5 miesięcy to relatywnie krótko.
Daj Wam czas.
66 2018-08-25 12:10:37 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-08-25 12:10:48)
Werkaaa, tak czytam i czytam i mysle ...i jest mi Ciebie coraz bardziej zal ( sory za brak polskich znakow). Zastanawiam sie skad u Ciebie takie dylemarty..? Czy ON w stosunku do Ciebie jest zawsze !! oczywisty?? czy tez w jego zachowaniu czasem widzisz sprzecznoci?
Kilka miesiecy w lozku bez ani jednego "kocham"?....nie sadzisz, ze to raczej nie rokuje zbyt dobrze przyszlego budowania zwiazku/rodziny?
Nie zgodzę, że jedno i drugie się ze sobą kłóci. Są ludzie, którzy bardzo ważą słowa, być może on do nich należy. Ponadto w pewnym wieku przestaje się już mylić zauroczenie i pożądanie z miłością, co nie znaczy, że się danej osoby nie traktuje poważnie. To są tylko kolejne etapy związku. Mało tego, kiedy już to ważne słowo padnie, to będzie mieć znaczenie zupełnie inne niż rzucone pod wpływem wyrzutu hormonów.
Ja sama po pięciu miesiącach na pewno nie mówiłabym komuś, że kocham.
69 2018-08-25 13:21:57 Ostatnio edytowany przez werkaaaa (2018-08-25 13:32:02)
Werkaaa, tak czytam i czytam i mysle ...i jest mi Ciebie coraz bardziej zal ( sory za brak polskich znakow). Zastanawiam sie skad u Ciebie takie dylemarty..? Czy ON w stosunku do Ciebie jest zawsze !! oczywisty?? czy tez w jego zachowaniu czasem widzisz sprzecznoci?
Gdybym ja to wiedziała skąd dokładnie te dylematy, to może nie szukałabym porad, opinii na forum, chyba tak jak wcześniej napisałam, bardziej one biorą się z zewnętrzych czynników. On zachowuje się normalnie względem mnie, jak chłopak względem dziewczyny. Myślę, że za wcześnie poszliśmy do łóżka (pisałam też gdzieś o tym), bo teraz ten związek w dużej mierze na tym się opiera, chyba zawsze jak się widzimy to kończymy w łóżku, bo ja nie potrafię powiedzieć nie, a zdaję sobie sprawę, że nie na samym seksie związek polega. No i czasami sobie też tak myślę o tym, czy tego seksu nie jest za dużo... bo gdy tak się dzieje to zastanawiam się, czy tylko to się liczy ? z a drugiej strony, pokazujemy się razem więc to jest dla mnie takie pozytywne, co sprawia że jestem w tym związku, bo gdyby było inaczej, to na pewno tego związku by nie było.
Myślę, że za wcześnie poszliśmy do łóżka (pisałam też gdzieś o tym), bo teraz ten związek w dużej mierze na tym się opiera, chyba zawsze jak się widzimy to kończymy w łóżku, bo ja nie potrafię powiedzieć nie, a zdaję sobie sprawę, że nie na samym seksie związek polega. No i czasami sobie też tak myślę o tym, czy tego seksu nie jest za dużo... bo gdy tak się dzieje to zastanawiam się, czy tylko to się liczy ?
Jeśli Ty chcesz tego samego, to nie ma czegoś takiego jak za dużo czy za mało. Ważne, abyś nie robiła niczego wbrew sobie i tylko dlatego, że nie potrafisz odmówić.
71 2018-08-25 19:59:33 Ostatnio edytowany przez Liza2014 (2018-08-25 20:00:38)
Liza2014 napisał/a:Werkaaa, tak czytam i czytam i mysle ...i jest mi Ciebie coraz bardziej zal ( sory za brak polskich znakow). Zastanawiam sie skad u Ciebie takie dylemarty..? Czy ON w stosunku do Ciebie jest zawsze !! oczywisty?? czy tez w jego zachowaniu czasem widzisz sprzecznoci?
Gdybym ja to wiedziała skąd dokładnie te dylematy, to może nie szukałabym porad, opinii na forum, chyba tak jak wcześniej napisałam, bardziej one biorą się z zewnętrzych czynników. On zachowuje się normalnie względem mnie, jak chłopak względem dziewczyny. Myślę, że za wcześnie poszliśmy do łóżka (pisałam też gdzieś o tym), bo teraz ten związek w dużej mierze na tym się opiera, chyba zawsze jak się widzimy to kończymy w łóżku, bo ja nie potrafię powiedzieć nie, a zdaję sobie sprawę, że nie na samym seksie związek polega. No i czasami sobie też tak myślę o tym, czy tego seksu nie jest za dużo... bo gdy tak się dzieje to zastanawiam się, czy tylko to się liczy ? z a drugiej strony, pokazujemy się razem więc to jest dla mnie takie pozytywne, co sprawia że jestem w tym związku, bo gdyby było inaczej, to na pewno tego związku by nie było.
Nie odpowiedzialas na moje pytanie. Nie wiem czy swiadomie , czy nie? Wygladasz mi na tzw " rozgarnieta". Pytalam o tzw dylematy wynikajace z bycia razem, a nie o sex ( czy byl szybko? skoro chcialas!!, to byl w dobrym DLA CIEBIE momencie - i tego nie zaluj. Jesli masz z tym problem, czyli nie jest tak ok miedzy wami , jak piszesz. Do tej pory niby tylko draznila Cie tzw opinia publiczna. Czuje tu jednak - to drugie dno
werkaaaa napisał/a:Liza2014 napisał/a:Werkaaa, tak czytam i czytam i mysle ...i jest mi Ciebie coraz bardziej zal ( sory za brak polskich znakow). Zastanawiam sie skad u Ciebie takie dylemarty..? Czy ON w stosunku do Ciebie jest zawsze !! oczywisty?? czy tez w jego zachowaniu czasem widzisz sprzecznoci?
Gdybym ja to wiedziała skąd dokładnie te dylematy, to może nie szukałabym porad, opinii na forum, chyba tak jak wcześniej napisałam, bardziej one biorą się z zewnętrzych czynników. On zachowuje się normalnie względem mnie, jak chłopak względem dziewczyny. Myślę, że za wcześnie poszliśmy do łóżka (pisałam też gdzieś o tym), bo teraz ten związek w dużej mierze na tym się opiera, chyba zawsze jak się widzimy to kończymy w łóżku, bo ja nie potrafię powiedzieć nie, a zdaję sobie sprawę, że nie na samym seksie związek polega. No i czasami sobie też tak myślę o tym, czy tego seksu nie jest za dużo... bo gdy tak się dzieje to zastanawiam się, czy tylko to się liczy ? z a drugiej strony, pokazujemy się razem więc to jest dla mnie takie pozytywne, co sprawia że jestem w tym związku, bo gdyby było inaczej, to na pewno tego związku by nie było.
Nie odpowiedzialas na moje pytanie. Nie wiem czy swiadomie , czy nie? Wygladasz mi na tzw " rozgarnieta". Pytalam o tzw dylematy wynikajace z bycia razem, a nie o sex ( czy byl szybko? skoro chcialas!!, to byl w dobrym DLA CIEBIE momencie - i tego nie zaluj. Jesli masz z tym problem, czyli nie jest tak ok miedzy wami , jak piszesz. Do tej pory niby tylko draznila Cie tzw opinia publiczna. Czuje tu jednak - to drugie dno
Liza, napisałam o tym seksie, bo to jest coś co mnie lekko gryzie i dochodzi do moich wątpliwości, nie wiem jak dokładnie to wytłumaczyć... chodzi mi o to, że oprócz tego mojego przejmowania się tym jak ludzie nas postrzegają dochodzi ten seks, ale w mniejszym stopniu, no ale jadnak. Owszem chciałam tego, ale mam wrażenie czasami że on chce bardziej i ciągle, a ja się na to godzę po czym myśle 'mogłam mu dzisiaj odmówić', bo nie chce budować związku na seksie. No i tyle, wiem, że to nic poważnego ale myśle o tym, więc o tym napisałam, bo pytałaś o niego, o jego zachowanie.
avantino napisał/a:Kilka miesiecy w lozku bez ani jednego "kocham"?....nie sadzisz, ze to raczej nie rokuje zbyt dobrze przyszlego budowania zwiazku/rodziny?
Nie zgodzę, że jedno i drugie się ze sobą kłóci. Są ludzie, którzy bardzo ważą słowa, być może on do nich należy. Ponadto w pewnym wieku przestaje się już mylić zauroczenie i pożądanie z miłością, co nie znaczy, że się danej osoby nie traktuje poważnie. To są tylko kolejne etapy związku. Mało tego, kiedy już to ważne słowo padnie, to będzie mieć znaczenie zupełnie inne niż rzucone pod wpływem wyrzutu hormonów.
Ja sama po pięciu miesiącach na pewno nie mówiłabym komuś, że kocham.
Oczywiscie, ze jedno i drugie sie nie kloci, bo mozna po prostu przyjecielsko (?) sypiac ze soba dla sportu badz zdrowia psychicznego. Ja jednak nawiazywalem do slow Werkiii:
"Żadne z nas nie powiedziało jeszcze 'kocham', on mówi, że mu zależy na mnie, ale ja nie wiem co czuję, nie wiem czego chce, boję się, że to nie ma przyszłości a ja chcę w przyszłości założyć rodzinę i być po prostu kurde szczęśliwa."
Moze zle to pojmuje, ale wydaje mi sie, ze tutaj jednak kluczowa sprawa (dla autorki) jest szukanie powaznego zwiazku, partnerstwa, rodziny (moze nie juz i teraz, ale przynajmniej jakichs podwalin na przyszlosc), a nie przed wszystkim seksu, a jak do tego "dojdzie milosc to nawet lepiej". Ty Olinko jednak jakbys zachecala Werkeee by brnela w tym dalej, a jak sie pojawi milosc to ok, ale nie musi, a juz na pewno nie po pieciu miesiacach? To jest jednak Twoje podejscie do tych spraw - Werka wydaje sie miec jednak inne spojrzenie, bo skad wobec tego jej post, ktory raczej jest manifestem niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy?
Dzisiaj rozmawialiśmy dość długo ze sobą przez telefon, jutro wraca z weekendu z synem. Byliśmy umówieni, że przyjadę do niego, zaraz po tym jak odwiezie syna do matki (wtedy też miałam z nim pogadać o nas itp jak mi radziliście) ale... matka małego dzwoniła prosząc czy mój facet nie może odwieźć go w poniedziałek rano, na co on się zgodził. Znowu. To już któryś raz, kiedy ta matka zmienia coś w planach mojego faceta. I ja wiem, że jestem z facetem z dzieckiem, ale czy, skoro ja jestem jego dziewczyną nie powinien powiedzieć jej, że sorry ale mam plany (?) Wiecie, ja jako kobieta też nie chce sobie pozwolić na to, żeby on mógł sobie mnie tak traktować... Powtarzam, tutaj nie chodzi o to, że mam za złe jego kontakty z synem, w życiu. Chodzi mi tylko o nasze plany, które przez tamtą kobietę się psują po raz kolejny. Czy powinnam z nim porozmawiać o tym ? Czy przesadzam ? Pytam bo serio nie wiem jak mam się w tej sytuacji zachować. Poza tym, on chyba za bardzo dał sobie jej wejść na głowę, zdarzało się, że w środku tygodnia brał syna, bo ona coś tam, bez wcześniejszego uprzedzenia... A przecież on ma też swoje życie, plany itp...
Poczytałaś już wątek o macochach?
każda tam przeżywa dokładnie to samo.
Oczekujesz, że oleje syna, bo teraz ma Ciebie? ten syn będzie się w Waszym życiu przewijał przez kolejne 9 lat przynajmniej. Jego była żona nie może mieć planów? Nie może coś jej wypaść, nie może go poprosić o pomoc?
To jest rodzicielstwo. Nie przewidzisz, a czasami trzeba dostosować się do dziecka.
Moim zdaniem rozmawiając z nim o tym postawisz się w średniej sytuacji. Cokolwiek powiesz i tak bedziesz "tą złą"
Olinka napisał/a:avantino napisał/a:Kilka miesiecy w lozku bez ani jednego "kocham"?....nie sadzisz, ze to raczej nie rokuje zbyt dobrze przyszlego budowania zwiazku/rodziny?
