facet to ma być facet. To on ma mnie zdobyć. Jest duża szansa, że on we wszystkim w życiu tak się zachowuje i poddaje bez próby. Przez taką osobę możesz cierpieć w przyszłości.
marta929292 napisał/a:Także nie sprawdza się ani taktyka "lekko niedostępnej księżniczki", ani taktyka zołzy, ani taktyka bycia miłą i otwartą, ani przejmowanie jakiejś tam lekkiej inicjatywy. Za każdym razem klops.
Wiesz jaka jest najlepsza taktyka? Brak taktyki
Skupiając się na kombinowaniu po pierwsze nie jesteś sobą, a po drugie masz skrzywiony obraz rzeczywistości. Zamiast na bieżąco reagować, każdy krok analizujesz milion razy zastanawiając co pomyślał, jak odebrał czy dobrze zrobiłaś czy może powinnaś była postąpić inaczej itd.
Pisałaś, że 'uciekłaś' z parkingu bo miałaś gorszy dzień i obawiałaś jego reakcji (że mu się taka nie spodobasz). Potem znów analizujesz jego zachowanie, że na pewno pomyślał że spławiłaś albo co by było gdyby. Po co?
Jak masz kogoś poznać czy ktoś ma Ciebie poznać, to co Ci dadzą te wszystkie taktyki, skoro to jest "gra". Może dlatego nic z dotychczasowych znajomości nie wychodziło bo zwyczajnie przekombinowałaś?
Co by się takiego stało gdyby np. zobaczył Cię bez makijażu czy mało wystrojoną?
Naturalność, spontaniczność zawsze popłaca.
Też mi się tak wydawało do niedawna, że najlepiej jest być sobą i nie "maskować się", bo wtedy przyciągnie się odpowiednią osobę do siebie. Ale jakoś mi się to nie sprawdza kompletnie, efekt jest wręcz odwrotny. I nie mówię tego tylko na moich własnych doświadczeniach, ale też obserwacji otoczenia. Najczęściej te otwarte i miłe dziewczyny są samotne i szybko przekreślane, bo "nie ma chemii, nie ma tego czegoś" itd. Każdy facet twierdzi, że nie lubi gierek i zołz i niby marzy o takiej kobiecie bardziej bezpośredniej i "do życia", a później ten sam facet ugania się właśnie za tymi zołzami, naciągaczkami i kobietami, które traktują go obojętnie czy jest czy nie. I on o nie walczy, rajcuje go ta gra, wypruwa sobie żyły wręcz, nawet jak ona potrafi się zachować czasem chamsko. A te milsze i bardziej konkretne są uważne jako nijakie, nudne, przewidywalne. Mam wrażenie, że większość facetów jednak woli ten uczuciowy rollercoaster, gdy nigdy nie wiadomo co się wydarzy i czego się po dziewczynie spodziewać, i że dla takiej potrafią góry przenosić. A czasem dają się wręcz mocno wykorzystywać. A dla tej milszej i spokojniejszej już się nic nie chce robić. Ja nigdy nie potrafiłam robić tych huśtawek nastroju, nie chce mi się udawać, że facet mi jest obojętny jeśli już mi się faktycznie podoba. A mam wrażenie, że facet z byle powodu potrafi podwinąć ogon i uciec, gdy tylko kobieta go miło potraktuje i okaże namiastkę zainteresowania. I naprawdę nie mam tu na myśli postaci skrajnej desperacji i rzucania się chłopu na szyję i wskakiwaniu mu szybko do łóżka. Mam wrażenie, że wystarczy naprawdę niewielka dawka bycia zainteresowaną, by facet się znudził i zwinął żagle albo wystraszył nie wiadomo czego. Coraz ciężej mi uwierzyć w to, że naturalność i bezpośredniość popłaca, bo nie widzę na to żadnych przykładów kompletnie, wręcz widzę coś przeciwnego.
Wartościowi faceci latają za zołzami a uczciwe kobiety za łobuzami - i tak się świat kręci
Roxann napisał/a:marta929292 napisał/a:Także nie sprawdza się ani taktyka "lekko niedostępnej księżniczki", ani taktyka zołzy, ani taktyka bycia miłą i otwartą, ani przejmowanie jakiejś tam lekkiej inicjatywy. Za każdym razem klops.
Wiesz jaka jest najlepsza taktyka? Brak taktyki
Skupiając się na kombinowaniu po pierwsze nie jesteś sobą, a po drugie masz skrzywiony obraz rzeczywistości. Zamiast na bieżąco reagować, każdy krok analizujesz milion razy zastanawiając co pomyślał, jak odebrał czy dobrze zrobiłaś czy może powinnaś była postąpić inaczej itd.
Pisałaś, że 'uciekłaś' z parkingu bo miałaś gorszy dzień i obawiałaś jego reakcji (że mu się taka nie spodobasz). Potem znów analizujesz jego zachowanie, że na pewno pomyślał że spławiłaś albo co by było gdyby. Po co?
Jak masz kogoś poznać czy ktoś ma Ciebie poznać, to co Ci dadzą te wszystkie taktyki, skoro to jest "gra". Może dlatego nic z dotychczasowych znajomości nie wychodziło bo zwyczajnie przekombinowałaś?
Co by się takiego stało gdyby np. zobaczył Cię bez makijażu czy mało wystrojoną?
Naturalność, spontaniczność zawsze popłaca.Też mi się tak wydawało do niedawna, że najlepiej jest być sobą i nie "maskować się", bo wtedy przyciągnie się odpowiednią osobę do siebie. Ale jakoś mi się to nie sprawdza kompletnie, efekt jest wręcz odwrotny. I nie mówię tego tylko na moich własnych doświadczeniach, ale też obserwacji otoczenia. Najczęściej te otwarte i miłe dziewczyny są samotne i szybko przekreślane, bo "nie ma chemii, nie ma tego czegoś" itd. Każdy facet twierdzi, że nie lubi gierek i zołz i niby marzy o takiej kobiecie bardziej bezpośredniej i "do życia", a później ten sam facet ugania się właśnie za tymi zołzami, naciągaczkami i kobietami, które traktują go obojętnie czy jest czy nie. I on o nie walczy, rajcuje go ta gra, wypruwa sobie żyły wręcz, nawet jak ona potrafi się zachować czasem chamsko. A te milsze i bardziej konkretne są uważne jako nijakie, nudne, przewidywalne. Mam wrażenie, że większość facetów jednak woli ten uczuciowy rollercoaster, gdy nigdy nie wiadomo co się wydarzy i czego się po dziewczynie spodziewać, i że dla takiej potrafią góry przenosić. A czasem dają się wręcz mocno wykorzystywać. A dla tej milszej i spokojniejszej już się nic nie chce robić. Ja nigdy nie potrafiłam robić tych huśtawek nastroju, nie chce mi się udawać, że facet mi jest obojętny jeśli już mi się faktycznie podoba. A mam wrażenie, że facet z byle powodu potrafi podwinąć ogon i uciec, gdy tylko kobieta go miło potraktuje i okaże namiastkę zainteresowania. I naprawdę nie mam tu na myśli postaci skrajnej desperacji i rzucania się chłopu na szyję i wskakiwaniu mu szybko do łóżka. Mam wrażenie, że wystarczy naprawdę niewielka dawka bycia zainteresowaną, by facet się znudził i zwinął żagle albo wystraszył nie wiadomo czego. Coraz ciężej mi uwierzyć w to, że naturalność i bezpośredniość popłaca, bo nie widzę na to żadnych przykładów kompletnie, wręcz widzę coś przeciwnego.
Kurtyna.
Coraz częściej widzę, że to prawda. Mimo, że każdy zaznacza, że ma dość dramy i chce kobietę, która wie czego chce...oni lubią gonić króliczka, to jest natura samca. Tylko mi też jest ciężko ich olewac I dawać się gonić skoro tęsknię..
