Za późno na miłość - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Za późno na miłość

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 93 ]

Temat: Za późno na miłość

O tym czym jest prawdziwa miłość przekonałam się za późno. Za późno by coś zrobić, za późno by coś zmienić. Żyłam w poukładanym i jak wydawać by się mogło szczęśliwym życiu gdzie już nic nie może mnie zaskoczyć. Mąż, będący jednocześnie moim przyjacielem, osoba która, zawsze była i jest nadal moją podporą. Jak twierdzi większość naszych znajomych małżeństwo idealnie dobrane. Jesteśmy w jednakowym wieku, mamy to samo poczucie humoru, podobne charaktery i wspólny cel- szczęśliwa rodzina. Cel został osiągnięty, ślub po 7 latach znajomości, piękna córeczka, wybudowany dom. Ciepło domowego ogniska, wszystko o czym marzy nie jeden człowiek. Sytuacja materialna może nie bardzo dobra ale w zupełności dla nas wystarczająca. Praca przynosząca satysfakcję, wsparcie rodziny. Patrząc z zewnątrz nasze życie jest życie idealnie. Można by rzec że nudne. Nie dzieje się nic. Każdy kolejny dzień niczym nowym nie zaskakuje. Poranny seks, kawa, prysznic, obowiązki, kolacja z rodziną przy wspólnym stole, wieczorne spacery. W weekendy obiad u rodziców, wycieczki w góry, lub realizowanie swoich indywidualnych pasji. On sportowych, ja z dziedziny ogrodniczej. Wystarczający czas również na zabawy z dzieckiem, wspólne pieczenie ciasteczek i oglądanie bajek we trójkę. To o czym marzyliśmy oboje zrealizowane zostało niemalże w całości. Kochająca rodzina. Sens naszego istnienia. Jednak nadszedł pewnego dnia dzień, który zmienił wszystko, a właściwie nie był to jeden dzień tylko ich szereg. Ciąg dni „jeszcze lepszych”. W życiu poznajemy bardzo wielu różnych ludzi. Część z nich zostaje naszymi przyjaciółmi, znajomymi, ludźmi których nie znosimy, nienawidzimy lub są nam obojętni. Przychodzą i odchodzą przynosząc za sobą większą lub mniejszą pustkę. Ale jest jeszcze jedna grupa ludzi, nazwałabym ją grupą ludzi, którzy wywracają świat do góry nogami. Do tej grupy może nie należeć nikt, bo po prostu nie spotkaliśmy dotychczas takiej osoby. Ale gdy ktoś się jednak pojawi życie zaczyna nabierać zupełnie innych barw…

Historia z początkiem jakich wiele. Poznałam go w pracy. Mężczyzna starszy ode mnie o 18 lat. Wygląd nie wyróżniający się niczym specjalnym, właściwie nie w moim typie. W moim typie jest przecież tylko mój mąż, wysoki, szczupły, przystojny. Tak mój mąż jest zdecydowanie lepszy, młodszy i przede wszystkim tylko mój. A nowy znajomy z pracy cóż… zwyczajny, całkiem miły, dojrzały, ale mógłby być przecież moim ojcem…ale chwila… po co ja myślę o nim w kategoriach partnerstwa? Jestem zajęta. I on też. Piękna żona, blondynka, a córka jeszcze piękniejsza. Wzorowa rodzina, widać że się kochają. Tak jak i my. Tak, rodzina to ogromna wartość. Najważniejsza w życiu. Dni mijają, ale jakoś tak inaczej. Zwykła nudna praca, zaczyna być trochę weselsza, a z jakiego powodu? No tak, nowy kolega potrafi rozbawić towarzystwo, jest dowcipny, inteligentny. Nie ma nikogo kto by go nie polubił. Mimo że jest wymagającym kierownikiem zdobywa sympatię i szacunek ludzi. Pracuje w co prawda innym dziale niż ja ale widujemy się w biurze. Przerwa, wspólna kawa, pogawędka, ot nic nie zwykłego. Rozmowa się klei, zawsze jest temat, zawsze jest wesoło. Jak w milionach innych miejsc pracy. Zwyczajna znajomość. Popołudnia jak zawsze mile spędzane z rodziną. Ciekawe jak on spędza popołudnia. Co lubi robić, jak wygląda jego wolny czas. Zapytam go jutro. O super też lubi wycieczki w góry, może wybierzemy się kiedyś razem z rodzinami? Cudowny pomysł! A może jednak nie, jeszcze mąż zauważyłby jak na mnie patrzy. A jak patrzy? Tak jak mąż 7 lat temu? Nie… Mąż nigdy na mnie tak nie patrzył. Nie aż tak. Mijają kolejne tygodnie. Są sprawy zawodowe które musimy omówić telefonicznie. Właściwie nie musimy, moglibyśmy zrobić to w pracy, ale można też wieczorem zadzwonić, napisać, przy okazji zapytać jak mija wieczór. Dlaczego nie, przecież to nic złego. Zwykły telefon, zwykły sms, no może kilka smsów. Codziennie. Dla pewności nie będę trzymać telefonu na wierzchu, nie dlatego że mam coś do ukrycia, po prostu po co mąż miałby to widzieć, mogłoby mu być przykro. Mnie by było na jego miejscu. Dzisiaj do pracy rozpuszczę włosy, może kupię sobie coś ładnego, fajnie jest się czuć dobrze prawda? Wieczorem wiadomość „ładnie dziś wyglądałaś” O to miłe, zauważył. Nigdy nie przywiązywałam uwagi do ubrań, po prostu staram się wyglądać ładnie, i czuć się dobrze, ale nie zaszkodzi zadbać o siebie bardziej. A jak już ktoś to zauważy, motywuje bardziej. Mąż? Nie zauważa, że wyglądam nieco…lepiej. Zresztą zapisał się na nowe zajęcia sportowe, wraca zmęczony, wieczorem nie ma już siły na nic. A wieczory to zdecydowanie najlepsze momenty w ciągu dnia. Dziecko śpi, mąż odpoczywa, co by tu robić. No może popiszę z nim o czymś. Dziś mam wolny wieczór więc dlaczego nie, lubię jego błyskotliwe wypowiedzi, zresztą potrafi mnie nieźle rozbawić, a tego mi trzeba. Jutro podobnie, cały najbliższy tydzień i miesiąc podobnie. Mąż chce obejrzeć film? Jestem zmęczona kochanie, obejrzyj sam, ja się położę wcześniej. Tematyka nieco się zmieniła, wiadomości stały się bardziej…osobiste. No lepiej żeby mąż nie widział, a powiem mojemu przyjacielowi żeby troszkę przystopował. Przerwa w pracy przy kawie, no jakoś nie było okazji powiedzieć że za dużo sobie pozwala w tych wiadomościach zresztą to całkiem miłe co pisze. Grafik na nowy miesiąc? Pokrywa się znacznie z jego godzinami, ale to tylko dlatego że dobrze nam się razem współpracuje. Ja pomogę jemu, on mnie, wzajemna korzyść. W domu? Jak zawsze, no może nie do końca. Telefon wyciszony w kieszeni, nie jak zawsze na wierzchu. Mąż uważa że jestem rozdrażniona w ostatnim czasie? Nie skądże, po prostu chce pobyć sama. Prawie sama. Z telefonem. Wakacje, jego urlop. Dwa tygodnie bez kontaktu. Krzyczę na męża, złoszczę się na dziecko, trochę gorzej się ostatnio dogadujemy. Nie mam pojęcia dlaczego. Przecież wszystko jest cudownie. Nawet poranne wstawanie do pracy, oczywiście zależnie od stopnia pokrycia grafiku pracy jego i mojej. Świetny kierownik naprawdę lepszego firma nie mogłaby sobie wymarzyć, wszyscy zabiegają o jego sympatię, ale jakoś woli czas spędzać ze mną. Hmm. Naprawdę wspaniały z niego człowiek. I atrakcyjny. Taak, niezwykle mi się podoba jego podejście do życia. Jego żona jest szczęściarą. Czemu ostatnio tyle kłócę się z mężem? Mam tego powoli dość, ciągle się mnie czepia. Lepiej wezmę nadgodziny w pracy żeby uniknąć tych głupich sprzeczek. Dziecko na weekend u dziadków, mąż jedzie na męski wypad, a ja sama w domu. Co by tu robić? Napiszę, zobaczę co on robi. Żona wyjechała? To może się spotkamy, co będziemy siedzieć sami. Późny wieczór, parking, tylko dwa samochody mój i jego. Mówi, że cieszy się że mnie poznał, że daję mu pewną radość w życiu, iskierkę szczęścia. Co za przypadek, ta sama iskierka tli się we mnie. Rozmawiamy długo, przytulamy. Lepiej już wrócę do domu. Jeszcze tylko się pożegnajmy, pocałujmy… przepadłam.

Następne kilka miesięcy to jak sen. Piękny sen. Nigdy nie czułam się tak jak teraz, tak szczęśliwa. Chociaż mam wszystko, wydaje mi się że nie mam nic. Wszystko mam dopiero w jego ramionach, podczas naszych ukrytych spotkań. Impreza firmowa. Jesteśmy nierozłączni. Musimy przystopować, zanim ktoś się zorientuje. Kontakt telefoniczny nie jest już tak częsty, mąż dziwnie patrzy w kierunku mojego telefonu. Muszę się ogarnąć, wrócić na ziemię. Ale w chmurach jest tak pięknie, tak cudownie, jesteśmy dla siebie stworzeni. Dlaczego poznaliśmy się tak późno!? Kocham go, tak to musi być miłość, miłość uskrzydla, a ja czuję jakbym latała nad ziemią. Ale tylko gdy on jest obok. Gdy nie, jestem smutna. Nie cieszy mnie nic. Wycieczka z rodziną, święta, wspólne gotowanie, dlaczego nie potrafię już się cieszyć? Gdzie podziało się moje serce, dlaczego mi je zabrał? Wyznaje mi że jestem dla niego ważna, ważniejsza niż żona. Bez żadnych deklaracji. Boję się. Najbardziej na świecie boję się że mój mąż tego nie przeżyje, a może i przeżyje ale znienawidzi, złamię jego cudowne serce. Nie zasłużył na to. Dlaczego aż tak daleko zabrnęłam. Po co? Jakim jestem wzorem dla córki? Najgorszym! Nie mogę tak dłużej. Jego obecność zaczyna sprawiać mi ból, bo nie może być mój. Nie zostawię męża ani córki samych. Oni mnie kochają i potrzebują. Budowaliśmy razem wspólną przyszłość, nie mogę tego tak po prostu przekreślić. Być może nie dogadujemy się teraz najlepiej ale przecież nadal się kochamy. Zwalniam się z pracy, muszę się odciąć, przestać żyć iluzją. Nie można mieć dwóch mężczyzn jednocześnie. To destrukcyjne dla mnie. Jestem dobita psychicznie. Zycie staje się dla mnie udręką, gdy nie ma go przy mnie. Może po prostu się zabiję? Nie mogę, muszę być silna dla córki. Powołaliśmy tą małą istotę na świat i nie zasłużyła na taki los. Kocham moją rodzinę, Kocham też jego. Spotkaliśmy się jeszcze wielokrotnie. Każde spotkanie było jednocześnie piękne i jednocześnie bolesne. W końcu powiedział mi że byłby w stanie opuścić swoją rodzinę dla mnie. Czy ja tego chcę. Nie. Nie mogę im tego zrobić. Chociaż go kocham tak bardzo, tęsknię, cierpię. Nie ważna różnica lat, to tylko nic nie znacząca liczba. Dobrze mi tak. Zasłużyłam na cierpienie. Zaryzykowałam wszystkim bezmyślnie. Nie byłabym szczęśliwa krzywdząc męża, córkę, narażając się na gniew rodziny, otoczenia i rozbijając dwie rodziny. Miałabym wyrzuty sumienia. Czemu idiotko nie pomyślałaś o tym wcześniej!? Bo było ci tak przyjemnie prawda? Teraz cierpię. Urwaliśmy kontakt całkowicie. Ostatnie spotkanie było kilka miesięcy temu. Kocha mnie nadal, ja jego też. Jest osobą w życiu którą spotyka się raz. Z koszyka ludzi którzy wywracają świat do góry nogami. Tylko raz. Tylko że za późno. Już za późno na naszą miłość. Świat nagle stał się taki smutny, szary, beznadziejny…. Zostały tylko wspomnienia i "nasze piosenki"...........

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Za późno na miłość

odetnij się definitywnie, za kilka miesięcy ci przejdzie, zapomnisz, a za kilka lat będziesz sobie szalenie wdzięczna, że nie popełniłaś błędu życia.
romanse zawsze są fajne na początku, prawdziwe życie szybko weryfikuje tę "miłość". nie warto tego psuć, tym  bardziej że masz fajne życie i rodzinę.

3

Odp: Za późno na miłość

Idz do niego, większej krzywdy już nie wyrządzasz, a zostając do końca życia będziesz go idealizowala i wyżywala się na rodzinie za Twoja krzywdę , poświęcenie swojego życia dla nich.

Idz, przekonaj się jak się z nim żyje na codzień , jaka będzie ta milosc za rok, dwa , dziesięć lat.

Od męża odeszłaś już emocjonalnie i nie wrócisz , kochanek będzie już na zawsze miedzy Wami.
Nie krzywdź męża karząc mu sypiać z kochankiem w jednym łóżku z Tobą . Bo przecież w myślach sypiasz z kochankiem nie z mężem .

Idz, ale wiedz że jest to podróż bez biletu powrotnego .

4

Odp: Za późno na miłość

Hm, no cóż, po prostu nie potrafisz poddać się odpowiedzialności i dokonywać wyborów. Zrobiłaś skok w bok, oszukałaś już swoją rodzinę i nie zamierzasz ponosić odpowiedzialności. Twój wybór, ot sprawdziłaś samą siebie i czegoś się o sobie dowiedziałaś. Byłaś w stanie ryzykować tym co osiągnęłaś - wyciągnij wnioski.

5

Odp: Za późno na miłość

Historia jakich wiele. Nic nadzwyczajnego.
Znudzony szon szukający wrażeń na boku. To oczywiscie niczyja wina, to tak wyszlo przypadkiem.

N8gdy nic nie wychodzi przypadkiem, nigdy nic nie rozwija się bez naszej zgody.wiedzy decyzje podjęłas już dawno. Nie byłaś i nie jestes  wstanie sie do tego przyznac.

Jestem pewien ze tak samo można by opisac poczqtki  z obecnym mężem. Skakanie z gałęzi na galaz aby poczuc motylki ... Zenada

6 Ostatnio edytowany przez Esthere (2018-09-24 10:02:19)

Odp: Za późno na miłość

Twoje pierwsze zdanie jest trochę naiwne. Żeby się przekonać czym jest prawdziwa miłość, trzeba wielu lat w zdrowiu i chorobie, w chwilach dobrych i złych. Twoja relacja nie dotarla do etapu miłości dojrzałej bo oboje jesteście zajęci i to po prostu nie może się stać- wiec nie ma co dramatyzowac i uderzać w patetyczne nuty.
To jest zakochanie i fascynacja Ale z całą pewnością jeszcze nie dojrzała miłość. Zejdź na ziemię.

Z tym na co Ci sumienie nie pozwala to ja bym się zastanowiła.  Nie pozwala Ci rozbic rodziny. Z drugiej strony tworzysz w ten sposob iluzje zycia malzenskiego. Czy na to masz zgodę sumienia?

Weź trochę wysil się na empatię. Gdyby mąż prowadził takie sekretne życie jak Ty i tak się " poswiecil" jak Ty teraz, trzymając w sercu tajemnice o innej kobiecie która  stała mu się bliższa niż Ty. ..Gdyby kładł się codziennie obok Ciebie A zasypial z myślą o niej - jak byś się czuła? Chciałabyś od niego takiego poświęcenia?
Przecież każdy człowiek chce być uczciwie kochany.

To co robisz teraz to nie jest nic szlachetnego choć tak Twoja psychika próbuje ratować resztki poczucia wartośći. Uczciwość nie działa wybiórczo. Skoro sumienie Cię gryzie to znak że postąpilas niewłaściwie wobec swoich własnych standardów.