Nie zgodzę, że jedno i drugie się ze sobą kłóci. Są ludzie, którzy bardzo ważą słowa, być może on do nich należy. Ponadto w pewnym wieku przestaje się już mylić zauroczenie i pożądanie z miłością, co nie znaczy, że się danej osoby nie traktuje poważnie. To są tylko kolejne etapy związku. Mało tego, kiedy już to ważne słowo padnie, to będzie mieć znaczenie zupełnie inne niż rzucone pod wpływem wyrzutu hormonów.
Ja sama po pięciu miesiącach na pewno nie mówiłabym komuś, że kocham.Oczywiscie, ze jedno i drugie sie nie kloci, bo mozna po prostu przyjecielsko (?) sypiac ze soba dla sportu badz zdrowia psychicznego. Ja jednak nawiazywalem do slow Werkiii:
"Żadne z nas nie powiedziało jeszcze 'kocham', on mówi, że mu zależy na mnie, ale ja nie wiem co czuję, nie wiem czego chce, boję się, że to nie ma przyszłości a ja chcę w przyszłości założyć rodzinę i być po prostu kurde szczęśliwa."
Moze zle to pojmuje, ale wydaje mi sie, ze tutaj jednak kluczowa sprawa (dla autorki) jest szukanie powaznego zwiazku, partnerstwa, rodziny (moze nie juz i teraz, ale przynajmniej jakichs podwalin na przyszlosc), a nie przed wszystkim seksu, a jak do tego "dojdzie milosc to nawet lepiej". Ty Olinko jednak jakbys zachecala Werkeee by brnela w tym dalej, a jak sie pojawi milosc to ok, ale nie musi, a juz na pewno nie po pieciu miesiacach? To jest jednak Twoje podejscie do tych spraw - Werka wydaje sie miec jednak inne spojrzenie, bo skad wobec tego jej post, ktory raczej jest manifestem niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy?
No jasne, że pragnę poważnego związku. Nigdy nie było inaczej. Natomiast, jeżeli chodzi o słowo kocham, to ja napisałam już wcześniej, że sama nie jestem w stanie tego póki co powiedzieć. Dla mnie to słowo ma ogromną wagę, zwłaszcza po tym jak w poprzednim związku go nadużywałam.
Poczytałaś już wątek o macochach?
każda tam przeżywa dokładnie to samo.Oczekujesz, że oleje syna, bo teraz ma Ciebie?
ten syn będzie się w Waszym życiu przewijał przez kolejne 9 lat przynajmniej. Jego była żona nie może mieć planów? Nie może coś jej wypaść, nie może go poprosić o pomoc?
To jest rodzicielstwo. Nie przewidzisz, a czasami trzeba dostosować się do dziecka.Moim zdaniem rozmawiając z nim o tym postawisz się w średniej sytuacji. Cokolwiek powiesz i tak bedziesz "tą złą"
Niekoniecznie, wszystko zalezy od kontekstu. Podobne sytuacje to chleb powszedni takze w nierozbitych rodzinach: kto odbierze dzieciaka ze szkoly, bo on ma cos, a ona cos w planach?;-)
Najwazniejsze raczej jest to jakie sa powody takich zmian: nagla wizyta u lekarza czy kawka z kolezanka? Oczywiscie, jesli bylabys spychana na drugi plan z powodu takich "kawusiek" to masz prawo o tym porozmawiac i zaprotestowac. Z drugiej strony pamietaj, ze Twoj partner moze miec zwiazane rece, bo moze matce przychodzi latwo pogrywac dzieciakiem w ping-ponga, a on tego naturlanie moze nie chciec. W kazdym razie musisz o tym porozmawiac, bo zrozumiec mechanizm tych zachowan i Twoje w tym miejsce...bo jesli zdecydujesz sie na ciag dalszy to raczej bedzie normalna czesca Twojego zycia przez wiele lat, jak to ladnie podsumowala Lady Loka;-)
Lady Loka napisał/a:Poczytałaś już wątek o macochach?
każda tam przeżywa dokładnie to samo.Oczekujesz, że oleje syna, bo teraz ma Ciebie?
ten syn będzie się w Waszym życiu przewijał przez kolejne 9 lat przynajmniej. Jego była żona nie może mieć planów? Nie może coś jej wypaść, nie może go poprosić o pomoc?
To jest rodzicielstwo. Nie przewidzisz, a czasami trzeba dostosować się do dziecka.Moim zdaniem rozmawiając z nim o tym postawisz się w średniej sytuacji. Cokolwiek powiesz i tak bedziesz "tą złą"
Niekoniecznie, wszystko zalezy od kontekstu. Podobne sytuacje to chleb powszedni takze w nierozbitych rodzinach: kto odbierze dzieciaka ze szkoly, bo on ma cos, a ona cos w planach?;-)
Najwazniejsze raczej jest to jakie sa powody takich zmian: nagla wizyta u lekarza czy kawka z kolezanka? Oczywiscie, jesli bylabys spychana na drugi plan z powodu takich "kawusiek" to masz prawo o tym porozmawiac i zaprotestowac. Z drugiej strony pamietaj, ze Twoj partner moze miec zwiazane rece, bo moze matce przychodzi latwo pogrywac dzieciakiem w ping-ponga, a on tego naturlanie moze nie chciec. W kazdym razie musisz o tym porozmawiac, bo zrozumiec mechanizm tych zachowan i Twoje w tym miejsce...bo jesli zdecydujesz sie na ciag dalszy to raczej bedzie normalna czesca Twojego zycia przez wiele lat, jak to ladnie podsumowala Lady Loka;-)
W dalszym ciągu uważam, że taka rozmowa będzie jeszcze z jej strony nie na miejscu. Oni dzieckiem zajmują się na zmianę od 7 lat, a ona jest z nim niecałe pół roku.
To jest logiczne, ze dziecko jest po prostu ważniejsze.
Próba rozmowy będzie pokazywała, że ona liczy, że on oleje dziecko dla niej. Bo szczerze, to nie widzę opcji, żeby przeprowadzić taką rozmowę w jakiś mega delikatny sposób nie mówiąc facetowi, że daje sobie wchodzić na głowę byłej i że Autorka sobie tego nie życzy.
Problem polega na tym, że Autorka nie za bardzo ma prawo czegokolwiek sobie jeszcze życzyć, bo nie ma z tym facetem jeszcze ani planów ani zobowiązań, żeby była w stanie na niego wpływać.
avantino napisał/a:Olinka napisał/a:Nie zgodzę, że jedno i drugie się ze sobą kłóci. Są ludzie, którzy bardzo ważą słowa, być może on do nich należy. Ponadto w pewnym wieku przestaje się już mylić zauroczenie i pożądanie z miłością, co nie znaczy, że się danej osoby nie traktuje poważnie. To są tylko kolejne etapy związku. Mało tego, kiedy już to ważne słowo padnie, to będzie mieć znaczenie zupełnie inne niż rzucone pod wpływem wyrzutu hormonów.
Ja sama po pięciu miesiącach na pewno nie mówiłabym komuś, że kocham.Oczywiscie, ze jedno i drugie sie nie kloci, bo mozna po prostu przyjecielsko (?) sypiac ze soba dla sportu badz zdrowia psychicznego. Ja jednak nawiazywalem do slow Werkiii:
"Żadne z nas nie powiedziało jeszcze 'kocham', on mówi, że mu zależy na mnie, ale ja nie wiem co czuję, nie wiem czego chce, boję się, że to nie ma przyszłości a ja chcę w przyszłości założyć rodzinę i być po prostu kurde szczęśliwa."
Moze zle to pojmuje, ale wydaje mi sie, ze tutaj jednak kluczowa sprawa (dla autorki) jest szukanie powaznego zwiazku, partnerstwa, rodziny (moze nie juz i teraz, ale przynajmniej jakichs podwalin na przyszlosc), a nie przed wszystkim seksu, a jak do tego "dojdzie milosc to nawet lepiej". Ty Olinko jednak jakbys zachecala Werkeee by brnela w tym dalej, a jak sie pojawi milosc to ok, ale nie musi, a juz na pewno nie po pieciu miesiacach? To jest jednak Twoje podejscie do tych spraw - Werka wydaje sie miec jednak inne spojrzenie, bo skad wobec tego jej post, ktory raczej jest manifestem niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy?No jasne, że pragnę poważnego związku. Nigdy nie było inaczej. Natomiast, jeżeli chodzi o słowo kocham, to ja napisałam już wcześniej, że sama nie jestem w stanie tego póki co powiedzieć. Dla mnie to słowo ma ogromną wagę, zwłaszcza po tym jak w poprzednim związku go nadużywałam.
To wspaniale, ze ma dla Ciebie wielka wage...niepokojace wobec tego wydaje mi sie nie to, ze nie chcesz tego jeszcze powiedziec pomna wczesniejszych doswiadczen, lecz to, ze z tego co piszesz nie czujesz tego, nawet jakiejs namiastki.
avantino napisał/a:Lady Loka napisał/a:Poczytałaś już wątek o macochach?
każda tam przeżywa dokładnie to samo.Oczekujesz, że oleje syna, bo teraz ma Ciebie?
ten syn będzie się w Waszym życiu przewijał przez kolejne 9 lat przynajmniej. Jego była żona nie może mieć planów? Nie może coś jej wypaść, nie może go poprosić o pomoc?
To jest rodzicielstwo. Nie przewidzisz, a czasami trzeba dostosować się do dziecka.Moim zdaniem rozmawiając z nim o tym postawisz się w średniej sytuacji. Cokolwiek powiesz i tak bedziesz "tą złą"
Niekoniecznie, wszystko zalezy od kontekstu. Podobne sytuacje to chleb powszedni takze w nierozbitych rodzinach: kto odbierze dzieciaka ze szkoly, bo on ma cos, a ona cos w planach?;-)
Najwazniejsze raczej jest to jakie sa powody takich zmian: nagla wizyta u lekarza czy kawka z kolezanka? Oczywiscie, jesli bylabys spychana na drugi plan z powodu takich "kawusiek" to masz prawo o tym porozmawiac i zaprotestowac. Z drugiej strony pamietaj, ze Twoj partner moze miec zwiazane rece, bo moze matce przychodzi latwo pogrywac dzieciakiem w ping-ponga, a on tego naturlanie moze nie chciec. W kazdym razie musisz o tym porozmawiac, bo zrozumiec mechanizm tych zachowan i Twoje w tym miejsce...bo jesli zdecydujesz sie na ciag dalszy to raczej bedzie normalna czesca Twojego zycia przez wiele lat, jak to ladnie podsumowala Lady Loka;-)W dalszym ciągu uważam, że taka rozmowa będzie jeszcze z jej strony nie na miejscu. Oni dzieckiem zajmują się na zmianę od 7 lat, a ona jest z nim niecałe pół roku.
To jest logiczne, ze dziecko jest po prostu ważniejsze.
Próba rozmowy będzie pokazywała, że ona liczy, że on oleje dziecko dla niej. Bo szczerze, to nie widzę opcji, żeby przeprowadzić taką rozmowę w jakiś mega delikatny sposób nie mówiąc facetowi, że daje sobie wchodzić na głowę byłej i że Autorka sobie tego nie życzy.
Problem polega na tym, że Autorka nie za bardzo ma prawo czegokolwiek sobie jeszcze życzyć, bo nie ma z tym facetem jeszcze ani planów ani zobowiązań, żeby była w stanie na niego wpływać.
A moze matka zmienia plany, bo co drugi dzien widuje sie z innym facetem? Dziecko ma byc wazniejsze tylko dla jednego z rodzicow, w tym przypadku ojca? Oczywiscie, ze przesadzam teraz, ale nie rozumiem dlaczego mamy zakladac, ze matka ma prawo i powod, bez wzgledu na to co by to mialo byc.
Ale ja tego nie zakładam przecież.
Napisałam zresztą chyba wyżej, że może jej coś wypaść, może mieć powód dla którego potrzebuje, żeby to ojciec zajął się dzieckiem.
Dlaczego ojciec nie może się zająć dzieckiem jak matka potrzebuje? Gdyby ojciec potrzebował, to matka też pewnie by się zajęła
Ale ja tego nie zakładam przecież.
Napisałam zresztą chyba wyżej, że może jej coś wypaść, może mieć powód dla którego potrzebuje, żeby to ojciec zajął się dzieckiem.
