Jestem tu nowa na forum. Czytywałam trochę niektóre wątki i w końcu postanowiłam opisać swoją historię.
Rok temu w wakacje poznałam chłopaka przez internet. Szukałam poważnej relacji, oboje się sobie spodobaliśmy, on zapewniał mnie, że też chce czegoś poważnego, jednak pech chciał, że chyba za bardzo się w to wkręciłam i dość szybko poszliśmy do łóżka, a on obiecywał, że to między nami niczego nie zepsuje. Po raptem kilku spotkaniach kontakt się urwał, a ja w sumie nie wiedząc czemu poczułam się jak wykorzystana szmata, którą tylko chciano zaliczyć. Po jakichś 2 miesiącach kontakt z tym chłopakiem się odnowił. Nie było już tego co na początku, w sumie nie wiem co to było. Była jednak chemia. Po jakimś czasie próbowaliśmy się normalnie spotykać - było kino, bilard, rozmowy i oczywiście znów seks. Nie wiedziałam na czym stoję lecz przeczuwałam, że ta relacja zmierza tylko ku jednemu, więc nie byłam z tego zadowolona, a on nie potrafił się jednoznacznie określić. Postanowiłam to zakończyć. Wcześniej jednak odkryłam, że ów chłopak zamieszcza w internecie sex anonse. Chcąc to sprawdzić, by zyskać pewność, umówiłam się z nim incognito. Gdy zobaczył mnie pod umówionym miejscem zdenerwował się. Prosiłam go, aby jasno i klarownie przyznał się, że chodziło mu tylko o seks ze mną. I przyznał to, śmiejąc mi się twarz. Dodał, że nie jedną zaliczył i nie jedna chciała z nim być. Poczułam się jak śmieć. Wyjaśnił mi też że brak odpowiedzi na moje pytania, to też odpowiedź. Dałam mu w twarz i poszłam, cała roztrzęsiona. I choć wiem, że na seks dobrowolnie się godziłam, to jednak kiedy go poznałam, od początku zaznaczałam, że szukam czegoś poważnego i on o tym wiedział. Zaufałam mu, a on mnie olał.
To wydarzenie zmieniło moje podejście do seksu. Zrozumiałam, że nie ma co robić ze swojej waginy jakiejś świątyni cnoty. Po kilku miesiącach, znów natknęłam się w internecie na ogłoszenia tego chłopaka. A że minęło sporo czasu od ostatniej akcji, napisałam do niego (tak wiem, nie powinnam, po takim poniżeniu). I tak oto nasz kontakt się odnowił. Chodziło tylko o seks rzecz jasna. Spotkaliśmy się raz, potem kolejny, próbowaliśmy się nawet jako tako zaprzyjaźnić, ale poza seksem na stopnie czysto koleżeńskiej się nie dało. Od stycznia do listopada obecnego roku chłopak non stop aktualizował swój anons. Z małą przerwą wakacyjną. Wiem, bo obserwowałam czasem jego konto na portalu, na którym przesiadywał. Ostatni raz spotkaliśmy się podwójnie w listopadzie. Była bardzo namiętny, wydawał się wręcz za mną stęskniony. Niestety po ostatnim spotkaniu odkryłam, że chłopak ma dziewczynę. Wcześniej nie sposób było to odkryć, bo nie byliśmy znajomymi na żadnym portalu społecznościowym, on też miał wszystko ukryte na tych portalach i niedostępne dla "obcych". Ciekawość jednak zwyciężyła i zaczęłam drążyć. Udało mi się jakimś cudem po znajomych znajomych dojść do prawdy - zobaczyłam jego zdjęcie z dziewczyną i komentarze pod nim - ewidentnie był w związku. Byłam w szoku. Mi nic nie pisnął. Odezwałam się do niego smsowo, zapytałam czy to prawda. Przyznał, że tak. Powiedziałam mu, że wyjawię prawdę jego dziewczynie. No i zaczęło się - próbował mnie przekonywać i udobruchać bym tego nie robiła - byłam jednak nie do złamania. Napisałam do niej na FB. Pokazałam jej wszystkie dowody jakie miałam na jego zdrady - konwersacje, ostatnie smsy, jego profil i anons, który zamieszczał itd. Porobiłam screeny. Gdy to odczytała była w szoku. Powiedziała mi, że gdy przyszła do domu jego już nie było, spakował się. Wyszło więc na to, że razem mieszkali. Co więcej, wyszło na jaw, że byli ze sobą od roku, co jeszcze bardziej mnie zszokowało. Zaczęłam pisać z tą dziewczyną, która wciąż nie mogła w to wszystko uwierzyć.