To nie znaczy że masz być całe życie nieszczęśliwa. Ale uczciwa- owszem.
Mężowi nie wyswiadczasz przysługi.  Skąd wiesz że on znając prawdę chciałby jeszcze z Tobą byc? Zastanów się czy to sumienie czy zwykły strach Tobą nie kieruje? Robisz mu przysługę chroniąc przed rozbiciem mu życia czy chronisz swój własny tyłek?

Jak ja bym była taka osoba zdradzana to najbardziej by mnie bolało takie życie w iluzji. To że partner zmusza się do bycia ze mną a mysli o innej. To by bylo ponizej godnisci. I coś takiego robisz mężowi- Wiec dajmy spokój z tymi Twoimi ckliwymi wyzwaniami o wyrzutach sumienia i szlachetności w nie rozbijaniu dwóch rodzin. Ja tego nie kupuje. 

Pozostanie w związku z poczucia winy to słaba pobudka.
Albo się wkłada serce w naprawę relacji albo się odchodzi.
Weź się uporzadkuj emocjonalnie i ogarnij.

7 Ostatnio edytowany przez ZielonaKama (2018-09-24 12:58:13)

Odp: Za późno na miłość

Najgorzej jest gdy sie nie wie, czego sie chce. I gdy sie boi.

Najpierw pomysl, czy bedziesz potrafila dalej zyc z mezem.

Jesli tak I jesli wytrzymasz ze swoim sumieniem oraz tesknota za swoim kochankiem, to rzeczywiscie nie mow mezowi o swoim romansie.
Tylko zrob wszystko, zeby prawda NIGDY nie wyszla na jaw.
Bo bol bedzie tylko wiekszy, jesli dowie sie sam lub dowie sie po czasie.

8

Odp: Za późno na miłość

Autorka robi właśnie coś najgorszego. Trwa w tym w niezgodzie ze sobą. W strachu. Bez planów naprawy. oszukując wszystkich i siebie.

Czy nie czas na uczciwość jeśli nie zamierza kochać męża?

9

Odp: Za późno na miłość

Coś o takim zwariowanym losie wiem... Przeczytałem cały twój post.
Wskażę pasmo błędów, które moim zdaniem prowadzą do katastrofy.
Nieumiejętność życia. Ignorancja losu i szczęścia.
Nie, nie -- nie powiem, że źle że zdradziłaś. Wręcz przeciwnie. Można poza małżeństwem zauroczyć się, zakochać, można mieć romans, seks. Ale nie może być z tego desktrukcji.

ZaPóźnoNaMiłość napisał/a:

Mąż chce obejrzeć film? Jestem zmęczona kochanie, obejrzyj sam, ja się położę wcześniej.

Bardzo źle, że z powodu romansu niszczysz życie rodzinne. Jakbyś nie rozumiała co się dzieje. On ma rodzinę i Ty masz rodzinę. W rodzinie musi zostać wszystko tak jakby romansu nie było.



W domu? Jak zawsze, no może nie do końca. Telefon wyciszony w kieszeni, nie jak zawsze na wierzchu.

Sorki... ale to już totalna głupota pozwolić bombardować sms-ami małżeństwo. Nie masz dyskrecji... Grozi za to kara moralna, bo skrzywdzisz męża.


Mąż uważa że jestem rozdrażniona w ostatnim czasie? Nie skądże, po prostu chce pobyć sama. Prawie sama. Z telefonem.

Niedobrze, że tak robisz. Tym bardziej trzeba było szanować męża, aby zbalansować twoje zachwianie emocjonalne.



Krzyczę na męża, złoszczę się na dziecko, trochę gorzej się ostatnio dogadujemy. Nie mam pojęcia dlaczego.

Bo coś chcesz, ale tego nie dostajesz. I nigdy nie dostaniesz. Romans to bajka, inny świat.



Żona wyjechała? To może się spotkamy, co będziemy siedzieć sami. Późny wieczór, parking, tylko dwa samochody mój i jego. Mówi, że cieszy się że mnie poznał, że daję mu pewną radość w życiu, iskierkę szczęścia. Co za przypadek, ta sama iskierka tli się we mnie. Rozmawiamy długo, przytulamy. Lepiej już wrócę do domu. Jeszcze tylko się pożegnajmy, pocałujmy… przepadłam.

No i dobrze. Niech się te uczucia spalą w ogniu namiętności.


Następne kilka miesięcy to jak sen. Piękny sen. Nigdy nie czułam się tak jak teraz, tak szczęśliwa. Chociaż mam wszystko, wydaje mi się że nie mam nic. Wszystko mam dopiero w jego ramionach, podczas naszych ukrytych spotkań.

Zaprawdę, zaprawdę powiadam Ci -- to tylko złudzenie, że wszystko masz w jego ramionach. Życie to jak wojna, a jego ramiona to jak cichy namiot w obozie. Złudzenie pryśnie jak pójdziecie na wojnę. Nie daj sobie pozwolenia aby pomylić bajkę z realem.



Ale w chmurach jest tak pięknie, tak cudownie, jesteśmy dla siebie stworzeni.

Złudzenie.



Kocham go, tak to musi być miłość, miłość uskrzydla, a ja czuję jakbym latała nad ziemią. Ale tylko gdy on jest obok. Gdy nie, jestem smutna. Nie cieszy mnie nic.

To nie miłość. Zauroczenie. Musisz czekać aż ono minie. Jesteś oślepiona. Relacja twoja i kochanka jaka jest okaże się gdy zauroczenie minie. Gdy motylki odlecą. Gdy staniecie się dla siebie normalnymi ludźmi.



Wycieczka z rodziną, święta, wspólne gotowanie, dlaczego nie potrafię już się cieszyć? Gdzie podziało się moje serce, dlaczego mi je zabrał? Wyznaje mi że jestem dla niego ważna, ważniejsza niż żona. Bez żadnych deklaracji. Boję się.

Należałoby czekać i czekać. To co można z tej bajki dla siebie wziąć to bliskość w czasie zauroczenia, zakochania.



Najbardziej na świecie boję się że mój mąż tego nie przeżyje, a może i przeżyje ale znienawidzi, złamię jego cudowne serce. Nie zasłużył na to. Dlaczego aż tak daleko zabrnęłam. Po co? Jakim jestem wzorem dla córki? Najgorszym!

NIE krzywdź męża. I bądź dobrą matką.
Wyprostuj sobie kręgosłup moralny jeśli już myślisz, że jesteś takim lub innym wzorem dla córki.


Nie mogę tak dłużej. Jego obecność zaczyna sprawiać mi ból, bo nie może być mój.

Taaaaak... i zaczyna się sączyć zła energia do romansu, bo jesteś zbyt zachłanna, zbyt szybka. Nie czerpiesz radośći, nie dajesz czasu.



Nie zostawię męża ani córki samych. Oni mnie kochają i potrzebują. Budowaliśmy razem wspólną przyszłość, nie mogę tego tak po prostu przekreślić. Być może nie dogadujemy się teraz najlepiej ale przecież nadal się kochamy.

Bardzo dobrze. Trwaj przy nich.



Zwalniam się z pracy, muszę się odciąć, przestać żyć iluzją. Nie można mieć dwóch mężczyzn jednocześnie.

Można mieć dwóch. Można kochać dwóch. Ucieczka nie jest rozwiązaniem. Iluzja jest miejscem gdzie można fruwać jak to określiłaś. Tylko trzeba wiedzieć gdzie się jest w danej sekundzie.



To destrukcyjne dla mnie. Jestem dobita psychicznie. Zycie staje się dla mnie udręką, gdy nie ma go przy mnie. Może po prostu się zabiję?

Udręka polega na twojej chciwości. Ktoś dał Ci beczkę szczęścia. Otwierasz beczkę i zaczynasz dramatyzwać, że nie jest pełna. Zwolnij po prostu i nie rób głupot. NIe zabijaj zauroczenia, bo to boli. Nie niszcz małżeństwa, bo to tragedia.



Nie mogę, muszę być silna dla córki. Powołaliśmy tą małą istotę na świat i nie zasłużyła na taki los. Kocham moją rodzinę, Kocham też jego.

No to teraz wybacz... ale muszę jasno -- kopnij się po żołniersku w tyłek i berz do życia tak jak dawniej. Sprawiaj wrażenie, że nic się nie zmieniło. Uśmiechaj nawet jak nie chcesz. Oglądaj film nawet jak nie chcesz.


Spotkaliśmy się jeszcze wielokrotnie. Każde spotkanie było jednocześnie piękne i jednocześnie bolesne. W końcu powiedział mi że byłby w stanie opuścić swoją rodzinę dla mnie.

nie, nie -- nigdy się na to nie gódź, aby on odchodził dla Ciebie. Jak mu było źle to trzeba było dawno temu odejść, a nie z powodu spotkania Ciebie.



Czy ja tego chcę. Nie. Nie mogę im tego zrobić.

Racja... NIe rób tego. Czekaj rok lub dwa lub trzy.


Chociaż go kocham tak bardzo, tęsknię, cierpię.

No to się znim spotykaj, uprawiaj seks, ciesz każdym dotykiem, spojrzeniem, uśmiechem. Zobaczyszs co będzie za 2 lata.



Zasłużyłam na cierpienie. Zaryzykowałam wszystkim bezmyślnie.

Cierpisz bo tak wybierasz. Ryzykujesz bo nie dbasz o rodzinę.



Nie byłabym szczęśliwa krzywdząc męża, córkę, narażając się na gniew rodziny, otoczenia i rozbijając dwie rodziny. Miałabym wyrzuty sumienia.

Słusznie. smile



Czemu idiotko nie pomyślałaś o tym wcześniej!? Bo było ci tak przyjemnie prawda? Teraz cierpię. Urwaliśmy kontakt całkowicie.

Urwanie kontaktu to najgłupsza moim zdaniem decyzja.
Inni uważają to za bohaterstwo.


Ostatnie spotkanie było kilka miesięcy temu. Kocha mnie nadal, ja jego też. Jest osobą w życiu którą spotyka się raz. Z koszyka ludzi którzy wywracają świat do góry nogami. Tylko raz. Tylko że za późno. Już za późno na naszą miłość. Świat nagle stał się taki smutny, szary, beznadziejny…. Zostały tylko wspomnienia i "nasze piosenki"...........

Nooo... właśnie dlatego ta decyzja była najgłupsza.

10

Odp: Za późno na miłość
Gary napisał/a:

Coś o takim zwariowanym losie wiem... Przeczytałem cały twój post.
Wskażę pasmo błędów, które moim zdaniem prowadzą do katastrofy.
Nieumiejętność życia. Ignorancja losu i szczęścia.
Nie, nie -- nie powiem, że źle że zdradziłaś. Wręcz przeciwnie. Można poza małżeństwem zauroczyć się, zakochać, można mieć romans, seks. Ale nie może być z tego desktrukcji.

ZaPóźnoNaMiłość napisał/a:

Mąż chce obejrzeć film? Jestem zmęczona kochanie, obejrzyj sam, ja się położę wcześniej.

Bardzo źle, że z powodu romansu niszczysz życie rodzinne. Jakbyś nie rozumiała co się dzieje. On ma rodzinę i Ty masz rodzinę. W rodzinie musi zostać wszystko tak jakby romansu nie było.



W domu? Jak zawsze, no może nie do końca. Telefon wyciszony w kieszeni, nie jak zawsze na wierzchu.

Sorki... ale to już totalna głupota pozwolić bombardować sms-ami małżeństwo. Nie masz dyskrecji... Grozi za to kara moralna, bo skrzywdzisz męża.


Mąż uważa że jestem rozdrażniona w ostatnim czasie? Nie skądże, po prostu chce pobyć sama. Prawie sama. Z telefonem.

Niedobrze, że tak robisz. Tym bardziej trzeba było szanować męża, aby zbalansować twoje zachwianie emocjonalne.



Krzyczę na męża, złoszczę się na dziecko, trochę gorzej się ostatnio dogadujemy. Nie mam pojęcia dlaczego.

Bo coś chcesz, ale tego nie dostajesz. I nigdy nie dostaniesz. Romans to bajka, inny świat.



Żona wyjechała? To może się spotkamy, co będziemy siedzieć sami. Późny wieczór, parking, tylko dwa samochody mój i jego. Mówi, że cieszy się że mnie poznał, że daję mu pewną radość w życiu, iskierkę szczęścia. Co za przypadek, ta sama iskierka tli się we mnie. Rozmawiamy długo, przytulamy. Lepiej już wrócę do domu. Jeszcze tylko się pożegnajmy, pocałujmy… przepadłam.

No i dobrze. Niech się te uczucia spalą w ogniu namiętności.


Następne kilka miesięcy to jak sen. Piękny sen. Nigdy nie czułam się tak jak teraz, tak szczęśliwa. Chociaż mam wszystko, wydaje mi się że nie mam nic. Wszystko mam dopiero w jego ramionach, podczas naszych ukrytych spotkań.

Zaprawdę, zaprawdę powiadam Ci -- to tylko złudzenie, że wszystko masz w jego ramionach. Życie to jak wojna, a jego ramiona to jak cichy namiot w obozie. Złudzenie pryśnie jak pójdziecie na wojnę. Nie daj sobie pozwolenia aby pomylić bajkę z realem.



Ale w chmurach jest tak pięknie, tak cudownie, jesteśmy dla siebie stworzeni.

Złudzenie.



Kocham go, tak to musi być miłość, miłość uskrzydla, a ja czuję jakbym latała nad ziemią. Ale tylko gdy on jest obok. Gdy nie, jestem smutna. Nie cieszy mnie nic.

To nie miłość. Zauroczenie. Musisz czekać aż ono minie. Jesteś oślepiona. Relacja twoja i kochanka jaka jest okaże się gdy zauroczenie minie. Gdy motylki odlecą. Gdy staniecie się dla siebie normalnymi ludźmi.



Wycieczka z rodziną, święta, wspólne gotowanie, dlaczego nie potrafię już się cieszyć? Gdzie podziało się moje serce, dlaczego mi je zabrał? Wyznaje mi że jestem dla niego ważna, ważniejsza niż żona. Bez żadnych deklaracji. Boję się.

Należałoby czekać i czekać. To co można z tej bajki dla siebie wziąć to bliskość w czasie zauroczenia, zakochania.



Najbardziej na świecie boję się że mój mąż tego nie przeżyje, a może i przeżyje ale znienawidzi, złamię jego cudowne serce. Nie zasłużył na to. Dlaczego aż tak daleko zabrnęłam. Po co? Jakim jestem wzorem dla córki? Najgorszym!

NIE krzywdź męża. I bądź dobrą matką.
Wyprostuj sobie kręgosłup moralny jeśli już myślisz, że jesteś takim lub innym wzorem dla córki.


Nie mogę tak dłużej. Jego obecność zaczyna sprawiać mi ból, bo nie może być mój.

Taaaaak... i zaczyna się sączyć zła energia do romansu, bo jesteś zbyt zachłanna, zbyt szybka. Nie czerpiesz radośći, nie dajesz czasu.



Nie zostawię męża ani córki samych. Oni mnie kochają i potrzebują. Budowaliśmy razem wspólną przyszłość, nie mogę tego tak po prostu przekreślić. Być może nie dogadujemy się teraz najlepiej ale przecież nadal się kochamy.

Bardzo dobrze. Trwaj przy nich.



Zwalniam się z pracy, muszę się odciąć, przestać żyć iluzją. Nie można mieć dwóch mężczyzn jednocześnie.

Można mieć dwóch. Można kochać dwóch. Ucieczka nie jest rozwiązaniem. Iluzja jest miejscem gdzie można fruwać jak to określiłaś. Tylko trzeba wiedzieć gdzie się jest w danej sekundzie.



To destrukcyjne dla mnie. Jestem dobita psychicznie. Zycie staje się dla mnie udręką, gdy nie ma go przy mnie. Może po prostu się zabiję?

Udręka polega na twojej chciwości. Ktoś dał Ci beczkę szczęścia. Otwierasz beczkę i zaczynasz dramatyzwać, że nie jest pełna. Zwolnij po prostu i nie rób głupot. NIe zabijaj zauroczenia, bo to boli. Nie niszcz małżeństwa, bo to tragedia.



Nie mogę, muszę być silna dla córki. Powołaliśmy tą małą istotę na świat i nie zasłużyła na taki los. Kocham moją rodzinę, Kocham też jego.