Dlaczego ojciec nie może się zająć dzieckiem jak matka potrzebuje? Gdyby ojciec potrzebował, to matka też pewnie by się zajęła
Droga Lady, wczesniej napisalas, ze "taka rozmowa będzie jeszcze z jej strony nie na miejscu" i w kilku miejscach zarowno wczesniej, jak i powyzej, zdajesz sie sugerowac, ze matka ma wazne powody. Ja jedynie pozwolilem sobie zauwazyc, ze nie wiemy nic o tych sytuacjach, ale z pewnoscia Werkaaa ma prawo o tym spokojnie porozmawiac, jesli ma byc (wlasciwie jest) czescia zwiazku i ja tez to dotyczy. To nie czyni z niej od razy jakies rozhisteryzowanej ksiezniczki, ktora mysli, ze swiat sie wokol niej kreci.
Teoretycznie autorka wątku faktycznie ma prawo porozmawiać z partnerem i otwarcie zakomunikować, że dość częste zmiany ich planów nie bardzo jej odpowiadają, ale... mając na uwadze powód zmiany tych planów... to do rozmowy o konkretach jeszcze bym nie przechodziła.Temat jest grząski niczym bagno i nie sądzę, aby Werkaaa wyszła z niego "żywa"
Osobiście w przypadku kontaktów z osobami często zmieniającymi zdanie w sprawie spotkania, w pewnym momencie przestaje takie osoby poważnie traktować i bywa, że to ja odwołuję spotkanie jeżeli pojawi się coś ciekawszego w zanadrzu. Nie jest to oczywiście eleganckie zachowanie, ale jeżeli druga strona wielokrotnie wystawiła mnie do wiatru z dość błahych powodów, to nie znajduję uzasadnienia dla którego miałabym czyjeś dobre samopoczucie stawiać ponad swoim. Bywa, że moje zachowanie zmusza niektórych do pewnych refleksji ale mam wśród znajomych również egzemplarze niereformowalne. Tyle tylko, że ci niereformowalni już mnie nie irytują, bo niczego dla nich "nie poświęcam".
Poczytałaś już wątek o macochach?
każda tam przeżywa dokładnie to samo.Oczekujesz, że oleje syna, bo teraz ma Ciebie?
ten syn będzie się w Waszym życiu przewijał przez kolejne 9 lat przynajmniej. Jego była żona nie może mieć planów? Nie może coś jej wypaść, nie może go poprosić o pomoc?
To jest rodzicielstwo. Nie przewidzisz, a czasami trzeba dostosować się do dziecka.Moim zdaniem rozmawiając z nim o tym postawisz się w średniej sytuacji. Cokolwiek powiesz i tak bedziesz "tą złą"
Nie 'oleje' syna tylko powie normalnie, że ma swoje plany i skoro ustalenia były takie, że przywozi syna o 18 do matki, to dlaczego dzień wcześniej matka prosi o przywiezienie go w poniedziałek.... na szczęście to nie była żona, tylko co najwyżej była dziewczyna i matka jego syna, mój facet nie jest rozwodnikiem, jest wolny.
Z tego co wiem, to szanowna mamusia jest na jakimś weekendowym wyjeździe, bo ma urlop i chce z niego wrócić później, więc 'lepiej, żeby syn już u niego został' Dodam, że syn posiada też dziadków (rodziców matki) do których można go odwieźć, ale lepiej psuć plany byłemu. Ja jeszcze rozumiem jakieś szkolenia, które też często ma, w środku tygodnia, czy to, że wyjeżdża służbowo, ale zdarzało się, że ona tak jak wczoraj dzwoni dzień wcześniej, że chce pojechać gdzieś tam, z kimś tam i trzeba po syna przyjechać albo oddać później.
Ja się nic nie odzywałam do tej pory, ale to zdarza się często i zawsze to ja idę w odstawkę, mnie przecież zawsze można przesunąć lub odwołać... Wydaje mi się, że mogłabym mu lekko dać do zrozumienia, że powinien pogadać z byłą o tym, aby trzymali się ustaleń, bo on ma prawo mieć swoje plany.
Czytam o macochach (okropne słowo btw), ciężki ten wątek...
werkaaaa napisał/a:avantino napisał/a:Oczywiscie, ze jedno i drugie sie nie kloci, bo mozna po prostu przyjecielsko (?) sypiac ze soba dla sportu badz zdrowia psychicznego. Ja jednak nawiazywalem do slow Werkiii:
"Żadne z nas nie powiedziało jeszcze 'kocham', on mówi, że mu zależy na mnie, ale ja nie wiem co czuję, nie wiem czego chce, boję się, że to nie ma przyszłości a ja chcę w przyszłości założyć rodzinę i być po prostu kurde szczęśliwa."
Moze zle to pojmuje, ale wydaje mi sie, ze tutaj jednak kluczowa sprawa (dla autorki) jest szukanie powaznego zwiazku, partnerstwa, rodziny (moze nie juz i teraz, ale przynajmniej jakichs podwalin na przyszlosc), a nie przed wszystkim seksu, a jak do tego "dojdzie milosc to nawet lepiej". Ty Olinko jednak jakbys zachecala Werkeee by brnela w tym dalej, a jak sie pojawi milosc to ok, ale nie musi, a juz na pewno nie po pieciu miesiacach? To jest jednak Twoje podejscie do tych spraw - Werka wydaje sie miec jednak inne spojrzenie, bo skad wobec tego jej post, ktory raczej jest manifestem niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy?No jasne, że pragnę poważnego związku. Nigdy nie było inaczej. Natomiast, jeżeli chodzi o słowo kocham, to ja napisałam już wcześniej, że sama nie jestem w stanie tego póki co powiedzieć. Dla mnie to słowo ma ogromną wagę, zwłaszcza po tym jak w poprzednim związku go nadużywałam.
To wspaniale, ze ma dla Ciebie wielka wage...niepokojace wobec tego wydaje mi sie nie to, ze nie chcesz tego jeszcze powiedziec pomna wczesniejszych doswiadczen, lecz to, ze z tego co piszesz nie czujesz tego, nawet jakiejs namiastki.
Namiastką tego jest to, że zależy mi na nim i chce z nim być.
Teoretycznie autorka wątku faktycznie ma prawo porozmawiać z partnerem i otwarcie zakomunikować, że dość częste zmiany ich planów nie bardzo jej odpowiadają, ale... mając na uwadze powód zmiany tych planów... to do rozmowy o konkretach jeszcze bym nie przechodziła.Temat jest grząski niczym bagno i nie sądzę, aby Werkaaa wyszła z niego "żywa"
![]()
Osobiście w przypadku kontaktów z osobami często zmieniającymi zdanie w sprawie spotkania, w pewnym momencie przestaje takie osoby poważnie traktować i bywa, że to ja odwołuję spotkanie jeżeli pojawi się coś ciekawszego w zanadrzu. Nie jest to oczywiście eleganckie zachowanie, ale jeżeli druga strona wielokrotnie wystawiła mnie do wiatru z dość błahych powodów, to nie znajduję uzasadnienia dla którego miałabym czyjeś dobre samopoczucie stawiać ponad swoim. Bywa, że moje zachowanie zmusza niektórych do pewnych refleksji
ale mam wśród znajomych również egzemplarze niereformowalne. Tyle tylko, że ci niereformowalni już mnie nie irytują, bo niczego dla nich "nie poświęcam".
No ale ja chyba też mam coś do powiedzenia, skoro już z nim jestem. Właśnie, może rozmowa z byłą byłaby jakimś punktem zwrotnym w tej sytuacji, bo tutaj już nawet nie chodzi o mnie, ale o mojego faceta i jego plany, niekoniecznie związane ze mną.
Czytam o macochach (okropne słowo btw), ciężki ten wątek...
Skoro już teraz masz problem z jego byłą i z ich dzieckiem, to pomyśl, co potencjalnie czeka Cię potem.
Powiem tyle: dla niego dziecko powinno być ważniejsze od Ciebie. Przynajmniej na ten moment. 5 miesięcy związku to praktycznie nic, a nie macie jeszcze żadnych zobowiązań i planów na wspólne życie.
Jakkolwiek to brzmi. Wchodzisz w związek, gdzie jest dziecko i albo to akceptujesz, albo nie wchodzisz w związek.
Albo zamiast spędzać cały czas w łóżku i spotykać się na seks, weźcie dzieciaka i idźcie z nim do kina/zoo/parku/spacer/cokolwiek.
88 2018-08-26 12:38:34 Ostatnio edytowany przez Liza2014 (2018-08-26 12:46:50)
oj Werciaaa - czarno to widze, bo albo z nim jest cos nie haloooo ( czyt. mniej jemu zalezy niz Tobie), albo jest tak spragniony czasu spedzonego z dzieckiem ( i tu spadasz z piedestalu).... i do Ciebie nalezy wybor. Lepiej wczesniej go dokonac , niz pozniej. Zacznij myslec...
89 2018-08-26 12:47:25 Ostatnio edytowany przez Volver (2018-08-26 12:50:16)
Volver napisał/a:Teoretycznie autorka wątku faktycznie ma prawo porozmawiać z partnerem i otwarcie zakomunikować, że dość częste zmiany ich planów nie bardzo jej odpowiadają, ale... mając na uwadze powód zmiany tych planów... to do rozmowy o konkretach jeszcze bym nie przechodziła.Temat jest grząski niczym bagno i nie sądzę, aby Werkaaa wyszła z niego "żywa"
![]()
Osobiście w przypadku kontaktów z osobami często zmieniającymi zdanie w sprawie spotkania, w pewnym momencie przestaje takie osoby poważnie traktować i bywa, że to ja odwołuję spotkanie jeżeli pojawi się coś ciekawszego w zanadrzu. Nie jest to oczywiście eleganckie zachowanie, ale jeżeli druga strona wielokrotnie wystawiła mnie do wiatru z dość błahych powodów, to nie znajduję uzasadnienia dla którego miałabym czyjeś dobre samopoczucie stawiać ponad swoim. Bywa, że moje zachowanie zmusza niektórych do pewnych refleksji
ale mam wśród znajomych również egzemplarze niereformowalne. Tyle tylko, że ci niereformowalni już mnie nie irytują, bo niczego dla nich "nie poświęcam".
No ale ja chyba też mam coś do powiedzenia, skoro już z nim jestem. Właśnie, może rozmowa z byłą byłaby jakimś punktem zwrotnym w tej sytuacji, bo tutaj już nawet nie chodzi o mnie, ale o mojego faceta i jego plany, niekoniecznie związane ze mną.
Twój misio nie jest 5 latkiem... gdyby zmiana planów byłej partnerki mu przeszkadzała, to by ją o tym poinformował. Nie sądzisz ? Ona pyta, on się zgadza. Twoim zdaniem winna zmiany Waszych, czy jego planów jest ona ? Twój facet ma wybór i go dokonuje. Chyba nie tam gdzie trzeba szukasz winnych.
I tak jak przypuszczałam na wstępie... już się czujesz puszczona w odstawkę...
Moze zle to pojmuje, ale wydaje mi sie, ze tutaj jednak kluczowa sprawa (dla autorki) jest szukanie powaznego zwiazku, partnerstwa, rodziny (moze nie juz i teraz, ale przynajmniej jakichs podwalin na przyszlosc), a nie przed wszystkim seksu, a jak do tego "dojdzie milosc to nawet lepiej". Ty Olinko jednak jakbys zachecala Werkeee by brnela w tym dalej, a jak sie pojawi milosc to ok, ale nie musi, a juz na pewno nie po pieciu miesiacach? To jest jednak Twoje podejscie do tych spraw - Werka wydaje sie miec jednak inne spojrzenie, bo skad wobec tego jej post, ktory raczej jest manifestem niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy?
Dziwna interpretacja tego, co napisałam i zupełnie nieprawdziwa. Przede wszystkim wyjaśniałam, że w samym fakcie, że wciąż nie pojawiło się to ważne słowo, nie ma niczego, co na tym etapie powinno niepokoić. Zdecydowanie nie chodziło mi tu o płytkość relacji, ale o fakt, że dla wielu osób słowo "kocham" po pięciu miesiącach, nawet intensywnej znajomości, to zbyt wcześnie, co jednak nie znaczy, że jeśli ono nie pada, to należy obawiać się, że nie traktuje się partnera poważnie. To po prostu jeszcze nie czas na miłość. Taka jest zresztą kolej rzeczy, że najpierw pojawia się zauroczenie, pożądanie, a miłość, ta prawdziwa, przychodzi z czasem. Naprawdę uważasz, że lepiej poważnymi wyznaniami rzucać na lewo i prawo tylko dlatego, że pomyli się je z innymi emocjami, by druga osoba czuła się spokojniejsza?
