Marku twoje opanowanie, spokoj to dla twojego dziecka fundamenty domu jaki razem tworzycie, staraj sie, bo tylko to daje dziecku poczucie stabilnosci, jej szamotanie, gwaltowne zachowania musi sie spotkac z twoim opanowaniem I spokojem
456 2019-12-09 12:50:51 Ostatnio edytowany przez 12miecio12 (2019-12-09 12:59:08)
Mam "chwilę oddechu" tuż przed Wigilią, więc opowiem, co się wydarzyło. Odbyła się druga rozprawa (pierwsza była w kwietniu, drugą przekładano dwukrotnie - decyzje sądu wynikające ze spraw organizacyjnych). Sprawę - jak już chyba wspominałem - po mężczyźnie-sędzim ok. 40-ki przejęła sędzia-kobieta ok. 70-ki i... różnica była kolosalna. Nie tyle w faworyzowaniu którejś ze stron, ile w aroganckim stosunku do nas obojga (sędzia pozwalała sobie na uwagi i "żarciki" zupełnie nie na miejscu w kontekście powagi sprawy). Świadkowie obu stron zostali zwolnieni na początku rozprawy, ponieważ moja była wyszła jednak ostatecznie z propozycją ugody i nie było sensu ich przesłuchiwać. Eks zaproponowała (w skrócie), że zgodzi się na umorzenie sprawy i ustalenie zabezpieczenia miejsca zamieszkania dziecka każdorazowo przy ojcu, jeżeli ja przystanę na jej warunki "harmonogramu spotkań" z córką. Na początku chciała, żebym w dwa weekendy miesiąca przywoził córkę do niej (a właściwie chyba do jej faceta, bo mieszka u niego) do Krakowa w piątek do 20:00 i zabierał ją z Krakowa z powrotem w niedzielę. Oczywiście odrzuciłem tę absurdalną propozycję. No i zaczęło się - dwie godziny mniej lub bardziej idiotycznych żądań i sugestii, przeplatanych właśnie "ciekawymi" uwagami pani sędzi (np. kiedy usiłowałem tłumaczyć, że ponad 400km cztery razy w miesiącu dla chodzącej do piątek klasy 11-latki, biorąc pod uwagę również to, że ja pracuję na etacie + prowadzę własną działalność gospodarczą, mam psa, akwarium, którymi podczas mojej nieobecności nie bardzo ma się kto zająć, mój "nieidealny" stan zdrowia (normalnie funkcjonuję, ale nadmierne forsowanie się nie jest w moim przypadku jednak wskazane), itd., powiedziała: "To weźmie pan pieska i pozwiedzacie sobie Kraków - to piękne miasto").
Widząc, co się dzieje, mój adwokat w końcu zaproponował mi pomysł pewnego kompromisu. Nie przeszedł w takiej dokładnie formie, w jakiej oczekiwaliśmy, ale zdecydowałem się - póki co - przyjąć to co znalazło się ostatecznie "na stole", ponieważ niewykluczone, że "wesoła" pani sędzia wymyśliłaby coś naprawdę dokuczliwego, gdybym "postawił się na beton".
No i stanęło na tym, że od teraz do maja, moja była ma w dwa weekendy w miesiącu przyjeżdżać jednak do naszego miasta, z prawem do spędzenia czasu z córką w piątek od 20:00 do niedzieli do 13:00. Ona już nie ma tutaj żadnego swojego lokum, więc nie jest w ugodzie określone, gdzie (o ile w ogóle) miałaby nocować z córką poza naszym domem. Na sali sądowej powiedziała: "U przyjaciółki".
Od maja ma być tak: jeden weekend nadal jak wyżej, a trzeci weekend ja mam przywieźć córkę do Krakowa do 20:00, a moja była ma ją z kolei odwieźć w niedzielę do 20:00.
Taki to zapadł "salomonowy wyrok", a właściwie przyklepana sądownie ugoda, a sprawę umorzono z postanowieniem, że córka na stałe przy mnie.
Jak to będzie "w praniu", zobaczymy. Pierwszą próbkę już miałem w miniony weekend. W środę Mała zachorowała. Była zażądała przesłania zdjęcia z zaświadczeniem lekarskim o odbytej wizycie i diagnozie. Zrobiłem to. Mała miała 39 stopni, ostre zapalenie gardła i uszu, a starsza pani pediatra, do której praktycznie od urodzenia córki zawsze razem z eks chodziliśmy, kiedy usłyszała o zaświadczeniu, zbierała szczękę z podłogi.
Córka w ogóle nie chciała (i na razie nadal nie chce) słyszeć o żadnych noclegach poza domem, nie wspominając o jeżdżeniu do Krakowa. Moja była chciała (zgodnie z przysługującym jej prawem) przyjechać do córki w miniony weekend, ale... zażądała noclegu u nas w domu. Odmówiłem, uzasadniając głównie tym, że ugoda sądowa tego nie przewiduje, a poza tym nasyłała na mnie bezpodstawnie policję, MOPS, etc., mówiła i mówi o mnie i do mnie rzeczy po prostu straszne, od roku mieszka gdzie indziej, więc bez wygłupów. Poinformowałem ją również, że w drodze do niej jest pozew w sprawie o zniesienie współwłasności mieszkania - odniosłem wrażenie, że ta akurat informacja ją mocno zaskoczyła.
No i przyjechała. W piątek wieczorem córka nie chciała się z nią w ogóle widzieć. Ja zająłem pozycję możliwie neutralną, tłumacząc córce warunki ugody (zgodnie z zaleceniem sędzi), wyjaśniając, że mama ma prawo do spotkań i powinna z nią utrzymywać kontakt, ale bez 'wchodzenia głębiej'. W końcu ustaliły, że spotkają się u nas, w pokoju Małej, w sobotę późnym popołudniem. W skrócie: po godzinie "spotkania" (przy drzwiach zamkniętych - żeby nie było, że ja "ingeruję"), Eks wyszła rycząc, a Mała za nią cedząc głośno: "Idź już, nikt cię tu nie chce!". Masakra. Później córka pokazała mi prezenty od matki i dziadków oraz cioć ze strony matki, powiedziała, że nie rozumie "dlaczego ty jej tak bronisz" i kilka podobnych rzeczy i w zasadzie temat ucichł. Następnego dnia (w niedzielę) już się nie spotkały. Dzisiaj był telefon od matki z pytaniami o samopoczucie, itp.
Brawo Marek. Najwazniejsze masz (miejsce zamieszkania córki przy Tobie). A z tymi "widzeniami" to uwierz, nie jest jeszcze tak najgorzej. Nie macie rozerwanych /podzielobych świat, ferii, wakacji, chociaz jutro sie okaże, ze mama tego nie przewidziała/zapomniała i Wigilia bez dziecka ją zaboli. Będzie jeszcze o to robic jazdy. I pamietaj, ze kazdy wyrok czy ugodę mozna probowac zmienic, jesli dziecku nie bedzie to odpowiadac lub bedzie dla dziecka za duzym obciazeniem. Póki co , życzę spokojnych świat. Zdrowia dla Was i cierpliwości, wszystko się ułoży.
Marku , córka jest z Tobą , to teraz jest naj . Młoda ma za złe wcześniejsze postępowanie matki wobec niej , i Ciebie . Emocje muszą wybrzmiec we wszystkich , na to potrzeba czasu. Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia dla was , bez nerwów i szarpaniny.
460 2019-12-24 14:40:39 Ostatnio edytowany przez MarekDV (2019-12-24 22:58:22)
Nie wiem, czy to święta pogłębiają we mnie ból i smutek, ale chwilami trudno to wytrzymać, mimo, że mija już prawie dokładnie rok, od kiedy się ten horror zaczął. Czytam i słucham oskarżeń mojej byłej, chodzę co tydzień do psychologa (czasami nawet do dwóch - w sytuacjach, kiedy dopadnie mnie "dół" mocniejszy niż standardowy), zajmuję się Małą, niby jakoś żyję, ale... Brnę w "rozważania" (wiem, są absurdalne) w stylu "czy gdybym był inny, zachowywał się w pewnych momentach inaczej, to..."...
Patrzę na córkę, widzę ufność i miłość w jej oczach. I... strach przed tym, o czym ja myślę czasami co 20 minut niemal...
Są chwile, kiedy chciałbym "uratować" Małą przed dorastaniem przy samotnym, nieszczęśliwym, przegranym ojcu, kiedy chciałbym wyciągnąć rękę do mojej byłej i z nią porozmawiać o dziecku, ale... nie mam do kogo tej ręki wyciągnąć. Ona ciągle chce wojny na wyniszczenie przeciwnika - tak sobie wyobraża "wspólne" wychowywanie dziecka po tym, co się stało. Do tego jej matka, która w liście do mojej córki pisze o mnie, o jej tacie: "na szczęście były już partner Twojej mamy"...
Próbowałeś juz różnych sposobów aby dotrzeć do partnerki, niestety nie chce zrozumieć , że uderzając w Ciebie różnymi oskarżeniami i epitetami tworzy mur między sobą a córką . Mam wrażenie , że przy obecnym nastawieniu córki do matki , szybciej pewnie mała zaakceptuje jakąś nową kobietę niż matkę robiącą cały czas piekło z waszego życia.
Nie masz co myśleć co by było gdyby, mogłeś nie mieć na to wpływu ,pojawił się kochanek , weszła w to , tylko nie wzięła pod uwagę tego co możesz chcieć Ty i córka. Twoja była partnerka jest egoistką , ciężko jej zaakceptować, że tak się poukładało.
Kobieta najwidoczniej nie potrafi się pogodzić z porażką. Zbyt dumna, butna i pewne siebie, nie może pojąć, że przegrała tak ważną bitwę. Brak przyznania się do błędu to akurat jedna z najgorszych moim zdaniem cech ludzkich, więc tym bardziej wiesz jak zepsuty ma charakter. Po tym, jak opisałeś reakcję swojej córki na wizytę JEJ WŁASNEJ MATKI, to naprawdę ciężko sobie wyobrazić, co ta kobieta Wam zrobiła. Cótrka jest nawjwidoczniej po Twojej stronie, więc teraz Ty rozdajesz karty
.... , zajmuję się Małą, niby jakoś żyję,
Bardzo dobrze. Masz dziecko, pracę, jesteście zdrowi, masz gdzie mieszkać. Cóż... nie masz fajnej żony, tutaj się nie ułozyło. Masz trudności w relacji z byłą żoną. Rozprawa sądowa, szarpanie się.
Dobrze Ci psychologowie i adwokaci radzą. Rób swoje, dotrzymuj umów, nie generuj zła. Z biegiem czasu się ułoży.
ale... Brnę w "rozważania" (wiem, są absurdalne) w stylu "czy gdybym był inny, zachowywał się w pewnych momentach inaczej, to..."...
Ten czas już minął. Teraz jest nowy czas. W każdej chwili dzisiaj, teraz możesz działać, tak, aby za 10 lat nie myśleć "Gdybym w 2019/2020 roku zachowywał się w pewnym momentach inaczej, tooooo...". Zatem znowu masz czas, nowe szanse.