Kurtyna.
Coraz częściej widzę, że to prawda. Mimo, że każdy zaznacza, że ma dość dramy i chce kobietę, która wie czego chce...oni lubią gonić króliczka, to jest natura samca. Tylko mi też jest ciężko ich olewac I dawać się gonić skoro tęsknię..
Czyli chyba ostatni dzwonek na to, by zapisać się na jakiś kurs w stylu PUA i nauczyć się tych wszystkich gierek i manipulacji od A do Zet, bo inaczej samotność aż po grób. Szlag mnie trafia z tego powodu.
Czyli chyba ostatni dzwonek na to, by zapisać się na jakiś kurs w stylu PUA i nauczyć się tych wszystkich gierek i manipulacji od A do Zet, bo inaczej samotność aż po grób. Szlag mnie trafia z tego powodu.
Bzdura. Desperacja to główny odstraszacz.
Poza tym nie wiem z czego wynika Twoje zachowanie czy też podejście do tematu, które raczej pasuje do nastolatek w gimnazjum a nie dorosłej kobiety.
marta929292 napisał/a:Czyli chyba ostatni dzwonek na to, by zapisać się na jakiś kurs w stylu PUA i nauczyć się tych wszystkich gierek i manipulacji od A do Zet, bo inaczej samotność aż po grób. Szlag mnie trafia z tego powodu.
Bzdura. Desperacja to główny odstraszacz.
Poza tym nie wiem z czego wynika Twoje zachowanie czy też podejście do tematu, które raczej pasuje do nastolatek w gimnazjum a nie dorosłej kobiety.
Mam wrażenie, że przeciętny facet dziś prawie wszystko uważa za desperację. Kobieta uśmiechnie się i spojrzy - pewnie zdesperowana i już szuka męża, bo zbliża się do 30. Kobieta napisze pierwsza - desperacja, chce za szybko i za bardzo. Kobieta powie facetowi komplement - desperacja, już się przymila, żeby gościa usidlić. Kobieta odbiera od razu telefon/szybko odpisuje - desperacja, na pewno siedziała wpatrzona w ekran czekając na wiadomość. I tak bez końca. Mam wrażenie, że prawie nic nie można zrobić i trzeba się pilnować 24 na dobę i analizować każdy najmniejszy ruch i 3 kroki do przodu - jak w szachach. Bo wystarczy sekunda, by dostać łatkę chcącej za bardzo i wtedy żegnaj Gienia.
Mam wrażenie, że przeciętny facet dziś prawie wszystko uważa za desperację. Kobieta uśmiechnie się i spojrzy - pewnie zdesperowana i już szuka męża, bo zbliża się do 30. Kobieta napisze pierwsza - desperacja, chce za szybko i za bardzo. Kobieta powie facetowi komplement - desperacja, już się przymila, żeby gościa usidlić. Kobieta odbiera od razu telefon/szybko odpisuje - desperacja, na pewno siedziała wpatrzona w ekran czekając na wiadomość. I tak bez końca. Mam wrażenie, że prawie nic nie można zrobić i trzeba się pilnować 24 na dobę i analizować każdy najmniejszy ruch i 3 kroki do przodu - jak w szachach. Bo wystarczy sekunda, by dostać łatkę chcącej za bardzo i wtedy żegnaj Gienia.
Za dużo analizujesz i przejmujesz co kto sobie pomyśli.
Popatrz, wysłałaś 1 smsa, w dodatku neutralnego, a zachowujesz się jakby nie wiadomo co się wydarzyło, już się sama nakręcasz jak bardzo się ośmieszyłaś czy wyszłaś na desperatkę kiedy on mógł nawet nie odczytać tego smsa albo nie skojarzyć z Tobą.
Przesadzasz i to bardzo sama sobie komplikując życie.
Skoro z 1 rozmowy czy 1 smsa robisz taki szum, zajmuje Ci tak wiele czasu analizowanie tego i roztrząsanie na trylion części, to aż boję się myśleć, jak wyglądałaby normalna relacja i komunikacja z Tobą.
Wydaje mi się, że tu leży główny problem, a nie w tym, że jesteś podobno miła, naturalna i konkretna.
NIe, problemem jest głód odwzajemnionego uczucia. Syty głodnego nie zrozumie; ja wiem, że dla kobiety, która nie ma problemu z podobaniem się mężczyznom, to jakiś wydumany temat naiwnej dziewczyny, ale dla kogoś kto ciągle dostaje po dupie na polu damsko-męskim, to jest frustrujące i rodzi setki pytań.
Mnie się wydaje, że sytuacja wtedy na parkingu wyglądała tak, że ten drugi zasugerował Twojemu, aby zjechał, aby Cię zagadał. Dobrze zrobiłaś, że nie podeszłaś, bo byłyby jakieś zgrywy.On sam na sam to musiałby rozegrać, bez świadków. Mam wrażenie, że podobasz mu się i całe jego towarzystwo go nakręca, a on jest tym zmęczony i chyba woli spokojnie odpuścić.
100 2020-06-02 15:43:18 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-02 15:47:51)
Przecież otwarta osoba wcale nie jest cały czas miła. Nawet u zrównoważonych ludzi jak chcą się zbliżyć wychodzi stado różnych emocji i to wcale nie są gierki. Ktoś kto jest miły cały czas sprawia wrażenie zamkniętego raczej.
Poza wszystkim, to On powinien podejść na tym parkingu, skoro tego nie robi, ma swoje powody, ale też nic wielkiego się nie stało, byś miała się czuć skrępowana.
Zamiast go teraz unikać przechodż obok i rzucaj mijając go: cześć Maciek czy coś w tym stylu.
Wiesz jaka jest najlepsza taktyka? Brak taktyki
W punkt. Nie da się na dłuższą metę udawać kogoś, kim się nie jest, poza tym - jak słusznie zauważyłaś - człowiek z samego założenia nie zachowuje się naturalnie i to z czasem jest dostrzegalne.
U Marty, choćby nie wiem jak temu zaprzeczała, widzę straszną desperację, pewnie dlatego każdy gest, spojrzenie, nawet zwykły uśmiech, który dla przeciętnego człowieka jest oznaką bycia sympatycznym i/lub okazywania drugiej osobie sympatii, urasta do rangi czegoś wyjątkowego. Stąd to późniejsze rozczarowanie, a wręcz dramat. Gdyby popatrzeć na to realnie, to jeżeli miało się coś zdarzyć, zdarzyłoby się już dawno, a jednak znajomość nie wyszła poza machanie, które stało się pewnego rodzaju rytuałem i tę krótką rozmowę o niczym, w dodatku w towarzystwie kolegi.
Ja nikogo nie szukam, być może dlatego nie ma mowy o żadnej nadinterpretacji, a jednak jeśli od ręki miałabym policzyć mężczyzn o takim poziomie zainteresowania moją osobą, jaką widzimy w opisie Autorki, byłoby ich co najmniej kilku, o ile nie więcej, łącznie z sąsiadem z przeciwka, który na pewno niczego ode mnie nie chce .
Mam wrażenie, że przeciętny facet dziś prawie wszystko uważa za desperację. Kobieta uśmiechnie się i spojrzy - pewnie zdesperowana i już szuka męża, bo zbliża się do 30. Kobieta napisze pierwsza - desperacja, chce za szybko i za bardzo. Kobieta powie facetowi komplement - desperacja, już się przymila, żeby gościa usidlić. Kobieta odbiera od razu telefon/szybko odpisuje - desperacja, na pewno siedziała wpatrzona w ekran czekając na wiadomość. I tak bez końca. Mam wrażenie, że prawie nic nie można zrobić i trzeba się pilnować 24 na dobę i analizować każdy najmniejszy ruch i 3 kroki do przodu - jak w szachach. Bo wystarczy sekunda, by dostać łatkę chcącej za bardzo i wtedy żegnaj Gienia.