Tak sobie myślę, że chyba po prostu inną wagę przywiązujemy do tego wyznania.
avantino napisał/a:Moze zle to pojmuje, ale wydaje mi sie, ze tutaj jednak kluczowa sprawa (dla autorki) jest szukanie powaznego zwiazku, partnerstwa, rodziny (moze nie juz i teraz, ale przynajmniej jakichs podwalin na przyszlosc), a nie przed wszystkim seksu, a jak do tego "dojdzie milosc to nawet lepiej". Ty Olinko jednak jakbys zachecala Werkeee by brnela w tym dalej, a jak sie pojawi milosc to ok, ale nie musi, a juz na pewno nie po pieciu miesiacach? To jest jednak Twoje podejscie do tych spraw - Werka wydaje sie miec jednak inne spojrzenie, bo skad wobec tego jej post, ktory raczej jest manifestem niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy?
Dziwna interpretacja tego, co napisałam i zupełnie nieprawdziwa. Zdecydowanie nie chodziło mi tu o płytkość relacji, ale o fakt, że dla wielu osób słowo "kocham" po pięciu miesiącach, nawet intensywnej znajomości, to zbyt wcześnie, co jednak nie znaczy, że jeśli ono nie pada, to można obawiać się, że nie traktuje się partnera poważnie. To po prostu jeszcze nie czas na miłość. Taka jest zresztą kolej rzeczy, że najpierw pojawia się zauroczenie, pożądanie, a miłość, ta prawdziwa, przychodzi z czasem. Naprawdę uważasz, że lepiej poważnymi wyznaniami rzucać na lewo i prawo tylko dlatego, że pomyli się je z innymi emocjami, by druga osoba czuła się spokojniejsza?
Tak sobie myślę, że po prostu inną wagę przywiązujemy do tego wyznania.
Tak, najwyrazniej przywiazujemy inna wage. Dla Ciebie to wydaje sie byc deklaracja "sformalizowania" zwiazku, ktora faktycznie mozna odlozyc o miesiace, lata (?) pozniej. Dla mnie takie wyznania swiadcza o tym, ze to tu i teraz jest czyms wiecej niz weekendowy seksik. Co wiecej to nieistotne co Tobie badz mnie odpowiada albo do czego przywiazujemy wage - temat sprowokowala Werkaaa i chyba przedmiotem tych wymian jest jej sytuacja, z jej perspektywy? Ja zrozumialem, ze ona "nie czuje" tego i to jej przeszkadza. Z drugiej strony nieco pozniej napisala, ze "zalezy jej", wiec zaczynma sie gubic w tym. Co to znaczy "zalezy mi"? Ale na czym? By nie stracic poczucia bezpieczenstwa? By znowu nie zostac sama? Tak moze zalezec np. na przyjazni, ale z przyjaciolmi zazwyczaj nie chodzi sie do lozka. Ja tu widze swego rodzaju "poki co" dzialajacy uklad, ale po tych miesiacach nie widze materialu na to czego szuka/oczekuje Werkaaaa. Chyba, ze to znowu moja dziwna interpretacja....
avantino ........... w PUNKT............ Werciaaa w tym zwiazku nie otrzyma tego, czego oczekuje .. coz taak bywa
Werciaa badz madra i cierpiwa
Uprawiacie sex?
Uprawiacie sex?
przeczytałaś pierwszy post?
werkaaaa napisał/a:Czytam o macochach (okropne słowo btw), ciężki ten wątek...
Skoro już teraz masz problem z jego byłą i z ich dzieckiem, to pomyśl, co potencjalnie czeka Cię potem.
Powiem tyle: dla niego dziecko powinno być ważniejsze od Ciebie. Przynajmniej na ten moment. 5 miesięcy związku to praktycznie nic, a nie macie jeszcze żadnych zobowiązań i planów na wspólne życie.
Jakkolwiek to brzmi. Wchodzisz w związek, gdzie jest dziecko i albo to akceptujesz, albo nie wchodzisz w związek.
Albo zamiast spędzać cały czas w łóżku i spotykać się na seks, weźcie dzieciaka i idźcie z nim do kina/zoo/parku/spacer/cokolwiek.
Loka, ale ja to akceptuje i ja chcę żeby jego syn mnie polubił. Natomiast te zmiany planów byłej są dość męczące, a może ona robi to specjalnie (?) Ne wiem tego, ale ona o nas wie, od jego znajomych, bo kiedyś mojego faceta pytała "czy to prawda że jest z 23-latką ?" I ja wiem, że nie mogę konkurować z jego dzieckiem, tylko chodzi mi tutaj o nasze relacje.
Mój facet mnie przepraszał za to, za tą zminę więc chyba sam widzi, że nie jest ok.
werkaaaa napisał/a:Volver napisał/a:Teoretycznie autorka wątku faktycznie ma prawo porozmawiać z partnerem i otwarcie zakomunikować, że dość częste zmiany ich planów nie bardzo jej odpowiadają, ale... mając na uwadze powód zmiany tych planów... to do rozmowy o konkretach jeszcze bym nie przechodziła.Temat jest grząski niczym bagno i nie sądzę, aby Werkaaa wyszła z niego "żywa"
![]()
Osobiście w przypadku kontaktów z osobami często zmieniającymi zdanie w sprawie spotkania, w pewnym momencie przestaje takie osoby poważnie traktować i bywa, że to ja odwołuję spotkanie jeżeli pojawi się coś ciekawszego w zanadrzu. Nie jest to oczywiście eleganckie zachowanie, ale jeżeli druga strona wielokrotnie wystawiła mnie do wiatru z dość błahych powodów, to nie znajduję uzasadnienia dla którego miałabym czyjeś dobre samopoczucie stawiać ponad swoim. Bywa, że moje zachowanie zmusza niektórych do pewnych refleksji
ale mam wśród znajomych również egzemplarze niereformowalne. Tyle tylko, że ci niereformowalni już mnie nie irytują, bo niczego dla nich "nie poświęcam".
No ale ja chyba też mam coś do powiedzenia, skoro już z nim jestem. Właśnie, może rozmowa z byłą byłaby jakimś punktem zwrotnym w tej sytuacji, bo tutaj już nawet nie chodzi o mnie, ale o mojego faceta i jego plany, niekoniecznie związane ze mną.
Twój misio nie jest 5 latkiem... gdyby zmiana planów byłej partnerki mu przeszkadzała, to by ją o tym poinformował. Nie sądzisz ? Ona pyta, on się zgadza. Twoim zdaniem winna zmiany Waszych, czy jego planów jest ona ? Twój facet ma wybór i go dokonuje. Chyba nie tam gdzie trzeba szukasz winnych.
I tak jak przypuszczałam na wstępie... już się czujesz puszczona w odstawkę...
Owszem, ale weź pod uwagę, że gdy ona prosi go o zminę planów, to on ma odmówić gdy w grę wchodzi jego dziecko ? Ona go stawia pod ścianą, bo później może się to obrócić przeciwko niemu, jak coś w stylu "aha, to olewasz swojego syna ?"... Ja tak to widzę. Dlatego chyba pogadam z nim o tym, aby powiedział jej, że jak ustalają coś raz to to nie powinno się zmieniać...
97 2018-08-26 16:44:09 Ostatnio edytowany przez werkaaaa (2018-08-26 16:54:02)
Olinka napisał/a:avantino napisał/a:Moze zle to pojmuje, ale wydaje mi sie, ze tutaj jednak kluczowa sprawa (dla autorki) jest szukanie powaznego zwiazku, partnerstwa, rodziny (moze nie juz i teraz, ale przynajmniej jakichs podwalin na przyszlosc), a nie przed wszystkim seksu, a jak do tego "dojdzie milosc to nawet lepiej". Ty Olinko jednak jakbys zachecala Werkeee by brnela w tym dalej, a jak sie pojawi milosc to ok, ale nie musi, a juz na pewno nie po pieciu miesiacach? To jest jednak Twoje podejscie do tych spraw - Werka wydaje sie miec jednak inne spojrzenie, bo skad wobec tego jej post, ktory raczej jest manifestem niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy?
Dziwna interpretacja tego, co napisałam i zupełnie nieprawdziwa. Zdecydowanie nie chodziło mi tu o płytkość relacji, ale o fakt, że dla wielu osób słowo "kocham" po pięciu miesiącach, nawet intensywnej znajomości, to zbyt wcześnie, co jednak nie znaczy, że jeśli ono nie pada, to można obawiać się, że nie traktuje się partnera poważnie. To po prostu jeszcze nie czas na miłość. Taka jest zresztą kolej rzeczy, że najpierw pojawia się zauroczenie, pożądanie, a miłość, ta prawdziwa, przychodzi z czasem. Naprawdę uważasz, że lepiej poważnymi wyznaniami rzucać na lewo i prawo tylko dlatego, że pomyli się je z innymi emocjami, by druga osoba czuła się spokojniejsza?
Tak sobie myślę, że po prostu inną wagę przywiązujemy do tego wyznania.Tak, najwyrazniej przywiazujemy inna wage. Dla Ciebie to wydaje sie byc deklaracja "sformalizowania" zwiazku, ktora faktycznie mozna odlozyc o miesiace, lata (?) pozniej. Dla mnie takie wyznania swiadcza o tym, ze to tu i teraz jest czyms wiecej niz weekendowy seksik. Co wiecej to nieistotne co Tobie badz mnie odpowiada albo do czego przywiazujemy wage - temat sprowokowala Werkaaa i chyba przedmiotem tych wymian jest jej sytuacja, z jej perspektywy? Ja zrozumialem, ze ona "nie czuje" tego i to jej przeszkadza. Z drugiej strony nieco pozniej napisala, ze "zalezy jej", wiec zaczynma sie gubic w tym. Co to znaczy "zalezy mi"? Ale na czym? By nie stracic poczucia bezpieczenstwa? By znowu nie zostac sama? Tak moze zalezec np. na przyjazni, ale z przyjaciolmi zazwyczaj nie chodzi sie do lozka. Ja tu widze swego rodzaju "poki co" dzialajacy uklad, ale po tych miesiacach nie widze materialu na to czego szuka/oczekuje Werkaaaa. Chyba, ze to znowu moja dziwna interpretacja....
Z tym 'zależy' chodzi mi o to, że zależy mi na rozwoju tej relacji, na tym, abyśmy budowali związek i pracowali na to, aby móc w końcu być pewnym, że KOCHAM. Myślę, że gdyby to był tylko 'weekendowy seksik' to nie wziął by mnie na wesele, gdzie byli jego koledzy, znajomi, to nie pokazywalibyśmy się razem publicznie nigdzie... nie powiedziałby mi, że jemu tez zależy na mnie. Nie sądzisz ?
edit. NIGDY żadnemu facetowi nie powiem pierwsza 'kocham Cię', nawet jeżeli będę to czuć w środku, to poczekam na to aż on zrobi to pierwszy. No chyba że przez trzy lata nie powie to wtedy będę się martwić.
to, że zabrał cie na wesele kompletnie nic nie znaczy, jak również to, że cię nie ukrywa. nie oznacza to również, że traktuje waszą relację poważnie.
sosenek, to w takim razie, jakie zachowania miałby świadczyć że traktuje nas poważnie ? lub co w naszej relacji świadczy o tym, że to nie jest nic poważnego ? Pytam bez sarkazmu, żeby nie było. Po prostu chcę wiedzieć dlaczego takie wnioski wyciągasz.
Autorko, odstaw seks i zacznij stawiać mu swoje wymogi, o które wyżej coraz częściej zaczynasz się dopominać, a szybko dowiesz się, jaka relacja Was łączy.
Piszę bez sarkazmu, żeby nie było.
Owszem, ale weź pod uwagę, że gdy ona prosi go o zminę planów, to on ma odmówić gdy w grę wchodzi jego dziecko ? Ona go stawia pod ścianą, bo później może się to obrócić przeciwko niemu, jak coś w stylu "aha, to olewasz swojego syna ?"... Ja tak to widzę. Dlatego chyba pogadam z nim o tym, aby powiedział jej, że jak ustalają coś raz to to nie powinno się zmieniać...
W tym momencie, to już kompletnie się pogubiłam w Twojej "logice" i nie jestem pewna, czy aby Ty sama siebie rozumiesz. Skoro on nie może odmówić... a wszystko przez to, że ona stawia go pod ścianą, to ewidentnie ową rozmowę powinnaś przeprowadzić z "ona". Najlepiej wymuś na "ona" żeby nigdy więcej misia pod ścianą nie stawiała W mojej ocenie moment w którym on jej powie, że ma się trzymać ustalonych dat nie ma specjalnego znaczenia. Jeżeli była partnerka należy do kobiet określonego gatunku, to i tak chłop usłyszy : "aha olewasz swojego syna". Zresztą tak naprawdę, to Ty nie wiesz jakie oni mają ustalenia miedzy sobą.