No to teraz wybacz... ale muszę jasno -- kopnij się po żołniersku w tyłek i berz do życia tak jak dawniej. Sprawiaj wrażenie, że nic się nie zmieniło. Uśmiechaj nawet jak nie chcesz. Oglądaj film nawet jak nie chcesz.


Spotkaliśmy się jeszcze wielokrotnie. Każde spotkanie było jednocześnie piękne i jednocześnie bolesne. W końcu powiedział mi że byłby w stanie opuścić swoją rodzinę dla mnie.

nie, nie -- nigdy się na to nie gódź, aby on odchodził dla Ciebie. Jak mu było źle to trzeba było dawno temu odejść, a nie z powodu spotkania Ciebie.



Czy ja tego chcę. Nie. Nie mogę im tego zrobić.

Racja... NIe rób tego. Czekaj rok lub dwa lub trzy.


Chociaż go kocham tak bardzo, tęsknię, cierpię.

No to się znim spotykaj, uprawiaj seks, ciesz każdym dotykiem, spojrzeniem, uśmiechem. Zobaczyszs co będzie za 2 lata.



Zasłużyłam na cierpienie. Zaryzykowałam wszystkim bezmyślnie.

Cierpisz bo tak wybierasz. Ryzykujesz bo nie dbasz o rodzinę.



Nie byłabym szczęśliwa krzywdząc męża, córkę, narażając się na gniew rodziny, otoczenia i rozbijając dwie rodziny. Miałabym wyrzuty sumienia.

Słusznie. smile



Czemu idiotko nie pomyślałaś o tym wcześniej!? Bo było ci tak przyjemnie prawda? Teraz cierpię. Urwaliśmy kontakt całkowicie.

Urwanie kontaktu to najgłupsza moim zdaniem decyzja.
Inni uważają to za bohaterstwo.


Ostatnie spotkanie było kilka miesięcy temu. Kocha mnie nadal, ja jego też. Jest osobą w życiu którą spotyka się raz. Z koszyka ludzi którzy wywracają świat do góry nogami. Tylko raz. Tylko że za późno. Już za późno na naszą miłość. Świat nagle stał się taki smutny, szary, beznadziejny…. Zostały tylko wspomnienia i "nasze piosenki"...........

Nooo... właśnie dlatego ta decyzja była najgłupsza.

Gary, zazwyczaj Kobiety maja inna psyche niz TY.
Raczej nie zrozumiesz autorki.

Namawiasz do oszukiwania meza przez rok-dwa-trzy? Zeby zobaczyla co najlepsze dla niej i wtedy odeszla/zostala?
Na prawde nie masz pojecia, jak Kobiete bedaca w zwiazku boli ten namietny, boski romans.

Piszesz z punktu widzenia egoisty.

11

Odp: Za późno na miłość

Sorry, ale Autorka zachowuje się jak nastolatka.

Oczekiwanie, że kilkuletnie małżeństwo to ciągłe motylki w brzuchu i uniesienia jest NIEREALISTYCZNE. Mają dziecko, rodzinę, a nad resztą trzeba pracować, a nie zrzucać majty przed pierwszym lepszym fraglesem, bo się kisielu w majtach zachciało. Kilka lat z fraglesem doprowadziłoby do tego samego momentu, plus dwie rozwalone rodziny hmm

Polecam popracować nad dojrzałością moralną.

12

Odp: Za późno na miłość
ZielonaKama napisał/a:

Gary, zazwyczaj Kobiety maja inna psyche niz TY.
Raczej nie zrozumiesz autorki.

Jeśli tak jest jak mówisz, to pozostaje rada sosenek:

odetnij się definitywnie, za kilka miesięcy ci przejdzie, zapomnisz, a za kilka lat będziesz sobie szalenie wdzięczna, że nie popełniłaś błędu życia.
romanse zawsze są fajne na początku, prawdziwe życie szybko weryfikuje tę "miłość". nie warto tego psuć, tym  bardziej że masz fajne życie i rodzinę.

ale to prowadzi do takiego cierpienia jak na końcu postu autorki, dlatego jedynym wyjściem jest:


Namawiasz do oszukiwania meza przez rok-dwa-trzy? Zeby zobaczyla co najlepsze dla niej i wtedy odeszla/zostala?


z tym zastrzeżeniem, że myślę, że romans szybko się rozpadnie i dlatego powinna zadbać o małżeństwo.



Na prawde nie masz pojecia, jak Kobiete bedaca w zwiazku boli ten namietny, boski romans.

Może nie mam... każdy jest inny. Wg mnie romans nie jest znowu taki boski, to takie złudzenie, gdzie jest fajnie, jak nie ma problemów.

13

Odp: Za późno na miłość

Nie da się przeżyć życia bez cierpienia.
Każdy człowiek wchodząc w związek i dorosłe życie, małżeństwo itp. powinien mieć świadomość, że za 5, 10, 15, 30 lat pojawi się jakaś pokusa typu romans.
Statystycznie jest to wręcz prawie pewne. Więc trzeba być gotowym że się będzie miało złamane serce, albo komuś się serce złamie.
I będzie cierpienie, czasem krótsze, czasem dłuższe, trudno, jesteśmy tylko ludzmi (niektórzy słabsi, niektóry silniejsi), kierują nami emocje.
Zawsze uważam, że posiadanie nawet szczęsliwej rodziny nie jest żadną gwarancją na bajowe życie, mamy tu właśnie przykład autorki.

14

Odp: Za późno na miłość
Gary napisał/a:

NIE krzywdź męża. I bądź dobrą matką.

Nie, nie -- nie powiem, że źle że zdradziłaś. Wręcz przeciwnie. Można poza małżeństwem zauroczyć się, zakochać, można mieć romans, seks. Ale nie może być z tego desktrukcji.

Można mieć dwóch. Można kochać dwóch. Ucieczka nie jest rozwiązaniem. Iluzja jest miejscem gdzie można fruwać jak to określiłaś. Tylko trzeba wiedzieć gdzie się jest w danej sekundzie.

No to teraz wybacz... ale muszę jasno -- kopnij się po żołniersku w tyłek i berz do życia tak jak dawniej. Sprawiaj wrażenie, że nic się nie zmieniło. Uśmiechaj nawet jak nie chcesz. Oglądaj film nawet jak nie chcesz.

No to się znim spotykaj, uprawiaj seks, ciesz każdym dotykiem, spojrzeniem, uśmiechem. Zobaczyszs co będzie za 2 lata.

Powyższe się wyklucza, udawanie, podwójna gra, są krzywdzące dla partnera.
A czy bajka skończy się za dwa lata? W koncu to bajka, szara codzienność może jej nie sięgać, jeśli równolegle będzie się toczyć życie rodzinne.
I ta szara codzienność będzie zarezerwowana właśnie dla rodziny, w której autorka ma udawać, uśmiechać się nawet jak nie chce itd...
Strasznie fałszywe. I długoletni partnerzy ten fałsz prędzej czy później mogą wyczuć. Oszukać można rozum, ale nie intuicję.
Poza tym, taki długoletni romans ma spore szanse wypłynąć w końcu na światło dzienne.
I zdanie "Nie krzywdź męża" który jest de facto zdradzany, można sobie między bajki włożyć.

A co do zauroczeń... Może wkleję fragment z "Kata Miłości" Irvin D. Yaloma, psychiatry i psychoterapeuty, męża i ojca czwórki dzieci:
"Poznałem na pewnej konferencji kobietę, która zawładnęła moim umysłem, moimi myślami, moimi snami i marzeniami. Jej postać nie schodziła ani na chwilę z oczu mojej duszy. Na nic zdały się wszelkie wysiłki, aby się od niej uwolnić. Przez pewien czas to było dobre, lubiłem swoją obsesję i bez przerwy się nią delektowałem. Ale pewnego dnia wyjechałem z rodziną na Karaiby na tygodniowe wakacje. Po kilku dniach zdałem sobie sprawę, że nic do mnie nie dociera; tracę wszystko, co dają wakacje na Karaibach: piękno plaży, soczystość bujnej egzotycznej roślinności, radość nurkowania i oglądania podwodnego świata. Całą tę bogatą rzeczywistość wymazała moja obsesja. Byłem nieobecny, zamknięty w swoich myślach, oglądałem wciąż na nowo tę samą, już wtedy zupełnie bezsensowną fantazję. Poczułem niepokój i znużenie sobą, i w takim stanie zgłosiłem się (jeszcze raz) do terapeuty (jako pacjent). Po kilku trudnych miesiącach mój umysł ponownie należał do mnie i mogłem znowu doświadczać życia na bieżąco. Co ciekawe, mój terapeuta, który potem został moim bliskim przyjacielem, powiedział mi kilka lat później, że w czasie, gdy ze mną pracował, sam był dręczony przez obsesję miłosną. Kochał się w pewnej ślicznej Włoszce, która kierowała swe afekty ku zupełnie innemu mężczyźnie. I tak się to toczy: od pacjenta do terapeuty, od terapeuty do pacjenta krąży La Ronde obsesyjnej miłości."

Mnie tylko w tym powyższym zwierzeniu zabrakło, co na to wszystko szanowna małżonka?
Cóż, najgorsze, że radości z nurkowania nie było... big_smile

15

Odp: Za późno na miłość

Uwielbiam jak zwykłe romanse ktoś ubiera w gornolotne słowa związane z miłością i emocjami.

I jestem pewna w 100%, że to wspaniałe porozumienie dusz i charakterow  miałoby swój kres w momencie, w  którym  ty odchodzisz od męża, a Pan Kierownik jednak zostaje przy żonie.

16 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-09-24 20:31:32)

Odp: Za późno na miłość

Niespełniona obsesja to nie to samo co romans. Terapeuta który ma ten sam problem, powinien wiedzieć, że może projektować na pacjenta i z tego procesu się wyłączyć.. co wie student 1-go roku..
Jak ktoś swoim afektem ma powodować cierpienie własne i małżonka, bez sensu w to wchodzić.
Miłość to wielkie słowo autorko- czy widząc ukochaną osobę cierpi się? nie. Więc nie o miłości tu mowa?
Zgadzam się z Garym, że cierpisz z zachłanności.
A to że swoje frustracje odbijasz na innych to godne pożałowania, niestety.. i na pewno robiłaś to wcześniej, niezależnie od romansu.
Jak wyżej napisano, można fruwać w chmurach.. ale trzeba mieć świadomość, że tam się jest..

17

Odp: Za późno na miłość

Co za głupoty tu się wypisuje. Jak człowiek nie zna siebie, ja nie jest w stanie wyznaczyć sobie granic, jak jest naiwny i zwyczajnie głupi to będzie potem szukal  idiotycznych wymówek i ubieram je w gornolotne słowa rodem z harlequinow

18

Odp: Za późno na miłość

A ja w jakiś sposób zazdroszczę - będąc już w kimś w związku potraficie zauroczyć się w kimś innym i to do takiego stopnia! Podziwiam siłę organizmu do takiej gospodarki hormonalnej, mnie od dłuuuugiego czasu nie zauracza nikt a i wcześniej zdarzało się to tak sporadycznie, że nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, że jedno zauroczenie nakłada się na relację wynikającą z innego.
Pytanie serio - nie boicie się że tak skacząc z kwiatka na kwiatek wyczerpiecie swoje możliwości do kochania?

19

Odp: Za późno na miłość

Literacko.
Mnie się wydaje, że weszłaś w zwykłe zauroczenie, w jakąś tam miłostkę, jakich jest wiele, a ten nowy facet pewnie w niczym takim nie różni się od twojego męża i gdybyś pobyła z tamtym nieco dłużej - pół roku, rok, może dwa - to przy tym doświadczeniu związkowym, jakie już masz, zorientowałabyś się pewnie, ze jest on podobnym "kapciem", jak twój obecny.  - Ot, cała filozofia.
Im mniej kogoś znasz, tym bardziej cię fascynuje.
Może tak na to popatrz też.

20 Ostatnio edytowany przez Hela3434 (2018-09-24 23:23:12)

Odp: Za późno na miłość

Kolejna ściema na tym portalu? Kolejna osoba z 1 postem. Prowokacja? 99% pewne. Jeśli nie, to jak Gary kiedyś powiedział - karma wróci z podwojoną siłą.

Chociaż Gary tu gada takie głupoty...  że nie wiem, co on jeszcze tu robi? Jakie wartości w ogóle wyznaje? Poza czystym zwierzęcym egoizmem? To oczywiste.

To się kupy nie trzyma. Osoba, która wiedzie idealne życie... nagle sięga dna... bajka...

Cudowne dziecko ... oglądanie bajek we troje... radość... uczucia... do dziecka...


To się kupy nie trzyma. Chyba, że ktoś jest psychiczny, albo naczytał się za dużo głupich książek smile

Jeśli to jednak prawda, to spotka cię zasłużona kara. Będziesz jeszcze ryczeć i żałować swoich okrutnych czynów.

Egoiści powinni być zupełnie sami. Wręcz cierpieć z samotności. By poczuli, co to znaczy.

Ale człowiek to istota podstępna, która potrafi być przebiegła i kłamliwa. Wręcz żałosna do bólu.

21 Ostatnio edytowany przez Hela3434 (2018-09-24 23:33:16)

Odp: Za późno na miłość

Ogólnie, tak sobie myślę, nie zasługujesz na odp.

Lufa w twoim kierunku. Ciesz się, że nie widzimy się w realu smile


A za taką ściemę, powinnaś pójść na pół roku do paki big_smile

22

Odp: Za późno na miłość

Emfaza + grafomania + głupota.

Mam nadzieję, że mąż się o wszystkim dowie i kopnie cię w tyłek, kochanek zostawi i zostaniesz sama błagająca na kolanach jak biedak męża o powrót.

Jak można nie doceniać, że ktoś cię szanuje? Albo mówisz takiej osobie co i jak i idziesz do kochanka, a nie za plecami jak najgorsza k..a, bo wiesz że poziom życia w razie niepowodzenia na tym ucierpi.

A rady tych którzy cię popierają to z takimi ludźmi nawet bym się nie przywitał, dorabiają do wszystkiego ideologie pod siebie, jakby popełnili jakieś przestępstwa, to oczywiście też by walnęli ścianę tekstu w celu przekonania samego siebie że są cacy.

Dno i hańba.

23

Odp: Za późno na miłość

Historia typowa do bólu, która nie ma nic wspólnego z miłością.
To tylko (aż?) haj i wskazany odwyk jak najszybciej, bo się źle skończy (też typowe do bólu).
Ale ludzie wyżej już to wszystko napisali.

Trochę tylko Hela i azazelpazuzu mogliby przestać pluć tym jadem, bo nie nadążam monitora wycierać wink

24

Odp: Za późno na miłość

Hela za to ze swoimi całymi 2 postami i to o takim "wydzwięku" brzmi za to bardzo wiarygodnie.
Na wypadek gdyby jednak nie byla trollem - mamy tu na forum wolność słowa i o ile nikt nikogo nie obraża (a Gary nie obraża) to może wyrażać swoje opinie niezależnie od tego jak bardzo nie pokrywają się one z twoim światopoglądem.

25

Odp: Za późno na miłość
sosenek napisał/a:

o ile nikt nikogo nie obraża

Problem w tym, że tu jest mnóstwo obraźliwych postów, choć ubranych w pseudomądre słowa. Mi jest niedobrze jak je czytam. Jakieś życzenia najgorszego, oceny stanu umysłowego, nawet przytyk naczytania się książek. Potem spekulują czemu autorka się już nie odzywa. Co to za logika? Ja się jej nie dziwię. Jest zakochana po uszy, przeżywa silne emocje, uniesienie a do tego jakiś ból odstawienny. Ma wyrzuty sumienia, bo się jej idealnie poukładane życie pokomplikowało. Ot. Nic co ludzkie ludziska więc sypać popiół na głowy.

26

Odp: Za późno na miłość
Hela3434 napisał/a:

Ogólnie, tak sobie myślę, nie zasługujesz na odp.

Lufa w twoim kierunku. Ciesz się, że nie widzimy się w realu smile


A za taką ściemę, powinnaś pójść na pół roku do paki big_smile

Hela3434, dlaczego ma sie cieszyc, ze nie widzicie sie w realu?
Bijesz?