Są chwile, kiedy chciałbym "uratować" Małą przed dorastaniem przy samotnym, nieszczęśliwym, przegranym ojcu,
Dlaczego przegranym? Bo miłość się nie ułożyła? Co znaczy "przegrany"? Jakiś jeden konkret możesz podać? Z mojego punktu widzenia jesteś przegrany w każdej chwili gdy generujesz zło... kiedy TY generujesz zło, a nie przegrywasz w jakiejś obronie. Na przykład byłeś przegrany gdy wrzeszczałeś w aucie ze złości, gdy wrzeszczałeś, bo sznurówka się urwała.
kiedy chciałbym wyciągnąć rękę do mojej byłej i z nią porozmawiać o dziecku,
W jakm celu? Co chciałbyś osiągnąć? Była miałaby Ci w czymś pomóc?
.. ale... nie mam do kogo tej ręki wyciągnąć.
Witaj w męskim świecie. Musisz brnąć do przodu na czele grupy. Nikt nie pomoże. Radź sobie sam. I rób tak, aby było dobrze.
Ona ciągle chce wojny na wyniszczenie przeciwnika - tak sobie wyobraża "wspólne" wychowywanie dziecka po tym, co się stało.
Bronisz się skutecznie. Wiem, że jest to wyczerpujące. Masz adwokatów, psychologów, pracę, gdzie mieszkać, zdrowie. Dobra baza do obrony.
Do tego jej matka, która w liście do mojej córki pisze o mnie, o jej tacie: "na szczęście były już partner Twojej mamy"...
No i co z tego że tak pisze? Ludzie są ułomni, niscy, kierują się niskimi uczuciami, generują zło. Córka z biegiem miesięcy i lat zacznie dostrzegać gdzie jest zło. Ważne, aby to zło nie pochodziło od Ciebie.
W tym konkretnym przypadku nawet nie musisz podejmować działań, ani tłumaczyć... nic, nic... Teściowa tak napisała w afekcie. Myślała, że coś w ten sposób zyska. Wręcz przeciwnie.
Marek, dla ciebie pozycja obowiązkowa.
"Hieny, modliszki, czarne wdowy czyli jak kobiety zabiją."
Książka do kupienia.
Marku, chcę Ci pogratulować! Wygrałeś coś niemożliwego niemal - córka została z Tobą! To jest niesamowite i niemal niewykonalne, a TY, WIELKI CZŁOWIEKU, to osiągnąłeś!
Gratuluję
Wiem, nie jest łatwo. Ale nikt nie mówił, że będzie. A Ty jesteś o krok dalej - dziecko zostaje z Tobą! Jeden ciężar mniej do dźwigania
Przebrnąłeś przez ciężką rozprawę rozwodową z głupią sędziną.
Zrobiłeś wszystko, jak trzeba. A że była baba była stuknięta -no cóż. Zdarza się najlepszym
Gratuluję! Szczęśliwego Nowego Roku i kolejnych wygranych
Marku, chcę Ci pogratulować! Wygrałeś coś niemożliwego niemal - córka została z Tobą! To jest niesamowite i niemal niewykonalne, a TY, WIELKI CZŁOWIEKU, to osiągnąłeś!
GratulujęWiem, nie jest łatwo. Ale nikt nie mówił, że będzie. A Ty jesteś o krok dalej - dziecko zostaje z Tobą! Jeden ciężar mniej do dźwigania
Przebrnąłeś przez ciężką rozprawę rozwodową z głupią sędziną.
Zrobiłeś wszystko, jak trzeba. A że była baba była stuknięta -no cóż. Zdarza się najlepszym
Gratuluję! Szczęśliwego Nowego Roku i kolejnych wygranych
Marata, Marek nie miał ślubu z tą panią. To była batalia o córką. Ale masz rację, to wielki facet i wspaniały ojciec. Wszyscy tu mu kibicujemy i życzymy wszystkie najlepszego.
Teufel, gdzie ja napisałam, że rozwiódł się?
Została batalia o mieszkanie. Także, trzymam kciuki za pomyślne rozwiązanie i tego problemu.
I jeszcze alimenty na dziecko od żony, jeśli będzie chciał.
Także ten... Marku, nie opuszczaj gardy, to najtrudniejsze za Tobą.
Zastanawiam się (może ktoś mądrzejszy wypowie się w tym temacie), czy można alimentami rozegrać tą współwłasność mieszkania (jeśli oczywiście byś tak chciał). Np. rezygnacja z alimentów od byłej w zamian za jej zrzeczenie się praw do mieszkania. Nie wiem, czy jest to korzystne finansowo, czy w ogóle możliwe.
Przebrnąłeś przez ciężką rozprawę rozwodową z głupią sędziną.
Chyba tutaj
A rzeczywiście. Pomyliłam się mocno.
Dziękuję Wam kolejny raz za słowa wsparcia! Są bardzo miłe, ale... nie wiem, czy ja na nie zasłużyłem. Słuchajcie, nie jestem żadnym "wielkim człowiekiem". Od początku pisałem, że w moim związku ani ja nie byłem "święty", ani też moja była nie była "samym złem". Między innymi dlatego jej swoista "transformacja", kiedy postanowiła w końcu ode mnie odejść tak mnie początkowo psychicznie zmiażdżyła. I nadal o tym często myślę.
Staram się, jak mogę, nie postrzegać sądowego starcia o dziecko jako... batalii właśnie. Od początku mówię to samo: gdyby córka chciała odejść z mamą i z nią zamieszkać, nie zatrzymywałbym jej przecież siłą. Sam - pomimo całego tego "wariactwa" mojej esk - uważałem, że "naturalny porządek rzeczy" niejako nakazuje, żeby dziecko (a zwłaszcza dziewczynka) poszło za mamą. Ale nasza córka wybrała mnie. I już niemal pełny rok mieszka ze mną i... dalej chce być ze mną. Sam do końca nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak jest. Wiem, wiem - opisywałem tu różne sytuacje, w których moja była zachowywała się tragicznie - dosłownie, jakby się uparła zrazić Małą do siebie. Idzie na łatwiznę - szarpie się ze mną, obarczając mnie zero-jedynkowo winą za wszystko. Nie potrafię jednak wciąż wykasować ze swojej pamięci obrazów jej i Małej jako troskliwej mamy i dziecka... Innymi słowy, nie potrafię jakoś "świętować sukcesu"...
Poza tym, może się równie dobrze okazać, że ten "sukces" jest jedynie tymczasowy. Ugodę można starać się zmienić, sprawę wznowić, itd.... I pewnie tak będzie - sądząc po tym, co się dzieje obecnie. W skrócie: po weekendzie, kiedy córka była chora, przyszły święta. Dla mnie i Małej spokojne i raczej wyciszone - wspólne wizyty w sklepach, przygotowania, oglądanie bajek, filmów, czytanie, wigilia u babci, itd. Przeplatane to było telefonami od zapłakanej matki, z którą córka nie chciała niemal w ogóle rozmawiać. Próbowałem (trudne to, jak cholera, kiedy ciągle słyszę/czytam od byłej, że jestem psychopatą. potworem, etc.) córce tłumaczyć, żeby zamieniła z mamą chociaż kilka słów, że może mówić o tym, czego nie chce, ale bez bycia agresywną werbalnie (tłumaczyłem to jej, rzecz jasna, w prostszych słowach), że przecież nic się nie stanie, jeśli mamie opowie o kilku rzeczach, które robiła, itd., ale idzie to BARDZO opornie...
Święta minęły i jutro wypada kolejny "weekend mamy". I znowu bombardowanie mnie sms-ami i emailami - bo Mała nie chce nawet słyszeć o nocowaniu z matką poza domem. A ta znowu atakuje za to mnie. Czyli jest cyrk. I tak się to chyba utrzyma, taki mini-armagedon co drugi weekend... Jakoś tam to znoszę, ale wymaga to ode mnie sporego wysiłku...
471 2020-01-03 16:30:22 Ostatnio edytowany przez Marata (2020-01-03 16:41:02)
Marku, Twoja determinacja i właściwe poprowadzenie sprawy doprowadziły do tego, że mimo wariatki na karku nie załamałeś się. Dzięki Tobie córka jest w bezpiecznym dla niej otoczeniu. Mimo niemal jednoznacznego nastawienia w PL sądu do takich spraw.
To normalne, że się załamujemy, gdy ktoś bliski wywija nam taki numer, jak Twoja była partnerka. Nie znam zbyt wielu ludzi, którzy przyjmują takie ciosy z kamienną twarzą i bez uszczerbku na psychice. Właściwie, to nikogo. Straciliście razem z córką bardzo dużo - ona zaufanie do mamy i w sumie mamę, jaką znała, a Ty partnerkę życiową. I mimo tych ciosów, mimo tego, że ona dalej próbuje Cię zniszczyć dajesz jakoś radę.
Przerzuciła bym odpowiedzialność za kontakty z córką na matkę. Dla czego Ty masz zmuszać córkę do nocowania poza domem? Niech matka się z nią dogada, żeby mała chciała. Niech ona się stara, a nie zachowuje jak ... no cóż, tak jak się zachowuje, i wymaga, że młoda potem rzuci się w jej ramiona z uśmiechem na twarzy, bo Ty wszystko naprawisz.
Uświadom byłej, że zrobiłeś co w Twojej mocy, żeby miała lepszy kontakt z córką, nawet umawiałeś je obie do psychologa rodzinnego, żeby mogły się dogadać, ale To matka zrezygnowała z terapii, bo jej się nie chciało/ szkoda jej było kasy. Zmusiła młodą do poznania jakiegoś obcego człowieka podstępem, zachowywała się przy niej agresywnie i histerycznie, olewała terminy spotkań, i teraz musi sama zadbać o odbudowę swoich relacji z córką. Nie zrobisz tego za nią, bo zwyczajnie, technicznie się nie da. To są jej relacje z córką.
Edit: czy ja dobrze widzę, że odnowiłeś kontakt ze swoją mamą?
472 2020-01-07 23:15:23 Ostatnio edytowany przez MarekDV (2020-01-07 23:16:09)
@Marata: Tak, moja matka jakiś czas temu, nie mając zresztą pojęcia, że ja od kilku miesięcy przechodzę "piekło", odezwała się sama do mnie. Przeszła terapię u psychologa i uznała, że może to zrobić i chce odnowić/naprawić relacje z nami. Ale "nas" już wtedy nie było, więc... odnowiła relację ze mną. Mocno mi pomaga, Mała "odzyskała" babcię.
Minął właśnie drugi "weekend mamy". Jak wspomniałem, ponieważ córka stanowczo odmówiła nocowania gdziekolwiek poza domem z matką, "zaliczyłem" ponownie wiązankę emaili i sms-ów oskarżających mnie o manipulowanie dzieckiem, nazywających psychopatą, potworem, itp. Odpowiadałem krótko, stanowczo i konkretnie. Urwało się, kiedy na "żądanie dowodów" tego, iż matka przedkładała udział w imprezach techno (wątpliwej zresztą jakości) nad spotkania z córką, przesłałem mojej eks kilka jednoznacznych zdjęć. Wtedy przestała na mnie "bluzgać".