No, ale próbuj...
102 2018-08-26 19:56:57 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2018-08-26 19:59:37)
to, że zabrał cie na wesele kompletnie nic nie znaczy, jak również to, że cię nie ukrywa. nie oznacza to również, że traktuje waszą relację poważnie.
sosenek, to w takim razie, jakie zachowania miałby świadczyć że traktuje nas poważnie ? lub co w naszej relacji świadczy o tym, że to nie jest nic poważnego ? Pytam bez sarkazmu, żeby nie było. Po prostu chcę wiedzieć dlaczego takie wnioski wyciągasz.
Werkaaaa, chciałabyś, aby sosenek znalazła sposób, który dałby Ci jednoznaczną odpowiedź na gnębiące Ciebie wątpliwość dotyczące intencji Twojego faceta wobec Ciebie?
To chyba pomyłka.
Już Tobie napisałam wcześniej, że prowadzenie się z Tobą może być dla Twojego faceta formą autoprezentacji a Ty pełnisz rolę trofeum, który świadczy o jego powodzeniu u „młódek” albo możesz być dla niego maskotką umilającą czas. Podkreślam, że może, ale nie musi.
To że się z Tobą pokazuje świadczy tylko o tym, że się Ciebie nie wstydzi, a nie że traktuje związek z Tobą poważnie.
Twoim problem jest w mojej ocenie Twój brak pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości, stąd obawy przed byciem wykorzystaną, bo nie do końca wierzysz, że ktoś może Ciebie pokochać oraz stąd Twoja wysoka potrzeba aprobaty społecznej i dlatego tak się przejmujesz gadaniem koleżanki i ciekawskimi spojrzeniami ludzi. W żadnym związku nie będziesz miała nigdy gwarancji, że będzie on trwały i szczęśliwy na zawsze. Musisz zaryzykować i pozwolić, aby relacja się rozwijała. W tej chwili nie wydaje mi się, że darzysz swojego partnera głębszym uczuciem, ale chcesz zminimalizować ryzyko Twojej porażki, którą byłoby dla Ciebie odrzucenie lub porzucenie przez partnera.
sosenek napisał/a:to, że zabrał cie na wesele kompletnie nic nie znaczy, jak również to, że cię nie ukrywa. nie oznacza to również, że traktuje waszą relację poważnie.
werkaaaa napisał/a:sosenek, to w takim razie, jakie zachowania miałby świadczyć że traktuje nas poważnie ? lub co w naszej relacji świadczy o tym, że to nie jest nic poważnego ? Pytam bez sarkazmu, żeby nie było. Po prostu chcę wiedzieć dlaczego takie wnioski wyciągasz.
Werkaaaa, chciałabyś, aby sosenek znalazła sposób, który dałby Ci jednoznaczną odpowiedź na gnębiące Ciebie wątpliwość dotyczące intencji Twojego faceta wobec Ciebie?
To chyba pomyłka.
Już Tobie napisałam wcześniej, że prowadzenie się z Tobą może być dla Twojego faceta formą autoprezentacji a Ty pełnisz rolę trofeum, który świadczy o jego powodzeniu u „młódek” albo możesz być dla niego maskotką umilającą czas. Podkreślam, że może, ale nie musi.
To że się z Tobą pokazuje świadczy tylko o tym, że się Ciebie nie wstydzi, a nie że traktuje związek z Tobą poważnie.Twoim problem jest w mojej ocenie Twój brak pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości, stąd obawy przed byciem wykorzystaną, bo nie do końca wierzysz, że ktoś może Ciebie pokochać oraz stąd Twoja wysoka potrzeba aprobaty społecznej i dlatego tak się przejmujesz gadaniem koleżanki i ciekawskimi spojrzeniami ludzi. W żadnym związku nie będziesz miała nigdy gwarancji, że będzie on trwały i szczęśliwy na zawsze. Musisz zaryzykować i pozwolić, aby relacja się rozwijała. W tej chwili nie wydaje mi się, że darzysz swojego partnera głębszym uczuciem, ale chcesz zminimalizować ryzyko Twojej porażki, którą byłoby dla Ciebie odrzucenie lub porzucenie przez partnera.
Zgadza sie, tzn. zgadzaloby sie w sytuacji zakochanych badz przynajmniej zauroczonych soba ludzi, a z przytoczonych tutaj slow Werkiii, ja doprawdy nie widze perspktyw na jakies rozwijanie sie relacji: "czas spedzamy glownie w lozku", "nie powiem pierwsza kocham nawet przez trzy lata" (przepraszam, jesli cos nieco przekrecilem). Tak wiec przewrotnie powtorze co wspomniala powyzej MagdaLena, ze rownie dobrze "NIE musisz ryzykowac i pozwalac..."
Volver napisał/a:werkaaaa napisał/a:No ale ja chyba też mam coś do powiedzenia, skoro już z nim jestem. Właśnie, może rozmowa z byłą byłaby jakimś punktem zwrotnym w tej sytuacji, bo tutaj już nawet nie chodzi o mnie, ale o mojego faceta i jego plany, niekoniecznie związane ze mną.
Twój misio nie jest 5 latkiem... gdyby zmiana planów byłej partnerki mu przeszkadzała, to by ją o tym poinformował. Nie sądzisz ? Ona pyta, on się zgadza. Twoim zdaniem winna zmiany Waszych, czy jego planów jest ona ? Twój facet ma wybór i go dokonuje. Chyba nie tam gdzie trzeba szukasz winnych.
I tak jak przypuszczałam na wstępie... już się czujesz puszczona w odstawkę...Owszem, ale weź pod uwagę, że gdy ona prosi go o zminę planów, to on ma odmówić gdy w grę wchodzi jego dziecko ? Ona go stawia pod ścianą, bo później może się to obrócić przeciwko niemu, jak coś w stylu "aha, to olewasz swojego syna ?"... Ja tak to widzę. Dlatego chyba pogadam z nim o tym, aby powiedział jej, że jak ustalają coś raz to to nie powinno się zmieniać...
A może ich umowa była w stylu "Bardzo lubię spędzać czas z moim dzieckiem, gdyby Ci kiedyś coś wypadło, to ja chętnie zostanę z małym dłużej"? Więc nie dopowiadaj sobie scenariuszy. Za wychowanie dziecka odpowiada tak samo i ojciec i matka. Czasami nie da się wszystkiego zaplanować i plany się zmieniają. Dziecko to nie jest pies, którego musisz odebrać z hotelu dla psów do końca doby hotelowej. Jest z ojcem, który go kocha i może się cieszy z dodatkowego dnia z synem.
I wybacz, ale w kwestii jego dziecka raczej nie masz nic do powiedzenia.
sosenek napisał/a:to, że zabrał cie na wesele kompletnie nic nie znaczy, jak również to, że cię nie ukrywa. nie oznacza to również, że traktuje waszą relację poważnie.
werkaaaa napisał/a:sosenek, to w takim razie, jakie zachowania miałby świadczyć że traktuje nas poważnie ? lub co w naszej relacji świadczy o tym, że to nie jest nic poważnego ? Pytam bez sarkazmu, żeby nie było. Po prostu chcę wiedzieć dlaczego takie wnioski wyciągasz.
Werkaaaa, chciałabyś, aby sosenek znalazła sposób, który dałby Ci jednoznaczną odpowiedź na gnębiące Ciebie wątpliwość dotyczące intencji Twojego faceta wobec Ciebie?
To chyba pomyłka.
Już Tobie napisałam wcześniej, że prowadzenie się z Tobą może być dla Twojego faceta formą autoprezentacji a Ty pełnisz rolę trofeum, który świadczy o jego powodzeniu u „młódek” albo możesz być dla niego maskotką umilającą czas. Podkreślam, że może, ale nie musi.
To że się z Tobą pokazuje świadczy tylko o tym, że się Ciebie nie wstydzi, a nie że traktuje związek z Tobą poważnie.Twoim problem jest w mojej ocenie Twój brak pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości, stąd obawy przed byciem wykorzystaną, bo nie do końca wierzysz, że ktoś może Ciebie pokochać oraz stąd Twoja wysoka potrzeba aprobaty społecznej i dlatego tak się przejmujesz gadaniem koleżanki i ciekawskimi spojrzeniami ludzi. W żadnym związku nie będziesz miała nigdy gwarancji, że będzie on trwały i szczęśliwy na zawsze. Musisz zaryzykować i pozwolić, aby relacja się rozwijała. W tej chwili nie wydaje mi się, że darzysz swojego partnera głębszym uczuciem, ale chcesz zminimalizować ryzyko Twojej porażki, którą byłoby dla Ciebie odrzucenie lub porzucenie przez partnera.
Wiesz co Magdalena, trafiłaś w punkt. Czytając Twoją wypowiedź miałam łzy w oczach. Masz rację i dzisiaj sobie to uświadomiłam.
Trochę nie w temacie, ale musze się wygadać. Wczoraj w nocy moja mama wróciła z wakacji, otworzyłam jej drzwi a ona nie odezwała się do mnie ani słowem, nic. Po prostu weszła bez żadnego 'cześć'. Ok, to już w sumie któryś raz, ale zazwyczaj po pracy jak wraca to tak się zachowuje, więc myślałam, że jak wróci z wakacji, to będzie w lepszym humorze. Rano, zapytała o sprawy rodzinne, więc chwile normalnie rozmawiałyśmy, ale później wyszedł jakiś temat i znowu kłótnia, a gdy jest kłótnia to mama ZAWSZE przytacza mój były związek i to, że on mnie rzucił i wypomina, że nic w życiu dobrego nie osiągnęłam, więc odpowiedziałam jej, że w jej małżeństwie też nie jest dobrze, a właściwie go nie ma i wtedy mama zapytała "czy chce dostać w pysk ? bo ona może to zrobić i nie będzie miała z tego powodu żadnych konsekwencji" i po tym incydencie moją pierwszą myślą było "muszę do niego zadzwonić, żeby po mnie przyjechał, bo ja tutaj nie wytrzymam" ale później ochłonęłam, popłakałam sobie i stwierdziłam, że tego nie zrobię bo przecież syn jest u niego i nie chce żeby w takim stanie mnie zobaczył po raz pierwszy. Zaczęłam czytać jakiś artykuł o toksycznych relacjach z matka, gdzie było napisane, że gdy dziecko nie czuje się kochane przez matkę to wtedy nie jest w stanie uwierzyć, że ktoś inny (partner) może to zrobić, czyli to co napisała Magdalena. Zastanawiam się bardzo poważnie nad terapią.
Mój facet zadzwonił, odebrałam, bo myślałam, że już się uspokoiłam, ale wyczuł, że coś jest nie tak, a wtedy ja nie wytrzymałam i się rozpłakałam, powiedziałam, że z mamą się pokłóciłam i ogólnie o tym opowiedziałam, on powiedział, że przyjedzie na chwile, zostawi w mieszkaniu syna, ale postanowiłam, że nie chce żeby mnie widział w tym stanie, poza tym chciałam być sama. Okazał mi wsparcie, natomiast, czuję, że ja trochę chcę uciec do niego z domu, bo już sobie planuję, że jutro zostanę u niego na noc, żeby nie być z matką. I często jak od niego wracam, to czuję taki smutek, że do domu muszę jechać... Sama nie wiem co we mnie siedzi, gdzie znaleźć złoty środek...
MagdaLena1111 napisał/a:sosenek napisał/a:to, że zabrał cie na wesele kompletnie nic nie znaczy, jak również to, że cię nie ukrywa. nie oznacza to również, że traktuje waszą relację poważnie.
werkaaaa napisał/a:sosenek, to w takim razie, jakie zachowania miałby świadczyć że traktuje nas poważnie ? lub co w naszej relacji świadczy o tym, że to nie jest nic poważnego ? Pytam bez sarkazmu, żeby nie było. Po prostu chcę wiedzieć dlaczego takie wnioski wyciągasz.
Werkaaaa, chciałabyś, aby sosenek znalazła sposób, który dałby Ci jednoznaczną odpowiedź na gnębiące Ciebie wątpliwość dotyczące intencji Twojego faceta wobec Ciebie?
To chyba pomyłka.
Już Tobie napisałam wcześniej, że prowadzenie się z Tobą może być dla Twojego faceta formą autoprezentacji a Ty pełnisz rolę trofeum, który świadczy o jego powodzeniu u „młódek” albo możesz być dla niego maskotką umilającą czas. Podkreślam, że może, ale nie musi.