27

Odp: Za późno na miłość

Autorko, obejrzyj sobie film "Take this waltz"
To historia o kobiecie, która miała dobre małżeństwo, ale się zakochała, odeszła do nowego faceta. Po prostu obejrzyj.
https://www.filmweb.pl/film/Take+This+Waltz-2011-558338

28 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-09-25 14:08:52)

Odp: Za późno na miłość

No pewnie że może obejrzeć i 1000 filmów z Anną Kareniną na czele.. Która pewnie nie musiałaby się rzucać pod pociąg, gdyby swój romans ukryła.
Tymczasem jeśli wybrała wyrywanie go z korzeniami z wyżywaniem się na mężu, nie widzę w tym nic szlachetnego

Odp: Za późno na miłość

Odpowiem na komentarze, które trafiają do mnie najbardziej:

"odetnij się definitywnie, za kilka miesięcy ci przejdzie, zapomnisz, a za kilka lat będziesz sobie szalenie wdzięczna, że nie popełniłaś błędu życia.
romanse zawsze są fajne na początku, prawdziwe życie szybko weryfikuje tę "miłość". nie warto tego psuć, tym  bardziej że masz fajne życie i rodzinę."-próbuję się odciąć jednak trwa to już dłużej niż kilka miesięcy, na razie bezskutecznie i zdaję sobie sprawę że za mało się w tej materii staram...

"nie potrafisz poddać się odpowiedzialności i dokonywać wyborów. Zrobiłaś skok w bok, oszukałaś już swoją rodzinę i nie zamierzasz ponosić odpowiedzialności"- niestety muszę się z tym zgodzić, nie chciałabym ponieść za to odpowiedzialności, bo skutki były by opłakane

"Żeby się przekonać czym jest prawdziwa miłość, trzeba wielu lat w zdrowiu i chorobie, w chwilach dobrych i złych. "- święta prawda, opieram się tylko na przeczuciu że jest człowiekiem takim jakiego sobie wyobrażam. Mogę się mylić. Ale nie muszę.

"To nie miłość. Zauroczenie. Musisz czekać aż ono minie. Jesteś oślepiona."- trwa kilka lat, mino to nie mija, choć kontaktu teraz nie mamy od kilku miesięcy.

"Autorko, obejrzyj sobie film "Take this waltz"- nie znam, obejrzę.


W mojej głowie mam zapisany jego wyidealizowany obraz. Ma kilka wad o których wiem, ale nie mają one dla mnie żadnego znaczenia. Dlaczego tkwię w przekonaniu że życie codziennie z nim było by usłane różami? Motyle w brzuchu przesłaniają mi rzeczywistość i nie pozwalają żyć i cieszyć się życiem codziennym, tym prawdziwym...

30 Ostatnio edytowany przez Esthere (2018-09-26 00:16:58)

Odp: Za późno na miłość
ZaPóźnoNaMiłość napisał/a:

Odpowiem na komentarze, które trafiają do mnie najbardziej:

"odetnij się definitywnie, za kilka miesięcy ci przejdzie, zapomnisz, a za kilka lat będziesz sobie szalenie wdzięczna, że nie popełniłaś błędu życia.
romanse zawsze są fajne na początku, prawdziwe życie szybko weryfikuje tę "miłość". nie warto tego psuć, tym  bardziej że masz fajne życie i rodzinę."-próbuję się odciąć jednak trwa to już dłużej niż kilka miesięcy, na razie bezskutecznie i zdaję sobie sprawę że za mało się w tej materii staram...

"nie potrafisz poddać się odpowiedzialności i dokonywać wyborów. Zrobiłaś skok w bok, oszukałaś już swoją rodzinę i nie zamierzasz ponosić odpowiedzialności"- niestety muszę się z tym zgodzić, nie chciałabym ponieść za to odpowiedzialności, bo skutki były by opłakane

"Żeby się przekonać czym jest prawdziwa miłość, trzeba wielu lat w zdrowiu i chorobie, w chwilach dobrych i złych. "- święta prawda, opieram się tylko na przeczuciu że jest człowiekiem takim jakiego sobie wyobrażam. Mogę się mylić. Ale nie muszę.

"To nie miłość. Zauroczenie. Musisz czekać aż ono minie. Jesteś oślepiona."- trwa kilka lat, mino to nie mija, choć kontaktu teraz nie mamy od kilku miesięcy.

"Autorko, obejrzyj sobie film "Take this waltz"- nie znam, obejrzę.


W mojej głowie mam zapisany jego wyidealizowany obraz. Ma kilka wad o których wiem, ale nie mają one dla mnie żadnego znaczenia. Dlaczego tkwię w przekonaniu że życie codziennie z nim było by usłane różami? Motyle w brzuchu przesłaniają mi rzeczywistość i nie pozwalają żyć i cieszyć się życiem codziennym, tym prawdziwym...

Droga Autorko tego tematu...
To ja pisałam do Ciebie o tej miłości do której potrzeba  wspólnych lat w zdrowiu i chorobie.
Nasunęła mi się taka refleksja.

Jak człowiek jest sam albo w związku, który mu się nie układa to jest święcie przekonany że tylko znalezienie tego odpowiedniego partnera jest celem, spełnieniem i sensem.  Przykłada się do tego ogromna wagę. Ale mieć kogoś, być z kimś to nie jest wieniec laurowy, korona, wiwaty i konfetti.  To jest początek naprawdę trudnej drogi i ciężkiej pracy. To jest zawsze wyzwanie.

Ciągle idealizuje się związki, tęskni za miłością a zapomina jaki to trud. Tę miłość gloryfikuja media, napędza też takie nasze dziecięce pragnienie fuzji, zjednoczenia z kimś. Mamy to głęboko zakodowane jeszcze od czasów prenatalnych gdy dziecko tworzy z matka niemal jeden organizm a po narodzinach jest od niej calkowicie zalezne. Jak dziecko w zdrowy sposób nie przejdzie fazy separacji od rodzica przy jednoczesnym zapewnieniu mu poczucia bezpieczeństwa, to w dorosłym życiu przywiera do jakiejś osoby i też mu się wydaje że nie może bez niej żyć i funkcjonować.
To są jednak uczucia niedojrzałe, dziecięce z natury. Kochać dojrzale nie znaczy nie móc żyć bez kogos tylko posiadać własną autonomię, chcieć czyjegoś dobra ale i zdrowo kochać siebie. Prawdziwa miłość dodaje energii. Sprawia że żyje się łatwiej, że czujemy się dobrze.

Popatrz na swoją miłość tak obiektywnie. Ta sytuacja sprawia Ci ból. Rozkochalas sie w czlowieku ktory nie byl osiagalny. Ty dla niego też nie jesteś dostępna. Stworzyliscie coś z gruntu niemożliwego do spełnienia. Pojawia się ból. Wyrzuty sumienia. Jakieś takie wewnętrzne szarpanie. Dużo niepokoju. Poczucie bezsensu i bycia w potrzasku.

Zmierzam do tego że w dojrzałej i dobrej miłości nie ma tego. Nie ma takich barier ani zgryzot. Prawdziwa miłość uskrzydla. Czujesz się spokojna, kochana i bezpieczna.
Miłość to cos dobrego co sprawia uśmiech, ciepło, daje spokój. Wiesz na czym stoisz, wiesz co bedzie jutro.  W Twoim związku brakuje podstaw bezpieczeństwa i całą sytuacja wpływa destrukcyjne na Ciebie. Naprawdę kochający partner zaoszczędzi by Ci tego, nie wciagal w romanse, nie narazal na taki stres i nadszarpywanie sumienia. Dojrzały mężczyzna jeśli czuje się nieszczęśliwy w związku to próbuje go naprawić a jeśli się nie da pomimo staran to go opuszcza. Przeżywa swoją żałobę. Wyciąga wnioski. Jest jakiś czas sam. I dopiero wtedy gdy naprawdę jest gotowy, szuka Partnerki by wprowadzić ją do swojego życia które jest dla niej przygotowane - bez takich emocjonalnych bagaży jak rozbijanie związków czy rodzin.
To jest jedyny możliwy dojrzały scenariusz. Uswiadom to sobie.
Nie masz dojrzałego partnera. Powiem więcej. To nie jest Twój partner tylko partner swojej żony. Nieważne że on chce od niej odejść. Tym gorzej świadczy to o nim. Bo odchodzi uwikłany w zdradę.
Są dojrzalsze sposoby zakańczania związków.
Ktoś kto odchodzi od żony i od razu wchodzi w nowy związek z kochanka nie zachowuje emocjonalnego BHP i to na 100 % będzie rzutowac w tej nowej relacji. Pelno problemów dookoła. Poczucie winy. Potępienie.

Dlatego takie relacje to błąd.
Oczywiście nikt nikogo nie trzyma na siłę w związku który się wypalił. Ale to nie taka kolejność rzeczy. Tak się nie robi. Trzeba umieć suwerennie swoje sprawy uporządkować. Najpierw coś zamknąć A potem otworzyć. Z szacunku do wszystkich. Po prostu.

31 Ostatnio edytowany przez random.further (2018-09-26 04:19:03)

Odp: Za późno na miłość

niestety muszę się z tym zgodzić, nie chciałabym ponieść za to odpowiedzialności, bo skutki były by opłakane

Mi się wydaje, że skutki JUŻ są opłakane. Tobie żle, mąż sponiewierany i nieświadomy - przecież o takiej sytuacji nikt nie marzy chyba. Podejmij decyzję, uczciwie i ryzykownie jak mi się wydaje ją podejmij, i ponosząc konsekwencje - zobacz co sama sobie narobiłaś, scenariusz końcowy może być dla Ciebie korzystny a równie dobrze niekorzystny, ale dla pozostawianej rodziny - niszczący. I to Twoje dzieło, Autorko, Ty to wiesz, rozumiesz, czujesz i niestety - nie powstrzymałaś się w porę. Chcesz utrzymać w takim stanie swoje małżeństwo ? O co tak naprawdę chciałabyś zawalczyć, o ile jeszcze masz siłę aby walczyć...

32

Odp: Za późno na miłość

Historia banalna wręcz do bólu. Niestety relacje między tobą a kochankiem zabrnęły tak daleko, że odkochanie się może być nawet niemożliwe. Gdybyś zdecydowała się na związek z nim, wtedy motyle w brzuchu mogłyby naturalnie umrzeć, a tak będziesz żyła wspomnieniami gorącego romansu i mężczyzny idealnego (idealnego bo nie byłaś z nim na tyle blisko by być w pobliżu kiedy puści bąka). Odejdziecie od swoich partnerów na pewno nie byłoby dla was łatwe. Może nie wytrzymacie ze sobą i pozostanie w tobie ogromne rozczarowanie i gorycz z 'postawienia na złą kartę', ale może się też okazać, że rzeczywiście jest facetem twojego życia i będziecie razem długo i szczęśliwie. W każdym razie jeśli masz być z mężem z obowiązku czy przyzwyczajenia, to i tak nie dasz dziecku przykładu wzorowego małżeństwa. Robienie z siebie cierpiętnicy, która zostaje dla dobra wszystkich tylko nieswojego też nie da ci pokojowej nagrody Nobla, czuć że w tym rozwiązaniu motywuje Cię strach, a nie zasady moralne. Prowadzenie romansu w taki sposób jaki opisał to Gary też by Ci nic nie dało, takie podwójne życie można prowadzić kiedy nie jest się zakochanym w kochanku. Poza tym twój mąż niczym sobie na poroże nie zasłużył.         

Sytuacja trudna i smutna, niepostawienie granicy na samym początku doprowadziło Cię tu gdzie jesteś. Musisz pomyśleć i wziąć pod lupę nie kochanka, tylko swojego męża. Odpowiedzieć sobie na pytania : czy chcę z nim być do końca życia? czy nadal mnie podnieca? czy sprawia że czuję się szczęśliwa? itp. Następnie zdecydować czy ratować małżeństwo czy nie. Tylko, że mąż też musi wiedzieć, że w małżeństwie dzieje się źle. Na wyjawienie prawdy o romansie mężowi zapewne niestarczy Ci sił.

No i tak z ciekawości ile masz lat?

33 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-09-26 09:29:09)

Odp: Za późno na miłość

Przede wszystkim jest mi bardzo żal Ciebie i tego, co przeżywasz. Jesteś w matni, zdajesz sobie sprawę dokładnie z tego, że krzywdzisz rodzinę, nie tylko swoją, ale i tamtego mężczyzny. Podjęłaś decyzję kierując się rozumem, racjonalnie chciałaś zakończyć romans i wrócić do rodziny, ale... Niestety, romans nadal trwa. W Twojej głowie. Myślisz tylko o tamtym mężczyźnie, tęsknisz, wyobrażasz sobie, co by było gdyby. Twojego małżeństwa już nie ma. Straszne, ale im szybciej to sobie uświadomisz, tym lepiej dla Ciebie.
Jesteś nieobecna. Nieosiągalna dla męża, jak księżniczka w wysokiej wieży. W głowie jedynie wyidealizowany obraz tamtego mężczyzny. I te myśli, czy bylibyście ze sobą szczęśliwi, jeśli bylibyście razem? Tego się nie dowiesz, jeśli nie spróbujesz. Ale czy odważysz się na ten krok? Powrotu nie będzie.

Bardzo, bardzo mi Ciebie żal. Przed Tobą trudne decyzje i jeszcze trudniejsze konsekwencje.
Trzymaj się.

34

Odp: Za późno na miłość
Esthere napisał/a:
ZaPóźnoNaMiłość napisał/a:

Odpowiem na komentarze, które trafiają do mnie najbardziej:

"odetnij się definitywnie, za kilka miesięcy ci przejdzie, zapomnisz, a za kilka lat będziesz sobie szalenie wdzięczna, że nie popełniłaś błędu życia.
romanse zawsze są fajne na początku, prawdziwe życie szybko weryfikuje tę "miłość". nie warto tego psuć, tym  bardziej że masz fajne życie i rodzinę."-próbuję się odciąć jednak trwa to już dłużej niż kilka miesięcy, na razie bezskutecznie i zdaję sobie sprawę że za mało się w tej materii staram...

"nie potrafisz poddać się odpowiedzialności i dokonywać wyborów. Zrobiłaś skok w bok, oszukałaś już swoją rodzinę i nie zamierzasz ponosić odpowiedzialności"- niestety muszę się z tym zgodzić, nie chciałabym ponieść za to odpowiedzialności, bo skutki były by opłakane

"Żeby się przekonać czym jest prawdziwa miłość, trzeba wielu lat w zdrowiu i chorobie, w chwilach dobrych i złych. "- święta prawda, opieram się tylko na przeczuciu że jest człowiekiem takim jakiego sobie wyobrażam. Mogę się mylić. Ale nie muszę.

"To nie miłość. Zauroczenie. Musisz czekać aż ono minie. Jesteś oślepiona."- trwa kilka lat, mino to nie mija, choć kontaktu teraz nie mamy od kilku miesięcy.

"Autorko, obejrzyj sobie film "Take this waltz"- nie znam, obejrzę.


W mojej głowie mam zapisany jego wyidealizowany obraz. Ma kilka wad o których wiem, ale nie mają one dla mnie żadnego znaczenia. Dlaczego tkwię w przekonaniu że życie codziennie z nim było by usłane różami? Motyle w brzuchu przesłaniają mi rzeczywistość i nie pozwalają żyć i cieszyć się życiem codziennym, tym prawdziwym...

Droga Autorko tego tematu...
To ja pisałam do Ciebie o tej miłości do której potrzeba  wspólnych lat w zdrowiu i chorobie.
Nasunęła mi się taka refleksja.

Jak człowiek jest sam albo w związku, który mu się nie układa to jest święcie przekonany że tylko znalezienie tego odpowiedniego partnera jest celem, spełnieniem i sensem.  Przykłada się do tego ogromna wagę. Ale mieć kogoś, być z kimś to nie jest wieniec laurowy, korona, wiwaty i konfetti.  To jest początek naprawdę trudnej drogi i ciężkiej pracy. To jest zawsze wyzwanie.