Nie wiem skąd to przekonanie, że trzeba się pilnować, bo wszystko odbierane jest jako sygnał zainteresowania? Czyżbyś twierdziła, że wokół są sami desperaci, którzy nadinterpretują, co widzą? Notabene, w moim odczuciu właśnie projektujesz na innych własne zachowania.
W każdym razie desperację się wyczuwa, nawet jeśli osobie zdesperowanej wydaje się, że nie wysyła wskazujących na to sygnałów. Choćby to przekonanie, że jak się ma zły dzień, to z automatu traci się w oczach drugiej osoby, tak jakby zawsze trzeba było pokazywać się wyłącznie z dobrej strony, nawet jeśli po prostu odkrywa się ludzką twarz. To desperat zawsze jest miły, pomocny, boi się wprost mówić co naprawdę myśli - z obawy, żeby kogoś nie urazić, widzi to, czego nie ma, bardzo szybko układa sobie w głowie różnego rodzaju scenariusze. Miałam kilka osób, które w ten sposób zabiegały o moją uwagę i to naprawdę nie jest fajne.
Ja nikogo nie szukam, być może dlatego nie ma mowy o żadnej nadinterpretacji, a jednak jeśli od ręki miałabym policzyć mężczyzn o takim poziomie zainteresowania moją osobą, jaką widzimy w opisie Autorki, byłoby ich co najmniej kilku, o ile nie więcej, łącznie z sąsiadem z przeciwka, który na pewno niczego ode mnie nie chce
.
A jaki z tego płynie wniosek?
Olinka napisał/a:Ja nikogo nie szukam, być może dlatego nie ma mowy o żadnej nadinterpretacji, a jednak jeśli od ręki miałabym policzyć mężczyzn o takim poziomie zainteresowania moją osobą, jaką widzimy w opisie Autorki, byłoby ich co najmniej kilku, o ile nie więcej, łącznie z sąsiadem z przeciwka, który na pewno niczego ode mnie nie chce
.
A jaki z tego płynie wniosek?
Wniosek jest taki, że trzeba mieć więcej LUZU w kontaktach z płcią przeciwną.
Tutaj widać natomiast totalne zafiksowanie( nie umiem tego inaczej nazwać) na punkcie relacji z facetami, opierające się na nadinterpretacji zachowań obcych ludzi. Takie zachowanie absolutnie nie dziwi, ale u nastolatek a nie dojrzałych kobiet. Myślę, że takie zachowanie wspomnianego faceta byłoby zinterpretowane przez przeciętnego człowieka w ten sposób, jak opisuje to Olinka Nieszkodliwy, niewinny flirt nie oznacza jeszcze, że ktoś jest nami zainteresowany. Desperacją nie są z pewnością wymienione przez Autorkę kroki, desperacją jest niewątpliwie JEJ sposób interpretacji faktów czy zachowań tego faceta.
A jeśliby którys z tych mężczyzn się Olince spodobał?
Widzisz, ja nie wiem jaki wniosek z tego wysnuć, bo Olinka jednak zwróciła uwagę, że ktoś się tak zachowywał i przypisuje to podobaniu się, a ja takich osób nie pamiętam, bo nie zwracam uwagi na takie sytuacje. Czy to oznacza, że mam więcej luzu, czy coś innego? Takie gdybanie na sucho, bez włączonych uczuć, jest bez wartości.
Sęk w tym, że Autorka cały czas gdyba, zastanawia się, rozkminia i analizuje na milion sposobów każdy krok faceta. Sytuację można rozwiązać w prosty sposób, wychodząc z inicjatywą a nie bez przerwy oczekiwać jakiegoś ruchu z przeciwnej strony, zastanawiając się co to może oznaczać..
perydot napisał/a:A jaki z tego płynie wniosek?
Wniosek jest taki, że trzeba mieć więcej LUZU w kontaktach z płcią przeciwną.
Dokładnie tak. Gdybym na te same zachowania tych samych ludzi patrzyła przez pryzmat kobiety wygłodniałej męskiej uwagi, być może nie widziałabym w tym sąsiedzkiego/kumpelskiego luzu, ale sygnały świadczące o chęci zbliżenia się do mnie. Mam trochę takich znajomych, z którymi lubię się droczyć i którzy uśmiechają się na mój widok, notabene z wzajemnością, którzy wyciągają mnie na parkiet, jak tylko pojawię się na imprezie albo jak tylko mąż zniknie z pola widzenia , ale... za tym NIC więcej nie stoi. To są normalne międzyludzkie kontakty, które przecież nie muszą być sztywne i śmiertelnie poważne.
Ludzie są różni i trzeba umieć dostrzegać te różnice w zachowaniu, nie dopowiadając sobie przy tym czegoś, czego nie ma.
Widzisz, ja nie wiem jaki wniosek z tego wysnuć, bo Olinka jednak zwróciła uwagę, że ktoś się tak zachowywał i przypisuje to podobaniu się (...)
Ja coś takiego napisałam??? Przeciwnie - przypisałam to stylowi bycia, ewentualnie wzajemnemu okazywaniu sobie sympatii, a nie, jak twierdzisz, podobaniu się w sensie kontaktów damsko-męskich, a raczej, przynajmniej w tym kontekście, przyjacielsko-kumpelskich.
dokladnie, różnice.
Mam wielu sąsiadów, którzy mi machają, jak idę ze sklepu to się zatrzymują i idziemy razem, zamienimy parę słów.
I jednego mniej znanego, zew wzrokiem dzikim, i wiem że to co innego więc omijam z daleka
Ale w przypadku Marty namieszał coś kolega, jednak w tym wieku trzeba wiedzieć, że dorosły facet nie robi za amorka, więc coś z nim nie tak.
I nie sugerować się takimi wygłupami.
Może Marta właśnie temu koledze wpadła w oko i taki miał sposób na zbliżanie się. Ale to gimnazjalne mocno.
108 2020-06-02 17:26:32 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-02 17:26:54)
Niektórzy ludzie mają chyba taką tendencję do przypisywania każdego możliwego zachowania u płci przeciwnej, jako sygnałów zainteresowania To wygląda tak, jakby w domyśle tego kogoś nie mogła istnieć żadna relacja damsko - męska, poza związkiem. Tak jakby ludzie się ze sobą nie mogli kumplować, flirtować czy po prostu odnosić się do siebie miło i życzliwie, bez poszukiwań drugiego dna..
[
perydot napisał/a:Widzisz, ja nie wiem jaki wniosek z tego wysnuć, bo Olinka jednak zwróciła uwagę, że ktoś się tak zachowywał i przypisuje to podobaniu się (...)
Ja coś takiego napisałam??? Przeciwnie - przypisałam to stylowi bycia, ewentualnie wzajemnemu okazywaniu sobie sympatii, a nie, jak twierdzisz, podobaniu się w sensie kontaktów damsko-męskich, a raczej, przynajmniej w tym kontekście, przyjacielsko-kumpelskich.
To wynika z kontekstu; powołujesz się na takie sytuacje jako odniesienie do sytuacji autorki. Inaczej to wg mnie nie ma logiki. Wokół siebie mamy przeszło tuzin osób przyjaźnie do nas nastawionych, a jednak nie przywołujemy ich jako przykład porównawczy do tematu autorki.
To wynika z kontekstu; powołujesz się na takie sytuacje jako odniesienie do sytuacji autorki. Inaczej to wg mnie nie ma logiki. Wokół siebie mamy przeszło tuzin osób przyjaźnie do nas nastawionych, a jednak nie przywołujemy ich jako przykład porównawczy do tematu autorki.