To że się z Tobą pokazuje świadczy tylko o tym, że się Ciebie nie wstydzi, a nie że traktuje związek z Tobą poważnie.Twoim problem jest w mojej ocenie Twój brak pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości, stąd obawy przed byciem wykorzystaną, bo nie do końca wierzysz, że ktoś może Ciebie pokochać oraz stąd Twoja wysoka potrzeba aprobaty społecznej i dlatego tak się przejmujesz gadaniem koleżanki i ciekawskimi spojrzeniami ludzi. W żadnym związku nie będziesz miała nigdy gwarancji, że będzie on trwały i szczęśliwy na zawsze. Musisz zaryzykować i pozwolić, aby relacja się rozwijała. W tej chwili nie wydaje mi się, że darzysz swojego partnera głębszym uczuciem, ale chcesz zminimalizować ryzyko Twojej porażki, którą byłoby dla Ciebie odrzucenie lub porzucenie przez partnera.
Wiesz co Magdalena, trafiłaś w punkt. Czytając Twoją wypowiedź miałam łzy w oczach. Masz rację i dzisiaj sobie to uświadomiłam.
Trochę nie w temacie, ale musze się wygadać. Wczoraj w nocy moja mama wróciła z wakacji, otworzyłam jej drzwi a ona nie odezwała się do mnie ani słowem, nic. Po prostu weszła bez żadnego 'cześć'. Ok, to już w sumie któryś raz, ale zazwyczaj po pracy jak wraca to tak się zachowuje, więc myślałam, że jak wróci z wakacji, to będzie w lepszym humorze. Rano, zapytała o sprawy rodzinne, więc chwile normalnie rozmawiałyśmy, ale później wyszedł jakiś temat i znowu kłótnia, a gdy jest kłótnia to mama ZAWSZE przytacza mój były związek i to, że on mnie rzucił i wypomina, że nic w życiu dobrego nie osiągnęłam, więc odpowiedziałam jej, że w jej małżeństwie też nie jest dobrze, a właściwie go nie ma i wtedy mama zapytała "czy chce dostać w pysk ? bo ona może to zrobić i nie będzie miała z tego powodu żadnych konsekwencji" i po tym incydencie moją pierwszą myślą było "muszę do niego zadzwonić, żeby po mnie przyjechał, bo ja tutaj nie wytrzymam" ale później ochłonęłam, popłakałam sobie i stwierdziłam, że tego nie zrobię bo przecież syn jest u niego i nie chce żeby w takim stanie mnie zobaczył po raz pierwszy. Zaczęłam czytać jakiś artykuł o toksycznych relacjach z matka, gdzie było napisane, że gdy dziecko nie czuje się kochane przez matkę to wtedy nie jest w stanie uwierzyć, że ktoś inny (partner) może to zrobić, czyli to co napisała Magdalena. Zastanawiam się bardzo poważnie nad terapią.
Mój facet zadzwonił, odebrałam, bo myślałam, że już się uspokoiłam, ale wyczuł, że coś jest nie tak, a wtedy ja nie wytrzymałam i się rozpłakałam, powiedziałam, że z mamą się pokłóciłam i ogólnie o tym opowiedziałam, on powiedział, że przyjedzie na chwile, zostawi w mieszkaniu syna, ale postanowiłam, że nie chce żeby mnie widział w tym stanie, poza tym chciałam być sama. Okazał mi wsparcie, natomiast, czuję, że ja trochę chcę uciec do niego z domu, bo już sobie planuję, że jutro zostanę u niego na noc, żeby nie być z matką. I często jak od niego wracam, to czuję taki smutek, że do domu muszę jechać... Sama nie wiem co we mnie siedzi, gdzie znaleźć złoty środek...
Trudno ocenic na ile w tym i poprzednim zwiazku Twoj brak wiary w uczucia partnera przyczynia sie do Twoich rozterek....bo moze to nie jest niechec/niezdolnosc do zaakceptowania tego, lecz moze niestety po prostu nie ma w co wierzyc. W tym tutaj konkretnym przypadku jednak sugerujesz, ze glowna sila napedowa moze byc dla Ciebie ucieczka przed toksyczna relacja z matka. Pomysl o tym, sama musisz sobie odpowiedziec na wiele pytan i nie znajdziesz tu odpowiedzi. Inaczej mozesz skapac sie w jeszcze wiekszym bajorze rozgoryczenia.
Ja nie oceniam. Tylko opisuję, co widzę w otoczeniu. Starsi faceci, po rozwodach, wyrywając jakąś młodą kobietę... chcą się dowartościować, udowodnić sobie i otoczeniu, że coś znaczą.
Jak masz wątpliwości, to słuchaj sama siebie. Wewnętrzny konflikt daje Tobie do myślenia...
werkaaaa napisał/a:MagdaLena1111 napisał/a:Werkaaaa, chciałabyś, aby sosenek znalazła sposób, który dałby Ci jednoznaczną odpowiedź na gnębiące Ciebie wątpliwość dotyczące intencji Twojego faceta wobec Ciebie?
To chyba pomyłka.
Już Tobie napisałam wcześniej, że prowadzenie się z Tobą może być dla Twojego faceta formą autoprezentacji a Ty pełnisz rolę trofeum, który świadczy o jego powodzeniu u „młódek” albo możesz być dla niego maskotką umilającą czas. Podkreślam, że może, ale nie musi.
To że się z Tobą pokazuje świadczy tylko o tym, że się Ciebie nie wstydzi, a nie że traktuje związek z Tobą poważnie.Twoim problem jest w mojej ocenie Twój brak pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości, stąd obawy przed byciem wykorzystaną, bo nie do końca wierzysz, że ktoś może Ciebie pokochać oraz stąd Twoja wysoka potrzeba aprobaty społecznej i dlatego tak się przejmujesz gadaniem koleżanki i ciekawskimi spojrzeniami ludzi. W żadnym związku nie będziesz miała nigdy gwarancji, że będzie on trwały i szczęśliwy na zawsze. Musisz zaryzykować i pozwolić, aby relacja się rozwijała. W tej chwili nie wydaje mi się, że darzysz swojego partnera głębszym uczuciem, ale chcesz zminimalizować ryzyko Twojej porażki, którą byłoby dla Ciebie odrzucenie lub porzucenie przez partnera.
Wiesz co Magdalena, trafiłaś w punkt. Czytając Twoją wypowiedź miałam łzy w oczach. Masz rację i dzisiaj sobie to uświadomiłam.
Trochę nie w temacie, ale musze się wygadać. Wczoraj w nocy moja mama wróciła z wakacji, otworzyłam jej drzwi a ona nie odezwała się do mnie ani słowem, nic. Po prostu weszła bez żadnego 'cześć'. Ok, to już w sumie któryś raz, ale zazwyczaj po pracy jak wraca to tak się zachowuje, więc myślałam, że jak wróci z wakacji, to będzie w lepszym humorze. Rano, zapytała o sprawy rodzinne, więc chwile normalnie rozmawiałyśmy, ale później wyszedł jakiś temat i znowu kłótnia, a gdy jest kłótnia to mama ZAWSZE przytacza mój były związek i to, że on mnie rzucił i wypomina, że nic w życiu dobrego nie osiągnęłam, więc odpowiedziałam jej, że w jej małżeństwie też nie jest dobrze, a właściwie go nie ma i wtedy mama zapytała "czy chce dostać w pysk ? bo ona może to zrobić i nie będzie miała z tego powodu żadnych konsekwencji" i po tym incydencie moją pierwszą myślą było "muszę do niego zadzwonić, żeby po mnie przyjechał, bo ja tutaj nie wytrzymam" ale później ochłonęłam, popłakałam sobie i stwierdziłam, że tego nie zrobię bo przecież syn jest u niego i nie chce żeby w takim stanie mnie zobaczył po raz pierwszy. Zaczęłam czytać jakiś artykuł o toksycznych relacjach z matka, gdzie było napisane, że gdy dziecko nie czuje się kochane przez matkę to wtedy nie jest w stanie uwierzyć, że ktoś inny (partner) może to zrobić, czyli to co napisała Magdalena. Zastanawiam się bardzo poważnie nad terapią.
Mój facet zadzwonił, odebrałam, bo myślałam, że już się uspokoiłam, ale wyczuł, że coś jest nie tak, a wtedy ja nie wytrzymałam i się rozpłakałam, powiedziałam, że z mamą się pokłóciłam i ogólnie o tym opowiedziałam, on powiedział, że przyjedzie na chwile, zostawi w mieszkaniu syna, ale postanowiłam, że nie chce żeby mnie widział w tym stanie, poza tym chciałam być sama. Okazał mi wsparcie, natomiast, czuję, że ja trochę chcę uciec do niego z domu, bo już sobie planuję, że jutro zostanę u niego na noc, żeby nie być z matką. I często jak od niego wracam, to czuję taki smutek, że do domu muszę jechać... Sama nie wiem co we mnie siedzi, gdzie znaleźć złoty środek...
Trudno ocenic na ile w tym i poprzednim zwiazku Twoj brak wiary w uczucia partnera przyczynia sie do Twoich rozterek....bo moze to nie jest niechec/niezdolnosc do zaakceptowania tego, lecz moze niestety po prostu nie ma w co wierzyc. W tym tutaj konkretnym przypadku jednak sugerujesz, ze glowna sila napedowa moze byc dla Ciebie ucieczka przed toksyczna relacja z matka. Pomysl o tym, sama musisz sobie odpowiedziec na wiele pytan i nie znajdziesz tu odpowiedzi. Inaczej mozesz skapac sie w jeszcze wiekszym bajorze rozgoryczenia.
Sama nie znam odpowiedzi na wiele pytan w mojej głowie, dlatego dzisiaj zapisuje sie na terapie. Zawsze przed jej rozpoczęciem hamowały mnie koszty ale myśle sobie teraz ze lepiej wydać te 200-300 zł na miesiąc i wiedzieć co ma sie w głowie, tym bardziej ze to coraz bardziej mi przeszkadza.
Napisałam o matce i ucieczce bo z poprzednim facetem mieszkałam i chyba to mieszkanie trzymało mnie najbardziej w tym związku. Z tym tez najchętniej juz bym zamieszkała...
Po 2 miesiacach ze nie mowi kocham to chyba normalne. Martwilabym sie gdyby powiedzial.
Nie ukrywa cie, jest wam dobrze. Po co sie doszukujesz?
Moim zdaniem mężczyźni w tym wieku generalnie dzielą się na cztery grupy: osoby samotne (z wyboru lub w wyniku zaistniałych okoliczności), desperatów, przechodzących kryzys wieku średniego i dojrzałych, stabilnych emocjonalnie mężczyzn. Pierwszych opisywać nie będę, bo wydaje mi się to jasne, drudzy to z reguły tacy, którzy z określonego powodu uświadomili sobie, że pora się ustatkować i/lub wreszcie ożenić, dlatego ich głównym celem zawierania znajomości jest jak najszybsze usidlenie wybranki. Co ważne, desperatów szybko się wyczuwa. Trzeci to ta grupa, która sobie samym i otoczeniu usiłuje udowodnić, że wciąż mogą się podobać i ci będący w stałych związkach nierzadko wikłają się w romanse lub zmieniają kochanki jak rękawiczki, jeśli pozostają singlami. Grupa czwarta to mężczyźni poukładani, świadomi siebie i swoich potrzeb - oni doskonale wiedzą czego chcą i jak to osiągnąć, a decyzje podejmują świadomie, w tym nie składają pochopnych deklaracji. Co prawda jest jeszcze grupa piąta, czyi wieczne dzieci, które przez całe życie po prostu się bawią, ale tych wymownie pominę.
Mogę się co prawda mylić, ale nie wydaje mi się, aby Twój obecny partner traktował Cię przedmiotowo, jak trofeum. Równocześnie czytając co piszesz sądzę, że jesteś ostrożna, dlatego przypuszczam, że wyczułabyś, gdyby było inaczej.
Mam w swoim otoczeniu parę - on lat 44, ona 22. Miała lat 19, kiedy on zauroczył się, zostawił dla niej żonę (niemal 20 lat stażu) i dwoje dzieci. Wszyscy dawali im najdłużej kilka miesięcy, a tymczasem właśnie mijają trzy lata i nie wygląda na to, żeby związek miał się ku rozpadowi. Łatwo nie mieli, tym bardziej, że wspólni znajomi jego i żony szybko się od niego odwrócili, a rodzina nowego związku nie akceptowała, ale on od samego początku wszystko postawił na jedną kartę - nie ukrywał jej, a nawet zabierał ze sobą tam, gdzie niekoniecznie było to dla niej komfortowe, choćby z racji pojawiającego się ostracyzmu wynikającego z obciążania za rozbicie rodziny. Nawet w święta postawił rodzicom ultimatum, że albo przyjdzie z nią, albo wcale. Minął jednak jakiś czas, znajomości same się zweryfikowały, bo jedni zupełnie zerwali kontakt, ale inni zaakceptowali istniejący stan rzeczy i wszytko zaczęło się układać.