Ciągle idealizuje się związki, tęskni za miłością a zapomina jaki to trud. Tę miłość gloryfikuja media, napędza też takie nasze dziecięce pragnienie fuzji, zjednoczenia z kimś. Mamy to głęboko zakodowane jeszcze od czasów prenatalnych gdy dziecko tworzy z matka niemal jeden organizm a po narodzinach jest od niej calkowicie zalezne. Jak dziecko w zdrowy sposób nie przejdzie fazy separacji od rodzica przy jednoczesnym zapewnieniu mu poczucia bezpieczeństwa, to w dorosłym życiu przywiera do jakiejś osoby i też mu się wydaje że nie może bez niej żyć i funkcjonować.
To są jednak uczucia niedojrzałe, dziecięce z natury. Kochać dojrzale nie znaczy nie móc żyć bez kogos tylko posiadać własną autonomię, chcieć czyjegoś dobra ale i zdrowo kochać siebie. Prawdziwa miłość dodaje energii. Sprawia że żyje się łatwiej, że czujemy się dobrze.

Popatrz na swoją miłość tak obiektywnie. Ta sytuacja sprawia Ci ból. Rozkochalas sie w czlowieku ktory nie byl osiagalny. Ty dla niego też nie jesteś dostępna. Stworzyliscie coś z gruntu niemożliwego do spełnienia. Pojawia się ból. Wyrzuty sumienia. Jakieś takie wewnętrzne szarpanie. Dużo niepokoju. Poczucie bezsensu i bycia w potrzasku.

Zmierzam do tego że w dojrzałej i dobrej miłości nie ma tego. Nie ma takich barier ani zgryzot. Prawdziwa miłość uskrzydla. Czujesz się spokojna, kochana i bezpieczna.
Miłość to cos dobrego co sprawia uśmiech, ciepło, daje spokój. Wiesz na czym stoisz, wiesz co bedzie jutro.  W Twoim związku brakuje podstaw bezpieczeństwa i całą sytuacja wpływa destrukcyjne na Ciebie. Naprawdę kochający partner zaoszczędzi by Ci tego, nie wciagal w romanse, nie narazal na taki stres i nadszarpywanie sumienia. Dojrzały mężczyzna jeśli czuje się nieszczęśliwy w związku to próbuje go naprawić a jeśli się nie da pomimo staran to go opuszcza. Przeżywa swoją żałobę. Wyciąga wnioski. Jest jakiś czas sam. I dopiero wtedy gdy naprawdę jest gotowy, szuka Partnerki by wprowadzić ją do swojego życia które jest dla niej przygotowane - bez takich emocjonalnych bagaży jak rozbijanie związków czy rodzin.
To jest jedyny możliwy dojrzały scenariusz. Uswiadom to sobie.
Nie masz dojrzałego partnera. Powiem więcej. To nie jest Twój partner tylko partner swojej żony. Nieważne że on chce od niej odejść. Tym gorzej świadczy to o nim. Bo odchodzi uwikłany w zdradę.
Są dojrzalsze sposoby zakańczania związków.
Ktoś kto odchodzi od żony i od razu wchodzi w nowy związek z kochanka nie zachowuje emocjonalnego BHP i to na 100 % będzie rzutowac w tej nowej relacji. Pelno problemów dookoła. Poczucie winy. Potępienie.

Dlatego takie relacje to błąd.
Oczywiście nikt nikogo nie trzyma na siłę w związku który się wypalił. Ale to nie taka kolejność rzeczy. Tak się nie robi. Trzeba umieć suwerennie swoje sprawy uporządkować. Najpierw coś zamknąć A potem otworzyć. Z szacunku do wszystkich. Po prostu.

To sa piekne idealy. A zycie zyciem.

35

Odp: Za późno na miłość

ZielonaKama- jakie ideały? Po prostu zdrowe podejscie. Ludzie dojrzali tak postepuja. A jak nie sa dojrzali to sa tego typu problemy.

Dlaczego ja nie mam na głowie zonatego faceta?
Bo stawiam granice. Bo pracuje nad poczuciem wartości. Bo siebie nie krzywdę. I nie spadło mi to z nieba. Dwa lata spędziłam na terapii i teraz w dysfunkcyjne popaprane relacje nie wchodzę.

Życie życiem to slogan który usprawiedliwi wszystko? Tak jest najwygodniej. A trudniej po prostu wykonać mega ciężka pracę nad sobą.

36 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-09-26 12:09:07)

Odp: Za późno na miłość

W przypadku mężatki bardziej "na głowie" można mieć singla, a nie żonatego.
Ona nie szuka związku, więc taka weryfikacja kandydata jak u wolnej kobiety nie musiała mieć  miejsca. Jedno co mi tu nie gra , to tn obrazek cudownego życia- w takim przypadku kobiety są zapatrzone w męża. Chyba że to małżeństwo z rozsądku- bez namiętności.
Kochanek zadziałał dokładnie jak wykrywacz tego, czego brak w mężu- więc tu się z Kamą zgadzam- ciężko to kontrolować z góry.
Wyjściem z sytuacji jest uświadomienie wszystkich jego cech- i dokonanie wyboru. Nie mów nic mężowi autorko. bo tego się nie da cofnąć.

37

Odp: Za późno na miłość
Esthere napisał/a:

ZielonaKama- jakie ideały? Po prostu zdrowe podejscie. Ludzie dojrzali tak postepuja. A jak nie sa dojrzali to sa tego typu problemy.

Dlaczego ja nie mam na głowie zonatego faceta?
Bo stawiam granice. Bo pracuje nad poczuciem wartości. Bo siebie nie krzywdę. I nie spadło mi to z nieba. Dwa lata spędziłam na terapii i teraz w dysfunkcyjne popaprane relacje nie wchodzę.

Życie życiem to slogan który usprawiedliwi wszystko? Tak jest najwygodniej. A trudniej po prostu wykonać mega ciężka pracę nad sobą.

No widzisz, po terapii nie wchodzisz w popaprane relacje:)
A wczesniej?

38

Odp: Za późno na miłość
ZielonaKama napisał/a:
Esthere napisał/a:

ZielonaKama- jakie ideały? Po prostu zdrowe podejscie. Ludzie dojrzali tak postepuja. A jak nie sa dojrzali to sa tego typu problemy.

Dlaczego ja nie mam na głowie zonatego faceta?
Bo stawiam granice. Bo pracuje nad poczuciem wartości. Bo siebie nie krzywdę. I nie spadło mi to z nieba. Dwa lata spędziłam na terapii i teraz w dysfunkcyjne popaprane relacje nie wchodzę.

Życie życiem to slogan który usprawiedliwi wszystko? Tak jest najwygodniej. A trudniej po prostu wykonać mega ciężka pracę nad sobą.

No widzisz, po terapii nie wchodzisz w popaprane relacje:)
A wczesniej?

Ja byłam zdecydowana podjąć pracę nad sobą. Nie wszyscy są. I dopóki ktoś nie weźmie w ręce swojego życia i nie zacznie nim świadomie kierować to jest to jego odpowiedzialność.

W życiu bywało różnie Ale to była moja wina. Mamy ogromny wplyw na to co się dzieje i żadne "życie zyciem" - tylko zawsze jest akcja i reakcja.

Autorka zamiast wzdychac do tego wątpliwego obiektu uczuc powinna skupić się na sobie. Na własnych motywach, deficytach, potrzebach. Określić to wszystko żeby podjąć decyzję w zgodzie ze sobą. Decyzje nie odnosnie " przyjaciela" tylko męża bo to jest jej pierwsza powinność- formalnie i moralnie. Określić co do niego czuje i czy jest w stanie z nim żyć.  To samo powinien zrobić jej kochanek ktorego nie nazwę jej Partnerem bo to jest partner innej kobiety. I takie są fakty.

39

Odp: Za późno na miłość
Esthere napisał/a:
ZielonaKama napisał/a:
Esthere napisał/a:

ZielonaKama- jakie ideały? Po prostu zdrowe podejscie. Ludzie dojrzali tak postepuja. A jak nie sa dojrzali to sa tego typu problemy.

Dlaczego ja nie mam na głowie zonatego faceta?
Bo stawiam granice. Bo pracuje nad poczuciem wartości. Bo siebie nie krzywdę. I nie spadło mi to z nieba. Dwa lata spędziłam na terapii i teraz w dysfunkcyjne popaprane relacje nie wchodzę.

Życie życiem to slogan który usprawiedliwi wszystko? Tak jest najwygodniej. A trudniej po prostu wykonać mega ciężka pracę nad sobą.

No widzisz, po terapii nie wchodzisz w popaprane relacje:)
A wczesniej?

Ja byłam zdecydowana podjąć pracę nad sobą. Nie wszyscy są. I dopóki ktoś nie weźmie w ręce swojego życia i nie zacznie nim świadomie kierować to jest to jego odpowiedzialność.

W życiu bywało różnie Ale to była moja wina. Mamy ogromny wplyw na to co się dzieje i żadne "życie zyciem" - tylko zawsze jest akcja i reakcja.

Autorka zamiast wzdychac do tego wątpliwego obiektu uczuc powinna skupić się na sobie. Na własnych motywach, deficytach, potrzebach. Określić to wszystko żeby podjąć decyzję w zgodzie ze sobą. Decyzje nie odnosnie " przyjaciela" tylko męża bo to jest jej pierwsza powinność- formalnie i moralnie. Określić co do niego czuje i czy jest w stanie z nim żyć.  To samo powinien zrobić jej kochanek ktorego nie nazwę jej Partnerem bo to jest partner innej kobiety. I takie są fakty.

Terapia to najprawdopodobnie najcięższa praca jaką można przejść w życiu, trzeba odrzucić zaprzeczenia i iluzje i stawić czoło prawdziwym demonom, kto nie przeszedł nie zrozumie. Więc autorko, terapia Esthere nie spadła z nieba tylko wymagała wiele jej pracy i bólu, i prawdopodobnie kupe pieniędzy na które musiała zapracować -  po których Estehere jest lepszym człowiekim także i dla siebie. ty wolisz żyć iluzjami, budować domki na piasku i karać innych za agresję którą czujesz sama do siebie. Na własne żądanie niszczysz sobie i innym życie bo taki jest twój wybór, Estere i wielu innych dokonało innego wyboru dlatego mogą teraz żyć z czystym sumieniem i w zgodzie ze sobą. Czyli po prostu szczęśliwie.

40 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-09-27 12:02:56)

Odp: Za późno na miłość

Zgoda, Dzimejl, warto.. Tylko że trzeba brać pod uwagę, że tym zamkiem na piasku może być jej pozornie udane małżeństwo.. Tego nie wiemy. Ale i tak lepiej zburzyć ten zamek, by zbudować coś prawdziwego, niekoniecznie z kochankiem.

41

Odp: Za późno na miłość

"Niewolnik motyli "... powinna być taka jednostka chorobowa , w psychiatrii tongue... objawy: niepoczytalność , telefon przy doooopie , nagle wkurzający mąż/ żona a i bardziej zielona trawa u sąsiada …. i brak odpowiedzialności za swoje decyzje .


Mamy taką konstrukcje mózgową , że szukamy usprawiedliwienia dla siebie , często obwiniając " UFO " (niezidentyfikowany obiekt latający...=latawica płci różnych )…. za nieszczęście tego naszego świata lub nadając cechy szlachetności naszym  zachowaniom..... "Mogłam pójść w chole...rę ale nie bo co zrobi biedny mąż … rodzina. " jestem tu dla nich " … nie wiem co gorsze... zdrada czy bycie z kimś udając...

42

Odp: Za późno na miłość
chceuciekacstad napisał/a:

"Niewolnik motyli "... powinna być taka jednostka chorobowa , w psychiatrii tongue... objawy: niepoczytalność , telefon przy doooopie , nagle wkurzający mąż/ żona a i bardziej zielona trawa u sąsiada …. i brak odpowiedzialności za swoje decyzje .


Mamy taką konstrukcje mózgową , że szukamy usprawiedliwienia dla siebie , często obwiniając " UFO " (niezidentyfikowany obiekt latający...=latawica płci różnych )…. za nieszczęście tego naszego świata lub nadając cechy szlachetności naszym  zachowaniom..... "Mogłam pójść w chole...rę ale nie bo co zrobi biedny mąż … rodzina. " jestem tu dla nich " … nie wiem co gorsze... zdrada czy bycie z kimś udając...


zapewne jest taka jednostka, tylko pod inną nazwą smile bo wbrew pozorom jest sporo ludzi, którzy tych motyli potrzebują do życia, po prostu bez tego haju czują się nieszczęśliwi.

43

Odp: Za późno na miłość
Ela210 napisał/a:

Zgoda, Dzimejl, warto.. Tylko że trzeba brać pod uwagę, że tym zamkiem na piasku może być jej pozornie udane małżeństwo.. Tego nie wiemy. Ale i tak lepiej zburzyć ten zamek, by zbudować coś prawdziwego, niekoniecznie z kochankiem.

Oczywiście, trzeba się z tym liczyć. Nam akurat terapia pomogła uratowac małżeństwo, ale nie jedno się rozpadnie. Ale tak jak mówisz - i tak warto, po co komu życie na niby?

44

Odp: Za późno na miłość
dzimejl napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Zgoda, Dzimejl, warto.. Tylko że trzeba brać pod uwagę, że tym zamkiem na piasku może być jej pozornie udane małżeństwo.. Tego nie wiemy. Ale i tak lepiej zburzyć ten zamek, by zbudować coś prawdziwego, niekoniecznie z kochankiem.

Oczywiście, trzeba się z tym liczyć. Nam akurat terapia pomogła uratowac małżeństwo, ale nie jedno się rozpadnie. Ale tak jak mówisz - i tak warto, po co komu życie na niby ?


bo to jedyne  co znają ? strefa komfortu ?
każda zmiana to ryzyko. … a tylko zdeterminowane jednostki podejmują ryzyko , np. pracy nad sobą .

Autorka raczej wcieliła się w rolę cierpiącej romantycznej ofiary " za późno na miłość"   ….a to postawa unikająca odpowiedzialności - z taką postawą człowiek łatwo się usprawiedliwia i wybiela ...bo to nie on ma wpływ... nie mam wpływu … czyli nie mogę tego zmienić tongue...


Autorka nie szuka  jak poprawić relacje z mężem , jak być szczęśliwą z rodziną …. jak uwolnić się od uczuć do tamtego.
Sama zasila obraz ideału bo tak wybiera . ..
sama zasila swoje poczucie nieszczęśliwości bo jest przekonana ze tamten jest ideałem i  tylko z nim będzie szczęśliwa = tak wybiera
"opieram się tylko na przeczuciu że jest człowiekiem takim jakiego sobie wyobrażam"... bo tak wybiera
Człowieka trzeba znać/ poznać  a nie go sobie wyobrażać .

Można wybrać siebie - bycie dorosłą , dojrzałą i odpowiedzialną - i nauczyć się tego jak się nie potrafi ,ale trzeba tego chcieć i do tego dążyć.
samo nic się nie dzieje .

Odp: Za późno na miłość

Może przybliżę nieco bardziej sytuację. Mam 28 lat, tak jak i mój mąż. Ten drugi 45... Nie interesowałam się nigdy wcześniej starszymi mężczyznami, zresztą nie miałam kiedy ponieważ męża poznałam w szkole średniej i tak już zostało. Zawsze byliśmy razem, bez żadnych przerw w związku. Owszem kręcili się wokół mnie jacyś mężczyźni ale zawsze byłam z mężem, do czasu aż poznałam jego... Miłość to wielkie słowo, ale czuję że to coś więcej niż zwykłe zauroczenie. Ostatnio widzieliśmy się w czerwcu, i po naszej rozmowie doszliśmy do wniosku że lepiej zerwać kontakt. Tzn ja tego chciałam, on nie bardzo... Wcześniej też były takie próby, ale kończyły się po jakimś czasie na niczym. Teraz nie piszemy, nie widujemy się, nie dzwonimy. Już jakiś czas temu odeszłam z pracy tylko po to żeby go nie widywać, odcięłam się jak mogłam. I co? I nic... Jestem niemalże pewna że gdyby dziś się odezwał nie zignorowałabym tego kontaktu, ponieważ brakuje mi go...snuję w głowie scenariusze co by było gdyby...tęsknię...marzę...czekam. Moje życie jest teraz iluzją, rozgrywa się w mojej głowie... Zyję z mężem, mamy wspólne sprawy, tematy, problemy, ale z tyłu głowy siedzi on... i nie oczekuję rad typu zostaw męża itd, chcę porady jak zapomnieć o tamtym. Z pewnością jest tysiące osób zakochanych w kimś z kim nie mogą być, czy to nieszczęśliwie, czy platonicznie, z jakiś powodów związek jest czasem niemożliwy. Jak oni sobie radzą? Może jest jakiś złoty poradnik? Wyobrażenia i myśli że on wcale nie jest taki świetny jak mi się wydaje nie działają, nie umiem go sobie "obrzydzić", nie trafia do mnie argument że zdradza żonę więc mnie też by zdradził. Jestem na to wszystko głucha... zaślepiona... chociaż wiem że w większości macie rację, że nim nie było by pewnie za jakiś czas różowo, trawa nie jest tam bardziej zielona itd... wszystko to wiem...ale to w moim przypadku NIE DZIAŁA... wiem że mam klapki na oczach, ale nie wiem jak je zdjąć. Zaraz ktoś napisze że mam powiedzieć o wszystkim mężowi, oczywiście gdyby tak się stało nie było by powrotu już do niczego bo nie wybaczył by mi.