Córkę uprosiłem, żeby spędziła w weekend z mamą chociaż trochę czasu - dała jej szansę. W piątek wieczorem były na pizzy, ok. godziny. Córka poprosiła, żebym ją z pizzerii odebrał. Powiedziałem, że ok, ale tylko o ile mama się zgodzi - bo przecież mogła ją spokojnie odprowadzić. Zgodziła się.
W sobotę miały pójść razem do kręgielni. Zawiozłem tam córkę. Po kręgielni miał być wypad do galerii handlowej. Ale po niecałej godzinie na tej kręgielni, córka zadzwoniła i usłyszałem kanonadę płaczu i krzyku. Chciała, żebym po nią przyjechał. W tle słychać było krzyk mojej byłej: "Chcesz to sobie po nią przyjeźdżaj!"
Próbowałem, mimo wszystko, tłumaczyć córce, żeby się opanowała i że skoro się umówiły z mamą, że spędzą trochę czasu razem, to może warto jednak spróbować dotrzymać słowa, itd. To nic nie dało. Eks z kolei dalej krzyczała, że "mogę sobie przyjechać". Więc ruszyłem. W drodze miałem telefon od eks, która nawrzeszczała mi, że manipuluję, jestem taki i owaki - można już chyba powiedzieć: standard. Odpowiedziałem spokojnie, że jest śmieszna mając pretensje do mnie o to, iż nie potrafi się porozumieć z córką, z którą - jak zawsze twierdziła - od urodzenia miała wyjątkowy kontakt. Rozłączyła się.
Odebrałem Mała. Płakała, była roztrzęsiona - pokłóciły się znowu z matką, bo ta rzekomo bez żadnego powodu wypaliła do Małej: "Ja już nie wiem, co mam zrobić, żebyś mnie normalnie traktowała - do taty i tak nigdy nie wrócę", a córka jej odparła: "A ktoś cię o to prosi?!" No i poszło... Ok. 22:00 eks zadzwoniła do córki proponując spotkanie w niedziele. Mała odmówiła i się rozłączyła.
Eks zadzwoniła dopiero dzisiaj, ale - o ile zauważyłem (staram się nie być "natrętny") córka szybko skończyła rozmowę. Powiedziała mi potem, że nie chce rozmawiać z matką i żebym jej do tego nie namawiał. I na razie wygląda to właśnie tak...
MarekNaprawdę szacun chłopie! Przede wszystkim za siłę i za wytrwałość. Za niezłomność a jednocześnie niesłabnącą miłość do dziecka, mimo tych wszystkich chorych jazd Twojej byłej. Kobieta zachowuje się jakby była niepoczytalna, mota się jak ryba wyjęta z wody.. Prędzej zginie, niż przyzna Ci rację.. Ale najważniejsze, że cókę masz po swojej stronie Tak trzymać i powodzenia!
Marku, gratuluję wygranej bitwy, ale wojna wciąż przed Tobą. Jednak jestem zdziwiona, że zanim sąd klepnął Wam tę ugodę, nie wysłuchał dziecka, jej zdania.
Łzy mi się cisną do oczu jak czytam, co się dzieje z Twoją córką, jak to przeżywa i jaką walkę musi stoczyć, nie tylko sama ze sobą. Jest mi jej bardzo szkoda, że dziecko musi przez to przechodzić. Sprawy rozstaniowe rodziców, powinny być poza jej zasięgiem, a Twoja ex traktuje ją jak worek treningowy. Całą swoją frustrację wylewa na córkę. Tak być nie może. Twoja córka dłużej tego nie pociągnie.Ty masz dość, chodzisz do dwóch psychologów, a to dziecko jest niszczone psychiczne przez matkę.
Zacznij sprawę o odebranie jej praw. To co ona robi jest niezdrowe i groźne dla dziecka. Zbieraj dowody i zacznij ją izolować. Dziecko nie ma obowiązku rozmawiać z matką przez telefon jeśli tego nie chce.
Wg mnie powinieneś dalej ciągnąć sprawę w sądzie. Matka ją zostawiła, wyprowadziła się kawał drogi od niej, dziecko nie chce się z nią widywać, nie mają więzi.
Jesteś jedyną osobą na świecie, której to dziecko ufa i która może ją obronić.
475 2020-01-08 11:25:12 Ostatnio edytowany przez MarekDV (2020-01-08 11:26:49)
Ja sam się zdziwiłem, że sąd tak chętnie przystał na propozycję ugody ze strony mojej eks. Być może taka była podpowiedziana jej przez kogoś "taktyka": zaproponuj ugodę, dostaniesz weekendowe spotkania z dzieckiem plus "potwór" będzie w końcu musiał ją przywozić do ciebie do Krakowa i ugrasz swoje.
Sędzina, o której mój adwokat powiedział, że nie ma pojęcia o prawie rodzinnym i że całe życie zajmowała się prawem pracy, w mojej opinii nawet nie zadała sobie trudu, żeby przeczytać dokładnie akta sprawy - wyraźnie zmierzała do jak najszybszego "odfajkowania" ugody.
Mój adwokat zasugerował przystanie na taką formę ugody, jaka jest, bo obawiał się, że przy określonej postawie sędziny i moim ewentualnym "betonowym odrzuceniu" wszelkich propozycji polubownego załatwienia sprawy, sędzina sama narzuci mi takie warunki, iż srogo pożałuję oporu. Uznał, że "scenariusz" rozwoju sytuacji i tak najprawdopodobniej doprowadzi do wznowienia za kilka miesięcy sprawy - ponieważ przewidywał, że: 1. dziecko nie będzie chciało spotykać się z matką w takiej formie, jaką przewiduje ugoda (noclegi poza domem, itd.); 2. dziecko nie będzie chciało jeździć do Krakowa na weekendy z mamą i jej nowym partnerem; 3. matka zaskarży ugodę; 4. my wystąpimy wówczas o całkowite ograniczenie praw po uprzedniej opinii biegłego psychologa na podstawie rozmowy z córką (taką opcję wymieniła w trakcie ostatniej rozprawy sędzina, niechętnie wspominając o OZSS i sugerując, że tego nie będziemy raczej w ogóle podejmować).
Czy ten "scenariusz" się zrealizuje, nie wiem. Prawdziwy problem polega na tym, że o ile ja jestem w stanie "pogodzić się" z wizytami mojej byłej u córki tutaj w naszym mieście, o tyle tak naprawdę nie widzę cienia zwykłej sprawiedliwości w narzucaniu mi opcji wożenia córki 400km w jedną stronę do Krakowa na weekendy z matką (mieszkającą przecież u tego jej nowego faceta, więc córka w ogóle nie bierze pod uwagę noclegów tamże). Uważam, że skoro to eks się wyprowadziła dla faceta kilkaset kilometrów stąd, to ona powinna jeździć do córki - najkrócej mówiąc. Córka chodzi do szkoły, ma niespełna 11 lat - i co? Ma zasuwać dwa weekendy w miesiącu po 800km w dwie strony? To pomysł co najmniej mocno odrealniony. Co innego ewentualna część ferii/wakacji, świąt - pod warunkiem, że dziecko będzie chciało, będzie się czuło bezpiecznie, itd.
Sytuacja polskiego sądownictwa jest tragiczna. Nie pojmuję, jakim cudem sędzia od prawa pracy mogła dostać sprawę rodzinną? Przecież sąd/wydział rodzinny to nie sąd pracy...Może postanowiła się rozwijać? Komedia.
Moja Pani sędzia była raczej rzeczowa, ale bardzo ostrożna w swoich postanowieniach. Mój adwokat był lekko zaskoczony, mówił, że gdyby sprawa była w innym mieście, sąd od razu przyjąłby moje wnioski. Też odrzuciła nasze ( moje i ex) wnioski o skierowanie sprawy do OZSS, stwierdziła, że dziecko jest już na tyle duże (11 lat), że może przesłuchać ją w obecności biegłego psychologa. Rozmowa ta trwała niecałe 20 minut. Też chyba chciała szybko zakończyć sprawę, odrzucając kilka wniosków, co spowodowało apelację.
Punkty 1,2 i 4 są jak najbardziej prawdopodobne. Czy pkt 3 się sprawdzi? Nie wiadomo. Matka, póki co ma to co chciała. Zero odpowiedzialności i bardzo wygodne warunki, szczególnie kiedy będziesz wozić do niej córkę.
Zapytaj się prawnika, czy wola dziecka odnośnie tych wyjazdów ma znaczenie. Przed każdym takim weekendem, informuj ex, że Mała nie chce jechać. Miej to na papierze, że nie raz córka nie wyrażała chęci do wyjazdów. Skontaktuj się ze szkolnym psychologiem, poproś o opinię w tej sprawie.
Adwokata w zasadzie pytać o znaczenie woli dziecka nie muszę. Pomimo wszystkich wspomnianych przeze mnie wcześniej zastrzeżeń, przyznać muszę bowiem, że w trakcie rozprawy sędzina z własnej inicjatywy trzykrotnie podkreślała (jest to zapewne nagrane, ponieważ rozprawa była rejestrowana), że "nie wolno robić niczego wbrew dziecku", "nic na siłę, proszę pani" (zwracając się bezpośrednio do mojej eks), itd. Podała wręcz przykład, mówiąc wyraźnie, że jeżeli matka przyjdzie odebrać dziecko z jego miejsca zamieszkania, a dziecko jednoznacznie odmówi wyjścia z matką, nie wolno matce wszczynać awantur, przymuszać w jakikolwiek sposób dziecka, itp. Dodała również, że podobnie ma się sprawa z kwestią wyznaczonych wyjazdów do Krakowa.
Czyli w całym tym "bajzlu" nie jest, być może, aż tak źle - dlatego właśnie mój adwokat zasugerował mi "po cichu", żeby przy takich ramach na ugodę przystać.
Czy matka ma "bardzo wygodne warunki"? Na razie tylko na papierze. Musi przecież dwa razy w miesiącu zasuwać tutaj pociągiem z Krakowa, nocować u koleżanki (której mąż, jak sądzę, sam mając spore problemy w tym małżeństwie, nie umiera ze szczęścia wobec takiej sytuacji) i zderzać się ze "ścianą niechęci" dziecka. Liczyła na "nice and easy" 2 x super weekend, a ma godzinę-dwie maksymalnie i to w bardzo kiepskiej atmosferze. W rewanżu niejako, serwuje córce i mnie psychojazdy. Pal licho moje odczucia, ale Mała na pewno to przeżywa bardzo mocno, chociaż na zewnątrz jest niczym Wonder Girl - wydaje się, jakbym to ja wymagał wsparcia bardziej niż ona. Jest nieprawdopodobnie silna, ale - z drugiej strony - to tylko niespełna 11-letnia dziewczynka, która na pewno chciałaby mieć mamę. Ale, jak mówiła 2-3 razy (teraz już nie mówi) wcześniej: "tamtą, dawną mamę"...
skup sie na wspieraniu dziecka, daj jej stabilizacje, bezpieczenstwo, bo to dziecko teraz tego najbardziej oczekuje, a ty w obliczu zachowania matki masz to dawac za dwoje
Życzę Wam jak najwięcej spokoju.