To Ty w ten sposób to widzisz, a moim zdaniem jest to nadinterpretacja. Biorąc pod uwagę, że ostatecznie okazało się, że bohater wątku nie jest zainteresowany bliższą znajomością z Autorką, moje przykłady wskazują na to samo i wynika to właśnie z kontekstu opisanej sytuacji. Niemniej już to wyjaśniałam i chyba nie ma potrzeby robić tego po raz kolejny, ewentualnie pozostaje uznać, że po prostu wzajemnie się nie rozumiemy .
No dobrze, mamy ustalone Większość sobie wymyśliłam, resztę dopowiedziałam i nadinterpretowałam, ponieważ jestem największą desperatką w tym kraju. Może nawet nie tylko w kraju, ale w całym kosmosie
Dziękuję za szczere odpowiedzi, również te dosadne. I że chciało Wam się przeczytać i udzielać w dyskusji.
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru.
No dobrze, mamy ustalone
Większość sobie wymyśliłam, resztę dopowiedziałam i nadinterpretowałam, ponieważ jestem największą desperatką w tym kraju. Może nawet nie tylko w kraju, ale w całym kosmosie
Nawet to sobie wymyśliłaś, dopowiedziałaś i nadinterpretowałaś.
marta929292 napisał/a:No dobrze, mamy ustalone
Większość sobie wymyśliłam, resztę dopowiedziałam i nadinterpretowałam, ponieważ jestem największą desperatką w tym kraju. Może nawet nie tylko w kraju, ale w całym kosmosie
Nawet to sobie wymyśliłaś, dopowiedziałaś i nadinterpretowałaś.
marta929292 rozdmuchałaś wszystko co co napisaliśmy Jestem pod wrażeniem że tak można
Po nicku mogę się jedynie domyślać że masz 28 lat - jeśli tak to aż trudno mi uwierzyć, że kobieta w tym wieku tak postrzega świat.
Nie, to wy zrobiliście ze mnie taką osobę, do której pierwszy raz w życiu facet się uśmiechnął i pomachał, więc od razu przybiegła na forum rozpisywać się o tym, że na bank jest nią zainteresowany. Zapewniam was że nie i bez powodu sobie tego tematu nie uroiłam, tylko miałam sporo powodów by myśleć, że to flirt i jakieś podchody z jego strony. Bo spojrzenie spojrzeniu nierówne i uśmiech uśmiechowi nierówny. Wy tego nie widzieliście na własne oczy, a tak łatwo przychodzi tu niektórym wyzywanie od zdesperowanych i zdziecinniałych.
Ale te porównania do uśmiechów między sąsiadami... już mi brak słów i nawet nie wiem jak mam to skomentować, chyba wręcz szkoda się szarpać i wyjaśniać cokolwiek, bo i tak zostanie to odwrócone przeciwko mnie w trybie natychmiastowym.
Nieważne - wyszło jak wyszło, przynajmniej mam teraz jasną sytuację, że gość nie jest zainteresowany. Może od początku nie był, a może po prostu coś się zmieniło w jego życiu do tej pory, teraz to już bez znaczenia. Pozostaje mi unikać gościa i zdystansować się jak to tylko możliwe, bo głową muru nie przebiję.
[
marta929292 rozdmuchałaś wszystko co co napisaliśmyJestem pod wrażeniem że tak można
Po nicku mogę się jedynie domyślać że masz 28 lat - jeśli tak to aż trudno mi uwierzyć, że kobieta w tym wieku tak postrzega świat.
Jeżeli kobieta 28-letnia ma mentalność gimnazjalistki (w sferze relacji damsko-męskich), to trudno się dziwić, że faceci ok 30-stki nie traktują jej poważnie.
Izzie_Stevens napisał/a:[
marta929292 rozdmuchałaś wszystko co co napisaliśmyJestem pod wrażeniem że tak można
Po nicku mogę się jedynie domyślać że masz 28 lat - jeśli tak to aż trudno mi uwierzyć, że kobieta w tym wieku tak postrzega świat.
Jeżeli kobieta 28-letnia ma mentalność gimnazjalistki (w sferze relacji damsko-męskich), to trudno się dziwić, że faceci ok 30-stki nie traktują jej poważnie.
No dziękuję Ci bardzo. Mam nadzieję, że dzięki tej uwadze poczułaś się dużo lepsza niż jesteś w rzeczywistości.
No dziękuję Ci bardzo. Mam nadzieję, że dzięki tej uwadze poczułaś się dużo lepsza niż jesteś w rzeczywistości.
Przepraszam jeśli poczułaś się uważona, nie to było moim celem.
Niemniej to anonimowe forum i tu możemy tylko opierać się na słowie pisanym, a ja serio miałam wrażenie, że autorka wątku jest nastolatką.
Marto, zupełnie niepotrzebnie się unosisz. Wyciągnęliśmy wnioski na podstawie tego, co sama napisałaś, a pomijając fakt, że istotnie nie widzieliśmy jego zachowania, to jednak widzimy w jaki sposób Ty to wszystko odbierasz i jak bardzo bierzesz do siebie. Jeśli dołożyć do tego pozostałe informacje, które tu podałaś, można wyciągnąć wniosek, że jesteś bardzo spragniona obecności mężczyzny w Twoim życiu i być może dlatego reagujesz nieadekwatnie do okoliczności.
Istnieje też taka zasada, że jeśli jedna osoba coś sugeruje, spokojnie można to zlekceważyć, ale jeśli głosy się powtarzają, to może jednak warto to przemyśleć?
marta929292 napisał/a:No dziękuję Ci bardzo. Mam nadzieję, że dzięki tej uwadze poczułaś się dużo lepsza niż jesteś w rzeczywistości.
Przepraszam jeśli poczułaś się uważona, nie to było moim celem.
Niemniej to anonimowe forum i tu możemy tylko opierać się na słowie pisanym, a ja serio miałam wrażenie, że autorka wątku jest nastolatką.
Naprawdę nie to było Twoim celem? Widzisz, że jestem słaba, nie wiedzie mi się, jestem na świeżo po tym, jak dostałam kosza i moje nadzieje prysnęły. Sądzisz że miło jest czytać, że ma się mentalność gimnazjalistki? To mi miało w czymś pomóc lub być konstruktywną krytyką? Moja samoocena już jest naprawdę na dnie, więc mogłaś powstrzymać się z tym komentarzem, który i tak niczego nie wniósł. Jako ta starsza i mądrzejsza, nie tylko wiekiem.
Zdaję sobie sprawę, że mi nie idzie, że muszę popełniać dużo błędów, że pewnie wiele powinnam zmienić - w sobie i w zachowaniu. Wstydziłam się przyznać, ale jednak napisałam, że błądzę jak dziecko we mgle i brakuje mi doświadczenia. Tylko czy to, że mam już 28 lat ma sprawić, że pozostaje mi się jedynie poddać i powiesić, bo szkoda zachodu? Na takie rozwiązania jeszcze mam czas, póki co chciałabym powalczyć w życiu, bo chciałabym być szczęśliwa, zakochać się z wzajemnością, kiedyś tam wyjść za mąż. Przyszłam tutaj, bo jest tu wiele użytkowniczek mądrzejszych ode mnie i bardziej doświadczonych życiowo. Może jestem idiotką, ale przynajmniej chcę się uczyć, zdobyć doświadczenie, posłuchać rad osób mądrzejszych. Miałam nadzieję na jakieś wskazówki, spojrzenie z boku, może jakąś podpowiedź na przyszłość jak postępować z facetami, bo ja już naprawdę nie wiem, nic mi się nie sprawdza. A sama nie umiem, nie wychodzi mi to za grosz i zdaje sobie z tego sprawę. Z pokorą przyznaje, że jestem w totalnym dnie i już nie wiem co robić, bo nie chcę tak żyć, a przeraża mnie ta bezsilność - że cokolwiek bym nie zrobiła i jakbym się nie starała (również walczyć ze sobą i swoimi słabościami), tak nic to nie daje, kompletnie nic...