46

Odp: Za późno na miłość
ZaPóźnoNaMiłość napisał/a:

Może przybliżę nieco bardziej sytuację. Mam 28 lat, tak jak i mój mąż. Ten drugi 45... Nie interesowałam się nigdy wcześniej starszymi mężczyznami, zresztą nie miałam kiedy ponieważ męża poznałam w szkole średniej i tak już zostało. Zawsze byliśmy razem, bez żadnych przerw w związku. Owszem kręcili się wokół mnie jacyś mężczyźni ale zawsze byłam z mężem, do czasu aż poznałam jego... Miłość to wielkie słowo, ale czuję że to coś więcej niż zwykłe zauroczenie. Ostatnio widzieliśmy się w czerwcu, i po naszej rozmowie doszliśmy do wniosku że lepiej zerwać kontakt. Tzn ja tego chciałam, on nie bardzo... Wcześniej też były takie próby, ale kończyły się po jakimś czasie na niczym. Teraz nie piszemy, nie widujemy się, nie dzwonimy. Już jakiś czas temu odeszłam z pracy tylko po to żeby go nie widywać, odcięłam się jak mogłam. I co? I nic... Jestem niemalże pewna że gdyby dziś się odezwał nie zignorowałabym tego kontaktu, ponieważ brakuje mi go...snuję w głowie scenariusze co by było gdyby...tęsknię...marzę...czekam. Moje życie jest teraz iluzją, rozgrywa się w mojej głowie... Zyję z mężem, mamy wspólne sprawy, tematy, problemy, ale z tyłu głowy siedzi on... i nie oczekuję rad typu zostaw męża itd, chcę porady jak zapomnieć o tamtym. Z pewnością jest tysiące osób zakochanych w kimś z kim nie mogą być, czy to nieszczęśliwie, czy platonicznie, z jakiś powodów związek jest czasem niemożliwy. Jak oni sobie radzą? Może jest jakiś złoty poradnik? Wyobrażenia i myśli że on wcale nie jest taki świetny jak mi się wydaje nie działają, nie umiem go sobie "obrzydzić", nie trafia do mnie argument że zdradza żonę więc mnie też by zdradził. Jestem na to wszystko głucha... zaślepiona... chociaż wiem że w większości macie rację, że nim nie było by pewnie za jakiś czas różowo, trawa nie jest tam bardziej zielona itd... wszystko to wiem...ale to w moim przypadku NIE DZIAŁA... wiem że mam klapki na oczach, ale nie wiem jak je zdjąć. Zaraz ktoś napisze że mam powiedzieć o wszystkim mężowi, oczywiście gdyby tak się stało nie było by powrotu już do niczego bo nie wybaczył by mi.

Szczerze? Nie bardzo rozumiem, dlaczego wybrałaś męża i dlaczego żyjesz w tym matrixie? Jedyne co mi przychodzi do głowy, to przyzwyczajenie. Jesteście związani ze sobą od szkoły średniej i chyba zwyczajnie głęboka miłość to nie jest, przynajmniej z twojej strony. W kwiecie wieku chciałaś po prostu zobaczyć, jak to jest z kimś innym i zauroczyłas, się bo było inaczej, dojrzalej, z nutką nowości i zakazanego owocu. Ty wciąż zdradzasz męża, bo zdrada emocjonalna to też zdrada, a ty masz wciąz w głowie swojego kochanka i nic nie wskazuje na to, że ci to szybko minie. Myślisz, że twój mąż zasługuje na życie z kimś takim?

Piszesz, że nie możesz powiedzieć mężowi, bo by ci nigdy nie wybaczył, czyli zwyczajnie sama zdecydowałaś o tym, że wasz związek będzie już do końca nieuczciwy i oparty na kłamstwie?

Jeśli chcesz z tego wszystkiego wyjść, to po pierwsze powinnaś powiedzieć o zdradzie mężowi i przejść to katarsis, nawet gdyby miało się to zakończyć waszym rozwodem.
Jesteś zdolna do zdrady i niewykluczone, że będziesz robić to częściej i nie dorabiaj do tego niepotrzebnej ideologii. Można cię zrozumieć i cię nie potępiam, ale życie w kłamstwie nie uszczęśliwi ani ciebie ani twojego męża. Potrzebny jest wam głęboki program naprawczy waszego małżeństwa z terapią dla małżeństw, albo rozstanie i ułożenie sobie życia z kimś innym. Jesteście oboje za młodzi na taki scenariusz, jaki piszesz za plecami męża. Prędzej czy później nastapi katastrofa, bo któreś z was tego nie wytrzyma. To tylko kwestia czasu, żeby ta rysa zaczęła naprawdę pękać, bo twoj mąż to też czlowiek i potrzebuje uczuć. Jak długo wytrzyma w tym związku głodzony uczuciowo, bo ty masz w głowie tylko kochanka? Myślisz, że jestes tak doskonałą aktorką i mąż w końcu nie poczuje twojego chłodu i braku zaangażowania?

Obojgu wam potrzebne jest zbudowanie waszego związku od nowa, bo to w czym teraz żyjecie, to kolos na glinianych nogach. To jak życie na beczce prochu, gdzie lont został już odpalony.

47 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-09-27 18:59:08)

Odp: Za późno na miłość

Salomonka, przechodziłaś takie Katharsis?? masz męża dzieci, że tak polecasz.? Kobiety wybaczają niewierność, w drugą stronę bardzo rzadko to działa.

48

Odp: Za późno na miłość
Ela210 napisał/a:

Salomonka, przechodziłaś takie Katharsis?? masz męża dzieci, że tak polecasz.? Kobiety wybaczają niewierność, w drugą stronę bardzo rzadko to działa.

Nie tak rzadko, jak ci się wydaje. Poza tym, ty przechodziłas Ela, że nie polecasz?

49

Odp: Za późno na miłość
Salomonka napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Salomonka, przechodziłaś takie Katharsis?? masz męża dzieci, że tak polecasz.? Kobiety wybaczają niewierność, w drugą stronę bardzo rzadko to działa.

Nie tak rzadko, jak ci się wydaje. Poza tym, ty przechodziłas Ela, że nie polecasz?

powiedzmy że nie opieram się tylko na teorii.
To co jej doradzasz, może i piękne, uczciwe- choroba wyleczona, pacjent umarł. A Ona nie jest w toksycznym związku, ma wieele do stracenia.
Natomiast małżeństwu przyjrzałabym się dokładniej, bo lepiej teraz niż za 10 lat.

50

Odp: Za późno na miłość
Ela210 napisał/a:
Salomonka napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Salomonka, przechodziłaś takie Katharsis?? masz męża dzieci, że tak polecasz.? Kobiety wybaczają niewierność, w drugą stronę bardzo rzadko to działa.

Nie tak rzadko, jak ci się wydaje. Poza tym, ty przechodziłas Ela, że nie polecasz?

powiedzmy że nie opieram się tylko na teorii.
To co jej doradzasz, może i piękne, uczciwe- choroba wyleczona, pacjent umarł. A Ona nie jest w toksycznym związku, ma wieele do stracenia.
Natomiast małżeństwu przyjrzałabym się dokładniej, bo lepiej teraz niż za 10 lat.

Ela, nie uśmiercaj pacjenta przed operacją.
Autorka nie jest w toksycznym związku, zgoda. Tylko co to związek, gdzie szuka się wrażeń w ramionach innego mężczyzny? Jeteś kobieta i dobrze wiesz, że kobiety nie zdradzają tylko z potrzeby seksu. Tu działa inny czynnik, nawet kilka czynników. Najważniejsze, to potrzeba bliskości, porozumienie dusz o którym tak pięknie tu pisala autorka.. Czyli w malżeństwie nie ma tego? Albo jej się wydawalo że ma i nagle odkryła Amerykę smile  Za zdradę w związku winę ponoszą obydwie strony, choć czasem dość nieproporcjonalnie. Jeśli mąż autorki nie uświadomi sobie, gdzie popełnił ten błąd, albo malutki błędzik, to będzie zdradzany częściej. Dlatego pisalam o przebudowie ich związku, ale do tego potrzebna jest szczerość. Inaczej skończy się to katastrofą, prędzej cz\y później. I powiedzmy, ze nie opieram się tylko na teorii.

51

Odp: Za późno na miłość
Salomonka napisał/a:
Ela210 napisał/a:
Salomonka napisał/a:

Nie tak rzadko, jak ci się wydaje. Poza tym, ty przechodziłas Ela, że nie polecasz?

powiedzmy że nie opieram się tylko na teorii.
To co jej doradzasz, może i piękne, uczciwe- choroba wyleczona, pacjent umarł. A Ona nie jest w toksycznym związku, ma wieele do stracenia.
Natomiast małżeństwu przyjrzałabym się dokładniej, bo lepiej teraz niż za 10 lat.

Ela, nie uśmiercaj pacjenta przed operacją.
Autorka nie jest w toksycznym związku, zgoda. Tylko co to związek, gdzie szuka się wrażeń w ramionach innego mężczyzny? Jeteś kobieta i dobrze wiesz, że kobiety nie zdradzają tylko z potrzeby seksu. Tu działa inny czynnik, nawet kilka czynników. Najważniejsze, to potrzeba bliskości, porozumienie dusz o którym tak pięknie tu pisala autorka.. Czyli w malżeństwie nie ma tego? Albo jej się wydawalo że ma i nagle odkryła Amerykę smile  Za zdradę w związku winę ponoszą obydwie strony, choć czasem dość nieproporcjonalnie. Jeśli mąż autorki nie uświadomi sobie, gdzie popełnił ten błąd, albo malutki błędzik, to będzie zdradzany częściej. Dlatego pisalam o przebudowie ich związku, ale do tego potrzebna jest szczerość. Inaczej skończy się to katastrofą, prędzej cz\y później. I powiedzmy, ze nie opieram się tylko na teorii.

Zgoda, tylko że nad związkiem można pracować bez zrzucania bomby atomowej. A możliwe, że nie popełnił żadnego błędu- po prostu są przyjaciółmi, którzy się pobrali.

52

Odp: Za późno na miłość
Ela210 napisał/a:
Salomonka napisał/a:
Ela210 napisał/a:

powiedzmy że nie opieram się tylko na teorii.
To co jej doradzasz, może i piękne, uczciwe- choroba wyleczona, pacjent umarł. A Ona nie jest w toksycznym związku, ma wieele do stracenia.
Natomiast małżeństwu przyjrzałabym się dokładniej, bo lepiej teraz niż za 10 lat.

Ela, nie uśmiercaj pacjenta przed operacją.
Autorka nie jest w toksycznym związku, zgoda. Tylko co to związek, gdzie szuka się wrażeń w ramionach innego mężczyzny? Jeteś kobieta i dobrze wiesz, że kobiety nie zdradzają tylko z potrzeby seksu. Tu działa inny czynnik, nawet kilka czynników. Najważniejsze, to potrzeba bliskości, porozumienie dusz o którym tak pięknie tu pisala autorka.. Czyli w malżeństwie nie ma tego? Albo jej się wydawalo że ma i nagle odkryła Amerykę smile  Za zdradę w związku winę ponoszą obydwie strony, choć czasem dość nieproporcjonalnie. Jeśli mąż autorki nie uświadomi sobie, gdzie popełnił ten błąd, albo malutki błędzik, to będzie zdradzany częściej. Dlatego pisalam o przebudowie ich związku, ale do tego potrzebna jest szczerość. Inaczej skończy się to katastrofą, prędzej cz\y później. I powiedzmy, ze nie opieram się tylko na teorii.

Zgoda, tylko że nad związkiem można pracować bez zrzucania bomby atomowej. A możliwe, że nie popełnił żadnego błędu- po prostu są przyjaciółmi, którzy się pobrali.

Jeżeli są tylko przyjaciólmi, tym bardziej mąż powinien ją zrozumieć.

A bombę na swoj związek już zrzuciła autorka, teraz tylko pozostaje posprzatać bałagan. Posprzątać, nie pozamiatać pod dywan.

53

Odp: Za późno na miłość

Z całym szacunkiem dla osób uznających wierność jako przymiot moralności...

@ZaPóźnoNaMiłość... męczysz się i męczyć się będziesz. Trzeba było albo całe życie być wierną, albo iść w romans bez zahamowań. Czas minął. Ty dalej się męczysz. Już nie pamiętam czy mieliście seks, ale pamiętam jak robiliście podchody pod samochodami. Napisałem Ci o iluzji romansu. Naprawdę nie dasz sobie rady wytłumaczyć, że kochasz wyobrażenie o nim?

54

Odp: Za późno na miłość
ZaPóźnoNaMiłość napisał/a:

Może przybliżę nieco bardziej sytuację. Mam 28 lat, tak jak i mój mąż. Ten drugi 45... Nie interesowałam się nigdy wcześniej starszymi mężczyznami, zresztą nie miałam kiedy ponieważ męża poznałam w szkole średniej i tak już zostało. Zawsze byliśmy razem, bez żadnych przerw w związku. Owszem kręcili się wokół mnie jacyś mężczyźni ale zawsze byłam z mężem, do czasu aż poznałam jego... Miłość to wielkie słowo, ale czuję że to coś więcej niż zwykłe zauroczenie. Ostatnio widzieliśmy się w czerwcu, i po naszej rozmowie doszliśmy do wniosku że lepiej zerwać kontakt. Tzn ja tego chciałam, on nie bardzo... Wcześniej też były takie próby, ale kończyły się po jakimś czasie na niczym. Teraz nie piszemy, nie widujemy się, nie dzwonimy. Już jakiś czas temu odeszłam z pracy tylko po to żeby go nie widywać, odcięłam się jak mogłam. I co? I nic... Jestem niemalże pewna że gdyby dziś się odezwał nie zignorowałabym tego kontaktu, ponieważ brakuje mi go...snuję w głowie scenariusze co by było gdyby...tęsknię...marzę...czekam. Moje życie jest teraz iluzją, rozgrywa się w mojej głowie... Zyję z mężem, mamy wspólne sprawy, tematy, problemy, ale z tyłu głowy siedzi on... i nie oczekuję rad typu zostaw męża itd, chcę porady jak zapomnieć o tamtym. Z pewnością jest tysiące osób zakochanych w kimś z kim nie mogą być, czy to nieszczęśliwie, czy platonicznie, z jakiś powodów związek jest czasem niemożliwy. Jak oni sobie radzą? Może jest jakiś złoty poradnik? Wyobrażenia i myśli że on wcale nie jest taki świetny jak mi się wydaje nie działają, nie umiem go sobie "obrzydzić", nie trafia do mnie argument że zdradza żonę więc mnie też by zdradził. Jestem na to wszystko głucha... zaślepiona... chociaż wiem że w większości macie rację, że nim nie było by pewnie za jakiś czas różowo, trawa nie jest tam bardziej zielona itd... wszystko to wiem...ale to w moim przypadku NIE DZIAŁA... wiem że mam klapki na oczach, ale nie wiem jak je zdjąć. Zaraz ktoś napisze że mam powiedzieć o wszystkim mężowi, oczywiście gdyby tak się stało nie było by powrotu już do niczego bo nie wybaczył by mi.


Powiedzieć mężowi ?? żeby i jemu było ciężko ? on nie jest winien tej sytuacji więc czemu miałby cierpieć ..