Dążę do tego, że Twój partner, podobnie jak mój znajomy (ja jestem dobrą koleżanką jego żony), wydaje się traktować Cię poważnie i różnica wieku nie ma tu żadnego znaczenia, o czym świadczy choćby wprowadzanie Cię do swojego świata. Tym niemniej, jeśli Ci na nim zależy, to po prostu cieszyłabym się tym, co jest, ale równocześnie zachowała ostrożność i obserwowała rozwój wypadków. Wydaje mi się, że on Twoich emocji nie bagatelizuje (to dobry znak), więc tym bardziej nie powinnaś mieć oporów, aby o pewnych rzeczach mówić głośno. Pamiętaj zresztą, że masz prawo do tych obaw i one mają jakieś podstawy, a to w jaki sposób on podejdzie do tematu, też Ci dużo o nim samym i stosunku do Ciebie powie.
U mnie była podobna sytuacja jak ta opisana. Ja mając niespełna 22 lata poznałam faceta 38 letniego. Tez miał wtedy żonę, dziecko (młodsze ode mnie o 3 lat). Jego syna poznałam bardzo szybko, żonę zreszta też. Po kilku miesiącach rodziców i rodzeństwo. Naszczescie mimo 16 letniej różnicy wieku wszyscy mnie zaakceptowali i polubili. Aczkolwiek on tak szybko nie poznał mojej rodziny. Część jego znajomych trochę z politowanie (takie miałam wrażenie) patrzyło na mnie. Jesteśmy razem ze sobą od ponad 8 lat (7 mieszkamy razem). Dzieci, ani ślubu nie mamy - chociaż on od kilku miesięcy o tym coraz częściej wspomina - ale ja nie czuje potrzeby brania ślubu czy posiadania Dzieci. Na początku troszkę przerażała mnie ta różnica wieku, ale z czasem to minęło. Jeżeli dwie osoby dobrały się idealnie to tak naprawdę nie ma znaczeni.
[ Naszczescie mimo 16 letniej różnicy wieku wszyscy mnie zaakceptowali i polubili. Aczkolwiek on tak szybko nie poznał mojej rodziny. Część jego znajomych trochę z politowanie (takie miałam wrażenie) patrzyło na mnie. Jesteśmy razem ze sobą od ponad 8 lat (7 mieszkamy razem). Dzieci, ani ślubu nie mamy - chociaż on od kilku miesięcy o tym coraz częściej wspomina - ale ja nie czuje potrzeby brania ślubu czy posiadania Dzieci. Na początku troszkę przerażała mnie ta różnica wieku, ale z czasem to minęło. Jeżeli dwie osoby dobrały się idealnie to tak naprawdę nie ma znaczeni.
Szczerze mówiąc z tym idealnym doborem charakteru partnera, kiedy samemu jest się młodą i nie do końca ukształtowaną osobowością jest jednak różnie. Sama miałam męża dużo starszego od siebie i wszystko układało się w naszym małżeństwie świetnie ( emocjonalnie ) do chwili, kiedy jako młoda kobieta pozwalałam sobą kierować w 95 % tematów. W okolicach 30-stki kiedy lepiej zrozumiałam swoje potrzeby i chciałam stać się bardziej samodzielną osobą, mąż poczuł się mną rozczarowany...
112 2018-08-28 10:04:28 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2018-08-28 10:05:41)
MagdaLena1111 napisał/a:sosenek napisał/a:to, że zabrał cie na wesele kompletnie nic nie znaczy, jak również to, że cię nie ukrywa. nie oznacza to również, że traktuje waszą relację poważnie.
werkaaaa napisał/a:sosenek, to w takim razie, jakie zachowania miałby świadczyć że traktuje nas poważnie ? lub co w naszej relacji świadczy o tym, że to nie jest nic poważnego ? Pytam bez sarkazmu, żeby nie było. Po prostu chcę wiedzieć dlaczego takie wnioski wyciągasz.
Werkaaaa, chciałabyś, aby sosenek znalazła sposób, który dałby Ci jednoznaczną odpowiedź na gnębiące Ciebie wątpliwość dotyczące intencji Twojego faceta wobec Ciebie?
To chyba pomyłka.
Już Tobie napisałam wcześniej, że prowadzenie się z Tobą może być dla Twojego faceta formą autoprezentacji a Ty pełnisz rolę trofeum, który świadczy o jego powodzeniu u „młódek” albo możesz być dla niego maskotką umilającą czas. Podkreślam, że może, ale nie musi.
To że się z Tobą pokazuje świadczy tylko o tym, że się Ciebie nie wstydzi, a nie że traktuje związek z Tobą poważnie.Twoim problem jest w mojej ocenie Twój brak pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości, stąd obawy przed byciem wykorzystaną, bo nie do końca wierzysz, że ktoś może Ciebie pokochać oraz stąd Twoja wysoka potrzeba aprobaty społecznej i dlatego tak się przejmujesz gadaniem koleżanki i ciekawskimi spojrzeniami ludzi. W żadnym związku nie będziesz miała nigdy gwarancji, że będzie on trwały i szczęśliwy na zawsze. Musisz zaryzykować i pozwolić, aby relacja się rozwijała. W tej chwili nie wydaje mi się, że darzysz swojego partnera głębszym uczuciem, ale chcesz zminimalizować ryzyko Twojej porażki, którą byłoby dla Ciebie odrzucenie lub porzucenie przez partnera.
Wiesz co Magdalena, trafiłaś w punkt. Czytając Twoją wypowiedź miałam łzy w oczach. Masz rację i dzisiaj sobie to uświadomiłam.
Trochę nie w temacie, ale musze się wygadać. Wczoraj w nocy moja mama wróciła z wakacji, otworzyłam jej drzwi a ona nie odezwała się do mnie ani słowem, nic. Po prostu weszła bez żadnego 'cześć'. Ok, to już w sumie któryś raz, ale zazwyczaj po pracy jak wraca to tak się zachowuje, więc myślałam, że jak wróci z wakacji, to będzie w lepszym humorze. Rano, zapytała o sprawy rodzinne, więc chwile normalnie rozmawiałyśmy, ale później wyszedł jakiś temat i znowu kłótnia, a gdy jest kłótnia to mama ZAWSZE przytacza mój były związek i to, że on mnie rzucił i wypomina, że nic w życiu dobrego nie osiągnęłam, więc odpowiedziałam jej, że w jej małżeństwie też nie jest dobrze, a właściwie go nie ma i wtedy mama zapytała "czy chce dostać w pysk ? bo ona może to zrobić i nie będzie miała z tego powodu żadnych konsekwencji" i po tym incydencie moją pierwszą myślą było "muszę do niego zadzwonić, żeby po mnie przyjechał, bo ja tutaj nie wytrzymam" ale później ochłonęłam, popłakałam sobie i stwierdziłam, że tego nie zrobię bo przecież syn jest u niego i nie chce żeby w takim stanie mnie zobaczył po raz pierwszy. Zaczęłam czytać jakiś artykuł o toksycznych relacjach z matka, gdzie było napisane, że gdy dziecko nie czuje się kochane przez matkę to wtedy nie jest w stanie uwierzyć, że ktoś inny (partner) może to zrobić, czyli to co napisała Magdalena. Zastanawiam się bardzo poważnie nad terapią.
Mój facet zadzwonił, odebrałam, bo myślałam, że już się uspokoiłam, ale wyczuł, że coś jest nie tak, a wtedy ja nie wytrzymałam i się rozpłakałam, powiedziałam, że z mamą się pokłóciłam i ogólnie o tym opowiedziałam, on powiedział, że przyjedzie na chwile, zostawi w mieszkaniu syna, ale postanowiłam, że nie chce żeby mnie widział w tym stanie, poza tym chciałam być sama. Okazał mi wsparcie, natomiast, czuję, że ja trochę chcę uciec do niego z domu, bo już sobie planuję, że jutro zostanę u niego na noc, żeby nie być z matką. I często jak od niego wracam, to czuję taki smutek, że do domu muszę jechać... Sama nie wiem co we mnie siedzi, gdzie znaleźć złoty środek...
Werkaaaa bardzo ładnie doszłaś do wniosków, które zdają się być trafne. Skoro potrafisz już określić skąd biorą się Twoje lęki i że to nie musi mieć nic wspólnego z relacją, w której jesteś, ale z tym, co wyniosłaś ze swojego domu, to możesz to kontrolować. Czyli za każdym razem, kiedy bez żadnej wyraźnej przyczyny i uzasadnienia wkręcasz sobie sama albo pozwalasz, żeby koleżanka Tobie sugerowała, że Twój związek nie ma szans na szczęśliwy przebieg, to pomyśl, że to nie ma żadnego związku z tym, co w rzeczywistości dzieje się między Tobą a Twoim partnerem. Musisz dać sobie szansę, żeby się Wasz związek rozwijał bez Twoich lęków i pseudo-rad, które podsycają Twoje leki z zewnątrz.
Twoja mama wygląda na toksyczną osobę. Celowo Ciebie rani, wbija szpile, manipuluje, gdy karze ciszą, pokazuje gdzie jest Twoje miejsce i ustawia do kąta. Najlepiej byłoby, żebyś się od niej wyprowadziła i ograniczyła z nią kontakt lub nauczyła ignorować jej zachowania, bo jak zobaczy, że jej słowa i zachowania nie robią na Tobie wrażenia, to w końcu ich zaprzestanie. Może terapia to dobry pomysł, bo wielu osobom pomaga.
to, że zabrał cie na wesele kompletnie nic nie znaczy, jak również to, że cię nie ukrywa. nie oznacza to również, że traktuje waszą relację poważnie.
tak. to nic nie znaczy. chętnie chwalimy się o wiele młodszymi, atrakcyjnymi partnerkami. to podnosi nasze ego. i jest to naturalne.
różnica prawie 20 lat JEST problematyczna. dla obu stron. i faceci 40+ również zdają sobie z tego doskonale sprawę. co będzie jak przekroczą 50 lat, staną się mniej atrakcyjni, mniej energiczni, mniej żywiołowi i spontaniczni? kobieta w wieku 30+ wchodzi w swój najlepszy okres, jest pełna energii, świadomej kobiecości, jej libido sięga sufitu, by zacząć spadać dopiero po 40tce.
taki facet po 50tce może w tej sytuacji ciągle czuć oddech konkurencji (wyimaginowej lub nie), może nie czuć się bezpiecznie, może czuć że nie spełnia wymagań, nie jest w stanie już dotrzymać kroku - i będzie miał rację.
Jestem nowa i kompletnie nie wiem, jak się poruszać po tym forum.:) Chciałam się wypowiedzieć od odnosnie posta dziewczyny, która jest w związku ze starszym facetem. Werka, daj sobie spokój. Prosty mechanizm, uciekasz do kogoś przed toksycznymi relacjami z mamą. Też się kiedyś tak wkręciłam. Wiecznie się nie dogadywałyśmy z mamą, poznałam niepełnosprawnego (tak, k*wa!) gościa i zamieszkałam z nim. Facet miał z głową nie tak, był maminsynkiem i pomiatał wszystkimi, jak swoją matką. Względem mnie dochodziło do rękoczynów. Ty też uciekasz przed mama, relacją z nią. A ten starszy, poukładany Pan daje Ci mentalne schronienie. On o tym doskonale wie.:) Co do tego, że ma dzieciaka. Nie lepiej z kimś coś z zbudowac? Od poczatku, zamiast brać stan surowy? Jestem w relacji, gdzie facet ma syna z poprzedniego związku, bo trudno. Najpierw obiadki sratku, dawałam drobne - byłam super. Ale coś mamusia musi kiedyś powiedzieć gówniarzowi, jak zapyta, czemu rodzice nie są razem. Nie powie "synu, dałam innemu", tylko raczej " ona rozbiła małżeństwo mamusi i tatusia". Tak więc daj spokój z tym facetem, szukaj rówieśnika. Ja byłam cacy macocha, a teraz jestem zła. Ponastawiali. Ale to dobrze, bo nikt nie nachodzi chociaż.