120 2020-06-02 19:56:56 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-02 19:58:46)
Ale Ty nie dostałaś kosza! Bo nie było z Twojej strony żadnej propozycji i z jego też. Ten SMS to nic tak wielkiego jak myślisz.
Gdybyś mu wyjawiła swoje zainteresowanie, a On by się zdystansował, to byłby kosz.
A on raz Ci słabiej odmachal, może miał coś innego na głowie, albo tel mu zadzwonił.
O czym mamy pisać jak nie o spojrzebiach czy machaniu, bo nie ma innego materiału do rozważań?
Czy przez te półtorej roku umówiłaś się z kimś innym?
121 2020-06-02 20:06:49 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-02 20:08:58)
Autorko, ochłoń trochę i pomyśl: " Czy fakt dostania kosza jest AŻ TAKIM powodem do zamartwiania się i rozczulania się nad swoim losem? Jeżeli tutaj w ogóle jest mowa o daniu kosza..Ty zwyczajnie nie widzisz i chyba nie uznajesz, że między ludźmi odmiennej płci istnieją również kontakty oparte o zwykłą uprzejmość, życzliwość czy flirt.
To, że ktoś po prostu stwierdził, że nie czuje do nas nic już ma wpędzać nas w depresję? Szczerze, to mnie przeraża, że tylu ludzi się tym tak przejmuje. Wszyscy tutaj widzą i próbują Ci pokazać, że jesteś zafiksowana na punkcie poznania (chyba) jakiegokolwiek faceta do związku? Po tym, że na każdego osobnika płci przeciwnej patrzysz, jak na potencjalnego partnera. Dostałaś tutaj zupełnie co innego, niż oczekiwałaś, zatem może warto się zastanowić nad tym, że może jest w tym ziarno prawdy?
122 2020-06-02 20:11:48 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-02 20:12:11)
Ależ Bagienniku, jak taki jest jej życiowy azymut teraz, niech będzie to facet. Tylko niech się nie zatrzymuje na takich nierokujacych znajomosciach.
Widzę to w ten sposób, że właśnie Autorka wszędzie widzi lub stara się dostrzec oznaki zainteresowania i dlatego się nacina na takie "znajomości". Myślałem kiedyś podobnie, ale właśnie jak miałem 15 czy 16 lat. Nie mówię to teraz w złośliwości, tylko stwierdzam fakt, który doświadczyłem na sobie.
Marta, po pierwsze ochłoń! Nikt tu Ci źle nie życzy.
Naprawdę nie to było Twoim celem? Widzisz, że jestem słaba, nie wiedzie mi się, jestem na świeżo po tym, jak dostałam kosza i moje nadzieje prysnęły. Sądzisz że miło jest czytać, że ma się mentalność gimnazjalistki? To mi miało w czymś pomóc lub być konstruktywną krytyką? Moja samoocena już jest naprawdę na dnie, więc mogłaś powstrzymać się z tym komentarzem, który i tak niczego nie wniósł. Jako ta starsza i mądrzejsza, nie tylko wiekiem.
Nie, nie było. Celowo dodałam, że w relacjach damsko-męskich bo przecież ogólnie nie mogę tego stwierdzić, a wnioskuję jedynie po tym co napisałaś w tym wątku odnoście tej 'znajomości' - rozterek, przemyśleń czy wręcz zafiksowania.
Sama napisałam wcześniej, że moja znajomość z obecnym facetem od takiego spojrzenia w oczy i obejrzenia za sobą zaczęła. Myślisz, że ja nie myślałam potem: kurcze, jaki fajny facet (wtedy mogłam tylko ocenić wizualnie bo miejsce w jakim się minęliśmy niewiele mówi), skoro się też obrócił pewnie też wpadłam mu w oko, tylko co z tego jak każde poszło w swoją stronę. Czy jeszcze go spotkam? Czy jest wolny? Czy on też o mnie (po tym 'spotkaniu') myśli? To jest normalne!
Mi chodziło głównie o to, że skoro Ty jesteś dorosła a on 5l starszy, do tego widujecie się choćby przelotem co jakiś czas, to ileż można tak na siebie spoglądać i machać? Gdyby facet był zainteresowany, przy pierwszej lepszej okazji by zagadał. Chciałaś jasności, napisałaś sms. Szkoda, że po 1,5 roku.
Mam wrażenie, że przyszłaś tu po jednoznaczną odpowiedź lub receptę ale nikt jej Ci tu nie da bo jej nie ma. Równie dobrze ten facet, który do Ciebie macha może być gejem a tylko przed kolegami się popisuje (stwarza pozory). Przecież my go nie znamy. Piszemy jak daną sytuację można odczytać i radzimy co zrobić by się ostatecznie przekonać by nie tracić kolejnych miesięcy na rozkminach co mogło oznaczać to i tamto. A tych punktów zaczepienia poza tymi spojrzeniami czy machaniem było przez 1,5 roku bardzo niewiele bo tylko jedna rozmowa i jakieś spotkanie na parkingu.
Nie obrażaj się ale analizowanie danej (jednej tak naprawdę) sytuacji przez wiele miesięcy i tworzenie w głowie różnych scenariuszy na jej podstawie w oparciu o kolejne spojrzenie czy machanie naprawdę kojarzy się z gimnazjum.
Poza tym piszesz, że:
Zdaję sobie sprawę, że mi nie idzie, że muszę popełniać dużo błędów, że pewnie wiele powinnam zmienić - w sobie i w zachowaniu. Wstydziłam się przyznać, ale jednak napisałam, że błądzę jak dziecko we mgle i brakuje mi doświadczenia.
(…)
Przyszłam tutaj, bo jest tu wiele użytkowniczek mądrzejszych ode mnie i bardziej doświadczonych życiowo. Może jestem idiotką, ale przynajmniej chcę się uczyć, zdobyć doświadczenie, posłuchać rad osób mądrzejszych. Miałam nadzieję na jakieś wskazówki, spojrzenie z boku, może jakąś podpowiedź na przyszłość jak postępować z facetami, bo ja już naprawdę nie wiem, nic mi się nie sprawdza. A sama nie umiem, nie wychodzi mi to za grosz i zdaje sobie z tego sprawę. Z pokorą przyznaje, że jestem w totalnym dnie i już nie wiem co robić, bo nie chcę tak żyć, a przeraża mnie ta bezsilność - że cokolwiek bym nie zrobiła i jakbym się nie starała (również walczyć ze sobą i swoimi słabościami), tak nic to nie daje, kompletnie nic...
To jednak zdaje się nie czytasz komentarzy, a przynajmniej sprawiasz wrażenie, że nic z nich nie wyniosłaś poza oburzaniem się, że ktoś na coś zwrócił uwagę, może poruszył czuły punkt, tylko dalej użalasz nad sobą i dopowiadasz różne rzeczy. Bo przecież wiesz co widziałaś itd. Wiesz co on myśli i jak ośmieszyłaś.
Otóż, ani nie wiesz co on myśli ani nie ośmieszyłaś - jesteś po prostu przewrażliwiona.
Teraz tworzysz dramy jak to znów dostałaś kosza, kiedy tak naprawdę go nie dostałaś. Nie napisałaś co było w smsie, niby neutralnym, skoro tak dotknęło Cię, że nie odpisał. Zaprosiłaś go na kawę? Dlaczego od razu uznałaś, że wie kto napisał, skoro nie wymieniliście się telefonami? Bo masz rzadkie imię? No proszę Cię…
Jest jedna podstawowa zasada, nikt nie zainteresuje Tobą póki sama ze sobą nie poczujesz dobrze. Czy Ty w ogóle lubisz siebie? Czy też swoją wartość uzależniasz od tego czy znajdziesz faceta czy nie? Może od tego trzeba by zacząć.