To, że to się zmieni, jest pewne. Pytanie kiedy?
Masz chwilę na odetchnięcie. Zaraz ferie, może chwilę odpoczniecie.
Dawaj znać, jak coś się zmieni.
Coś czuję, że nigdy nie "odpoczniemy" - w każdym razie nie ja. Tydzień temu, pomimo tego, że Mała była przed świętami chora, eks nalegała na tę całą kręgielnię, itd. Odradzałem, ale nie chciałem wyjść na "izolującego", więc w końcu się zgodziłem - chociaż uważałem, że to lekkie ryzyko. No i dzisiaj Mała znowu chora. Gorączka, kaszel, itp. Prawdopodobnie się przegrzała i wyszła po kłótni z matką na dłuższą chwilę na zimno i deszcz/wiatr...
Eks prawie przestała dzwonić na komórkę Małej. Przeszła na telefonowanie na mój numer stacjonarny. Wredna jest, bo robi to albo w godzinach, kiedy (o czym świetnie wie) mam lekcje w domu albo ok. 22:00. Dzwoni czasem i 20-30 razy dopóki ktoś nie odbierze. No i dzisiaj też tak było. W końcu namówiłem Małą, żeby zgodziła się chwilę z nią porozmawiać. Po tej "rozmowie", eks zadzwoniła do mnie na komórkę, żeby się dowiedzieć o "stan dziecka". Oczywiście nawet nie powiedziała "cześć", czy np. "dobry wieczór" - dla niej formy grzecznościowe w stosunku do mnie nie istnieją. W trakcie "rozmowy" kolejny raz podkreśliła, że swego czasu wzywała do mnie policję "słusznie". Nawiasem mówiąc, jeśli tak, to ciekawe, dlaczego policja nie odnotowała tego w swojej notatce z "interwencji"... Rozmowę generalnie prowadzi zawsze tak, że aż "czuć w powietrzu pracę nagrywarki".
Powiedziałem jej, że nie widzę powodu do cogodzinnych relacji ze "stanu zdrowia", w kilku słowach opisałem stan dziecka, powiedziałem, że podaję to i to i że jeśli nic się nie zmieni na lepsze, w poniedziałek lekarz. Zaznaczyłem, że jeżeli dalej będzie nazywać łajdactwa "słusznym postępowaniem", przestanę odbierać telefony od niej.
Przejrzałam pobieżnie wątek, ale wychwyciłam chyba najważniejsze informacje.
Skąd tyle nienawiści tego babsztyla do autora?!
Może i masz dobre wspomnienia związane z nią, ale mnie wykańcza samo czytanie o niej.
Jeśli czujesz że nagrywa , to odpowiedź powinna być taka , że odechce się jej nagrywania. Jest nie poważna jak wyciąga przeziębione dziecko na kręgle itp. Nie mniej skrupułów aby to wygarnąć w rozmowie. Dyktafon przestanie być dla niej użyteczny a Ty może złapiesz trochę oddechu od jej jazd.
Minął kolejny "weekend mamy". W piątek w ogóle bez spotkania. Telefony, kłótnie, pretensje...
W sobotę eks przyszła "w odwiedziny" do chorej córki. Wcześniej znowu naczytałem się, ze jestem "potworem", itp. - ale gdyby nie moja dłuuuuga perswazja, córka nie zgodziłaby się w ogóle z nią spotkać. Trwało to ok. godziny, siedziały zamknięte w pokoju Małej - wg jej relacji, ona robiła coś na laptopie, a matka usiłowała "rozmawiać". W niedzielę spotkania już nie było.
Minął kolejny tydzień i weekend "bez mamy". Normalnie. Córka coraz częściej próbuje, jakby to powiedzieć, pacyfikować w samym zarodku moje próby jakiejkolwiek rozmowy o matce. Pytam, czy mama dzwoniła i słyszę: "Oj, proszę cię. Musimy ciągle o niej rozmawiać?", itp.
Za kilka dni kolejny "weekend z mamą". O noclegu poza naszym domem chyba możemy już zapomnieć - córka nawet nie chce o tym słyszeć. Zastanawiam się, czy i co będzie wobec tej sytuacji próbowała robić moja eks.
walki nie odpusci, podejrzewam ze wyrwanie waszego dziecka to dla niej szansa na dochody, bo to aliment I 500+, a eks potrzebuje kasy, bo to jedyny sens walki jaki w niej widze
"Podziwiam" Twoją ex, że jej się chce. Serio, każdy normalny człowiek, widząc jak jego dziecko cierpi, zrobiłby wszystko, żeby uśmierzyć ten ból, nawet swoim kosztem.
W taki natarczywy sposób, tylko pogłębia tą przepaść między nią a córką. Zamiast odpuścić i małymi krokami odbudować to, co zostało zepsute, ta stosuje wobec dziecka przemoc.
Marku, robisz co możesz, współczuję Twojej Córce, bo ona nie jest niczemu winna. Natomiast ma pełne prawo nie chcieć się z nią spotykać, ale Ty nie możesz utrudniać ex kontaktów - czego oczywiście nie robisz.
Tamta szaleje, bo widzi, że wszystko traci i zamiast się zatrzymać, pędzi na oślep.
Trzymajcie się!
486 2020-01-28 10:10:48 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-01-28 10:19:04)
To jest zwyczajnie niepojęte, jak niektóre osoby są zawistne i niezmienne w swojej chorej żądzy odegrania się i udowodnienia swoich chorych racji. Nawet jeżeli nikt poboczny nie dostaje "rykoszetem", to i tak jest już chore, ale matka(!) która jest kompletnie ślepa w swojej zaciekłości do byłego męża nie widzi lub nie chce widzieć tego, co właśnie robi swojemu dziecku. Szczególnie w odniesieniu do faktu, zę rodzice a zwłaszcza matki są w stanie góry przenosić dla swoich dzieci. Na dodatek dobija mnie ten brak zdolności do uznania swojej porażki i przyjęcia tego do wiadomości: "zawaliłem/am, to moja wina i nic nie poradzę".
Ktoś taki prędzej zginie, niż przyzna rację drugiej osobie...
Dlatego osoby która za wszelką cenę chcą się na kimś mścić czy odegrać są moim zdaniem zwyczajnie niepoważne, mówiąc delikatnie.
Marku, to co opisujesz jest naprawdę straszne
To czego doświadcza Wasza córka od swojej matki, to regularna przemoc psychiczna i emocjonalna.
488 2020-01-28 12:00:48 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-01-28 12:02:32)
Marek, wybacz szczerość, ale sam sobie komplikujesz życie.
Kto Ci każe prowadzić długie dysputy z córką. ?
Przychodzi pora odwiedzin, proszę bardzo : mieszkanie jest otwarte, Ty znikasz i pozwalasz być matce z córką, tak zwyczajnie, w całym domu, może jej coś ugotuje.sam gdzieś wyjdź.
Po co czytasz te bluzgi na siebie? Omijaj.
Przejdzie jej.
Nic córce do waszych sporów.
Sprawy prawne oddaj prawnikom.
Ja mam od byłego wiele nieprzeczytanych maili i SMS i wiele zachowań którymi grając mogłabym zniechęcić dzieci do ojca za karę.
A nie zrobiłam tego i mam spokoj.
Po co Ci ta wojna? Córką gracie. Oboje.
Kreujesz się na męczennika trochę. Córce potrzebny taki ojciec? Patrz do przodu i nie tylko na siebie.
@Ela210: Ugoda zawarta w sądzie nie przewiduje spotkań matki z córką u nas w mieszkaniu, ale poza nim i bez (oczywiście) mojej obecności. Tak się po prostu przypadkowo złożyło, że w dwa z trzech "weekendów matki", które dotychczas minęły, Mała była chora. Dlatego nie robiłem mojej eks trudności z odwiedzeniem córki. Nie ma natomiast ABSOLUTNIE mowy o żadnym pozostawianiu jej samej z córką w mieszkaniu, z którego wyprowadziła się blisko rok temu i o zniesienie współwłasności którego "za chwilę" rozpocznie się odrębna sprawa . Przede wszystkim dlatego, że WIELOKROTNIE odgrażała się, że zainstaluje mi w tym mieszkaniu podsłuch. Nie wyobrażam sobie również, żebym wychodził na godzinę lub dłużej z mieszkania, w którym mam pieniądze, dokumenty, cenne rzeczy, itd. Przecież nie będę każdorazowo tego ze sobą zabierać. Nie chcę się zastanawiać za każdym razem, jakie "niespodzianki" wymyśliłaby podczas mojej nieobecności eks. Przypomnę tylko "nieśmiało", że ona i jej matka wzywały mi całkowicie bezpodstawnie do domu policję i również bezpodstawnie założyła mi NK. Ty na moim miejscu byś jej teraz zaufała..?
Nie rozumiem również, o jakich "dysputach" piszesz. Ja z córką jestem po prostu bardzo blisko, ona w naturalny sposób zawsze do mnie lgnęła i lubi ze mną rozmawiać. Rozmawiamy więc w ciągu dnia dużo i na różne tematy. Ja jej jednak nie czytam wiadomości emailowych, ani SMS od matki do mnie.
Nie rozumiem też, o co Ci chodzi, kiedy pytasz "po co Ci ta wojna?" Pytasz napadniętego, dlaczego się broni. Ja po prostu żyję - w warunkach, które zostały mi niejako narzucone przez sytuację, której sam nie wytworzyłem. Gdzie wg Ciebie "gram córką"..? W jaki sposób..? Eks ma swoje oczekiwania/żądania w kwestii relacji z dzieckiem, dziecko nie chce o nich słyszeć, ja próbuję namówić córkę na "jakiś kompromis" (żeby te jej kontakty z matką, choćby i "kalekie" i odległe od literalnej treści sądowego orzeczenia, miały jednak miejsce), a eks "w nagrodę" bombarduje mnie nieustającymi oskarżeniami o nakręcanie spirali nienawiści, itp. W skrócie tak to wygląda - nie kreuję się na żadnego "męczennika", nie ukrywam niczego, opisuję sytuację tak, jak potrafię.
Pewnie, że mnie nie martwi, że córka mnie kocha i chce ze mną mieszkać - nie, wcale mnie to nie martwi. Ale ja córki nie "omamiłem", ani też nie wyjechałem z nią kilkaset kilometrów od dotychczasowego miejsca zamieszkania. Po prostu z nią jestem tu, gdzie zawsze był nasz dom.
490 2020-01-28 18:04:16 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-01-28 18:11:40)
Chodziło mi o to, że normalnie matka niezależnie co by nie zrobiła Tobie, zagrożeniem dla córki raczej nie jest, a naturalnym środowiskiem córki jest jej własny dom.