Sama nie znam odpowiedzi na wiele pytan w mojej głowie, dlatego dzisiaj zapisuje sie na terapie. Zawsze przed jej rozpoczęciem hamowały mnie koszty ale myśle sobie teraz ze lepiej wydać te 200-300 zł na miesiąc i wiedzieć co ma sie w głowie, tym bardziej ze to coraz bardziej mi przeszkadza.
Napisałam o matce i ucieczce bo z poprzednim facetem mieszkałam i chyba to mieszkanie trzymało mnie najbardziej w tym związku. Z tym tez najchętniej juz bym zamieszkała...
Decyzja o podjęciu terapii jest decyzją bardzo dobrą, bo jeśli zostanie dobrze poprowadzona, dokopiesz się do przyczyn Twoich problemów, a potem nauczysz funkcjonować bez tych wszystkich lęków, które przez lata w sobie wyhodowałaś.
I teraz pytanie: czy nie myślałaś o tym, aby wyprowadzić się z domu i zamieszkać samej? Być może to pozwoliłoby poczuć Ci się stabilniej, a równocześnie nie będziesz czuła tej presji, że mężczyzna (jakikolwiek) jest trampoliną, która pozwala wyrwać się ze środowiska, w którym jest Ci zwyczajnie źle.
Mam meza o 24 lata starszy.z tego zwiazku jest 26 letni syn.poczatki byly piekne.Bardzo go kochalam teraz sie zastanawiam czy on mnie tez.Jestesmy ze soba 27 lat wiele rzeczy nie poszlo po naszej mysli.syn zawalil jeden rok studiow.drugi tez.poszedl na pedagogike specjalna na trzecim roku zrezygnowal.swiat sie nam zawalil.syn powiedzial ze nie wie co chce robic w zyciu.pracuje na stacji pialiw.nie ma zadnych planow ani ambicji.w domu komputer jest najwazniejszy zadne prace domowe nie no chyba ze zrobie awanture.Kochm go bardzo ale mam serdecznie dosc .nie mozemy spokojnie pogadac bo syn klamie.Blagam o jakies rady madrych ludzi pomozcie co robic
Witajcie ponownie, muszę napisać znowu. Nie jest ok. Ciężko mi trochę...
Tydzień temu, w piątek, umówiliśmy się, że sobotę spędzamy razem, w domu, na spokojnie. Tak bardzo się cieszyłam, bo w tygodniu prawie w ogóle nie miał dla mnie czasu, bo praca, bo syn do szkoły, bo to bo tamto. I ok, rozumiem. Dlatego ta sobota była dla mnie taka ważna, dodam, że w niedziele, z kolei miałam po raz pierwszy poznać jego syna. Nadeszła sobota i zaczęła się ok, zaczęłam coś tam gotować itp. Nagle zadzwonił do niego ktoś tam, a on po tym telefonie od razu wstał i powiedział, że musi wyjść, z kimś się spotkać, bo w firmie coś tam, ktoś tam i to ważne spotkanie - w sobotę. Powiedział, że za godzinkę będzie. Nie byłam zadowolona, ale co miałam zrobić, godzina jeszcze jest do wytrzymania. Ale to nie była godzina, ale 3. I ja głupia czekam i czekam na niego. Wrócił, a ja byłam, zła na niego i zaczęła się awantura. On porównał mnie do SWOJEGO 9 LETNIEGO SYNA. Powiedział, że jesgo syn jest bardziej dojrzały, bo rozumie, że są sprawy ważne i ważniejsze. Powiedział, że powinnam dojrzeć, że powinnam się obudzić, bo już jestem w świecie dorosłych. Zaczęłam płakać, bo już nie wytrzymałam, a on powiedział, że powinnam sobie kilka spraw przemyśleć i że może odwieźć mnie do domu, bo nie ma siły się denerwować już. Więc uznałam, że każe mi sobie iść, odwiózł mnie do domu i powiedział, że jak się uspokoję to mam dać znać. Przepłakałam całą noc, nie miałam siły wstać rano, więc napisałam mu że dzisiaj nie chce się widzieć z jego synem, na co napisał "ok, rozumiem" Nic więcej. Zadzwoniłam, a on rozmawiał ze mną z takim spokojem, jakbym była nikim. Od tamtej pory jest źle, nie spotkaliśmy się bo on ma pracę, pytał czy chce się spotkać w ten weekend, ale nie miałam siły. Nie wiem co robić, wiem, że musimy pogadać, ale nie umiem chyba...
Chodzi mi o to, że zawsze jest coś ważniejszego ode mnie, to głupie spotkanie w sobotę, pokazało, że nie liczę się ja, i nasze ustalenia ale ktoś obcy, do którego leci na każde zawołanie, a ja ? co tam ja... ja się nie liczę. Proszę spójcie na to, powiedzcie co myślicie...
Witajcie ponownie, muszę napisać znowu. Nie jest ok. Ciężko mi trochę...
Tydzień temu, w piątek, umówiliśmy się, że sobotę spędzamy razem, w domu, na spokojnie. Tak bardzo się cieszyłam, bo w tygodniu prawie w ogóle nie miał dla mnie czasu, bo praca, bo syn do szkoły, bo to bo tamto. I ok, rozumiem. Dlatego ta sobota była dla mnie taka ważna, dodam, że w niedziele, z kolei miałam po raz pierwszy poznać jego syna. Nadeszła sobota i zaczęła się ok, zaczęłam coś tam gotować itp. Nagle zadzwonił do niego ktoś tam, a on po tym telefonie od razu wstał i powiedział, że musi wyjść, z kimś się spotkać, bo w firmie coś tam, ktoś tam i to ważne spotkanie - w sobotę. Powiedział, że za godzinkę będzie. Nie byłam zadowolona, ale co miałam zrobić, godzina jeszcze jest do wytrzymania. Ale to nie była godzina, ale 3. I ja głupia czekam i czekam na niego. Wrócił, a ja byłam, zła na niego i zaczęła się awantura. On porównał mnie do SWOJEGO 9 LETNIEGO SYNA. Powiedział, że jesgo syn jest bardziej dojrzały, bo rozumie, że są sprawy ważne i ważniejsze. Powiedział, że powinnam dojrzeć, że powinnam się obudzić, bo już jestem w świecie dorosłych. Zaczęłam płakać, bo już nie wytrzymałam, a on powiedział, że powinnam sobie kilka spraw przemyśleć i że może odwieźć mnie do domu, bo nie ma siły się denerwować już. Więc uznałam, że każe mi sobie iść, odwiózł mnie do domu i powiedział, że jak się uspokoję to mam dać znać. Przepłakałam całą noc, nie miałam siły wstać rano, więc napisałam mu że dzisiaj nie chce się widzieć z jego synem, na co napisał "ok, rozumiem" Nic więcej. Zadzwoniłam, a on rozmawiał ze mną z takim spokojem, jakbym była nikim. Od tamtej pory jest źle, nie spotkaliśmy się bo on ma pracę, pytał czy chce się spotkać w ten weekend, ale nie miałam siły. Nie wiem co robić, wiem, że musimy pogadać, ale nie umiem chyba...
Chodzi mi o to, że zawsze jest coś ważniejszego ode mnie, to głupie spotkanie w sobotę, pokazało, że nie liczę się ja, i nasze ustalenia ale ktoś obcy, do którego leci na każde zawołanie, a ja ? co tam ja... ja się nie liczę. Proszę spójcie na to, powiedzcie co myślicie...
Odniosę się tylko do tej wypowiedzi. On nie zna w ogóle kobiet. Może miał rację że zareagowałaś jak dziecko ale on też potraktował cię jak dziecko i odstawił do kąta aż się uspokoisz( odwiózł do domu) a powinien jak osobę dorosłą i przedyskutować problem z tobą. Powiedział ci że są sprawy ważne ( ty) i ważniejsze ( ktoś inny, może szef) i niestety nie traktuje cię poważnie, nie szanuje. Wygląda na to że poważniej traktuje swojego 9 letniego syna( więzy krwi nie mają tu nic do rzeczy) niż ciebie, kobietę która może mu dać syna, może mu dać siebie. Gdyby mi się kobieta rozpłakała to najpierw byłoby przytulenie aż do momentu uspokojenia a on zamiótł problem pod dywan, tym bardziej to naganne bo on go spowodował. Traktuje cię paternalistycznie a nie jak partnerkę, poucza cię, przywołuje do porządku zamiast starać się zrozumieć bo to że cię nie kocha jest dla mnie oczywiste.
na wstepie.......sory a szczerosc. Zobacz Werka- nikt ( z dotychczasowych) nie zareagowal na Twoj post - w sumie mnie tez sie nie chcialo. Zainicjowalas swoj problem- ludzie reagowali -Ty ucichlas - i nagle......... znowu problem.......... masz szacunek dla drugiego czlowieka? czy tylko widzisz potrzeby SWOJE ?? Moze empatia to obce dla Ciebie slowo?? a moze TY jestes pempkiem swiata? Moze Twoj partner to zauwazyl ? ... i moze stad Twoje problemy?? POMYSL?
120 2018-09-12 21:25:05 Ostatnio edytowany przez marakujka (2018-09-12 21:27:21)
Cześć,
w kwietniu poznałam faceta, to on dość spektakularnie mnie poderwał, więc nie było tak, że to ja za nim biegałam. Ja studiuję jeszcze, mam 23 lata. On ma 41 i 9 letniego synka, z jego mamą rozstali się gdy mały miał 2 latka, nie mieli ślubu. Nigdy nie sądziłam, że ja - zwłaszcza po tych przejściach będę w związku z takim mężczyzną - przystojnym, już dojrzałym, pewnym siebie, życiowo ustawionym, no i z tym bagażem. A jednak jestem. Po 2 miesiącach poszliśmy do łóżka, mimo, iż kiedyś obiecałam sobie, że poczekam z tym dłużej, ale stało się. I tak żyjemy, spędzając czas głównie w łóżku. On nie chowa mnie przed światem, jeździmy razem w różne miejsca, robimy razem zakupy, ostatnio byliśmy razem na ślubie jego kolegi, więc nie czuję się laską od seksu. A jednak coś mierzi, dzisiaj wróciłam do domu, po 4 dniach spędzonych u niego, siedzę i myśle, czuję jakiś dyskomfort w środku, czy to ma sens ? .
No nie, nie ma sensu. 20 lat różnicy to już sporo. Pono świadczą takie preferencje o problemach natury psychicznej - dlaczego ciągnie cię i potrzebujesz tzw. "tatuśka" (nawet jeśli bez brzucha, to i tak tatuśka). Co jest w tobie, że jesteś w stanie podkochiwać się w takim grzybie. Przemyśl dzieciństwo - twoje relacje z ojcem, matką - tak niby radzą psychologowie. Albo jeszcze lepiej - terapia. Noo chyba że chodziłoby tylko o jego status - tylko robiłabyś wówczas za prostytutkę.
No i nie ma to też sensu przyjmując dłuższą perspektywę czasową - co będzie za 10, 15, 20 lat? Z nim? Stary, zobolały, z reumatyzmem. Heh. I jeszcze nie będzie mu tak chętnie stawać.
A facet chwali się młodą d* w swoim towarzystwie - nic w tym nadzwyczajnego.
121 2018-09-13 11:49:35 Ostatnio edytowany przez karolcia_38 (2018-09-13 11:51:35)
Werko :-)
Przeczytałam wszystkie posty i według mnie (moja subiektywna opinia aczkolwiek poparta i osobistym doświadczeniem i zdobytą wiedzą) mówi mi tak. Werko patrzysz na swój problem w złym kierunku. Twoje perturbacje związkowe, emocje z tym związane są nie przyczyną Twojego problemu a jego KONSEKWENCJĄ. Myślę, że mogłabym Ci pomóc jeśli byś zechciała. Napisz do mnie maila jeśli Cię interesuje moja interpretacja Twojego problemu. ja wierzę, że jesteś piękną, mądrą, silną i wartościową kobietą tylko nie masz jeszcze świadomości tego bo to przysłania Ci inny ważny aspekt Twojego życia. Twoja przejmująca, dojmująca i przemożna czasami serce z piersi wyrywająca ...... samotność. Ale ta samotność to efekt czegoś co zaistniało w przeszłości. i ta samotność jest rodzajem iluzji. póki co Ty ją łączysz ze światem zewnętrznym. tymczasem ona ma początek w Tobie i żaden świat zewnętrzny jej nie usunie dopóty Ty sama nie będziesz na to gotowa. ale aby być gotowym trzeba zrozumieć. aby zrozumieć trzeba posiąść wiedzę.
pozdrawiam ciepło karolina