Ela:
1. To takie marne pocieszanie się, że OFICJALNIE nie dostałam kosza. Ale przecież wszyscy wiemy (włącznie z nim), że tak właśnie było. Napisałam do niego, bo miałam nadzieję, że pociągnie temat i porozmawiamy, może że wyskoczymy kiedyś na kawę. On też o tym wie, że musiało mi zależeć, skoro po 1.5 roku szukałam kontaktu z nim i że wyszukałam ten numer służbowy i próbowałam coś pozamylać. Nikt nie jest głupi, wiadomo o co chodzi. I ciężko tego nie potraktować jako odrzucenia - CHOĆBY KOLEŻEŃSKIEGO, bo nie odpisał nic, nawet zdawkowo. Dlatego jest mi przykro, że potraktował mnie jak powietrze.
2. Nie miałam z kim się umówić, nikogo nie poznałam. Ostatni raz na kawie z facetem byłam 3 lata temu, nawet nieco ponad. To był facet z badoo.
Bagiennik:
1. Tu nie chodzi o jakiegoś tam kosza. Tu chodzi o kumulację odrzuceń, bo nigdy nie byłam w takim prawdziwym związku. Nikt mnie nigdy nie kochał, nikt jakoś bardziej się o mnie nie starał, ewentualnie było kilka randek i sajonara, ale to bardziej w czasach gimnazjum/liceum. Później pojedyncze spotkania - max 3 "randki" z kimś z internetu i urywało się. Powtarzam - tu chodzi o poczucie beznadziei, że jakkolwiek bym się nie starała, to nic nie działa. Nie szukałam na siłę i czekałam co los przyniesie - nie poznawałam nawet nikogo. Zaczęłam szukać przez neta - też było fatalnie, spotkałam się przez tyle lat tylko z kilkoma facetami i to były najczęściej po 2 spotkania i nara. Zaczęłam wychodzić ze swojej strefy komfortu, zaczęłam wykazywać jakąś inicjatywę, zaczęłam trochę bardziej okazywać facetom, że np fajnie mi się z nimi rozmawia, no cokolwiek, żeby choć trochę ruszyło... I wciąż nic.
Jeśli byś stracił jednego zęba, to machniesz ręką - w końcu masz wiele zębów, jakiś jeden wyrwany z tyłu nie zrobi aż takiego znaczenia. Ale gdy zaczniesz je tracić po kolei, to chyba w końcu zaczniesz się przejmować, że widocznie TO TY coś robisz źle i popełniasz błędy w pielęgnacji, używasz złej szczoteczki/pasty, niewystarczająco się starasz, itd. Zamień teraz zęby na odrzucenia i facetów, którzy szybko odwrócili się ode mnie na pięcie. Czy teraz lepiej rozumiesz mój problem? Nie chcę się oszukiwać, że wszyscy faceci to świnie, bla bla bla. To przecież głupie. We mnie musi być błąd, we mnie. Przykre, ale trzeba stawić czoła faktom, nie można wiecznie żyć w wyparciu.
2. Nieprawda, że na każdego faceta patrzę pod takim kątem i na siłę rzucam się na prawie każdego, że nie mam swoich oczekiwań. Mam kryteria, których się trzymam i kropka. Chociażby wiek - maksymalnie 5 lat starszy, a najlepiej mniej. Bezdzietny, bo nie chciałabym, żeby ciągle inna kobieta (matka jego dziecka) mieszała nam w związku. Poza tym to byłaby zbyt duża różnica doświadczeń - nie udźwignęłabym tego. Poza tym lubię ciepłych, życzliwych mężczyzn, nawet lekko nieśmiałych. A do mnie najczęściej zagadują faceci zbyt starzy, często już z bagażem, albo nawet panowie zajęci. I najczęściej niestety takie typowe cwaniaczki, faceci zimni i zbyt dominujący. A ja chcę takiego ciepłego wesołego miśka
Roxann:
1. Przyznaję, że uniosłam się, ale głównie z tego powodu, że nie lubię gdy ktoś ze mnie robi wariata i mi wpiera coś, co nie jest zgodne z faktami. W dalszym ciągu potwierdzam - wiem co widziałam, widziałam w jaki sposób patrzył i jak robił wszystko, żebym zwróciła na niego uwagę, jak mocno podtrzymywał spojrzenie, jak śmiały mu się oczy do mnie, to nie było zdawkowe machnięcie do kogoś przy okazji. Te znaki były bardzo widoczne i ON JE PODKRĘCAŁ. CELOWO. Ale czy to oznacza, że od razu wyobrażałam sobie nie wiadomo co? Nie! Wiem, że to był ewidentny flirt i tyle. Ale widocznie nic poza tym, traktował to jako zabawę, może też popisywał się przed kumplami. On Pracuje w typowo męskim środowisku, więc to możliwe. Po prostu miałam nadzieję, że to może być szczere zainteresowanie, szukanie okazji do poznania się lepiej. Widocznie nie było, jest mi przykro, że dałam się wkręcić i zrobić w trąbę. Bo nie wyglądał mi na takiego gościa, a zwykle wyczucie mam znakomite.
2. Napisałam do niego dopiero po 1.5 roku, bo nie miałam namiarów na niego od razu. Pojawiła się po prostu okazja. A nieco wcześniej zaczepił mnie ten jego kolega, który dodatkowo mi przemycał informacje na jego temat i podpuszczał mnie, żebym spróbowała przejąć inicjatywę w jego kierunku. Wydawało mi się, że może coś wiedzieć więcej od niego i próbuje nas jakoś delikatnie zeswatać. Ale później złapałam go na kłamstwie i ucięłam te relacje całkowicie, bo ewidentnie mną manipulował.
3. Nie zgodzę się z tymi punktami zaczepienia, że zrobił aż tak mało. Zagadał mnie, wybadał grunt, wkrótce spróbował zjechać za mną ponownie, ale ja się zachowałam idiotycznie i wyminęłam ich z tak daleka jak to tylko było możliwe, zawołałam coś zdawkowo i na odczepne życząc miłego dnia, bo tak naprawdę nie chciałam wtedy podchodzić i w tamtym momencie wręcz miałam nadzieję, że mnie nie zawoła. To był fatalny moment, bo chwilę wcześniej płakałam w domu i wyszłam z niego właśnie po to, by pobyć trochę sama i się wyciszyć, bo dostałam bardzo złe wieści. Nie twierdzę, że mu "zależało" na tej rozmowie jakoś bardzo, ale nie każdy facet po czymś takim by spróbował zagadywać ponownie (zwłaszcza jeśli faktycznie jest nieco nieśmiały), skoro ich tak okrążyłam i zwiałam. Mógł już nie chcieć być natarczywy i tyle. Ale teraz nie ma co zgadywać co by było, gdybym jednak podeszła. Może byśmy chwilę pogadali i znowu nic poza tym, a może wtedy by poprosił o numer telefonu. Nie dowiem się już tego nigdy.
Staram się podejść do tego tak, że może tak właśnie miało być, że może nawet los mnie przed czymś złym uchronił i że to nie przypadek, że próbował zagaić w najgorszym możliwym momencie - że może właśnie miałam przed nim uciec z jakiegoś powodu. Sama nie wiem. Czasami staram się wierzyć w to, że nic nie dzieje się bez powodu, że przeznaczenie i różne sploty okoliczności gdzieś tam nad nami wszystkimi czuwają.