Sądzisz że by Cię okradła, zdemolowała dom? Zrobiłaby to na swoją niekorzyść.
A stara się o prawa do opieki.
Moim zdaniem strachy na Lachy i nakręcanie się mimo wszystko.
Ale jak uważasz.
Ja na temat ojca dzieci z moimi dziećmi nie rozmawiam w ogóle. Mają komórki jak chcą to się kontaktują i vice versa.
A gadania wszelkie na mój temat czy do znajomych puszczalam mimo uszu.
Uspokoiło się.
Nie namawialabym córki na nic.
I zastanowiła bym się, czy mimo wszystko nie lepiej nawet zamontować w domu sejf, a dla komfortu dziecka zrobić tak jak pisałam.
W pewnym momencie w końcu musicie się normalnie dogadywać. Wiem, że racje są po Twojej stronie,ale może warto schować je do kieszeni dla dobra córki i dla swojego spokoju, Marek.
491 2020-01-28 18:35:01 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2020-01-28 18:41:16)
Chodziło mi o to, że normalnie matka niezależnie co by nie zrobiła Tobie, zagrożeniem dla córki raczej nie jest, a naturalnym środowiskiem córki jest jej własny dom.
Sądzisz że by Cię okradła, zdemolowała dom? Zrobiłaby to na swoją niekorzyść.
A stara się o prawa do opieki.
Moim zdaniem strachy na Lachy i nakręcanie się mimo wszystko.
Ale jak uważasz.
Ja na temat ojca dzieci z moimi dziećmi nie rozmawiam w ogóle. Mają komórki jak chcą to się kontaktują i vice versa.
A gadania wszelkie na mój temat czy do znajomych puszczalam mimo uszu.
Uspokoiło się.Nie namawialabym córki na nic.
I zastanowiła bym się, czy mimo wszystko nie lepiej nawet zamontować w domu sejf, a dla komfortu dziecka zrobić tak jak pisałam.
W pewnym momencie w końcu musicie się normalnie dogadywać. Wiem, że racje są po Twojej stronie,ale może warto schować je do kieszeni dla dobra córki i dla swojego spokoju, Marek.
A ja Ciebie Marku rozumiem. Z tego co piszesz ex byla zdolna do roznych numerow typu zabieranie psa, grozenie zalozeniem Ci podsluchu w mieszkaniu itp. W zyciu nie udostepnilabym swojego mieszkania, ktore ma byc moja oaza, moim azylem osobie, co do ktorej wiem ze jest zdolna do roznych podlosci. Nie wiadomo co moglaby odwalic. Zalozyc ten wspomniany podsluch, podrzucic jakies materialy pornograficzne albo inne obciazajace "dowody" i wezwac policje zeby pokazac w jakich "patologicznych" warunkach wychowujesz ich corke. Zadne strachy na lachy, ufaj sobie, wkoncu znasz ta kobiete lepien niz uzytkownicy tego forum i wiesz do czego jest zdolna. Skoro zalozyla Ci bezpodstawnie niebieska karte to i w mieszkaniu moze Ci cos podrzucic.
Z jednym sie zgodze, ze nie powinienes namawiac corki na sile na te spotkania. Jesli dziecko ma ochote Ci sie zwierzyc z jakis przemyslen co do matki to oczywiscie wysluchaj ale nie osadzaj, nie badz adwokatem zadnej ze stron. Jesli corka nie chce sie spotkac z matka to trudno, jej decyzja.
@Elu latwo sie mowi nie rozmawiaj o drugim rodzicu z dzieckiem. Ty piszesz ze o swoim ex z dziecmi nie rozmawiasz wogole. Nie wiem w jakim wieku sa Twoje dzieci ale nie wierze, ze jesli ktores z nich ma jakas przykra sytuacje z ojcem i chce Ci o tym opowiedziec, zwierzyc sie to zatykasz uszy i krzyczysz "lalala, idz to powiedz ojcu ja nie chce tego slyszec". A jesli tak nawet robisz to Twoj wybor. Ja nie wyobrazam sobie zeby Marek ktorego corka ma kilka lat mial w ten sposob odsunac ja gdy mala ma potrzebe mu sie pozalic, wyrzucic z siebie zle emocje. Do kogo ma sie to dziecko zwrocic zatem jesli nie do osoby ktorą kocha i ktorej ufa najbardziej na swiecie? Tak wiem powinno do matki ale skoro z ta matka nie chce i nie jest gotowe rozmawiac to ma zostac z tym samo? Dlatego owszem Marek nie powinien podpytywac jak bylo, co bylo, namawiac na kolejne spotkania z mama ale jesli corka sama zaczyna temat to nie unikac.
492 2020-01-28 18:38:19 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-01-28 19:07:18)
Córce Elu potrzebny właśnie taki ojciec innego nie ma 11 latki bywają bardzo bystre bo jeszcze dziecinny instynkt nieprzekombinowany posiadać mogą widzi sama co jest kto jest egoistą i dba o swoja wygodę bardziej kto postępuje w porządku a kto nie fair no i kto kogo porzucił i roztacza nie reale fantazje wizje kto jest tchórzem i podle postępuje wobec byłego partnera.Kto odszedł i porzucił ją jak tchórz z dnia na dzień bez ostrzeżenia i przygotowania doznała dziewczynka urazu i krzywdy matka naprawdę mogła to inaczej na wiele sposobów rozstrzygnąć i stworzyć sobie inne możliwości ale raz że afekty ,nowy mógłby się zdenerwować i rozmyślić a po drugie chciała zadać przy okazji cios Markowi.Nie ma co wybielać matki to się zdarzyło pogodzenie i wybaczenie wydaje się odległe matka jątrzy to ona gra dzieckiem Marek walczy o spokój dziecka to robi różnicę.Na pewno nie jest łatwo opisać wszystko obiektywnie a wymagania żeby Marek był bez emocji są nierealne i tak ma cierpliwość do eks.
Eks ma tylko uroszczenia wszystko jest na głowie Marka sama sobie ucina okazje i szanse czegoś w niej zabrakło jako matce coś jest nie tak .
Dzieciaki wbrew temu co się sądzi potrafią się pogodzić z rozstaniem rodziców,(nawet z odejściem matki co jest rzadsze ) jeżeli każde z nich postępuje nawet w tym rozsądnie dojrzale i przyzwoicie tu Mała się rozczarowała co do matki mocno,może być tak że do końca nie rozumie że matka jest zaburzona i wypiera to ,bo matka jest zaburzona że śmiało postawię diagnozę cała to nowa miłość i ucieczka od Marka ,córki wszystkie chore akcje są objawem to nie jest jakieś normalne rozstanie bo uczucia się wypaliły to jakaś mania i to zakochanie szalone słodkie życie ponad stan też takim się wydaje.
Owszem kiedyś matce przejdzie tylko to przechodzenie może jeszcze potrwać dopóki nowemu się nie znudzi nakręcanie i branie udziału w tym cyrku a już na pewno nie jest raczej zainteresowany wychowywaniem obcej dziewczynki bo już by coś się działo w tym kierunku matka chyba się sama oszukuje że będzie z córką kiedyś tam u nowego wujka albo już zaczyna skreślać córkę coraz częściej może czasem w przerwach widzi że nic z tego i ucieka przed tym w to swoje cudowne życie pełną gębą .Nie jest łatwo wytłumaczyć ludziom że się porzuciło córkę dla mrzonki trzeba się izolować i przerzucić winę najłatwiej na Marka i na córkę .
To nie wina Marka jak sam napisał nie chciał tej wojny a roszczenia eks są nierealne ich spełnienie byłoby krzywdzące jeszcze bardziej dla córki nie wiem czy matka w ogóle zdaje sobie sprawę z tego że takie wyrwanie dziecka z korzeniami może być traumą na długie lata gdyby nie Marek córka by się mordowała w nowym obcym miejscu czy demonizuje chyba nie nie wszyscy w tym wieku są super elastyczni i natychmiast przystosowują się do nowego miejsca bez problemów a córka byłaby sama tam bo mamusia się przecież bawi jest jeszcze młoda straci coś jak nie skorzysta z życia na całego i do dna.
493 2020-01-28 19:46:09 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-01-28 19:48:49)
Fenix, oczywiście nie mówię tu o sytuacji zwierzania się.
Paslawek, Marek jest porzuconym mężem, ale córka nie musi być porzuconym dzieckiem.
Sam twierdził, że wcześniej nie była złą matką
Córka naprawdę nie musi w ich sprawach rozsądzać gdzie winny.
Zobaczcie jak mimo wszystko było spokojne to ostatnie spotkanie z córką gdy była chora w domu, bez dramatycznych telefonów do ojca, wtrącania się teściowej..
U siebie.
Podrzuci? Co podrzuci i gdzie? Laptopa można zabrać, dokumenty w sejfie schować, a w razie potrzeby może i założyć kamerkę na czas jej bytności w domu.
Jak widać jest już na tyle duża, że przekabacić przeciwko ojcu się nie da.
A nie powinna się czuć odrzucona jako córka między młotem a kowadłem.
Ja Marka nie obwiniam, tylko myślę że On też by poczuł ulgę, gdyby ta wojna się skończyła.
Fenix, oczywiście nie mówię tu o sytuacji zwierzania się.
Paslawek, Marek jest porzuconym mężem, ale córka nie musi być porzuconym dzieckiem.
Sam twierdził, że wcześniej nie była złą matką
Córka naprawdę nie musi w ich sprawach rozsądzać gdzie winny.
Zobaczcie jak mimo wszystko było spokojne to ostatnie spotkanie z córką gdy była chora w domu, bez dramatycznych telefonów do ojca, wtrącania się teściowej..
U siebie.
Podrzuci? Co podrzuci i gdzie? Laptopa można zabrać, dokumenty w sejfie schować, a w razie potrzeby może i założyć kamerkę na czas jej bytności w domu.
Jak widać jest już na tyle duża, że przekabacić przeciwko ojcu się nie da.
A nie powinna się czuć odrzucona jako córka między młotem a kowadłem.
Ja Marka nie obwiniam, tylko myślę że On też by poczuł ulgę, gdyby ta wojna się skończyła.
Wojne toczy eks partnerka Marka, kiedys byla z niej dobra, ale to kiedys, bo teraz zachowuje sie jak w rui, a reakcja dziecka na jej zachowanie to strach
Ela, nie ma, chyba nawet, prawnych możliwości, by jeden rodzic musiał wychodzić z własnego domu, by drugi mógł odwiedzać dziecko.
W moim postanowieniu, sąd wyraźnie napisał. Ojciec ma obowiązek odebrać dziecko z miejsca zamieszkania.
Kiedy zaproponowałam, żeby jeden dzień w tygodniu też przyjeżdżał, to ex zażyczył sobie, żebym podczas jego wizyty wychodziła z domu. no śmiech na sali. Kiedy powiedziałam, że przecież jego dom rodzinny jest 3km dalej, to już się nie chciał spotykać z córką w tygodniu. Sąd wydając postanowienie, powiedział, że nie może wskazać miejsca, w którym ojciec miałby odbywać widzenia w tygodniu, bo to jest sprawa tych osób, u których miałoby się odbyć owe widzenie.