Twój problem to nie kochanek , nie mąż - ale Ty sama . Bo Ty nie wybrałaś ani męża ani kochanka, nie wybrałaś nawet siebie  …. Ty po prostu schowałaś się w skorupce... i czekasz aż może coś się zmieni żeby Twoje życie się zmieniło. … i łudzisz się e wtedy będziesz szczęśliwa .

55

Odp: Za późno na miłość
Salomonka napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Salomonka, przechodziłaś takie Katharsis?? masz męża dzieci, że tak polecasz.? Kobiety wybaczają niewierność, w drugą stronę bardzo rzadko to działa.

Nie tak rzadko, jak ci się wydaje. Poza tym, ty przechodziłas Ela, że nie polecasz?


Ja przechodziłam i nie polecam!
Sytuacja bardzo podobna, tyle, że z istotną różnicą: małżeństwo bezdzietne. Kochający i kochany młody mąż w domowej nudzie i miłość, jak uderzenie pioruna, do dojrzałego mężczyzny w pracy. Wyspowiadałam się mężowi po strasznie długiej męce rozterki, zostawiłam go i wydawało mi się, że będę trwać w Nirvanie z moim księciem. Nic bardziej mylnego! Książę w codziennym życiu okazał się bardziej nudny, męczący, niedopasowany i zaledwie po pół roku marzyłam, żeby wyniósł się z mojego życia. Był powrót do męża, nieudany.

Nauczyłam się na własnym błędzie odróżniać miłość od namiętności, zakochania. Przestrzegam młode koleżanki w realu i niejeden związek zagrożony przez biurowy romans ocaliłam. Tobie także radzę - otrząśnij się. Idź na terapię, medytuj, ale nie powiedz mężowi i za skarby świata nie pozwól mu się domyślać.

Ale nie byłabym uczciwa, gdybym nie powiedziała, że bywa inaczej, jako, że schematów nie ma. Koleżanka zostawiła nudnego i nastawionego wyłącznie na karierę zawodową, toksycznego męża oraz 2 dzieci w wieku szkolnym(!) dla spotkanego chłopaka ze szkolnych lat. Był to strzał w 10, chociaż na 1 rzut oka sprawa wygląda paskudnie.Jest mamą dochodzącą, zabiera dzieciaki na weekend i urlopy. Mieszka z facetem i jego starszym dzieckiem. Miłość, harmonia i zgoda zapanowały w jej życiu. 2 lata to już trwa, a dziewczyna kwitnie.

Twój przypadek jednak pachnie mi mocniej tym pierwszym opisanym, czyli moim. Zrób sobie dobry uczynek i wywal go z umysłu jak toksynę, która cię truje.

56

Odp: Za późno na miłość
Niezwykła napisał/a:

Sytuacja bardzo podobna, tyle, że z istotną różnicą: małżeństwo bezdzietne. Kochający i kochany młody mąż w domowej nudzie i miłość, jak uderzenie pioruna, do dojrzałego mężczyzny w pracy. Wyspowiadałam się mężowi po strasznie długiej męce rozterki, zostawiłam go i wydawało mi się, że będę trwać w Nirvanie z moim księciem. Nic bardziej mylnego! Książę w codziennym życiu okazał się bardziej nudny, męczący, niedopasowany i zaledwie po pół roku marzyłam, żeby wyniósł się z mojego życia. Był powrót do męża, nieudany.

Najgorsze jes to, że jak bym wtedy do Ciebie przyszedł i Ci coś takiego powiedział, to byś nie przyjęła do siebie. Wtedy po prostu nie dociera. Trzeba było romansować do wypalenia, a małżeńśtwo utrzymać z całych sił.


Nauczyłam się na własnym błędzie odróżniać miłość od namiętności, zakochania. Przestrzegam młode koleżanki w realu i niejeden związek zagrożony przez biurowy romans ocaliłam. Tobie także radzę - otrząśnij się. Idź na terapię, medytuj, ale nie powiedz mężowi i za skarby świata nie pozwól mu się domyślać.

Słusznie. Przy czym dla mnie najlepszą terapią na romans jest jego intensyfikacja -- coś w stylu jeśli chcę ugasić ognisko, to dmucham na niego, aby szybciej się paliło.

57

Odp: Za późno na miłość

To jest toksyczy związek - dla jej męża. Bo ona udaje zaangażowanie a mąż jest okałmywany.
Jak sprawa się rypnie, a pewnie tak będzie, zobaczymy co mąż sądzi o tym związku, czy mu się on podoba czy nie.

58

Odp: Za późno na miłość

ZaPóźnoNaMiłość - jeżeli chcesz , jesteś pewna że chcesz zostać z mężem , z rodziną , to za żadne skarby nie mów o zdradzie. Ja wiem że szczerość i uczciwość , i tak dalej .... ja byłam szczera  , bomba wybuchła odłamkami dostali wszyscy ... łącznie z dziećmi , rodzicami , znajomymi ... nie warto. I uwier mi wiem co mówię .
A co do kochanka - nie wiem czy Ci przejdzie czy nie , każda jest inna , ale z czasem Jego obraz wyblaknie , wspomnienia stracą na ostrości i intensywności ... ale raczej na zawsze pozostaną gdzieś na dnie

59

Odp: Za późno na miłość
ZaPóźnoNaMiłość napisał/a:

Może przybliżę nieco bardziej sytuację. Mam 28 lat, tak jak i mój mąż. Ten drugi 45... Nie interesowałam się nigdy wcześniej starszymi mężczyznami, zresztą nie miałam kiedy ponieważ męża poznałam w szkole średniej i tak już zostało. Zawsze byliśmy razem, bez żadnych przerw w związku. Owszem kręcili się wokół mnie jacyś mężczyźni ale zawsze byłam z mężem, do czasu aż poznałam jego... Miłość to wielkie słowo, ale czuję że to coś więcej niż zwykłe zauroczenie. Ostatnio widzieliśmy się w czerwcu, i po naszej rozmowie doszliśmy do wniosku że lepiej zerwać kontakt. Tzn ja tego chciałam, on nie bardzo... Wcześniej też były takie próby, ale kończyły się po jakimś czasie na niczym. Teraz nie piszemy, nie widujemy się, nie dzwonimy. Już jakiś czas temu odeszłam z pracy tylko po to żeby go nie widywać, odcięłam się jak mogłam. I co? I nic... Jestem niemalże pewna że gdyby dziś się odezwał nie zignorowałabym tego kontaktu, ponieważ brakuje mi go...snuję w głowie scenariusze co by było gdyby...tęsknię...marzę...czekam. Moje życie jest teraz iluzją, rozgrywa się w mojej głowie... Zyję z mężem, mamy wspólne sprawy, tematy, problemy, ale z tyłu głowy siedzi on... i nie oczekuję rad typu zostaw męża itd, chcę porady jak zapomnieć o tamtym. Z pewnością jest tysiące osób zakochanych w kimś z kim nie mogą być, czy to nieszczęśliwie, czy platonicznie, z jakiś powodów związek jest czasem niemożliwy. Jak oni sobie radzą? Może jest jakiś złoty poradnik? Wyobrażenia i myśli że on wcale nie jest taki świetny jak mi się wydaje nie działają, nie umiem go sobie "obrzydzić", nie trafia do mnie argument że zdradza żonę więc mnie też by zdradził. Jestem na to wszystko głucha... zaślepiona... chociaż wiem że w większości macie rację, że nim nie było by pewnie za jakiś czas różowo, trawa nie jest tam bardziej zielona itd... wszystko to wiem...ale to w moim przypadku NIE DZIAŁA... wiem że mam klapki na oczach, ale nie wiem jak je zdjąć. Zaraz ktoś napisze że mam powiedzieć o wszystkim mężowi, oczywiście gdyby tak się stało nie było by powrotu już do niczego bo nie wybaczył by mi.

Podejmij więc dycyzję i wybierz jednego mężczyznę, z opisu nie wynika, czy powiniem to być 45 letni kochanek czy mąż smile, dwa w jednym to chyba się da big_smile, chyba, że po prostu chcesz poczucia bezpieczeństwa przy mężu i bujać w obłokach co by było gdyby.  A żeby jednak nie bujać w obłokach to może coś razem z mężem razem róbcie co będzie dla Ciebie JEDYNYM wypełniaczem o ile chcesz trwania małżeństwa. Nie myśl za dużo po prostu tylko DZIAŁAJ na rzecz swojego małżeństwa, a nuż uda Ci się wyprzeć te motylki do starszego o 17 lat od Ciebie mężczyzny ?

60

Odp: Za późno na miłość
Gary napisał/a:
Niezwykła napisał/a:

Sytuacja bardzo podobna, tyle, że z istotną różnicą: małżeństwo bezdzietne. Kochający i kochany młody mąż w domowej nudzie i miłość, jak uderzenie pioruna, do dojrzałego mężczyzny w pracy. Wyspowiadałam się mężowi po strasznie długiej męce rozterki, zostawiłam go i wydawało mi się, że będę trwać w Nirvanie z moim księciem. Nic bardziej mylnego! Książę w codziennym życiu okazał się bardziej nudny, męczący, niedopasowany i zaledwie po pół roku marzyłam, żeby wyniósł się z mojego życia. Był powrót do męża, nieudany.

Najgorsze jes to, że jak bym wtedy do Ciebie przyszedł i Ci coś takiego powiedział, to byś nie przyjęła do siebie. Wtedy po prostu nie dociera. Trzeba było romansować do wypalenia, a małżeńśtwo utrzymać z całych sił.


Nauczyłam się na własnym błędzie odróżniać miłość od namiętności, zakochania. Przestrzegam młode koleżanki w realu i niejeden związek zagrożony przez biurowy romans ocaliłam. Tobie także radzę - otrząśnij się. Idź na terapię, medytuj, ale nie powiedz mężowi i za skarby świata nie pozwól mu się domyślać.

Słusznie. Przy czym dla mnie najlepszą terapią na romans jest jego intensyfikacja -- coś w stylu jeśli chcę ugasić ognisko, to dmucham na niego, aby szybciej się paliło.

Cynikami jesteśmy, Gary. Ale, niestety, muszę zgodzić się z Tobą. Potwierdzeniem słuszności tej odważnej i wątpliwej moralnie porady jest wspomniane uratowanie kilku związków. Romanse zostały ukryte i te wielkie "miłości" wypaliły się - dokładnie tak, jak piszesz. Koleżanki wróciły ciałem i duchem do rodzin szczęśliwe, że nie zrobiły głupoty.

61

Odp: Za późno na miłość
Niezwykła napisał/a:

Cynikami jesteśmy, Gary. Ale, niestety, muszę zgodzić się z Tobą. Potwierdzeniem słuszności tej odważnej i wątpliwej moralnie porady jest wspomniane uratowanie kilku związków. Romanse zostały ukryte i te wielkie "miłości" wypaliły się - dokładnie tak, jak piszesz. Koleżanki wróciły ciałem i duchem do rodzin szczęśliwe, że nie zrobiły głupoty.

O! Jak się cieszę, że to napisałaś, bo brakowało mi takich przykładów z życia.

Jedno mam zastrzeżenie... nie jesteśmy cynikami. Porady NIE są NIEmoralne. Wręcz przeciwnie -- to najlepsze wyjście z sytuacji, nie krzywdzące nikogo, a romans przepalające do dna. Zostają piękne wspomnienia.

Dlatego dzisiaj jak ona ma romans, to radzę, aby nie zrywała z kochankiem, i nie niszczyła rodziny. Romans padnie, rodzina będzie taka sama jak przed romansem.

62

Odp: Za późno na miłość
Gary napisał/a:
Niezwykła napisał/a:

Cynikami jesteśmy, Gary. Ale, niestety, muszę zgodzić się z Tobą. Potwierdzeniem słuszności tej odważnej i wątpliwej moralnie porady jest wspomniane uratowanie kilku związków. Romanse zostały ukryte i te wielkie "miłości" wypaliły się - dokładnie tak, jak piszesz. Koleżanki wróciły ciałem i duchem do rodzin szczęśliwe, że nie zrobiły głupoty.

O! Jak się cieszę, że to napisałaś, bo brakowało mi takich przykładów z życia.

Jedno mam zastrzeżenie... nie jesteśmy cynikami. Porady NIE są NIEmoralne. Wręcz przeciwnie -- to najlepsze wyjście z sytuacji, nie krzywdzące nikogo, a romans przepalające do dna. Zostają piękne wspomnienia.

Dlatego dzisiaj jak ona ma romans, to radzę, aby nie zrywała z kochankiem, i nie niszczyła rodziny. Romans padnie, rodzina będzie taka sama jak przed romansem.

Moralne czy NIEmoralne to zależy z jakiego kodeksu etyki...
Niespecjalnie odkrywcza byłaby dyskusja, czy kłamstwo jest niemoralne, gdy wywołuje pozytywny skutek.
W tym kontekście trójkąt opisywany w innym związku jest moralnie bardziej czysty.

63

Odp: Za późno na miłość
Niezwykła napisał/a:
Gary napisał/a:
Niezwykła napisał/a:

Cynikami jesteśmy, Gary. Ale, niestety, muszę zgodzić się z Tobą. Potwierdzeniem słuszności tej odważnej i wątpliwej moralnie porady jest wspomniane uratowanie kilku związków. Romanse zostały ukryte i te wielkie "miłości" wypaliły się - dokładnie tak, jak piszesz. Koleżanki wróciły ciałem i duchem do rodzin szczęśliwe, że nie zrobiły głupoty.

O! Jak się cieszę, że to napisałaś, bo brakowało mi takich przykładów z życia.

Jedno mam zastrzeżenie... nie jesteśmy cynikami. Porady NIE są NIEmoralne. Wręcz przeciwnie -- to najlepsze wyjście z sytuacji, nie krzywdzące nikogo, a romans przepalające do dna. Zostają piękne wspomnienia.

Dlatego dzisiaj jak ona ma romans, to radzę, aby nie zrywała z kochankiem, i nie niszczyła rodziny. Romans padnie, rodzina będzie taka sama jak przed romansem.

Moralne czy NIEmoralne to zależy z jakiego kodeksu etyki...
Niespecjalnie odkrywcza byłaby dyskusja, czy kłamstwo jest niemoralne, gdy wywołuje pozytywny skutek.
W tym kontekście trójkąt opisywany w innym związku jest moralnie bardziej czysty.