4. Ogólnie lubię siebie, chyba jestem w miarę świadoma swoich zalet oraz wad. Dobrze się czuję w swojej skórze i mam swoje zainteresowania, które potrafią mnie pochłonąć, potrafię sobie zorganizować czas w samotności i nie mam potrzeby by wisieć na kimś. Ale jednak jest mi przykro, że nie mogę znaleźć bratniej duszy i kogoś, kto również by zobaczył we mnie te zalety. Kogoś, kto by mnie polubił i czuł się przy mnie dobrze, kto by chciał ze mną spędzać czas, a nawet spędzić życie
Ela:
1. To takie marne pocieszanie się, że OFICJALNIE nie dostałam kosza. Ale przecież wszyscy wiemy (włącznie z nim), że tak właśnie było. Napisałam do niego, bo miałam nadzieję, że pociągnie temat i porozmawiamy, może że wyskoczymy kiedyś na kawę. On też o tym wie, że musiało mi zależeć, skoro po 1.5 roku szukałam kontaktu z nim i że wyszukałam ten numer służbowy i próbowałam coś pozamylać. Nikt nie jest głupi, wiadomo o co chodzi. I ciężko tego nie potraktować jako odrzucenia - CHOĆBY KOLEŻEŃSKIEGO, bo nie odpisał nic, nawet zdawkowo. Dlatego jest mi przykro, że potraktował mnie jak powietrze.
2. Nie miałam z kim się umówić, nikogo nie poznałam. Ostatni raz na kawie z facetem byłam 3 lata temu, nawet nieco ponad. To był facet z badoo.Bagiennik:
1. Tu nie chodzi o jakiegoś tam kosza. Tu chodzi o kumulację odrzuceń, bo nigdy nie byłam w takim prawdziwym związku. Nikt mnie nigdy nie kochał, nikt jakoś bardziej się o mnie nie starał, ewentualnie było kilka randek i sajonara, ale to bardziej w czasach gimnazjum/liceum. Później pojedyncze spotkania - max 3 "randki" z kimś z internetu i urywało się. Powtarzam - tu chodzi o poczucie beznadziei, że jakkolwiek bym się nie starała, to nic nie działa. Nie szukałam na siłę i czekałam co los przyniesie - nie poznawałam nawet nikogo. Zaczęłam szukać przez neta - też było fatalnie, spotkałam się przez tyle lat tylko z kilkoma facetami i to były najczęściej po 2 spotkania i nara. Zaczęłam wychodzić ze swojej strefy komfortu, zaczęłam wykazywać jakąś inicjatywę, zaczęłam trochę bardziej okazywać facetom, że np fajnie mi się z nimi rozmawia, no cokolwiek, żeby choć trochę ruszyło... I wciąż nic.
Jeśli byś stracił jednego zęba, to machniesz ręką - w końcu masz wiele zębów, jakiś jeden wyrwany z tyłu nie zrobi aż takiego znaczenia. Ale gdy zaczniesz je tracić po kolei, to chyba w końcu zaczniesz się przejmować, że widocznie TO TY coś robisz źle i popełniasz błędy w pielęgnacji, używasz złej szczoteczki/pasty, niewystarczająco się starasz, itd. Zamień teraz zęby na odrzucenia i facetów, którzy szybko odwrócili się ode mnie na pięcie. Czy teraz lepiej rozumiesz mój problem? Nie chcę się oszukiwać, że wszyscy faceci to świnie, bla bla bla. To przecież głupie. We mnie musi być błąd, we mnie. Przykre, ale trzeba stawić czoła faktom, nie można wiecznie żyć w wyparciu.
2. Nieprawda, że na każdego faceta patrzę pod takim kątem i na siłę rzucam się na prawie każdego, że nie mam swoich oczekiwań. Mam kryteria, których się trzymam i kropka. Chociażby wiek - maksymalnie 5 lat starszy, a najlepiej mniej. Bezdzietny, bo nie chciałabym, żeby ciągle inna kobieta (matka jego dziecka) mieszała nam w związku. Poza tym to byłaby zbyt duża różnica doświadczeń - nie udźwignęłabym tego. Poza tym lubię ciepłych, życzliwych mężczyzn, nawet lekko nieśmiałych. A do mnie najczęściej zagadują faceci zbyt starzy, często już z bagażem, albo nawet panowie zajęci. I najczęściej niestety takie typowe cwaniaczki, faceci zimni i zbyt dominujący. A ja chcę takiego ciepłego wesołego miśkaRoxann:
1. Przyznaję, że uniosłam się, ale głównie z tego powodu, że nie lubię gdy ktoś ze mnie robi wariata i mi wpiera coś, co nie jest zgodne z faktami. W dalszym ciągu potwierdzam - wiem co widziałam, widziałam w jaki sposób patrzył i jak robił wszystko, żebym zwróciła na niego uwagę, jak mocno podtrzymywał spojrzenie, jak śmiały mu się oczy do mnie, to nie było zdawkowe machnięcie do kogoś przy okazji. Te znaki były bardzo widoczne i ON JE PODKRĘCAŁ. CELOWO. Ale czy to oznacza, że od razu wyobrażałam sobie nie wiadomo co? Nie! Wiem, że to był ewidentny flirt i tyle. Ale widocznie nic poza tym, traktował to jako zabawę, może też popisywał się przed kumplami. On Pracuje w typowo męskim środowisku, więc to możliwe. Po prostu miałam nadzieję, że to może być szczere zainteresowanie, szukanie okazji do poznania się lepiej. Widocznie nie było, jest mi przykro, że dałam się wkręcić i zrobić w trąbę. Bo nie wyglądał mi na takiego gościa, a zwykle wyczucie mam znakomite.
2. Napisałam do niego dopiero po 1.5 roku, bo nie miałam namiarów na niego od razu. Pojawiła się po prostu okazja. A nieco wcześniej zaczepił mnie ten jego kolega, który dodatkowo mi przemycał informacje na jego temat i podpuszczał mnie, żebym spróbowała przejąć inicjatywę w jego kierunku. Wydawało mi się, że może coś wiedzieć więcej od niego i próbuje nas jakoś delikatnie zeswatać. Ale później złapałam go na kłamstwie i ucięłam te relacje całkowicie, bo ewidentnie mną manipulował.
3. Nie zgodzę się z tymi punktami zaczepienia, że zrobił aż tak mało. Zagadał mnie, wybadał grunt, wkrótce spróbował zjechać za mną ponownie, ale ja się zachowałam idiotycznie i wyminęłam ich z tak daleka jak to tylko było możliwe, zawołałam coś zdawkowo i na odczepne życząc miłego dnia, bo tak naprawdę nie chciałam wtedy podchodzić i w tamtym momencie wręcz miałam nadzieję, że mnie nie zawoła. To był fatalny moment, bo chwilę wcześniej płakałam w domu i wyszłam z niego właśnie po to, by pobyć trochę sama i się wyciszyć, bo dostałam bardzo złe wieści. Nie twierdzę, że mu "zależało" na tej rozmowie jakoś bardzo, ale nie każdy facet po czymś takim by spróbował zagadywać ponownie (zwłaszcza jeśli faktycznie jest nieco nieśmiały), skoro ich tak okrążyłam i zwiałam. Mógł już nie chcieć być natarczywy i tyle. Ale teraz nie ma co zgadywać co by było, gdybym jednak podeszła. Może byśmy chwilę pogadali i znowu nic poza tym, a może wtedy by poprosił o numer telefonu. Nie dowiem się już tego nigdy.Staram się podejść do tego tak, że może tak właśnie miało być, że może nawet los mnie przed czymś złym uchronił i że to nie przypadek, że próbował zagaić w najgorszym możliwym momencie - że może właśnie miałam przed nim uciec z jakiegoś powodu. Sama nie wiem. Czasami staram się wierzyć w to, że nic nie dzieje się bez powodu, że przeznaczenie i różne sploty okoliczności gdzieś tam nad nami wszystkimi czuwają.