Więc ani ja nie muszę się zgadzać, ani jego matka.
Ja też znam swojego ex i uwierz mi Elu, nie zostawiłabym go samego w domu przez minutę.
Fenix, oczywiście nie mówię tu o sytuacji zwierzania się.
Paslawek, Marek jest porzuconym mężem, ale córka nie musi być porzuconym dzieckiem.
Sam twierdził, że wcześniej nie była złą matką
Córka naprawdę nie musi w ich sprawach rozsądzać gdzie winny.
Zobaczcie jak mimo wszystko było spokojne to ostatnie spotkanie z córką gdy była chora w domu, bez dramatycznych telefonów do ojca, wtrącania się teściowej..
U siebie.
Podrzuci? Co podrzuci i gdzie? Laptopa można zabrać, dokumenty w sejfie schować, a w razie potrzeby może i założyć kamerkę na czas jej bytności w domu.
Jak widać jest już na tyle duża, że przekabacić przeciwko ojcu się nie da.
A nie powinna się czuć odrzucona jako córka między młotem a kowadłem.Ja Marka nie obwiniam, tylko myślę że On też by poczuł ulgę, gdyby ta wojna się skończyła.
To fakt była dobrą matką i może nią być nawet w tej sytuacji,ale wiele zmian w sobie z myśleniem i czasu ,poświecenia pracy i to ze zrozumieniem i dobrowolnie do wykonania by ją czekało przede wszystkim rezygnacja z dyskredytowania i deprecjonowania przy dziecku ojca czyli Marka a z tym widać ma wielki problem bo się nakręca tym i karmi w pewnej części i nowy związek chyba na nienawiści do Autora pytanie jak bardzo w niej i w postrzeganiu przezywaniu przez nią dominują te sprawy.
Nie była zła matką ale teraz jest zła na córkę i pewnie też na siebie bo nie miała nie umiała nie mogła stworzyć warunków w których odeszłaby z córką nie sądzę że jej wybór podyktowany był dobrem córki to znaczy że zostawiła córkę z Markiem bo wiedziała że dla córki tak będzie lepiej nie odnoszę takiego wrażenia raczej uciekła "w chaosie" jak znam życie co nie znaczy że nic nie czuje i nie przeżywa swojego dramatu jako matka może nowa miłość po części to zagłusza i znieczula bo nowa i zdaje się być intensywna.
Zła jest na córkę bo córka nie podziela jej poglądów oraz entuzjazmu względem mglistej niepewnej przyszłości.
Córce potrzebny jest czas i spokój na pogodzenie się z utratą tak ta zmiana to strata matki tej dawnej dobrej może niedoskonałej ale bliskiej dostępnej dzieciaki rodzicom wybaczają wady akceptują je jeżeli rodzice są przystępni i są blisko.
Eks Marka sprawia wrażenie ze już walczy z rozpędu na złość nie bardzo interesuje ją rezultat ja nie wyczuwam (o i na ile mogę się wczuć ) wiary w powodzenie i zrealizowanie planów eks co do przeprowadzki tu wiele niewiadomych jest .
To wygląda na walkę dla walki z wieloma zmyślonymi, podbitymi urojonymi wzmocnionymi urazami do Mazka w zanadrzu z czegoś takiego nie zbuduje się pozytywnej relacji z takim nastawieniem do ojca dziecka istnieje możliwość że ta nowa relacja jest mocno sztucznie napompowana. "nieszczęście" wisi w powietrzu jakby jest o krok takie udawanie na pokaz z wymuszanymi na siłę silnymi emocjami widziałem takie rzeczy a najgorsze że w tym można się naprawdę zatracić i może dojść do zerwania więzi matki z dzieckiem.
Pisałem o tym wcześniej przesadą i to grubą jest moim zdaniem wymaganie wywieranie wpływu tego pozytywnego na matkę przez Marka ona jest teraz kompletnie zamknięta na jego nawet dobre pomysły .
Wiele zdań rad skierowanych powinno być do matki dziecka Marek tego za nią nie załatwi to poza jego zasięgiem.
Zgodzę się jednak z Tobą Elu że Marek dobrze zrobiłby sobie i zaczął powoli odpuszczać nie walkę ale urazy i odcinać się mentalnie emocjonalnie od eks to trudna sprawa ale możliwa. i zaczął być aktywny dla siebie nie koncertować absolutnie całej energii na rozważania o eks .
Trudno "odciąć się mentalnie i emocjonalnie" od osoby, która:
1. dzwoni prawie codziennie na mój numer stacjonarny - za każdym razem, kiedy córka nie odbiera od razu telefonu na jej numer komórkowy albo się pokłócą i córka się rozłączy;
2. wysyła mi (w tej chwili, na szczęście, rzadziej) te swoje emaile i smsy;
3. przyjeżdża co 2 tygodnie do naszego miasta na spotkania z córką, które dotychczas wyglądały tak, jak opisałem - sam nie wiem, jak to będzie dalej wyglądać (ugoda przewiduje spotkania POZA MIEJSCEM ZAMIESZKANIA córki, bez obecności ojca);
4. nie odpuści, gdyż jej rzeczywistym, ostatecznym celem jest wyeliminowanie mnie z życia córki i zabranie jej do Krakowa;
5. za chwilę rozpocznie ze mną batalię "na drugim froncie" (sprawa o mieszkanie).
Ja na co dzień mam za dużo obowiązków, żeby mieć choćby i czas o niej myśleć - niestety, te "czynniki" wymienione powyżej sprawiają, że - chcę, czy nie chcę - mam cały czas "łączność mentalną" z moją eks...
... chcę, czy nie chcę - mam cały czas "łączność mentalną" z moją eks...
I niestety to się przez jakiś czas nie zmieni.
Marku, dopóki nie będzie postanowienia sądu, to Wasze życie będzie wyglądało jak wiosenne burze. Grzmoty, błyski, trochę słońca i znów gromy.
Wg mnie, ta umowa nie jest dobrym rozwiązaniem, tylko ustalenie przez sąd wszystkich punktów, da Ci komfort psychiczny.
Ja wiem, że bardzo ciężko jest się zdystansować, kiedy masz po drugiej stronie człowieka nieprzewidywalnego, wiem jak to jest, kiedy ktoś Ci cały czas zarzuca błędy i atakuje, kto niszczy psychicznie. Jednak musisz gdzieś znaleźć wentyl.
Tak, tak - próbuję "znaleźć wentyl". Mam swoje pasje, znajomych, a przede wszystkim dziecko, które wymaga niemal nieustannej uwagi, więc jakoś sobie daję radę - nie płaczę co godzinę.
Masz też, rzecz jasna, całkowitą rację, pisząc, że lepsza byłaby jakaś finalna, odgórna decyzja sądu. Ugoda ma wprawdzie moc wiążącą równą orzeczeniu sądowemu, ale... no właśnie - w moim przypadku, nie ukrywam, potraktowałem akurat takie, a nie inne jej warunki, jako rozwiązanie, tak, czy owak, tymczasowe. Nie bardzo wierzę w to, że córka zechce jeździć do Krakowa i spędzać czas w obcym dla niej miejscu z nią i (zapewne) jej nowym facetem - zwłaszcza, skoro tutaj po maksymalnie godzinie dochodzi między nimi do kłótni, spięć i wszystko się "rozlatuje". Sądzę więc, że kiedy pierwszy, drugi, trzeci wyjazd do Krakowa nie zostanie zrealizowany, moja eks sama wystąpi do sądu o zmianę warunków ugody lub w jakiejś formie będzie próbowała wznowić sprawę o opiekę. A że "po drodze" dojdzie druga sprawa (mieszkanie), a niewykluczone, że i trzecia (alimenty - mój adwokat za chwilę wysyła do eks pismo apelujące o polubowne załatwienie sprawy, ale jeżeli eks odmówi, trzeba będzie wystąpić na drogę sądową, gdyż ona płaci i to "średnio regularnie" marne 250 zł miesięcznie - tak sobie "sama postanowiła", bo sąd się w ogóle w tej kwestii nie wypowiedział), to, znając jej charakter i zawziętość, myślę, że się dodatkowo jeszcze "nakręci" na walkę na śmierć i życie.
Ten Kraków, o jakaś pomyłka.
Mój ex wyprowadził się raptem o 30km, chciał bym mu woziła córkę na widzenia, bo dla niego jazda w obie strony to ( uwaga) czasem 4 godziny ,ale sąd w postanowieniu napisał, że to on się wyprowadził z miejsca zamieszkania i ja nie będę mu wozić dziecka.
Ty masz 10x więcej kilometrów, tzn nie Ty, tylko Twoja córka. Nie wyobrażam sobie jeździć kilkaset kilometrów jednego wieczora, by za dwa dni wracać.
Może niech ex przemyśli powrót do Waszych okolic?
Ja też miałam combo, alimenty i opieka dwutorowo. Teraz mam w marcu apelacje o alimenty, bo tuż przed ogłoszeniem wyroku, a już po zamknięci przewodu procesowego, mój ex się tak rozchorował, że jest niezdolny do pracy. Więc złożył apelację, bo go nie stać na płacenie. Za to ma wiele pomysłów, jak powinnam dysponować tym co daje i dokłada kolejne zajęcia, które powinnam opłacać, bo przecież mi na to płaci. Ehhh temat rzeka.
Trzymam za Was kciuki!
Sędzina, jak już chyba wspominałem, najprawdopodobniej nie przeczytała akt sprawy. Powiedziała: "Pan też musi się w tej sytuacji poświęcić". Taka ""logika" - matka znajduje nowego faceta, wyprowadza się dla niego 400km dalej, a ojciec ma "poświęcić się" dowożąc jej dziecko do miejsca zamieszkania nowego partnera. Dla dobra dziecka, rzecz jasna.
Zawsze miałam nadzieję, że sąd jest obiektywny.
Tak też czułam podczas każdej ze swoich rozpraw. Nie wiem, może dlatego, że faktycznie uważałam, że mam rację. Że moje argumenty są silne i nie jestem w sądzie bo chcę, tylko muszę. Każdy z sędziów był mniej lub bardziej życzliwy, ale interesowały ich tylko fakty.
u Ciebie to jakaś pomyłka! Pamiętam jak wspominałeś, że zmieniła orzekanie z prawa pracy(?) na rodzinne, więc jak w "Misiu" Barei.
Niepojęte w tej sytuacji jest to jej totalne zaślpienie. Kobieta opętana( bo inaczej się tego nazwać nie da) żądzą zemsty i odegrania się na facecie, stopniow całkowicie zniechęca do siebie swoje własne dziecko, udając, że nie widzi, jak bardzo je tym krzywdzi. Z tego, co tutaj mówisz wynika, że to chyba pierwsza sytuacja, żeby dziecko tak bardzo stroniło od swojej matki czuy wręcz jej nie znosiło...Ona się będzie zarzynać, pói tego dziecka nie odbierze, co raczej nie nastąpi..Tylko i tak kobieta będzie próbował ze wszystkich sił tych swoich gierek, będąc święcie przekonaną, że przyniesie to skutek...