W wszelkich trójkątach zawsze podejrzewałam wiele ukrytych motywacji. To niestabilna figura i i w wątku o którym piszesz widać było dążenie do czworokąta. Ale może być to moje subiektywne odczucie. smile

64

Odp: Za późno na miłość
ZaPóźnoNaMiłość napisał/a:

O tym czym jest prawdziwa miłość przekonałam się za późno. Za późno by coś zrobić, za późno by coś zmienić. Żyłam w poukładanym i jak wydawać by się mogło szczęśliwym życiu gdzie już nic nie może mnie zaskoczyć. Mąż, będący jednocześnie moim przyjacielem, osoba która, zawsze była i jest nadal moją podporą. Jak twierdzi większość naszych znajomych małżeństwo idealnie dobrane. Jesteśmy w jednakowym wieku, mamy to samo poczucie humoru, podobne charaktery i wspólny cel- szczęśliwa rodzina. Cel został osiągnięty, ślub po 7 latach znajomości, piękna córeczka, wybudowany dom. Ciepło domowego ogniska, wszystko o czym marzy nie jeden człowiek. Sytuacja materialna może nie bardzo dobra ale w zupełności dla nas wystarczająca. Praca przynosząca satysfakcję, wsparcie rodziny. Patrząc z zewnątrz nasze życie jest życie idealnie. Można by rzec że nudne. Nie dzieje się nic. Każdy kolejny dzień niczym nowym nie zaskakuje. Poranny seks, kawa, prysznic, obowiązki, kolacja z rodziną przy wspólnym stole, wieczorne spacery. W weekendy obiad u rodziców, wycieczki w góry, lub realizowanie swoich indywidualnych pasji. On sportowych, ja z dziedziny ogrodniczej. Wystarczający czas również na zabawy z dzieckiem, wspólne pieczenie ciasteczek i oglądanie bajek we trójkę. To o czym marzyliśmy oboje zrealizowane zostało niemalże w całości. Kochająca rodzina. Sens naszego istnienia. Jednak nadszedł pewnego dnia dzień, który zmienił wszystko, a właściwie nie był to jeden dzień tylko ich szereg. Ciąg dni „jeszcze lepszych”. W życiu poznajemy bardzo wielu różnych ludzi. Część z nich zostaje naszymi przyjaciółmi, znajomymi, ludźmi których nie znosimy, nienawidzimy lub są nam obojętni. Przychodzą i odchodzą przynosząc za sobą większą lub mniejszą pustkę. Ale jest jeszcze jedna grupa ludzi, nazwałabym ją grupą ludzi, którzy wywracają świat do góry nogami. Do tej grupy może nie należeć nikt, bo po prostu nie spotkaliśmy dotychczas takiej osoby. Ale gdy ktoś się jednak pojawi życie zaczyna nabierać zupełnie innych barw…

Historia z początkiem jakich wiele. Poznałam go w pracy. Mężczyzna starszy ode mnie o 18 lat. Wygląd nie wyróżniający się niczym specjalnym, właściwie nie w moim typie. W moim typie jest przecież tylko mój mąż, wysoki, szczupły, przystojny. Tak mój mąż jest zdecydowanie lepszy, młodszy i przede wszystkim tylko mój. A nowy znajomy z pracy cóż… zwyczajny, całkiem miły, dojrzały, ale mógłby być przecież moim ojcem…ale chwila… po co ja myślę o nim w kategoriach partnerstwa? Jestem zajęta. I on też. Piękna żona, blondynka, a córka jeszcze piękniejsza. Wzorowa rodzina, widać że się kochają. Tak jak i my. Tak, rodzina to ogromna wartość. Najważniejsza w życiu. Dni mijają, ale jakoś tak inaczej. Zwykła nudna praca, zaczyna być trochę weselsza, a z jakiego powodu? No tak, nowy kolega potrafi rozbawić towarzystwo, jest dowcipny, inteligentny. Nie ma nikogo kto by go nie polubił. Mimo że jest wymagającym kierownikiem zdobywa sympatię i szacunek ludzi. Pracuje w co prawda innym dziale niż ja ale widujemy się w biurze. Przerwa, wspólna kawa, pogawędka, ot nic nie zwykłego. Rozmowa się klei, zawsze jest temat, zawsze jest wesoło. Jak w milionach innych miejsc pracy. Zwyczajna znajomość. Popołudnia jak zawsze mile spędzane z rodziną. Ciekawe jak on spędza popołudnia. Co lubi robić, jak wygląda jego wolny czas. Zapytam go jutro. O super też lubi wycieczki w góry, może wybierzemy się kiedyś razem z rodzinami? Cudowny pomysł! A może jednak nie, jeszcze mąż zauważyłby jak na mnie patrzy. A jak patrzy? Tak jak mąż 7 lat temu? Nie… Mąż nigdy na mnie tak nie patrzył. Nie aż tak. Mijają kolejne tygodnie. Są sprawy zawodowe które musimy omówić telefonicznie. Właściwie nie musimy, moglibyśmy zrobić to w pracy, ale można też wieczorem zadzwonić, napisać, przy okazji zapytać jak mija wieczór. Dlaczego nie, przecież to nic złego. Zwykły telefon, zwykły sms, no może kilka smsów. Codziennie. Dla pewności nie będę trzymać telefonu na wierzchu, nie dlatego że mam coś do ukrycia, po prostu po co mąż miałby to widzieć, mogłoby mu być przykro. Mnie by było na jego miejscu. Dzisiaj do pracy rozpuszczę włosy, może kupię sobie coś ładnego, fajnie jest się czuć dobrze prawda? Wieczorem wiadomość „ładnie dziś wyglądałaś” O to miłe, zauważył. Nigdy nie przywiązywałam uwagi do ubrań, po prostu staram się wyglądać ładnie, i czuć się dobrze, ale nie zaszkodzi zadbać o siebie bardziej. A jak już ktoś to zauważy, motywuje bardziej. Mąż? Nie zauważa, że wyglądam nieco…lepiej. Zresztą zapisał się na nowe zajęcia sportowe, wraca zmęczony, wieczorem nie ma już siły na nic. A wieczory to zdecydowanie najlepsze momenty w ciągu dnia. Dziecko śpi, mąż odpoczywa, co by tu robić. No może popiszę z nim o czymś. Dziś mam wolny wieczór więc dlaczego nie, lubię jego błyskotliwe wypowiedzi, zresztą potrafi mnie nieźle rozbawić, a tego mi trzeba. Jutro podobnie, cały najbliższy tydzień i miesiąc podobnie. Mąż chce obejrzeć film? Jestem zmęczona kochanie, obejrzyj sam, ja się położę wcześniej. Tematyka nieco się zmieniła, wiadomości stały się bardziej…osobiste. No lepiej żeby mąż nie widział, a powiem mojemu przyjacielowi żeby troszkę przystopował. Przerwa w pracy przy kawie, no jakoś nie było okazji powiedzieć że za dużo sobie pozwala w tych wiadomościach zresztą to całkiem miłe co pisze. Grafik na nowy miesiąc? Pokrywa się znacznie z jego godzinami, ale to tylko dlatego że dobrze nam się razem współpracuje. Ja pomogę jemu, on mnie, wzajemna korzyść. W domu? Jak zawsze, no może nie do końca. Telefon wyciszony w kieszeni, nie jak zawsze na wierzchu. Mąż uważa że jestem rozdrażniona w ostatnim czasie? Nie skądże, po prostu chce pobyć sama. Prawie sama. Z telefonem. Wakacje, jego urlop. Dwa tygodnie bez kontaktu. Krzyczę na męża, złoszczę się na dziecko, trochę gorzej się ostatnio dogadujemy. Nie mam pojęcia dlaczego. Przecież wszystko jest cudownie. Nawet poranne wstawanie do pracy, oczywiście zależnie od stopnia pokrycia grafiku pracy jego i mojej. Świetny kierownik naprawdę lepszego firma nie mogłaby sobie wymarzyć, wszyscy zabiegają o jego sympatię, ale jakoś woli czas spędzać ze mną. Hmm. Naprawdę wspaniały z niego człowiek. I atrakcyjny. Taak, niezwykle mi się podoba jego podejście do życia. Jego żona jest szczęściarą. Czemu ostatnio tyle kłócę się z mężem? Mam tego powoli dość, ciągle się mnie czepia. Lepiej wezmę nadgodziny w pracy żeby uniknąć tych głupich sprzeczek. Dziecko na weekend u dziadków, mąż jedzie na męski wypad, a ja sama w domu. Co by tu robić? Napiszę, zobaczę co on robi. Żona wyjechała? To może się spotkamy, co będziemy siedzieć sami. Późny wieczór, parking, tylko dwa samochody mój i jego. Mówi, że cieszy się że mnie poznał, że daję mu pewną radość w życiu, iskierkę szczęścia. Co za przypadek, ta sama iskierka tli się we mnie. Rozmawiamy długo, przytulamy. Lepiej już wrócę do domu. Jeszcze tylko się pożegnajmy, pocałujmy… przepadłam.

Następne kilka miesięcy to jak sen. Piękny sen. Nigdy nie czułam się tak jak teraz, tak szczęśliwa. Chociaż mam wszystko, wydaje mi się że nie mam nic. Wszystko mam dopiero w jego ramionach, podczas naszych ukrytych spotkań. Impreza firmowa. Jesteśmy nierozłączni. Musimy przystopować, zanim ktoś się zorientuje. Kontakt telefoniczny nie jest już tak częsty, mąż dziwnie patrzy w kierunku mojego telefonu. Muszę się ogarnąć, wrócić na ziemię. Ale w chmurach jest tak pięknie, tak cudownie, jesteśmy dla siebie stworzeni. Dlaczego poznaliśmy się tak późno!? Kocham go, tak to musi być miłość, miłość uskrzydla, a ja czuję jakbym latała nad ziemią. Ale tylko gdy on jest obok. Gdy nie, jestem smutna. Nie cieszy mnie nic. Wycieczka z rodziną, święta, wspólne gotowanie, dlaczego nie potrafię już się cieszyć? Gdzie podziało się moje serce, dlaczego mi je zabrał? Wyznaje mi że jestem dla niego ważna, ważniejsza niż żona. Bez żadnych deklaracji. Boję się. Najbardziej na świecie boję się że mój mąż tego nie przeżyje, a może i przeżyje ale znienawidzi, złamię jego cudowne serce. Nie zasłużył na to. Dlaczego aż tak daleko zabrnęłam. Po co? Jakim jestem wzorem dla córki? Najgorszym! Nie mogę tak dłużej. Jego obecność zaczyna sprawiać mi ból, bo nie może być mój. Nie zostawię męża ani córki samych. Oni mnie kochają i potrzebują. Budowaliśmy razem wspólną przyszłość, nie mogę tego tak po prostu przekreślić. Być może nie dogadujemy się teraz najlepiej ale przecież nadal się kochamy. Zwalniam się z pracy, muszę się odciąć, przestać żyć iluzją. Nie można mieć dwóch mężczyzn jednocześnie. To destrukcyjne dla mnie. Jestem dobita psychicznie. Zycie staje się dla mnie udręką, gdy nie ma go przy mnie. Może po prostu się zabiję? Nie mogę, muszę być silna dla córki. Powołaliśmy tą małą istotę na świat i nie zasłużyła na taki los. Kocham moją rodzinę, Kocham też jego. Spotkaliśmy się jeszcze wielokrotnie. Każde spotkanie było jednocześnie piękne i jednocześnie bolesne. W końcu powiedział mi że byłby w stanie opuścić swoją rodzinę dla mnie. Czy ja tego chcę. Nie. Nie mogę im tego zrobić. Chociaż go kocham tak bardzo, tęsknię, cierpię. Nie ważna różnica lat, to tylko nic nie znacząca liczba. Dobrze mi tak. Zasłużyłam na cierpienie. Zaryzykowałam wszystkim bezmyślnie. Nie byłabym szczęśliwa krzywdząc męża, córkę, narażając się na gniew rodziny, otoczenia i rozbijając dwie rodziny. Miałabym wyrzuty sumienia. Czemu idiotko nie pomyślałaś o tym wcześniej!? Bo było ci tak przyjemnie prawda? Teraz cierpię. Urwaliśmy kontakt całkowicie. Ostatnie spotkanie było kilka miesięcy temu. Kocha mnie nadal, ja jego też. Jest osobą w życiu którą spotyka się raz. Z koszyka ludzi którzy wywracają świat do góry nogami. Tylko raz. Tylko że za późno. Już za późno na naszą miłość. Świat nagle stał się taki smutny, szary, beznadziejny…. Zostały tylko wspomnienia i "nasze piosenki"...........

Wygląda mi to na wymyślone - może i na bazie rzeczywistych przeżyć, ale opowiadanie, przedstawione do oceny przez potencjalnych czytelników.
Wiarygodność jest cenionym przymiotem w takiej sytuacji.
Jeśli jednak, jest to relacja "na żywo", trudno cokolwiek radzić.
Romans, jakich wiele.
Rzekoma obawa, by ślubny się się obwiesił w parku, gdy się wyda. Daj spokój. Chodzi, jak w pakiecie stwierdziłaś, o to odium rodziny, znajomych itd. I nic innego. Bo mąż to wspaniały człowiek, przyjaciel.
Ale,co z tego, gdy go nie kocham? Kochałam w ogóle kiedykolwiek?
Za późno na miłość? Czyją, kogo i wobec kogo?
Bo starszy pan, to stary wyga. Nie inaczej.
Zmienia wersje zgodnie z zakresem Twoich oczekiwań.
Jak sama wyprzedziłaś komentarze: trzeba było myśleć, zanim luźny kontakt zamienił się w gorący romans.

65

Odp: Za późno na miłość
Niezwykła napisał/a:

Ja przechodziłam i nie polecam!
Sytuacja bardzo podobna, tyle, że z istotną różnicą: małżeństwo bezdzietne. Kochający i kochany młody mąż w domowej nudzie i miłość, jak uderzenie pioruna, do dojrzałego mężczyzny w pracy. Wyspowiadałam się mężowi po strasznie długiej męce rozterki, zostawiłam go i wydawało mi się, że będę trwać w Nirvanie z moim księciem. Nic bardziej mylnego! Książę w codziennym życiu okazał się bardziej nudny, męczący, niedopasowany i zaledwie po pół roku marzyłam, żeby wyniósł się z mojego życia. Był powrót do męża, nieudany.

A czemu powrót do męża był nieudany? Było wypominanie, czy też bańka szczęśliwego małżeństwa pękła i zabrakło zaangażowania? No i jak teraz myślisz o mężu, czy to miłość twojego życia którą zaprzepaściłaś czy też lepsza opcja którą miałaś w garści, ale wypuściłaś bo zawadzała?

Nie chce wychodzić tu na moralizatora czy świętego, nie rzucałbym też w nikogo kamieniami, ale tak po ludzku bardzo smucą mnie takie historię, bo są wręcz do bólu schematyczne a całkiem powszechne. Małżonka/ dziewczyna staje się zafascynowana starszym kolegą w pracy. Nie ważne że starszy od niej o 20 lat, ba to lepiej przecież, dzięki temu ma tak dużą przewagę nad jej mężem: wysokie stanowisko, a przy tym większe zarobki, skoro już tyle lat żyje na tym świecie to musi mieć większe doświadczenie w łóżku jak i ogólnie w życiu, skoro starszy to musi być dojrzalszy, skoro żonaty to i sprawdzony, wszyscy go lubią (bo kto i by spierał się z kierownikiem, menadżerem, prezesem). No i uruchamia się hipergamia i pojawia pożądanie. Pojawiają się też wyrzuty do świata: czemu nie spotkałam tego człowieka wcześniej kiedy i ja i on byliśmy wolni (bo wtedy byłaby to pewnie pedofilia). I jak ma taki mąż rywalizować? Nie może chyba że wsiądzie do wehikułu czasu.

A wszystko to odbywa się za jego plecami. On niema żadnego wpływu, nikt mu nie uświadomi bo "to dla jego dobra". Może tylko czekać na finał bo w tej historii to żona i kochanek są głównymi bohaterami, a nie on. "Zwycięstwa" nie będzie nawet świadom, będzie miał jedynie przeświadczenie, że jego małżeństwo było takie udane, nikt się nie pobił, nikt się okłamał, nikt się nie zdradził. Czyli swoje szczęście będzie opierał na kłamstwie.

I tak owszem wiem, że często są osoby które chciałyby nie wiedzieć o zdradzie i szanuje to i nie oceniam. Jednak skoro autorka już wie, że mąż jej tego nie wybaczy (ba może nawet znienawidzi, albo popełni samobójstwo), to musiała o tym wiedzieć już przed romansem, a jednak się na niego zdecydowała. Nie mówiłbym o miłości, w sytuacji kiedy druga strona ryzykuje życiem swojego partnera, dla własnych przyjemności, nawet kiedy szansa na to że się dowie wynosi mniej niż 1%.

Przepraszam, że tak emocjonalnie do tego podchodzę i zbyt idealistycznie, ale jakoś tak ustawiłem sobie kręgosłup moralny, że punkt "tych których kocham nie oszukuje" ustawiłem sobie dość wysoko. Zdradzony nie byłem, jednak pewnie od zdrady bardziej bolałoby mnie właśnie to kłamstwo, manipulacja to podwójne życie. Bo lubię mieć kontrole przede wszystkim nad swoim życiem. Gdybym bym w sytuacji męża Niezwykłej pewnie bym odszedł, albo zaproponował wolny związek, ale na pewno doceniłbym prawdomówność i danie mi wyboru. Za to czułbym się źle gdyby romans kwitł sobie w najlepsze za moimi plecami i żadne argumenty że "romans musi się przecież wypalić by na mnie nie działały". Można to nazwać unoszeniem się honorem albo butą, ale myślę że to byłoby najwłaściwsze dla mnie zachowanie.

Tak wiem myślę zbyt zero-jedynkowo. Ludzie są tylko ludźmi, rządzi nami biologia czy tam metafizyka, a czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Wszyscy mają własne sumienie, niech każdy działa jak chce.

Posty [ 1 do 65 z 93 ]

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Za późno na miłość

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024