4. Ogólnie lubię siebie, chyba jestem w miarę świadoma swoich zalet oraz wad. Dobrze się czuję w swojej skórze i mam swoje zainteresowania, które potrafią mnie pochłonąć, potrafię sobie zorganizować czas w samotności i nie mam potrzeby by wisieć na kimś. Ale jednak jest mi przykro, że nie mogę znaleźć bratniej duszy i kogoś, kto również by zobaczył we mnie te zalety. Kogoś, kto by mnie polubił i czuł się przy mnie dobrze, kto by chciał ze mną spędzać czas, a nawet spędzić życie
Wiesz co ja wspomnę o tym twoim SMS i podpisaniu się literą. Załóżmy że masz imię na Y, więc skąd on miał się domyśleć kto to? Nie piszes co ty mu napisałaś, a może napisałaś coś w stylu widziałam się itp no to chyba nawet jasnowidz by się nie domyślił.
To że do dziś nie miałaś jakiegoś poważnego związku to jeszcze o niczym nie świadczy. Sama poznałam późno swojego męża co nie znaczy, że jestem jakimś beznadziejnym przypadkiem, tak sie po prostu życie ułożyło.
Nikt ci nic nie wpiera tylko wielu z nas wie z doświadczenia, że jakby coś miało ztego być to już by było. Podchody wasze trwają 1,5 roku, jak w szkole.
Chcesz to napisz do niego sms, normalnego i podpisz sie pod nim jak "człowiek" imieniem i nazwiskiem aby wiedział z kim pisze. Wtedy będziesz mogła mówić o jakimś olaniu twojej osoby jak nic nie napisze.
Wiesz co ja wspomnę o tym twoim SMS i podpisaniu się literą. Załóżmy że masz imię na Y, więc skąd on miał się domyśleć kto to? Nie piszes co ty mu napisałaś, a może napisałaś coś w stylu widziałam się itp no to chyba nawet jasnowidz by się nie domyślił.
To że do dziś nie miałaś jakiegoś poważnego związku to jeszcze o niczym nie świadczy. Sama poznałam późno swojego męża co nie znaczy, że jestem jakimś beznadziejnym przypadkiem, tak sie po prostu życie ułożyło.
Nikt ci nic nie wpiera tylko wielu z nas wie z doświadczenia, że jakby coś miało ztego być to już by było. Podchody wasze trwają 1,5 roku, jak w szkole.
Chcesz to napisz do niego sms, normalnego i podpisz sie pod nim jak "człowiek" imieniem i nazwiskiem aby wiedział z kim pisze. Wtedy będziesz mogła mówić o jakimś olaniu twojej osoby jak nic nie napisze.
Ja jestem pewna, że on doskonale wie od kogo był ten SMS, bo nie ułożyłam go pochopnie, tylko dobrze przemyślałam treść, żeby wszystko się ułożyło w całość i żeby było wiadomo od kogo I specjalnie czekałam z napisaniem go wtedy, gdy się miniemy na mieście i sobie pomachamy. Mieszkam w dziurze tak poza tym, mało ludzi się kręci po mieście, a on jest bystry i z pewnością potrafi łączyć tak proste fakty, to było jak dwa plus dwa
Dziękuję, to mi trochę daje nadzieję, że może i mój los się kiedyś odmieni któregoś dnia... Chociaż z tyłu głowy już od liceum miałam takie myśli, że chyba jednak skończę sama. Takie silne przeczucie.
Nie będę już nic więcej do niego pisać, bo to już by było nachalne i nie na miejscu. I tak już wyskoczyłam z tą pierwszą wiadomością trochę jak Filip z konopii, na pewno był zdziwiony. Trzeba uszanować, że nie ma ochoty na kontynuowanie tej znajomości w żadnej formie i tyle. Brak odpowiedzi to też odpowiedź
Izzie_Stevens napisał/a:Wiesz co ja wspomnę o tym twoim SMS i podpisaniu się literą. Załóżmy że masz imię na Y, więc skąd on miał się domyśleć kto to? Nie piszes co ty mu napisałaś, a może napisałaś coś w stylu widziałam się itp no to chyba nawet jasnowidz by się nie domyślił.
To że do dziś nie miałaś jakiegoś poważnego związku to jeszcze o niczym nie świadczy. Sama poznałam późno swojego męża co nie znaczy, że jestem jakimś beznadziejnym przypadkiem, tak sie po prostu życie ułożyło.
Nikt ci nic nie wpiera tylko wielu z nas wie z doświadczenia, że jakby coś miało ztego być to już by było. Podchody wasze trwają 1,5 roku, jak w szkole.
Chcesz to napisz do niego sms, normalnego i podpisz sie pod nim jak "człowiek" imieniem i nazwiskiem aby wiedział z kim pisze. Wtedy będziesz mogła mówić o jakimś olaniu twojej osoby jak nic nie napisze.Ja jestem pewna, że on doskonale wie od kogo był ten SMS, bo nie ułożyłam go pochopnie, tylko dobrze przemyślałam treść, żeby wszystko się ułożyło w całość i żeby było wiadomo od kogo
I specjalnie czekałam z napisaniem go wtedy, gdy się miniemy na mieście i sobie pomachamy. Mieszkam w dziurze tak poza tym, mało ludzi się kręci po mieście, a on jest bystry i z pewnością potrafi łączyć tak proste fakty, to było jak dwa plus dwa
![]()
Dziękuję, to mi trochę daje nadzieję, że może i mój los się kiedyś odmieni któregoś dnia... Chociaż z tyłu głowy już od liceum miałam takie myśli, że chyba jednak skończę sama. Takie silne przeczucie.
Nie będę już nic więcej do niego pisać, bo to już by było nachalne i nie na miejscu. I tak już wyskoczyłam z tą pierwszą wiadomością trochę jak Filip z konopii, na pewno był zdziwiony. Trzeba uszanować, że nie ma ochoty na kontynuowanie tej znajomości w żadnej formie i tyle. Brak odpowiedzi to też odpowiedź
A ja się będę dalej upierała aby napisać tego sms. Niestety ale mężczyźni, nie obrażając ich, nie są aż tak bystrzy. Oni nie myślą jak my, i już to ktoś tu wcześniej napisał.
Jesli chcesz zakończyć tą relację to ok, nie pisz, ale jesli masz przeczucie jakie masz, to co ci szkodzi? Jak ma sie nie odezwać to się nie odezwie i tak, nieważne co sobie pomyśli.
On jest bystry, nawet jego zawód go do tego zobowiązuje, by zwracać uwagę na szczegóły i otoczenie
Przeczucie mi mówi, żeby nic więcej nie robić, bo już i tak się trochę wyrwałam z tym smsem po 1.5 roku i to było dosyć szalone, zwłaszcza dla takiego tchórza jak ja
Jest jedna podstawowa zasada, nikt nie zainteresuje Tobą póki sama ze sobą nie poczujesz dobrze. Czy Ty w ogóle lubisz siebie? Czy też swoją wartość uzależniasz od tego czy znajdziesz faceta czy nie? Może od tego trzeba by zacząć.
Autorko, zapamiętaj to sobie, wydrukuj i powieś na ścianie Może wtedy zejdzie z Ciebie to ciśnienie.
Jeśli chodzi o te SMS-y, to nie o bystrość tu chodzi, ale o ułatwienie rozwiązania sprawy. Po co się bawić w jakieś podchody z podpisywaniem się literami i tajemniczymi wiadomościami? Przekazywanie informacji wprost ma tą zaletę, że przyspiesza i ułatwia orientację, bo o cel chyba chodzi a nie o metody, prawda?