W kwestti opieki nad dziećmi faceci mają naprawdę przerąbane, dopóki istnieje przeświadczenie czy też prawo, żę najlepszym opiekunem dla dziecka będzie matka, niezalęznie od sytuacji życiowej, powodów rozstania czy warunków życia.
504 2020-01-31 06:09:25 Ostatnio edytowany przez Nathan (2020-01-31 06:18:19)
Sędzina, jak już chyba wspominałem, najprawdopodobniej nie przeczytała akt sprawy. Powiedziała: "Pan też musi się w tej sytuacji poświęcić". Taka ""logika" - matka znajduje nowego faceta, wyprowadza się dla niego 400km dalej, a ojciec ma "poświęcić się" dowożąc jej dziecko do miejsca zamieszkania nowego partnera. Dla dobra dziecka, rzecz jasna.
Widzimisię sędziny nie obroni się wobec prawa.
Adwokat powinien z takim czymś rozprawić się bez problemu.
Swoją drogą - radziłbym nagrywać wszystkie rozmowy z żoną - nigdy nie wiadomo co jej strzeli do łba.
505 2020-01-31 11:23:29 Ostatnio edytowany przez MarekDV (2020-01-31 11:26:34)
Ja jestem obecnie raczej na etapie "minimalizowania" ilości tych "rozmów" w ogóle. Nie mają sensu o tyle, że zawsze - prędzej, czy później - pojawia się w nich moment, kiedy eks zaczyna mi "przypominać" moje rozliczne, rzekome przewiny wobec niej, zbrodnie wobec córki, epatuje określeniami typu "potwór", itp. Szkoda więc moich nerwów. Kiedy dzwoni, raczej już nie odbieram - nie mam ochoty wysłuchiwać kolejny raz tego samego bełkotu. Jeżeli ma coś naprawdę istotnego do przekazania, może mi napisać email lub sms - w razie, kiedy będzie to niezbędne, oddzwonię do niej. Kontakty ma ustalone nie ze mną, ale z córką - a coraz częściej mam wrażenie, że do mnie dzwoni jedynie po to, żeby wylać z siebie całą swoją frustrację wynikającą z faktu, że nie udało jej się zrealizować pierwotnego planu (sprzedaż mieszkania>>kasa>>córka>>raj w Krakowie). Naturalnie bez przerwy pisze mi o moim "egoizmie" i "niedojrzałości", co - przy jej postępowaniu - nabrało już wymiaru karykaturalnego.
Ja jestem obecnie raczej na etapie "minimalizowania" ilości tych "rozmów" w ogóle. Nie mają sensu o tyle, że zawsze - prędzej, czy później - pojawia się w nich moment, kiedy eks zaczyna mi "przypominać" moje rozliczne, rzekome przewiny wobec niej, zbrodnie wobec córki, epatuje określeniami typu "potwór", itp. Szkoda więc moich nerwów. Kiedy dzwoni, raczej już nie odbieram - nie mam ochoty wysłuchiwać kolejny raz tego samego bełkotu. Jeżeli ma coś naprawdę istotnego do przekazania, może mi napisać email lub sms - w razie, kiedy będzie to niezbędne, oddzwonię do niej. Kontakty ma ustalone nie ze mną, ale z córką - a coraz częściej mam wrażenie, że do mnie dzwoni jedynie po to, żeby wylać z siebie całą swoją frustrację wynikającą z faktu, że nie udało jej się zrealizować pierwotnego planu (sprzedaż mieszkania>>kasa>>córka>>raj w Krakowie). Naturalnie bez przerwy pisze mi o moim "egoizmie" i "niedojrzałości", co - przy jej postępowaniu - nabrało już wymiaru karykaturalnego.
No i dobrze robisz.
Ja bym przerywała jej wylewne żale pytaniem, czy ma mi coś konkretnego do przekazania? Jeśli nie, to nie masz akurat czasu.
No tak, Marata, masz rację - właściwie tak to wygląda zazwyczaj.
No i dobrze czas na wspólną terapię już minął rozliczanie przeszłości i kilkunastoletniego związku wszelkich żalów pretensji,urazów jakie by nie były słuszne urojone wydumane i tym podobne to teraz nie Twój problem okazje i czas na to był .Ty dajesz sobie radę osobno po swojemu z tym ,a eks miała szansę pół roku temu na załatwienie tego z Tobą razem polubownie - odrzuciła ją i stoi w miejscu a raczej pogłębia urazy bo tak jej wygodnie i do czegoś tego potrzebuje .I oczywistym jest że nie jesteś workiem do bicia wylewania pomyj obrzygania Ciebie wiesz jak było w przeszłości i gdzieś tam ona też to wie teraz nie chce wiedzieć nie jesteś też jej terapeutą nowy niech się z tym buja jak ma cierpliwość.
509 2020-02-03 20:04:49 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-02-03 21:47:42)
Właśnie usłyszałem, że wg statystyk lawinowo rośnie liczba samobójstw u dzieci i młodzieży w przedziale 12-18 lat. Nie wiem, na ile akurat to może być przyczyną, ale zupełnie "na oko", kiedy przyglądam się temu, co przeżywa moja córka, zastanawiam się, czy nie jest w jakiejś mierze tak, że to właśnie ta "pogoń za szczęściem jednostki" jakoś się do tego przyczynia.
Przypominam sobie moją eks wrzeszczącą do mnie w amoku: "A co, wulgaryzm! Mam być nieszczęśliwa ze względu na ciebie i córkę?! Mam prawo do szczęścia!!! Ona zresztą i tak za kilka lat będzie prawie dorosła i będzie mieć sprawy dorosłych serdecznie w dupie, bo będzie miała własny świat i własne życie!!!".
Ale kiedy pytałem córkę, dlaczego nie chce rozmawiać z mamą, odpowiadała zwykle: "Dziwisz się jeszcze? Ona zburzyła cały mój świat..."
Kiedy w wolnej chwili przeczytałem, dość - przyznaję - pobieżnie, kilka wątków na forum, uderzyło mnie, że ludzie mający dzieci rozumują bardzo często, jak studenci drugiego roku na haju w środku jakiegoś reagge party: "ja, moje ego i odbicie jego".
Marek pora na zdziwienia już minęła.
Mam pytanie: czy ktoś w ogóle pytał córki czego ona by chciała? Gdzie i na jakich zasadach spotykać się z matką?
Czego oczekuje od Ciebie?
Jeżeli pytasz, czy sąd wysłuchał opinii dziecka, to nie. Podczas ostatniej rozprawy, sędzina napomknęła jedynie, że "zobaczymy, jak to wszystko będzie wyglądać" i że "jeżeli to nie zadziała, trzeba będzie wezwać biegłego psychologa i niech porozmawia z dzieckiem".
Czy jest możliwe, abyś wnosił o zmianę sędziego?
Ja jestem takim dzieckiem, Waszą córką, tylko już po 30 latach.
@Isabella 77: Przykro mi. Chciałabyś mi napisać cokolwiek o tym, jak powinienem się zachowywać wobec córki, czy też w ogóle..? Co robię nie tak..?
Jestem laikiem, ale wnosić o zmianę sędziego, podając określone uzasadnienie swojego wniosku - zwłaszcza teraz, kiedy w sądownictwie mamy to, co mamy, zapewne można.
Jednak w sytuacji, kiedy dopiero co (połowa grudnia 2019) zawarliśmy przed sądem ugodę, która ma moc sądowego orzeczenia - tak mi tłumaczył adwokat), byłoby dziwne domagać się zmian. Opisywałem Wam, co mną kierowało, jeśli chodzi o zgodę na warunki ugody. W dużej mierze przekonał mnie adwokat, tłumacząc, że w takiej, a nie innej sytuacji, te warunki i tak są dla mnie korzystne. Nie wiem, czy na tym etapie można było "ugrać" więcej - obawiam się, że nie.
Co mogę powiedzieć więcej..? Córka chciała mieszkać ze mną tu, gdzie od urodzenia jest jej dom, jej pokój, jej piesek, jej rybki, jej koleżanki, szkoła. Na razie tak jest. Cieszymy się z tego oboje.
Matka - nie wiem, jakie tak naprawdę ma teraz cele/plany. Jakie miała wcześniej, pisałem Wam. Jedyne, co wiem, to to, że jest nadal wobec mnie otwarcie wroga - a w kontaktach bezpośrednich, co tu dużo mówić, po prostu chamska. Czy kulturalna, mająca chociaż trochę klasy kobieta, mówi takie rzeczy, jakie ona mówi/pisze mnie? Nawet, gdybym był wredną mendą (a sądzę, że jednak nie jestem)..?
Córka na tę chwilę nie chce ŻADNYCH kontaktów z matką. Muszę ciągle wręcz "walczyć", żeby odbierała od niej telefony, nie wspominając o czymkolwiek więcej.
Ja sam? Dryfuję. Praca, opieka nad córką, ciągła ucieczka od myślenia o przeszłości, przyszłości, problemach, bólu. Znieczulam się czym tylko mogę - poza obowiązkami (licznymi, wiadomo), uciekam w muzykę, film, sport... Książki odpuszczam - źle mi zrobiły w głowie, uwierzyłem przez nie w różne nieistniejące bzdury <żartuję>...
@Isabella 77: Przykro mi. Chciałabyś mi napisać cokolwiek o tym, jak powinienem się zachowywać wobec córki, czy też w ogóle..? Co robię nie tak..?
Trudno, to już było w moim życiu, na szczęście minęło i wyrosłam z tego.
Na szczęście
Twoja rola jest niezwykle trudna, ponieważ nie z racji konfiguracji problemów, a z racji tego że jesteś jedynym rodzicem, który realnie dba o dobro Waszej córki - jesteś swojego rodzaju buforem pomiędzy matką, a dzieckiem.
Jeśli mogę Ci cokolwiek radzić w tej koszmarnej sytuacji, to tylko to, abyś nigdy nie odpuszczał.
Bo mój ojciec w pewnym momencie odpuścił.
Skutkiem tego mama postawiła na swoim. Od 5 klasy podstawówki, do czasu jej zakończenia (były jeszcze 8 klasowe szkoły podstawowe) przeprowadzałam się 8 razy i tyleż razy zmieniałam szkołę. Zostałam później zabrana za granicę na 2 lata, bo przecież mamusia tak mnie kocha i żyć beze mnie nie może, po czym zostałam po prostu wrzucona w nowe środowisko i szkołę, z drobnym problemem jakim była całkowita nieznajomość języka. Nie rozumiałam ani słowa.