Po kilku dniach dowiedziałam się od niej, że się rozstali, on coś próbował jej tłumaczyć, podobno rozmawiali. Okazało się, ze przez cały okres trwania ich związku on zamieszczał te anonse, od kiedy ja zakończyłam z nim znajomość rok wcześniej. Przez ten czas prawdopodobnie spotykał się nie tylko ze mną. Często bywał aktywny na tym portalu, nawet wtedy gdy nie miał kontaktu ze mną, a więc nie tylko ja się z nim spotykałam. Jego dziewczyna chyba bardzo to przeżyła, nie sądziła, że on taki jest, nic na to nie wskazywało. Właściwie to nie wiem po co, ale przez jakiś moment wkręciłam się z rozmowę z nią, współczułam jej, bo sama w podobny sposób zostałam kiedyś zdradzona. Moja wrodzona empatia nakazywała mi jakoś ją wesprzeć? Nie wiem, to głupie, skoro byłam jakby nie patrząc jedną z kochanek jej chłopaka. Ale było mi jej najzwyczajniej w świecie żal. Pomyślałam, że powinna istnieć jakaś kobieca solidarność. Niestety z czasem zaczęło się to obracać przeciwko mnie, dlatego dalszy kontakt z nią był bez sensu. Usłyszałam od niej, że musiałam wiedzieć, że z nią jest, że jestem puszczalska, że fałszywie próbuję się z nią zaprzyjaźnić. Zrozumiałam w tym momencie, że pora się ewakuować. Tłumaczyłam jej, że absolutnie nic nie wiedziałam o jej istnieniu, chłopak bardzo dobrze się krył ze swoim życiem, w końcu zamieszczał ogłoszenia na portalu publicznym i dostępnym dla każdego, więc nie pomyślałam, że mógłby zdradzać dziewczynę. Oczywiście pomimo ataku na mnie, była mi wdzięczna za to, że powiedziałam jej prawdę. Wspomniała jeszcze tylko, że on się teraz o nią stara, walczy o ich związek. A gdy sobie z tego zakpiłam, to uznała, że jestem zazdrosna...
Ogólnie rzecz biorąc chciałam dobrze, ale widzę, że on próbował jej namącić, choć ostrzegał ją, że to ja próbuję to robić. Mnie ich bagno nie obchodzi w tym momencie. Kiedyś zależało mi na nim, ale odkąd pokazał jakim jest człowiekiem, zrozumiałam, że nie chciałabym być na miejscu tej dziewczyny... Zdradzał ją od początku ich związku, w dokładnie ten sam sposób jaki ukrywał wcześniej przede mną czyli poprzez te anonse. Podobno nie są już razem, ale kto wie czy ona mu nie wybaczy, ale w sumie nie obchodzi mnie to już. W pewnym sensie uznałam to za swoją osobistą zemstę na nim - ujawniłam jego zdrady, rozwalając życie u boku niczego nieświadomej dziewczyny. Po tym wszystkim próbował się jeszcze ze mną skontaktować, ale zablokowałam go. Mając jeszcze kontakt z tą jego byłą dziewczyną poprosiłam ją, żeby w moim imieniu przekazała mu wiadomość "brak odpowiedzi to też odpowiedź" - dokładnie te same słowa usłyszałam od niego rok temu, przed tym jak dostał ode mnie w twarz. Poczułam w tym momencie, że wygrałam te wojnę, pomściłam w ten sposób swoją godność sprzed roku, po tym jak mnie potraktował. Czy zależało mi na nim i czy próbowałam w ten sposób coś zyskać? Wcześniej tak, łudziłam się, ale odkąd wyszło na jaw jaki jest i że mając dziewczynę robi ją w bambuko, zrozumiałam, że nie był i jest wart zachodu.
Nie wiem po co to piszę, ale uważam, że dobrze zrobiłam. Poczułam satysfakcję.