Pominę przydługą i łzawą historię o tym, jak stałam się obiektem kpin w szkole, bo można było mnie np. wyzywać i ubliżać mi, a ja niczego nie rozumiałam. Pominę narodowościową nienawiść jaka mnie dotknęła, bo przecież byłam tylko smarkatą Polką, a Hitler miał rację, a poza tym byliśmy w zachodnich Niemczech. Pominę, że w domu z mamą nie było wcale normalnie i że jej partner chlał. Poza tym, nie lubił mnie. Sam miał trójkę dzieci no i myślał, że mnie polubi, ale mnie nie polubił i na tym nie koniec. Tępił mnie jak szkodnika.
Skończę na tym, że po tych wszystkich latach i tak zostałam podrzucona z powrotem na próg domu ojca, gdzie mama zostawiła mnie z kilkoma walizkami (które koniecznie miałam jej oddać po opróżnieniu) i gdzie przesiedziałam kilka godzin modląc się o to, żeby tato wrócił jak najszybciej. Na szczęście wieczorem wrócił i nie musiałam spać na dworze
Co możesz zrobić to - nie namawiać córki do kontaktu z matką i nie zmuszać jej, nie przekonywać do odbierania telefonów czy do rozmów. Nie stawiaj jej też w sytuacji w której będzie musiała skonfrontować się z matką i w której będzie czuła presję, że musi jej wprost powiedzieć o rzeczach, o których teraz milczy i chce milczeć.
Jednocześnie, nie zniechęcaj, nie mów o matce źle - Wasza córka jest bardzo mądrym dzieckiem i doskonale wie i widzi co się dzieje, jakie są tego przyczyny i kto zawinił.
Daj jej poczucie, że nie odpuścisz, że może na Tobie polegać i że będziesz bronił jej dobra w tej całej smutnej historii.
Nie ograniczaj ex możliwości spotkań z córką - niech Twoje drzwi będą dla niej zawsze otwarte. To prędzej czy później przełamie się na którąś ze stron. Albo ex się znudzi, albo frustracja u córki eskaluje tak, że w końcu wszystko zostanie wykrzyczane.
Reaguj stanowczo i zdecydowanie w sytuacjach które tego wymagają. Nie wahaj się przed wzywaniem policji, kiedy ex zaczyna się awanturować u Was.
Nie przyjmuj jednak postawy dobrej cioci, która chce łagodzić rodzinne konflikty. Byłeś wystarczająco długo taką ciocią i nic dobrego to nie przyniosło.
W stosunku do ex - obojętnie i neutralnie o ile to możliwe. To dużo kosztuje emocjonalnie, ale jest najlepsze.
- proszę do mnie nie krzyczeć, bo będę zmuszony się rozłączyć
- nie wiem dlaczego nie chce odbierać od ciebie telefonów
- nie wiem dlaczego nie chce z tobą rozmawiać
- oczywiście, że w każdej chwili możesz przyjechać spotkać się z małą, o ile ta będzie zdrowa i będzie miała ochotę na takie spotkanie
Jestem laikiem, ale wnosić o zmianę sędziego, podając określone uzasadnienie swojego wniosku - zwłaszcza teraz, kiedy w sądownictwie mamy to, co mamy, zapewne można.
Jednak w sytuacji, kiedy dopiero co (połowa grudnia 2019) zawarliśmy przed sądem ugodę, która ma moc sądowego orzeczenia - tak mi tłumaczył adwokat), byłoby dziwne domagać się zmian. Opisywałem Wam, co mną kierowało, jeśli chodzi o zgodę na warunki ugody. W dużej mierze przekonał mnie adwokat, tłumacząc, że w takiej, a nie innej sytuacji, te warunki i tak są dla mnie korzystne. Nie wiem, czy na tym etapie można było "ugrać" więcej - obawiam się, że nie.
Poczekaj więc na to, jak sytuacja się rozwinie i co przyniesie czas. Jednak miej takie rozwiązanie z tyłu głowy i skorzystaj z niego, jeśli zajdzie taka konieczność.
Co mogę powiedzieć więcej..? Córka chciała mieszkać ze mną tu, gdzie od urodzenia jest jej dom, jej pokój, jej piesek, jej rybki, jej koleżanki, szkoła. Na razie tak jest. Cieszymy się z tego oboje.
Matka - nie wiem, jakie tak naprawdę ma teraz cele/plany. Jakie miała wcześniej, pisałem Wam. Jedyne, co wiem, to to, że jest nadal wobec mnie otwarcie wroga - a w kontaktach bezpośrednich, co tu dużo mówić, po prostu chamska. Czy kulturalna, mająca chociaż trochę klasy kobieta, mówi takie rzeczy, jakie ona mówi/pisze mnie? Nawet, gdybym był wredną mendą (a sądzę, że jednak nie jestem)..?
"Najbardziej nienawidzimy tych, których najmocniej skrzywdziliśmy".
Twoja ex czuje również ogromną frustrację i napięcie emocjonalne. Zupełnie nic nie poukładało się tak, jak tego chciała. I naturalnym w tej sytuacji jest to, że przecież ktoś musi być winny temu jej nieszczęściu.
Nie ona sama, bo nie stać jej emocjonalnie na to, żeby przyznała się choćby sama przed sobą, że coś schrzaniła. Ty za to jesteś idealnym potworem winnym temu wszystkiemu. Wspaniale jest zrzucić wszystko na Ciebie i grać ofiarę. Po dłuższym czasie ona sama nawet w to uwierzy, że jest Twoją ofiarą, tak, tak.
O wiele wygodniej żyje jej się, kiedy to Ty jesteś jedyną przeszkodą na drodze do jej szczęścia.
Córka na tę chwilę nie chce ŻADNYCH kontaktów z matką. Muszę ciągle wręcz "walczyć", żeby odbierała od niej telefony, nie wspominając o czymkolwiek więcej.
Nie walcz. To sprawia, że córka jest poddawana podwójnej presji. I ze strony matki i z Twojej.
Nie chce odbierać telefonów od mamy? Trudno. Zdaje się, że nie musi, bo tego ugoda sądowa nie obowiązuje.
Ja sam? Dryfuję. Praca, opieka nad córką, ciągła ucieczka od myślenia o przeszłości, przyszłości, problemach, bólu. Znieczulam się czym tylko mogę - poza obowiązkami (licznymi, wiadomo), uciekam w muzykę, film, sport... Książki odpuszczam - źle mi zrobiły w głowie, uwierzyłem przez nie w różne nieistniejące bzdury <żartuję>...
Forma przetrwalnikowa ... wiem, że jest Ci bardzo ciężko.
Chciałabym móc napisać Ci, że to koniec. Niestety nie mogę.
@Isabella 77:
Dziękuję Ci za taką obszerną odpowiedź. Twoja historia "chwyta za gardło". Nie zamierzam odpuszczać. Nie tyle też zamierzam "walczyć", ile chcę chronić córkę. Właśnie przed "perypetiami", które choćby w niewielkim stopniu nawet mogłyby wyglądać podobnie do Twoich. Jeszcze raz Ci dziękuję za ważne dla mnie słowa.
To co możesz zrobić to niezależnie od ugody sądowej pozostawić te szeroko otwarte drzwi dla matki dziewczyny.
I chyba nauczyć córkę asertywności w tym, że nie chce słuchać niczego na Twój temat i vice versa. Teściowej tez to powinno dotyczyć.
Zastanów się jak to przeprowadzić.
Nie wydaje mi się by ex była w stanie zniszczyć Twój obraz w oczach córki.
Dzieci mają swój rozum.
Jak na razie to wszystkie konflikty wz matką w twoich postach dotyczyły spraw widzeń i oceniania rodzica przed dzieckiem..
Myślę że jej pomogłoby przekonanie,że rozmawiając z matką nie występuje przeciwko Tobie.
A co to znaczy "niezależnie od ugody sądowej pozostawić te szeroko otwarte drzwi dla matki dziewczyny"?
Córka jest więcej niż asertywna - nie jest wycofanym, wstydliwym maluszkiem. To dojrzała i mocno rozwinięta (nawet i fizycznie - ma 160cm wzrostu) dziewczynka, która potrafi zdecydowanie i kategorycznie powiedzieć, czego chce lub nie. Raczej muszę, o ile cokolwiek, temperować nieco jej charakter w kierunku bycia odrobinę bardziej wyrozumiałą dla mamy. Chociaż, szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, dlaczego mam matkę, która jak miała ochotę, to odwoływała spotkania z dzieckiem z powodu imprezy techno na przykład, wybielać w oczach córki.
Ona doskonale wie, że ja nie mam/nie miałbym jej za złe kontaktów z mamą, spotkań, itd. Te sprawy są między nami oczywiste.
Ugoda przewiduje spotkania poza waszym domem. Tak zrozumialam..
Bo pisales ze zgodziłes się bo była chora.
Więc po prostu zapytaj córki gdzie chciałaby się spotkać. Może wolalaby w domu? A nie w domu babci?
Kto o wybielaniu mówi?
Córka w W OGÓLE nie chciała nawet telefonów od matki odbierać. Gdyby nie moja długa perswazja, nie byłoby między nimi ŻADNEGO kontaktu. To nie jest kwestia tego, gdzie ona chce lub nie - ona W OGÓLE nie chce. Te spotkania, które się wcześniej (po pierwszej rozprawie) i teraz odbywały, odbywały się w decydującej mierze dlatego, że ja córkę do nich DŁUGO przekonywałem. W zamian cały czas słysząc: "potwór, psychopata, skur...". Córka nawet, kiedy była chora, nie chciała słyszeć o odwiedzinach matki.
Jeżeli chodzi o "dom babci", to matka mojej eks mieszka prawie 600km od nas. Jeżeli masz na myśli z kolei moją matkę, to moja eks żywi wobec niej mieszankę pogardy i nienawiści w najlepszym razie równą tej, którą demonstruje wobec mnie. Jak przypuszczam, z dużą dozą wzajemności. Dom mojej matki jako "neutralne terytorium" odpada więc również.
Ale to, powtórzę, rozważania czysto teoretyczne - to nie miejsce jest najważniejszym problemem, ale to, że córka nie chce kontaktów z matką.
A o "wybielaniu" wspomniałem dlatego, że wielokrotnie w różnych miejscach i od różnych osób czytałem/słyszałem, że to ja jestem jakoby odpowiedzialny za poprawę relacji na linii matka-córka. Ja jednak nie jestem Jezusem, Gandhim i Dalajlamą w jednym - mam jakiś swój limit wytrzymałości.
520 2020-02-05 20:14:47 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-02-05 20:20:56)
Marek, nie chciała czy nie chce w ogóle bo sam wiesz, jak sytuacja jest zaogniona teraz. Co niekoniecznie znaczy,że jej nie potrzeba matki.
Matki najlepszy ojciec nie zastąpi.
Chodzi mi o maksymalne oddzielenie tych relacji od tego co między wami.
Może wtedy żona też się uspokoi wobec Ciebie.. Życia i zdrowia szkoda.
Ps. Nie musisz nic robić, poradzą sobie albo i nie.
Jak będziesz cały czas miał kontakt z córką, to jakby działa się jej krzywda, zdążysz zareagować.
Mieszka z Tobą.